985

Sprawiedliwość dla wielkich, sprawiedliwość dla maluczkich Czy Rzecznik Praw Obywatelskich przyłoży tę samą miarę sprawiedliwości wobec ministra i wobec chłopaka z podkieleckiej wsi?

1. Kilka tygodni temu Rzecznik Praw Obywatelskich Pani Profesor Irena Lipowicz zwróciła się do Prokuratora Generalnego o ponowne zbadanie sprawy byłej minister Barbary Blidy, która w kwietniu 2007 roku została zatrzymana przez funkcjonariuszy ABW pod zarzutem korupcji i w trakcie tego zatrzymania, wykorzystując nieuwagę funkcjonariuszki postrzeliła się śmiertelnie. Ta tragedia była i jest nadal wykorzystywana propagandowo jako przykład rzekomo opresyjnych rządów Prawa i sprawiedliwości. Pani Rzecznik domagając się podjęcia sprawy stwierdziła między innymi (cytuje Panią Rzecznik) „…podstawowymi dowodami, na podstawie których sformułowany został zarzut postawiony Pani Blidzie były zeznania Barbary K…. składając zeznania obciążające inne osoby, w tym B. Blidę p. Barbara K. mogła liczyć na osiągnięcie korzyści procesowych. Złożonych w takich okolicznościach zeznań nie sposób w mojej ocenie uznać za wiarygodne, samoistnie nie mogły zatem stanowić one podstawy do sformułowania wobec p. B. Blidy zarzutów. …Co więcej,moim zdanie prowadzący postępowanie nie sprostali potrzebie „obudowania” zeznań pomawiających świadków innymi dowodami….”

2. Tyle Pani Rzecznik, a ja powiem, że się pod tymi słowami podpisuję. Rzeczywiście, wielkim ryzykiem jest opieranie oskarżenia, a już tym bardziej wyroku, na jednym tylko pomówieniu, zwłaszcza kogoś mającego w tym interes. Trzeba wszak pamiętać, że człowiek czasem z błędu, a czasem ze złej woli, mówi niekiedy fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu swemu. Pan Bóg to przewidział w swoim ósmym przykazaniu. Dlatego słusznie uważa Pani Rzecznik, że pomówienie wtedy tylko coś znaczy, jeśli jest obudowane innymi dowodami. Chciałbym jednak aby ta zasada dotyczyła wszystkich, nie tylko wielkich, ale i maluczkich. Niestety w praktyce bywa inaczej.

3. Opowiadałem państwu kilka miesięcy temu o sprawie Grzegorza Wiechy, chłopaka z podkieleckiej wsi, skazanego na 7 lat więzienia za rzekomy udział w pobiciu i okradzeniu starszego mężczyzny. Napadnięty człowiek Grzegorza Wiechy nie rozpoznał. O udział w przestępstwie pomówił go wcześniej karany przestępca, rzeczywisty sprawca tej napaści. Powiedział, że oprócz niego i jeszcze jednego sprawcy, w rozboju jako trzeci brał też udział Grzegorz Wiecha. Przestępca pomówił Wiechę, żeby dostać łagodniejsza kare, bo jest taki przepis, że jak oskarżony wskaże co najmniej dwóch wspólników swojego przestępstwa, to może liczyć na nadzwyczajnie złagodzony wymiar kary. A zatem takie „dokooptowanie’ rzekomego wspólnika po prostu się opłaca. Krzysztof M. bo takie imię nosi ten pomawiający przestępca, miał nawet resztki skrupułów i pięć razy zmieniał wyjaśnienia, to pomawiał Wiechę, to się z pomówienia wycofywał.Z jego zmiennych wyjaśnień sąd wybrał i uwierzył w te dla Wiechy najbardziej niekorzystne.

4. Grzegorz Wiecha jest spokojnym, nikomu nie wadzącym chłopcem, skończył technikum budowlane, chce żyć, pracować, założyć rodzinę, ma kochających rodziców, siostrę, nigdy nikogo nie zaczepił, nikomu nie powiedział złego słowa. Ta rzekoma napaść zupełnie do niego nie pasuje. Rodzice przysięgali, że w chwili zarzucanego mu przestępstwa syn był w domu. Grzegorz dobrowolnie poddał się badaniu na wykrywaczu kłamstw – maszyna powiedziała, że chłopak nie kłamie. Ten,m który go pomawiał, badania na wykrywaczu kłamstw odmówił. Wszystko to na nic, Sąd Rejonowy w Kielcach bez ceregieli skazał Wiechę na 5 lat, a w uzasadnieniu przyznał bez żenady, że skazał go na podstawie jednego tylko pomówienia, które choć niejednolite – jak sad napisał – to w oczywisty sposób wskazuje na winę Wiechy. Sąd okręgowy oddalił apelację i jeszcze podwyższył wyrok do 7 lat. Sąd Najwyższy kasację odrzucił, mam wrażenie nie do końca ją czytając. Temida jak ślepy koń wyścigowy – nie widzi przeszkód. Nie widzi przeszkód w tym, żeby żeby człowieka wysłać na siedem lat za kraty na podstawie wątpliwego pomówienia jednego przestępcy.

5. Ten młody chłopak od ponad dwóch lat ukrywa się, bo panicznie boi się więzienia, boi się, że tam nie przeżyje. Bo więzienie w Polsce to wbrew pozorom wcale nie wczasy. Dla delikatnego, słabego człowieka, który nigdy tam nie był, więzienie to przedsionek piekła. Rozesłano za nim listy gończe, policja co raz wpada, przetrząsa dom, to rodziców, to babci. Zrozpaczona rodzina szuka dla Grzegorza ratunku, ja też o ten ratunek się dobijam. Pisałem do Prokuratora Generalnego, rozmawiałem osobiście – jak dotychczas groch o ścianę. Pisałem do pani Rzecznik Praw Obywatelskich, rozmawiałem osobiście – jak dotychczas wołanie na puszczy. Ale po przeczytaniu listu Rzecznika w sprawie Barbary Blidy – piszę jeszcze raz i jeszcze raz osobiście rozmawiam i pytam – skoro w sprawie Blidy jedno pomówienie zdaniem Pani Rzecznik nie mogło wystarczyć nawet do postawienia zarzutów, to jakim prawem jedno pomówienie wystarczyło do skazania Wiechy? Czy prawo zdaniem Pani Rzecznik jest równe dla wszystkich, czy może różne, inne dla wielkich, a inne dla maluczkich? Inne dla ministra, inne dla biednego, prostego chłopaka z podkieleckiej wsi. Mam nadzieję, że tym razem, w imię elementarnej sprawiedliwości i równości wobec prawa, Pani Rzecznik, wierna także własnym słowom, kasacji w sprawie Wiechy nie odmówi. Będę państwa informował co dalej z tą sprawą, o której myśl budzi mnie nieraz w środku nocy. (jest to, z niewielkimi zmianami, treść mojego felietonu w Radiu Maryja 8 maja br.)

Wojciechowski

DOKUMENTY ZBRODNI 12 maja 1983 r. Grzegorz Przemyk, 19-letni maturzysta Liceum im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, został zatrzymany przez funkcjonariuszy MO na Placu Zamkowym w Warszawie, a następnie zabrany do komisariatu przy ul. Jezuickiej na Starym Mieście. Tam dyżurujący milicjanci skatowali go, zadając kilkadziesiąt ciosów pałkami oraz ciosy łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala Grzegorz, zmarł po dwóch dniach w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Dla komunistycznej władzy rzeczą najważniejszą stało się zatuszowanie tej zbrodni i osłona milicyjnych oprawców. To wówczas przeprowadzono „próbę generalną” funkcjonowania mechanizmów fałszerstwa, które później wykorzystano w sprawie zbrodni dokonanej na księdzu Jerzym Popiełuszce. Decyzją Biura Politycznego KC PZPR z 24 maja 1983 „sprawa Przemyka” otrzymała miano „nadzwyczajnej”. Utworzono specjalny zespół na czele z sekretarzem KC i członkiem BP Mirosławem Milewskim w celu „koordynacji spraw wynikających z przebiegu śledztwa” oraz przygotowania działań propagandowych. Cały aparat represji został postawiony na nogi i zaangażowany w kampanię kłamstwa. Zastraszano i bito świadków, aresztowano mecenasa Bednarkiewicza, pełnomocnika Barbary Sadowskiej, a wobec drugiego obrońcy, Władysława Siły-Nowickiego uchwalono specjalną ustawę, ograniczającą możliwość pracy adwokatów po ukończeniu 70 roku życia. Skutecznie zastraszano też innych adwokatów. Z obrony głównego oskarżonego, Michała Wysockiego, zrezygnował mecenas Wiesław Johann. Natychmiast też utworzono specjalny zespół prokuratorów, na czele z osławioną Wiesławą Bardonową. Ułożono fikcyjny scenariusz zbrodni, a po zmuszeniu sanitariuszy pogotowia do przyznania, nauczono ich, co mają zeznawać. W wizji lokalnej odtwarzano fakty niebyłe, nieprawdopodobne i wręcz niemożliwe. Instruowano sąd co do przebiegu rozprawy, zaś adwokaci milicjantów otrzymali wskazówki, jak mają zachowywać się na sali rozpraw. Przed pięciu laty opublikowałem na tym blogu szczególne dokumenty zbrodni. Trzeba je przypomnieć również dziś, gdy w realiach III RP dostrzegamy te same mechanizmy zafałszowania, a obecny reżim coraz częściej sięga do sądowo-prokuratorskich praktyk PRL-u. W archiwach IPN zachował się rozkaz ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka o przyznaniu nagród funkcjonariuszom szczególnie zasłużonym w fałszowaniu sprawy Przemyka. Uzasadnienie tego rozkazu jest wstrząsającym świadectwem cynizmu Kiszczaka i z dzisiejszej perspektywy pozwala zrozumieć, że pod mianem „człowieka honoru”, jakim obdarzyła go III RP, kryje się pospolity tchórz, pragnący za wszelką cenę uniknąć odpowiedzialności.

Polska Rzeczpospolita Ludowa Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych w Gdańsku

Rozkaz Nr 189/DK Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 2 września 1984 r. w sprawie wyróżnienia funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa. W maju ubiegłego roku opozycja polityczna w kraju i ośrodki dywersji ideologicznej na zachodzie rozpętały szeroko zakrojoną akcję propagandową skierowaną przeciwko resortowi spraw wewnętrznych. Pretekstem do tej oszczerczej kampanii była śmierć 19-letniego Grzegorza Przemyka. Wbrew oczywistym faktom – jak się później okazało – znanym doskonale rodzinie i kolegom oraz niektórym działaczom opozycji politycznej, z całą perfidią skonstruowano zarzuty przeciwko funkcjonariuszom MO i resortowi spraw wewnętrznych, posługując się plotką, kłamstwem i pomówieniami oraz prowokując oficjalne wystąpienia, listy i petycje indywidualne i grupowe. W ten sposób starano się osiągnąć szersze cele polityczne i wykazać, że w naszym kraju proces stabilizacji jest fikcją, a społeczeństwo jest prześladowane przez władzę, która wykorzystując służby resortu spraw wewnętrznych, stosuje przestępcze metody w walce z przeciwnikami politycznymi. Zmierzano do rozbicia naszego aparatu, do wytworzenia atmosfery powszechnego potępienia i zohydzenia go społeczeństwu. Część społeczeństwa na skutek tej zorganizowanej kampanii, umiejętnie sączącej nienawiść, uwierzyła w rzekomy scenariusz wydarzeń, według którego śmierć Grzegorza Przemyka była następstwem pobicia go w Komisariacie MO. Resort spraw wewnętrznych, nie poczuwając się w najmniejszym stopniu do jakiegokolwiek zawinienia śmierci G. Przemyka, nie mógł pozostać obojętnym wobec jawnej prowokacji i kampanii oszczerstw skierowanej na nasz aparat. Podjęte zostały wielokierunkowe działania zmierzające do nadania śledztwu obiektywnego charakteru, ustalenia faktycznych sprawców, pociągnięcia ich do odpowiedzialności i ujawnienia wobec opinii publicznej rzeczywistej prawdy. W wyniku długotrwałej, żmudnej pracy, prowadzonej przez wielu funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa, zgromadzono materiał procesowy obrazujący faktyczny przebieg zdarzenia i rolę jego uczestników, stanowiący zarazem podstawę do uniewinnienia funkcjonariuszy MO i skazania rzeczywistych sprawców śmierci G. Przemyka. Wyrok sądu był nie tylko moralną satysfakcją oskarżonych funkcjonariuszy MO, ale stanowił jednocześnie zadośćuczynienie dla wszystkich, przez szereg miesięcy atakowanych w niewybredny sposób, funkcjonariuszy naszego resortu. Stanowił on swoistą rehabilitację naszego aparatu w oczach społeczeństwa. Była to też dotkliwa porażka tych, którzy na osobistej tragedii młodego człowieka chcieli zbić swój kapitał polityczny, a zostali publicznie zdyskredytowani. W toku postępowania karnego ujawnione zostały mechanizmy tworzenia ordynarnych prowokacji dla osiągnięcia ogólniejszych celów politycznych przez opozycję antysocjalistyczną. Z tymi środkami walki politycznej opinia publiczna została zapoznana w toku przewodu sądowego. Za włożony wysiłek, pełne zaangażowanie, wykazanie wysokiej odpowiedzialności, inicjatywę i osiągnięte efekty, następujących funkcjonariuszy nagradzam:

kwotą 20.000 zł

1. gen. bryg. Jerzego GRUBĘ – Zastępcę Komendanta Głównego MO

kwotą 15.000 zł

2. płk. Kazimierza OTŁOWSKIEGO – Dyrektora Biura Dochodzeniowo-Śledczego KG MO

3. płk. Zbigniewa PUDYSZA – Dyrektora Biura Śledczego MSW

4. płk. Józefa MUNIAKA – Z[astęp]cę Szefa Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych ds.MO

5. płk. Stanisława PRZANOWSKIEGO – Z[astęp]cę Szefa Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych ds. SB

6. płk. Ryszarda ZAJKOWSKIEGO – Naczelnika Wydziału II Głównego Inspektoratu Ministra

kwotą 12.000 zł

7. ppłk. Stanisława SAWICKIEGO – Naczelnika Wydziału II Biura Dochodzeniowo-Śledczego KG MO

8. ppłk. Wiesława LEWANDOWSKIEGO – Naczelnika Wydziału Kontroli Biura Kontroli i Analiz KG MO

9. kpt. Zbigniewa SUPRYNA – Inspektora Biura Dochodzeniowo-Śledczego KG MO

10. kpt. Zdzisława CHWASZCZA – St. inspektora Biura Kryminalnego KG MO

kwotą 10.000 zł

11. ppłk. Stanisława OLEJNIKA – St. inspektora Departamentu III MSW

12. mjr. Andrzeja SADLIŃSKIEGO – Z[astęp]cę Naczelnika Wydziału Prasowego Gabinetu Ministra S[praw] W[ewnętrznych]

13. por. Jacka ZIÓŁKOWSKIEGO – Inspektora Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego S[tołecznego] U[rzędu] S[praw] W[ewnętrznych].

Rozkaz podać do wiadomości wszystkim funkcjonariuszom resortu spraw wewnętrznych.

gen. broni Czesław Kiszczak

Źródło: IPN Gd 0046/392, t. 1, k. 3–5, kopia, mps.

Nad prawidłowym przebiegiem procesu sądowego czuwał również naczelny propagandzista PRL Jerzy Urban, którego III RP honoruje dziś mianem „dziennikarza”. On właśnie sporządził scenariusz, w którym znalazły się szczegółowe instrukcje dotyczące m.in. osłony propagandowej procesu. W aktach Biura Prasowego Urzędu Rady Ministrów przechowywanych w archiwum MSWiA, zachowało się pismo Urbana, skierowane do sekretarza KC PZPR Jana Główczyka, w sprawie propozycji organizacji obsługi prasowej sprawy Grzegorza Przemyka. Nie ma wątpliwości, że planowane przez Urbana „rozmowy z prezesem sądu”, mogłyby odbyć się również dziś, zaś ujawnione w dokumencie mechanizmy kreowania „dobranych dziennikarzy” są nadal praktykowane.

JU/2740-3/84a 1984-05-14

POUFNE

Towarzysz Jan Główczyk Sekretarz Komitetu Centralnego PZPR

W związku z przygotowywanym procesem w sprawie śmierci G[rzegorza] Przemyka przedstawiam propozycje dotyczące obsługi procesu przez dziennikarzy zagranicznych. Generalne zasady propozycji (bez szczegółów) uzgodniłem z Min[istrem] Domerackim, który uzgodnił [je] z gen. Kiszczakiem i obaj aprobowali. Konsultowałem też z tow. Kohorewiczem.

1. Wydaje się pożytecznym dopuścić w ograniczonym stopniu i w sposób kontrolowany dziennikarzy zagranicznych do procesu w sprawie Przemyka. Inaczej bowiem będą nadawać jednostronne informacje czerpane z kół opozycyjnych (będą one znały dokładny przebieg zdarzeń) i określą, że proces toczy się przy drzwiach zamkniętych.

2. Dopuszczenie dziennikarzy zachodnich implikuje dopuszczenie w jakimś stopniu dziennikarzy z k[rajów] s[ocjalistycznych]. Będzie dla nich szokujące, że na ławie oskarżonych zasiadają milicjanci. Jednakże ten fakt i tak będzie im znany. Szok może zostać wzmocniony ewentualnym wysłuchiwaniem ostrych pytań i oskarżeń pod adresem milicji. Refleksje na tym tle przekażą oni jednak w zamkniętym obiegu informacji, który jest ważny, jednakże mniej ważny moim zdaniem od rezonansu publicznego na Zachodzie.

3. Wychodząc z tych przesłanek, proponuję przyjęcie następujących zasad obsługi procesu przez prasę zagraniczną;

a) Zakazać nagrywania przez TV, radio (i w ogóle na magnetofony) przebiegu procesu z wyjątkiem ogłoszenia wyroku i uzasadnienia go, gdzie można dopuścić polską TV i radio, które sprzedadzą to za granicę.

b) Podzielić cały – długotrwały, jak wiem – proces na segmenty (w przyszłym tygodniu mam to omawiać z prezesem sądu) – chodzi o to, aby z góry ściśle przewidzieć, co się którego dnia, czy przez połowę dnia będzie działo, rozpisać to w czasie i przerywać rozprawę po wyczerpaniu planowanych czynności sądowych, nawet gdyby zostawał czas na podjęcie następnych.

c) Wydrukować wejściówki opiewające wyłącznie na jeden dzień rozprawy (ewentualnie połówkę dnia). Rozdzielać je będzie Centrum „Interpress”.

d) Opracować ścisły plan pracy [, którzy] dziennikarze zagraniczni wejdą na jaką część rozprawy. Stosować zasadę: fragmenty procesu, które chcemy, aby Zachód słyszał, są dostępne dla 3–4 dziennikarzy zachodnich (to samo powinno dotyczyć wschodnich, aczkolwiek mogą wchodzić w grę inne fragmenty rozprawy). Fragmenty procesu, którym nie chcemy nadawać rozgłosu, obsadzone są przez specyficznie dobranych dziennikarzy (np. Chińczyk, Hindus) albo w ogóle nie będzie na nie zaproszeń.

e) Odbywać się będą w miarę potrzeby spotkania reprezentanta sądu z prasą zagraniczną (szerzej dostępne) dla naświetlenia, co było na procesie, jak i co rozumieć, jakie są aspekty prawne różnych zagadnień. Nie byłyby to konferencje prasowe (powodowałyby one przesadny rozgłos), lecz mniej niż briefingi – rozmowy konsultacyjne.

4. Poprosiłem o sporządzenie listy dziennikarzy różnego rodzaju, którzy mogą czy powinni dostać zaproszenia wg kryteriów: a) nadają się do siedzenia na poszczególnych segmentach rozprawy, b) powinni dostać premię za dobre sprawowanie, c) zapewnią nam odpowiednie nagłośnienie na Zachód niektórych, korzystnych dla nas zeznań czy wątków procesu.

Szczegółowe propozycje mógłbym ustalić po zaplanowanej rozmowie z prezesem sądu i ewentualnie innymi jeszcze czynnikami (MSW, Prokuratura).

Proszę o rozważenie propozycji i ewentualne uwagi i instrukcje. Jerzy Urban

Źródło: BPR URM, 2, k. 44–45, kopia, mps.

Powyższe dokumenty zostały opublikowane w artykule Sławomira Cenckiewicza i Grzegorza Majchrzaka „Wielka manipulacja”, zamieszczonym w Biuletynie IPN nr 5 (40) z maja 2004r.

Aleksander Ścios

Czarne i złote karty polskiej historii Kilkanaście dni temu, w gronie redakcyjnym opublikowaliśmy subiektywną listę najgorszych Polaków historii. Listę tę można znaleźć TUTAJ. Poprosiliśmy znanych publicystów, intelektualistów i ludzi kultury, by przedstawili nam swój zestaw najgorszych i najlepszych Polaków. Tym razem swoją listę zaproponował Grzegorz Braun. Zapoznawszy się z zaproponowaną przez Szanowną Redakcję PCh24.pl „czarną listą” Polaków, którzy najgorzej zapisali się w historii, chętnie podzielę się paroma uwagami. Rzecz znamienna, że znaleźli się tu w większości sztandarowi zdrajcy i sprzedawczycy – z wyraźną dominantą „partii rosyjskiej” w dwóch odsłonach dziejowych: osiemnastowiecznych targowiczan (Szczęsny Potocki, Seweryn Rzewuski, Branicki, JKM Stanisław August Poniatowski) oraz dwudziestowiecznych sowieciarzy (Dzierżyński, Bierut, Świerczewski, Gomułka, Gierek, Wasilewska, Różański). W sumie pięknie świadczy to o jednoznacznie patriotycznych zapatrywaniach Redakcji, dla których niepodległa Rzeczpospolita to najwyraźniej rzecz bezcenna. Z drugiej strony jednak, nastąpił tu pewien „przechył”, który skutkuje wyraźnym zawężeniem pola widzenia. Przechył to wyraźnie polityczny, a pole zakreślone paradoksalnie (jak na portal o takim szyldzie) według nazbyt chyba jednak świeckich kryteriów – stąd chyba przewaga zdrajców stanu, a niedoszacowanie odstępców wiary. Skoro z czasów dawniejszych do rankingu ober-łajdaków załapali się tylko dwaj kandydaci (król Bolesław Śmiały, zabójca św. Stanisława oraz „Diabeł” Stadnicki, kacerz i rozbójnik) – to najwyraźniej niedoceniają autorzy rankingu na przykład skali zaangażowania Polaków w protestancką rewolucję. Stąd nieobecność postaci tak monumentalnej, jak Jan Łaski (młodszy) – jeden z najbardziej zasłużonych dewastatorów naszej cywilizacji, którego ze wszech miar słusznie wymienia się jednym tchem obok Lutra, Kalwina et consortes. Na odnotowanie w panteonie niesławy zasługuje wielu więcej Polaków-odstępców – spośród Łaskich i Zborowskich, i Radziwiłłów, i Leszczyńskich. Ale przyzwyczailiśmy się to wszystko rozgrzeszać – egzaltując się jeszcze wspomnieniem „polskiej tolerancji” i konfederacji warszawskiej (1573). Ale skoro zasłużył, zdaniem Szanownych Redaktorów PCh24.pl, na potępienie Bolesław Śmiały za to, że prostodusznie zarąbał biskupa Krakowa – to czyż nie zasługuje, by mu towarzyszyć, Zygmunt Jagiellończyk zwany Starym za to, że autoryzował utworzenie pierwszego państwa protestanckiego na ziemi, czym wszak ugodził samego biskupa Rzymu? Brak śladu w naszym rankingu takich obrachunków z historią antykatolickiej rewolucji XV/XVI/XVII w. Podobnie uderzający jest brak najskromniejszej bodaj reprezentacji XIX-wiecznych kondotierów światowej rewolucji, którzy – jak np. Jarosław Dąbrowski, Edward Dembowski, czy Szymon Konarski – z pozoru nigdy Polski nie zdradzili, ba, podobno nawet ginęli za nią (w istocie tak samo „za Polskę”, jak Che Guevara za Boliwię). To oni prostowali ścieżki towarzyszowi Dzierżyńskiemu – zasługują więc chyba, by obok niego figurować na czarnej liście? To wśród nich właśnie, wśród polskich towarzyszy Marksa, Saint-Justa i Robespierre’a szukajmy kandydatów do poszerzonej wersji naszego rankingu.

Agentura innych stolic Dalej, skoro tak silnie reprezentowana jest tu „partia ruska” lat Sejmu Wielkiego i Insurekcji kościuszkowskiej, wypada upomnieć się o „partię pruską” i „francuską” tamtej epoki. Skoro jest na liście (i słusznie) nieszczęsny Szczęsny Potocki, niechaj nie zabraknie tam obu jego kuzynów: Ignacego i Stanisława Kostka Potockich.

 Czymże bowiem gorsze jest zaprzaństwo Szczęsnego w Petersburgu od antyszambrowania Ignacego Potockiego w Berlinie? Czymże gorsze knucie targowiczan z Moskalami w Brześciu i Grodnie od spiskowania zbankrutowanych „Przyjaciół Konstytucji” z Francuzami-jakobinami w Dreźnie i w Paryżu? Fakt, że historiografia poznać mogła tylko ujawnioną za Insurekcji „listę płac” ambasady rosyjskiej w Warszawie, nie oznacza, że nie miały analogicznych budżetów korupcyjno-agenturalnych inne ambasady... A skoro trafił na listę żałosny król Staś, bo do Targowicy przystąpił, nie może na niej zabraknąć podkanclerzego Hugona Kołłątaja, który go do tego usilnie namawiał (i sam wszak zgłaszał akces, ale go nie chcieli). Wszyscy trzej - „ksiądz” Kołłątaj i „cnotliwi” bracia Potoccy, – nota bene dwaj kolejni Wielcy Mistrzowie Wielkiego Wschodu w Polsce – plasują się niewątpliwie w zbliżonych do centrum kręgach piekielnych naszej historii. Nie tylko dlatego, że sprowokowali dwie skutkujące rozbiorami wojny 1792 i 1794 roku – najwyraźniej kierując się zasadą: jeśli Polska nie ma być nasza, wedle naszych zasad skrojona, to równie dobrze może jej w ogóle nie być. Także dlatego, że ponieśli największe zasługi na rzecz światowej rewolucji na froncie edukacyjno-wychowawczym – kładąc podwaliny antykatolickiego w swej istocie, a etatystycznego co do zasady, systemu Komisji Edukacji Narodowej, kontynuowanego przez Komisje Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego już w latach królestwa kongresowego. Przeprowadzone przez nich „reformy” szkolnictwa, co do pryncypiów i efektów mają tylko jedną analogię: „walka z reakcją” w polskich szkołach i na uniwersytetach na przełomie lat 40. i 50. XX w. Warto pamiętać, że jako pisarze polityczni, autorzy sztandarowych dzieł propagandowych: „O ustanowieniu i upadku konstytucji 3 maja” (spółki autorskiej Hugona, Ignacego et consortes, majstersztyk zakłamywania historii na gorąco), czy „Podróż do ciemnogrodu” (autorstwa Stanisława Kostki, lektura obowiązkowa z kanonu polskiego postępactwa) są oni również pionierami nowoczesnej wojny ideologicznej, czarnego „pi-aru”. Doprawdy trudno przecenić niszczycielskie zasługi całej tej trójcy spod ciemnej gwiazdy w walce z Kościołem i Polską katolicką.

Miejsce dla zbrodniarza Druga grupa rzucająca się w oczy w rankingu „najgorszych”, to silna reprezentacja peerelowskich dygnitarzy z sowieckiego nadania i bohaterów z sowieckiego panteonu. Rażąca jest absencja w tym składzie Wojciecha Jaruzelskiego. Rozumiem, że autorzy rankingu przyjęli kryterium kwalifikujące wyłącznie nieboszczyków – szlachetnie zakładając, że wszak żyjący mają zawsze szansę rehabilitacji. A jednak umieszczanie obok siebie dwóch panów na „G” – Gierka i Gomułki – a pomijanie Jaruzelskiego, zwłaszcza w kontekście niedawnego wyroku w sprawie Grudnia ’70, zakrawa na dezinformację. Wszak to Jaruzelski, który był wówczas szefem MON, odegrał w planowaniu i egzekucji zbrodni grudniowej kluczową rolę. Warto też zauważyć, że Jaruzelski faktycznie obalił zarówno Gomułkę jak i Gierka. Nie sprostali oni bowiem wysokim wymaganiom stawianym przez Moskwę. Najwyraźniej zaś Wojciech Jaruzelski tym wymaganiom sprostał. Pozostaje on zatem najbardziej zasłużonym dla sowieckiej i postsowieckiej racji stanu, zdrajcą i sprzedawczykiem. Całym życiem Jaruzelski – kimkolwiek ten człowiek tak naprawdę jest – służył interesom Moskwy w Polsce. Nie wolno zapominać, że jest on bezdyskusyjnie zbrodniarzem w dwojakim tego słowa znaczeniu. Z jednej strony odpowiada po prostu za śmierć szeregu ludzi – patriotów pomordowanych w latach 40. i 50., kiedy to jako TW „Wolski” wysługiwał się sowietom na froncie „walki z reakcją”; winien jest niewątpliwie tzw. sprawstwa kierowniczego, a więc i ofiar (polskich i czeskich) inwazji na Czechosłowację 1968, Grudnia 1970, Grudnia 1981 i lat następnych. Ale z drugiej strony jest też Jaruzelski zbrodniarzem w rozumieniu norymberskim. Co to znaczy? Otóż Jaruzelski przez znaczną część swojego życia brał udział w planowaniu i przygotowywaniu, ni mniej, ni więcej, trzeciej wojny światowej. Jako lojalny podwładny sowieckiego ministerstwa obrony narodowej (w strukturze tzw. Układu Warszawskiego szef MON PRL wiceministrowi MON ZSRS) dopuszczał się zatem planowania wojny napastniczej, co jako zbrodnia przeciw ludzkości w Norymberdze słusznie kwalifikowało na szafot, a co najmniej do więzienia. Że już o innych zasługach Jaruzelskiego w sowietyzacji Polski nie wspomnę. Doprawdy warto w rankingu PCh24.pl zrobić wyjątek dla tego arcyłotra.

Super-bohaterowie Ostatnie spostrzeżenie na marginesie rankingu „najgorszych Polaków” może się komuś zda klasycznym przypadkiem „wożenia drzewa do lasu”. Oto bowiem namawiam Szanownych Redaktorów katolickiego portalu na to, by ci najgorsi nie przesłaniali najlepszych – by zdrada i zaprzaństwo nie były prezentowane jako główny, ani jedyny wątek naszych dziejów. Nie jestem, co chyba oczywiste, zwolennikem przedwczesnego „spuszczania zasłon miłosierdzia”, zanim się widownia dobrze nie zorientuje, kto jest kto i co było grane. Nic podobnego – dlatego też chętnie, jak widać, do Waszego rankingu dorzucam moje trzy grosze. Ale niech oszustów, łajdaków i zbrodniarzy stanu nie spotyka więcej ten honor, żeby trafiwszy na afisz zajmowali całą jego powierzchnię. Pamiętajmy więc przede wszystkim o prawdziwych bohaterach, ludziach mądrych, uczciwych, szlachetnych, którym zawdzięczamy fakt, że możemy sobie oto po polsku czując i mówiąc, a po katolicku myśląc i wartościując konstruować jeszcze jakieś rankingi. Jacyż więc są ci pozytywni bohaterowie naszej historii? Tutaj odpowiedź jest nadzwyczaj prosta: to jest poczet polskich świętych i błogosławionych Kościoła. Na szczęście w ponad tysiącletnich dziejach Polski zdarzyły się takie perły w każdym stuleciu. I trzeba rozstać się z oświeceniową praktyką sekularyzacj historii – trzeba przestać traktować żywoty świętych jako margines dziejów, jako jakąś „olimpiadę dla niepełnosprawnych”. Bo to nie margines bynajmniej, ale głowny nurt. Na czele zatem długiej listy naszych bohaterów pozytywnych widzę dwóch duszpasterzy i intelektualistów, którzy ponieśli śmierć męczeńską. Pierwszy super-bohater: św. Maksymilian Kolbe – każdy pamięta historię jego męczeństwa, ale nie każdy pamięta dwa doktoraty i jego wizję ewangelizacji przy wykorzystaniu najnowocześniejszych wynalazków. Św. Maksymilian interesował się wszak lotami w kosmos i telewizją. Dzisiaj to nic nadzwyczajnego, ale pamiętajmy, że przed II wojną światową takie zainteresowania nie były wcale oczywiste. Gdyby już za jego pracowitego życia zaczął rozwijać się Internet, to przypuszczam, że Święty byłby jednym z pierwszych jego użytkowników. Program czy raczej plan akcji św. Maksymiliana nie tylko nie traci na aktualności, ale – o zgrozo – nabiera wciąż nowej: tylko wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny oddalić może śmiertelne niebezpieczeństwo, które sprowadzają na świat nieprzyjaciele Boga i Kościoła. A nie działają oni w pojedynkę – wiedział o tym św. Maksymilian, od kiedy sto lat temu w Rzymie oglądał na własne oczy czarną procesję tamtejszych lóż masońskich. Drugi męczennik-intelektualista, drugi niezawodny patron na nasze czasy, to św. Andrzej Bobola. Podobnie, jak w wypadku św. Maksymiliana, wielu pamięta o jego męczeńskiej kaźni, ale warto przypomnieć, że to on właśnie jest autorem tekstu lwowskich Ślubów króla Jana Kazimierza. To właśnie św. Andrzej napisał te być może najważniejsze słowa wypowiedziane kiedykolwiek przez polskiego monarchę. Powinien je zresztą dobrze przeczytać i zapamiętać każdy mąż stanu, i każdy polski państwowiec. Zatem św. Maksymilian Kolbe i św. Andrzeja Bobola otwierają ex-equo listę najlepszych z najlepszych Polaków. Ale wszyscy inni nasi święci i błogosławieni, a także polscy słudzy Boży, których Kościół wyniesie może jeszcze kiedyś na ołtarze (jak, mam nadzieję, ks. Piotra Skargę) – wszyscy oni także stanowią niezawodne punkty odniesienia - i to nie tylko w czasach, w których żyli, ale już na zawsze. Są oni i dziś drogowskazami, dzięki którym łatwiej się orientować w meandrach polskiej historii. Grzegorz Braun

Labirynty jałowych diagnoz. "A gdy - zainfekowani defetyzmem - jesteśmy już pozbawieni woli działania, to komu to służy?" W styczniu 2012 roku gościem toruńskiego klubu „Szewska Pasja” był prof. Zdzisław Krasnodębski. Mówił o relacjach polsko-niemieckich. Przedstawił niekorzystny dla nas bilans tych relacji. Zarazem wskazał kilka pól, na których można by działać, by nadać tym relacjom bardziej partnerski charakter. Po wykładzie dyskutowano. Jak? Dodawano kolejne informacje i interpretacje pogłębiające pesymistyczny obraz. Nikt, choć na obecni byli także przedstawiciele środowiska akademickiego, nie podjął wątku działań prowadzących do poprawy pozycji naszego kraju w stosunkach z Niemcami. Nikt nie próbował skierować uwagi obecnych na te części wykładu, które określały pola, na jakich nadal możliwe jest działanie na rzecz interesów Polski. Czy taka reakcja wynikała z niewiedzy? Nie sądzę – niektórzy dyskutanci wykazali się sporą wiedzą o stosunkach polsko-niemieckich. Czy z braku umiejętności twórczego myślenia – tak, w pewnej mierze. Bo szkicowanie nowych ścieżek działania właśnie takiego myślenia wymaga. Ale widzę jeszcze inną, ważniejszą i silniejszą przyczynę takiego zachowania. Pewien – zabójczy dla nas-Polaków – nawyk myślowy.

Mistrzowie defetyzmu Otóż jesteśmy mistrzami defetyzmu. Zwłaszcza zaś my-obóz niepodległościowy. Ekspertami w tworzeniu map zagrożeń. Gorzej z rysowaniem realistycznych projektów pozytywnych zmian. Potrzebę diagnozy najczęściej czuje się wtedy, gdy coś nie gra. Gdy chce się bliżej uchwycić, co nie gra. Dlaczego nie gra. I co zrobić, żeby grało. Trzy są kroki sensownej diagnozy: określić, co nie gra; wskazać, dlaczego nie gra; zaproponować, jak to naprawić. Trzy kroki – jeśli diagnoza ma być skuteczna. Ale rzadko jest. Przykład - służba zdrowia. Kłopot z każdym krokiem. Po pierwsze, nie całkiem wiemy, co nie gra (przecież coś chyba musi grać, nieprawdaż?). Są poważne oznaki, że np. w systemie ratownictwa sporo nie gra. Krok drugi: dlaczego ten system nie działa należycie? Tu mamy mnóstwo, w większości domysłów, często niezbyt poważnych. I nie tylko przepychanki i interesy polityczne utrudniają spokojne określenie przyczyn niesprawności, ale także ograniczone umiejętności analityczne. Wreszcie trzeba by zrobić krok trzeci – bo bez niego przecież cała diagnoza psu na budę warta! Cóż nam bowiem po diagnozie, która nie prowadzi do skutecznych kroków zaradczych. Tak byłoby logicznie. Tymczasem spora (chyba większość!) diagnoz nie służy rozwiązaniu problemów. Przynajmniej nie tych, które są diagnozowane.

Rytualne diagnozy niemocy Ileż to razy słyszeliśmy, że nic nie możemy zrobić, bo wszędzie są agenci – gdy tylko coś zainicjujemy, zaraz będą nas rozbijali (jakbyśmy sami nie potrafili się namiętnie skłócać). Ileż to razy słyszeliśmy, że ponad naszymi głowami Niemcy się dogadały z Rosją i teraz jesteśmy w kleszczach. Ileż razy słyszeliśmy w mediach wolnego obiegu, jak bardzo nasza obecność w Unii Europejskiej pozbawia nas suwerenności. I o tym, jak bardzo obecne w Polsce wielkie międzynarodowe korporacje osłabiają polski biznes i jednocześnie nasilają presję kultury konsumpcyjnej. Są też głosy o niepokojącej uległości władz polskiego państwa wobec interesów izraelskich oraz żydowskich. Często autorzy tych diagnoz uważają, że są bardzo odważni, że tylko oni głośno mówią, co nam naprawdę grozi. W każdym z tych głosów jest pewna słuszność. Kłopot z tym, że zazwyczaj dają one tylko jeden efekt: wzmacniają poczucie zagrożenia i bezsilności. I dlatego są szkodliwe. Tak, prawda może być szkodliwa. Tak, prawda może paraliżować. A gdy - tak silnie zainfekowani defetyzmem - jesteśmy już pozbawieni woli działania, to komu to służy?

Chcesz diagnozować – zarazem proponuj! Diagnoz ci u nas dostatek. Ale ich ogromna większość to tzw. diagnozy bez konsekwencji. Takie, z których nic nie wynika. Nic dobrego. Często wynika z nich bowiem przygnębienie samych diagnozujących oraz odbiorców tych diagnoz. Nic dziwnego zatem, że spora część Polaków – zwłaszcza zaś ci, którzy popierają obecny układ rządzący – nie chce naszych diagnoz w ogóle słuchać. I to jest normalne i zrozumiałe. Zdrowi psychicznie ludzie nie chcą bowiem się dołować, skoro i tak nic dobrego z tego nie ma. W III RP diagnozowanie – zazwyczaj tyleż krytyczne, co jałowe - stało się rytuałem. Dlatego jakiś czas temu podczas moich podróży z „Pociągiem do Polski”, na spotkaniach m.in. klubów „Gazety Polskiej” wysunąłem postulat: za każdym razem, gdy diagnozujemy jakąś bolączkę, czujmy się zobowiązani do zaproponowania jakichś, choćby roboczych, kroków zaradczych.

Andrzej Zybertowicz

ŚCIOS KONTRA ZYBERTOWICZ Aleksander Ścios bardzo ostro zaatakował prof. Andrzeja Zybertowicza za artykuł „Labirynty jałowych diagnoz”. "A gdy - zainfekowani defetyzmem - jesteśmy już pozbawieni woli działania, to komu to służy?" ("Sieci"). Tezę Zybertowicza nazwał „kiepskim i wielce demagogicznym manifestem”. Obu Autorów bardzo cenię za próbę naprawy Rzeczpospolitej, a dokładniej społeczeństwa, które po niej zostało. Ścios stawia sobie za cel bardziej mądrość i sumienie narodu, Zybertowicz jego samoorganizację i skuteczność w realizacji wspólnych celów. Niewielu z nas nie zgodzi się, że we wszystkich tych obszarach mamy spore zaległości – by ująć to optymistycznie. Warto więc przyjrzeć się istocie sporu tak zasłużonych Autorów. Najpierw tezy Zybertowicza:
„…jesteśmy mistrzami defetyzmu. Zwłaszcza zaś my-obóz niepodległościowy. Ekspertami w tworzeniu map zagrożeń. Gorzej z rysowaniem realistycznych projektów pozytywnych zmian. Potrzebę diagnozy najczęściej czuje się wtedy, gdy coś nie gra. Gdy chce się bliżej uchwycić, co nie gra. Dlaczego nie gra. I co zrobić, żeby grało. Trzy są kroki sensownej diagnozy: określić, co nie gra; wskazać, dlaczego nie gra; zaproponować, jak to naprawić. Trzy kroki – jeśli diagnoza ma być skuteczna. Ale rzadko jest. (…) Wreszcie trzeba by zrobić krok trzeci – bo bez niego przecież cała diagnoza psu na budę warta! Cóż nam bowiem po diagnozie, która nie prowadzi do skutecznych kroków zaradczych. Tak byłoby logicznie. Tymczasem spora część (chyba większość!) diagnoz nie służy rozwiązaniu problemów. Przynajmniej nie tych, które są diagnozowane. Ileż to razy słyszeliśmy, że nic nie możemy zrobić, bo wszędzie są agenci – gdy tylko coś zainicjujemy, zaraz będą nas rozbijali (jakbyśmy sami nie potrafili się namiętnie skłócać). Ileż to razy słyszeliśmy, że ponad naszymi głowami Niemcy się dogadały z Rosją i teraz jesteśmy w kleszczach. Ileż razy słyszeliśmy w mediach wolnego obiegu, jak bardzo nasza obecność w Unii Europejskiej pozbawia nas suwerenności. I o tym, jak bardzo obecne w Polsce wielkie międzynarodowe korporacje osłabiają polski biznes i jednocześnie nasilają presję kultury konsumpcyjnej. Są też głosy o niepokojącej uległości władz polskiego państwa wobec interesów izraelskich oraz żydowskich. Często autorzy tych diagnoz uważają, że są bardzo odważni, że tylko oni głośno mówią, co nam naprawdę grozi. W każdym z tych głosów jest pewna słuszność. Kłopot z tym, że zazwyczaj dają one tylko jeden efekt: wzmacniają poczucie zagrożenia i bezsilności. I dlatego są szkodliwe. Tak, prawda może być szkodliwa. Tak, prawda może paraliżować. A gdy - tak silnie zainfekowani defetyzmem - jesteśmy już pozbawieni woli działania, to komu to służy?”
Oto ocena Ściosa: "Czytałem tekst prof. Zybertowicza i w pierwszym odruchu byłem skłonny przygotować polemikę z jego tezami. Doszedłem jednak do wniosku, że byłoby to bezcelowe. Tekst Zybertowicza trudno bowiem uznać za produkt solidnego naukowca i rzetelnego analityka. To raczej polityczna deklaracja, by nie rzec - agitka, powstała w określonym celu i z intencją ukrócenia "rytualnych diagnoz", które przeszkadzają w szerzeniu "filozofii huraoptymizmu". Z takim wytworem nie powinno się polemizować. Warto natomiast zwrócić uwagę na słabe punkty rozumowania pana Zybertowicza. Jeśli postuluje on, by za każdą "diagnozą" stały propozycje "kroków zaradczych", trzeba pytać - do kogo kieruje ten postulat? Jeśli do publicystów, blogerów czy analityków, to myli powinności tych osób i chce nałożyć na nie całkowicie absurdalne obowiązki. Nie od tego są publicyści, by wskazywać "środki zaradcze" na polskie problemy i nie od tego są analitycy, by dawać Polakom "złote rady". To bowiem potrafi byle kiep, a potrafi tym lepiej, im większym jest głupcem. Od takich "środków" roi się sieć internetowa i media po "naszej" stronie, a niemal każdy, kto liznął trochę wiedzy o świecie, gotów jest ogłaszać zbiory cudownych "recept" i dawać fachowe porady. Nic natomiast nie wskazuje, by pan Zybertowicz kierował swoje uwagi w stronę polityków opozycji - a zatem tych ludzi, od których powinniśmy wymagać racjonalnych działań i konkretnych decyzji. To oni, w miejsce ideowych deklaracji, pustych obietnic i komentarzy "na bieżące tematy", są zobowiązani do wskazania swoim wyborcom środków i metod, jakimi zamierzają osiągnąć określone cele. Powinni nie tylko przedstawić uczciwą diagnozę naszej rzeczywistości, ale precyzyjnie wskazać - jak zamierzają przejąć władzę w państwie, jakimi metodami chcą pokonać reżim i co uczynią, gdy obejmą stery władzy. Jeśli głosi się hasło - "Polacy zasługują na więcej" - tak powinno się walczyć z "poczuciem zagrożenia i bezsilnością". Jeśli jednak traktuje się Polaków niczym stado baranów lub uważa, że mogą przetrwać tylko w stanie bezmyślnego amoku - szerzy się wówczas bezzasadny "optymizm", "krzepi serca" patriotycznymi przemówieniami i opowiada banialuki o "labiryncie jałowych diagnoz". Gdyby pan Zybertowicz skierował swoje uwagi do właściwych adresatów - jego tekst byłby potrzebnym i trafnym wystąpieniem. W konwencji, w jakiej został napisany, z tezą, iż "prawda może być szkodliwa, może paraliżować" - jest tylko kiepskim i wielce demagogicznym manifestem. Obawiam się jedynie, by nie został wykorzystany do zagłuszenia poważnych problemów i nie posłużył jako oręż w rękach medialnych cenzorów."  bezdekretu.blogspot.com
Istotą sporu jest problem mówienia prawdy. Czy mamy zawsze mówić prawdę ludziom, dla których jesteśmy autorytetem (czyli też za których ponosimy w jakimś stopniu odpowiedzialność)? Czy też mamy prawo, a wręcz obowiązek, dostosowywać jej zakres do stopnia przygotowania odbiorców? Czy ważne jest mówienie Polakom prawdy, czy też równie ważna jest forma (otoczka), w jakiej się ją poda? Zakładam, że Ścios zgodziłby się, że nie wystarczy tylko być wiernym prawdzie, ale że trzeba też brać wzgląd na słuchaczy. Dlaczego więc tak ostro (‘agitka’) zaatakował Zybertowicza? Musi mieć jakąś wiedzę lub przypuszczenia, które każą mu widzieć prosty, logiczny i słuszny tekst Zybertowicza jako element gry polityczno-medialnej o dusze Polaków. Dopiero uprzedzony w ten sposób do adwersarza może oskarżać go o traktowanie „Polaków niczym stada baranów” i przygotowywanie narzędzia dla „medialnych cenzorów”.
Być może Polacy są stadem baranów (pewne cykle wydarzeń z naszej historii na to rzeczywiście wskazują), ale właściwym pytaniem jest, jak ich z tego stanu wyprowadzić? Zybertowicz stawia tezę, że można przedstawiać trudne diagnozy tylko wówczas, gdy przedstawi się jednocześnie drogi naprawy sytuacji. Ścios uważa to za próbę „ukrócenia” "rytualnych diagnoz” i ograniczenia pola debaty w obozie patriotycznym. Uważam, że obu Autorów różni nie istota problemu, ale jego adresowanie. Zybertowicz zwraca się do skupisk patriotów, które spotyka na swoich wykładach w ramach peregrynacji z książką „Pociąg do Polski, Polska do pociągu”. Z dużym uproszczeniem możemy przyjąć, że są to ludzie skupieni wokół „Gazety Polskiej” i Radia Maryja. Ścios z kolei, sekowany coraz bardziej w mediach prawicowych, skupia się na patriotycznej, nielicznej elicie, która potrafi bez różowych okularów czy  huraoptymizmu spojrzeć na nasze tragiczne położenie. Zybertowicz ma więc rację w odniesieniu do luźnych skupisk patriotów dywagujących nad losem Ojczyzny – tu trzeba nam rzeczywiście przełamywania ducha klęski i niemożności, a propagowanie nawet prawdziwych opisów naszej rzeczywistości bez remedium u przeciętnego Nowaka niechybnie rodzi rezygnację. Rację ma jednak i Ścios, który obawia się spłycenia debaty nad Polską w kręgach elity intelektualnej i decyzyjnej narodu. To rzeczywiście bardzo groźne zjawisko, bo o ile pasażerowie autobusu mogą mieć mgliste pojęcie o warunkach panujących na drodze i perspektywie dotarcia do celu, nie można tego powiedzieć o kierowcach. Głos Ściosa traktuję więc jako mocny (i nie pierwszy) apel do polityków i doradców Prawa i Sprawiedliwości, do liderów obozu patriotycznego, aby przestali się bawić w doraźne gierki polityczno-medialne i rozpoczęli uczciwą debatę nad Polską i szansami na jej wolność. By nie budowali przepaści pomiędzy swoją wiedzą i planami politycznymi a prostymi patriotami karmionymi iluzją sukcesu w kolejnych, już na pewno wygranych, wyborach. Sytuacja jest zbyt poważna. Podobny dylemat mieli kiedyś Inkowie. W XV wieku ich imperium rządził władca o imieniu Pachacuti, król o wielkim umyśle i rozmachu. Doprowadził Inków do szczytu rozwoju – odbudował Cuzco wraz ze świątynią Inti (Słońca) i wzniósł wiele fortec z Machu Picchu włącznie. Nie zatrzymał się jednak tylko na materialnym umacnianiu swego królestwa. Nurtowały go kwestie zasadnicze. Zastanawiał się nad Bogiem, którego czcił wraz ze swoim ludem. Czy Słońce, które codziennie wykonuje swoją powtarzalną pracę jak zwykły robotnik, jest Wszechmogącym Bogiem? Zauważył, że może zostać ono zasłonięte przez byle jaką chmurę. Doszedł do rewolucyjnego wniosku: jeśli Inti byłby prawdziwym Bogiem, to żadna stworzona rzecz nie mogłaby zaćmić jego światła! Pachacuti ze zgrozą skonstatował, że dotąd oddawał cześć zwykłej rzeczy tak, jak gdyby była ona Stwórcą! Zaczął badać przekazy wcześniejszych inkaskich pokoleń i odkrył, że praojcowie nie oddawali czci Słońcu, ale Wszechmocnemu Stwórcy Wszechrzeczy, którego nazywali Viracocha. Król skonstatował, że bezsensowne jest jednoczesne czczenie części Jego stworzenia w taki sposób, jakby była ona Nim. Zwołał więc kapłanów Słońca na sobór do Coricancha, przedstawił im swoje wnioski i rozkazał, by odtąd modlitwa była kierowana wyłącznie do Viracochy. Sobór postawił jednak przed królem problem: jak zareagują masy, gdy kapłani Słońca ogłoszą: „Wszystko, co nasze kapłaństwo nauczało przez ostatnich kilka wieków, okazało się błędne! Inti wcale nie jest Bogiem! Te okazałe świątynie, które z ogromnym trudem – i z naszego rozkazu – zbudowaliście dla niego, są bezużyteczne. Wszystkie rytuały i modlitwy związane z Inti są bezowocne. Teraz musimy rozpocząć od początku, od zera z tym prawdziwym Bogiem – Viracochą!”? Komisyjnie ustalili, że choć kult Inti jest fałszywy, to prawdę o tym zachowają tylko w obrębie klasy wyższej. Może z czasem lud dojrzeje do poznania rzeczywistości. Okazuje się jednak, że klasy wyższe miewają niekiedy krótki żywot. Pachacuti nie przewidział pojawienia się konkwistadorów… (Gdyby kogoś z Państwa zainteresowała powyższa historia i chciałby o niej poczytać więcej, odsyłam do książki „Wieczność w ich sercach – sensacyjny dowód wiary w jedynego prawdziwego Boga” Dona Richardsona, którą kiedyś przetłumaczyłem.)
Choć więc zgadzam się ze Ściosem, że naród zasługuje na prawdę - choćby była ona bolesna i mało optymistyczna – to nie zgadzam się z nim co do zakresu jej podania narodowi. Ścios chce się zatrzymać na prawdzie i mądrości politycznej, uważając zapewne, że naród nie jest gotowy na bardziej fundamentalną prawdę. Warto więc zadać sobie pytanie, skąd bierze się mądrość? Jak naród może się jej nauczyć? Czy wystarczą tu mądre analizy uczonego profesora, nawet nadawane na okrągło przez telewizję? Uważam, że nie. By naród zaczął mądrzeć, musi zwrócić się do początku mądrości. Nie da się domu zbudować od pierwszego piętra!
„Bojaźń Pana jest początkiem poznania; głupcy gardzą mądrością i karnością.” Przyp. 1:7
Pogarda dla mądrości i karności jest w Polsce powszechna. Głupota to praprzyczyna naszych nieszczęść narodowych. Biblia wskazuje jasno, jak wyrwać Polaków z tego stanu. Na niewiele zda się uczenie Polaków mądrości politycznej, gdy nie mają oni bojaźni Bożej. Ktoś powie, społeczeństwa Zachodu nie mają bojaźni Bożej (są zlaicyzowane), a i tak mają mądrość. Warto jednak zapytać, jak ją zdobyły. Najbardziej rozwinięte narody Europy mają w swojej historii najnowszej powszechny zwrot ku Bogu Biblii. Nie tak dawno ojcowie dzisiejszych Brytyjczyków, Skandynawów, Niemców, Szwajcarów, Holendrów postanowili zbudować swe państwa, opierając je na fundamentach chrześcijaństwa:
1 Sola scriptura (tylko Pismo Święte)
2 Sola fide (tylko przez wiarę/zaufanie)
3 Sola gratia (tylko dzięki łasce)
4 Solo Christo (tylko przez Chrystusa)
5 Soli Deo gloria (chwała tylko Bogu)
Efekty tego wyboru widzimy na przestrzeni ostatnich pięciuset lat historii Europy i świata. To tam rozwinął się dobrobyt i wolne społeczeństwa demokratyczne. Polska swoją szansę zmarnowała, gdy ostatni z Jagiellonów nie poszedł drogą Zachodu Europy, a szlachta obozu reform nie potrafiła się zjednoczyć. Dziś już zapewne nie odzyskamy dawnej imperialnej pozycji w środku Europy. Mamy jednak ciągle szansę na mądrość i Boże błogosławieństwo. Do tego jednak potrzebujemy prawdy nie tylko na poziomie politycznym, ale w pierwszym rzędzie na duchowym. Gdy więc Ścios, głoszący potrzebę ozdrowieńczej dla narodu prawdy, rozpoczął na swoim blogu dyskusję z takim oto wstępem:

„Ponad dwie dekady kłamstw i nachalnej propagandy sprawiły, że tylko niewielu Polaków dostrzega dziś prawdziwy kontekst wydarzeń przełomu lat 80/90., a jeszcze mniej ma świadomość, że tzw. okrągły stół nie tylko uratował komunistów od odpowiedzialności za zbrodnie przeciwko narodowi, ale doprowadził do legalizacji PRL-u i z komunistycznej „nowej świadomości” uczynił podwaliny tworu zwanego III RP. Dopiero w perspektywie „transformacji ustrojowej” można docenić dalekowzroczność komunistycznej strategii tworzenia fałszywej opozycji oraz zrozumieć, jakie znaczenie miało zaprzęgnięcie jej do pracy nad „uświadomieniem” Polaków.”
 Uznałem, że to właściwy czas i miejsce, by dotknąć podstawowej przyczyny powodzenia okrągłostołowego kłamstwa komunistów – współpracy hierarchów kościoła katolickiego z Janem Pawłem II na czele. Ku mojemu zaskoczeniu Gospodarz bloga, który w tak ostry sposób łaja Zybertowicza za próbę ograniczania mówienia narodowi prawdy, szybciutko i niegrzecznie zamknął dyskusję nad tą kluczową dla istnienia narodu kwestią…Polacy są jednak stadem baranów, nieprawdaż, Panie Aleksandrze? Chojecki

Global Reset Globalny Reset jest tematem, który elektryzuje czytelników. Wielu z Was zastanawia się do czego może doprowadzić obecna sytuacja, jakie jest wyjście z kryzysu. Otóż poziom długów przekroczył już dawno poziomy możliwe do spłaty. Tempo zadłużania wzrasta w ogromnym tempie. Co gorsza tym razem problem zadłużenia czy bankructwa nie dotyczy pojedynczego kraju jak np. Argentyna czy region Południowo Wschodniej Azji lecz niemalże całego świata. Globalny Reset długów zostanie poprzedzony zjawiskami ekonomicznymi, które jeżą włos na głowie. Czy do niego dojdzie? TAK. Niestety jest to pewnik. Przykładowy przebieg takiego procesu znajdziecie poniżej. Często zastanawiałem się w jakiej kolejności dojdzie do eksplozji poszczególnych elementów. Poniższy scenariusz wydaje mi się najbardziej prawdopodobny.

Krótkie spojrzenie na obecną sytuację:

1. Mamy historycznie niskie stopy procentowe, w skutek czego następuje powolna likwidacja klasy oszczędzającej. Coraz większa część społeczeństw zadłużona jest do granicy możliwości.

2. Banki centralne drukują nowe środki płatnicze pożyczając je rządom. W zamian rząd emituje obligacje i przekazuje je bankom centralnym gdyż przy sztucznie niskich stopach procentowych nie ma na nie wystarczającej ilości kupców.

3. Zapoczątkowany przez FED w 2008 roku program zwiększania podaży środków płatniczych mający osłabić dolara, doprowadził do sytuacji w której wszystkie kraje dodrukowują środki płatnicze w obawie przed nadmiernym wzmocnieniem własnej waluty. Jednocześnie wzrasta zadłużenie krajów, od którego odsetki są spłacane z podatków.

4. Dawniej mieliśmy 2 rodzaje banków. Depozytowo-kredytowe (zajmujące się udzielaniem pożyczek i kredytów ze środków zdeponowanych przez klientów) oraz banki inwestycyjne zajmujące się czystą spekulacją.
Od kiedy umożliwiono połączenie bankom obu działalności tzw. bezpieczne depozyty oraz obligacje stanowią zabezpieczenie wysoko zalewarowanych kontraktów terminowych. Gdy ostatnio sprawdzałem lewar dla banków USA wynosił 27. W takim środowisku nagły odpływ depozytów lub obniżenie wartości obligacji może szybko doprowadzić do bankructwa większość banków.

5. Legislacja przygotowywana w tajemnicy przed mediami pozwala zagrożonym bankom na przejęcie depozytów. Precedens Cypryjski był tylko testem gdyż prace nad „cypryjskimi rozwiązaniami” zaczęły się w Kanadzie kilka miesięcy temu.
Poza przejęciem depozytów rozważane jest także wprowadzenie podatku od aktywów finansowych (nie mylić z podatkiem od transakcji). Opodatkowanie akcji, metali szlachetnych czy obligacji spowoduje, że większość posiadaczy może być zmuszona sprzedać część aktywów aby zapłacić podatek. Podobny schemat zadziałał już w 1929 wywołując krach na giełdzie, który przerodził się w długotrwałą depresję.

6. Na naszych oczach następuje przesunięcie ogromnych rezerw złota z banków centralnych tzw. świata zachodniego do Chin, Indii, Rosji i innych krajów. Banki bulionowe będące ręką banków centralnych organizują poprzez handel kontraktami terminowymi wyprzedaże metali by obalić mit złota jako jedynego prawdziwego pieniądza oraz bezpiecznej przystani w czasach kryzysu oraz hiperinflacji.

7. W obecnym kryzysie nie chodzi o to kto ile zarobi, ale kto straci. Bezpośrednim celem nie jest transfer pieniędzy z jednej grupy (masy) do drugiej (elita bankierów) do czego oczywiście dojdzie. Najwyższym celem jest skupienie jeszcze większej władzy oraz kontroli w rękach osób, o których nie usłyszymy w mediach. Głównym celem jest utworzenie ponadnarodowego banku centralnego emitującego globalną walutę, sprawującego kontrolę nad każdym aspektem funkcjonowania finansów.

Jak zatem może przebiegać Globalny Reset? Zapalników może być wiele. Bankructwo pewnego banku. Ogłoszenie niewypłacalności nieznaczącego kraju czy podniesienie stóp procentowych. To od czego zacznie się rozpad systemu monetarnego zdeterminuje kolejność poszczególnych zdarzeń. Poniżej znajdziecie schemat pewnego scenariusza (moim zdaniem dość prawdopodobnego) ze wszystkimi implikacjami dla przeciętnego obywatela.
1. Bank ogłasza bankructwo. Każdy bank na skutek błędnych inwestycji ma bilans obciążony tzw. złymi aktywami. Aby kartel bankowy stał się ponownie wypłacalny część banków musi przejąć złe długi, po czym upaść. Mamy zatem dzień, w którym słyszymy, że pewien bank np. Morgan Stanley jest niewypłacalny i ogłasza bankructwo. Depozytariusze natychmiast rzucają się po swoje depozyty. Dostęp do banku jak i do kont nie jest już jednak możliwy. Rząd uspokaja, że sprawa zostanie załatwiona lecz ludzie zaczynają wyciągać depozyty także z innych banków. Na skutek upadku Morgan Stanley giełdy na całym świecie spadają o kilka procent gdyż inwestorzy obawiają się efektu domina. Ruch na giełdach zostaje wstrzymany na potrzeby uspokojenia sytuacji.  W efekcie wydrenowania systemu z gotówki wiele banków w USA, Kanadzie czy Europie jest zagrożonych niewypłacalnością. Banki, zbyt ważne aby upaść otrzymują pomoc od banków centralnych w postaci niejawnych awaryjnych pożyczek aby utrzymać płynność. Pozostałe banki są zmuszone ogłosić upadłość. Depozyty bankowe wchodzą do masy upadłościowej banku. Obligacje wyemitowane przez upadłe banki stają się bezwartościowe. Nakręca się spirala upadłości. Rząd ogłasza bank holiday. Wstrzymane zostają przelewy, a wypłaty z kont zostają ograniczone do symbolicznych kwot. Obawiając się zamieszek rządy deklarują, że depozyty np. do 10 tys. Euro pozostaną nietknięte. W ten sposób łatwo rząd eliminuje 90% niezadowolonych. Ofiarą krachu padają zatem osoby bardziej majętne oraz konta firmowe. Paraliż systemu finansowego doprowadza do zatorów w płatnościach przez co lawinowo rośnie skala upadłości firm, a wraz z nią bezrobocie.

2. Załamania gospodarcze W efekcie bankructwa kilku banków znacznie wzrasta niepewność o przyszłość. Ludzie nie wydają więcej niż to absolutnie konieczne. Cyrkulacja pieniądza obiegu zwalnia doprowadzając do chwilowej deflacji. Obroty wielu firm spadają o 30-40 %. Wiele z nich decyduje się zwolnić część pracowników. Na skutek wstrzymania przelewów przez powiedzmy 2 tygodnie wiele firm traci płynność. Dodatkowo, banki aby ratować się masowo wypowiadają kredyty. Spiralę zadłużenia nakręca fala upadłości spowodowana utratą środków zdeponowanych w bankrutujących instytucjach. Lawinowo spada zatrudnienie, obroty firm. Fala bankructw przyśpiesza. Wpływy z podatków załamują się. Brakuje środków na wypłaty podstawowych świadczeń.

3. Reakcja rządów Aby pozyskać środki na pokrycie bieżących wydatków rządy masowo podnoszą podatki i opłaty. Efekt jest odwroty w stosunku do założeń. W efekcie pogłębiającego się deficytu rządy decydują się uderzyć w fundusze emerytalne oraz indywidualne konta emerytalne. Po przeprowadzeniu odpowiedniej kampanii PR’owej dochodzi do nacjonalizacji środków emerytalnych. Rządy biorą na siebie obowiązek wypłaty emerytur. Kolejnym krokiem jest opodatkowanie aktywów finansowych. Jednym dekretem władze UE i USA, Kandy czy Australii nakładają np. 20% podatek na wszystkie aktywa finansowe. Większość akcji od czasu upadku pierwszego banku już straciła ok 20% - 30%. Aby zapłacić podatek „solidarnościowy” wiele aktywów nagle zostaje rzuconych na rynek. Wywołuje to kolejną fazę wyprzedaży doprowadzając do paniki na giełdach całego świata. Sytuacja finansowa budżetu mino drakońskich cięć nadal jest kiepska. Następnym ruchem może być wprowadzenie lub znaczne podniesienie podatku katastralnego. Z aktywami finansowymi w odpowiedniej wysokości można uciec z nieprzyjaznej jurysdykcji. Z nieruchomościami nie jest już tak łatwo, dlatego moim zdaniem podatek ten jest niemal pewny w obliczu desperacji rządów.

4. Efekt finansowy W efekcie działań rządów w „walce z kryzysem” dochodzi do utraty co najmniej 50 % wartości aktywów finansowych. Sprzedaż nieruchomości załamuje się w efekcie braku finansowania co wywołujejeszcze większy spadek cen. Oliwy do ognia dolewają licytacje komornicze nieruchomości, których właścicieli nie stać już na spłatę kredytu w efekcie lawinowego wzrostu bezrobocia. Ludzie tracą całkowicie zaufanie do instytucji finansowych czy rządu. Szukają bezpieczeństwa w złocie i srebrze. Skala zakupów bije dawne rekordy. Metal fizyczny staje się nie do dostania podczas gdy kartel atakuje papierowe złoto / srebro. Wykorzystuje do tego fakt, że Francja czy Włochy zostają zmuszone do sprzedaży części rezerw w zamian za dalszą „pomoc finansową”.

5. Obligacje rządowe, a stopy procentowe W przedstawianym scenariuszu założyłem, że problem zaczął się od upadku banku, a nie rządu zatem obligacje rządowe utrzymały póki co wartość. W obliczu krachu na globalną skalę rządy przekonują, że potrafią oprzeć się kryzysowi. Fakt jest jednak taki, że w obliczu ogromnej dziury budżetowej rządy na całym świecie będą zmuszone znacznie zwiększyć zadłużenie podobnie jak stało się to z Grecją, która moim zdaniem była testem jak daleko można się posunąć. W każdym razie na skutek braku środków w systemie większość obligacji emitowanych przez rządy zostanie skupiona bezpośrednio przez banki centralne zwiększając tym samym zadłużenie poszczególnych krajów. Dług powyżej 120% PKB stanie się normą. Szybkość obiegu środków płatniczych w systemie znacznie zwalnia przez co inflacja spada w okolice zera co pozwala na znaczne zwiększenie zadłużenia i kontynuację obsługi długu. W zamian za kolejne pożyczki papierowych środków kreowanych po koszcie zero, poszczególne kraje zmuszone są do przekazania suwerenności w ręce instytucji, tj. Komisja Europejska, MFZ, Bank Światowy czy FED. W efekcie wojen walutowych nasilają się animozje pomiędzy poszczególnymi krajami oskarżających się o nadmierne osłabianie własnej waluty. Każdy kraj chce zdewaluować walutę bardziej niż jego partner handlowy. Każda waluta traci wartość względem metali szlachetnych.

6. Wybuch inflacji – druga fala kryzysu W efekcie druku środków płatniczych na 3 zmiany na całym świecie wybucha inflacja. Ceny w sklepach wzrastają z dnia na dzień pomimo, że siła nabywcza gwałtownie spada. Większość społeczeństwa żyje od pierwszego do pierwszego. Widząc, że ceny rosną z tygodnia na tydzień ludzie wyzbywają się oszczędności aby zamienić je na coś trwałego. Tempo cyrkulacji pieniądza w obiegu wzrasta kilkakrotnie wywołując dwucyfrową inflację. Banki centralne pod kuratelą Bank of International Settlements decydują się podjąć wspólne działania zmierzające do powstrzymania hiperinflacji.
a) Podniesione zostają stopy procentowe na całym świecie. Obligacje rządowe po raz pierwszy od wielu lat zaczynają tracić na wartości. Wiele banków komercyjnych posiadających obligacje rządowe staje w obliczu bankructwa. Strategicznie ważne banki komercyjne na czas sprzedają obligacje do banku centralnego. Najważniejszy jest jednak fakt, że obligację rządowe stanowią podstawę zabezpieczenia kontraktów terminowych na Comexie. (Dla przypomnienia, wartość wszystkich derywatów przekracza obecnie 13 –krotny globalny PKB). Wielu uczestników rynku dostaje wezwanie do uzupełnienia depozytów (margin requirements) lecz w skutek braku środków dochodzi do załamania rynku. Comex zawiesza notowania większości kontraktów. Na świecie dochodzi do fali upadków wśród banków inwestycyjnych. Nasila się sytuacja opisana w poprzednich punktach (utrata depozytów, krach na giełdach, wzrost podatków, wzrost bezrobocia oraz zwiększona ingerencja rządu w każdy aspekt życia obywateli, obrót gotówkowy zostaje ograniczony do minimum).

b) Wzrost stóp procentowych powoduje lawinowy wzrost odsetek od długu. Obsługa odsetek pochłania większość wpływów budżetowych co przekłada się na dalsze cięcia w edukacji, opiece zdrowotnej, policji, służbach socjalnych. Kraje, które do tej pory nie przekazały rezerw złota w zamian za „pomoc finansową” zostają zmuszone do ich natychmiastowej odsprzedaży. Ostatecznie kraje zostają z długiem, którego nie da się spłacić gdyż same odsetki pochłaniają więcej niż 100% wpływów podatkowych.

7. Wprowadzenie nowej waluty W obliczu krachu finansowo - socjalnego na niespotykaną skalę ludzie przyzwyczajeni do polegania na rządzących zaczynają protestować ale i domagać się aby rząd coś z tym zrobił. Politycy wzajemnie wytykają sobie błędy. Branża finansowa staje się wrogiem publicznym nr 1. Wina zostaje zrzucona na brak regulacji państwowych lub ich brak na szczeblu globalnym. W ramach środków nadzwyczajnych dochodzi do spotkania w stylu G20 na którym zostaje wysunięta propozycja redukcji długów w zamian za oddanie dalszej suwerenności narodowej. Większość obligacji rządowych jest już w rękach banków centralnych. Pozostałe zostają łatwo wykupione powiedzmy za 20% ich nominalnej wartości. Banki centralne będąc w posiadaniu większości długu decydują zatem co z tym długiem zrobić. Prawdopodobnym rozwiązaniem jest propozycja umorzenia większości długu w zamian za zaakceptowanie nowej waluty promowanej przez jedną z głównych instytucji finasowych. Bez znaczenia stanie się czy emitentem będzie Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy bezpośrednio Bank of International Settlements. Nowa waluta będzie oparta częściowo lub całkowicie na złocie. Emitent będzie oczywiście w posiadaniu wystarczających rezerw złota jako, że skupował je przez ostatnie 30 lat. Proces ten będzie wymagał oczywiście skokowej rewaluacji ceny złota. (Przy obecnych cenach złota zwyczajnie by nie wystarczyło aby stanowić podwaliny nowego systemu monetarnego). Wraz z przyjęciem nowej waluty oraz częściową redukcją długów całość polityki monetarnej oraz nadzór nad polityką fiskalną (podatki, wydatki) zostają przekazane w ręce tych samych osób, które stoją za obecnym kryzysem. Jak głosi mądre powiedzenie „Stwórz kryzys, poczekaj na reakcję, zaproponuj rozwiązanie”.
8. Efekt upadku systemu monetarnego.

a)  Oszczędności większej części społeczeństwa zostaną przejęte przez upadające banki. Aktywa finansowe stracą większą część wartości w skutek krachu finansowego lub opodatkowana w ramach składki solidarnościowej. Wartość środków pieniężnych uratowanych jakimś cudem znacznie straci na wartości w skutek galopującej inflacji.

b)  Jeżeli chodzi o nieruchomości to także nie oprą się kryzysowi. Powszechna mądrość głosi, że nieruchomości stanowią ochronę przed inflacją. Jest w tym sporo racji lecz tym razem nie będziemy mieli do czynienia ze zwykłą inflacją. Upadek systemu monetarnego wiąże się z ograniczeniem lub całkowitym wstrzymaniem finansowania nieruchomości. Wzrost bezrobocia w połączeniu z ograniczeniem siły nabywczej oraz potencjalnym opodatkowaniem nieruchomości doprowadzi do ich znacznej przeceny.

c)  Najbardziej jednak ucierpią moim zdaniem posiadacze obligacji rządowych, które w skutek niewypłacalności emitentów, wzrostu stóp procentowych oraz znacznej inflacji staną się po prostu bezwartościowe.

d) Metale szlachetne w pierwszej fazie kryzysu zapewne także doznają korekty lecz dotknie to głownie tzw. papierowego metalu. Spadek ceny na Comexie w połączeniu z rosnącym popytem na metal fizyczny doprowadzi do rozjechania się ceny derywaty oraz metalu. Władze Comexu z dużym prawdopodobieństwem zmienią zasady gry zakazując rozliczenia kontraktów w formie fizycznej aby ochronić JP Morgana czy HSBC przed bankructwem. Co więcej spadająca cena bezwartościowej obietnicy dostarczenia nieistniejącego złota wygeneruje dodatkowe zyski dla banków shortujących metale. Cena fizycznego metalu będzie w tym przypadku bez znaczenia. Rosnąca cena metalu spowoduje pęd do zakupów. Ci ,którzy utracą wiarę w system zrozumieją wreszcie, że rząd nie jest by ich chronić. Zrozumieją, że ilości metalu nie można podwoić z roku na rok jak to się stało z papierem zwanym Euro czy Dolarem. Metal trzymany pod własną kontrolą może nie płaci odsetek czy dywidendy ale nie może być nagle opodatkowany lub przejęty przez bankrutujący bank. Lekcja ta będzie bolesna dla społeczeństwa lecz tak już jest skonstruowany świat w którym żyjemy.

Podsumowanie Powyższy scenariusz wydaje się niezwykle mroczny. Może tak być ponieważ większość z nas przyzwyczaiła się żyć bez obawy o jutro. Sytuacje opisywane powyżej dzieją się regularnie. Bardzo podobnie wyglądał upadek Związku Radzieckiego, bankructwo Argentyny czy Meksyku. Tym razem upadek systemu monetarnego będzie bardziej dotkliwy w skutkach ponieważ w tym samym czasie dotknie większą część świata. Władze Chin, Rosji doskonale zdają sobie sprawę, że obecny system się zawali. Wiedzą, że dni papierowej waluty są policzone. Dlatego przodują w zakupach złota, które jest polisą ubezpieczeniową. Ktoś może stwierdzić, przecież taki scenariusz uderzy także w kartel bankowy. Zgadza się, uderzy lecz tylko w jego część, dokładnie w tą która zostanie przeznaczona do „odstrzału”. Po upadku Lehmana główne banki w USA zwiększyły znacznie udział w rynku, a co za tym idzie siłę oddziaływania na rządy. Kryzys ostatnich lata spowodował zaostrzenie reguł oraz obciążeń podatkowych, które uderzyły w małych przedsiębiorców ułatwiając życie globalnym korporacjom. W całej tej grze chodzi o władzę, a nie o pieniądze. Pieniądze są tylko środkiem do celu. Krach co prawda stwarza wspaniałe możliwości inwestycyjne jeżeli ktoś jest odpowiednio przygotowany. Najważniejsza jest jednak władza. Społeczeństwa czy kraje nie zaakceptują tak po prostu oddania własnej suwerenności. Zrobią to jednak gdy zabraknie środków do życia. W sytuacji podbramkowej ludzie zgodzą się na wszystko byleby tylko sytuacja gospodarcza wróciła do normy. Mam nadzieję, że krach finansowy nie przerodzi się w otwarty konflikt. Historia pokazała, że utworzenie Ligi Narodów poprzedziła I Wojna Światowa. Wspólnotę Węgla i Stali (zarodek UE) oraz NATO utworzono zaraz po II Wojnie Światowej aby przeciwdziałać powtórzeniu się sytuacji. Mam nadzieję, że Globalny Reset powiązany z upadkiem systemu monetarnego odbędzie się jednak pokojowo, podobnie jak doszło do rozpadu mocarstwa jakim było ZSRR. Trader21

Kiedy uderzający z góry jastrząb razi swą zdobycz, to dzięki temu, że dokładnie wymierzył.”- twierdził Sun Zi w swojej „ Sztuce wojennej.” No właśnie! Trzeba dobrze wymierzyć, przygotować propagandę i dopiero uderzyć- tak przynajmniej jest w demokracji. I żeby zdobyć dodatkowe pieniądze na marnotrawstwo i spłacanie rosnących odsetek od zaciągniętych długów.. Już się przyzwyczailiśmy: władza uderza w nas nagle i niespodziewanie, potem jest dialog społeczny, a potem władza wprowadza to co sobie umyśliła., Wszystko przeciw nam! Dopiero co mianowany przez pana Donalda Tuska minister spraw wewnętrznych, pan Bartłomiej Sienkiewicz, wieloletni działacz” demokratycznej opozycji”, ogłosił, że chce zmienić sposób pobierania mandatów. Wiecie Państwo na jaki sposób? Ano płacony mandat będzie zależał od wysokości zarobków mandatowicza(???) Tak jak jest w krajach skandynawskiego socjalizmu- to znaczy najpierw należy obrabować bogatych, potem średniozamożnych, a potem skubać biednych. minister będzie to robił Pan minister Bartłomiej Sienkiewicz, podobno prawnuk wielkiego Henryka Sienkiewicza. Nie wiem, czy gdyby żył do dzisiaj pan Henryk Sienkiewicz- konserwatysta, pochwaliłby pomysł swojego prawnuka. Wątpię! Idiotyzm tego rozumowania polega na tym, że sprawiedliwym społecznie jest sytuacja, w której jedni za to samo płacą więcej, a inni mniej. I to ustala władza socjalistyczna i demokratyczna, która wszędzie domaga się równości, a w przypadku pieniędzy preferuje nierówność. Zależy to akurat od kryterium zarobkowego. Socjaliści sprawiedliwi społecznie forsują kolejny bałagan, który będzie wymagał szczególnych kontroli dochodów „ obywateli” w demokratycznym państwie prawnym.. Bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie ma wątpliwości, że chodzi o szczególne rabowanie bogatszych kierowców, pod hasłem, że mniej państwo socjalistyczne będzie rabowało biedniejszych. Ale socjalizm i tak wszystkim równo nosa utrze- bogatym jutro, a biednym pojutrze. Bo co to za sprawiedliwość, jak facet jadący samochodem w Norwegii czy Szwecji zapłacił kilkaset tysięcy koron. za to, że przekroczył prędkość, bo tak wychodziło z jego zarobków? Na razie rzecz dotyczy podatku dochodowego i mandatów- pobieranych progresywnie.. Ale co będzie jak socjaliści się rozkręcą i wprowadzą zróżnicowanie przy zakupach towarów(???) Wszystkie sklepy będą musiały mieć odpowiednie tabele cen przy robieniu zakupów i według tych tabel będą sprzedawać. Bogaci będą płacić więcej za zakupione towary- a biedni – mniej.. Za te same. To naprawdę będzie sprawiedliwie. Bo jak tak może być, żeby bogacz płacił tyle samo za masło, jak biedak.? To jest dopiero niesprawiedliwe.. Jak podjeżdża pod sklep nowym mercedesem to musi płacić więcej. Sprzedawca powinien mieć wgląd w zarobki swojego klienta.. I nie powinien mu nic sprzedać, jak nie ureguluje kar za mandaty.. I innych kar, które winien jest socjalistycznemu państwu.. No i sprawa punktów karnych.. Biedak powinien dostać za przekroczenie prędkości o 10km/h- powiedzmy 2 punkty karne, a bogacz- co najmniej 10… W końcu jest bogaty. Bogactwo zobowiązuje do płacenia więcej, żeby armia darmozjadów miała czym napełniać wiecznie głodne brzuchy. I żeby w końcu było sprawiedliwie.. Najsprawidliwiej będzie jak bogaci znikną zupełnie, albo pouciekają do Szwajcarii, czy innych krajów, tak jak pouciekali z Francji. W końcu kto wytrzyma podatek 75% od dochodów..(???) A we Francji jeszcze chyba nie ma zróżnicowania opłat mandatowych za to samo wykrocznie- a powinno już być. W Szwajcarii w niektórych kantonach, w których władze zwariowały- jest zróżnicowanie jeśli chodzi o wysokość płaconych mandatów,. Bogaci płacą więcej.. Powinno być również zróżnicowanie podług innych kryteriów niż bogactwo.. Na przykład od posiadania żony.. Za to, że się posiada żonę dodatkowo 10% do mandatu, a jeśli ktoś ma ślub kościelny- to jeszcze dwadzieścia procent.,. A jak się ma dzieci- to jeszcze dziesięć procent. – dodatkowo. Albo po pięć procent od każdego dziecka. Ale jak ktoś jest niepełnosprawny- to oczywiście mniej. Wszyscy chorzy na AIDS mogą być spokojni, mniejszości też powinny mieć ulgi…Kawalerowie i matki samotnie wychowujący dziecko- też powinny mieć ulgi.. Nie wspominając o kawalerach Orła białego. Gdyby żył Goring- marszałek Rzeszy – też. On dostał Orła Białego od prezydenta Mościckiego w roku 1936(!!!!). Goring ofiarował Mościckiemu psa- posokowca hanowerskiego oraz myśliwskiego Mercedesa- Benza. Którą to informację zewsząd wymazano, a ja znalazłem ją w książce pana Piotra Zychowicza- „Pakt Ribbentrop- Beck- czyli jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać Związek Sowiecki”.. Warto czytać ciekawe książki.. Pan Bartłomiej Sienkiewicz już w roku 1988 był w jaczejce organizacyjnej Międzynarodowej Konferencji Praw Człowieka w Krakowie.. Już wtedy związał się z międzynarodową organizacją lansującą fałszywy zabobon w postaci Praw Człowieka- przeciw Prawom, Naturalnym- Prawom Bożym, Współtworzył Ośrodek Studiów Wschodnich- agenturę wymierzoną przeciw Federacji Rosyjskiej, pracował w agenturze Urzędu Ochrony Państwa forsowany przez pana Krzysztofa Kozłowskiego, szefa MSW, który pozwolił panu Adamowi Michnikowi grzebać w archiwach MSW.. Czego pan Adam tam szukał? I po swoich poszukiwaniach nie pozostawił śladu?

Pan Bartłomiej Sienkiewicz był również współpracownikiem pana Andrzeja Milczanowskiego, tego samgo, który oskarżył pana premiera Oleksego współpracę z Rosją(!!!!) Urzędującego premiera oskarżył o współpracę z Rosją- minęło tyle lat i żadnemu z nich nie spadł włos z głowy.. W końcu logika podpowiada: albo winny jest pan Andrzej Milczanowski, albo winny jest pan Oleksy. Okazuje się, że w pookrągłostołowym systemie sprawiedliwości żaden nie jest winny.. Winny jest kto inny.. Pan Bartłomiej Sienkiewicz współpracował z Tygodnikiem Powszechnym i był członkiem rady Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Później założył firmę doradczą i „ szacował ryzyko inwestycji i badał otoczenie konkurencji”(????). Wykładowca Akademii Obrony Narodowej.. Członek Rady Centralnego Ośrodka Szkolenia Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.(????). Wcześniej pracował w pionie analitycznym Urzędu Ochrony Państwa. Następuje zmiana pokoleniowa.. Teraz przychodzą młodzi- Europejczycy.. I od razu przeciw nam- dokręcając śrubę. Jak ONI nas muszą nienawidzić, że ciągle forsują przepisy przeciw nam.?. ”Poruszające się drzewa to znak, że wróg się zbliża”.- twierdził Sun Zi. A drzewa poruszają się coraz gwałtowniej.. I wiatr wieje jakby mocniej.. Poruszające się drzewa, wiejący wiatr, propaganda i kolejny pomysł, żeby nas obrabować.. Teraz tylko czekać jak socjalistyczna władza ustali bogactwo, kogo zakwalifikuje do bogatych, a kogo do biednych- żeby wlepiać mandaty i punkty karne.. Za samo posiadanie czegokolwiek powinny być punkty karne.. No cóż….” Kiedy w zaroślach napotkasz mnóstwo przeszkód z drzew i trawy, to znaczy, że wróg chce cię zmylić”. No i codziennie myli. Żeby władza była przeciw narodowi?.. To czyja to władza? W czyim interesie rządzi? Takie proste pytanie zadaję sobie prawie codziennie?

NA pewno nie dla nas. WJR

Zostawimy podwyższony VAT na kolejne 3 lata i co nam zrobicie?

1. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu w ramach punktu obrad „Pytania w sprawach bieżących”, klub Prawa i Sprawiedliwości umieścił pytanie „W sprawie utrzymania przez rząd, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, podwyższonych stawek podatku VAT”. Była to reakcja na zupełnie przemilczaną przez media informację z ostatniego posiedzenia Rady Ministrów, podczas której rząd przygotowując dla Komisji Europejskiej dokument „Aktualizacja programu Konwergencji”, podjął właśnie decyzję o przedłużeniu obowiązywania podwyższonych stawek VAT przez kolejne 3 lata do roku 2016 włącznie. Zadawałem to pytanie razem z posłem Marcinem Witko, a odpowiadał na nie podsekretarz stanu w resorcie finansów Andrzej Bratkowski i niestety z zawartości odpowiedzi wynikało, że nie była to decyzja dogłębnie omówiona w kierownictwie ministerstwa.

2. Przypomnijmy tylko, że podwyżkę stawek podatku VAT o 1 punkt procentowy z 7% na 8%, z 22% na 23% i o 2 punkty procentowe dla nieprzetworzonych produktów rolnych z 3 do 5%, rządząca koalicja Platforma -PSL wprowadziła w grudniu 2010 roku w ustawie okołobudżetowej na rok 2011 na 3 lata czyli do 2013 roku włącznie. Zgodnie z dodatkowymi zapisami, stawki VAT miały wrócić do poprzedniego poziomu czyli odpowiednio do 3, 7 i 22% od 1 stycznia 2014 roku, pod warunkiem, że relacja długu publicznego do PKB mierzona metodą krajową na koniec 2012 roku, nie przekroczy 55%. Wstępnie już wiemy, że relacja ta wyniosła niewiele ponad 53%, a mimo tego jak już wspomniałem w Aktualizacji Programu Konwergencji przygotowywanego dla KE, minister Rostowski zapisał, że w kolejnych latach stawki VAT pozostaną na niezmienionym poziomie.

3.Wspomniana podwyżka stawek podatku VAT zdecydowanie mocniej dotknęła rodziny mniej zamożne, bo one z reguły wydają całość swoich miesięcznych dochodów, a kupowanie dóbr i usług jest objęte podatkiem VAT. Rodziny zamożniejsze część swoich dochodów oszczędzają i od tej zaoszczędzonej części, podatku VAT nie płacą. Właśnie dlatego VAT jest uważany za podatek dotyczący przede wszystkim ludzi niezamożnych i podwyżka jego stawek najsilniej uderza w słabsze ekonomicznie grupy społeczne, a w Polsce oznacza to większość społeczeństwa. Dlatego właśnie przywódcom Platformy, tak łatwo było odstąpić od obietnicy powrotu do starych stawek podatkowych, bo te podwyższone w większym stopniu obciążają przecież nie jej wyborców.

4. Jedna z codziennych gazet nawet policzyła, że przez 6 lat obowiązywania podwyższonych stawek VAT każdy obywatel naszego kraju od najmłodszego do najstarszego, zapłaci średnio 1056 zł tego podatku i to dodatkowe obciążenie dobitnie pokazuje jakie preferencje podatkowe ma rządząca koalicja Platformy i PSL-u. Podczas wymiany zdań z ministrem Bratkowskim razem z posłem Witko, zwracaliśmy właśnie uwagę na niezwykle łatwe sięganie przez rząd Tuska do kieszeni najmniej zamożnych obywateli naszego kraju i wręcz opór przed dodatkowym opodatkowaniem chociażby sektora bankowego czy sklepów wielkopowierzchniowych. Na przykład złożony przez klub Prawa i Sprawiedliwości projekt ustawy o dodatkowym podatku bankowym choćby przez 4 lata na czas kryzysu (jak na Węgrzech), który miał przynosić rocznie około 5,5 mld zł (podobnie jak podwyższone stawki VAT), został odrzucony przez większość posłów Platformy i PSL-u już w pierwszym czytaniu.

5. Zwracaliśmy także uwagę na wyjątkową bezradność resortu finansów i służb skarbowych w sprawie coraz powszechniejszych wyłudzeń głównie podatku VAT. Ostatnio jedna z codziennych gazet napisała, że mafie paliwowe już nie tylko pokątnie sprzedają paliwa silnikowe (cudownie otrzymane z na przykład z oleju opałowego) ale wydzierżawiają wręcz wolne stacje benzynowe na terenie całego kraju i sprzedaż paliw prowadzą bez żadnych ograniczeń. Według tej gazety tylko na nielegalnym obrocie paliwami, budżet państwa stracił w 2012 roku około 3,5 mld zł. Na ogromną skalę dokonuje się także wyłudzeń podatku VAT w tzw. przestępstwach karuzelowych przy obrocie prętami metalowymi pochodzącymi z importu (600-800 mln zł strat budżetu tylko w roku 2012) i w tego rodzaju wyłudzeniach wyobraźnia przestępców wydaje się nie mieć granic. Minister Bratkowski był w tej dyskusji cokolwiek bezradny, więc zażądaliśmy dodatkowo odpowiedzi na piśmie. Ma na to 30 dni, rewelacji się nie spodziewamy ale otrzymamy przynajmniej czarno na białym stanowisko resortu finansów w tych sprawach. Kuźmiuk

Piotr Walentynowicz: Prawda jest tylko jedna Moja śp. Babcia Anna Walentynowicz nie była przyjaciółką Henryki Krzywonos, nie łączyły ich też bliższe relacje. Faktyczną rolę mojej Babci w walce z komunizmem opisali dokładnie historycy. Tym bardziej dziwią kłamstwa powielane co jakiś czas w mediach przez Henrykę Krzywonos. Niedawno w tygodniku „Wprost” ukazała się rozmowa z Henryką Krzywonos, która po raz kolejny wypowiada się na temat śp. Anny Walentynowicz. Czytając ten wywiad, można odnieść błędne wrażenie, że moją Babcię i panią Krzywonos łączyły jakieś bliższe relacje, więzi i wspólne działania. Nic takiego nie miało miejsca. Przypominam również, że z relacji zarówno Babci, jak i żyjących jeszcze świadków wynika, że kobietami, które zawracały i namawiały stoczniowców do kontynuacji strajku, były panie: Ewa Osowska, Alina Pieńkowska oraz Anna Walentynowicz. Henryki Krzywonos w tej grupie nie było. Bardzo niepokoi ta żonglerka ikonami Solidarności, gdyż może świadczyć o kolejnej próbie manipulacji polską historią. Pani Krzywonos nie jest jedyną żyjącą kobietą, która wówczas znajdowała się w Prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej. Mamy również panią Joannę Gwiazdę, która po powstaniu Solidarności zasiadała w prezydium i była jego rzecznikiem prasowym. Nie rozumiem więc, dlaczego pani Krzywonos jest traktowana jako jedyne źródło informacji, a nie sięga się do relacji świadków historii. Oczywiście nie zamierzam kwestionować udziału w sierpniowych strajkach pana Bogdana Borusewicza, który w oczach Pani Krzywonos jest jedynym bohaterem ówczesnych wydarzeń. Należy jednak pamiętać także to, że pan Borusewicz samowolnie usunął z listy postulatów strajkujących zapis o wolnych wyborach, tym samym podporządkowując Solidarność kierowniczej roli PZPR w państwie i sojuszom międzynarodowym. Rozumiem, że bardzo trudno zorientować się w natłoku tak wielu sprzecznych czy też rozbieżnych informacji. Zwłaszcza młodym ludziom, którzy urodzili się po 1980 r. oraz tym, którzy nie byli naocznymi świadkami tamtych wydarzeń. Jednak każdy może wyrobić sobie pogląd chociażby poprzez analizę postawy „bohaterów” strajku w stosunku do „kolebki Solidarności”, czyli Stoczni Gdańskiej. Wystarczy sprawdzić w ogólnodostępnych publikacjach, jak bohaterowie Solidarności, m.in. Joanna i Andrzej Gwiazdowie, Anna Walentynowicz, Krzysztof Wyszkowski, Lech Kaczyński, zachowali się wobec działań panów: Leszka Balcerowicza, Andrzeja Olechowskiego oraz Janusza Lewandowskiego, którzy doprowadzili do obecnego stanu Stoczni Gdańskiej, będącej cały czas w stanie upadłości. Szersze materiały dotyczące poruszonych kwestii można odszukać na stronie www.stoczniagdańska.info Mając na uwadze prawdę historyczną, jeszcze raz bardzo proszę w imieniu swoim oraz całej naszej rodziny, by nie zakłamywać biografii śp. Anny „Solidarność”, jak nazwał Babcię w swojej książce dr hab. Sławomir Cenckiewicz.

Piotr Walentynowicz

Dusiołek mniejszościowy Szkoda każdego słowa; literatura, zwłaszcza romantyczna, wyprzedza życie i właściwie można powiedzieć, że naszą romantyczną trójcę, do której, jak wiadomo, zaliczamy Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego i Zygmunta Krasińskiego, musiały wspierać proroctwa. Jakże inaczej wytłumaczyć zadziwiającą zgodność ich poetyckich wizji z wydarzeniami i to niekoniecznie ówczesnymi, tylko współczesnymi? Weźmy na przykład rolę przechrztów w życiu publicznym, przedstawiona przez Zygmunta Krasińskiego w „Nieboskiej komedii”: „Cieszmy się bracia moi. - Krzyż wróg nasz, podcięty, zbutwiały, stoi dziś nad kałużą krwi, a jak raz się powali, nie powstanie więcej”. Czyż to nie mógłby być manifest najweselszego w „Gazecie Wyborczej” działu religijnego? Albo taka na przykład deklaracja polityczna Klucznika Gerwazego na wieść o konflikcie między Napoleonem, a cesarzem Aleksandrem: „Gdy wielki wielkiego dusi, my duśmy mniejszych - każdy swego.” Czyż to nie odzwierciedla zarówno możliwości, jak i linii politycznej rządu premiera Tuska? Jak wiadomo, uprawianie prawdziwej polityki nasi Umiłowani Przywódcy mają surowo zakazane zarówno od Naszej Złotej Pani, jak i zimnego ruskiego czekisty Putina, toteż wyżywają się raczej „w sferze działań zewnętrznych” - co zauważył jeszcze w XVIII wieku rosyjski ambasador Stackelberg. Toteż zaraz po narodowych łachotkach z czekoladowym orłem i różowymi balonikami w tle, niezależne media głównego nurtu zajęły się zmianą wiary mecenasa Rafała Rogalskiego. Pan mecenas Rogalski z dnia na dzień przestał wierzyć w zamach smoleński, a zaczął gorliwie wierzyć w „błąd pilota”, słowem - zmienił wiarę o 180 stopni. Złośliwcy, których na tym świecie pełnym złości nie brakuje, zaczęli go z tego powodu przezywać „Rogalem Rafalskim”, co jest oczywiście godne potępienia i surowego napiętnowania. Znacznie ważniejsze jest przecież co innego; że po zmianie wiary pan mecenas Rogalski natychmiast stał się obiektem życzliwego zainteresowania niezależnych mediów głównego nurtu i posła Stefana Niesiołowskiego. Na przesłuchanie wezwała go do TVN sama „Stokrotka”, co pokazuje, że prawdziwy zespół doktora-pułkownika Laska Macieja jest znacznie większy, niż ten zatwierdzony oficjalnie. Bo tak się jakoś złożyło, że zmiana wiary pana mecenasa Rafała Rogalskiego zbiegła się w czasie z rozpoczęciem działalności wspomnianego zespołu, a zespół rozpoczął działalność niezwłocznie po tym, jak premier Tusk obiecał był pułkowniku-doktoru Lasku „sporo pieniędzy”, żeby o katastrofie smoleńskiej „rozpowiadał” - ale odwrotnie, niż rozpowiada znienawidzony Antoni Macierewicz. Wprawdzie kto wierzy w finansowe obietnice pana premiera Tuska, ten sam sobie szkodzi, ale przynajmniej w pewnych przypadkach nie o same finanse może tu chodzić, a bardziej - o wykonanie zadań. Jakże inaczej wytłumaczyć, że podczas przesłuchiwania posła Joachima Brudzińskiego „Stokrotka” usiłowała skłonić go do przyznania się, iż wierzy, że zamachu w Smoleńsku dokonali „Ruscy”. Dlaczego akurat „Stokrotce” tak zależy na skierowaniu podejrzeń na „Ruskich” a ściślej - zasugerowaniu, że poseł Joachim Brudziński właśnie „Ruskich” podejrzewa o zamach - nietrudno zgadnąć. Ja na przykład uważam, że jeśli w ogóle w Smoleńsku doszło do zamachu, to zgodnie z zasadą is fecit cui prodest, co się wykłada, że ten zrobił, kto skorzystał, poszlaki bardziej wskazują na tubylczą soldateskę, niż na ruskich szachistów, którzy 10 kwietnia 2010 roku już nie mieli poważnego powodu, by zabijać polskiego prezydenta na swoim terenie w sposób ściągający na nich podejrzenia. To już prędzej (na podwórze kamienicy wchodzi przechodzień, a dozorca pyta - do kogo? -Na to przybyły: czy tu mieszka pan Górkiewicz? - Nie mieszka - odpowiada dozorca. - To może mieszka tu pan Piórkiewicz? - To już prędzej by mieszkał Górkiewicz - odpowiada dozorca.) te powody miała tubylcza razwiedka, na co wskazywałyby gorączkowe poszukiwania przez osoby wysłane 10 kwietnia do przejęcia Kancelarii Prezydenta dokumentu pod tytułem „Aneks do Raportu o rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych” skrywającego ponoć różne kompromaty, mogące wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich. W świetle tych podejrzeń zrozumiałe jest nie tylko zaangażowanie niezależnych mediów głównego nurtu w krzewienie wiary w „błąd pilota”, ale również determinacja „Stokrotki”, żeby posłowi Brudzińskiemu wmówić dziecko w brzuch. Swoją drogą, dlaczego ci wszyscy Umiłowani Przywódcy biegają w dyrdy do TVN, zamiast wziąć przykład z Agnieszki Radwańskiej, która tamtejszym funkcjonariuszom dożywotnio odmówiła wstępu na swoje konferencje prasowe? Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi do głowy to to, że panna Radwańska stoi na własnych nogach, podczas gdy ci wszyscy Umiłowani Przywódcy nie znają dnia ani godziny, więc na wszelki wypadek próbują podlizać się każdemu. Życie takiego Umiłowanego Przywódcy jest pełne zasadzek - o czym przekonała się pani minister Mucha od sportu. Najwyższa Izba Kontroli właśnie ogłosiła, że jakieś grube miliony z kasy ministerstwa poszły na pokrycie strat Narodowego Centrum Sportu z powodu koncertu rozwydrzonej pani Weroniki Ciccione, znanej pod pretensjonalną ksywą „Madonna”. Kto tę całą Madonnę tu ściągnął i dlaczego pani minister Mucha uznała, że musi pokryć stratę - tego już pewnie się nie dowiemy, chyba, że odwołamy się do mojej ulubionej teorii spiskowej, według której każdy minister w rządzie premiera Tuska jest rodzajem legata konkretnej bezpieczniackiej watahy, która po to wsadziła go do rządu, żeby pilnował jej interesów. No to pilnuje, a jak trzeba, to z publicznych pieniędzy pokrywa straty jakichś niewydarzonych entreprenerów - zaś ten cały premier Tusk trzymany jest na swoim stanowisku w charakterze notariusza kompromisu zawartego między wspomnianymi watahy. Ale jeśli tak, to i ministrze Musze włos z głowy nie spadnie, chyba żeby - co nie daj Boże - brała „nie po czinu”. Wtedy - ręka, noga, mózg na ścianie! Bo jakże inaczej myśleć, kiedy oto pan prof. Robert Gwiazdowski w „Rzeczpospolitej” otwartym tekstem pisze, jak to „Ministerstwo Finansów postanowiło zalegalizować łapówki” za niestosowanie wobec niektórych podatników odpowiedzialności zbiorowej. Podatnik, na którego rzecz dokonano dostawy towarów nie będzie ponosił odpowiedzialności za zobowiązania podatkowe dostawcy, jeśli zostanie wpisany na specjalną listę prowadzoną przez ministra finansów. Warunkiem dostania się na tę listę jest wpłacenie tzw. „kaucji” w wysokości co najmniej 20 procent prawdopodobnych zobowiązań, nie mniej jednak jak 100 tys. złotych. I jakże tu nie przypomnieć proroctwa św. Ildefonsa, który jeszcze grubo przed wojną wieszczył, że „mówiła żony ciotka: tych co płacą - nic nie spotka!”? Więc już bez zaskoczenia słuchamy dalszych szczegółów przytaczanych przez prof. Gwiazdowskiego, że statystyczny przedsiębiorca w Polsce osiągnął w ubiegłym roku przychód w wysokości niewiele ponad 80 tys. złotych. W tej sytuacji już wiadomo, dla kogo jest lista i „kaucja”. Czyżby i pan minister Jacek „Vincent” Rostowski między legaty? Wszystko to być może zwłaszcza, gdy przypomnimy, że w słynnym „gabinecie cieni” Platformy Obywatelskiej w 2007 roku, pana Jacka „Vincenta” Rostowskiego, ani jako kandydata na ministra finansów, ani w ogóle - nie było! Kandydatem na ministra finansów był pan Zbigniew Chlebowski, późniejszy „Zbycho” z afery hazardowej („walczę Rysiu”), której - jak się okazało - też „nie było”. Kto pana Jacka „Vincenta” Rostowskiego panu premieru Tusku nastręczył do rządu i na jakich warunkach - to pewnie jedna z największych tajemnic państwowych - a jak mówił arcykapłan Mefres, czy może Pentuer z „Faraona” - „a kto by zdradził tę wielka tajemnicę, umrze podwójnie ciałem i duszą”. Pan prof. Gwiazdowski pyta, czy to „przypadek”. Ależ skądże, wcale nie! Jak powiadał ś.p. ks. Bronisław Bozowski, „nie ma przypadków, są tylko znaki”. A co na to pryncypialni tajniacy z CBA? Węszenie w tym miejscu mają zakazane? SM

„Nie chodzę na wybory Dlaczego mam być alibi dla kogoś, kto się pcha do władzy? Ilu jest kolesiów w Sejmie, którzy nigdy nie zrobili nic dobrego”- twierdzi pan Marek Piekarczyk, wokalista zespołu TSA, a obecnie juror w programie „The Voice of Poland”. Pan Marek nie chodzi na wybory, do czego ma prawo w demokracji, w której nam przyszło żyć. Ale elektorat tych wszystkich partii, które Polskę wywracają do góry nogami – na wybory chodzi.. Mam na myśli wyborców Platformy Obywatelskiej- dawniej Unii Wolności, Prawa i Sprawiedliwości- dawniej- Akcji Wyborczej Solidarność, Polskiego Stronnictwa Ludowego- dawniej Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, Sojuszu Lewicy Demokratycznej- dawniej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej czy Ruchu Palikota- dawniej Platformy Obywatelskiej.

Paradoks demokracji polega między innym na tym, że o sprawach jednostki- decydują inni w tłumie. Bo demokracja to tłumność rządzenia.. I jeśli pan Marek Piekarczyk- którego szanuję, jako człowieka uczciwego, chociażby dlatego, że nie wstydzi się Chrystusa nosząc publicznie krzyżyk na szyi, tak jak pani Radwańska, która miała odwagę zerwać z konferencjami , w których mieliby uczestniczyć dziennikarze TVN– na wybory nie chodzi i nie oddaje głosu na przykład na Kongres Nowej Prawicy- to skąd moi koledzy partyjni mają wziąć głosy, żeby spróbować przeciwstawić się w Sejmie tym wszystkim idiotycznym ustawom przepychanym przeciwko nam, przez wrogów Polski i wrogów wolności jednostki? The Voice of Poland- potrzebny jest również w demokratycznym Sejmie.. Prawda – Panie Marku? A jak go nie ma.. To robią z nami co im się podoba- w imię boga większości.. Większość może beztrosko deptać wolność pojedynczego człowieka.. Tłum zawsze miał w nosie indywidualną wolność.. Byle zdeptać, unicestwić, ubezwłasnowolnić- jednostkę… I nie ważne, czy jest to tłum na ulicy- czy tłum sejmowy..”Tłum bowiem to stado niewolników, które nigdy nie obejdzie się bez pana”- twierdził Le Bon. A każdy demokratyczny poseł ma swojego pana- szefa tłumku parlamentarnego Jak już mamy mieć demokrację do końca świata i o jeden dzień dłużej- to potrzebne są głosy- the voce of Poland. Owszem statystyka uczestnictwa w bachanaliach- jest potrzebna tym, którzy potrzebują sankcjonowania swojej władzy.. Ale tak skonstruowany jest model wyboru władz,, Wszystkich można oskarżyć o współudział w rządach demokratycznych, ale nie dajmy się zwariować.. ja – na przykład – chodzę na wybory demokratyczne, ale ani razu nie zdarzyło mi się oddać głosu na jakiegoś idiotę parlamentarnego.. Dlaczego używam słowa” idiota”? Skoro człowiek parlamentarny nie widzi podstawowych związków przyczynowo- skutkowych- to musi być idiotą-…. albo cynikiem.. Ale skoro publicznie mówi, dając swoją twarz i myśli, które przedstawia- to jest jeszcze większym idiotą- niż idiota prawdziwy i pospolity., ale nie sejmowy.. Bo, żeby nie widzieć związku pomiędzy wysokością podatków, a bezrobociem- to naprawdę trzeba być kompletnym idiotą.. Albo związku pomiędzy rozdawnictwem pieniędzy, a ruina kraju.. Już nie wspomnę o związku pomiędzy demokracją, a jej skutkami.. Ja miałem ten komfort przez lata, że startowałem w demokratycznych bachanaliach.. i głosowałem po prostu na siebie. A w wyborach prezydenckich na Janusza Korwin- Mikke.. Druga tura mnie nie interesowała.. W roku 1990 głosowałem na Stana Tymińskiego- bo on był spoza tej ferajny.. Pan Janusz wtedy nie zebrał wystarczającej liczby podpisów.. Zresztą nie znałem go wtedy…. Zwróciłem na niego uwagę, gdzieś koło roku 1992.. I widziałem już wtedy- nie mając takiej wiedzy jak dziś, że to mówią ci wszyscy kandydaci – to jakiś bełkot.. Nienawidzę bełkotu! I jestem na niego uczulony.. Lubię argumenty..

Tak jak- wydawałoby się pan Jan Krzysztof Bielecki- doradca premiera Donalda Tuska, obecny na tzw. Liście Macierewicza, który uchwały lustracyjnej autorstwa pana Janusza Korwin- Mikkego- nie wykonał.. Wyciągnął listę jakiegoś majora czy pułkownika służby, który dla swoich potrzeb ją skonstruował… A gdzie lustracja posłów, senatorów, wojewodów sędziów i prokuratorów? Bo to było istotą uchwały lustracyjnej z 1992 roku.. To nie jest Lista Macierewicza.. To jest lista jakiegoś pracownika MSW.. Tak jak Lista Widsteina.. Przecież to nie jest Lista Bronka.. On ją tylko upublicznił.. Pan Bielecki oczywiście nie lobował na rzecz rosyjskiego inwestora, chociaż w tej sprawie rozmawiał z panem Aleksandrem Kwaśniewskim.. Ale na pytanie dziennikarza, czy Pan Kwaśniewski w takim razie lobował na rzecz rosyjskiego inwestora powiedział, żeby trzeba postawić kropkę .. Ach- kropkę? Skoro rozmawiał, a pan Aleksander Kwaśniewski- proponował- to lobował, czy nie? Oczywistym jest, że lobował, ale nie lobował.. I jeszcze wymienił żydowskie nazwisko jakim obrzucają pana Jana Krzysztofa Bieleckiego – internauci.. Chodzi o nazwisko Izaaka Blumenfelda.. Chyba wymienił je specjalnie, żeby mieć argument „ antysemicki”.. Teraz będzie powtarzał, że w Polsce jest antysemityzm, choć przecież Żydów nie ma.. Ale” antysemityzm” jest.. Ciekawe????? „Pragnę prosić o przebaczenie w imieniu Żydów, którzy wraz z innymi Polakami, przyczynili się do umocnienia okupacji sowieckiej w Polsce. Do stworzenia systemu opresji i represji. To może brzmi nazbyt patetycznie, szczególnie, że nic mnie etnicznych nimi nie łączy prócz korzeni etnicznych, ale w końcu ktoś musi prosić o przebaczenie”- napisał w Rzeczpospolitej dr Ryszard Praszkier- Żyd, ale polski patriota. Ludzi trzeba oczywiście dzielić na mądrych i głupich, uczciwych i nieuczciwych, lojalnych wobec państw polskiego- i nielojalnych.. A nie ze względu na pochodzenie etniczne.. Są ludzie o różnym pochodzeniu, którzy Polsce i nam nie służą.. Są przeciw nam. Na przykład poseł John Godson. -jest Murzynem, ale służy prawdzie, jeśli chodzi o wartości chrześcijańskie.. I chwała mu za to.. Kolor skóry nie ma tu nic do rzeczy.. Jest człowiekiem mądrym i odpowiedzialnym. A przy tym ideowym i nie sprzedaje się – tak jak inni… Służy Polsce! Na przykład pan prezydent Bronisław Komorowski., który opowiada duby smolone, opowiadając we Francji jak to „szliśmy ręka w rękę”(???) z Francuzami.Szczególnie w 1939 roku- kiedy Francuzi nie dotrzymali danych nam gwarancji i zostawili nas na uderzenie najpotężniejszej armii świata- wtedy. Albo ile trzeba mieć tupetu, żeby twierdzić, że wepchnięcie Chorwacji do nieudanego projektu socjalistycznego – jakim jest Unia Europejska. ”stworzy możliwości dla tego kraju”(?????) Bogactwo pochodzi z pracy, a nie z tymczasowych dotacji dla ”elit”, które te dotacje rozkradną.. Wejście Chorwacji państwa- jaki jest Unia Europejska- spowoduje dodatkowe kłopoty tego państwa.. Już zakazano im używać ich nazwy wina..(???) Wszystkie dawne państwa suwerenne, a obecnie przebywające- mam nadzieję tymczasowo- w innym państwie o nazwie Unia Europejska- mają kłopoty.. Jedne większe, inne mniejsze.. Ale mają.. I całość bankrutje.. I namawiać innych, że wchodzili na pokład tonącego Titanica.. Przyznacie Państwo, że jest to przynajmniej niestosowność.. Jak nie bezczelność! Dlatego trzeba na wybory pójść- ale nie głosować na te pięć list- które wymieniłem wcześniej. Prawda, panie Marku? WJR

Unia forsuje socjalistyczny model szkoły Hitlera

Video Korwina Mikke „ Dziecko niewolnika należy do Pana . Tak ma być w Unii Europejskiej „ ...(więcej)
Noam Chomsky „UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).”....(źródło )
Aleksander Piński „zakaz uczenia dzieci w domu jako alternatywy dla publicznej edukacji wprowadził w 1937 r. Adolf Hitler „...”Adolf Hitler zaszczepiał niemieckie poczucie wyższości już uczniom szkół podstawowych. W NSDAP najliczniejszą grupą zawodową byli nauczyciele nauczania początkowego „.....”jak silnym narzędziem indoktrynacji jest publiczne szkolnictwo. Było nim od samego początku. Nie jest przypadkiem, że kraj, który pierwszy wprowadził obowiązkową publiczną edukację (zrobiły to w 1794 r. Prusy, część dzisiejszych Niemiec), to kraj, który wywołał dwie wojny światowe i którego władze, przy braku sprzeciwu ze strony narodu, dopuściły się zbrodni na niespotykaną wcześniej skalę. „.....”Bez państwowej oświaty nie byłoby dwóch wojen światowych i Holokaustu „....”Piętnastu policjantów weszło do domu państwa Busekros w Norymberdze i siłą zabrało 15-letnią Melissę spod opieki rodziców. Wykonywali wyrok sądu będący reakcją na to, że Melissy nie uczono w publicznej szkole, ale w domu. Nie zdarzyło się to w trakcie dyktatury nazistów w latach 30. XX w., ale zaledwie pięć lat temu. Wolfgang Drautz, konsul generalny Niemiec w USA, oświadczył wówczas, że niemiecki rząd ma „uzasadniony interes w przeciwdziałaniu powstawaniu grup społecznych opartych na poglądach innych od głównie obowiązujących". „....” Nie bez powodu w 1806 r., po klęsce Prus w bitwie pod Jeną, przebudowę państwa rozpoczęto od zacieśnienia kontroli nad tym, kto i czego uczy w szkołach publicznych. Wprowadzono państwowe certyfikowanie nauczycieli oraz sankcje odebrania dzieci rodzicom, jeżeli nie dopilnują, by chodziły one do szkoły (sankcja istniejąca do dzisiaj także w Polsce). Niemiecki filozof Johann Gottlieb Fichte (1762–1814), propagator pruskiego systemu edukacji publicznej, twierdził w „Odezwach do narodu niemieckiego" z 1807 r., że „nie wystarczy mówić do uczniów, trzeba kształtować ich charakter w taki sposób, by sami z własnej woli chcieli tego samego co my" „.....”Rolę publicznego, obowiązkowego szkolnictwa w niemieckich agresjach militarnych zauważył także Erich Maria Remarque, autor słynnej (zakazanej i palonej na stosach przez nazistów) powieści z 1929 r. „Na zachodzie bez zmian". Twierdził, że powodem I wojny światowej była indoktrynacja dzieci w publicznych niemieckich szkołach. Także Dietrich Bonhoeffer, urodzony w 1906 r. luterański duchowny, znany z otwartego oporu wobec Hitlera (za co stracono go 9 kwietnia 1945 r.), uważał II wojnę światową za nieuniknioną konsekwencję niemieckiego szkolnictwa publicznego. „.....”W książce „Approaches to Auschwitz: The Holocaust and Its Legacy" (Podejścia do Auschwitz: Holokaust i jego spuścizna) historycy Richard L. Rubenstein i John King Roth piszą, że nauczyciele, zwłaszcza ze szkół podstawowych, byli największą grupą zawodową w NSDAP. Pochodziło z niej także 30 proc. kierownictwa partii (nauczycielami byli na przykład szef SS Heinrich Himmler i skazany na śmierć przez Trybunał w Norymberdze Julius Streicher, twórca antysemickiego tabloidu „Der Strumer"). Ich praca wśród młodzieży była wyjątkowo skuteczna. Do Narodowo-Socjalistycznej Organizacji Studentów, która m.in. wywołała antysemickie zamieszki w 1931 r. w Austrii i Niemczech, należało ok. 60 proc. wszystkich żaków, co świadczy o blisko dwukrotnie wyższym odsetku poparcia dla nazistów w tej grupie niż w całym społeczeństwie. „.....”skoro widzi się, jak silnym narzędziem indoktrynacji jest publiczna edukacja, powinno się jej konstytucyjnie zakazać „.....”publiczna edukacja prowadzona pod przymusem i przez państwowych nauczycieli równie skutecznie propagowała ideały III Rzeszy i Trzeciej Fali, co dzisiaj III RP „.....”Bez wieloletniego prania mózgu w szkołach politycy nigdy nie mieliby takiej władzy nad społeczeństwem. Nie bez powodu państwo przejęło pełną kontrolę nad szkołami w Prusach w 1794 r., gdy chłopi zbuntowali się przeciw panom feudalnym i trzeba było wybić im z głów nieposłuszeństwo. I dlatego, parafrazując Władysława Gomułkę, raz zdobytych szkół politycy nie oddadzą nigdy. „.....Matematyka nienawiściCzego uczyły państwowe szkoły w Niemczech w latach 30 XX. w. Przykładowe zadania z matematyki:Utrzymywanie chorej psychicznie osoby kosztuje ok. czterech marek dziennie. Obecnie jest 300 tys. chorych psychicznie pod opieką państwa. Ile kosztuje ich utrzymanie? Ile pożyczek dla nowożeńców o wartości 1000 marek każda można by udzielić za te pieniądze? „....(źródło )
Jan Hartman „Szkoły i uczelnie nie są winne bezrobociu. Ich winą jest co innego - to, że są tym, czym są. Kiedyś będą musiały zniknąć, jak każdy anachronizm. „.....”Szkolnictwo powszechne w obecnym kształcie jest dziewiętnastowiecznym przeżytkiem. Kulturowym i politycznym. Jeśli działa do dziś, to tylko mocą biurokratycznej inercji i obezwładniającej hipokryzji. Machina szkolna produkuje bowiem nie tylko zastępy nauczycieli, urzędników oraz, rzecz jasna, absolwentów szkół, lecz również narkotyzującą propagandę własnych sukcesów i ''chwałę resortową''.Zupełnie jak ongiś w Prusach czy innej carskiej Rosji. Machina szkolna, kontrolująca programy, proces nauczania i weryfikacji wiedzy uczniów, nastawiona jest na dowodzenie, że wszystko jest pod kontrolą, a edukacja daje zadowalające wyniki. „....”Przeciętny absolwent liceum nie wie ani połowy tego, co zakładają sobie ''programiści'' w odniesieniu do absolwenta szkoły podstawowej. Po pięciu latach studiów osiąga w zakresie wiedzy ogólnej standard być może odpowiadający ''profilowi absolwenta gimnazjum'', choć i w to wątpię. Zresztą nie ma czego żałować, bo program naszych szkół to breja ulepiona z przypadkowych i mało pożywnych składników. „.....”Funkcja szkoły jest dziś prawie wyłącznie społeczna. Jej zadaniem jest organizowanie czasu młodzieży w postaci bardziej czy mniej infantylnych zabaw. Wiele z nich to zabawy w uczenie się do egzaminów (testów) i ich zdawanie. „.....”nie da się nic sensownego zrobić z dziećmi zapędzonymi do klasy na kilka godzin dziennie. Ta formuła już się wyczerpała. Musimy się z tego wycofać. Mam nadzieję, że w ciągu tego stulecia obowiązkowe szkoły powszechne znikną. Szkoły staną się dobrowolne i zmienią się w instytucje samouczenia się pod kierunkiem nauczycieli pomagających dobierać odpowiednie środki i materiały tym, którzy uczyć się pragną i mają po temu jakieś predyspozycje (a z pewnością nie jest to większość ludzi). Teraz czeka nas jednak długi okres przejściowy „.....”Upadek szkolnictwa jest zjawiskiem powszechnym i nieodwracalnym „....(źródło )
Rafał Mierzejewski „Bon oświatowy. Tak nazywa się pomysł, który może rozwiązać wiele problemów polskiej oświaty. „....”dea bonu – niekoniecznie musi on konkretyzować się w formie papierowego dokumentu – polega na tym, że pieniądze z państwowej kasy przeznaczone na edukację idą za każdym uczniem do tej szkoły, którą on sobie wybierze. Niezależnie od tego, czy jest to szkoła publiczna – powołana przez państwo, czy społeczna – założona przez rodziców, czy też prywatna – utworzona przez przedsiębiorcę, który chce na nauczaniu zarobić. Bon każdego ucznia jest wart tyle samo i może on – np. w przypadku tańszej szkoły państwowej – pokrywać całość kosztów edukacji, lub w droższej szkole prywatnej – tylko część (resztę pieniędzy dopłacają wtedy rodzice).Głównym celem bonu jest wprowadzenie konkurencji do systemu edukacyjnego, zapewnienie – jak tłumaczył pomysłodawca tego systemu noblista Milton Friedman – rywalizacji między szkołami prywatnymi a publicznymi. Friedman w 2005 r., rok przed  śmiercią, wyznał, że gdyby bony edukacyjne się upowszechniły, byłby to jego wielki sukces w dziedzinie polityki społecznej „...(więcej )
Hans Frank „Polska powinna być tak uboga, aby Polacy sami chcieli pracować w Niemczech” „...(więcej )
Jeden za największych socjalistów Adolf Hitler odniósł pośmiertny sukces. Nie tylko Polska jest tak biedna ,że nie trzeba już Polaków wywozić bydlęcymi wagonami do fabryk Niemiec . Polacy doprowadzeni do nędzy przez pro „pruski „ reżim sami zapełniają fabryki całej Europy dostarczając tania siłę roboczą .Socjalistyczny, totalitarny model szkoły o Hitlera odniósł spektakularny historyczny sukces . Socjaliści politycznej poprawności w całej j Europie , w tym również w Polsce wprowadzili hitlerowski model nauczania . Pełną parą trwa produkcja prymitywnych niewolników niezdolnych do zrozumienia otaczającego ich świata, a tym samym do buntu przeciwko wyzyskującym ich socjalistycznym panom .
Jak Pan Bóg chce kogoś naprawdę pokarać to spełnia jego marzenia. Pan Bóg musi bardzo lewaków nie lubić bo spełniło się ich marzenie i jak Europa cała, wzdłuż i wszerz hitlerowski, socjalistyczny model szkoły stał się obowiązkowy . Potulne masy, zdemoralizowane , niezdolne do utworzenia normalnej rodzin i objęci prawidłowej opieki nad dziećmi , pozbawione własności ,godności i jakichkolwiek pozamaterialnych ambicji Socjaliści odnieśli pełny edukacyjny sukces , czego najlepszym dowodem jest upadek ekonomiczny , kulturowy i cywilizacyjny Europy . Im bardziej zniewolono umysłu , tym mniej były one wydajne. Regres intelektualny , kreacyjny następował . Jedynie coraz prymitywniejsze prace mogli ludzie wykonywać . Europa staje się zadupiem gospodarczym , ekonomicznym i technologicznym . Wcześniej czy później skończy się to likwidacją elit . Łatwo podbić i usunąć elity kraju , czy nawet całego kontynentu zacofanego gospodarczo i militarnie, czego najlepszym dowodem podbicie całego subkontynentu indyjskiego przez …..prywatna firmę. Kompanię Wschodnioindyjską. Faktycznie już utworzono równoległy system edukacji dla elit i dla chłopstwa pańszczyźnianego . Elity wysyłają dzieci do szkół prywatnych , a pozostałe dzieci z dołów społecznych do „pralni mózgów „Lewactwo idzie jednak jeszcze dalej świadczy artykuł czołowego socjalisty politycznej poprawności, jednego z guru Palikota , profesora Hartmana. Polecam jego plany wprowadzenia totalnej eugeniki w tym wprowadzenia pozwoleń na dzieci ( video ..więcej )
Hartman postuluje aby odebrać większości dzieciom prawo do wiedzy. Jedynie wybrańcy będą mogli się uczyć , czyli dzieci socjalistycznej elity. Hartman „Szkoły staną się dobrowolne i zmienią się w instytucje samouczenia się pod kierunkiem nauczycieli pomagających dobierać odpowiednie środki i materiały tym, którzy uczyć się pragną i mają po temu jakieś predyspozycje (a z pewnością nie jest to większość ludzi). To dlatego lewactwo już niedługo podchwyci myśl Hartmana. O wpływie Hartmana i generalnie socjalistów politycznej poprawności na Tuska świadczy jego myśl,że Polacy nadają się co najwyżej na ….spawaczy . Warto przypomnieć ,że pierwsza osobą , która programowo odcięła Polaków od edukacji i uważała ich za niezdolnych był …..socjalista Hitler Oczywiście należy jak najszybciej zlikwidować mająca charakter przestępczy socjalistyczną szkołę . Najpierw w ramach okresu przejściowego wprowadzić bon oświatowy , a następnie po zaprzestaniu okradania przez państwo Polaków podatkami należy przywrócić Polakom i ich dzieciom wolność edukacyjną . To obowiązkiem rodziców jest zadbać o właściwą edukację dzieci raz o ukształtowanie ich światopoglądu i postaw moralnych . Bo nic gorszego już polskie dzieci spotkać nie może. Co może być gorsze dla dzieci niż reżimowy , hitlerowski model szkoły jaki zafundowała Polakom II Komuna .
W odróżnieniu od tego co planuje Hartman wszystkie polskie dzieci maja prawo do wszechstronnej edukacji . I prawo to mogą zapewnić tylko rodzice. Bo jeśli lewactwu uda się zrealizować pomysł Hartman to już niedługo Polacy zostaną zepchnięci do roli „szczepu „ ( terminologia Hartmana ) posłusznych analfabetów. video „system edukacyjny indoktrynacja „prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska.Zdolnych matematycznie dzieci jest więcej niż połowa, a wśród nich sporo wybitnie uzdolnionych. Jednak różnie się to rozkłada w grupach wiekowych. W grupie 5-latków co piąte dziecko jest wybitnie uzdolnione, w grupie 6-latków co czwarte dziecko wykazuje się wysokimi uzdolnieniami matematycznymi. W grupie pierwszoklasistów wybitne uzdolnienia wykazywał tylko co ósmy uczeń. Miało to miejsce już po ośmiu miesiącach nauki w szkole. Okazało się też, że dzieci szkolne były mniej twórcze, mniej odważne i wykazywały się mniejszym poczuciem sensu”....”Dziecko w pierwszym tygodniu pobytu w szkole orientuje się, że pani chwali za odpowiedzi jego kolegów, a milczy, gdy ono mówi. Co robi? Naśladuje innych uczniów. Powtarza bezmyślnie, nie rozumiejąc, o co chodzi. To kopiowanie powoduje, że nauczyciel nie widzi problemów. Rodzice też nie, bo syn czy córka przynosi dobre oceny. Dziecko szybko orientuje się, od kogo odpisać pracę domową, żeby było dobrze, udaje bardzo zapracowane, by nauczyciel go nie odpytywał, w domu namawia rodziców do rozwiązywania za niego zadań. I te mechanizmy się utrwalają, bo chronią przed nieszczęściem „.....(źródło)
The Economist „Wolna edukacja” nauka przez internet przekształca uniwersytety , kreując nowe możliwości dla najlepszych światowych uczelni i i ogromne zagrożenie dla reszty „ ...” nauczanie na poziomie światowym poziomie , surowe kryteria przyjęcia na uczelnię i budzące podziw kwalifikacje pozwoliły najlepszym na świeci uniwersytetom ustanowić gigantyczne czesne w wysokości ponad 50 tysięcy dolarów na Harvardzie. „.....” Obecnie prawna zgoda na nauczanie internetowe przekształca edukację uniwersytecką , dając najlepszym uniwersytetom szansę do rozszerzenia zasięgu , otwierając nowe możliwości dla przedsiębiorczych i tworząc śmiertelne zagrożenie dla działąjących wolno i przeciętnych . Korzenie sięgają dziesięciolecia wstecz . W 1971 roku brytyjski Otwarty Uniwersytet zaczął uczyć poprzez radio i telewizję . Nastawiony na zysk Uniwersytet w Phenix naucza od 1989 roku . Uniwersytet MIT i inne wysyłają lekcje przez internet od dekady. Ale zmiany w 2012 roku są elektryzujące. Dwa nowe przedsięwzięcia , oba związane z Uniwersytetem Stanford rekrutują studentów w ogromnej liczbie dla masowych otwartych internetowych kursach. W styczniu Sebastian Thrun , profesor nauk informatycznych z tego uniwersytetu poinformował o utworzeniu Udacity , która rozpocznie oferowanie nauczani w następnym miesiącu . Zrezygnował z profesury w Stanford . W październiku Udacity zgromadziła 15 milionów dolarów od inwestorów. Udacity posiada już 475 tysięcy użytkowników. W kwietniu dwóch eks kolegów Thurna, Andrew Ng , i Daphne Koller , utworzyli konkurencyjną Coursera , która zgromadziła 16 mionów dolarów kapitału ( venture capital ) . Na początek oferuje kursy czterech uniwersytetów . Do sierpnia zgromadziła milion studentów , a w chwili obecnej posiada już 2 miliony studentów . „.....”Harvard i MIT ogłosiły ,że każde z nich wyłoży 30 milionów dolarów , aby utworzyć edX , nie nastawione na zysk wspólne przedsięwzięcie , które będzie oferować kursy z Ivy League Uniwersytetów ( najbardziej prestiżowe uniwersytety amerykańskie). Inne uniwersytety będą zmuszone dołączyć . „...'8 spośród 33 uniwersytetów partnerskich Coursera jest spoza USA , wlicząjąc uniwersytety z Edynburga, Toronto i Melbourne . 14 grudnia konsorcjum brytyjskie z wiodącym Open University a włączając St Andrews i warwic z Bristolu utworzyły Futurelearn, nową platformę dla bezpłatnych kursów , która szybko zacznie konkurować z amerykańskimi . Istnieje polityczna i ekonomiczna presja , aby poprawić wydajność wyższego nauczania .Koszt na studenta w USA wzrósł prawie pięć razy ponad stopę inflacji od od 1983 roku . Prawdziwa innowacja tkwi w integracji wykładów z interaktywnymi kursami , takimi jak automatyczne testy , guizy a nawet gry .Wykłady w realu nie mają pauzy , możliwości cofnięcia , czy puszczenia naprzód . Koszt takich kursów rozkłada się na ogromna liczbę studentów . Udacity kurs o komputerach , prowadzony przez Opetera Norviga , dyrektora działu badan Googlea przyciągnął 160 tysięcy studentów. W przyszłości jedna klasa może liczyć nawet półtora miliona studentów. Clayton Christensen , profesor Harvard Business School i autor zarazem książki „ Innowacyjny Uniwersytet „ przewiduje masowe bankructwa uniwersytetów w ciągu następnej dekady „...(więcej)
Piotr Cywiński” Dzieci nie są już sprawą małżeństw heteroseksualnych, ba, wkrótce nie będą nawet sprawą „rodzin” lesbijek czy gejów. Tego w każdym razie domaga się Melissa Harris-Perry z nowojorskiego kanału telewizji MSNBC. Ta czterdziestoletnia moderatorka magazynu politycznego twierdzi:”Musimy pożegnać się z ideą, że dzieci należą do ich rodziców i rodzin, i uznać, że należą do społeczeństwa.”.....”Na Harris-Perry spadła lawina krytyki, jakoby czerpała natchnienie z ideologii głoszonej przez Hitlera, Marksa, Lenina, Stalina i Mao Zedonga. Ona sama odparowuje na swym blogu: podoba się komuś czy nie, społeczeństwo ma i będzie miało interes w narodzinach dzieci, niezależnie od interesów i potrzeb rodziców - koniec, kropka. „...(więcej )
Noam Chomsky „ODWRÓĆ UWAGĘ”...”Kluczowym elementem kontroli społeczeństwa jest strategia polegająca na odwróceniu uwagi publicznej od istotnych spraw i zmian dokonywanych przez polityczne i ekonomiczne elity, poprzez technikę ciągłego rozpraszania uwagi i nagromadzenia nieistotnych informacji. Strategia odwrócenia uwagi jest również niezbędna aby zapobiec zainteresowaniu społeczeństwa podstawową wiedzą z zakresu nauki, ekonomii, psychologii, neurobiologii i cybernetyki. „Opinia publiczna odwrócona od realnych problemów społecznych, zniewolona przez nieważne sprawy. Spraw, by społeczeństwo było zajęte, zajęte, zajęte, bez czasu na myślenie, wciąż na roli ze zwierzętami (cyt. tłum. za „Silent Weapons for Quiet Wars”).”.....”POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIEPrzez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.”..(źródło )
Wymuszenia rozbójnicze, kradzieże, pobicia stają się w szkole codziennością. MEN nie reaguje. Szkoła to miejsce, gdzie zagrożone jest bezpieczeństwo uczniów. Lawinowo przybywa przypadków przemocy. „....”Z danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wynika, że szkoła zaraz po ulicy jest najmniej bezpieczną przestrzenią publiczną. „.....”Minister Szumilas z 6 mln zł, jakie miała w tym roku zarezerwowane na program „Bezpieczna i przyjazna szkoła", 4,5 mln zł przeznaczyła na kampanię informacyjną o obniżeniu wieku szkolnego, a 1,25 mln zł na... promowanie zdrowej żywności. Ile wydała na bezpieczeństwo? Jedynie 250 tys. zł. Pieniądze te trafiły na profilaktykę przeciwdziałania narkomanii „...(więcej )
Pod bokiem nauczycieli rozgrywają się dziecięce dramaty, które trwają miesiącami. „....”Przybywa też kradzieży, udziału w bójce i przestępstw narkotykowych. Alarmujące są także statystyki MSW dotyczące szkolnej przestępczości. Wynika z nich, że w zeszłym roku blisko 35 proc. rozbojów, wymuszeń, kradzieży rozbójniczych popełniono na ulicy, a niemal 29 proc. - czyli 7,5 tys. - w podstawówce lub gimnazjum. Podobnie sprawa wygląda z bójkami, także tymi, które kończą się  uszczerbkiem na zdrowiu, za czym kryją się uszkodzenia ciała czy połamane kończyny.”......”O tym, że szkolną przestępczość można ograniczyć, świadczą dane z 2007 r., kiedy spadła ona o kilkanaście procent. Ówczesny minister edukacji Roman Giertych przekonuje, że był to efekt przyjętego w 2006 r. rządowego programu „Zero tolerancji dla przemocy w szkole".Jego następczyni Katarzyna Hall z programu się wycofała, co natychmiast zostało odnotowane przez policyjne statystyki.”....(więcej )
Lekcje seksu dla czterolatka”...”Edukacji seksualnej powinny być poddane już małe dzieci – wynika z konferencji współorganizowanej przez MEN „.....”Już sześciolatek powinien rozumieć pojęcie „akceptowalny seks",”....”Była poświęcona prezentacji „standardów edukacji seksualnej w Europie", które WHO opracowało z niemieckim Federalnym Biurem ds. Edukacji Zdrowotnej. „...”edukację należy rozpocząć przed czwartym rokiem życia. W tym okresie dziecko należy nauczyć umiejętności, takich jak „rozmowa dotycząca prokreacji z wykorzystaniem określonego słownictwa". Dziecko powinno umieć też „wyrażać własne potrzeby, życzenia i granice, na przykład w kontekście zabawy w lekarza". „.....”Standardy WHO określają, co w dziedzinie seksu powinny umieć dzieci w kolejnych przedziałach wiekowych. Między 9. a 12. rokiem życia dziecko powinno nauczyć się już „skutecznie stosować prezerwatywy i środki antykoncepcyjne w przyszłości". Powinno też umieć „brać odpowiedzialność za bezpieczne i przyjemne doświadczenia seksualne". „.....”WHO radzi, by dziecko miedzy 12. a 15. rokiem życia potrafiło samo zaopatrywać się w antykoncepcję. Zdaniem WHO młodzieży w wieku powyżej 15. roku życia można dodatkowo wpoić „krytyczne podejście do norm kulturowych/religijnych w odniesieniu do ciąży, rodzicielstwa itp.". „.....”Ryszard Legutko z PiS. – To wprowadzanie seksu w świadomość bardzo młodego człowieka. Eksperci WHO to szkodliwi durnie „.....”wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka, która złożyła w Sejmie projekt ustawy zakładającej edukację seksualną od pierwszej klasy podstawówki (obecnie wychowanie do życia w rodzinie są zajęciami nadobowiązkowymi od piątej klasy). „ „...(więcej )
Nowy trend w nowoczesnym wychowywaniu dzieci lansują psychologowie w Norwegii. Ich zdaniem, dzieci powinny oglądać pornografię! - podaje onet.pl. Nowy trend w nowoczesnym wychowywaniu dzieci lansują psychologowie w Norwegii. Ich zdaniem, dzieci powinny oglądać pornografię!I to im wcześniej, tym lepiej. Arodzice powinni z nimi o tym dyskutować.”.....”Poglądom Lindskoga wtóruje terapeuta rodzinny i seksuolog Thomas J. Winther. – Ciekawość jest zdrową częścią rozwoju dziecka – przypomina starą prawdę. –Porno nie wywołuje traumy u dzieci – przekonuje dr Winther. „.....(więcej)
Pawel Lepkowski „„Wysyłając do szkoły dzieci w wieku od trzech do sześciu lat, czynimy im potworną krzywdę intelektualną i emocjonalną. Propagowanie tego łajdackiego pomysłu za pieniądze podatnikównabijających kabzę ośrodkom telewizyjnym uważam za szczególną nikczemność rządu Donalda Tuska „....”Jak każda przymusowa kolektywizacja życia społecznego, przynosi ono określonym grupom pokaźne korzyści. „....”To model znany z historii: janczarzy, Hitlerjugend czy stalinowscy pionierzy ze swoim upiornym bohaterem Pawlikiem Morozowem. W Imperium Otomańskim wprowadzono prawo, które nazywało się dewszirme. Oznaczało ono specjalny pobór dzieci z rodzin chrześcijańskich, które musiały oddać w niewolniczą służbę sułtanowi”....”Pierwsze miejsce zajmowała indoktrynacja, która ze zbieraniny kilkunastoletnich chrześcijan tworzyła doborowe oddziały ślepo oddanej sułtanowi piechoty tureckiej „.....(więcej )

Gursztyn "Tęsknota za pozytywnym przewrotem umysłowym w Polsce - jak to niektórzy ujmują -staje się ponadpartyjna"....."poczucie dramatyzmu sytuacji."..." O tym, że Polski dotknęła zapaść edukacji, której efektem będą poważne konsekwencje cywilizacyjne, mówi coraz więcej osób. Ostatnio w „Rzeczpospolitej" zwracali na to uwagę liberał Paweł Śpiewak i lewicowiec Rafał Chwedoruk. Nieco wcześniej martwił się nią umiarkowany konserwatysta Andrzej Mikosz. W ciekawym artykule w „Uważam Rze" powołał się na podobne opinie profesorów: lewicowego Jana Hartmanna i prawicowego Andrzeja Nowaka."...."Tu zresztą trzeba rozprawić się z propagandowym sloganem głoszonym głównie przez „Gazetę Wyborczą", że za protestami przeciw obecnej sytuacji w oświacie stoją wyłącznie środowiska prawicowe. Ma być tak zwłaszcza w przypadku walki o nauczanie historii. To absolutne kłamstwo, wystarczy spojrzeć na listy sygnatariuszy protestu. W znanym autorowi tego tekstu Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego protest podpisali historycy o bardzo różnych poglądach. Ci, którym przypisywano poglądy prawicowe, są tam w mniejszości."..."Rewolucja w oświacie - właściwie kontrrewolucja - staje się wyzwaniem równie dramatycznym co kwestia demografii. Dlaczego kontrrewolucja? Bo według większości opinii osób zatroskanych trzeba zrobić kilka kroków do tyłu. Do szkoły zorganizowanej w sposób bardziej tradycyjny, z odrobiną drylu, intelektualną dyscypliną, kanonem wiedzy nie tylko humanistycznej. I przywróceniem nauki pamięciowej. Tak, tak, wkuwanie jest równoprawną częścią mnemotechniki. „...(więcej )
Rokita „„„Polska szkoła wchodzi w okres degradacji, a uniwersytety nie pełnią misji cywilizacyjnej, gdyż tak bardzo zapadły się już w drugorzędność. „....(więcej)
Ziemkiewicz „„chcąc nie chcąc umocnimy w Polsce podział na dwa obiegi edukacyjne. Podział, któryod maleńkości naznacza tych lepszych, i tych trwale zepchniętych do motłochu. „.....””Oczywiście, fakt, że władza działała pod naciskiem lewackich idiotów, którzy w III RP skolonizowali wiodące media tak samo jak na Zachodzie, nie zdejmuje odpowiedzialności z Tuska. „.....(więcej)
Rokita Polska szkoła wchodzi w okres degradacji, a uniwersytety nie pełnią misji cywilizacyjnej, gdyż tak bardzo zapadły się już w drugorzędność. „....(więcej) „

Ziemkiewicz „Prawie wszystkie nadwiślańskie think-tanki utrzymują się z niemieckich grantów. Elity akademickie, czy raczej ta ich część, która zasługuje na nagrodę za dobre zachowanie, żyją z zaproszeń na niemieckie uniwersytety, pisarze z tłumaczeń i stypendiów fundowanych przez rozmaite niemieckie instytucje państwowe i samorządowe, podobnie atrakcyjne oferty dotyczą innych liderów opinii. Powszechność tego zjawiska sprawiła, że Polacy właściwie go już nie zauważają − nie budzi zdziwienia ani tym bardziej sprzeciwu, jeśli w funkcji niezależnych ekspertów objaśniających nam, co powinniśmy robić dla dobra wspólnej Europy występują pracownicy niezależnych instytucji finansowanych w całości z budżetu państwa ościennego „...(więcej)
 Levin w eseju opublikowanym w Foreign Affairs „Levin „ Gwałtowny wzrost rozwój Azji od czasów II Wojny Światowej zaczynając od Japonii , Korei Południowej Tajwanu , następnie rozciągający się na Hong Kong i Singapur a ostatecznie Indie i Chiny na zawsze zmieniły równowagę sił. Te kraje dostrzegły konieczność istnienia wyedukowanej siły roboczej dla rozwoju gospodarczego , i zrozumiały że inwestowanie w badania tworzą ich gospodarki bardziej innowacyjne i konkurencyjne.”..” Dzisiaj Chiny i Indie mają nawet bardziej ambitne założenia Oba Kraju dążą do rozbudowy  swojego wysoko  edukacyjnego systemu , i od czasu lat 90 tych Chiny zrobiły to dramatycznie .Kraje te maja ambicje zbudowania ograniczonej liczny uniwersytetów klasy światowej”. Dziewięć  chińskich Uniwersytetów , które otrzymują największe wsparcie rządowe ostatnio wzmocniły swoją samoidentyfikacje jako 09 – chińska Ivy League.W Indiach rząd ostatnio oświadczył ,że swoje intencje zbudowania 14 uniwersytetów o poziomie światowym „…”te inicjatywy sugerują, że rządy państw azjatyckich rozumieją ,że modernizacja i unowocześnienie ich uniwersytetów i wyższych uczelni jest niezbędne dla podtrzymania ekonomicznego wzrostu w postindustrialnej  , opartej na wiedzy globalnej gospodarce. Inwestycje w badania , reformowanie tradycyjnego podejścia do nauczania i pedagogiki , oraz rozpoczęcie przyciągania zagranicznych wykładowców „...(więcej)
 Kuratorium z Toronto wprowadziło do szkół obowiązkowy program zwalczania homofobii i obowiązkowe lekcje relatywizmu. Na tych, którzy przestali posyłać dzieci na lekcje nałożono surowe kary grzywny, a niektórzy trafili z tego powodu do aresztu. Rodzice nie zdołali wywalczyć swoich praw nawet przed sądem. Sędziowie uznali, że dziecko nie może zostać zwolnione z zajęć, na których przedstawiana jest wiedza nt. głównych religii, buddyzmu oraz ateizmu, a homoseksualny styl życia prezentuje się jako całkowicie uprawniony model życia rodzinnego.To jednak dopiero początek historii. Okazało się bowiem, że prawo rozciąga się tak daleko, że nie nawet szansy na ucieczkę do prywatnych szkół. W lutym sąd apelacyjny prowincji Québec podtrzymał decyzję urzędników zakazującą nauki religii w oparciu o nauczanie Kościoła katolickiego w prywatnym męskim liceum katolickim w Montrealu. Zamiast autonomicznego nauczania religii zaproponowano prowadzonej przez jezuitów szkole „neutralne” i „sekularne” kursy nt. etyki i religii promowane przez lokalny rząd. „...(więcej )
Marek Mojsiewicz

Człowiek od „konfitur”

1. Po artykule Piotra Zaręby we wczorajszym wydaniu tygodnika „Sieci” pt. „Tykająca bomba” dotyczącym udziału szefa Rady Gospodarczej przy premierze Tusku Jana Krzysztofa Bieleckiego w lobbowaniu na rzecz przejęcia przez Rosjan Grupy Azoty S.A., ten ostatni wydał oświadczenie w którym wszystkiemu zaprzecza. Powołuje się w nim na komunikat ABW, która zdementowała informacje jakoby istniał raport o lobbowaniu Jana Krzysztofa Bieleckiego na rzecz Rosjan, a także atakuje portal wPolityce, który zapowiadając artykuł Zaręby wywołał ponoć antysemickie komentarze, a w konsekwencji nawoływanie do nienawiści rasowej. Co najdziwniejsze w tym oświadczeniu nie ma ani słowa wyjaśnienia czy Jan Krzysztof Bielecki prowadził jakieś rozmowy o otwarciu polskiego sektora chemicznego na inwestorów z Rosji, nie ma także nic o rozmowach z byłym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, który jakiś czas temu ujawnił, że przekazał Bieleckiemu materiały dotyczące Acronu i jego zamiarów inwestycyjnych wobec Grupy Azoty S.A.

2. Do tej pory Jan Krzysztof Bielecki to formalnie tylko Przewodniczący Rady Gospodarczej przy Premierze, która została powołana na wiosnę roku 2010, zresztą prawie natychmiast po tym jak przestał on być prezesem włoskiego Banku Pekao S.A. Rada Gospodarcza przy Premierze to gremium doradcze dla szefa rządu z niejasnymi do końca kompetencjami ale okazuje się, że jej przewodniczący to wręcz szara eminencja, która decyduje o najważniejszych na dla naszego państwa sprawach. Ta pozycja nie wzięła się z niczego. W styczniu 1991 roku ówczesny Prezydent Lech Wałęsa dosyć niespodziewanie przeforsował go na stanowisko Prezesa Rady Ministrów. Był nim tylko rok ale niezwykle zasłużył się inwestorom zagranicznym w procesach prywatyzacji, które wtedy były prowadzone w zasadzie bez żadnych procedur, według uznania urzędników. Później był jeszcze ministrem ds. integracji europejskiej w rządzie Premier Suchockiej, a stamtąd już na wiele lat trafił jako przedstawiciel Polski na stanowisko dyrektorskie do Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. W 2003 roku został prezesem kupionego przez Włochów banku Pekao S.A i był nim aż do początków 2010 z pensją rzędu kilku milionów złotych rocznie. To za jego prezesowania, Włosi przeprowadzili tzw. projekt Chopin, który oznaczał wyprowadzenie z banku w Polsce do spółki -matki we Włoszech kilku miliardów złotych. Procesy akcjonariuszy z bankiem związane z tą sprawą trwają do tej pory.

3. Zaprzeczenia szefa Rady Gospodarczej przy premierze Tusku, brzmią teraz niezwykle niewiarygodnie, ponieważ jego dotychczasowa kariera na tej funkcji, obfitowała w bardzo wiele dwuznacznych zaangażowań, o których opinia publiczna dowiadywała się przypadkowo i z dużym opóźnieniem. Najgłośniejszym było to z września 2011 roku. Wtedy właśnie słynny portal WikiLeaks doniósł, że Bielecki w dniu 21 stycznia 2010 roku w rozmowie z ówczesnym ambasadorem USA w Polsce, zapraszał amerykańskich inwestorów do udziału w prywatyzacji polskiej ochrony zdrowia. Była to wówczas informacja wręcz szokująca bo od paru lat Platforma dystansowała się publicznie od tego, że zamierza prywatyzować zasoby ochrony zdrowia. Wprawdzie od 1 lipca 2011 roku weszła w życie ustawa pozwalająca przekształcać SPZOZ-y w spółki prawa handlowego ale sugestia Prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego w kampanii prezydenckiej latem 2010, że Platforma chce prywatyzacji w ochronie zdrowia, skończyła się procesem w trybie wybiorczym i przegraną, bo Platforma wszystkiemu gorąco zaprzeczała. Ujawnione przez WikiLeaks doniesienia z amerykańskiej ambasady w Warszawie pokazały czarno na białym, że już na początku 2010 roku doradca Premiera Tuska mówił wprost do przedstawiciela innego państwa, że zaprasza inwestorów do udziału w prywatyzacji w ochronie zdrowia. Działo się to na prawie 1,5 roku przed uchwaleniem ustawy, która na takie działania pozwalała.

4. Ale Jan Krzysztof Bielecki rozdzielał (i ciągle rozdziela) także miejsca w radach nadzorczych i zarządach kluczowych spółek Skarbu Państwa. Szefem zarządu Polskiej Grupy Energetycznej (największej firmy energetycznej, która ma budować pierwszą elektrownię atomową w Polsce), został Krzysztof Kilian członek KLD, przyjaciel Tuska i Bieleckiego, człowiek, który wcześniej nie miał nic wspólnego z energetyką. Usunięto także ludzi Schetyny z szefowania zarządom PGNiG i PERN (firmy zajmującej się eksploatacją ropociągów transportujących ropę naftową o firm naftowych na terytorium naszego kraju i do Niemiec) i na stanowiska powołani zostali ludzie z otoczenia Bieleckiego. Dokonano także zmian w radzie nadzorczej KGHM S.A. Tam także odwołano ludzi kojarzonych z Grzegorzem Schetyną i wprowadzono ludzi związanych z Bieleckim.

5. Choćby z tego krótkiego zestawienia widać wyraźnie, że Jan Krzysztof Bielecki jest zawsze tam, gdzie jest szansa na duże „konfitury”. Wydaje się więc bardzo prawdopodobne (jak pisze Piotr Zaręba w tygodniku Sieci), że mimo zaprzeczeń, był skłonny zaangażować się w lobbowanie na rzecz Rosjan w grupie Azoty, choć było to sprzeczne z zamierzeniami rządu dotyczącymi przemysłu nawozowego w Polsce.Wczoraj klub parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości złożył do marszałka Sejmu wniosek o powołanie komisji śledczej w tej sprawie. Zobaczymy czy Platforma będzie gotowa to przeprowadzenia procedury, która „oczyści” pupila premiera Tuska z publicznie stawianych mu zarzutów. Kuźmiuk

Żurawski: To byłoby śmieszne, gdyby nie było groźne Rozmowa z politologiem Przemysławem Żurawskim vel Grajewskim. Stefczyk.info: Jerzy Buzek, odnosząc się do niedawnego wywiadu Jose Barroso, który zapowiedział w sposób ogólnikowy powstanie w Unii federacji oraz nowych zasad integracji, mówił, że wiele podobnych decyzji już podjęto, ale nie mówi się o nich jeszcze głośno. W tym kontekście wymienił m.in. powołanie "czegoś w rodzaju rządu strefy euro, zaczynając od ministra finansów, a potem ministra gospodarki". Jak rozumieć tę wypowiedź? Przemysław Żurawski vel Grajewski: W mojej ocenie ta wypowiedź to przejaw ambicji części unijnej klasy politycznej. To jednak jest przerost ambicji. Skupmy się na konkrecie. Jeśli mamy mieć w Unii ministra finansów, który ma być odpowiednikiem takiego ministra kraju narodowego, to rozumiem, że on ma zarządzać budżetem. Biorąc pod uwagę, że kanclerz Merkel jesienią 2012 roku mówiła, że komisarz UE ds. finansów powinien mieć prawo wetowania budżetów narodowych państw członkowskich, to mamy kolejną próbę uzurpowania sobie przez niewybieralnych - albo wybieralnych w sposób pozorny - urzędników prawa do zarządzania środkami, będącymi pochodną składek obywatelskich, bez kontroli przez tychże obywateli.
Dlaczego bez kontroli? Jest przecież Parlament Europejski Parlament Europejski nie jest parlamentem takim, jak w państwach narodowych. Nie ma takiej funkcji w stosunku do unijnych instytucji, jak parlamenty narodowe. Dodatkowo z racji braku istnienia narodu europejskiego, bazy demokratycznej w skali ogólnounijnej nie ma. Skoro tak, to kontrola finansowa ze strony rządu unijnego nad podatkami obywateli, odbywałaby się poza kontrolą obywateli. To jest złamanie podstaw demokracji. Po to przecież tworzono parlamenty w dawnych czasach, żeby władcy mogli nakładać podatki na poddanych bez wywoływania ich buntu. Jeśli więc obecnie ktoś uzna, że będzie te sprawy regulował bez pytania obywateli, bo on jest mądrzejszy, to doprowadzi do rewolucji narodowych w poszczególnych krajach. I obywatele to wszystko odrzucą.
Jak zatem rozumieć takie wypowiedzi jak ta Jerzego Buzka? To byłoby śmieszne, gdyby nie było groźne. Skala oderwania politycznego od rzeczywistości społecznej jest drastyczna. Zapewne zostanie podjęta taka próba, o jakiej mówił Jerzy Buzek. Sądzę, że to może nawet przez jakiś czas funkcjonować, bowiem bunt nie rodzi się natychmiast. Jednak jeśli dojdzie do takiej próby to będzie to prowadziło do rozpadu Unii. To jest rzecz nieakceptowalna. Nie wyobrażam sobie, by Brytyjczycy czy Skandynawowie na to przystali. Pod silną presją znajdą się państwa będące w kryzysie. Ich rządy mogą ustępować w tej sprawie, ale to będzie skutkowało takimi scenami, jak na Cyprze czy w Grecji. Taka próba będzie sposobem na destabilizację całej UE.
W Wielkiej Brytanii zaczyna na sile przybierać zupełnie inna dyskusja, nie o tym, jak integrować dalej Unię, ale czy z niej wyjść. O czym świadczy fakt, że debata o przyszłości Unii zaczyna być tak rozbieżna?
Reakcje i głosy w Wielkiej Brytanii są dość naturalne dla tego kraju. Sądzę jednak, że polityka brytyjska nie pójdzie tak daleko. Analitycy brytyjscy, którzy stanowią podstawę decyzji aparatu państwowego Wielkiej Brytanii, w swoich dokumentach przeanalizowali rozmaite scenariusze stosunków Londynu i Unii. Ja czytałem te dokumenty. Tam opisywane są modele, które nazwano hasłowo: szwajcarskim, norweskim, islandzkim i Światowej Organizacji Handlu. Przeanalizowano rozmaite skale integracji z Unią. I te dokumenty prowadzą do wniosku, że zmiana byłaby ze stratą dla Wielkiej Brytanii. Celem klasy politycznej na Wyspach nie jest wyprowadzenie Wielkiej Brytanii z Unii. Celem jest taka modyfikacja Unii, by ona szanowała interesy brytyjskie. Sądzę, że gdyby się to nie udało, z racji megalomańskich zapędów państw kontynentalnych czy administracji brukselskiej, to wtedy Brytyjczycy mogą podejmować jakieś drastyczne decyzje. Jednak nie sądzę, by to był obecnie scenariusz priorytetowy. Oczywiście w debacie publicznej się takie głosy pojawiają, ale klasa polityczna takiego planu nie ma. Być może, gdy się okaże, że w Unii brytyjskich priorytetów nie da się realizować, Londyn na poważnie zacznie traktować takie scenariusze.
Czego należy się w najbliższym czasie spodziewać w Unii? Wydaje się, że najwięcej zależy od Niemiec, do tego, czy wyborcy niemieccy będą akceptowali ponoszenie ciężarów stabilizacji strefy euro. Niemiecki potencjał, choć duży, nie wystarczy w mojej ocenie na stabilizowanie tak dużego obszaru jak dzisiejsza "17" eurolandu, nie mówiąc już o "27", a wkrótce "28" państw członkowskich. Niemcy tego sami nie uciągną. A inne państwa zdrowe nie mają ambicji mocarstwowych. Niemcy płacą i dominują. A takie kraje jak Holandia czy Finlandia nie mają szansy na dominowanie, więc ich społeczeństwa i klasy polityczne są znacznie mniej skłonne do ponoszenia kosztów stabilizacji regionu, nad którym nie dominują. Inne kraje zdrowe, Wielka Brytania, Dania, Szwecja, są z kolei poza strefą euro. Wszystko jest pewną wypadkową sytuacji wewnętrznych krajów, zdolności psychologicznych klas politycznych oraz możliwości materialnych bogatej północy i biednego południa. Nic nie świadczy o tym, żeby ten system mógł się ustabilizować. Rozwiązania prawno-instytucjonalne, o których mówił Jerzy Buzek, są odpowiedzią na nie ten rodzaj wyzwania. Tu nie chodzi o to, czy jakiegoś biurokratę wyposażymy w te czy inne kompetencje. Chodzi o to, by zachować sterowalność polityczną wobec nieuchronnych ruchów społecznych, które te kryzysy będą wywoływały, a nie o to, by budować sztuczne stanowiska i instytucje. Powstanie stanowisk, nawet o szerokich kompetencjach, nie będzie oznaczało, że Unia nabędzie zdolności stabilizujące. Ona może będzie sprawniej podejmowała decyzje, ale ignorując opinie publiczną będzie wywoływać napięcia, w których nie będzie w stanie redukować. Jestem pesymistą jeśli chodzi o ten rodzaj zmian w Unii. Dążenie do centralizacji w Unii to ignorowanie rzeczywistości politycznej.
Rozmawiał Stanisław Żaryn

"Co de facto stoi za powołaniem Rady Gospodarczej?". NASZ WYWIAD z byłym szefem ABW o lobbowaniu Bieleckiego wPolityce.pl: Tygodnik "Sieci" ujawnił, że były już szef ABW Krzysztof Bondaryk pod koniec swojego kierowania Agencją sporządził raport, w którym mowa jest o lobbowaniu przez Jana Krzysztofa Bieleckiego na rzecz przejęcia przez Rosjan Azotów. Bielecki zaprzecza informacjom, ABW twierdzi, że takiego raportu nie ma, a PiS żąda komisji śledczej. Na ile poważna jest sprawa podejrzeń doradcy premiera o lobbing na rzecz Rosjan? Bogdan Święczkowski, były szef ABW, prokurator w stanie spoczynku: Konieczne jest przede wszystkim wyjaśnienie, czy rzeczywiście doszło do sporządzenia takiego dokumentu. Co prawda ABW oficjalnie zaprzecza, ale potrzebne jest precyzyjniejsze wyjaśnienie. Trzeba sprawdzić choćby materiały Centrum Analiz ABW. Być może bowiem dokumentu dotyczącego samej roli Jana Krzysztofa Bieleckiego nie ma, ale np. w analizach dotyczących zagrożeń i realiów polskiego sektora energetycznego, przemysłu chemicznego, czy petrochemicznego mowa jest o niepokojących działaniach Bieleckiego. Wydaje się oczywiste, że takie analizy w ABW powstają. I tam mogą się znaleźć ostrzeżenia o możliwym przejmowaniu przez rosyjski kapitał ważnych spółek. Jeśli takie analizy są i zawierają informacje o dwuznacznej roli Bieleckiego, to niewątpliwie, z uwagi na to, że jest on szefem dziwnego organu doradczego przy Prezesie Rady Ministrów, jego działania musiałyby być bardzo szczegółowo wyjaśnione.

Przez kogo? Pomysł powołania komisji śledczej jest dobry? Czy będzie to komisja ds. służb specjalnych czy komisja śledcza - to zależy od woli parlamentu. Komisja śledcza ma uprawnienia do prowadzenia czynności procesowych, co oznacza, że świadkowie muszą mówić prawdę zeznając przed nią. Komisja ds. służb specjalnych takiego uprawnienia nie ma, ale może zwrócić się do ABW o przekazanie stosownych raportów dotyczących bezpieczeństwa energetycznego. Jeśli uznajemy, że istnieje coś takiego jak mityczna tarcza antykorupcyjna, komisja również może zwrócić się do CBA o stosowne dokumenty w tej sprawie. Jeśli okaże się, że dokumenty, o których pisze tygodnik "Sieci", istnieją, mamy bardzo poważną sprawę, która musi zostać wyjaśniona. Wtedy komisja śledcza powinna wyjaśnić zakres działań i rolę, jaką w tej sprawie miała odegrać Rada Gospodarcza, którą kieruje Bielecki. To jest struktura niespotykana, nieznana i należy również sprawdzić, co de facto stoi za jej powołaniem.

Co jeśli okaże się, że są dowody na lobbowanie Bieleckiego na rzecz Rosjan? Jeśli te informacje się potwierdzą, możemy mieć do czynienia z zaistnieniem jakiegoś rodzaju przestępstwa gospodarczego lub urzędniczego. I to nie tylko w działaniach samego Jana Krzysztofa Bieleckiego, ale również być może i premiera Donalda Tuska, który pozwolił na działanie Bieleckiego jako szefa Rady Gospodarczej w sposób, który może narazić Polskę na olbrzymie szkody. W tle również pojawia się kwestia działania na rzecz obcego państwa. To naruszenie podstawowych norm kodeksu karnego, np. artykułu 129. Ten artykuł mówi, że karze podlega ten, "kto będący upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z obcym rządem lub zagraniczną organizacją działa na szkodę Rzeczypospolitej". Mamy więc do czynienia z możliwością wystąpienia poważnych przestępstw przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej.

Dlaczego w Pana ocenie polski rząd podejmuje decyzje o prywatyzacji, nawet jeśli może to oznaczać tworzenie niebezpiecznych dla Polski sytuacji? Obecna władza od kilku lat nie ma planów rozwoju przemysłu strategicznego, nie ma pomysłu, jak zapewnić rozwój tego przemysłu oraz jego bezpieczeństwo. Wydaje się, że ta władza działa z dnia na dzień, próbując zatkać luki w budżecie. Wyprzedaje się majątek narodowy bez względu na konsekwencje. Być może w kolejnych latach konieczne będzie wykupywanie sprzedanych firm przez państwo. To będzie się odbywało za znacznie wyższe ceny niż obecnie się te firmy sprzedaje. To jest sprawa braku strategii. To jest bieżące funkcjonowanie rządu. Strategia bezpieczeństwa przemysłu, którą opracowano za czasów PiS, legła w gruzach. Obecnie zamiast ją realizować, łata się jedynie dziurę budżetową.

Polskie służby - mamy zapowiedź zmian w tym sektorze - są w stanie skutecznie chronić polski przemysł? O zmianach w służbach właściwie nic wciąż nie wiemy. Pan minister Sienkiewicz wskazał ostatnio, że prowadzenie spraw dot. przestępczości zorganizowanej oraz narkotykowej ma zostać odebrane ABW i przekazane CBŚ. I to samo w sobie być może nie jest złym pomysłem. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. A z tego co wiem, minister Sienkiewicz chce przenieść cały zespół funkcjonariuszy z ABW do CBŚ. To będzie poważnym osłabieniem Agencji. Wzmocnienie CBŚ nie może się odbywać kosztem ABW, która powinna się skupiać na zabezpieczaniu sektora energetycznego, polskiej gospodarki oraz prowadzeniu działań kontrwywiadowczych. Te sprawy w oczywisty sposób są ze sobą powiązane. I są również związane z działalnością rosyjskiego kapitału w Polsce. Rozmawiał Stanisław Żaryn

Michalkiewicz: Żydowska gazeta dla Polaków nawołuje do zubożenia Kościoła katolickiego. Istinno, istinno gawariu wam: czytajcie publikacje działu religijnego „Gazety Wyborczej”, bo to najweselszy dział tej żydowskiej gazety dla Polaków. Co to jest żydowska gazeta dla Polaków? Wyjaśnia to przypadek Władysława Studnickiego, polskiego patrioty i zarazem germanofila. Podczas okupacji Niemcy zapytali go któregoś razu, dlaczego nie pisuje do niemieckich gazet. Zaskoczony Studnicki odparł, że jak to nie pisuje, kiedy przecież pisuje, na przykład do „Das Reich”. Oni na to: no tak, ale do „Nowego Kuriera Warszawskiego” to pan nie pisuje. Na to Studnicki: ja mogę pisać do niemieckich gazet dla Niemców, ale nie będę pisał do niemieckich gazet dla Polaków! Jaka jest różnica między jednymi a drugimi? Niemieckie gazety dla Niemców przedstawiały niemiecki punkt widzenia jako niemiecki – i to było w porządku – podczas gdy niemieckie gazety dla Polaków przedstawiały niemiecki punkt widzenia jako obiektywny – a to nieprawda. Otóż „Gazeta Wyborcza” jest taka żydowską gazetą dla Polaków, co widać również w publikacjach najweselszego tam działu religijnego. Komizm sytuacji polega nie tylko na tym, że żydowska gazeta dla Polaków bardzo się angażuje w meliorację Kościoła katolickiego – żeby był „otwarty”, to znaczy żeby nawet pan redaktor Michnik, chociaż nie ma ani święceń, ani sakry, mógł zostać prymasem Polski – bo czyż to nie byłby przekonujący dowód otwartości? Żeby – mówiąc krótko – swąd szatana mógł przenikać do Świątyni Pańskiej już nie przez jakieś „szczeliny”, ale przez wszystkie otwory wentylacyjne. Dlaczego akurat Żydom tak na tym zależy? Nietrudno się domyślić już choćby na podstawie lektury „Dziejów Apostolskich”, kiedy to Żydzi postawili św. Pawłowi dziwaczny zarzut, że głosząc Ewangelię o Chrystusie, działa „przeciwko narodowi”. Zarzut dziwaczny – ale nie pozbawiony sensu. Rzecz w tym, że chrześcijański uniwersalizm – wprawdzie nie wprost, niemniej jednak – podważa żydowskie uroszczenia do wyjątkowości. Obietnica chrześcijańska po pierwsze – nie jest polityczna, bo dotyczy życia wiecznego, a nie oddania obszaru między „rzeką egipską” a „rzeką wielką, rzeką Eufrat” potomstwu Abrahama we władanie; a po drugie – nie jest ekskluzywna, tylko uniwersalna, bo nie ogranicza jej przynależność plemienna czy narodowa. Tymczasem charakterystyczne dla trybalizmu przeświadczenie o wyjątkowości własnego plemienia (wyrazem tego przeświadczenia jest talmudyczny podział na Żydów i „gojów”) jest istotnym składnikiem żydowskiej tożsamości, co oczywiście jest przyczyną trwającego od 2 tys. lat napięcia między chrześcijaństwem a Żydami. Nie tylko zresztą między chrześcijaństwem – bo dość żywe wśród Żydów przekonanie, jakoby z racji swej wyjątkowości byli predestynowani do politycznej władzy nad światem, budzi zgorszone zdumienie innych narodów albo nawet ich irytację, jeśli próby uchwycenia takiej władzy stają się zbyt natarczywe. Ostatnio dział religijny „GW’ bezlitośnie chłoszcze Kościół katolicki w Polsce między innymi za to, że nie jest „ubogi”. Ciekawe, że Gazeta Wyborcza” nie potępiła działań izraelskiego rządu, który w początkach roku 2011 wraz z Agencją Żydowską powołał zespół HEART do „odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej”. Gdyby ten cały HEART „odzyskał” to mienie, to Żydzi niewątpliwie by się wzbogacili. Dlaczego zatem żydowska gazeta dla Polaków nabiera wody w usta w tej sprawie, a nawołuje do zubożenia Kościoła katolickiego? Katolicy mogliby się zrewanżować radą za radę, że skoro ubóstwo jest takie dobre, to niechże Izrael zrezygnuje nie tylko z „odzyskiwania mienia”, ale również z amerykańskiej kroplówki w postaci 4 mld dolarów w gotówce, którą – jak twierdzą autorzy książki „Lobby izraelskie w USA” – natychmiast pożycza rządowi amerykańskiemu na wysoki procent. Jestem jednak przekonany, że taka rada zostałaby natychmiast napiętnowana jako „antysemicka”, z czego można wyciągnąć wniosek, że zdaniem Żydów bogaci mają być tylko oni, podczas gdy reszta – na cienkiej herbatce. Więc pani Aleksandra Klich, która w przeszłości prowadziła niedokończone rozmowy z moim faworytem, Jego Ekscelencją abp. Józefem Życińskim, dźgając jego wizerunkiem katolicki ciemnogród w chore z nienawiści oczy, obecnie dźga polski Kościół wynurzeniami księdza Tomasza Halika, któremu marzy się „Kościół mały, słaby i ubogi, bez wpływów politycznych, kamienic i ziemi”. No dobrze – ale jak już Kościół zostanie pozbawiony „wpływów politycznych, kamienic i ziemi”, to któż wypełni po nim puste miejsce, kto przejmie „wpływy polityczne, kamienice i ziemię”? Ani ksiądz Halik, ani pani Aleksandra przezornie na to pytanie nie odpowiadają, ale czy na „kamienice i ziemię” nie ma aby chrapki zespół HEART, a na „wpływy polityczne” – jerozolimska szlachta? Ładny interes! Przecież mówię, że dział religijny „Gazety Wyborczej” jest tam najweselszy. Okazuje się, że ta cała koturnowa publicystyka, ten cały patos – to tylko takie makagigi, którego celem jest zrobienie głupim gojom wody z mózgu, żeby tym łatwiej wyszlamować ich z gotówki, żeby nie trzeba było im jej wydzierać przy pomocy tubylczych ubeków, tylko żeby sami przynieśli ją w zębach. Pani Aleksandra Klich ma wrażenie, że właśnie nadszedł odpowiedni moment, bo papież Franciszek „chodzi w czarnych spodniach”, które jeszcze mu się nie podarły i nie opadły. Czy jednak te spodnie to już jest znak czasu, czy to już sygnał, że można ściągać majtki całemu Kościołowi? Myślę, że jeszcze nie; myślę, że prawdziwa rewolucja w Kościele nadejdzie dopiero w momencie, gdy papież pojawi się bez spodni. Dopóki nosi spodnie – czarne, bo czarne, niemniej jednak – to może jeszcze się wstrzymać? Tym bardziej że właśnie Czytelnik (dziękuję!) zasygnalizował mi precedens w postaci przypadku Romana Bluma, „ocalonego”, jak to się mówi, z holokaustu, który zmarł w Nowym Jorku, pozostawiając fortunę wartości 40 milionów dolarów. Ponieważ nie pozostawił potomstwa ani testamentu, jest całkiem możliwe, że jeśli Gary Gotlin, który zajmuje się sprawą spadku po Romanie Blumie, nie znajdzie żadnych spadkobierców, to ta fortuna przejdzie na własność stanu Nowy Jork. No proszę! To wszyscy amerykańscy prezydenci, nie mówiąc już o Hilarzycy uważają, że nasz mniej wartościowy naród tubylczy powinien w podskokach zrekompensować Żydom „mienie bezspadkowe”, podczas gdy w Stanach takie majątki bez ceregieli przejmowane są przez państwo. Czyżby Waszyngton, uważany przez Patryka Buchanana za „terytorium okupowane przez Izrael”, chciał wyswobodzić się spod tej okupacji, podsuwając Izraelowi łupy zastępcze? Ładnie to tak? SM

Przemysł rozrywkowy wkracza do polityki. Spośród wszystkich gałęzi gospodarki, największą karierę niewątpliwie zrobił przemysł rozrywkowy. Niektórzy powiadają, że nie, że na pierwsze miejsce wysunął się sektor finansowy. O ile jeszcze 70 lat temu pierwszoplanową postacią życia gospodarczego był przedsiębiorca i inżynier, to dzisiaj przedsiębiorcy, obok kierowców są najbardziej prześladowaną grupą społeczną, a o inżynierach szkoda nawet wspominać. Na szczycie hierarchii rozpierają się finansowi grandziarze, zaś informacje o tym jak to jeden grandziarz wykiwał innego grandziarza, z szybkością światła przekazywane są z jednego końca świata na drugi, w związku z czym ludzie myślą, że to właśnie takie wydarzenia są dla życia gospodarczego najważniejsze. Tymczasem nie mają one żadnego znaczenia, a giełdy już dawno nie odzwierciedlają gospodarczych realiów. Dlaczego finansowi grandziarze tak rozpierają się na szczycie hierarchii życia gospodarczego - to odrębny temat, chociaż oczywiście nie da się ukryć, że zrobili karierę. Wydaje się jednak, że znacznie większą karierę zrobili pracownicy przemysłu rozrywkowego. Jeszcze w starożytności, kiedy to bankier (argentarius) był uważany za normalnego uczestnika życia gospodarczego (nawet Pan Jezus w przypowieści o talentach wkłada w usta gospodarza pouczenie dla leniwego sługi, że mógł przecież talent, który zakopał, oddać bankierom), pracownicy przemysłu rozrywkowego, np. aktorzy, uważani byli za personae turpis, co oznaczało, że nawet ich status prawny (turpitudo) był niższy od zwyczajnego. Z tego powodu można powiedzieć, że pracownicy przemysłu rozrywkowego wykonali znacznie większego susa, niż finansowi grandziarze - bo dzisiaj nie tylko nie ma mowy o żadnym turpitudo (chociaż z wielu powodów właśnie dzisiaj byłoby to bardziej uzasadnione, niż w starożytności), ale pracownicy przemysłu rozrywkowego są indagowani w najważniejszych sprawach nie tylko życiowych, ale również politycznych, czy ekonomicznych, a ich opinie przyjmowane są z wielką rewerencją. Tymczasem w przypadku np. aktorów, mamy do czynienia ze świeceniem światłem odbitym; jeśli dajmy na to pan Daniel Olbrychski wypowiada słowa napisane przez Szekspira, to ma o oczywiście inny ciężar gatunkowy, niż kiedy mówi tekstem własnym - bo wtedy wypowiada opinie, najdelikatniej mówiąc, osobliwe, w tym znaczeniu, jakie temu słowu nadaje język grecki (idiotropos). Ale jeśli nawet taka kariera pracowników przemysłu rozrywkowego może budzić zaskoczenie, to przecież jest faktem. Dlatego właśnie sprawa jednomandatowych okręgów wyborczych została wydobyta z mroków ciemności zewnętrznych, w których niezależne media głównego nurtu umieszczają zagadnienia uznane przez naszych bezpieczniackich okupantów za niepożądane w debacie publicznej, dopiero wtedy, gdy zaczął ją propagować pan Paweł Kukiz, piosenkarz najwyraźniej urażony lekceważeniem, do jakiego chyba nie był dotychczas przyzwyczajony.

Tak czy owak, sprawa reformy systemu wyborczego zaczyna powoli przebijać się do dyskursu publicznego, przy czym wielu ludzi wiąże z nią nadzieje, które wydają mi się przesadne. Nie dlatego, bym lekceważył system wyborczy, ale przede wszystkim dlatego, że - po pierwsze - nie jestem ultrasem demokracji, a po drugie - wątpię w autentyczność demokracji politycznej, zwłaszcza w naszym nieszczęśliwym kraju. Zgodnie bowiem z moją ulubioną teorią spiskową, punkt ciężkości władzy w Polsce spoczywa poza konstytucyjnymi organami państwa, w środowisku tak zwanych „tajnych służb”, które oczywiście służą przede wszystkim sobie, jeśli, ma się rozumieć, nie liczyć państw poważnych, którym poszczególni bezpieczniacy się po kryjomu wysługują.Józef Stalin, któremu niepodobna odmówić znajomości polityki również od podszewki, w spiżowych słowach wyraził opinię, że nieważne, kto głosuje, ważne - kto liczy głosy. Swoim zwyczajem nie powiedział najważniejszego, że jeszcze ważniejsze od tego, kto liczy głosy, jest to, kto przygotowuje dla wyborców alternatywę. Prawidłowo przygotowana alternatywa polega na tym, by niezależnie od tego, kto konkretnie wygra wybory, były one wygrane. Jak mówiło się za moich czasów w kołach wojskowych: „tak czy owak - sierżant Nowak”. Jeśli przyłożymy to kryterium do naszej politycznej sceny, to natychmiast zauważymy, że chociaż na przestrzeni ostatnich 22 lat zmieniło się wiele rządów, często o przeciwstawnych kierunkach ideowo-politycznych, to ustanowiony w 1989 roku przez generała Kiszczaka z gronem osób zaufanych ekonomiczny model państwa w postaci kapitalizmu kompradorskiego, ani drgnął. A tymczasem to on właśnie jest podstawowym narzędziem okupacji kraju przez bezpieczniackie watahy, które najwyraźniej aranżują polityczną scenę tak, by mimo różnych zmian, wszystko pozostało po staremu.Ale nawet w tych warunkach może być lepiej, albo gorzej. System wyborczy, zaprojektowany przez promotorów konstytucji z 1997 roku oraz równoczesnej ordynacji wyborczej, doprowadził do daleko posuniętej oligarchizacji sceny politycznej; co wyraża się m.in. w tym, że tworzy ją w zasadzie to samo grono osób, które tylko w razie potrzeby zmieniają szyldy partyjne. Trudno się dziwić, że coraz więcej obywateli ma poczucie, iż tak naprawdę niewiele, albo w ogóle nic od nich nie zależy. Wyraża się to nie tylko w 50-procentowej absencji wyborczej, ale również narastającym, zwłaszcza w młodym pokoleniu przekonaniu, że ktoś ich tutaj robi w konia, w związku z czym pragną się dowiedzieć - kto i w jaki sposób. W ubiegłym roku podczas Marszu Niepodległości rzucili hasło obalenia układu „okrągłego stołu” - co wzbudziło niepokój wśród ugrupowań parlamentarnych i funkcjonariuszy niezależnych mediów głównego nurtu. Obecny system wyborczy daje dużą, niekontrolowaną władzę członkom ścisłych sztabów partyjnych - bo to one, układając listy wyborcze, dokonują wstępnej i nieodwołalnej selekcji kandydatów, zanim jeszcze odbędzie się jakiekolwiek głosowanie. W obowiązującym u nas systemie parlamentarno-gabinetowym, wszystkie organy państwa, z wyjątkiem prezydenta wybieranego w powszechnym głosowaniu, pochodzą albo bezpośrednio, albo pośrednio od Sejmu. Zatem - kto kontroluje Sejm, kontroluje całe państwo. Oczywiście z punktu widzenia bezpieki łatwiej jest kontrolować mniej więcej 30 ludzi w państwie - bo właśnie tylu tworzy ścisłe sztaby partyjne, wśród których muszą przecież znajdować się też konfidenci - niż około 100 tysięcy ludzi, których trzeba by pośpiesznie skontrolować przy systemie jednomandatowych okręgów wyborczych. Jak się okazuje, teoria spiskowa dość dobrze wyjaśnia wiele zagadkowych spraw, inaczej trudnych do wyjaśnienia, między innymi - sprawę niechęci ugrupowań systemowych do systemu jednomandatowych okręgów wyborczych. Jednomandatowe okręgi wyborcze, zwłaszcza w sytuacji, gdy kandydat na posła czy senatora musiałby tylko wpłacić kaucję, która w przypadku uzyskania pewnego minimum głosów byłaby mu zwracana, sprzyjałyby przełamaniu monopolu ścisłych sztabów partyjnych na dyrygowanie państwem, więc z punktu widzenia demokracji politycznej stanowią krok we właściwym kierunku. Warto dodatkowo rozważyć możliwość głosowania w dwóch turach; we Francji w pierwszym głosowaniu można uzyskać mandat po zebraniu bezwzględnej większości (50 procent plus jeden) głosów w okręgu. Jeśli mandat nie został obsadzony, następuje druga tura, a w międzyczasie kandydaci najsilniejsi zabiegają o poparcie kandydatów słabszych, dzięki czemu wyborcy, jeszcze przed ostatecznym głosowaniem, lepiej wiedzą, na jaką właściwie przyszłą koalicję głosują.U nas, w dotychczasowym systemie głosują w ciemno, a nawet gorzej, bowiem podczas kampanii wyborczej wszystkie partie starają się przekonać wyborców, że konkurenci, to banda idiotów, jeśli nie złodziei. I kiedy już wszystkich o tym przekonają, kiedy każdy według tego, do czego został akurat przekonany zagłosuje, przystępują do rozmów koalicyjnych; mądrzy z idiotami, uczciwi ze złodziejami - i tak dalej. Oczywiście nic dobrego z tego wyniknąć nie może, a najgorsze, że w rezultacie realizowany jest program, o którym wcześniej żaden wyborca nie słyszał, więc nic dziwnego, że wszyscy prędzej czy później czują się oszukani. System jednomandatowych okręgów wyborczych sprzyja zmniejszeniu tego ryzyka - chociaż oczywiście rodzi nowe, nie mniej groźne - ale o tym przy innej okazji.SM

15/05/2013 „Polskę może czekać jeszcze miliard euro kary”- twierdzi minister od „naszego” rolnictwa, pan Stanisław Kalemba z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Jednocześnie powiedział na konferencji prasowej, że o karze nałożonej na Polskę przez Komisję Europejską w wysokości 80 milionów euro, „nasz” rząd wiedział już od czerwca 2011 roku(???) Popatrzcie Państwo, rząd wiedział i nie powiedział ,a to było tak.. Najpierw naopowiadano ludowi bajek w związku z przyłączeniem Polski do Unii Europejskiej, Unia dała jakieś pieniądze na przetrwonienie i zadłużenie wszystkiego co się da- a teraz obkłada nas karami, żebyśmy nie mogli się pozbierać.. I żeby pieniądze wrócił skąd przyszły.. To znaczy w ogóle nie mówi się o miliardach złotych odprowadzanych składek do Unii Europejskiej. Mamy z Unii korzyści- poza Unią nie ma życia. .A w Unii- śmierć.„Tych spornych procedur jest stosunkowo dużo, szczególnie jeśli chodzi o program rozwoju obszarów wiejskich”- twierdzi pan minister Stanisław Kalemba z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Są procedury- są problemy. Ale minister te wszystkie problemy nam rozwiąże, chociaż jak twierdził prezydent Reagan:” rząd nie jest od rozwiązywania problemów- rząd jest problemem”. Ale co tam problemy rządu, wynikłe z przyłączenia Polski do Unii Europejskiej.. Zapłacimy- i będzie po problemie.. Miliard w te, czy miliard – w tamtę.. Miliard w rozumie.. Pan Stanisław Kalemba prawie urodził się w PSL-u- bo od 1975 roku należał do Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego.. Jeszcze za tamtej komuny- w spółdzielniach parków maszynowych czy czegoś podobnego- jak to w komunie.. Jest” wyczulony na problemy ludzkie”. Im więcej problemów ludzkich stwarza człowiekowi państwo- tym bardziej pan Stanisław Kalemba uczulony jest na te problemy- ludzkie. Sojusz Lewicy Demokratycznej nazywa to” problemami społecznymi”.. Tak jak monopole państwowe nazywane są” służbami publicznymi”, gospodyni domowa- to” kobieta nie pracująca”, głowa rodziny – to” męska dominacja”, a ludy prymitywne to-„ludy pierwotne”. Kwestia nazewnictwa, żeby świadomość była inna.. Zgodnie z zaleceniami Karola Marksa.. Nadbudowa musi zgadzać się z bazą..Człowiek na stanowisku państwowym od rozwiązywania problemów ludzkich za pieniądze tych, którzy takie problemy mają w wyniku zaszczepiania nam wszystkim socjalizmu- to musi być człowiek wielki. Bo jak rozwiązać problemy 40 milionów ludzi, w które to problemy uwikłało tych czterdzieści milionów ludzi- państwo? Minus oczywiście ci wszyscy, którzy stoją na straży tych problemów- czyli biurokracja, żeby te problemy nigdy nie zostały rozwiązane. No bo wtedy niepotrzebni będą ci wszyscy, którzy za upaństwowione pieniądze- rozwiązują problemy, prawdziwe i urojone. Ale indywidualne.. Nie wiem, czy zapowiedź została już zrealizowana, ale pan minister, który już prawie 40 lat związany jest z ZSL-em- zapowiedział utworzenie nowej biurokracji pod dźwięcznie brzmiącą nazwą: Państwowej Inspekcji Bezpieczeństwa Żywności i Weterynarii.. Prawda, że ładna nazwa? Dobrze, że nie mamy na razie Ministerstwa Butów i Rozwoju Przemysłu Obuwniczego, bo z pewnością powołana zostałaby Państwowa Inspekcja Bezpieczeństwa Chodzenia w Butach oraz Bezpiecznego ich Użytkowania.. Jak to w ustroju biurokratycznym, którego naczelnym zadaniem jest utworzenie jak największej ilości wesołych miejsc pracy dla biurokratów- darmozjadów o wysokich pasożytniczych pensjach i uzależnienie- jak najwięcej-„obywateli” od państwa, czyli uczynienie z nich niewolników państwa demokratycznego i prawnego.. Państwo – w socjalizmie biurokratycznym- to system organizacji społecznej, dzięki któremu” obywatele” otrzymują więcej dóbr, niż by mogli sobie zapewnić sami. To chyba jasne!. Nie licząc kosztów funkcjonowania demokratycznego państwa prawnego opartego o sprawiedliwość społeczną, czyli niemiłosierny rabunek.. Dopiero co wczoraj zapłaciłem mandat prawny, za przekroczenie w Jaktorowie szybkości w terenie zabudowanym o 15 km- 65km/ na godzinę, a już na dzisiaj mam kolejne wezwanie na pocztę, w celu odebrania kolejnej przesyłki poleconej. Niczego poleconego się nie spodziewam, więc może to być kolejny mandat.. Jeden goni drugi- a skoro dużo jeżdżę- muszę dużo płacić.. To jasne! Mimo, że uważam na policję i radary- pilnując jednocześnie drogi, żeby nie wjechać na kogoś – Bogu ducha winnego.. Bardziej pilnuję policji ,. radarów, tajniaków, helikopterów- niż drogi.. Kompletna paranoja.. No i wczoraj otrzymałem ze Spółdzielni Mieszkaniowej w której mieszkam druk w sprawie” sposobu naliczania i wysokości pobieranych opłat przez Spółdzielnię na rzecz Gminy Radom za odpady komunalne obowiązujący od 1.07.2013 roku”. W Radomiu rządzi Prawo i Sprawiedliwość, a ustawy uchwala Platforma Obywatelska w demokratycznym Sejmie.. Chyba już nigdy nie będą mieli dość obrabowywania mnie i mnie podobnym-” obywateli”.. Zmieszczę się w wariancie trzecim- jeśli chodzi o odpady, pardon- opłaty.. Czterdzieści albo pięćdziesiąt złotych miesięcznie dodatkowo.(!!!!) czyli SZEŚĆSET ZŁOTYCH ROCZNIE!!!!. To jest ponad dziesięć procent całego czynszu.. Takie podwyżki śmieciowe dostali wszyscy mieszkańcy Radomia, będą mieli odrobinę mniejsze, gdy dadzą się wciągnąć na bezpłatne etaty, jako śmieciowi- i będą segregować śmieci już w domach.. A potem już tylko systematyczne podwyżki opłat śmieciowych..” Świadomość własnej ignorancji jest znaczącym krokiem ku mądrości”- twierdził Benjamin Disraeli.. Co ja bym mógł zrobić za te sześćset złotych? Dla dobra śmieci człowiek w rękach socjalizmu powinien oddać wszystko- nawet życie.. Szkoda, że to wszystko co dla nas robi państwo nie jest „ za darmo”. Jak stwierdził wczoraj mój ulubiony redaktor Radia”Publicznego” pan redaktor Roman Czejarek w programie” Cztery pory roku”, w sprawie obowiązkowych szczepień na różyczkę.. „ Za szczepienia na różyczkę nie płacimy, bo szczepienia finansuje budżet państwa”(????). A skąd, panie redaktorze, ma pieniądze budżet państwa?- chciałoby się zapytać. Oprócz tego , że odpowiedzialni za ten budżet dodrukowują pieniędzy.. Ano z podatków! Czyli budżet państwa jest tworzony z pieniędzy odebranych podatnikom- niewolnikom, między innymi na obowiązkowe szczepienia w sprawie różyczki, czyli choroby zakaźnej wieku dziecięcego.. Przebycie tej choroby powoduje trwałą odporność organizmu na różyczkę.. To po co te szczepienia? I do tego obowiązkowe.. W ramach państwowego programu szczepień ochronnych, które organizuje Ministerstwo Zdrowia, za nasze pieniądze. Może chodzi wyłącznie o sprzedaż szczepionek..?. Zresztą, czy dzieci nie mają rodziców, żeby decydowali o swoich dzieciach? Podatnicy co innego, budżet państwa- zupełnie co innego.. Szczepieni powinni być też księża katoliccy. Skoro antycywilizacyjny Ruch Palikota proponuje okresowe badania księży katolickich przy podawaniu komunii- ciała Chrystusa.. Powinny być organizowane naloty z Sanepidu podczas Mszy Świętej, żeby sprawdzić, czy ksiądz ręce umył i ma sterylne, czy też nie… Żeby nie zaraził wiernych jakąś chorobą, jak już zarażą religią.. Precz z religią! Precz z księżmi !Precz z kościołami! Niech się w końcu państwowy Sanepid weźmie za tę wylęgarnię obskurantyzmu, ksenofobii, antysemityzmu i chorób zakaźnych.. Precz z Ciemnogrodem! Imperium bolszewickie atakuje..Pan minister Stanisław Kalemba jest honorowym obywatelem Grodziska Wielkopolskiego. Ma podwójne obywatelstwo- Polski i Grodziska Wielkopolskiego… Chyba za propagowanie socjalizmu- szczególnie w rolnictwie.. I to już 40 lat! Oczywiście plus VAT! WJR

Afryka przegoni gospodarczo socjalistyczną Europę „Prokurator generalny USA Eric Holder ogłosił wszczęcie śledztwa, żeby ustalić, czy amerykański urząd podatkowy (IRS) złamał prawo, poddając specjalnym kontrolom grupy konserwatywne, w tym te związane z Tea Party „...Dodatkowej kontroli IRS miały też podlegać te organizacje pozarządowe, które krytykowały rząd za nadmierne wydatki lub których celem było "edukowanie Amerykanów o konstytucji USA". „....”o tych niewłaściwych praktykach wiedzieli wysokiej rangi pracownicy IRS już od połowy 2011 r., czyli na rok przed zapewnieniami w Kongresie ówczesnego szefa IRS Douglasa Shulmana, że urząd podatkowy nie namierzał grup konserwatywnych. „....(źródło )
Robert Gwiazdowski „W IRS stworzono specjalną komórkę, która od 2010 roku szukała nieprawidłowości w zeznaniach zwolnionych z podatków organizacji pozarządowych, sprawdzając, czy nie złamały przepisów. Inspektorzy IRS kontrolowali dokumenty organizacji, które miały w nazwie „tea party”, „patrioci” albo sformułowania takie jak „My Naród” albo „Odzyskać kraj”. „....No ale okazało się, że dziennikarze Associated Press byli podsłuchiwani przez FBI. O tym prezydent Obama podobno też nie wiedział. Mało wie przywódca najpotężniejszego państwa świata. Aż strach pomyśleć czego nie wie jeszcze. No chyba, że jednak wie, a te ubeckie metody postępowania nie są niczym zdumiewającym w świetle jego młodzieńczych fascynacji. ...(źródło )
„na posiedzeniu Rady Ministrów ma się pojawić projekt nowej ordynacji podatkowej zakładający powołanie m.in. Rady ds. Unikania Opodatkowania. Według stacji, ma to być „rada mędrców, której członkowie z jednej strony szukaliby luk w prawie, a z drugiej pełnili rolę biegłych w postępowaniach podatkowych”. ….”Drugą jednostka nowej policji podatkowej ma być 20-osobowa specjalna komórka powstała w ministerstwie, która ma "rozpoznawać przypadki agresywnego planowania podatkowego". Urzędnicy w niej zasiadający mają sprawdzać w księgach finansowych, czy ktoś z nas nie unika podatków. .(źródło )
„Resort finansów chce, by organy podatkowe mogły z zaskoczenia kontrolować stan zatrudnienia w firmach. Kilak dni temu pisałem w tekście ( http://naszeblogi.pl/38195-tusk-35-miliarda-na-socjalistyczna-sluzbe-bezpieczenstwa ) ,że jedynym powodem istnienia archaicznego XVIII wiecznego podatku dochodowego jest pretekst do zbudowania przez lewaków totalitarnej służby bezpieczeństwa mającej terroryzować i trzymać w posłuchu ludność . Tusk na gnębiący Polaków aparat bezpieczeństwa w jaki przekształcono skarbówkę przeznacza rocznie trzy i pól miliarda złotych .
Amerykańskie lewactwo utworzyło specjalna komórkę w amerykańskim skarbowym aparacie terroru do zwalczania organizacji prawicowy i konserwatywnych . Rostowski kopiuje teraz pomysł amerykańskich socjalistów aby powołać specjalną wyspecjalizowaną komórkę socjalistycznej skarbowej służby bezpieczeństwa do zwalczania przeciwników politycznych Jean-Michel Severino, Emilie Debled Według „The Economist” sześć z dziesięciu najszybciej rosnących krajów leży właśnie na tym kontynencie – podkreślają eksperci. „.....”Afryka przeżywa okres bezprecedensowego wzrostu. Średnie zadłużenie zagraniczne kontynentu spadło z 63 proc. PKB w 2000 r. do 22,2 proc. w roku 2012 „....”Rozwój małych i średnich firm będzie głównym czynnikiem w ograniczaniu ryzyka związanego z dynamicznym rozwojem gospodarczym. W istocie to właśnie one odgrywają kluczową rolę w afrykańskich gospodarkach i są obecne we wszystkich sektorach – wiejskich i miejskich. Małe i średnie przedsiębiorstwa są otwarte na innowacje, transfer technologii i industrializację. „.....”. Jednak w ostatnich latach wiele afrykańskich rządów robi dużo, by ograniczyć administracyjne i prawne przeszkody dla małych i średnich firm. „....”Afrykańskie rządy wiedzą, że małe i średnie firmy pomagają tworzyć nowe kanały produkcji dla lokalnych rynków, generując w ten sposób istotną wartość dodaną. „.....”Zamiast pozwolić, by Europa i Ameryka Płn. nadal dominowały w ich rozwoju, kraje Afryki Subsaharyjskiej coraz częściej szukają współpracy z sąsiadami. W efekcie ok. 15 proc. handlu w subsaharyjskiej części kontynentu to handel wewnątrzregionalny, podczas gdy w 1990 r. było to tylko 7 proc. W 2010 r. sama RPA generowała 4 proc. importu w Afryce Subsaharyjskiej i 6 proc. jej eksportu. Pojawiają się nowe kanały handlu, a nie tylko zmieniają się kierunki już istniejących. „....(źródło )
Bartosz Mszyca „Pod względem płatności mobilnych Afryka bije Polskę na głowę. „....”Jak wyliczyła firma badawcza Gartner, w 2012 r. w ten sposób przetransferowano kwotę 61 mld dolarów, co oznacza, że sektor płatności mobilnych w Afryce jest większy niż w Europie i Ameryce Północnej, łącznie! „.....”Safaricom podjął próbę uruchomienia kolejnej usługi mobilnej pod nazwą M-Shwari, będącej połączeniem serwisu oszczędnościowo-pożyczkowego. I czyni to z równie wielkim sukcesem. W ciągu pierwszych czterech miesięcy działania w systemie 
zarejestrowało się 2,3 mln użytkowników, a około 900 tys. z nich ma aktywne rachunki „...(źródło)
Mądrość ludowa mówi . Dać socjalistom Saharę, to po paru latach piasku zabraknie. Wystarczyło parę dekad rządów socjalistów aby zrujnować i zniszczyć wspaniałą cywilizację Zachodu , która która zdominowała całą kulę ziemską Wystarczyło ,że mieszkańcy Afryki otrzymali wolność ekonomiczną , a ich rządy dzięki chińskiej alternatywie przestały być zależne politycznie od Zachodu i jego lewactwa , co oznaczało skończenie z płaceniem haraczu na rzecz elit lichwiarskich , aby rozpoczął się gwałtowny rozwój gospodarczy i społeczny kontynentu Chiny pokazały ,że wolność gospodarcza , czyli między innymi brak VAT i przymusowych ubezpieczeń społecznych wystarczy , aby prześcignąć technologicznie , gospodarczo i kulturowo socjalistyczny Zachód Jak szybko ziści się czarna wizja białych robotników pracujących w afrykańskich fabrykach czarnych przedsiębiorców , białych Europejczyków zbierających zbiory na plantacjach czarnych plantatorów . Kiedy socjalistyczna Europa wzorem NRD postawi niemieckie wojsko na granicach lewackiego europejskiego kołchozu aby strzelało do białych Europejczyków uciekających przed socjalizmem i nędzą do kapitalistycznej Afryki , czy Chin . W końcu socjalistyczni panowie muszą mieć niewolników , którzy będą na nich pracowali
Jeśli socjalizm nie zostanie w Europie zlikwidowany a lewacka ideologia politycznej poprawności nie zostanie wypalona rozżarzonym żelazem to ta wizja stanie siwe wkrótce rzeczywistością.„ The Economist „ W 1980 roku Milton Friedman , laureat nagrody Nobla z ekonomi i apostoł wolnego rynku odbył swoją pierwsza podróż do Chin „.....” Friedman argumentował ,że ekonomiczna wolność jest podstawowym warunkiem dla wolności politycznej. Ale w swojej książce z 1962 roku „ Kapitalizm i Wolność „ skapitulował i stwierdził , że wolność ekonomiczna jest istotniejsza , może istnieć bez wolności politycznej „....(więcej )
Westerwelle„ , Jeśli gospodarka Chin nadal będzie rosła w siłę w takim tempie, że tutaj chodzi o skalę przyrostu PKB ) że w 12 tygodni będzie wytwarzać tyle, ile gospodarka Grecji, a w 12 miesięcy tyle, ile gospodarka Hiszpanii, to dla całej Europy powinien być to sygnał wzywający do obrania lepszej strategii.  „ ( http://naszeblogi.pl/36030-westerwelle-o-upadku-ekonomicznym-socjalistycznej-europy )
Sikorski „przystąpienie do strefy euro leży w strategicznym interesie Polski. Stawką jest geopolityczne umocowanie naszego kraju na dekady, a może – oby! – na wieki. „....”Jeśli w Chinach nie dojdzie do kryzysu zadłużenia, to rok 2016 może być pierwszym, w którym staną się one gospodarczo potężniejsze od całej Unii „...( http://naszeblogi.pl/37208-sikorski-chce-do-niewolniczej-tysiacletniej-iv-rzeszy )
„„Według ostatnich danych, Chińczycy posiadają największe na świecie indywidualne oszczędności. Każdy obywatel tego kraju przeciętnie oszczędza 52 proc. swoich dochodów, podczas gdy średnia światowa jest poniżej 20 procent .”....” od dwóch lat razem z żoną odkładają regularnie co miesiąc ponad połowę swych pensji. "Chcielibyśmy kiedyś kupić mieszkanie „......”"Zarabiam dość dobrze - ponad 6000 juanów (około 3 050 zł) miesięcznie,” „.....( http://naszeblogi.pl/34536-propaganda-socjalistyczna-zachodu-wobec-sukcesu-chin )

Marek Mojsiewicz

PiS może wygrać wybory. Musi zrobić trzy rzeczy... Raport prof. Czapińskiego, to nie jest tekst, w którym twierdzi się, że PiS na pewno wygra wybory w 2015 roku. Ale pokazanie odpływu od PO jej sztandarowych wyborców (grupa wiekowa 20-50, duże miasta) sugeruje, że ci, którym nie imponują pozory i PR, ale zależy na realnej modernizacji kraju, już nie identyfikują się z Platformą i rządem Tuska. Odpycha ich zapewne to, co i mnie: brak profesjonalizmu i brak wizji długofalowej polityki rozwojowej. A także – cynizm i małostkowość premiera – pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla WP.PL
Na przykład, gdy Tusk daje matkom I kwartału, to nieco więcej zabiera opiekunom osób przewlekle chorych. Choć opieka w rodzinie jest przecież znacznie tańsza i lepsza niż w domu opieki. Większość zniechęconych do PO zapewne w ogóle nie pójdzie do wyborów. PiS, chcąc ich przekonać, że warto na nich głosować, powinien zrobić trzy rzeczy:
- Po pierwsze: pokazywać, ale nie partyjny aparat, lecz ludzi tej samej generacji (20-50), dobrze wykształconych i odnoszących sukces zawodowy, a działających w PiS czy gotowych do współpracy z tą partią. Już nie tylko Szczerski, Wipler czy Szałamacha, ale poważne grono biorące udział w programowych spotkaniach z udziałem prof. Glińskiego. Czy środowisko ekspertów zgromadzonych wokół Instytutu Sobieskiego (i konferencji „Polska wielki projekt”). I innych konserwatywnych, (szacunek dla tradycji, rodziny i wartości) ale liberalnych (deregulacja) w sferze gospodarczej, z Fundacji Republikańskiej, „Presji” czy „Rzeczy Wspólnych” .
- Po drugie: przedstawić - w tezach, na kilku stronach swoje propozycje na lepsze rządzenie. Nie kompilacja starych programów, ale realistyczne, długofalowe plany: 1) praca (jaka strategia, gdzie sprężyny wzrostu, deregulacja dla małych i średnich firm), 2) pomoc rodzinie i zapobieganie zapaści demograficznej, 3) emerytury ("nie" dla dalszej likwidacji OFE. Raczej – ich aktywizacja dla inwestycji. Dopłaty państwa to efekt niskich płac i wydłużanie wieku niewiele zmieni), 4) nauka i edukacja (najlepsze wzory: Korea Płd. Finlandia), 5) wizja nowoczesnego zarządzania publicznego – jako przeciwieństwo tuskowej rozrastającej się, nieudolnej administracji. Z płacami już wyższymi niż w gospodarce 6) zmiana prawa, aby usunąć możliwości korupcji i przestępczości zorganizowanej (ustawy o zamówieniach publicznych i VAT). I optymizm: pokazanie, co i jak może stać się sprężyną rozwoju (choć rząd Tuska nie dba o to): technologie podwójnego zastosowania (rząd Tuska w 2012 zrezygnował, w porozumieniu z USA ,z offsetu); nowoczesne rolnictwo i przetwórstwo, łupki. Jednoznaczne poparcie dla brytyjskiej wizji elastycznej Unii, z instytucjami dopasowanymi do realiów każdego kraju (i typu kryzysu). Polska w Europie – jako wciąż szansa - a nie – przyciężki strach i defensywa, jak w dotychczasowej polityce PiS.
- Po trzecie: dogadać się już teraz z Solidarną Polską i PJN. Po wyborach europejskich będzie za późno: bratobójcza walka uderzy i w te partie, i przede wszystkim w PiS! Bez takiej ofensywy programowej PiS pozostanie przy swoich biednych 28 proc. A to – w sytuacji tak fatalnego rządzenia PO – bardzo słaby wynik. Prof. Jadwiga Staniszkis

Trwa zjazd gospodarki po równi pochyłej

1. Wczoraj Główny Urząd Statystyczny opublikował komunikat przedstawiający tzw. szybki szacunek PKB za I kwartał 2013 (dane pogłębione zostaną opublikowane pod koniec maja) i niestety informacje tam zawarte pokazują dobitnie, że trwa zjazd polskiej gospodarki po równi pochyłej. Otóż według tych szacunków PKB za I kwartał 2013 roku w porównaniu do I kwartału roku 2012 (w cenach stałych średniorocznych z roku poprzedniego) wzrósł zaledwie o 0,4%.

Przypomnijmy tylko, że według tej metodologii wzrosty PKB w poszczególnych kwartałach 2012 roku (w porównaniu do analogicznych kwartałów roku poprzedniego), wynosiły odpowiednio: 3,5%; 2,3%; 1,3; 0,7%. A więc jest to już 5 kwartał z rzędu, w którym wzrost PKB jest coraz mniejszy, a rząd Tuska sprawia wrażenie nieobecnego w tej sprawie. Najwyżej mamy do czynienia z komunikatami premiera albo ministra finansów, że jest to nieuchronne, bo mamy kryzys w strefie euro.

2. GUS, ze względu na eksperymentalny charakter przedstawionych szacunków, nie podał jak kształtowały się poszczególne składniki tego wzrostu, ale wszystko wskazuje na to, że kontynuowane są tendencje z roku poprzedniego.

Przypomnijmy, że w III kwartale 2012 roku wzrost PKB wyniósł tylko 1,3% a dodatnio na ten wzrost wpływała jeszcze konsumpcja, ale tylko 0,1 pkt procentowego, ujemnie akumulacja w tym inwestycje, które odnotowały spadek aż o 0,9 pkt procentowego i wreszcie dodatnio wskaźnik eksportu o 2,1 pkt procentowego. Z kolei w IV kwartale 2012 kiedy wzrost wyniósł tylko 0,7%, konsumpcja wpływała już ujemnie na wzrost w wysokości 0,5 pkt procentowego, akumulacja także ujemnie w wysokości 0,2 pkt procentowego, a wzrost uratował już tylko dodatni wpływ eksportu netto w wysokości 1,8 pkt procentowego co wynikało szybszego niż w poprzednim kwartale wzrostu eksportu przy wolniejszym spadku importu. A więc w I kwartale 2013 roku zapewne mieliśmy do czynienia ze spadkiem konsumpcji, akumulacji (w tym inwestycji) a symboliczny wzrost uratował znowu dodatni wpływ eksportu netto (szybszy wzrost eksportu przy wolniejszym spadku importu).

3. Premier Tusk i minister Rostowski co i rusz rozgłaszają, że w II półroczu tego roku nastąpi „odbicie” w naszej gospodarce tyle tylko, że z prognoz instytucji zewnętrznych wcale to nie wynika. Na początku maja Komisja Europejska ogłosiła komunikat dotyczący prognoz w zakresie wzrostu gospodarczego i stanu finansów publicznych w poszczególnych krajach UE w latach 2013-2014. Dane przedstawione przez Komisję dotyczące naszego kraju w sposób zasadniczy różnią się do statystyk i prognoz, którymi na konferencjach prasowych, karmi polską opinię publiczną, minister Rostowski. Z komunikatu KE wynika, że w Polsce w 2013 roku wzrost gospodarczy wyniesie zaledwie 1,1%, ogólne zatrudnienie spadnie aż o 0,4%, bezrobocie (wg metodologii unijnej) wyniesie 10.9% i będzie wyższe od tego na koniec 2012 roku o blisko 1 punkt procentowy, wreszcie deficyt sektora finansów publicznych wyniesie 3,9% PKB, a dług publiczny 57,5%PKB. Także przewidywania Komisji na rok 2014 w odniesieniu do Polski nie nastrajają optymizmem. Wzrost gospodarczy ma wynieść tylko 2,2% PKB, ogólne zatrudnienie znowu zmniejszy się o 0,2%, bezrobocie (wg metodologii unijnej) wzrośnie do 11,4%, deficyt sektora finansów publicznych wyniesie 4,1% PKB, a dług publiczny aż 58,9% PKB. A więc w tych dwóch latach, czeka nas bardzo niski wzrost gospodarczy, głęboki spadek zatrudnienia, znowu wzrost bezrobocia, wzrost deficytu sektora finansów publicznych i dług publiczny według metodologii unijnej zbliżający się do konstytucyjnego progu 60% PKB.

4. Rządzący jednak zamiast zajmować się gospodarką zajmują się zupełnie czym innym. Premier Tusk po raz kolejny rzuca więc opinii publicznej tematy zastępcze, odwołanie ministra sprawiedliwości, jeden czy dwa klubowe projekty ustawy o związkach partnerskich, głęboka rekonstrukcja rządu itd., itp. Pewnie im bardziej będzie się pogarszać sytuacja gospodarcza, a w konsekwencji i społeczna, pojawią się kolejne pomysły jak skutecznie odwracać uwagę opinii publicznej od spraw zasadniczych. Strategia ta ciągle jest skuteczna tylko dlatego, że dziennikarze głównych mediów posłusznie relacjonują te kolejne show premiera Tuska. Ale i tutaj sytuacja powoli zaczyna się zmieniać. Nawet ci którzy w okienkach telewizyjnych jeszcze wykonują polecenia telewizyjnych magnatów już na swoich profilach na portalach społecznościowych, nie zostawiają na premierze Tusku i Platformie suchej nitki. Kuźmiuk

Polacy, jako dzieci holokaustu „Na tym się świata ład opiera, że jeden sieje, drugi zbiera” - tłumaczył robotnikowi Deptale porządek świata Towarzysz Szmaciak. Wynika z tego, że istotnym elementem porządku świata, może nawet jego elementem konstytutywnym, jest podział zajęć. „Gdy jeden wiosłem macha żwawo, drugi kieruje wtedy nawą” - a przecież ten podział wychodzi poza ograniczenia gatunkowe: „Owca się sama nie ostrzyże, krowa się nie wydoi sama. A zaś nie ostrzyć - cóż za męka! A nie wydoić - cóż za dramat!” Stąd oczywiście wypływa morał, że „trzeba doić, strzyc to bydło, a kiedy padnie - zrobić mydło”. Więc kiedy my tu albo na wezwanie pana prezydenta zakładamy sobie kotyliony, albo tańcujemy rytualnie wokół orła z czekolady, niczym Izraelici wokół złotego cielca, albo zbieramy ulotki spadające z helikopterów, na podobieństwo manny z nieba (swoją drogą, czy to nie charakterystyczne, że te kreatywne pomysły „Gazety Wyborczej” nie wychodzą poza schematy ze starego zakonu?) - starsi i mądrzejsi przygotowują naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu kolejną, oczywiście jedynie słuszną wersję narodowej historii. Bo proces dziejowy jest taki: najsampierw jest wspólnota pierwotna, jak w jakimś wzorowym kibucu, potem barbarzyństwo i niewolnictwo, potem feudalismus, który w następstwie zaostrzającej się walki klasowej zostaje obalony przez burżuazję uciskającą lud roboczy w ramach znienawidzonego ustroju kapitalistycznego - aż wreszcie lud roboczy pod przewodnictwem ukorzenionej awangardy urządza rewolucję socjalistyczną i koło historii się zamyka. No dobrze - ale jak wytłumaczyć mądrości kolejnych etapów? Właśnie w tym celu 25 kwietnia w siedzibie „Krytyki Politycznej” odbyła się debata zorganizowana przez tę redakcję i Instytut Studiów Zaawansowanych, który powstał dzięki wsparciu Fundacji Społeczeństwa Otwartego finansowanej przez słynnego „filantropa” czyli Jerzego Sorosa - na temat „Czy holokaust zastąpił Polakom rewolucję burżuazyjną?” Punktem wyjścia był artykuł, jaki wcześniej w „KP” opublikował pan filozof Andrzej Leder pod tytułem „Kto nam („nam” - SM) zabrał tę rewolucję?” - a w debacie oprócz autora wspomnianego artykułu wzięła udział pani profesorowa Irena Grudzińska-Gross, współautorka „Złotych żniw”, pan prof. Antoni Dudek i Sławomir Sierakowski. Pan filozof Andrzej Lauder twierdził, że w latach 1939-1956 dokonała się w Polsce rewolucja społeczna, bo dzięki przejęciu przez „bezrolnych chłopów” mienia po 3 milionach Żydów, wykształciła się „klasa średnia” i „mieszczaństwo”. Pani profesorowa sprzeciwiła się poglądowi, że miała tu miejsce „rewolucja”, bo tak naprawdę była to tylko „gwałtowna ewolucja”, polegająca na kontynuowaniu przedwojennego „wypychania Żydów z przestrzeni publicznej” w całej Europie Wschodniej, a już Środkowej w szczególności. Prof. Antoni Dudek natomiast zwracał uwagę, że - po pierwsze - majątek przejęty po 3 milionach Żydów to mały pikuś w porównaniu do majątku przejętego po 11 milionach Niemców - natomiast początek klasy średniej przesuwał na rok 1989, bo komuniści znacjonalizowali mienie prywatne. I rzeczywiście - klasa średnia pojawiła się w następstwie uwłaszczenia nomenklatury oraz okupacji kraju przez bezpieczniackie watahy, które - dzięki kontrolowaniu za pośrednictwem agentury kluczowych segmentów gospodarki i rabowaniu obywateli w tak zwanym „majestacie prawa”, wytwarzanym przez usłużnych Umiłowanych Przywódców - doją Rzeczpospolitą aż miło popatrzeć. „Czy polska tożsamość ma polegać na poczuciu winy?” - pytał prof. Dudek - co przypominało nieco retoryczne pytanie z „Przygód dobrego wojaka Szwejka”: „czy chcecie, żebym sobie wyrwał serce z piersi?” Pan filozof Leder nie był od tego, w odróżnieniu od pani profesorowej Grudzińskiej-Gross, która czujnie postulowała, by oddzielić historię od odpowiedzialności moralnej. I słuszna jej racja - bo jak już się odpowiednio spreparuje historię, to odpowiedzialność moralna, a potem i majątkowa pojawią się jak amen w pacierzu. Na tym właśnie polega mądrość etapu. Jak widzimy, starsi i mądrzejsi nie tracą czasu na żadne tam kotyliony, tylko cierpliwie i metodycznie pracują nad spreparowaniem naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu odpowiedniej wersji narodowej historii, z której później wyprowadzi się wnioski uzasadniające pociągnięcie go do moralnej i majątkowej odpowiedzialności - zgodnie z oczekiwaniami zespołu HEART, utworzonego w 2011 roku przez rząd Izraela do spółki z Agencją Żydowską do „odzyskania mienia żydowskiego w Europie Środkowej”. Pieniądze daje „filantrop” - ciekawe, czy z miękkiego serca, czy też ma w tym jakąś swoją kalkulację? Zatem - jak mawiają gitowcy - wszystko „gra i koliduje” i tylko patrzeć, jak zostaniemy wyszlamowani pod nadzorem bezpieczniaków, którzy już nie mogą się doczekać nowej służby. Dobiegające z Żydowskiego Instytutu Historycznego sygnały o tłumach pragnących doszukać się „żydowskich korzeni”, potwierdzają najgorsze podejrzenia. W końcu któż ma pierwszy wiedzieć, co się szykuje, jeśli nie bezpieczniacy? To przecież oni już od połowy lat 80-tych tworzyli spółki nomenklaturowe, więc nic dziwnego, że teraz snobują się na „żydowskie korzenie”. „Wpierw szarże były wielkim szykiem lecz dziś już każdy - pułkownikiem. Przejadł się także im doktorat, więc na „korzenie” przyszła pora”. No dobrze - ale skoro pan filozof Andrzej Leder twierdzi, że dzięki holokaustowi dokonała się w naszym nieszczęśliwym kraju rewolucja burżuazyjna, to znaczy, że dziećmi holokaustu nie są żadni ocalali Żydzi, tylko właśnie Polacy! A czy wypada rabować dzieci holokaustu? Jasne, że nie wypada; co za hańba, co za wstyd! („Popatrz matko, popatrz ojcze; oto idą dwaj folksdojcze. Co za hańba, co za wstyd! Jeden Polak, drugi Żyd!”). W takiej sytuacji zespół HEART powinien był natychmiast rozwiązany, a wszelkie naciski na tubylczy rząd - natychmiast przerwane. Wprawdzie intencje organizatorów, większości uczestników i sponsora wspomnianej debaty były zapewne inne - ale to nie ma nic do rzeczy. W końcu pan Jourdain też nie wiedział, że mówi prozą, podobnie jak Ewa nie zdawała sobie sprawy, że dopuszcza się „błogosławionej winy”.

S M

16/05/2013 O dalsze doskonalenie socjalizmu Rządzące Polską ekipy okrągłostołowe nie ustają w budowie najlepszego ustroju świata- socjalizmu w wersji biurokratycznej. Miarą socjalizmu jest oczywiście rozdawnictwo pieniędzy i ich ilość przechodząca przez budżet państwa.. Im więcej przechodzi przez lepkie ręce urzędników- tym socjalizmu, więcej , no i więcej marnotrawstwa.. Bo to wszystko się jednak klei niemiłosiernie.. Dopłacić do koncertu tzw. Madonny- pięć czy sześć milionów- to jest dopiero pomysł na rozwój kraju.. Pani Louise Veronica Ciccone- jest wrogiem chrześcijaństwa, kpi sobie z niego, bluźni.. I jeszcze do tego państwo polskie dopłaca jej 5 milionów złotych(????) To jakiś kompletny absurd! I zrobiła to pani” ministra” Joanna Mucha.. Gdyby dopłaciła jej ze swoich pieniędzy.. Ale woli nasze- już upaństwowione. Stadion Narodowy musi zarabiać.. No pewnie, że musi- ale najlepiej skądś przelać.. Najlepiej z państwowego do państwowego. No i rusza kolejny program rządowy, jeszcze tylko przegłosuje go Sejm, a będzie się nazywał” Mieszkanie dla młodych”.(???) Prawda, że ładnie?. Chodzi o to, że socjalistyczne państwo będzie dopłacało 10 % naszych pieniędzy do mieszkania młodym, ale nie większego niż70 metrów kwadratowych. Daj Boże każdemu takie mieszkanie w wielkim mieście.. Ma przeznaczyć na ten proceder coś około 1 miliarda złotych.. Jak młodzi będą mieli dziecko, to dostaną jeszcze 5%, a jak jeszcze- to jeszcze pięć procent.. W sumie można dostać od socjalistycznego państwa, czyli od nas- 20 %dodatkowo przy zakupie mieszkania. Ale na rynku tzw. pierwotnym.. Zakup mieszkanie nie może pochodzić z rynku wtórnego. Dlaczego nie w ogóle? Bo w ogóle nie o to chodzi.. Moim zdaniem chodzi o to, żeby deweloperzy, którym ostatnio zastój pokiereszował szyki- sobie zarobili.. Niech im będzie na zdrowie.. A psik! No i wspomóc banki, które i tak się mają jak przysłowiowe pączki w maśle.. Bo powiedzmy sobie szczerze.. Dla kogo jest zakup mieszkania za 400 000 złotych. Przecież nie dla biednych.. Co na to Sojusz Lewicy Demokratycznej? Czy nie lepiej rozszerzyć program budowy mieszkań komunalnych? Jak socjalizm to socjalizm.. Niech bardziej trzeszczy.. Zresztą już dawno wszystko powinno być państwowe.. I nad wszystkim państwo powinno trzymać nadzór. I tak powoli do komunizmu.. Dlaczego państwo tak się skrada? Od razu -i po bólu.. Proszę zwrócić uwagę, że słowo ”bólu” piszę przez ”ó”, a nie tak jak prezydent Bronisław Komorowski przez” u”- w księdze kondolencyjnej ambasady Japonii.. Gdyby naprawdę państwu socjalistycznemu chodziło o pomoc młodym na swoim, to przede wszystkim państwo powinno ułatwić młodym ludziom życie obniżając wszelkie koszty i podatki.. Żeby państwo przestało rabować swoich” obywateli” Żeby młodzi ludzie mogli się samodzielnie dorabiać, bogacić i gromadzić pieniądze, między innymi na zakup mieszkania.. Przy pomocy rodziny. A w obecnej sytuacji gospodarczej- trudno jest tysiącom firm związać koniec z końcem- wobec ciągle rosnących kosztów prowadzenia działalności gospodarczej i prowadzenia gospodarstwa domowego.. Wśród pospolitych „obywateli” występuje brak pieniędzy.. Państwo ma ich za to wiele, ale jednak toniemy w długach.. Gdzie podziewają się te wielkie miliardy złotych? Może sprawę rozwiąże nowy pomysł, który zagościł w mediach masowego rażenia.. Chodzi o to, że Polska Izba Książki- jest takie gremium nadzorcze- postuluje i odgraża się, że sprawy się mają poważnie jeśli chodzi o budowę komunizmu w zakresie rozpowszechniania książek. Polskiej Izbie Książki chodzi o to, żeby książki w całej Polsce były sprzedawane po tej samej cenie i-uwaga!- tylko w księgarniach(???_) Po tej samej cenie.. Hmmmm…(???) Czy to nie wspaniałe? Czy pojadę sobie do Krakowa, czy do Warszawy, czy do Zagórza- książkę sobie kupię za te same pieniądze.. No nie gdzieś byle jak na targu, czy w supermarkecie na wyprzedaży.. Tylko w księgarni- po tej samej cenie.. Rozumiem, że nie będzie przecen, chyba, że po tej samej cenie wszędzie.. Wszystkie książki będą mogły być przecenione, albo żadna. O tym zadecyduje Polska Izba Książki.. Tak będzie najlepiej.. A co z tymi, którzy wydają swoje książki własnym sumptem i sami je sobie sprzedają wysyłkowo? Na przykład pan Henryk Pająk? Może chodzi o to, żeby nikt nie mógł sobie wydać książki o innym zabarwieniu polityczno- emocjonalnym niż te, które leżą w księgarniach. No i o innych treściach.. Jednakowe ceny- i jednakowe zawartości.. Jak w poprzedniej komunie. Ceny będą chyba ustalane centralnie przez nowo powołaną – Centralną Radę Cen Książek Sprzedawanych Wyłącznie w Księgarniach.. Ludzie” kultury” często twierdzą, że książka, sztuka, teatr- nie mogą być towarem(???) Nie mogą – i już! Najlepiej jak do tego dopłaca państwo i ma wszystko na oku.. Coś tak wielkiego jak książka i sztuka- nie mogą podlegać prawom rynkowym.. To jest uwłaczające: i książce i sztuce.. Najlepszy jest mecenat państwowy.. Wtedy wiadomo co pisać i co wystawiać.. Na razie nie przejmuje się tym pan Janusz Józefowicz z Teatru Studia Buffo, zapowiadając budowę wielkiej sceny prywatnej na 1000 osób. Będzie wystawiał musicale według własnego pomysłu.. Nie wiem, czy nie powstanie w tym czasie Polska Krajowa Rada Musicali, żeby nadzorować całość.. I czy ceny na musicale nie będą ujednolicone w całej Polsce.. Dobrze by było- wtedy będzie nareszcie porządek.. Ale czy może pisać samodzielnie musicale? Bez konsultacji z Wydziałem Kontroli Prasy i Widowisk? Na Mysiej.. Chociaż teraz tam jest Skwer Wolności Słowa..(????) Pan prezydent Bronisław Komorowski go swojego czasu zainaugurował.. Ta wolność słowa jakoś dziwnie władzę uwiera.. Bo cóż warty jest socjalizm z wolnością słowa i wolnością gospodarowania? Czy, żeby prowadzić księgarnię trzeba będzie mieć licencję i zdać egzaminy(???) Może w przyszłości tak będzie, a może już jest- bo sprawy podążają w określonym kierunku socjalistycznym.. Nadzór ir rabunek. Dwa solidne filary budowanego ustroju.. Który już był w Polsce- i się nie sprawdził. Ale socjaliści zawsze wracają do źródeł.. No to co, że się nie sprawdził? Spróbujmy jeszcze raz- może tym razem się sprawdzi.. A jak się nie sprawdzi? To jeszcze raz, i jeszcze raz,, Aż się sprawdzi! Jak teoria nie pasuje do praktyki- tym gorzej dla praktyki.. Jak nie da się zgodnie z naturalnymi prawami podaży i popytu- to ustalamy stałe ceny książek i cześć.. Można oczywiście pójść dalej i ustalać stałe ceny wszystkiego na „rynku”.. I powołać Polski Instytut Ustania Cen.. Nich tysiące urzędników ustalają odgórnie wszystkie ceny wszystkich towarów na ”rynku”. A jest ich tysiące. .Ale będzie roboty! A ile zadowolenia z tej roboty?.. I nareszcie zapanuje komunizm i sprawiedliwość społeczna. Jeszcze tylko wyzuć Polaków z własności- i po problemie. Na razie.. O dalsze doskonalenie socjalizmu. WJR

Stanisław Michalkiewicz: Być może Kaczyński wie, że TV Trwam nie dostanie koncesji Rozmowa portalu Prokapitalizm.pl z redaktorem Stanisławem Michalkiewiczem. Red. Michalkiewicz mówi m.in. o niedawnej wolcie mec. Rogalskiego w sprawie smoleńskiej, o tym, kto jest czyim zakładnikiem w PiS, kto kręci partią Jarosława Kaczyńskiego i o nasilającym się konflikcie pomiędzy TV Republika a TV Trwam. Prokapitalizm.pl: Co Pan sądzi o ostatnich wydarzeniach z katastrofą smoleńską w tle, mam na myśli zachowanie mec. Rogalskiego? Stanisław Michalkiewicz: Pan mecenas Rogalski stracił wiarę w zamach, czy też w jakieś inne formy sabotażu w przypadku katastrofy smoleńskiej, a zaczął gorliwie wierzyć w sławny błąd pilota. To znaczy nie tyle stracił wiarę, co zmienił wiarę. To jest charakterystyczne. Warto się nad tym zastanowić, bo w przypadku pana mecenasa Rogalskiego ta zmiana nastąpiła gwałtownie, więc musiała to być jakaś ważna przyczyna. Ja oczywiście nie wiem jakie to są przyczyny, bo pan mecenas Rogalski mi się nie zwierza, ale chciałbym zwrócić uwagę, że zmiana wiary zbiegła się w czasie z utworzeniem, z inicjatywy pana Tuska, a może także i innych ośrodków, zespołu dr. płk. Laska. Miał on przyobiecane sporo pieniędzy, żeby rozpowiadał o katastrofie smoleńskiej, tyle że o 180 stopni odwrotnie niż rozpowiada to złowrogi Antoni Macierewicz. Być może, że pan mecenas Rogalski został w jakiś sposób włączony do tego zespołu, którego skład może być szerszy, niż to, co oficjalnie o nim wiemy. Zwracam uwagę, że pan mecenas na poprzednim etapie nie tylko wierzył w zamach, ale nawet formułował różne oryginalne hipotezy, takie jak ta o bańce helowej i tym podobne. Być może na poprzednim etapie wykonywał inne zadanie, a obecnie wykonuje inne. Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz, że w Polsce jest bardzo wielu adwokatów, można nawet powiedzieć, że zbyt wielu, ale pan prezes Jarosław Kaczyński na swojego pełnomocnika wybrał sobie akurat mecenasa Rogalskiego. To jest dowód na to, jak świetnie zna się na ludziach.

Czyli, w przypadku pana Rogalskiego,  to raczej nie motyw finansowy odegrał decydującą rolę. Z tego co pisała jedna z gazet mecenas Rogalski zainkasował za swoją pracę około 300 tys. złotych. Myśli Pan, że komisja Laska przebiła tę kwotę? Proszę Pana ja znałem tylko jednego człowieka, który twierdził, że ma wystarczającą ilość pieniędzy i to nie był pan mecenas Rogalski.

Czy ta historia z panem Rogalskim nie podważa czy też nie osłabia pozycji posła Macierewicza i jego sejmowej komisji ds. katastrofy smoleńskiej? Pan mecenas Rogalski twierdzi, że ta zmiana wiary, której doznał, jest następstwem spostrzeżenia niebywałego cynizmu posła Macierewicza. Rzeczywiście poseł Macierewicz przypomina mi takiego braciszka, który kręci całym klasztorem z przeorem włącznie. Przeor mógł się poczuć zaniepokojony taką sytuacją. Zwracam uwagę, że pan prezes Kaczyński tak daleko zabrnął w hipotezę zamachu, że w tej chwili musi w nią brnąć dalej, przynajmniej siłą rozpędu. A to oznacza, że tak naprawdę inicjatywę w Prawie i Sprawiedliwości, przynajmniej pod względem tego, co Prawo i Sprawiedliwość ma głosić, przechwycił poseł Macierewicz, a prezes Kaczyński musi po prostu siłą rzeczy za nim podążać. Jeżeli ja to widzę, to prezes Kaczyński widzi to jeszcze bardziej, bo spostrzegawczości mu nie można odmówić. Jest spostrzegawczy jak najbardziej. Prawdopodobnie będzie próbował się jakoś wyplątać z tej zależności, co oczywiście w pewnej perspektywie źle wróży posłowi Macierewiczowi. Ale poseł Macierewicz też nie jest dzieckiem, zapewne jakiś sposób reagowania na te próby podważania jego pozycji też wymyśli. No i wymyśla. Proszę zwrócić uwagę, że wszystko w tej chwili zaczyna się kręcić wokół posła Macierewicza. Ta strategia rozhuśtywania emocjonalnego części opinii publicznej daje Prawu i Sprawiedliwości potężna siłę nośną, która daje mu dobre notowania w sondażach i tak dalej. Do tego stopnia dobre, że pan premier Tusk postanowił tę samą strategię realizować, tylko odwrotnie. Z punktu widzenia partyjnego jest to strategia bardzo racjonalna, a co Polska z tego ma to jest całkiem inna sprawa. Druga sprawa, takie są przynajmniej objawy, że niezależnie od tego, że się tak wyrażę, odcinka posła Macierewicza, mamy też do czynienia z pewną charakterystyczną zmianą, a właściwie z nowym etapem, związanym z TV Republika. TV Republika (niezależna oczywiście, tak jak wszystko dzisiaj jest niezależne, stawiamy na niezależność) jest dopuszczona na satelitę przez pana Zygmunta Solorza. Co pan Zygmunt Solorz ma z tej niezależności to ja oczywiście nie wiem, ale coś  musi mieć, bo on jest znany z dobrego serca, ale niczego nie robi bezinteresownie, więc myślę, że coś z tego ma i ci, którzy mu pomagają też chyba coś z tego będą mieli. Bardzo możliwe, że będą mieli z tego marginalizację TV Trwam. Czy taka jest intencja, która towarzyszy osobom zaangażowanym w TV Republika, tego też nie wiem, ale pewne rzeczy mogą wystąpić niezależnie od intencji. Skutki występują niezależnie od tego, czy ktoś je przewidywał i chciał osiągnąć, czy też nie chciał. Występują po prostu dlatego, że taka jest logika wydarzeń.

Czy Pana zdaniem może nastąpić eskalacja tego, co można nazwać taką delikatną szorstkością w relacjach pomiędzy środowiskiem skupionym wokół Radia Maryja, a środowiskiem skupionym wokół TV Republika, czy też mimo wszystko może dojść do zwarcia szeregów, jakiejś wspólnej medialnej koalicji przeciwko temu systemowi? Pamiętam, że kiedy Jarosław Kaczyński był premierem rządu, to próbował ciąć po skrzydłach i jednym z tych skrzydeł było Radio Maryja i to całe środowisko. Wtedy okazało się, że to mu się nie opłaca, ale teraz mógł dojść do wniosku odwrotnego, że zaczyna mu się opłacać. Na jedną rzecz chciałem zwrócić uwagę: Jarosław Kaczyński we wrześniu ubiegłego roku podjął próbę takiej ofensywy politycznej na gruncie pragmatyczno – gospodarczym. To był prof. Gliński. Prochu tam oczywiście nie wymyślił, nic rewelacyjnego tam nie podał. Sądzę więc, że ta próba miała na celu przekonanie potencjalnych partnerów politycznych, że Prawo i Sprawiedliwość ma zdolność koalicyjną. Tak naprawdę chodziło przede wszystkim o Polskie Stronnictwo Ludowe, a więc koalicję, która ma stuprocentową zdolność koalicyjną, a w porywach nawet większą. Ale to ma też swoje konsekwencje, bo koalicja z PSL z całą pewnością nie oznacza ani zmiany modelu państwa, ani sposobu rządzenia, ani zwiększenia zakresu wolności gospodarczej czy czegokolwiek takiego. Polskie Stronnictwo Ludowe ma jedną strategię, którą realizuje – opanować ministerstwo rolnictwa ewentualnie ministerstwo gospodarki i doić Rzeczpospolitą pod pretekstem, że najcięższa jest dola chłopa, a wiadomo, że najcięższa jest dola chłopa nawet jak jest babą.

Z tego co Pan powiedział wcześniej wynikałoby, że za TV Republika kryją się jakieś tajemnicze siły. Czy są to służby specjalne, a może Platforma Obywatelska? Na przykład Tusk świetnie to rozgrywa: skonfliktować dwa dotychczas jakoś kooperujące ze sobą środowiska, żeby pozbyć się konkurentów, zarówno medialnych jak i politycznych. Ja myślę, że niekoniecznie. Równie dobrze, dla Jarosława Kaczyńskiego, pewne formy współzależności z Radiem Mzryja i TV Trwam mogą być uciążliwe. Przypominam, że kiedy był premierem to próbował się z tej współzależności uwolnić. Myślę, że jak raz spróbował to może spróbować drugi raz, zwłaszcza w momencie, gdy być może wie więcej niż my wiemy, w momencie kiedy skądś się dowiedział, że TV Trwam nie dostanie koncesji na cyfrowym multipleksie. W związku z tym stawia na coś innego. A jeśli przy tym chce jeszcze jakoś poprawić modus vivendi z establishmentem, to tym bardziej wydaje mi się, że takie rozluźnienie, jeśli nie całkowite zerwanie związków ze środowiskiem radia Maryja i TV Trwam, byłoby gestem przekonującym o powrocie Prawa i Sprawiedliwości do tak zwanej normalności. To raz… A po drugie wspomniał Pan o możliwości, że tam jakieś ciemne siły się kryją. Ciemne siły aranżują polityczną scenę i byłbym bardzo zdziwiony, gdyby tajne służby akurat nie interesowały się miejscami, w których wytwarza się masowe nastroje, to znaczy mediami elektronicznymi. Przede wszystkim tym się interesują. A ponieważ Zygmunt Solorz, co nie jest żadną tajemnicą, miewał związki z tajnymi służbami (a jak ktoś miewał, to przeważnie one się nie kończą, mówienie o tym w czasie przeszłym jest pewnym ryzykiem), to w tej sytuacji wydaje się, że możemy się liczyć z takim przetasowaniem na politycznej scenie, zwłaszcza, że są objawy pewnego zniecierpliwienia tym całym premierem Tuskiem, tą całą Platforma Obywatelską. Ja nie śledzę tak bardzo pilnie  wszystkich „niezależnych” telewizji, ale zwróciłem uwagę, że pewne objawy zniecierpliwienia występują nawet w TVN, a to stanowi dla mnie sygnał, że coś tam się szykuje, jakieś przetasowania.

Wracając jeszcze do sprawy mediów, można na to spojrzeć jeszcze inaczej, że to ojciec Rydzyk dostał propozycję nie do odrzucenia ze strony sił tajemnych, np. zerwijcie kontakty z PiS, zacznijcie ich dyskredytować, a szanse na koncesję wzrosną. Proszę zwrócić uwagę, że ojciec Rydzyk nie dyskredytuje Prawa i Sprawiedliwości, atakuje…

…ale może w kolejnej fazie?… tylko pana Tomasza Sakiewicza i TV Republika, która po prostu jest potencjalnym konkurentem, bo swój przekaz kieruje do tego samego kręgu odbiorców. Jeśli ma tam być jeszcze program religijny, będzie to po prostu zdublowanie TV Trwam, a przez to pozbawienie jej realnego wpływu politycznego. Ja bym się tam nie doszukiwał jakiegoś drugiego dna, to pierwsze dno wystarczy. Po co mnożyć byty ponad potrzebę. Ja nie mówię, że nie trzeba być podejrzliwym, ale nadmierna podejrzliwość może być zbędna. Pewne rzeczy można wytłumaczyć bardzo prostymi mechanizmami, i ten prosty mechanizm wiele wyjaśnia, jeśli nawet nie wszystko.

Rozmawiał Paweł Sztąberek

Od Rywina do TV Republika Czy to możliwe, że naczelnym nowej prawicowej telewizji Republika jest były mason; redaktor naczelny przymila się do portalu Tomasza Lisa, a prezes związany jest z Polsatem Zygmunta Solorza? Piotr Barełkowski. Zapewne nic Państwu to nazwisko nie mówi. Za to Sakiewicz, Wildstein, Gargas… owszem. To jednak Barełkowski, jako prezes TV Republiki, będzie grał pierwsze skrzypce w stacji konkurencyjnej dla Telewizji Trwam. To on jest „szarą eminencją” rządu Sakiewicza i dlatego warto pochylić się nad jego przeszłością. Z kim współpracował? Dlaczego stawia na niego Polsat? Jakim cudem KRRiT bez szemrania udzieliła Republice koncesji? Czy dobre kontakty Barełkowskiego z Zygmuntem Solorzem oraz Bogusławem Chrabotą (nowym naczelnym „Rzeczpospolitej”) pomogą w przejęciu widzów do tej pory związanych z mediami o. Rydzyka? A w końcu: jaką rolę ma do odegrania nowa telewizja związana tyleż z „Gazetą Polską”, co z Polsatem?
Kogo reklamuje Lis? W maju Telewizja Republika stała się faktem. Zresztą od zapowiedzi do czynu (łącznie z załatwieniem formalności) nie trzeba było długo czekać. - Sukces telewizji Republika doprowadzi w Polsce do zmian, których nie wymażą żadna medialna nawała ani polityczne intrygi. Powstaje telewizja, jakiej jeszcze u nas nie było, nastawiona na autentyczną debatę i wolna od cenzury – ogłosił niedawno Tomasz Sakiewicz, naczelny „Gazety Polskiej”. Za szyldem nowego medium stoi zwłaszcza Piotr Barełkowski, prezes zarządu spółki TV Niezależna, której dzieckiem jest TV Republika. Barełkowski jest jednak szefem niewidocznym, ukrytym w cieniu Bronisława Wildsteina (redaktora naczelnego Republiki) i Tomasza Sakiewicza, który w nowej telewizji piastuje funkcję wiceprezesa ds. marketingu i rynku abonenckiego. Co ciekawe, jednym z pierwszych działań marketingowych Sakiewicza była promocja Republiki poprzez udzielenie wywiadu portalowi internetowemu Tomasza Lisa NaTemat.pl, który zajmuje się głównie obrzucaniem błotem Jarosława Kaczyńskiego i PiS (poźniej Sakiewicz tłumaczył, że odpowiedział jedynie na pytania jednego z wielu dziennikarzy - dop. Naszapolska.pl). Po takiej „promocji” szybko zareagował „Nasz Dziennik”, publikując komentarz prof. dr hab. Piotra Jaroszyńskiego (notabene stałego felietonisty „Naszej Polski”). - Redaktor Tomasz Sakiewicz, wiceprezes Telewizji Republika, udzielając wywiadu dla portalu NaTemat.pl, podjął się ryzykownego przedsięwzięcia. W mojej ocenie nie wypada reklamować swoich mediów, które uważa się za prawicowe, konserwatywne, w tych o zdecydowanym charakterze lewicowym, promującym antywartości – skitował sprawę Jaroszyński, dając do zrozumienia, że „taka wypowiedź koniec końców uwiarygodnia ten lewicowy portal i jednocześnie zatraca wyrazistość prawicowych poglądów wypowiadającego”. Podobnego zdania jest dr Hanna Karp, medioznawca, wykładowca Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. - Okazuje się, że nowa stacja i Tomasz Sakiewicz są bardzo ciepło przyjmowani na portalu internetowym Tomasza Lisa. Wiceprezes TV Republika, która reklamuje się jako alternatywa dla liberalnych mediów i zespół niezależnych, niepokornych dziennikarzy, postanowił promować swoją stację na jednym z najbardziej lewicowych portali, programowo wrogim ideom składającym się na kanon prawicowości. Ale jak widać, nie przeszkadza mu autoryzowanie poglądów tam prezentowanych, skoro w dniu debiutu swojej telewizji udzielił wywiadu portalowi Lisa – napisała w „Naszym Dzienniku” dr Karp.
Kim jest pan Barełkowski? Człowiek mediów – jak sam siebie określa, wyliczając jednym tchem swoje filmowe dokonania - w mediach nie jest jednak znany. Czy jego dorobek jest kojarzony w Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych? - Niestety nie możemy Panu pomóc w tej kwestii, ponieważ nie udzielamy tego typu informacji – odpowiedziała mi Dagmara Kupis-Baran z Stowarzyszenia Filmowców Polskich ZAPA. Okazało się, że Stowarzyszenie Filmowców Polskich jakiejś odpowiedzi udzieli - Piotr Barełkowski nie jest członkiem Stowarzyszenia Filmowców Polskich - poinformował „Naszą Polskę” Grzegorz Wojtowicz, rzecznik prasowy SFP. – Nie słyszałam o nim wcześniej. Kiedy mnie Pan pierwszy raz zapytał o Barełkowskiego z Telewizji Republika, musiałam popytać kolegów filmowców – mówi mi Anna Pietraszek, filmowiec, dokumentalistka, były doradca Zarządu Telewizji Polskiej SA. – Wydaje się, że jest to człowiek, który robił dotąd głównie małe pozycje filmowe, raczej do programów telewizyjnych. W bazie Filmpolski.pl nie figuruje, jeśli nie liczyć trzykrotnego pełnienia funkcji asystenta na planie reżyserskim. Współpracował blisko z Polsatem, stąd ma podobno świetne relacje z Solorzem i Chrabotą. Ma opinię sprawnego i bardzo sprytnego w biznesowym podejściu do mediów, więc być może ten projekt biznesowo będzie udany – dodaje Pietraszek. - Pozostaje jednak pytanie czy telewizja Republika nie jest próbą ze strony „układu”, aby skanalizować dziennikarstwo niezależne w Polsce, a przede wszystkim prawicową publiczność spacyfikować? – pyta po namyśle była doradca Zarządu TVP.
Lewi koledzy i znajomi Sam Barełkowski uważa się jednak za filmowego wyjadacza, ale nie wiadomo, czy bardziej chodzi o koneksje czy doświadczenie. Anita Czupryn w „Polska The Times” przypomniała, że Barełkowski „pracował i dla Zygmunta Solorza, i współpracował z Lwem Rywinem, tworzył programy dla telewizji publicznej, gdy szefem jednej z anten był Rafał Grupiński”. Dla przypomnienia, Lew Rywin to ten sam Lew Rywin, który w lipcu 2002 r., powołując się najpierw na premiera Leszka Millera, potem na „grupę trzymającą władzę”, zaproponował prezesowi spółki Agora Wandzie Rapaczyńskiej, a także redaktorowi naczelnemu „Gazety Wyborczej” Adamowi Michnikowi umieszczenie w ustawie o radiofonii i telewizji zapisu, umożliwiającego „Agorze” kupno kanału telewizyjnego Polsat w zamian za 17,5 mln dolarów dla SLD i prezesurę kanału dla siebie. Solorz zaś to ten sam Solorz, który jest jednym z 500 najbogatszych ludzi świata, szefem Polsatu, a także byłym agentem Służby Bezpieczeństwa (16 listopada 2006 r. przyznał, że podpisał zobowiązanie do współpracy z Departamentem I MSW PRL. Jako agent do współpracy z wywiadem został zwerbowany 18 października 1983 r. i do 26 czerwca 1985 r. był zarejestrowany pod pseudonimem „Zeg”). Z kolei Rafał Grupiński to ten sam Grupiński, który jest przewodniczącym klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej, zaciekłym liberałem i obrońcą Sawickiej, Sekuły i innych bohaterów III RP. Dziwne więc postaci przewijały się w bliskim otoczeniu prezesa Telewizji Republika. Czupryn przypomina biogram Barełkowskiego od początku. - Przez dwa lata studiował w Poznaniu historię, razem z obecnym senatorem PO Janem Filipem Libickim, choć ten niewiele może o Barełkowskim powiedzieć – napisała dziennikarka „Polski”. Sam Barełkowski wcześnie związał się z filmem i jak twierdzi od razu zaczął współpracę z dużymi nazwiskami. - Byłem zleceniodawcą i producentem filmu Filipa Bajona (w 2010 r. wszedł w skład Komitetu Poparcia Bronisława Komorowskiego jako kandydata na urząd Prezydenta RP – dop. red.) "Poznań 56", asystentem Jerzego Hoffmana (w 2005 wszedł w skład komitetu honorowego Włodzimierza Cimoszewicza jako kandydata na urząd Prezydenta RP – dop. red.), pracowałem przy filmie Jerzego Stuhra (w 2011 poparł w wyborach do senatu komitet „Obywatele do Senatu, a w Senacie VII kadencji 6 września 2011 r., powstało koło "Unia Prezydentów – Obywatele do Senatu", które utworzyli ubiegający się o reelekcję z ramienia OdS senatorowie: Paweł Klimowicz, Tomasz Misiak i Marek Trzciński (wszyscy należący wcześniej do Platformy Obywatelskiej) – dop. red.) "Tydzień z życia mężczyzny", współpracowałem też z Lwem Rywinem (w 2013 r. był wiceszefem Radiokomitetu, później został słynnym aferzystą – dop. red.), zrobiłem sto filmów dokumentalnych – wylicza Barełkowski, chociaż nie wiadomo, czy te nazwiska przyciągną do Republiki patriotyczno-katolicką widownię… Co ciekawe, w napisach końcowych wspomnianych filmów Barełkowskiego po prostu nie ma. Jaką rolę tam pełnił? Wydaje się, że niezbyt istotną, ale istotne mogły okazać się kontakty, bowiem o ile sukcesów w filmie Barełkowski wielkich nie osiągnął, to niewątpliwie osiągnął je w biznesie. - Na razie mieszka jeszcze w Poznaniu (tam w marcu powstanie biuro reklamowe TV Republika) i Berlinie, gdzie też prowadzi interesy. Ale już niedługo. Postanowił wygasić swoje inne przedsięwzięcia biznesowe – mówi o Berełkowskim w rozmowie z „Polską” Magda Hilszer, dziennikarka i współpracownica Berełkowskiego. - Zamierzam sprzedać firmy i cały swój życiowy kapitał zainwestować w TV Republika – miał twierdzić prezes Telewizji Republika, który widać ma powody do optymistycznego przekonania, że jego niezależna telewizja nie zostanie zniszczona przez „układ”, a z nią cały zainwestowany w nią kapitał. Według Hilszar, Berełkowski „działał w NZS, od lat związany jest ze środowiskiem prawicowym. Był autorem spotu wyborczego dla byłego prezydenta Poznania, nieżyjącego już Macieja Frankiewicza”. Zaangażował się także w telewizję kablową TV WTK, gdzie zajmował się motoryzacją i – jak twierdzi Hilszar – był pomysłodawcą pierwszych programów w stylu talent show. Miał być, zdaniem dziennikarki, inspiracją dla takich programów jak "Mam talent" czy "Idol" (tyle że ta laurka w jej ustach, niekoniecznie musi podobać się widowni konserwatywnej, dla której większość takich programów to żałosne bazowanie na taniej sensacji, prostych grach psychologicznych i lansowaniu takich autorytetów, jak np. satanista Adam Darski „Nergal”). Od 2005 do 2007 r. był współzałożycielem i współwłaścicielem TV Biznes, który kupił od niego i zmodernizował Polsat News, czyli wspomniany wyżej Zygmunt Solorz. - TV Biznes to uwieńczenie mojej kariery, sprzedałem ją Polsatowi, ale pracowałem w zarządzie, w grupie Polsatu – chwali się Barełkowski. W TV Republika będzie prowadził program „Gospodarka od prawa do lewa”.
Były (?) mason naczelnym Republiki Bronisław Wildstein jako redaktor naczelny Telewizji Republika także może wzbudzać kontrowersje. Nie tylko za ciepłe słowa, jakie zachował do dzisiaj dla swoich dawnych mistrzów jak Jacek Kuroń, ale ze względu na swoje masońskie korzenie. W książce „Niepokorny” (rozmowa Piotra Zaremby i Michała Karnowskiego z Wildsteinem), Zaremba i Karnowski stwierdzili, że „rzecz obrosła mitami” (przynależność B.W. do masonerii - dop. red.), na co Wildstein wyjaśniał, iż rzeczywiście, był w Wielkiej Loży Narodowej Francji, której jednak nie należy mylić z ateistycznym Wielkim Wschodem. „My wierzyliśmy w Wielkiego Architekta, czyli w Stworzyciela” – mówił znany dziennikarz, po czym dodał: „Spotkałem tam wielu ciekawych ludzi. Potem po powrocie do Polski nawiązałem kontakt z polskimi wolnomularzami”. Na pytanie, co skłoniło go tego akcesu, Wildstein tłumaczył: „Poszukiwanie wiedzy, która byłaby czymś innym niż zbiorem prawd oczywistych i przepisów. Wiedzy ezoterycznej, do której dochodzi się poprzez wtajemniczenie”. Wildstein zadeklarował, że odszedł z masonerii pod koniec lat 90. Na koniec rozmówcy redaktora zaproponowali: „Mógłbyś teraz ujawnić ich tajemnice. Kim byli ci ciekawi ludzie, których tam spotkałeś?”. Wildstein oświadczył: „Odszedłem od nich ostatecznie, choć według ich reguł jestem uśpiony. Ale tego akurat nie będę opowiadał”. „Jesteś wobec nich lojalny?” – dopytywali rozmówcy. „Tylko w tym sensie, że poczuwam się do dyskrecji. Moim zdaniem w tym nie ma nic demonicznego ani naprawdę groźnego, zwłaszcza w Polsce” – skończył definitywnie Wildstein. A więc eks(?)-mason, który mówi o szlachetnych ideałach wolnomularstwa przewodzić będzie telewizji mającej aspiracje do przejęcia tzw. środowiska radiomaryjnego, smoleńskiego, pisowskiego itd. Dziwna to, przyznacie Państwo, historia…
Prawicowy Polstat? TV Republika na satelicie rozpoczęła emisję 6 maja br. Kanał nadaje serwisy informacyjne, programy publicystyczne prowadzone przez konserwatywnych dziennikarzy oraz dokumenty. Poza Cyfrowym Polsatem kanał dostępny jest w małych sieciach kablowych i w Internecie. Stacja oficjalnie wchodzi w skład pakietu Familijny Max HD. Koncesję bez problemów wydała TV Republika Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, której przewodniczy Jan Dworak. Decyzję KRRiT szybko ogłoszono w kwietniu tego roku na stronie TV Republiki, a bez uszczypliwości (co ciekawe), informację tę relacjonował portal Tomasza Lisa NaTemat.pl (ten sam, który w dniu inauguracji Republiki opublikował wywiad z Sakiewiczem). W ramówce znaleźli się głównie dziennikarze związani z „Gazetą Polską”. Bezsprzecznie w Republice będzie można obejrzeć dużo więcej ciekawych osób i programów niż w TVN, Polsacie czy TVP, ale coraz częściej padają pytania czy przychylność ze strony Polsatu, KRRiT i dziwne konotacje „ojców” TV Republika nie świadczą, że jest to inicjatywa mająca na celu skanalizowanie środowisk prawicowych i przejęcie nad nimi niewidzialnej kontroli. Robert Wit Wyrostkiewicz

Smoleńsk, k…! Hipoteza zamachu urasta dziś do rangi najbardziej prawdopodobnego wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. W tym momencie można spodziewać się krępującej ciszy, którą przerwie pewnie wybuch śmiechu i wezwanie do opamiętania. Jesteśmy w końcu ludźmi rozsądnymi i odpowiedzialnymi, a „Smoleńsk” nie jest przecież trendy, nie dodaje towarzyskiego blichtru. Piszemy te słowa z bolesną świadomością, że pozostajemy w sferze tego, co Platon nazywał doxa – czyli mniemań, niezasługujących na miano prawdziwej wiedzy. Nie jesteśmy ekspertami od lotnictwa, nie mamy dostępu do istotnych danych, nie jesteśmy w stanie weryfikować skomplikowanych parametrów dotyczących lotu. Faktem jest jednak, że alternatywne narracje (raporty MAK i Komisji Millera) rozpadają się niczym domki z kart, a teoria zamachu uzyskuje nowe poszlaki na swoją rzecz (co, rzecz jasna, nie znaczy jeszcze, że jest prawdziwa). Znamienne są także zmiany obserwowalne w zachowaniu komentatorów głównonurtowych mediów elektronicznych. Maski intelektualistów, klerków, którzy dotychczas z dystansem mieli patrzeć na gwar życia politycznego, autorytetów apelujących o pokój społeczny – opadają, ukazując przerażone gęby, wykrzywione w zoologicznym strachu przed tym, co może kryć się w aktach śledztwa smoleńskiego. A z ich ust słychać już tylko mechanicznie powtarzane słowa o sekcie smoleńskiej i ludziach szalonych podpalających Polskę. W ciągu dwóch i pół roku, jakie minęły od katastrofy można było mieć narastającą pewność co do nieudolności rządu polskiego i innych organów państwa w działaniach na rzecz wyjaśnienia (?) wydarzeń 10 kwietnia 2010. Przyjęcie Konwencji Chicagowskiej (odnoszącej się do lotnictwa cywilnego) jako podstawy prawnej postępowania i przyznanie tym samym kontroli nad śledztwem (mającym, przypomnijmy, wyjaśnić śmierć m. in. Prezydenta RP, dowódców armii, najwyższej rangi urzędników i parlamentarzystów różnych politycznych opcji) stronie rosyjskiej, wydawało się najbardziej dobitnym podsumowaniem stanu państwa, które tragicznie zmarli mieli reprezentować, oraz moralnych kwalifikacji ekipy rządowej, która ponosiła za organizację lotu do Smoleńska bezpośrednią odpowiedzialność. Pojawiać mogły się coraz to nowe wątpliwości, co do wersji zdarzeń lansowanych przez czynniki oficjalne. Znaczna część teorii głoszonych w przestrzeni publicznej – od przekonania, że zawiniła „brawura” pilotów i naciski nielubianego prezydenta, po rozmaite warianty zamachu – powstawała przecież bez dostępu do podstawowych materiałów dowodowych. Niepokoić mogło to, że aprioryczne założenia dotyczące przebiegu wydarzeń 10 kwietnia 2010 przyjmowały media, politycy, urzędnicy państwowi najwyższego szczebla, a co najgorsze – organy śledcze. Poruszenie wzbudzić mogła także fala zgonów, która w prawicowych mediach zaczęła się cieszyć mianem aktywności „seryjnego samobójcy”. Niezależnie od naszej odporności na teorie spiskowe i skali nagromadzenia tego rodzaju wydarzeń niespotykanej w Polsce bodaj od afery FOZZ, sytuacja, w której organy ścigania ogłaszają po paru godzinach „brak udziału osób trzecich” nie może nie uruchamiać sygnału alarmowego – zwłaszcza, jeśli będziemy mieli na uwadze podobne działania śledczych w sprawach znajdujących się w bezpośrednim zainteresowaniu lewicy, jak śmierć Jolanty Brzeskiej. Mimo wszystkich tych niepokojących poszlak, w odniesieniu do bezpośrednich przyczyn katastrofy skazani byliśmy na arbitralność, bądź na domysły. Fakty, o których dowiedzieliśmy się za sprawą „Rzeczpospolitej” stanowić mogą pod tym względem przełom. Aczkolwiek materiał dowodowy, do którego mamy dostęp – czy to bezpośredni, czy poprzez instytucje polskiego państwa – pozostaje niepełny, odkrycie śladów materiałów wybuchowych na wraku czyniłoby z hipotezy zamachu wyjaśnienie, mówiąc oględnie, najbardziej prawdopodobne. Warto dodać, że tezy słynnego już artykułu „Rzeczpospolitej” – niezależnie od doraźnych konsekwencji ich opublikowania w takim a nie innym momencie, w takiej a nie innej formie – w zasadzie zostały potwierdzone przez prokuraturę. Rzekome dementi opierało się na możliwym błędzie pomiaru aparatury badawczej. O ile więc stanowisko zaprezentowane przez pułkownika Szeląga realnie godziło w te sformułowania Cezarego Gmyza, które sugerowały pełną jasność, co do charakteru znaleziska, o tyle nie zmienia ono faktu, że prawdopodobieństwo potwierdzenia jego tez pozostaje spore. Ktoś mógłby zapytać, po co katastrofie smoleńskiej w ogóle poświęcać uwagę, szczególnie z perspektywy lewicowej. Śmierć polskiej delegacji, choć niewątpliwie tragiczna, i jej wyjaśnienie, są wszak sprawami elit, które kontestujemy. Można wręcz powiedzieć, że zajmowanie się katastrofą jest zajęciem wybitnie nielewicowym, przyczynianiem się do odwracania uwagi opinii publicznej od problemów zwykłych ludzi, od niemedialnych tragedii i od pogarszającej się sytuacji bytowej społeczeństwa. Od spraw materialnych, nie symbolicznych i od spraw, w których, w przeciwieństwie do Smoleńska, możemy coś naprawdę zmienić na lepsze. Czy lewica ma zatem wspierać populistyczne manipulacje konserwatywnej prawicy? „Smoleńsk” – obok aborcji czy walki o krzyż w miejscach publicznych – staje się w takim ujęciu jednym z frontów wojny kulturowej, która rozpala od dwudziestu lat serca i umysły Polaków. Stanowi jedynie socjotechniczny instruktaż, dzięki któremu prawicowi politycy uwodzą lud (przedpolityczne „bagno” bez idei i przekonań), z pełnym wyrachowaniem mobilizując biedniejszych, gorzej wykształconych przeciwko tak zwanym elitom i klasom wyższym. Krótko mówiąc, powracanie do katastrofy sprzed dwóch i pół roku jest klasycznym „problemem zastępczym”, napędzanie jest zajęciem niegodnym uświadomionego lewicowca, który nie powinien przecież wzmacniać swoich wrogów po prawej stronie sceny politycznej. Nie będziemy się w tym tekście wdawać w szczegółową krytykę samego pojęcia „problemu zastępczego”, które rozmaitym reprezentantom awangardy proletariatu (i innych grup społecznych) służyło już jako argument przeciwko zajmowaniu się wieloma, także bardzo istotnymi zagadnieniami. Odpowiedź na pytanie, dlaczego warto zajmować się tym konkretnym i popierać działania na rzecz rzetelnego wyjaśnienia katastrofy – abstrahując od intuicyjnie żywionego przez nas przekonania, że jest to po prostu postawa etycznie słuszna – ma dwa główne wymiary. Po pierwsze, wynika to z postulowanej przez nas odbudowy demokratycznego państwa socjalnego, jako instrumentu realizowania idei sprawiedliwości społecznej, rozwoju względnie autonomicznego wobec globalnego i lokalnego kapitału i zabezpieczenia politycznych interesów Polaków wobec innych państw i organizacji ponadnarodowych. Jedną z głównych barier dla osiągnięcia tego celu – w warunkach III Rzeczpospolitej – jest zaś w naszym przekonaniu kondycja istniejącego państwa: słabość, niesterowność, oraz podatność na ingerencje oligarchów i grup wpływu. W tym też kontekście wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej i jej następstw, skupiających jak w soczewce patologie polskiego państwa, oraz wyciągnięcie z nich wniosków i konsekwencji, jest dla nas sprawą, której nie należy odpuścić. Drugim naszym motywem jest pewność, że Smoleńsk odegra w polskiej polityce najbliższych tygodni, miesięcy i lat ważną rolę, niezależnie od tego, czy się nam to podoba czy nie. Odmowa udziału w sprawie, którą żyją miliony Polaków, nie sprawi, że przestanie ona istnieć, ani że jej polityczne konsekwencje będą mniejsze. Dystans do obu stron konfliktu o Smoleńsk nie tylko nie zwalnia nas z zajęcia stanowiska, ale wręcz nas do tego zobowiązuje. Analogicznie, jeśli dochodzimy do wniosku, że zamach jest bardzo prawdopodobną przyczyną katastrofy, a nie popieramy politycznie głoszącego to stanowisko „obozu patriotycznego”, nie wolno nam pozwolić, by uzyskał on „monopol na prawdę o Smoleńsku”. Smoleński coming out stawia człowieka w kłopotliwym położeniu. I nie chodzi tu o lęk przed mniej lub bardziej wydumanymi szykanami ze strony demonizowanego mainstreamu, lecz o to, że głoszący takie przekonania, niejako automatycznie zostaje zakwalifikowany w poczet „Wolnych Polaków” / „obrońców Krzyża” / „oszołomów od Macierewicza” (niepotrzebne skreślić). Nie ukrywamy tymczasem, że nie wiążemy z tymi środowiskami swojej politycznej przyszłości – między innymi ze względu na fundamentalne różnice aksjologiczne, ale też niektóre kwestie programowe, o których zaraz. Przystąpienie do „obozu smoleńskiego” jest dla nas kłopotliwe, ponieważ nie mamy z jego członkami wspólnego pomysłu na to, co miałoby nastąpić po mitycznym „ujawnieniu prawdy o Smoleńsku”. Wyobraźmy sobie bowiem, że na scenie pojawiają się Antoni Macierewicz z Jarosławem Kaczyńskim i prezentują ów wyśniony, Niepodważalny Dowód na Zamach. Co dalej? Jeśli „Prawda o Zamachu” miałaby, a tak się najczęściej zakłada, coś wspólnego z obecnymi władzami Federacji Rosyjskiej, to pociągnięcie ich do odpowiedzialności pozostaje w sferze political fiction. Polska jest i długo jeszcze będzie krajem zbyt słabym, aby mogła czymkolwiek Rosji samodzielnie zagrozić, zaś szanse na to, aby nasi zachodni lub wschodnio-europejscy „alianci” mieli ochotę, mówiąc brutalnie, umierać za Kaczora, są zerowe. Jedyne na co możemy liczyć, to ochłodzenie relacji między Polska a Rosją do temperatury syberyjskiej. Co, nawiasem mówiąc, nie będzie de facto zbytnim ich pogorszeniem. Tym, na co „obóz smoleński” zdaje się liczyć najbardziej, jest to, że prawda o Smoleńsku doprowadzi do całkowitego przemeblowania istniejącej sceny politycznej i medialnej w naszym kraju – do ostatecznego upadku i kompromitacji łże-elit. Jakkolwiek obecne władze i establishment medialny nie są nam w żadnym stopniu bliskie, i jakkolwiek sami nie możemy się doczekać ich upadku (powody można by mnożyć), to nie jesteśmy przekonani, że wymiana starych elit na nowe przyniesie jakąś radykalną poprawę. PiS-owska opozycja z wielu względów budzi w nas co prawda większą sympatię niż obecne, nominalnie liberalne władze – wybór mniejszego zła pomiędzy tymi, którzy chociaż część patologii nazywają po imieniu, a tymi, którzy, uporczywie i wbrew wszystkiemu robią dobre miny do złej gry, powinien być oczywisty dla każdego szczerego krytyka III RP. Pozytywny program opozycji PiSowskiej i postPiSowskiej pozostaje dla nas jednak w znacznej mierze nieprzekonujący. Wizja walki z patologiami niszczącymi nasze życie społeczne i polityczne, w tej wersji, sprowadza się w zbyt wielkim stopniu do prostej, mechanicznej wymiany elit. Wielu ludzi opozycji to ludzie, których personalne kwalifikacje etyczne są jednoznacznie pozytywne. Nie da się jednak ukryć, że za ich plecami czają się cienie zwykłych karierowiczów i oportunistów, którzy przy najbliższej okazji zbudują własne „spółdzielnie” oraz dorobią się własnych afer. Po drugie, ustrój społeczno-gospodarczy, jaki proponuje główny nurt PiS-owskiej prawicy to marzenie o „liberalizmie bez wypaczeń”, przepełnionym tradycyjnymi wartościami i chrześcijańską łagodnością, o wolnym rynku, który, po eliminacji postkomunistycznych układów i biurokratycznych barier, zwiększy dobrobyt wszystkich, a nie tylko nielicznych. Z podobnymi utopiami zwykle jest tak, że z czasem dryfują w stronę tych samych lub nowych nieprawości. Po trzecie, za metodę walki z patologiami społecznymi wydaje się kręgach opozycji uchodzić droga moralnego wzmożenia; wierzy się tu, że przesycenie sfery publicznej dyskursem o wartościach może w jakiś magiczny sposób sprawić, że patologie III RP znikną. Już na pierwszy rzut oka jest to perspektywa niewiarygodna. Państwo polskie wymaga głębokich reform na wielu poziomach – organizacji życia politycznego, gospodarki, etc. Samo rozwiązanie kwestii smoleńskiej tych reform nie zastąpi. Nie zastąpią ich także wzniosłe przemowy o patriotyzmie i wartościach. Liczne wady „obozu patriotycznego” nie zmieniają jednak podstawowego faktu: biorąc pod uwagę znane nam okoliczności, to oni najprawdopodobniej mają rację w sprawie Smoleńska. I w obliczu rozpętanej przeciwko nim kampanii manipulacji i nienawiści należy powiedzieć to głośno, nawet jeśli nie chcemy być z nimi w jednym szeregu. Łukasz Bińkowski, Krzysztof Posłajko, Marceli Sommer

Minęło 7 miesięcy, a Inwestycje Polskie „w lesie”

1. Premier Tusk 12 października wygłosił tzw. II expose, w którym zapowiedział między innymi projekt Inwestycje Polskie, mający na celu wsparcie dla procesów inwestycyjnych w gospodarce przy pomocy pieniędzy publicznych pochodzących ze sprzedaży akcji spółek Skarbu Państwa.Ponieważ rządzący spodziewali się spowolnienia wzrostu gospodarczego w naszym kraju, ogłosili, że przy pomocy tego projektu, którego możliwości finansowe określili na przynajmniej 40 mld zł, wesprą przedsięwzięcia inwestycyjne zarówno podmiotów publicznych jak i prywatnych o tzw. dłuższych stopach zwrotu. Szef rządu z trybuny sejmowej określił, że wsparcie to będzie dotyczyło budów elektrowni węglowych, gazowych, gazociągów, magazynów gazu, infrastruktury kolejowej, drogowej i portowej.

2. Trzy miesiące później Rada Ministrów zdecydowała o przekazaniu 11,39% akcji PGE S.A (Skarb Państwa posiada blisko 62% akcji), 8,36% akcji PKO BP S.A. (Skarb Państwa posiada 40,99% akcji), 10,10% akcji PZU S.A. (Skarb Państwa posiada 35,18% akcji) i aż 37,90% akcji CIECH S.A (czyli całość akcji posiadanych przez Skarb Państwa), na swoisty wsad kapitałowy do tego programu. W momencie podjęcia tej decyzji przez rząd, akcje te według wyceny giełdowej miały wartość około 11 mld zł. Akcje wymienionych wyżej spółek, mają być przekazywane sukcesywnie do Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) i spółki celowej Polskie Inwestycje Rozwojowe (PIR) i w odpowiedni sposób wykorzystywane. W BGK do podniesienia kapitałów aby poprzez mechanizm dźwigni finansowej powiększyć możliwości kredytowe tego banku w odniesieniu do inwestycji wybranych do finansowania przez spółkę celową PIR. Z kolei PIR miał dokonywać wyboru projektów, spośród zaproponowanych prze inwestorów publicznych i prywatnych i wchodzić do nich kapitałowo przy czym wejście to miało dopełniać finansowe „zapięcie” projektu inwestycyjnego do 100%.

3. Wszystko to na papierze wygląda nawet logicznie i brzmi zachęcająco dla potencjalnych inwestorów, tyle tylko, że praktyczna realizacja jest ciągle w przysłowiowym lesie. Otóż w ostatnich dniach w mediach pojawiła się wypowiedź wiceministra Skarbu Państwa Pawła Tamborskiego, że być może w ciągu najbliższego tygodnia, spółka celowa PIR zostanie dopiero zarejestrowana. Prezes spółki Mariusz Grendowicz (wcześniej członek zarządów kliku zagranicznych banków i firm ubezpieczeniowych w Polsce), zapowiedział ,że po zarejestrowaniu rozpocznie proces rekrutacji 20-30 pierwszych pracowników spółki, co potrwa do końca II kwartału tego roku i dopiero później zostanie opracowany dokument polityki inwestycyjnej spółki. Jego zdaniem być może do końca I kwartału 2014 roku tzw. „szybką ścieżką, uda się wyselekcjonować 2-3 projekty inwestycyjne, w które PIR warunkowo zobowiąże się zainwestować ( maksymalna kwota takiej inwestycji do 750 mln zł). Prezes ujawnił również, że przeciętny okres od rozpoczęcia pierwszych rozmów z potencjalnym inwestorem do podpisania dokumentów finansowych o wejściu kapitałowym i ewentualnym kredytowaniu tej inwestycji przez BGK, to około 2 lata.

4. Wygląda więc na to, że zapowiedziany z takim hukiem przez premiera Tuska program Inwestycji Polskich jak dobrze pójdzie fizycznie ruszy pod koniec 2015 roku i będą to pojedyncze inwestycje infrastrukturalne. Ich skutki dla gospodarki w postaci dodatkowego popytu i zatrudnienia będą jak sądzę raczej niezauważalne ,a przecież to właśnie lata 2014-2015 miały być tym okresem, kiedy to projekt Inwestycje Polskie, podtrzyma słabnące procesy inwestycyjne w naszej gospodarce. A jeżeli się jeszcze okaże, że do wsparcia zostaną wybrane inwestycje przede wszystkim „bliskich i znajomych królika”, że zaangażowano dużych rozmiarów majątek Skarbu Państwa i dodatkowo wykorzystano możliwości kredytowe państwowego banku aby „łatwy i tani pieniądz” trafił głównie do „swoich”, to będziemy mieli do czynienia z gigantycznym skandalem. Kuźmiuk

ABW wiedziała o działaniach Rosjan Jan Krzysztof Bielecki otrzymał materiały firmy Acron, która chciała przejąć największe w Polsce zakłady przemysłu chemicznego Azoty. Przekazał mu je były prezydent Aleksander Kwaśniewski, który lobbował na rzecz tej rosyjskiej firmy. – O tym powinno wiedzieć ABW i sporządzić odpowiednie dokumenty – mówi były wiceminister skarbu, poseł PiS‑u Dawid Jackiewicz. Jan Krzysztof Bielecki, doradca premiera Donalda Tuska, sam przyznał, że dostał dokumenty od rosyjskiego Acronu.

„Aleksander Kwaśniewski rozmawiał ze mną prywatnie, zaprosił mnie do siebie, rozmawialiśmy w cztery oczy […], dał mi prezentację tej rosyjskiej firmy, która przekonywała o korzyściach inwestycji w Polsce” – powiedział w rozmowie w Polskim Radiu. (Uczynił to dopiero, kiedy dziennikarz przypomniał mu, że o spotkaniu w sprawie firmy Acron poinformował Kwaśniewski). Bielecki zaraz zapewnił, że na tym się skończyło i że na rzecz żadnej firmy nie lobbował. „Byłoby to niestosowne” – oświadczył. W obronę Bieleckiego wziął nowy minister spraw wewnętrznych i koordynator służb specjalnych Bartłomiej Sienkiewicz. W radiu RMF powiedział, że „wydaje” się mu, iż nie ma dowodów na to, by doradca Tuska lobbował na rzecz Acronu, oraz aby notatkę w tej sprawie dla szefa rządu sporządził odchodzący szef ABW Krzysztof Bondaryk. Chwilę później Sienkiewicz był już bardziej kategoryczny. Zapewnił, że taka notatka nie istnieje.

Były wiceminister skarbu Dawid Jackiewicz przypomina, że kiedy w ubiegłym roku Acron chciał kupić 66 proc. akcji Azotów Tarnów, Ministerstwo Skarbu Państwanie wyraziło na to zgody. Minister skarbu Mikołaj Budzanowski argumentował, że byłoby to wrogie przejęcie ze strony Rosjan. Powoływał się na ostrzeżenia ze strony ABW, że sprzedaż Rosjanom tarnowskiej fabryki zagrażałaby bezpieczeństwu energetycznemu i gospodarczemu Polski.

„Codzienna” zapytała rzecznika Agencji, czy zbierała informacje na temat potencjalnych nabywców Azotów oraz czy miała wiedzę o spotkaniu premiera Donalda Tuska i jego doradcy Jana Krzysztofa Bieleckiego z Aleksandrem Kwaśniewskim ws. kupna przez Acron Azotów? Otrzymaliśmy jedynie odpowiedź: „Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wykonuje zadania w sferze bezpieczeństwa ekonomicznego kraju zgodnie ze swoimi kompetencjami”.

Wojciech Kamiński

Profilaktyczna amputacja głów Świat wstrzymał oddech na wiadomość, że pewna znana aktorka poddała się operacji usunięcia piersi z obawy, że może zachować na nowotwór. Postępactwo nie może się tej decyzji nachwalić, więc tylko patrzeć, jak pojawią się tłumy naśladowców, którzy pod pretekstem profilaktyki będą obcinali sobie to i owo, żeby być na poziomie. Ktoś, kto niczego sobie nie obciął, nie będzie mógł pokazać się na oczy w żadnym towarzystwie, a kto wie, czy uda mu się zachować zdolność kredytową - bo z postępem, zwłaszcza nieubłaganym, wiadomo: żartów nie ma. Tedy rekordziści będą poddawać się wielu operacjom amputacyjnym, których ukoronowaniem może być usunięcie wszystkich zębów - bo tylko to może naprawdę uchronić człowieka przed próchnicą. W rezultacie stopień zdrowotności społeczeństwa niebywale się poprawi tym bardziej, że koniecznym zmianom będzie musiała ulec sama definicja zdrowia. Kiedyś osobnik pozbawiony rąk, czy nóg uchodził za inwalidę, czyli tak zwanego niepełnosprawnego. To się wkrótce zmieni i tylko patrzeć, jak Światowa Organizacja Zdrowia, ta sama, co to przez głosowanie ustaliła, że sodomia i gomoria nie są zboczeniami przegłosuje, że człowiek mający wszystkie części ciała na swoim miejscu, musi zostać zaliczony do grupy największego ryzyka. Podobna ewolucja nastąpiła już na terenie filozofii, gdzie tolerancja, uważana kiedyś za cierpliwie znoszenie zachowań wstrętnych, czy niebezpiecznych w imię jakichś wyższych wartości, na przykład miłości bliźniego, czy spokoju społecznego - że dzisiaj tolerancja oznacza konieczność akceptacji takich zachowań. Nie wystarczy tolerować sodomitów, czy gomorytów. Trzeba się nimi zachwycać i ich podziwiać. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zdrowie jest przecież najważniejsze, ale mówiąc o zdrowiu mamy na myśli nie tylko zdrowie fizyczne, ale również - zdrowie psychiczne. Kto wie, czy nie jest ono nawet ważniejsze od zdrowia fizycznego - na co zwraca uwagę laureat literackiej nagrody Nobla Czesław Miłosz pisząc, że „wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie”. Największą - a zatem jeszcze większą, niż, dajmy na to, nowotwór, czy próchnica zębów. Skoro zatem w ramach profilaktyki chorób fizycznych osoby postępowe nie wahają się przed amputacją zagrożonych potencjalnie części ciała, to tym większą determinacja powinna występować w profilaktyce chorób umysłowych. Nie jest żadną tajemnicą, że siedliskiem chorób umysłowych jest głowa. Skoro tak, to naprawdę skuteczna profilaktyka tych chorób powinna polegać na amputacji głów, bo przecież nigdy nie wiadomo, w którym momencie człowiek może dostać fioła. Szczególna odpowiedzialność ciąży oczywiście na Umiłowanych Przywódcach, którzy podejmują decyzje w sprawach dotyczących milionów zwykłych obywateli. A właśnie z tych środowisk dobiegają niepokojące sygnały o możliwości pojawienia się epidemii chorób umysłowych. Mam oczywiście na myśli wniosek posła Janusza Palikota, posła Romana Kotlińskiego i posła Piotra Chmielowskiego, by udzielający Komunii świętej księża mieli książeczki sanepidu. Na razie objawy epidemii wydają się ograniczone, ale nigdy nic nie wiadomo, więc nie jest wykluczone, że już jutro epidemia tej tajemniczej umysłowej choroby zacznie szerzyć się w Sejmie z szybkością płomienia. W tej sytuacji jedynym ratunkiem wydaje się profilaktyka - zatem wymieniona trójka posłów na wszelki wypadek powinna amputować sobie głowy. Tego wymaga poczucie odpowiedzialności za Polskę, a tak, nawiasem mówiąc, to przecież żaden z nich prochu nie wymyślił. Mała szkoda - krótki żal, a właściwie - jaki tam znowu „żal”, kiedy nie tylko uratujemy kraj przed epidemią, ale jednym susem wskoczymy do światowej awangardy postępu?

SM

ABW wiedziała o działaniach Rosjan...czyli grafen rozpuszczany w Tytuł po części za niezalezna.pl, a po części iście symbolicznie podsumowujący upośledzoną kompleksami percepcję polskiego dziennikarstwa. Chciałbym, żeby było ono polskie w sensie konkretne, proste i prawdziwe w Imię Jego. Zanim więc przejdziemy do komentarza, który stał się już NIEZBĘDNY, bo po forach krążą oczywiście informacje rzetelne, ale wciąż mało oficjalne i niespójne, wprowadzamy czytelnika dokładnie w "temat" w stylu kolejnego remake...A jeszcze ważna sprawa - 14 maja TVP 2 wyemitowała film dokumentalny "Chodorkowski". Warto go obejrzeć, by w końcu nie nadużywać słów Rosja i Rosjanin, na czym zależy głównie tym, którzy myślą jewrobiegunowo i jewropejsko, w odróżnieniu do nas, kierujących się PRAWDĄ, myślących po europejsku i chrześcijańsku. Co oznaczają te dwa jewrookreślenia doskonale w sensie "zawiłego posłannictwa" tłumaczy jeden z bohaterów naszego komentarza, podopieczny Fundacji im. Stefana Batorego, obecnie Minister Spraw Wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz w "Widmie Europy wielobiegunowej" (http://www.batory.org.pl/upload/files/pdf/Widmo_Europy.pdf)

W latach 1904-1907 kilku ludzi, o których już dziś nikt nic nie pamięta (dlatego należałoby po chrześcijańsku "przywrócić ich do życia" - nazwiemy ich PIONIERAMI BIOTECHNOLOGII) opracowała przełomową dla chemii przemysłowej metodę efektywnego otrzymywania ACETONu (jakież symboliczne podobieństwo do ACRONu) poprzez fermentację (oddychanie beztlenowe) bakterii Clostridium acetobutylicum. Pewien urodzony w Rosji chemik Chaim Weizmann, który nigdy o sobie nie mówił Rosjanin, nazywany przez niektórych także brytyjskim naukowcem, bo tam ulokował patent (Weizmann C (1915) „Improvements in the bacterial fermentation of carbohydrates and in bacterial cultures for the same” British patent 4845.), a przez zdecydowaną większość znany jako pierwszy prezydentem Izraela i przywódca ruchu syjonistycznego, PRZEJMUJE w prosty i skuteczny sposób badania laboratoryjne technologii produkcji niezwykle ważnego ROZPUSZCZALNIKA i PREKURSORA do produkcji kordytu - prochu bezdymnego. I tak od 1915r. to on jest wynalazcą (bo zarejestrował patent), niektórzy wspominają, że rozwinął i opisał mocno metodę, będąc wykładowcą Uniwersytetu w Manchesterze. Wykorzystuje I Wojnę Światową do bogacenia się w sferze produkcji zbrojeniowej na kontraktach rządowych i do realizacji idei zbudowania państwa Izrael w Palestynie w tle zawieruchy wojennej i sojuszy z rdzennymi Arabami. Tyle tytułem wstępu... Zacytujmy teraz za 

http://niezalezna.pl/41351-abw-wiedziala-o-dzialaniach-rosjan 

artykuł Wojciecha Kamińskiego z Gazety Polskiej Codziennie: "Jan Krzysztof Bielecki otrzymał materiały firmy Acron, która chciała przejąć największe w Polsce zakłady przemysłu chemicznego Azoty. Przekazał mu je były prezydent Aleksander Kwaśniewski, który lobbował na rzecz tej rosyjskiej firmy. – O tym powinno wiedzieć ABW i sporządzić odpowiednie dokumenty – mówi były wiceminister skarbu, poseł PiS‑u Dawid Jackiewicz. Jan Krzysztof Bielecki, doradca premiera Donalda Tuska, sam przyznał, że dostał dokumenty od rosyjskiego Acronu.

„Aleksander Kwaśniewski rozmawiał ze mną prywatnie, zaprosił mnie do siebie, rozmawialiśmy w cztery oczy […], dał mi prezentację tej rosyjskiej firmy, która przekonywała o korzyściach inwestycji w Polsce” – powiedział w rozmowie w Polskim Radiu. (Uczynił to dopiero, kiedy dziennikarz przypomniał mu, że o spotkaniu w sprawie firmy Acron poinformował Kwaśniewski). Bielecki zaraz zapewnił, że na tym się skończyło i że na rzecz żadnej firmy nie lobbował. „Byłoby to niestosowne” – oświadczył. W obronę Bieleckiego wziął nowy minister spraw wewnętrznych i koordynator służb specjalnych Bartłomiej Sienkiewicz. W radiu RMF powiedział, że „wydaje” się mu, iż nie ma dowodów na to, by doradca Tuska lobbował na rzecz Acronu, oraz aby notatkę w tej sprawie dla szefa rządu sporządził odchodzący szef ABW Krzysztof Bondaryk. Chwilę później Sienkiewicz był już bardziej kategoryczny. Zapewnił, że taka notatka nie istnieje. Były wiceminister skarbu Dawid Jackiewicz przypomina, że kiedy w ubiegłym roku Acron chciał kupić 66 proc. akcji Azotów Tarnów, Ministerstwo Skarbu Państwa nie wyraziło na to zgody. Minister skarbu Mikołaj Budzanowski argumentował, że byłoby to wrogie przejęcie ze strony Rosjan. Powoływał się na ostrzeżenia ze strony ABW, że sprzedaż Rosjanom tarnowskiej fabryki zagrażałaby bezpieczeństwu energetycznemu i gospodarczemu Polski. „Codzienna” zapytała rzecznika Agencji, czy zbierała informacje na temat potencjalnych nabywców Azotów oraz czy miała wiedzę o spotkaniu premiera Donalda Tuska i jego doradcy Jana Krzysztofa Bieleckiego z Aleksandrem Kwaśniewskim ws. kupna przez Acron Azotów? Otrzymaliśmy jedynie odpowiedź: „Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wykonuje zadania w sferze bezpieczeństwa ekonomicznego kraju zgodnie ze swoimi kompetencjami”." DOWIADUJEMY się, że WSZYSCY pracują dla ... Rosjan, a przecież wszyscy pracują dla kogoś ZUPEŁNIE innego i kto reprezentuje interesy ZUPEŁNIE innego kraju, a jak mówią narodu. Kogoś kto posiada obywatelstwo Izraela, mieszka w Szwajcarii, dokąd wysysane są kapitały z Rosji, udziela się narodowi i robi karierę "wybranego" na miarę właśnie Chaima Weizmanna! Oczywiście zauważamy i ten artykuł z numeru 500 30.04.2013 "Codziennej" autorstwa Tadeusza Święchowicza pod niestety znamiennym tytułem "Rosyjskie polowanie na grafen", chociaż dr Zygmunt Łuczyński z Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych w konkretnym wywiadzie, kieruje rozmowę w zupełnie inną stronę... "W ubiegłym roku Instytut Technologii chciał utworzyć z Azotami i kilkoma instytucjami naukowymi konsorcjum w sprawie grafenu. Projekt ten został jednak odrzucony przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, które ma wspierać finansowo projekty badawcze. Zdaniem szefa ITME odrzucenie tego projektu było rażącym błędem. – Kompletną patologią jest to, że recenzenci, którzy oceniają projekty, są anonimowi, a więc bezkarni. Jeden z recenzentów bardzo nisko ocenił ekonomiczną opłacalność tego projektu, co wskazuje na to, że nie miał pojęcia, na jaki temat się wypowiada – uważa Zygmunt Łuczyński. Ale dodaje, że mimo tej decyzji Tarnów nie zmienił zdania. Projekt jest realizowany w ramach umowy dwustronnej i finansowany w całości przez tarnowskie zakłady. Są one jedynym partnerem ITME w pracach nad wdrożeniem przemysłowej produkcji grafenu."

DOWIADUJEMY się, że piąta kolumna w polskich instytucjach ROZDZIELAJĄCYCH FUNDUSZE UE, rozbija ambitne epokowe przedsięwzięcia. Nie tylko Pan dr Łuczyński się o tym przekonuje, ale ja sam także, kiedy proponuję w projekcie prostą niekonwencjonalną produkcję żelazostopów chromowych, niklowych, tytanowych czy wolframowych nie angażującą mediów i wielkich pieców w oparciu o krajowe zasoby rud. Przekonują się setki innych ogłupianych tysiącem reklam innowacyjnej gospodarki i funduszy europejskich, otrzymując odpowiedź typu: "owszem dobre, ciekawe, ale za ryzykowne, bo nie znamy się i nie znamy wszystkich szczegółów". Niektórym coś w mądrej masie udaje się "wycisnąć" i wdrażać w niewspółmiernie ciężkich warunkach, jak mojej ukochanej i obiektywnie wysokopoziomowej Politechnice Wrocławskiej, która ma już swoje 20letnie doświadczenie w tej materii "wyciskania", owocujące mozolnym rozwojem nie tylko jej czcigodnych podwoi, ale i całego regionu. Politechnika Wrocławska informuje: "Zespół naukowców Politechniki Wrocławskiej pod kierunkiem prof. Krzysztofa Abramskiego otrzymał grant naukowy programu GRAF-TECH w wysokości jednego miliona euro. Program jest realizowany przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Od roku zespół naukowców Politechniki Wrocławskiej w grupie prof. Krzysztofa Abramskiego prowadzi badania nad nowym, bardzo "modnym" materiałem - grafenem. Grafen jest materiałem, który prawdopodobnie zrewolucjonizuje wiele dziedzin życia: wyniki dotychczasowych eksperymentów pokazują, że ta alotropowa forma węgla może mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości elektroniki. Grafen może zastąpić krzem jako materiał do budowy procesorów. O wadze badań nad nim świadczy chociażby fakt, że w 2010 r. Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki wręczono Andriejowi Gejmowi i Konstantinowi Nowosiełowi, dwóm rosyjskim naukowcom, zajmującym się badaniami nad grafenem. Wrocławski zespół badawczy wykorzystuje grafen do budowy laserów emitujących bardzo krótkie impulsy światła (o czasie trwania femtosekund). Już teraz naukowcy mogą pochwalić się sporymi osiągnięciami w tej dziedzinie: tylko w tym roku opublikowano 8 artykułów w renomowanych pismach naukowych oraz kilkoma unikalnymi na skalę światowa wynikami badawczymi nad grafenem. W ostatnich miesiącach zespół badawczy nawiązał współpracę z Instytutem Technologii Materiałów Elektronicznych (ITME) w Warszawie (jeden z najlepszych ośrodków na świecie produkujących grafen), w ramach której złożono aplikację o grant w programie GRAF-TECH Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Niespełna dwa tygodnie temu miało miejsce rozstrzygnięcie konkursu i wspólny projekt naukowców z Politechniki Wrocławskiej został zakwalifikowany do finansowania (na kwotę ok. 1 mln euro). Łącznie w ramach konkursu przyznano dofinansowanie dla 12 projektów naukowych. Projekt badań nad grafenem jest jedynym takim projektem na Politechnice Wrocławskiej.  iTME jest obecnie jedyną jednostką w kraju potrafiącą produkować grafen oraz pierwszą grupą w Polsce, która ten grafen wykorzystała w praktyce. Jak na razie zespół badawczy jest jedynym w kraju i jednym z nielicznych na świecie, który zbudował laser z wykorzystaniem grafenu. Już wcześniej zespół badawczy otrzymał dofinansowanie z Narodowego Centrum Nauki na badanie własności optycznych grafenu na kwotę ok. 620 tys. zł (projekt rozpoczął się w sierpniu 2012 r.)."

NIEBYWAŁY SUKCES! Udało się "wyprosić" w sumie 1,15 mln EUR na przyszła produkcję...no właśnie czego? A choćby DZIAŁ LASEROWYCH, którymi będziemy strącać nie tylko jakieś tam duperelowate rakiety uzbrojone w głowice, ale także i obiekty zagrażające nam z kosmosu! Co znaczy ta suma wie, każdy inżynier/wynalazca, nie mówiąc o tych, którzy nie wiedzieliby jak ją "dzielić" przy remoncie byle jakiej jezdni. Ale są tacy "szczęśliwcy", których reprezentanci Państwa Polskiego obdarowują, jak w ślepej miłości, albo raczej, posługując się retoryką Jerzego Urbana, jak w miłości opartej na "wydymaniu". Prezydent Komorowski wydaje 12 mld PLN na wieloletnie zakupy ZŁOMU TECHNOLOGICZNEGO, bowiem zarówno Stany Zjednoczone, Niemcy i zapewne Izrael, przeprowadzają zaawansowane próby z działami laserowymi do obrony przeciwrakietowej, nie mówiąc o ich zastosowaniu szturmowym, i w nie tak zaawansowanej technologii, jaką mogą osiągnąć polskie instytuty, opierając się na grafenie! On sprawiedliwy wśród narodów i grupa jego doradców z Bnai Brith wiedzą lepiej, co w Polin jest potrzebne. Gazeta Wyborcza z dnia 12.04.2013 informuje o "sukcesach": "Budowę systemu obrony przed rakietami krótkiego i średniego zasięgu ma umożliwić ustawa podpisana przez prezydenta w piątek na terenie stacji radarowej w Szypliszkach, na Suwalszczyźnie. Na ten cel Polska chce wydać w najbliższych latach nawet 12 mld zł 
 - Nieprzypadkowo wybrałem to miejsce na podpisanie ustawy. Stąd najlepiej widać problemy, jakie stoją przed polską armią, ale i to, co udało jej się już osiągnąć - mówił Bronisław Komorowski podczas wizyty w 184. posterunku 8. Szczycieńskiego Batalionu Radiotechnicznego w Dziejmie Wielkiej pod Szypliszkami na Suwalszczyźnie. (...) Dzięki temu najważniejsze ośrodki wojskowe i administracyjne kraju mają zyskać ochronę przed rakietami średniego i krótkiego zasięgu. Umożliwić ją ma między innymi zakup baterii rakietowych Wisła, 11 baterii zestawów krótkiego zasięgu Narew, 77 samobieżnych zestawów przeciwlotniczych Poprad, 6 zestawów rakietowo-artyleryjskich Pilica oraz 152 wyrzutni i 486 rakiet Piorun. W ramach unowocześnienia obrony powietrznej wojsko zamierza też kupić mobilne stacje radiolokacyjne Soła i Bystra." Piękne polskie nazwy dla tych wszystkich "rakietek", za którymi kryje się głównie w tym miejscu już przestarzała i złomowa technologia rodem z Izraela. Zachęcam ekspertów do dowiedzenia w komentarzach, że się mylę! Rafael by Wam tego nie wybaczył! Najlepsze jest to, i dlatego pozdrawiam w prawdzie i pokoju Jezusa redaktorówjewish.org.pl, że najrzetelniej opisują "swoich" ludzi ci, którzy są ZAWSZE, według micwy, z nich dumni i z ich prac dla wielkiego Izraela. Jednym z nich jest Wiaczesław Mosze Kantor- bohater naszych kreowanych zręcznie rosyjskich fobii, bohater Kwaśniewskiego i innych "sprawiedliwych", wreszcie być może przyszły bohater narodowy Izraela na miarę Chaima Weizmanna choćby za zdobycie grafenu, bo użytecznych idiotów na wojnę z Iranem już ma! (tu powinno padać pytanie, a jakie stanowisko w tej sprawie ma kojarzony z nim tylko w polskich sztandarowych mediach Władimir Putin ?!) Cytuję za szanowną redakcją jewish.org.pl, przechodząc do sedna:

"W poniedziałek rano w warszawskiej Synagodze im. Nożyków mogliśmy spotkać się z Mosze Kantorem, przewodniczącym Europejskiego Kongresu Żydów. Szef EJC przyjechał z jednodniową wizytą do Polski, by spotkać się w z prezydentem Lechem Kaczyńskim, szefem MSZ Radkiem Sikorskim, oraz byłym prezydentem Aleskandrem Kwaśniewskim, który przewodniczy obecnie Europejskiej Radzie ds. Tolerancji i Pojednania (w której zasiada także Kantor). Przy okazji odwiedził też warszawską społeczność żydowską. Później w Pałacu Prezydenckim rozmawiano głównie na trzy tematy: sprawy zagraniczne (kwestia zagrożenia irańskiego), upamiętnianie Holokaustu, oraz o restytucji mienia obywateli Rzeczpospolitej przed wybuchem II wojny światowej. W spotkaniu uczestniczyli m.in. Vivian Wineman i inni przedstawiciel Rady, Serge Cwajgenbaum i Raya Kalenova z Europejskiego Kongresu Żydów oraz Arie Zuckerman z Europejskiej Fundacji Żydowskiej. Polskie organizacje Żydowskie reprezentowali Piotr Kadlcik – przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce w Polsce, Monika Krawczyk, dyrektor Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego oraz Edward Odoner, przewodniczacy Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce.

Jak podkreślił Mosze Kantor podczas konferencji prasowej po spotkaniu w pałacu, kwestia irańska zajęła większą część rozmowy. - Wraz z Panem Prezydentem działamy w duchu solidarności - powiedział.

W trakcie spotkania, przedstawiciele Rady wysunęli kilka propozycji dotyczących upamiętnienia rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. 27 stycznia 2010 roku przypada 65. bowiem rocznica wyzwolenia obozu. Jest to również Dzień Pamięci o Holokauście ustanowiony przez ONZ.

Kwestię restytucji mienia poruszył Serge Cwajgenbaum, sekretarz generalny EJC. Prezydent Kaczyński wolał jednak wrócić do spraw restytucji w późniejszym terminie, na oddzielnym spotkaniu."

źródło: Kuba Wyszyński, EJC, inf.wł, KPRP http://www.jewish.org.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2444&Itemid=57

JAK WIDZIMY śp. Prezydent Lech Kaczyński nie dotrwał do "późniejszego terminu" przez pocałunki śmierci "smoleńskiej brzozy", która "oddając ukłon" urwała skrzydło samolotu, tak pieczołowicie wyeksponowane w telewizji Life News niejakiego Aleksieja Mordaszowa. Istny ekstremizm i do tego nielegalny! Jednak prawdy nie da się wykreować i choć Goebbels był przekonany i przekonywał, że jest ona tylko kwestią ilości powtórzeń fałszu, wiemy jak skończył - sam PRAWDY po prostu już nie dostrzegał.

http://anatomia.wybuchu.salon24.pl/506548,zespol-smolenski-mocny-dowod-na-caly-szereg-wybuchow

"Europejski Kongres Żydów (EJC) wybrał dziś nowego przewodniczącego. 87 członków z 40 państw zadecydowało, że zostanie nim Wiaczesław (Mosze) Kantor, 53-letni rosyjski milioner, z wykształcenia inżynier rakietowy, który przez ostatnie dwa lata był szefem Rosyjskiego Kongresu Żydów. Jego jedynym konkurentem w wyścigu o stanowisko był Pierre Besnainou, dotychczasowy przedwodniczący EJC. Kongres miał dość burzliwy przebieg. Poza wyborami nowych władz, mówiło się też dużo o wzroście antysemityzmu w krajach europejskich, o groźbie irańskiej i o bezpieczeństwie Żydów na ulicach Europy. Obecny na kongresie Piotr Kadlcik, przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP został wybrany członkiem komitetu wykonawczego EJC. Przez większość gazet i agencji wybory były traktowana jako rozgrywka Wschód kontra Zachód. (...) Drugim delegatem na Kongres z prawem głosu była Róża Król, Przewodnicząca Komisji Rewizyjnej TSKŻ i Członek Rady Związku. W wyborach jako obserwatorzy uczestniczyli również - Dyrektor Teatru Żydowskiego Szymon Szurmiej Oraz Edward Odoner - członek Zarządu TSKŻ."

źródło: http://www.jewish.org.pl/index.php/pl/wiadomopci-mainmenu-57/444-mosze-kantor-nowym-przewodniczpcym-ejc-piotr-kadlcik-czsonkiem-komitetu-wykonawczego.html

Patrząc na to wszystko, zastanawiam się, czy już mnie naznaczono "antysemitą", czy dopiero jest to przede mną, zwłaszcza że nie dam się skłócić z braćmi prawosławnymi? Formy dyskryminacji przyjmuję już bez bólu, jak TV Trwam, ale będąc prawdopodobnie potomkiem króla Saula, nie chciałbym wpaść przez przypadek w micwotowe rytuały wyznaczone Amalekitom ;), tylko dlatego, że nie zgadzam się na narodowo-socjalistyczny faszyzm w Polsce i w ogóle Europie w wydaniu izraelskim. Dlaczego nie pasuje już Żydom życie razem w wymarzonym przez wieki Izraelu tzn. w jednym państwie? Odpowiedź ma naturę religijną w micwot ase i micwot lo taase, ale i kulturową w opluwaniu wszystkiego co lepsze i polskie, o czym przekonała się na własnej skórze Agnieszka Radwańska. Kizak

Kukiz „ Ja tym rządem po prostu gardzę „ Paweł Kukiz „Ja już nawet nie jestem oburzony, ja tym rządem po prostu gardzę”....”w Polsce nie ma demokracji, a jedynym sposobem zmiany sytuacji jest zmiana systemu". ….(źródło )

Piekara „Jak ja was kurwy nienawidzę i jak ja wami kurwy ,gardzę. Jak ja się za was , kurwy wstydzę , gdy za granice czasem zajrzę – śpiewałem razem z Pawłem Kukizem „.....”-Ech Panie ..Pan myślisz ,ze ja co? .Gomółkę przeżyłem, Jaruzela przeżyłem , to i tego chuja przeżyję .

A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści – zaśpiewałem pełnym głosem ,gdyż wiedziałem ,ze spotkałem swojaka .

Chuja tam będą wisieć – burknął zgorzkniałym tonem -Sprzedały Polskę różowe hieny ….Michniki i Kuronie w dupę pierdolone ….

Na pohybel im!-zawołałem , bo trzeźwy nie byłem , a zresztą , gdybym był trzeźwy , zawołałbym to samo
Przypomniały mi się wersy ,które sam wymyśliłem :Urządzimy sobie piknik pod tyn drzewem , gdzie zawisł Michnik . I druga : Teraz łezkę moją uroń , na tym dębie wisi Kuroń .Ech marzenia ,marzenia pełne słodkiej naiwności i dziecięcej łatwowierności w dobro świata ,które każe nagradzać ludzi dobrych, a karać ludzi podłych. Zresztą dla Michnika powieszenie byłoby zbyt mała kara za zło ,które wyrządził . Trzeb aby zaprosić naszych braci mudżahedinów , aby przygotowali specjalnie dla niego „afgański abażur „Byłem tak nawalony,że nie chciało mi się nawet popić piwem ,które chłodziło się w lodówce .Wtoczyłem się do pokoju i zobaczyłem ,że na środku łóżka leży „Gazeta Wyborcza „.

Kto , kurwa w dupę mać ,kupił te szmatę – zapytałem w stronę sufitu .Nie usłyszałem odpowiedzi i otrząsnąłem się

No dobra , ja -przyznałem sufitowi , ścianom , a potem nóżce fotela ,która nagle znalazła się tuz przed moimi oczami .podpełzłem w stronę łóżka .Z pierwszej strony „Gazety „ uśmiechał się Olo ,ulubieniec tlenionych blondynek, discopolowców i aferzystów wszelkiej maści .Prezio wszystkich bandytów .Spojrzałem na tę świńską mordę i zrobiło mi się niedobrze …...”

…...Chciałem zwinąć się w kłębek ,lecz płachta Gazety zaszeleściła mi przed pod rękoma. Waskie chytre oczka knura spojrzały na mnie z przebiegłą złośliwością .
- Ażebyś tak ,kurwa zdechł!-warknąłem .
Ukląkłem , wziąłem ze stołu widelec ( były na nim zaschnięte ślady porannej jajecznicy ) i wbiłem go w zdjęcie .Dokładnie między oczy .Przypomniałem sobie jak nasz kochany pan prezydent w pijanym zwidzie zataczał się na grobach polskich żołnierzy, jak próbował wsiąść do bagażnik samochodu , jak usiłował tańczyć w rytm discopolowych piosenek , jak drwił z papieża.

To nic osobistego- powiedziałem nakłuwając mu widelcem policzki.- To tylko kwesta smaku .
Oczywiście kłamałem. To była osobista sprawa Olo uosabiał wszystko, czego nienawidziłem. Oportunizm ,cwaniactwo , kłamstwo, pogardę dl apatriotycznych ideałów .Ale w końcu wychował się w SZSP I PZPR Co myślicie ,że w chlewie narodzi się orzeł ? W chlewie się , kurwa, świnie rodzą , nie orły! Tak było, jest i będzie......
…....-Nigdy nie uwierzę ,że ten naród był tak głupi i podły ,żeby wybrać Kwacha n adruga kadencję .To nie mogło się udać bez magii....
…...Wiedziałem ,że odbędę szkolenie , na którym nauczą mnie jak kontrolować własną moc i jak ja wykorzystywać .A wtedy wrócę , by dokładnie poznać reguły rządzące tym nowym dla mnie światem . I w końcu nadejdzie czas, że wszyscy zatańczą ,jak im zagram. Będę Konradem Wallenrodem, pułkownikiem Kuklińskim i kapitanem Suworowem w jednej osobie. tylko do sześcianu . Rozprawie się z tymi wszystkimi , gdyż w uszach wciąż brzmiały mi słowa piosenki : Opasłe mordy ,krzywe ryje ,kurewstwo wszędzie tam ,gdzie wy .Jak ja was kurwy nienawidzę. Jak ja bym do was z kałacha bił......
Wybrane fragmenty pochodzą ze zbioru opowiadań Jacka Piekary pod tytułem „ Mój przyjaciel Kaligula” , a konkretnie z opowiadania zatytułowanego”„ Jak ja was, kurwy nienawidzę „
A teraz ? A teraz ?
Cóż - mężczyzna z innego świata wzruszył ramionami - teraz do władzy dorwały się małe mendy , muchy plujki, wszy.
Kradną , oszukują, spiskują z wrogimi nam krajami, upokarzają tych , dla których Polska nie jest jeszcze umarłym słowem. Opluwają nas, szydzą z naszych ideałów, starają się pognebić .Ale przeżyjemy ich ...
Skoro przeżyliśmy Hitlera i Stalina , to przeżyjemy też groteskowego karalucha , którego nazywa się podobnie do zwierzaka z disnejowskiej kreskówki.
Pluto ? Jakoś tak - zaśmiał się Drugi Konrad Piotr - Kto by sobie chciał zaśmiecać umysł jego imieniem. „...( http://mojsiewicz.salon24.pl/423372,opowiadanie-piekary-jak-ja-was-kurwy-nienawidze )
Kukiz”ten wszechogarniający blichtr, bolszewicką mentalność i POPRAWNOŚĆ polityczną szlag trafi. „....”Identyczny klimat panował pod koniecpoprzedniej Komuny„....(więcej)
Artur Heliak „ Poparcie JOW byłoby dla PiS-u szansą wyjścia z narożnika, ale Jarosław Kaczyński uważa nasze propozycje za zagrożenie.”....”Prognozowanie dziś układu w przyszłym parlamencie to przysłowiowe wróżenie z fusów, ale łatwo zauważyć, że wszystkim mniejszym partiom znacznie bliżej do Tuska niż Kaczyńskiego. I to Platforma Obywatelska – nawet w przypadku przegrania wyborów – będzie w uprzywilejowanej sytuacji, gdy przyjdzie tworzyć nowy gabinet. Wiele rzeczy w polityce może się zdarzyć, ale na ile realna jest dzisiaj koalicja PiS-u z Ruchem Palikota czy SLD? Gdyby języczkiem u wagi miał się stać PSL – byłoby łatwiej stworzyć większość, niż efektywnie rządzić i reformować. „....”Wygranie wyborów uzupełniających w Rybniku przez Bolesława Piechę pokazuje, że PiS jest w stanie wygrywać wybory w JOW-ach. Tymczasem Kaczyński sugeruje wariant ukraiński, gdzie podstawieni przez władzę bogacze mieliby wygrać tam, gdzie teraz wygrywa prawica. Dlaczego tak się nie stało w Rybniku? Dlaczego prezes nie wie, że na Ukrainie nie ma ordynacji większościowej, tylko mieszana, i to właśnie jej proporcjonalna część sprzyjała oligarchom? Najbardziej znaczące zdaje się wyrażenie przez niego przekonania, że on sam nie zdobyłby mandatu posła… Czy można z takimi argumentami polemizować? Czy mamy przekonywać pana prezesa, że może jednak jakoś by mu się udało „..”Pomimo ostatniego wzrostu notowań w sondażach PiS jest nadal daleko od czynnego udziału w sprawowaniu władzy. Jarosław Kaczyński zdaje się nie zauważać, że nawet gdy wygra wybory, będzie mu bardzo trudno stworzyć rząd. Obecna ordynacja proporcjonalna nawet w przypadku uzyskania ponad 40 procent głosów nie daje szansy na samodzielne rządy. Po 1989 roku żadna z partii nie była w stanie wziąć odpowiedzialności za swoje decyzje w całości.....(źródło)
Kukiz jest urodzonym buntownikiem i nigdy nie będzie dupoliżcą Tuska , ani przydupasem Kaczyńskiego , ale też i nie zdradzi go jak Kurski ,Migalski ,Kowal , Kluzik Rostowska, Ziobro Michał Kamiński i masa innych spijających nektar z ust „wodza „Kukiz ma twarde poglądy konserwatywne , propagując, walcząc o jednomandatowe okręgi jawi się jako godny sukcesor profesora Przystawy . Przywódcy Obozu Patriotyczny nie widza ,że to system proporcjonalny to lewackie paliwo rewolucji kulturowej. III RP, czyli II Komuna to całkowita klęska . Co najlepiej wyraził Kukiz twierdząc że pogardza rzędem i jak się domyślam premierem tego rządu, niejaskim Tuskiem Konstytucję postkomuny należy obalić . Wprowadzić jow, system prezydencki , silne referendum , wybór w wyborach powszechnych prokuratorów i sędziów , a także wybór w wyborach powszechnych sędziów w wyborach powszechnych Tutaj warto wspomnieć o tym ,że Niemcy przeprowadzają eksperyment ustrojowy polegający na tym ,że niemiecki Trybunał Konstytucyjny stał się najwyższą władzą w Niemczech „Sąd federalny wezwał Bundesbank, by ten raz w roku przeprowadził audyt oraz fizycznie potwierdził wielkość niemieckich rezerw złota. W swojej wytycznej sąd zaznaczył, że urzędnicy Bundesbanku powinni sprawdzać stan całych niemieckich rezerw, zlokalizowanych także poza granicami kraju. Dzisiaj niemieckie złoto przechowywane jest m.in. w skarbcach w Nowym Jorku, Paryżu oraz Londynie.Decyzją sądu jest mocno zaskakująca. Nigdy wcześniej Niemcy nie przeprowadziły podobnej operacji.”....”Kierownictwo niemieckiego banku centralnego na poważnie podeszło do wytycznej i zweryfikuje stan swojego złota za granicą. Dodatkowo planuje się, że około 150 ton kruszcu zostanie przetransportowane do Niemiec, a tam poddane zostanie „dalszym testom" „..( http://naszeblogi.pl/33346-niemcy-likwiduja-resztki-demokracji-fasadowej )
Łukasz Warzecha „ Otóż tylko w systemie proporcjonalnym możliwe są różnego rodzaju manipulacje, wynikające z ideologicznych zapotrzebowań politycznej poprawności. Z jedną z takich manipulacji mamy już zresztą do czynienia w postaci parytetów na listach wyborczych do Sejmu „.....”Oczywiście tego typu manipulacje nie są możliwe w przypadku JOW-ów, po prostu dlatego, że nie ma w tym systemie list wyborczych w obecnym znaczeniu. Nie da się umieszczać naprzemiennie kobiet i mężczyzn, jeśli każda partia wystawia jednego kandydata. „.....”Oto ordynacją jednomandatową zajął się ostatnio Instytut Spraw Publicznych – think-tank bardzo bliski partii rządzącej, realizujący w ostatnich latach programy badawcze, oparte w większości na postulatach z nurtu liberalno-lewicowego i politycznej poprawności („równe szanse”, parytety, imigranci itp.„...” Analizę poświęconą JOW-om napisał dla ISP dr Radosław Markowski, socjolog znany ze sprzyjania partii rządzącej i ataków na opozycję. Analiza krytykuje ideę wprowadzenia JOW-ów „.....”Na stronach instytutu można m.in. znaleźć raport, traktujący całkiem poważnie propozycję obniżenia wieku wyborczego do 16 lat (jeszcze z 2010 r.), co – jak wiadomo – postuluje ostatnio Janusz Palikot. „.....”tezę o „blokowaniu kobietom dostępu do polityki” za sprawą JOW-ów uważam za przejaw ideologii „.....( http://naszeblogi.pl/33346-niemcy-likwiduja-resztki-demokracji-fasadowej )
Kukiz „Kukiz „Marszałek Schetyna chciał, aby poparł go Bono. Co o tym myślę? Kiedyś zagrałem na koncercie organizowanym przez PO i nie wziąłem za to złotówki. Ufałem tej partii, afirmowałem ją bo zebrała 700 tys. podpisów w sprawie referendum dotyczącym jednomandatowych okręgów wyborczych. Platforma oszukała ludzi. Lista z podpisami została zniszczona po objęciu przez PO władzy „...”Na pewno nie będę głosował w wyborach na PO. Jeśli już pójdę na wybory, to poprę Kaczyńskiego, UPR i Jurka. Zawsze popierałem ochronę życia dzieci poczętych. Inaczej musiałbym się ująć za mordercą „..

http://mojsiewicz.salon24.pl/337345,kukiz-platforma-to-partia-oszustow-i-ujmuje-sie-za-mordercami )
Kukiz „Polsce, w której, jak Kukiz przewiduje, dojdzie wkrótce do wielkiego systemowego wstrząsu, gdyż, jak przekonuje, nasz dzisiejszy "wybór to tylko wskazanie, czy dziesięcinę będziemy oddawać armii Tuska, Kaczyńskiego, Millera, Palikota czy Pawlaka". – Na tym u nas polegają demokratyczne wybory. Chłopów pańszczyźnianych z nas zrobili. ...

http://naszeblogi.pl/31911-kukiz-zmielenipl-chlopow-panszczyznianych-z-nas-zrobili )
Kukiz dla Rzeczpospolitej „„Co przelało czarę goryczy, jak to się pięknie mówi? Smoleńsk. I nawet nie chodziło wtedy o to, kto był na pokładzie tupolewa. Chodziło o to, że państwo polskie spadło do lasu pod  Smoleńskiem. I że Rosjanom powierzamy misję dotarcia do prawdy. Tym samym, którzy nie są skłonni wyjaśnić tego, co zdarzyło się blisko miejsca katastrofy 70 lat temu. Poza tym katastrofa była efektem totalnego zlekceważenia przez władze procedur bezpieczeństwa. A fakt, że za rządów jednego ministra spadły cztery wojskowe samoloty: Bryza, Mi, CASA i TU 154M, i że ten minister zwlekał, tak długo tylko mógł, ze swoją dymisją, by na końcu odejść, jak sam to określił, „jako człowiek honoru" – to farsa.„....”Na przykład uznano mnie za homofoba. „....” Nie podobają mi się tylko parady równości jako reklama homoseksualizmu i pomysł adopcji dzieci przez gejów. Zaczęło się od tego, że parada miała być organizowana w centrum Warszawy. Uważałem, żepanowie w stringach, z piórami w tyłku, na lawetach to jednak przegięcie, a nawet szerzenie pornografii. Gdybym spróbował w podobny sposób reklamować prokreację i przyrost naturalny w centrum Warszawy, towarzystwie czterech koleżanek bez biustonoszy, i wykonywałbym z ich udziałem ruchy posuwisto-zwrotne, natychmiast zostałbym uznany za męskiego szowinistę, a potem zaobrączkowany i zwinięty przez policję. Wątpię zresztą, czy bym dostał zezwolenie na taką akcję. Kto wie – może kiedyś zrobię taki performance, bo jest ciekaw reakcji pani prezydent Gronkiewicz-Waltz. „....”Natomiast masowe, publiczne manifestowanie homoseksualizmu — to już co innego. Moim zdaniem, jest to uprawianie propagandy, która może wpłynąć na dzieci w wieku dojrzewania, a przy okazji pierwszych kontaktów — unieszczęśliwić je, co poczują dopiero z perspektywy czasu, rozumiejąc, że uległy modzie. Jestem też przeciwny adopcji dzieci przez homoseksualistów. Bynajmniej nie z powodu poglądu, który mi przypisywano –że adaptowane przez gejów dzieci są zazwyczaj molestowane. Powód jest inny: mam kota, którego wychowały psy. Ten kot zaczął szczekać i razem z nimi atakuje inne koty. Brakuje tylko, żeby zaczął aportować! „....”Marzę o powrocie do naturalnych wartości, przywrócenia hierarchii i najprostszych prawd „...”Początkowo nie. Najpierw – jakieś dwa lata temu – powstały dwa utwory: „Heil Sztajnbach" i „17 Września". Pierwszy był reakcją na wzrost znaczenia i roszczeniową politykę niemieckiego ziomkostwa, drugi zaś upamiętnie- niem polskich oficerów, ofiar mordu dokonanego przez Sowietów. „....”. Kwiat narodu nadal był niszczony przez zdrajców kolaborujących z bolszewikami. „.....”To straszne, ale uświadomiłem sobie, że te wszystkie nasze wcześniejsze ofiary były niewspółmiernie większe od osiągniętych „zwycięstw". Okrągły Stół, tak naprawdę, więcej korzyści przyniósł Czechom i Niemcom niż nam. Nam dał „kompromis" elity opozycji z elitą komunistyczną. Ta pierwsza została dopuszczona do dóbr, jakimi wciąż dysponowała druga, bo w znacznej mierze je zachowała. Te elity się zmiksowały, narodowi zaś zaproponowano pozory demokracji i tak skutecznie ogłupiono przez media, że dziś większość uważa, że Sejm kontraktowy był owocem pierwszych po wojnie wolnych wyborów „.....”Wielu Polaków z obrzydzeniem patrzy na upadek życia publicznego, nie wytrzymuje tego i emigruje wewnętrznie. Znam wielu ludzi, którym nie jest po drodze z panującym obecnie dworem i jego sztucznie wykreowanym blaskiem. Już dawno społeczeństwo nie było tak rozbite, zatomizowane jak dziś. A są i tacy, którzy czują się zaszczuci. To bierze się również z narzucanej przez media poprawności politycznej. Wypowiadanie się w sposób odbiegający od tego, co głoszą, odbierane jest jako objaw choroby psychicznej. „.....”bardzo mocno afirmowałem rządzącą obecnie partię, bo wcześniej nie byłem zadowolony ze stylu sprawowania władzy przez PiS. Mówię o tym, bo czuję się patriotą, a moim największym marzeniem jest zmiana systemu politycznego w Polsce poprzez wprowadzenie systemu prezydenckiego, jednomandatowych okręgów wyborczych do Sejmu i likwidację Senatu. Bez tych zmian Polska będzie non stop polem walki partii politycznych, a precyzując – ich wodzów, bo każda z nich jest przecież partią wodzowską. Naród wciąż znajduje się na drugim planie. Liczy się wódz, dzisiaj jeden, jutro drugi, oraz show medialny. Często żartuję, że system proporcjonalny polega na tym, że wódz rozdaje miejsca na liście swoim żołnierzom (tzw. posłom) – wprost proporcjonalnie do ich wierności. Tacy „posłowie" nie są reprezentantami narodu, co najwyżej partii, a tak naprawdę to przydupasy wodza. Pokochałam Platformę Obywatelską dlatego, że poszła do wyborów z hasłem wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. Miałem prawo jej wierzyć, ponieważ zebrała 700 tysięcy podpisów pod projektem nowej ordynacji. „....”Zapomnij. Nigdy! Odpowiedz mi na pytanie: czy to jest demokracja, jeśli konstytucja gwarantuje mi wolność sumienia, wyznania i poglądów politycznych, czynne i bierne prawo wyborcze, a jednocześnie nie mogę się dostać do Sejmu, jeśli nie należę do żadnej partii? Jeśli na jej listę nie wpiszę mnie jeden z kilku partyjnych wodzów?”..”Dlatego wyłożę do końca moje polityczne kredo. Jeśli chodzi o sprawy bezpieczeństwa i patriotyzmu, bliżej mi do PiS, ale gospodarczo – do PO...”....”Bo ładny ten orzeł. A może jestem taki, bo w mojej rodzinie wiele osób zginęło za Polskę, w jej obronie albo dlatego, że byli patriotami? „....”Mogłem, zwłaszcza o kabaretowych rządach PiS, bo dostarczyłyby inspiracji do stworzenia trzech podwójnych albumów, ale to jednak prawica. Do momentu, kiedy chodziłem na wybory, bo już nie chodzę, głosowałem zawsze na posła PO i senatora PiS. PO mieli być od pilnowania spraw codziennych, a PiS – w charakterze rady starszych, by liberalizm nie stał się nazbyt palikotowski. Tak to sobie wyobraziłem w swojej... naiwności! Na moje szczęście hymnów pochwalnych na cześć PiS, ani PO nie śpiewałem. Nie musiałem się wycofywać rakiem, ani kajać. Po prostu przerwałem milczenie i zacząłem pisać to, co myślę. Piosenka o Steinbach była odpowiedzią na dziwną politykę PO w kwestiach naszej tożsamości, historii i tradycji. Efekt był taki, że od razu przyprawiono mi gębę pisowca, tylko dlatego, że partia Jarosława Kaczyńskiego wykazywała duże zainteresowanie kwestiami historycznymi. ..( więcej )
Kukiz dla Frondy „Dziennikarze mainstreamowych mediów są już tak spaczeni, że każdy głos obywatelski w obronie elementarnych obywatelskich praw jest traktowany jako ingerowanie w politykę.„....”W tej chwili mamy do czynienia z pięcioma PZPR'ami. Jest wódz, który ma swoich żołnierzy i umieszcza ich na listach wyborczych, kierując się kryterium proporcjonalności.Ale ta proporcjonalność polega na tym, że on im daje pierwszeństwo na listach wprost proporcjonalnie do stopnia ich wierności i posłuszeństwa względem wodza”....”Jeśli będzie on dalej szedł w kierunku jeszcze większego usankcjonowania wszechwładztwa partii, toza chwileczkę Marek Jurek, jeśli zechce kandydować do Sejmu, będzie musiał przyznać, że aborcja to taka niegroźna rzecz, bo przecież wszystkie partie obecne na polskiej scenie politycznej w mniej lub bardziej wyraźny sposób dają ciche przyzwolenie na zabijanie nienarodzonych dzieci. „....”Liczę bardzo na Solidarność pod przewodnictwem Piotra Dudy. Nadzieje, które wiążę z tą osobą nie są bezpodstawne, ponieważ toDuda rozpoczął skuteczny proces odpolityczniania Solidarności, zajmując się frakcją „śniadkowską”, która stawała się przybudówką PiS.Mnie chodzi oSolidarność taką, która jest trybunem ludowym, która występuję w imieniu Polski w sytuacji zagrożenia państwowości,a z taką mamy ewidentnie do czynienia, co do tego nie ma wątpliwości. Akcja Zmieleni.pl to tylko taka iskierka, która kosztuje parę groszy. Będziemy jeździć po Polsce z taką listą, a potem zobaczymy, co dalej. Na pewno nie złożymy tej listy do Sejmu, bo żaden z tych klanów nie jest zainteresowany zmianą ordynacji. Mam nadzieję, że listę przyniesie na Wiejską „Solidarność” wspólnie z 200 tysiącami manifestantów. „...(więcej )
Kukiz dla Frondy „Platforma chciała abym zagrał w Gdańsku na koncercie rocznicowymz okazji 20-lecia niepodległości Polski. Ja się zapytałem jednego z jej prominentnych polityków,co to za data, bo ja kojarzę z niepodległością dzień 11 listopada. Odpowiedziano mi, że chodzi o 89 rok. A dla mnie to fatalny rok w historii Polski, gdzie władza-zgodnie z „teorią elit” Pareta - posunęła się robiąc trochę miejsca opozycji. I w ten sposób jej się pozbyła pozostając po dziś dzień na tej samej pozycji co przed 89-tym... „....”Dziś w Komendzie Głównej Policji pracuje 4800 osób, a ilu z nich to starzy zweryfikowani funkcjonariusze SB, dobrzy w różnych grach operacyjnych? Zarabiają po 6,5 tys. zł. Tylko za to, że są. Aby uzasadnić niezbędność swojego bytu wysyłają setki rozkazów i rozporządzeń w teren, komplikując i dezorganizując pracę Komisariatów.Mam trzy córki, które starałem się chronić przed takimi wydarzeniami. Chciałbym zostawić im w prezencie dobrze zorganizowane państwo. Nie wiem czy to się uda, bo idąc z jakąś sprawą do urzędu słyszę, że to nie „my” zrobiliśmy ale „tamci”. Jak przyjdą „tamci”, będą mówili, że to „oni”. Błędne koło. Państwo wygląda dramatycznie. Rozmawiałem z przewodniczącym „Solidarności”, aby poparł wszystkie ruchy, które walczą z takim partyjniactwem ale nie był tym szczególnie zainteresowany. A „Solidarność” to obecnie jedyna siła, która mogłaby coś w Polsce zmienić. Ale niestety... Na pewno nie będę głosował w wyborach na PO. Jeśli już pójdę na wybory to poprę Kaczyńskiego, UPR i Jurka. „...(więcej )
Mariusz Wis „Piotr Duda, przewodniczący Solidarności, w TVN24, (19.10.2013 r. "Kropka nad i") opowiedział się za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) w wyborach do Sejmu, gdyż jak stwierdził ordynacja proporcjonalna jest złym rozwiązaniem dla Polski.”..”Otóż, profesjonaliści zajmujący się systemami wyborczymi, ze względu na powyborcze skutki polityczne, ordynacje mieszane klasyfikują jako mutacje systemu proporcjonalnego. Piotr Duda, nie może tego wiedzieć, no bo skąd. Ani nie jest badaczem systemów wyborczych, ani zarówno on, jak i nikt w Polsce nie doświadczał skutków pomieszczania w jednych wyborach dwóch, kompletnie nieprzystających w swych celach systemów: proporcjonalnego, gdzie wybiera się partie i większościowego w JOW, gdzie wybiera się konkretnego z krwi i kości reprezentanta wyborców a nie partii. Taki system pół na pół działa w Niemczech. Polega on na tym, że połowa posłów wybierana jest w głosowaniu na partie, a połowa w okręgach jednomandatowych. 
Otóż Niemcy w wyborach dysponują 2 głosami. Głos drugi oddają na partie, a pierwszy na kandydata w okręgu jednomandatowym. Z pozoru całkiem do rzeczy: można wybrać partie i dodatkowo człowieka. A jak jest w rzeczywistości? Wyborca niemiecki, przy urnie, w obydwu przypadkach głosuje na partie. W głosie na partie wybiera oczywiście partie, a przy kandydatach w okręgu jednomandatowym szuka symbolu partyjnego i stawia przy nim krzyżyk wyborczy. Partie partie uber alles. Tak czyni (wg badań niemieckich) 90% wyborców. „...”Jeżeli Piotr Duda z Solidarnością i Paweł Kukiz z Ruchem na rzecz JOW, zaczną rosnąć w siłę polityczną, domagając się zmiany ordynacji wyborczej na JOW, przewiduję, że przestraszone partie sejmowe czym prędzej ustanowią tzw. ordynację mieszaną, aby wszystko w polityce pozostało po staremu. Dowody, proszę bardzo. Szef Platformy Obywatelskiej, Donald Tusk zaproponował Polsce (grudzień 2009) ordynację mieszaną. Szczegółów na razie nie znamy, być może PO zechce skorzystać z pomysłu PiS, autorstwa Ludwika Dorna, który przedstawiając swój projekt w Sejmie w 2007 r. odwoływał się do wzoru niemieckiego, czyli ordynacjipół na pół. Janusz Palikot, gdy 2 października 2011 r. w Sali Kongresowej zapowiedział ustanowienie JOW, dostał na stojąco burzę oklasków. Teraz w swoim programie ma pomysł, na wzór PO,ordynację mieszaną. Dobrze wie, że w JOW mogłoby go w ogóle nie być w Sejmie, gdyż w tym systemie wygrywa tylko jeden, ten który uzyska największe poparcie w okręgu. Żaden poseł Palikota, nawet on sam, nie miał najlepszego wyniku w okręgu ( http://naszeblogi.pl/37132-warzecha-duda-zlikwiduje-kaczynskiego.. )
Marek Mojsiewicz


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
985
ID 985 LX eng 12 02
985 33 BIOCHEMIA , II rok, II rok CM UMK, Giełdy, 2 rok od Pawła, biochemia, egzamin
985
Dz U 2000 nr 88 poz 985
985
arkusz WOS poziom p rok 2010 985 (2)
985
arkusz WOS poziom p rok 2010 985 MODEL (2)
985
ID 985 LX eng 12 02
marche 985 p
985 hd motorsaege oleomac
985
waltze 985

więcej podobnych podstron