Magia KrwiV

Tłumacz: unbelievable

Beta: Serena_



56. Brak zaufania



Ginny i Ron wrzeszczeli na siebie w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Najwyraźniej chłopaka bardziej poruszył wypadek Duranda niż dziewięć ofiar śmiertelnych w Hogsmeade.

- Nie będzie mógł grać przez parę dni w miesiącu! – krzyknęła dziewczyna. – Ale przeżyje!

Harry wziął głęboki oddech, jakby miał nurkować, po czym wszedł do pomieszczenia. Skupił swoją uwagę na schodach prowadzących do dormitorium chłopców i ruszył w tamtą stronę normalnym tempem, udając, że nie zauważył kłótni.

- Co to za gracz Quidditcha, który nie może grać przez cały czas?! – odparł Weasley.

- Ron, zginęli ludzie! Dementorzy złożyli pocałunek na siedmiu dzieciach pół-krwi. Jak możesz martwić się o Quidditch?!

- To straszne, ale Durand nie miał żadnego powodu, by oczekiwać…

Potter pomyślał, że on sam kłóciłby się z przyjacielem bardziej efektownie, ale istniała szansa, że awantura przekształci się w osobistą wymianę zdań, a wtedy Ron mógłby wykrzyczeć coś niepożądanego. Wypuścił powietrze ustami, gdy tylko dotarł do schodów.

- Więc oni mogli tego oczekiwać?! – wrzasnęła Ginny. – Harry też? Jest półkrwi! I, jak przypuszczam, Hermiona i Dean powinni spodziewać się Zaklęcia Uśmiercającego, jeżeli będą na tyle lekkomyślni, by poślubić kogoś czystokrwistego?!

- Ginny, wiem, że to okropne…

Im bardziej Potter wspinał się po kamiennych schodach, tym ciszej docierały do niego słowa wypowiedziane w złości.

Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, uzmysłowił sobie, że nie miał dostępu do listu. Dla bezpieczeństwa pozostawił go w swoim pokoju w lochach. Położył się na plecach na łóżku i wbił wzrok w czerwony baldachim, zastanawiając się, czy rozsądnie byłoby zejść do kwater ojca. Musiał powiedzieć mu, że Ron i Hermiona o wszystkim się dowiedzieli i przez to musiał wyjawić prawdę również Ginny, która obiecała trzymać wszystko pod kontrolą. Harry nie był pewien, czy uda im się dogadać przy pierwszym podejściu. Severus będzie na niego krzyczał za poranne zajście z Remusem, dopóki Harry nie wycofa się lub nie podda, a po tym Złoty Chłopiec mógłby nie ośmielić się przekazać większej ilości złych wieści.

Potter zdecydował, że nie podzieli się ze Snape’em swoimi przypuszczeniami na temat Lunatyka. Severus nie potrzebował, aby oczerniano przy nim Lupina. Harry przewrócił się na bok i zwinął w kłębek. Miał ochotę już teraz użyć świstoklika, ale zdawał sobie sprawę, że ma na to pozwolenie tylko i wyłącznie w nagłych przypadkach.

Chciałem zwinąć się we własnym łóżku w kłębek i jeszcze raz przeczytać to, co napisał James. Harry wyobraził sobie siebie mówiącego te słowa. Brakuje mi go. I chciałbym też trochę tego gorącego napoju z mleka, kardamonu, szafranu i pistacji. Mógłbyś go zrobić?

Mistrz Eliksirów zazwyczaj nie skłaniał się w kierunku tego typu przyjemności.


*


Kiedy młodzieniec pogrążył się w chwilowej depresji, jego myśli powróciły do listu. Zastanawiał się, jak wiele mógł z niego pamiętać. Spróbował sobie wyobrazić, jak trzymał go w dłoniach niecałe dwa miesiące temu w świetle pochodni.


Mój drogi synu,


Ten list został tak zaczarowany, aby się pojawił w dniu Twoich szesnastych urodzin.


coś. Wyjaśnienie.


Po pierwsze, bardzo Cię kocham. Mam nadzieję, że to niepotrzebny sentymentalizm…


coś na temat nadziei, że tak właśnie jest.


Oh! Nadzieja, że żył wystarczająco długo! Potem był żart o Banku Gringotta i coś o skłonności Potterów do umierania w chwale w młodym wieku.


Harry wpatrywał się żałośnie w krawędź parapetu. W tamtym czasie te słowa wydawały mu się takie ważne, więc sądził, że zapamiętał więcej. Co James napisał na samym końcu?


Chcę, żebyś się dowiedział, jak Cię nosiłem i Ci śpiewałem, kiedy nie mogłeś zasnąć. Chcę, żebyś był mój, ale…


wyrażenie żalu?


moje ukradzione dziecko.


A jak James się podpisał?


To miało gdzieś w sobie wyraz „ojciec”. Ojciec...


Harry przypomniał sobie nagle.


Twój kochający ojciec,

James Potter.


Czasami Harry żałował, że nie potrafi płakać z taką łatwością, jak Hermiona. Mógłby po prostu wyrzucić to z siebie za pomocą łez. Pomyślał, że z płaczem było trochę jak z wymiotowaniem. Okropne, ale po fakcie poprawia się samopoczucie. Prawie nigdy nie wymiotował, więc tym bardziej nie byłby w stanie zmusić się do płaczu.

Po chwili wstał z łóżka i podszedł do okna, gdzie uklęknął na poduszce, opierając dłonie na szybie. Widok był podobny do tego, jaki oglądał w swoim pokoju w lochach, ale pokazywał więcej jeziora. Harry starał się odnaleźć wzorkiem zagajnik, ale podejrzewał, że był poza polem widzenia.

- Tęsknię za tobą, James – powiedział, choć wydawało mu się to głupie, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nie pamiętał Rogacza za życia.

Zdecydował, że pocieszająca jest myśl o takim Jamesie, bo od czasu incydentu z Myślodsiewnią każde wspomnienie o nim wywoływało u Harry’ego złość. Listy pomogły, ale najwyraźniej tylko na chwilę. Mimo wszystko teraz powinno być gorzej, bo Złoty Chłopiec dowiedział się od samego Rogacza, że wspomnienie z Myślodsiewni było prawdziwe.

Przypomniał sobie chwilę, w których Remus mówił o listach. Szczupłe palce wilkołaka z czułością przesuwały się po krańcach kopii pergaminu.

- Autoportret sadystycznego bydlaka – rzucił z przekąsem. – Wiesz, on tak naprawdę nie był zły. Po prostu poczuł komfort wyższości. To tak, jakbyś wpadł w szpony nienawiści i nic nie mógł z tym zrobić.

W końcu Harry wstał i wyszedł z dormitorium. Zszedł na dół, do lochów, ale nie znalazł nikogo, z kim chciałby porozmawiać. Severusa nie było w laboratorium ani w prywatnych kwaterach. Nie spotkał również Malfoya. Wrócił na parter, by następnie wyjść na zewnątrz. Dotarł do chatki Hagrida.

- Harry! – wykrzyknął gajowy. Jego mina zmieniła się, ukazując niepewność. – Wszystko z tobą w porząsiu?

- Tak przypuszczam.

Hagrid cofnął się, by Potter mógł wejść do ciepłej, przytulnej chatki. Musiał trzymać twarz z daleka od entuzjastycznego powitania, jakim obdarzył go Kieł.

- Z Hermioną też?

Młodzieniec wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Byłem zbyt zdenerwowany, żeby sobie z nią poradzić. Poprosiłem Ginny, żeby się nią zajęła.

- Czemu nie Ron?

- Ron nie rozmawia z żadnym z nas – powiedział z goryczą Harry. – Ponadto dużo bardziej martwi się o stan Duranda i nic nie obchodzą go rodziny, które zginęły w Hogsmeade. Już nawet Draco się tym przejmuje.

- Co? Masz na myśli Malfoya?

- Podobała mu się córka piekarza. Nie wiedział, że jest półkrwi, ale jest wściekły. – Harry wzruszył ramionami. – Nie może powiedzieć nic przeciwko tej akcji, ale taka jest prawda.

Hagrid zmarszczył brwi.

- Jak długo mówisz po imieniu do chłopaka Malfoyów? – zapytał.

Młody Gryfon ukrył twarz w dłoniach.

- Czy to ważne?

Gajowy przyglądał mu się przez chwilę. Potem wstał, by przygotować herbatę.

- Będziesz przyjaźnił się, z kim chcesz – powiedział. – Ufam twojemu osądowi.

- Dziękuję – odrzekł szczerze Potter. – Nie potrafię wyrazić, jak miło jest mieć kogoś, kto tak mówi.

- Wszystko w porządku z tobą i Hermioną?

Młodzieniec potrząsnął przecząco głową i roześmiał się histerycznie.

- Już jest lepiej – rzucił. – Wygląda na to, że znowu jesteśmy przyjaciółmi.

- Nie zamierzasz mi powiedzieć, co się stało? – zapytał Hagrid.

Harry ponownie potrząsnął przecząco głową. Obserwował, jak gajowy przygotowuje herbatę.

- Hagrid? – zapytał. – Jak dobrze znałeś mojego tatę?

Gajowy rozważał to pytanie przez moment.

- Nie tak dobrze, jak ciebie – przyznał. – Mimo wszystko ciebie znam, odkąd się urodziłeś. A James… Pochodził z dobrej rodziny. Nie było powodu, dla którego miałby mnie niepokoić. Znaczenie miał dopiero późniejszy grunt, na jakim poznałem go lepiej.

- Lubił się znęcać nad innymi, prawda? – zapytał Potter. – Nawet Syriusz to przyznał.

- Syriusz wyjątkowo to uwielbiał – powiedział Hagrid. – Nie miałem nic przeciwko niemu. W końcu wyrósł na porządnego człowieka, czego nikt nie oczekiwał, biorąc pod uwagę to, z jakiej rodziny pochodził. James… - Gajowy zawahał się. – James był dobrym chłopcem – rzekł w końcu. – Może trochę za bardzo tryskał energią i ponosiło go nieco, gdy chodziło o Ślizgonów, ale to nic. W jego ciele nie było nawet jednej złej kości i nie pozwól, by ktokolwiek mówił inaczej.

Młodzieniec wpatrywał się w Hagrida.

- Rozumiem – rzucił. – Więc jeżeli Gryfon powiesi Ślizgona do góry nogami i będzie mu groził zdjęciem gaci, to zwykłe spożytkowanie nadmiaru energii. A jeżeli zrobiłby to Ślizgon Gryfonowi, to co to jest? Złośliwość?

- O czym ty, do diaska, mówisz, Harry?

- O czymś, co zrobił James.

Hagrid spojrzał niepewnie na młodzieńca.

- Nigdy nie widziałem, żeby James robił coś tak okropnego – powiedział. – Pomijając to, co robił Snape’owi i Avery’emu.

- Którzy się nie liczyli? – zapytał chłodno Potter.

- Byli dla niego tak samo okrutni! – wykrzyknął gajowy. – Co cię gryzie, Harry?

Młodzieniec spojrzał w dół. Upił łyk herbaty przygotowanej przez Hagrida, zanim odpowiedział.

- Myślę, że to niesprawiedliwe – odrzekł w końcu. – Sądzę, że profesor Dumbledore jest tak samo nie w porządku w stosunku do Ślizgonów, jak profesor Snape do Gryfonów. Myślę, że wszystko tylko pogarszamy, a gdyby mój ojciec był w innym domu, ludzie nie wspominaliby go z takim sentymentem.

- Ale widzisz, to ma swój urok – powiedział niecierpliwie Hagrid. – James też go miał, niezależnie od domu, w jakim był i w jakiej rodzinie się wychował. Był czarujący. – Zmarszczył brwi, patrząc na Złotego Chłopca. – Cokolwiek zrobił jako dzieciak, nie znaczy, że nie był dobrym człowiekiem. Prawdę mówiąc, był bardzo dzielnym mężczyzną. Nie pozwól nikomu twierdzić inaczej.


*


Remusa nie było ani na obiedzie, ani na kolacji. Severusa również. Nieobecność wilkołaka była zrozumiała, ale Harry robił się coraz bardziej niespokojny, myśląc o ojcu. Wyszedł za Dumbledore’em i dogonił go dopiero przy końcu Sali Wejściowej.

- Mógłbym z panem porozmawiać, sir?

- Oczywiście, Harry. W moim gabinecie?

- Byłbym wdzięczny.

W zaciszu gabinetu Albusa, Harry opadł na wygodne krzesło. Podleciał do niego Faweks i zmierzwił mu włosy. Młodzieniec zachichotał, starając się nie robić min.

- Cytrynowego dropsa? – zaoferował dyrektor.

- Chętnie.

Złoty Chłopiec poczęstował się cukierkiem.

- O co chodzi, Harry? – zapytał Dumbledore.

- Czy oj… profesor Snape został wezwany?

Albus przybrał grobową minę.

- Obawiam się, że tak. Czuje, że ryzyko jest niewielkie. Voldemort jest zadowolony.

- Pomimo pańskiej interwencji?

- Najprawdopodobniej. Ostatecznie kilka zaplanowanych morderstw się powiodło. – Profesor westchnął. – Twój ojciec miał nadzieję, że przyjdziesz ze mną porozmawiać.

- Tak? Miał mi coś do przekazania?

Dumbledore zmarszczył brwi, słysząc oschły ton młodzieńca.

- Nie zostawił żadnej wiadomości poza tą, że chciałby, abyś przyszedł z nim porozmawiać. Oczekuje, że jutro będzie dostępny. Idź do jego kwater po śniadaniu. Pieszo i w pelerynie. Jeżeli będzie miał towarzystwo, drzwi rozświetlą się po tym, jak zapukasz.


*


Poranne wydanie niedzielnego Proroka Codziennego zawierało długi artykuł na temat zagrożeń, jakie mogą stanowić wilkołaki. Harry i Hermiona przeczytali go razem, pozostawiając na talerzach ostygłe jedzenie; żadne nie przemawiało do Złotego Chłopca, choć jego żołądek skręcał się boleśnie z każdym przeczytanym słowem. Czytał o dzikiej naturze wilkołaków i o niepowodzeniu działania eliksiru na likantropię, który miałby chronić społeczeństwo. Przytoczono również słowa siostry Duranda, w których wyrażała obawę, że Trent zaatakuje jej dzieci.

- Co za cholerne gówno! – rzucił, odsuwając się od stołu.

Hermiona nawet nie drgnęła, słysząc jego wulgarny język.

- Potwierdzają obawy wszystkich?! – wykrzyknęła w irytacji. – To nie jest sprawozdanie! To zwykłe propagowanie najpodlejszych opinii mass-mediów! Gazety powinny podawać suche fakty, a nie szerzyć takie bzdury!

Harry spojrzał na stół prezydialny. Remusa nie było, podobnie jak podczas wczorajszego obiadu i kolacji. Widział wcześniej sowy wlatujące do wieży z czerwonymi wyjcami adresowanymi do niego. Jego gardło ścisnęło się nieprzyjemnie.

W tym tygodniu nie przebywaj ze mną sam na sam.


*


Harry zapukał. Czekał. Nikt nie odpowiedział. Młodzieniec zastanawiał się, czy Severus nie zdążył jeszcze wrócić czy po prostu spał. Potter zapukał jeszcze raz. Policzył do dziesięciu i podał hasło. Zaglądał właśnie do kuchni, kiedy jego ojciec wyszedł z łazienki.

- Jesteśmy trochę niecierpliwi?

Złoty Chłopiec wzruszył ramionami, próbując ukryć ulgę.

- Nie otwierałeś. Bałem się, że coś ci się stało.

- To zwykłe wołanie natury. Nic, co mógłby naprawić gryfoński bohater.

Harry spojrzał na niego ostro.

- Wiedziałeś, że masz problem z nastawieniem?

- A ty go nie masz?

- Ja – rzucił figlarnie Potter – mogę zrzucić winę na ciebie. – Był zadowolony, kiedy usłyszał śmiech ojca. – Usiądźmy w kuchni – polecił. – Dasz mi trochę tego słodkiego, przyprawionego mleka? Wszystko inne byłoby straszne.

Mina Snape’a skwaśniała. Czarodziej skinął głową i odwrócił się, a Harry podążył za nim w drodze do kuchni.


*


Snape gotował niemalże identycznie, jak warzył eliksiry – z koncentracją, precyzją i gracją. Nie odezwał się, dopóki nie postawił przed Harrym spienionego, przyprawionego mleka. Usiadł naprzeciwko syna.

Skrzywił się.

- Podejrzewam, że wiesz, co zamierzam powiedzieć.

- Tak. – Harry wziął łyk napoju. – Mam trzymać się z daleka od Remusa.

- Otóż to.

- Remus nic nie zrobił.

Potter czuł się, jakby recytował wyuczoną kwestię. Lupin nigdy nic nie robi, wyszeptał zdradziecko umysł młodzieńca. Po prostu udaje, że nic nie widzi.

Severus był zdecydowanie bardziej przekonany o prawdziwości swoich słów.

- Komunikował się z tymi… stworzeniami. Zamierzali użyć go w jakiś sposób.

Potter zadrżał.

- Nie zrani mnie.

Słowa wydostały się spomiędzy jego warg zadziwiająco ciche i słabe.

- Nie będzie miał do tego okazji – warknął Mistrz Eliksirów. Szybkim gestem złapał dłoń Harry’ego i zamknął ją w bolesnym uchwycie. – Te wilkołaki wciąż się z nim kontaktują, rozumiesz? Nie poddają się, bo wierzą, że wciąż mogą go przekonać!

Potter zmusił się, by nie pokazać bólu. Uniknął wzroku ojca, uporczywie patrząc na stół. Nie miał argumentu, bo nie wiedział, ile czasu te wilkołaki mogą nalegać. Nie zdawał sobie sprawy, jak długo Remus może udawać niezdecydowanego, by wszystko obróciło się na jego korzyść.

- Więc nie zamierzasz pozwolić mi się z nim widywać, niezależnie od tego, czy będziesz wiedział kiedy i gdzie bym to robił?

- Dokładnie tak.

Severus puścił jego dłoń, odchylając się na krześle.

Czując ulgę, Harry podniósł wzrok. Schował obie ręce pod stołem, aby rozmasować obolały nadgarstek poza polem widzenia Snape’a.

- I tak będę się z nim widywał.

Twarz Mistrza Eliksirów skamieniała. Pochylił się do przodu, aby pokazać swój autorytet, jednakże uniemożliwiła mu to bliskość kantu stołu.

- Nie będziesz.

- Myślisz, że jesteś w stanie mnie powstrzymać? – rzucił lekkomyślne wyzwanie Harry.

- Odbiorę Gryffindorowi wszystkie punkty.

- I tak to zrobisz!

- Powiem mu, że tego zabroniłem. Lupin wie, że powinien się bać.

- Dlaczego Remus powinien się ciebie obawiać?

Na twarzy Severusa pojawiła się mina obiecująca wiele złego. Rozparł się wygodnie na krześle. Gdy mówił, jego głos był cichy i zimny.

- Mógłbym popełnić błąd, warząc jego eliksir.

- Co?! – wrzasnął Złoty Chłopiec.

- To mogłoby się zdarzyć. – Severus spojrzał na swoje przebarwione palce. – Jest bardzo skomplikowany.

- Nie ośmielisz się!

Snape wstał szybko i pochylił się nad stołem, by wysyczeć prosto w twarz Harry’ego:

- Oczywiście, że się ośmielę, idioto. Może moja kontrola nad tobą jest ograniczona, ale na pewno nie nad nim! Jeżeli ty mnie nie posłuchasz, upewnię się, że on to zrobi!

Z bijącym sercem Harry gorączkowo starał się ocenić, jakie miał szanse, próbując cokolwiek wynegocjować.

- W porządku. Nie będę przebywał z nim sam na sam – powiedział. - Nawet jeśli nie będziesz o tym wiedział. W zamian ty pozwolisz mi spotykać się z nim i kimś jeszcze.

- Lupin jest doskonałym pojedynkowiczem!

- Tak jak ja! – rzucił bez ogródek Potter. – Hermiona i ja poradzilibyśmy sobie z nim. Dałbym mu radę nawet z Draco!

Mistrz Eliksirów wzdrygnął się mimowolnie.

- A jeśli Draco cię zdradzi, współpracując z nim?

- Myślę, że ciężko to sobie nawet wyobrazić.

- Jestem innego zdania.

- Draco współpracujący z Remusem? – ironizował Harry. – Ledwie się tolerują.

- Słudzy Czarnego Pana nie wybierają sobie swoich towarzyszy.

- Żaden z nich go nie popiera!

Severus usiadł. Wpatrywał się z niedowierzaniem w syna.

- Oszalałeś? Draco z pewnością zostanie sługą Czarnego Pana. Czeka tylko na odpowiednie pytanie – parsknął pogardliwie Snape. – A czeka tylko dlatego, że jest Malfoyem i wymaga tego jego duma.

- Och! To pewnie dlatego siedział ze mną nad jeziorem, wyrzucając wszystkie swoje żale związane z córką piekarza! – zaprotestował Gryfon. – Fascynowała go.

Severus wyglądał na szczerze zdziwionego.

- Wiedział, że jest półkrwi? – zapytał.

Potter potrząsnął przecząco głową. Wróciło do niego poczucie dezorientacji, które po raz pierwszy pojawiło się, gdy rozmawiał z młodym Ślizgonem.

- Nie – wyszeptał.

Snape skinął chłodno głową.

- Da sobie z tym radę. W przyszłym tygodniu będzie wściekły, wiedząc, jak go oszukała.

- Oszukała? Powiedział mi, że nie chciała poświęcić mu ani minuty swojego czasu! Poza tym Draco wie, że ja też jestem półkrwi!

- Ty się nie liczysz, bo Malfoy chce odciągnąć od siebie twoją uwagę. Nie jest odpowiednią osobą, aby cię bronić.

- A Hermiona?

- Hermiona… - wargi Snape’a zacisnęły się w cienką linię po wypowiedzeniu tego imienia - …i Weasley. Nie panna Granger w pojedynkę.

- W porządku – zgodził się Potter.

Dobrze, że jego ojciec nie określił, który Weasley – a było ich przecież tak wielu.

Mistrz Eliksirów pochylił się do przodu, opierając czoło na jednej z dłoni.

- Nie cierpię tego – rzucił.

Harry poczuł się zaskoczony, a jednocześnie zaszczycony szczerością tego wyznania.

- Ja też – oznajmił.

Snape spojrzał na niego ironicznie.

- Jakieś pomysły? Wolałbym nie skakać ci do gardła za każdym razem, kiedy się widzimy.

Potter nerwowo przekręcił w dłoniach kubek z napojem.

- Chciałbyś, żebym pomógł ci w laboratorium? – zasugerował. – Czujesz się lepiej, kiedy coś robisz. Tym razem ze mną będzie podobnie.

Snape skinął głową, jego wargi wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu.

- Zamierzam powiedzieć coś, co, jak sobie obiecałem, miało nigdy nie opuścić moich ust.

- Tak?

- Jesteś dobrym chłopcem, Harry. – Wstał. – Chodźmy.


*


Harry chciał coś powiedzieć. Severus mentalnie stwierdził, że dość łatwo to zauważyć. Młodzieniec podniósł wzrok, jego oczy rozszerzyły się. Otworzył usta tylko po to, by sekundę później je zamknąć i spojrzeć w drugą stronę. Snape zmniejszył ogień pod dwoma kociołkami, obok przygotowując składniki do trzech eliksirów. Robił, co tylko mógł, aby wyglądać na spokojnego. Podejrzewał, że wcześniej zranił chłopaka. Nie był pewien, jak ktokolwiek – a w szczególności Dumbledore, który był tak przepełniony zrozumieniem – mógł pomyśleć, że jego, Severusa, dojrzałość rozwiąże wszystkie problemy. Lily była mądrzejsza.

Odważył się rzucić Harry’emu jeszcze jedno spojrzenie. Zauważył, że nawet ten dzieciak radzi sobie z tym lepiej, niż on sam. Teraz jednak zniknęło ciche zaufanie, jakim darzył go młodzieniec i Severus zorientował się, że mu tego brakuje. Potter zachowywał się w stosunku do niego tak ostrożnie, jak podczas rozmów z ojcem chrzestnym. Snape tego nienawidził.

- Co powinienem zrobić? – zapytał w końcu Gryfon.

To z pewnością nie było pytanie, jakie zamierzał zadać.

- Ustaw trzeci kociołek i zacznij warzyć Eliksir Powstrzymujący Płomienie, dobrze? Zrób go na bazie oleju; ktoś będzie pokrywał nim drzewa.

- Mam nadzieję, że mogę korzystać z podręcznika?

- Jeżeli myślisz, że zaufałbym ci, gdybyś z niego nie korzystał… - warknął Severus.

Potter uśmiechnął się.

- Wspaniale. Moja pamięć w trzeciej klasie nie była zbyt dobra.

Mistrz Eliksirów w dalszym ciągu kruszył między palcami skrzydła ważki, kiedy wskazywał głową w głąb pomieszczenia.

- Niebieska książka na drugiej półce.


Moment później Harry wrócił z odpowiednim podręcznikiem i kociołkiem. Użył go jako kosza do przetransportowania wszystkich potrzebnych składników. Severus zastanawiał się, czy będzie musiał powiedzieć mu, że trzeba po tym wyczyścić kociołek, ale – nieupomniany – Gryfon machnął różdżką, czyszcząc go.

Dopiero, gdy zaczął przygotowywanie składników eliksirów, a powietrze przeciął ostry zapach ziół, Harry w końcu zapytał:

- Co robiłeś w zeszłym tygodniu? - Młodzieniec pochylił głowę i w pośpiechu wyrzucił z siebie słowa.

Twarz Severusa pociemniała. Sądząc po sposobie, w jaki zapytał, Harry wiedział, jak niepożądane było to pytanie. Snape odwrócił wzrok. Nie chciał tego opisywać, bo to sprawiłoby, że te wydarzenia będą bardziej realne.

- Użyto tego podczas ataków? – dociekał Gryfon.

- Tak.

To wszystko, co musi wiedzieć.

- Możesz zrobić antidotum?

Mistrz Eliksirów warknął głucho. Chciałby, żeby to było takie proste. Uodpornienie na działanie dementorów było proste – wystarczyło zablokować to, co nieprzyjemne. Większym problemem było wynalezienie antidotum.

- Jest mało prawdopodobne, że atakujący Śmierciożercy wypiją eliksir – zauważył zjadliwie. – Mimo to, kiedy nadejdzie moment chwały, planuję trochę zepsuć tę miksturę, którą robię dla Czarnego Pana. Sprawię, że jej działanie minie wyjątkowo szybko.

- Wspaniale! Pokażesz mi jak?

Severus uśmiechnął się ironicznie.

- Z pewnością.

- Wracając do antidotum… - naciskał Potter. – Mógłbyś sprawić, że coś, co wejdzie w kontakt ze skórą będzie działało jak granat?

- Jak co?

- Gra… Coś, co eksploduje, kiedy wejdzie w kontakt ze skórą. Mógłbyś umieścić w tym eliksir.

Słysząc to, Severus zmarszczył brwi i myślał intensywnie. Z pewnością widział wybuchające mikstury, ale pożądanym efektem była eksplozja sama w sobie. Harry mógł mieć na myśli…

Przypomniał sobie, jak jesienią pierwszego roku w Hogwarcie natknął się na sporą kupkę suszonych grzybów. Syriusz odkrył, że kiedy się je nadepnie, pękają i w powietrzu unosi się śmierdząca chmura pyłu. Ostrożnie ułożył je w zasadzkę na Snape’a, a Lupin mu w tym pomógł. Najprawdopodobniej uważał to za nieszkodliwe.

- Coś jak suszone purchawki? – zapytał nieobecnie.

- Mniej więcej. Myślałem o czymś, co ma więcej siły.

Severus zamknął oczy i potarł palcami nasadę nosa. Eksplozja rozrzuciłaby krople eliksiru. Mógłby stworzyć coś, co działa na takiej zasadzie. Oczywiście potrzebował czegoś, co wywołałoby eksplozję, nie uszkadzając przy tym antidotum. Pomyślał o tym głośno.

- Siarczan sodu? Nie, to zneutralizuje działanie. Może odchody feniksa? Mógłbym je zdobyć…

Oczy mężczyzny rozszerzyły się, a Harry spojrzał na niego z nadzieją.

- To mogłoby być możliwe, ale ktoś musiałby dotrzeć na czas na miejsce ataku.

- Czy Dumbledore mógłby dostarczyć antidotum do prawdopodobnych celi ataków? – zapytał Harry.

- Być może. – Snape ocenił pomysł syna. – Jeżeli wymyślę coś, co nie będzie wymagało bardzo rzadkich składników, będę mógł to rozprowadzić. Musiałoby obejmować stosownie duży obszar, by cele mogły go użyć zaraz po rozpoczęciu się ataku.


*


Severus nauczył Harry’ego, jak nasycić nasiona porannej chwały zaklęciem opóźniającym lub wstrzymującym magiczne efekty, po czym zostawił go, by uwarzył Eliksir Powstrzymujący Płomienie. On sam pracował nad stworzeniem kilku wybuchowych mikstur, które mogłyby być kompatybilne z antidotum.

Kilka godzin później, kiedy Potter skończył warzyć miksturę, odezwał się nagle:

- Umieram z głodu – powiedział.

Mistrz Eliksirów rzucił młodzieńcowi ostre spojrzenie.

- Za dużo czasu minęło od śniadania?

- Nie jadłem żadnego.

Snape prychnął, przypominając sobie, jak musiał męczyć się z porami posiłków i ustalaniem posiłków dla Harry’ego, kiedy ten pojawił się w szkole.

- Doprawdy, Potter, wystarczy karmić cię regularnie przez miesiąc albo dwa i nagle jesteś od tego uzależniony.

Złoty Chłopiec roześmiał się.

- A jeżeli już o tym mowa, to zobaczymy, jak wysoki jesteś. – Mistrz Eliksirów wskazał Harry’emu miejsce przy ścianie, gdzie zaznaczał jego wzrost. Przez ostatnie półtora tygodnia Gryfon urósł zaledwie cal. – W końcu przestałeś tak szybko rosnąć – zauważył. – Próbuj częściej rozluźniać mięśnie.

- Dobrze. – Potter odsunął się od ściany. – Więc… - Znów wyglądał na zdenerwowanego, ale tym razem nie odkładał niczego na później. – Za pół godziny muszę wyjść, ale najpierw powinienem ci o czymś powiedzieć.

Snape natychmiast zrobił się ostrożny. Próbował zgadnąć, co Harry mógł zrobić.

- Odwiedziłeś wczoraj Lupina?

- Nie.

Severus rozluźnił się.

Może Harry umawia się z dziewczyną mugolskiego pochodzenia?

Ta myśl nie zdenerwowała go tak, jak mógłby tego oczekiwać.

- Więc może sprawy z Granger ruszyły do przodu? – dociekał. – Widziałem cię z nią.

- Coś w tym stylu – przyznał Potter, cofając się, więc znowu stał pod ścianą. Wyglądał, jakby oczekiwał na egzekucję. – Dowiedziała się.

Wydawać by się mogło, że długo oczekiwana wiadomość zabrała Snape’owi oddech. Nie mógł nic powiedzieć. Dopiero teraz, kiedy się dowiedział i nie czuł złości na Harry’ego, bo nie była to jego wina, zdał sobie sprawę, że wiedział, iż to nieuniknione.

Złoty Chłopiec patrzył na niego błagalnie.

- Naskoczyła na mnie razem z Ronem, więc jemu też musiałem powiedzieć. Znalazła twoje zdjęcie za czasów szkoły i kazała mi zdjąć okulary.

- Zrobiłeś to?

- Nie, ale przywołała je różdżką. W każdym razie zabrałem ich do odludnego miejsca, dobrze je zabezpieczyłem i powiedziałem im i Ginny. Wspomniałem też, że nikt nie może się dowiedzieć. Dałem im do zrozumienia, że w przeciwnym wypadku mogę zostać zabity…

- Jestem bardziej pożądanym celem – rzucił ostro.

- Ten fakt przemilczałem.

Severusowi dłuższą chwilę zajęło zrozumienie. Przyjaciele Harry’ego byliby w stanie poświęcić swojego znienawidzonego nauczyciela i jednocześnie głowę wrogiego domu, ale Harry’ego będą chronić.

- Mądrze.

Snape opadł na najbliższe krzesło. Był mgliście świadom, że Potter podszedł bliżej.

- Przepraszam. Naprawdę próbowałem. - Młodzieniec chwycił fiolkę ze smoczą krwią i w zamyśleniu przekładał ją między palcami. – Prawdopodobnie tak jest bezpieczniej. Okazało się, że mówili więcej obciążających rzeczy, próbując cokolwiek odkryć, niż bym im powiedział. Szukali moich zdjęć i mówili, że jestem widywany w lochach…

Mistrz Eliksirów wzdrygnął się i spojrzał na syna.

- Jak myślisz, jaką szkodę ponieśliśmy? – zapytał przez zaciśnięte zęby.

- Prawdopodobnie niewielką. Wszyscy, za wyjątkiem Malfoya, są w Gryffindorze. Nie sądzę, że Colin cokolwiek zrozumie, jeżeli nie wykrzyczy mu się tego w twarz. Musiałem powiedzieć Ginny, bo jako jedyna wydawała mi się niebezpieczna.

- Malfoy?

Draco jest lojalny Voldemortowi. Muszę się dowiedzieć, ile wie.

- Wie tylko to, co wcześniej. Widział mnie wchodzącego do twojego laboratorium. Nie mówiłem ci?

- Nie.

- To było kilka tygodni temu.

- Kilka tygodni?!

- Powiedział o tym Ronowi i Hermionie, próbując wyciągnąć od nich informacje. To bardziej mnie martwiło, bo zaczęli się z nim dogadywać na mój temat. Jestem pewien, że już ci to mówiłem, bo to było przy okazji wzmianki o Maitlandzie.

- Nie martwi cię to, co on wie?

Severus zdecydował, że będzie musiał przycisnąć Draco o udzielenie informacji, skoro Harry wydaje się niezdolny do powiedzenia czegokolwiek użytecznego. Najpierw jednak musiał zorientować się, co powinien udawać, że wie i dlaczego.

- Niezbyt. Myślę, że po prostu na nich naskoczył. Nie okazał żadnego zainteresowania. – Młodzieniec przygryzł wargę. – Myślę, że Ron jest bardziej niebezpieczny. Nienawidzi cię, w dodatku teraz ze mną nie rozmawia. Nie sądzę, że zdradziłby mnie celowo, ale może stracić panowanie nad sobą.

Snape zorientował się, że bardziej ciekawi go to, czego Harry nie powiedział niż to, co rzekł.

- Ale Granger zachowuje się przyjaźnie?

Ona, urodzona wśród mugoli dziewczyna, dla której byłem szczególnie niesprawiedliwy, nienawidzi mnie mniej niż czystokrwisty chłopak, którego traktowałem niewiele gorzej niż na to zasługiwał?

- Nie podoba jej się, że spędzam z tobą tak wiele czasu, ale nie powstrzymuje mnie. – Harry wzruszył ramionami; zostały w górze, jakby Potter stał na mrozie i starał się zatrzymać ciepło. Wyglądał mizernie. – Ron zachował się tak, jak tego po nim oczekiwałem. Nie jest na mnie zły za to, że jestem z tobą spokrewniony, ale za to, że cię lubię. Może sobie wmówić, że to moje zachowanie tak go zdenerwowało, przez co jest niesprawiedliwy. To z kolei może sprawić, że przez dłuższy czas nie będzie się odzywał.

- Stały pancerz sprawiedliwości. – Snape uśmiechnął się ironicznie. – Jakie to gryfońskie.

Harry wyprostował się. Na jego twarzy pojawił się znajomy, zimny wyraz.

- Oczywiście – rzucił sarkastycznie. – Ślizgoni tak nie robią. Nigdy nie chroniłbyś się z właściwą finezją.

Snape poczuł, że jego twarz staje się pusta, kiedy wysilał się, aby jego twarzy nie przeciął grymas bólu. Odwrócił się plecami i zamieszał w kotle, udając, że ocenia, czy eliksir jest uwarzony wystarczająco dobrze, aby przelać go do fiolek. Z pewnością nie był. Przyszło mu do głowy, że Harry może odnosić się zarówno do Lupina, jak i do jego – Snape’a – podążaniem za Voldemortem. Każdy argument byłby niemalże przyznaniem się do winy.

- Masz jeszcze jakieś polecenia do wydania? – dopytywał Potter. – Poza tym, że mam unikać jedynej dorosłej osoby, która czasem sprawia wrażenie, że się o mnie martwi?

Severus w nagłym przypływie szczerości niekontrolowanego gniewu odwrócił się szybko, odrzucając chochlę.

- Przestań bredzić! Dyrektor ma tak wiele zmartwień, a najbardziej martwi się o ciebie! Molly Weasley, choć może nie podobać ci się jej sposób uzewnętrzniania opiekuńczości, kocha cię i naprawdę niewiele martwi ją bardziej niż ty! Mógłbym kontynuować.

- Przepraszam. – Harry momentalnie zaczął wyglądać na skruszonego. – Remus jest najbliższy rodzinie. Wiesz o tym. Mama Rona ma zbyt wiele własnych dzieci, o które się martwi, w dodatku musi brać pod uwagę moje relacje z każdym z nich.

- Lupin jest dla ciebie ważniejszy niż powinien.

Harry potrząsnął przecząco głową.

- Jest tak ważny, jak powinien być. – Młodzieniec przygryzł wargę. – Mogę wrócić do twoich kwater? Jest tam coś, czego potrzebuję.

- Chodźmy więc.

Potter zatrzymał się w drzwiach. Mistrz Eliksirów spiorunował go wzrokiem.

- Co?

- Wtorek? – upewnił się Gryfon.

Severus westchnął. Miał nadzieję, że Potter nie zdaje sobie sprawy, jak wielką ulgę przyniosło ze sobą to pytanie. Były takie dni, kiedy Snape nie miał pojęcia, dlaczego jego syn wciąż chce się z nim widywać.

- Środa – odpowiedział. – Staliśmy się zbyt przewidywalni. Ktoś może zauważyć.

- W porządku – zgodził się Złoty Chłopiec.

Założył pelerynę. Drzwi otworzyły się i zamknęły. Severus został sam. Zastanawiał się, co Harry chciał zabrać z jego kwater. Przez chwilę kusiło go, aby za nim podążyć – tylko po to, by upewnić się, że to nic niebezpiecznego. Przyszło mu do głowy, że Potter mógł być bardziej zły, niż wyglądał. Może chciał zabrać swoje rzeczy? Wyobraził sobie siebie, wchodzącego do komnat, by znaleźć opuszczony pokój z otwartymi na wpół szufladami… Coś boleśnie zacisnęło się w jego piersi. Snape spojrzał zaciekle na kociołek stojący przed nim. Harry chciał zabrać coś ze swojego pokoju. To wszystko. Będzie lepiej, kiedy porozmawiają następnym razem.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Magia Krwiv
Magia świec(1)
Magia Magiczne symbole (2)
BRZOZOWA MAGIA, okultyzm i magia, magia, szamanizm
TAROT- magia i wiedza(1), Dla Poszukujących, Magia, Tarot i Drzewo Życia
O Aniołach, Biała Magia
Magia imion żeńskie
Okultyzm,magia, spirytyzm,czary, wróżby,New Age,bioenergioterapia,medycyna alternatywna,niekonwencjo
magia anten begerage cz1
Co to jest Wicca, Magia, Czarostwo & Wicca
Współczesna biała magia, Magia Wicca(1)
1.Herosi umysłu, psychologia, Magia, Enneagram, Krzysztof Wirpsza
Magia żywiołów, okultyzm i magia, magia, szamanizm
Sercowa zagadka, wolsung magia wieku pary, Szybkostrzały (scenariusze)