Remont w trakcie śledztwa Kilka dni po katastrofie na Siewiernym wymieniono cały system oświetlenia drogi podejścia – ustalił “Nasz Dziennik”. Nie tylko żarówki w światłach podejścia lotniska Siewiernyj w Smoleńsku jeszcze w dniu katastrofy po południu wymieniły rosyjskie ekipy. Kilka dni później zamontowano całe nowe oświetlenie drogi lądowania. Podczas oblotów kontrolnych prowadzonych przez komisję MAK 17-24 kwietnia 2010 roku światła były zupełnie inne niż podczas katastrofy. Na zdjęciach wykonanych 10 kwietnia około godz. 19.00 czasu miejscowego widać, jak rosyjscy funkcjonariusze niosą reflektory i szpule z kablem do rozstawienia świateł podejścia. Nie wiadomo zatem, jakie oświetlenie ścieżki podejścia funkcjonowało w dniu katastrofy i czy było sprawne. Jak wyjaśnia mjr rez. Michał Fiszer z miesięcznika “Lotnictwo”, były pilot wojskowy, takie przenośne systemy są w Rosji popularne. Przygotowywano je z myślą o wojnie, żeby móc szybko zainstalować oświetlenie nawigacyjne na obcym lotnisku. Rosjan coś musiało zaniepokoić, skoro jeszcze w dniu katastrofy zmienili oświetlenie w rejonie tuż przy progu pasa. Na innej fotografii żołnierz wkręca żarówkę. Oświetlenie jest już gotowe. Okazuje się, że to nie wszystko. Zdjęcie przedstawiające dokładnie to samo miejsce, ale wykonane 21 kwietnia, pokazuje, że system oświetlenia został jeszcze raz wymieniony. Nadal mamy do czynienia z jego wersją przenośną, ale reflektory wyraźnie się różnią. Nowe są innego kształtu, na oko wyglądają solidniej, inaczej się do nich podłącza kable. W tym samym czasie na lotnisku pracowała komisja MAK, która weszła tam 17 kwietnia, a prace zakończyła 24 kwietnia. Światła mają, szczególnie przy braku zaawansowanych pomocy nawigacyjnych, ogromne znaczenie. Chodzi o zapewnienie załodze kontaktu wzrokowego z infrastrukturą lotniska. Dla kapitana, który wykonuje ostanie manewry pilotażowe, najważniejsze jest, żeby ustalić położenie progu pasa. Ma swoją długość i samolot ma też swoją długość drogi lądowania. Celem jest wylądowanie jak najbliżej progu, żeby samolot zdołał zahamować i nie wypadł z pasa. Co ciekawe, światła podejścia i tzw. światła wejściowe są na Siewiernym nietypowe. Na lotniskach wojskowych w Rosji powinny świecić na czerwono, tymczasem w Smoleńsku są żółto-pomarańczowe, tak jak na lotniskach cywilnych. Być może zmieniono kolory, gdy rozformowany został pułk lotnictwa transportowego i Siewiernyj stał się lotniskiem przyzakładowym miejscowych Lotniczych Zakładów Remontowych. Jest to jednak o tyle dziwne, że lotnisko położone jest wciąż na terenie jednostki wojskowej i jego obsługa składa się z oficerów rosyjskich sił powietrznych. Rosyjscy funkcjonariusze wykorzystali elastyczność przenośnego wariantu oświetlenia do wykonania “generalnego remontu”, jak to określił kpt. Janusz Więckowski, były pilot. Działo się to jednak w trakcie, a wręcz na samym początku dochodzenia prowadzonego przez MAK, przez rosyjską prokuraturę oraz równolegle przez odpowiednie organa Polski. – Każda zmiana na miejscu zdarzenia może rodzić podejrzenia, że umyślnie podjęto jakieś działania zafałszowujące rzeczywistość, i to znacznie utrudnia dotarcie do prawdy. Takie rzeczy oczywiście nie powinny mieć miejsca – mówi prawnik prof. Piotr Kruszyński. – Takie postępowanie to jak podpis pod tym, że to lotnisko nie było przygotowane do przyjęcia samolotu. Nigdy nie widziałem, żeby na odcinku pomiędzy bliższą radiolatarnią a progiem pasa były jakiekolwiek zarośla, a tak jest w Smoleńsku. Do dziś ich nie usunięto – podsumowuje kpt. Więckowski.
Piotr Falkowski
Konstrukcja z żarówkami Z Siarhiejem Sierabrą, białoruskim dziennikarzem i fotoreporterem gazety “Kurier Witebski”, twórcą portalu “Narodowe Wiadomości Witebska”, rozmawia Piotr Falkowski
Mieszka Pan i pracuje w Witebsku, niedaleko granicy z obwodem smoleńskim w Rosji. Był Pan 10 kwietnia ub.r. w Smoleńsku? - Tak, to jest blisko, ale dotarłem dopiero około czwartej po południu. Chciałem zrobić zdjęcia.
Widział Pan rosyjskich funkcjonariuszy przy światłach podejścia do lądowania… - Tak, chodziłem po tym terenie, tam gdzie pozwalali, chciałem sfotografować wrak. I tam przy pasie startowym jest taka konstrukcja z żarówkami. Stali przy niej milicjant, wojskowy i ktoś z obsługi lotniska i wkręcali żarówki.
Kiedy to dokładnie było? - Już wieczorem. Około godz. 18.00.
Mógłby Pan opisać, co Pan tam widział. - Starałem się podejść do wraku tak blisko, jak się dało. W końcu udało mi się zrobić dobre zdjęcie. Tam były rozrzucone części samolotu, a nieco dalej jedno skrzydło. Oglądałem brzozę ściętą przez samolot.
Jak przyjęto wiadomość o katastrofie na Białorusi? - Oczywiście od razu to był wielki szok. Sąsiedni kraj, na który patrzy się u nas z życzliwością, został tak dotknięty. Wszyscy rządzący, wybitni ludzie tego kraju zginęli, współczucie było tym większe, że stało się to niedaleko Białorusi. Ludzie byli tym poruszeni. W Mińsku pod polską ambasadę przynosili kwiaty, zapalali świeczki.
A co mówi się o przyczynach katastrofy, o śledztwie? - Ludzie u nas nic o tym nie wiedzą. Nie ma stosownej informacji. Jak to u nas. Oficjalne media na ten temat nie mówią. Chciałbym natomiast podzielić się moim spostrzeżeniem. Widziałem to lotnisko w Smoleńsku. I wiele razy byłem na naszym lotnisku w Witebsku. I nie mam wątpliwości, że ono jest o wiele lepsze. Jest tu normalny ruch, kontrola, a nie rozgardiasz i ruina jak w Smoleńsku. Wiem, że ten samolot miał w planie lądować awaryjnie w Witebsku [chodzi o lotnisko zapasowe - przyp. red.] i gdyby do nas przyleciał, to na pewno nie byłoby katastrofy. Od nas jest niedaleko, najwyżej dwie godziny, tylko nie wiem, czy nie byłoby jakichś problemów z wizami, przekroczeniem granicy itp. Dziękuję za rozmowę.
Dr Gontarczyk: Gross manipuluje liczbami, przemilcza niewygodne dla siebie fakty i wypacza historię
Polecamy państwu serdecznie niezwykle ważny tekst jaki w dodatku “Plus Minus” dziennika “Rzeczpospolita” (dostępne wyłącznie w wydaniu papierowym) opublikował historyk, dr Piotr Gontarczyk. Ten głos tym bardziej jest cenny, że powstał po lekturze książki Jana Tomasza Grossa “Złote żniwa”, którą wkrótce wyda krakowskie wydawnictwo ”Znak”. Książka, jak wiadomo zaczęła się od fotografii, którą Gross zobaczył w “Gazecie Wyborczej”. Ma ona rzekomo pokazywać grupę Polaków, którzy tuż po wojnie w miejscu pochówku spalonych szczątków ofiar obozu zagłady w Treblince mieli poszukiwać drogocennych przedmiotów, przede wszystkim złota. Problem w tym, jak stwierdza Dr Gontarczyk, że sprawa z fotografią nie jest tak prosta jak się wydaje: Punktem wyjścia powstania kolejnego eseju Jana Tomasza Grossa jest fotografia przedstawiająca grupę ludzi stojących – w cywilu i mundurach – obok masowego grobu w Treblince. „Zrobione tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej, czyli w połowie XX wieku zdjęcie przedstawia scenę zbiorową gdzieś w środku Europy. Na fotografii obok grupy podlaskich chłopów uwieczniono wzgórze usypane z popiołu 800 000 Żydów zagazowanych w Treblince od lipca 1942 r. do października 1943 roku. Europejczycy, których oglądamy na zdjęciu, najprawdopodobniej zajmowali się rozkopywaniem spopielonych szczątków ludzkich w poszukiwaniu złota i kosztowności przeoczonych przez nazistowskich morderców”. Rzeczywiście – komentuje Gontarczyk – tuż po wojnie miał miejsce godny pożałowania proceder rozkopywania przez okoliczną ludność cmentarzyska w poszukiwaniu złota, kamieni szlachetnych i innych kosztowności. Ale nie wiadomo, czy mieli z tym procederem związek ludzie stojący na fotografii. Z dokumentów wynika, że władze partyjne i państwowe uważały ten proceder za absolutnie naganny i usiłowały mu przeciwdziałać, m.in. przepędzając kopaczy, ogradzając teren albo porządkując rozkopane cmentarzysko. Gontarczyk podkreśla, że nie wiadomo kto i kiedy zrobił omówioną fotografię, ani w jakich okolicznościach powstała. Nie ma nawet jednoznacznych dowodów – choć pewnie tak było – że zdjęcie zostało wykonane w Treblince. Kim wreszcie są sfotografowani ludzie i co robią na cmentarzysku? Są kopaczami? A może ekipą porządkującą cmentarzysko, na co, moim zdaniem wyraźnie wskazuje mieszany, mundurowo-cywilny skład grupy, a przede wszystkim fakt działania w biały dzień? Czy hieny cmentarne rzeczywiście chciałyby dokumentować swoje działania za pomocą fotografii? A po co byłoby takie zdjęcie łapiącej ich milicji? Czy w MO w ogóle była wówczas procedura dokumentowania podobnych przestępstw? A jeśli tak, to jak fotografia trafiła w prywatne ręce? A może była w nich od zawsze, bo zachował ją sobie ktoś, kto nie widział w niej niczego zdrożnego, bo porządkował cmentarz i nigdy nie przyszło mu do głowy, że ktoś na jej podstawie może posądzić go o wykopki? Jak zauważa polski historyk, dla Grossa takie kwestie jak poważna analiza zdjęcia nie istnieją.
Nie ma on większych wątpliwości, że fotografia przedstawia grupę polskich hien cmentarnych, jakby współuczestników Holokaustu: „sygnał, że jest to fotografia z gatunku trophy pictures, to ułożone na kupkę z przodu piszczele i czaszki. Podobnie jak myśliwi obok upolowanej zwierzyny fotografowali się mordercy Żydów na miejscach egzekucji, albo prześladowcy zebrani wokół torturowanej ofiary, którą zmuszano publicznie do upokarzających czynności albo której, ku uciesze zebranej publiczności, obcinano brodę”. Autor stawia już znak równości pomiędzy hitlerowcami mordującymi Żydów a osobami na zdjęciu, udowadniając, że i one przecież, rozkopując cmentarzysko, wykonywały „czynność ściśle związaną z Holokaustem – grabienie żydowskiego mienia”. Ale ja żadnego konkretu w tej całej opowieści nie widzę. W przeciwieństwie do ewidentnej skłonności do konfabulacji autorów. Jak podkreśla Autor tekstu w “Rz”, nie takie kuriozalne potknięcia są najważniejszym mankamentem eseistyki Grossa. Istotniejszą rolę odgrywa tu sposób, w jaki ów autor posługuje się cudzymi tekstami naukowymi lub wskazanymi przez innych źródłami. Jednym nadaje fałszywe znaczenie, inne wypacza, robiąc z nich wycinanki, jeszcze innym, opisującym wydarzenia skrajnie patologiczne, ale incydentalne – nadaje walor opisów uniwersalnych. Nie mniej chętnie sięga po informacje nieprawdziwe, jak w wypadku tzw. granatowej policji: „na terenie Generalnej Guberni tzw. policja granatowa, składająca się w przeważającej części z przedwojennych policjantów, odpowiedzialna jest w ocenie Emanuela Ringelbluma za wymordowanie »dziesiątek tysięcy« Żydów”. Książka Ringelbluma powstawała w czasie okupacji w Warszawie. Ten znany żydowski historyk ukrywał się wówczas i nie miał możliwości prowadzenia badań naukowych. Opierał się na docierających doń ustnych informacjach ludzi, często dotkniętych osobistą krzywdą lub czysto ludzkim nieumiarkowaniem w przesadzie i stronniczością w osądzie. Jego książka na temat stosunków polsko-żydowskich – z całym szacunkiem dla innych dokonań autora – jest niewiele warta. W ogromnej mierze składa się bowiem z niezweryfikowanych i nieprawdziwych informacji. Jedną z nich to „dziesiątki tysięcy” Żydów zamordowanych przez granatową policję – taka liczba nie znajduje potwierdzenia w żadnych współczesnych badaniach. Gross dobrze to wie, ale celowo sięga w tej materii po książkę – a raczej relację – żydowskiego historyka zamordowanego w 1944 r. Bo przynosi ona najwyższe liczby, jakie w tej materii znalazł. Kto zarzuci mu kłamstwo, skoro informacja nie pochodzi od niego, tylko jest „naukową oceną” wielkiego uczonego Ringelbluma? Nie jest to jest odosobniony przypadek, lecz konsekwentnie stosowana przez Grossa metoda. Autor świadomie, tak jak posługuje się fałszywymi informacjami, przemilcza niewygodne źródła albo dokonuje ich kuriozalnych interpretacji. Oto przykład jeszcze jednej takiej manipulacji: Tak, żeby dla wszystkich potencjalnych chętnych starczyło ofiar Gross stwierdził, że Polacy wymordowali w czasie wojny pomiędzy 100 a 200 tys. Żydów. Kilka dni temu w telewizji mówił już tylko o kilkudziesięciu tysiącach ale nie ma co „czepiać się drobiazgów”. 200 tysięcy, 50 tysięcy, 5 tysięcy, czy 500 tysięcy. A jakie to ma znaczenie? Przecież i tak podawane przez Grossa dane liczbowe są z reguły wyssane z palca, czasem ozdabiane magicznym słowem „przypuszczam”. W opowieści Grossa, jak widać zdecydowanie nie naukowej, ani nawet porządnie publicystycznej, odbiorcę znającego trochę temat razi całkowite pominięcie bohaterstwa tych tysięcy Polaków, którzy Żydów ratowali. Piotr Gontarczyk też o tym wspomina: W „Złotych żniwach” nie ma takich opis[ó]w ratowania Żydów przez Polaków. Za to nazwami miejscowości i nazwiskami polskich morderców i złodziei autor sypie jak z rękawa. Ale nie ma w jego eseju ani jednego nazwiska wielopokoleniowych rodzin, które, od starców do niemowląt, jak rodzina Ulmów z Makowej na Podkarpaciu, zostały po znalezieniu ukrywanych przez nich Żydów w całości wymordowane. Nie ma nazw wsi i klasztorów, które z narażeniem życia ich ukrywały. Są w tej materii dwa zdanie o grekokatolikach. Nie ma informacji o tym, że kara śmierci groziła nie tylko tym, którzy ich ukrywali, ale też ich sąsiadom, tym, którzy chcieliby podwieźć Żydów chłopskim wozem albo podać im kromkę chleba, a nawet o tych, którzy do takich czynów – w języku hitlerowców – „podżegali”. I to smutna puenta książki, która wydaje się mieć za zadanie nie dochodzenie prawdy, ale zbudowanie fałszywego obrazu historii.
(kam, źródło: “Rzeczpospolita”)
KOMENTARZ BIBUŁY: “Gross stwierdził, że Polacy wymordowali w czasie wojny pomiędzy 100 a 200 tys. Żydów. Kilka dni temu w telewizji mówił już tylko o kilkudziesięciu tysiącach ale nie ma co „czepiać się drobiazgów”. 200 tysięcy, 50 tysięcy, 5 tysięcy, czy 500 tysięcy. A jakie to ma znaczenie?” – No właśnie: jakie to ma znaczenie? Jakie znaczenie dla Żydów mają liczby?
MOŻEMY UMIĘDZYNARODOWIĆ ŚLEDZTWO rozmowa z Ryszardem Czarneckim O rozporządzeniu Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej pozwalające na powołanie międzynarodowej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej Grzegorz Broński rozmawia z europosłem Ryszardem Czarneckim. Pod koniec ubiegłego roku Unia Europejska dokonała zmian w prawie lotniczym, które mają istotne znaczenie dla śledztwa smoleńskiego. Wreszcie znikła przeszkoda do powołania międzynarodowej komisji w sprawie katastrofy? 20 października Parlament Europejski i Rada Unii Europejskiej przyjęły rozporządzenie w sprawie badania wypadków i incydentów w lotnictwie cywilnym. Ukazało się ono w Dzienniku Urzędowym 12 listopada, a po 20 dniach weszło w życie. I obligatoryjnie umiędzynaradawia wszystkie śledztwa dotyczące katastrof lotniczych. Nie tylko tych co dopiero zostaną wszczęte, ale również toczących się. Oczywiście, dotyczy to również śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Kiedy więc powołana zostanie międzynarodowa komisja wyjaśniająca okoliczności śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Dotychczas działacze Platformy Obywatelskiej powtarzali, że nie ma możliwość do powołania takiej komisji. Od ponad miesiąca istnieją instrumenty formalno-prawne. Tymczasem ku mojemu zdumieniu rząd Donalda Tuska nie kiwnął palcem w bucie w tej sprawie. Nawet nie zwrócił się do Unii Europejskiej. Słyszałem głosy, że trzeba przeanalizować rozporządzenie pod kątem polskiego prawa. Tu nie ma co analizować, bo jest ono obligatoryjne dla wszystkich państw członkowskich. Nie rozumiem tej zwłoki. A już absolutnie zbulwersowany jestem wypowiedzią przewodniczącego Parlamentu Europejskiej Jerzego Buzka, który jeszcze w grudniu dla Radia Zet mówił, że nie ma przepisów na powołanie międzynarodowej komisji. Czyżby nie wiedział, co podpisywał miesiąc wcześniej?
Jakie możliwości wpływu daje to rozporządzenie na śledztwo prowadzone przez Rosjan? W tej chwili trudno powiedzieć. I ciągle nie będziemy wiedzieć, dopóki Donald Tusk nie skorzysta z pomocy Parlamentu Europejskiego. To jak z kuponem Lotto. Jak nie wypełnisz, na pewno nie wygrasz. Nie wiem, dlaczego Donald Tusk nie chce wygrać tej sprawy.
Czy oprócz umiędzynaradawiania śledztw w rozporządzeniu są inne zapisy istotne dla wyjaśnienia smoleńskiej katastrofy? Jest ich kilka, ale warto szczególną uwagę zwrócić na zapis mówiący o obowiązkowym przechowywaniu wraku samolotu w hangarze. A wszyscy wiemy, co się działo ze szczątkami TU 154M.
rozmawiał Grzegorz Broński
Aaaaaby legitymację poselską kupić Janusz Palikot: Moi Drodzy, Właśnie oddałem legitymację poselską. Ta książeczka, która służyła mi przez ostatnie lata, zostanie zlicytowania na aukcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Zanim dziennikarze zaczną się podniecać pańskim gestem Palikota, zadam nieśmiało pytanie o jego legalność. Nie jestem prawniczką, ale czy Palikot czasem nie łamie prawa oddając swoją legitymację poselską? I czy prawa nie złamie Owsiak wystawiając ją na sprzedaż? Kodeks karny nie pozostawia wątpliwości. Art. 274. Kto zbywa własny lub cudzy dokument stwierdzający tożsamość podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. I proszę mi nie tłumaczyć, że szczytny cel, bo na następną akcję Owsiaka celebryci będą masowo oddawać dowody osobiste i paszporty (najtańszy sposób na zaistnienie w mediach, wyrobienie duplikatu kosztuje niewiele, a wartość sentymentalną też ma żadną, w przeciwieństwie do statuetek i medali). Od posła oczekuję poszanowania dla prawa i nie łamanie go tylko dlatego, że cel jest szczytny, a gest da szansę na zaistnienie w mediach. Czekam więc na jakąś pokrętną interpretację, że legitymacja poselska nie jest dokumentem stwierdzającym tożsamość w rozumieniu kodeksu karnego i można nią bezkarnie handlować. I czym jeszcze nietykalni III RP mogą handlować? A może jakaś posłanka ma na zbyciu legitymację poselską, kupiłabym, bo to i do Sejmu można wejść, i koleją za darmo pojeździć, i przed policjantem się wylegitymować, żeby mandatu uniknąć. Co na to marszałek? A prokuratura? Pytanie jest oczywiście retoryczne, nielegalną zbiórką publiczną prowadzoną przez Palikota nikt się nie zainteresował (poza Naszym Dziennikiem, który potwierdził w samym Ruchu Poparcia, że zbiórka jest bez zezwolenia), choć Rydzyk za to samo ma właśnie proces. Może jednak są jakieś granice tego co wolno świętym krowom III RP? Kataryna
Ziemkiewicz o pracach nad biografią Michnika Ziemkiewicz „Pewien wydawca, znajomy znajomych, w sytuacji półoficjalnej, westchnął, że od dawna chciałby bardzo wydać biografię Adama Michnika, ale, niestety, jej napisanie jest niemożliwe” … „− Dlaczego niemożliwe? − spytałem z głupia frant, udając, że nie wiem. Popatrzył na mnie jakbym spadł z Księżyca i wyjaśnił: − No przecież nikt nie chce o nim opowiadać. Nie do druku, nie pod nazwiskiem. Zresztą i anonimowo, prywatnie – też nie chcą. Żadnych konkretnych wspomnień, żadnych anegdot. To znaczy, przyjaciele. Wrogowie, co innego, chętnie, ale przecież nie można się opierać na relacjach nienawistników.”…”Cóż, powiedziałbym − my, Polacy, nie odrzucamy dumy z III RP, jej historii powstania i sukcesów, ale pozwólcie nam wiedzieć, z czego mamy być dumni. Na przykład strajk sierpniowy, który dotąd nie doczekał się żadnej monografii: co tam się działo, tak dzień po dniu? Gdzie był ten płot, który przeskoczył Wałęsa? Dlaczego „dzielną tramwajarkę”, dziś, po trzydziestu latach, największą obok Wałęsy bohaterkę i medialną ikonę tego strajku, ze stoczni wyproszono i ponownie wpuszczono dopiero na podpisanie porozumień? Albo dalej: dlaczego w 1983 roku Macierewicz wzywał do szukania kompromisu z Jaruzelskim za pośrednictwem Kościoła, Kuroń do powstania, a Michnik pryncypialnie odsądzał od czci i wiary każdego, kto by próbował jakichkolwiek kontaktów w komunistami – a sześć lat później było dokładnie odwrotnie? Czego szukał Michnik w archiwach MSW, czy to znalazł, czy zostawił te archiwa w takim samym stanie w jakim je zastał, i dlaczego, jeśli nie było w tym nic podejrzanego, prace jego „komisji historyków” przerwano z dnia na dzień, gdy jej istnienie przestało być tajemnicą? Dlaczego najbardziej chwalebne życiorysy bohaterów III RP mogą być ujawniane tylko we fragmentach, a jeśli ktoś brakujące fragmenty uzupełnia, naraża się na los Cenckiewicza czy Zyzaka?”.. (źródło) Mój komentarz Państwo neototalitarne, państwo miękkiego totalitaryzmu odarło społeczeństwo z fundamentalnych wolności. Prawo do wolności słowa i do wolności badan naukowych. Polska jest państwem kopiującym rosyjski, putinowski model polityczny. Wzrost i ustabilizowanie pozycji oligarchii. Zniszczenie podatkami i nadużyciami urzędniczymi klasy średniej oraz terror intelektualny, reglamentacja informacji, agresja propagandowa w stosunku do reszty społeczeństwa. Do tego budowa kultu elity, zakaz jej krytykowania, oficjalne biografie i życiorysy. W Polsce nastąpiło załamanie procesu demokratyzacji. Oligarchia zbudowała pozademokratyczne, pozasystemowe ośrodki władzy. Opisał to zresztą Michalkiewicz. Opis pozycji Michnika przypomina mi Chiny których czołowi przedstawiciele oligarchii mieli i mają ogromny wpływ na obsadzanie stanowisk, oraz politykę nie pełniąc formalnie żadnych funkcji. I podobnie jak tam oligarchowie są otoczeni mrokiem tajemnicy, istnieją oficjalne biografie, budujące kult półboski Mao, Deng, Wałęsa, Geremek, Michnik. I Mao i Michnika otacza kult walki opozycyjnej. Sytuacja w której lęk nie pozwala napisać przez przeciwników , czy zwolenników biografii istotnej postaci polskiej sceny politycznej, medialnej propagandowej , bo ….nikt nie wierzy w uczciwość i niezawisłość sadów jest zwierciadłem w którym odbija się wykoślawiona ruina demokratycznego państwa, demokratycznego , wolnego społeczeństwa obywatelskiego. Wolni ludzie, wolne społeczeństwo nie potrzebuje kultów jednostki , dziesiątków mniejszych lub większych autorytetów moralnych , których kult jest budowany przemocą propagandową , ze stojącym na straży kultu zdegenerowanym wymiarem sprawiedliwości, który dodatkowo niszczy wolność słowa. Marek Mojsiewicz
10 stycznia 2011 Titanik tonie, a Orkiestra gra. No i zaczęło się. Punktualnie o godzinie dziewiątej. Z głębokości 320 metrów pod powierzchnią Ziemi w Zabrzu przemówił do nas , twórca i założyciel Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy-- Jurek Owsiak Sympatycy czekali cały dług rok, ale doczekali się.. W twarzowym kasku, jak zwykle zadziorny, pełen energii, zdecydowany.. „Szczęść Boże”- powiedział do przechodzącego przypadkiem górnika, który też popiera grę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.. Obaj spotkali się przypadkowo pod Ziemią.. „Ciężka jest praca górnika”- powiada z przejęciem Jurek. „Szczęść Boże” – jeszcze raz powtarza.. „ Jest spokojnie”- zwraca się retorycznie do górnika. I znowu „ Szczęść Boże”- chyba na złość ojcu Rydzykowi, z którym wygrał sprawę w sądzie, bo telewizja Trwam pokazała taplającą się młodzież na Przystanku Woodstock. Sąd uznał, że jest pokazywanie złego wizerunku Przystanku Woodstock.. Może i jest.. Na przyszłość trzeba pokazywać tylko dobry wizerunek Tam w kopalni w Zabrzu, jest najgłębiej położona skrzynka Poczty Polskiej w Europie. Ale czy skrzynki Poczty Polskiej są jeszcze gdzieś w Europie oprócz Polski? Wszystkich tamtejszych prezydentów mile wita. Wszyscy są pozytywnie zakręceni, a będzie się działo.. Ojjjjj.. Będzie! Będzie lot balonem, 14 orkiestr dętych gra na cały regulator, prawdziwie królewskie powitanie.. Lot symulatorem F-16, orkiestrolot, będzie walka z cukrzycą, będą biegać przeciw cukrzycy.. Zamiast się leczyć- będą biegać w symbiozie z chorymi.. Ale to później spod Pałacu Kultury im. Józefa Stalina.. Będzie też wycieczka do Parlamentu Europejskiego- dwudniowa, na rachunek pana profesora Jerzego Buzka- przewodniczącego.. To znaczy na rachunek podatników, bo pan profesor pobiera pieniądze od podatników, zajmując się uchwalaniem tego i owego.. Na przykład, żeby kury znosiły jajka stojąc pazurami do przodu.. Niezłe jaja.. I to już chyba weszło w życie, a może nie ma przepisów wykonawczych- jak to w demokracji parlamentarnej- zawsze czegoś nie ma, najprędzej zdrowego rozsądku...Coś o skrzypcach, ale nie dosłyszałem co.. Może najlepsze są stare skrzypce, tak jak wino, w przeciwieństwie do kobiet... Orkiestry dęte oplatają cały świat- i jest w nich jakaś siła.. Która pozwala utrzymać się na balkonie.. Ci z supermarktów LiD-la ufundowali 10 000 prezentów. I też zbierają. Pani Alicja Kornasiewicz, szefowa PKO S.A. powiedziała, że 1200 pracowników będzie liczyć pieniądze, a sama wieczorem, dołoży milion złotych z samego banku.. Bogaty jest ten PKO S.A.. 120 000 wolontariuszy, 1200 pracowników banku PKO S.A., 1000 pracowników telewizji państwowej.. Taka armia ludzi? Co ja bym z nią zrobił gdybym taką miał? Mussolini miał tylko 1000 czarnych koszul.. w 1922 podczas marszu na Rzym.. To jest unikalna fundacja- twierdzi pani Alicja Kornansiewicz, tak ta sama, co to kiedyś w ministerstwie skarbów.. „Co tak cicho, głośno jest tutaj”- krzyczy Jurek Owsiak. Trudno przekrzyczeć 14 orkiestr dętych.. Pani Grażynka Torbicka.. Wielkie pozdrowienia dla Śląska.. Wszystko jak w szwajcarskim zegarku.. Orkiestra gra, a wszędzie pełno pozytywnie zakręconych ludzi, „ mózgi są rozpalone”..- powiada. „Przeprowadzone badania słuchu nie odbyłyby się bez Orkiestry”(???) No tak.. Nic w medycynie nie odbyłoby się bez Orkiestry... To pewne. Artur Andrus, wraz z kolegami z kabaretu- też jest po stronie orkiestry. I też myśli zapewne, że Orkiestra poprawi sytuację służby zdrowia.. Jurek dostał monitor MP5 i od razu przekazał potrzebującym.. Z ręki do ręki. I żeby podłączyć pod kardiomonitor,, Chodzi o to, żeby wytrzymać w blokach startowych.. Jak się wytrzyma- to start będzie pewniejszy.. Producentów żywności prosi, żeby na etykietach zamieszczali jakieś przeliczenia dla cukrzyków.. On załatwi wszystko. Powinien zostać ministrem zdrowia.. Może by się nam wszystkim poprawiło.. Kochamy wszyscy piłkę nożną. .Piłka jest „sekretna”…(???) Wzorzec wolontariusza: zdjęcie małego dziecka i ma puszkę.. Każdy grosik nabiera pozytywnej energii.. Są pozytywnie zakręceni.. Jakiś facet ma oscypka.. Ale nie takiego zwyczajnego. Waży 17,5 kilograma- i ma certyfikat! Chciał dać nawet na licytację Jezioro Goczałkowickie. Ale nie dał rady.. Jak przekazać na licytację jezioro? Jurek by się na pewno ucieszył.. Jezioro na konto Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.. Woda by się rozlała.. „Każdy powinien mieć apteczkę pierwszej pomocy w samochodzie”- uważa pani Grażyna Torbicka. Pani Grażynka nie wie, że jest przymus wożenia apteczki oprócz gaśnicy, kamizelki, zapasowej żarówki, linki holowniczej i obowiązkowego OC. W czasie zderzenia na pewno przyda się apteczka i będzie można udzielić pierwszej pomocy. Jesteśmy wspólnotą w tym dniu.. Ale pasy zapinamy indywidualnie.. „Policz się z cukrzycą”, a w zdrowym ciele, zdrowy duch..- twierdzi Jurek Owsiak. A może zły duch? Do akcji wkraczają aktorzy serialu” Czas honoru”… Nadzieja ich kręci. Z chorobami urologicznymi należy walczyć, no i apteczka pierwszej pomocy jest bardzo potrzebna. I bardzo ważna.. No bez apteczki – ani rusz.. W Gdańsku postanowili zbliżyć się do nieba, przyjemnie kapać się w zimie. Bardzo przyjemnie. Z Kuśnierwiczem. Można coś wygrać. Pojeździć na nartach, jeśli się ma gotówkę. Przygrywa IRA- kiedyś z Radomia, teraz z Łodzi.. Szkoda, że pan Artur rozstał się z żoną i zostawił troje dzieci.. Wiele lat uporu w śpiewaniu i jest coraz lepiej.. W Lublinie jedna pani przyszła do studia z dzieckiem i tez popiera, zresztą nie ma nikogo, kto nie popiera. Popiera bo jej dziecko było leczone na sprzęcie Jurka Owsiaka, bez sprzętu- rozumiem- nie byłoby leczone.. Jest i żołnierz z 3 Brygady,, Ale się dzieje, ojjjjej.. Bardzo pomaga w całości sprawy Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych. Certyfikaty ze złotych serduszek, banderole, wszystko jak w szwajcarskim zegarku. Oni zrobili 120 000 banderoli i 1100 certyfikatów. I już zrobili ponad 1000 000 identyfikatorów.. „Banderola jest tak ważna jak prawo jazdy, czy dowód osobisty”- twierdzi pani Grażyna Torbicka. PWPW ma swoje stoisko pod Pałacem Kultury i Nauki im. Józefa Stalina.. Onet.pl też jest przyjacielem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.. Małgorzata Korzuchowska zaprasza na plan serialu.. W Krakowie też są pozytywnie zakręceni. .Tamtejszy dziennikarz mówi, że w Średniowieczu byli chłopi pańszczyźniani.. Może i byli, ale to był rok 1496 w Piotrkowie, gdzie ustalono, że jeden chłop rocznie może opuszczać wieś.. A to już było tzw. Odrodzenie, przynajmniej przełom w zabieraniu człowiekowi wolności.. Potem już było tylko gorzej.. A teraz mamy nowe Odrodzenie.. Pełno chłopów pańszczyźnianych socjalizmu biurokratycznego. I jeszcze więcej „obywateli” czyli niewolników państwa.. W Gorzowie jeden wolontariusz zbiera już dwa lata, a ma cztery.. Zaczynał jak miał dwa. Jakiś facet ma 4000 żetonów ..Na XIX finał je przygotował.. Jest też „ Antyradio”. .”Wybierz prawdziwy rok”(???) Poza tym wszystko chodzi jak w szwajcarskim zegarku. Był też człowiek, który przygotował 1600 m2 dekoracji na Pałacu Kultury im J. Stalina.. W Bydgoszczy moc jest z nimi. Dla ludzi dobrego serca. Prezydent Bydgoszczy też się podpisuje.. W Oplu sięgają gdzie wzrok nie sięga.. Strażacy będą ratowali osoby na wysokościach. .Chcą pobić rekord gimnastyczny na świeżym powietrzu.. W zdrowym ciele- zdrowy duch.. W Warszawie, Ojciec Mateusz na tropie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.. Dają kubki z wizerunkiem Sandomierza. .Prezent od burmistrza. W Rzeszowie chcą zatrzymać zegar na wieży.. Może i dobrze. Niech stanie chociaż na chwilę..
W Poznaniu, i policjanci i straż miejska, 3000 wolontariuszy i 30 psów zbiera. W Koninie mają już rondo o nazwie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.. Czas ponazywać w każdym mieście ronda imieniem Jurka Owsiaka.. No i ulice.. Jak kupuje się sprzęt przy pomocy WOP, „ Następuje przełom cywilizacyjny”. Doganiają epokę.. „Samo serduszko sprawia, że leczenie jest lepsze”- twierdzi pani Grażyna Torbicka. Czego to ludzie za pieniądze nie powiedzą publicznie.. Ma oczywiście przyklejone serduszko.. Jak się jest częścią systemu? We Wrocławiu na rynku kręcą jakąś korbą, kręcą pozytywnie, a w Kielcach orkiestry dęte zagrają na cześć Jurka Owsiaka. Tam na razie nie ronda--ale będzie.. Karol Strasburger do studia przyniósł swoją książkę, którą dopiero co napisał:” Apetyt na życie”. Będzie licytowana.. I dobrze jej tak.. W Chorzowie holding węglowy dał Orkiestrze wózek z węglem.. Cena wywoławcza 2000 złotych.. Ciekawe ile kosztował sam transport tego wózka na plac? Jest zadanie dla ratowników: rozwijają sprzęt, są zastępy pogotowia ratunkowego, rozcinanie samochodu, kładzenie ratowanego na deskę ortopedyczną Mają też Fiata 125 za 300 złotych.. Wymalowali go graficiarze.. Bardzo gustownie.. W Białymstoku nie liczą się z czasem Mają zegar co chodzi do tyłu.. Grają ponad podziałami, całość przeplatają kolędnikami, którzy kolędują na rzecz WOŚP.. Chcieli dożywotni certyfikat.. W Szczecinie jeżdżą rosomakiem, jedzą grochówkę jeżdżą na łyżwach, a w Świnoujściu prezydent sprzedaje fotel.. No nie na stałe.. Jest okazja wymieni sobie na nowy.. tak jak minister Radosław Sikorki. Tylko on wymienił sobie 78 foteli ,każdy po 10 tys. złotych.. Postawą bezpieczeństwa jest zapinanie pasów bezpieczeństwa i posiadanie apteczki- twierdzi pani Grażynka Torbicka, która kocha kino.. Niech popyta znajomych policjantów, jak to jest z tymi pasami bezpieczeństwa naprawdę, kto w nich ginie, a kto przeżywa, i komu podczas wypadku przydała się apteczka, które zresztą produkuje WOŚP.. „Możemy udzielić profesjonalnie pierwszej pomocy”- twierdzi specjalnie zaproszony do tej wypowiedzi policjant. Ale trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. .Zamiast jeździć samochodem należy ćwiczyć i uczyć się profesjonalizmu udzielania pierwszej pomocy. Albo od razu zapisać się do służby ratunkowej- może najlepiej byłoby obowiązkowo.. Majka Jeżowska twierdzi, że Jurek Owsiak powinien dostać pokojową nagrodę Nobla.. No pewnie. Wszyscy pacyfiści powinni dostać nagrodę Nobla.. Pani Majka też coś powinna dostać, przynajmniej za tekst piosenki, że” wszystkie dzieci nasze są” A są? Pani Majka ma swój plakat ze sobą, to znaczy ze swoim konterfektem na plakacie i ze sobą.. I płytę ze swoimi teledyskami.. Są narty Małysza, narty Justyny Kowalczyk i buty Adamka.. Adamek już nie słucha Radia Maryja? Nie wie, że ojciec Tadeusz nie popiera tego co robi Jurek Owsiak? Widocznie już nie słucha- słucha innej rozgłośni.. Pani Popek bardzo uśmiechnięta.. Jest i Justyna Steczkowska i Zbyszek Buczkowski.. Czy jest film w Polsce, w którym nie grał Zbyszek Buczkowski? I jak się pozbierał po tym, jak Sąd Okręgowy w Suwałkach prawomocnie skazał go na karę grzywny w wysokości 6000 złotych za wyłudzenie zaświadczenia kursu na prawo jazdy? Jurek krzyczy:” Jesteście tutaj”(????). Justyna upiekła dla Jurka samodzielnie chleb.. Wielki hałas w studio, na tle flagi Unii Europejskiej, pobijają rekord świata w graniu na byle czym. W Bydgoszczy kukułeczka kuka, panna pana szuka.. Jest restaurator z restauracji pod czerwonym serduszkiem, są żołnierze z I Brygady, przyjechali 40 tonowym pojazdem na rynek. .Chyba z jakieś grupy rekonstrukcyjnej... Jurek przyleciał z Chorzowa LOT-em..” Lot jest z nami”- krzyczy.. Ale pieniądze ma od nas, bo ciągle w tarapatach.. Tego już nie krzyczy.. „Danek! Ile pomp insulinowych rozdaliśmy”? 3047- i tylu pobiegnie w maratonie ulicznym , w sztafecie..Tylko „ nie wyprzedzać wozów policji”.. Pompa insulinowa Jurka uratowała życie dziecka jakiejś pani.. Żeby nie pompa insulinowa Jurka Owsiaka dziecko by nie żyło.. W Rzeszowie lot nad Rzeszowem, rakieta od prezydenta miasta, straż pożarna, straż graniczna, straż miejska.. A gdzie policja? W Gdyni licytacja przejażdżki okrętem. Kto zapłaci za wyjście okrętu w morze?. PROKOM Gdynia proponuje udział w dwóch treningach.. Będzie wielka zabawa, wystarczy być hojnym.. W Chorzowie mają ławeczkę, Jurek ma zeszyty z WOŚP.. W Opolu bębnią i mają na licytację kamizelkę straży miejskiej.. W Poznaniu robot zbiera dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.. W Białej Podlaskiej jest już wydział im. Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.. Karnawał brazylijski w środku zimy trwa.. Program WOŚP nałoży się na program Ministerstwa Zdrowia.. Nareszcie będziemy zdrowi i nie będą nami poniewierać w państwowej służbie zdrowia.. Ale co wtedy będzie robił pan Jurek Owsiak? I 120 000 wolontariuszy, 1000 pracowników telewizji, 1300 muzyków, setki członków orkiestr, scenografowie, żołnierze, policja, straż miejska, różni prezydenci miast, fabryka Papierów Wartościowych i 800 koncertów? „Jest nam ciepło”!- krzyczą morsy siedzące po pas w wodzie. Niemożliwe? Aż tak dobrze? „Policz się z cukrzycą”.. W Topazie będą sprzedawać cukier bez cukru.. „Stop narkotykom” i „ Stop przemocy”- gdzieś rozdali przez lata gry orkiestry 2000 ton jabłek. Doda ma w tym roku neon który „zajebiście” zaświeci.. W ubiegłym roku podarowała koronę królewską z trupią czaszką.. Kto widział koronę królewską z ss-mańską czaszką? Ale Doda miała.. Skąd wzięła? W Bydgoszczy przyszli z kaskami.. „Polska żużel stoi”- krzyczy Jurek Przede wszystkim długiem. – raczej.. Tu kończę, bo muł mi podchodzi pod gardło.. Zamuliło mnie.. i nie dam rady mulić się dalej.. Na szczęście jeszcze mogę wyłączyć telewizor.. Takiego wariactwa nie zna świat.. Dziwią się na świecie o co tu chodzi? Przecież nie o naprawdę państwowej służby zdrowia. .Znowu zebrał około 40 milionów złotych, przy takiej reklamie i tysiącach ludzi zajmujących się zbieractwem.. To są grosze.. I już było 53 napady na puszki, które noszą dzieci.. A wystarczy zlikwidować niepotrzebne w Polsce powiaty – i już można 15 miliardów złotych(!!!) i przekazać na państwową służbę zdrowia.. Albo oddać długi, a zaoszczędzone odsetki w wysokości 40 miliardów złotych przekazać na służbę zdrowia.. Pieniędzy mamy w bród- ale marnotrawstwo jest tak wielkie, że przykrywa zdrowy rozsądek.. 40 milionów złotych.. I to było warto angażować całą Polskę? Tym bardziej , że zanurzamy się coraz bardziej- toniemy WJR
Nie chcesz? No to masz! Unia Europejska dzielnie zwalcza kryzysy, jakich sama jest przyczyną. Berlin zmusza Lizbonę do przyjęcia pomocy Niemcy i Francja wspólnie ustaliły, że Portugalia nie jest dłużej w stanie samodzielnie finansować swoich długów, i dlatego chcą, aby Lizbona zdecydowała się jak najszybciej przyjąć międzynarodową pomoc finansową, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się kryzysu finansowego w całej strefie eurolandu. [Jak widać, Niemcy i Francja mogą ustalać, co chcą, ponad głowami samych zainteresowanych - admin]
Jak twierdzi hamburski tygodnik „Der Spiegel”, zarówno Paryż, jak i Berlin chcą zmusić Lizbonę, aby szybko przyjęła proponowaną im pomoc pochodzącą z tak zwanego parasola ochronnego. Na razie – informują niemieckie media – rząd portugalski odmawia przyjęcia takiej pomocy, twierdząc, że poradzi sobie samodzielnie. [Rząd portugalski zdaje sobie pewnie sprawę, co oznacza taka "pomoc". Polecam obejrzenie polskiego filmu "Dług". - admin]
Francuscy i niemieccy eksperci finansowi uznali, że ze względu na coraz wyższe koszty kredytów już wkrótce Portugalia nie będzie w stanie samodzielnie poradzić sobie z zadłużeniem. Jak stwierdzili fachowcy z Paryża i Berlina, tylko poprzez pomoc dla Portugalii można będzie zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się kryzysu na inne kraje strefy euro, takie jak Hiszpania lub Belgia. Rząd niemiecki jest świadomy niechęci, a nawet protestów płynących z Lizbony, ale pomimo to zamierza użyć wszelkich środków perswazji (politycznej), aby „przekonać” ich do przyjęcia finansowej pomocy. Niemieckie media jednocześnie zastanawiają się, jaką postawę przyjmie w tej kwestii przewodniczący Unii Europejskiej José Manuel Barroso, który sam jest Portugalczykiem. [Taki on "Portugalczyk", jak Michnik Polak albo Abramowicz Rosjanin. - admin]
Kryzys kilku krajów strefy euro spowodował, że Unia Europejska utworzyła tak zwany parasol ratunkowy, czyli mechanizm finansowego wsparcia zadłużonych krajów strefy wspólnej waluty. Niemieccy ekonomiści najbardziej obawiają się wybuchu następnego kryzysu w Hiszpanii, Portugalii, Irlandii, a także we Włoszech. [Na szczęście Polska, rządzona przez wybitnych mężów stanu i niemniej wybitnych ekonomistów, trzyma się mocno. Dług rzędu biliona dolarów (1 000 000 000 000 dolarów) to przecież drobiazg. - admin]
Waldemar Maszewski
Katastrofa smoleńska - czy Tupolew spadł robiąc półbeczkę? Półbeczka- figura akrobacji lotniczej polegająca na obrocie samolotu wokół osi podłużnej o 180° (z położenia normalnego w plecowe) Katastrofa z 10.04.2010r budzi bardzo wiele niejasności ,co do przyczyn. Szczególne wątpliwości budzi niewyobrażalny ogrom zniszczeń , jest trudny do wytłumaczenia w odniesieniu do podobnych katastrof tej maszyny. Wiele osób tłumaczy sobie fakt, tak ogromnych zniszczeń, upadkiem na tzw. ”plecy” ,no bo jak wytłumaczyć taki ogrom zniszczeń w wyniku upadku z 10-15m? Osobiście uważam to za duże uproszczenie lansowane przez media, te same, które wmawiały nam: oczywisty błąd pilotów, cztery próby lądowania, inną godzinę katastrofy, i tak dalej ,i tak dalej. Pojawiły się zdjęcia ilustrujące poucinane gałązki, drzewka ,co trudne jest do zweryfikowania z uwagi ,że Rosjanie wycięli te najważniejsze drzewa będące dowodem na ich tezy. Także bazując na zdjęciach i opisach jednego autora Amelina którego nie oceniam, mamy być pewni jego wizji katastrofy, ale czy nas to zwalnia z własnych dociekań?. Dla mnie bardziej wiarygodne wydają się być, relacje naocznych świadków (bo tyle mamy, brak wraku, brak badań miejsca katastrofy itd.)jak również inne katastrofy, zbadane i zilustrowane przez wiarygodne instytucje międzynarodowe a nie międzypaństwowe odpowiedzialne za certyfikaty lotnisk i samolotów w tym TU-154M 101,które występują jako sędziowie i prokuratorzy we własnej sprawie.
Czasy Saskie i więcej. Jak przeciwdziałać? Wielu komentatorów życia politycznego porównuje obecny okres w polskiej polityce do czasów saskich, kiedy to Polska za sprawą elit rządzących stała się przedmiotem gier ościennych państw. Taka diagnoza sytuacji, choć niewątpliwie boli, pozwala na zastosowania właściwego antidotum. Szeroko pojęty obóz prezydencki począwszy od działaczy Unii Wolności, poprzez Jaruzelskiego, Palikota, Nowaka, Kuźniara, Arabskiego z PO czy Pawlaka z PSL, jako drogę do ustanowienia swojej hegemonii, wybrał serwilizm polityczny i spolegliwość wobec interesów gospodarczych Rosji. Sprzyja tej polityce duża część administracji państwowej z korzeniami w czasach PRL-u. Porozumiewawczo z przyzwoleniem mruga SLD. Murem za tą opcją polityczną stoją media mainstreamu, jak GW i TVN. Tworzą one karykaturalny obraz rzeczywistości, w którym w opozycji do Tuska stoi Komorowski, a głównymi adwersarzami w sferze gospodarczej ustanowiono Rostkowskiego i … Balcerowicza. Tak dookreślony establishment za cel swojego działania nie stawia naprawy Rzeczpospolitej, przeciwnie dąży do osłabienia pozycji Polski na arenie międzynarodowej i podważenia jej fundamentów gospodarczych. Bez najmniejszego wahania oddaje pole w sektorach strategicznych jak energetyka, infrastruktura, sektor bankowy. Celowo nie podejmuje reform, sprowadzając je do bezproduktywnych i legislacyjnych utarczek. Świetnym dowodem na poparcie tej tezy jawi się dziś system emerytalny. Ale też sytuacja w PKP, stan linii przesyłowych energii elektrycznej, zaniedbania w systemie przeciwpowodziowym, zaniechanie budowy dróg, czy permanentnie niewydolny system sądownictwa. Od trzech lat (w tym roku za sprawą zapowiadanej ustawy o systemie emerytalnym) mamy do czynienia z permanentnym prowizorium budżetowym, w konsekwencji z brakiem kontroli nad wydatkami publicznymi i nieograniczonym wzrostem długu i deficytu finansów publicznych. Jak wybrnąć z trudnej sytuacji? Pominę na chwilę potrzebę zmian politycznych. O tyle trudnych, iż, w mojej opinii, w trakcie zeszłorocznych wyborów doszło do fałszerstw wyborczych. Opisane anomalie statystyczne w wyborach samorządowych na Mazowszu, czy kupowanie głosów w Wałbrzychu stanowią szczyt góry lodowej. Macherzy od zdobywania głosów wyborczych za pieniądze stali się częścią pejzażu politycznego. Oczywiście, należy brać pod uwagę również osławiony sondaż w GW w przeddzień pierwszej tury wyborów prezydenckich, czy nieograniczone wsparciu organizacyjno-finansowe rządu dla kandydatury Komorowskiego. Społeczny zaangażowanie i kontrola nad dochowaniem prawa wyborczego w tegorocznych wyborach do Sejmu stanowią nieodzowny warunek przyszłej naprawy państwa.
Nieuchronne załamanie Od kilku miesięcy wieszczę w Polsce załamania gospodarcze w I kwartale tego roku wywołane turbulencjami w strefie Euro, zwiększeniem kosztów obsługi zadłużenia i w konsekwencji atakiem spekulacyjnym na złotówkę. Czy załamania w finansach publicznych nastąpi jutro, za miesiąc, czy pół roku ma jednak drugorzędne znaczenie. Bowiem, tak naprawdę liczy się to jak do niego nie dopuścić, a jeśli już nastąpi, jak zminimalizować skutki. Rząd wyznaczył koniec marca jako termin wdrożenia tzw. „reformy emerytalnej” i nowelizacji ustawy o OFE, co w rzeczy samej zdaje się rozpaczliwą próbą zasypywania dziury w finansach publicznych na ostatnią chwilę i odsunięcia katastrofy budżetu państwa o rok czasu. Próbą o tyle spóźnioną, co stanowiącą preludium do poważnych kłopotów, także natury politycznej. Wobec ogromu zaniedbać nawet najzagorzalsi zwolennicy Platformy nie pójdą przecież siedzieć za swych patronów.
System emerytalny Otwarte Fundusze Emerytalne znalazły się za przyczyną ostatnich decyzji rządu w centrum zainteresowania mediów. Nie bez przyczyny, choć powody tego zainteresowania winny być zgoła inne… Otóż, zobowiązania wobec przyszłych i obecnych emerytów wzrosły do ponad 2 bilionów złotych i dalej rosną w zatrważającym tempie. I choćby wydarzył się cud i manna z nieba, nie zmieni to ani na jotę opłakanego stanu kasy państwowej. Cudem bowiem będzie, jeśli politycy w najbliższych miesiącach przebudują sposób finansowania systemu emerytalnego tak, by urealnić wypłaty przyszłych emerytur. Działają w zgoła odwrotnym kierunku: w imię pozostania przy władzy „tu i teraz”, powiększają zobowiązania wobec emerytów i realne zadłużenie państwa. Po trzech latach zaniechania reform, życia ponad stan, zadłużania państwa doprowadzono do punktu, w którym państwo nie jest w stanie spłacać zobowiązania w zgodzie z prawami nabytymi przez obywateli. Przy tym, o ile dłużej potrwa obecny stan rzeczy, o tyle gorsza będzie również sytuacja grup uprzywilejowanych jak policja, wojsko, prokuratorzy, sędziowie, pracownicy NBP. Niestety, w Polsce odżywa podział na „my i oni” wielce szkodliwy dla państwowości. Umyka pamięć o ubożeniu całego kraju u schyłku komunizmu i sprzężeniu, że „czym gorzej mieli oni, tym gorzej wiodło się nam”. Pozostaje pytanie co w zamian (?), odpowiedź nie jest jednak propozycją przyszłych rozwiązań w systemie emerytalnym, a jedynie trzeźwym oglądem sytuacji. Przy obecnym stanie rzeczy, państwo będzie w stanie zapewnić tylko powszechne, minimalne świadczenia emerytalne, a i to pod warunkiem, że w ramach Unii Europejskiej uzyskamy kompensaty za pracę naszych obywateli zagranicą i nie-wpłacone w Polsce składki emerytalne. Przestrogą był tekst opublikowany przed kilku miesiącami – jakże wymowny obecnie.
Nadzwyczajne posiedzenie rządu Nowy powszechny system emerytalny oparty będzie zatem na „modelu kanadyjskim” z minimalną emeryturą i dobrowolnym filarem kapitałowym wspartym o ulgi podatkowe. Wysokość składki na „państwową” emeryturę (rekomendacja) należy przy tym uzależnić od dzietności rodzin.
Podatki Wg oficjalnych statystyk pomimo wzrostu PKB, spadają wpływy podatkowe państwa. Na próżno szukać logicznego wytłumaczenia w teorii i pora dotrzeć do przyziemnych przyczyn tego zjawiska. Po pierwsze, obecny system podatkowy jest niewydolny i dziurawy, bo opiera się na mechanicznych założeniach. Wyższe podatki i ścisła dyscyplina podatkowa wcale nie są równoznaczne z wyższymi przychodami. Zwłaszcza w dobie kryzysu. Przeciwnie. Zaciskanie pętli podatkowej przyniesie destrukcyjne skutki. Po drugie, należy szukać pieniędzy tam gdzie one są. Podwyżka VAT jest tego zaprzeczeniem. Najubożsi, w których najbardziej uderza, zaoszczędzą na konsumpcji, gdyż nie będą mieli innego wyjścia. Wątły wzrost gospodarczy zostanie zduszony w zarodku. Po trzecie, należy przywrócić wiarę w pojęcie jakim jest dobro ogólne, a to bariera nie do przebycia dla obecnego rządu. Niesie, bowiem na sobie niemały bagaż afer gospodarczych i dawno stracił zaufanie podatników, w tym przedsiębiorców. Po czwarte, za pewnik należy przyjąć zgubne dla budżetu skutki cen transferowych w wymianie międzynarodowej. I czym prędzej ustawić się, tak jak inni, w kolejce po kasę w koncernach międzynarodowych. Mowa tu przede wszystkim o sektorze finansowym, ale też o dystrybucji, handlu i monopolach państwowych (niekoniecznie polskich). Podatek obrotowy lub od aktyw zdaje się najlepszym antidotum na nieuprawniony transfer zysków.
Infrastruktura, a korupcja polityczna O sile państwa stanowią wydatki na infrastrukturę. Obiecywali Internet i e-administrację, tymczasem mamy 60 tysięcy więcej urzędników. A za oknem, choć ktoś się na jej budowie dorobił, autostrady jak nie było tak ni ma… Za to pieniądze przepadły. Nie przez przypadek zatem zestawienie tytułowe. Wydatki na infrastrukturę związane najmocniej z dotacjami z Unii Europejskiej, okazały się pożywką dla niezliczonych firm konsultingowych, pośredników finansowych i specjalistów z pogranicza polityki z gospodarką. Kwitnie w najlepsze korupcja polityczna, bez znaczenia okazała się cel – budowa dróg. Podczas gdy Niemcy i Rosja, bez pomocy z zewnątrz, w ciągu kilku miesięcy położyły 900 km Gazociągu Północnego, rząd w Polsce okroił właśnie o połowę program budowy dróg. Warto przypomnieć, budowy przy wsparciu środków z Unii. Wydzielenie z budżetu środków na finansowanie projektów przy wsparciu środków europejskich było tak naprawdę jedynym posunięciem Rostowskiego, które miało finansowe uzasadnienie. Nie będzie też dogodnych połączeń drogowych między gospodarzami Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej tak jak obiecał to Tusk. Wznowienia programu budowy dróg, ale też podjęcie inwestycji w sieć kolejową i energetyczną wydaje się kluczowym priorytetem dla zaradnego gospodarza po wyborach do Sejmu. Finansowanie, poza środkami z Unii i Europejskiego Banku Inwestycyjnego, oparte winno zostać o obligacje infrastrukturalne dostępne do nabycia również przez obywateli.
Katastrofa Smoleńska Nie ma suwerenności gospodarczej i dobrobytu bez suwerenności w sferze politycznej. I choć te dwie sfery na pozór wydają się odległe, ba, są tacy co chcieliby przehandlować jedno za drugie, to w naszej sytuacji geopolitycznej od postawy rządu w dążeniu do rozwikłania tajemnicy katastrofy pod Smoleńskiem zalezą nasze przyszłe możliwości sprawnego zarządzania Państwem tj. budowy dróg, linii kolejowych, energetycznych, kontroli nad zasobami naturalnymi i w końcu zapewnienia dobrobytu polskim obywatelom. I tak oto koło się zamyka.
Za Stowarzyszenie Przejrzysty Rynek Jerzy Bielewicz
Więcej na: Unicreditshareholders.com
Król i jego królestwo (kur..two?) Był kiedyś w polskiej polityce taki facet. Wysoki, szczupły z dużym orlim nosem na którym zainstalowane były kwadratowe (też duże) rogowe okulary. Od później młodości działał w KPNie, czyli roznosił „antypaństwowe” ulotki po mieście. Później w nagrodę za owe zasługi, już za „demokracji” przez dwie kadencje był posłem z ramienia tej partii i nawet szefem czegoś tam w jakiejś tam komisji sejmowej. Jednym słowem stał się politykiem pełną gębą. Facet ten nazywa się Krzysztof Jakub Król. Prywatnie był (i chyba nadal jest) zięciem Leszka Moczulskiego wodza naczelnego KPN, co dawało mu silną pozycję w partii oraz bliższej i dalszej rodzinie Moczulskich.
W owym czasie w parlamencie Król i Moczulski stanowili świetny przykład papużek-nierozłączek. Działali razem, występowali razem, knuli razem, doradzali sobie wzajemnie. Przede wszystkim wspierali się. Zięć wspierał teścia, choć trzeba przyznać, ze nie zawsze najlepszymi pomysłami. Wtajemniczeni twierdzą, że swojego czasu, to właśnie Król doradził Moczulskiemu aby ten z trybuny sejmowej rozszyfrował skrót PZPR jako „Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji”.
Rumor i hałas zrobił się wtedy co nie miara. Sejm aż wrzał, a tzw. lewica gotowała się ze wściekłości. Przy całym tym zabiegu Król do spółki z Moczulskim zapomnieli, że teść swojego zięcia raczył niegdyś do PZPR należeć. Jedyną metodą obrony mogło być tylko przejście do ofensywy i natychmiastowe uzupełnienie wypowiedzi twierdzeniem, że „wprawdzie teść do PZPR należał, ale działał bezpłatnie...”, lecz Król tego nie wymyślił. Na domiar złego już jakiś czas później okazało się, że faktycznie teść nie dość, że do PZPR należał to jeszcze donosił SB jako tajny współpracownik i to nie za darmo. Chyba głupio musiało się zrobić zięciowi teścia, lecz nie dawał po sobie tego poznać. Bronił wodza-ojca do upadłego, co już niebawem nastąpiło. KPN upadła, bo się podzieliło i frakcja (za przeproszeniem) Słomki stanęła w oku wodzowi Moczulskiemu. Cały KPN diabli wzięli, a na dodatek niektórzy (jeszcze) posłowie nieboszczki Konfederacji, mimo zajęć sejmowych postanowili „pójść w biznesy”. Na przykład interes życia chciał zrobić poseł KPN np. niejaki Andrzej Andrzejczak, którego policja celna przyłapała na przemycie papierosów do Szwecji. Ale do rzeczy... to jest do Króla. Zasłużył się Król teściowi oraz nieco mniej odrodzonej III RP, a profitów politycznych już raczej nie mógł się spodziewać. Pozostało pójść w biznesy. Jako, że zawsze nad wyraz cenił wodza-teścia i jak tylko mógł starał się go naśladować, postanowił Król też zadać się z komunistami, czy jak kto woli już postkomuną. Poszedł zatem na służbę do Ryszarda Krauzego szefa Prokomu i zaufanego człowieka małżeństwa Kwaśniewskich. Pod czerwonym sztandarem Król odrodził się. Wszedł w wyborowe towarzystwo i obrósł w piórka. Nie taki ten komunista straszny a i daje dobrze zarobić – myślał Król. Nie było by to aż tak straszne, gdyby Król zniknął z życia publicznego i prywatnie pieścił się z czerwonymi. Niestety zięć swego teścia (agenta) doszedł do wniosku, że nie powiedział jeszcze wszystkiego w polityce i zaraz po tragedii smoleńskiej ruszył wraz z innymi palikotami, millerami oraz komorowskimi do wściekłych ataków na osobę śp. Prezydenta. Łajał Król wszystkich i wszystko, co tylko mogło mieć związek z polską racją stanu. Wszystko, co zagrażało interesom jego mocodawcy oraz ekipie rządzącej. W tym miejscu warto zatrzymać się dłużej nad metodami tej walki. Na specjalnym profilu na Facebooku, Król starał się zgromadzić różnej maści przygłupów i degeneratów, wypisując brednie i głupoty. Ubarwiając wszystko sporą dawką wulgaryzmów i epitetów, starał się Król dorównać w chamstwie Palikotowi . Mimo wszystko, szczątków inteligencji, którą posiada jeszcze „Szambiarz z ruchu poparcia” – Król nie posiada, toteż wpisy jego i komentarze trudno było odróżnić od bełkotu żulii czy też wypocin narkomana-degenerata wąchającego butapren. Mała próbka jego sztuki słowa tu.
(bardzo dziękuję blogerowi GEOJA, za wybór i możliwość powołania się na jego wpis)
Zupełnie poważnie i całkiem serio muszę napisać, ze Krzysztof Jakub Król wykazał się całkowitym zbydlęceniem i sku...syństwem na skalę dotąd mało spotykaną. Od ludzi dawnej opozycji winno wymagać się więcej, winno wymagać się zachowania rozwagi i wyważonych, choć niekiedy mocnych słów. Ale nie wulgaryzmów i godnych buszmena bluzgów. Dziś Krzysztof Jakub Król, kolega komuchów i zięć agenta esbeckiego zostaje, na wniosek prezydenckiego ministra, członkiem „Zespołu do opiniowania odznaczeń za działalność opozycyjną”. Sen? Nie rzeczywistość rodem z Belwederu! Prezydent Polski mianuje na zaszczytne stanowisko chama i durnia. Nie zdziwię się wcale, gdy jedno, wakujące miejsce w zespole zajmie jeszcze np. Grzegorz Piotrowski. Prezydent lubi zaskakiwać. Nie wątpię też, że jednym z pierwszych odznaczonych przez Komorowskiego, będzie pozytywnie zaopiniowany przez zespół – Leszek Moczulski, kapuś SBecki oraz teść Króla. yarrok's blog
Czy orkiestra może fałszować? W dużym stopniu zależy to od dyrygenta. Raz w roku dyrygentem orkiestry wszędzie grającej jest J. Owsiak. Przyznam, zdarzało się kilka lat wstecz, że ta akcja zbierania pieniędzy na chore dzieci i sprzęt umożliwiający leczenie rozczulała mnie dość mocno. Jednak z upływem czasu, po różnych wywiadach i transmisjach np. z „Woodstocku”, gdzie zadziwiali mnie in minus zaproszeni goście, z coraz większym dystansem postrzegałem te „akcje”. Teraz, bardziej świadom, bo to w końcu kilkanaście lat trwania i gadania na te tematy zastanawia mnie, czy ktoś się zastanawia, jakie koszty ponosimy wszyscy, zanim dojdzie do zbiórki? W całym kraju trzeba zmobilizować policję, straż miejska, służbę zdrowia, straż pożarną i wiele różnych „punktów”. Sam "bohater" przepadł u mnie goszcząc w POpularnej stacji dał do zrozumienia, że nie rozumie takich jak ja. Powód drugi to słowa mniej więcej brzmiące tak: „każdemu który powie cokolwiek złego na Wałęsę dam z bańki”. Jest wiele innych czynników powodujących zanik zaufania do tego przedsięwzięcia oraz samego dyrygenta. Mimo pozornych przekazów rozliczania, nie do końca wiem co się dzieje z tymi pieniędzmi. Po telewizyjnych atakach na katolicyzm polski zastanawiam się, dlaczego najwięcej zbierających jest przed kościołami? Tu krzyż nie przeszkadza? Myślę, że dzieci wysyłane na ulice są krzywdzone przez organizatorów akcji. Wygląda to na propagowanie wśród młodych żebractwa, bywa niebezpieczne
i niezdrowe. To jasne, że kilkanaście czy kilkadziesiąt małych istnień otrzyma poważną pomoc, trudno żeby nie, przy tak ogromnych sumach, tylko czy to nie leży w gestii PAŃSTWA? Znam kobietę, która była badana w szpitalu państwowym na sprzęcie WOŚP jednak za wizytę musiała zapłacić, później okazało się, że pieniążki trafiły do kieszeni lekarza. A skąd tylu chętnych do pozbycia się paru groszy? Bo nie ma alternatywy dla komercyjnego szajsu a temat chorych dzieci jest nader delikatny i poruszający. To możliwość dowartościowania się, a może nawet pokazania przez chwilkę w TV. (ech, jak sobie przypomnę tego piekarza, który dawał darmo chleb do „przytuliska” i podpadł "skarbówce", to mną trzęsie ). Gdzie jest przez rok cały Pani minister Kopacz? Gdzie reforma? Szuflady pełne projektów? Polecam także przeczytać wpis „Kazi” „Dary Owsiaka u komornika”. A tak poza tym: Program 2 TVP wygospodarował w dniu dzisiejszym a więc dniu ogólnopolskiego terroru "WOŚP" dla tejże 410 minut na swojej antenie łącznie ze specjalnymi wydaniami Panoramy! TV Polonia 160 min. Pekao będzie ponownie bankierem WOP. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagra po raz dziewiętnasty. 9 stycznia, podczas Finału WOŚP, ponad 1500 pracowników Banku Pekao SA w całej Polsce będzie liczyło tysiące banknotów i tony monet zebrane przez wolontariuszy. I wszyscy mają nadzieję, że w tym szczególnym dniu będą mieli jeszcze więcej pracy niż przed rokiem kiedy to przeliczyli prawie 16 milionów złotych.
http://gb.pl/banki/lista/pekao-ponownie-bankierem-wosp.html http://media.pekao.com.pl/PressOffice/PressRelease.12003.po?print_versio...
Prawda że wzruszające!... A kto przez ostatnie kilkanaście lat był prezesem Pekao? Jan Krzysztof Bielecki, tak ten piłkarz grający w drużynie Maga Donalda. Są instytucje, które z większym trudem, i bez takiego rozgłosu, zbierają i przekazują pieniądze na podobne cele jak: Caritas. fundacja Anny Dymnej czy Ewy Błaszczyk. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Owsiak to taka" nasza święta krowa", można się o nim wypowiadać tylko dobrze, lub wcale. To moje odczucia, skończył się szoł, i teraz ..."róbta co chceta". kelner's blog
Marek Król dla SE: Watergate nie przejdzie W kraju nad Wisłą od lat toczy się wojna: wyciek przecieku walczy z przeciekiem wycieku. Hydraulicy z ABW biegają z uszczelkami białoruskimi w pampersach, a i tak moczą się nieustannie. Oto wyciek z przecieku Mariusza Kamińskiego do premiera został umorzony przez prokuraturę i nie wywołał zainteresowania ABW. Tymczasem przeciek z wycieku ABW ujawniony przez "Rzeczpospolitą" po raz pierwszy w Polsce doprowadził do ujawnienia głębokiego gardła w strukturach państwa. Dlaczego w jednym przypadku umarza się śledztwo w sprawie przecieku, a w drugim wykrywa rzekomego sprawcę? Takie pytanie stawia sobie coraz mniej osób w Polsce. Kiedy szef CBA 14 sierpnia niesłusznie poinformował premiera o nielegalnym lobbingu przy ustawie hazardowej, podejrzani o ten lobbing umorzyli działalność. Rysiek, w zarejestrowanej rozmowie telefonicznej, narzekał nawet na ograniczenie swobód obywatelskich, stwierdzając, że podsłuchuje go jakieś KGB czy CBA. Dlaczego przed 14 sierpnia Rysiek w rozmowie ze Zbychem o Mirze nie obawiał się podsłuchów, tego się nie dowiemy. Śledztwo umorzono. Prokuratura wykazała się obywatelską postawą. Strach pomyśleć, co by było, gdyby odkryła źródło przecieku do Mira w Kancelarii Premiera. Słońce Peru zgasłoby na zawsze, jak Nixon po Watergate. A tak lemingi mogą grzać się w jego promieniach, a sprawców groźnych dla państwa przecieków wykryje ABW. Tajni policjanci zabrali się do roboty, kiedy "Rzeczpospolita" ujawniła tajny raport o incydencie gruzińskim. Już nazajutrz po oddaniu strzałów w pobliżu prezydentów Polski i Gruzji ABW wiedziało, kto za tym stał. Funkcjonariusze przejrzeli prasę i postawili tezę, że to Gruzini wykreowali incydent. Niestety dla ABW, do oddania strzałów ostrzegawczych przyznali się Osetyjczycy. "Rzeczpospolita" ujawniła zatem, że raport ABW to nic innego jak tajne pierdoły. A taka zniewaga reakcji ABW wymaga. Ujawnienie głupoty funkcjonariuszy państwa to ujawnienie najpilniej strzeżonej tajemnicy państwowej. Dzielni tajniacy z ABW, by wykryć źródło tajnych pierdół, wykonali tytaniczną pracę. Sprawdzili billingi dziennikarzy, ale także Lecha Kaczyńskiego, jego żony i pracowników Kancelarii. Przesłuchali premiera Tuska i pozostałych 14 adresatów tajnych pierdół ABW. Nie zdążyli tylko z prezydentem Kaczyńskim, bo tę czynność zaplanowali być może na drugą połowę kwietnia 2010 roku. Cezary Gmyz z "Rzeczpospolitej" dziwi się, że nikt nie reaguje na informacje o inwigilacji przez ABW byłego prezydenta, jego żony, ludzi z Kancelarii i dziennikarzy. Może marzy się Gmyzowi polska afera Watergate? Tymczasem w Polsce podsłuchiwanie prostych ludzi, jak Rysiek, Zbycho i Miro, służących partii, jest antypaństwową prowokacją PiS i Mariusza Kamińskiego. Inwigilacja przeciwników politycznych partii i rządu, którzy nieodpowiedzialnie ujawniają tajne pierdoły, szkodzi państwu Mira, Zbycha, Bronka i Radka. Sikorski to potwierdził, zeznając w ABW. Watergate w Polsce nie przejdzie, bo państwo w Polsce jest silniejsze niż w USA. Więcej http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/watergate-nie-przejdzie_166795.html
Z małej reformy duży deszcz Niejaki Kuklinowski – „człowiek do szpiku kości rozzuchwalony”, jak go opisywał w Trylogii Sienkiewicz – mawiał: „spełniło się niejeden uczyneczek, za który piorun powinien trzasnąć, a nie trzasnął”.
Podobny stan ducha daje się zdiagnozować po trzech latach rządzenia u premiera Tuska. „Kto mnie spróbuje znokautować?” – pyta prowokacyjnie, i wierny przekonaniu, że „nie ma z kim przegrać”, angażuje się osobiście w obronę Cezarego Grabarczyka, który jako minister wykazał się nieudolnością, ale jako gracz partyjny pozostaje ważnym elementem politycznej układanki premiera. Nigdy jeszcze Donald Tusk nie postąpił tak zdecydowanie wbrew sondażom i oczekiwaniom wyborców. Doceńmy tę odwagę, choć szkoda, że widzimy ją tylko w tak wątpliwej sprawie. Kwiaty w nagrodę za chaos na kolei i faktyczne zniweczenie planu budowy autostrad idą w parze z „zamachem na OFE”. Między nami mówiąc, OFE są tym, co chce w nich widzieć prof. Balcerowicz i wielu innych, w takim samym stopniu, w jakim tzw. narodowe fundusze inwestycyjne były prywatyzacją. Ale liczy się nie to, czym one są naprawdę, tylko w co zakute Tuskowe hufce „młodych, wykształconych, z dużych miast” święcie wierzą, że są. A dla tego żelaznego elektoratu PO są one tym, czym dla żelaznego elektoratu PSL jest KRUS. A to z kolei sprawia, że operacja w sumie czysto księgowa, jedno z wielu działań pozornych, mających na papierze zakamuflować rzeczywiste rozmiary długu publicznego, wymaga podobnej odwagi, jakiej wielokrotnie już zabrakło temu rządowi do przeprowadzenia prawdziwych reform.
Premier przywykł, że dopóki straszy Kaczyńskim, może sobie pozwolić na każdą aferę, zaniechanie, nadużycie władzy – i nic. Za prawdziwe grzechy piorun nie trzasnął. Będzie zabawnie, jeśli trzaśnie za OFE. RAZ
Podwyżka VAT w kontekście złotych zębów Żydów W Polsce trwa właśnie podnoszenie podatków przykrywane „walką o krzyż”, tymczasem w Ameryce pewien znany satyryk opowiada dowcipy. Czy te sprawy mają ze sobą coś wspólnego? Może i tak. Bo posłuchajmy jednej z tych dykteryjek: Pytanie: Co mają wspólnego polscy chłopi i szwajcarscy bankierzy? Odpowiedź: Żydowskie złote zęby. Autorem tego dowcipu jest Jan Tomasz Gross, słynny autor „Sąsiadów”, który pracuje obecnie nad wielkim dziełem opisującym jak to Polacy nie oddali Żydom majątku. Niebawem dzieło ma być gotowe i wtedy będziemy mieli w kraju wielką międzynarodową awanturę. Prawdopodobnie właśnie w ramach przygotowania do niej Gross objeżdża ze swoimi dowcipami amerykańskie uniwersytety. Trzeba przyznać, że i on ma czasem pecha. Na uniwersytecie Stanforda traf chciał, że na wykład przyszedł postrach Lecha Wałęsy – Paweł Zyzak. Gdy usłyszał ten dowcip, wstał i powiedział, że to chyba nie do końca prawda, bo sam pochodzi z polskich chłopów, a żadnych złotych zębów, w dodatku żydowskich, nie posiada. Gross na takie dictum mało nie spadł z krzesła. Co jednak ma z tym wspólnego podwyżka VAT-u? Otóż ściągnięta przy jej pomocy kwota, nawet jeśli będzie taka jak zaplanowana, czyli 4-5 miliardów złotych – w co wątpi nasz autor Marek Łangalis (więcej na ten temat tutaj) – niczemu w gruncie rzeczy nie służy, a już z całą pewnością nie jest w stanie zlikwidować deficytu budżetowego. Może więc chodzić tylko o jakieś ekstra wydatki, do jakich szykuje się premier. Czyżby związane z dowcipami Jana Tomasza Grossa? PS. W tekście poświęconym katastrofie smoleńskiej (dostępny tutaj) Leszek Szymowski zamieścił informację o tym, że wszedł w posiadanie zdjęć ofiar tej tragedii z miejsca, gdzie spadł samolot. Wiadomość ta miała jedynie uwiarygodnić informację o tym, że jeśli zeznania świadków są prawdziwe, stan zwłok części ofiar zaraz po katastrofie był inny od tego, w jakim się znajdowały w momencie przybycia polskiej delegacji. Natychmiast jednak dostaliśmy wiele zapytań, gdzie można te zdjęcia obejrzeć i czy je opublikujemy. Nie będziemy ich publikować, respektując embargo na prezentowanie takich materiałów, na jakie w tej sprawie dobrowolnie zgodziły się wszystkie polskie media.
Jak związek ma Gross z wizami do USA? O tym, że Jan Tomasz Gross szykuje następne „dzieło”, informowaliśmy już kilka miesięcy temu (kliknij, aby wyświetlić). Cytowaliśmy nawet opowiadany publicznie przez Grossa dowcip o żydowskich złotych zębach (przypomnijmy: co mają wspólnego polscy chłopi i szwajcarscy bankierzy?) – nie wiedząc oczywiście, że będą one lejtmotywem jego nowej książki. A tu proszę – okazało się, że „NCz!” ma informacje nie tylko najszybsze, ale i najbardziej precyzyjne. Może więc warto przy tej okazji przekazać kolejny przeciek, jaki udało nam się uzyskać – tym razem nie ze sfer historycznych, tylko dyplomatycznych. Dodając oczywiście, że urzędnik, który nam go przekazał, zaznaczył, że jeśli zostanie ujawniony, wyprze się wszystkiego. Chodzi o przyczynę, dla której ciągle Polaków obowiązują wizy do Stanów Zjednoczonych. Otóż zdaniem naszego informatora, tajemnicą waszyngtońskiego poliszynela jest to, iż ten problem jest ściśle powiązany z żądaniem wypłaty haraczu za mienie pożydowskie. Pewne środowiska, nadzwyczaj wpływowe w amerykańskim odpowiedniku Ministerstwa Spraw Zagranicznych, tak długo będą blokowały zniesienie wiz, jak długo albo haracz nie zostanie wypłacony, albo owa blokada nie zostanie z jakichś ważniejszych przyczyn zniesiona. Ponieważ, jak widać, takie przyczyny się nie pojawiły – i wobec obamowskiego wycofania się z Europy Środkowej zapewnie szybko się nie pojawią – wizy będą utrzymywane. Prawda, że proste? W sumie, o czym też już pisałem, idealnie byłoby, gdybyśmy w ogóle takimi problemami się nie zajmowali – bo, przyznają Państwo, są one żenujące i w zasadzie zawsze mogą przynieść tylko szkodę i dyskomfort. Niestety trzeba się nimi zajmować, bo stanowią istotną część rzeczywistości – a obrażanie się na rzeczywistość, jak wiadomo, zwykle prowadzi do katastrofy. Dlatego publikujemy w bieżącym e-wydaniu obszerną analizę dotyczącą problemu działalności Grossa i spraw z nią związanych przeprowadzoną przez prof. Bogusława Wolniewicza (w ciągu 14 dni również na nczas.com). Można się z nią oczywiście zgadzać bądź nie, jednak nikt chyba nie zaprzeczy, że dotyczy ona faktów. Tomasz Sommer
Premier Tusk znowu wypoczywa
1. Premier Tusk skorzystał z długiego weekendu jaki rozpoczął się od znowu państwowego Święta Trzech Króli, dołożył do tego cały następny tydzień i przez 10 dni będzie odpoczywał jak donoszą media we włoskich Dolomitach. Tusk mimo natłoku zajęć o którym co i rusz informują jego PR- owcy, znajduje czas nie tylko na rozgrywanie regularnie raz w tygodniu meczu piłki nożnej ale także na wyjazdy przynajmniej kilka razy w roku na dłuższy wypoczynek. W wypoczywaniu nie ma oczywiście nic złego, każdemu pracującemu przysługuje przecież ponad 20 dni urlopu w roku ale wypoczynki Premiera Tuska zdarzają się coraz częściej i to często w sytuacjach w których Premier powinien być raczej w pracy niż na plaży albo na nartach.
2. W ostatnim tygodniu Premier jak lew bronił w Sejmie swojego pupila ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka, zapowiadając że teraz przypilnuje poprawy funkcjonowania transportu kolejowego. Miał również wyjaśniać protestującym samorządowcom dlaczego skreślone z planów inwestycyjnych do roku 2015 ponad 1000 km dróg w tym ponad 40 obwodnic różnych miejscowości, musi poczekać na lepsze finansowo czasy. Wygląda na to, że wszystkim tym musi się zająć sam minister Grabarczyk, ale ten zajęty jest wyjaśnianiem konfliktu w łódzkiej organizacji PO gdzie jeden z najbliższych współpracowników ministra i prezes jednej ze spółek kolejowych wypisywał na forach internetowych obraźliwe informacje o czołowych politykach Platformy.
3. Tuż przed wyjazdem na urlop Premier Tusk zapowiedział również trzęsienie ziemi w systemie emerytalnym. Ratując finanse publiczne przed załamaniem (czyli przekroczeniem przez dług publiczny progu 55% PKB) zdecydował, że 5 % składki przekazywanej do tej pory przez ZUS do OFE, zostanie teraz u państwowego ubezpieczyciela i posłuży do bieżących wypłat emerytur. Jednocześnie Premier Tusk zapewnił 15 milionów ubezpieczonych w OFE, że mimo mniejszych pieniędzy przekazywanych do tych funduszy, ich emerytury w przyszłości będą jednak wyższe niż miały być do tej pory. Jego przyjaciel polityczny prof. Leszek Balcerowicz nazwał to uzasadnienie robieniem baranów z ubezpieczonych w OFE. Z Balcerowiczem często się nie zgadzam ale w tej sprawie ma rację, nie można w ten sposób traktować ludzi których w większości zmuszono do znalezienia się w OFE. Nowe rozwiązania emerytalne mają wejść w życie od 1 kwietnia tego roku, a w Sejmie nie ma ciągle jeszcze projektów ustaw w tej sprawie. Ba nie zajmował się nimi także rząd, podjął zaledwie tzw. decyzje kierunkowe, a spory między ministrami w wielu kwestiach związanych z proponowanymi zmianami są ciągle bardzo silne. Wygląda na to, że Premiera usatysfakcjonowało już same ogłoszenie decyzji zmniejszającej wpłatę składki do OFE , projekty ustaw w tej sprawie jakoś się przygotuje, a w Sejmie wszystko dopchnie się kolanem. Mamy większość to przegłosujemy wszystko co chcemy nawet w 2 tygodnie jak to było w przypadku tzw. ustawy antydopalaczowej. A że może to być kolejny bubel prawny to dowiemy się dopiero za wiele miesięcy, a wtedy już może nie będziemy rządzili.
4. Wszystko wskazuje na to, że rozpoczynający się właśnie tydzień może być bardzo trudny ze względu na zagrożenie powodzią. W wielu miejscach kraju stan rzek skutych lodem jest wyższy od alarmowego, a gwałtowna odwilż tylko tą sytuację pogarsza. Powodzie latem były wydarzeniami dramatycznymi ale powodzie zimą to dopiero groźne dla ludzi zjawisko. Lodołamacze wprawdzie kruszą lód na rzekach ale w mediach coraz więcej obrazków o podtopieniach i coraz trudniejsza sytuacja na Odrze i jej głównych dopływach, a także na Wiśle. Ale co tam woda , ma to do siebie, że się zbiera, a później spływa do morza, tak pewnie będzie i tym razem, po co tym wszystkim zaprzątać sobie głowę. Lepiej pojeździć na nartach we Włoszech. Panie Premierze dobrego szusowania życzymy i niech Pan wreszcie solidnie odpocznie, żeby pociągnął Pan już później rządzenie przynajmniej do letnich wakacji. Zbigniew Kuźmiuk
Dlaczego nic nie daję na WOŚP? Ja o tym piszę co roku. Ale powtórzę - w dużym streszczeniu - bo może ktoś nie czytał? Przypuśćmy, że jestem jak najuczciwszym Władcą III RP. Wedle najlepszych ekspertyz powinienem w budżecie wydać miliard na tzw. „Służbę Zdrowia” i dwa miliardy na zbrojenia. Na wojsko trzeba by wydać więcej – ale, niestety, nie ma - bo trzeba dać na szpitale. Więc chcę tak właśnie podzielić budżet. Dowiaduję się jednak, że p. Jerzy Owsiak prowadzi „Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy” – i uzbiera 40 milionów. Natychmiast muszę zmienić decyzję: dam na „Służbę Zdrowia” tylko 960 mln – a na wojsko 2040 mln... Czyli: pacyfista (ja NIE jestem pacyfistą!) dający złotówkę na WOŚP dał ją w rzeczywistości na czołgi. Dopóki żyjemy w totalitarnym państwie, w którym budżet jest centralny, totalny – dopóty nie dam na WOŚP ani złotówki. Bo dawałbym forsę w łapy tym durniom i złodziejom z ul. Wiejskiej w Warszawie. Natomiast w Wolnej Polsce, w której za lekarza nie będzie się płaciło za pośrednictwem p. Jana Vincenta (vulgo: Jacka Rostowskiego) i Jego Gangu - dam z wielką przyjemnością. Tym bardziej, że będę jej miał o wiele więcej... Powtarzam: nie kieruje mną niechęć do p. Jerzego Owsiaka (choć Jego hasło "Róbta co chceta" to typowa anty-kultura); po prostu z mojego punktu widzenia jest to taki sam "podatek od spolegliwości" jak Toto-Lotek jest "podatkiem od głupoty". I tyle…
Ważny przyczynek do „walki z otyłością”. Na gnijącym Zachodzie - poza „walką z GLOBCIem” i kilkoma innymi wojnami - prowadzi się też „walkę z otyłością”. Przyjrzyjmy się jej opisowi w „The Sun” - cytowanemu w „Gazecie Wyborczej” przez p. Jacka Pawlickiego p/t: „Kosztowna waga najgrubszego Brytyjczyka” Dla leniwych – streszczam. Otóż p. Paweł Mason, listonosz, 29 lat temu doznał był zawodu miłosnego – i z tej okazji zaczął się objadać bo „nie był w stanie kontrolować napadów łakomstwa”. „Tyjąc na potęgę stał się za gruby, by roznosić listy, więc przeniesiono go do sortowni. Tam zaczął wykradać pieniądze z listów, by mieć za co kupować góry jedzenia. W 2000 r. z powodu tuszy przestał chodzić o własnych siłach. Przed operacją opiekowało się nim kilka pielęgniarek.” Doszedł do 444kg. „nie ruszał się ze specjalnego, wzmocnionego łóżka w domu w Ipswich. To w nim oglądał non stop telewizję, grał w gry komputerowe i jadł - codziennie trzy ogromne zestawy obiadowe plus słodycze i przegryzki. W sumie jakieś 20 tys. kalorii dziennie” (normalny pracujący fizycznie mężczyzna potrzebuje ok. 4000 kcal). Zrobiono Mu operację pomniejszenia żołądka. „Od czasu operacji żołądka codziennie odwiedzają go dziś dwie pielęgniarki - myją, smarują kremem zapobiegającym odleżynom i wymieniają pieluchy, w których musi chodzić na stałe (…) zbił wagę do 234kg. (…) zaczął nawet ćwiczyć w specjalnie skonstruowanym łóżku i wyjeżdżać w swym napędzanym elektrycznym silnikiem wózku inwalidzkim na spacery”. „Jego leczenie przez ostatnie 15 lat kosztowało brytyjskiego podatnika 1 mln funtów”. I teraz kilka oczywistych uwag. Gdyby nie „pomoc społeczna” p. Masona nie byłoby stać nie tylko na kosztowne operacje i opiekę pielęgniarek – ale nawet na żarcie sześciu obiadów dziennie. Gdyby tego złodzieja w dodatku wpakowano, nie ceckając się, do kryminału za okradanie listów – to na więziennym wikcie szybko by zeszedł do 90kg.
I nie byłoby żadnego problemu. To samo dotyczy całej cywilizacji zachodniej. Gdyby radykalnie – tak 15-krotnie – obniżyć podatki, to chorobliwie rozrosłe państwo schudło by do zdrowych, właściwych rozmiarów. I nie mielibyśmy z nim tylu kłopotów. Nie musielibyśmy walczyć z tym, że ONI nas wszędzie podsłuchują – bo po prostu ONI nie mieliby pieniędzy na „pluskwy” i monitorujące kamery. Oraz na rozmaitych „ubeków” – w liczbie ponad dwukrotnie przekraczającej już liczbę oficerów SB i WSI za PRL. Resztę uwag proszę sobie dopisać samemu.
52 miliardy - i milion trupów Na emeryturach ONI chcą nas naciąć na paręset miliardów, na "walce z Globalnym Ociepleniem" (bardzo udanej zresztą - sądząc po ubiegłym roku); to żart - hahaha - na jeszcze więcej... Aż dziwię się, że niektórym chce się walczyć o jakieś głupie 52 miliardy... Ale - cóż: o tym, że do "EURO 2012" dołożymy kilkanaście miliardów, pisałem w samej "ANGORZE" dwa czy nawet trzy razy - więc wróćmy na chwilę do tego tematu. Otóż (jak donosi "Gazeta Wyborcza", p. Adam Olkowicz, dyrektor turnieju w Polsce, wyliczył koszty organizacji EURO w Polsce na ok. 80 mld zł. "Ta kwota uwzględnia budowę stadionów oraz budowę i remonty infrastruktury - dróg, dworców, lotnisk. Tymczasem, jak wyliczyli ekonomiści z SGH, UJ i Uniwersytetu Łódzkiego, dzięki organizacji piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 r. całkowity, skumulowany przyrost PKB do roku 2020 może wynieść 27,9 mld zł". Czyli według ekonomistów dołożylibyśmy do tej imprezy nie 12, lecz 52 miliardy. Spokojnie, proszę Państwa - nie jest tak źle.
Ani tak dobrze. Żadnego "przyrostu PKB" w latach 2012-2020 z powodu "EURO 2012" nie będzie - bo niby skąd miałby się wziąć? Na przykład, jak już pisałem, rocznie odwiedza Polskę ok. 40 mln turystów - z czego nocuje jakiś czas ponad 6 milionów. Na "EURO 2012" przyjedzie może 300 000 - ale też za to 500 000 zamożnych, solidnych turystów nie przyjedzie - właśnie dlatego, że będzie "EURO 2012", że będą burdy, bójki i w ogóle nie będzie można się swobodnie poruszać po i tak już zatłoczonych drogach. Więc gdzie tu jakiś zysk? Żadnych zysków nie będzie - natomiast te 80 miliardów to liczba zdecydowanie przesadzona. Kilkakrotnie. Przecież te inwestycje w drogi i lotniska i tak trzeba by prędzej czy później poczynić. Koleje, oczywiście, należy raczej zlikwidować, niż rozbudowywać - ale do tego barachła dopłaca Bruksela. Nawet licząc, że zaraz po "EURO 2012" trzeba będzie rozebrać "stadion narodowy" i inne stadiony (albo przez lata do nich dopłacać ciężkie dziesiątki milionów...) - dopłacimy do tego ok. 12mld. Stać nas. Raz na sto lat nas stać. Będziemy mieli z tego jakąś przyjemność. Nie stać nas natomiast na wyrzucanie forsy na "walkę z GLOBCIem", na dokładanie do kolei, na utrzymywanie "służby zdrowia" i nie cudacznej (z roku na rok gorszej, niestety!) reżymowej edukacji. To są straty - a nie to "EURO 2012", którego efekty znikną bez śladu. Kto dziś pamięta, że ostatnie "EURO" odbyło się (o ile pamiętam...) w Austrii i Szwajcarii? W innej sprawie: wielu ludzi poruszyła informacja o ostatniej książce znanego polakożercy, p. Tomasza Grossa. Ja p. Grossa uważam za notorycznego kłamcę, płatnego pachołka "Przedsiębiorstwa HOLOKAUST" - i nie mam zamiaru robić tej książce honoru - zastanawiając się, które twierdzenie jest kłamstwem, a które prawdą. Na okładce "ANGORY" było wielkie zdjęcie, przedstawiające grono wojskowych - oraz chłopów, którym najprawdopodobniej kazano wyrównywać czy przekopywać teren w poszukiwaniu kości. Z całą pewnością nie byli to ludzie aresztowani za cokolwiek - to widać po ułożeniu grupy. Jeśli p. Gross ma takie dowody - no to niech sobie szczeka. Zwracam tylko uwagę, iż to, że niektórzy Polacy przekopywali ziemię, szukając kosztowności po zamordowanych Żydach - jest oczywiście prawdą. Pewna - mieszkająca w Szwajcarii - Pani powiedziała mi: "Słuchaj, przecież do dziś na pobojowisku pod Verdun (milion trupów) chodzą ludzie, przekopują ziemię, znajdują stare odznaki, części broni - i tym handlują; czy ktoś nazywa ich hienami"? Natomiast liczby podawane przez p. Grossa są absolutnie niewiarygodne - i tyle. JKM
Zdolność skupiania się – podstawą nowego „Internetowego Darwinizm” W nowej epoce postępu i stosowaniu coraz większej ilości komputerów, zdolność skupiania się, czyli uwaga, staje się krytyczna i właśnie ona określa nowy „internetowy darwinizm”. Pisanie jakiegokolwiek tekstu w celu wydania jakiegokolwiek polecenia za pomocą komputera nie może zawierać żadnego błędu. Komputer nie wykonuje bowiem poleceń „przybliżonych” i niedokładnych, natomiast programy szukające informacji, takie jak Google starają się proponować rozmaite przybliżenia, żeby pomóc użytkownikom, mimo błędów ortograficznych przez nich popełnianych. Sondaż opinii na temat „jak posługiwanie się Internetem wpływa na sposób myślenia człowieka?” był poszerzony na sprawę wpływu Internetu na stosunki między użytkownikami, jak też na pytanie: „jakie zmiany w zachowaniu się ludzi Internet powoduje?”, oraz: „czy Internet zmienia sposób myślenia ludzi?”. Naturalnie te wszystkie pytania dotyczą głównie ludzi, którzy dorastali w „epoce przed-komputerowej” i muszą pokonywać wcześniejsze nawyki myślenia żeby nauczyć się i dostosować się do rewolucji informacyjnej obecnych czasów. Przypomina mi się zdarzenie sprzed kilku laty, w szkole powszechnej w Waszyngtonie w chwili kiedy szkolny system komputerowy przestał działać. Wówczas jeden z nauczycieli przypomniał sobie, że dziewięcioletnia córeczka moich znajomych wykazuje w szkole dużą sprawność w posługiwaniu się komputerem. Zanim zawołano pomoc z zewnątrz, poproszono tę dziewczynkę żeby próbowała system uruchomić, co też udało się jej po dwudziestu minutach. Dziecko zapytane jak uruchomiła system komputerowy odpowiedziała „Nie wiem”. Tak więc, nie jest łatwo uczyć się od dzieci o komputerach, ponieważ dorośli nie są oswojeni z komputerami, tak jak dzieci wyrastające w epoce komputerowej. Niektórzy twierdzą, że komputery są niczym więcej i niczym mniej niż bardzo sprawnymi „sługami”. W czasie kiedy szybko rozrasta się ilość informacji osiągalnych na Internecie, zdolność skupiania się, czyli uwaga, staje się krytyczna. Pojęcie nowego „internetowego darwinizmu” można określić fenomen „przetrwania najbardziej uważnych” na miejsce dawniejszego Darwinizmu opartego na „przetrwaniu najsprawniejszych”. Dzieje się to na tle krystalizowania się nowej, w dużej mierze sztucznej „rzeczywistości internetowej”. Obserwuje się podstawianie nowej „wirtualnej” rzeczywistości internetowej na miejsce bardziej bezpośredniego, przed-internetowego kontaktu z rzeczywistością. Sam koncept „wirtualnej rzeczywistości” jest zaprzeczeniem rzeczywistości jako takiej. Niektórzy uważają, że „Internet” jest swego rodzaju ideologią zaprzeczającą rzeczywistość, która szkodzi twórczości na przykład poetów i artystów. „Wirtualna przyszłość” szerzy się w grach komputerowych, które pochłaniają uwagę i zajmują czas. Na tym tle mówi się o „kosztach strat okazji” do innych bardziej konstruktywnych zajęć. Straty czasu spowodowane przez gry komputerowe i przez Internet są porównywane do wartości spędzania czasu w kontakcie z rzeczywistością bez udziału Internetu. Książka autorki Christine Rosen pod tytułem: „Czy Internet Zmienia Sposób Myślenia?” („Is the Internet Changing the Way You Think?”) jest tematem dyskusji w The Wall Street Journal z 7 stycznia 2011, zredagowanej przez Joh’a Brockmana i wydanej przez wydawnictwo Harper Perennial. W epoce komputerów, czyli nowej epoce postępu techniki informacyjnej i przy stosowaniu coraz większej ilości komputerów, faktem jest, że zdolność skupiania się, czyli uwaga, staje się krytyczna. Kto lepiej skupia się i nie robi błędów ortograficznych w poleceniach komputerowych, ten jest sprawniejszy na Internecie i lepiej się kwalifikuje wobec nowego „internetowego darwinizmu”. Obecnie pisanie jakiegokolwiek tekstu w celu wydania jakiegokolwiek polecenia do spełnienia przez komputer nie może zawierać żadnego błędu, ponieważ komputer nie wykonuje poleceń „przybliżonych”, czyli niedokładnych. Internet natomiast czyni wszelkie informacje coraz bardziej dostępnymi, ale nieraz trudno jest rozróżniać między informacją i dezinformacją. Dlatego słyszy się opinię, że obecna rewolucja informatyki jednocześnie jest rewolucją szkodliwej dla wszystkich dez-informacji, która ma równie otwarty dostęp do Internetu jak poprawna informacja.
Wizja “Imperium od Renu do Władywostoku”, w dużej mierze skutkiem zaborów Polski Wizja Imperium od Renu do Władywostoku wiąże się z karierą szwabskiej rodziny von Zollern, która zmieniła nazwisko na von Hohenzollern. Ironią losu jest fakt, że mottem tej rodziny było hasło Nihil Sine Deo czyli „Nic Bez Boga”. Hasło to było typowe dla „herezji pruskiej” zdefiniowanej przez Pawła Włodkowica w 1414 roku na konwencji z Konstancji. Herezja pruska była ideologią, która w praktyce upoważniała niby-misjonarzy do rabowania i popełniania ludobójstwa takiego, jakie dokonali Krzyżacy na Bałto-Słowianach w Prusach. Prototypem herezji pruskiej był „Drang nach Osten”, czyli podbój ziem na wschód od Renu, począwszy od linii fortyfikacji frankońskich, tak zwanych Limes Sobabicus i Limes Saxoniae ukończonych w 880 roku między Marchią Awarską i Marchią Duńską. Podbój ten odbywał się kosztem Lechitów Zachodnich, autochtonów na wschód od tych fortyfikacji. Lechici pozostawili po sobie nazewnictwo miejscowości sięgające od Danii do Swajcarii. Fakt, że Lechici Zachodni byli autochtonami tych ziem potwierdzają studia DNA. Polacy są Lechitami Wschodnimi i język polski należy do językowej grupy lechickiej w rodzinie języków słowiańskich. W bardziej sprzyjających warunkach powstałoby jako proces naturalnego rozwoju państwo lechickie składające się z Lechitów wschodnich i zachodnich. Od dawna Turkmeni nazywają Polskę „Lechistanem”. Czynią to nadal Turcy. Frederick I Hohenzollern z jednej z dwu linii frankońskich został Margrabią Brandenburgia w Berlinie w 1412 roku. Natomiast w 1525 roku Albrecht Hohenzollern z drugiej linii frankońskiej, został Księciem Prus za pomocą pierwszego hołdu pruskiego po dokonaniu na kolanach na rynku w Krakowie przed królem Polski Zygmuntem Starym. Hołdy Hohenzollernów przed królami polskim trwały od 1525 do 1641 roku. Prusy Książęce odpadły od Polski w 1667 roku.
Obydwie linie Hohenzollernów otrzymały od króla Polski Zygmunta Wazy pozwolenie w 1618 roku na wspólne dziedziczenie lenna pruskiego. Był to katastrofalny błąd polityczny dla państwa polskiego, który dał Hohenzollernom możliwość zainicjowania rozbiorów Polski w 1772 roku. Trzeba pamiętać, że „złota dekada” eksploatacji Ukrainy przez Żydów, skończyła się w 1648 roku pogromami Chmielnickiego na Ukrainie. W pogromach tych zginęły tysiące Żydów. Panika bankierów żydowskich wynikła wówczas z przekonania, że Żydzi będą wypędzani z Polski, tak jak to miało miejsce wcześniej w Hiszpanii i jeszcze wcześniej w Anglii, Francji i w państewkach niemieckich. Ujawnienie treści Talmudu pogorszyło sytuację Żydów w Europie. Przerażeni pogromami bankierzy żydowscy zaczęli przesyłać swoje kapitały z katolickiej Polski do protestanckiego Berlina raczej, niż do katolickiego Wiednia lub prawosławnego Petersburga. Kapitały żydowskie z Polski pomogły finansować stworzenie w 1701 r. Królestwa Pruskiego ze stolicą w Berlinie, kolebki nowoczesnego militaryzmu niemieckiego oraz źródła planów rozbiorów Polski. Zdobycie ziem polskich zaboru pruskiego dało Hohenzollernom możliwość zdominowania ponad trzystu pięćdziesięciu małych niezależnych państewek niemieckich i w 1871 roku założenia cesarstwa niemieckiego ze stolicą w Berlinie. Stało się to po zwycięstwie Prus nad Francją dokonanym w dużej mierze dzięki polskim rekrutom z prowincji polskich zaboru pruskiego. Ich los opisał to Henryk Sienkiewicz jego książce pod tytułem „Bartek Zwycięzca”. Wojna francusko-pruska była sprowokowana przez kanclerza Bismacka, który obraził Napoleona III i wywołał wypowiedzenie wojny Prusom przez Francję 19 lipca 1870 roku. Francja nie chciała dopuścić do zjednoczenia Niemiec i powstania wielkiego mocarstwa niemieckiego. Tak więc Prusacy uważali, że Francja jest przeszkodą zjednoczenia przez nich państewek niemieckich. Wojna przeciwko Francji była w Berlinie oceniana jako okazja na zjednoczenie małych państw niemieckich i na umocnienie hegemonii Prus nad nimi. W czasie rozbiorów Polski było ich w sumie ponad 350. Po upadku Cesarstwa Francuskiego 4 września 1870, Francja proklamowała powstanie III Republiki. Powstał Rząd Obrony Narodowej, a 19 września 1870 r. zakończyła się przegrana przez Francuzów, bitwa o Wersal. Nastąpiło okrążenie Paryża. Siły armii niemieckich szybko urosły do około 400 tysięcy żołnierzy. Wojska niemieckie okrążały Paryż, ale nie podejmowały akcji ofensywnych, lecz umacniały swoje pozycje. Niemcy przygotowywali się systematycznie do oblężenia Paryża. Bardzo ważna była kapitulacja miasta Metz, ponieważ wyeliminowała z walki ponad dwukrotnie więcej żołnierzy francuskich niż klęska francuska pod Sedanem. W dniu 31 października 1870 r. mieszkańcy Paryża wzniecili rewoltę, ogłosili republikę i obalili rząd cesarza Napoleona III. Dwa miesiące później w dniu 18 stycznia 1871 r. proklamowano powstanie Cesarstwa Niemieckiego. Stało się to w Sali Lustrzanej pałacu wersalskiego pod Paryżem. Dokument, który tam podpisano zaświadczał zjednoczenie ziem niemieckich z wyjątkiem Austrii. Wilhelm I koronował się na cesarza II Rzeszy. 28 stycznia 1871 r., po prawie czterech miesiącach oblężenia Paryża, wojska niemieckie wymusiły na Francji podpisanie paktu o zawieszeniu broni. Nowy ugodowy rząd francuski przyjął 26 lutego 1871 w. warunki pokojowe pruskiego kanclerza Bismarcka. W Frankfurcie nad Menem ratyfikowano ten traktat pokojowy 26 lutego 1871 r. Francja musiała oddać nowo powstałemu Cesarstwu Niemieckiemu terytorium Alzacji i część Lotaryngii o łącznej powierzchni 14 508 km², oraz zapłacić olbrzymią wówczas sumę pięciu miliardów franków w złocie, nie licząc kosztów okupacji i związanych z nią rabunków. Tak więc, do czasu spłaty wszystkich tych kontrybucji, okupacyjne wojska niemieckie stacjonowały w północnej Francji na koszt Francuzów. Wygrana Prus w wojnie francusko-pruskiej z lat 1870-1871 doprowadziła do zmiany układu sił w Europie. II Rzesza, powstała po zjednoczeniu państw niemieckich i stała się nowym, dominującym w Europie mocarstwem. Dzięki wykorzystaniu wysokiej kontrybucji od Francji oraz zdobyciu wiedzy technicznej i naukowej, Niemcy zaczęły przebudowę przemysłu i osiągnęły szybki rozwój gospodarczy tak, że wyprzedziły potencjał gospodarczy Wielkiej Brytanii. Niemcy zaczęły powoli opanowywać coraz bardziej handel zamorski, szkodząc tym samym interesom angielskim. Konflikt interesów angielsko-niemieckich zaostrzył się z chwilą, gdy Niemcy rozpoczęły budowę wielkiej floty wojennej. Tymczasem w Berlinie powstała wizja stworzenia imperium niemieckiego od Renu do Władywostoku. Wizję tą przejął później rząd Hitlera i starał się ją urzeczywistnić w oparciu o stworzenie na trenach od Renu do Dniepru „etnicznie czystych Niemiec na następne 1000”. Tak więc, Cesarstwo Niemieckie powstałe w 1871 roku, dążyło do zbudowania mocarstwa światowego i dążyło do zdobycia nowych kolonii, nie tylko w Afryce, ale głównie w Eurazji. Miało się to stać za pomocą skolonizowania Rosji w podobny sposób, w jaki Anglia skolonizowała Indie. Plany Berlina opisał szczegółowo Aleksander Guczkow, minister wojny w rządzie Kerensky’ego. Koniec Cesarstwa Niemieckiego nastąpił w chwili, kiedy Wilhelm II musiał abdykować w wyniku „rewolucji listopadowej” w Niemczech. Kanclerz Rzeszy książę Badeński ogłosił rezygnację z tronu Rzeszy i Prus Wilhelma II, jak też następcy tronu, jego syna Wilhelma. Stało się to wbrew woli cesarza, który chciał pozostać królem pruskim. Nie było to możliwe w ramach konstytucji II Rzeszy, według której król pruski był automatycznie cesarzem niemieckim. Wilhelm przeniósł się 10 listopada 1918 r. ze swojej kwatery wojskowej w belgijskim Spa do Holandii, która jako kraj neutralny w czasie wojny udzieliła jemu i jego synowi azylu. Rezygnację z tronu potwierdził on 28 listopada 1918 r. za pomocą specjalnego dokumentu. Władze holenderskie nie zgodziły się na ekstradycję i poddanie pod sąd byłego cesarza Wilhelma, który przyczynił się do powstania wizji imperium niemieckiego od Renu do Władywostoku, i którego rząd wydał Rosji dwunastogodzinne ultimatum albo demobilizacji albo natychmiastowych działań wojennych. Tak zaczęto działania wojenne na froncie niemiecko-rosyjskim. Były one w 1914 roku początkiem walk w Pierwszej Wojnie Światowej.
Iwo Cyprian Pogonowski
Foreign Affairs o wolności badań . Atak Tuska na UJ Andre Duncan jest amerykańskim ministrem edukacji. W swoim eseju opublikowanym Foreign Affairs po tytułem Back to School omówił znaczenie edukacji ,szczególnie tej z najwyższej półki dla rozwoju gospodarki, kraju, demokracji. Całość eseju polecam Wesołemu Bronkowi , który stwierdził , że Polska nie jest w stanie zbudować nauki na najwyższym światowym poziomie, co najwyżej na średnim europejskim . (więcej ) . Komorowski nie rozumie , że bez zbudowania przynajmniej jednego tak zwanego „światowego” uniwersytetu, hubu łączącego polską intelektualną przestrzeń ze światową Polska pozostanie na cywilizacyjnej mieliźnie świata. O zapaści cywilizacyjnej polskiej nauki pisał zresztą Rokita. Tutaj chciałbym omówić jednak pewną uwagę Duncana dotyczącą zależność pomiędzy nauka , wiedzą , demokracją i wolnym społeczeństwem Arne Duncan „Amerykańska tradycja wolności pytań, tematów i swobody badań jest samo w sobie zwycięska reklamą amerykańskich instytucji wysokiej edukacji , i narzędziem do rozprzestrzeniania demokracji . Jak Tony Wagner , profesor edukacji , spuentował w The Global Achievement Gap , zachodzi tutaj szczęśliwa zbieżność pomiędzy zdolnościami ,talentami najbardziej poszukiwanymi w globalnej ekonomi wiedzy i tymi najbardziej potrzebnymi do utrzymani naszej demokracji bezpiecznej i kwitnącej . ( źródło ) Czytając te kilka zdań stanęła mi przed oczami sprawa Zyzaka i jego biografii o Wałęsie . Jakiś nikomu nie znany student Uniwersytetu Jagiellońskiego napisał pracę magisterską o Wałęsie , po czym władza wykonawcza rozpoczęła barbarzyński atak na cały Uniwersytet. Tusk groził obcięciem kilkuset milionowej dotacji , zarządzono, odwołaną później kontrole naukową. Nie wiem , czy zdaliśmy sobie wtedy sprawę z wagi tej sytuacji . Tusk, aby sterroryzować polski świat nauki gotów był zniszczyć rozwój najstarszego polskiego uniwersytetu, bo obcięcie dotacji na Uniwersytet Jagielloński do tego by prowadziło. Tutaj warto przypomnieć prymitywną strukturę wydatków na naukę i edukacje w Polsce. Nakłady na naukę są procentowo w stosunku do PKB około dziesięciokrotnie mniejsze nizw USA . Pomimo tego Tusk zatrudnił kolejne około 60 tysiecy urzędników, wyobraźmy sobie że ten kibol polityczny wyłożyłby te pieniądze na 60 tysięcy doktorantów. Wyobraźmy sobie ,że zamiast Koloseum Tuska , symbolu polskiego kibolizmu klasy politycznej czyli stadionu giganta mamy nowy kampus uniwersytecki . Czy środki na rozpoczęcie przekształcania któregoś z polskich uniwersytetów w placówkę klasy światowej , co wymaga dużo pieniędzy i jeszcze więcej czasu. Duncan pisze że wolność badań naukowych jest narzędziem demokracji , cytuje słowa Wagnera ,że ludzie utalentowani , twórczy są fundamentem utrzymania i rozwoju demokracji. Tusk przyspieszył proces putynizacji Polski, budowy miękkiego totalitaryzmu . A atak na UJ był krokiem milowym w tym procesie , symbolem załamania się demokracji . W żadnym cywilizowanym kraju nikt sobie nie wyobraża ,że władza wykonawcza , premier i jego rząd odważą się jak towarzysze północnokoreańscy decydować, co jest prawda historyczna, czy próbować wymusić samokrytykę n auczelni, na naukowcach , badaczach .. Niestety następuje tutaj sprzężenie zwrotne. Im bardziej Tuskowi się pozwala rozwalać demokrację, tym bardziej rozzuchwalony ją niszczy . Bez wolności badań naukowych , wolności słowa , wolności osądów i poglądów nie zbudujemy demokracji , nie zbudujemy społeczeństwa otwartego , społeczności ludzi wolnych. Bezkarność różnego rodzaju Putinów , Tusków , Kimów kneblująca , kastrująca przestrzeń intelektualna źle wróży narodom , które ich tolerują . Marek Mojsiewicz
Fałszywy bożek ekonomii Niemiecki historyk Wolfgang Hock zauważył, że wielu konserwatystów cechuje „ekonomofobia” – niechęć do popularnego w XX wieku sprowadzania zagadnień politycznych i społecznych do rangi jednego z aspektów procesów ekonomicznych. W kręgach rodzimej (luźno pojmowanej) prawicy coraz wyraźniej zaznacza się natomiast trend odwrotny – ekonomizm, polegający na pochłanianiu wszystkich zainteresowań tych środowisk politycznych przez problematykę gospodarczą. Choć nie w galopującym tempie, wydaje się rosnąć liczba grup, których hasła brzmi „gospodarka jest najważniejsza”; które za główny (albo przynajmniej wyróżniający) cel prawicy uznają walkę o „wolny rynek” (cokolwiek ów pleonazm znaczy), wolny handel, wolną przedsiębiorczość, niskie podatki itp.; których credo mówi, iż reformy ekonomiczne dostarczą leku na bolączki rzeczywistości we wszystkich jej dziedzinach. Fenomen ten pozwoliłem sobie niegdyś określić mianem „marksistowskich prawicowców”. Wszelki ekonomizm, choćby najbardziej „wolnorynkowy” w podnoszonych postulatach, pozostaje bowiem w swej istocie lewicowy, ponieważ w praktyce wiedzie do materializmu. Pewną ekspansję ekonomizmu w Polsce po 1989 r. wypada odczytywać tyleż jako spuściznę kilkudziesięcioletnich rządów komunistycznych (ekonomizmu programowego i zinstytucjonalizowanego), które stawiały sobie za zadanie uczynienie z Polaków materialistów, co jako symptom przesiąkania naszego kraju kulturą anglosaskiego pragmatyzmu i utylitaryzmu, światopoglądem handlowym, nie mającym nic wspólnego z tradycyjnym etosem kupieckim kultywowanym do czasów rewolucji przemysłowej, a stanowiącym jedną z postaci atlantyckiej geokultury – niezwykle niebezpiecznego narzędzia rozszerzania obszaru własnego panowania i jego utrwalania, stosowanego umiejętnie przez obecnego światowego hegemona. Każda wizja świata stawiająca ekonomię w centrum to wizja błędna. Czynniki ekonomiczne również odgrywają swoją rolę w procesie dziejowym, ale nim nie kierują. Wybitny włoski historyk idei i politolog prof. Gaetano Mosca (1858-1941) w swej syntezie historii myśli politycznej wylicza długi szereg przykładów braku wpływu przemian ekonomicznych na sferę społeczno-polityczną, a także doniosłych przemian społecznych lub politycznych dokonanych przy jednoczesnym braku zmian gospodarczych, konkludując: „Błędem materializmu dziejowego jest twierdzenie, że czynniki ekonomiczne są przyczyną stawiania się społecznego i że wszystkie inne zjawiska są następstwem działania tych czynników. W rzeczywistości bowiem każda dziedzina rzeczywistości społecznej podlega wpływom dziedzin innych i jednocześnie oddziaływa na nie. W ten sposób każdy czynnik wpływa na zmiany w innych czynnikach, a jednocześnie podlega skutkom tych zmian.”* Amerykański konserwatysta Patrick Buchanan (ur. 1938) jako przyczynę klęski prawicy w USA w drugiej połowie XX wieku diagnozuje w swoich pismach właśnie skupienie się na sprawach ekonomicznych. Amerykański prawicowcy skoncentrowali się na politycznej walce o wolny handel i niskie podatki, zaniechali natomiast walki o zachowanie tradycyjnego porządku społecznego i kulturowego, o ochronę tradycji, spajającej wspólnotę polityczną. Efekty tego materialistycznego w istocie zwrotu odczuwalne są do dziś. „Bo gdzie jest twój skarb tam będzie i serce twoje. Serca wielu ludzi prawicy oddane są obcinaniu granicznych stawek podatkowych i eliminowaniu podatków od zysków kapitałowych. Są to bez wątpienia słuszne sprawy, lecz jaką korzyść będzie miał człowiek, który zyska cały świat, lecz utraci swój kraj? Czy wzrost PKB o 2 czy 3 czy 4 punkty procentowe jest równie ważny jak to, czy zachodnia cywilizacja przetrwa czy nie, a my pozostaniemy jednym narodem, oddanym Bogu i jednym ludem?” – pyta Buchanan.** Liberalne doktryny ekonomiczne rodzą mentalność materialistyczną tak samo, jak doktryny komunistyczne. Ideowe odrodzenie prawicy w Polsce, uwolnienie jej od nieświadomego (?) naśladownictwa sposobu myślenia jej lewicowego wroga, wymaga przyjęcia przez nią orientacji antyliberalnej na płaszczyźnie ekonomicznej. Jako potencjalne inspiracje dla prawicowej myśli wskazać można za prof. Rafałem Łętochą (ur. 1972) antyliberalne koncepcje ekonomiczne w rodzaju „angielskiego dystrybucjonizmu Gilberta K. Chestertona i Hilaire’a Belloca, korporacjonizmu i solidaryzmu rozwijanych od początku XIX wieku przez myślicieli konserwatywnych i katolicko-społecznych czy kapitalizmu ludowego propagowanego przez doradcę Franklina D. Roosevelta, Adolfa A. Berlego, oraz Gardinera C. Meansa. Zdając sobie sprawę z różnic pomiędzy wspomnianymi doktrynami czy poglądami propagowanymi przez poszczególne szkoły i osoby, trzeba zwrócić uwagę, że niektóre postulaty są koincydencyjne dla większości z nich: dekoncentracja i demonopolizacja przemysłu, uwłaszczenie mas oraz uspołecznienie własności, uczynienie z małych i średnich przedsiębiorstw oraz warsztatów podstawy gospodarki państwa, akcentowanie związków etyki i moralności z ekonomią, a także oczywiście program negatywny tercerystów, tzn. krytyka anonimowego kapitału, karteli, kolektywizmu, nadmiernego etatyzmu, a z drugiej strony całkowitego desinteressement państwa jeżeli chodzi o gospodarkę.” Myśl ekonomiczna nowej Prawicy musi się zwrócić przeciw społecznemu modernizmowi, przeciw pułapkom materialistycznego liberalizmu, skoro materialistyczny komunizm należy już do przeszłości. Możliwe kierunki poszukiwań dla niej wyznaczają takie antyliberalne nurty, jak: korporacjonizm, dystrybucjonizm, solidaryzm, agraryzm, a nawet niektóre, rzadkie odmiany syndykalizmu (np. nacionalsindicalismo w Hiszpanii) czy socjalizmu, np. angielski socjalizm gildyjny bądź wcześniejszy od niego „torysowski socjalizm” reprezentowany przez Johna Ruskina (1819-1900) oraz „konserwatywnych radykałów” Michaela Sadlera (1780-1835) i Richarda Oastlera (1789-1861). Koncepcje ekonomiczne formułowane przez te nurty nie mogą oczywiście być w prosty sposób recypowane i realizowane w rzeczywistości społecznej i gospodarczej w dużym stopniu odmiennej od tej, w jakiej powstały, bez przepracowania ich na nowo. Mogą niemniej posłużyć przynajmniej za pewne punkty wyjścia lub odniesienia dla prawicowej refleksji na płaszczyźnie ekonomii, która przygotuje powrót od liberalnego „myślenia atomami” do organicznego, konserwatywnego „myślenia całościami” – by posłużyć się terminologią jednego z najwybitniejszych polskich zachowawców prof. Władysława Leopolda Jaworskiego (1865-1930), także niebanalnego myśliciela ekonomicznego. Niech refleksja ta wykuje młot na ekonomistyczną idolatrię – na kult fałszywego bożka ekonomii, stworzony przez nowożytny liberalizm, potem przejęty odeń i spopularyzowany przez marksizm, a dziś ożywający wśród „marksistowskich prawicowców”, tworzących jedno ze skrzydeł pipi-prawicy.
Od siebie dodam… Propagowany liberalizm ekonomiczny i ubóstwianie prywatyzacji jako panaceum na gospodarkę jest żydowskim wymysłem. Gospodarka ma, a przynajmnie powinna mieć dwa zasadnicze cele:
- produkcja przedmiotów, wyrobów potrzebnych do życia dla ludzi.
- zapewnienie możliwości pracy zarobkowej możliwie dużej ilości chętnych do pracy.
Ideałem byłaby duża ilość małych i średnich firm, zakładów i fabryk pokrywająca teren całego kraju. Zakłady produkowałyby przede wszystkim na potrzeby lokalne i regionalne. Dając maksymalne zatrudnienie, odciążyłyby budżety muszące płacić zasiłki dla bezrobotnych. Mogą być one własnością prywatną. Choć lepiej byłoby, aby były one własnością społeczną (ale nie na zasadzie „akcji” sprzedawanych na giełdzie). Współwłaścicielami mogą/powinni być ludzie tam pracujący. Zaatakowany zostanę zaraz o to, że jestem komuchem, że propaguję socjalizm. Otóż różnica między gospodarką socjalną a gospodarką socjalistyczną jest mniej więcej taka sama, jaką jest różnica między „piciem w szczawnicy” a „szczaniem w piwnicy”. Gospodarka ma służyć państwu, społeczeństwu, po prostu ludziom. A nie garstce bogaczy najczęściej z koszernymi korzeniami. Takie sprawy jak „zysk”, „obrót” powinny być co najwyżej sprawami drugorzędnymi w społecznej i zdrowej gospodarce. Dominujący obecnie złodziejski i rabunkowy system gospodarczy nie wziął się z niczego. Był to dobrze przemyślany plan zdobycia na własność całej światowej gospodarki przed nieliczną grupkę bogaczy pod obłudnymi hasłami „liberalizmu”, „wolnego handlu”, „prywatyzacji”.
Od stuleci trwa stopniowa komasacja coraz większej ilości środków produkcji (firm, przedsiębiorstw, zakładów przemysłowych, całych gałęzi przemysłu) w rękach coraz węższej kasty posiadaczy. Podstępnym pomysłem było wynalezienie „giełdy” – Eldorada dla manipulatorów i oszustów największego, globalnego kalibru. To na giełdach niszczy się konkurencję, zawyża wartość własnych firm. To na giełdzie uczy się ludzi ideologii „łatwego” zarobku, podnosząc pieniądze, dywidendy, „akcje” do rangi bożyszcze i głównego celu istnienia gospodarki . Zysk za wszelką cenę, wzrost „akcji” za wszelką cenę niesie ogromne szkody społeczne. Koncerny w ramach „racjonalizacji” wywalają na ulicę tysiące ludzi, których utrzymywać musi budżet państw – czyli społeczeństwo. „Uzdrowiona” w ten sposób firma daje chwilowo garstce akcjonariustszy wyższe dywidendy, daje wyższe premie i zarobki menadżerom. O tysiącach bezrobotnych nie myśli nikt. Ten bandycki system gospodarczy jest jednym z elementów planu zdobycia władzy nad światem przez żydostwo. W tym konkretnym przypadku idzie o przejęcie na własność wszystkich środków produkcji, albo mówiąc bardziej obrazowo – o wykupienie na własność całego świata. Prorocy liberalizmu i prywatyzacji nie wspominają w ich peanach pochwalnych na rzecz „wolności gospodarczej” o pewnym ważnym fakcie – liberalizm jest korzystny tylko i wyłącznie dla tych, którzy mają pieniądze. Bo to oni będą wykupywać firmy, czy ich akcje. Bogaci będą jeszcze bogatsi, biedacy pozostaną biedakami. A kto ma pieniądze? Kim są członkowie największych bankierskich klanów na świecie? Liberalizm, prywatyzacja – to wymyślona przez nich ideologia mająca oddać w ich łapska gospodarczo cały świat. Do ostatecznego zrealizowania ich planów brakuje już niewiele… Wtedy wszyscy będziemy gospodarczymi niewolnikami bogaczy spod znaku gwiazdy Dawida.
Poliszynel, http://krasnoludkizpejsami.wordpress.com
Uwaga admina:
Oczywiście, że powyższy artykuł będzie zaatakowany przez głupców i dogmatyków, równie często nadużywających słowa „socjalizm” jako pozaintelektualnego argumentu, co Żydzi słowa „antysemityzm” a lewactwo słowa „faszyzm”.
Przekonałem się wielokrotnie, iż dyskusja z liberalnym betonem tyleż ma sensu, co dialog katolików z żydami.
Co będzie dalej z Polską, Unią i ze światem? Zacznijmy od Polski… W groteskowy sposób „wódz” sorosowskiej agentury PO, gauleiter Tusk okazał się prorokiem! Ileż to razy obiecywał on, że zrobi z Polski drugą Irlandię. No i słowa dotrzymał! Irlandia zbankrutowała! Polska też, tylko jeszcze o tym głośno się nie mówi! Jesteśmy rozszabrowaną, rozgrabioną (zgniło)zieloną „wyspą” archipelagu Jewrołag. Nadchodzący rok będzie piekielnie trudny dla żydowsko-bilderbergowskiej Unii, dla okupowanej przez banksterów i syjonistów USA, jak i dla okupowanego przez Klikę Globalnych Banksterów prawie całego świata. Plany doprowadzenia do bankructwa i wielkiego kryzysu na całym świecie są bezwzględnie realizowane. Załamanie się światowej gospodarki jest tuż tuż… Co można zrobić w tej sytuacji w Polsce? Czy jest możliwe uchronienie jej, lub przynajmniej złagodzenie nadchodzącej katastrofy? W pierwszym rzędzie konieczne byłoby przejęcie władzy i przepędzenie z Polski całej tej żydowskiej agentury, rządzącej nią i ją szabrującą i niszczącą. Czy jest to możliwe metodami politycznymi? Uważam, że nie – na to nie mamy po prostu czasu. Katastrofa finansowo/gospodarczo/społeczna nadchodzi w siedmiomilowych butach. A nawet, gdyby ten czas był, nie bylibyśmy w stanie w narzuconym nam systemie polityczno/finansowo/medialnym stworzyć wystarczająco silnej partii mogącej pokonać bandę czworga – POPiS/SLD/PSL. Próby przeniknięcia którejś z już istniejących, agenturalnych partii także nie wchodzi w rachubę. Okupanci Polski wiedzą o nas, obserwują nas i trzymają rękę na pulsie. Dysponują oni rozbudowaną agenturą i posiadają wypróbowane od dziesięcioleci instrumenty eliminacji i spychania na margines ludzi niepożądanych lub zagrażających ich interesom. Do fizycznej ich eliminacji włącznie. Ciekawie opisał to Dariusz Kosiur ze stowarzyszenia Wierni Polsce Suwerennej w jednej z mailowych dyskusji: „Wydaje się, że pomysł ustalenia wspólnego szyldu i jakichś zrębów narodowego programu (zrębów, żeby były do zaakceptowania przez wszystkich) i pójścia z tym razem do wyborów, to pomysł prosty i zarazem genialny – bo proste i skuteczne projekty są właśnie genialne.
Musimy jednak zdawać sobie sprawę z banalnego faktu, że wszelkie tego typu pomysły, czyli polityczne taktyki, są znakomicie znane tym, którzy niszczą kolejne państwa narodowe, w tym i nasze. Taktyka niszczenia sił narodowych (także innych) jest stosunkowo prosta. Agenci wrogich sił sami tworzą całą masę różnych środowisk narodowych, bądź wchodzą do istniejących. Potencjalny narodowy elektorat i potencjalni członkowie takich ugrupowań mają, więc cała plejadę, do wyboru, do koloru, różnych grupek „narodowych” – to jest pierwsze dzielenie elektoratu. Drugie dzielenie następuje przez inicjowanie konfliktów wewnątrz ugrupowań i między nimi. Do tego dochodzi obrzucanie wyróżniających się osób błotem, przyklejanie różnych negatywnych w sterowanym odbiorze społecznym etykiet przez:
- agentów wpływu rozsiewających plotki wśród takich ugrupowań,
- redaktorów (agentów) „narodowych” stron internetowych,
- powszechne media, jeśli jakiejś osobie o narodowych poglądach mimo wszystko uda się ujawnić publicznie itp., itd.”
Pod tą opinią mogę spokojnie podpisać się obiema rękami. Największą siłą okupantów Polski jest inercja prawie połowy społeczeństwa, odmóżdżenie drugiej połowy, systematycznie głosującej na agenturalne partie bandy czworga (POPiS/SLD/PSL), oraz rozbicie i skłócenie środowisk rzeczywiście niezależnych. Znajomy z Teksasu, Roman Kopisał to tak: „Zróbmy Wszechpolski Zjazd Patryjotow Polskich z Całego Świata… Niech przyjdzie, przyjedzie, przyleci kto chce i skąd chce, byle za swoje, do swoich! Na stadionie, który się zamknie i zablokuje…. bedzie się dawać i pić i jeść, i pozwoli (się) na kontakt bezpośredni… I wolność dyskusji na jakikolwiek temat, w jakikolwiek sposób , jakimi chcą argumentami, jakimi wybiorą sposobami, każdy z każdym , kupa z kupa, frakcja z frakcja… Racja z racją! Ci co przeżyją… bez pytania po udzieleniu pierwszej pomocy- wejdą do Sejmu i Senatu, tych z połamanymi nogami się wniesie! Tylu – ilu ich przeżyje! I od tego dnia liczba ta – posłów i senatorów zostanie nam na wieki – jako liczba święta. Nic dodać nic ująć w przyszłości nikt, nigdy nie może! Będzie to najmniejsze ciało przedstawicielskie na świecie i ,,to właśnie będzie Znakiem dla Świata!” Idealiści wierzą, że sytuację polityczną i demokrację zagwarantują w Polsce JOW-y (jednomandatowe okręgi wyborcze). Zapominają przy tym o pewnym drobiażdżku – nawet wtedy wygrywać będą ci z silniejszym zapleczem partyjnym, z większą kasą, i w sposób uprzywilejowany traktowani przez media. A te są w stanie szumowinę wykreować na bohatera i zbawcę, a porządnego człowieka opluskwić, a przynajmniej go kompletnie wyciszyć i zepchnąć na margines. Najgorszy jest jednak brak czasu. Gdyby nie nadciągająca katastrofa gospodarcza, przy wytężonej oddolnej pracy edukacyjnej być może znalazłby się sposób na powolne przeniknięcie przez uczciwych i nieagenturalnych ludzi do aparatu państwa, polityki i mediów. Gdyby… Czasu niestety nie ma, a i z niezależną edukacją niedługo może być „szlus”. Przymiarki do cenzury prewencyjnej w internecie widać gołym okiem. Nie bez kozery żydowska marionetka Obama powiedział, że blogierzy zagrażają demokracji. Blogierzy faktycznie zagrażają – ale żydowskiej dominacji nad światem. To co piszę, to nie jest sianie paniki. Nie mam takiego zamiaru. Po prostu uważam, że czas, abyśmy sobie uświadomili, że nadchodzą ciężkie czasy. Lepiej, abyśmy byli tego świadomi i abyśmy byli na to przygotowani. Aby zrozumieć powagę sytuacji odsyłam do opracowania prof. Śliwińskiego:
http://krasnoludkizpejsami.wordpress.com/2011/01/09/anno-domini-2011-kryzys-nie-ustapi/
Jest bardzo prawdopodobne, czy wręcz nieuniknione, że w związku z załamaniem gospodarki i wielkim kryzysem dojdzie do nie mających precedensu w przeszłości protestów, rozruchów, czy wręcz załamaniem się tego, co nazywamy „porządkiem społecznym”. Można też być pewnym, że wiele wybuchów niezadowolenia będzie przez okupantów Polski celowo prowokowanych w ramach „spuszczania nadmiaru pary z polskiego kotła”. Na ich czele stać będą żydowscy agenci i prowokatorzy. Będą też naturalnie wybuchały rzeczywiście spontaniczne i niesterowane protesty. Ale i na ich czele natychmiast pojawiać się będą agenci unych. Metody manipulacji tłumami mają oni opracowane i opanowane do perfekcji. Zwłaszcza Polska w czasach PRL była dla nich wdzięcznym laboratorium wykorzystywanym do doskonalenia manipulacyjnej „inżynierii społecznej”. Czy uda się nam podczas takiego chaosu zapanować nad sytuacją, przejąć kontrolę nad tłumami i przegonić obcą agenturę? Nie wiem. Nie jestem prorokiem. Przy czym, jeśli do rozruchów dojdzie tylko w Polsce i sytuacja dla rządzącej Polską agentury będzie krytyczna, liczyć się musimy z obcą interwencją. Nie przyjdzie ona ze Wschodu… Z „bratnią pomocą” żydowskiej agenturze rządzącej Polską przyjdzie NATO, USA i Unia Jewropejska. Bardziej prawdopodobne jest, że wybuch niezadowolenia w Polsce będzie tylko jednym z wielu podobnych wybuchów w wielu innych unijnych barakach. Interwencja NATO będzie wtedy mniej prawdopodobna – NATO nie jest w stanie pacyfikować jednocześnie takiej ilości krajów. Natomiast obawiać należy się wtedy jeszcze gorszej możliwości. Zbrodniarze spod znaku NWO nie ustąpią. Chcą rządzić dyktatorsko całym światem. Jeśli wybuchy i protesty w zbyt wielu krajach zaczną wymykać się im spod kontroli, gdy zagrozi im utrata władzy nad już okupowanymi krajami, zbrodniarze ci w ostateczności gotowi będą do wywołania dużego konfliktu z użyciem głowic atomowych. Osiągną takim posunięciem i sparaliżowanie strachem tych, co przeżyją, i przyspieszoną, radykalną depopulację. Wojna będzie też dobrym pretekstem do wprowadzenia wojennego prawodawstwa zagrożonych upadkiem żydowskich agentur. Jednego możemy być pewni – zbyt wiele banksterzy już zdobyli, zbyt blisko są realizacji ich celów, aby z nich zrezygnować. W tej sytuacji nie ustąpią oni ani na krok. Będą woleli zginąć, niż utracić władzę nad (prawie już całym) światem. Ucieszy to tylko frakcję talmudystów wśród nich, którzy i tak z wytęsknieniem czekają na apokalipsę. Wierzą oni, że jest ona konieczna, aby ich żydowski mesjasz zeszedł na Ziemię i zbudował żydowskie, światowe królestwo. Wierzą też, że nawet, jeśli zginą, to że ich mesjasz przywróci ich do życia. Ci ludzie nie cofną się przed niczym. A co będzie z Unią? Jeśli wygramy (i przeżyjemy), to Unia się rozpadnie. Bandycki system finansowy i bankowy zostanie zniesiony. Państwa z roku na rok będą bogatsze. Ludzie też. A jak przegramy, to Unia będzie jedną z prowincji światowego, żydowskiego państwa. Ci z nas, co przeżyją, będą zachipowanym bydłem roboczym. Rola nadzorców Jewrołagru przypadnie Niemcom. Cechuje ich ślepe posłuszeństwo wobec zwierzchności i talent do rządów żelazną ręką. Depopulacja będzie tak czy siak przez ideologów NWO dalej kontynuowana. Wszelkimi możliwymi sposobami. Wydaje się, że występujące na całym świecie, nasilające się anomalia i katastrofy naturalne są celowo robione. Nawet ich rozmiar nie powinien budzić zdziwienia. Technika idzie do przodu. Wygląda na to, że dysponują oni od niedawna nową generacją systemów broni skalarnych. HAARP sprzed kilku lat przy nich to dziecinna zabawka. Jedynym ratunkiem dla nas jest powszechny bunt, odsunięcie od władzy agentów banksterów (zanim zbrodniarze zdołają nacisnąć guzik atomowy), wyłapanie zbrodniarzy i publiczne ich procesy. Kara śmierci naturalnie powinna na tę okoliczność zostać przywrócona. Rok 2011 będzie rokiem przełomu. Ciekawi mnie, czy będę miał okazję na moim blogu złożyć czytelnikom życzenia noworoczne na Sylwestra 2011? Czas pokaże… Pażyjom, uwidim…
Poliszynel, http://krasnoludkizpejsami.wordpress.com
Putin przygotowuje się do wojny
Mike Whitney – Putin Prepares for War
http://www.veteranstoday.com/2011/01/07/putin-prepares-for-war/
Wladimir Putin jest obecnie najpopularniejszym liderem na świecie. Jego popularność zwykle przekracza 80%. Jest podziwiany za spokojny, pewny siebie sposób bycia, oraz za przywrócenie Rosji jej dawnej świetności, po chaotycznym rozpadzie Związku Radzieckiego. Rosjanie kochają Putina. Rodzice dają dzieciom jego imię, producenci wódki i kawioru używają jego nazwiska do zwiększenia sprzedaży, a jego twarz pojawia się na koszulkach noszonych przez studentów i młodzież. To nie do pomyślenia by ustąpił, kiedy jego kadencja premiera zakończy się za ponad rok od dzisiaj. Rosjanie chcą by pozostał i ubiegał się o trzecią kadencję jako prezydent, i prawdopodobnie to zrobi. Putin i George Bush byli rzekomo dobrymi przyjaciółmi, ale stosunki amerykańsko-rosyjskie ulegały stopniowemu pogorszeniu od 10 lutego 2007 roku, kiedy Putin wygłosił przemówienie na konferencji w Monachium. W swoim 45-minutowym wystąpieniu Putin wyraził opinię na temat sposobu, w jaki światowi liderzy powinni działać w sprawie bezpieczeństwa globalnego. Było ono zwięzłą, ale bezkompromisową analizą, która rozjątrzyła amerykańskich dyplomatów i rozwścieczyła Biały Dom. Oto fragment tej wypowiedzi: „Uniwersalny, niepodzielny charakter bezpieczeństwo wyraża się podstawową zasadą, że „bezpieczeństwo dla jednego jest bezpieczeństwem dla wszystkich.” Jak Franklin D. Roosevelt powiedział podczas pierwszych kilku dni po wybuchu II wojny światowej: „Kiedy pokój został gdzieś przerwany, pokój wszystkich krajów na świecie jest w niebezpieczeństwie.” W połowie tej wypowiedzi, Putin skrytykował amerykańską politykę zagraniczną i zagrożenia z niej wynikające dla globalnego bezpieczeństwa. „Co to jest jednobiegunowy świat? Jakkolwiek można by upiększać ten termin, na koniec dnia odnosi się on do jednego typu sytuacji, a mianowicie jednego ośrodka władzy, jednego ośrodka siły, jednego ośrodka podejmowania decyzji. Jest to świat, w którym jest jeden władca, jeden suweren. I na koniec dnia jest to szkodliwe nie tylko dla wszystkich w ramach tego systemu, ale także dla samego suwerena, gdyż sam siebie niszczy od wewnątrz. A to z pewnością nie ma nic wspólnego z demokracją. Ponieważ, jak wiadomo, demokracja to władza większości w świetle interesów i opinii mniejszości.” W tej wypowiedzi każdy uczestnik konferencji mógł zauważyć, że Putin nie mówił o zagrożeniu terroryzmem, ale o zagrożeniu ze strony działań prewencyjnych, agresji i dyktatury światowej. I choć Putin starał się scharakteryzować swoje poglądy jako „szczerą rozmowę między przyjaciółmi,” to było jasne, że wskazywał na Stany Zjednoczone jako największego twórcę kłopotów na świecie. „Jednostronne i często nielegalne działania nie rozwiązały żadnych problemów. Co więcej, spowodowały nowe ludzkie tragedie i stworzyły nowe centra napięcia. Osądźcie sami: wojny, jak również konflikty lokalne i regionalne, nie uległy zmniejszeniu. I w tych konfliktach nie ginie mniej ludzi – ginie nawet więcej niż wcześniej. Znacznie więcej, znacznie więcej! Dzisiaj jesteśmy świadkami niemal nieopanowanego użycia siły – siły wojskowej – w stosunkach międzynarodowych, siły, która pogrąża świat w otchłań stałych konfliktów. W rezultacie nie jesteśmy wystarczająco mocni, aby znaleźć kompleksowe rozwiązanie jednego z tych konfliktów. Znalezienie porozumienia politycznego również staje się niemożliwe. Obserwujemy coraz większą pogardę dla podstawowych zasad prawa międzynarodowego. I niezależne normy prawne, w rzeczywistości, coraz bardziej zbliżają się do systemu prawnego jednego państwa. Jedno państwo i, oczywiście, przede wszystkim Stany Zjednoczone, w każdy sposób przekroczyły swoje granice państwowe. Jest to widoczne w sferze gospodarczej, politycznej, polityce kulturowej i edukacyjnej, które nakłada na inne kraje. No cóż, kto to lubi? Kto jest z tego zadowolony? W stosunkach międzynarodowych, coraz częściej widzimy pragnienie rozwiązania danej kwestii zgodnie z tzw. sprawami korzyści politycznych, w oparciu o aktualną sytuację polityczną. I oczywiście jest to wyjątkowo niebezpieczne. To powoduje, że nikt nie czuje się bezpieczny. Chcę to podkreślić – nikt nie czuje się bezpieczny! Ponieważ nikt nie czuje, że prawo międzynarodowe jest jak mur, który go ochroni. Oczywiście taka polityka stymuluje wyścig zbrojeń. Dominacja siły nieuchronnie zachęca wiele krajów do posiadania broni masowego rażenia. Co więcej, pojawiły się nowe zagrożenia – choć były także dobrze znane wcześniej, i obecnie zagrożenia takie jak terroryzm przybrały charakter globalny.
Jestem przekonany, że doszliśmy do decydującego momentu, kiedy musimy poważnie pomyśleć o architekturze bezpieczeństwa globalnego.” To dlatego Waszyngton nienawidzi Putina i to dlatego zachodnie media dyskredytują go jako „autokratę,” bo określił się jako przeciwnik jednobiegunowego spojrzenia na świat. On nie zgadza się z teorią, że (jak powiedział George H. Bush) „To, co USA mówi, robi się.” Chce wielobiegunowego świata, w którym poszczególne państwa są traktowane na równi i z szacunkiem. Ale naiwność Putina jest nieco zaskakująca. Czy naprawdę sądził, że krytykowanie ingerencji Stanów Zjednoczonych na świecie doprowadzi do konstruktywnych zmian w polityce? Amerykańska polityka zagraniczna nie zmienia się. Jest niezmienna, bezwzględna i okrutna. Ameryka jest właścicielem świata i domaga się, by zagraniczni liderzy słuchali dyrektyw Waszyngtonu. „Wykonuj rozkazy, albo,” to wszystko co trzeba wiedzieć o polityce zagranicznej USA. „Jestem przekonany, że jedynym organem, który może podejmować decyzje o ostatecznym użyciu siły militarnej jest Karta Narodów Zjednoczonych … Zgodnie z nią, konieczne jest, aby upewnić się, że prawo międzynarodowe ma charakter uniwersalny, zarówno w planowaniu, jak i stosowaniu jej przepisów…. „
Ten typ mówienia idealistycznego nonsensu jest niegodny tak sprytnego przywódcy jak Putin. Gdzie nie widzimy żadnych dowodów na to, że ONZ zapobiega wojnom, i że prawo międzynarodowe służy innym celom niż zapewnienie pretekstu dla przyszłej agresji ze strony USA i Izraela? ONZ nic nie znaczy dla Busha, Obamy, czy kogoś innego, kto urzęduje w Białym Domu. To tylko jeden z wielu rekwizytów, którego używa się do osiągnięcia celów strategicznych.
Putin chce redukcji broni i wojsk po obu stronach granicy Rosja-Europa, ale amerykańskie plany rozmieszczenia systemów rakietowych w Europie wschodniej i wepchnięcia sił NATO / USA i baz wojskowych do Azji Środkowej, w ten sposób, by otoczyć Rosję i destabilizować region. Plan Busha / Obamy w kwestii systemów obrony w Polsce i Czechach łączyłby amerykańskie obiekty jądrowe na całym świecie, zapewniając USA możliwość pierwszego uderzenia, które Rosja będzie musiała odparować zwiększoną liczbą obiektów w Europie. Putin nie może pozwolić na to, by zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Rosji pozostało bez odpowiedzi. Czy chce ograniczyć liczbę broni jądrowej, czy też nie, jest bez znaczenia, będzie zmuszony do eskalacji. Obrona rakietowa stworzyła nieunikniony kolejny wyścig zbrojeń. Putin może potykał się we wczesnych latach swojej prezydencji, ale pokazał, że szybko się uczy, że teraz wie, jak poradzić sobie z USA. Poza bazami wojskowymi USA / NATO kiełkującymi w całej Azji Środkowej, i sponsorowanymi przez CIA „kolorowo oznaczonymi” rewolucjami obalającymi rządy, które były przyjazne Moskwie, Putin musiał radzić sobie z finansowanymi przez US organizacjami pozarządowymi działającymi w Rosji, które chcą zdestabilizować rząd. Te fałszywe organizacje praw człowieka, są teraz uważnie obserwowane przez rosyjskie agencje wywiadowcze, i często szykanowane przez prawicowe, nacjonalistyczne grupy młodzieżowe, takie jak „Naszi.” Prawdziwe „przebudzenie” Putina zaczęło się w momencie, gdy prezydent Gruzji Mikail Saakaszwili dokonał inwazji na Osetię Południową 4 lata temu. Wtedy wszystkie zachodnie media podały, że to Rosja zaczęła wojnę, ale teraz wiemy, że tak nie było. Oto krótkie podsumowanie tego, co wydarzyło się naprawdę, przez byłego prezydenta Rosji Michaiła Gorbaczowa: „Przez jakiś czas w Osetii Południowej utrzymywano względny spokój. Siły pokojowe składające się z Rosjan, Gruzinów i Osetyjczyków spełniały swoją misję, i zwykli Osetyjczycy i Gruzini, którzy mieszkali blisko siebie, znaleźli co najmniej kilka wspólnych płaszczyzn …. To co stało się w nocy 7 sierpnia jest zupełnie niezrozumiałe. Gruzińskie wojsko zaatakowało stolicę Osetii Południowej, Cchinwali, wielokrotnym ostrzeliwaniem z rakiet przeznaczonych do burzenia dużych powierzchni … Zorganizowanie ataku wojskowego na niewinnych ludzi było lekkomyślną decyzją, której tragiczne konsekwencje dla tysięcy ludzi różnych narodowości, są teraz jasne. Przywództwo gruzińskie mogło to zrobić tylko z poczuciem wsparcia i zachętą znacznie bardziej potężnej siły. Gruzińskie siły zbrojne były przeszkolone przez setki amerykańskich instruktorów, a ich wyrafinowany sprzęt wojskowy został kupiony w wielu krajach. To, w połączeniu z obietnicą członkostwa w NATO, ośmieliło gruzińskich przywódców by myśleli, że mogą uciec z „blitzkriegu” w Osetii Południowej … Rosja musiała odpowiedzieć. Oskarżanie jej o atak na „małą, bezbronną Gruzję” jest nie tylko hipokryzją, ale pokazuje brak człowieczeństwa.” („Droga do pokoju na Kaukazie,” Michaił Gorbaczow, Washington Post)
Relacja Gorbaczowa jest dokładna, ale nie uwzględnia kilku istotnych szczegółów. Nie ma żadnych instalacji wojskowych w Cchinwali. W rzeczywistości nie ma tam żadnych obiektów wojskowych. Jest to ośrodek przemysłowy składający się z tartaków, zakładów produkcyjnych i dzielnic mieszkaniowych. To także ojczyzna 30.000 Południowych Osetyńczyków. Kiedy Saakaszwili nakazał bombardowanie miasta przez samoloty wojskowe i ostrzał przez ciężką artylerię, wiedział, że zabije setki cywilów w ich domach i okolicach. Ale on i tak rozkazał bombardowanie. Gruzińskie wojska wkroczyły do miasta bez sprzeciwu, większość mieszkańców uciekła przez granicę do Rosji. Starzy i niedołężni byli stłoczeni w piwnicach, podczas gdy czołgi dudniły strzelając do wszystkiego co się rusza. Niektórzy krytycy porównali ten atak do izraelskiej inwazji Strefy Gazy, gdzie przeciwko ludności cywilnej użyto całej siły nowoczesnej armii. Jest to uczciwe porównanie. Mniej niż 24 godziny po początkowej inwazji, rosyjskie jednostki pancerne przetoczyły się przez granicę i na Cchinwali, rozpraszając gruzińską armię bez walki. Dziennikarz Michael Binyon podsumował to w ten sposób: „Atak był krótki, ostry i zabójczy, adekwatny by zmusić Gruzinów do ucieczki w upokarzającej panice.” Rzeczywiście, Gruzini wycofywali się w takim pośpiechu, że wielu z nich pozostawiało broń. Po prostu rzucali broń i uciekali. To był duży pogrom, i kolejne podbicie oka przeszkolonej przez USA armii. Do czasu wyzwolenia Cchinwali, centrum miasta stało w płomieniach, a ciała tych, których zabił ogień snajperów, były porozrzucane wzdłuż ulic i chodników. Jedyny w mieście szpital został zredukowany do tlącego się gruzu. W sumie zginęło ponad 2.000 cywilów w operacji, która była wyraźnie zaprojektowana i wspierana przez Biały Dom. Zderzenie w Osetii Południowej było ważną lekcją dla Putina, który miał nadzieję, że USA i Rosja będą stopniowo wchodzić w odwilż. Teraz wie, że to nie jest możliwe. Kiedy inny naród zabija twój naród, wszystko się zmienia. Każda strona staje się sztywniejsza i perspektywy pokoju słabną. W tym samym czasie, nie zmieniły się wcale cele strategiczne USA w Azji Środkowej, więc Putin musi przygotowywać się do kolejnej konfrontacji. To dlatego wzmacnia sojusze, które kwestionują dominację USA w regionie i na świecie. To dlatego szuka okazji osłabienia potęgi i prestiżu Stanów Zjednoczonych. Dlatego chce obalić dolar. To wszystko to przygotowanie. Kiedy wystąpi problem, Putin będzie gotowy. Rosja ma szczęście, że ma takiego przywódcę. http://stopsyjonizmowi.wordpress.com/2011/01/10/putin-przygotowuje-sie-do-wojny
Tłumaczenie Ola Gordon
Od admina: wypowiedzi Putina, które noszą znamiona „naiwnych”, nie są skierowane do lucyferian. Putin świetnie wie, że apelowanie do ich sumień i do elementarnego poczucia przyzwoitości ma takie same szanse na sukces, jak próba nawrócenia diabła. Chodzi jednak o to, by jego słowa szły w świat. By uświadamiały.
Rząd chce dopuścić do upadłości spółek kolejowych Z Bogusławem Kowalskim (PiS), wiceministrem transportu w latach 2006-2007, członkiem sejmowej Komisji Infrastruktury, rozmawia Paweł Tunia, “Nasz Dziennik”. Jakie będą konsekwencje nowelizacji ustawy zezwalającej na ogłoszenie upadłości spółek kolejowych? - Spółki kolejowe są traktowane jako spółki publiczne specjalnego przeznaczenia wykonujące służbę publiczną, które nie mogą być podane likwidacji na skutek trudności płatniczych. Powołując się na przepisy unijne, rząd występuje o zniesienie tej blokady (ogłoszenia upadłości), co oznaczałoby w praktyce, że Przewozy Regionalne musiałyby ogłosić upadłość natychmiast, a spółka PKP Intercity byłaby zagrożona taką upadłością, bo też ma w tej chwili problemy z płynnością finansową. Nie trzeba dodawać, że w kontekście tego, co dzieje się na kolei, byłoby to tylko pogłębienie chaosu i zamętu.
Ale sam zakaz upadłości nie uzdrowi sytuacji na kolei. - Tego typu zakaz upadłości można zdjąć, ale dopiero wtedy, kiedy sytuacja finansowa tych spółek zostanie uzdrowiona. Czyli Przewozy Regionalne zostaną do końca oddłużone i wyposażone w majątek, by mogły funkcjonować na zdrowych zasadach ekonomicznych, to samo dotyczy PKP Intercity. Wprowadzenie takich rozwiązań (jak upadłość) bez uzdrowienia finansowego jest działaniem szkodliwym. W tej chwili trudno określić skutki, jakie mogłoby to wywołać. W przypadku ogłoszenia upadłości przychodzi syndyk, który nie kieruje się interesem publicznym, tylko wykonuje swoją robotę, a więc wyprzedaje majątek, zwalnia ludzi. Więc pojawia się zagrożenie i masowymi zwolnieniami, i wyprzedażą składników majątkowych, i ogólną destabilizacją całego systemu.
Ustawa ma być przygotowaniem do prywatyzacji kolei polskich? - Można powiedzieć, że upadłość oznacza otwartą możliwość do różnych przekształceń, nie tylko do prywatyzacji. Poprzez upadłość można wyprzedawać części majątku, jak przykładowo było ze stoczniami. Biorąc pod uwagę, że w tych spółkach: PR i Intercity, pracuje ok. 40 tys. ludzi plus fakt, że obie spółki wykonują ok. 80 procent wszystkich przewozów pasażerskich na polskim rynku, to na usta cisną się jak najmocniejsze słowa krytyczne wobec tych pomysłów. Ewidentnie widać, że nikt nad procesami zmian na kolei nie panuje i widać wyraźnie, że brakuje gospodarza.
Jak ocenia Pan wyjaśnienia wiceministra infrastruktury Andrzeja Massela, który odpowiadał w Sejmie na wątpliwości posłów? - Wypowiedź w Sejmie nowego wiceministra świadczy o tym, że nie zna dokładnie ustawy i nie był zorientowany w temacie, bo nie odniósł się do najważniejszych pytań, tak jakby nie wiedział, na jakim etapie jest przygotowanie do prywatyzacji PKP Intercity czy jak wygląda sytuacja w Przewozach Regionalnych. To, co udało się uzyskać od ministra, to była deklaracja, że nie ma żadnego porozumienia z marszałkami województw w zakresie dokończenia oddłużenia PR i dalszego losu tej spółki. Dziękuję za rozmowę.
Admin, jako że niestety zna języki obce, stwierdza iż wszędzie – nawet w mających wielkie doświadczenie ze śniegiem krajach skandynawskich – zima sprawiła gigantyczne problemy i dla kolei, i dla ruchu drogowego. Ale chyba tylko w Polsce słychać głosy, że należy państwowe koleje sprywatyzować (czytaj: oddać całą infrastrukturę za pół darmo w ręce międzynarodowych złodziei). Skończy się to tak samo, jak prywatyzacja brytyjskich kolei przez baronessę Thatcher, o której jakoś nie chcą pamiętać liberałowie gospodarczy.
Reflektory na Węgry Na Węgrzech dzieje się chyba sporo dobrego – w przeciwnym razie parchaci „obrońcy demokracji i praw człowieka” nie wyli by zgodnym chórem, niczym potępieńcy, przeciw rządowi węgierskiemu, broniąc praw żydowskich mediów do łgarstw, oszczerstw i bezkarnego szkalowania każdego, kto im się nie spodoba. – admin.
Viktor Orbán podważa unijne dogmaty Kontrowersyjna ustawa medialna posłużyła prasie europejskiej do ataku na prezydencję węgierską w Radzie Unii. Nowa ustawa w znacznym stopniu ogranicza prawo dziennikarza do ochrony źródeł i nakłada drakońskie kary – alarmuje API, międzynarodowe stowarzyszenie dziennikarzy pracujących przy Unii w Brukseli. Premier Viktor Orbán zapewnia, że nowa legislacja jedynie kompiluje już istniejące w UE rozwiązania. Prezydent Komisji UE Jose Manuel Barroso zapowiada dochodzenie. Ale sedno sprawy leży gdzie indziej. Podczas konferencji prasowej jaka odbyła się 7 stycznia w gmachu parlamentu w Budapeszcie Barroso potwierdził, że pod lupę idą też finansowe decyzje Fideszu. Unijne koncerny domagają się bowiem ukarania Budapesztu za tzw. podatek kryzysowy. Axa, E.On, ING, Deutsche Bank – to tylko kilka z nich. Rządy Francji i Niemiec próbują postawić Orbána pod ścianą, wykorzystując jako pretekst „wolność słowa”. Kraj został poharatany przez socjalistów. Bezprecedensowe zwycięstwo pozwoliło Fideszowi na zdobycie pełni władzy. Aby powstać z kolan, reformy jakie Węgrzy muszą wdrożyć powinny być gruntowne i nie wolno schlebiać nikomu. Niektóre z nich mają zastosowanie również w Polsce. OFE, które wyciskały miliardy z obrabowanych Węgrów, Orbán wziął za twarz. Stąd gniew możnych tej Unii i stąd klangor prasowy. Węgry chcą wprowadzić Bułgarię i Rumunię do strefy Schengen, przeciwko czemu oponują Francja i Niemcy. Z nadchodzącą akcesją Chorwacji, przestrzeń unijna staje się bardziej skomplikowana, mniej przewidywalna. Francuzi i Niemcy mają prawo się denerwować. Co więcej, Węgry zamierzają postawić na ostrzu noża sprawę dywersyfikacji źródeł energii i wzmocnić Partnerstwo Wschodnie. Interkonektory, łączniki systemów na granicy chorwackiej i rumuńskiej grają główną rolę. Czy Rosja pozostanie bezczynna? W planie geopolitycznym powodzenie tych inicjatyw oznaczałoby trzy rzeczy:
- ograniczenie wpływu Rosji;
- okiełznanie koncernów zachodnich które bezkarnie drenują rynki środkowoeuropejskie;
- wykazanie nieskuteczności osi Paryż-Berlin.
Słowem: zdewastowanie podstaw unijnej geopolityki. Czy rządy Francji i Niemiec, z lub bez wsparcia wielkiego biznesu, pozwolą na to? Wątpliwe. Za pół roku polska prezydencja. Będziemy bacznie przyglądać się poczynaniom Madziarów. Marek Bednarz, mp.info
bem@autograf.pl
http://mercurius.myslpolska.pl
Nie miejmy żadnych złudzeń. To, co węgierska prezydencja poprawi, polskojęzyczna prezydencja anuluje z nawiązką. – admin
Zdrowie pod młotek 4 stycznia 2011 r. na posiedzeniu poświęconym nowelizacji tzw. ustawy uzdrowiskowej komisje sejmowe podjęły decyzję o sprywatyzowaniu wszystkich krajowych zakładów lecznictwa uzdrowiskowego – alarmuje OPZZ. Przypomnijmy: jak dotąd, według rozporządzenia ministra skarbu państwa z dn. 8 października 2008 r., z procesu prywatyzacji uzdrowisk wyłączonych było siedem placówek, które miały pozostać własnością państwa, aby zagwarantować obywatelom powszechny i równy dostęp do terapii uzdrowiskowej, będącej integralną częścią systemu ochrony zdrowia. W ubiegły wtorek w trakcie II czytania kompleksowego projektu nowelizacji ustawy, posłanka Platformy Obywatelskiej Danuta Pietraszewska w imieniu Klubu Parlamentarnego PO zgłosiła poprawkę zakładającą uchylenie w nowej wersji ustawy opisanego zapisu. Pomimo sprzeciwu obecnej na posiedzeniu wiceprzewodniczącej OPZZ Wiesławy Tarnowskiej, uchylenia poprawki nie udało się przegłosować. Głosami 24 „za”, 23 „przeciw”, przy 1 wstrzymującym się – przyjęto poprawkę zakładającą włączenie „chronionych” dotąd uzdrowisk w proces prywatyzacji. Obecnie projekt ustawy oczekuje na III czytanie, które planowane jest na następne posiedzenie Sejmu. Jest jeszcze szansa na odrzucenie ww. poprawki na sali plenarnej przed ostatecznym uchwaleniem ustawy.
[No i pozostaje jeszcze weto prezydenta-patrioty-katolika-chrabiego... - admin]
Oto wykaz uzdrowisk nie podlegających jak dotąd prywatyzacji:
1. „Uzdrowisko Busko-Zdrój” SA z siedzibą w Busku-Zdroju,
2. „Przedsiębiorstwo Uzdrowisko Ciechocinek” SA z siedzibą w Ciechocinku,
3. „Uzdrowisko Kołobrzeg” SA z siedzibą w Kołobrzegu,
4. „Uzdrowisko Krynica-Żegiestów” SA z siedzibą w Krynicy-Zdroju,
5. „Uzdrowisko Lądek-Długopole” SA z siedzibą w Lądku-Zdroju,
6. „Uzdrowisko Rymanów” SA z siedzibą w Rymanowie-Zdroju,
7. „Uzdrowisko Świnoujście” SA z siedzibą w Świnoujściu.
Źródło: Obywatel.org.pl
Anestezja sumień Jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu najpierw rozum odbiera – mówi stare przysłowie. Patrząc na Polaków A.D. 2010 można było wyraźnie zauważyć narastające zamroczenie intelektualne i zanik zwyczajnego zdrowego rozsądku nie tylko w życiu publicznym, ale również prywatnym. Gdyby mi przyszło podsumować ubiegły rok w jednym zdaniu, to narzuca się jedno określenie „Hulaj dusza piekła nie ma!”. Samozadowolenie z osiągnięć w życiu politycznym i gospodarczym, a także osobistym zdaje się sięgać apogeum, a upojeni propagandą sukcesu ludzie jeszcze bardziej brną w dogadzaniu sobie na kredyt. Coraz wyraźniej widać efekty medialnej anestezji sumień oraz moralnej i religijnej ciemnoty, które owocują lekkomyślnością i brakiem roztropności. Z tego stanu ducha bierze się z jednej strony skłonność do samozadowolenia i bałwochwalczego wręcz kultu świętego spokoju, że nic się złego nie dzieje i dziać się nie może, a z drugiej poczucie bezkarności w popełnianiu grzechów osobistych i społecznych. Biorąc pod uwagę grzechy społeczne, nasze prawodawstwo nie jest tak bardzo „postępowe” w legalizacji związków jednopłciowych czy aborcji na żądanie, jednak zepsucie obyczajów, czyli niepisanych norm regulujących nasze zachowania postępuje w zastraszającym tempie. W ciągu ostatniego dwudziestolecia byliśmy świadkami narastającego przyzwolenia społecznego dla obecności pornografii i rozwiązłości w przestrzeni publicznej, handlu w niedziele i święta, nieuczciwości w rodzinach, pracy i interesach, konkubinatu zwanego eufemistycznie wolnym związkiem, chamstwa i wulgarności w rozmowach i zachowaniach, etc. Te patologiczne przykłady można by mnożyć. Warto jednak zwrócić uwagę na coraz bardziej powszechną nieuczciwość, czyli nieszczerość intencji w podejmowanych działaniach. Co innego się mówi, a co innego robi. Coraz częściej narzekamy na nieuczciwych pracodawców czy pracowników, sprzedawców i fachowców z różnych branż, nawet lekarzy, sędziów, dziennikarzy, nie wspominając już o politykach i urzędnikach. Trzeba jasno stwierdzić, że nieuczciwość jest w Polsce plagą społeczną. Jednak nieuczciwość niszczy ostatecznie zaufanie między ludźmi, będące podstawą jakichkolwiek relacji i struktur społecznych. Bez zaufania społeczeństwo się atomizuje, a w momencie kryzysu ulega anarchii i ostatecznemu rozpadowi. Taka też perspektywa stoi przed III RP otrąbioną mianem „zielonej wyspy” Europy, która stanie się niebawem gigantyczną masą upadłościową. Jednak zaślepienie społeczne i bezkrytyczne samozadowolenie większości Polaków są tak duże, że nie widać możliwości ucieczki przed wodospadem historii, ku któremu jako naród i państwo nieuchronnie zmierzamy. Skoro dopuszczone przez Opatrzność napomnienia dla narodu w postaci katastrofy smoleńskiej czy dotkliwych powodzi nie obudziły zbyt wielu sumień, to tym bardziej nie należy liczyć na samodzielność i trzeźwość myślenia Polaków przed poniesioną szkodą. Nurt wydarzeń staje się coraz bardziej wartki, a to nieuchronnie zwiastuje zbliżanie się wodospadu, w którym jednocześnie skumulują się wszystkie negatywne zjawiska społeczne, polityczne, gospodarcze, demograficzne, a przede wszystkim moralne i religijne. Nie trzeba tu być jasnowidzem, czy mieć szczególne objawienie, aby dostrzec kierunek, w którym zmierzają dzieje naszego narodu, podobnie jak Ks. Piotr Skarga, który mówił: „Jać objawienia osobliwego Pana Boga o was i o zgubie waszej nie mam. Ale poselstwo do was mam od Pana Boga i mam to poruczenie, abych wam złości wasze ukazował i pomstę na nie, jeśli ich nie oddalicie, opowiadał”. Nadchodzący historyczny kataklizm naszej cywilizacji, a więc obejmujący Polskę i inne kraje z pewnością będzie wystawieniem rachunku za dotychczasowe życie naszego narodu i zapewne obudzi sumienia wielu ludzi. Pozostaje jednak pytanie: czy w momencie próby popadną oni w rozpacz czy też się nawrócą? Ufajmy, że Maryja Królowa Polski obdarzy nas nadzieją, która umożliwi nam przetrwanie dziejowej zawieruchy i doczekanie triumfu Jej Niepokalanego Serca zapowiedzianego przez Nią w Fatimie. Sławomir Olejniczak
9 stycznia 2011 r.
http://www.piotrskarga.pl/ps,6425,3,0,1,I,informacje.html
11 stycznia 2011 Nie ma takiej ilości pudru, który przykryje brak twarzy. Ktoś słusznie zauważył. Tak jak pani Gronkiewicz-Waltz z Platformy Obywatelskiej, jak najbardziej liberalnej, zauważyła, że:” Z metrem tak jest, że większość rzeczy dzieje się pod ziemią”(??) A po ciemnej nocy, nastaje jasny dzień, nieprawdaż? A w hurcie cenią detale.. A pan magister Jacek Vincent Rostowski cały czas swoje.. Ciągle kombinuje jakby tu nas obskubać Jeszcze niedawno nie wiedział, że w Polsce trzeba mieć PESEL.. Widać od razu , że człek międzynarodowy, nie tutejszy.... Sprowadzony do Polski przez Platformę Obywatelską.. Tak jak kiedyś Konrad Mazowiecki sprowadził Krzyżaków.. Skończyło się Grunwaldem.. Pan Vincent umyślił sobie, żeby jak najszybciej wprowadzić podatek bankowy. Kocha nakładanie podatków, tak jak kocha swoją córkę Mayę, która pomaga- jako doradca- panu ministrowi Sikorskiemu , z polskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Na doradcę,, na ogół bierze się kogoś z jakimś doświadczeniem.. Widocznie doświadczenie nie jest potrzebne panu ministrowi.. Potrzebna jest córka pana Vincenta. Wpływy z tego podatku mają być odkładane w specjalnym funduszu, który będzie funduszem awaryjnym, na wypadek gdyby coś zagrażało bankom- na przykład kryzys, a naprawdę- rezultat rządów. To znaczy jak banki zaczynają rozdawać pieniądze bez opamiętania, to znaczy resztę pieniędzy która jeszcze w nich jest na poziomie 3,5% całego wkładu depozytariuszy- to wtedy będzie można skorzystać ze zgromadzonych pieniędzy.. Tak jak to było na przykład z funduszem emerytalnym. Zebrano- o ile pamiętam 6 czy 7 miliardów, a jak Platforma Obywatelska powiększyła ilość darmozjadów biurokratycznych o 65 tysięcy, no to wtedy pan premier wziął sobie jako że było mu potrzeba, żeby pozatykać dziury budżetowe, które sam spowodował. Oczywiście to samo zrobią z nowym funduszem bankowym, bo dlaczego nie? Szlak już jest przetarty. Tak naprawdę wszystkie banki są bankrutami, bo mają w kasie tak naprawdę 3,5% tego wszystkiego co depozytowicze tam zanieśli.. Tylko przypadkowi zawdzięczamy, że wszyscy depozytowicze jednocześnie nie biegną po swoje pieniądze.. Jeśli tak by się zdarzyło, banki przerzucają między sobą pieniądze, bo liczą na to, że nagle wszyscy nie pójdą do wszystkich banków po wszystkie swoje pieniądze.. I tak ta bańka wygląda.. Może pęknąć w każdej chwili.. I takie banki – bankrutki chce opodatkować pan magister Jacek Vincent Rostowski- dodajmy magister politologii. Banki oczywiście przerzucą podatek , tak jak każdy podatek- na klienta.. Wzrosną ceny usług. A pan magister będzie opowiadał, że to banki płaca podatek bankowy.. Ciekawe w jaki sposób banki zapłacą podatek bankowy? Czy tak jak my płacimy podatek belkowy to znaczy kolektywnie bez rozliczania PITem. Po prostu bank potrąca ten podatek od razu z oszczędności i wrzuca do jednego państwowego worka, nie wiadomo, kto zapłacił ten podatek- ważne że zapłacił.. To tak, jakby rząd opodatkował nas podatkiem butowym i płacilibyśmy kolektywnie podatek od posiadania butów.. Wszyscy jak leci i anonimowo.. Wszyscy za wszystkich i każdy razem.. Tak wygląda demokratyczne państwo kolektywnego bezprawia.. W tym czasie demokratyczny Sejm uchwalił ustawę, ustawę o żłobkach, która wprowadza nowe formy opieki nad naszymi dziećmi, jak na przykład klubik dziecięcy dla dzieci od roku do 3 lat(???) Ustawa również zachęca do zatrudnienia niań, za które składki- uwaga!- zapłaci państwo(???). Ci sejmowi szaleńcy z Platformy Obywatelskiej nie dość, że nie mają pieniędzy to jeszcze uchwalają kosztowne ustawy.. Na to pieniądze mają. Żeby opłacać składkę ubezpieczeniową ZUS dla niań.. Żeby tylko kobiety wypędzić z domu do roboty, a dzieci oddać komu innemu.. Nawet opłacą składki nianiom. A dzieci pozabierają. do dziecięcych klubików, na razie w formie dobrowolnej, ale kto wie co będzie w przyszłości. .Idziemy w kierunku totalitaryzmu, więc możemy się spodziewać najgorszego.. Obowiązkowego zaprowadzania dzieci do klubików.. Taka myląca nazwa..- klubik! Coś bardzo niewinnie brzmiącego.. Miała być równość, wolność i braterstwo, a była.. nierówność, niewola i nienawiść.. No i śmierć, o której się nie wspomina.. Jak donosi Dziennik Gazeta Prawna wśród urzędników powstała mała panika, bo pan prezydent Komorowski skierował do Trybunału Konstytucyjnego ustawę, na mocy której premier chciałby zwolnić 10 % urzędników. Rozumiem to te 10%, które to zatrudnił w ciągu ostatnich trzech lat rządów. Ciekawi mnie taka rzecz: jak zatrudniano tych zbędnych urzędników – to nikt nie kierował tej sprawy do Trybunału Konstytucyjnego, czy można zatrudnić.. Jak chciałoby się zwolnić, to trzeba pytać Trybunału, czy to jest zgodne z Konstytucją.. Ciekawe? Ale oprócz tego, że mogłoby chodzić o powrót do stanu sprzed zatrudniania nowych urzędników, urzędnicy już zatrudnieni, prowadzą- jakby nigdy nic- nabór jeszcze nowszych urzędników w urzędowych urzędach, żeby móc w razie czego –gdyby udało się wprowadzić w życie ustawę o zwolnieniu nadmiaru 10% urzędników- zwolnić tych, którzy zatrudnieni byliby w ostatnim rzucie powiększania urzędniczej braci.. Ale - według gazety - sprawy tak są pomyślane, że zamiast zwolnić 20 000 urzędników, ma w naszym państwie socjalistycznym- przybyć 30 000 nowych urzędników, co ma nas kosztować, kolejnych 2,5 miliarda złotych(!!!).2,5 miliarda w tę, czy dwa i pół miliarda w tamtę - co za różnica.. Ze swej strony, chciałbym zapewnić, że to wszystko tak naumyślnie, bo gdyby naprawdę chciano zwolnić 20 000 urzędników, to tak naprawdę by nie zatrudniano 65 tysięcy nowych przez trzy lata, no i nie kierowano by do Trybunału Konstytucyjnego zapytania w tej sprawie, tylko by działano i zwalniano.. A tak przeciąga się całą sprawę, może skądś przyjdzie jakiś ratunek- jak mawiał nieoceniony Nikodem Dyzma.. Socjaliści wydadzą kolejne 2,5 miliarda na nowych urzędników, podczas gdy pan Jurek Owsiak zebrał podczas wielkiego wysiłku- prawie 40 milionów złotych.. Na razie 37, ale pieniądze jeszcze spływają, jak woda z gór.. A przy okazji: dowiedziałem się nareszcie co socjalistyczna władza będzie robić ze Stadionem Narodowym, który buduje za nasze 1,2 miliarda złotych, choć pierwotny kosztorys opiewał na 250 milionów.. Zobaczymy jaki kosztorys będzie ostateczny.. Jak wybudują. I ile będzie wynosiło utrzymanie takiego stadionu po odbytych igrzyskach 2012? Na Stadionie Narodowym będą odbywały się finały Wielkiej Socjalistycznej Orkiestry Świątecznej Pomocy! To jest pomysł! Nareszcie stadion się przyda do czegoś pożytecznego. Bo wybudowany niedrogo i z wielkim rozmysłem… Jurek nareszcie będzie mógł rozwinąć skrzydła swoich możliwości.. Przy jego głębokim glosie, zanim oczywiście nie ochrypnie, od tego krzyku charytatywnej działalności wydobywającego się gdzieś z głębi jego jestestwa.. A jeszcze jak obsadzi się klakierami cały stadion i rozlegnie się ten krzyk tłumu, ten wyraz poparcia, ten ryk charytatywnego wrzasku w świetle jupiterów, choć właśnie charytatywność wymaga ciszy.. Ale jak na takim stadionie zachować ciszę? Aż się prosi, żeby krzyczeć, krzyczeć i jeszcze raz krzyczeć.. Niech echo niesie.. I dobrze, że ten stadion będzie. Będzie można wykrzyczeć ciszę. .Na pewno pobity zostanie kolejny rekord. w zbieraniu pieniędzy. .Wielkiej Socjalistycznej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która przybierze charakter stadionowy. Nareszcie będzie oczekiwany rozmach. i wielkość. Socjalizm wymaga wielkich stadionów, czyż nie?
Najwięksi socjaliści mieli największe stadiony.. I te tłumy nieprzebrane, te masy emocjonalnie zorganizowane, te tysiące gardeł wyjące w jedności i harmonii. .Jak się odpowiednio ustawi mikrofony efekt będzie piorunujący! A jakie jest przysłowie grabarzy: wieniec kończy dzieło WJR
O odpowiedzialności Mniej więcej w czasie, gdy minister Cezary Grabarczyk dostawał kwiaty za doprowadzenie do zawału PKP, umorzona została sprawa przecieku, dzięki któremu Ryszard Sobiesiak dowiedział się o śledztwie CBA dotyczącym jego hazardowych machinacji. Jedynym winnym afery hazardowej okazał się były szef CBA Mariusz Kamiński oskarżony o to, że podejmował działania… zgodne z decyzjami sądu i prokuratury. Wiem, że przeciw Kamińskiemu prowadzone jest śledztwo w innej sprawie – ale tak naprawdę oskarżony jest on o zwalczanie korupcji, co w III RP jest zbrodnią fundamentalną. Uświadomiono to też agentowi Tomkowi. Żadnego zarzutu postawić mu nie było można, jego „ofiarom” zaś mimo wszystko trzeba było sprawy wytoczyć – ale przecież cieszą się one opieką środowisk opiniotwórczych i mediów, więc to agenta potępiono. Premierowi Tuskowi nie sposób odmówić konsekwencji. W jego rządzie nikt za nic odpowiadać nie będzie. Trochę przesadzam, bo gdy powywieszali się już wszyscy skazani w sprawie Olewnika, ustąpił minister Zbigniew Ćwiąkalski, który niemalże ogłosił prawo więźniów do samobójstwa za podstawowe prawo człowieka. Ale to już stara sprawa, a Ćwiąkalski nie był człowiekiem Platformy. Natomiast ministrowie zamieszani w aferę hazardową (być może uda mi się uniknąć odpowiedzialności za to, że nie napisałem „w tak zwaną aferę”) zostali tylko przesunięci – tak tłumaczył to premier – na inne ważne stanowiska. Wprawdzie Donald Tusk ogłosił, że szef resortu skarbu Aleksander Grad odejdzie, jeśli nie znajdzie nabywcy na Stocznię Gdańską, ale potem premier oświadczył, że mylił się, grożąc, że odwoła ministra. Za katastrofę smoleńską nie odpowiedział nikt, a jeden z tych, którzy powinni, został nagrodzony. I nie ma sensu powtarzać, że w każdym cywilizowanym kraju za tragedię bez porównania mniejszą musiałyby polecieć głowy osób ważnych. III RP jest awangardą. Zbudowano ją przecież na zakwestionowaniu odpowiedzialności za PRL. W konsekwencji wyemancypowaliśmy się od odpowiedzialności, a więc od etyki, polityki i jeszcze paru rzeczy. Nic dziwnego, że premier, który otwarcie to głosi i sam w tej kwestii świeci przykładem, jest u nas tak kochany. Bronisław Wildstein
Smutna analiza naszej sytuacji Rzeczpospolita stała się łupem wojskówki (WSI) z przedstawicielem Komorowskim i służb (Bondaryk) z marionetką Tuskiem. Nie zdziwi nikogo upadek Tuska, bo czekają już na jego miejsce postkomuniści. Premier „marzy” o unijnym stołku. Ale co nas to obchodzi która k. wygra w tej rozgrywce? Mniejszościowe procenty poparcia dla partii „niepodległościowej” na razie wskazują, że bez rewolucji jesteśmy bez szans. Mniejszościowe są wg sondaży, a w efekcie (oszustwie) wyborczym są samosprawdzającymi się przepowiedniami! (kto nie czytał historii i składu udziałowców oraz zarządów urzędów badań opinii?) A rewolucja to przelanie krwi. Ja jestem gotów i może kilka procent narodu również. Czy to wystarczy? Zmiana procentów poparcia to będzie gra, w której nam nie dadzą rzucić kostką. Gra, która nie wskaże sił z „polskiej” strony, a jedynie wyłoni nowego lidera. Czy SLD czy inne szuje – nieważne. I tak nie będzie to żadna patriotyczna siła. Zadbają o to wspólnie „niezależne” sondażownie, „wolne” media, a poważnie ci, którzy rozdają karty. Rewolucja to byłby jednak bezsensowny ruch, jeśliby w wojsku nie było sił, które chciałyby i miały potencjał by wesprzeć rewolucyjny (lub raczej kontrrewolucyjny) przełom. Ale dziwnym zbiegiem okoliczności elity dowódcze zginęły w wypadku Cassy i katastrofie Tupolewa. Czy więc mamy kogoś w Polskim Wojsku? Nie wiem, to się okaże. Może jeszcze w wojsku zostali właściwi zastępcy dowódców, którzy rozumieją rację stanu. Śledząc doniesienia o nominacjach – wątpię. I tak piszę: chyba, może, czy. No bo czuję, że nas mają. Że mogą nam kolejny raz dać do zrozumienia, że oni są jedyną realną siłą. Nie wiem co robić, by tę postkomunistyczną klikę zwalić.Nie znam się na dynamice ruchów społecznych. Chciałbym by ktoś mi powiedział, że jak się zacznie, to 70% lemingów zrozumie w jakim tkwiło błędzie. Ale wątpię (prawda Krzysztofjaw?). No dobra, jakiś pomysł? Może niech dojdą do dna. Tzn.: PO. Może jeśli 80% będzie przeciw, to siła po naszej stronie. Może wystarczy pozwolić im wygrać najbliższe wybory? Wyobrażam sobie minę Tuska ( w końcu i on jest człowiekiem) jakby mu rozwalić marzenia o komisarzu w UE. Piszę to, bo uważam, że bez rewolucji nie mamy szans. A skoro nie mamy szans, grajmy na błędy przeciwników. PS. Nie zgadzam się ze zdaniem Rosemanna : Dwa tylko powody mogłyby sprawić, że człowiek racjonalny w najbliższych wyborach poprze rządzące obecnie ugrupowanie kierowane przez obecnego Premiera Donalda Tuska. Pierwszy to ten, że po jednej kadencji świadomy wyborca dokonuje rozliczenia rządzących i wychodzi mu, że ci jak należy wywiązali się ze złożonych przed objęciem władzy obietnic. Drugi jest taki, że rządzący skutecznie i, co istotne, racjonalnie oraz wiarygodnie przekonają wyborców, że ewentualna alternatywa wyborcza to istny kataklizm przy którym oni, nawet zakładając ich wszelkie niedociągnięcia i niedoskonałości, jawią się jako prawdziwy oddech normalności i fachowości. Trzeci powód to właśnie chęć skompromitowania Tuska. MarkD's blog
W punkcie wyjścia Powoli wyłania się przed nami straszliwa prawda o zbrodni smoleńskiej. Do pełnego obrazu brakuje już tylko informacji, że obok rażącego rosyjskiego niechlujstwa podczas badań genetycznych (http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110111&typ=po&id=po02.txt)
były też niechlujstwa podczas sekcji zwłok, a w trumnach, które po tragedii przywieziono do Polski, są szczątki tylko niektórych ofiar katastrofy, resztę bowiem stanowią zwłoki zupełnie innych osób (np. ofiar jakichś wypadków drogowych w Rosji). Oczywiście, jestem w stanie sobie wyobrazić reakcje tych wszystkich oświeconych, dla których kwestia katastrofy z 10 Kwietnia i śmierć blisko stu osób z polskiej delegacji nie jest żadnym problemem. Po prostu wzruszą ramionami albo nawet będą się śmiać, tłumacząc wszystko „ruskim bałaganem”. Nie o tych ludziach i nie do tych zamroczonych ludzi chcę jednak pisać. Niechlujstwo, o którym pisze dzisiejszy „Nasz Dziennik”, wykryte zresztą przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych (brak poszczególnych próbek, błędne oznaczenia itd.), potwierdza to, że na każdym poziomie, a więc nie tylko propagandowo (od pierwszych chwil po zamachu) czy podczas „zabezpieczania miejsca katastrofy”, „transportowania i rekonstrukcji wraku”, „wszczynania śledztwa” nadzorowanego przez cara Putina, „badania szczątków samolotu” itd. - Ruscy dokonywali niszczenia dowodów i zacierania śladów. Odbywało się to również na poziomie identyfikacji zwłok. Jeśli zaś dochodziło do swoistej selekcji próbek biologicznych, to mogła mieć ona na celu dobranie próbek z tych ciał, na których były znikome (lub nieobecne) ślady środków wybuchowych. Taka selekcja jest możliwa, jeśli weźmie się do badań wyłącznie szczątki osób oddalonych od epicentrum eksplozji (http://freeyourmind.salon24.pl/213920,garstang-o-badaniu-katastrof).
Jak zresztą wiemy, część ciał zachowała się w „dobrym” stanie w przeciwieństwie do ciał osób, które uległy niemal całkowitej dezintegracji podczas katastrofy. Jeśliby jednak dokonywano w Rosji takiej selekcji na poziomie „badań genetycznych” mających oficjalnie, instytucjonalnie potwierdzić nieprawdę, jakoby w Smoleńsku doszło do lotniczego wypadku (a ofiary zginęły wskutek obrażeń z nim związanych), to całkiem możliwe jest, że podjęto się tej selekcji także na poziomie składania zwłok do trumien, tak by wyeliminować z ewentualnych przyszłych poekshumacyjnych badań medyczno-sądowych w Polsce te szczątki, które zawierają najwięcej śladów działania substancji wybuchowych. Ruscy, jak doskonale pamiętamy, stanowczo odradzali wielu rodzinom ofiar jakiekolwiek otwieranie trumien, powodowani, rzecz jasna, wielkim współczuciem dla tychże rodzin i względami estetycznymi – wiemy jednak zarazem z różnych świadectw, że sami ze swej strony żadnej troski o ciała ofiar i szacunku wobec ciał zmarłych (o miejscu zdarzenia już nie wspomnę) nie przejawiali (zwłaszcza w stosunku do ciała Prezydenta). Co więcej, na taką należytą opiekę Ruscy nie pozwolili także stronie polskiej (która powinna była natychmiast przetransportować wszystkie zebrane szczątki polskich obywateli do badań w naszym kraju; ale jak wiemy, przyjaźń moskiewsko-warszawska na to nie pozwalała). Ruscy mogli się posłużyć szczątkami innych osób nie tylko ze względów „śledczo-dowodowych”, lecz także z tego powodu, że części ciał po masakrze nie można było na pobojowisku znaleźć – co gorsza, niedbalstwo Ruskich doprowadziło do tego, że przez długie miesiące od tragedii, odnajdywały się na miejscu katastrofy ludzkie szczątki. Wprawdzie, jak przypomniałem w „fotoreportażu” z października 2010 r.
(http://freeyourmind.salon24.pl/234632,film-swiadkowie),
rosyjskie pielęgniarki (a ściślej panie, które występowały przed polskimi kamerami w takiej właśnie roli) doliczyły się już po kilkunastu minutach od katastrofy niemal wszystkich ciał ofiar („było ich już prawie dziewięćdziesiąt”), wiemy jednak, że było to kolejne ewidentne kłamstwo związane z tragedią, a sam proces wydobywania zwłok i ustalania tożsamości ofiar trwał wiele dni. Oczywiście odkrycie, iż w niektórych trumnach (zwłaszcza w tych, w których złożono ciała osób z różnych powodów nieidentyfikowanych przez rodziny ofiar) znajdują się szczątki zupełnie innych ludzi, byłoby szokującą makabrą przynajmniej dla tej części polskiej opinii publicznej, która traktuje zbrodnię smoleńską jako najpoważniejsze wydarzenie we współczesnej historii Polski. Najbardziej jednak szokujące byłoby to, że niektóre szczątki pozostawałyby wciąż w rękach rosyjskich lub w jakimś niewiadomym miejscu w Rosji – to zaś świadczyłoby, że Ruscy zabezpieczyli sobie wszystkie dowody zbrodni. FYM
Na nasze emerytury ciężko pracowali wszyscy politycy Autorski przegląd prasy „W PO odżył spór o to, co powinien robić rząd do końca kadencji, by utrzymać poparcie” – pisze Renata Grochal w „Gazecie Wyborczej”. „Część polityków obawia się, że zmiany w OFE w połączeniu z tegoroczną podwyżką podatku VAT o 1 pkt proc. mogą zniechęcić elektorat PO do głosowania w tegorocznych wyborach parlamentarnych. Przestrzegał przed tym również prof. Leszek Balcerowicz, który jest przeciwny zmianom w OFE. Kilka dni temu Balcerowicz mówił, że ustawa nie przejdzie, a premier nie może traktować ludzi „jak baranów”, bo jeszcze pod koniec wakacji mówił, że żadnej rewolucji w systemie emerytalnym nie będzie. (…) Premier Donald Tusk zapewnia, że nie ucierpią na tym emeryci, a w przyszłości mogą nawet mieć wyższe emerytury. Za to państwo nie będzie musiało bardziej się zadłużać. Część naszych składek, które dotąd szły do OFE, zasypie dziurę w ZUS. W tym roku ma to dać 12 mld zł, a w przyszłym – 16 mld zł oszczędności” – czytamy. Witold Gadomski w tej samej „Gazecie” zwraca uwagę, co w tej sprawie robi i robiła opozycja: „Partia Błaszczaka i Kaczyńskiego proponuje, by każdy ubezpieczony mógł wybierać, czy chce być w ZUS, czy w OFE. Tylko dlaczego przez dwa lata rządów PiS takiego projektu nie przedstawił? Jego posłowie głosowali w poprzednich latach za rozwiązaniami tworzącymi dziurę w finansach ZUS: za przywilejami górników, obniżką składki rentowej, przeciw emeryturom pomostowym. Dziura w ZUS powstała między innymi dlatego, że dopiero przed dwoma laty Sejm przyjął ustawę o emeryturach pomostowych ograniczającą możliwość przechodzenia na wcześniejsze emerytury. Dlaczego nie odważyły się na to rządy SLD i PiS? Obie partie krytykują dziś rząd PO-PSL za złą sytuację w finansach państwa, lecz gdy rządziły, nie wprowadzały odpowiednich reform.” Niestety, cała klasa polityczna solidarnie i ciężko zapracowała na obecną sytuację Janke
TUSKU MUSISZ Szanowny Panie Premierze, Już w dniu wygłoszenia przez Pana expose pozwoliłem sobie na krotochwilną uwagę, że z takiej czczej gadaniny nie może wyniknąć nic dobrego, a potem krytykowałem nieróbstwo, rozrost administracji, zwiększanie wydatków (jawne) i podatków (ukryte), podczas gdy inni w euforii pisali „Tusku musisz”. Dziś to oni krytykują Pana za zmiany w OFE, jakby wszystko inne było w najlepszym porządku, albo nieistotne, a tylko zmniejszenie pieniędzy publicznych odbieranych podatnikom i przekazywanych do OFE był ważne i złe. Nie będę brał Pana w obronę, bo obrońców (także przede mną) i różnych „wazeliniarzy” ma Pan wokoło aż nadto. Ale skoro Pan Minister Boni pisze list otwarty do „twórców reformy emerytalnej”, a oni piszą do Pana Ministra, który sam jest przecież jednym z „twórców” owej reformy – czyli można powiedzieć, że „twórcy” piszą sami do siebie – ja postanowiłem napisać do Pana. Zwłaszcza po tym, jak przeczytałem dzisiejszy ostrzał artyleryjski zwolenników OFE we wszystkich mediach. „Tusku, musisz”! Choć Pan Profesor „Ibarruri” Balcerowicz grzmi „no pasaran” („nie przejdą”) – jak komunistyczna „La Pasionaria” podczas obrony Madrytu. Nieprawdą jest, jak twierdzą panowie Bielecki i Boni, że nie można było przewidzieć tego, co się dziś dzieje z systemem emerytalnym. Centrum Adama Smitha to właśnie przewidywało – o czym świadczą publikacje Krzysztofa Dzierżawskiego już z 1999 roku i moje z lat 2005-2007, a więc z okresu największego boomu na rynkach kapitałowych. Reformę emerytalną można było przeprowadzić w Chile, gdzie emerytów pobierających świadczenia było niewielu, a tak zwane „konsultacje społeczne” junta generała Pinocheta mogła przeprowadzić na otoczonym drutem kolczastym stadionie w Santiago de Chile. Nie można było jej zrobić w takim kraju jak Polska, w którym 1/4 obywateli żyje ze świadczeń emerytalnych lub rentowych a 1/3 budżetu państwa przeznaczana jest na te świadczenia. Pokolenie czynne zawodowo nie jest bowiem w stanie utrzymać własnych rodziców i dziadków i jednocześnie zaoszczędzić na swoje emerytury, żeby uwolnić od tego obowiązku swoje dzieci i wnuki. Rozciągnięcie tego procesu w czasie też nie jest możliwe, bo „zdyscyplinowani” politycznie emeryci, regularnie korzystający z kartki wyborczej przegłosują rozwiązania korzystne dla siebie, a silne grupy nacisku zrobią to w sposób jeszcze bardziej bezpośredni – co udowodnili górnicy grożąc demonstracjami w Warszawie, w przypadku nie uwzględnienia ich emerytalnych roszczeń. Co więcej, wiara w to, że w ogóle można zaoszczędzić na emeryturę w obecnie funkcjonującym systemie kapitałowym wydaje się być wiarą naiwną. Dowodzi tego nie tylko formalne bankructwo kilkunastu banków z Lehman Brothers na czele i faktyczne bankructwo wielu innych instytucji finansowych, które zostały uratowane przed bankructwem formalnym tylko i wyłącznie dzięki pieniądzom podatników, ale i faktyczne bankructwa Grecji i Irlandii oraz wielce prawdopodobne w przyszłości bankructwa Portugalii i Hiszpanii. Obligacje tych państw jeszcze do niedawna uważane były za bardzo „bezpieczną inwestycję”. Ile dziś jest rządów, których obligacje uznamy za „bezpieczną” inwestycję w perspektywie czterdziestoletniej? A gdyby OFE mogły, powiedzmy pięć lat temu, więcej inwestować za granicą to nie miały by w portfelach akcji Lehman Brothers, albo obligacji greckich czy hiszpańskich???
„Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli” – powiada Pismo. Prawda jest taka, że ani w ZUS, ani w OFE nie ma żadnych pieniędzy. W ZUS-ie nie ma ich w ogóle, bo zostały wydane na dzisiejsze emerytury, a w OFE są głównie obligacje skarbowe, które kiedyś rząd będzie musiał wykupić i w tym celu będzie musiał nas jeszcze bardziej opodatkować. Są też akcje spółek giełdowych, których cena się zmienia. Będzie zależała od tego, ile na owe akcje będzie chciało wydać pokolenie czynne zawodowo, gdy my będziemy na emeryturze. A pokolenie to będzie mniej liczne (co jest „oczywistą oczywistością” bo przecież to problem demograficzny był jednym z powodów przeprowadzenia reformy) i będzie miało na ten cel o tyle mniej, o ile wzrosną podatki potrzebne na wykup z OFE obligacji, które dziś rząd im sprzedaje. Jeśli zaś zmienimy proporcje i pozwolimy OFE inwestować więcej za granicą, to wówczas rząd nie będzie miał na dziś wypłacane emerytury. Więc będzie musiał albo obniżyć emerytury, albo podwyższyć podatki. Proszę zobaczyć wyniki inwestycyjne Funduszu Rezerwy Demograficznej zarządzanego przez ZUS. Przez lata były lepsze niż wyniki większości OFE!!! To nie PR – to „gołe” liczby. Reklamówki OFE zapewniające o „emeryturach pod palmami” były takim samym zabiegiem marketingowym, jakim dziś są zapewnienia, że w OFE są „nasze pieniądze”, i że OFE lepiej nimi będą gospodarować niż ZUS. Jeśli są one „nasze” to dlaczego są w OFE, a nie w naszych portfelach? Dlaczego nie możemy nic zrobić z „naszymi” rzekomo pieniędzmi? I dlaczego nie możemy się nawet dowiedzieć, jak są one inwestowane? Bardzo chciałbym wiedzieć kiedy i ile akcji Petrolinvest kupiły OFE za „moje” pieniądze oraz kiedy i jak zamykały pozycje na tych papierach? I zanim Pan się przejmie medialnym ostrzałem artyleryjskim zwolenników OFE, niech Pan sprawdzi jakie wynagrodzenia w ciągu minionych lat osoby piszące o OFE otrzymały z:
1) OFE, PTE lub ich akcjonariuszy,
2) Izby Gospodarczej Towarzystw Ubezpieczeniowych,
3) kancelarii adwokackich i firm PR obsługujących podmioty, o których mowa powyżej w punktach 1 i 2;
4) uczelni i instytutów badawczych realizujących granty finansowane przez podmioty, o których mowa powyżej w punktach 1, 2 i 3,
5) Banku Światowego, który wspierał utworzenie OFE i sfinansował koncepcję ich powstania. I jeszcze mógłby Pan Premier się spytać, ile na reklamę w mediach, prześcigających się dziś w obronie OFE, w ciągu minionych 11 lat wydały podmioty, o których mowa powyżej w punktach 1, 2, 3, 4 i 5. Prawdę o naszych przyszłych emeryturach jest taka, że będą one zależały:
(1) od tego, jaki będzie dochód narodowy wówczas, gdy będziemy emerytami;
(2) od tego jakie będą proporcje między pokoleniem czynnym zawodowo i emerytami;
(3) od tego jak ów dochód zostanie podzielony między pokolenie czynne zawodowo, które go wypracowuje i emerytów.
Wysokość dochodu narodowego zależała będzie od czynnika demograficznego (jak dużo ludzi będzie pracowało), technologicznego (jaka będzie wydajność ich pracy), ekonomicznego (jak ich praca będzie opodatkowana – a to w pewnym stopniu zależy od Pana) i prawno-instytucjonalnego (jakie będą bariery biurokratyczne utrudniające im wykonywanie pracy – i to też zależy od Pana). Więc proszę zamiast martwić się publikacjami obrońców OFE, zrobić w końcu to, na co wszyscy liczyli miej więcej do końca pierwszej godziny Pana expose: obniżyć opodatkowanie pracy i odbiurokratyzować gospodarkę. I wtedy nasze emerytury będą mogły być wyższe, bo wyższy będzie dochód narodowy. Inaczej się nie da. A już za kilka lat aktywa OFE pochodzące z pieniędzy odebranych pod przymusem podatnikom i przekazanych do OFE będą takie, jak budżet państwa. I to pewnie już podczas Pana kolejnej kadencji. Więc po co będzie robić kolejne wybory? A – jak wynika z wywiadu w Przekroju – ma Pan ochotę na jeszcze dwie kadencje?! Niech Pan odpowie jak Generał Franco: „Hemos pasado” („przeszliśmy”)! Gwiazdowski
Łukasz Warzecha: Problem z Rymkiewiczem Poeta z Milanówka proponuje „wolnym Polakom” wyniosłą alienację. Pochwala koncepcję stworzenia niejako osobnego państwa wewnątrz dzisiejszej Polski – zauważa publicysta. Jarosław Marek Rymkiewicz to poeta czy publicysta? Jeśli przyjąć, że wyłącznie poeta – jak twierdzą niektórzy – należałoby założyć, że ma prawo do swoich poetyckich wizji i że te wizje należy widzieć i rozumieć w innym porządku niż bieżące spory polityczne.
Ubóstwiony Kaczyński Tak się jednak składa, że Rymkiewicz z tego czysto poetyckiego, mistycznego porządku gładko przechodzi w swoich ostatnich książkach oraz publicznych wypowiedziach do porządku całkiem bieżącego związanego z jak najbardziej bieżącą polityką. To zaś uprawnia do oceniania go nie tylko jako wybitnego poety i niezwykle sprawnego, oryginalnego pisarza, ale także jako osoby politycznie zaangażowanej i proponującej pewien polityczny program. Dodatkowo ciekawe jest, że Rymkiewicz ów bieżący porządek polityczny stara się przeciągnąć częściowo na stronę ponadhistorycznego ezoteryzmu. "To [że Jarosław Kaczyński nie wygrywa kolejnych wyborów] jest mi nawet kompletnie obojętne. Prawo i Sprawiedliwość oraz Jarosław Kaczyński istnieją po to, żeby przechowywać te wszystkie wartości, które posłużą do zrekonstruowania Królestwa wolnych Polaków" – to zdanie Jarosława Marka Rymkiewicza z wywiadu, jaki przeprowadziła z nim dla "Newsweeka" Joanna Lichocka, najlepiej syntetyzuje stosunek poety z Milanówka do dzisiejszej polskiej polityki. Gdyby próbować prześledzić polityczną myśl Rymkiewicza, można by zrekonstruować ją w następujący sposób (być może jest to rekonstrukcja niepozbawiona wad): od bieżącej polityki i jej praktycznych aspektów ważniejsze – w planie jak najbardziej teraźniejszym – są jej aspekty mistyczne. Czekamy na Królestwo wolnych Polaków, nie jest więc ważne, czy dziś PiS – jedyna partia, która może je nam przybliżyć – wygrywa czy przegrywa, ponieważ jest ona, a także personalnie jej prezes, depozytariuszem ponadhistorycznych wartości. Przy czym sam Jarosław Kaczyński ulega swoistemu ubóstwieniu, będąc postawionym już dziś obok największych postaci polskiej historii. Chwilowo musimy znosić obecność w naszym kraju ludzi o postkolonialnej mentalności – "kolaborantów, tajnych współpracowników, agentów obcych mocarstw, byłych esbeków, byłych komunistów i lokajów Rosji". Nim będzie można się ich jakoś pozbyć, na razie należy ich ignorować. Kiedyś – nie wiadomo kiedy – przyjdzie czas, gdy zatriumfuje polska wolność: "Będziemy mieli wspaniałe państwo wolnych Polaków, w którym Jarosław Kaczyński będzie miał pomniki".
Opozycja antysystemowa Wizja Rymkiewicza jest w jakimś stopniu trafna w sferze diagnozy, zwłaszcza tej traktującej o postkolonialnej naturze i sposobie myślenia znacznej grupy Polaków. Natomiast w sferze normatywnej jest trudna do zaakceptowania dla każdego, kto politykę traktuje nie jako dziedzinę mistyczną, ale po arystotelesowsku – jako sztukę dobrego praktycznego rządzenia, także tu i teraz – oraz kto myśli o polityce w kategoriach realnych. Rymkiewicz akceptuje, a nawet żywo pochwala koncepcję stworzenia niejako osobnego państwa "wolnych Polaków" wewnątrz dzisiejszej Polski. Tym samym zachęca do wyłączania się z mechanizmów, które państwo z całą jego skomplikowaną maszynerią napędzają. Zachęca do tworzenia opozycji antysystemowej. Do wyalienowania się. Takie stawianie sprawy miałoby być może sens w sytuacji absolutnie ekstremalnej: gdy nie istnieje państwo i gdy naród jest zagrożony rozpuszczeniem się w obcej narodowej substancji. Wiele wskazuje, że Rymkiewicz widzi obecną sytuację w taki właśnie, mocno przejaskrawiony sposób, skoro w jednym z wywiadów stwierdza, że w "Boże, coś Polskę…" śpiewałby "ojczyznę wolną racz nam zwrócić, Panie". Choć nawet w takiej sytuacji możliwa jest inna postawa. Można zadać sobie pytanie, jak Rymkiewicz oceniałby zaangażowanie Polaków w życie publiczne Cesarstwa AustroWęgierskiego podczas zaborów. Czy rozumiałby i akceptował zajmowanie wówczas stanowisk państwowych? Rymkiewicz proponuje "wolnym Polakom" wyniosłą alienację. Pięknie, tyle że Polska istnieje nie tylko w ponadhistorycznej wizji Mickiewicza i Rymkiewicza, ale także tu i teraz, w konkretnym splocie konkretnych okoliczności politycznych i międzynarodowych. Wyniosła alienacja może jedynie zaszkodzić, bo aby kształtować i naprawiać polskie państwo, trzeba mieć na nie instytucjonalny wpływ. Rymkiewicz w swoich wizjonerskich uniesieniach zdaje się zapominać o jednym: Polska nie ma czasu. Być może poetę z Milanówka interesują głównie obrazy obejmujące tysiąclecia. Mnie interesuje, w jakim kraju będzie żyła moja córka. A żeby był to kraj przyzwoity, trzeba niestety zejść z cokołu, walczyć o władzę, zrozumieć media, wprowadzać mądrze mądre zmiany, babrząc się w całej tej materii konkretów, kompromisów i realnych problemów, którą tak zdaje się gardzić Rymkiewicz. Czasem dokonanie reform, które mogą uratować państwo, to kwestia paru lat. Do dziś trwają spory historyków, czy Polska mogłaby ocalić swoje istnienie, gdyby z różnych przyczyn II rozbiór odwlókł się o kilka zaledwie lat.
Im więcej trupów, tym lepiej Rymkiewicz, głoszący romantyczne schematy i stawiający na piedestale Mickiewicza (najchętniej z okresu mistycznego), proponuje pogardę dla polityki prakseologicznej, racjonalnej, szukającej konkretnych rozwiązań. W istocie spojrzenie Rymkiewicza stawia wyzwanie całemu nurtowi pracy organicznej, nowoczesnego myślenia i krytycznego podejścia do własnej historii. Nurtowi, który w historii polskiej myśli politycznej reprezentuje szkoła krakowska czy, w dużej mierze, narodowa demokracja. Poglądy Rymkiewicza przywodzą na myśl, na zasadzie przeciwieństwa, postać mocno symboliczną i budzącą wrzące emocje: margrabiego Aleksandra Wielopolskiego. Wielopolski – dla jednych cyniczny sprzedawczyk i zdrajca, dla innych obrońca substancji narodowej przed bezmyślnymi podpalaczami – uosabia jednak coś, co dla Rymkiewicza wydaje się nienawistne: realizm aż do bólu, żądanie zdrowego rozsądku od rozemocjonowanych rodaków, umiar i trzeźwość osądu, konieczność zawieszenia własnych maksymalistycznych aspiracji po to, aby móc zrealizować postulat "małej suwerenności". Lecz, jak śpiewał Przemysław Gintrowski, "Pan narodu, margrabio, nie zmienisz, tu rozsądku rzadko się używa, a jedno, co naprawdę umiemy, to najpiękniej na świecie przegrywać". Te przegrane Rymkiewiczowi nie przeszkadzają. On ma wzrok utkwiony w dalekim, wciąż odsuwającym się horyzoncie. Być może nigdy do niego nie dojdziemy, ale im więcej po drodze padnie trupów, tym lepiej. Rymkiewicz o Wielopolskim nie wspomina, ale można chyba spokojnie założyć, że uznałby go za "rosyjskiego lokaja", człowieka postkolonialnego, "żywego trupa", z którym nie da się usiąść do wigilijnego stołu. Jednak Rymkiewicz i Wielopolski mają ze sobą pewną wspólną cechę: niezdolność do pociągnięcia za swoimi ideami większości Polaków. Wielopolski uznawał znaczną część swoich rodaków za zapalczywych idiotów i dawał temu wyraz. Powszechnie znane jest jego gorzkie i pogardliwe stwierdzenie, iż "dla Polaków można zrobić coś dobrego, z Polakami – nigdy". Takie podejście nie mogło mu zjednać sympatii, która była potrzebna, aby realizować realistyczny kurs w ramach Królestwa Polskiego.
Kto szkodzi PiS... Rymkiewicz krytycznych wypowiedzi pod adresem własnego narodu nie dopuszcza. Utożsamia je z niepojętych powodów z pogardą. Dlatego zresztą w jednej z rozmów z Joanną Lichocką gromi Gombrowicza, a w "Samuelu Zborowskim" potępia niecierpianego przez siebie kanclerza Zamoyskiego za słowa: "Polacy są piwo, które kisa z przodku, a potem za wodę stoi". Jednak i on nie potrafi zjednać sobie posłuchu i sympatii większości, co jest potrzebne, aby realizować realną politykę. Rymkiewicz to wie, więc z wyżyn swojej poetyckiej niekonkretności zaleca po prostu uznać, że ci, którzy jego poglądów nie podzielają, nie istnieją. Są "żywymi trupami". Rymkiewicz zresztą nigdzie dokładnie nie definiuje, jak szeroki zakres ma ta grupa. Czy na przykład należą do niej także gremialnie wszyscy wyborcy PO? A może nawet wszyscy ci, którzy nie wspierają czynnie PiS? Chyba tak, skoro Rymkiewicz stwierdza: "Kto szkodzi Prawu i Sprawiedliwości, ten szkodzi niepodległości Polski". A zatem do grupy, od której Rymkiewicz chciałby odizolować "wolnych Polaków", należałaby pewnie dobrze ponad połowa ludności Polski. Pozostaje także pytanie: kto definiuje, kto szkodzi Prawu i Sprawiedliwości? Sam Rymkiewicz? Jarosław Kaczyński? Problem z Rymkiewiczem polega na tym, że jego słowa wypychają z polskiego życia publicznego i tak ledwo w nim dziś obecny pierwiastek racjonalności, spokojnego osądu, kalkulacji. Rymkiewiczowi wszystkie te cechy się wybitnie nie podobają, czemu dał bodaj najdobitniej wyraz w swojej apologii powstania warszawskiego – książce "Kinderszenen". Rymkiewicz wprost do ocen krytycznych nie nawiązuje, ale znów można chyba spokojnie z jego wywodów wywnioskować, że wszelkie rozważania o militarnym i społecznym sensie powstania, wszelkie próby kalkulowania jego kosztów i zysków uznałby za niegodne "wolnych Polaków". "Wolny Polak" Rymkiewicza to ten, który bezmyślnie rzuca się na koniu przeciwko czołgom (jak chciał propagandowy film niemiecki) i pięknie ginie. "Wolnym Polakiem" musiał zatem być np. kpt. Władysław Raginis, ale czy był nim też kpt. Franciszek Dąbrowski, który de facto, dowodząc obroną Westerplatte, namówił mjr. Sucharskiego do zakończenia bezsensownej walki?
Za horyzontem dziejów Rymkiewicz z jednej strony zastanawia się – np. w "Samuelu Zborowskim" – nad fundamentalnymi pytaniami dotyczącymi natury ludzkiego bytu w odniesieniu do języka, ale z drugiej formułuje bardzo stanowcze diagnozy polityczne, niemające wiele wspólnego z rzeczywistością (w "Rzeczpospolitej" wytykał mu to w znakomitym tekście Piotr Skwieciński). W wywiadzie dla "Newsweeka" poeta stwierdził: "ja Kaczyńskiego traktuję nawet trochę instrumentalnie. Może nawet chciałbym trochę nim manipulować". I tu okazuje wielką naiwność, bo jeżeli ktoś kogoś traktuje instrumentalnie, to raczej Kaczyński poetę z Milanówka. Obserwacja oddziaływania pomiędzy otaczającymi prezesa PiS intelektualistami a nim samym pozwala dojść do wniosku, że jest to oddziaływanie jednostronne. Natomiast z całą pewnością słowa Rymkiewicza mają znaczenie dla elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Ten zaś – w słusznym poczuciu pognębienia i wykluczenia (które zresztą częściowo funduje swoim zwolennikom sam prezes PiS) – coraz bardziej się radykalizuje. To samo dzieje się z elektoratem antypisowskim. Emocje i nastroje buzują w maksymalnie niezdrowym stopniu. Jedna strona zaczyna szczerze wierzyć, że znajduje się pod jakąś okupacją; druga uważa, że wrogów (bo tu już tylko o wrogach, nie o oponentach można mówić) trzeba zepchnąć do jakiegoś getta.
"Wolni Polacy" kontra "ruskie pachołki" – tak chciałby to widzieć Rymkiewicz. To zaś wymarzone warunki, aby realizować w Polsce obcy interes, ponieważ polityka rozgrywa się już niemal wyłącznie w sferze symbolicznej, nie realnej. Rymkiewicz, niestety, swoimi wypowiedziami ten stan rzeczy pogłębia, przekonując zwolenników, że "wolnym Polakiem" można być jedynie, należąc do tej słusznej Polski – "ogromnej, potężnej, odwiecznej", która, niestety, majaczy gdzieś za transcendentnym horyzontem dziejów, a tu i teraz reprezentuje ją wyłącznie PiS. Po co więc przejmować się długiem publicznym, systemem podatkowym, dobrym wymiarem sprawiedliwości? Że to inny porządek, nie ten, o którym rozprawia Rymkiewicz? Zapewne tak. Niech jednak milanowski poeta ograniczy się w takim razie do własnej, poetyckiej sfery, a politykę zostawi tym, którzy umieją to, co jemu wydaje się takie niskie: kalkulować, liczyć oraz ważyć zyski i straty. Łukasz Warzecha
Magdalena Merta: po 10 kwietnia odrzutowcem wróciliśmy do PRL. "Dobro Rosjan jest podstawowym celem prokuratury polskiej"Gościem Salonu Politycznego Trójki była we wtorek Magdalena Merta, żona śp. Tomasza Merty, wiceministra kultury w rządzie Donalda Tuska, który tragicznie zginął w Smoleńsku. Krytycznie oceniła dziewięć miesięcy pracy prokuratury nad dochodzeniem prawdy o tragedii 10/04. Ktoś powiedział, że 10 kwietnia wróciliśmy ekspresem do PRL. Ja mam wrażenie, że wróciliśmy tam odrzutowcem. Odnoszę wrażenie, że podobnie jak w PRL dobro Rosjan jest podstawowym celem prokuratury polskiej. Mam bardzo głębokie poczucie, że polskie instytucje nie działają jak instytucje suwerennego państwa. Takie same poczucie towarzyszyło mi wtedy, przed 1989 rokiem - oceniła Merta zaznaczając, że mówi o organach prowadzących dochodzenie i stronie rządowej, z wyłączeniem ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego, zwierzchnika jej śp. męża. Jak mówiła, ona i wiele innych rodzin ofiar są "przerażeni" tym co się dzieje w śledztwie smoleńskim. Czym dokładnie? Sposobem w jaki zamiast prowadzić śledztwo mataczy się i sprowadza je na manowce, To nasz wielki ból i dramat. Mamy poczucie, że nikomu poza nami, nie zależy na prawdzie. Przyjęto kłamliwe założenie, że zawinili piloci. Próbuje podporządkować się ustalenia tej z góry przyjętej tezie. Musimy bronić dobrego imienia tych, którzy siedzieli za sterami. Kiedy jest się w Smoleńsku na miejscu, widzi się, że sposób w jaki lądował ten samolot dowodzą, że powtarzane przez wieżę kontroli lotów komunikaty iż samolot jest na kursie i ścieżce, ani przez chwilę nie odpowiadały prawdzie. Komunikat, że są 6000 tysięcy metrów od progu pasa został nadany przez wieżę, kiedy ta odległość wynosiła w rzeczywistości 6300 metrów, a potem ten błąd narastał. Jak podkreśliła, decyzja o lądowaniu wynikała z tego, że pilotów okłamywano. Jej zdaniem nie ma więc racji Bronisław Komorowski, który uznał, że przyczyna tragedii jest "arcyboleśnie prosta" - była nią decyzja o lądowaniu. Okłamywała ich wieża i zawiodła radiolatarnia. Oni oczywiście popełnili błąd próbując lądować w lesie, ale przecież zakładali, że siadają na pasie startowym, a nie w lesie. Pogoda sprawiła, że nie mieli widoczności. Ale ich decyzja była zbudowana na przesłankach, które pochodziły z ziemi, od kontrolerów lotu i z urządzeń naziemnych. Mieli też nie zamknięte lotnisko. Gdyby było tak jak mówi prezydent Komorowski, to lotnisko miało obowiązek zamknąć swoje podwoje. Tak się nie stało.Zdaniem Magdaleny Merty teza o presji ze strony pilotów jest absurdalna. Zwłaszcza w kontekście losu pilota, który odmówił lotu do Tbilisi w roku 2008 - pilotowi nie spadł wtedy włos z głowy. Gdzie więc należy szukać prawdy o tej tragedii? Istotne pytanie dotyczy tego dlaczego wieża przekazywała pilotom nieprawdziwe dane, dlaczego zawiodła radiolatarnia i wprowadzała pilotów w błąd. Jeszcze ważniejsze jest to dlaczego po katastrofie nie dopełniono procedur pozwalających Polakom sprawdzić te urządzenia. Dlaczego oblot po katastrofie musiał się odbyć bez polskiego przedstawiciela, dlaczego Rosjanie nie chcieli by Polacy to sprawdzili. Zdaniem wdowy po wiceministrze kultury w projekcie raportu MAK będzie lansowana teza o winie pilotów i wskazane będą zaniedbania strony polskiej, co może w złym świetle postawić obecne władze. Stąd jej zdaniem , wyrażany coraz głośniej, niepokój premiera Donalda Tuska. Rozmówczyni Michała Karnowskiego oceniła też, że krzyż smoleński prędzej czy później wróci przed Pałac Prezydencki. Bo - podkreśla - polskie krzyże zawsze prędzej czy później wracały tam, skąd je usuwano, na przykład ze szkół czy szpitali.
rop, źródło: Polskie Radio
Pospieszalski: "Pytanie o niepodległość jest jak najbardziej zasadne. (...) stan śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej pokazuje, że zagrożenie jest realne" Przedstawiamy fragment wywiadu z Janem Pospieszalskim w "Tygodniku Solidarność" . Jak to mówił Jarosław Gowin? Niedawno jeden z tych, których „Gazeta Wyborcza" stygmatyzuje jako „publicystów prawicowych", powiedział mi, że Janek po Smoleńsku „odjechał". Pewnie więc tak jest. Poniżej treść rozmowy z "odjechanym Jankiem": (...) Prof. Czapiński pokazał, że gdyby w sondażach nie pytano: którą partię popierasz, ale: czy oceniasz pozytywnie czy negatywnie dane ugrupowanie, albo politykę tych czy innych osób, to wyniki wyglądałyby zupełnie inaczej. Byłoby pół na pół. Być może właśnie to, że pan Czapiński pokazał te wyniki, tłumaczy, dlaczego zniknął i nie jest już zapraszany do programów, choć kiedyś kandydował z list SLD do senatu. Ten sam prof. Czapiński ujawnił, że ponad 60 proc. Polaków – podaję z pamięci – nie ufa w tzw. rosyjską wersję katastrofy smoleńskiej, a są to badania robione na długo przed odrzuceniem przez premiera Tuska raportu MAK. Z partyzantki, o której mówiliśmy, narodzi się ruch odnowy? Musi się narodzić. Wybory z lipca tego roku pokazały, że Polska jest podzielona prawie pół na pół, Ciągle zachodzę w głowę jak to możliwe, że od godziny pierwszej w nocy do rana przewaga Komorowskiego tak drastycznie zwiększyła się wobec rywala, który po północy, po przeliczeniu 50 proc. głosów był liderem. Zadałem sobie ten trud i prześledziłem, jak wyglądały inne wyniki wyborów w naszym kraju. Nigdy po przeliczeniu 50 proc. ten wynik tak drastycznie się nie różnił. Z wyborami było coś nie tak? Myślę, że takie pytanie jest zasadne. Z pierwszej ręki wiem, że fałszerstwa wyborcze miały miejsce nie w jakiejś zapadłej dziurze na końcu Polski, ale w lokalu wyborczym w Brukseli, gdzie 92 głosy zostały dosypane. Gazety o tym pisały. Tak, ale proszę sobie wyobrazić, że mija kolejny miesiąc i w tej sprawie się nic nie dzieje. Nie ma żadnych wyników śledztwa. Mamy przykłady konkretnych fałszerstw, jak choćby kupowanie głosów wyborach samorządowych, mamy 19 proc. głosów nieważnie oddanych w okręgu płockim. W roku wyborczym ta kwestia powinna zaprzątać głowę tym, którym leży na sercu dobro polskiej demokracji. Czy zagrożona jest polska niepodległość? Ktoś mądry powiedział, że niepodległość nie może być częściowa. Albo jest, albo jej nie ma. W tym zero-jedynkowym układzie chociażby stan śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej pokazuje, że zagrożenie jest realne. Żyjemy w kraju, który oddał najważniejsze śledztwo w swojej historii w ręce ludzi, którzy mataczą w kwestii Chodorkowskiego, zabójstwa Litwinienki i Anny Politkowskiej. Ten sam prokurator generalny Jurij Czajka nadzoruje śledztwo w sprawie Smoleńska. Oczywiście nasza prokuratura też prowadzi śledztwo, ale dostaje tylko te akta, które Rosjanie łaskawie nam przekażą. Za każdym razem występujemy w roli petenta. Jeżeli jedno państwo występuje wobec drugiego w takiej roli w sprawie śmierci własnego prezydenta, to pytanie o niepodległość jest jak najbardziej zasadne. Będzie sequel Solidarnych „2010"? Tak, Ewa [Stankiewicz – JJ] siedzi w studiu i montuje „Solidarnych 2010, część 2".
ab, źródło: "Tygodnik Solidarność"
Czyj dom przejął gen. Jaruzelski Dom gen. Wojciecha Jaruzelskiego jest warszawiakom świetnie znany. Co roku 13 grudnia w tym miejscu zbierają się osoby przypominające autorowi stanu wojennego jego najbardziej znaną decyzję. Jednak chyba niewielu z nich wie o tym, że prawo własności ostatniego prezydenta PRL do tego miejsca jest dyskusyjne. Historia zaczęła się w 1938 roku, kiedy to dom kupiła Lidia Przedpełska, matka Haliny Martin, niezwykłej, odważnej kobiety, której przygody wojenne dawno powinny posłużyć jako scenariusz filmu wojennego.
Konspiracja i ucieczka Halina Martin (ur. 20.08.1911 r.) z domu Duma de Vajda Hunyadi była żoną Wiktora Martina, przed wojną dyrektora handlowego koncernu Karwina-Trzyniec. Od początku okupacji przystąpiła do działalności konspiracyjnej. Bez wsparcia męża (który po kampanii wrześniowej znalazł się na Węgrzech, a następnie w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie) walczyła o przetrwanie, działając jednocześnie odważnie i energicznie w ruchu oporu. W okresie Powstania Warszawskiego pracowała w Biurze Informacji i Propagandy AK jako redaktorka pierwszego dziennika powstańczego na terenie Śródmieścia Północ „Warszawa Walczy”. Po wojnie była członkiem podziemia antykomunistycznego. Z tego powodu, uciekając przed aresztowaniem przez UB, przedostała się wraz z dziećmi, przez zieloną granicę, do Anglii jesienią 1946 roku. Na emigracji od 1949 do 1995 roku jako Dorota Zaleska prowadziła Fundusz Inwalidów AK i Pomocy na Kraj im. gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego w Londynie. W czerwcu 1947 roku zadebiutowała w londyńskich „Wiadomościach”. W grudniu tego roku wyjechała do kraju jako kurier Biura Planowania byłego II Korpusu PSZ na Zachodzie. W ciągu dwóch tygodni odbyła szereg rozmów z byłymi żołnierzami AK, z harcerzami, i wróciła do Londynu. Była m.in. członkiem Rady Narodowej Komisji Głównej Skarbu Narodowego, Zarządu Koła b. Żołnierzy AK.
Cudze generała tuczy Po jej ucieczce siedziba rodzinna przepadła na rzecz PRL. W 1971 roku Rada Narodowa m.st. Warszawy przejęła na własność dom przy ul. Ikara 5. Na mocy decyzji Prezydium Rady Narodowej nr GKM-IV/6210/158/71/JB 19.04.1971 roku odmówiono prawa użytkowania wieczystego do gruntu nieruchomości przy ul. Ikara 5 w Warszawie ozn. nr. hip.9420 oraz stwierdzono przejście na własność skarbu państwa wszystkich budynków znajdujących się na tym gruncie. Trzy lata później miejsce to przeszło na własność MON. 21 kwietnia 1979 roku aktem notarialnym, z obniżką o 70 proc., budynek kupił gen. Wojciech Jaruzelski. Po odzyskaniu przez Polskę suwerenności Halina Martin rozpoczęła wieloletnią walkę o odzyskanie rodzinnego domu. Wśród dokumentów archiwalnych, które rodzina, po jej śmierci, przekazała do Polski, do Archiwum Akt Nowych w Warszawie, znajduje się jej korespondencja dotycząca tej sprawy. Początkowo urzędnicy warszawscy obawiali się zająć tą kwestią, o czym wspomina p. Martin w liście wysłanym do Urzędu Gminy Warszawa Centrum Dzielnicy Mokotów z dnia 15.10.1994 roku: „akta przedmiotowej nieruchomości objęte zostały klauzulą tajności”. Wcześnie okazało się, że w archiwum Wydziału Geodezji i Gospodarki Gruntami Urzędu Gminy Warszawa Centrum nie ma dokumentów dotyczących tej nieruchomości. Pobrano też akta dotyczące działki z Wydziału Architektury. Mimo pokwitowania, nie zostały one zwrócone. Kolejnym przeciwnikiem była „szeptana propaganda” – domniemywano, iż mieszkała w swojej posesji kilka lat i wyprowadziła się na długo przed wojną, tj. w 1934 roku. Ponadto ogłaszano, że dom był zadłużony w Banku Gospodarstwa Krajowego do tego stopnia, że bank był zdecydowany zlicytować dłużnika. Najbardziej zainteresowana poprosiła o sprawdzenie, czy w zachowanych bankowych dokumentach archiwalnych znajdują się informacje na ten temat. Okazało się, że nic takiego nie miało miejsca.
Jak to z domem było W zaistniałej sytuacji Ryszard Przedpełski, kuzyn Haliny Martin, przeprowadził szczegółową kwerendę. Podstawowym zagadnieniem, nad którym pracował, było wykazanie aktualnego stanu prawnego nieruchomości, tj. kwestię prawnego dziedziczenia. Nie było bowiem do końca wiadomo, kto ma prawo do spadku. Dzięki wytężonej pracy udowodnił, że wpisu do ksiąg wieczystych nr 9420 na imię Lidia Przedpełska dokonano 3.09.1938 roku. (Ciekawe, że w 1988 roku uznano, że księga jest nie do odszukania.) Następnie wykazał, że w 1945 r. Sąd Grodzki w Warszawie przywrócił posiadanie domu Halinie Martin. Sprawa została wtedy wszczęta, ponieważ dom zajęli dzicy lokatorzy. Jednakże warunkiem przywrócenia własności było spłacenie lokatorów, co przekraczało możliwości finansowe zainteresowanej. Oryginalny dokument potwierdzający decyzję sądu zaginął. W czerwcu 1995 roku Naczelnik Wydziału w Departamencie Orzecznictwa Ministerstwa Gospodarki i Budownictwa mgr inż. Apoloniusz Szejba poprosił Urząd Gminy Warszawa Centrum Wydziału Gospodarki Przestrzennej o podjęcie działań zmierzających do odtworzenia akt własności tej nieruchomości. W 1998 r. uzyskano informację, że grunt położony przy tej działce stanowi własność komunalną. W związku z tym Urząd Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast zwrócił się z prośbą o przekazanie rozpatrzenia wniosku Haliny Martin z 1994 roku do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Warszawie. Kolejne wymiany korespondencji do niczego konkretnego nie doprowadziły. W końcu 18.08.1999 roku SKO orzekło stwierdzenie nieważności decyzji administracyjnej Prezydium Rady Narodowej m.st. Warszawy nr. GKM-IV/6210/158/71/JB z dnia 19.04.1971 roku jako wydanej z rażącym naruszeniem prawa. Pełnomocnik pp. Haliny i Wojciecha Jaruzelskich złożył odwołanie od tej decyzji. Rozpatrywanie sprawy ponownie się wydłużyło, a po zbadaniu akt 29.09.2000 r. SKO podtrzymało powziętą decyzję. Jednocześnie wezwano spadkobierców Lidii Przedpełskiej do podjęcia w terminie 8 miesięcy (do 31.05.2001 r.) postępowania sądowego zmierzającego do ustalenia wszystkich następców prawnych dawnej właścicielki omawianej nieruchomości. Wyznaczony przez sąd czas do rozpoczęcia postępowania spadkowego upłynął jednak bezskutecznie w 2001 roku.
List do prezydenta Dopiero po latach Halina Martin zdecydowała się poruszyć tę kwestię w liście do osoby publicznej. Adresatem korespondencji z 2005 r. był prezydent Warszawy Lech Kaczyński. Podziękowała mu za wybudowanie Muzeum Powstania Warszawskiego oraz poinformowała, że nigdy nie występowała publicznie w swojej sprawie. Nie chciała, aby podejrzewano ją o prywatę. Szła więc drogą wyznaczoną przez prawo. Przyznała również, iż po pozytywnej decyzji SKO otrzymała „anonimowy prezent” w postaci polskiego paszportu. Kilka dni później została zawiadomiona, że gen. Jaruzelski wyraził chęć spotkania. Co ciekawe chęć ta przypadła na 26 rocznicę kupna domu przez gen. Jaruzelskiego i na 11-lecie rozpoczęcia walki odzyskania swojej własności. Jak się nietrudno domyśleć, do spotkania nie doszło. Ostatecznie zdecydowała się nigdy nie wracać do kraju. 26 czerwca 2007 roku Halina Martin została odznaczona nagrodą Kustosza Pamięci Narodowej. Kilka miesięcy później zmarła w Londynie. Nie dane jej było powrócić do rodzinnego domu. Należy wyrazić żal, że organa państwa przez lata nie były w stanie zachować się odpowiednio wobec osoby tak zasłużonej dla kraju, która nigdy nie wykorzystywała swojej pozycji dla własnych celów.
Jan Annusewicz