Autor: JO Smile
Beta: Sandrine
Tytuł: Depresja
Rating: NC - 18
Długość: One - Shot
RZECZ OCZYWISTA: Non Canon
Uwagi: Ponoć dosyć ostre mi to wyszło. Oceńcie sami:)
Exclamation Tekst zawiera prawdziwe opisy depresji! Exclamation
DEPRESJA
Uśmiecham się. Wiem, że muszę.
Powinienem.
Patrzę uważnie na wszystko wokół, analizując to, na ile wolno mi pokazać siebie.
Nie za dużo oczywiście.
Nigdy za dużo. Ponieważ jestem tą osobą.
Tą, która wie, jak się uśmiechać, kiedy inni to robią, rozmawiać w sposób, jaki inni rozmawiają. Czuć, jak inni czują.
Tą, która pasuje do reszty.
I tylko czasem wtrącam trochę siebie, coś bardziej osobistego...
I wtedy te spojrzenia,: niebieskie, brązowe, szare i czarne mówią mi: „O czym ty pieprzysz?”
„No właśnie”- szepcze mi jakiś głos w głowie.
Przepełnia mnie uczucie bezradności i zagubienia. I nie wiem, nie wiem, kim już
jestem.
Przecież tak nie myślę? Na pewno nie. Oni wiedzą, że nie. Ja powinienem wiedzieć, że NIE. Przytakuje oczywiście. Bo wszyscy wiedzą lepiej.
Zdradzam sam siebie. I nie chcę usłyszeć pęknięcia, które wydaje dźwięk…
Nie potrafię go zidentyfikować. Jeszcze nie, jak podejrzewam.
Oni wszyscy… Lepiej rozumieją, czego potrzebuję, o czym marzę, co czuję...
Nie chcą widzieć cieni, które się we mnie skrywają. Nie jestem zły, wiem o tym. Ja jedynie czuję w sobie, tak po prostu, tę pierwotną prawdę o tym, że każdy zawiera w sobie światło i jego cienie. To tak jak z dniem i nocą: pierwsze nie istnieje bez drugiego. To zwykły porządek świata. Przecież mrok nie równa się złu...
Muszę przestać o tym myśleć... Muszę... Muszę...
Jęczę i krzyczę w poduszkę nocą.
Muszę przestać.
Kolejne pęknięcie. Co to za dźwięk?
Żyć..?
***
To, co cię niszczy, objawia się niepozornymi emocjami w momentach zapomnienia, kiedy przypadkiem stajesz się na ułamek sekundy sobą i wiesz, że nie zgadzasz się z takim czy innym postępowaniem i kiedy krzyczysz wewnętrznie: „ Przestań! Przestań pieprzyć! To nie
jesteś TY ”
Nie ty?
Tłumisz to.
Tłumisz tak bardzo, aż zostanie obojętność i poczucie, że tak jest dobrze. Tak jest lepiej. Nie wychylasz się przecież. Nie masz innego zdania. Nie sprzeciwiasz się. Nie odznaczasz się niczym szczególnym, prawda?
I jest dobrze niedobrze.
Szczęśliwe nieszczęście.
Dla świata tak wyjątkowy...
… dla siebie tak nijaki.
A to nadal cię zżera. Drąży, zagłębia się. I tylko czasem chwilowym ukłuciem niepokoju zwraca na siebie uwagę. Bo przecież tak nie myślisz, a przytakujesz i zgadzasz się z tym. Wiesz. Czujesz, że wszyscy się mylą. Nie mają racji. Ale stajesz po ich stronie.
Sprzeczności między twoim „JA” a wszystkim innym sprawiają, że czasem nie możesz oddychać. Bo twoja dusza krzyczy w agonii, twoja twarz natomiast uśmiecha się. Bo wiesz... CZUJESZ, że nie, nie, nie, nienienienienienie!
A usta twoje układają się do tak, tak, tak.
Nie możesz zaprzeczyć i tłumisz nadal w sobie to, czym jesteś. Swoje określenie. Swoją barwę. Swoją naturę.
I wszyscy wokół ciebie uśmiechają się, kochają cię za to kim jesteś, podczas gdy TY wiesz, że to zupełnie nie ty. Przykra radość.
Cały świat, twój świat, kreuje cię, kształtuje, mówi twoimi ustami.Porusza twoim ciałem.
I najbardziej przykre jest to, że naprawdę chcesz być taki, jakim cię widzą. Nie chcesz nikogo zawieść, nikogo zranić. I kiedy w zaciszu swych myśli przekonujesz się sam z rozpaczą, że jesteś taki. Że myślisz tak jak oni. Nie sprzeciwiasz się im. Przytakujesz. I wmawiasz sobie, że, kurwa, jesteś z nimi. Tuż obok. I mimo, że coś w klatce piersiowej ściska cię mocno uniemożliwiając zaczerpnięcie powietrza, ty ciągle przekonujesz się, bo chcesz być taki jak oni myślą, że jesteś.
A ty nie jesteś. Niejesteśniejesteśniejesteś…
I pękasz.
Już rozpoznajesz co to za dźwięk. Dźwięk dokonywanego MORDU…
… na twojej duszy.
Pękasz na dwie części. Pierwsza określa cię jako kogoś kim jesteś według wszystkich...
… druga określa cię jako kogoś KIM jesteś naprawdę.
***
Armagedon w zaciszu twojej umęczonej duszy.
Rozpieprza twoje resztki drwiąc z ciebie.
Szydzi z twoich pragnień: Bo ja chcę być taki jak oni! Jak oni. Jak ONI” Przedrzeźnia cię zmienionym prześmiewczym głosem, by na końcu spoważnieć i dobitnie uświadomić ci: „NIGDY nie będziesz taki jak inni.”
Oni nic nie zauważają. Bo nadal się uśmiechasz wewnątrz płacząc. Przytakujesz im wiedząc, że nie mają racji. Stajesz obok nich czując, że jesteś gdzieś bardzo daleko.
A oni nie widzą, nie dostrzegają.
Że to nie ty. Nie ty. Nie ty. Nietynietyniety...
***
Prawdziwy ja śmieje się tylko, kiedy coś mnie bawi. Oryginalny ja mówi to co myśli, nie rani innych, nie pozwala na to. Szanuje, bo chce być szanowany, ale nie za cenę utraty siebie.
I kiedy wreszcie zdajesz sobie sprawę, że nie musisz, nie chcesz być taki jak inni. Że masz prawo być sobą. Inaczej myśleć, inaczej reagować, mówić.
Kiedy ta prosta prawda do ciebie dociera…
Jest za późno. Dla ciebie.
Jesteś na dnie.
A dno pachnie dawno niemytymi zębami, zapłakaną, brudną poduszką, przepoconą kołdrą i śliskim śluzem pokrywającym włosy i ciało. Ale najgorszy jest smród bezsilności.
Bo twoje ciało nie chce się poruszać, usta nie chcą się otwierać, uśmiechać.
Potrafisz spuścić głowę, jak przegrany. Schować się gdzieś, gdzie istnieć będziesz mógł tylko ty. I nie wychylasz się, by przypadkiem nie zostać zauważonym.
Wszystkich innych przekonujesz, że wszystko jest dobrze. A oni ci wierzą, bo w samoobronie wykształcasz u siebie mistrzowski styl kłamania prosto w oczy. I nawet powieka ci nie drga, kiedy zapewniasz ich, że tak, wszystko w porządku, że nie, nic się nie dzieje i że tak, ciągle jesteś sobą.
Kłamiesz! KŁAMIESZ KURWA! - krzyczysz wewnątrz. Chwytasz swoje włosy i z rozpaczą rwiesz je z głowy. Patetyczność w twoim zachowaniu bawi i rani jednocześnie. Czujesz się jakbyś oszalał.
Jakim żałosnym człowiekiem może się stać ktoś, kto zwątpi w sens swojego istnienia.
Kiedy pierwszy raz próbujesz się zabić, czujesz, jakby to była twoja powinność wobec wszystkich. Jednak próba odebrania sobie życia przerasta cię i tchórzysz.
Czujesz się jeszcze gorzej, choć myślałeś, że to już niemożliwe.
Bo w końcu NAWET nie potrafiłeś się zabić.
Nawet tyle nie potrafisz. Jesteś żałosny. Żałosny. A łzy nie chcą przestać płynąć. Są ciche, ale ciężkie jak ołów. Użalasz się nad sobą. Znowu.
Przesiąkasz patosem. Ten smród…
Żałosny.
Druga próba jest już odrobinę bardziej przemyślana. Wiesz w jakim czasie co musisz zrobić, by wszystko poszło dobrze. Czujesz się spokojniejszy. Wiesz, że po tym, jak bardzo wszystkich zawiodłeś, nie masz prawa żyć. Godzisz się z tym.
I coś ci przerywa.
Odgłos broniącego się w tobie życia. Przerażający dźwięk, który odbija się echem w twojej duszy, w twoim umyśle, do tego stopnia, że niemal fizycznie czujesz ten dźwięk. Bolesny, oszałamiający. Dosadny.
Bo NIE WOLNO CI. I tchórzysz po raz drugi.
Nienawiść do siebie samego wzmaga się. Zalewa cię niczym tsunami. Jesteś nią otumaniony. Poruszasz się jak w zwolnionym tempie. ... Cięcia na twoich przedramionach są równe. Schludne. I bardzo bolesne. Już teraz nie obchodzi cię, że ktoś w końcu zauważy.
Zauważy, że jesteś w cierpiących kawałeczkach samego siebie i nie siebie.
Warczysz na wszystkich. Odpychasz ich. Ponieważ zawiodłeś ich, bo nie jesteś taki, jak by chcieli. Ponieważ nie jesteś taki, jak byś ty sam chciał.
Zostajesz sam. Boleśnie świadomy swego przegrania. Wszystkiego.
Jesteś pusty. Zmęczony. Tak bardzo, bardzo zmęczony, że nie masz sił na nic.
Nie masz sił, by żyć.
Próbujesz po raz trzeci.
Twój ostatni gwóźdź do trumny jest bardzo spektakularną porażką.
Wziąłeś za mało.
***
Moje wybawienie posiada bardzo specyficzny wygląd choć wyszczególnić potrafię tylko trzy rzeczy: zapach potu, smak spermy, duży i twardy penis.
***
Rozwścieczonego do tego stopnia Snape'a nie widziałem jeszcze nigdy. A to już coś znaczy. Włamał się do mojego mieszkania, które nie było odwiedzane od wielu tygodni. I wietrzone - nagle do mnie dociera, kiedy świeże powietrze wdarło się do wnętrza, a smród nagle stał się
jakby intensywniejszy. Poczułem się nagle zawstydzony. Jego twarz wykrzywiona wściekłością przypomniała mi o szkole, o czasach, kiedy wszystko było łatwiejsze, a Snape zawsze był tym, który mnie nie trawił z wzajemnością i to było jasne. Ślizgoni byli wrogiem publicznym, lekcje miały określoną porę tak samo jak posiłki. Wszystko było podstawione pod nos. Trzeba było tylko być tam, gdzie trzeba.
Snape nie dał mi czasu się dłużej rozwodzić nad wspomnieniami. Bez słowa zorientował się w sytuacji, widziałem to w jego bezdennych oczach, jego umysł pracował jak zawsze - czyli szybko i racjonalnie i nim spostrzegłem, co się dzieje, szarpnął mną i wciągnął mnie do kominka mocno do siebie przyciskając. Wykrzyczał coś i zielone płomienie ogarnęły nas całkowicie. „To było szybkie„ - zdążyłem pomyśleć zanim popiół i świst powietrza nas nie porwał.
W następnej chwili znalazłem się w dość przestronnym salonie. Nim zdążyłem wstać z ziemi, gdzie zawsze lądowałem po podróży kominkiem, uderzył mnie w twarz. Zamarłem leżąc na podłodze. Policzek piekł niemiłosiernie i ze zdziwieniem odkryłem, że już dawno nie czułem
niczego tak intensywnie. Każda komórka mojego ciała mówiła mi, że właśnie dostałem porządnie w pysk od wściekłego Mistrz Eliksirów. Orzeźwiające.
Fajne.
Szeroko otwartymi oczami i z szybko bijącym sercem spojrzałem ostrożnie w górę, gdzie czarne jak węgiel oczy sztyletowały mnie swoim spojrzeniem. Zamrugałem zdezorientowany kiedy dostrzegłem w nich...
Skrzaty porwały mnie zanim skończyłem myśl. Nim zdążyłem powiedzieć cokolwiek, zerwały ze mnie ubrania, po czym wrzuciły do wanny pełnej pachnącej wody z pianą. Patrzyłem oszołomiony na to, co się wokół mnie działo. Osaczyły mnie.
- Co wy wyprawiacie? - Zapytałem zmienionym, nieswoim głosem. Odchrząknąłem zdziwiony. Dawno się do nikogo nie odzywałem. Mimo to skrzek, który był moim obecnym głosem sprawił, że pierwszy raz zastanowiłem się nad tym, co się ze mną działo przez ostatnie
miesiące.
- Nasz Pan kazać zrobić z paniczem porządek - Zapiszczało uszate stworzenie w odpowiedzi, po czym bezceremonialnie wskoczyło do wanny. Odskoczyłem mimo woli na drugi koniec. Kąpiel z skrzatami? Zrobić z nim porządek? Niby jakim prawem Snape myślał, że może...
Zapomniał, o czym myślał, kiedy skrzaty otoczyły go i wbrew jego woli zaczęły go szorować, namydlać i... Dobry Merlinie! Dlaczego depilują go TAM?! Dlaczego w ogóle to robią?!
Piszczeć nie zapomniał. Och, żenujące.
Czysty, wysuszony i nasmarowany jakimś śliskim czymś, został zaprowadzony w samym ręczniku do dużej sypialni. Kiedy drzwi się zamknęły miał wrażenie, że czas zwolnił. Co na Boga zamierzał Snape?! Czuł się nagi jak nigdy wcześniej. Te cholerne skrzaty wygoliły
miejsca, o których goleniu nigdy by nie pomyślał. Obejrzał się dokładnie. Jego brzuch, ręce, nogi, pośladki i genitalia zostały całkowicie pozbawione włosów. No... Był trochę zarośnięty, w porządku, ale faceci tak chyba mają, nie? Mniejsza o to, ważne jest to, po jaką cholerę zrobiły coś takiego?! Rozeźlony usiadł na skraju dużego łoża. Coś mu zaświtało w głowie.
Spojrzał na siebie: był nagi nie licząc ręcznika, który raczej nie był przeszkodą. Spojrzał na łóżko: Przy jego wezgłowiu, na szafce nocnej stała mała buteleczka o lekko różowej zawartości. Zmrużył oczy chcąc dojrzeć napis na jej etykiecie i…
Rzesz kurwa.
Zerwał się na równe nogi czując, jak czerwieni się... dosłownie wszędzie. Oddychał szybko i głośno, jakby przebiegł sprintem kilka mil. Wiedział, że mężczyzna był gejem. Po tym, jak na jego siódmym roku kochanek Mistrza Eliksirów zrobił mu widowiskową awanturę nie było o
czym gadać. Do dziś pamiętał to, co stało się z tym biedakiem później. Jeszcze nigdy nie widział, żeby facet tak głośno i żałośnie płakał. Jednak... To śmieszne, żeby Snape chciał w tym względzie czegoś od niego! On nie był homo! Chociaż nigdy nie sprawdzał jak by to mogło być, ale... Nie! O czym on myśli?!
Obszedł powoli łoże, asekuracyjnie zajmując miejsce przy oknie, czyli jak najdalej od drzwi. Z westchnieniem oparł głowę o ramę ogromnego witrażu. Było cicho. Czuł się dziwnie. Od tygodni wszystko odbierał, jakby dochodziło zza grubej betonowej ściany. Stłumione, stępione, nierealne.
Jakby życie już go nie dotyczyło. Jego węch, słuch były nieważne. Smak się nie liczył. Wzrok... Tym bardziej. Niemal non stop spał. Był taki żałosny, samotny, słaby. I nie chciał czuć nic. Nic.
I nagłe pojawienie się Snape'a. Ostatnie dwie godziny odkąd wyrwał go z
jego egzystencji były tak dosadne. Zapachy, dźwięki, obrazy były tak intensywne, że czuł się jednocześnie zachwycony i zagubiony. Nigdy by nie pomyślał, że życie może być tak namacalne. W tej chwili był świadomy każdej części swojego ciała. Jakby się nagle obudził z długiego snu. Zadrżał z zimna. Objął się ramionami z nagłego chłodu, który poczuł. Gęsia skórka pokryła całe jego ciało.
A co do ciała - pomyślał z przekąsem zerkając na swój brzuch - przytył. Ciągle tylko spał i jadł, więc nie można się dziwić. Zawsze był chorobliwie chudy, mimo mięśni wyrobionych przez treningi Qudicha, a teraz był zaokrąglony i... Na Merlina! Otwierając szerzej oczy zerknął do tyłu, to z prawej, to z lewej strony. Przeklął głośno jednocześnie chwytając się za pośladki. Zadek mu urósł! Niech to wszystko...
Nagle podskoczył wystraszony. Odwrócił się gwałtownie słysząc stłumione parsknięcie. Jego twarz oblała się czerwienią na widok Snape'a stojącego w drzwiach. Mężczyzna wyglądał jakby siłą powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem. Do tego zdał sobie sprawę, że nadal się obmacuje, więc wziął szybko dłonie.
- Widzę, że orientujesz się w sytuacji, Potter - powiedział Severus powoli zamykając za sobą drzwi. Był ubrany w jedwabny, czarny szlafrok, zdobiony srebrnymi nićmi. Harry odwrócił wzrok czując, że czerwieni się jeszcze bardziej. Ten facet nie miał wstydu, czy co?! Cienki materiał nie zakrywał zbyt wiele. Tym bardziej, że raczej uwidaczniał podniecenie mężczyzny, który nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało.
Harry przełknął głośno ślinę. - Dlaczego mnie tu przywlokłeś?! - warknął w
odpowiedzi nadal unikając patrzenia w stronę Snape'a. Czuł każdą cząstką siebie, że jest obserwowany. Zadrżał wbrew sobie. Jakby był zdobyczą dla drapieżcy... Wtedy poczuł, że jest w potrzasku. Odwrócił się gwałtownie przylegając plecami do ściany. Czarne, niczym dwa rozgrzane węgle oczy wwiercały się w niego. Odwzajemnił spojrzenie spłoszony. Jego oddech przyspieszył, kiedy Snape nadal nic nie mówiąc przycisnął swoje dużo większe, rozgrzane ciało do jego. Westchnął mimo woli. Było mu zimno, a mężczyzna był ciepły, nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Czuł się zagrożony, a jednocześnie pragnął tego
zagrożenia.
Oszalał.
Najwyższy czas.
I właśnie kiedy to pomyślał silne ramiona mężczyzny otoczyły go i w zaborczym geście przycisnęły do szerokiej piersi. Harry skamieniał. Jedna z dłoni zatrzymała się na wysokości jego krzyża, natomiast druga wplotła się w jego włosy, i zmusiła go, by położył swoja głowę na barku mężczyzny. Harry zacisnął oczy, ciężko oddychając. Nie wolno mu było... Jednak łzy popłynęły. Bo nikt nie wpadł na to, by przez ostatnie miesiące zamiast oskarżeń, żali, krzyków i złości... Zamiast wyrzutów o jego zachowanie... O to, że nie radzi sobie z niczym, że się opuścił, zaniedbał. To wszystko nic nie dawało. Utwierdzało go jedynie w
przekonaniu, że jest do niczego. A teraz...
Snape go przytulił.
Mocno. Tak, że czuł drugiego człowieka tuż przy sobie. Nie obok.
Jak żałosny się stał, że bliskość Snape, człowieka którego nienawidził, stała się w tym momencie tak ważna. Jak nisko upadł, skoro chciał zostać w tych ramionach, bo były ciepłe, ciche. Nie oskarżały, nie utwierdzały w niczym. Po prostu były. Z jego gardła wydobył się w końcu szloch. Co za różnica, skoro już bardziej upaść nie mógł?
***
Severus westchnął wewnętrznie. Nikt na to nie wpadł, co, durny chłopaku?
Wrzeszczeli, prosili, błagali, grozili. Ale nikt nie przytulił.
Z depresji nie wyciąga się ludzi tylko słowami.
Liczą się gesty.
Severus przewrócił oczami. Bo gryfoni, oczywiście, nie uznają rozwiązań najprostszych.
Jak źle to koniec świata, jak dobrze to euforia. Cholerni kretyni.
Spojrzał w dół na trzęsącą się kupkę nieszczęścia w jego ramionach. Tak pełnego żałości płaczu nie słyszał od, tej pożal się Merlinie, sytuacji z jego ex. Tyle, że tamten płacz nie wzbudzał w nim niczego poza rozdrażnieniem. Natomiast Potter... Chłopak był rozwiązaniem dla jego wszystkich problemów. Wiedział to od śmierci dyrektora. Bez Dumbledore'a nikt nie chciał mu uwierzyć, nikt nie stanął po jego stronie mimo, że wielu wiedziało, po której stronie tak naprawdę był. Jedynie poparcie Zbawiciela Czarodziejskiego Świata mogło przekonać
tych głupców do tego, by dali mu w końcu spokój. Poświęcił całe swoje życie dla walki z Voldemortem. Narażał się, poświęcał będąc szpiegiem. Nigdy nie schodził z pierwszej linii. A teraz ci przeklęci idioci robili wszystko, by wrzucić go do Azkabanu.
Ale wszystko po kolei.
Zwinnie wziął chłopaka na ręce i przy akompaniamencie jego pisku rzucił go na łóżko. Severus spojrzał na ręcznik, w który zaplątały się jego stopy. Uniósł wyzywająco brew spoglądając na chłopaka z rosnącym pragnieniem. Potter był apetyczny. Dużo bardziej niż kiedyś. Zlustrował powoli jego postać. Był lepiej umięśniony, a trochę ciałka tu i tam
tylko potęgowało jego zainteresowanie. Nienawidził chudzielców. Zawsze uważał, że jego kochanek musi być bardziej okrągły. I to w taki sposób, aby czuł, że pieprzy się z kimś, a nie czymś. Musiał czuć, że wchodzi w czyjeś ciało. Dominuje. Bierze. Posiada. Rżnie, aż do osiągnięcia szczytu. Posuwanie wieszaka, lub czegoś co określa się mianem „skóra i kości” obrzydzało go. Już wolałby seks z kobietą...
Ugh… Fuj. Skrzywił się wewnętrznie.
Celibat?
Oh, na Boga. W życiu!
Tak. Zerknął na pospiesznie zawijającego się w prześcieradła Pottera. Jego twarz wyrażała obawę, ale nie obrzydzenie. Coś jak ciekawość. I była czerwona. Severus prychnął wywracając oczami. Doprawdy, mały prowokator. „On myśli, że jak jego zachowanie na mnie oddziałuje?” - Pomyślał wchodząc powoli na łóżko. –„ Równie dobrze mógłby po prostu rozłożyć przed nim nogi”. Poruszał się jak duży kot, z gracją i z wyraźnym seksualnym podtekstem. Zaczyna się połów.
Dziękował w duchu Merlinowi za to, że w przeciągu godziny miał w planach niezłą zabawę. Z niewinnym, dziewiczym, jędrnym tyłkiem pewnego zielonookiego młodzieńca. Ciasnym tunelem rozkoszy i... Na Salazara, musi przestać tak myśleć, bo dojdzie, zanim cokolwiek się zacznie!
- Harry - odezwał się do kulącej się postaci. - Nie zrobię ci krzywdy.
- Więc wypuść mnie! - wymamrotał chłopak. Severus przewrócił oczami.
- Oh, nie mam takiego zamiaru. Sam zresztą sprowokowałeś tą sytuację - Severus zmusił się do powagi, kiedy oburzone zielone spojrzenie pojawiło się nagle między prześcieradłami.
- Niby kiedy sprowokowałem tą sytuację, co? Bo jeżeli dobrze pamiętam nasza znajomość ma bardzo prosty i wiele mówiący przebieg. Spotkanie. Nienawiść. Więcej nienawiści. I jeszcze więcej nienawiści. Oczywiście nie zapominajmy o wrogości, niechęci i wzajemnej wzgardzie między nami. Później, o ile pamiętasz, zabiłem jednego drania, który, co prawda był drzazgą w oku dla nas obu, więc to chyba jedyna sprawa, w której się zgadzaliśmy. Następnie skończyłem szkołę. Od tamtego czasu dziś widzimy się po raz pierwszy. Kiedy niby cię sprowokowałem? I wypuść mnie! - Naprawdę powiedział to wszystko na jednym wydechu?
Harry nie zauważył nawet, że podczas jego monologu, nakrycia, którymi się owinął, zsunęły się mu do pasa. Jego żywa gestykulacja sprawiła, że w tym momencie był nagi od pasa w górę. Jednak w momencie kiedy to zauważył, nie miał już na nic czasu. Severus błyskawicznie przygwoździł go swoim ciałem do łóżka. Mocnym pociągnięciem pozbył się reszty prześcieradeł, sprawiając tym samym, że leżał na całkowicie nagim Harrym Potterze. Och tak. Uśmiechnął się drapieżnie.
- Puść mnie! - wysapał Harry. Ciężar ciała drugiego mężczyzny był zaskakująco stymulujący. Zadrżał czując ciepły oddech na swojej szyi.
- Nie ma takiej opcji - wymruczał Severus na przemian liżąc i ssąc płatek ucha chłopaka.
Harry zaczął się szamotać. Nawet dla siebie samego był mało przekonujący. Snape nie przejmując się jego poczynaniami wsunął mu swoje umięśnione udo między nogi niemal brutalnie ocierając się o jego krocze. Harry sapnął ogarnięty nagle silnym uczuciem. Spiął się cały i znieruchomiał, kiedy Severus chwycił jego nadgarstki i szybkim zaklęciem unieruchomił je, mocno przywiązując do wezgłowia łóżka. Uśmiechnął się przy tym w tak zwycięski sposób, że Harry miał ochotę potraktować go jakimś paskudnym zaklęciem, ale jednocześnie poczuł dziwną potrzebę roześmiania się. Nie miał czasu zastanowić się nad tymi
niespodziewanymi uczuciami, gdyż jedna bardzo zwinna ręka właśnie sunęła w górę jego uda i wyraźnie kierowała się w stronę jego twardniejącego penisa. Jęknął z powodu wrażeń, jakie wywołał w nim ten dotyk. Przeklinał swoje ciało i jego niekontrolowane reakcje. Spojrzał na szyderczy uśmiech swojego oprawcy. Skurczybyk wiedział, co robić, albo raczej gdzie...Ach!... To robić. Niespodziewane pytanie przywołało go do rzeczywistości.
- Próbowałeś się zabić, prawda? - Mroczny szept, tuż przy jego uchu sprawił, że nie mógł się ruszyć.
Spojrzał z przerażeniem w czarne oczy, które wyrażały jedynie pewność siebie. Szybko odwrócił głowę. Nie miał zamiaru spowiadać się z swoich słabości i myśli samobójczych. Nie chciał widzieć zawodu w tych oczach. Ani w żadnych innych. I właśnie kiedy zagłębiał się w ciemnej otchłani swojego umysłu, usłyszał:
- Nie interesują mnie twoje powody.
Spojrzał ostrożnie na Snape'a. Jego wkurzający wyraz twarzy miał się dobrze. Jednak oczy... ich wyraz sprawił, że poczuł się bardzo mały i bezbronny. Przełknął ciężko na widok żaru jaki w nich dostrzegł. Zadrżał obserwując jak Mistrz Eliksirów przygląda się jego ciału. Z głodem i wyrafinowaniem. Jakby to, co widział było jego własnością. A Harry doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim był ten mężczyzna. Robił to, co chciał.
Kurwa...
- Co zamierzasz? - wyszeptał bojąc się poruszyć.
- A jak myślisz? - zadrwił Severus spoglądając na niego kpiąco. - Leżysz pode mną nagi. Ja sam nie mam na sobie zbyt wiele. O... - Strząsnął zwinnie swój jedwabny szlafrok. - Poprawka. Sam również jestem nagi.
Harry obserwował śliski materiał, który opadał z silnych ramion Snape'a. W lubieżny wręcz sposób, ocierał się o mleczną skórę mężczyzny, by ostatecznie opaść gdzieś w okolicy kolan w nieładzie. Oddech Harry'ego ugrzązł w gardle kiedy Snape podniósł się na kolana z całkowitym brakiem skromności, czy chociażby resztkami przyzwoitości. Harry wbrew swojej woli zaczął ogarniać spojrzeniem imponującą sylwetkę swojego byłego nauczyciela. Mężczyzna górował nad nim, trzymając go w uwięzi między swoimi udami, które zaciskał zaborczo na jego biodrach.
Harry zamknął oczy w panice. Jeżeli świat miał się kiedyś skończyć, to, niech mu zrobi przysługę, i niech go szlag trafi! TERAZ! Zacisnął nogi w obronnym geście. Leżał na ogromnym łóżku. Jego ręce były skrępowane nad jego głową. A nad nim, w lubieżnym rozkroku górował Severus Snape. Obaj byli nadzy. I... O na Boga. Co on miał między nogami? To „górowanie” Snape naprawdę wziął sobie do serca. I...
Jęknął.
Kurwa. Mać. Stanął mu. Im obu. Pieprzyć to.
Spojrzał ostrożnie w kierunku mężczyzny, który …
Właśnie się masturbował patrząc prosto na niego.
Ratunku?
***
Severus obserwował chłopaka z przyjemnością, której się nie spodziewał. To było naprawdę coś. Dzieciak był niewinny. Gryfońska niewinność to było to, co z nabożną czcią zdeprawuje w typowy ślizgoński sposób. Zdeprawowany Gryfon. Zamruczał z przyjemności. Gdyby był poetą powiedziałby, że jego zielono - srebrne serce Ślizgona zatrzepotało w uniesieniu na tą wiekopomną chwilę. Ale że, dzięki Merlinowi, nie jest, to po prostu określi to w swój typowy sposób. Uczci to wiekopomnym rżnięciem! Pochylił się nad skrępowanym chłopakiem i bezwstydnie otarł się o jego naprężoną męskość. Dźwięk, jaki wydobył się z ust Harry'ego, był obiecujący.
- Widzisz Harry, skoro chcesz się zabić to kimże ja jestem, aby ci
przeszkadzać? - Wymruczał Severus powoli poruszając biodrami.
- Więc dlaczego tu jestem?! - Wydyszał Harry ledwo powstrzymując się od krzyku, kiedy mężczyzna zaczął szczypać jego sutki – Dlaczego to robisz? - Jęknął odrzucając głowę do tyłu.
- Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - Severus chwycił za kolana chłopaka i władczo, szeroko rozłożył jego nogi. Harry szarpnął się cały czerwony. Nigdy by nie pomyślał, że człowiek... Mężczyzna, może być tak wyeksponowany. Jego ciało wcale go nie słuchało! Był zagubiony i
kompletnie nie wiedział, czy chce tego wszystkiego. Jednak nie dostał ani chwili do namysłu. Snape położył się na nim tak, że ich penisy ocierały się o siebie nawet przy najmniejszym ruchu. Został wgnieciony w materac. Mężczyzna chwycił go jedną dłonią za włosy unieruchamiając tym samym jego głowę. Drugą dłoń zaś zsunął się w dół, by w zaborczy sposób chwycić i ścisnąć niemal boleśnie jego lewy pośladek. Harry jęknął głośno nie mogąc się dłużej powstrzymać. Nigdy w życiu się tak nie czuł. Był świadomy każdej, nawet najmniejszej części swojego ciała. Każdy ruch, dotyk Severusa, sprawiały, że tracił kontakt z rzeczywistością. Jego zmysły były zdominowane. Rządził nimi ten mężczyzna, miał go całego pod swoje dyktando. Najbardziej przerażające było to, że podniecało go to jak cholera.
- Będę cię rżnął aż do świtu - wyszeptał mu milimetry od jego ust. Zadrżał na te obsceniczne słowa. Zamknął oczy słuchając dalej - Będę cię pieprzył tak długo, aż wszystko czego będziesz świadom, to mój penis w twoim ciasnym tyłku. Zredukuję twój świat do tej chwili, tego momentu. Będziesz krzyczał, jęczał i wił się na każde moje skinienie. Będziesz tego pragnął, Harry. Będziesz chciał całym sobą, abym znowu i znowu w ciebie wchodził. Będziesz dochodził, aż cali pokryjemy się naszą spermą. A później zliżemy z swoich ciał pot i nasienie nas obu. I po tym wszystkim jedyne, czego będziesz chciał, to znów nadziać się na
mojego sterczącego fiuta. Wszystko czego będziesz pragnął, to następne takie rżnięcie. Rozumiesz?
- O Boże... - Harry wił się z powodu słów, które wdzierały się w niego i pochłaniały jego świadomość niczym wyrafinowane klątwy. Jego biodra same unosiły się w poszukiwaniu większego kontaktu.
- A wszystko to, mój drogi Harry, zrobię, ponieważ cię pragnę. Pożądam cię już tak długo, że nie jestem wstanie powiedzieć ci, kiedy to się zaczęło. - Severus musnął usta Harry’ego swoimi. Ich oczy się spotkały. I nagle Harry był pewien, że pozwoli na wszystko czego chciał od niego Severus. Ponieważ patrzył na niego w tak potrzebujący sposób, że Harry miał ochotę się rozpłakać. Był potrzebny. Ważny. On sam, nie jego legenda. Ale musiał się czegoś dowiedzieć.
- Dlaczego dopiero teraz się na to wszystko zdecydowałeś? – wyszeptał ciężko oddychając.
Czarne oczy skupiły się na jego własnych i Harry zobaczył jak pożądanie, mimo iż nadal widoczne, zostaje przysłonięte przez ciepłe emocje, których nie potrafił określić.
- Twoje samobójstwo ostatecznie odebrałoby mi jakąkolwiek szansę.
Harry patrzył na tego mężczyznę i nie mógł uwierzyć, że usłyszał coś takiego z jego ust. Zbłąkana łza spłynęła po jego policzku. Nie odrywając oczu od czarnego spojrzenia Severusa naprężył mięśnie, jego magia zatańczyła wokół nich nagle uwolniona, a zaklęcie rzucone na jego nadgarstki pękło.
Severus drgnął przypominając sobie, jak potężny jest dzieciak, którego, bądź co bądź, właśnie molestuje. Spiął się gotowy na przyjęcie tego, co miało nastąpić. Zdrętwiał zaskoczony, kiedy ramiona Harry'ego owinęły się wokół jego szyi zmuszając go, by zniżył swoją twarz. Ich usta
połączyły się i Severus świadom nieoczekiwanego przyzwolenia z ochotą zabrał się za nie.
- Nikt nie potrzebował mnie Severusie. Wszyscy chcieli legendarnego Harry'ego Pottera. Nie mnie. - Powiedział, kiedy się rozłączyli. Wcisnął twarz w zagłębienie szyi mężczyzny wtulając się w niego.
- Pomijając cały ten niedorzeczny sentymentalizm, od którego jutro z pewnością będę mieć migrenę, od dziś wiedz, że ja cię potrzebuję. - Severus zdecydowanie sięgnął po lubrykant, nabrał go trochę na palce i ostrożnie zaczął masować wrażliwe wejście między rozwartymi
pośladkami. Harry sapnął na nagłe emocje, jakie ogarnęły go całego. Jednak to, co stało się moment później, dosłownie wysłało go gdzieś w cholerę, w kosmos. Był pewien, że zobaczył gwiazdy, kiedy gorące usta objęły główkę jego męskości. Zgiął się w pół chwytając Severusa za włosy, kiedy ten pochłaniał go jak wygłodzone zwierze. Jeden z śliskich palców wybrał sobie ten moment by wsunąć się do jego wnętrza. Momentalnie odrzuciło go do tyłu. Jego ciało wygięło się w łuk, a z gardła wydobył się krzyk. Severus poruszał palcem w przód i w tył sprawiając, że jego głowa latała na boki, a ciało szamotało się w mocnym uścisku rąk kochanka. „Zginę tutaj” - pomyślał, kiedy drugi palec dołączył do pierwszego, a ten przeklęty żarłok pochłonął go niemal w całości, sięgając nawet jąder.
Czuł, jak dotyka tylnej części gardła Severusa, jak ociera się o podniebienie. Palce poruszały się w nim coraz szybciej, pod różnym kątem, rozciągając go. Przy trzecim palcu pojawił się ból, ale był do zniesienia tym bardziej, że właśnie wtedy Severus zaczął ssać.
- Bo..że Se..ve...rus! Tak! Tam wła...śnie tam! O kurwa! Kurwa! Ja za...raz..!
Severus spojrzał na niego z tym bezczelnym, pewnym siebie spojrzeniem i zamruczał. Drgania wystrzeliły go na wycieczkę po układzie słonecznym. To co wybuchło w jego lędźwiach w ciągu sekundy ogarnęło całe jego ciało. Jego kręgosłup omal się nie złamał, kiedy wygiął się w gorączce, która przejęła nad nim kontrolę na długą chwilę. Krzyk przeraził
nawet jego samego. Był pewien, że jutro nie będzie mógł wydobyć z siebie głosu. A później wszystko się skończyło, a on opadł na łóżko zwiotczały, drżący i całkowicie nie zdolny do jakiegokolwiek ruchu. Jęknął, kiedy Severus uwolnił go w końcu i nachylił się nad nim zmuszając do rozkosznie powolnego pocałunku. Harry otworzył szeroko oczy czując słony smak w ustach, Severus zmusił go do połknięcia części swojej spermy. Nie miał nawet siły kiwnąć palcem, więc nawet nie zareagował. Czuł się wypompowany i cudownie spełniony.
Był zdeprawowany. Nie mógł powstrzymać głupiego uśmiechu, gdy pocałunek dobiegł końca. Severus spojrzał na niego przeczesując jego mokre od potu włosy.
- Czy teraz jesteśmy kochankami? - zapytał ochrypłym głosem Harry pozwalając, by starszy mężczyzna znów się na nim położył. „Severus jeszcze nie doszedł „- przypomniał sobie, czując twardy organ na swoim podbrzuszu.
- Na początek może być - odpowiedział mu Severus głębokim głosem. Potarł nosem o płatek ucha chłopaka. Ciało pod nim drgnęło, po czym znowu zaczęło się budzić. Uśmiechnął się mrocznie, spoglądając z satysfakcją na zrelaksowanego Harry'ego. - Jak to dobrze, że jesteś
taki młody. Twoje nienasycenie jest imponujące. Znów robisz się twardy.
- To twoja wina - mruknął Harry rumieniąc się i odwracając wzrok, po czym znów na niego spojrzał. - Co masz na myśli mówiąc, że na początek może być?
- Harry, zostawmy na razie te ckliwe rozmowy. Już i tak czeka mnie jedna migrena, pamiętasz? Poza tym... - Zniżył głos kiedy chwycił dłoń chłopaka by położyć ją na swoim twardym organie. Jęknął kiedy Harry nie umiejętnie zacisnął swoje drżące palce wokół niego. - Mamy tutaj naglącą sprawę do załatwienia, nie sądzisz?
- Um... Raczej bardzo naglącą - uśmiechnął się nieśmiało Harry. Wiedział co teraz nastąpi i bał się. - Będzie bolało? - Wyszeptał. Czuł się głupio jak nigdy dotąd, więc spuścił wzrok.
Severus zmusił go, by na niego spojrzał. Delikatnie pogłaskał wierzchem dłoni gładki policzek. Nie mógł uwierzyć, że wszystko szło po jego myśli. Zielone oczy Harry'ego patrzyły na niego ufnie mimo faktu, że jeszcze dwie godziny temu mówił o ich wzajemnej nienawiści.
- Harry, mówiłem ci już, że zadbałem o to, by nic cię nie bolało. Ale użyję go pierwszy raz więc...
- Wierzę ci - powiedział Harry przytulając się do niego. Severus pocałował go wygłodniale, po czym odsunął się od chłopaka. Ostrożnie pokrył drżącą dłoń Harry'ego lubdykanem i patrząc się w jego oczy zmusił go by dokładnie i powoli rozsmarował śliską substancję na jego członku. Obserwował z zachwytem jak ten drży, jak jego mięśnie napinają się ze zdenerwowania pod gładką skórą. Sapnął, kiedy uchwyt na jego organie się lekko zacieśnił. W przypływie nagłych emocji chwycił drobną dłoń i zaczął nią poruszać w górę i dół. Przysunął się bliżej chłopaka, usiadł na swoich piętach w rozkroku i odchylił się do tyłu
podpierając jedną dłonią, podczas gdy drugą zmuszał młodzieńca do mocniejszych pieszczot.
Harry nie mógł oderwać oczu od wyeksponowanego ciała mężczyzny.
Cholerny bezwstydnik! Ledwo mógł oddychać od tego widoku. Severus wił się z przyjemności, kiedy raz po raz zaciskał jego dłoń mocniej, tym samym zmuszając go do ostrzejszych ruchów. Jego nogi poruszały się w rytmie ich dłoni. W górę - rozsuwały się szeroko. W dół - wracały by się połączyć. Co za perwersyjny...
- Proszę... - Zaskamlał świadom swej okazanej słabości.
- O co prosisz, Harry? - Severus nachylił się nad nim, układając sobie jego nogi na swoich barkach. Patrzył na wijącego się chłopaka z góry, świadom swej przewagi. Przysunął się bliżej tak, że jego męskość otarła się o wrażliwy punkt między pośladkami. Zaczął unosić się w górę i w dół, robiąc sobie z śliskich półkul tunel dla swojego penisa. Harry wydał z siebie serię niezidentyfikowanych dźwięków i bezwstydnie się wypiął. Oh... Na Merlina... Severus zamarł na dłuższą chwilę by się opanować.
- Zrób to. - Usłyszał i to mu wystarczyło.
- Jesteś bardziej zdeprawowany i zboczony niż chcesz przyznać, prawda? - Wydyszał.
Spojrzał w zielone oczy chłopaka i pomagając sobie ręką zaczął wdzierać się do ciasnego wnętrza. Gładkie mięśnie zaczęły go otaczać w cudowny sposób. Uważnie obserwując grę emocji na pięknej twarzy Harry'ego zagłębiał się w nim aż dotarł do samego końca. Odgłosy wydawane przez chłopaka docierały jakby z oddali. Były przytłumione i niewyraźne.
Został ogarnięty przez inną rzeczywistość, na którą składały się ciasnota, jedwabistość i cudowne gorąco wnętrza.
I nagle wszystko się wyostrzyło. Kolory, odgłosy, wrażenia uderzyły w niego. Jakby wynurzył się z wody. Jęki i prośby Harry'ego przejęły nad nim kontrolę, by niczym marionetka postępował tak, jak każą pociągnięcia za sznurki. Mocniej, szybciej, bliżej... Jego biodra poruszały się na początku powoli, aby po chwili przyspieszyć. Wbijał się w rozognione ciało pod sobą. Całował, kąsał i gryzł. Jęczał bezwstydnie razem z Harrym. A każdy odgłos wydobywający się z pomiędzy tych różowych ust były nagrodą i bodźcem do jeszcze intensywniejszych pieszczot. Chłopak wił się pod nim, mocno obejmując go za szyję ramionami. Przyciągał go do siebie, jakby chciał się z nim stopić w jedno. Tą chwilę wybrał Serverus, by owinąć wokół swoich bioder nogi chłopaka. Niemal się na nim położył, chcąc wpić się w te idealne usta. Jego pchnięcia były ostre i mocne. Krzyk Harry'ego stał się wysoki i urywany. Byli już blisko. Gorączka pochłonęła ich by po kilku gwałtownych ruchach wysłać do innej czasoprzestrzeni. Słyszał, jak krzyczą. Ostatkiem sił chwycił mocno podrygujące biodra chłopaka, by ostatecznie wbić się jak najgłębiej i spuścić się w jego wnętrzu. Orgazm prawie go zabił. Jeszcze nigdy nie było to tak intensywne.
Kiedy opadł na bezwładne ciało pod sobą, w głowie miał tylko jedną myśl. Stracił kontrolę. Ten cholerny bachor, pomiot szatana, sprawił, że cały jego wykwintny plan erotycznych tortur i powolnego, wyrafinowanego seksu wziął w łeb.
Severus, dysząc jakby przebiegł kilka mil, czuł się całkowicie niezdolny do czegokolwiek. Przekrzywił lekko głowę w poszukiwaniu zielonych oczu. Harry oddychał ciężko spoglądając na niego spod przymrużonych powiek. Spokojny i piękny. Ciepły uśmiech powiedział mu tyle, ile chciał wiedzieć.
- Niech cię cholera, Potter - wysapał próbując brzmieć na wściekłego. - Pierwszy raz straciłem nad sobą kontrolę.
Denerwujący chichot, który do niego doszedł sprawił, że sam się uśmiechnął. Co za bachor.
- Cała przyjemność po mojej stronie, profesorze.
- Wypchaj się. - Mruknął zamykając oczy.
Chichotanie przeszło w głośny śmiech. Między kolejnymi wybuchami niepohamowanej wesołości usłyszał.
- Jestem wystarczająco pełny, dziękuję. A mówiąc dokładnie, aż się ze mnie wylewa.
A, prawda. Teraz dotarło do niego, że ciągle są ze sobą ciasno połączeni, a jego sperma zaczęła już powoli wypływać z wnętrza Harry'ego. Dołączył do chłopaka zanim mógł się powstrzymać. Ich śmiech rozbrzmiewał w pokoju jeszcze jakiś czas.
***
Siedzieli w jadalni. Na dworze robiło się już ciemno. Harry czuł się rozluźniony jak nigdy wcześniej. Owinięty jedynie w samo prześcieradło bezwstydnie zajadał się smakołykami przygotowanym przez skrzaty. Zerknął na Severusa, który siedział naprzeciwko niego. Przyglądał mu się uważnie popijając wino z kieliszka, którym raz po raz obracał w palcach.
Przeżuł to co miał w ustach, przełknął głośno i powiedział:
- Wiem, wiem. Powinienem mniej jeść.
- Ja nic nie powiedziałem. - Usłyszał w odpowiedzi - Osobiście wolę bardziej okrągłych kochanków.
Severus z rozbawieniem obserwował krwisty rumieniec wypływający na policzki chłopaka.
- Może więc teraz wytłumaczysz mi swoje zaskakujące zachowanie? - Harry szybko zmienił temat - Jesteś ostatnią osobą, którą
podejrzewałbym o…
- O? - Mruknął Severus głębokim głosem. Doskonale się bawił wprawiając dzieciaka w zakłopotanie. Jego zażenowany wyraz twarzy był naprawdę zabawny.
- No… Wpadasz do mojego domu, porywasz mnie bez jakichkolwiek wyjaśnień, dajesz mi w pysk, każesz swoim skrzatom mnie… A właśnie! Twoje skrzaty są zboczone! Molestowały mnie! A później zaciągasz mnie do łóżka i robisz ze mną co chcesz. - Harry bardzo się starał nie zająknąć i nie zaczerwienić, ale bezczelne spojrzenie czarnych oczu Severusa
skutecznie wyprowadzało go z równowagi. By go szlag! - Dlaczego
tak nagle pojawiłeś się w moim domu?
- Nagle? - Zapytał zjadliwie Severus - Próbowałem się z tobą skontaktować od tygodnia. Nie odpisywałeś na listy. Miałeś zamknięte Fiu. Co niby miałem zrobić?
- Odciąłem się od wszystkiego - wyszeptał zawstydzony Harry, kurcząc się w prześcieradle, którym był okryty.
Severus spojrzał na niego poważnie. Zmrużył oczy w zamyśleniu po czym powiedział:
- Zostaniesz u mnie.
- Co? Dlaczego? - Harry wydawał się być zmieszany jego słowami.
Severus przybrał więc pozę profesora Hogwartu, postrachu uczniów i swoim typowym głosem oznajmił:
- Trzy rzeczy, panie Potter. Po pierwsze twoje mieszkanie wygląda i śmierdzi jak speluna rodem ze slamsów na Nokturnie. Wyślę skrzaty, by się tym odpowiednio zajęły, ale nawet im trochę zajmie doprowadzenie tego miejsca do używalności. I żadnych ale! - podkreślił
widząc, że Harry chce coś powiedzieć. - Po drugie - zaczął już cieplejszym tonem. - Depresja nie jest chorobą, z której można wyjść samemu. Teraz czujesz się lepiej, ale przyjdzie moment, może jutro, pojutrze albo za tydzień, kiedy to wszystko wróci. Cała beznadziejność, poczucie smutku i pustki. Na wyjście z tego trzeba czasu i wielu starań. Musisz zacząć o siebie walczyć, Harry. I nie możesz przy tym być sam. Potrzebujesz do tego wsparcia i odpowiedniej opieki.
Severus patrzył jak chłopak podciąga nogi pod brodę i kuli się na krześle z opuszczoną głową.
- Ja wiem, że potrzebuję pomocy Severusie. Już od dawna o tym wiem. Po prostu… - Harry spojrzał z oczami pełnymi łez na mężczyznę po drugiej stronie stołu. Desperacja biła z całej jego postawy – Nie wiedziałem, jak poprosić o pomoc. I kogo. Ron, Hermiona są zajęci
swoim życiem, a miesiąc temu tak się pokłóciliśmy, że przestali mnie odwiedzać. Zresztą wszyscy widzą we mnie symbol, nie człowieka, który się zgubił. I ja tak strasznie się nienawidziłem za swoją słabość. Jestem taki żałosny. - Łzy polały się w końcu po jego
policzkach.
- Harry podejdź do mnie - Severus odsunął się od stołu robiąc sobie więcej miejsca. Wyciągnął dłoń do wahającego się chłopaka - Choć.
Kiedy Harry powoli podszedł do mężczyzny nie miał pojęcia, co zrobić ze sobą. Twarz miał mokrą od łez, nieporadnie próbował utrzymać prześcieradło, które leciało z jego bioder. Czuł się tak żałośnie. Severus szybko rozwiał jego wątpliwości. Posadził go sobie na kolanach przodem do siebie tak, że Harry siedział na nim w rozkroku, po czym przytulił go mocno.
- Jaka była ta trzecia sprawa? - Wyszeptał w jego szyję Harry czując, jak dłonie Severusa głaszczą jego nagie plecy.
- To jest powód mojego wtargnięcia do twojego domu. Pewnie się nie orientujesz w obecnych sprawach politycznych?
- Nie za bardzo. - Harry spojrzał na niego ostrożnie.
- Jak wiesz, dyrektor chronił mnie przed Azkabanem aż do swojej śmierci. Dał wiele dowodów ministerstwu, które jednoznacznie wskazywały na to, iż byłem jego szpiegiem, a co za tym idzie, pracowałem dla Jasnej Strony - Severus westchnął nagle zmęczony, bezwiednie przytulił do siebie Harryego mówiąc dalej - Jednak mimo zapewnień Albusa teraz, kiedy go zabrakło, wielu moich wrogów postanowiło się zemścić. Wytoczono mi sprawę przed Wizengamotem. Chcą udowodnić, że byłem Śmierciożercą, podważyć słowa dyrektora i wrzucić mnie do Azkabanu.
Harry patrzył się na niego oburzony, a wściekłość widoczna w jego oczach dobrze wróżyła Severusowi.
- A członkowie Zakonu? Przecież ratowałeś ich życie wiele raz podczas wojny. Twoje szpiegowanie uratowało masę ludzi! Dzięki tobie wygraliśmy tą pieprzoną wojnę! Jak mogą teraz to wszystko lekceważyć?
Severus z mroczną satysfakcją obserwował wybuch chłopaka. Jego słowa sprawiały, że naprawdę poczuł się dobrze. Nigdy by nie pomyślał, że to właśnie Potter doceni jego poświęcenie. Poza Albusem niewielu rozumiało jak wiele poświęcił i ryzykował szpiegując Voldemorta.
- Harry, członkowie zakonu raczej mnie nie lubią. I nigdy nie byli mnie pewni. Dlatego potrzebuję ciebie. Twoje zeznania mogą mnie uratować - powiedział zakładając zbłąkany kosmyk czarnych włosów za jego ucho. Chłopak rozluźnił się na ten gest.
- Kiedy jest rozprawa? - Zapytał Harry z dziwnym, niepokojącym błyskiem w zielonych oczach.
- Jutro. - Severus przyglądał się z zaciekawieniem, jak brwi Harryego marszczą się w skupieniu. Niebezpieczny uśmiech świadczył o tym, że dzieciak już wiedział, co zrobi.
- Co zamierzasz? Powinienem się zacząć niepokoić?
- Będziesz wolny Severusie. Dadzą ci Order Merlina Pierwszej Klasy jak
mnie i już nigdy nikt nie odważy się podważyć twoich zasług. Obiecuję ci to.
Severus odetchnął powoli i z uśmieszkiem patrzył na zacięty wyraz twarzy Harry’ego. Będzie miał jutro niezły ubaw. Jak nic.
- Skąd ta pewność, jeżeli mogę spytać?
- Trzy rzeczy profesorze Snape. - Czarna brew mężczyzny wystrzeliła w górę, kiedy usłyszał swoje słowa sprzed kilu minut - Pierwsza: Jestem Cholernym Harrym Potterem, Złotym Chłopcem, Który Przeżył Dwa Razy, Zbawicielem Świta, Wybrańcem, itp. itd.
Severus parsknął widząc Harry’ego wymieniającego swoje tytuły. Miał przy tym taką minę, że ledwo powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem.
- Druga: Nie oddam cię nikomu. W końcu jestem biednym, załamanym grafiątkiem, którym trzeba się zająć. A jako bohater wojenny domagam się opieki najlepszego Mistrza Eliksirów jakiego znam. A znam tylko ciebie. Cóż, to samo mówi za siebie.
Tu Severus zaczął się otwarcie śmiać. Jednak szybko się opanował widząc, że najlepsze dopiero przed nim. Spojrzał z wyczekiwaniem na niemożliwie napuszonego bachora.
- A po trzecie? - Zapytał głębokim głosem.
Harry z szelmowskim uśmiechem nachylił się i zaczął szeptać coś do jego ucha. Twarz Severusa w miarę słuchania zmieniała swój wyraz. Rozbawienie ustępowało kompletnemu zdumieniu i niedowierzaniu. Jego oczy rozszerzyły się a usta otwarły bezwiednie.
- Masz je wszystkie? - wyszeptał przejęty, kiedy Harry spojrzał na niego z bliska. Ich nosy niemal się stykały.
- Wszyściutkie. - Uśmiechnął się w odpowiedzi, a następnie powoli pocałował Severusa.
Mężczyzna oddał gwałtownie pocałunek, po czym poderwał się do góry z śmiejącym się głośno Harrym owiniętym wokół niego. Swoje kroki skierował prosto do sypialni.
***
Dwa dni później z pierwszych stron wszystkich magicznych gazet krzyczały słowa:
Harry Potter w obronie Severusa Snape! Ministerstwo okryte Hańbą!
Jak donosi nasz specjalny wysłannik, Harry Potter dosłownie zrównał z ziemią oskarżycieli Severusa Snape! Oburzenie i wściekłość z jaką bohater czarodziejskiego świata zeznawał przed Wizengamotem wprawiło wszystkich w osłupienie. Co więcej, dowody, jakimi dysponował Złoty Chłopiec jednoznacznie i ostatecznie oczyściły Pana Snape’a z
wszelkich zarzucanych mu czynów.
„To skandal traktować tak człowieka, dzięki któremu wygraliśmy wojnę!” - Powiedział nam Harry Potter zaraz po zakończeniu rozprawy - „Cały czarodziejski Świat winien jest wdzięczność i szacunek Severusowi Snape’owi za wszystko, co zrobił! Skoro mnie nazywacie bohaterem wojennym, jego powinniście nazywać w ten sposób tym bardziej!”
Przedstawiciele Ministerstwa obiecują wysłać oficjalne przeprosiny panu Snape’owi. Jednocześnie nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w trybie natychmiastowym został złożony wniosek o wręczenie Panu Snape’owi Orderu Merlina Pierwszej Klasy, na który z pewnością
zasłużył.
Severus nie mógł powstrzymać uśmieszku pełnego zwycięskiej satysfakcji. Widowisko jakie urządził ten bachor w sali rozpraw było spektakularne. I miażdżące dla przeciwników.
Złożył powoli gazetę zerkając w bok. Harry spał obok niego, odsypiając raczej intensywną noc. Euforia, która ogarnęła go po wygranej rozprawie została raczej owocnie spożytkowana.
Był wolny.
Miał uznanie społeczeństwa.
Był bogaty.
A obok niego spał przystojny i fascynujący młody człowiek, który tylko przypadkiem był obecnie najbardziej wpływowym czarodziejem na świecie.
„Miałeś rację, Albusie.” - Pomyślał, przypominając sobie rozmowę z dyrektorem sprzed kilkunastu lat. – Kiedy mówiłeś, że jeszcze najdzie mnie ochota na to by…
Żyć.
***
Trzeci powód Harry’ego:
Albus Dumbledore zostawił mu w spadku, bardzo obszerny i szczegółowo opisany zbiór wspomnień. Jak zaznaczył w swoim ostatnim liście, wiele przeżył i wiele widział.
A przede wszystkim, wiele WIEDZIAŁ.
A właśnie jego wiedzy, na swój temat, wielu bało się najbardziej.