XVI. FORMY MYŚLENIA W ŻYCIU PRAKTYCZNYM
A
by pojąć ducha średniowiecznego jako pewnąjedność i całość, trzeba
przestudiować jego podstawowe .formy myślenia nie tylko tam, gdzie
dotyczyły one wyobrażeń wiary i wyższej spekulacji, lecz także w powią-
zaniu z problematyką, jaką nasuwała trzeźwa praktyka i mądrość życio-
wa ,,na co dzień”, zarówno wyższe jak i niższe przejawy średniowieczne-
go ducha opanowane były bowiem przez te same wielkie tendencje
myślowe. Podczas gdy jednak w dziedzinie wiary i spekulacji zawsze
pozostaje otwarte pytanie, do jakiego stopnia owe formy myślenia były
wynikiem i echem długiej tradycji literackiej, wywodzącej się ze źródeł
greckich i żydowskich, a nawet egipskich i babilońskich, to w życiu co-
dziennym formy te działały naiwnie i żywiołowo, bez bagażu neoplato-
nizmu i innych kierunków umysłowych.
Człowiek średniowieczny rozumuje w swym życiu codziennym tymi sa¬mami kategoriami co w swej teologii. I tu, i tam fundamentem jest ów architektoniczny idealizm, który scholastyka zwała realizmem: potrzeba wyodrębnienia wszelkich danych poznania oraz nadania im kształtu jako pewnej swoistej istocie, potrzeba uporządkowania ich z innymi w związki hierachiczne; umysł Średniowiecza nieustannie wznosił z danych poznania świątynie i katedry, jak dziecko, które bawi się klockami.
Wszystko, co w życiu zdobyło sobie trwałe stanowisko, co stało się kon¬wencją życiową, uzyskiwało wagę uświęconego porządku; taki kształt przy¬bierały zarówno najzwyklejsze obyczaje i nawyki, jak i najgłębsze sprawy w boskim planie świata. Bardzo wyraźnie ujawnia się to np. w tych zapa¬trywaniach na przepisy etykiety dworskiej, które pozostawiły nam opisy dworu, chociażby u 01iviera de La Marche czy Alićnor z Poitiers, Stara dama traktuje owe przepisy jako mądre prawa, które niegdyś ustanowione zostały na dworach królewskich drogą wyboru i orzeczenia; odtąd prze¬strzegać się ich będzie zawsze. Dla Aliśnor etykieta uosabia mądrość wie¬ków: „I wtedy usłyszałam przemawiających przodków, którzy wiedzie¬li...” 1 Widzi ona, że czasy stale się pogarszają: od mniej więcej dziesięciu lat niektóre panie we Flandrii stawiają łóżko położnicy przed ogniem, „z czego bardzo szydzono” albowiem dawniej nie czyniono tego nigdy;
270
Rozdział siedemnasty
dokądże to prowadzi? „Ale dziś każdy postępuje według swego upodoba¬nia; dlatego należy się obawiać, że wszystko to wyjdzie na złe.” 3
La Marche stawia sobie i czytelnikowi ważkie pytania dotyczące głębszej myśli wszystkich tych uroczystych spraw: dlaczego „sadownikowi” (frui- tier) podlega równocześnie oświetlenie, „urząd nadzoru wosku” (le mestier de la cire)? Odpowiedź brzmi: ponieważ pszczoły wysysają wosk z kwia¬tów, z których powstają również owoce. „Tak dobrze rzecz ta została zor¬ganizowana.” 4 Silna skłonność, jaką wykazywało Średniowiecze, aby dla każdej funkcji powołać odpowiedni urząd, nie jest niczym innym, jak właśnie wynikiem sposobu myślenia, który przyznawał samodzielność każ¬dej, jakości i ujmował ją jako ideę. Król Anglii miał wśród swej magna sergenteria szczególny urząd podtrzymywacza głowy królewskiej, gdy władca płynął przez Kanał i cierpiał na chorobę morską; w roku 1442 urząd ten piastował niejaki John Baker, który później przekazał go w spadku swoim dwom córkom.5
W podobnym świetle musimy także rozpatrywać obyczaj nadawania imion wszystkim rzeczom, nawet nieożywionym. Kiedy jeszcze dziś w ży¬ciu wojennym, które pod wieloma względami znamionuje nawrót do pry¬mitywnej postawy życiowej, armaty otrzymują imiona, to jest to — oczy¬wiście już wyblakły — rys prymitywnego antropomorfizmu. W Średnio¬wieczu rys ten występował z nieporównanie większą siłą; podobnie jak miecze w opowieściach rycerskich, wszystkie bombardy miały w wojnach XIV i XV stulecia swe własne nazwy: le Chien d’Orleans, la Gringade, la Bourgeoise, de Dulle Griete. Reliktem tego obyczaju jest jeszcze dziś fakt, że niektóre słynne diamenty mają swoje imiona. Klejnoty Karola Śmiałe¬go zwały się np.: le Sancy, les Trois Freres, la Hote, la Balie de Flandres.® Jeśli aż do dziś statki otrzymują nazwy własne, domy tylko wyjątkowo, a dzwony kościelne prawie nigdy, to nawyk ten pochodził stąd, że statek zmieniał miejsce i o każdej porze musiał być łatwy do rozpoznania, a tak¬że stąd, iż statek zachował w sobie coś bardziej osobistego niż dom; odbija się to również w angielskim rodzajniku shej Każda personifikacja przed¬miotów martwych musiała w Średniowieczu wyrażać się o wiele dobitniej; wtedy jeszcze każda rzecz otrzymywała swoje miano, zarówno lochy wię¬zienne, jak i każde domostwo, jak i każdy dzwon.
We wszystkich rzeczach poszukiwano, jak mawiał człowiek średnio¬wieczny, „moralitetu”, tzn. nauki, która w nich tkwiła, ich znaczenia mo¬ralnego; ono było najistotniejsze. Każdy epizod historyczny albo literacki wykazywał skłonność do krystalizowania się w (parabopę, wLmpralistyczne exemplum, w argument — każda wypowiedź krystalizowała się w senten¬cję, w cytat, w przysłowie. Analogicznie do świętych związków symbolicz¬nych pomiędzy Nowym i Starym Testamentem powstawały związki mo¬ralne, dzięki którym każde wydarzenie mogło być natychmiast odbite
Formy myślenia w życiu praktycznym
271
w jakimś wzorze, typowym przypadku z Pisma świętego, historii czy li¬teratury, Tak więc, aby pobudzić kogoś do przebaczenia, wyliczano mu biblijne przypadki darowania winy. Aby ostrzec przed małżeństwem, wy¬mieniano wszystkie nieszczęśliwe związki, o których mówi starożytność. Jan bez Trwogi, chcąc usprawiedliwić mord na Orleańczyku, porównuje siebie z Joabem, a swą ofiarę z Absalonem, ba, twierdzi nawet, że jest lep¬szy niż Joab, ponieważ król wyraźnie nie zakazał zabójstwa. „Tak więc dobry książę Jan nadał temu zdarzeniu znaczenie nauki moralnej.”8 Jest to równocześnie rozległe i naiwne zastosowanie formalnego pojęcia prawa, które w dzisiejszym życiu prawnym poczyna być reliktem przestarzałych form myślenia.
Wszelki poważny sposób dowodzenia odwoływał się wówczas chętnie do litery tekstu; ona była podstawą i punktem wyjścia. Dwanaście propo- zycyj za i przeciw wypowiedzeniu posłuszeństwa papieżowi awiniońskie- mu, przy pomocy których walczono w obronie schizmy na paryskim syno¬dzie narodowym w roku 1406, wyprowadzonych zostało z jednej wypo¬wiedzi Pisma.® Uroczysty mówca świecki dobierał sobie cytaty równie pil¬nie, jak i kaznodzieja.10
Trudno o dobitniejszy przykład wszystkich wspomnianych tu cech niż osławione przemówienie, w którym mistrz Jean Petit starał się uspra¬wiedliwić księcia Burgundii z zamordowania Ludwika Orleańskiego.
Minęło już dobre trzy miesiące od dnia, kiedy pewnego wieczoru brat królewski zamordowany został przez najętych skrytobójców, których goś¬cił przedtem Jan bez Trwogi w swym domu przy Rue Vieille du Temple. Zrazu podczas uroczystości pogrzebowych książę burgundzki okazywał głęboką żałobę. Skoro jednak spostrzegł, że poszukiwania zdążają w kie¬runku jego Hôtel d’Artoîs, gdzie trzymał w ukryciu morderców, odciągnął w Radzie na stronę swego wuja de Berry i wyznał mu, że za podszeptem diabła kazał dokonać zabójstwa. Potem uciekł z Paryża do Flandrii. Już w Gandawie kazał ogłosić publicznie pierwsze usprawiedliwienie swojej zbrodni; następnie powrócił do Paryża, ponieważ budował na powszechnej nienawiści do Orleańczyków i na swej własnej popularności u ludu pary¬skiego, który też istotnie nawet jeszcze i teraz radośnie go przyjął. W Amiens książę naradził się z dwoma mężami, którzy odznaczyli się po¬śród mówców na synodzie paryskim w roku 1406, z mistrzem Jean Petit i Pierre aux Boeufs. Polecił im dalsze poprowadzenie gandawskiej obrony Szymona de Saulx, aby uzyskać w Paryżu całkowite usprawiedliwienie w oczach książąt i wielkich panów.
Tak więc mistrz Jean Petit, teolog, kaznodzieja i poeta, pojawił się 8 marca 1408 roku w Hôtel de Saint-Pol, w Paryżu, przed jaśnie oświeco¬nym audytorium, w którym pierwsze miejsce zajmowali delfin, król Neapo¬lu, książęta Berry i Bretanii, Mówca zaczął w tonie pokornym, jak przysta¬
272
Rozdział siedemnasty
ło: jest biedakiem, ani z niego teolog, ani prawnik; „tak wielka obawa opad¬ła moje serce, prawdziwie tak wielka, że odbiegł mnie duch i pamięć, a i to trochę rozumu, o którym roiłem, że go posiadam, całkiem mnie opuściło’’.11 Potem rozwinął arcydzieło czarnej podłości politycznej, które umysł jego skonstruował w rygorystycznym stylu na podstawie tekstu: „Radix om¬nium malorum cupiditas” (Pożądliwość korzeniem wszelkiego zła). Całość jest zbudowana kunsztownie, w oparciu o scholastyczne rozróżnienia i pod¬teksty, ilustrowana przykładami z Pisma i historii. Mowa osiąga-diabolicz- ną żywość i romantyczną dynamikę dzięki barwnej dokładności, z którą obrońca przedstawia podłość zabitego. Jean Petit rozpoczyna od wylicze¬nia dwunastu obowiązków, które obligowały księcia burgundzkiego, aby czcić króla Francji, kochać go i pomścić. Następnie mówca, poleciwszy się opiece Boga, Najświętszej Marii Panny i świętego Jana Ewangelisty, prze¬chodzi do właściwego dowodzenia, które dzieli się na część odpowiadającą przesłance większej (maior), mniejszej (minor) i na konkluzję. Na począt¬ku Jean Petit umieszcza wybrany przez siebie tekst: „Radix omnium ma¬lorum cupiditas” Z tego wysnuwa dwa korzystne dla siebie zastosowania: żądza rodzi odszczepieńców, płodzi zdrajców. Owe dwie zbrodnie — od¬stępstwo i zdrada — zostają następnie wyodrębnione, rozczłonkowane, a wreszcie pokazane na trzech przykładach. Jako prawzory zdrajców mów¬ca przedstawia słuchaczom Lucyfera, Absalona i Atalię. Potem następuje wyliczenie ośmiu prawd, które usprawiedliwiają mord tyrana; ten, który spiskuje przeciwko królowi zasługuje na śmierć i potępienie, i to tym bardziej, im wyższe ma stanowisko; każdy może go zabić. „Dowodzę tej prawdy przez dwanaście zasad na cześć dwunastu apostołów” 12; trzy z tych zasad opierają się na wypowiedziach doktorów, trzy na słowach filozofów, trzy na zdaniach prawników, a trzy odwołują się do Pisma świętego. Taki proceder ciągnie się dalej, dopóki mówca nie udowodnił ośmiu prawd; teraz przytacza on cytat z De casibus virorum illustrium filozofa moral¬nego Boccaccio (philosophe moral Boccace), a to jako dowód, iż tyrana można napaść z zasadzki. Z ośmiu prawd wynika osiem konkluzji (cor- rorallia) z dziewiątą jako przydatkiem, gdzie robi się aluzje do wszyst¬kich tych tajemniczych zdarzeń, w których potwarz i podejrzenie przy¬dzielają straszliwą rolę zamordowanemu. Wszystkie dawne podejrzenia, jakie prześladowały ambitnego i niepohamowanego księcia, rozżarzają się tu znów do białości: oto w r. 1392 Ludwik Orleański urządził rozmyślnie fatalny bal des ar dents, na którym jego brat, młody król, z trudem uszedł straszliwej śmierci w płomieniach; nie uszli jej natomiast jego towarzysze, którzy przebrani za dzikusów, zostali potrąceni trzymaną nieostrożnie po-chodnią. Rozmowy, które Orleańczyk prowadził w klasztorze celestynów z „czarownikiem” Filipem de Mćzieres, dostarczyły z kolei mówcy mate¬riału do wszelakich aluzji na temat planów morderczych i trucicielskich.
Formy myślenia w życiu praktycznym
273
Powszechnie znane zamiłowanie Ludwika do magii dało tu asumpt do opo-wiedzianych z werwą historii makabrycznych. Tak więc pewnego niedziel¬nego ranka Orleańczyk miał pojechać do La Tour Montjay nad Mamą w towarzystwie pewnego mnicha renegata, rycerza, giermka i pachołka; tam mnich przywołał dwóch na brunatno i zielono ubranych diabłów o imionach Heremas i Estramain, którzy swym diabelskim zaklęciem za¬czarowali miecz, sztylet i pierścień; później całe towarzystwo ściągnęło wisielca z szubienicy z Montfaucon itd. Nawet z bezsensownego bełkotu oszalałego króla mistrz Jean umiał wysnuć jakiś ponury sens.
Uchyliwszy przy pomocy wyobrażeń biblijnych i sentencji moralnych wyrok na płaszczyźnie ogólnoetycznej i stworzywszy kunsztownie atmo¬sferę wstrętu i grozy, Jean Petit dał teraz upust nurtowi jawnych obwi- nień w części przemówienia odpowiadającej przesłance mniejszej (minor), która punkt po punkcie odpowiadała podziałowi przesłanki większej (maior). Namiętna nienawiść stronnicza atakuje tutaj pamięć zamordowa¬nego z całą ostrością, do jakiej zdolny był ów pozbawiony hamulców umysł.
Cztery godziny przemawiał Jean Petit, a kiedy skończył, jego mocodaw¬ca powiedział: „Zgadzam się z wami.” 13 Usprawiedliwienie złożono w czte¬rech egzemplarzach, kosztownych książeczkach, oprawnych w tłoczoną skórę, iluminowanych złotem i miniaturami; były one przeznaczone dla księcia i jego najbliższych krewnych. Jeden z tych egzemplarzy zachował się jeszcze w Wiedniu. Traktat można też było zakupić.14
Potrzeba nadawania każdemu wydarzeniu z życia kształtu morał nepo przykładu, zdobienie każdego sądu w sentencję, dzięki czemu nabiera? on charakteru poniekąd substancjalnego i stawą* gT^™ippnrjw^gjr^rały ¿>w, krótko mówiąc, proces krystalizacji myśli znajdował swój najbardziej po¬wszechny i naturalny wyraz w przysłowiu. W myśleniu średniowiecznym przysłowie odgrywa bardzo żywą rolę. Setki przysłów były w użyciu co¬dziennym, a prawie wszystkie trafne i jędrne. Mądrość, która brzmi w przysłowiu, jest czasem trzeźwa, czasem zbawienna i głęboka, ton przy¬słowia jest często ironiczny, nastrój w większości dobrotliwy i zawsze zre¬zygnowany. Przysłowie nigdy nie głosi oporu, zawsze zaleca uległość. Ze śmiechem albo z westchnieniem pozwala triumfować samolubom i ocalać swą skórę obłudnikom. „Wielkie ryby pożerają małe. — Żle ubranych sa¬dza się plecami do wiatru. — Nikt nie wstydzi się bez potrzeby.”15 Cza¬sem brzmi to cynicznie. „Człowiek póty jest dobry, póki boi się o własną skórę. — W potrzebie wzywa się pomocy diabła.” 16 Na dnie tej mądrości spoczywa jednak łagodność, która nie chce niczego potępiać. „Nikt nie jest tak podkuty, żeby się nie poślizgnął.” 17 Biadaniom moralistów na grzesz-ność i zepsucie ludzi mądrość ludowa przeciwstawiała swój roześmiany rozsądek. W przysłowiu mądrość i etyka wszystkich czasów i krajów za¬
11 — Huizinga — Jesień średniowiecza
274
Rozdział siedemnasty
gęszcza się w jeden jedyny obraz. Niekiedy tendencja zawarta w przysło- wiu zbliża je do nauk Ewangelii, kjg&i^jndziej znów jest naiwnie pogań¬ska. Lud, który ma w powszechnym użyciu wiele przysłów, pozostawia dysputowanie, motywację i argumentowanie teologom i filozofom, sam natomiast załatwia każde wydarzenie przy pomocy jakiegoś prostego są¬du, trafiającego w sedno. Lud Wyrzeka się próżnej gadaniny i unika wielu niejasności. Przysłowie zawsze przecina węzeł; przy pomocy odpowiednie¬go przysłowia sprawa zostaje ostatecznie załatwiona. Skłonność do ukon- kretniania myśli przynosi bardzo istotne korzyści dla kultury.
Jest rzeczą zdumiewającą, jak wielka Jicziia przysłów znajdowała się w obiegu u schyłku Średniowiecza.18 W swym codziennym oddziaływaniu łączyły się one tak ściśle z kręgiem myślowym literatury, że obficie ko¬rzystali z nich ówcześni poeci. Szczególnie lnhianą fnrmą był np. taki poemat, którego -każda - strof a-kończyła- się .przysłowiem. W tej formie utrzymany jak np. szyderczy poemat, który jakiś anonim poświęcił znie¬nawidzonemu burmistrzowi Paryża, Huguesowi Aubriot, z okazji jego ha¬niebnego upadku.19 Z późniejszych trzeba tu dodać Alaina Chartier z jego Ballade de Fougères 20, Jana Régnier z jego skargami na niewolę, Molineta z różnymi fragmentami jego Faictz et Dictz, Complaincte de Eco Coquillar- ta, c^§_balląd^ Villona zbudowaną z przysłów.21 Tutaj także należy Le passe temps d’oysiveté Roberta Gauguina 22, gdzie wszystkie niemal 171 zwrotek kończyło się odpowiadającymi im przysłowiami. A może zresztą owe zbudowane na kształt przysłów sentencje moralne (tylko niektóre z nich znajdują się w znanych mi zbiorach przysłów), stanowią oryginalny koncept poety? Gdybyśmy zresztą zobaczyli, jak w umyśle indywidualne¬go twórcy rodzą się w bezpośrednim nawiązaniu do poematu różne przy¬słowia, byłby to jeszcze silniejszy dowód potwierdzający, iż przysłowie, tj. sąd wyrażony w sposób dobitny i powszechnie zrozumiały, odgrywało w myśleniu średniowiecznym rolę niezwykle żywotną.
Nawet kazanie obok cytatów ze świętego tekstu nie gardzi przysłowiem; bogaty użytek czynią z niego również uczestnicy poważnych dysput na zgromadzeniach państwowych czy kościelnych. Gerson, Jean de Varennes, Jean Petit, Guillaume Fillastre, Olivier Maillard przytaczają w swych ka¬zaniach i mowach najpospolitsze przysłowia dla wzmocnienia swoich wy¬wodów: „Kto o wszystkim milczy, ma ze wszystkim spokój. — Ufryzowa¬na głowa źle znosi hełm. — Ze skóry bliźniego szerokie rzemienie. — Ja¬ki pan, taki i pachołek. — Jaki sędzia, taki wyrok. — Kto wszystkim słu¬ży, temu nikt nie płaci. — Kto ma parchy, nie powinien zdejmować czap¬ki.’’ 23 Ba, nie brak nawet ogniwa łączącego przysłowie z Imitatio Christi: książka Tomasza à Kempis w swej formie sprowadza się do zbioru powie¬dzeń lub rapiaria, w których usiłowano zebrać mądrości o różnym pocho¬dzeniu i charakterze.
Formy myślenia w życiu praktycznym
275
Pod koniec Średniowiecza jest wielu takich pisarzy, u których władza sądzenia nie wznosi się właściwie ponad przysłowie, tym zaś posługują się nieustannie. Geffroi de Paris, kronikarz z początku XIV stulecia, nadzie¬wa swą rymowaną kronikę przysłowiami, które wyrażają naukę moralną, wypływającą z opisanych okoliczności24; Geffroi postępuje mądrzej niż Froissart i Le Jouvencel, u których sentencje własnego chowu także czę¬sto brzmią jedynie jak przysłowia: „Tak bywa w walce: raz się traci, raz się wygrywa. — Nie ma niczego, co by się nie sprzykrzyło. — Mówi się i jest prawdą, że nie ma nic pewniejszego od śmierci.” 25
Podobną do przysłowia formę krystalizacji myśli stanowi dewizą,, którą ze szczególnym zamiłowaniem uprawiał schyłek Średniowiecza. Idzie, tu już, nie jak w przysłowiu, o pewną mądrość o charakterze ogólnym, ale o jakąś całkowicie osobistą podnietę czy naukę życiową, którą wypowiada¬ją cÿ^wÿwyzszÊrHb rangi godła, którą wypisuje złotymi literami jako motto własnego żywota; ta właśnie nauka, która w sposób stylizowany powra¬ca na wszystkich częściach garderoby i rynsztunku, ma prowadzić i umac¬niać zarówno jego, jak i innych. Atmosfera dewizy jest, podobnie jak w przysłowiu, najczęściej nacechowana uległością albo też wyraża nadzie¬ję, odwołując się niekiedy do jakiegoś niedopowiedzenia, które nadaje jej nastrój tajemniczosciïV^jCiedy się to stanie?,—- Nadejdzie to wcześniej lub później. —[Idź naprzóaT^ THnym m7Hn lepiej^— Więcej cierpie¬
nia niż radości?Hfc| Najwięcej dewiz odnosi się~35~ipraw miłosnych. „Innej Jjuż mieć nie bęiPĘ. — Ku waszej uciesze. — Niech wam to przypomni. —■ Bardziej niż wszystkie inne [kobiety],” 17 Są to maksvmv rycerskie, który- mi zdobi się czaprak, broń i rynsztunek. Na pierścieniach brzmi to bar¬dziej intymnie: „Macie moje serce. — Jogo pragnę. — Na zawsze. — Wszystko dla was." 28
Z dewizą ściśle związane są emblematy, które albo ją wyraźnie ilustru¬ją, albo też pozostają z mą w luźnym związku, jak np. kij sękaty z Je l’envie, jeżowiec z Cominus et eminus Ludwika Orleańskiego, hebel z Ic houd jego przeciwnika Jana bez Trwogi, krzemień z dewizą Filipa Do¬brego.20 Dewiza i emblemat są doskonale zadomowione w sfarao heraldyki. Herb oznaczał zresztą dla człowieka średniowiecznego coś więcej niż tylko okazję do upustu zamiłowań genealogicznych. Rysunek herbowy miał w jego rozumieniu wartość niemal że totemu.30 Lwy, lilie i krzyże stały się symbolami, w których znajdował swój obrazowy wyraz cały rzeczywisty kompleks dążeń, pychy, poczucia przynależności i poczucia wspólnoty i tu¬taj występował on jako pewna całość, odrębna i niepodzielna.
Potrzeba wyodrębniania każdego wydarzenia jako czegoś, co istnieje sa-modzielnie, traktowania go jako idei, uwidacznia się we właściwej Śred-niowieczu silnej skłonności do kazuistyki. Ta znów wynika z powszechnie
.276
Rozdział siedemnasty
panującego wówczas idealizmu. Z każdym nasuwającym się pytaniem mu¬si korespondować jakaś idealna odpowiedź; zostanie ona odnaleziona wte¬dy» gdy uda się rozpoznać właściwy związek zachodzący między danym wydarzeniem a prawdami wiecznymi; związek ten wyprowadzony jest przez zastosowanie do faktów reguł formalnych. Na tej drodze rozwiązuje się nie tylko kwestie z zakresu moralności i prawa; kazuistyczny sposób traktowania zagadnień panuje także jeszcze i w wielu innych dziedzinach życia. Wszędzie tam, gdzie główną sprawą są styl i konwencje, gdzie w for¬mie kulturowej występuje na plan pierwszy element rozrywki, wszędzie tam kazuistyka święci swoje triumfy. Dotyczy to zwłaszcza tego wszystkie¬go, co związane jest z ceremoniałem i z etykietą. Tutaj ujęcie kazuistyczne jest na swym właściwym miejscu; jako forma myślenia kazuistyka jest tutaj adekwatna w stosunku do postawionych pytań właśnie dlatego, że chodzi tu wyłącznie o pewien ciąg wydarzeń, który zostaje wyróżniony w oparciu o szacowne precedensy i reguły formalne. To samo trzeba po¬wiedzieć o polowaniach i turniejach. Jak już zauważyłem wcześniej31, również traktowanie miłości jako pięknej gry towarzyskiej o nacechowa¬nych swoistym stylem formach i przepisach budzi potrzebę bardzo wy¬pracowanej kazuistyki.
Wreszcie w sposób bardzo różnorodny kazuistyka wiąże się także z oby-czajami wojennymi. Silny wpływ idei rycerskiej na sposób pojmowania wojny wprowadził i do tych zwyczajów pierwiastek rozrywki. Wydarze¬nia związane z prawem łupu, z prawem do ataku, z dotrzymaniem słowa ukazują się nam w aspekcie określonych reguł gry, takich, jakie obowią¬zywały na turniejach czy podczas polowań. Dążenie do ograniczenia prze¬mocy prawem i przepisem pochodzi nie tyle z instynktownego zastoso¬wania prawa międzynarodowego, ile raczej z rycerskiego stylu życia i z rycerskich wyobrażeń o honorze. Tylko świadomie przestrzegana ka¬zuistyka i ustalenie surowych reguł formalnych umożliwiało pewne zhar¬monizowanie obyczajów wojennych z rycerskim honorem stanowym.
W ten sposób pomiędzy przepisami regulującymi gry wojenne odnaj¬dujemy zaczątki prawa międzynarodowego. W roku 1352 Geoffroy de Charny przedstawia królowi francuskiemu Janowi II, który był wielkim mistrzem założonego przezeń niedawno rycerskiego Zakonu Gwiazdy, do rozstrzygnięcia szereg kazuistycznych kwestii; dwadzieścia z nich odnosi się do puste, dwadzieścia jeden do turnieju, a dziewięćdziesiąt trzy do wojny.32 W ćwierć stulecia później Honoré Bonet, przeor z Selonnet z Prowansji i doktor prawa kanonicznego, poświęca młodemu Karolo¬wi VI swe Arbre des batailles, traktat o prawie wojennym, który, jak dowodzą późniejsze wydania, zachowywał swe znaczenie praktyczne je¬szcze i w wieku XVI.33 Pośród zagadnień posiadających najgłębsze zna¬czenie dla prawa międzynarodowego znajdują się tutaj również nic nie
Formy myślenia w życiu praktycznym
277
znaczące drobiazgi, które dotyczą jedynie zasad gry. Czy można bez ko¬niecznej potrzeby zwalczać niewiernych? Bonet odpowiada z naciskiem: nie, nie wolno czynić tego nawet po to, by ich nawrócić. Czy władca może odmówić innemu władcy przemarszu przez swoje terytorium? Czy (często zresztą gwałcony) przywilej, który głosi, że oracz i jego wół jest święty w obliczu prawa wojennego, rozciąga się również na osła i pachołka? 34 Czy duchowny powinien pomagać swemu ojcu, czy swemu biskupowi? Jeśli straci się w bitwie pożyczony rynsztunek, to czy nadal obowiązuje jego zwrot? Czy wolno staczać bitwy w dni świąteczne? Czy lepiej jest pójść do bitwy na czczo, czy też po posiłku? 35 Na to wszystko przeor znaj¬duje odpowiedź w Biblii, w prawie kanonicznym i u glosatorów.
Do najważniejszych punktów obyczaju wojennego zaliczało się wówczas to wszystko, co dotyczyło łupów zdobywanych na jeńcach. Okup za ja¬kiegoś znakomitego jeńca był dla szlachcica i żołnierza najbardziej po¬ciągającą podnietą do walki. Tutaj otwierało się nieograniczone pole dla reguł kazuistycznych. Tu także prawo” międzynarodowe przecinało się z rycerskim punktem honoru (point d’honneur). Czy wolno Francuzom z okazji wojny z Anglikami wziąć do niewoli na terenie należącym do Anglii biednych kupców, chłopów i pasterzy oraz odebrać im ich majątek? W jakim wypadku można uciec z niewoli? Co oznacza glejt? 36 — W bio¬graficznym romansie Le Jouvencel przypadki te zaczerpnięto z praktyki. Przed obliczem dowódcy dwaj kapitanowie toczą spór o jeńca: „Ja pierw¬szy — mówi jeden — chwyciłem go za ramię i za prawą rękę i zerwałem mu rękawicę.” „Mnie zaś pierwszemu — powiada drugi — dał on swoją prawicę i swoje słowo.” Obaj mogli pretendować do cennej zdobyczy, ale wyższe racje przyznaje się drugiemu. Do kogo należy jeniec, który zbiegł i ponownie został ujęty? Rozwiązanie: jeśli wypadek zdarzył się na tery-torium wojennym, jeniec należy do tego, kto po raz drugi go schwytał; w innym zaś razie będzie on nadal własnością pierwotnego posiadacza. Czy jeniec, który dał słowo, może uciec, jeśli ten, który go ujął, mimo to nałożył mu więzy? Albo też jeśli zaniedbano zobowiązać go słowem? 37
Średniowieczna skłonność do przeceniania swoistej wartości jakiegoś przedmiotu czy wypadku ma jeszcze i inne konsekwencje. Powszechnie znany jest Le: Testament, wielki poemat satyryczny Franciszka Villona, w którym zapisuje orr całe swe mienie i dobro przyjaciołom i wrogom. Istniało jednak więcej takich testamentów.satyrycznych, jak np. Muł Bar- beaus, napisany przez Henryka Baude.38 Jest to utrwalona forma literacka. Można ją jednak pojąć tylko wtedy, gdy pamięta się, że ludzię_$redruo- wiecza zwykli istotnie prjpka*ywa^ saczegńłfflKflJŁ.testamencie najmniej- sze drobiazgi stanowiące ich „własność. Pewna uboga kobiecina zapisała swej parafii świąteczny strój i czepiec, chrześniakowi łóżko, opiekunce futro, codzienne ubranie biednym, a minorytom — cztery funty tournois,
278
Rozdział siedemnasty
które stanowiły cały jej^jgajątek. wraz z reszta ubrania, i z nakryciem głowy.39 Czyż nie jest to po prostu trywialne uzewnętrznienie tej samej dążności myślowej, która każdy okaz cnotliwości traktowała jako wie¬czyste exemplum, każdy obyczaj jako przejaw boskiego porządku? Spo¬tykamy się tu z takim samym przywiązaniem ducha do szczególnej war¬tości przedmiotów, jakie w sposób patologiczny opanowuje kolekcjonera i skąpca.
Wszystkie wymienione tu cechy dadzą się zebrać w pojęcie formalizmu. Wrodzona świadomość transcendentalnej rzeczywistości przedmiotów łą¬czy się z faktem, że każde wyobrażenie zostaje objęte niezmiennymi gra¬nicami i wyizolowane w formie plastycznej — i że właśnie forma ta jest. czynnikiem dominującym. Grzechy śmiertelne i grzechy powszednie dadzą się rozróżniać według ustalonych reguł. Poczucie prawa jest silne jak mur, ani przez moment nie pojawia się wątpliwość: postępowanie osą¬dza człowieka — powiada stara reguła prawnicza. Przy ocenie jakiegoś czynu sprawą główną jest zawsze jego zawartość formalna. Niegdyś, w pierwotnym prawie czasów starogermańskich, formalizm ten był tak silny, że orzeczenie prawa w ogóle nie brało pod uwagę problemu, czy dany postępek wynikł z określonego zamiaru przestępczego, czy też z nie¬dbalstwa; czyn był czynem i iako taki pociągał za soba karę», podczas gdy -C¿y» -me opeł-mony, _np. nieudaną. p,róbą_przestępstwa, pozostawał bezkar- ■riyjt Jeszcze i o wiele później ktoś, kto mimowolnie przejęzyczył się przy formule przysięgi, musiał utracić swoje prawo: przysięga była przysięgą i wobec tego była czymś świętym. Tutaj kres owemu formalizmowi położył wreszcie interes gospodarczy: nie można było bez przeszkody dla handlu wystawiać na możliwe 'niebezpieczeństwo cudzoziemskiego kupca, który niedostatecznie opanował język krajowy. Tak zatem prawa miejskie, po¬czątkowo w formie specjalnych przywilejów, znoszą zasadę Vare, która stwarzała niebezpieczeństwo pozbawienia się w taki sposób swych własnych praw. Siady surowego formalizmu w zakresie prawnym można dokładnie uchwycić także i w późniejszym Średniowieczu.
Również niezwykła wrażliwość na oznaki czci zewnętrznej jest zjawi¬skiem, które opiera się na formalistycznym sposobie myślenia. W r. 1445 w Middelburgu pan Jan van Domburg, popełniwszy zabójstwo, schronił się do kościoła, aby tam skorzystać z prawa azylu. Jak było to w zwyczaju, zablokowano go w jego miejscu ucieczki. Widziano wówczas, jak jego siostra, zakonnica, wielokrotnie nakłaniała go, by raczej pozwolił się zabić w walce, aniżeli wystawił swój ród na hańbę, wpadając w ręce kata. A kiedy wreszcie jednak się to stało, panna van Domburg wystarała się przynajmniej o zwłoki brata, by je godnie pogrzebać.41 — Podczas tur¬nieju czaprak pewnego szlachcica był ozdobiony jego herbem. Olivier de La Marche uważa to za rzecz bardzo niewłaściwą, bo gdyby koń — „nie-
Formy myślenia w życiu praktycznym
279
rozumne bydlę" {„une beste irraisonnable”) — przypadkiem się potknął, to herb musiałby powalać się w piasku, a cały ród byłby zbezczeszczo¬ny.42 Wkrótce po odwiedzinach księcia burgundzkiego w Chastel en Por- cien pewien szlachcic próbował w stanie obłędu popełnić samobójstwo. Powstaje z tego powodu nieopisane przerażenie: ,,I nie wiedziano, jak znieść tę hańbę po okazaniu tak wielkiej radości.” 43 Chociaż wiedziano, że stało się to w stanie obłąkania, nieszczęśliwy został wypędzony z zam¬ku „i na zawsze pozbawiony czci”.44
Charakterystycznym przykładem, który wskazuje, w jak ^plastyczny sposób usiłowano zaspokoić potrzebę zadośćuczynienia pohańbionej czci, może być wypadek następujący. Oto w r. 1478 powieszono w Paryżu przez pomyłkę niejakiego Wawrzyńca Guernier. Mianowicie tuż przed wyko¬naniem wyroku został on uwolniony od winy, ale wiadomość ta przyszła zbyt późno. Okazało się to dopiero po roku, a wówczas na żądanie brata zę czcią pochowano zwłoki skazańca. Przed7rfiarami~kroczyło czterech heroldów miejskich ze swymi grzechotkami, a każdy miał na piersiach herb zmarłego; trumnę otaczali ludzie w ubiorze żałobnym, ozdobionym tym samym herbem; czterech niosło świece, a ośmiu -— pochodnie. Tak przemaszerowano przez Paryż od Porte Saint Denis do Porte Saint An¬toine, skąd orszak skierował się do Provins, miejsca urodzenia zmarłego. Jeden z heroldów wołał bez przerwy: i,Dobrzy ludzie, odmawiajcie «Ojcze nasz» za duszę świętej pamięci Wawrzyńca Guernier, za życia mieszka-jącego w Provins, którego niedawno znaleziono-zmarłe go pod dębem,”/43
Niezwykła żywotność zasady krwawej zemsty, która rozkrzewiła się tak bujnie właśnie w kwitnących i wysoko rozwiniętych ziemiach pół¬nocnej Francji i południowej Holandii4S, wiąże się również ze sformali¬zowaną postawą umysłu. Również i w owej żądzy zemsty jest jakiś for¬malizm. Często do czynu nie pcha bynajmniej żaden płomienny gniew ani bezwzględna nienawiść; chodzi jedynie o to, aby poprzez rozlanie krwi zadośćuczynić czci obrażonego rodu; niejednokrotnie akt taki pla¬nuje się starannie w ten sposób, by nikogo nie zabić, i dlatego rozmyślnie zadaje się przeciwnikowi cios w udo, ramię czy twarz; joodgjmiijó-'etę- także kroki w celu uniknięcia odpowiedzialności za fakt, że ofiara umiera w stanie grzechu; du Clercq opowiada, jak jacyś ludzie, którzy chcieli zamordować swą szwagierkę, umyślnie sprowadzili ze sobą kapłana.47
Formalny charakter skruchy i zemsty dopuszczał z kolei możliwość wyrównania krzywdy poprzez symboliczne pokuty i kary. We wszystkich wielkich ugodach politycznych z XV stulecia przywiązywano wielką wa¬gę do tego pierwiastka symbolicznego: burzono domy, które przypominały o przewinie, fundowano pamiątkowe krzyże, zamurowywano bramy; nie wspominamy tu już o publicznych ceremoniach pokutnych, o zamawianiu mszy za dusze zmarłych i o zakładaniu kaplic. Tak było przy oskarżeniu
280
Rozdział siedemnasty
wniesionym przez Orleańczyków przeciwko Janowi bez Trwogi, przy podpisaniu pokoju w Arras (1435), przy pokucie powstańców z Brugge (1437) i przy ciężkiej pokucie rebeliantów z Gandawy (1453), kiedy to długim pochodem ciągnęli obywatele w całkowitej czerni, bez pasów, z gołą głową i boso podczas ulewy, na przedzie zaś szli w koszulach główni winowajcy, aby wspólnie wybłagać u księcia przebaczenie.48 — Lud¬wik XI podczas pojednania ze swym bratem w r. 1469 najpierw każe dać sobie pierścień, którego używał biskup z Lisieux biorąc od księcia nor- mandzkiego ślubowanie, jakie składali władcy, a następnie nakazuje roz¬bić ów pierścień na kowadle w Rouen w obecności notablów.49
Powszechny formalizm leży też u podstaw wiary w oddziaływanie wy-powiedzianego słowa, która w całej rozciągłości uwidocznia się w kultu¬rach prymitywnych, w późnym Średniowieczu zaś ostała się jeszcze w błogosławieństwach, w zaklęciach magicznych i w formułach praw¬nych. Uroczysta prośba ma wówczas jeszcze coś z zobowiązującej mocy ba¬śniowego zaklęcia. Kiedy żadne błagalne prośby o łaskę dla skazańca nie mogły zmiękczyć Filipa Dobrego, przekazano dalsze starania ulubionej synowej Filipa, Izabeli Burbońskiej, w nadziei, że jej nie będzie mógł odmówić — albowiem, jak powiadała, „nie prosiłam Was jeszcze nigdy o nic ważnego”.50 I cel zostaje osiągnięty. W podobnym świetle trzeba też rozpatrywać zdumienie Gersona, że mimo wszelkich kazań obyczaje ciągle jeszcze się nie poprawiły: „Nie wiem, co mam powiedzieć; nieustannie wygłasza się kazania, ale zawsze na próżno.” 51
Całkiem bezpośrednio z ogólnego formalizmu wyrastały również te ce¬chy, które tak często nadawały życiu umysłowemu późnego Średniowie¬cza pozór beztreściwości i powierzchowności; przede wszystkim chodzi tu o niezwykłą prymitywność motywacji. Opierając się na plastycznej odrębności każdego wyobrażenia i na potrzebie wyjaśnienia wszelkich związków poprzez jakąś jedną, ogólnie obowiązującą prawdę, poszukujący przyczyn umysł pracuje nad hierarchicznym uporządkowaniem systemu pojęć, ale czyni to na kształt centrali telefonicznej: ustawicznie tworzy różnorakie połączenia, lecz zawsze tylko pomiędzy dwoma numerami. Z każdego stanu, z każdego związku dostrzega się tylko rysy poszczególne, te zaś są mocno zaakcentowane i silnie zabarwione; obraz każdego wyda¬rzenia kreślony jest zawsze oszczędnymi, ciężkimi liniami prymitywnego drzeworytu. Do objaśnienia wystarcza zawsze jeden jedyny mo¬tyw, zwykle ten, który jest najbardziej ogólny, bezpośredni i prosty. Dla Burgundczyków motyw mordu na księciu orleańskim może ugruntować się tylko na jednej jedynej przyczynie: oto król prosił księcia burgundz- kiego o pomszczenie zdrady małżeńskiej, którą królowa popełniła z Or- leańczykiem.52 Przyczyny wielkiego powstania gandawskiego opisze się, według opinii współczesnych, zupełnie wystarczająco, jeśli wskaże się na
Formy myślenia w życiu praktycznym
281
spór o pewien formularz listowy, a więc na problem wyłącznie for¬malny.53
Umysł średniowieczny chętnie uogólnia wydarzenia. Tak np. Olivier de La Marche stwierdzając, iż w pewnym okresie historii Anglii nie było walk pomiędzy stronnictwami, wyprowadza stąd wniosek, że Anglicy byli wówczas po prostu cnotliwi i dlatego mogli zdobyć Francję.34 Tam gdzie każde wydarzenie widziano w sposób tak barwny, a zarazem tak wyizo¬lowany, tam musiała rodzić się gwałtowna przesada; wzmagała się ona jeszcze przez to, że dla każdego wydarzenia od razu stała w pogotowiu jakaś paralela z Pisma świętego, która wydarzenie to podnosiła w sferę Wyższych znaczeń. Tak więc np. gdy w roku 1404 rozpędzono' pochód paryskich studentów, przy czym dwóch zostało rannych, a jednemu po¬darto ubranie, to oburzonemu kanclerzowi uniwersytetu wystarczył sam dźwięk nabrzmiałych współczuciem słów: „Dzieci, mili scholarze, jak nie¬winne jagnięta” 55, aby całe zajście porównać od razu z betlejemską rzezią Niewiniątek.
Tam gdzie każde wydarzenie znajduje natychmiast dogodną interpre¬tację i gdzie interpretacja ta, skoro raz już znalazła się pod ręką, staje się tak niewzruszenie wiarygodna — tam też poczyna panować niesłychana lekkomyślność w wydawaniu fałszywych orzeczeń. Gdybyśmy za Nietz- schem chcieli przyjąć, że „rezygnacja z fałszywych osądów uniemożli¬wiłaby życie”, to można by powiedzieć, iż po części właśnie łatwość fał¬szywego wyrokowania rodziła ową bujną żywotność zamierzchłej prze¬szłości. We wszystkich epokach, które wymagają niezwykłego wytężenia wszelkich sił, fałszywe oceny ze wzmożoną mocą przychodziły w sukurs umysłom. Ludzie Średniowiecza żyli właściwie nieustannie w tego rodzaju kryzysie duchowym; nie mogliby oni ani przez chwilę egzystować, gdyby nie popełniali najgrubszych błędów w swym wyrokowaniu, które zresztą pod naciskiem uczuć wyrastających z poczucia przynależności do stron¬nictwa osiągały często bezprzykładny stopień złośliwości. Dowodzi tego cała postawa Burgundczyków w ich wielkim zatargu z Orleanem. Zwy¬cięzcy przedstawiają stosunek liczbowy poległych z obu stron w walce w sposób, który sięga granicy śmieszności. Chastellain twierdzi, że w bi-twie pod Gavere zginęło po stronie księcia pięciu ze szlachty, podczas gdy powstańcy gandawscy utracili dwadzieścia czy nawet trzydzieści tysię¬cy.56 Jednym z nowoczesnych rysów Commines’a jest to, że potrafi on uchronić się przed taką przesadą.57
Jakże więc w końcu należy zinterpretować tę charakterystyczną lek-komyślność, która stale ujawnia się w powierzchowności, niedokładności i łatwowierności właściwej ludziom ze schyłku Średniowiecza? Często wydaje się, jak gdyby nie odczuwali oni najmniejszej potrzeby popraw¬nego myślenia, jak gdyby wystarczający pokarm ich umysłowości dawało
282
Rozdział siedemnasty
samo przesuwanie się w ich wyobraźni płynnych i niejasnych majaków. Powierzchowne opisywanie czysto zewnętrznych przyczyn jest cechą wy-różniającą takich pisarzy, jak Froissart i Monstrelet. Jakżeż te, nie koń¬czące się i pozbawione większego znaczenia, oblężenia i pojedynki mogły przykuwać uwagę Froissarta, który na ich opisy trwonił swój talent? Obok zagorzałych członków stronnictw znajdują się pośród kronikarzy także i tacy ludzie, których sympatii politycznych w ogóle nie da się okre¬ślić, jak właśnie Froissart i Piotr de Fenin; aż tak dalece bowiem umysł ich wyczerpywał się w opowiadaniu zewnętrznych wydarzeń. Nie odróż¬niali oni rzeczy ważnych od spraw bez znaczenia. Monstrelet był obecny przy rozmowie księcia burgundzkiego z pojmaną Joanną d’Arc, ale nie przypomina sobie, co wtedy mówiono.58 Niedokładność kronikarzy, nawet w opisach wielkich wydarzeń, w które osobiście byli zaangażowani, nie ma żadnych granic. Tomasz Basin, który sam prowadził proces rehabili¬tacyjny Joanny d’Arc, powiada w swej kronice, że urodziła się ona w Vaucouleurs, twierdzi, że do Tours zaprowadził ją osobiście Baudri- court, którego zresztą nazywa panem, zamiast kapitanem miasta, a wresz¬cie myli się o trzy miesiące co do daty jej pierwszego spotkania z delfi-nem.59 Olivier de La Marche, którego można przecież nazwać ozdobą dwo- ractwa, myli się ustawicznie we wszystkim, co dotyczy pochodzenia i pokrewieństw rodziny książęcej, i nawet datę zaślubin Karola Śmiałego z Małgorzatą z Yorku, w których to uroczystościach w roku 1468 brał udział osobiście i sam je opisał, umieszcza później niż datę oblężenia Neuss (14 7 5).60 Nawet Commines nie jest wolny od podobnych błędów; raz po raz powiększa dwukrotnie okres czasu upływający pomiędzy jakimiś wy¬darzeniami; śmierć Adolfa z Gelder opisuje nie mniej niż trzy razy.81
J3rak kryty^y^mn i btonwipmaśp są dla nas w całej literaturze śred¬niowiecznej tak oczywiste, że nie jest nawet rzeczą konieczną przytacza¬nie odpowiednich przykładów^ Naturalnie pojawiają się tu spore różnice w zależności od stopnia wykształcenia. Pośród ludności krajów burgundz- kich żywotna była zwłaszcza ta charakterystyczna forma barbarzyńskiej łatwowierności, która nigdy nie chciała uwierzyć w śmierć tak wybitnego władcy, jakim był dla niej Karol Śmiały; jeszcze w dziesięć lat po bitwie pod Nancy pożyczano sobie pieniądze pod warunkiem oddania ich w dniu powrotu księci#. Basin widzi w tym czystą głupotę, podobnie też Molinet; głupotę tę Basin umieszcza pośród swych Merveilles du monde:
J’ay veu chose incongneue:
Ung mort ressusciter,
Et sur sa revenue Par milliers achapter.
Vung dit: il est en vie,
L’autre: ce n’est que vent.
Formy myślenia w życiu praktycznym
283
Tous bort cueurs sans envie Le regrettent souvent* !*
Pod wpływem silnej namiętności i pod naciskiem zawsze chętnej wy¬obraźni wiara w realność urojenia łatwo zdobywała u wszystkich pewny grunt. Przy takiej postawie umysłu, którą wyróżnia skłonność do myśle¬nia izolowanymi wyobrażeniami, już samo pojawienie się jakiegoś wy¬obrażenia budzi przeświadczenie o jego wiarygodności. Gdy tylko jakaś idea raz pojawi się w mózgu, w swym określonym kształcie i pod okre¬śloną nazwą, zostaje ona natychmiast włączona w system obrazów mo¬ralnych oraz religijnych i żywiołowo zaczyna cieszyć się tym samym wy¬sokim stopniem wierzytelności co i one.
Fakt, że pojęcia są ostro rozgraniczone, że tworzą hierarchiczne związki i mają charakter antropomorficzny, sprawia, iż stają się one niezwykle silne i niewzruszalne; jednakże z drugiej strony ten sam fakt stale też pociąga za sobą niebezpieczeństwo, iż pod tą żywotną formą pojęcia zatraci się jego treść. Eustachy Deschamps poświęca kłopotom mał¬żeństwa długi, alegoryczny i zabarwiony satyrą poemat dydaktyczny Le Miroir de Mariage ®3; jako główna osoba występuje tu Franc Vouloir, którego Folie i Désir namawiają, aby się ożenił, powstrzymuje go jednak przed tym Repertoire de Science.
Cóż oznacza tu dla poety abstrakcja Franc Vouloir? Zrazu i przede wszystkim — radosną swobodę, jakiej zaznaje człowiek nieżonaty, w in¬nych jednak fragmentach chodzi tutaj o wolną wolę w sensie filozoficz¬nym. Wyobraźnia poety do tego stopnia zaabsorbowana jest przez perso¬nifikację postaci Franc Vouloir, że nie odczuwa on wcale potrzeby do¬kładnego ograniczenia zakresu pojęcia tej personifikacji, toteż znaczenie jej waha się pomiędzy wspomnianymi biegunami.
Ten sam poemat jeszcze i pod innym względem jest ilustracją faktu, że w tak wypracowanych wyobrażeniach myśl bardzo łatwo pozostaje nieokreślona lub też w ogóle się zatraca. W tonie swym poemat nastrojony jest na owo dobrze znane, filisterskie wyszydzanie kobiet; kpi z ich sła¬bości, podaje w wątpliwość ich cześć, krótko mówiąc, bawi się tym, czym bawiło się całe Średniowiecze. Ostry dysonans tworzy w naszym odczuciu z owym tonem pobożna pochwała małżeństwa duchowego i życia w kon¬templacji, jaką w dalszym ciągu poematu Repertoire de Science wygłasza
* Widziałem rzecz niezwykłą:
Jak zmarły zmartwychpowstał, Jak wierząc w jego powrót W tysiące kupowano.
Jeden mówi: on żyje,
Drugi: czysta to złuda,
A serca niezawistne ciągle go opłakują.
284
Rozdział siedemnasty
swemu przyjacielowi, Franc Vouloir.64 Równie osobliwie brzmi dla nas i to, że poeta każe od czasu do czasu wypowiadać głębokie prawdy posta¬ciom takim, jak Folie i Désir, czego właściwie powinni byśmy oczekiwać od strony przeciwnej.65
Tu, jak i w ogóle często przy tekstach średniowiecznych, narzuca się pytanie: czy poeta z całą powagą wierzył w to, co zachwalał? Podobnie też można by zapytać: czy Jean Petit i jego burgundzcy patroni rzeczy¬wiście wierzyli w te wszystkie okropności, którymi plamili pamięć Or- leańczyka? Albo wreszcie: czy książęta i szlachta brali na serio całą tę cudaczną fantastykę i aktorstwo, którymi ozdabiali swe śluby i plany wojenne?/Jest rzeczą niesłychanie trudną dokonać w dziedzinie myśli średniowiecznej wyraźnego rozgraniczenia pomiędzy tym, co poważne, i zabawą, pomiędzy rzeczywistym przekonaniem i tą postawą umysłu, którą Anglicy nazywają pretending, postawą bawiącego się dziecka, która zajmuje ważne miejsce również w kulturze prymitywnej66 i której nie zdołamy określić dostatecznie trafnie ani mianem gry, ani też mianem udawania.
Pomieszanie powagi i zabawy charakteryzuje obyczaje w najprzeróż-niejszycH^^ieHzihâcIi^egzjstfincjLJBizsde wszystkim wojna stwarza oka¬zję do pojawienia się. pierwiastka komicznego^ przypomnijmy szyderstwa oblężonych z wroga, które często musieli krwawo odpokutować. Miesz¬kańcy miasta Meaux przyprowadzają osła na mury, aby wyśmiać króla Anglii, Henryka V; mieszkańcy Condé powiadają, że nie mogą się jeszcze poddać, ponieważ są zajęci pieczeniem wielkanocnych placków; w Mon- terau, kiedy odzywają się działa oblegających, mieszczanie na murach strzepują pył ze swych czapek.67 Do podobnych zjawisk należy urządzenie obozu wojennego Karola Śmiałego pod Neuss na kształt wielkiego jar¬marku; szlachta par plaisance (dla zabawy) każe wznosić swoje namioty w formie kasztelów, z galeriami i ogrodami; organizuje się tam także róż¬nego rodzaju rozrywki.68
W jednej zwłaszcza dziedzinie, mianowicie w koszmarnym kręgu wiary w * caaEOMaaififi, przykre wrażenie budzi zaprawianie
szyderstwem najpoważniejszych sytuacji. Jeśli nawet fantastyka diabel¬ska bezpośrednio tkwiła swymi korzeniami w głębokim lęku i z niego czerpała swe soki, to przecież również i tu naiwna wyobraźnia tak bardzo po dziecinnemu zabarwiała owe postaci i tak z nimi spoufalała umysły, że przestawały one niejednokrotnie budzić grozę. Nie tylko w literaturze diabeł występował jako figura komiczna; nawet w straszliwej powadze procesów o czary orszak szatański pojawiał się często w stylu Hieronima Boscha, a piekielne, nasycone siarką powietrze mieszało się z farsowymi bździnami. Diabły, które pod wodzą swych naczelników Tahu i Gorgiasza pobudziły do buntu cały klasztor żeński, nosiły imiona „zupełnie harmo¬
Formy myślenia w życiu praktycznym
285
nizujące z nazwami świeckich części garderoby, instrumentów muzycz¬nych i zabaw owego czasu, jak np. Pantoufle, Courtaulx i Momifle”.«9
Wiek XV można nazwać po prostu stuleciem prześladowania czarownic. Ten sam okres, który dla nas oznacza koniec Średniowiecza i zwiastuje radosną perspektywę rozkwitającego humanizmu, ten sam okres przypie- czętowuje przez Malleus maleficarum i bullę Summis desiderantes (1487 i 1484) systematyczne opracowywanie rytuałów obłędnych polowań na czarownice' owego straszliwego ^wybryku myśli średniowiecznej^ Ani humanizm, ani reformacja nie oparły się temu szaleństwu; czyż to nie hu¬manista Jean Bodin jeszcze w drugiej połowie XVI wieku dostarczał w swej Dćmonomanie najobfitszej i najuczeńszej strawy dla szału prze¬śladowań? Nowa epoka i nowa nauka nie od razu odepchnęły od siebie potworności związane z prześladowaniem czarownic. Z drugiej zaś strony, już w wieku XV pojawiały się znacznie bardziej umiarkowane poglądy na temat czarów niż te, które pod koniec XVI stulecia głosił lekarz z Gel- der, Jan Wier.
W stosunku do zabobonu związanego z czarami i czarownicami postawa umysłowości z późnego Średniowiecza jest jednak nieokreślona i chwiej¬na, Epoka ta nie była bowiem tak beznadziejnie wydana na lup wszelkim omamieniom i obłędom, jakby się tego można było spodziewać, sądząc po powszechnej łatwowierności i braku krytycyzmu. Istnieje wiele świa¬dectw pojawiających się wątpliwości i prób racjonalnego pojmowania zjawisk. Zarazem jednak ciągle tworzą się coraz to nowe ogniska demo- nomanii, w których zło wybucha i utwierdza się niekiedy na czas dłuższy. Istniały typowe krainy czarów i czarownic, przeważnie były to okolice górskie: Sabaudia, Szwajcaria, Lotaryngia, Szkocja. Lecz także i gdzie indziej występowały owe epidemie. Około roku 1400 nawet dwór fran¬cuski był takim ogniskiem czarów. Jakiś kaznodzieja upomina szlachtę dworską, że musi ona uważać, w przeciwnym bowiem razie zamiast „stare czarownice” pocznie się mówić „szlachetni czarownicy”.''0 Szczególnie at¬mosfera panująca wokół Ludwika Orleańskiego nasycona była sztukami diabelskimi; pod tym względem oskarżenia i podejrzenia, jakie głosił Jean Petit, nie były zupełnie bezzasadne. Przyjaciel i doradca Orleańczyka, stary Filip de Mśzieres, który u Burgundczyków uchodził za ukrytego sprawcę wszystkich tych niegodnych czynów, sam opowiada, jak swego czasu nauczył się u pewnego Hiszpana sztuki czarnoksięskiej i ile trudu kosztowało go, aby na nowo usunąć z pamięci tę zgubną umiejętność. Jeszcze w dziesięć czy dwanaście lat po opuszczeniu Hiszpanii „nie mógł z własnej woli wyiwać ze swego serca owych znaków i ich działania prze¬ciw Bogu” 71, aż wreszcie dobroć boża spłynęła na niego przez spowiedź i natchnęła go siłą oporu wobec „tej wielkiej głupoty, która jest wrogiem duszy chrześcijańskiej”.72 Mistrzów czamoksięstwa poszukiwano z u po¬
286
Rozdział siedemnasty
dobaniem w dzikich okolicach; człowiek, który chciał porozmawiać z dia¬błem, a nie mógł znaleźć nikogo, kto by go nauczył tej sztuki, był odsyłany do ,.dzikiej Szkocji”.73
Orleańczyk miał swych własnych czarnoksiężników i mistrzów czarnej magii. Jednego z nich, z którego był niezadowolony, kazał spalić.74 Kiedy napominano go, aby zasięgnął zdania teologów w sprawie dopuszczalności swych zabobonnych praktyk, odpowiedział: „Dlaczegóż mam ich pytać? Wiem, że odradziliby mi to, a przecież jestem całkowicie zdecydowany tak właśnie postępować i taką żywić wiarę, i nie chcę od tego odstą¬pić.” 75 — Gerson wiąże z tym nagłą śmierć Orleańczyka, widząc w niej skutek zatwardziałości w owym grzechu; teolog potępia również próby leczenia obłąkanego króla przy pomocy czarów; te próby niejeden musiał już, poniósłszy niepowodzenie, odpokutować śmiercią w płomieniach.76
Szczególnie często wspomina się na dworach książęcych o znanej na całym świecie praktyce czarodziejskiej, którą po łacinie zwie się invulta- re, a po francusku envoûtement: /polegała ona na tym, że zamierzano uni¬cestwić nieprzyjaciela, obrzucając’ klątwą, topiąc lub przekłuwając ochrzczoną jego imieniem figurkę z wosku lub z innego tworzywa. Fi¬lip VI francuski taki właśnie wizerunek, który dostał się do jego rąk, miał osobiście wrzucić w ogień ze słowami: „Zobaczymy, czy silniejszy jest diabeł, co chce mnie doprowadzić do zguby, czy Bóg, który chce mnie uratować.” 77^^Tak samo prześladowano też książąt burgundzkich. „Czyż nie mam tu p'rèea sobą woskowego bałwana, ochrzczonego na sposób dia¬belski i pełnego wstrętnych tajemnic przeciwko mnie i innym?”78 — skarży się gorzko Charolais. — Filip Dobry, który w zestawieniu ze swym bratankiem-królem pod tak wieloma względami reprezentował zapatry¬wania bardziej konserwatywne (mamy tu na myśli jego upodobanie w stylu rycerskim i w przepychu, jego plany krucjat i staromodne formy literackie, które ochraniał), w sprawach zabobonu wydaje się skłonny do poglądów bardziej światłych niż te, które reprezentował dwór francuski, szczególnie Ludwik XI. Filip nie przywiązuje wagi do feralnego dnia Nie-winiątek, który powtarzał się w każdym tygodniu; nie pyta o przyszłość astrologów i wróżbitów, „ponieważ we wszystkich sprawach okazywał się człowiekiem pełnym rzetelnej i całkowitej ufności w Bogu i nie żywią¬cym chęci dowiadywania się czegokolwiek o Jego tajemnicach”, mówi Chastellain, który podzielał stanowisko księcia.79 Właśnie ingerencji Fili¬pa należy zawdzięczać, że znalazła swój kres jedna z wielkich epidemii obłędu na punkcie czarownic — straszne prześladowania czarownic i czar¬noksiężników w Arras w r. 1461.
Niewiarygodne zaślepienie, z jakim prowadzono prześladowanie cza¬rownic, wynikało po części z faktu, iż zakresy pojęcia czarów i pojęcia herezji przenikały się nawzajem. W ogóle zresztą cała odraza, cały lęk
Formy myślenia w życiu praktycznym
287
i cała nienawiść, z jakimi odnoszono się do różnych wielkich przestępstw — nawet i takich, które leżały poza właściwym zasięgiem wiary — wyrażały się w pojęciu herezji. Monstrelet np. obejmuje sadystyczne występki Gil¬les de Rais po prostu mianem hérésie.*0 W piętnastowiecznej Francji uży¬wano powszechnie na określenie czarów słowa vauderie, które zatraciło swój pierwotny związek etymologiczny z waldensami. W wielkiej Vaude¬rie d’Arras dostrzegamy nie tylko ów okropny, patologiczny szał, jaki rychło miał zrodzić Malleus maleficarum, ale także powszechne zwątpie¬nie, zarówno wśród ludu, jak i wśród warstw wyższych, w autentyczność wszystkich odkrytych występków, i^eden z inkwizytorów utrzymywał, że trzecia część świata chrześcijańskiego splamiona jest przez vauderiej. Uf¬ność, jaką pokładał w Bogu, doprowadziła inkwizytora do tak straszliwego wniosku, jak ten, że każdy, kto obwiniony został o czary, tym samym mu¬si być winien. Bóg nie mógłby bowiem dopuścić, aby obwiniono w ten sposób kogoś, kto w rzeczywistnśriTrtf?»—jest—czarownikiem. „A gdy argumentowano przeciwko niemu [przeciw inkwizytorowi] — obo¬jętne;-trzy byli to duchowni, czy świeccy —-twierdził, że powinno się ta¬kich ująć jako podejrzanych o kacerstwo.’^jj Jeśli ktoś obstawał przy mniemaniu, że niektóre zjawiska były po prostu wytworami fantazji, uwa¬żano go za podejrzanego. Ba, tenże inkwizytor wierzył nawet, że na pierw¬szy rzut oka rozpoznaje, czy ktoś ma związek z vauderie. Później sam po¬padł w obłąkanie, ale tymczasem palono czarownice i czarowników.
Miasto) Arras Zdobyło na skutek tych prześladowań tak złą sławę, że jego kupcom iïîe chciano udzielać gościny ani kredytu, w obawie, że może już następnego dnia zostaną oskarżeni o czary, wówczas ich mienie i do¬bro ulegnie konfiskacie. Ściśle biorąc, powiada Jacques du Clercq, poza obrębem Arras ani jeden człowiek na tysiąc nie wierzył w prawdziwość tego wszystkiego: „Nigdy nie widziano, aby działo się coś podobnego w krajach leżących z tej strony (pays de deçà).” 82 Kiedy ofiary musiały na szafocie odwoływać swe występki, wówczas nawet i ludzi z Arras nachodziły wątpliwości. Pewien poemat przepełniony nienawiścią do prze¬śladowców oskarża ich, że wszystko to uknuli z żądzy zysku; nawet biskup mówi o tym jak o sprawie ukartowanej: „Rzecz wymyślona przez kilku złych osobników." 83 -— Książę burgundzki zażądał opinii fakultetu lo- wańskiego, którego większość przedstawicieli wypowiedziała się, że vau¬derie nie jest niczym rzeczywistym, że chodzi tu o zwykłe urojenia. Wów¬czas Filip posłał do miasta swego króla herbowego (wapenkoning) Zakonu Złotego Runa i od tego czasu nie było już żadnych nowych ofiar, osoby zaś pozostające w stanie oskarżenia zostały oszczędzone.
Na koniec wszystkie procesy czarownic z Arras zostały anulowane. Mia¬sto zaś uczciło ten fakt wesołą uroczystością i budującymi widowiskami alegorycznymi.84
288
Rozdział siedemnasty
Szaleńcze wyobrażenia czarownic, które opowiadają o swych własnych jazdach napowietrznych i sabatach, nie są niczym więcej, jak tylko ich fantazją: taki pogląd reprezentowany był przez wielu już w wieku XV. To jednak nie przekreślało jeszcze roli diabła, albowiem on właśnie ucho¬dził za sprawcę owych nieszczęsnych iluzji; majaki te są objawem obłędu, ale obłęd pochodzi od szatana. Takie jest jeszcze w wieku XVI stanowisko Jana Wier, lekarza z Gelder. Martin Lefranc, proboszcz kościoła w Lo¬zannie i autor wielkiego dzieła Le Champion des Dames, które w r. 1440 dedykował Filipowi Dobremu, w ten sposób wyraża swe oświecone po¬glądy na zabobon związany z profesją czarownic:
71 n’est vieille tant estou[r]dye,
Qui fist de ces choses la mendre,
Mais pour la faire ou ardre ou pendre,
L’ennemy de nature humaine,
Qui trop de faulx engins scet tendre,
Les sens faussement lui demaine.
Il n’est ne baston ne bastonne Sur quoy puist personne voler,
Mais quant le diable leur estonne La teste, elles cuident aler En quelque place pour galer Et accomplir leur volonté.
De Romme on les orra parler,
Et sy n’y auront jà esté.
Les dyables sont tous en abisme,
— Dist Franc-Vouloir — enchaienniez Et n’auront turquoise ni lime Dont soient jà desprisonnez.
Comment dont aux cristiennez Viennent ilz faire tant de ruzes Et tant de cas désordonnez?
Entendre ne sçay tes babuzes*
* Nigdzie nie znajdziesz tak szalonej starki,
Co by najmniejszą z tych rzeczy zrobiła,
Lecz aby stos jej zgotować czy stryczek,
Natury ludzkiej groźny nieprzyjaciel,
Który zastawiać umie sideł tyle,
Fałszywie zmysły jej mąci i mami.
Nie masz takiego kija ani drąga,
Na których człowiek mógłby w górze latać,
Lecz kiedy diabeł zawróci im głowę,
Wówczas wydaje im się, że wędrują W dalekie strony, aby sobie użyć
I swe zachcianki wszystkie zadowolić.
Usłyszeć możesz, jak mówią o Rzymie,
Choć nigdy w życiu swoim tam nie były.
Diabły są wszystkie w głębokiej otchłani — Rzecze Chęć-Wolna — spętane łańcuchem,
Formy myślenia w życiu praktycznym
289
W innym zaś miejscu tego samego utworu czytamy:
Je ne croiray tant que je vive
Que femme corporellement
Voit par l’air comme merle ou grive,
— Dit le Champion prestement. —
Saint Augustin dit plainement C’est illusion et fantosme;
Et ne le croient aultrement Gregoire, Ambroise ne Jherosme.
Quant la pourelle est en sa couche,
Pour y dormir et reposer,
L’ennemi qui point ne se couche Se vient encoste elle poser.
Lors illusions composer Lui scet sy très soubtillement,
Qu’elle croit faire ou proposer Ce qu’elle songe seulement.
Force la vielle songera
Que sur un chat ou sur un chien
A l’assemblée s’en ira;
Mais certes il n’en sera rien:
Et sy n’est baston ne mesrien Qui le peut ung pas enlever.*81
Także Froissart uważa za erreur 86 przypadek gaskońskiego szlachcica i jego towarzysza, ducha Hortona, którego opisuje w sposób tak mistrzow¬
I nie zdobędą obcęgów, pilnika,
Które by mogły ich stamtąd uwolnić.
Jakże więc mogą ludziom, co ochrzczeni,
Tyle rozlicznych płatać psot i sztuczek I zamieszanie tak wielkie wprowadzać?
W takie bajanie nigdy nie uwierzę.
* Póki mojego życia nie uwierzę,
Aby niewiasta w swoim własnym ciele W powietrzu niby kos czy drozd latała.
— Tak się odezwie Champion bez wahania. —
Święty Augustyn wyraźnie powiada,
Że to nic więcej, jak złuda i mara,
I nie innego także są mniemania Święty Ambroży, Grzegorz i Hieronim.
Kiedy biedaczka na posłaniu leży,
Ażeby zasnąć i wypocząć nieco,
To nieprzyjaciel, który nie śpi nigdy,
Natychmiast u jej boku się pojawia.
W on czas ułudy i zwidy podsuwa W śnie pogrążonej tak bardzo podstępnie,
Iż jej się zdaje, że iście zamierza,
I czyni to, co tylko senną marą.
Może się starej we śnie zamajaczyć,
Że psa lub kota dosiada ochoczo I tak wędruje na sabat czarownic,
Choć się naprawdę nic z tego nie dzieje:
Nie masz takiego kija ani drąga,
Który na krok choć wzniósłby ją w powietrze.
12 — Huizinga — Jesień średniowiecza
290
Rozdział siedemnasty
ski. Gerson skłonny jest zrobić jeszcze krok dalej w ocenie diabelskich iluzji: usiłuje znaleźć wyjaśnienie naturalne dla różnorodnych zjawisk ze sfery zabobonu. Wiele z tego, mówi on, wyrasta jedynie z ludzkiej fan¬tazji i z melancholicznych rojeń, te zaś w tysiącach przypadków wynikają z jakiegoś spaczenia wyobraźni, np. na skutek wewnętrznego uszkodzenia mózgu. Podobne poglądy, które reprezentuje zresztą także kardynał Mi¬kołaj z Kuzy87, uznać należy za dość oświecone; to samo wypadnie po¬wiedzieć i o tych opiniach, które widzą w zabobonach relikty pogańskich wierzeń i wynik poetyckich zmyśleń. Ale chociaż Gerson przyznaje, że wiele domniemanych diabelstw ma przyczyny naturalne, to przecież w końcu i on oddaje cześć diabłu: mianowicie owe wewnętrzne uszko¬dzenia mózgu spowodowane są przez złudy szatańskie.88
Poza budzącą grozę dziedziną związaną z prześladowaniami czarownic Kościół walczył przeciwko zabobonom przy pomocy środków odpowied¬nich i skutecznych. Kaznodzieja brat Ryszard każe znosić sobie madagoi- res (mandragora, Alraune), aby ją spalić, „jako że niektórzy głupi ludzie przechowują ją w tajnych miejscach i mają taką wiarę w to brzydactwo, iż naprawdę mocno wierzą, że, póki ją posiadają — jeśli tylko będą ją przechowywać w pięknych chustach jedwabnych czy lnianych — nigdy w życiu nie znajdą się w biedzie.” 89 — Mieszczanie, którzy pozwalali Cyganom wróżyć sobie z ręki, byli ek^omunikowani i uraądaano nawet specjalną procesję^ aby zażegnać niebezpieczeństwo, jakie mogłoby zro¬dzić się z owej bezbożności.90
Jeden z traktatów Dionizego Kartuza wskazuje wyraźnie, gdzie prze-prowadzono granicę między wiaf^Hb-zabobonem, na jakiej zasadzie ko¬ścielna nauka raz potępiała takie wyobrażenia, a raz znów starała się nasycić je autentycznie religijną treścią. Amulety, zamawiania, błogosła¬wieństwa itd., mówi Dionizy, same w sobie nie mają mocy, aby oddzia¬ływać skutecznie. Pod tym względem różnią się zatem od słów sakramen¬talnych, które, jeśli tylko wypowiada się je w zbożnych zamiarach, mają niewątpliwą moc oddziaływania, albowiem to Bóg przydzielił owym sło¬wom swą potęgę. Błogosławieństwa natomiast należy uważać tylko za po¬korne prośby, wymawiać je w należycie pobożnych słowach, a zaufanie do nich pokładać wyłącznie w Bogu. Jeśli mimo to zazwyczaj "skutkują, to dlatego, że Bóg przy należytym ich odprawieniu nadaje im Tę skutecz¬ność; jeżeli jednak wykonane zostały niewłaściwie, np. jeśli znak krzyża uczyniony był inaczej, niż należy, a błogosławieństwo i tak wywarło sku¬tek, to stało się to za sprawą diabła. Sprawki diabelskie nie są żadnym ęudem, ponieważ szatany znają tajemne moce natury, a zat>nL3c£v3zi5'- łaniejest rzeczą naturalnq7~podioiEnie jak Z&ChOWamesię ptaków czy in¬nych zwierząjLjeflynie z przyczyn naturalnycK moze być traktowane jako jakaś prognoza. — Dionizy przyznaje, że obyczaj ludowy przypisuje bło¬
Formy myślenia w życiu praktycznym
291
gosławieństwom, amuletom itd. zupełnie wyraźnie tę wartość samodziel¬ną, której on im odmawia; teolog mniema, że duchowni powinni raczej zakazywać tych wszystkich zwyczajów.91
W ogóle postawę w stosunku do wszystkiego, co wydaje się nadprzy¬rodzone, można określić jako nieustanne wahanie się pomiędzy wyjaśnia¬niem rozumowym i naturalnym, pomiędzy aprobatą żywiołową i spokoj¬ną, a wreszcie pomiędzy obawą przed szatańskim podstępem i szatańskim oszustwem. Opierające się na autorytetach Augustyna i Tomasza z Akwinu zdanie, iż: „Wszystko, cokolwiek jest na tym świecie widzialne, może sta¬wać się za pośrednk^wem demonów’’B2, stawiało ludzi żarliwych i po¬bożnych w wielkiej niepewności; nierzadkie były wypadki, że jakaś bied¬na histeryczka wprawiała całe miasto w stan pobożnego podniecenia, dopóki w końcu nie została zdemaskowana