Zeszklone forty w Szkocji
Zaczniemy
od zeszklonych fortów w Szkocji. Kwestia ta jest jedną z
największych zagadek archeologii. I to zagadek na olbrzymią skalę.
Na rozległej przestrzeni szkockiego wybrzeża znajduje się co
najmniej 60 pełnych tajemnic fortów. Jako przykład mogę podać
kilka najbardziej znanych: Tap o'Noth, Dunnideer, Craig Phadraig
(rejon Inverness), Abernathy (rejon Perth), Dun Lagaidh (rejon Ross),
Cromatry, Arbka-Unskel, Eilean na Goar i Bute-Dunagoil w cieśninie
Bute u wybrzeży wyspy Arran, wreszcie Cauadale na wzgórzu w Agryll
na zachodzie kraju. Pochwalę się, że część z tych miejsc udało
mi się znaleźć na moich, nie grzeszących szczegółowością,
mapach.
Najbardziej
okazałym, a przy tym będącym najlepszym przykładem na opisanie
tego, o czym będę mówić jest fort Tap o'Noth, zlokalizowany w
okolicach wsi Ryhnie w północno-wschodnim regionie Szkocji, w
hrabstwie Aberdeenshire. Zamek wznosi się na szczycie mającej 560
metrów wysokości góry o tej samej nazwie. Idąc w jego kierunku
mamy z początku wrażenie, iż ściany wykonane są ze zwykłych
tłuczonych kamieni, gdy jednak podchodzimy bliżej, wrażenie to
mija i ogarnia nas zdumienie: cała powierzchnia murów to jednolita
warstwa stopionej skały! Poszczególne kamienie, spoiwa je łączące,
wszystko to przestało istnieć, gdy olbrzymia temperatura stopiła
je w jednolitą szklaną masę. Gorąco było na tyle wysokie, by
stopić skały do postaci płynnej masy - na powierzchni murów
wyraźnie widać zacieki stopionego szkliwa.
Istnienie
tajemniczych fortów w zaludnionym przecież regionie świata nie
mogło być dla nikogo tajemnicą. I rzeczywiście, kwestia ta
wzbudzała zainteresowanie ludzi od niepamiętnych czasów, nikt
bowiem nie wie, jaka to starożytna cywilizacja, po której nie
został żaden inny ślad wzniosła te twierdze. Nikt też nie wie,
jaki to kataklizm doprowadził do zagłady jej twórców. Szkocja
wzbudziła zainteresowanie archeologów już w XIX wieku. W roku 1880
ukazał się artykuł Edwarda Hamiltona 'Zeszklone forty na zachodnim
wybrzeżu Szkocji'. Z tego właśnie opracowania zacytuję teraz
obszerny fragment:
W
miejscu, w którym Loch na Nuagh [nazwa wąskiej zatoki w formie
fiordu] zaczyna się zwężać, gdzie przeciwległy brzeg leży
w odległości od półtorej do dwóch mil [2,4-3,2 km], znajduje się
mały cypel połączony ze stałym lądem pasem piasku i trzcin,
który bywał najwidoczniej kiedyś pod wodą w czasie przypływu. Na
płaskim szczycie tego cypla znajdują się ruiny zeszklonego fortu,
którego właściwa nazwa brzmi Arka-Unskel. Skały, na których się
wznosi, to metamorficzny gnejs porośnięty trawą i paprociami. Z
trzech stron wznoszą się one niemal pionowo na wysokość 110 stóp
[33 m] nad poziom morza. Płytkie zagłębienie dzieli gładką
powierzchnię szczytu na dwie części. Na większej z nich, z
urwiskami opadającym ku morzu, mieści się główna część fortu,
która zajmuje całą płaską powierzchnię. Ma kształt jakby
owalu, którego obwód mierzy około 200 stóp [60 m]. Całość jego
murów jest zeszklona... Kopaliśmy pod tymi zeszklonymi ścianami i
znaleźliśmy tam coś bardzo interesującego, co rzuca światło
na sposób, w jaki zastosowano ogień do zeszklenia ścian.
Wewnętrzna część górnej, zeszklonej ściany, była na
odcinku od jednej do półtorej stopy [0,30-0,45 m] zupełnie
nietknięta przez ogień, z wyjątkiem tego, że pewna część
płaskich kamieni była lekko zlepiona i że kamienie - wszystkie ze
szpatu polnego - były ułożone warstwami, jedna na drugiej. Jest
więc oczywiste, że najpierw na podłożu oryginalnej skały
zbudowano fundament z bloków skalnych, a następnie ułożono grubą
warstwę z luźnych, w większości płaskich kamieni ze szpatu
polnego, a także innych skał, jakie były dostępne w sąsiedztwie,
po czym zeszklono ją za pomocą dostarczonego z zewnątrz ciepła.
Tego rodzaju fundament z luźnych bloków jest również w zeszklonym
forcie Dun Mac Snuichan w Loch Etive.
Hamilton
opisuje jeszcze jeden zeszklony fort, znacznie większy, usytuowany
na wyspie u wejścia do Loch Ailort.
Wyspa
ta, o miejscowej nazwie Eilean na Goar, jest najbardziej wysunięta
na wschód i ze wszystkich stron opada do morza gnejsowymi urwiskami.
Jest to siedlisko i miejsce lęgu wielu gatunków morskich ptaków.
Na płaskiej powierzchni wieńczącej jej szczyt wznoszącej się na
wysokość 120 stóp [36 m] nad poziom morza znajdują się ruiny
zeszklonego fortu w kształcie prostokąta z ciągłą linią
wału obronnego w postaci zeszklonej ściany o grubości 5 stóp [1,5
m] łączącej się w południowo-zachodnim krańcu z wielką pionową
skałą gnejsową. Długość obwodu przestrzeni zawartej wewnątrz
tej ściany wynosi 420 stóp [126 m], zaś szerokość - 70 stóp [21
m]. Wał obronny jest ciągły i ma około 5 stóp [1,5 m] grubości.
U wschodniego krańca znajduje się duża część ściany w jej
oryginalnym położeniu, zeszklona po obu stronach. Wewnątrz
przestrzeni otaczanej przez mur jest głębokie zagłębienie, w
którym leży cała masa zeszklonych kawałków ściany,
najwidoczniej przemieszczonych z miejsca oryginalnego
położenia.
Hamilton
zadawał sobie, rzecz jasna, wiele pytań dotyczących fortów, w
szczególności zaś, w jaki sposób mogła powstać ich zeszklona
powierzchnia. Jedną z najwcześniejszych koncepcji była absurdalna
teza, iż twierdze te postawiono na wulkanach lub, że do ich
konstrukcji użyto stopionych skał pochodzenia wulkanicznego. Nie
muszę chyba dodawać, iż w żadnym z tego typu fortów nie odkryto
śladów działalności wulkanicznej, w większości w ogóle nie
mamy do czynienia ze skałami wulkanicznymi, wreszcie stopione są
nie pojedyncze głazy, a cała powierzchnia murów i ścian
tajemniczych budowli. Jest jasnym, iż uległa ona stopieniu już PO
ich wzniesieniu.
Teorię
tą szybko zastąpiono inną, głoszącą, iż zabieg topienia ścian
był sztucznie wywołany i jak najbardziej celowy, a miało chodzić
o zwiększenie ich wytrzymałości i trwałości. W tym celu całą
twierdzę obkładać miano łatwopalnym materiałem i następnie
podpalano. Hipoteza ta byłaby bardzo interesująca, gdyby nie kilka
istotnych kwestii. Po pierwsze tego typu zabieg nie wzmacnia w żaden
sposób ścian, więcej - wyraźnie je osłabia! Wysoka temperatura,
jaka spowodowała zeszklenie była zbyt niska, by procesem tym objąć
całość użytych do budowy skał. Wynikiem tego powierzchnia jest
stopiona, wnętrze zaś nie. Skutkuje to łatwym kruszeniem i
łuszczeniem się skał. Byłoby zrozumiałe, gdyby taki zabieg użyto
raz, na próbę, ale wszystkie forty zostały w ten sposób
potraktowane, co wyklucza możliwość eksperymentów z utwardzaniem.
Idąc dalej - wiele z fortów jest zeszklonych jedynie częściowo,
tak jakby gorąco uderzało jedynie z jednego kierunku. Jest to
dowodem na to, iż nie mamy tu do czynienia z celowym zabiegiem,
mającym wzmocnić całość konstrukcji, po drugie zaś - źródło
temperatury, która spowodowała zeszklenie znajdowało się NA
ZEWNĄTRZ konstrukcji! Podważa to całkowicie tezę o obłożeniu
całej budowli substancjami łatwopalnymi i podpaleniu JEJ
samej.
Mimo
tych argumentów, w zasadzie wykluczających poważne traktowanie
teorii o celowym działaniu człowieka, mającym na celu wzmocnienie
zamków, hipoteza ta, w braku innych 'logicznych' wyjaśnień była
dalej eksploatowana. Odwołano się do jedynych istniejących źródeł
pisanych traktujących o architekturze Galów - dzieł Gajusza
Juliusza Cezara. Opisuje on konstrukcje zwane murus gallicus, które
składały się z dwóch równoległych warstw kamieni, wypełnionych
i wzmocnionych od środka gruzem i balami drewnianymi. W wyniku
podpalenia takiej konstrukcji mury miały ulec zeszkleniu. Badacze
obmyślili ponadto, że do gruzu dodawano substancji zapalających i
w ten sposób dokonywano zeszklenia murów. Hipoteza ta, tak jak
poprzednia, wydaje się prosta i logiczna jedynie na pierwszy rzut
oka. Już samo źródło, na jakim oparli się autorzy hipotezy budzi
poważne wątpliwości. Zeszklone forty pochodzą bowiem ze znacznie
odleglejszych czasów, niż czasy Celtów. Stały już na długo
przed przybyciem tej nacji na wyspy brytyjskie, sami zaś Celtowie
otwarcie mówili, iż nie wiedzą, jaka to zaginiona cywilizacja
wzniosła te konstrukcje. Być może pewną wiedzą dysponowali
Druidzi. Wiele bowiem wskazuje, iż ta kasta kapłanów wywodziła
swe korzenie ze znacznie odleglejszych czasów, niż się to
powszechnie przyjmuje. Ich zaawansowana wiedza dotyczyła n/p
starożytnego Stonehenge, możliwe więc, że i zeszklone forty nie
były dla nich tajemnicą. Faktem jest jednak, iż wiedza Druidów za
czasów najazdów rzymskich praktycznie zaniknęła, a dodatkowo,
jako że była to nauka tajemna - nie było praktycznie możliwości,
by Cezar mógł mieć o niej większe pojęcie. Reasumując - już
sama podstawa tej teorii jest chybiona, ale idźmy dalej. Podpalenie
samego drewnianego szkieletu w żadnym wypadku nie mogło doprowadzić
do interesujących nas skutków. Arthur C. Clark cytuje w swym
opracowaniu ekspertyzę chemików z Muzeum Historii Naturalnej,
którzy bez większych efektów próbowali rozwikłać
zagadkę:
Biorąc
pod uwagę wysokie temperatury, które należało wytworzyć, oraz
to, że około 60 zeszklonych fortów znajduje się na ograniczonym
terenie Szkocji, nie wierzymy, aby ten rodzaj konstrukcji był
rezultatem przypadkowego pożaru. Musiało wchodzić w grę dokładne
planowanie.
A
zatem pozostaje nam rozwinięcie wspomnianej już wyżej teorii o
świadomym podpaleniu łatwopalnego materiału zgromadzonego pomiędzy
warstwami kamieni. Również tę propozycję nietrudno obalić.
Sprawa pierwsza - mury fortów są złożone z JEDNEJ warstwy, a do
przeprowadzenia powyższego zabiegu potrzebne były dwa rzędy
głazów. Myśl o tym, iż jedna warstwa budowana była tylko w celu
jej późniejszej rozbiórki jest na tyle bez sensu, że nie warto
nawet jej rozważać. Kwestia druga - kamienie byłyby oszklone
jedynie ze strony wewnętrznej, tymczasem zawsze jest to strona
zewnętrzna, czasami TYLKO ta strona [istnieją fortece spalone z
obu, jak i jedynie z zewnętrznej strony]. By osiągnąć efekt
trzeba by więc postawić trzy (!) mury, a następnie dwa z nich
rozebrać! Daje to w sumie trzykrotnie większe nakłady pracy, a
zysk z tego był żaden - pamiętajmy, iż zabiegi te osłabiały (!)
ściany tak, że w niektórych miejscach uległy one zapadnięciu.
Może więc to nie obrońcy, a oblegający zastosowali ogień, by
uszkodzić pozycje obrońców? Również to rozwiązanie niczego nie
wyjaśnia. Ustaliliśmy już, że nie wchodziło w grę podpalenie
drewnianej konstrukcji, ani realizacja na małą skalę. Owszem,
starożytni saperzy posługiwali się ogniem, do 'wysadzania'
podkopów pod murami, ale w przypadku szkockich zamków nie mamy
podkopów, zeszklenie ogarnęło ogromne obszary twierdzy (nie tylko
fragmenty murów), zaś uszkodzenia nie były na tyle poważne, by
zniszczyć samą konstrukcję. Istniejące uszkodzenia są raczej
wynikiem czasu, który kruszył osłabione mury, niż efektem
bezpośredniego uszkodzenia w momencie zeszklenia. Wreszcie pozostaje
nam najważniejsza kwestia - czy kontrolowany zabieg podpalenia mógł
w ogóle zaowocować zeszkleniem?
Udowodnienia
takiej możliwości podjął się w latach trzydziestych Gordon
Childe z pomocą Wallace'a Thorneycrofta. Przeprowadzone przez nich w
1934 i 1937 roku miały wykazać, iż zeszklenie było możliwe w
drodze podpalenia murów. I trzeba przyznać, że faktycznie
wykazały, jednakże ilość zastrzeżeń jest tak duża, iż
zaakceptowanie teorii Childe'a jest bardzo trudne. W czasie badań
Arthura C. Clarka określono typowy skład chemiczny skał
pochodzących z 11 wybranych fortów i określono, iż temperatura
potrzebna do rozpoczęcia procesu zeszklenia to minimum 1100 oC.
Childe znacząco uprościł swoją próbę. Po pierwsze zastosował
technikę dwóch murów (pamiętajmy, iż większość fortów to
konstrukcje pojedyncze), po drugie do budowy testowej ściany nie
użył kamieni, a cegieł (!), po trzecie użył niewyobrażalnej
wprost ilości drewna, którego ilość w samej konstrukcji muru była
znacznie wyższa, niż przypuszczalna ilość drewna użytego do
budowy fortec, po czwarte próbę przeprowadził w czasie wyjątkowo
porywistego wiatru - huraganu wiejącego znad Atlantyku. Założenie,
iż z budową musiano czekać na sporadycznie pojawiające się
potężne wichury jest absurdalne. Testowy mur miał długość 3,6
metra i 1,8 metra szerokości [dwie warstwy kamieni + wewnętrzne
wypełnienie] i tyle samo wysokości. Zostawmy na boku fakt, iż jest
to śmieszna miniaturka prawdziwej skali fortec, zostawmy na boku
fakt, iż forty zbudowano z przypadkowego materiału
charakteryzującego się różną podatnością na temperatury.
Zajmijmy się podsycaniem ognia. Ilość chrustu użytego dla tego
kawałeczka muru, który nie stanowi nawet ułamka procentu
faktycznej wielkości przeciętnego fortu to 4 tony! Przy takim
zapotrzebowaniu na opał w krótkim czasie cała Szkocja zostałaby
całkowicie pozbawiona lasów. A co uzyskał Childe? Częściowe
zeszklenie powierzchni, nie docierające do głębszych warstw skał,
zero charakterystycznych zacieków świadczących o płynności
powierzchniowej warstwy kamienia. Można powiedzieć, iż elementy
muru testowego zgrzały się ze sobą, ale nie zespoliły w wyniku
stopienia. Porównując efekty jego zabiegów [temperatura ok. 1100
oC] z wyglądem fortów można zaryzykować twierdzenie, iż
temperatura, w której uległy one stopniu była dwukrotnie wyższa -
poza zasięgiem metod branych pod uwagę. Dodatkowo Childe'a
kompromituje uparte twierdzenie, iż to atakujący stosowali tę
metodę dla niszczenia murów. Tymczasem wymaga ona dostępu do murów
z obu stron, również od strony obrońców!
Wspólnym
i chyba najistotniejszym mankamentem wszelkich teorii 'ludzkiego
działania' jest założenie prymitywnego stanu cywilizacji
istniejącej w północnej Szkocji w czasach antycznych. W
opracowaniach 'wyjaśniających' zagadkę budowy fortów dziwnym
milczeniem zbywa się ogrom tego zjawiska. Dla unaocznienia wielkości
tych architektonicznych konstrukcji posłużę się kolejnym cytatem
z pracy Janet i Colin Bord - 'Tajemnicza Brytania', cytat dotyczy
Zamku Maiden:
Zajmuje
obszar 120 akrów [48,6 ha] o średniej szerokości 1 500 stóp [450
m] i długości 3000 stóp [900 m]. Wewnętrzny obwód wynosi
około 1,5 mili [2,4 km] i obliczono... że wymagałby 250000 ludzi
do obrony! To każe wątpić, że ta konstrukcja miała przeznaczenie
obronne. Wielką zagadkę dla archeologów stanowiły zawsze liczne i
mające charakter labiryntu wschodnie i zachodnie wejścia u każdego
z końców obwałowanego terenu. Być może początkowo służyły
jako wejścia konduktów ludzi z epoki neolitu. Później, kiedy
wojownicy epoki żelaza używali tego miejsca w charakterze fortecy,
prawdopodobnie uznali, że są one użyteczne jako środek mylący
atakujących, którzy starali się je zdobyć. Fakt, że tak wiele z
tych fortów na wzgórzu" posiada dwa wejścia - jedno z
północnego wschodu i drugie z południowego zachodu - zawsze
sugerował jakieś obrządki związane ze Słońcem.
250000
tysięcy ludzi do obrony! Jasne, jak słońce, że taka liczba
kazałaby odrzucić twierdzenie o obronnym charakterze tych budowli,
ale czemu w takim razie, wszyscy archeologowie zgodnie mówią o
wojskowych fortach i starają się bezskutecznie wykazać, iż mury
te były przeznaczone do obrony? Odpowiedź jest równie prosta -
innego wytłumaczenia dla przeznaczenia tych budowli nie ma! Bo, po
co niby ktoś, olbrzymim nakładem sił i środków miałby 'grodzić'
w ten sposób teren wielkości Watykanu? Tu wypływa druga kwestia -
jak niesamowita musiała być liczba robotników wznoszących te
fortyfikacje. Biorąc to pod uwagę liczba ćwierć miliona obrońców
nie wydaje się już tak wygórowana. Miałem niedawno okazję
czytać, znaleziony w sieci, artykuł o mitologii precesyjnej,
którego autor odrzuca wiarygodność jednej z biblijnych historii
tylko dlatego, że liczba 600 tysięcy wojowników skupionych w
jednej armii jest dla niego nie do przyjęcia. Jeśli kiedyś będzie
miał okazję przeczytać ten tekst ciekawe jak zareaguje na ćwierć
milionową armię skupioną dla obrony JEDNEGO tylko fortu. Coraz to
nowe odkrycia archeologiczne w bezlitosny sposób dostarczają
dowodów na prawdziwość i rzetelność mitologii i siłą rzeczy
twierdzenia nauki MUSZĄ ewoluować w kierunku wyśmiewanych do
niedawna teorii paleoastronautycznych. Nie dzieje się to bez oporów:
w szkołach do dziś tłucze się uczniom do głowy, że Sfinx został
postawiony w trzecim tysiącleciu pne. Tymczasem w zeszłym tygodniu
miałem okazję usłyszeć na Discovery najnowsze OFICJALNE datowanie
posągu na 7 tysięcy lat przed naszą erą! Oznacza to nie tylko
odrzucenie wymyślonej na siłę tezy, iż rzeźba ta to wyobrażenie
Chefrena. Takie datowanie oznacza przesunięcie 3 tysiące lat wstecz
początków cywilizacji! Droga do pełnego uznania twierdzeń
Dänikena i innych jest jeszcze długa, ale pierwszy krok został już
uczyniony.
Wracając
do tematu należy postawić zasadnicze pytanie - jaka to olbrzymia
armia musiała okupować dziesiątki fortów zlokalizowanych na
wybrzeżach Szkocji, nie mogło to być plemię barbarzyńców z
czasów neolitu, jak to się przyjmuje, ale wysoko rozwinięta i
zorganizowana kultura podporządkowana przy tym prawom wojny. I przed
jakim niesłychanym zagrożeniem musiała się chronić? Pierścień
umocnień jest zlokalizowany na wybrzeżach, a więc zagrożenie
nadchodziło od morza i to ze strony północnej gdzie nic nie ma!
Kto mógł dysponować tak olbrzymią flotą, by zagrozić
kilkumilionowej populacji wojowników dysponujących silnie
rozbudowanym systemem obronnym? Tu docieramy do prawdziwych cieni
historii o Atlantydzie, której olbrzymia flotylla wojenna miała
siać postrach na zachodnich wybrzeżach Europy. Badacze tych legend
teoretyzowali nawet, iż właśnie wyspy brytyjskie stały się areną
zaciekłej walki Atlantydów i tajemniczej cywilizacji, która
wzniosła system umocnień w Szkocji, ale i zapewne na całych
wyspach brytyjskich (analogiczne ruiny znajdujemy bowiem w Irlandii i
w Anglii - w hrabstwie Sussex). Zeszklone ruiny wskazują, iż
obrońcy przegrali tę walkę, a cywilizacja, która je wzniosła
uległa zagładzie.
Czy
są to ślady wojen atomowych? Czy też ludzkość sama wynalazła w
zamierzchłych czasach niesłychanie potężną broń chemiczną?
Oficjalne datowania fortów wskazują na tysięczny rok pne, jako
moment ich konstrukcji. Jest jednak oczywiste, iż metoda
radioaktywnego węgla 14C jest całkowicie zawodna, jeśli chodzi o
datowanie szczątków nieorganicznych. Faktycznie więc, budowle te
mogą być znacznie starsze i tak pewnie jest. Jeśli zaakceptować
ciężko weryfikowalną hipotezę o najeździe Atlantydów
musielibyśmy ustalić datę na jakieś 12 tysięcy lat - w czasach
przed potopem. Potwierdzenie dostarcza nam mitologia celtycka, która
wspomina o wojnie toczonej w zamierzchłych czasach [na długo przed
przybyciem Celtów na wyspy] przez tamtejsze ludy z morskimi
demonami. Wkrótce po tej wojnie ogromne obszary lądu miały zostać
zalane, co doprowadziło do odcięcia Irlandii i Brytanii od
kontynentu. Opowieść ta, jak ulał pasuje do tezy 'atlantydzkiej'.
Pamiętać też należy o tym, iż Celtowie, którzy przybyli w ten
rejon w połowie pierwszego tysiąclecia pne, nie mieli najmniejszego
pojęcia o budowniczych fortów. Poza nielicznymi, koloryzowanymi
opowieściami o starożytnej apokalipsie nie wiedzieli nic o
faktycznych budowniczych, co sugeruje po pierwsze znacznie
odleglejszą w czasie datę konstrukcji twierdz, a po drugie
gwałtowny koniec ich cywilizacji, która nie tyle upadła, co
zginęła gwałtowną śmiercią nie pozostawiając po sobie nic,
poza tajemniczymi ruinami.
http://www.paranormalne.pl/index.php?showtopic=2573