Po pierwsze nie zawstydzaj

Pierwsze: nie zawstydzaj

Jarosław Mikołajewski

03.01.2015 01:00

A A A Drukuj

fot. 123rf

Bardziej niż dziecko, któremu niczego nie wolno, krzywdzimy dziecko, któremu wolno wszystko

Dr Ewa Woydyłło - psycholożka, terapeutka uzależnień, publicystka

JAROSŁAW MIKOŁAJEWSKI: Spotkała kiedyś pani idealnego rodzica?

EWA WOYDYŁŁO: Nie lubię słowa "idealny", bo oddala od konkretnego działania, jakim jest wychowywanie dziecka. I sugeruje jakiś nieosiągalny szczebel, który może tylko wpędzić we frustrację.

Spytam więc o najlepszego rodzica, jakiego pani zna.

- Od razu przychodzą mi na myśl rodzice dzieci upośledzonych, np. chorych na zespół Downa. A raczej nie rodzice, lecz matki, bo nie wiem, czy pan wie, ale w 93 na 100 rodzin, w których pierwsze dziecko rodzi się z upośledzeniem, mężczyźni po prostu odchodzą. Tylko siedmiu czuje się opiekunami. Reszta - co najwyżej tymi, którzy zarabiają na chleb. Ale to tylko przykry nawias. Wracając do tematu: rodzice dzieci upośledzonych niczego nie oczekują, wszystko uznają za sukces. Moja przyjaciółka ma córkę z dużym stopniem upośledzenia. Mieszka w Szwecji - wyjechała, bo tam łatwiej być rodzicem chorego dziecka. Kiedy nasze córki były małe, często pisałyśmy do siebie. Po jakimś czasie zorientowałam się, że piszemy zupełnie inaczej. Ona: że córka polubiła muzykę klasyczną i ma własny zbiorek płyt: Sibeliusa, Beethovena. Ja: że córka nie uczy się tyle, ile powinna. Ona: że córka sama pojechała autobusem. Ja: że ma nie takiego chłopaka. W końcu stuknęłam się w głowę: o co ty się pieklisz? O to, że chce latem zakładać rajstopy?! Opamiętałam się w porę, i moje dzieci bardzo na tym skorzystały.

Czego jeszcze nauczyła się pani od przyjaciółki i jej dziecka?

- Od nich i innych - że dziecko widzi i czuje bez słów. Psychologowie policzyli, że w 93 proc. porozumiewamy się poza słowami. Nie muszę więc mówić dziecku, że się dla niego poświęcam, bo to straszny przekaz. "Poświęcam się" oznacza tyle co: "Jestem nieszczęśliwa z twojego powodu, bo robię coś wbrew temu, co bym chciała". Dziecko obciążone taką informacją nigdy nie wypłaci się z tego, co dostało. Wciąż będzie się czuło dłużnikiem. Z tego szybko zrodzi się w nim poczucie winy, a z poczucia winy - niechęć. Jeśli po prostu będziemy robić, co trzeba, dziecko odbierze naszą miłość.

Bardzo niedobrą rzeczą jest nadopiekuńczość. Płynie z niej sygnał: "Sam sobie nie poradzisz, jesteś niezdolny".

Gdybym jednak miała wskazać to, co w wychowaniu jest błędem największym, powtórzyłabym za Korczakiem: zawstydzanie. Ośmieszanie. Upokarzanie. Odzieranie z godności.

Dlaczego?

- Bo to sprawia okropne cierpienie. Jest formą sadyzmu, cóż z tego, że często nieświadomego.

Na przykład?

- Do wyboru, do koloru. Od wytykania odstających uszu do wyśmiewania biedy. Może to być z pozoru niewinne pytanie: "Czy ci nie wstyd zsiusiać się w majtki?", z dodatkiem: "Przecież jesteś już dużą dziewczynką". Albo polecenie w rodzaju: "No, powiedz teraz wszystkim, jakie masz piękne świadectwo!".

Joanna Ronikier porównywała zawstydzone dziecko do skarconego psa.

- Bardzo trafnie.

Czy upokorzenie może dziecko "zepsuć"?

- Unieszczęśliwić na całe życie - to jedno. Ale może też sprawić, że ono kiedyś odwdzięczy się światu. Nawet samym rodzicom.

Jak?

- Niedawny przypadek Zuzanny i Kamila, młodych ludzi, którzy zamordowali rodziców, pokazuje, że nie ma tu granic.

Zbrodnia w Rakowiskach: Zuzannę i Kamila zbadają psychiatrzy

Upokorzenie może być źródłem zbrodni?

- Zbrodnie istnieją od zawsze i nic nie musi - a wszystko może - uruchomić mechanizmu zbrodni. Wiemy tylko, że raczej nie popełni jej ktoś, kto jest wolny od piętna Kaina.

Czyli?

- Choroby duszy czy - mówiąc językiem psychologii - osobowości psychopatycznej, na którą składa się kilkadziesiąt czynników, złych cech charakteru. Żeby zabić, nie trzeba mieć wszystkich, wystarczy znaczna część. Na to nakładają się potem różne czynniki społeczne.

Zbrodnia to jakiś fatalizm? Urodziłeś się z piętnem, więc zabijasz?

- Nie. Każdy kieruje własnym życiem i odpowiada za swoje czyny. Chcę tylko powiedzieć, że ktoś, kto zabija, nie jest raczej typem poczciwca. Jego czyn prawdopodobnie poprzedzały sygnały, że jest skłonny do przemocy, a co najmniej do samowoli. I to, jak będziemy reagować na te symptomy, może zadecydować o tym, czy dokona zbrodni, czy nie.

Zuzannie umarł ojciec, miała prawo być rozżalona.

- Ludzi, którym wcześnie umarli ojcowie, są miliony i prawie żaden z nich nie rzuca się z nożem na rodziców partnera. Ja też wychowałam się bez ojca, a nie zabiłam nikogo.

Może utratę ojca zrekompensowała pani miłość mamy?

- Mama na pewno mnie kochała, ale gdyby tak nie było, czy to by znaczyło, że wprowadza mnie na drogę zbrodni? Pewnie, że dzieci powinny się czuć chciane, wystarczająco przytulane, zadbane i miłość rodzicielska na pewno pomogłaby zapobiec wielu patologiom, ale nie można też przerysować biologicznej roli rodziców. Bardzo ją wypaczyliśmy. Jacy wspaniali ludzie wyrośli w pokoleniu, kiedy panowały najprostsze zasady: będę podawać do chwili, kiedy sam będziesz umiał wyciągnąć rączkę, będę karmić, aż sam będziesz umiał sprzedawać gazety albo pracować u szewca.

W niektórych wypowiedziach czyn Zuzanny zestawiano z tym, że była poetką, a więc osobą wrażliwą.

- Też niedobrze, chyba że autorzy tych wypowiedzi mieli na myśli coś innego: że sama uważała się za kogoś wyjątkowego, bo opublikowała tomik. To tania dostojewszczyzna. Poczucie wyjątkowości może być przesłanką do zrozumienia natury zbrodni. Kto czuje się nadzwyczajny, może uważać, że ma prawo do czegoś więcej. Może na przykład wejść w rolę mściciela. Mścić się na ludzkości za to, że umarł mu ojciec. Zuzanna już w przeszłości wykazywała niepokojące zachowania, ale reakcja na nie była prawie żadna. Na przykład paliła w szkole, ale nikt na to nie reagował. Zainteresowała się nią policja, ale nauczyciele nic o tym nie wiedzieli. Sami uczniowie, koledzy, pisali w jej sprawie petycję, też bez skutku. Da się to wytłumaczyć: przy kilku setkach uczniów w szkole i pewnie 30 w klasie trudno się zająć tak złożonym przypadkiem. Działanie wobec osoby tak samowolnej i aroganckiej wymaga talentów wychowawczych, czasu, wolnej głowy. Nie sprzyja mu klimat szkoły nastawionej głównie na realizację przeładowanego programu. Ale fakt jest faktem - nikt jej nie postawił szlabanu.

A dom?

- W wielu polskich domach mamy to samo: bezradność wynikającą z braku umiejętności wychowawczych i odwagi, żeby nie unikać problemu, tylko starać się go rozwiązywać.

Jak?

- Jeżeli rodzice sobie nie radzą, powinni poszukać pomocy. Zrobić to samo, co robi się z wysoką gorączką. Domowymi środkami leczy się stany podgorączkowe, jakieś 37,4. Kiedy dziecko ma powyżej 38 stopni, wzywa się lekarza. Trzeba jednak najpierw wiedzieć, że ktoś taki w ogóle istnieje, i ufać, że potrafi pomóc. A jeszcze wcześniej - trzeba się zorientować, że dziecko ma gorączkę. Wielcy pedagodzy, jak Korczak czy Makarenko, zalecali troskliwą obecność i czujną obserwację dziecka. Być blisko, bo widzi się tylko z bliska. A kiedy dostrzeże się coś niepokojącego, nie udawać, że się nie widzi, tylko samemu lub z czyjąś pomocą postawić kompetentną diagnozę.

Jakie sygnały mogą zaniepokoić?

- Brak empatii, niecierpliwość, brak zgody na odmowę. Złość. Agresja. To, że dziecko, któremu odmówiono zabawki, wyżywa się na siostrzyczce albo na rodzicu. Co wtedy robią na ogół rodzice? Najczęściej ulegają. Kupują.

Ze strachu?

- Również. Albo z bezradności. Dla świętego spokoju - bo tak jest łatwiej. Kupisz, to dziecko przynajmniej na chwilę się uciszy. Bywa, że wystawia nas ono na trudną sytuację społeczną, prawdziwą próbę: ludzie patrzą i komentują. Albo się wtrącają. Oceniają.

Kiedy przewijamy niemowlę w obecności innych?

- Nie, kupa to coś jeszcze innego. Kupa - dziecka czy dorosłego, czy nawet pupila pieska - to raczej nieapetyczny przejaw fizjologii. Cywilizacja polega m.in. na tym, że załatwiamy to dyskretnie, nie narażając obcych i postronnych na repulsję, wstręt lub bodaj zakłopotanie. Dyskrecją i delikatnością wobec innych również uczymy dzieci poszanowania uczuć innych ludzi. Ale chodzi o coś całkiem innego, o postawę niemal heroiczną, która wymaga naprawdę dużej niezależności, żeby postąpić po swojemu, tak jak uważamy za słuszne. Podam przykład: moja córka odbierała synka z przedszkola, a synek w płacz, bo chciał jeszcze zostać i bawić się z dziećmi. Cudza babcia od razu zaczęła go pocieszać: "Nie płacz, zobaczycie się jutro...". Wtedy moja córka powiedziała: "Nie, proszę pani. U nas się płacze". Dziecko powinno wiedzieć, że pewnych reguł, w tym godzin, trzeba przestrzegać, a z drugiej strony - że ma prawo wyrażać swoje frustracje. Ale w sposób, który nie jest skierowany przeciwko innym. Bo złość sama w sobie nie jest czymś złym. Zły jest jej niedobry użytek. Lub jej tłumienie.

Czy opiekunowie często zwracają się do pani o pomoc?

- Przychodzą zazwyczaj dopiero wtedy, kiedy nie mają już z dzieckiem żadnego kontaktu. Kiedy ono w ogóle z nimi nie rozmawia, nie wraca na noc. Wcześniej robią to, co przynosi im chwilową ulgę. Nauczyciele rzadko ingerują, gdy trudny uczeń wagaruje, bo w klasie jest spokój, można prowadzić lekcję. Rodzice chętnie wyjeżdżają w delegacje, problem zostawiają w domu. Często wygląda to tak, jak gdyby świadomie dla uniknięcia konfliktu pozwalali dojść dziecku do punktu, w którym zrobi coś na tyle drastycznego, że musi interweniować policja. Bo synem czy córką zajmą się wtedy odpowiednie służby.

Trzeba zrozumieć rodziców. Dla samotnej matki silne, krnąbrne dziecko to problem również fizyczny.

- Pewnie, i ja ich oczywiście rozumiem. I doceniam problem, przed którym stoją. Ale gdyby Zuzannie nie pozwolono palić w szkole, lekceważyć regulaminu, może nie nabrałaby takiego poczucia bezkarności i wyjątkowości, że doprowadziło ją to w końcu do przekonania, iż może popełnić morderstwo.

Co może więc zrobić rodzic w chwili zagrożenia?

- Trzeba jak najwcześniej rozpoznawać u dzieci symptomy samowoli i arogancji i z miejsca szukać fachowej pomocy, żeby potem nie była potrzebna policja. Ilu rodziców zamyka się na klucz ze strachu przed małoletnim atletycznym synem, który jeśli nie dostanie od mamy pieniędzy na wódkę, to gotowy jest połamać jej żebra? Zamiast siedzieć cicho, mogliby wezwać policję.

Dlaczego nie dzwonią?

- Są sparaliżowani lękiem. Nie mają zaufania. Nie chcą się sprzeniewierzyć "miłości rodzinnej". Wstydzą się sąsiadów - że wszystko się wyda. Boją się, że policja skrzywdzi synka bardziej niż synek ich. Tak więc społeczna edukacja, budowa systemu interwencji, pomocy i zaufania jest w zapobieganiu skutkom patologii absolutną podstawą. Rodzic czy opiekun muszą wiedzieć, że reagując na niedopuszczalne zachowania dzieci, postępują właściwie, że z ich obojętnością wiąże się większe ryzyko niż z tym, że wezwą odpowiednie służby czy - wcześniej, kiedy sytuacja jeszcze do tego nie dojrzała - poradzą się pedagoga, psychologa, psychiatry.

W dynamice morderstwa popełnionego przez Zuzannę i Kamila uwagę zwraca chłód sprawców. Wybiegli za uciekającą matką chłopaka i ją dobili. Czy może to być efekt gier komputerowych, śmierci, która sączy się z monitorów jako rzecz nierealna albo obojętna?

- Może, ale nie musi, i pewnie nie jest. Mamy dziś taką tendencję, żeby się skarżyć na okrucieństwo występujące w nowych produkcjach. "U Disneya tego nie było" - wspominamy z nostalgią. A przecież w "Kaczorze Donaldzie" czy "Myszce Miki" bez przerwy ktoś kogoś bije, zrzuca, popycha, ktoś wyskakuje na sprężynie i wali między oczy. Ale my, wychowani na Disneyu, jakoś nie zabieramy się do mordowania. Badania pokazują, że po 20 czy 25 latach osoby poddane oglądaniu w dzieciństwie niefrasobliwej przemocy wcale nie stały się oprawcami. Oglądanie gwałtu nie przenosi się na żądzę jego zadawania. Za to badania amerykańskiego psychiatry Jamesa Gilligana pokazują, że ci, którym zadawany jest ból realny, sami go będą zadawać. Ofiary przemocy stają się jej sprawcami. Bici biją, zagrożeni stwarzają zagrożenie. Ale uwaga: ekspozycja na widok zła zobojętnia, podobnie jak widok śmierci odwrażliwia lekarzy. Student medycyny przeżywa każdą lekcję anatomii. Kiedy zostanie chirurgiem, z mniejszym lękiem wchodzi do prosektorium. To prawidłowość i w różnych okolicznościach możemy ją uznać za korzystną lub nie. Zły wpływ ma na przykład nienawiść w polityce. Oglądając pyskówkę przedstawicieli wrogich partii, widzowie uczą się, że tak ma być. Biorą przykład. Przenoszą wrogość na grunt prywatny. Tymczasem politycy po programie często idą na piwo, jeżdżą razem na wakacje. Nienawidząc się, grają wyznaczone role. A ludzie zaczynają się nienawidzić naprawdę.

Kościół wiąże często bycie dobrym i nieszkodliwym z tym, że jest się wierzącym. Dekalog uczy dobra?

- Z tym zastrzeżeniem, że w Polsce większość zbrodniarzy to katolicy, jak większość społeczeństwa, i warto się zastanowić, dlaczego wiara nie chroni przed złem. Jedną z przyczyn jest to, że Dekalog nosimy w pamięci od setek lat i może dlatego nie zastanawiamy się, co mogą oznaczać poszczególne przykazania. Z jednej strony jest Dekalog, z drugiej - życie, które ma z nim niewiele wspólnego. Nie widzimy związku. Bo Dekalog to dla nas zbiór praw, które dotyczą nie nas, tylko innych, jakiegoś społecznego modelu. Ale wątpliwości budzi przede wszystkim obecna w nim perspektywa odpowiedzialności przed Bogiem. Mam być dobra, bo Bóg tak chce. No dobrze - myślę sobie - ale przecież Bóg jest miłosierny. Stworzył mnie na swój obraz i podobieństwo, więc mnie rozumie. Czyli mogę omijać jego zasady, bo on zna moje pobudki i mi wybaczy. Sytuacja wygląda zupełnie inaczej, kiedy moją religią stanie się humanizm. Katolicyzm zło nazywa grzechem, czyli występkiem przeciw Bogu. Tymczasem w społeczeństwie gniew Boży jest kwestią drugorzędną. Liczy się człowiek. Kościół mówi, że onanizm albo homoseksualizm jest grzechem. Trudno - niech będzie. Co z tego, że Bóg się gniewa, kiedy się masturbuję albo jestem gejem, skoro nie robię tym krzywdy innemu człowiekowi? Kiedy natomiast biję dziecko, niszczę w nim godność i wyzwalam gniew, który, gdy ono dorośnie albo zaledwie podrośnie, stłumi, zabijając innego człowieka.

Humanizm zamiast religii?

- Humanizm nie wyklucza religii. Humanizm jako konieczność, religia jako opcja. Niech każdy wierzy, w co chce, ale wiara jest kwestią osobistą, w której nikt nie jest odpowiedzialny przed nikim. Tylko przed sobą. W humanizmie zawiera się sama istota ziemskiej, międzyludzkiej odpowiedzialności - w opiece i sprzeciwie. I bardziej niż dziecko, któremu niczego nie wolno, krzywdzimy dziecko, któremu wolno wszystko.

Humanistyczne zachowania, życie w trudnej odpowiedzialności za innych i wobec innych nakazuje zresztą również Pismo Święte. Pewien dominikanin zwrócił mi uwagę na fragment Księgi Ezechiela: "Jeśliby zrodził syna gwałtownika i rozlewającego krew, winnego jednej z tych [zbrodni] - choć sam żadnej z nich nie popełnił - syna, który jadł mięso z krwią, syna, który bezcześcił żonę swego bliźniego, uciskał biednego i potrzebującego, popełniał rozboje, nie oddawał zastawu, podnosił oczy ku bożkom, dopuszczał się obrzydliwości, uprawiał lichwę i żądał odsetek - ten nie będzie żył, bo popełnił wszystkie te bezeceństwa. Ten na pewno umrze, a [odpowiedzialność] za krew jego spadnie na niego samego".

Przecież to jest właśnie o tym - że czyny tych, za których nie wzięliśmy odpowiedzialności, obciążają nas samych. Na poziomie wychowania małego dziecka wyrazem tej odpowiedzialności może być właśnie to, że się zabrania rzeczy zabronionych i jest się w tym konsekwentnym.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
PO PIERWSZE NIE SZKODZIĆ i nie zbankrutować
Jak można być zatrudnionym już po pierwszym telefonie
Evanovich Janet 1 Po Pierwsze Dla Pieniedzy
Poszliśmy do łóżka po pierwszej randce
Po pierwsze (2)
Będzie fatalny wynik PO Mogą nie przekroczyć 30%
PO pierwsza pomoc
Opis - instrukcja, Opis, Po pierwsze musimy odłączyc wszystkie wewnetrzne i zewnętrzne napędy HDD, n
Opis - instrukcja, Opis, Po pierwsze musimy odłączyc wszystkie wewnetrzne i zewnętrzne napędy HDD, n
PO Pierwsza pomoc
Po pierwsze rozgrzewka!
po pierwsze zlam wszelkie zasady
Po pierwsze misja , wartosci a potem strategia
Evanovich Janet Po pierwsze dla pieniedzy

więcej podobnych podstron