IV ŻC+ Wspomnienia S Bukar 7 04

Szkoła Rycerska we wspomnieniach: Seweryn Bukar1

Fragment wspomnień Seweryna Bukara (1773-1853) podajemy za wydaniem: Pamiętniki Seweryna Bukara z rękopisu po raz pierwszy ogłoszone drukiem i nakładem J.I. Kraszewskiego, Drezno 1871, s. 13-34. Autor spisał swoje wspomnienia pod koniec życia (rozpoczął w 1845 roku), kadetem w Szkole Rycerskiej był zaś w latach 1783-1790.

„Co się zaś tycze korpusu kadeckiego, czyli szkoły rycerskiej, której wychowańcem miałem szczęście być, o tej obszerniej nieco wam powiem; jako przez lat siedm pobytu mego w niej, dobrze obznajomiony z organizacją onej.

Od owej epoki, gdy królowie zaczęli być obieralni, to jest po wygaśnięciu linii jagiellońskiej, od Henryka Walezjusza zaczynając, zawsze Rzeczpospolita Polska podawała wybranemu na tron kandydatowi warunki pewne, zwane Pacta conventa, które przy koronacji każdy król zaprzysiąc musiał i spełnić one w ciągu panowania miał obowiązek. Między innemi warunkami, był i ten, aby szkoła rycerska założoną była. Jednak warunek ten skutku nie brał, aż dopiero Stanisław August Poniatowski2, wstąpiwszy na tron, założył szkołę rycerską, przeznaczywszy na fundusz ten dwa czyli trzykroć sto tysięcy złotych polskich z własnych dochodów królewskich. Nie wiem dokładnie jaką początkowa była organizacja tego instytutu. Słyszałem tylko, że zrazu do dwóchset uczniów ta szkoła liczyła, ale gdzie i jak się mieściła, nie wiadomo mi.

W 1783 roku, gdy przybyłem do Warszawy i wpisany zostałem w poczet uczniów szkoły rycerskiej, miała ona pomieszczenie w pałacu Kazimierzowskim zwanym – nie wiem, dlaczego, czy że przez króla Jana Kazimierza wystawiony był, lub też że lubił w nim przemieszkiwać w czasie panowania swego – bo od ojca jego Zygmunta III królowie już w Warszawie ciągle rezydowali i pałac swój mieli. Przed tym pałacem był plac ogromny, do którego wjezdna brama przytykała do wielkiej ulicy, Krakowskie Przedmieście zwanej, na tym placu odbywały się wszystkie parady wojskowe gwardii pieszej litewskiej. Po obu bokach tego placu, w kilka linii stały dworki zwane koszarami tej gwardii, nim ją do Ujazdowa przeniesiono. W tych dworkach, oprócz gwardii, mieścili się profesorowie korpusu kadeckiego, oficerowie, którzy żonaci byli, i inne osoby do składu korpusu należące, a mające familie. Pałac ten na górze, nieopodal od Wisły, piękne miał położenie z widokiem na Pragę. Z tyłu pałacu, plac bardzo obszerny, o dwóch kondygnacjach, z których wyższa w połowie kasztanami dzikiemi w kilka rzędów zasadzona była; druga zaś połowa przeznaczona była na ćwiczenia wojskowe kadetów; cały zaś służył ku zabawie młodzieży w godzinach od nauki wolnych. W suterenach było trzy pięter. W najniższem były klasy w liczbie siedmiu. Nad niemi były mieszkania kadetów. Nad tymi zaś mieszkania brygadierów, komory brygadne, biblioteka i sale do pomieszczenia narzędzi fizycznych i astronomicznych. Liczba kadetów za moich czasów była ośmiudziesiąt, składających cztery brygady i mieszczących się w czterech salach, każda o pięciu oddziałach. W narożnych, dłuższych, mieściło się po sześć łóżek, w przyległych po cztery, w samym zaś środku pokoik dla oficera, czyli wicebrygadiera mającego rangę porucznika lub kapitana. Przegrody między tymi stancjami były w formie sztachet, tak, że oficer w pośrodku mieszkający, ile razy rzuca okiem na którą stronę, widzi każdego z młodzieży. Był także w każdej brygadzie jeden gefreiter z liczby uczniów wybrany, zalecający się nauką, sprawowaniem się i rozsądkiem, używający już znaków oficerskich, to jest szlejfy złotej i srebrnego felcecha przy szpadzie, w randze chorążego – i co za tym idzie, od kary cielesnej wolny. W narożnym oddziale jednym były schody prowadzące na górę do mieszkania brygadiera, czyli majora, którymi on ile razy zechciał, schodził. Na środku sali był piec ogrzewający, po obu stronach którego stały dwa lawaterze takie, jak u mnie widzicie; to jest naczynie miedziane z robinetami dwoma, wodą napełnione i pod nim wielka miednica, wszystko pobielane, służące go umywania się. Drzwi wychodowe, jedne tylko z tej Sali na korytarz prowadziły. Na tych drzwiach tablica okazywała nazwiska kadetów składających brygadę i mieściła znany wiersz Krasickiego3 o miłości ojczyzny, którego na pamięć wyuczyć się obowiązkiem było każdego kadeta. W nocy latarnia na środku wisząca, ciągle aż do dnia oświecała całą salę.

Każdy młodzieniec wchodzący w poczet uczniów szkoły rycerskiej natychmiast wszystko, co z sobą z domu przywiózł, odsyłał, a zacząwszy od koszuli i pościeli, wszystko wydane mu zostało z komory brygadnej, wszystko w jednym guście i gatunku, uniformowe. Pościel składała się z siennika, prześcieradła, koca czyli kuczbajowej kołdry i wałka (traversin). – Jest to poduszka długa, okrągła, całą szerokość łóżka zajmująca. Ubranie codzienne była kurtka, czyli kolet z sukna ponsowego grubego, z guzikami mosiężnymi, podszyta kuczbają białą, z obszlegami granatowymi – źle zaś uczący się i świeżo przybyli, białe obszlegi nosili. Był to więc pierwszy stopień dystynkcji, na którą trzeba było zasłużyć. Mający takie obszlegi granatowe, postępując dalej dobrze w naukach i obyczajach, dostawał mały epolecik złoty z dwoma paskami granatowymi, później, takiż epolecik z jednym tylko paskiem, dalej: medal srebrny z napisem: za pilność, dalej medal złoty z takimże napisem, dalej ofiarowano dzieło jakie szacowne etc. Ubiór dalszy był: spodnie białe sukienne krótkie, buty i halstuch, kapelusz zaś latem i zimą. Na świąteczne dni lub parady były fraki granatowe z lepszego sukna, z podszewką białą, obszlegami ponsowymi dla tych, co przy kurtkach granatowe mieli, dla inncy zaś z białymi, guziki mosiężne żółte, kamizelka i spodnie sukienne białe i szpada uniformowa. Płaszcza zaś używanie cale wzbronione. W komorze brygadnej widzieć można było oprócz tego, extra mundur paradny, który wtedy było bywał brany, gdy wypadało przy tronie wartę trzymać. Był to kolet i szarawarki białe z cienkiego sukna, do tego patrontasz i bandolier na zawieszenie pałasza, aksamitne ponsowe, galonkami złotymi bramowane, kaszkiet aksamitny, także ozdobny.

Przy każdej brygadzie było dwóch lokajów, których obowiązkiem było każdego kadeta ubranie z wieczora oparzyć, co zepsutego naprawić, oczyścić i przy łóżku każdego położyć, aby rano bez zwłoki każdy ubrał się; kiedy wyjdą rano na mszę, wtedy uporządkować wszystko w stancjach, naczynia nocne, które w korytarzach dobrze oświeconych stawiano, powynosić, porządek jak największy w stancjach i na korytarzach zachować, i do stołu usługiwać. Porządek życia był ten: Co dzień o godzinie szóstej rano, a w niedziele i dni świąteczne o siódmej, dobosz z bębnem i fajfer z piszczałką pobudkę bili i grali, obchodząc na około wszystkie brygady. Trzy kwadranse czasu dane były na porządne ubranie się. Na znak bębna schodzili wszyscy na niższe piętro i tam w klasie trzeciej, która była najobszerniejsza i wprost naprzeciw kaplicy, stawali wszyscy w szereg we cztery rzędy. Oficer mający inspekcją obowiązany był rewizją robić i opatrzyć każdego od stóp do głów, a cokolwiek nagannego w ubraniu znalazł, natychmiast poprawić kazał. Po skończonej rewizji szli wszyscy do kaplicy, która miała ławki wszystkich pomieścić mogące. Tam codziennie mszy św. słuchać należało, po której schodzili wszyscy na dół, do sali jadalnej, na śniadanie składające się: zimą z piwa grzanego zabielonego mąką i kawałka chleba – piwo podawano w kubkach cynowych wielkości szklanki – latem zaś z kromki chleba z masłem. Po tem krótkiem śniadaniu wracali wszyscy na górę do stancji, aby się przygotować do klas, które o godzinie ósmej otwierały się na znak bębna. Jeden major i jeden wice brygadier co tydzień mieli inspekcją, a na drugi tydzień przez drugich dwóch luzowani byli. Obowiązkiem ich było w czasie lekcji przechadzać się po klasach dla strzeżenia porządku oraz wymierzania kary, jeżeli profesor uzna tego potrzebę. Kara zaś dopełniała się na młodszych rózgą, do czego był osobny profos, starszych zaś karano fuchtlami, to jest szpadą po plecach, co już sam oficer dopełniał. Skoro tylko zegar pałacowy wybił dwunastą godzinę, za danym znakiem w bęben następował obluz warty, co dzień bowiem trzech zaciągało na wartę z gefreiterem. To się dopełniało wszystko akuratnie podług trybu wojskowego: gefreiter schodzący z warty zdawał wchodzącemu na wartę to, co od zwierzchności polecone było. W godzinach wolnych od lekcji, na korytarzach brygadnych przechadzał się szyldwach z bronią w ręku, strzegł hałasu i wszelkiej swawoli nie dopuszczał. Po obluzie warty szli wszyscy do sali jadalnej, w której cztery stoły nakryte były na dwadzieścia dwie osób każdy, to jest na dwudziestu kadetów, brygadiera i wicebrygadiera. Obowiązkiem bowiem było oficerów, aby przynajmniej jeden z nich, w czasie obiadu i wieczerzy znajdował się i razem też potrawy jadał. Sala ta miała drzwi wychodowe osobne do kuchni i do traktjeru, oprócz tego było wielkie okno do kuchni, którym potrawy podawano. Potraw trzy na obiad i tyleż na wieczerzę dostarczać powinien był traktyjernik, za co, i za śniadania i podwieczorki, brał po półtora złotego od osoby na dzień. W sali wisiała tabliczka z wyszczególnieniem potraw, jakie w ciągu tygodnia będą dawane. Jedzenie było na cynowych naczyniach i kubki na wodę do napoju cynowe. Jak tylko zasiedli wszyscy swoje miejsca, jeden z kadetów, któremu kazano, a dobierano zawsze głośno i wyraźnie mówiących, mówił po łacinie modlitwę krótką błagalną przed jedzeniem, a po jedzeniu drugą na podziękowanie Bogu, wszyscy zaś cicho powtarzali za nim. Po tej benedykcji, czytano prawidła obyczajności, jakie u stołu zachować się winny, a które, na tablicy wypisane, zawsze na sali wisiały. Było tych punktów sześć, jako to: lmo łokciów na stół nie kłaść, 2do w zębach widelcami nie dłubać, 3tio łyżkę z gęby wyjętą nie kłaść w półmisek ani też nią traktować… reszty już nie pamiętam. Ale gdyby mi wolno było dodać coś do tych prawideł obyczajności, dopisałbym, aby ust nie płukać przy stole, jak teraźniejsza głupia moda pozwala.

Z tej okazji do uwagi przychodzi mi, jak prawidła z młodu wpojone, działają w całym życiu człowieka. Quo semel est imbuta recens, servabit odorem testa diu: czym skorupka z młodu napoi się, tym długo trąci. Przypominam sobie, iż senator Iliński, umówiwszy się z nami o zamianę Januszpola na inszy majątek; a to w celu połączenia Romanowszczyzny z Ułanowskiem, starostwem graniczącym z Januszpolszczyzną, zjechał do Januszpola dla obejrzenia. A że z Januszpola puszczał się już prosto do Petersburga, więc go do tego miejsca odprowadzała żona, siostra (Bartłomiejowa Giżycka4), stryj (starosta Cudnowski5) i kuzyn, generał Dzierżek6. W czasie obiadu wyjął z zębów kawałek dość spory mięsa, które mu zawadzało i z całą powagą złożył je na swojej farfurce, nie żenując się bynajmniej. Wstręt, jaki stąd uczułem, nieznośny był dla mnie. Iluż to w życiu wydarzyło mi się widzieć ludzi, zdaje się dobrze wychowanych, dłubiących widelcami w zębach…

W czasie obiadu jeden głośno czytywał gazetę polską; tym lektorem zwyczajnie był mój brat, dlatego że dobrze i głośno czytał. Po skończonym obiedzie wszyscy pod przewodnictwem oficera po inspekcji udawali się na plac przed pałacem będący dla ruchu i świeżego powierza. Latem i zimą regularnie się to dopełniało wyjąwszy dni słotne lub nadzwyczajne mrozy. Zahartowanie ciała stanowi jeden z głównych artykułów fizycznego wychowania. Po wieczerzy zaś, szli wszyscy do sali ogromnej, która w samym środku pałacu, w samym dole była i służyła na egzaminy, na lekcje tańców, fechtowania, woltyżerowania i na baliki, jakie corocznie z dobrowolnych składek miewaliśmy. Familie oficerów i profesorów dostarczały płci pięknej. Na jednym z tych balików miałem przyjemność pierwszy raz widzieć księcia Józefa Poniatowskiego7, wówczas podpułkownika w wojsku austriackim, bardzo jeszcze młodego, który był w towarzystwie książęcia de Ligne8, po świeżo ukończonej wojnie Austriaków z Turkami, kulejąc jeszcze trochę z rany pod Sabaczem odniesionej. Przyjaciel zaś jego, sławny z dowcipu książę de Ligne, później feldmarszałek austriacki, długo w Polsce przebywając, ożenił się tu z księżniczką Massalską, synowicą księcia Massalskiego, biskupa wileńskiego, który w 1794 roku w pamiętnej rewolucji polskiej na szubienicy życie skończył.

Sala ta dla ogromu swego nigdy ogrzaną dość być nie mogła, oczywiście więc medytować tam nie można było między 8 a 9 godziną wieczorną w zimie, ale biegać i szaleć. Starsi zaś podtenczas wprawiali się do woltyżerowania, do czego był koń drewniany skórą końską powleczony i co[ko]lwiek podmateracowany, wielkości naturalnej konia mierzyna, mający nogi wysuwające się z dziurkami, w które dla nadania wyższej miary wkładały się żelazne kołki.

Wieczerza zawsze była o godzinie ósmej. Między piątą a ósmą był więc czas uczenia się lekcji i przygotowania się na jutro. W tych także godzinach ci, którzy z woli rodziców uczyli się grać na instrumentach, odbywali lekcje muzyki. Po odbytej hulance znowu, kto tego potrzebował, zajmował się nauką. O wpół do dziesiątej bito w bęben capstrzyk, czyli znak spoczynku, o dziesiątej zaś krótki znak bębna ogłaszał porę gaszenia świec i to punktualnie dopełniać się musiało.

W każdej klasie były ławki z pulpitami dla uczniów, w pośrodku stolik i krzesło dla nauczyciela. Na drzwiach każdej klasy była tablica z wypisaniem porządku nauk w tej klasie dawanych w biegu roku i nazwiska uczniów składających onę. W każdą środę pół dnia od nauk klasycznych wolne było, a to dla nauki taktyki wojskowej. Nie należy wszakże rozumieć, aby koniecznie każdy kadet po ukończonym kursie nauk obowiązany był wstępować w stan wojskowy. Czwarta, piąta i siódma klasa szczególniej naukom matematycznym poświęcone były, wszakże po innych obiektach. Lecz klasa szósta jedynie nauce prawa i innych moralnych nauk oddana była. Mający powołanie do stanu cywilnego lub mniej zdolności matematycznych z klasy trzeciej przechodził prosto do szóstej i tam zawód naukowy kończyli, aż do wieku lat osiemnastu, który zamierzony był jako termin wyjścia z korpusu dla dania miejsca innym.

Za moich czasów korpus kadetów liczył głów osiemdziesiąt uczniów samych, ale tylko sześćdziesiąt liczyło się na funduszu królewskim, dwudziestu zaś płacili rodzice po dukatów 87 od osoby. Tak też i nas dwóch ojciec płacił przez rok, w ciągu którego odkrył się wakans i my w komplecie zamieściliśmy się. Był to skutek złego wyrachowania i złej administracji funduszu. Gdy bowiem na ostatnim, czteroletnim sejmie wzięto się do ścisłego obrachowania, wykryto się iż nie tylko cały zbiór w liczbie 80 mógł się pomieścić na funduszu królewskim, lecz nawet przybyła lekcja jeżdżenia na koniu, która nam kilku wybranym dawał Arndt9, Angielczyk. Ale niestety, nie długo te ulepszenia trwały. Kampania 1792 r., rewolucja 1794 r. pod naczelnictwem Kościuszki10 przyspieszyły rozbiór kraju, a zatem i upadek tego wzorowego instytutu. Zamiarem było księcia Adama Czartoryskiego11, generała ziem podolskich, którego opiece i rozrządzeniom szkoła rycerska szczególniej świetność swoją winna była, zaprowadzić znaczne odmiany, o których ja tylko z tradycji wiem, gdyż w 1790 r., mając jeszcze jeden rok i miesięcy kilka do terminu ustawą zamierzonego przebywać w korpusie, wszedłem do koru artylerii, korzystając z otwartych szranków. Książę ten w miesiącu sierpniu 1790 r. na wakacje przeznaczonym wyprawił P. Hubego, dyrektora nauk, z P. Wulfersem, profesorem historii polskiej i wymowy, do znaczniejszych instytutów niemieckich dla rozpatrzenia się, co by jeszcze z korzyścią zaprowadzić się tu dało. Korpus kadetów miał być z Pałacu Kazimierzowskiego przeprowadzony i ulokowany w koszarach gwardii koronnej pieszej, czyli też w bliskości ich, w nowych budowlach, przy których miał się znajdować dom odrębny dla utrzymania w dozorze i porządku pewnej liczby kobiet młodych dla dorastającej młodzieży.

Założyciel szkoły rycerskiej, król Stanisław August Poniatowski, przyjął tytuł szefa z rangą kapitana korpusu kadetów. Książę Adam Czartoryski, któremu król ogólną dyrekcję i urządzenie oddał, mianowany był komendantem korpusu z rangą porucznika starszego, z gażą 150 czerwonych złotych na miesiąc, która on obracał zawsze na utrzymanie kilku wojskowych zasłużonych, bez majątku będących. Graf Fryderyk Moszyński12 był wicekomendantem z rangą porucznika młodszego gażą miesięczną 120 czer. zł. – ale aby tak szlachetnie nią rozporządzał jak książę Adam, nie dało mi się słyszeć. Dalej szedł generał. Tym był Wojna, starosta stanisławowski, szambelan królewski i lubiony bardzo od króla. Ten także brał miesięcznie 100 dukatów. C’etait une espèce de sinécure, podobnie jak i plac zajmowany przez Gr. Moszyńskiego. Wojna był człowiek nadzwyczaj miły, utalentowany, dla którego ja dozgonną wdzięczność w sercu zawsze chować będę, bo szczególniej lubił mię, łaską i względami swymi zaszczycał, a nawet siostrzeńca swego Parysa, młodszego wiekiem ode mnie, oddał pod nadzór mój, jako w jednej brygadzie ze mną zostającego. W niebytności księcia Czartoryskiego i Gr. Moszyńskiego, którzy rzadko w Warszawie bywali, mając ogromne majątki i inne publiczne i prywatne zajęcia, Wojna najwyższą miał władzę nad szkołą rycerską. Pomimo wszakże względów należących ode mnie pamięci generała Wojny, zdaniem moim jednak lista pensjonowanych z funduszu królewskiego mogła by się była bez niego i bez Moszyńskiego obejść. Jakoż ci obaj mało oddawali się obowiązkom swoim, a gaża ta korzystnie na dobro ogółu mogła być obróconą. Po generale następował pułkownik Wodziński z gażą 70 zł. czer. na miesiąc. Ten ciągle w koszarach kadeckich mieszkał, nie wpływając do wydziału naukowego, miał swój odrębny: ćwiczenia w mustrze piechotnej z bronią, która niekiedy z ogniem odbywała się. Dalej szedł podpułkownik Jerowski13 (ojciec p. Kickiej, którą w Oleniszczowie poznałem). W jego ręku była kasa, całą manipulacją ekonomiczną on zawiadywał, wypłat gaży oficerom, profesorom i wszystkim do korpusu należącym osobom, ugoda z traktyernikiem, materiały wszelkie do budowli, wszystko co do ubrania i porządku koło młodzieży należało, słowem, całym porządkiem zajmował się. Dyrektorem nauk był Michał Hube14, Toruńczyk, człowiek znakomity z nauki swojej i biegłości w językach różnych, żyjących i umarłych. Wydał kilka dzieł po łacinie i po niemiecku, niektóre z tych tłumaczył Piotr Wulfers profesor jako to: Wstęp di fizyki, Listy fizyczne, Gospodarstwo krajowe i wiele innych, o których w historii literatury polskiej Bentkowskiego dowiedzieć się można15. Matematykę we wszystkich oddziałach gruntownie posiadał. Pod ręką jego byłem przez lat cztery. Pensji pobierał przez 11 miesięcy po 50 dukatów na miesiąc, a przez miesiąc lipiec, w którym egzaminy robił, 100 dukatów. Między celniejszymi nauczycielami wymienić tu musze Steinera16, nauczyciela języka łacińskiego w wyższych klasach. Był to ziomek Hubego, człowiek gruntownej nauki, osobliwie w językach łacińskim i greckim, i w oddziale prawoznawstwa, czyli juris prudencji. Zajmował on potem znakomitą posadę sądową w krajach pruskich. – Józefa Łęskiego17, kapitana, nauczyciela geometrii i rysunków topograficznych, a później profesora astronomii w Akademii Krakowskiej i dyrektora obserwatorium astronomicznego – księdza Kajetana Skrzetuskiego18, pijara, nauczyciela historii powszechnej, autora historii powszechnej we dwóch tomach dla użytku uczącej się młodzi, i tłumacza wielu dzieł francuskich wierszem i prozą. – Karola Sierakowskiego19, który będąc nauczycielem brygady jednej w korpusie kadetów, w randze majora, dawał razem lekcje architektury cywilnej i wojskowej i algebry. – Później, gdy na sejmie czteroletnim ustanowiono aukcją wojska, oddano mu w zarząd korpus inżynierów koronnych, z ranga pułkownika; dalej, po stopniach idąc, doszedł do rangi generała artylerii za czasów W.K. Konstantego. – Na koniec Jakuba Jasińskiego20, wicebrygadiera z ranga kapitana, który w r. 1790 został pułkownikiem inżynierów litewskich, wsławił się zawiązaniem porządnym rewolucji w Wilnie w 1794 r. bez rozlewu krwi zabrawszy w niewolę oddział wojska rosyjskiego z generałem Arsenjewem, a potem, w randzie porucznika, zginał na Pradze w okopach, gdy kapitulacji nie przyjmując, bronił się do ostatka.

W miesiącu lipcu odbywały się egzaminy przez dyrektora nauk, po których sam król zjeżdżał corocznie na kilkugodzinny popis, po czym rozdawane były nagrody przez radę ogólną profesorską przeznaczone. W czasie sejmu ostatniego zjechał także członek komisji wojskowej dla obejrzenia porządku i przekonania się, czyli wszystko dopełniało się stosownie do ustaw organicznych. Przed tym komisarzem był naprzód popis z musztry. Komisarz broń i postawę młodzieży we formie będącej egzaminował, tudzież robienie bronią i marsze. Po czym udał się do mieszkań naszych dla obejrzenia porządku, tam kazawszy ustąpić oficerom, partykularnie z kadetami rozmawiał i rozpytywał się, czy wszystko ich dochodzi, czy nie mają jakiejś krzywdy od zwierzchników etc. Od roku 1788 zacząwszy, często przez lat trzy, byliśmy odwiedzani przez ks. Czartoryskiego i Gr. Moszyńskiego, z których pierwszy był posłem na sejmie województwa podolskiego. – Ostatni nawet zamieszkał jeden pawilon pałacu, w którym miał ex officio pomieszkanie. Książę razy kilka niespodziewanie konno przyjeżdżał w godziny lekcjom przeznaczone i w niektórych klasach krótki egzamin robił. Miałem honor mieć ich na uroczystym pożegnaniu, które z kolegami czyniłem, wychodząc z ich grona dla wejścia w służbę artylerii.

Z tej okoliczności opiszę tu jakim się to trybem odbywało. Na oznaczony dzień zbierała się do sali wielkiej Rada złożona z oficerów, dyrektora nauk i profesorów niektórych pod prezydencją najwyższego z komendantów, jaki zasiadać zechce. Tam więc profesorowie dają zdanie o aplikacji i postępku ucznia w każdym oddziale nauk. – Oficerowie zaś, do których brygady kadet należy, o jego konduicie – i podług tego wypada decyzja wciągnięta w protokół Rady z podpisami zasiadających, na jakie tablicy ma być zamieszczony ten kadet z wyrażeniem opinii Rady. Po czym podają tenże protokół kadetowi, w którym wypisana jest arynga, na której podpisać się powinien, wyrażająca wdzięczność jego za odebraną edukację w tym instytucie, za pieczołowitość nauczycieli i oficerów, z jaką rozum i obyczaje jego kształcili, na koniec, zapewnienie uroczyste jako przez cały bieg życia bronić będą honoru i sławy szkoły rycerskiej. Po dopełnieniu tego książę Czartoryski wręczył mi abszyt napisany na arkuszu z podpisem i pieczęcią królewską, pocałował mnie w twarz i podał Gr. Moszyńskiemu, ten generałowi Wojnie, ten pułkownikowi Wodzińskiemu, dalej obecnym brygadierom i wicebrygadierom, dyrektorowi nauk, profesorom, a nareszcie kolegom. Tym sposobem, gdy ceremonia pożegnania odbędzie się, na zdjętej ze ścian tablicy zapisują imię i nazwisko abszytowanego z wyrażeniem daty aktu tego i opinii rady.

W tym miejscu objaśnić jeszcze uważam potrzebę: Sala wielka, o której mówię, przeznczona była na wszelkie liczne zgromadzenia. Na ścianach jej zawieszone były cztery tablice. Pierwsza, nazwana złotą, na której zamieszczano takich tylko, którzy zyskali zdanie aplikacji bardzo dobrej i konduity bardzo dobrej – na jasnym tle złotymi literami zapisywano na niej. Druga srebrna, gdzie albo przy jednej z tych kategorii, albo przy obu, nie było dołożone słowo bardzo, ale tylko dobrze i srebrnymi literami pisana. Trzecia średnia, gdzie opinię niebieskimi literami na żółtym tle pisana była. Czwarta czarna, na której czerwonymi literami zapisywano – ta już dla niedbałych lub przestępców przeznaczoną była. Każdy przychodzący do Sali mógł czytać te napisy. Opinia ta Rady sposobem wymienionym objawiona, jaki miała wpływ na dalsze kierowanie się młodzieńca i znaczenie jego, wymiar brać można stąd, iż Miączyński ów sławny… niegdyś marszałek guberski wołyński, gdy miał zostać generałem inspektorem – rozumie się zapewne, kupić tę rangę – stanął mu ktoś z opozycją: że w szkole rycerskiej nazwisko jego na czarnej tablicy znajduje się. Musiał więc przychodzić z prośbą do zwierzchności korpusowej i wielkich instancji używać nim wymazanym został.

W sali tej mieściły się także obrazy wystawiające celniejszych uczonych europejskich, dawniejszych i późniejszych, a to w formacie arkuszowym. Na jednej połowie twarz, na drugiej obok, wypisane wszystkie dzieła napisane przez tego uczonego. Obok tej Sali był pokoik bilardowy. Zwierzchność albowiem uznała tę zabawę być przyzwoitą dla doroślejszych młodzieńców i pożyteczną pod względem wprawienia oka. W tym pokoju także było kilka portretów sławnych Polaków jako: Koniecpolskiego21, Chodkiewicza22 i innych których nie pomnę. Poniżej tych, w formacie także arkuszowych, obrazy wystawiające znakomitsze fakty z mitologii, na jednej połowie arkusza, a na drugiej, stosownie do obrazu przytoczone wiersze łacińskie z przemian Owidiusza. Oprócz tego w bibliotece widzieć można było całą mitologię w medalionach owalnych wielkości rubla, delikatnie i dokładnie z gipsu wylanych w szufladach, które mieściły się i wsuwały w szafki maleńkie na ten koniec sporządzone. Książę Czartoryski tą ofiarę z zagranicy wywiezioną wzbogacił bibliotekę szkoły rycerskiej, która podobnych ofiar niemało z daru jego otrzymała. Przypominam sobie, w sali narzędziom astronomicznym i fizycznym oddanej, machinę zakupioną przez tego księcia w Holandii czyli w Anglii, wyobrażającą cały systemat obrotu ciał niebieskich podług układu Kopernika. Wyobrażone było słońce, w środku planety zaś wszystkie z ich satelitami, w odległości właściwej podług nauki astronomicznej. Za pokręceniem śruby wszystkie były w ruchu i obroty czyniły właściwe. Wszystko to, niestety, stało się łupem zaborców kraju, wszystko pochłonął przeklęty Petersburg…

Dla dokończenia opisu gmachu naszego dodam, iż za pokojem bilardowym było kilka, które Gr. Moszyński zajmował. Skąpiec, egoista, przy tym niezmiernie zamożny, nie tyle w dobrach, jak w kosztownościach. Brylantów pewnie nikt w kraju więcej od niego nie miał. Toż mnóstwo srebrnych staroświeckich naczyń misternej roboty, niektóre kamieniami kosztownymi wysadzane – toż porcelany saskiej, chińskiej, japońskiego itd. Mówiono bowiem, że on był naturalnym synem Augusta II, króla polskiego. Jakoż siłę nadzwyczajną odziedziczył po ojcu, pomimo najbrzydszej fizjonomii, szczupłej figury i garbu na plecach. Po matce więc odziedziczył te kosztowności i pałac w Dreźnie. Widziałem raz na nim brylantów pewnie z milion złotych: szlejfy generalskie, klamra u pendenta, rękojeść u szpady, kitka u kapelusza, gwiazda orła białego, ogromne pierścienie na palcach – a wszystko niemałej wielkości brylanty i gatunku pierwszego. Same szlejfy u munduru szacowano na trzydzieści tysięcy dukatów. Jednak aby nie wystawić mieszkania odpowiedniego znaczeniu i dostatkom, lub nie kupić pałacu jakiego, wolał zająć sobie pawilon pałacu kadeckiego. Gdyby, na przykład, był te szlejfy ofiarował na powiększenie funduszu szkoły rycerskiej, a ten pawilon obrócił na rozszerzenie lokalu dla kadetów, jaką by sławę sobie, a pożytek publicznemu dobru uczynił. Nie mający syna, tylko dwie szkaradne córki, mógł bez krzywdy ich tę ofiarę zrobić. Słyszałem, że w czasie powstania w Warszawie w 1794 r., gdy lub podburzony przez demagogów wieszał niektórych infamisów, już i jego ciągnięto na tę wysokość, ale Zakrzewski, poseł poznański, mający wielką popularność, bo się w księgę mieszczańską wpisał i był wówczas prezydentem miasta Warszawy, wyprosił go i ocalił.

Po drugiej stronie, za kuchnią i traktiernią, był lazaret bardzo porządny, o kilku pokojach, we wszystko należycie opatrzony, przy którym był pensjonowany rocznie doktor i drugi chirurg. Porządek i czystość wzorowa. Chorzy bardzo wygodnie traktowani byli. W ciągu lat siedmiu prawie mego pobytu w Warszawie dwa razy tam pokutować musiałem – raz na szkarlatynę, drugi raz, gdy ogromną kulą od kręgi, z odbicia się, dostałem uderzenie w głowę, o kilka linii tylko od skroni. Tu jeszcze było miejsce aresztu, vulgo koza zwane, z dwóch pokoików składające się – i mieszkanie profosa. Był to odstawny z wojska unter oficer, fizjonomii dość Hudsona-Lowe23 przypominającej, ale szlachetniejszego charakteru. Dostało się i mnie raz jeden siedzieć w tym zamknięciu, w same Zielone Święta. Dla chłopca dwunastoletniego nie było to małą karą.

W dni świąteczne, latem zwiedzaliśmy okolice Warszawy, jako to: Wolę, Powązki, Bielany etc., ale najczęściej bywaliśmy w Targówki. Jest to wioska do dominium królewskiego należąca, odległa o wiorst dziesięć od Warszawy mniej więcej. Piesze te przechadzki, o jak miło odbywały się! …a kiedy zmordowanym podano kilkanaście mis z mlekiem zimnym i twarogiem (ser świeży niesolony w gomółkach) i z bułkami, jaka radość, co za uczta była…! Zmęczony tą przechadzką w dzień gorący, kiedy na trawie położyłem się nad stawkiem przy folwarku będącym, z jaką rozkoszą słuchałem odzywających się żabek…! Jak to trwałe są wrażenia lat młodych: do dnia dzisiejszego kukanie żabek na wiosnę przypomina mi Targówek.

Młodzieńcom w naukach celującym pozwalano także zawsze, wszakże nie pojedynczo, ale gromadnie, w towarzystwie oficerów, bywać na rewiach regimentów konsystujących w Warszawie, których było ciągle kilka, jako to: gwardia koronna piesza, litewska piesza, gwardia konna koronna, czyli regiment Mierowskich zwany, ułani królewscy, artyleria, przy tym regiment jaki piechoty, która się luzowała. Na tych exercernnkach król także bywał, zawsze przybierając wtedy na się mundur regimentu, którego rewię robił. Powszechnym zaś i ulubionym jego ubiorem był mundur kadecki: frak granatowy z ponsowym kołnierzem haftowanym złotem. Pozwolono nam też było po kilku uczęszczać na teatr, ale to rzadko – i na inne publiczne widowiska, jako to: hece, sztuki jakie, puszczanie się balonem śmiałka jakiego… Gdy się zaś otworzył sejm ostatni, czteroletni, wówczas ja już prawie zakończywszy kurs nauk i oczekujący tylko na plac umieszczenia się w wojsku miałem pozwolenie z kilką starszymi kolegami uczęszczać na sesje sejmowe. Jakoż gorliwie z tego korzystałem, bo widok ten okazały i zajmujący, silnie na młody umysł działał.

Książę Czartoryski, urządzając szkołę rycerską napisał katechizm kadecki, czyli przepisy moralności i obyczajności, cnót publicznych i prywatnych, najjaśniej i najzwięźlej ułożone przez pytania i odpowiedzi, służące do ukształcenia rozumu i serca młodzieży opiece jego oddanej. W tych przepisach przebija się cel miłości ojczyzny, jaki znamionował wszystkie czyny i cały okres życia tego księcia. Każdy kadet na pamięć wyuczyć się tego musiał, a do tego jeszcze: wiersz o miłości ojczyzny Krasickiego, Dziecię poprawne, bajka Naruszewicza, o szlachectwie satyra przez tegoż, o powinnościach obywatela przez Karpińskiego, dedykowany wiersz księciu generałowi również jak i satyra Naruszewicza. Katechizm ten z portretem księcia, bardzo podobnym, sprowadziłem sobie z Warszawy; T… u mnie go wziął do czytania, a u niego amator jeden, którego nie wymieniam, ukradł”.


  1. Ur. 1773 – zm. 1853 - pamiętnikarz. W roku 1783 zaczął uczęszczać do Szkoły Rycerskiej. Swoją edukację w  Korpusie Kadetów ukończył w roku 1790. Następnie wstąpił do służby wojskowej jako podporucznik artylerii wojsk koronnych. Wiosną 1791 roku dostał się pod dowództwo Tadeusza Kościuszki, pod którym odbył kampanię 1792 roku. Bukar wsławił się w bitwie pod Zieleńcami, za co otrzymał krzyż kawalerski virtuti militari, a także w  bitwie pod Dubienką, za co został awansowany na porucznika. Po przerwaniu kampanii złożył prośbę o dymisję i udał się z Kościuszką do Warszawy. Jesienią 1792 r. powrócił na Podole, gdzie przez kilka miesięcy prowadził kancelarię generała Lubowidzkiego w charakterze adiutanta. Wziął udział w  delegacji do Petersburga od zabranej armii polskiej pod przewodnictwem generała Lubowidzkiego, gdzie czynnie uczestniczył w życiu kulturalnym miasta. Wkrótce uzyskał awans na kapitana. Wiosną 1794 roku powrócił w rodzinne strony. Nie brał udziału w  insurekcji kościuszkowskiej, wystąpił ze służby i zajął się rolnictwem. Poślubił Julię z  Budzyńskich, z którą miał dwóch synów - Wincentego oraz Teofila. Ulegając prośbom swoich dzieci 28 czerwca 1845 zaczął pisać pamiętnik, który doprowadził do roku 1815. Jego publikacja wnosi dużo ciekawych szczegółów na temat życia codziennego w Korpusie Kadetów. Bukar zmarł 24 III 1853. Jego pamiętnik drukowany w wyjątkach jeszcze za życia autora w  „Dzienniku Warszawskim”, wydany został dwukrotnie przez J. I. Kraszewskiego w tomie IV Pamiętników Ochockiego bez aneksów pt. Wyjątki i osobno w  całości z  aneksami pt. Pamiętniki Seweryna Bukara.

  2. Ur. 17 I 1732 - zm. 12 II 1798 - książę, założyciel Szkoły Rycerskiej, nosił tytuł szefa z rangą kapitana Korpusu Kadetów.

  3. Ur. 3 II 1735 - zm. 14 III 1801 – biskup warmiński, poeta, napisał „Hymn do miłości ojczyzny”, który każdy kadet Szkoły Rycerskiej miał obowiązek znać na pamięć.

  4. Siostra senatora Ilińskiego.

  5. Starosta, stryj senatora Ilińskiego.

  6. Generał, kuzyn senatora Ilińskiego.

  7. Ur. 7 V 1763 - zm. 19 X 1813 - podpułkownik w wojsku austriackim, brał udział w wojnie Austriaków z Turkami.

  8. Przyjaciel księcia Józefa Poniatowskiego, później został feldmarszałkiem austriackim, mąż księżniczki Massalskiej.

  9. Angielczyk, w Szkole Rycerskiej nauczał jazdy konnej.

  10. Ur. 4 II 1746 - zm. 15 X 1817 – wstąpił do Korpusu Kadetów 18 grudnia 1765 roku, był bardzo uzdolnionym uczniem, po zakończeniu edukacji w Szkole Rycerskiej pełnił funkcję instruktora podbrygadiera w stopniu chorążego, następnie zdobył stopień kapitana.

  11. Ur. 1 XII 1734 – zm. 19 III 1823 - generał ziem podolskich, który opiekował się i zarządzał Szkołą Rycerską, mianowany został na komendanta korpusu z rangą porucznika starszego. Swoje pieniądze przeznaczał na utrzymywanie kilku zasłużonych wojskowych. W roku 1765 przyczynił się do otwarcia Korpusu Kadetów. Jego staranne wykształcenie oraz umiejętność porozumiewania się z młodzieżą zapewniły mu stanowisko komendanta Szkoły Rycerskiej, na które został mianowany 27 III 1768 porucznikiem i jednocześnie komendantem. Pragnął udoskonalać szkołę, dlatego bardzo skrupulatnie dobierał grono pedagogiczne i sprowadzał z zagranicy jak najlepszych nauczycieli korpusowych (matematyk L’Huillier albo przyrodnik Jan Dubois). Dbał również o skompletowanie korpusu oficerskiego. Przygotowywał podręczniki naukowe. Za jego inicjatywą przetłumaczono „Historię nauk wyzwolonych” Carlancasa - pierwszy podręcznik z zakresu historii literatury powszechnej i polskiej, zaopatrzony przedmową ks. Komendanta. Ponadto książę czuwał nad uzupełnianiem biblioteki korpusu, a także ozdabiał sale i wzbogacał zbiory astronomiczne. Często brał udział w  podniosłych uroczystościach korpusu, co pozwalało mu na kontakt z młodzieżą. W szkole zwracał dużą uwagę na wychowanie patriotyczne oraz moralne, co potwierdzają jego dzieła: „Katechizm kadecki” oraz „Definicje różne przez pytania i odpowiedzi dla korpusu kadetów”. W pierwszym tekście przedstawiał cechy idealnego kadeta („powinien mieć miłość, bojaźń Boga i przywiązanie religii przez oczyma, powinien ojczyznę swą kochać i jej dobro nade wszystko i sposobić się do tego, aby się mógł zdatnie poświęcać na jej usługi”). W drugim sugeruje, w jaki sposób uczniowie korpusu powinni uczyć się przyszłego życia obywatelskiego. Czartoryski dbał o swoich wychowanków także tych, którzy zakończyli już swoją edukację. Przykładem tego jest instrukcja dla jadących za granicę braci Kwileckich. Poza tym kierował studiami Kościuszki i Orłowskiego. Wspierał także J. Niemcewicza, pomagając mu rozwijać talent. Uczniowie korpusu każdego wieczoru powtarzali słowa „Katechizmu” i „Hymnu o miłości ojczyzny” Krasickiego. Starali się godnie reprezentować Szkołę Rycerską i jej komendanta, którego po latach uczcili za to, że ich „do chwały sposobił”. W roku 1770 w Korpusie Kadeckim otworzono teatr amatorski, do czego w dużej mierze przyczynił się Czartoryski.

  12. Ur. 1738 – zm. 22 I 1817 - wicekomendant Korpusu Kadetów z rangą porucznika młodszego. Dnia 9 III 1768 został mianowany przez króla generałem-majorem, a 27 III 1768 generałem-lejtnantem. Równocześnie został wicekomendantem Korpusu Kadetów i pełnił tę funkcję do końca istnienia szkoły. Kierował on administracją szkoły podczas nieobecności komendanta Korpusu - Adama Kazimierza Czartoryskiego. Zajmował się także sprawami finansowymi i gospodarczymi Korpusu. W latach konfederacji barskiej i pierwszego rozbioru płacił z  własnych funduszy duże sumy na utrzymanie szkoły, która zostałaby zlikwidowana, gdyby nie jego pomoc finansowa. Na sejmie 1778 r. wystąpił z projektem „Uspokojenie długu Szkoły Rycerskiej”. Zobowiązał się tam pokryć długi Korpusu w zamian za pozwolenie kupna starostwa wobolnickiego, jednak jego propozycja nie została zatwierdzona przez sejm. Moszyński nie miał zbyt dobrych relacji z uczniami korpusu - wymagał od kadetów dyscypliny, był postrzegany jako osoba wyniosła, chętnie zdobiąca się klejnotami. W późniejszym czasie zasiadł na Sejmie Czteroletnim, gdzie w roku 1788 został wybrany na posła z woj. Bracławskiego jako kandydat króla. Dnia 5 XII 1788 złożył projekt zabezpieczający stanowiska w armii dla absolwentów Szkoły Rycerskiej.

  13. Ur. 1734 – zm. po 1795 - podpułkownik, w Szkole Rycerskiej zajmował się porządkiem, zarządzał również finansami. Został przyjęty do Korpusu Kadetów 3 III 1766 r. w randze kapitana na stanowisko adiutanta, a 22 IX 1774 r. awansował na majora. W roku 1794 uzyskał stopień podpułkownika. Od roku 1769 pełnił obowiązki kwatermistrza (do jego zadań należało zajmowanie się rachunkowością szkoły, sporządzanie list wypłat oraz troska o zaopatrzenie). Ze względu na to, że w latach 1769 – 1778 Szkoła Rycerska znajdowała się w bardzo trudnych warunkach finansowych, co było spowodowane zaległościami wypłat ze strony skarbu koronnego oraz litewskiego, Jerowski był zmuszony niejednokrotnie zakładać własne pieniądze, z których część nigdy nie została mu zwrócona. W ostatnim okresie istnienia Szkoły (lata 1793 – 1794) był najbliższym współpracownikiem generała Ignacego Wodzińskiego, zastępującego komendanta. W tym okresie prowadził on administrację szkoły, sporządzał listy wierzytelności poszczególnych członków personelu, przygotowywał sprawozdania dotyczące stanu majątkowego, jak również przeprowadzał inwentaryzację. Zamknięcie Szkoły Rycerskiej pod koniec 1794 roku postawiło Jerowskiego w trudnej sytuacji materialnej. Listownie prosił on Stanisława Augusta Poniatowskiego o pomoc w znalezieniu pracy, jednak nie jest pewne, czy ją otrzymał. Jego synowie - Andrzej, Jan oraz Józef także kształcili się w Szkole Rycerskiej. Był także ojcem pani Kickiej, o której wspomina Bukar.

  14. Ur. 1 X 1737 – zm. 1807 - dyrektor nauk, matematyk i fizyk, dyrektor Korpusu Kadetów, człowiek starannie wykształcony, znający wiele języków. Wydał kilka dzieł po łacinie oraz po niemiecku, w Korpusie Kadetów nauczał matematyki.

    Hube współpracował z Towarzystwem do Ksiąg Elementarnych, co przyczyniło się do nawiązania znajomości i wymiany fachowej korespondencji z Krzysztofem Pfleidererem – matematykiem, który zajmował stanowisko dyrektora nauk Szkoły Rycerskiej. Gdy w roku 1781 Pfleiderer wyjechał z Warszawy, Hube został powołany na jego miejsce i 12 I 1782 roku rozpoczął swoją działalność naukową oraz pedagogiczną w Korpusie Kadetów. Nauczał matematyki i fizyki eksperymentalnej. Na stanowisku dyrektora Hube okazał się dobrym organizatorem życia szkolnego. W szczególności dbał o to, by zapewnić szkole jak największą ilość nauczycieli o narodowości polskiej, którzy byli powoływani na miejsce odchodzących, bądź zwalnianych cudzoziemców. Stworzył nowy plan organizacji szkoły, w starszych klasach całkowicie zrezygnował z kar cielesnych. W roku 1790 postanowiono rozszerzyć zakład, skutkiem czego Hube został wysłany za granicę. Zwiedzał tam instytuty militarne oraz równocześnie przygotowywał plan, który po powrocie do Warszawy zaprezentował zwierzchnikom szkoły. Dążył do wzbogacenia zbiorów bibliotecznych Szkoły Rycerskiej, by obfitowała ona w jak największą ilość dzieł wojskowych oraz map. Dzięki dozorowi Hubego stała się ona jedną z najlepiej zaopatrzonych bibliotek w Europie. Podczas powstania kościuszkowskiego w dalszym ciągu obejmował stanowisko dyrektora nauk. Wówczas niemal połowa kadetów pospieszyła na pola walki. W tym czasie Hube usiłował przełamać ograniczenia stanowe szkoły i chciał udostępnić ją dla wszystkich, bez względu na pochodzenie społeczne. Klęska powstania uniemożliwiła realizację jego zamierzeń. Ona także spowodowała decyzję o likwidacji szkoły. Wówczas Hube podjął jeszcze jedną próbę jej ocalenia i starał się w budynku Korpusu Kadetów zorganizować szkołę prywatną, utrzymywaną z  opłat rodziców, przeznaczoną dla elementu mieszczańskiego, jednak ta próba również poniosła porażkę. Hube musiał zrezygnować ze swoich planów związanych ze Szkołą Rycerską i po jej likwidacji znaleźć inną pracę zarobkową.

  15. Tu zaszła omyłka, gdyż wstęp do fizyki tłumaczył ksiądz Koc, profesor fizyki w konwikcie pijarskim warszawskim. (Przypis – J.I. Kraszewski).

  16. Ur. 8 I 1746 – zm. 10 XI 1814 – nauczyciel łaciny w wyższych klasach Szkoły Rycerskiej, znajomy Michała Hubego, przez którego został powołany na stanowisko. W Szkole Rycerskiej rozpoczął pracę w roku 1784 pełniąc funkcję nauczyciela łaciny, historii starożytnej i prawa cywilnego. Dzięki swojej rozległej wiedzy stał się jednym z bardziej cenionych profesorów. 9 II 1793 roku, gdy Szkole Rycerskiej groziła likwidacja, Steiner uzyskał dymisję z  podziękowaniem od króla i powrócił do Torunia.

  17. Ur. 2 IV 1760 – zm. 13 VII 1825 - kapitan, nauczyciel geometrii oraz rysunków topograficznych, w późniejszym czasie pełnił funkcję profesora astronomii w Akademii Krakowskiej oraz dyrektora obserwatorium astronomicznego. W latach 1772 – 1779 był uczniem Szkoły Rycerskiej, gdzie wyróżniał się ze względu na swoje wyniki w nauce, dzięki czemu w roku 1779 został przedstawiony królowi do nagrody. Umiejętności matematyczne zawdzięczał profesorowi tego przedmiotu - K. Pfleidererowi. W roku 1779, na polecenie Komisji Edukacji Narodowej sporządził mapkę sieci szkolnej w departamencie I. Massalskiego, która obejmowała znaczną część Wielkiego Księstwa Litewskiego. W latach 1786 i 1787 kadeci wykonali pod kierunkiem Łęskiego plany i pomiary Łazienek, które nie zachowały się do dzisiejszych czasów, a także w roku 1791 stworzyli plan południowej części Warszawy z Łazienkami (negatywy znajdują się w Bibliotece Instytutu Urbanistyki i Architektury). Po ukończeniu nauk otrzymał w Korpusie rangę chorążego, a w szkole podmetra rysunku planów. W korpusie dosłużył się rangi kapitana. W latach 1789 – 1790 nauczał geometrii, natomiast w latach 1790 – 1794 był profesorem architektury cywilnej i wojskowej. W roku 1783 wykonał także dwa plany manewrów pod Krakowem w roku. Żoną Łęskiego była córka Michała Hubego – Karolina, która jednocześnie była szwagierką powieszonego w roku 1794 Michała Wulfersa.

  18. Ur. 31 III 1743 – zm. 30 IV 1806 - ksiądz, pijar, nauczyciel historii powszechnej, autor historii powszechnej w  dwóch tomach, tłumacz wielu dzieł francuskich. W latach 1781 – 1788 oraz 1793 – 1794 pracował w Szkole Rycerskiej jako profesor historii, prawa naturalnego i  polskiego publicznego, etyki oraz stylistyki polskiej, natomiast od połowy roku 1782 do końca 1785 pełnił w niej także obowiązki bibliotekarza.

  19. Ur. 1752 – zm. 1820 - nauczyciel brygady w Korpusie Kadetów, posiadał rangę majora, nauczał zarówno architektury cywilnej i wojskowej, jak i algebry. Dnia 20 II 1766 wstąpił do Korpusu Kadetów, gdzie uczył się do sierpnia 1773, od r. 1769 na kierunku wojskowym w stopniu gefrajtera. 2 IX 1773 otrzymał nominację na chorążego i podbrygadiera, pozostał w korpusie jako instruktor, a następnie został wykładowcą algebry, architektury cywilnej i wojskowej oraz fortyfikacji. W roku 1774, wraz z grupą kadetów został oddelegowany do demarkacji granicy rozbiorowej z Rosją. Dnia 17 X 1775 został porucznikiem, 1 VI 1778 kapitanem i brygadierem, natomiast 8 IX 1783 majorem. Wówczas wszedł do sztabu korpusu kadetów. W trakcie reorganizacji korpusu, w  lutym 1790 otrzymał polecenie, by wysłać oficerów korpusu nad granicę austriacką. Sierakowski zajmował się podniesieniem umiejętności żołnierzy. W dużym stopniu dbał o ich wyszkolenie praktyczne, często (w szczególności w okresie od maja do października 1791) przeprowadzał ćwiczenia w terenie.

  20. Ur. 24 VII 1761 – zm. 4 XI 1794 - wicebrygadier z rangą kapitana, który w roku 1790 został pułkownikiem inżynierów litewskich, wsławił się zawiązaniem rewolucji w Wilnie w roku 1794 bez rozlewu krwi, gdy zabrał w  niewolę oddział wojska rosyjskiego z generałem Arsenjewem. Zginął w okopach na Pradze, kiedy bronił się do końca, nie chcąc przyjąć kapitulacji. Do Korpusu Kadetów zaczął uczęszczać 8 X 1773 r., nie wyróżniał się zbytnio w nauce, w roku 1779 został gefreiterem, a w 1783, po ukończeniu edukacji pozostał w Szkole Rycerskiej jako oficer-podbrygadier.

  21. Ur. 9 II 1591 - zm. 11 III 1646 – hetman wielki koronny, jego portret znajdował się w budynku Szkoły Rycerskiej.

  22. Ur. 1560 - zm. 24 IX 1621 – hetman wielki litewski, jego portret znajdował się w budynku Szkoły Rycerskiej.

  23. Ur. 28 VII 1769 - zm. 10 I 1844 – angielski wojskowy.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
IV ŻC, Wspomnienia A Moszczeński 5 03
IV ŻC 5 Kadeccy topielce 4 04
IV ŻC* Wspomnienia J U Niemcewicz 6 03
IV ŻC* Wspomnienia J U Niemcewicz! 05
IV ŻC 8 Jan Dąbrowski 7 04
IV ŻC? Mowa ks G Jakubowskiego 4 04
IV ŻC Rekonstrukcja planu dnia kadeta
IV ŻC? Wstęp do Mowy ks G Jakubowskiego
Badanie przebiegu czasowego e, Szkoła, Politechnika 1- 5 sem, SEM IV, Maszyny Elektryczne. Laborator
Badanie przebiegu czasowego a, Szkoła, Politechnika 1- 5 sem, SEM IV, Maszyny Elektryczne. Laborator
IV ŻC 4 Spis prof. i metrow z przedmiotami 1768, A KAJET 1 teksty 21 V 16
Badanie przebiegu czasowego b, Szkoła, Politechnika 1- 5 sem, SEM IV, Maszyny Elektryczne. Laborator
Badanie przebiegu czasowego d, Szkoła, Politechnika 1- 5 sem, SEM IV, Maszyny Elektryczne. Laborator
Maciek, Szkoła, Politechnika 1- 5 sem, SEM IV, Maszyny Elektryczne. Laboratorium, 04.Badanie prądu s
IV ŻC 6 Złodzieje w SzRyc
IV ŻC 3 Spis kadetów którzy otrzymali kary i nagany
IV ŻC Ustawy porządkowe 5 05
IV ŻC 7 Rachunek wydatków kadeta Suchodolskiego

więcej podobnych podstron