Autor: unbelievable Dwunasty lipca. Zrobiłeś dziś coś bardzo niegrzecznego, Harry Potterze. Ukradłeś pierwszą rzecz w swoim życiu. Takim zachowaniem nie dałeś nikomu przykładu. Zawsze się starałeś, by postawiono cię ponad Dudleyem, a dziś przekreśliłeś te znikome szanse po raz pierwszy. Z kosmetyczki ciotki Petunii wziąłeś małe, kieszonkowe lusterko i zabrałeś je ze sobą do komórki pod schodami. Cały dzień byłeś niespokojny w obawie, że ciotka zauważy zgubę i, co gorsza, zorientuje się, kto jest za to odpowiedzialny. Wieczorem trochę się uspokoiłeś - skoro przez tyle godzin nie stało się nic, dlaczego miałoby teraz? Uśmiechnąłeś się do swojego lustrzanego odbicia. Może w końcu przestaniesz być samotny. Masz już przecież przyjaciela - chłopca w szklanej tafli. Ma zielone oczy, nosi okrągłe okulary i wiecznie jest rozczochrany. Przypomina ci kogoś, Harry? Trzymałeś małe zwierciadło w dłoni, gdy ktoś jednym ruchem otworzył drzwi do komórki. W polu twojego widzenia pojawiła się czerwona twarz Vernona Dursley'a. Szybko schowałeś za plecami nowy nabytek, jednak nie dość szybko. Zauważył błysk i widziałeś, jak jego oczy rozjaśnia zrozumienie. Zostałeś siłą wyrzucony ze swojego azylu. Wuj szarpał cię, ale nie chciałeś oddać tego, co należało już do ciebie. Znalezione - niekradzione, czyż nie? Mimo że odkryłeś to w prywatnych rzeczach ciotki... Masz bardzo pokręcony tok rozumowania, Harry. Nagle lusterko rozpadło się na setki małych odłamków boleśnie raniąc twoją dłoń. W twoich oczach pojawiły się łzy. Pierwszy rok. W pierwszy dzień szkoły byłeś bardzo podekscytowany. Tyle nowych znajomości, informacji i miejsc. Spotkałeś się pierwszy raz z Draco Malfoyem i zauważyłeś, że jest dość interesującym młodym chłopcem, ale nie dane ci było poznać go bliżej, gdyż wiedziałeś, że Ron nie byłby tym zachwycony. Odrzuciłeś jego propozycję zaprzyjaźnienia się z tobą. Czasami zastanawiałeś się, jakby to było, gdybyś wtedy uśmiechnął się do Dracona i poszedł z nim? Czy chciałbyś być w Slytherinie? Może wtedy On by cię lubił. Łudziłeś się, że wszystko mogło potoczyć się inaczej. Na pierwszej lekcji eliksirów zdałeś sobie sprawę z tego, że bezgraniczna i bezpodstawna nienawiść istnieje, ponieważ On czuł to do ciebie i okazywał ci to na każdym kroku. Fascynował cię. Nie wiedziałeś, co jest tego przyczyną - byłeś za młody, ale świetnie nauczyłeś się jak Go szanować tak, by inni myśleli, że Go nienawidzisz. Czasami nawet oszukiwałeś sam siebie, jednak rzeczywistość wracała przy każdym spotkaniu z Nim. Potem nadeszły te irracjonalne plotki na temat Jego i Kamienia Filozofów. Och, jakże chciałeś wyperswadować ten pomysł Ronowi i Hermionie. Nie mogłeś, bo zdradziłbyś tak bardzo skrywany fakt, że byłbyś zdolny powierzyć Mu własne życie. Chciałeś ich przekonać, że to nie On, że to niemożliwe. I rzuciłeś się omijać pułapki nauczycieli zastawione dla niepożądanych istot na drodze do zwierciadła. Udowodniłeś swoją rację, choć udawałeś, że jesteś tak samo zaskoczony, jak reszta. Wierzyłeś Mu, ufałeś. Darzyłeś Go sympatią i szacunkiem. A On dalej cię nienawidził. Drugi rok. Wróciłeś do szkoły wyczekując spotkania z Nim. Serce biło ci tak szybko, jak nigdy wcześniej, gdy pierwszego września przyłapał was - spóźnionych - w drodze na Ucztę Powitalną. Odetchnąłeś z ulgą, gdy zobaczyłeś Jego nienaturalnie wyprostowaną sylwetkę, a potem dostrzegłeś w Jego oczach nienawiść, której nie próbował nawet ukryć. Przez cały rok bardzo hojnie obdarowywał cię szlabanami, karał punktami za coś, czego nie zrobiłeś. A ty, butny na zewnątrz, wewnątrz cierpiałeś. Mimo Jego wyraźnej niesprawiedliwości i tego, że upokarzał cię na każdym kroku wiedziałeś, że zawsze będzie dla ciebie kimś. Później dowiedziałeś się o atakach na osoby mugolskiego pochodzenia. Zorientowałeś się, że jesteś wężousty, a społeczność uczniowska nie dawała ci żyć. Miałeś dość wszystkiego, aż w końcu do Komnaty Tajemnic zabrano Ginny. Na szali nie leżało twoje życie, mogłeś to po prostu zignorować, ale przecież jesteś Harrym Potterem, a tacy jak ty nie pozwalają, by innym działa się krzywda. Pierwsze, co zrobiłeś to odnalazłeś drogę do najmłodszej latorośli Weasley'ów. Gdy jad bazyliszka rozprzestrzeniał się po twoim ciele, myślałeś tylko o tym, że nie powiedziałeś Mu, jak wielką darzysz Go sympatią. Chętnie zostałbyś tam i zdechł jak pies, gdyby nie to, że dziewczyna wybudziła się. Uratowałeś ją i dalej musiałeś udawać, że wszystko jest w porządku. A On dalej cię nienawidził. Trzeci rok. Trzecia klasa była najspokojniejsza, mimo że wszyscy tak bardzo obawiali się o twoje życie ze względu na ucieczkę Syriusza Blacka z Azkabanu. Dementorzy. Ich obecność powodowała, że przypominał ci się krzyk matki, gdy za ciebie umierała. I czułeś się tak podle jak nigdy dotąd. A On niczego nie ułatwiał. Wciąż pokazywał, jak bardzo tobą gardzi, a z każdą Jego złośliwością docierało do ciebie, że może mieć rację. Sprawiał, że twoja samoocena była jeszcze niższa, a jednak ceniłeś Jego niekiedy celne uwagi. Nadszedł czas, że dowiedziałeś się o przypadłości nowego profesora Obrony Przed Czarną Magią, Lupina. Zaprzyjaźniłeś się z nim i nawet nie myślałeś o tym, by zniszczyć jedyną osobę, która była w stanie powiedzieć ci coś o twoich rodzicach, prawda Harry? Dlatego nikomu nie powiedziałeś. Tylko to utrzymywało cię przy nim, gdy wiedziałeś już, że jest wilkołakiem. Szanowałeś go, więc ciężko ci przyznać się nawet przed samym sobą, że nie chciałeś mieć z nim więcej kontaktu niż to konieczne. A później dotarło do ciebie, że On nienawidzi Remusa między innymi za to, kim jest. Więc zrobiłeś mu na złość i naprawdę polubiłeś Lupina. Aż w końcu znaleźliście się we Wrzeszczącej Chacie. Jakże byłeś zdziwiony, gdy po zadziwiająco krótkiej wewnętrznej walce, skierowałeś różdżkę na Niego, by Go oszołomić. W tamtym momencie gardziłeś samym sobą, bo wiedziałeś, że w końcu On znienawidzi cię jeszcze bardziej. I miałeś rację. Dowiedziałeś się więcej niż śmiałbyś mieć nadzieję. Syriusz Black - twój ojciec chrzestny - nie zdradził tajemnicy Potterów. Nie byłby do tego zdolny. I gdy już zaproponował ci wspólne mieszkanie, musiał uciekać, wyjęty spod prawa. Znów nic nie wyszło z twoich planów. A On dalej cię nienawidził. Czwarty rok. W czwartej klasie wróciłeś do Hogwartu wstrząśnięty wydarzeniami z finału Mistrzostw Świata w Quidditchu. Miałeś nadzieję, że Jego nie było wśród zamaskowanych postaci. W szkole niecierpliwie czekałeś na każdą lekcję z Nim, na każde przypadkowe spotkanie w korytarzu, nawet na każdy posiłek w Wielkiej Sali, bo wiedziałeś, że On tam będzie. Pewnego dnia Czara Ognia wylosowała twoje nazwisko i znów byłeś na językach wszystkich uczniów i nauczycieli. Nienawidziłeś tego, prawda Harry? Mimo że On sądził inaczej... Ron przestał się do ciebie odzywać - zabolało, ale miałeś wrażenie, że powinno bardziej. Poczułeś się, jakbyś stracił kawałek siebie, ale nie sprawiło to różnicy - byłeś przecież rozdarty wewnętrznie już od dawna. Ostatniego zadania nie zapomnisz do końca życia. Tego możesz być pewien, tak samo jak wiesz, że zawsze będzie prześladowała cię martwa twarz Piąty rok. Wracałeś do szkoły ze świadomością, że cała społeczność czarodziejska uważa cię za niezrównoważonego psychicznie nastolatka, za wszelką cenę chcącego zwrócić na siebie uwagę. On uważał tak zawsze. Byłeś stawiany ponad podziały, podziwiany i uwielbiany. Zawsze myślałeś, że to dlatego pała do ciebie taką niechęcią. A jednak - w oczach świata byłeś zwykłym gówniarzem, a Jego stosunek do ciebie nie zmienił się ani o jotę. Twój mentor, jedyna osoba, której ufałeś bezgranicznie przestał zwracać na ciebie uwagę, nie istniałeś dla niego, choć wiedziałeś, że od zawsze byłeś jego Złotym Chłopcem. Pupilek Dyrektora. Ministerstwo wprowadziło do Hogwartu nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, by kontrolować sytuację w szkole. A tak się złożyło, że ty byłeś drugi do odstrzału - zaraz za Dumbledorem. Dyrektor był na tyle miły, że zmusił Go, by nauczał cię Oklumencji. Widziałeś, że nie było Mu to na rękę, ale nie mogłeś przepuścić takiej okazji - kilka godzin więcej tygodniowo spędzonych w Jego towarzystwie to nie byle co. Za każdym razem, gdy schodziłeś do Jego gabinetu byłeś bardzo podekscytowany, choć wiedziałeś, że znów zostaniesz zmieszany z błotem. Któregoś wieczora wybiegł z pomieszczenia, zostawiając ci dostęp do swojej myślodsiewni. Myślałeś, że to doskonała okazja do poznania Go. A później wyrzucił cię ze swojego gabinetu, wściekły, a ty zdałeś sobie sprawę z tego, czym było uczucie, którym go darzyłeś. Przeraziło cię to, prawda Harry? A jednak nie mogłeś nic zrobić. W czerwcu, będąc w pełni świadom swoich potrzeb i odczuć, obejrzałeś wizję i straciłeś zdolność racjonalnego myślenia. Nie poszedłeś do Niego, bo bałeś się, że się rozpłaczesz. Nie mogłeś tego zrobić, nie przy Nim. Pobiegłeś na ratunek Syriuszowi, za co znienawidziłeś się bardziej niż On kiedykolwiek. Black zginął przez ciebie. Dumbledore powiedział ci o przepowiedni i wyjaśnił pewne sprawy, które teraz były już nieistotne. Mówił, ale nie chciałeś słuchać. Pozwoliłeś, by całe twoje rozgoryczenie wzięło górę - zdemolowałeś dyrektorski gabinet. A potem odesłano cię na Privet Drive. Z poczuciem winy i całym swoim bólem tkwiłeś w najmniejszej sypialni domu z numerem czwartym. A On dalej cię nienawidził. Szósty rok. Gdy zobaczyłeś go po przerwie świątecznej byłeś już pewien, że Go kochasz. Już dawno pogodziłeś się ze swoją seksualnością, ale nie wiedziałeś, czy inni też to zrozumieją. Niewiele pamiętasz z tego roku - rozdarty między własnym bólem a cierpieniem innych, nie zwracałeś uwagi, co dzieje się obok. Zagubiłeś się w labiryncie własnych uczuć. Pamiętasz, że nie uczył już eliksirów i zastanawiałeś się czasami dlaczego. Ale wciąż mijałeś Go na korytarzach, a twoje uczucie do Niego rosło z każdą chwilą. Młodzieńcze hormony naprzemian z Voldemortem nie pozwalały spokojnie przespać ci nocy. Chodziłeś do Dumbledore'a, by ten mógł przekazać ci najistotniejsze fragmenty z życia Czarnego Pana. A jednak wciąż myślałeś o Nim. O tym, jak pachnie, jak smakują Jego usta. Tak bardzo chciałeś wtulić się w Jego ramiona, prawda Harry? O, tak. Pragnąłeś tego jednocześnie wiedząc, że On nigdy nie będzie twój. A później Voldemort zaatakował Hogwart - twój jedyny azyl. Miejsce, w którym czułeś się bezpiecznie. To właśnie tą szkołę utożsamiałeś z domem. Zabolało tak, jakbyś stał na zgliszczach rodzinnego domu, obserwując gruzy, z których nigdy nie powstanie to, czym były wcześniej. Zabił Dumbledore'a. On, wyidealizowany przez ciebie tak dalece, że każda wada stała się zaletą, pozbawił życia największego czarodzieja świata. Jednoznacznie dał ci do zrozumienia, że nigdy nie był tym, za kogo Go uważałeś. A jednak ty nie potrafiłeś przestać Go kochać, choć obwiniałeś Go o całe zło tego świata. Czasami miałeś wrażenie, że żywisz do Niego to samo uczucie, które on do ciebie. A On dalej cię nienawidził. Siódmy rok. Nie wróciłeś do Hogwartu. Nie potrafiłeś, nie chciałeś, nie mogłeś. Twoją powinnością było zniszczyć Voldemorta, a nie mogłeś tego zrobić w trakcie roku szkolnego. Ludzie umierali, a ty obwiniałeś siebie o wszystko, prawda? Harry, Harry... jakie to Gryfońskie. Trochę aż nadto, nie uważasz? Szukałeś Horcruxów, niszczyłeś je i ciągle miałeś przed oczami Jego sylwetkę. Nie dawał ci spokoju nawet wtedy, gdy byłeś pewien, że nie ma prawa zaprzątać twoich myśli. Nie po tym, co zrobił. A jednak ta część ciebie, która wciąż wierzyła w Jego wyidealizowaną postać nie przyjmowała do wiadomości motywów Jego postępowania. Ufałeś Mu, wierzyłeś. A On bezwstydnie zamordował twojego mentora, kogoś, kto był dla ciebie jak dziadek, którego nigdy nie miałeś. W ciągu tego roku niejednokrotnie otarłeś się o śmierć, jednak za każdym razem udawało ci się przeżyć. Przeklinałeś w myślach swoje głupie szczęście. Chciałeś umrzeć, a konsekwencje nie miały dla ciebie żadnego znaczenia. Wciąż o Nim myślałeś. Tęskniłeś. I wciąż Go kochałeś. A On dalej cię nienawidził. Dwunasty lipca. Na zawsze zapamiętasz ten dzień. Dzień, w którym ostatecznie upadł Tom Marvolo Riddle. Wypełniłeś misję, mogłeś dołączyć do rodziców i Syriusza. Ale gdy skierowałeś niepostrzeżenie różdżkę w stronę swojej klatki piersiowej, zimna dłoń powstrzymała cię. Po twoim ciele rozprzestrzeniło się ciepło. Podniosłeś oczy, doskonale wiedząc, kim jest postać stojąca przed tobą. Zdążyłeś zauważyć Jego kpiące spojrzenie, w którym nie było już nienawiści, a później poczułeś gorące wargi napierające na twoje usta. Jęknąłeś z przyjemnością wśród głuchej ciszy, która nastała. W tym samym czasie małe lusterko zmaterializowało się w kosmetyczce Petunii Dursley. Pokazały się blade litery układające się w słowa: Miej trochę wiary. |
---|
_________________ Nikt nie posiada dostatecznie mocnej wiary, by móc fantazjować o szczęściu, wiedząc, że rzeczywistość przyniesie jeszcze więcej bólu i rozczarowania. |