Rozpalone
ciała, ciche westchnienia…nie liczyło się nic więcej. Zduszone
jęki, kiedy wchodził w niego delikatnie i powoli, by nie sprawić
bólu swemu kochankowi, były jak muzyka dla jego uszu. Poranki z
ciepłą kawą i rogalikami zwieńczone jego szczerym
uśmiechem
stanowiły dla Draco najlepszą część dnia…
A
teraz???...
Teraz
nie ma już nic. Szczęśliwe czasy przeminęły. Widok gasnącej
zieleni oczu, w których tak niedawno było jeszcze tyle ciepła
ciągle przeraża. Choć minęło już tyle lat to Draco ciągle nie
zapomniał. Tak bardzo kochał Harry’ego. Pożądał jego ciepłych
warg, zmysłowego ciała i tej czystej duszy…to był cały jego
świat. Mężczyzna nadal pamiętał tamtą bitwę w Hogwarcie.
Czarny Pan na czele tysięcznej armii wiernych śmierciożerców
przeciw setce aurorów, zakonników, zakonników, nauczycieli i
jego…Harry’ego Pottera.
Bitwa
rozgorzała. Zielone promienie zmieszały się z różnokolorowymi
zaklęciami jasnej strony. Wszyscy walczyli dzielne. Aż do tego
feralnego momentu.
Avada
trafiła w rudzielca.. Padł martwy na ziemię. Krzyk Harry’ego.
Wściekle zielony promień uderzający w jego wątłe ciało. Zimny
śmiech gada nagle przerwany przez wbity w serce miecz. To Longbottom
uśmiercił Voldemorta wpadłszy w jakiś amok, ciągle powtarzając
słowa: „ Tylko nie on. Tylko nie Harry. Obudź Się!!! No już
wstawaj!!! HARRY!!!
Teraz
Nevlle jest bohaterem, ale specjalnie się w tym nie pławi. A Draco?
Jemu nie pozostało już nic. Jedynie myśli i wspomnienia z tamtego
okresu. Ciągle niewylane łzy, niedosyt chwil spędzonych razem,
brak smaku ust kochanka, brak jego melodyjnego śmiechu… Nawał
myśli przerywa wesoły dziecięcy głos:
-
Tatku, tatku mama wróciła z pracy
Piękna
kobieta zburzą brązowych włosów i czekoladowymi oczami
wraz
z małym chłopcem wchodzi do salonu. Patrzy mądrze na męża i
uśmiecha się ciepło. Tym samym uśmiechem co przed laty obdarzał
go Harry. Wspomnienia wracają ze zdwojoną siłą. Cichy szloch
wstrząsnął wychudłym ciałem mężczyzny. To tak boli, tak
cholernie boli…