01.06.2008 "WP"
Płać
i płacz
Prawdopodobnie,
Czytelniku, obejrzałeś dzisiaj w publicznej telewizji serwis
informacyjny, który poinformował Cię, że żyje Ci się coraz
lepiej. Zarabiasz, jak mówią, krocie. My mamy trochę gorsze
wiadomości. Nie tylko, Polaku, nadal zarabiasz gówno nie pieniądz,
ale z miesiąca na miesiąc życie w naszej ojczyźnie staje się
droższe.
Gdyby
wierzyć telewizorni, Polska to kraj mlekiem i miodem płynący.
Płace w Polsce ponoć systematycznie rosną, maleje bezrobocie,
zwiększają się wskaźniki i takie tam dyrdymały. Skąd więc
rosnące niezadowolenie? Dlaczego nie maleje emigracja zarobkowa,
mimo że jedyne dochodzące do nas informacje z Wielkiej Brytanii to
relacje z potyczek nożowników? Ano dlatego, że media karmią nas
stekiem drobnych kłamstewek, zwanych propagandą sukcesu.
Rzeczywistość daleko odbiega od serwowanej nam wizji podnoszenia
się poziomu życia Polaków.
Nie
jedz
Znany
mędrzec, prof. Balcerowicz, wzrostowi płac poświęcił nawet swoją
wypowiedź podczas niedawnego forum makroekonomicznego w Warszawie.
Wzrost płac w polskich przedsiębiorstwach to dla gospodarki nic
innego jak... zagrożenie. Podobne głosy słychać ze strony
dyżurnych ekspertów od gospodarki z tajemniczego miejsca pod nazwą
Centrum im. Adama Smitha. Tok myślenia jest w skrócie taki, że
podwyżki spowalniają „innowacyjność i inwestycje”. Cokolwiek
to znaczy, autorzy podobnych przemyśleń, a jest ich tak wielu, że
nie warto cytować, mogą spać spokojnie. Odnotowany wzrost płac, a
także średnie wynagrodzenie w największych miastach, kompletnie
fałszuje rzeczywistość. W myśl tych wielkości, jak podała
ostatnio TVP posługując się danymi Głównego Urzędu
Statystycznego, miastem, gdzie najlepiej się zarabia są...
Katowice. Średnia pensja jest tam bowiem wyższa niż w Warszawie.
Mimo iż Śląsk ma najbogatszego w Polsce biskupa, na ulicach nie
widać śladu tej idylli. Zarobki w większości sektorów należą
do najniższych w kraju.
Zdaniem
rzeczonego GUS, w kwietniu tego roku płace w Polsce wzrosły o 12,6
proc. Średnia płaca w tym czasie rzekomo wzrosła do... 3 138 zł
brutto. Kto z nas widział na oczy takie pieniądze?! Mimo, że kwota
podana przez GUS wydaje się astronomiczna, w porównaniu ze średnią
płacą innych krajów UE nawet ona wypada blado. W Szwecji, gdzie
koszty utrzymania są coraz bardziej porównywalne, średnia płaca
wynosi około 14 000 zł, w Niemczech to ok. 9000, podobnie w
Wielkiej Brytanii, gdzie ceny nieruchomości rzadko przewyższają
ceny mieszkań w Warszawie, czy Krakowie. Propagandystom jakoś nie
przeszkadza wynik innych niż GUS-owskie badań, przeprowadzonych na
zlecenie Komisji Europejskiej. Z opublikowanego niedawno raportu KE o
sytuacji społecznej w UE, wynika, że ponad 35 proc. Polaków nie
stać na mięso. To jeden z najgorszych wskaźników w UE. Gorsza
sytuacja panuje tylko na Słowacji (41 proc.) i Łotwie (37 proc.).
Ogólnie
odsetek osób, których nie stać na posiłek mięsny przynajmniej
raz na dwa dni, jest znacznie wyższy w nowych niż w starych krajach
członkowskich. Komisja Europejska uznała te dane za „niepokojące”.
Według Światowej Organizacji Zdrowia posiłek mięsny co dwa dni to
jedna z podstawowych potrzeb współczesnego człowieka. Według
szczegółowych danych, na taki posiłek nie stać także osób,
które zarabiają powyżej 60 proc. przeciętnego krajowego
wynagrodzenia. Według KE, 60 proc. to pułap biedy albo zagrożenia
biedą, co tłumaczy tym, że zarobki poniżej tego progu
uniemożliwiają pełne uczestnictwo w życiu społecznym,
gospodarczym i kulturalnym – stąd mowa o tzw. wykluczeniu
społecznym, które jest pojęciem szerszym niż bieda.
Z
raportu wynika, że w 2004 r. 22 proc. mieszkańców UE, czyli ok.
100 mln osób, musiało sobie radzić z zarobkami poniżej 60 proc.
przeciętnego wynagrodzenia w UE. W statystykach KE uwzględnia
różnice w sile nabywczej w poszczególnych krajach, stosując
wskaźnik Purchasing Power Standard (PPS), oparty na dochodzie
narodowym brutto w przeliczeniu na mieszkańca. Najwięcej takich
ubogich osób mieszka oczywiście w nowych krajach członkowskich UE,
ale okazuje się, że zaskakująco wysoki jest odsetek w bogatych
krajach starej UE: 11 proc. mieszka w Hiszpanii, 9 proc. we Włoszech,
zaś 7 proc. w Niemczech. Na Polskę, która jest największym z
nowych krajów członkowskich, przypada 29 proc. osób, które żyją
poniżej unijnego progu ubóstwa.
Nie
mieszkaj
Na
temat cen nieruchomości, w tym ich wynajmu, wylano już morze łez.
Ostatnio dowiedzieliśmy się, że ceny ulegają „stabilizacji”.
Znaczy to tyle, że skoro już podskoczyły do kwot osiągalnych
jedynie dla Jana Kulczyka, dalej nie urosną. Prawda, że
pocieszające? Przy przeciętnych zarobkach, nawet jeśli kiedyś
zmierzyłby je GUS, o własnym M możemy ciągle pomarzyć. Wyjściem
są oczywiście koszmarnie drogie i ryzykowne kredyty hipoteczne.
Sytuacja, w której cena M2 w większym mieście opiewa nawet na
kilka milionow złotych, sprzyja całemu sektorowi, stworzonemu
specjalnie na tę okazję. Boom na kredyty, który rozpoczął się
wraz z urynkowieniem budownictwa mieszkaniowego, powoduje, że
kredyty hipoteczne stanowią główny żer dla bankowców. Pożyczki
pod hipotekę to najważniejsze źródło zarobków dla bankowców,
którzy podtrzymują jak mogą kredytową koniunkturę. Jeszcze do
niedawna zadłużyć się można było na maksymalnie 25 lat. Teraz
możemy kupić bankowi mieszkanie i spłacać je nawet przez... pół
wieku. Rosnące czynsze w spółdzielniach i podkręcający lokatorom
śrubę kamienicznicy mogą nas jedynie zachęcić do tego, aby paść
w objęcia banku. To jest właśnie, właściwy dla demokracji, wolny
wybór.
Nie
wyjeżdżaj
Emigrantów
wyjeżdżających do Anglii za chlebem straszy się horrendalnymi
kosztami utrzymania w krajach starej Unii. W ten sposób politycy
usprawiedliwiają się przed wyborcami pracującymi w budżetówce i
zarabiającymi grosze. Po ostatnich podwyżkach cen żywności,
koszty utrzymania w Polsce dorównują tym na Zachodzie. Dużo
droższa jest w Polsce odzież, paliwo oraz telekomunikacja, która
dzięki prywatyzacji Telekomunikacji stała się chyba najdroższa na
świecie. Tyle, że płaca minimalna krajów starej Unii różni się
od polskiej nawet pięciokrotnie. Polacy najwięcej pracują,
najmniej zarabiają, a życie kosztuje ich tyle samo co zachodnich
sąsiadów, a „analitycy” zastanawiają się w „Rzepie” i
„Wyborczej”, jak zabrać nam kolejny długi weekend.
Nikt
nie wspomina, że zarabiamy najmniej w Europie. Więcej można
wyciągnąć pracując nawet na Malcie, czy w Estonii. Sytuacja
cenowa w Polsce sprawia, że wzrost płac, jaki obwieszczają
politycy, jest drobnym minięciem się z prawdą.
Jerzy
Lewicki
Ceny
podstawowych produktów w różnych krajach (w złotówkach):
1
kg cukru:
Polska
– 2,5 zł
Niemcy
– 2,5 zł
Hiszpania
– 2,1 zł
1
kg sera żółtego:
Polska
– 18 zł
Niemcy
– 15 zł
Hiszpania
16 zł
1
kg wołowiny
Polska
– 22 zł
Niemcy
– 20 zł
Hiszpania
– 19 zł
1
kg ziemniaków
Polska
– 2 zł
Niemcy
– 2 zł
Hiszpania
– 2,5 zł
250
g jogurtu
Polska
– 1,3 zł
Niemcy
– 0,8 zł
Hiszpania
– 0,65 zł
1
litr soku owocowego
Polska
– 4,3 zł
Niemcy
– 2,8 zł
Hiszpania
– 3 zł
500
g proszku do prania
Polska
– 6 zł
Niemcy
– 5 zł
Hiszpania
– 5 zł
1
litr benzyny
Polska
– 4,6 zł
Niemcy
– 3,8 zł
Hiszpania
– 3,4 zł