DZIEŃ 18
"Budząc się o poranku ogarnęła mnie fala szczęścia. Po 17 dniach żeglugi wreszcie ujrzałem ląd na horyzoncie. Ziemia Feaków dała mi nadzieję na powrót do domu. Gdy spokojnie snułem marzenia o spotkaniu z żoną i z synem zerwał się gwałtowny wiatr, a rozszalałe fale uderzały w mój statek jakby chciały toczyć z nim wojnę. Nadzieja ustąpiła miejsca przerażeniu, a niepokój ogarnął mój umysł i duszę. Nie wiedziałem co począć. Szukając szybkiego wyjścia z sytuacji, pogrążyłem się w myślach i nie zauważyłem jak ogromna fala zakrywa moją tratwę chwytając ją tak jak jastrząb chwyta swą ofiarę w ostre szpony. Straciłem siły i już nie miałem ochoty walczyć. Jednak gdy woda uderzyła we mnie szybko otrzeźwiałem. Znalazłem się pod moją tratwą. Powiedziałem sobie: "Muszę to wytrzymać i wytrzymam, nie mogę się poddać i się nie poddam" Pełen nowego zapału podjąłem walkę o przetrwanie, walkę z samym sobą. Wiele czasu spędziłem pod wodą zanim zdołałem się wydostać. Wypłynąłem jednak na powierzchnię a z ust wyplułem słoną wodę, która przepełniła me wnętrze. Długo borykałem się z falami zanim dotarłem do tratwy. Po jakimś czasie zdołałem ją pochwycić. Wskoczyłem na nią w ostatniej chwili, bo już czułem jak śmierć próbuje chwycić mnie za szaty. Nie potrafię opisać jaka radość ogarnęła me serce, jak się cieszę, że wygrałem tę walkę. Przezwyciężyłem nie tylko morze ale też mój strach. Teraz gdy to piszę jestem niesiony przez fale. Cztery wiatry zesłane przez Posejdona bawią się mną unosząc raz w jedną, a raz w drugą stronę. Nie przejmuję się tym zbytnio, już zdążyłem się przyzwyczaić. Siedząc na tratwie rozmyślam co będzie dalej. Nudzi mnie już ta moja bezczynność, lecz silniejsza jest niepewność, która daje mi powód do rozmyślania. Nie jestem pewny czy przetrwam i skończę te tułaczkę, jednak nie tracę nadziei. Płynę dalej i poddaję się przeznaczeniu, czekając na szczęśliwe zakończenie całej tej mojej tułaczki".