Szantażyści Monika Tutak-Goll
Działałam wbrew sobie. Dla świętego spokoju robiłam to, co on chciał. Inaczej był urażony, pokrzywdzony, obrażony, a ja czułam się winna
Weronika: - Lubił mnie ukarać, jeśli nie zrobiłam tego, czego sobie życzył. Najczęściej się obrażał. Wyłączał telefon. Znikał na dwa dni. Kiedyś wyszliśmy z moimi znajomymi. Cały wieczór siedział ze skrzywioną miną. Już wiedziałam, jak będzie: albo wracamy do domu, bo się źle bawi, albo jutro się do mnie nie odezwie. Albo jest tak, jak chce on, albo się obraża. Szantaż emocjonalny to jego sposób na rozwiązywanie problemu.
Marta: - Zawsze kazała mi wybierać: ona albo znajomi. Wybierałam ją, była moją przyjaciółką. Często pytała: "Wolisz pracować, niż spędzić czas ze mną?". Kiedyś powiedziała, że nie życzy sobie, bym spacerowała boso po mieście, bo ona się wstydzi. A powinnam myśleć o tym, jak ona się czuje. Ciągle wpędzała mnie w poczucie winy.
Iza: - Na każdym kroku ktoś to robi, zawsze znajdzie się jeden, który szantażuje emocjonalnie. Słabiej lub mocniej. U mnie jest to matka. Próbuje wymóc, bym przestała spotykać się z dziewczyną. Wpada w histerię, szlocha, często choruje. Daje mi wtedy odczuć, że to przeze mnie.
Obiecaj, bo będę chora
Matka nerwowo chodzi po pokoju. Iza jeszcze dziś nie dzwoniła, a już po południu. Dzwonić, nie dzwonić?
- Daj dziewczynie spokój. Ma 30 lat. Będzie chciała, to się odezwie. Ile z nią nie rozmawiałaś, dwa dni? - rzuca ojciec.
Ale takie gadanie tylko matkę złości. Chwyta za telefon.
- Czemu nie dzwonisz? Nie chcesz, nie dzwoń. Dla mnie możesz nie kontaktować się z nami w ogóle - mówi do córki i odkłada słuchawkę.
Matka by chciała, żeby Iza meldowała się codziennie. Tak byłoby najlepiej. Iza stara się dzwonić, czasem jednak zapomni. Wtedy matka wpędza ją w poczucie winy. Może nawet nie wie, że to robi. Może to jej sposób, by okazać córce niezadowolenie, by ją ukarać? Jest zawiedziona. Ciężko wzdycha. Dąsa się. - Nie masz dla mnie już czasu - powtarza.
Matka chce mieć wszystko pod kontrolą. Lubi, kiedy jest tak, jak ona sobie tego życzy. Iza przychodzi do rodziców minimum dwa razy w tygodniu. Musi. Mieszkają blisko, przecież zawsze może wpaść po pracy, chociaż na godzinę, uważa matka. Właśnie tak pojmuje bliskość. - Jeśli nie wpadnę - pretensje. Nie powie tego, ale okaże. Smutkiem, wzdychaniem, jak jej ciężko. A potem wypomni. "No dla kogo ja gotuję? Przecież nie dla siebie. To po co to wszystko robiłam?" - powie.
- Wszystko było między nami dobrze, dopóki byliśmy z bratem dziećmi, kiedy miała nas pod ręką. Chciałaby, żebyśmy zawsze stali obok. Jesteśmy dorośli, wymykamy się jej - mówi Iza.
Iza cieszy się, kiedy rodzice wyjeżdżają. Wtedy może złapać powietrze. Nie musi się tłumaczyć, gdzie była, z kim, co robiła. Jeszcze parę lat temu wszystko opowiadała matce. Miały silny kontakt, wspólne tajemnice. Jedna z nich: Iza ukrywała przed ojcem, że matka pali papierosy. Może matka miała poczucie, że tajemnica pozwala jej tworzyć z córką odrębny świat?
- Wychowała mnie na swoją przyjaciółkę, której może się ze wszystkiego zwierzać: z problemów z tatą, z pracą. Zawsze przerzucała na mnie swoje emocje - mówi Iza. Sama też wszystko opowiadała matce: o fascynacji nauczycielem angielskiego, o relacjach ze znajomymi. Było dobrze, jeśli historie Izy odpowiadały matce i jej wyobrażeniom.
Gorzej, jeśli przestawała mieć wpływ na bieg wydarzeń.
Kiedy Iza miała 21 lat, poznała Zuzę. - Uwodziła mnie. Nie wiedziałam, co się dzieje, więc nie opowiadałam mamie. Ale kiedy poszłam z nią do łóżka, byłam rozemocjonowana. Pierwszy raz byłam z kimś, i to z dziewczyną. Przyzwyczaiłam się, że mówimy sobie z mamą wszystko. To naturalne, że mogę jej powiedzieć, uznałam. Jest osobą bez żadnego tła religijnego, wykształconą ekonomistką, zawsze pozytywnie mówiła o osobach homoseksualnych. Nie miałam obaw - wspomina.
Matka nie mogła uwierzyć, zaczęła płakać, chować twarz w dłoniach. Wpadła w histerię, dramatyzowała: - Co teraz będzie? Dlaczego nas to spotkało?
Potem przytuliła Izę. - Ja tego nigdy nie zaakceptuję. Nikt ze znajomych nie może się dowiedzieć. Dlaczego mi to robisz? Obiecaj mi, że już więcej się nie spotkacie. Błagam cię, obiecaj mi.
Iza nie wiedziała, jak się zachować. Matka nie mogła się opanować. Córka nie chciała jej ranić. - Obiecuję - powiedziała.
- Wiedziałam, że to kłamstwo, ale musiałam ją uspokoić - tłumaczy Iza.
Parę dni później matka zachorowała. Wylądowała w szpitalu. Iza się przestraszyła, że to z powodu przeżyć, jakie zafundowała matce. Postanowiła nie martwić jej więcej i zaczęła ją okłamywać. Zaprzeczała, że spotyka się z Zuzą.
- Kiedyś wyjechałam z moją dziewczyną na działkę do znajomych. Kiedy siedziałyśmy w samochodzie, zadzwoniła mama. Kłamałam, że jadę do kolegi. Czułam fizyczny ból, że kłamię, ale powiedziałam to, co matka chciała usłyszeć. Ucieszyła się. Rzuciła nawet: "Mam nadzieję, że się dobrze zabawisz!".
Iza zaczęła prowadzić podwójne życie. Po dwóch latach spotykania się z Zuzą postanowiła znowu porozmawiać z matką.
- Czy ty jesteś lesbijką? - spytała matka. - Tak - odpowiedziała.
Matka powtórzyła scenę: płacz, krzyk, szloch, błaganie, by to skończyła, że to odbije się na jej zdrowiu. Dwa dni później zachorowała, a Iza znowu zaczęła obwiniać się o stan jej zdrowia.
- Doszłyśmy do momentu, kiedy nie rozmawiałyśmy na ten temat w ogóle - mówi Iza. - Wyprowadziłam się z domu. Mama przestała wypytywać mnie o facetów, ale byłyśmy blisko, zwierzała mi się. Sama nie mówiłam wiele o moim życiu. Bałam się, że coś jej się stanie.
Iza rozstała się z Zuzą, ale poznała Olę. Na dwa lata wyjechały do pracy w Londynie. Kontakty z matką łapała przez Skype'a. Ale od komputera też nieraz wstawała roztrzęsiona.
- Ma na mnie ogromny wpływ. Nawet kiedy jest daleko. Każda zmiana to dla niej zmiana na gorsze. Brat rozstał się z dziewczyną - dramat. Dzwoni do mnie: "Co teraz będzie? On nigdy nie znajdzie dziewczyny". Chce, bym przejmowała się tak samo jak ona. Często mówi: "Stało się coś strasznego". Potem okazuje się, że np. zgubiła paragon ze sklepu, a chciała oddać bluzkę. A ja po takim wstępie staję na baczność. Nawet kiedy moja dziewczyna mówi: "Chcę ci coś powiedzieć", wstrzymuję oddech - opowiada.
Po powrocie do Polski Iza poszła do terapeuty. Psycholog uczy ją, jak rozmawiać z matką. Jak wytłumaczyć jej, że Iza ma własne życie i że nie będzie ono takie, jakiego życzyłaby sobie matka. Pokazuje, jak ma się zachować, kiedy matka stosuje szantaż emocjonalny. Iza próbowała powiedzieć jej ostatnio o związku z Olą, jak ważny jest dla niej.
- Była odporna na wszelkie argumenty. I znowu to samo, że chyba mi na niej nie zależy. Powiedziałam, że spędzę święta z rodziną Oli, która nas akceptuje. Odpowiedziała: "Najwyraźniej twoja rodzina nie jest dla ciebie najważniejsza". Dla ojca mój związek nie jest problemem. To dotyczy mamy, bo z nią mam najsilniejszą więź - mówi Iza.
Podczas ostatniej rozmowy powiedziała matce: - Zapamiętaj ten moment, bo mnie tracisz.
Dwa dni później matka zachorowała. Zadzwoniła do Izy ze szpitala: - Kiedy będziesz mogła do mnie przyjść? Musimy porozmawiać. - Będę dziś. O czym chcesz rozmawiać? - O moim stanie zdrowia - powiedziała.
- Jestem bezsilna wobec czegoś takiego. Wie, że nie powiem jej: "Nie przyjdę do szpitala". Ona choruje, a we mnie wzrasta poczucie winy.
Ostatnio podczas obiadu mama czegoś nie dosłyszała, a ja się na nią wściekłam, krzyczałam: "Głucha jesteś?". Wiem, że była to złość z innego powodu. Jestem przekonana, że tak się dłużej nie da. Albo zaakceptuje moje życie, albo ograniczę z nią kontakty. Nie mam wyjścia.
Zrób tak, bym czuł się dobrze
Weronice najbardziej podobało się w Michale to, że lubił spędzać czas wyłącznie z nią. Razem wracali z pracy, razem szli do kina, razem przesiadywali wieczorami w domu. Miał niewielu znajomych, jednego przyjaciela, nie potrzebował kontaktu z innymi. Podobało się jej, że jest wrażliwy. Potrafił płakać na filmie, poruszały go widoki w górach.
- Był wyjątkowy - opowiada Weronika.
Na jego wrażliwość Weronika będzie jednak musiała uważać. Łatwo sprawić mu przykrość. Michał wszystko bierze do siebie. Jeśli coś jest nie po jego myśli, to się obraża. Kiedyś wyszli z jej znajomymi. Przez całe spotkanie siedział ze skrzywioną miną. Dopytywała po cichu, co się dzieje. Odburkiwał, że chce już wyjść.
- Lecimy, Michał źle się poczuł - tłumaczyła znajomym. Wyszli, ale mimo to się obraził.
- Sam chyba nie wiedział za co - opowiada. Może za to, że bawiła się lepiej od niego? Albo za to, że potrafi bawić się także bez niego?
Próbowała mu wytłumaczyć, że jest z nim szczęśliwa, ale potrzebuje też przyjaciół. Lubi wychodzić do ludzi.
- Jeśli nie chcesz iść, mogę pójść sama - tłumaczyła. - I co, mam wtedy siedzieć i czekać? - odpowiadał.
Nie rozumiał, o co jej chodzi. Przecież najlepiej jest im we dwoje.
- Chciał mnie mieć dla siebie. Każde moje wyjście odbierał jako zagrożenie. Denerwował się, że wolę towarzystwo inne niż jego. Mówiłam mu wiele razy, że nie będę ograniczała kontaktu ze znajomymi - opowiada.
Poznawanie nowych ludzi go stresowało, rozumiała to. Na spotkaniach dbała, by czuł się dobrze. Próbowała włączyć go do rozmów, do zabawy. Nie wychodziło. Chciał, by zwracała uwagę głównie na niego i postępowała tak, jak on tego chce. Lubił ją karać, kiedy nie zachowywała się po jego myśli. Wyłączał telefon. Nie odbierał maili. Nagrywała się na jego pocztę w komórce po kilkanaście razy, zanim odpowiedział.
To ona zawsze przepraszała. Wysyłała wiadomości: że jej go brakuje, że chce, by spędzili razem wieczór. Pisała to, co chciał usłyszeć. Chwaliła, że jest wyjątkowy, że tylko z nim może naprawdę porozmawiać. Jakby sama siebie do niego przekonywała.
- Obrażał się bardzo dramatycznie. A ja czułam się winna. Tłumaczyłam sobie, że jest wrażliwy. A on to wykorzystywał. Robiłam to, na co on miał ochotę, często wbrew sobie. Żeby nie był niezadowolony - opowiada.
Znajomi Weroniki nie przepadali za Michałem. - Dlaczego tak mu się dajesz? Nie masz własnego zdania? Nie możesz się podporządkowywać. On tobą manipuluje - mówili jej.
- Po dwóch latach byłam już zmęczona sytuacją, ale wciąż zakochana. Nie mogłam nad tym zapanować, ustalić jasnych zasad. Zgadzałam się na to, czego oczekiwał, żeby go nie zawieść. Ale źle się z tym czułam. Uważałam, że to ja jestem źródłem nieporozumień - mówi.
Michał miał taki zwyczaj, że nie wycierał się od razu po wyjściu z wanny. Woda ciekła na podłogę. Nie sprzątał po sobie. Weronikę doprowadzało to do szału. Mówiła, że jej się to nie podoba.
- Możesz się wycierać? Zalewasz łazienkę - nie wytrzymała.
- Robisz wszystko, bym czuł się źle w twoim mieszkaniu! - odpowiedział, ubrał się i wyszedł. A potem ukarał ją klasycznie, wyłączył telefon. Innym razem zauważył, że w puszce brakuje herbaty. - Nie kupujesz, żebym się nie zadomowił, nie czuł się tu jak u siebie?
- Te pretensje zaczynały być absurdalne. Próbowałam rozwiązywać te sytuacje. Nic z tego nie wynikało - mówi Weronika. - Z drugiej strony bałam się, że kiedyś on rzeczywiście wyjdzie i już nie wróci. A nie chciałam go stracić.
Często pracowali razem. On stawiał strony internetowe, potem je projektowali. Nigdy nie mogła powiedzieć, że coś się jej nie podoba.
- Tylko raz zwróciłam mu uwagę. Uznał, że czepiam się jego, że to on mi się nie podoba, a nie strona, którą właśnie zrobiliśmy. Odszedł od komputera pokrzywdzony - wspomina. - Gdyby tak zachowywał się ktoś z moich znajomych, z rodziny, natychmiast powiedziałabym mu, co myślę. Tu nie. Szantaż emocjonalny to był jego sposób na rozwiązywanie problemu. Albo jest tak, jak on chce, albo się obraża. Żadnej możliwości kompromisu, dyskusji.
- Zrozumiałam, że mi to szkodzi - mówi Weronika. Któregoś dnia trafiła do szpitala na planowy zabieg. Michał zadzwonił, że jej nie odwiedzi. - Szpitale źle mi się kojarzą, niedobrze się tam czuję, a nie chcesz, bym tak się czuł - powiedział.
- Pomyślałam wtedy, że mam dosyć. Po powrocie ze szpitala umówiłam się z przyjaciółmi. Poszłam sama. Kiedy wróciłam, siedział skwaszony.
Spakował się jeszcze tego samego dnia.
Wstyd mi za ciebie
Martę z Dorotą bardzo wiele łączyło i bardzo wiele dzieliło. Obydwie skończyły anglistykę, ale to Marta zaraz po studiach dostała dobrze płatną pracę, Dorota nie miała jej wcale. Obie były towarzyskie, ale to Marta miała grono przyjaciół. Dorota poza Martą nie spotykała się z innymi.
- Uwielbiałam się z nią widywać, świetnie się rozumiałyśmy. Niestety, Dorota zawsze chciała być na pierwszym miejscu. Nie podobało się jej, że spotykam się z przyjaciółmi. Często kazała mi wybierać: ona albo oni. Żeby mieć pewność, że jest najważniejsza. Wybierałam ją dla świętego spokoju. Nie mogłam znieść, że się na mnie gniewa - opowiada Marta.
Kiedyś do Polski przyjechał przyjaciel Marty z Francji. Bardzo chciała się z nim zobaczyć. Zadzwoniła do Doroty, żeby odwołać spotkanie z nią.
- Byłyśmy umówione. Jeśli pojedziesz, możesz do mnie już nie dzwonić - usłyszała. Marta uznała, że to poniżej pasa, że nie będzie się dostosowywała. Pojechała na spotkanie ze znajomym. Następnego dnia próbowała się dodzwonić do Doroty. Nie odbierała. Chciała się skontaktować przez Facebooka, ale Dorota wyrzuciła ją z grona znajomych.
- Była śmiertelnie obrażona i w ten sposób mnie ukarała za moje zachowanie. To było niezrozumiałe. Musiałam ją przepraszać. Bardzo nie lubię takich sytuacji, czuję się niekomfortowo, kiedy ktoś się na mnie obraża - opowiada Marta.
Dorota lubiła zarzucać Marcie, że spędza z nią za mało czasu. Innym razem, że widują się za często, że się dusi.
- Nie wiedziałam, jak się zachowywać, żeby było dobrze. Bywało, że po pracy jechałam do niej, choć byłam zmęczona i nie miałam na to siły - opowiada.
Przed świętami Marta umówiła się z przyjaciółmi z pracy, że razem z ich dziećmi zrobią pierniczki. Dorota chciała zobaczyć się z Martą w tym samym czasie.
- Odmówiłam. Obraziła się. I znowu nie odbierała telefonów, wyrzuciła mnie z grona znajomych na FB. Nie byłyśmy w stanie stworzyć normalnej relacji - mówi Marta. - Miewała dziwne pretensje. Obwiniała mnie.
Kiedyś szły spacerem przez miasto, latem. Marta zdjęła buty, obcierały ją. Szła boso.
- Powiedziała mi, że nie życzy sobie tego, bo się wstydzi. A powinnam bardziej liczyć się z tym, jak ona się czuje. Pokłóciłyśmy się wtedy mocno. Tłumaczyłam, że nikogo nie interesuje, że idę bez butów. Jednak ustąpiłam, chociaż nie powinnam. Drobna sprawa, ale Dorota przejmowała się rzeczami, którymi ja się nie przejmuję. Chciała, bym odczuwała tak samo jak ona i dostosowywała moje zachowania do jej zachowań. Kiedyś poszłyśmy do naszej znajomej psycholożki, mediatorki, żeby omówić z nią naszą relację. Niewiele to dało. Miałam zbyt duże poczucie odpowiedzialności za to, jak czuje się druga strona. Jeśli nie czuła się dobrze, uważałam, że ja powinnam to naprawić. Dorota ciągle wpędzała mnie w poczucie winy. Wierzyłam, że to przeze mnie nie najlepiej się czuje. W pewnym momencie jej emocje były ważniejsze niż moje.
Marta umówiła się kiedyś ze znajomymi, że pomoże im malować ściany w pokoju. Przez kilka dni nie widziała się z Dorotą.
- Nie rozumiem tego. Wolisz malować, niż spotkać się ze mną? - dziwiła się Dorota.
- Nie wytrzymałam wtedy. Powiedziałam, że tak, wolę i jeśli to jej nie odpowiada, może nie odbierać ode mnie telefonów i czego tam jeszcze chce. Od tamtej pory nasze relacje są luźniejsze. Nawet jeśli ona próbuje wymusić na mnie zmianę zachowania, nie pozwalam już na to.