Magia Krwiv

Tłumacz: unbelievable

Beta: Serena_



Rozdział 76. Zaklęcia i kły



Severus wściekał się, biegnąc w kierunku Zakazanego Lasu. Głupi Gryfoni - wszyscy! Harry próbował ratować Colina, co za bzdura! Snape zastanawiał się, dlaczego on sam stara się uratować życie temu idiocie. Wmówił sobie, że gdyby tego nie zrobił, Harry z pewnością by się nie zawahał. Ponadto był to jego obowiązek jako nauczyciela… Obowiązek wobec Dumbledore’a.

Poddał się. Sytuacja była podobna do jednego z jego koszmarów. Po raz kolejny zobaczył wilka; widział Remusa, nie mógł temu zaprzeczyć. To nie obowiązek ani logika, tylko pokuta i przeznaczenie. Nie mógł się oprzeć biegnięciu w kierunku Lupina, podobnie jak wtedy. Tylko charakterystyczne warczenie mogło go otrzeźwić, a tym razem nie było tutaj Jamesa.

Przez jego umysł przebiegła straszna myśl, że jeżeli Dumbledore nie przybędzie na czas, a Remus go zabije, Harry straci ich obu. Starał się myśleć o tym jako o wybawieniu, ale wiedział, że to będzie tragedia. A one mają to do siebie, że są nieuchronne. Być może ból po stracie ojca uczyni Harry’ego tak silną bronią, jakiej potrzebowali. Kto to wie…

Las był już niemal na wyciągnięcie ręki. Severus wyciągnął różdżkę. Usłyszał skowyt i zwolnił, ale nie zatrzymał się. Zaczął iść równo, krok za krokiem, by mieć czas na utrzymanie równowagi, gdyby się potknął. Wszedł między drzewa. Przypuszczał, że to możliwe, iż – gdy centaury usłyszą wilkołacze wycie – przybędą, aby je zabić. Snape sprawdził mapę. Remus oraz inny, nieznany Severusowi wilkołak stali najwyraźniej blisko siebie, ponieważ ich kropki na mapie były niemal jedna na drugiej. Znajdowali się blisko Creevey’a, ale żaden z nich się nie poruszał. Reszta rozbiegła się po lesie, ale dwa zaczęły się zbliżać. Severus rzucił na siebie zaklęcie lekkich stóp i puścił się biegiem.


*


Zobaczył dwie istoty pokryte futrem i zwolnił. Walczyli ze sobą. Podchodząc bliżej, Severus dostrzegł niewyraźny cień znajdujący się za nimi, który z dużym prawdopodobieństwem mógł być chłopcem ukrytym za drzewami. Powoli zaczął się do niego skradać, ale nagle oślepił go jasny błysk. Po chwili ponownie ogarnęła go ciemność. To z pewnością był ten durny Gryfon. Ten idiota wyciągnął aparat i raz po raz pstrykał zdjęcia walczącym wilkołakom. Powtarzające się co chwila błyski lampy sprawiały, że miało się wrażenie, jakby szalała cicha burza.

- Właź na drzewo! – wrzasnął, a oba wilki zatrzymały się, aby na niego spojrzeć.

Wilkołaki ze wszystkich swoich potencjalnych ofiar zawsze wybiorą człowieka. W miarę możliwości, szukają właśnie ich.

Mistrz Eliksirów przez chwilę widział przed oczami ten napis, ale za chwilę ponownie oślepił go błysk flesza. Jeden z wilków skoczył w jego kierunku, a drugi znalazł się tuż za nim.

- Drętwota!

Zaklęcie, oczywiście, nie zadziałało tak, jak powinno. Oszołomiło wilkołaka jedynie na kilka sekund, ale ten czas w zupełności wystarczył, by drugie zwierzę do niego doskoczyło i zatopiło kły w jego gardle.

Snape stał jak sparaliżowany z wyciągniętą przed siebie różdżką, obserwując krew tryskającą z wilczej tętnicy. Zwycięski wilkołak otrząsnął się z brudu, a potem położył się na plecach. Snape wiedział bardzo mało o zwierzętach, ale taki akt posłuszeństwa rozpoznałby wszędzie. Ostrożnie wyciągnął z kieszeni mapę i szybko zerknął na miejsce, w którym się znajdowali.

Remus Lupin.

Mistrz Eliksirów wpatrywał się w leżącego na ziemi wilka, który powoli podniósł się i usiadł na tylnych łapach. Utkwił wzrok w Severusie. Ani trochę nie wyglądał jak wygłodniała bestia, którą Snape miał okazję zobaczyć wiele lat temu we Wrzeszczącej Chacie – może z wyjątkiem pyska, z których sączyła się krew.

Potem Snape uzmysłowił się, że krew skapująca z pyska zwierzęcia była krwią Remusa. Obserwował, jak Lupin liże swoje rany. Wilk potrząsnął łbem, by po chwili wrócić do przerwanej czynności i zetrzeć choć odrobinę krwi. Severus gapił się na Lupina, ale jego wzrok bezwiednie powędrował do martwego wilkołaka.

- Znasz go?

Poczuł się jak idiota, gdy tylko słowa opuściły jego usta. Wilkołaki, nawet będąc pod wpływem tego wywaru, naprawdę niewiele rozumiały z ludzkiej mowy. Oczywiście tylko w wilczej postaci. Zwierzę całkowicie zignorowało jego pytanie, patrząc znacząco na Colina. Severus, przeklinając siebie za marnowanie czasu, przeszedł przez niewielką polanę.

Chwycił Gryfona za rękę.

- Idziemy. Teraz.

- To było świetne, profesorze! Myśli pan, że to profesor Lupin? Czy…

- Jeżeli to jest Lupin, właśnie zmusiłeś go do popełnienia pierwszego w życiu morderstwa.

- Och. – Chłopak zatrzymał się, ale zaledwie na kilka sekund. – I tak był genialny, prawda? Będę mógł wysłać te zdjęcia do Proroka Codziennego!

- Te fotografie nigdy nie zostaną nawet wywołane.

Panika Snape’a wróciła ze zdwojoną siłą. On może być na tych zdjęciach! A wtedy Czarny Pan zapyta cichym głosem: „Dlaczego, mój drogi Severusie, nie pomogłeś tym wilkołakom? Czy jednak nie jesteś tak lojalny, jak twierdzisz?”.

- Ale…

- Chodź!

Severus próbował popchnąć młodzieńca do przodu. W samą porę usłyszał niepokojący odgłos; trzaskające gałęzie i ocieranie o liście. Coś dużego zbliżało się do nich. Popchnął Gryfona w stronę jednego z drzew i powiedział:

- Właź na górę.

Remus zerwał się na nogi i rzucił przed siebie. Znalazł się pomiędzy Severusem a nieznanym wilkiem w momencie, w którym tamten ruszył do ataku. Snape obserwował, jak Remus pochyla nisko głowę i warczy ostrzegawczo. Nowy wilk, mający ciemniejsze brązowo-szare futro, zadrżał zauważalnie. Próbował obejść Lupina, ale ten przesuwał się równo z nim, warcząc i cały czas stojąc pomiędzy Mistrzem Eliksirów a napastnikiem.

Czwarty, biało-czarny wilk wyszedł spomiędzy drzew w bliskiej odległości od tego, który starał się zaatakować Snape’a. Dla Lupina musiało to być nieco dezorientujące.

Błysk światła uświadomił Severusa, że ten gryfoński idiota zatrzymał się na jednej z wyższych gałęzi drzewa i zaczął robić zdjęcia. Najwyraźniej bardziej przejmował się nimi, niż swoim własnym życiem. Wilk zawył z bólu i zaskoczenia, kiedy oślepił go błysk flesza.

- Wchodź wyżej!

Wilkołak, który pojawił się najpóźniej, rzucił się w kierunku chłopca, a Remus pognał za nim. Severus spróbował przypomnieć sobie zaklęcia działające na wilki. Był pewien, że kilku się nauczył. Myśląc, ponownie rzucił czar unieruchamiający. Chybił, gdyż zwierzę odbiło się od ziemi szybciej, niż Snape przypuszczał. Zęby zwierzęcia zahaczyły o skraj szaty Colina. Wilkołak spadł na ziemię, ciągnąc za sobą ucznia. Gryfon krzyknął ze zdziwienia i spróbował ochronić swój aparat przed zderzeniem z ziemią. Jego głos przesiąknięty był bólem, ale nie został ugryziony; Remus doskoczył na czas, by zacisnąć swoje własne kły na podudziu tylnej łapy drugiego wilka. Zwierzę odwróciło się, by ugryźć Lupina, ale w międzyczasie Severus przypomniał sobie zaklęcie, którego szukał.

- Rumperio!

Snape wyciągnął nóż z kieszeni szaty. Ostrze było cienkie, ale wystarczająco długie. Rzucił się do przodu i, manewrując lewą ręką, wbił je wprost w oko zwierzęcia. Całe ciało wilka wygięło się w łuk, gdy ten w zawrotnym tempie upadał na ziemię, rozbryzgując wokół siebie zakażoną krew i ślinę. Severus rzucił się do tyłu i oparł plecami o drzewo, drżąc.

Nie dotknął mnie. Żaden z nich mnie nie dotknął. Tak myślę. Krew albo ślina musiałaby dostać się do rany, oka lub ust.

[Trzymanie zakrwawionego noża[/i] – pomyślał – to zupełnie inna kwestia.


*


Gryfon, stojąc już na nogach, wciąż cicho syczał i trząsł się z bólu. Severus widział, że jego kolano było bezużyteczne – rana nie była mała, skoro kość została wykrzywiona pod takim kątem.

Mistrz Eliksirów nie zauważył przybycia dwóch pozostałych wilkołaków, dopóki nie pojawili się w polu jego widzenia. Dostrzegł kształt wilka w niewielkiej odległości od swojego ramienia i prawie go zaatakował. Na szczęście wystarczająco szybko zorientował się, że ten wilkołak rzucił się na ratunek. W zamian Snape zaatakował kolejne zwierzę, to zadziwiająco białe. Szybko, choć nie bez trudu, udało mu się pokonać również tego. Zaraz za nim pojawił się kolejny, którego futro równie łatwo można było odróżnić od Remusa.

Starał się przypomnieć sobie zaklęcie, które sprawiało, że wilki stawały się podatne na zaklęcia. Przecież widział je tak niedawno, przeglądając notatki Lupina!

Biały wilk przestał warczeć, ale chwilę później w polu widzenia pojawiły się dwa kolejne. Snape przesunął się tak, by zasłonić Colina. Za plecami miał drzewo, dzięki czemu Remusowi łatwiej było ich bronić. Niestety po bokach wciąż nie byli osłonięci. Szary wilkołak szedł powoli w prawo, natomiast brązowy w lewo. Mistrz Eliksirów pomyślał, że ten pierwszy jest bardziej niebezpieczny i to na niego skierował swoją różdżkę. Debilitario, pomyślał, gdy w końcu jego umysł się odblokował, a potem Avada Kedavra . Kiedy otworzył usta, zdezorientowało go to, co zobaczył. Przed nim dwa wilkołaki zlały się w jedną, futrzaną kulę, walcząc ze sobą. Potem dołączył do nich trzeci. Gdy się rozdzielili, Remus wciąż żył, ale bardzo krwawił. Bezskutecznie próbował stanąć o własnych siłach. Brązowe zwierzę zaczęło warczeć na białego wilka, który – niestety – wyglądał na niezadraśniętego.

Severus rzucił Debilitario na szarego wilkołaka, ale nie udało mu się posłać za nim kolejnego przekleństwa. Wilk rzucił się na niego w chwili, gdy drugi z nich rozpoczął swoją przemianę. Snape pomyślał, że będzie miał szczęście, jeżeli umrze.

A potem usłyszał krzyk gdzieś nad swoją głową.


*


Harry przebiegł przez Pokój Wspólny Gryffindoru, pędząc do dormitorium szóstego roku. Chwycił Błyskawicę, nie marnując czasu na zamykanie kufra. Otworzył okno i wyleciał przez nie. Kiedy miotła odzyskała stabilność, Potter skupił się, by zobaczyć ziemię. Miał dwa punkty zaczepienia. Jednym z nich była cieplarnia numer cztery oraz kierunek, w którym zniknął Remus, gdy wybiegł w noc. Podążył tą samą drogą, kierując się do Zakazanego Lasu.

Korony drzew pod nim były zbyt gęste, by mógł zobaczyć grunt. Harry zastanawiał się, czy powinien wołać Colina czy swojego ojca. Jeżeli w lesie były tylko wilkołaki, było to wystarczająco bezpieczne, ale jeżeli Flint wciąż im towarzyszył, to na dole był uzbrojony Śmierciożerca. Przeleciał nad drzewami w tę i z powrotem. Był bliski warczenia z wściekłości, kiedy kątem oka dostrzegł błysk światła. Zwolnił, niemal się zatrzymując w powietrzu i skupił się na obserwowaniu – zupełnie, jakby grał w Quidditcha i starał się wypatrzeć Złotego Znicza. Światło znów błysnęło. Dwa mignięcia, choć w krótkim odstępie czasu, pozwoliły mu zorientować się, gdzie był Colin. Przylgnął płasko do Błyskawicy, lecąc w tamtym kierunku.

Nie zobaczył więcej żadnego błysku. Musiał lecieć wolniej, ale przynajmniej wiedział, dokąd zmierza. Wzrokiem skanował ziemię, lecąc. W pewnym momencie dostrzegł ruch przez przerwę w koronie drzew. Zawrócił i skierował się w tamtą stronę.

Wilki, pomyślał. Nawet kilka.

Harry zobaczył postać człowieka leżącą na ziemi i jeszcze bardziej się zbliżył. Był bardzo blisko, zanim udało mu się dostrzec drugiego czarodzieja, który musiał być jego ojcem. Harry patrzył, jak Severus próbuje przekląć jednego wilkołaka, ale zostaje rozproszony przez drugiego. Wskazał różdżką w ich kierunku.

- Genio! Debilitario! – Jego słowa przecięły chłodne, nocne powietrze. – Genio! Drętwota!

Wszystkie wilkołaki leżały już na ziemi. Harry był oszołomiony faktem, że jego atak zadziałał. Drżąc, Potter zeskoczył z miotły kilka centymetrów nad ziemią i podbiegł do swojego ojca i do Colina.

- Oszalałeś?! Miałeś być w swoim dormitorium!

- Posadź Colina za mną, polecę prosto do gabinetu Dumbledore’a.

Harry mówił tak szybko, jak to możliwe. Nie był pewien, jak długo będą działać zaklęcia, którymi potraktował wilkołaki, nawet jeżeli użył Debilitario.

- Remus jest ranny.

Potter podał ojcu małe pudełeczko, które wyciągnął z kieszeni.

- Łap – powiedział, rzucając je.

- Ty go weź!

- Nie. Możesz zabrać w ten sposób Remusa, ale nie możemy zabrać tak Colina.

- Ten idiota nie może nikomu nic powiedzieć.

- Oczywiście.

- Po powrocie pójdź prosto do moich kwater.

- Tak, sir.

Harry trzymał miotłę pewnie i nisko, podczas gdy Colin, wciąż ciężko oddychając i jęcząc z bólu, próbował usiąść za nim.

- Ten pręgowany brązowy… - powiedział Severus. – Broniła go. Remusa.

Potter spojrzał na kilka wilkołaków, starając się w świetle księżyca odnaleźć tego, o którym mówił Snape. Zastanawiał się, czy to Selena. Może w końcu obudziła się w niej lojalność?

- Dam znać Dumbledore’owi.

Severus skrzywił się.

- Jeżeli musisz.


*


Harry zniknął niemal tak szybko, jak się pojawił. Severus spojrzał na Remusa. Wilkołak oddychał nierówno i obficie krwawił.

Jego krew była zakażona.

Severus szybko sprawdził swoje ciało. Doszedł właśnie do wniosku, że nie ma żadnych zadrapań, kiedy usłyszał przeraźliwy krzyk. Snape gwałtownie się wyprostował, wyciągając przed siebie różdżkę. Wściekły głos Harry’ego i przedmiot przedzierający się przez korony drzew wyjaśniły zbolały wrzask Colina. Albo Creevy upuścił aparat, albo Harry specjalnie go zrzucił. Severus miał nadzieję, że druga opcja jest prawdziwa.

Snape zdjął swój płaszcz i ostrożnie owinął go wokół zakrwawionych miejsc na ciele wilkołaka. Szybko zajrzał w mapę, by zobaczyć, czy nikogo nie ma w pobliżu oraz czy raniony wilk to na pewno Lupin. Dopiero wtedy Mistrz Eliksirów otworzył pudełeczko. Ostrożnie położył rękę na najczystszej łapie Remusa i przytknął świstoklik do jego ciała. Jego żołądek zawirował, kiedy polana szybko zniknęła.


*


- To był mój aparat!

- A na zdjęciach walczący ludzie! Umarli przez ciebie, ty cholerny egoisto! Jeżeli cokolwiek stało się Remusowi przez to, co zrobiłeś…

Harry dostrzegł ruch niemal tuż pod nimi. Lampa, trzymana przez Hagrida wysoko ponad głowami przeciętnych ludzi, słabo oświetlała Dumbledore’a oraz profesor McGonagall. Potter zanurkował w ich kierunku.

- Harry! Co ty…

Nauczycielka obniżyła różdżkę, a dyrektor zrobił krok do przodu, podnosząc rękę.

- Poczekaj, Hagridzie. – Głos Dumbledore’a był spokojny, ale niezadowolony. – Harry?

Potter wskazał na Colina.

- Mam go. Chyba ma złamaną nogę, ale nie został ugryziony.

- Harry rozbił mój aparat! – Głos Colina przepełniony był bólem. – Miałem zdjęcia walczących wilkołaków, a on…

- Snape zabrał Remusa z powrotem moim świstoklikiem. Był ranny. Colinowi trzeba będzie usunąć pamięć albo coś.

- Nie możecie tego zrobić! – wrzasnął Creevy.

- A co z wilkołakami, Harry?

- Dwa nie żyją, resztę ogłuszyłem. Profesora Lupina również. Użyłem zaklęć, których nas nauczył. Są niedaleko, przy końcu tej ścieżki, na skraju polany. Jeden z nich – brązowy w jasne pasy - najwyraźniej zmienił strony, bronił Remusa.

Dumbledore skinął głową.

- Minerwo, Rubeusie. Wierzę, że sobie z tym poradzicie. Jeżeli będziecie mieli problemy, wyślijcie flary. Gdybyście nie dali sobie rady, wróćcie świstoklikiem.

- W porząsiu, panie psorze.

- Och! Wpuścił ich Marcus Flint. Widzieliśmy na mapie. Podejrzewam, że jest śmierciożercą.

- Bardziej prawdopodobne, że dopiero się sprawdza – powiedział smutno Dumbledore. – Voldemort lubi ceremonie, zapewne inicjację przejdzie w Halloween. – Dyrektor spojrzał na Pottera. – Zejdź z miotły, Harry. Możemy dostać się do szkoły szybciej.


Moment później Harry stał w skrzydle szpitalnym. Czuł się jak po podróży świstoklikiem, ale nie wiedział, jak Dumbledore mógłby go zabrać w ten sposób, nie zauważył żadnego przedmiotu. Colin był nieprzytomny, co było bardzo wygodne. Dumbledore rozmawiał z panią Pomfrey cichym, ale stanowczym głosem. Harry nie mógł pozbyć się sprzed oczu widoku zakrwawionego, nieruchomego ciała. Wcześniej bał się, że zaklęcie nie zadziała. Teraz obawiał się, że było zbyt silne.

- Idę na dół – zawołał i, nie czekając na odpowiedź, wybiegł z ambulatorium.

Pospiesznie przeszedł korytarzem i popędził w dół schodów. Nie miał ze sobą peleryny niewidki, więc musiał wybrać klatkę schodową, gdzie było mniejsze prawdopodobieństwo, że kogokolwiek spotka. Niestety dotarcie do lochów zajęło mu kilka minut dłużej. Doszedł do wniosku, że – biorąc pod uwagę jego tempo – nie robiło to wielkiej różnicy. Zrobił to, co zawsze chciał: ześlizgnął się po balustradzie, nie dla zabawy, ale z potrzeby pośpiechu. Zatrzymał się dopiero przy drzwiach do prywatnych kwater ojca, ale nie kłopotał się pukaniem. Podał hasło i wślizgnął się do środka tak szybko, jak to tylko możliwe.

Wilk, leżący na podłodze, podniósł łeb i warknął, po chwili wracając do pozycji, w której był wcześniej. Nie miał siły na nic więcej.

- Nie uzdrawia się!

W głosie Severusa dało się słyszeć zarówno oskarżenie, jak przerażenie. Harry zamarł z szoku na widok swojego ojca, klęczącego przy rannym wilku, wciąż w szatach poplamionych brudem i krwią. Wilkołak oddychał szybko i nierównomiernie. Harry zamarł, kiedy bestia przez chwilę była całkowicie nieruchoma i niemal odetchnął z ulgą, kiedy ponownie złapała ciężki oddech.

- Cofnij te zaklęcia! – rzucił Snape.

Harry podniósł różdżkę.

- Finite incantatem!

Nic.

- Co ty zrobiłeś?!

Potter rozpoznał wściekłość i niebezpieczną histerię w głosie Severusa. Zbyt często słyszał ją w ciągu kilku ostatnich lat. Gryfon potrząsnął głową, próbując pozbyć się paniki.

- Użyłem „Debilitario”. Nauczył nas, jak je rzucić, ale nie mówił nic o tym, jak je cofnąć.

Oddech wilkołaka zmienił się w ciche charczenie, ale nie udało mu się zagłuszyć cichego odgłosu, jaki wydał Snape. Mężczyzna wydawał się całkiem nieświadomy swoich słów i westchnień, co jeszcze bardziej zwiększyło panikę Harry’ego. Młodzieniec zmusił się do myślenia.

- Wiesz o tym cokolwiek?

- O tym zaklęciu? – Odgłosy wydawane przez Mistrza Eliksirów nagle ucichły, kiedy Snape się odezwał. – Powstrzyma wilkołaki przed uleczaniem się. Zmniejszy ich siłę i chęć działania. Sprawi, że będą podatne na…

- Wiesz jak przerwać ten czar?

Severus zadrżał.

- Oczywiście, że nie. – Severus zaczął mówić głośniej. – To mogłoby być przydatne. Myślisz, że kiedykolwiek uczyłem się czegokolwiek, co może pomóc wilk…

Dumbledore wyszedł z kominka.

- Jak…

- Umiera! – wrzasnął Snape.

Dumbledore podszedł do wilkołaka szybciej, niż którykolwiek z uczniów pomyślałby, że to możliwe. W ułamku sekundy klęczał z jednej strony wilka, zasłaniając widok Harry’emu.

- Harry! – zawołał dyrektor. – Jaki czar rzuciłeś?

- Debilitario. Remus powiedział…

- Rzuć Redderio. – Kiedy Harry się nie poruszył, Dumbledore wytłumaczył: - Nie można cofnąć tego zaklęcia zwykłym Finite Incantantem. Potrzebujemy Redderio, a potem czaru uzdrawiającego. W przeciwnym wypadku jego rany go zabiją.

Harry rzucił się do przodu, wyciągając swoją różdżkę.

- Jaki jest ruch?

- Bezpośredni. Pomaga, jeżeli będziesz się czuł triumfująco.

- Redderio! – spróbował Harry, ale nic się nie wydarzyło. Jedynie wilk zaczął coraz bardziej spazmatycznie łapać powietrze; zupełnie, jakby nie mógł dostać wystarczająco dużo powietrza. Czuć się triumfująco? W tej chwili Potter był tak daleki od tego uczucia, jak tylko mógł. Zmusił się, by przypomnieć sobie chwilę, w której pokonał wilkołaki na tyle, by Severus zdążył użyć świstoklika, a on sam wzniósł się w powietrze, mając za sobą Colina. Uczucie zwycięstwa przepłynęło przez całe jego ciało. – Redderio!

Wilk zaskomlał. Harry obserwował, jak oddech Remusa stabilizuję się, choć wciąż był zbyt szybki.

- Dobrze.

Albus zaczął mruczeć pod nosem zaklęcia, a oddech wilkołaka stopniowo zwalniał. Zniknęła również krew z jego futra i nie pojawiła się ponownie. Harry odetchnął z ulgą, a Severus podniósł się i opadł na fotel stojący dwa kroki za nim.

- Cóż, to powinno załatwić sprawę – powiedział Dumbledore wesoło. – Myślę, że zdolność wilkołaków do regeneracji wszystko dokończy.

Severus spojrzał w górę. Jego wzrok spoczął na Harrym.

- Jesteś niewiarygodnym, nieposłusznym i lekkomyślnym dzieciakiem.

- A ty jesteś żywy. – Harry przełknął ślinę. – I Colin również.

Snape zamknął oczy i osunął się niżej w fotelu.

Wilkołak się poruszył. Powoli, nie podnosząc się, schował łapy pod resztę ciała. Szorując brzuchem i ogonem po podłodze, przedostał się w pobliże stóp Snape’a i spróbował wsunąć pysk pod jeden z jego ubłoconych butów. Harry zauważył, że Severus otworzył oczy, a na jego twarzy widniał wyraz rozbawionego oszołomienia.

- Remus, wyglądasz komicznie.

Miękkie słowa miały natychmiastowy wpływ na wilka. Podniósł uszy i podniósł swoje ciało, by znaleźć się w normalniejszej pozycji. Leżąc, skrzyżował przednie łapy. Dzięki temu równomiernie rozłożył na nie ciężar ciała. Powoli i ostrożnie wilkołak podniósł masywny łeb i położył go na butach Mistrza Eliksirów. Jego spojrzenie powędrowało wprost na Severusa, który masował nasadę nosa w taki sposób, jakby go bolał.

Harry wybuchnął śmiechem w tej samej chwili, w której Dumbledore znacząco odchrząknął.

- Musimy teraz wymyśleć, jak przetransportować naszego wilka do jego prywatnych kwater tak, żeby nikt go nie zobaczył. Wolałbym nie zmuszać go ponownie do podróżowania za pomocą świstoklika, ale…

- Zostawimy go tutaj. Równie dobrze może pójść do swoich kwater rano.

- Jeżeli nie masz nic przeciwko, Severusie.

- Gdybym miał coś przeciwko, nie zaproponowałbym tego. – Snape oparł się wygodnie. – Wyjdźcie. Obaj.

Harry zawahał się, będąc już przy drzwiach.

- Ojcze?

Mężczyzna przeniósł na niego wzrok. Wyraz jego twarzy nie był zachęcający.

- Rozumiesz, że musiałem uratować Colina?

- Nie. – Snape się wyprostował. – Ani trochę tego nie rozumiem. On nie ma znaczenia, a ty masz ważniejsze rzeczy do zrobienia. Poza tym, to była tylko i wyłącznie jego wina. Powinieneś pozwolić mu umrzeć.

- Och.

Harry nie wiedział, co powiedzieć. Odwrócił się, by wyjść, gdy jego ojciec odchrząknął.

- Popisałeś się dzisiaj dobrą znajomością magii. Dziękuję.

Potter uśmiechnął się szeroko, zanim Dumbledore zamknął za nimi drzwi.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Magia KrwiV
Magia świec(1)
Magia Magiczne symbole (2)
BRZOZOWA MAGIA, okultyzm i magia, magia, szamanizm
TAROT- magia i wiedza(1), Dla Poszukujących, Magia, Tarot i Drzewo Życia
O Aniołach, Biała Magia
Magia imion żeńskie
Okultyzm,magia, spirytyzm,czary, wróżby,New Age,bioenergioterapia,medycyna alternatywna,niekonwencjo
magia anten begerage cz1
Co to jest Wicca, Magia, Czarostwo & Wicca
Współczesna biała magia, Magia Wicca(1)
1.Herosi umysłu, psychologia, Magia, Enneagram, Krzysztof Wirpsza
Magia żywiołów, okultyzm i magia, magia, szamanizm
Sercowa zagadka, wolsung magia wieku pary, Szybkostrzały (scenariusze)