By Kwestek庐
-----------------------
Rozdzia艂 2
Piecze艅 barania
Wyskoczy艂 z 艂贸偶ka i otuliwszy si臋 szlafrokiem pobieg艂 do jadalni. Nie by艂o tam 偶ywej duszy, ale na stole ujrza艂 艣lady obfitego i pospiesznego 艣niadania. W pokoju, wszystko by艂o przewr贸cone do g贸ry nogami, a w kuchni pi臋trzy艂y si臋 stosy brudnych naczy艅. Mo偶na by bez przesady powiedzie膰 偶e nie oszcz臋dzono ani
jednego garnka, ani jednej patelni. Zmywanie by艂o tak niew膮tpliw膮 i przykr膮 rzeczywisto艣ci膮, 偶e Bilbo musia艂 si臋 wyrzec z艂udze艅, i偶 go艣cie poprzedniego wieczora przy艣nili mu si臋 tylko. Doprawdy, oddycha艂 z ulg膮 na my艣l, 偶e w ko艅cu poszli sobie bez niego i nie przysz艂o im do g艂owy budzi膰 gospodarza (chocia偶by po to, 偶eby podzi臋kowa膰!); mimo woli wszak偶e by艂 jakby odrobink臋 zawiedziony. To uczucie zdziwi艂o go bardzo.
"Nie b膮d藕 durniem, Bilbo - rzek艂 sam do siebie. - Kto s艂ysza艂, 偶eby hobbit w twoim wieku my艣la艂 o smokach i w og贸le o tych tam zagranicznych g艂upstwach!"
Przepasa艂 si臋 fartuchem, rozpali艂 ogie艅 w piecu, zagrza艂 wod臋, pozmywa艂 wszystko. Potem, nim wr贸ci艂 do jadalni, zjad艂 w kuchni smaczne 艣niadanko. S艂o艅ce tymczasem ju偶 艣wieci艂o jasno, a przez otwarte drzwi wej艣ciowe p艂yn膮艂 do wn臋trza ciep艂y, kwietniowy powiew. Bilbo zacz膮艂 g艂o艣no gwizda膰 i zapomina膰 o zdarzeniach poprzedniego wieczora. W艂a艣nie zasiad艂 pod otwartym oknem jadalni do drugiego 艣niadania, kiedy wszed艂 Gandalf.
- Ale偶 m贸j drogi - rzek艂. - Kiedy偶 wreszcie przyjdziesz? Mieli艣my przecie偶 wyruszy膰 wczesnym rankiem! A ty o p贸艂 do jedenastej najspokojniej jesz 艣niadanie, czy jak tam ten posi艂ek nazywasz. Tamci zostawili ci wiadomo艣膰, bo nie mogli d艂u偶ej czeka膰.
- Jak膮 wiadomo艣膰? - spyta艂 biedny pan Baggins, okropnie zmieszany.
- Na wielkiego s艂onia! - zawo艂a艂 Gandalf. - Kto艣 ci臋 chyba odmieni艂 dzisiejszego ranka! Wi臋c nie star艂e艣 kurzu z parapetu kominka?
- Co ma jedno do drugiego? Do艣膰 by艂o roboty ze zmywaniem po czternastu osobach.
- Gdyby艣 star艂 kurz z kominka, znalaz艂by艣 pod zegarem to - rzek艂 Gandalf wr臋czaj膮c hobbitowi li艣cik (napisany oczywi艣cie na jego w艂asnym papierze listowym).
Oto co Bilbo przeczyta艂:
Od Thorina i kompanii pozdrowienie dla w艂amywacza Bilba! Za go艣cin臋 serdeczne dzi臋ki, a Twoj膮 ofert臋 fachowej pomocy ch臋tnie przyjmujemy. Warunki: zap艂ata przy dostawie w wysoko艣ci nie przekraczaj膮cej czternastej cz臋艣ci ca艂ego zysku (je偶eli w og贸le b臋d膮 zyski); zwrot koszt贸w podr贸偶y zapewniamy w ka偶dym przypadku; koszty pogrzebu - je艣li oka偶e si臋 to konieczne i nie b臋dzie za艂atwione inaczej - ponosimy my lub nasi przedstawiciele.
Nie widz膮c potrzeby zak艂贸cania Twego cennego snu, wyruszyli艣my na razie sami, by poczyni膰 niezb臋dne przygotowania. Oczekujemy szanownej osoby w gospodzie "Pod Zielonym Smokiem", nad Wod膮, o jedenastej przed po艂udniem punkt. Licz膮c na punktualno艣膰 z Pa艅skiej strony, mamy zaszczyt pozosta膰
szczerze oddani
Thorin i kompania.
- Masz dziesi臋膰 minut na drog臋. Musisz biec - rzek艂 Gandalf. - Ale... - zacz膮艂 Bilbo.
- Nie ma czasu na 偶adne ale - powiedzia艂 czarodziej. - Ale... - powt贸rzy艂 Bilbo.
- Na to tak偶e nie ma czasu. Ruszaj!
Do ko艅ca 偶ycia Bilbo nie m贸g艂 sobie przypomnie膰, jakim sposobem znalaz艂 si臋 wtedy na dworze, bez kapelusza, bez laski, bez pieni臋dzy, bez 偶adnej z rzeczy; kt贸re zazwyczaj bra艂 ze sob膮, wychodz膮c z domu; drugiego 艣niadania ni doko艅czy艂, statk贸w po nim nie pozmywa艂, wcisn膮艂 klucze do r臋ki Gandalfow i pu艣ci艂 si臋 艣cie偶k膮 w d贸艂 p臋dem, ile si艂 w kosmatych nogach; min膮艂 Wielki M艂yn przeprawi艂 si臋 przez Wod臋 i przeby艂 w tym tempie mil臋 z ok艂adem.
Bi艂a jedenasta, gdy zasapany dopad艂 gospody nad Wod膮 i stwierdzi艂, 偶 zapomnia艂 chustki do nosa.
- Brawo! - rzek艂 Balin, kt贸ry z progu wypatrywa艂 hobbita.
Zza zakr臋tu drogi od strony wioski nadci膮ga艂a ju偶 reszta towarzystwa. Jechali na kucach, a ka偶dy kuc by艂 objuczony wszelkiego rodzaju baga偶em, tobo艂kami, pakunkami i rozmaitym dobytkiem. Jeden ma艂y kuc szed艂 luzem, zapewne przeznaczony dla Bilba.
- Siadajcie obaj na konie i ruszamy - rzek艂 Thorin.
- Strasznie mi przykro - powiedzia艂 Bilbo - ale zapomnia艂em kapelusza i chustki do nosa, nie mam te偶 przy sobie ani grosza. Przeczyta艂em wasz list dopiero o godzinie dziesi膮tej minut czterdzie艣ci pi臋膰, punkt. ,
- Nie b膮d藕 taki dok艂adny - odezwa艂 si臋 Dwalin - i nie przejmuj si臋 drobiazgami. Nim dobrniemy do celu podr贸偶y, nauczysz si臋 obywa膰 bez chustki do nosa i bez wielu innych rzeczy. Je偶eli za艣 chodzi o kapelusz, mam w kuferku zapasowy kaptur i p艂aszcz.
Tak si臋 sta艂o, 偶e pi臋knego ranka w przeddzie艅 maja wyruszyli wszyscy razem sprzed gospody truchtem na kucykach, a mi臋dzy innymi Bilbo, ubrany w ciemnozielony (troch臋 podniszczony) kaptur i ciemnozielony p艂aszcz po偶yczony od Dwalina. P艂aszcz i kaptur by艂y na niego za du偶e, tote偶 wygl膮da艂 do艣膰 艣miesznie. Strach pomy艣le膰, co by jego ojciec, Bungo, powiedzia艂, gdyby go tak zobaczy艂. Bilbo pociesza艂 si臋 tylko tym, 偶e nie ma brody, nikt wi臋c nie mo偶e go wzi膮膰 za krasnoluda.
Nie ujechali daleko, gdy dogoni艂 ich Gandalf, bardzo wspania艂y na siwym koniu. Przywi贸z艂 ca艂y zapas chustek do nosa, a tak偶e fajk臋 i tyto艅 hobbita. W臋drowali dalej weso艂o, opowiadaj膮c bajki i 艣piewaj膮c w marszu przez ca艂y dzie艅, oczywi艣cie z przerwami na popasy. Co prawda zarz膮dzano te przerwy nie tak cz臋sto, jakby sobie Bilbo 偶yczy艂, ale mimo to hobbit zacz膮艂 dochodzi膰 do wniosku, 偶e przygody to niez艂a rzecz.
Jechali tak przez czas do艣膰 d艂ugi. Mieli do przebycia najpierw rozleg艂y szmat spokojnego kraju, zaludnionego przez spokojnych mieszka艅c贸w: ludzi, hobbit贸w, elfy i tym podobne stworzenia; drogi by艂y dobre, tu i 贸wdzie sta艂y gospody, a od czasu do czasu mijali krasnoluda albo ch艂opa, albo w臋drownego blacharza, spiesz膮cych za swymi sprawami. P贸藕niej jednak znale藕li si臋 w okolicy, gdzie ludno艣膰 m贸wi艂a innym j臋zykiem i 艣piewa艂a pie艣ni, jakich Bilbo nigdy nie s艂ysza艂. Gospody spotykali teraz rzadko i mniej pon臋tne, drogi by艂y gorsze, w oddali na widnokr臋gu wzg贸rza pi臋trzy艂y si臋 coraz wy偶ej. Na szczytach wzg贸rz sta艂y niekiedy zamki obronne, ale wiele z nich wygl膮da艂o tak, jakby nie wzniesiono ich wcale w godziwych zamiarach. W dodatku pogoda, dotychczas tak pi臋kna, jak bywa maj w opowie艣ciach i legendach, zepsu艂a si臋 teraz.
- Pomy艣le膰, 偶e jutro b臋dzie pierwszy czerwca - st臋ka艂 Bilbo, brn膮c za innymi przez rozmi臋k艂e b艂oto. Pora podwieczorku min臋艂a, deszcz la艂 bez przerwy od rana, krople kapa艂y mu z kaptura na nos, p艂aszcz przem贸k艂 na wylot, a zm臋czony kuc potyka艂 si臋 na kamieniach. Towarzyszom w z艂ych humorach nie chcia艂o si臋 pogaw臋dek. "Z pewno艣ci膮 ubrania i zapasy w jukach tak偶e zmok艂y - duma艂 Bilbo. - Do licha z rozb贸jnictwem i przygodami. Wola艂bym siedzie膰 w domu, w mojej mi艂ej norze, przy kominku, i s艂ucha膰, jak woda 艣piewa w imbryku".
Nieraz mia艂 jeszcze zat臋skni膰 do tego!
Tymczasem krasnoludy k艂usowa艂y przed siebie, 偶aden si臋 nie ogl膮da艂 i 偶aden nie zwa偶a艂 na hobbita. Gdzie艣 za burymi chmurami s艂o艅ce wida膰 zasz艂o, bo zacz臋艂o si臋 艣ciemnia膰. Zerwa艂 si臋 wiatr i wierzby wzd艂u偶 rzeki pochyli艂y sig z westchnieniem. Nie wiem, jak si臋 ta rzeka nazywa艂a, ale wiem, 偶e mia艂a wod臋 czerwon膮, a nurt rw膮cy i wezbrany po ostatnich deszczach i sp艂ywa艂a z pag贸rk贸w i g贸r widocznych w oddali.
Wkr贸tce ciemno艣膰 zapad艂a niemal zupe艂na. Wiatr rozdar艂 bure chmury i spomi臋dzy ich strz臋p贸w wyjrza艂 nad wzg贸rzami blady ksi臋偶yc. Wtedy w臋drowcy zatrzymali si臋, a Thorin mrukn膮艂 co艣 o kolacji i o tym, 偶e nie wida膰 suchego miejsca na nocleg.
Dopiero w tej chwili spostrzegli, 偶e nie ma w艣r贸d nich Gandalfa. Dot膮d odbywa艂 razem z nimi ca艂膮 drog臋, nie wyja艣niaj膮c, czy zamierza wzi膮膰 udzia艂 w wyprawie, czy tylko przez czas jaki艣 chce im dotrzyma膰 kompanii. Jad艂, gada i 艣mia艂 si臋 wi臋cej ni偶 inni, a偶 nagle po prostu znikn膮艂.
- W艂a艣nie teraz, kiedy czarodziej najbardziej by si臋 nam przyda艂! - st臋kn臋li Dori i Nori (podzielali oni upodobanie hobbita do posi艂k贸w regularnych, obfitych i cz臋stych).
W ko艅cu zdecydowali si臋 rozbi膰 ob贸z tu, gdzie stan臋li.
Ani razu jeszcze w tej podr贸偶y nie spali pod go艂ym niebem, a chocia偶 wiedzieli 偶e wkr贸tce przyjdzie im z regu艂y obozowa膰 w ten spos贸b, skoro znajd膮 si臋 w G贸rach Mglistych, z dala od okolic zamieszkanych przez spokojne istoty, te d偶d偶ysty wiecz贸r nie wydawa艂 im si臋 wcale dobry na pocz膮tek. Zboczyli ku k臋pie drzew, pod kt贸rymi grunt by艂 wprawdzie suchszy, ale za to wiatr str膮ca艂 z li艣ci ko艂nierz krople - kap, kap - bardzo niemi艂o. Ogie艅 te偶 jakby na z艂o艣膰 p艂ata艂 i figle. Krasnoludy umiej膮 na og贸艂 roznieca膰 ognisko z byle czego i byle gdzie nawet na najgorszym wietrze; tej nocy jednak nikt nie m贸g艂 sobie z tym poradzi膰, nawet Oin i Gloin, mistrze w tej sztuce.
Potem jeden z kuc贸w sp艂oszy艂 si臋 nie wiadomo dlaczego i uciek艂. Nim go dop臋dzili, ju偶 by艂 w rzece, a nim go schwytali, Fili i Kili omal nie uton臋li, a wszystkie baga偶e, kt贸rymi kuc by艂 objuczony, pop艂yn臋艂y z wod膮. A 偶e by艂a to g艂贸wnie 偶ywno艣膰, niewiele zosta艂o na kolacj臋 i jeszcze mniej na 艣niadanie.
Siedzieli wi臋c pos臋pni, zmokni臋ci i kl臋li pod nosem, podczas gdy Gloin i Oin dalej biedzili si臋 nad roznieceniem ogniska, k艂贸c膮c si臋 przy tym zawzi臋cie. Bilbo dochodzi艂 do 偶a艂osnego wniosku, 偶e przygody nie polegaj膮 wy艂膮cznie na konnej przeja偶d偶ce w majowym s艂o艅cu, kiedy nagle Balin, zazwyczaj pe艂ni膮cy stra偶, powiedzia艂:
- Tam si臋 co艣 艣wieci.
W pewnym oddaleniu, na wzg贸rzu pokrytym do艣膰 g臋stym lasem, wida膰 by艂o w艣r贸d drzew b艂yskaj膮ce 艣wiat艂o; czerwonawy, ciep艂y blask, jak gdyby ognisko czy migotanie pochodni.
Przygl膮dali si臋 czas jaki艣, potem wybuch艂y spory. Jedni m贸wili "nie", inni m贸wili "tak". Jedni powiadali, 偶e warto by i艣膰 i zbada膰 rzecz z bliska i 偶e wszystko lepsze ni偶 sk膮pa kolacja, chude 艣niadanie i mokra odzie偶 na grzbiecie przez ca艂膮 noc. Drudzy na to: "Okolica ma艂o znana, g贸ry te偶. Policja nie zapuszcza si臋 w te strony, nie dotarli tutaj nawet ludzie, co rysuj膮 mapy. Ma艂o kto w tym kraju wie o kr贸lu, im mniej b臋dziemy w艣cibia膰 po drodze nosa w to, co si臋 tutaj dzieje, tym mniej nazbieramy guz贸w". Kto艣 zauwa偶y艂: "B膮d藕 co b膮d藕 jest nas czternastu". Kto艣 inny rzek艂: "Gdzie偶 si臋 ten Gandalf podzia艂?" -i to pytanie zadawali sobie wszyscy. W dodatku deszcz lun膮艂 jeszcze rz臋si艣ciej, a Oin i Gloin wszcz臋li b贸jk臋.
To rozstrzygn臋艂o spraw臋. "Koniec ko艅c贸w mamy w kompanii w艂amywacza czy nie mamy?" - powiedzieli i ruszyli w kierunku 艣wiat艂a, prowadz膮c kuce za uzdy z ca艂膮 nale偶yt膮 ostro偶no艣ci膮. Dotarli do wzg贸rza i wkr贸tce las ich ogarn膮艂. Wspinali si臋 w g贸r臋, nie trafili wszak偶e nigdzie na 艣cie偶k臋, kt贸ra by mog艂a prowadzi膰 do jakiego艣 domu czy zagrody. Mimo wszelkich stara艅 nie unikn臋li ha艂asu, szelest贸w, skrzypienia, trzasku ga艂臋zi pod stopami (a tak偶e st臋kania i przekle艅stw pod nosem) w tym pochodzie w艣r贸d g臋stwy drzew, w noc czarn膮 jak smo艂a.
Nagle czerwone 艣wiat艂o do艣膰 ju偶 blisko b艂ysn臋艂o mi臋dzy pniami.
"Teraz kolej na w艂amywacza" - orzek艂y krasnoludy, maj膮c oczywi艣cie na my艣li hobbita.
- Musisz tam i艣膰, wybada膰, co to za 艣wiat艂o, kto i po co je roznieci艂, czy tam jest zupe艂nie bezpiecznie i spokojnie - zwr贸ci艂 si臋 Thorin do Bilba. - Biegnij co 偶ywo i wracaj pr臋dko, je艣li wszystko w porz膮dku. A je艣li nie w porz膮dku, no to wr贸cisz, je偶eli zdo艂asz. A je偶eli nie zdo艂asz, huknij dwa razy jak sowa i raz jak puszczyk, a wtedy my zobaczymy, co si臋 da zrobi膰.
I Bilbo musia艂 ruszy膰 na zwiady nie zd膮偶ywszy nawet wyja艣ni膰, 偶e nie umie na艣ladowa膰 偶adnego gatunku sowy ani te偶 nie potrafi lata膰 jak nietoperz. W ka偶dym razie hobbici umiej膮 posuwa膰 si臋 lasem bezszelestnie, tym si臋 szczyc膮, tote偶 Bilbo prycha艂 z pogard膮 na "krasnoludzkie ha艂asy" w tym pochodzie, chocia偶 ty ani ja nic pewno nie dos艂yszeliby艣my w wietrzn膮 noc, nawet gdyby ca艂a kawalkada przemkn臋艂a o dwa kroki od nas. Kiedy za艣 Bilbo skrada艂 si臋 w stron臋 ognia, nawet czujna 艂asica nie ruszy艂aby w膮sem. Tote偶 dotar艂 tu偶 do ogniska-bo to by艂o rzeczywi艣cie ognisko - przez nikogo nie zauwa偶ony. I oto co zobaczy艂:
Na ogromnym ogniu p艂on臋艂y pnie brz贸z, a woko艂o grza艂o si臋 trzech olbrzym贸w. Na d艂ugich patykach przypiekali mi臋so baranie i zlizywali t艂uszcz z palc贸w. Zapach rozchodzi艂 si臋 bardzo smakowity. Opodal sta艂a beczka zacnego piwa, a olbrzymi coraz to 艂ykali ze dzbana. To by艂y trolle. Bez w膮tpienia trolle. Nawet Bilbo, kt贸ry sp臋dzi艂 偶ywot w zaciszu, pozna艂 si臋 na tym, widz膮c wielkie, grubo ciosane twarze, olbrzymi wzrost, kszta艂t st贸p, nie m贸wi膮c ju偶 o tym, 偶e dos艂ysza艂 ich j臋zyk, wcale, ale to wcale nie salonowy.
- Baranina wczoraj, baranina dzisiaj, a niech mnie diabli, je艣li jutro znowu nie b臋dzie baranina - m贸wi艂 jeden z troll贸w.
- Ju偶 zapomnia艂em, kiedy ostatni raz mia艂em na z臋bie k臋s ludzkiego mi臋sa -powiedzia艂 drugi. -Co艣 ty, u licha, my艣la艂 sobie, William, kiedy nas 艣ci膮ga艂e艣 w te strony? A najgorsze, 偶e ju偶 i w beczce dno wida膰 - doda艂 szturchaj膮c Williama, kt贸ry w艂a艣nie wychyla艂 dzbanek.
William zach艂ysn膮艂 si臋.
- Zamknij g臋b臋! - wykrztusi艂, kiedy wreszcie m贸g艂 doby膰 g艂osu. -Chcia艂by艣, 偶eby ludzie tu siedzieli i czekali, a偶 ich zjecie na sp贸艂k臋 z Bertem. We dw贸ch z偶arli艣cie ju偶 p贸艂torej wsi, odk膮d przyszli艣my z g贸r. Czego wi臋cej wam si臋 zachciewa? A by艂y takie czasy, 偶eby艣cie Billowi podzi臋kowali za och艂ap t艂ustego barana z tej doliny! - To rzek艂szy William ugryz艂 przypieczone udo baranie i otar艂 usta r臋kawem.
Tak, niestety, nie inaczej zachowuj膮 si臋 trolle, i to nawet te, kt贸re maj膮 tylko po jednej g艂owie. Bilbo us艂ysza艂 do艣膰 i powinien by艂 natychmiast co艣 zrobi膰: albo zawr贸ci膰 cichcem i ostrzec przyjaci贸艂, 偶e przy ogniu siedzi trzech troll贸w du偶ego kalibru, w z艂ym humorze, kt贸rzy na pewno ch臋tnie przek膮siliby dla odmiany pieczonego krasnoluda czy bodaj kucyka; albo szybko i zgrabnie wykona膰 robot臋 porz膮dnego w艂amywacza. Prawdziwy bowiem, legendarny w艂amywacz pierwszej klasy przeszuka艂by w tym momencie kieszenie troll贸w - co si臋 prawie zawsze op艂aca, o ile oczywi艣cie si臋 uda - zw臋dzi艂by barana z ro偶na, ukrad艂by beczk臋 piwa i umkn膮艂 nie postrze偶ony. W艂amywacz za艣 innego pokroju, bardziej praktyczny, lecz obdarzony mniejsz膮 ambicj膮 zawodow膮, przeszy艂by mo偶e jednego trolla po drugim sztyletem, nimby si臋 obejrzeli. W贸wczas ta noc zako艅czy艂aby si臋 dla krasnolud贸w pomy艣lnie.
Bilbo wszystko to rozumia艂. Czyta艂 o wielu rzeczach, kt贸rych nigdy nie widzia艂 ani nie robi艂. Trz膮s艂 si臋 zar贸wno ze strachu, jak i ze wstr臋tu. Marzy艂, by znale藕膰 si臋 co pr臋dzej o sto mil od tego miejsca, a jednak... a jednak, nie wiedzie膰 czemu, nie m贸g艂 si臋 zdecydowa膰 na powr贸t do Thorina i kompanii z pustymi r臋kami. Sta艂 wi臋c w mroku, pe艂en rozterki. Spo艣r贸d rozmaitych z艂odziejskich sztuk, o jakich w 偶yciu s艂ysza艂, naj艂atwiejsza wydawa艂a mu si臋 kradzie偶 kieszonkowa, tote偶 w ko艅cu podpe艂zn膮艂 w cieniu drzew tu偶 za plecy Williama.
Bert i Tom w艂a艣nie oddalili si臋 ku beczce z piwem. William poci膮gn膮艂 ze dzbanka. Bilbo zebra艂 si臋 na odwag臋 i wsun膮艂 ma艂膮 sw膮 r膮czk臋 do przepa艣cistej kieszeni trolla. By艂a w niej sakiewka, dla hobbita wielka jak worek w臋gla. "Ha! -pomy艣la艂, zapalaj膮c si臋 do tej nowej dla siebie roboty i ci膮gn膮c ostro偶nie sakiewk臋 w g贸r臋 - dobry pocz膮tek!"
Rzeczywi艣cie, dobry! Bo sakiewki troll贸w z regu艂y bywaj膮 zaczarowane, a ta nie stanowi艂a wyj膮tku. "Ej偶e, co艣 ty za jeden?" - pisn臋艂a, gdy j膮 Bilbo wyci膮ga艂 z kieszeni; William odwr贸ci艂 si臋 b艂yskawicznie i capn膮艂 hobbita za kark, nim biedak zd膮偶y艂 da膰 nura mi臋dzy drzewa:
- Rety, Bert, patrzaj, co upolowa艂em! - zawo艂a艂 William. - Co to takiego? - spytali tamci, podchodz膮c bli偶ej.
- Niech mnie diabli, je艣li wiem. Co艣 ty za jeden?
- Bilbo Baggins, w艂amy... hobbit - rzek艂 nieszcz臋sny Bilbo trz臋s膮c si臋 od st贸p do g艂贸w i zastanawiaj膮c, jak by tu hukn膮膰 sowim g艂osem, zanim mu troll zdusi gard艂o.
- W艂amyhobbit? - spytali troch臋 zaskoczeni. Trolle na og贸艂 ci臋偶ko my艣l膮 i bardzo podejrzliwie traktuj膮 ka偶de nowe zjawisko.
- I co ma taki w艂amyhobbit do roboty w mojej kieszeni? - spyta艂 William. - Nada si臋 toto na piecze艅? - spyta艂 Tom.
- Mo偶na spr贸bowa膰 - rzek艂 Bert chwytaj膮c za szpikulec.
- Nie starczy bodaj raz na z膮b - powiedzia艂 William, kt贸ry by艂 ju偶 po dobrej kolacji. - Ma艂o zostanie, jak si臋 odrzuci sk贸r臋 i gnaty.
- Mo偶e jest ich wi臋cej gdzie艣 w pobli偶u, to udusi艂oby si臋 w potrawce - rzek艂 Bert. - Gadaj no, ma艂e paskudztwo, czy jest du偶o takich jak ty w tym lesie? -spyta艂, przygl膮daj膮c si臋 kud艂atym stopom hobbita, po czym chwyci艂 go za wielkie palce u n贸g i potrz膮sn膮艂.
- Mn贸stwo! - krzykn膮艂 Bilbo, zapominaj膮c w pierwszym strachu, 偶e nie wolno zdradza膰 przyjaci贸艂. - Nie ma ani na lekarstwo - poprawi艂 si臋 natychmiast. - Co to znaczy? - spyta艂 Bert, nie wypuszczaj膮c go z r臋ki, ale teraz trzymaj膮c ju偶 za w艂osy, g艂ow膮 do g贸ry.
- To, co m贸wi臋 - bez tchu odpowiedzia艂 Bilbo. - Prosz臋, niech mnie 艂askawi panowie nie piek膮 na ro偶nie. Sam jestem doskona艂ym kucharzem i wol臋 gotowa膰 ni偶 by膰 gotowanym, je艣li pan rozumie, co mam na my艣li. Przyrz膮dz臋 wam co艣 pysznego, wspania艂e 艣niadanko, byle艣cie mnie nie zjedli na kolacj臋.
- Biedny g艂uptak - rzek艂 William. (Jak ju偶 wspomnia艂em, najad艂 si臋 na kolacj臋 po gard艂odziurki i wypi艂 morze piwa.) - Biedny g艂uptak. Pu艣膰my go 偶ywego.
- Nie puszcz臋, dop贸ki nie powie, co to znaczy: i mn贸stwo, i ani na lekarstwo -powiedzia艂 Bert. - Nie chc臋, 偶eby mi poder偶n臋li gard艂o, jak zasn臋. B臋d臋 mu na ogniu przypieka艂 pi臋ty, p贸ki nie wygada wszystkiego.
- Nie zgadzam si臋 - odpar艂 William. - Ja go z艂apa艂em, nie ty.
- Spasiony dure艅 z ciebie, Williamie - rzek艂 Bert - jak to ju偶 zreszt膮 dawno zauwa偶y艂em.
- A z ciebie cham!
- Tego ci nie daruj臋, Billu Huggins -krzykn膮艂 Bert i kropn膮艂 Williama pi臋艣ci膮 mi臋dzy oczy.
B贸jka rozp臋ta艂a si臋 na dobre. Bilbo mia艂 jeszcze do艣膰 przytomno艣ci umys艂u, 偶eby skorzysta膰 z zamieszania, i gdy go Bert upu艣ci艂 na ziemi臋, wymkn膮艂 si臋 mi臋dzy nogami dw贸ch troll贸w, kt贸rzy ju偶 rzucili si臋 na siebie niby w艣ciek艂e psy, wrzeszcz膮c przy tym r贸偶ne wyzwiska, bardzo szkaradne, ale najzupe艂niej dla nich stosowne. Wkr贸tce spleceni wzajemnie ramionami tarzali si臋 po ziemi, omal nie wpadaj膮c w ognisko, wierzgaj膮c i grzmoc膮c si臋 pi臋艣ciami, podczas gdy trzeci kamrat, Tom, obu wali艂 kijem; chcia艂 ich w ten spos贸b przywo艂a膰 jako艣 do rozumu, ale oczywi艣cie tym bardziej zapa艣nik贸w rozw艣cieczy艂.
Bilbo w tym momencie powinien by艂 umkn膮膰, ale noga, zgnieciona w pot臋偶nej pi臋艣ci Berta, bardzo go bola艂a, tchu brakowa艂o w piersi, w g艂owie si臋 kr臋ci艂o. Le偶a艂 wi臋c jeszcze przez d艂ug膮 chwil臋 tu偶 pod kr臋giem 艣wiat艂a bij膮cego od ogniska i dysza艂 ci臋偶ko.
Trolle wci膮偶 si臋 ze sob膮 bi艂y, kiedy nadszed艂 Balin. Krasnoludy s艂ysza艂y z daleka zgie艂k, a nie mog膮c si臋 doczeka膰 ani powrotu hobbita, ani hukania sowy, ruszy艂y naprz贸d jeden za drugim, kieruj膮c si臋 w stron臋 ogniska i przemykaj膮c mo偶liwie jak najciszej. Ledwie Balin ukaza艂 si臋 w blasku ognia, Tom rykn膮艂 przera藕liwie. Trolle wr臋cz nienawidz膮 krasnolud贸w, patrze膰 na nie nie mog膮 (lubi膮 je tylko na p贸艂misku). Bert i Bill natychmiast przerwali b贸jk臋. - Dawaj worek, Tom, 偶ywo! - krzykn臋li obaj. Balin rozgl膮da艂 si臋, gdzie w艣r贸d tej awantury mo偶e by膰 Bilbo, lecz nim zrozumia艂, co si臋 dzieje - worek spad艂 na jego g艂ow臋 i krasnolud obezw艂adniony leg艂 na ziemi.
- Przyjdzie ich tu wi臋cej - rzek艂 Tom - albo si臋 grubo myl臋. Z nimi tak: albo 偶aden, albo kup膮. Nie jakie艣 tam w艂amyhobbity, ale krasnoludy. Bo ten mi wygl膮da艂 na krasnoluda, na pewno.
- Masz racj臋 - powiedzia艂 Bert. - Schowajmy si臋 w cieniu.
Tak te偶 zrobili. Z workami, kt贸rych u偶ywali do przenoszenia porwanych owiec lub innej zdobyczy, przyczaili si臋 w ciemno艣ciach. Co kt贸ry krasnolud wychyn膮艂 z lasu i zagapi艂 si臋 na ogniska, na przewr贸cone dzbanki i ogryzione baranie ko艣ci - hop! - spada艂 mu znienacka cuchn膮cy worek na g艂ow臋. Wkr贸tce le偶a艂 tak uwi臋ziony Dwalin obok Balina, Fili, Kili obaj w jednym worku, a Dori, Nori i Ori na kupie, Oin -za艣, Gloin, Bifur, Bofur i Bombur jeden na drugim bardzo niewygodnie tu偶 przy ognisku.
- B臋d膮 mieli nauczk臋 - rzek艂 Tom, poniewa偶 Bifur i Bombur sprawili mu du偶o k艂opotu walcz膮c zawzi臋cie, jak zwykle krasnoludy, gdy je kto艣 przywiedzie do desperacji.
Ostatni przyszed艂 Thorin i ten przynajmniej nie zosta艂 zaskoczony znienacka. Id膮c ju偶 w臋szy艂 zasadzk臋 i nim jeszcze spostrzeg艂 nogi swych przyjaci贸艂 stercz膮ce z work贸w, zrozumia艂, 偶e dzieje si臋 co艣 niedobrego. Zatrzyma艂 si臋 wi臋c nieco dalej w ciemno艣ciach i spyta艂:
- Co to za awantura? Kto moich towarzyszy pobi艂?
- Trolle! - odpar艂 Bilbo ukryty za drzewami; zb贸je tymczasem zapomnieli o hobbicie. - Czaj膮 si臋 tam w krzakach z workami - doda艂.
- To tak?! - zawo艂a艂 Thorin i da艂 susa ku ognisku, nim trolle zd膮偶y艂y zarzuci膰 worek. Chwyci艂 d艂ug膮 ga艂膮藕, p艂on膮c膮 na drugim ko艅cu, i 艣mign膮艂 ni膮 w oczy Bertowi, kt贸ry nie zdo艂a艂 w por臋 odskoczy膰. Bert na d艂ug膮 chwil臋 musia艂 wycofa膰 si臋 z walki, Bilbo natomiast w艂膮czy艂 si臋 do niej, jak umia艂. Z艂apa艂 Toma za nog臋 - chocia偶 obj膮膰 jej nie m贸g艂, bo t臋ga by艂a jak pie艅 drzewa. Lecz Tom jednym kopniakiem sypn膮艂 Thorinowi w twarz snop iskier, a hobbita wys艂a艂 w powietrze tak, 偶e wyl膮dowa艂 nieborak na szczycie jakiego艣 krzaka.
Tom dosta艂 za to ga艂臋zi膮 w z臋by i utraci艂 w ten spos贸b jeden z siekaczy. Zawy艂 tak, 偶e nie macie poj臋cia. Ale w tym momencie zza jego plec贸w wysun膮艂 si臋 William i nakry艂 Thorina workiem - od g艂owy a偶 do st贸p. Walka by艂a sko艅czona. Nie ma co m贸wi膰, krasnoludy wpad艂y okropnie: wszystkie znalaz艂y si臋 w workach, mocno zawi膮zanych postronkiem, a trzech w艣ciek艂ych troll贸w - z kt贸rych dwaj na dobitk臋 byli poparzeni i posiniaczeni - radzi艂o nad nimi, czy je upiec na wolnym ogniu, czy posieka膰 w drobn膮 kostk臋 i ugotowa膰, czy po prostu, siadaj膮c kolejno na workach, zmia偶d偶y膰 na galaret臋. Bilbo za艣, uczepiony w koronie krzaka, w podartym ubraniu i z podrapan膮 sk贸r膮, nie 艣mia艂 drgn膮膰 nawet, 偶eby go zb贸je nie us艂yszeli.
I w tym momencie powr贸ci艂 Gandalf. Nikt jednak go nie spostrzeg艂. Trolle w艂a艣nie zdecydowa艂y si臋 upiec krasnoludy niezw艂ocznie, a po偶re膰 dopiero p贸藕niej; taki wniosek wysun膮艂 Bert, a dwaj jego kamraci zgodzili si臋 na to po d艂ugiej dyskusji.
- Nie ma sensu bra膰 si臋 teraz do pieczenia, zajmie nam to ca艂膮 noc-rozleg艂 si臋 g艂os. Bert my艣la艂, 偶e powiedzia艂 to William.
- Nie zaczynaj zn贸w od pocz膮tku, Billu - rzek艂 - bo wtedy sp贸r zajmie nam ca艂膮 noc.
- A kto si臋 tu spiera? - oburzy艂 si臋 William, przekonany, 偶e g艂os nale偶a艂 do Berta.
- Ty si臋 spierasz - rzek艂 Bert.
- A ty 艂偶esz - powiedzia艂 William i sprzeczka znowu rozgorza艂a. W ko艅cu uradzili posieka膰 krasnoludy w drobn膮 kostk臋 i ugotowa膰.
- Gotowanie nie ma sensu. Wody nam brak, a do 藕r贸d艂a daleko i w og贸le za du偶o kramu - odezwa艂 si臋 g艂os. Bertowi i Williamowi wyda艂o si臋, 偶e to g艂os Toma. - Zamkn膮艂by艣 g臋b臋 - powiedzieli - bo nigdy z tym nie sko艅czymy. Zamiast tyle pyskowa膰, id藕 lepiej po wod臋.
- To ty zamknij g臋b臋 - odpar艂 Tom, przekonany, 偶e to by艂 g艂os Williama. -Kto pyskuje, jak nie ty sam, chcia艂bym wiedzie膰.
- G艂upiec z ciebie - rzek艂 William. - Ty艣 sam g艂upiec - krzykn膮艂 Tom.
I zn贸w si臋 zacz臋li k艂贸ci膰, jeszcze zapalczywiej ni偶 przedtem, a偶 wreszcie postanowili siada膰 na workach kolejno, 偶eby zmia偶d偶y膰 krasnoludy na galaret臋, a ugotowa膰 dopiero p贸藕niej.
- Kt贸rego we藕miemy na pocz膮tek? - spyta艂 g艂os.
- Najlepiej b臋dzie zacz膮膰 od ostatniego -rzek艂 Bert, kt贸remu Thorin bole艣nie podbi艂 oko. Bert my艣la艂, 偶e pytanie zada艂 Tom.
- Co艣 ty? Sam do siebie gadasz? - zdziwi艂 si臋 Tom. - Ale je艣li chcesz, mo偶esz si膮艣膰 najpierw na ostatnim. Kt贸ry to?
- Ten w 偶贸艂tych po艅czochach - rzek艂 Bert.
- Bzdury pleciesz - powiedzia艂 g艂os, na艣laduj膮c bas Williama. - W szarych. - Za艂o偶臋 si臋, 偶e w 偶贸艂tych - odpar艂 Bert.
- Racja, w 偶贸艂tych - potwierdzi艂 William.
- To czego艣 gada艂, 偶e w szarych? - krzykn膮艂 Bert.
- A bo ja co艣 m贸wi艂em? To przecie偶 Tom.
- Ja? Anim pisn膮艂 - rzek艂 Tom. - To ty powiedzia艂e艣.
- Jak ci dw贸ch m贸wi, 偶e ty, to si臋 przesta艅 wreszcie k艂贸ci膰 - rzek艂 Bert. - Do kogo ta mowa? - spyta艂 William.
- Do艣膰 tego! - obaj razem zawo艂ali Tom i Bert. - Noc mija, dzie艅 teraz 艣wita wcze艣nie. Bierzmy si臋 do roboty.
- 艢wita dzie艅, co was w kamie艅 obr贸ci! - odezwa艂 si臋 g艂os, podobny do basu Williama. Ale to nie by艂 g艂os Williama. W tym momencie bowiem 艣wit b艂ysn膮艂 nad wzg贸rzem, a w ga艂臋ziach rozleg艂 si臋 艣wiergot ptasi. William nie m贸g艂 si臋 odezwa膰, bo tak jak sta艂, pochylony nad workiem, nagle skamienia艂. A Bert i Tom, patrz膮c na niego, w tym samym okamgnieniu zastygli w ska艂臋. Stoj膮 na tym miejscu po dzi艣 dzie艅, samotni, chyba 偶e ptak jaki艣 przysi膮dzie kt贸remu艣 na ramieniu. Albowiem trolle, jak zapewne wam wiadomo, musz膮 przed 艣witem wraca膰 pod ziemi臋, a je艣li tego nie zrobi膮, obracaj膮 si臋 z powrotem w ska艂臋, z kt贸rej powstali, i nigdy ju偶 nawet drgn膮膰 nie mog膮. To si臋 w艂a艣nie przydarzy艂o Bertowi, Tomowi i Williamowi...
- Wspaniale - rzek艂 Gandalf wychodz膮c z zaro艣li. Pom贸g艂 hobbitowi zle藕膰 z cierniowego krzaka. Bilbo ju偶 zrozumia艂 wszystko. To g艂os czarodzieja pod偶ega艂 troll贸w do wa艣ni i k艂贸tni tak d艂ugo, a偶 brzask ich zaskoczy艂.
Zaraz we dw贸ch wzi臋li si臋 do rozwi膮zywania work贸w i uwalniania krasnolud贸w. Nieboraki, na p贸艂 uduszone, miny mia艂y do艣膰 kwa艣ne. Niewielka to przyjemno艣膰 le偶e膰 bezsilnie i s艂ucha膰, jak trolle naradzaj膮 si臋, czy ci臋 upiec, czy posieka膰, czy zemle膰. Bilbo musia艂 dwa razy powtarza膰 swoj膮 opowie艣膰 o ca艂ej przygodzie, nim wreszcie dali mu spok贸j.
- Nie w por臋 zachcia艂o ci si臋 wprawek w kradzie偶y kieszonkowej - rzek艂 Bombur - kiedy nam by艂o trzeba nie czego innego, lecz tylko ogniska i jad艂a.
- A tych dw贸ch rzeczy na pewno nie dosta艂by艣 od troll贸w bez walki -powiedzia艂 Gandalf. - B膮d藕 co b膮d藕 teraz nie ma co traci膰 czasu. Czy nie rozumiecie, 偶e trolle musia艂y mie膰 gdzie艣 w pobli偶u piwnic臋 czy jaskini臋, w kt贸rej chowa艂y si臋 przed s艂o艅cem? Warto by tam zajrze膰.
Przeszukali wi臋c okolic臋 i wkr贸tce trafili na 艣lady wydeptane ci臋偶kimi butami troll贸w w艣r贸d lasu. Id膮c tym tropem pod g贸r臋, znale藕li ukryte w zaro艣lach ogromne kamienne drzwi do podziemi. Nie mogli ich jednak otworzy膰, chocia偶 pchali wszyscy naraz, a Gandalf pr贸bowa艂 r贸偶nych zakl臋膰.
- Mo偶e to na co艣 si臋 przyda? - spyta艂 Bilbo, gdy ju偶 ca艂a kompania zm臋czy艂a si臋 i zirytowa艂a na dobre. - Znalaz艂em to na ziemi, kiedy trolle bi艂y si臋 mi臋dzy sob膮. - I pokaza艂 ogromny klucz, kt贸ry Williamowi zapewne wydawa艂 si臋 male艅ki i 艂atwy do ukrycia. Musia艂 ten klucz wypa艣膰 trollowi z kieszeni; na szcz臋艣cie sta艂o si臋 to, nim ca艂y olbrzym w kamie艅 si臋 obr贸ci艂.
- Czemu偶, u licha, wcze艣niej tego nie powiedzia艂e艣? - krzykn臋艂y krasnoludy, a Gandalf chwyci艂 klucz i wcisn膮艂 go w otw贸r zamka. Kamienne drzwi jednym pot臋偶nym zamachem otwar艂y si臋 na o艣cie偶, a ca艂a kompania zesz艂a w g艂膮b piwnicy. Na ziemi poniewiera艂y si臋 ogryzione ko艣ci, w powietrzu unosi艂 si臋 przykry zaduch, ale by艂o sporo 偶ywno艣ci niedbale rzuconej na p贸艂ki lub po k膮tach, mi臋dzy bez艂adnymi stosami 艂up贸w wszelkiego rodzaju - od mosi臋偶nych guzik贸w do garnk贸w wype艂nionych z艂otymi monetami. Na gwo藕dziach wzd艂u偶 艣cian wisia艂o te偶 sporo ubra艅, zbyt ma艂ych na trolle - obawiam si臋, 偶e by艂a to odzie偶 zdarta z ich ofiar - a w艣r贸d nich r贸wnie偶 bro艅, miecze rozmaitego pochodzenia i kszta艂tu, r贸偶nej te偶 wielko艣ci. Dwa szczeg贸lnie zwraca艂y uwag臋, tak pi臋kne mia艂y pochwy i r臋koje艣ci zdobione drogimi kamieniami.
Gandalf i Thorin wzi臋li je dla siebie, Bilbo za艣 wybra艂 n贸偶 w sk贸rzanej pochwie. Dla trolla by艂 to ledwie kozik kieszonkowy, ale hobbitowi m贸g艂 zast膮pi膰 kr贸tki miecz.
- Ostrza bardzo porz膮dne - rzek艂 czarodziej, obna偶aj膮c miecz do po艂owy i przygl膮daj膮c mu si臋 z zaciekawieniem. - Nie mo偶e to by膰 robota troll贸w ani kowali ludzkich z tych okolic i z naszych czas贸w. Ale je艣li odczytamy runy, kt贸re tu widz臋, dowiemy si臋 czego艣 wi臋cej.
- Wyjd藕my wreszcie z tego okropnego zaduchu! - rzek艂 Fili. Wynie艣li wi臋c z piwnicy garnki ze z艂otymi monetami oraz te prowianty, kt贸re wydawa艂y si臋 nie tkni臋te przez troll贸w i zdatne do spo偶ycia, a tak偶e bary艂k臋 piwa, jeszcze pe艂n膮. Wszyscy ju偶 marzyli o 艣niadaniu i tak byli g艂odni, 偶e nie kr臋cili nosami na w膮tpliwe przysmaki trollowej spi偶arni. W艂asne ich zapasy ju偶 si臋 ko艅czy艂y. Tera~ b膮d藕 co b膮d藕 mieli chleb i ser, piwa pod dostatkiem i s艂onin臋, kt贸r膮 przysma偶ali po kawa艂ku w 偶arze ogniska.
Potem przespali si臋, bo nale偶a艂o im si臋 troch臋 snu po tak burzliwej nocy, i do popo艂udnia nie brali si臋 ju偶 do 偶adnej innej roboty. W贸wczas dopiero sprowadzili z do艂u kuce, za艂adowali na nie garnki ze z艂otem, by je zakopa膰 opodal drogi nad rzek膮, dobrze ukryte; miejsce naznaczyli r贸偶nymi tajnymi znakami na wypadek, gdyby uda艂o im si臋 wr贸ci膰 z wyprawy i odzyska膰 艂up. Kiedy si臋 z tym uporali, wsiedli zn贸w na wierzchowce i ruszyli truchtem dalej ku wschodowi.
- Gdzie偶 to bywa艂e艣, je艣li wolno wiedzie膰? - spyta艂 Thorin Gandalfa, gdy jechali obok siebie.
- Przepatrywa艂em drog臋 przed nami - odpar艂 czarodziej.
- A co ci臋 sprowadzi艂o z powrotem w najodpowiedniejszej chwili? - Spojrza艂em w por臋 na drog臋 za sob膮 - odpowiedzia艂 Gandalf.
- Rzeczywi艣cie - rzek艂 Thorin - ale czy nie m贸g艂by艣 m贸wi膰 ja艣niej?
- Pojecha艂em na zwiady. Wkr贸tce czeka nas droga niebezpieczna i trudna. My艣la艂em te偶 o uzupe艂nieniu ko艅cz膮cych si臋 zapas贸w. Ale nie ujecha艂em daleko, gdy spotka艂em paru przyjaci贸艂 z Rivendell.
- Gdzie to jest? - spyta艂 Bilbo.
- Nie przerywaj! - rzek艂 Gandalf. - Je艣li ci si臋 poszcz臋艣ci, b臋dziesz tam za kilka dni, a wtedy sam wszystko zobaczysz. Ot贸偶, jak m贸wi艂em, spotka艂em dw贸ch dworzan Elronda. Spieszyli si臋 bardzo ze strachu przed trollami. Powie-dzieli mi, 偶e trzech troll贸w zesz艂o z g贸r i osiad艂o w lasach opodal drogi; wyp艂oszyli ju偶 wszystkich mieszka艅c贸w z tej okolicy i czyhali na przejezdnych. Od razu wyczu艂em, 偶e b臋d臋 wam potrzebny. Obejrza艂em si臋 za siebie i zauwa偶y艂em w oddali ogie艅. Natychmiast ruszy艂em w t臋 stron臋. No, reszt臋 ju偶 wiecie. Bardzo was prosz臋, b膮d藕cie na przysz艂o艣膰 ostro偶niejsi, bo inaczej nigdy nie dojedziemy do celu.
- Dzi臋ki ci, Gandalfie - rzek艂 Thorin.