14.06.2009
Kowalow
wspiera Hitlera
Na oficjalnej stronie internetowej rosyjskiego Ministerstwa Obrony pojawił się tekst solidaryzujący się z terytorialnymi roszczeniami III Rzeszy wobec Polski w 1939 r.
Artykuł
ukazał się w dziale „Encyklopedia Wojskowa”, w rubryce
„Historia – przeciwko kłamstwu i fałszerstwom”. Jego autorem
jest pułkownik Siergiej N. Kowalow z Instytutu Historii Wojennej
Ministerstwa Obrony FR.
Uzasadnione
żądania
„Wszyscy,
którzy bez uprzedzeń studiowali historię II wojny światowej –
napisał Kowalow – wiedzą, że rozpoczęła się ona z powodu
odmowy przez Polskę spełnienia niemieckich roszczeń. Jednak mniej
znane jest to, czego od Warszawy chciał Adolf
Hitler.
(…) A żądania Niemiec były dość umiarkowane: włączyć wolne
miasto Danzig (obecnie Gdańsk) do III Rzeszy oraz wyrazić zgodę na
budowę eksterytorialnej autostrady i drogi kolejowej, które
połączyłyby Prusy Wschodnie z podstawową częścią Niemiec” –
dodaje wojskowy historyk. W jego ocenie żądania te „trudno uznać
za nieuzasadnione”. Kowalow broni także agresji Związku
Sowieckiego na Polskę 17 września 1939 roku. Jak dowodzi, Józef
Stalin nie miał wówczas innego wyjścia, niż zawrzeć z Hitlerem
pakt o nieagresji, by choć na krótki czas odroczyć wojnę z
Niemcami i zająć rubieże obronne na zachód od starej granicy
sowieckiej.
W
związku z publikacją polski MSZ zażądał wyjaśnień od
rosyjskiego ambasadora w Polsce. W odpowiedzi przedstawiciel
rosyjskiego Ministerstwa Obrony stwierdził, że materiały
analityczne zamieszczone na stronie ministerstwa nie są oficjalnym
stanowiskiem resortu. Tekst płk. Kowalowa wkrótce został zdjęty z
witryny internetowej resortu obrony Rosji. Sprawa sygnalizuje jednak
głębsze procesy, które zachodzą w Rosji i świadczą o nowych
tendencjach w polityce historycznej tego państwa. Artykuł płk.
Kowalowa z całą pewnością nie mógłby się ukazać na urzędowej
stronie żadnego z europejskich krajów. To, że zaistniał w Rosji,
która później w walce z III Rzeszą poniosła gigantyczne ofiary
ludzkie i materialne, jest szyderstwem nie tylko z polskiej, ale
także własnej historii. Dowodzi, że antypolskie zacietrzewienie
często idzie w Rosji w parze z głupotą i podłością.
Kłopot
ze Stalinem
Współczesna
Rosja ma niewątpliwie problem ze Stalinem. On bardziej niż
ktokolwiek inny w ostatnim stuleciu ukształtował nie tylko sowiecką
przestrzeń geopolityczną, ale także rosyjską duszę. Pełnego
rozrachunku z tym dziedzictwem Rosja nigdy nie dokonała. Stalin
nadal spoczywa w honorowej mogile pod murami Kremla w centrum Moskwy.
Istotny przełom w odsłanianiu najbardziej ponurych tajemnic zbrodni
stalinowskich nastąpił w czasach prezydentury Borysa Jelcyna.
Przyjęta została ustawa, która dawała zadośćuczynienie ofiarom
represji politycznych, a przed Łubianką, siedzibą sowieckiej
bezpieki, gdzie dawniej stał pomnik Feliksa Dzierżyńskiego,
ustawiono kamień z Wysp Sołowieckich, dla upamiętnienia ofiar
bolszewickiego i stalinowskiego terroru. Jednak wraz z prezydenturą
Putina rozpoczęła się rehabilitacja Stalina. Jej kulminacyjnym
punktem były moskiewskie uroczystości 60-lecia zwycięstwa nad III
Rzeszą w maju 2005 r. Od tego czasu w debatach publicznych, ale
także w mediach i w rosyjskich podręcznikach, podkreśla się wkład
Stalina w zwycięstwo oraz systematycznie deprecjonuje skalę jego
zbrodni. Jeśli w ogóle się o nich wspomina, to wraz z opinią, że
były one nieomal obiektywną koniecznością, towarzyszącą
przyspieszonej modernizacji kraju oraz potrzebie konsolidacji
społeczeństwa przed wojną i w trakcie jej trwania.
Rosyjscy
politycy nie poradzili sobie z dylematem, jak wpisać w narodową
tożsamość uzasadnioną dumę z wkładu Rosjan w zwycięstwo nad
niemieckim nazizmem z koniecznością jednoznacznego potępienia
stalinowskich zbrodni, polityki agresji, zaborów i zniewolenia
narodów Europy Wschodniej. Tekst płk. Kowalowa dobrze ilustruje
zjawisko rozdwojenia politycznej jaźni w tej kwestii. Prawie w tym
samym czasie, gdy publikacja znalazła się na stronach ministerstwa,
w Krakowie obradowała polsko-rosyjska międzyrządowa grupa ds.
trudnych, która nie miała problemu ze sformułowaniem wspólnych
ocen w odniesieniu do polityki Stalina we wrześniu 1939 r. czy
zdefiniowaniem okoliczności zamordowania polskich oficerów przez
NKWD w 1940 r.
Komisja
Miedwiediewa
Jak
bardzo kwestia rozliczeń historycznych jest ważna dla współczesnej
Rosji, świadczy fakt, że w połowie maja prezydent Dmitrij
Miedwiediew powołał specjalną komisję, która ma się zająć
„przeciwdziałaniem próbom fałszowania historii dokonywanym na
szkodę interesu Rosji”. Na czele 28-osobowej komisji stanął szef
administracji prezydenta Siergiej Naryszkin. W jej skład weszli
przedstawiciele organów władzy, struktur siłowych, służby
archiwalnej, politolodzy i historycy. Niewątpliwie komisja ma
odgrywać ważną rolę w polityce wewnętrznej, będąc ośrodkiem
kształtowania i cenzurowania poglądów własnego społeczeństwa.
Stanie się też narzędziem rosyjskiej polityki zagranicznej. Ma
uczestniczyć w debatach historycznych toczonych w innych krajach, z
pewnością także w Polsce.
Kolejnym
nowym elementem rosyjskiej polityki historycznej jest penalizacja
„kłamstwa historycznego”. 6 maja do Dumy Państwowej, niższej
izby rosyjskiego parlamentu, z inicjatywy bloku premiera Putina
wpłynął projekt poprawek do kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej.
Przewiduje on odpowiedzialność karną za rehabilitowanie nazizmu i
pomniejszanie roli ZSRR w zwycięstwie nad hitlerowskimi Niemcami.
Według niektórych interpretacji, zmiany te umożliwią władzom
Rosji wyciąganie konsekwencji wobec władz innych państw, w których
likwidowane są np. pomniki z czasów sowieckich. Jak się wydaje,
zbliżająca się 70. rocznica paktu Ribbentrop–Mołotow, agresji
sowieckiej na Polskę oraz konsekwencji tych wydarzeń mogą być
pierwszym obszarem aktywności prezydenckiej komisji historycznej.
Warto na taką konfrontację być przygotowanym, zarówno w wymiarze
krajowym, jak i międzynarodowym. O sukces będzie bowiem znacznie
trudniej niż w przypadku publikacji tekstu płk. Kowalowa.
Andrzej
Grajewski