ROK 1986
Waszą drogą jest wiara i ufność
Nie pisałam aż do 5 I 1986 r.
— Jestem przy tobie, Anno. Jakiż byłby twój wybór, gdybyś Mnie widziała, jaki jestem? A nawet jaki byłem, Jezus z Nazaretu? Waszą drogą jest wiara i ufność, gdy już uwierzycie. Tylko wtedy możliwe jest życie w wolności, swobodny wybór wedle własnej waszej woli: wybór zarówno rozumu, jak i waszej natury cielesnej. A wy tak bardzo pragniecie, abym was skrępował i zniewolił. Jakaż wtedy byłaby wasza radość? Pomyśl tylko. Istniał jeden jedyny zakaz dotyczący jednego drzewa w ogromnym ogrodzie. Jakaż to mała próba, prawda? A jednak człowiek nie mógł go znieść. Musiał przeciwstawić mu się i przeprowadzić swoją wolę: sprawdzić, co stanie się, jeżeli ten zakaz przekroczy...
Wy też ciągle sprawdzacie, czy będziecie szczęśliwi odrzucając rady i wskazówki moje. Odpowiedz Mi więc, czy jesteście szczęśliwi?
— Nie, cała ziemia jest nieszczęśliwa. Im bardziej odchodzimy od Twoich przykazań, Panie, tym jest gorzej.
— Widzisz sama, że moje Przykazania dałem wam, abyście byli szczęśliwi. Dałem wam też Błogosławieństwa, aby wam zapalić światła na drodze, a Księgi moje (Pismo święte) pełne są moich słów.
Cieszę się, że zabrałaś się, Anno, do wyboru tych słów moich, które mówią wam o mojej miłości do was, miłosierdziu, litości, opiece, pomocy i stałej trosce; również tych, które objawiają wam mój stosunek do was, moją naturę w stosunku do potrzeb człowieka. Spisuj je dalej. Tobie są potrzebne, a także przydadzą się innym, kiedy je rozpowszechnimy.
— A czy to nastąpi?
— Owszem, życzę sobie tego. I szukaj wśród słów proroków moich, w psalmach i w słowach Jezusa, a później — Jego apostołów. Nie jestem zmienny. Zawsze trwam w miłosierdziu względem was. Te fragmenty znajduj i notuj. Kolejność i układ nie jest ważny; w tym ci pomogę później. Notuj i nie zniechęcaj się, bo to jest obraz mój widoczny i żywy. W nim zobaczysz Mnie prawdziwego, istotę natury mojej. Poznasz Mnie też lepiej. To moja pomoc dla ciebie.
21 II 1986 r., piątek
Wczoraj skończyłam całość. Pomogły mi dwie dziewczyny. Co to jest, kiedy dwie osoby pracują! Tak wiec całość już jest gotowa do odbicia. Teraz Pan musi pomóc — ja zrobiłam to, co mogłam.
— Proszę Cię, Panie, powiedz, czego sobie życzysz ode mnie i od ojca Jana. Myślałam o przekładach. Czy nie powinna książka „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" dotrzeć najpierw do najbardziej zagrożonych? A może Ty, Panie, zmieniłeś plany? Może nie będzie wojen ani kataklizmów?
— Moja córko, cieszę się, że zwracasz się do Mnie. Anno, nie wierz w siebie, wierz we Mnie. Pewna bądź, że na sobie, a także na ludziach nie umocnionych we Mnie zawiedziesz się po wielekroć i dlatego nie pokładaj swojej nadziei w tym, co ludzkie, a tylko i wyłącznie we Mnie. Ja jestem pewnością waszą. Dlatego przestań się też martwić twoim stanem, bo Ja o nim wiem. Powiedziałem ci dzisiaj: „Chory idzie do lekarza, ale do ciężko chorego i słabego lekarz przychodzi, a gdy stan jest bardzo zły — nawet pozostaje przy nim". Ja jestem lekarzem doskonałym. Poddaj się więc moim staraniom w zupełnym spokoju. Objawy choroby: grzech lub przewinienie, budzą twoją odrazę i smutek tym, że istnieją. Tymczasem dla lekarza są one ważne, bo wskazują punkty zapalne organizmu; wtedy może go uleczyć. Bądź spokojna, Ja czuwam tak, jak ty dbasz o moje sprawy. Obiecałem ci pomoc, ufaj Mi.
Pragniesz mojej odpowiedzi. Posłuchaj, córko. Sama widzisz, co się z wami dzieje. Już lęk przed zagrożeniem jest powszechny w świecie. Miliony ludzi czują się śmiertelnie zagrożone, a spójrz, ilu jest takich, którzy nadal straszą i bawią się przerażeniem ludzkim, świadomie pragnąc je „wygrać" dla własnych korzyści.
— Może chodzi im o dobro ich narodu?
— U takich ludzi, Anno, dobro narodu łączy się nierozdzielnie z ich własnym wyniesieniem, korzyścią i władzą. Nieprzyjaciel wasz opanował tych przede wszystkim, którzy posiadają władzę — i oni będą dążyć do celu swego pana, bo są w jego mocy. Sugestie szatana są perfidne i oparte na znajomości natury człowieka. Ten jedynie nie ulega mu, który ukrywa się za Mną i Mnie swoje bezpieczeństwo powierza. Róbcie to jak najczęściej, nie tylko w swoim imieniu. Oddawajcie Mi los świata, poszczególnych narodów i osób. Ci ocaleją, którzy do Mnie garnąć się będą. Wiecie przecież, że ja uratować pragnę każdego i nigdy nikogo nie odrzucę. Lecz jeśli Mnie znać nie chcą, nie mogę ich złej woli przełamać, bo macie prawo wyboru i słowa moje znacie. Nie jesteście więc nieświadomi, a tym samym — niewinni. Zwłaszcza rasa biała, która narzuciła swój prymat innym i w swojej pysze nie przyjmuje prawdy mojej, ale głosi Ją innym ludom, świadcząc o Mnie swoją postawą — fałszywie. Nie wierzy ani we Mnie, ani w żywą, aktywną obecność niezliczonych zastępów duchów buntu, zła i nienawiści, które pracują intensywnie nad waszą zgubą. A wy dajecie im posłuch i wolą opowiadacie się za nimi. Świadczą o tym wobec Mnie wasze wysiłki, słowa i czyny. Czytasz, słyszysz i oglądasz dzień po dniu narastające — niepokojące was — ujawnienia się działań nikczemnych i zbrodniczych. A plany, dążenia i usiłowania znam Ja i wiem, iż doprowadzą one do rezultatów, które przerażą nawet tych, którzy chcieli się bezkarnie posługiwać zbrodnią Kaina.
Ja obiecałem wam uratowanie ziemi. Dla was, ufających Mi, uczynię to. Nie zawiodę was. Lecz skutki morderczych pragnień ludzkich wyładują się na tych, którzy je zaplanowali dla innych. Tym razem chodzi o moją ziemię; szatan pokusił się na zamach na moje dobro — ofiarowane wam. Dlatego Ja wystąpię w obronie waszej, stosując moc moją do ogromu zła wywołanego przez was z zasobów, które oddaje w wasze ręce nieprzyjaciel wasz. Dlatego cała planeta będzie przeciw wam. Już obraca się przeciwko człowiekowi, który nadużył swego prawa dzierżawcy. Lecz to was nie trwoży i nie hamuje, więc dam wam takie leki, które obezwładnią zbrodnicze ręce i spętają grozą zadufanych w swoją potęgę i ślepych. To jest moja odpowiedź na twoje pytanie.
Wiesz też, że wobec niej odpowiedzią waszą musi być działanie: współpraca ze Mną w ratowaniu świata, a później w usuwaniu zniszczeń i leczeniu ran. Słowa mojej przyjaźni i łaskawości („Pozwólcie ogarnąć się Miłości") powinny być znane; wiesz, bo mówiłem ci, że nie odrzucam nikogo. Dlatego czyń to, co możesz, aby przekłady powstały i dotarły do zagrożonych. Lecz jeśli dotrą do nich w waszym języku, to wystarczy — o ile zostaną przyjęte z takim zaufaniem (do słów Pana) i miłością do innych narodów, że wzbudzą pragnienie udzielenia im mojego wezwania. Tak więc daję szansę współpracy i dzielenia się Mną nie tylko tobie, lecz wielu — o ile tego zapragną. Od ich gorliwości i braterskiej miłości zależeć będzie pomoc moja. Bo Ja tak bardzo uzależniam się od waszej woli, tak szanuję wolność waszą i respektuję prawo, które wam nadałem.
Zwróć uwagę Janowi (chodzi o ojca Jana Siega TJ z Krakowa), Anno, że zbiór moich wezwań do was („Słowa Pana") też temu służy i powinien być znany, lecz niekoniecznie w całości, a wedle potrzeby i rozeznania waszego. Nie wszyscy zawrą przyjaźń ze Mną, jednak każdy powinien mieć możność poznania głosu mojego w tych krótkich apelach, w których wołam do was.
„Słowa Pana" do Polaków zostały opublikowane w r. 1993 przez Apostolstwo Miłosierdzia Bożego w książeczce „Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu" (wyd. II).
Dopiero twoja zdecydowana wola pozwala Mi na dysponowanie twoją osobą
26 II 1986 r., środa, Warszawa
— Przekaż ojcu Janowi, córko, że cieszy Mnie, iż chce dopomóc Mi w moich planach ratowania i odrodzenia waszego kraju. Teraz weź nową kartkę i pisz.
Napisałam list do o. Jana. Pan skierował do niego m.in. następujące słowa:
— Uradowałeś Mnie, synu, swoją decyzją i wiem, że zdania swojego nie zmienisz. Rzeczywiście, pragnąłem cię mieć pracującego w mym dziele, lecz dopiero twoja zdecydowana wola pomagania Mi pozwala Mi na dysponowanie twoją osobą.
Nie spiesz się, synu; działaj powoli i rozważnie. Bo nie od ilości osób, lecz od ich predyspozycji, dobrej woli, ofiarności, pokory i pełnego zrozumienia moich planów zależeć będzie skuteczność ich działania; a także od szczerości i bezinteresownej miłości do swego kraju. Rozumiesz, synu, że wszelkie partykularne interesy mogą zniekształcić moje plany: moje, gdyż z mojej woli przekazane wam. (...)
Pragnąłbym, abyś nie ograniczał się do jednego środowiska, a przeciwnie, wśród osób, które uważasz za odpowiednie, znajdź przedstawicieli różnorodnych gałęzi wiedzy z rozmaitych zakonnych i świeckich stowarzyszeń. Są Mi potrzebni nieliczni, lecz głęboko rozumiejący moją miłość i łaskę dla was, moją troskę o to, aby wewnętrzne tarcia i animozje nie zniweczyły lub nie zmąciły prawdziwego braterstwa wśród tych, których dopuścić pragnę do udziału w tej pracy.
Proszę cię więc, patrz nie tylko na rozum i umiejętności, a na bezinteresowność, czystość uczuć i brak ambicji osobistych i żądzy władzy, a także na znajomość historii, tradycji, kultury i na najgłębsze pragnienia twoich rodaków, bo na nich — nie przeciw nim — buduję moje dzieło. Pragnę, by ono jednoczyło was i podnosiło ku Mnie, by stało się waszym szczęściem i okazją do powiększenia dobra, miłosierdzia i współodczuwania pośród was całego waszego narodu. I nie tylko w Krakowie widzę odpowiednich ludzi, lecz w wielu waszych miastach. Pomyśl, synu, o Lublinie, Wrocławiu, Toruniu, miastach Wybrzeża i waszej stolicy, tak bardzo teraz gnębionej przez władze wasze. Nie wszystko musisz zrobić sam i Ja cię przynaglać nie będę, lecz czas już, abyście wiedzieli, co wam przygotowałem i zapoznawali się z treścią planów moich. (...)
Błogosławieństwo moje daję tobie i tym, którzy przez ciebie przyjmą te plany ratunku z miłością i sercem ochoczym. Masz też, synu, opiekę moją, a twoja roztropność niech strzeże powierzone ci prace, aby nie trafiły w ręce niegodne. Jeśli ty pozostaniesz w łączności ze Mną, nic złego zagrozić wam nie może, bo daję ci straż moją i pomoc.
Dla każdego z was mam inną miarę - wedle jego możliwości
8 III 1986 r., sobota, Warszawa
— Panie! Nie mam żadnego wytłumaczenia i nie chcę się usprawiedliwiać. Gorszej sługi nie masz i z pewnością mieć nie będziesz. Przykro mi, że rozmawiasz z kimś, kto tak jak ja nie umie ocenić Twojej dobroci i wyjątkowej łaski. I nie pyta Cię, czy czegoś nie życzysz sobie, jak robiłby to — codziennie — każdy uczciwy i obowiązkowy sługa.
— Anno. Zbyt mało wierzysz w moją moc, a zbyt dużo w siłę nieprzyjaciela waszego. Może on rzeczywiście szkodzić wam wtedy, gdy uwierzycie, że nie możecie go pokonać. On to wam bezustannie sugeruje — ale waszą winą jest dawanie posłuchu sugestiom. Jeśli jednak naprawdę chcesz zwrócić się do Mnie, nic na to poradzić nie może. Bo naprawdę jesteś wolna w swoim wyborze i tak jak teraz, w każdej chwili możesz mówić ze Mną, bo Ja ze względu na twoją słabość jestem stale przy tobie i pragnę podtrzymywać cię i wspomagać. Chciej tylko i nie dawaj ogarniać się obawom i lękom, a zwłaszcza przekonaniu, że jestem z ciebie niezadowolony i surowy dla ciebie.
Moja biedna córko. Czyż kiedykolwiek ojciec gniewa się na chore dziecko? A ty jesteś bardzo słaba. Ja zaś znam twoje warunki i jeśli dopuszczam, abyś się tak męczyła, to przecież wiem wszystko o twoim wyczerpaniu i zmęczeniu. Dlatego — pamiętaj o tym zawsze — radość wielką sprawiasz Mi, kiedy — pomimo wszystko — chcesz zwrócić się do Mnie. Nie jestem surowym Panem, lecz Przyjacielem twoim, który ukochał cię — tak, ciebie, Anno — ponad życie własne i śmiercią opłacił twoje szczęście. Masz je zapewnione, jeśli nie odrzucisz Mnie, a wiem, że tego nie chcesz. Nie porównuj siebie z innymi ludźmi, bo nie wiesz, o ile silniejsi byli od ciebie i zdrowsi lub młodsi. Dla każdego z was mam inną miarę — wedle waszych możliwości — i wedle nich oceniam wyniki. Kto pomimo słabości swojej służy Mi, jak może — choćby niewiele mógł — droższy Mi jest i jego słabe starania więcej cenię niż osiągnięcia silnych i pierwszych we wszystkim: bo wszystko to, co czynią, z mojej łaskawości otrzymali, lecz o tym nie myślą, podczas gdy tak słabi jak ty, kiedy pozostawiam cię słabości twojej, w niedoskonałości i pomimo niej idą ku Mnie. A to jest wielki trud i o tym wiem. Jest to część prowadzenia mojego i poddaj mu się ze spokojem i zaufaniem. Cokolwiek zrobisz, miłości mojej nie utracisz!
Przyjmij swoją ludzką małość, miałkość i niedoskonałość, bo to Ja stworzyłem was takimi wątłymi, szybko przemijającymi i ułomnymi, aby zawstydzić byty duchowe, potężne, żyjące w pełni rozeznania i nieśmiertelne, które jednak nie wytrwały w wierności i wybrały chwałę własną — nad moją, mimo iż istnienie — wspaniałości pełne — otrzymały z miłości mojej. Dlatego tak nienawidzą was i tak zgubić was pragną ci, którzy w pełni wolności wybrali bunt i przeciw Miłości wystąpili. Dlatego też wątłość wasza i ułomność jest dla nich nieustającym wyrzutem, kiedy pomimo istnienia w was słabości idziecie do Mnie i upadki wasze nie powodują odejścia ode Mnie, a przeciwnie — zbliżają was ku Mnie.
Ufnie trwaj w pewności, że kochaną jesteś, drogą Mi i tak cenną, iż nie pozwolę nigdy, byś zginęła. Ufaj Mi — nie sobie. Ufaj miłości mojej, a na siebie patrz pobłażliwie i wyrozumiale, gdyż błędy i słabość są prawdziwie stanem waszym. Wiem o tym, lecz to niczego nie zmienia: kocham was. Kocham cię, córko, i to wystarczy.
10 III 1986 r., poniedziałek
— Córko moja. Chcesz wiedzieć, co powinnaś teraz robić? Czas już na działanie, a Ja cię w nim wspomogę, bo z mojej woli moje sprawy załatwiać będziesz. Nie odkładaj i nie odsuwaj spraw, które — jak sama wiesz — tylko ty możesz załatwić. Rób wszystko planowo i kolejno, stawiając sobie zadania na każdy dzień. Nie będę cię przynaglał, bo pragnę od was nie dyscypliny i posłuchu rozkazom, a zrozumienia i współpracy czynionej z dobrej woli. Pamiętaj, że rozpoczynamy starania w celu ratowania twojego narodu. (...) Teraz zacznij od spraw, które już mogą być wykonane.
31 III 1986 r., Poniedziałek Wielkanocny, Warszawa
— Przepraszam Cię, Panie. Wszystko, co powypisywałam, podarłam. Zapomnij, proszę.
— Moja córko, rozumiem twój smutek, bo znów byłaś samotna w czasie świąt i bardzo zmęczyły cię te konieczności zakupów, gotowania i wszystkich innych „zbędnych" czynności. Chcę, ażebyś zrozumiała, że one nie są bez wartości w moich oczach. Są one krzyżem dla was i to, żeś go otrzymała w Wielkim Tygodniu, dawało ci możność uczestniczenia w moim cierpieniu. Ty chciałaś mieć czas na skupienie i modlitwę, a Ja dałem ci inny sposób oczyszczenia — przez uczestnictwo. Myślisz, że zmarnowałaś ten czas? Nie, bo kilka razy oddawałaś Mi swoje stanie w kolejce i inne czynności, a Ja twoje ofiarowanie rozciągnąłem na całość twoich trudów. Wiem, że było to utrudzenie i przyjąłem je jako twój dar dla Mnie.
— Ale ja nie przyjęłam tego dobrowolnie?
— Żaden trud nie jest dobrowolny, kiedy daje umęczenie. Trud dobrowolny jest pomimo wysiłku radosny i daje zadowolenie, natomiast przymus jest ciężarem, a nadmierny w stosunku do sił człowieka daje taki stan, jaki przeżywasz: ogromnego zmęczenia, załamania i smutku. Jestem przy tobie, córko. Jestem wciąż obecny i kochający. Chcę, żebyś teraz odpoczywała. Jeśli ci jutro nie dam pomocy, nie rób nic. Bądź spokojna. To, co potrzebne, będzie zrobione. Ja kieruję wszystkim. Znajdź tylko czas na rozmowę ze Mną. Dobrze?
2 IV 1986 r., środa, Warszawa
— Sama doświadczasz, jak pomimo przeszkód udaje ci się załatwić sprawy, kiedy Ja ci pomagam. Weź to wszystko, co przygotowałaś i jedź — zupełnie spokojna. To Ja mówię i moje słowa świadczą o tym, kim jest Ten, co wzywa was do przyjaźni i obdarza was miłością. Bądź pewna mojej pomocy i uczestnictwa. Razem pisaliśmy i razem będziemy załatwiać nasze sprawy. Daję ci moje błogosławieństwo, córko.
Was mieć pragnę pomocnikami w moim dziele odrodzenia świata
12 IV 1986 r., sobota, Warszawa
— Dziękuję Ci, Panie, za pomoc (jechałam do wydawnictwa nikogo tam nie znając). Byłam zdumiona, że chcą wydać książkę, i to szybko, nie przeczytawszy nic poza fragmentami. Oby tak dalej, bo mogą być zastrzeżenia ze strony cenzury lub inne. Tam jednak szatan chyba mniej może zdziałać, tak mi się wydaje. Ale teraz chyba czas na pójście do ks. Władysława. Co powinnam zabrać?
— Weź, Anno, ten egzemplarz, który już masz gotowy i nie martw się, że będzie mało czytelny. Jeśli syn mój zechce, każe go przepisać.
Powiedz, że Ja ofiarowuję tajemnicę mojej przyjaźni z wami („Pozwólcie ogarnąć się Miłości") Kościołowi swojemu w twojej ojczyźnie, aby... (Przerwałam, ktoś przyszedł).
15 IV 1986 r., wtorek
— Dokończ, Anno, to zdanie:
...aby poznał lepiej mój stosunek do biednego, pełnego nędzy człowieka waszego wieku i aby Mnie naśladował i ze Mną współdziałał wedle moich metod, mojego miłosierdzia i mojej wyrozumiałości dla was, nie zaś wedle własnych, ludzkich przyzwyczajeń i projektów, gdyż Ja pragnę być przez wasz naród wyniesiony i ukazany światu potrzebującemu miłości, przebaczenia i pomocy — Ja sam w mojej jaśniejącej, czystej postaci Boga miłującego was, Mnie samego bowiem potrzebuje i łaknie świat. Dlatego odrzućcie wszystko to, co kala moje prawdziwe oblicze i plami je waszymi ludzkimi przywarami: mściwością, ciasnotą serca, brakiem litości, chciwością, obłudą, pychą, egoizmem, oraz wszelkimi emocjami. Zechciejcie odsłonić przed obliczem świata MNIE, nie zaś — siebie.
Daję wam moją broń: sam mówię o mojej stałej i nieugaszonej miłości do każdego człowieka na ziemi. Mówię wam, że Ojcem miłującym jestem i wolą moją jest, aby rozdając mój dar nie zaprzeczano miłości mojej; owszem, by rozdający upodabniali się do Mnie, Boga swego, i tym sposobem torowali Mi drogę do ludzkich serc. Niechże więc szybko nakładają szaty godowe, jedynie godne sług Boga, ci, którzy pierwsi podniosą sztandar mój. Im prawdziwszy będzie wizerunek mój na was odbity, tym więcej ludzi pociągnie ku sobie, a Ja pragnę iść w świat ku tym przede wszystkim, którzy się „źle mają" i giną beze Mnie. Ku tym serce moje się wyrywa, którzy umierają w ciemnościach błędu i pragną Mnie, którym drogę ku Mnie zagradzano lub pozostawiano ich samych w ich niedoli.
Was mieć pragnę pomocnikami w moim dziele odrodzenia świata i przez was do serca mego przygarniać dalekich, zabłąkanych, nieświadomych i głodnych; przez was ratunek nieść, uzdrowienie i łaskawość moją okazać tym, którzy wzgardzili Mną, nienawidzili Mnie i sądząc Mnie podobnym sobie, obawiać się będą sprawiedliwości mojej. Ja niosę przebaczenie i odpuszczenie win. Jeżeli wy zechcecie służyć Mi prawdziwie i godnie, przebaczajcie, darowujcie winy, nie stawiajcie granic współczującemu i uleczającemu miłosierdziu mojemu, w które przyoblec was zamierzam. Łaską moją jest obdarowanie was taką służbą, która, jeśli pełniona będzie rzetelnie, ukaże naród wasz przed oczyma przerażonego i poranionego świata w barwach moich i prawie moim (w chwale i wspaniałości planów Bożych).
16 IV 1986 r., środa, Warszawa
— Chcę iść do ks. Władysława. Czy tego życzysz sobie, Panie?
— Dobrze, Anno. Powiedz, że w sprawach mojego ludu i budowania mojego królestwa na ziemi daję wam łaskę nieograniczonej pomocy całego Kościoła Triumfującego. Wasza Królowa wraz z niebem całym uczestniczy w planie ratowania was, obrony, wsparcia i pomocy radą i umiejętnością.
— Ale takiej współpracy nigdy jeszcze nie było?
— Nic nie powtarza się identycznie, córko. Królestwo moje rośnie i umacnia się. Braterstwo z wami i miłość gorąca i współczująca pulsuje w nim, a miłość braci waszych z domu mojego wyleje się ku wam, bo zbyt słabi jesteście, by podnieść się sami. Dlatego Ja daję wam tak ogromne, nieznane wam dotychczas, możliwości korzystania z pomocy mojej w moim ludzie świętym, w mojej chwale nieprzeliczonych bytów duchowych, w całym królestwie niebieskim, które wobec zagrożenia zgubą całego rodzaju ludzkiego przeniknie pośród was na czas najgorszy.
Powiedz, że kiedy ten czas nadejdzie, nie zginiecie; przeciwnie, wchodzicie, wy, Polacy, w czas żniwa, czas łaski, czas nawrócenia, oczyszczenia i służby Mnie całego narodu waszego.
Kiedy zakładałem podwaliny ziemskie mojego królestwa, służyło Mi dwunastu uczniów i kilkudziesięciu zwolenników; potem kilkuset, kilka i kilkanaście tysięcy. Takie były początki. Teraz przyznają się do Mnie miliony, a Ja sprawię, iż staną się oni takimi, jakimi byli apostołowie, kiedy Duch Święty spoczął na nich. Chcę bowiem, abyście żyli prawdziwie, abyście wzrastali i dojrzewali na chwałę mojego miłosierdzia i miłości do was. Nie w pognębieniu was, karze i zagładzie jest chluba Boga Najwyższego, a w obronieniu was przed śmiercią wieczną, wyrwaniu was z rąk nieprzyjaciela i uratowaniu. W przywróceniu wam praw synów moich, podźwignięciu i przygarnięciu do serca leży chwała Boga miłości i przebaczenia.
To powiedz, córko, a także to, iż czas już bardzo bliski i czynić przygotowania należy.
Daję wam księgę mojej miłości
20 IV 1986 r., niedziela, Warszawa
— Czy życzysz sobie, Ojcze, aby przekazać coś ojcu Janowi?
— Wszystko, co chciałem, wyjaśniłem mu. Powiedz, iż w miarę jego starań o moje sprawy Ja będę pomagał mu w ich załatwieniu i ukazywał nowe możliwości, czego już doświadczył.
Czyż nie jest wielką radością świadomość, że odtąd Ja sam, osobiście toruję drogę do świata mojemu Kościołowi: chleb — mój — wam daję, byście zgłodniałych nakarmić mogli. Nie samym chlebem żyje człowiek, ale słowem Bożym posila się duch człowieczy, zwłaszcza tam, gdzie był karmiony trucizną lub wcale oń nie dbano.
Daję wam księgę mojej miłości („Pozwólcie ogarnąć się Miłości"), ale od was zależy jej działanie. Jeżeli nieczyste ręce podadzą wam jadło, będzie ono skażone. Dlatego wy, rozdający je, musicie być czyści i nie zaprzeczać treści moich słów swoim postępowaniem. Kto nie czuje w sercu swoim potrzeby miłowania, obdarzania, przygarniania i leczenia poranionych dusz ludzkich, kto na widok choroby, ran, wrzodów i zgnilizny nie pragnie całym sobą pomocy nieść, opatrzyć, podźwignąć i do zdrowia przywrócić, a przeciwnie, wstręt czuje i swoim zdrowiem się szczyci, a swoją pogardą kopie i depcze leżącego — nie moim jest sługą, lecz nieprzyjaciela, i jeśli się prędko nie opamięta, upomni się o niego jego pan, a Ja go bronić nie będę, gdyż nie ścierpię dłużej niemiłosiernej pychy ludzkiej w domu moim.
Oczyszczajcie się i gotujcie szybko, bo kończy się czas postu i oczekiwania, a nadchodzi pora żniwa. Jeśli Mnie mają przynieść plony słudzy moi, którzy dobrowolnie Mnie swym Ojcem i Panem wybrali i w mojej służbie (w moich barwach) ukazują się światu, powinni wyróżniać się sprawnością i siłą, a w narzędzia stosowne uzbroić się. Niepotrzebne Mi są w tej porze: ich głos, ich wymowa, ich wysoka wiedza i wszystko to, w co się przyodziać zdołali na służbie mojej. Potrzebni Mi są oni sami w ich czystości sumienia, bezinteresowności, współczuciu i miłosierdziu, w zapomnieniu o sobie, a stałej trosce o każdego człowieka, z którym ich spotykam. Potrzeba Mi sług wiernych, noszących w sercach swych mój wizerunek, i tylko mój! (...)
Jestem Bratem człowieka, miłuję go i blisko, w serdecznej zażyłości żyć z nim pragnę. Osłonić, obdarować i uszczęśliwić biedne dziecko ludzkie jest pragnieniem moim. Dlatego serce moje nie mogło dłużej powstrzymać miłości — i daję ją wam.
Wołam do ludu mego, do ludzkości całej, że ją miłuję i pragnę z wami być nieustannie, a zwłaszcza wtedy, gdy zagrożeni jesteście i niezbędna jest wam pomoc moja.
Gdy słudzy zaniedbują zadania swoje, ich Pan sam naprawia błędy i to, czego zaniechali, wykonuje sam. Oto dlaczego daję wam słowa moje w tym czasie. Za daleko odsunęliście Mnie od serc ludzkich i potrzebna im żywa, gorąca miłość moja, by je uzdrowić. (...) Jeżeli zaś zrozumieliście i podzielacie miłosierną miłość moją, ze Mną idźcie i ukazujcie Ją światu swoją postawą. Bądźcie jak Ja, a wspólnie rozpalimy świat miłością i damy mu pokój.
To, Anno, przekaż ojcu i powiedz też, że te słowa moje („Pozwólcie ogarnąć się Miłości") są przeznaczone dla sług moich — tych, którzy zrozumieć je potrafią. Zrozumieć — to wziąć udział w działaniu.
Ja, wódz wasz, wzywam was, mobilizuję szeregi braci moich na służbę Bogu, na bliski czas żniw ogromnych i strasznych. Wzywam przyjaciół wszystkich.
Ojciec raduje się przebywając ze swoimi dziećmi
8 V 1986 r.
Modliłyśmy się razem z Grażyną A., znajomą z mojej grupy Odnowy w Duchu Świętym. Spytałyśmy się, czy Pan nie chce nam czegoś powiedzieć, poradzić nam, pomóc...
— Jestem z wami. Jestem tu po to, żeby wam pomóc, lecz także po to, by radować się wami tak, jak ojciec raduje się przebywając ze swymi dziećmi. Ojciec cieszy się, że ma dzieci, że są przy nim, a nie rozważa ich błędów i wad. Ojciec uczy je podobieństwa do siebie swoją obecnością. Ja jestem Doskonałością niedościgłą, lecz Syn mój stał się podobny do was, ażeby łatwo wam było naśladować Go.
Cóż bym wam teraz polecił, jeśli nie niezmierną, cierpliwą łagodność Jezusa wobec wszystkich słabości ludzkich. Bóg jest cierpliwy tak, że nic nie może tej cierpliwości zakłócić. Jest wyrozumiały, bo wie, że wy jesteście pełni słabości i wciąż popełniacie nowe błędy. Bóg więc kocha was takich, jakimi jesteście teraz, nie czekając, aż się zmienicie, nic wam nie narzucając ani nie stawiając warunków. Taka właśnie miłość może was przemienić. Nic innego...
A wy (jak kochacie innych)?
— Panie, czy mogę cokolwiek zrobić, abyś dał mi łaskę cierpliwej miłości Jezusa i co mam zrobić, aby tę łaskę otrzymać? — zapytała Grażyna.
— Córko, Ja pragnę darzyć, a wy powinniście pragnąć moich darów, prosić o nie i spodziewać się ich.
18 V 1986 r., Zesłanie Ducha Świętego, niedziela
— Chcę być z tobą, córko, bo tak bardzo potrzebna ci pomoc moja. Pragnę ulżyć ci, osłaniać cię i podtrzymywać, a ty wciąż unikasz Mnie i sama swój dzień układasz.
— Ale przecież pracuję „dla Ciebie".
— Wiem, że pracujesz „dla Mnie", ale Ja chciałbym, żebyśmy pracowali wspólnie; wtedy będzie ci o wiele lżej, dziecko. Wzywaj Mnie — jak najkrócej — i oddawaj Mi swoje plany i zamierzenia na każdy dzień, a wtedy Ja je uporządkuję i sam ułożę ci pracę.
6 VI 1986 r., piątek, Warszawa
— Proszę Cię, Panie, czy mógłbyś powiedzieć coś w sprawie Małgosi? Czy oni z mężem mogą jechać do Afryki i czy będą tam bezpieczni? Powiedz, czego Ty sobie życzysz: mieć ich w kraju, tu, czy też tam? (Oboje są lekarzami).
— Dlaczego, Anno, znowu obawiasz się Mnie pytać? Dlaczego nie jesteś pewna mojej życzliwości? Przecież Ja się nie zmieniam.
Prosisz, Anno, o moją wolę co do wyjazdu twoich przyjaciół. Chciałbym widzieć matkę przy dzieciach, a jeśli już wyjeżdża, to na krótko. Ważna jest jej służba, ale żywe dusze ludzkie — bezcenne i nieśmiertelne — powierzyłem jej i nie o karmienie ciał chodzi, lecz o miłość macierzyńską, obecność, przykład, wychowywanie.
Tu u was, w Polsce też będą wielkie potrzeby; mogą być w wyniku głodu i zimna epidemie chorób i każdy lekarz prawdziwy, a więc działający w duchu miłosierdzia, będzie potrzebny. Jeśli jednak tak bardzo chcą jechać, niech robią to, ku czemu serce ich się skłania. Ja nie rządzę wami, lecz kocham i nie ślepego posłuszeństwa żądam, lecz pragnę zrozumienia i świadomej waszej współpracy ze Mną — w miłości. Nic narzucać wam nie chcę. Kocham was — cokolwiek zrobicie — i opiekuję się każdym z was, który Mi na to pozwoli. Przekaż, że ważne jest, aby wszędzie, gdzie człowiek się znajdzie, postępował w imię miłości bliźniego, najlepiej, jak może, z całego serca darząc innych wedle posiadanych darów. Ważne są dla Mnie intencje serca ludzkiego i wedle ich prawości was sądzę. (...) Postąpią tak, jak zechcą, a w każdym przypadku liczyć mogą na Mnie, gdy wzywać Mnie będą. Pozostawiam im - jak wszystkim i zawsze - wolność wyboru.
- Chciałabym, Panie, służyć Ci na wsi. Czy będziesz tego, Panie, chciał?
- Moja córko. Ja zawsze chcę być z tobą, rozmawiać z tobą, cieszyć się tobą. Weź papier i pióra. Weź też dobre usposobienie i pragnienie bycia ze Mną.
Potrzebne wam nawrócenie i głęboka przemiana dusz
8 VI 1986 r., Warszawa
— Pytasz, Anno, czy nie mam nic do przekazania (ojcu) Janowi. Owszem, przekaż, że jestem z nim, wspomagam go i ułatwiam mu spotkania z ludźmi. (...)
Słyszałem wasze rozmowy. Pozostawiam (ojcu) Janowi pełną wolność wyboru, gdyż roztropność wskaże mu, jak się wycofać, gdy zauważy sprzeciw u swego rozmówcy. (...)
Przypominam, że was, naród polski, obdarzam i obarczam odpowiedzialnością za nawrócenie waszych sąsiadów — i to nie tylko Rosjan w ich dawniej chrześcijańskiej części. Sami zaś Rosjanie winni są zadośćuczynienie narodom przez siebie podbitym: powinni zatem nieść im pomoc naprawiając w ten sposób wyrządzone krzywdy i zbrodnie, i uczynią to wobec narodów Azji, kiedy znowu staną się synami mego Kościoła. Jednak dotyczy to pokoleń następnych, gdyż nauka moja musi się w nich zakorzenić i ich samych przemienić. W tym liczę na wasz naród.
Pomoc nieść będziecie — jeśli zechcecie — przez wszystkie wasze granice, a Ja was poprowadzę i pobłogosławię, a także ubogacę. Dla tego celu Matka moja zatrzymała was sobie, wyprosiwszy was przed moją sprawiedliwością, aby móc z wami iść i nieść Ewangelię moją na wschód, południe, północ i tam, gdzie na zachodzie pozostanie lud żywy, zrozpaczony i zubożały. Im potrzebna będzie nadzieja.
Trzeba o tym mówić, gdyż wielu synów moich posłać chcę ku potrzebującym i głodnym miłości mojej. Lecz tu, w Polsce, potrzebne wam pierwej nawrócenie i głęboka przemiana dusz. Dam ją wam, ale dar mój musi być podjęty i rozwijać się w was, i owoce przynosić Mi.
Dlatego będę dla was miłosierdziem i przebaczeniem, łaską i wysłuchaniem. Osłonię was i dam wam bezpieczeństwo, wolność i kraj nie zniszczony. Pamiętajcie jednak, iż nie dla cnót waszych i szlachetności to czynię, gdyż zdradzacie Mnie wciąż i porzuciliście wartości wasze. Czynię to, gdyż jestem Ojcem miłosiernym i lituję się nad nędzą waszą. Ale kiedy was podniosę i przyodzieję, napełnię zdrowiem i radością, poślę was na trud znojny w winnicy mojej. Plonów od was oczekiwać będę. Szykujcie się więc nie czekając dni grozy i strachu. Zawierzcie Mi i obietnicom moim i trwajcie w pogotowiu, bo czas jest bliski.
Te słowa daję synowi memu, Janowi, i błogosławię mu w służbie planom moim. +
Wy sami jesteście współtwórcami waszego zbawienia
2 VII 1986 r., Warszawa
— Córko, cieszy Mnie, że wracasz. Ostatnio nie chciałaś ze Mną rozmawiać, dlaczego?
— Nie wiem.
— Wiesz dobrze, Anno, że żadna praca nie jest tak ciężka, aby nie znaleźć chwili czasu w ciągu miesiąca na rozmowę z tym, kogo się kocha. A Ja tak pragnę wierzyć, że kochasz Mnie.
— Chcę Cię kochać, Panie, ale nie potrafię.
— Czemuż więc nie prosisz Mnie o pomoc?
— Czyż nie prosiłam o dar miłości?
— Dar miłości, dziecko, to moc, która rozpali każdy żar — jeśli on jest. Ale to ty sama musisz dbać, aby żar nie zagasł zupełnie. Musisz chcieć zachowywać go, jeśli jest naprawdę cenny dla ciebie. Czyż nie tak?
— Tak.
— No widzisz, wszystko w świecie wymaga pielęgnacji, starań, a ty tak dbasz o moje sprawy, a Mnie samego pozostawiasz...
— Przecież ja dla Ciebie prawie nic nie znaczę. Masz, Panie, tyle wspanialszych i lepszych dzieci.
— Nawet jeśli dla siebie nie jesteś warta uwagi i starań, dla Mnie jesteś jedyna i niepowtarzalna. Nie mam wielu „Ann". Każda jest inna i nikt, chociażby o wiele doskonalszy, nie zastąpi Mi ciebie. Ja z tobą chcę się spotykać, tobie — udzielać, ciebie — wspomagać, bo ty Mnie potrzebujesz.
Tak, dziecko, wszyscy Mnie potrzebujecie, ale każdy z was ma inne potrzeby. Tego, co dla ciebie przygotowałem, potrzebujesz ty, nikt inny. Tak trudno uwierzyć ci, że jesteś kochana, a to znaczy: oczekiwana z tęsknotą, otoczona moją troską, uwagą, potrzebna Mi.
— Nie wierzę, Jezu, że ktokolwiek z nas jest Ci potrzebny.
— A więc jeszcze nic nie pojęłaś z mojej miłości, z istoty Boga, Ojca waszego. Czyż nie wiesz, że dzieło zbawienia was prowadzę z wami? Że wy sami jesteście współtwórcami własnego zbawienia i ratunku dla waszych braci...? A gdzież byłoby miejsce na waszą wolę, na wasz własny wybór, na waszą pełną wolność...?
Oddałaś Mi się, córko, i służysz Mi, jak możesz, a siebie samą pozostawiasz na uboczu. O sobie nie chcesz pamiętać? A Ja tak bardzo troszczę się o ciebie.
12 VII 1986 r., sobota, Warszawa
— Wybacz mi, Panie, to wszystko.
— Wiesz przecież, córko, że Ja wybaczam zawsze i wszystkie wasze winy. Chcesz, abym dzisiaj był gospodarzem twego domu?
Pragnę jeszcze szerzej otworzyć ramiona — ramiona mojego Kościoła
15 VII 1986 r., wtorek, Warszawa
— Weź teraz oddzielną kartkę i pisz, bo pragnę synowi mojemu, Janowi, podać szczegółowiej moje zamysły.
Zapisałam i przekazałam ojcu Janowi następujące słowa Pana:
— Mój synu, cieszy Mnie, że rozumiesz moje intencje.
Ja zawsze zwracam się do was wszystkich, nikogo nie wykluczając. To wy sami odmawiacie Mi swego udziału w planach moich, które mogłyby być realizowane przez wszystkich żyjących w moim Kościele. Tymczasem dzieje się tak, iż bardzo zajęci jesteście odcinkiem pracy, który wybraliście sobie, bo odpowiadał wam najbardziej, i tak o swoje miejsce w nim troszczycie się, że nie chcecie Mnie usłyszeć, jeśli pragnę odwołać was do pracy ważniejszej dla Mnie lub bardzo pilnej. A przecież to Ja jestem Panem mego Kościoła i winien on czujnie nasłuchiwać Mnie i wedle moich chęci służyć Mi z gotowością i chętnie. Czyż nie tak być powinno...?
A wy wybieracie rutynę i wreszcie nie Mnie służycie, a sobie w swoich nawykach, upodobaniach i w uznaniu, które uzyskaliście. A Ja miałem w was mieć sługi zawsze gotowe i oczekujące na każdy mój rozkaz, zwłaszcza was, synów Ignacego...
Pomimo to Ja nie rezygnuję z nikogo z was i staram się przemawiać głośno i wyraźnie. Czy nie czynię tego chociażby teraz? Pragnę każdemu z dzieci moich dać szansę służby najzaszczytniejszej, bo na pierwszej linii frontu w walce z księciem tego świata. Przebiega on przez waszą ojczyznę, synu, dlatego spodziewam się od was mocnego i powszechnego odzewu. Trzeba do niego przygotować ludzi i opracować moje plany dla tych, których niezawiniona niewiedza może uniemożliwić współudział w walce o ustanowienie moich miłosiernych, łagodnych i sprawiedliwych praw na waszej ziemi, tak doświadczonej przez krzywdę, nienawiść, kłamstwo i niesprawiedliwość. Dopuściłem, ażebyście doświadczyli braku dobra, by móc tym usilniej stanowić to, co wam się tak upragnione wydaje i w czym sam pragnę wam przewodzić. Czyż tego nie czynię? A w latach najbliższych pragnę zawrzeć z wami rzeczywiste powszechne przymierze.
Wiem, iż to zrozumiałeś już, lecz chcę powiedzieć ci to sam raz jeszcze, ponieważ miłuję cię, synu, i radością jest dla Mnie rozmowa z tobą.
Pan powiedział następnie:
— Tak pragnąłbym mówić z każdym z was. Dlatego dałem wam słowa mojej miłości („Pozwólcie ogarnąć się miłości") i chcę, abyście je usłyszeli, aby nikt nie mógł powiedzieć, że nic nie słyszał o tym, iż jego Ojciec kocha go bezgranicznie i bezwarunkowo, osłonić pragnie w tych strasznych czasach i uratować na wieczność — dla jego szczęścia.
Zrozumiałeś moje pragnienia i troskę, synu, czym uradowałeś serce moje. Nie rezygnuj, nie zrażaj się niepowodzeniami — to udział w moim życiu, który ci daję. I Ja nie zaprzestałem pracy mojej. Przecież Kościół mój powstał na opoce mojej wytrwałej miłości i co pokolenie rodzi Mi liczne nowe dzieci gotowe Mi służyć. Tak owocuje wierność dziełu, które polecił Mi Ojciec.
Teraz pragnę jeszcze szerzej otworzyć ramiona — ramiona mojego Kościoła — aby przygarnąć tych wszystkich, którzy rozproszeni, nieświadomi i bezbronni wpadną w wir szaleństwa zbrodni, jaka przetoczy się przez wasz glob. O nich troszczę się najbardziej, jak również o tych, którzy zło czynili, nienawidzili Mnie i prześladowali i mogą nie mieć śmiałości, by prosić Mnie o przebaczenie. A wola ludzka jest dla Mnie przeszkodą. Dlatego czynię wszystko, aby tym właśnie — marnotrawnym synom — ułatwić drogę powrotu. Dlatego też słowa moje podałem wam. Dotyczą one każdego z was, bo nie ma czystości na ziemi, lecz dotyczą przede wszystkim tych, którzy nie ośmielają się podejść ku Mnie znając swój brud. Inni, pragnę, by go poznali. Lęk o swoje życie dopomoże im w przejrzeniu, a Ja pomoc im dam, łaskę i moc.
Trzeba jednak przygotować wszystkie możliwe środki ratunku dla dusz ludzkich. Bo to jest wasze zadanie — mojego Kościoła. W okresie lęku i zamętu potrzebna będzie wasza pełna pomoc — dobro czyniąca, karmiąca, lecząca i wspomagająca. Teraz potrzeba przygotować środki dla przebudzenia was i dania wam nadziei, a więc ożywienia waszych sił i pragnienia służenia Mi w narodzie waszym. Potrzeba opracować i głosić to, co można ze słów moich danych wam, Polakom. Potrzeba zaznajomić z nimi ludzi światłych, wiernych Mi i czystych. Potrzeba przygotować odrodzenie narodu. Na kogóż liczyć mogę, jeśli nie na was?
Ze Mną rozpoczniecie odrodzenie ziemi - odrodzenie dusz
19 VII 1986 r., sobota
Byłam w wydawnictwie z ojcem Janem. Zrobiłam korektę książki razem z lektorką.
— Proszę Cię, Ojcze mój, o opinię o naszych ostatnich działaniach i o wczorajszym gościu, bo jestem zdezorientowana, a wiem, że Ty jesteś obecny.
— Dobrze, że chcesz wiedzieć, co Ja sądzę o twoich działaniach. Gdybyś wciąż zasięgała mojej opinii, dziecko, byłabyś spokojna i nie doświadczała niepewności.
Księga mojej przyjaźni ukaże się z pewnością („Pozwólcie ogarnąć się Miłości"; została wydana w 1988 r.), a będzie służyła tym, którzy poszukują Mnie w zbliżeniu i zaufaniu, a później w pełnym zawierzeniu Mi, a to dlatego, że jest to Moje wezwanie.
Wiedz, córko, że nigdy nie pozostawiam moich dzieł wyłącznie ludzkiej przemyślności, lecz dbam o nie, wspomagam je i każdego, kto wychodzi na spotkanie ze Mną, przygotowuję i uczę sam. W miarę jego stałości rozwijam w nim wrażliwość i zdolność rozeznania prawdy oraz pozwalam mu odczuć radość mojej obecności i dodaję do ogólnej nauki to wszystko, co potrzebne jest właśnie temu, który Mnie pragnie. Tak że pewną bądź mojej specjalnej troski o każdego, w którym moje wezwanie wzbudzi odzew.
Dlatego ważne jest, aby poszczególne egzemplarze — jeżeli znajdziecie chętnych — trafiły możliwie jak najdalej i tam były tłumaczone na języki miejscowe. Zawczasu, gdyż nie znacie dnia, w którym dalsza łączność stanie się niemożliwa na co najmniej kilka lat.
Pragnę, by w czasie najgorszym przyjaźń moja i miłość ku wam były znane i dawały oparcie ludziom ciężko doświadczonym.
Przekaż, Anno, mojemu synowi, Janowi, że cieszy Mnie jego gorliwość w moich sprawach i wedle niej Ja toruję mu drogę — jednak tam tylko, gdzie znajduję odzew w sercach ludzkich. Tak jak to zrozumiałaś, stale (od początków istnienia człowieka) pragnę każdemu z was dać szansę współpracy ze Mną i jeśli zauważę waszą zgodę, udzielam wam swej łaski i światła i włączam was w moje plany. Jeżeli zaś wasza współpraca jest gorliwa i trwa, otrzymujecie to wszystko, co wam przeznaczyłem, i wiele więcej, bo daję wam i to, co inni odrzucili, czego nie przyjęli ze skarbca mojej łaskawości. Tak więc ci, co otrzymali dużo, otrzymają jeszcze więcej, aby nic z moich darów nie zmarnowało się, i aby to, co zamierzyłem — dla waszego dobra — urzeczywistniło się. Więc próbujcie i nie zrażajcie się, bo i Ja się nie zrażam.
Pomyślałam, że tylko świeci by wytrzymali to ciągłe niedowiarstwo, odmowy i odwlekania. Pan od razu odpowiedział:
— Moi „święci", Anno, to ci z was, którzy ufając Mi podejmowali wszelkie działanie, w jakim widzieli wzrost chwały mojej, licząc na Mnie, a nie na własne siły, a tym bardziej nie patrząc na opinię ludzką i względy. Ja idę przeciw „światu" — nie z nim.
Pomoc moją („Pozwólcie ogarnąć się Miłości") przygotowałem i teraz czas już, abyście zaczęli ją rozdawać — każdemu (kto szuka Boga) i wszędzie. A gdzie przyjęta zostanie — zapuści korzenie i rozmnoży się, i owoc przyniesie. Nie omijajcie więc nikogo, pamiętając zwłaszcza o najbardziej Mnie potrzebujących: biednych, głodnych Mnie, zaniedbanych i opuszczonych, chorych na duszy i ciele. Księga mojej przyjaźni („Pozwólcie ogarnąć się Miłości") torować ma drogę Ewangelii mojej u tych, którzy boją się „aparatu kościelnego" i dalecy są swoją kulturą od waszej. Dlatego mówiłem do nich wprost o sprawach najpowszechniej znanych, wspólnych wszystkim ludziom ziemi: o mojej do was miłości i waszej potrzebie bycia miłowanymi, potrzebnymi, użytecznymi. Wszystko inne z tego wynika. Pamiętajcie, że najbardziej potrzebny jestem „grzesznikom" i tym, co w trudzie i umęczeniu żyją pozbawieni nadziei, odrzuceni, poniżeni, pogardzani (Trzeci Świat, głodujący, prześladowani, zabijani, wiezieni, zdani na przemoc i bezsilni, odepchnięci i sponiewierani). Ich męka przenika moje serce. Jeśli więc chcecie Mi ulżyć, nieście moją miłość w największy mrok i biedę. Bieda ducha zaś gorsza jest od głodu ciała. (...)
Pamiętaj, że troszczę się również o Wschód i pragnę dotrzeć do więźniów i zniewolonych. Zależy Mi na dzieciach moich w Rosji. Chodzi Mi o wszystkich (wszystkie narody). Waszą pracą jest służyć Mi swoimi umiejętnościami w tym dziele.
Przypomnij sobie, iż powiedziałem ci, że twój naród postawię na czele i jemu powierzam pierwszeństwo w głoszeniu prawdy mojej, w niesieniu pochodni miłości mojej w świat jej pozbawiony. Pragnę w was widzieć nie tylko wyraziciela praw moich w życiu społecznym narodu, lecz misjonarza świata, samarytanina miłosiernego względem świata umierającego w grzechu. Misjonarzem sąsiadów waszych mieć was pragnę, a tym wtedy będziecie, kiedy pochylicie się z miłością, współczuciem i troską nad potrzebami dusz ludzkich, bez względu na wasze wspomnienia, urazy i krzywdy. Wy macie być lekarzem umierającej Europy, odnowicielem dusz i wskrzesicielem wartości duchowych, które tu kiedyś kwitły i owocowały. Myślisz, że daję wam nazbyt wiele? Tobie też dałem nadmiar łask, pod którymi długo uginałaś się, ale ich nie porzuciłaś. Twój naród jest słaby, ma jednak dobrą wolę. Reszty dokonam Ja. Sami nie podołacie — z moją pomocą dokonacie tego wszystkiego i więcej jeszcze, bo ja uszczęśliwić was pragnę i wciąż dodawać i mnożyć łaski moje tam, gdzie je przyjmują do serc i umysłów. Nic się nie martw — otworzę je i oczyszczę.
Czyż Matka wasza, Maryja, nie prosi Mnie nieustannie o pomoc dla was? Ona mieszka i współżyje z wami. Kiedy groza rozleje się po świecie, zamilkniecie — i wtedy Ją usłyszycie wyraźnie. Nie silnych i bogatych powołuję do mojej służby, a wiernych i doświadczonych w przeciwnościach i bólu, bo tylko ci zrozumieć potrafią cierpienie bliźnich swoich i pomóc im zechcą.
Kochacie też naród swój i nie dacie mu zginąć. Potraficie obronić to, co dla was jest najdroższe: miłość do Matki mojej i waszej i miłość ojczyzny.
Jeśli Ja powołuję do służby ludzi lub narody (Pan przypomina wędrówkę Izraela z Egiptu), idę sam z nimi i z mojej ręki otrzymują na każdy dzień to, co konieczne, i dużo więcej jeszcze. W miarę waszej gorliwości i wierności Mnie róść będzie moja szczodrobliwość, łaskawość i moc mojej opieki. Przeciw Mnie nie zwycięży nikt. Ze Mną Dawid pokonał Goliata. Ze Mną wy rozpoczniecie odrodzenie ziemi — odrodzenie dusz.
Powiedziałem ci to raz jeszcze, aby słowa moje potwierdzały to, co ty powiesz w rozmowach najbliższych dni.
Pragnę, abyście wspomagali Mnie w mojej walce o szczęście każdego z was
26 VII 1986 r., sobota, Warszawa
Modlimy się w kilka osób (które odwiedziły mnie w dniu imienin). Pan wyjaśnia nam przypowieść o chwaście (Mt 13, 24-30).
— Posłuchajcie Mnie, dzieci. Chcę wam wyłożyć tę przypowieść. Wszyscy ludzie są moim nasieniem dobrym. Chwastem są złe idee. Jeżeli w moim ludzie przyjmą się złe myśli, plany i nastąpi realizacja ich według wskazówek nieprzyjaciela, mogą one zniszczyć wiele z mojego ziarna.
Chcę, żebyście wiedzieli, że nie istnieje żaden człowiek, którego Ja nazwałbym chwastem. Natomiast chwasty zasiane ręką nieprzyjaciela mogą — i czynią to — zagłuszyć wasze życie duchowe, spowodować, że wielu wśród was nie urośnie i nigdy nie dojrzeje do mojego królestwa.
Dlatego, zanim nadejdzie czas żniw ostatecznych, pragnę, abyście wy rozumnie wspomagali Mnie w mojej walce o szczęście każdego z was. Wszyscy jesteście moim łanem (ze zrozumienia: plon jednego pokolenia jest jak gdyby corocznym zbiorem; my odpowiadamy — wedle naszej miłości do bliźnich — za życie wieczne tych, którzy żyją przy nas). Dlatego potrzeba Mi waszej współczującej miłości, abyście — każdy z was, który jest dojrzałym kłosem — starali się czynić w swoim otoczeniu jak najwięcej miejsca, przestrzeni dla młodych kłosów, niewyrośniętych, słabych, aby one miały wolną przestrzeń i dostęp do Słońca, aby chwasty nie zdusiły ich.
Nie jesteście sługami przygotowanymi do żniw moich, bo nimi są aniołowie moi, ale waszą rolą jest wspomagać słabe i wątłe kłosy, zwłaszcza wtedy, kiedy chwastów jest tak wiele, jak obecnie. Wiecie dobrze, co jest nasieniem nieprzyjaciela, bo to wam powiedział Syn mój. Czyńcie więc, co możecie, każdy wedle uzdolnień swoich i możliwości, ale gorliwie, stale, z miłością do Mnie, którą Ja ogarniam każdego z was — a zwłaszcza zabiegam o najbiedniejszych i najsłabszych (duchowo).
Wszystko, co wam mówię, jest wezwaniem moim do czynnego, wytrwałego miłowania bliźnich waszych.
A teraz, dzieci moje umiłowane, błogosławię was i zachęcam: miejcie odwagę liczyć na moją pomoc w waszej służbie i na moją niezwyciężoną moc. +
2 VIII 1986 r., sobota, Warszawa
— Jestem z tobą, córko. Przecież służysz Mi sobą. Jakże mógłbym cię pozostawić samej sobie.
Przerwałam, ktoś przyszedł.
Wspomagam was wedle ciężaru służby
7 VIII 1986 r., środa, Warszawa
— Cieszę się, córko, że powróciłaś do Mnie. Czy sądzisz, że nie pragnąłem twojej obecności. Wiesz przecież, jak was miłuję i pomóc wam pragnę. Potrzebny ci jestem, Anno, bo niezbędna jest tobie moja łaska, wsparcie i obrona, jako że bez nich upadasz.
Pytasz, czy możesz wyjechać. Sama widzisz, że przez dłuższy czas pozostaniesz bez zajęcia, gdyż porozjeżdżali się wszyscy, których chciałabyś widzieć. Nie bój się, Anno, ciężarów drogi, bo Ja ci pomogę. Możesz być pożyteczna i tam, a krótki pobyt nie zmęczy cię. Bądź spokojna teraz o zdrowie. Tu obecnie wiele nie zdziałasz, a Ja przyjmuję to wszystko, co udało ci się wykonać. Cieszą Mnie twoje starania, dlatego pomogę tym, z którymi rozmawiałaś i którym słowa moje dałaś. Nie spiesz się, córko; niczego ponad to, co już zrobiłaś, nie zrobisz, więc możesz wyjechać, a to, że zostałaś zaproszona, to dowód troski i życzliwości. Jedź więc i niczym się nie martw. Ja ci tu przygotuję teren pracy na przyszłość.
— Czy tam nic dla Ciebie nie zrobię?
— Wiesz, że Ja zawsze chcę wam służyć mocą moją i łaską. Jeśli ty zechcesz wziąć Mnie za towarzysza, z pewnością coś dobrego wspólnie zrobimy. Bądź więc spokojna i ufna. Ja z tobą jestem. (...)
Przecież Ja znam twoje trudności, dziecko. Rób to, co możesz, i nie martw się o resztę. Moje plany zawsze zostają wykonane, choć często nie przez tych, którym udział ofiarowywałem w szczodrobliwości mojej, a przez innych, którzy ich zechcieli zastąpić i stali się przez to „wybranymi" moimi, bogatymi w łaskę i dary. Ja, córko, wspomagam wedle ciężaru służby, uzupełniając słabe siły człowieka, który Mnie służy. Jeśli ma mało sił, mocą moją wyrównam je, a jeśli wcale ich nie ma, a wolę posiada i pragnie pomimo braku sił sobą Mi usługiwać, Ja sam staję się jego siłą, mądrością i umiejętnością.
— Dlaczego? — pomyślałam.
— Dlaczego? — pytasz. Aby wynagrodzić dziecko chore i biedne, uradować je i ukazać światu, że dla Mnie ważna jest tylko miłość wasza, bo resztę dodać wam mogę. Ja jestem dawcą wszystkiego, co uważacie za wasze własne bogactwo. Jeśli komuś mniej daję lub nic prawie, a ten pragnie ofiarnie Mi służyć, otrzyma moje — potężniejsze i piękniejsze dary, aby mógł pragnienia swe zrealizować. Bo Ja uszczęśliwić was pragnę i temu, co chce dla Mnie pracować, dam potrzebne narzędzia. Czyż tobie nie dałem ich w nadmiarze...?
11 VIII 1986 r., poniedziałek, Warszawa
Wyjeżdżam na Śląsk.
— Nie martw się niczym i nic złego nie przewiduj z góry. Nie opuszczę cię i wspomogę. Pragnę tylko tego, ażebyś uczyła się mieć Mnie za towarzysza w każdej chwili życia. Jestem z tobą.
Mnie na każdym moim zagubionym dziecku zależy
15 VIII 1986 r., święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, Śląsk
— Ta grupa jest taka niedojrzała. Chciałabym im pomóc.
— Nie tylko ty. Ja także pragnę im pomóc. Czyż nie po to istnieje nasza przyjaźń i współpraca, abyśmy razem mogli darzyć tych, którzy potrzebują pomocy?
— Oni bardzo potrzebują Twojej pomocy.
— Potrzebujecie jej wszyscy, lecz nie zawsze w jednym czasie. Dobrze zrozumiałaś moje pragnienie rozmowy z nimi (Pan chce rozmawiać bezpośrednio). A teraz powiem ci, co powinnaś przekazać moim dzieciom i chcę, żebyś jak najczęściej korzystała z pomocy twego Przyjaciela. Nigdy cię nie zganiłem za twoje pytania, prawda?
— Tak, Panie.
— I nie zganię. Przeciwnie, zachęcam cię, abyś zawsze, kiedy jest potrzeba, liczyła na pomoc moją. Po to dałem ci dar pośredniczenia, byś mogła — tym, co ci uwierzą — przekazać moje słowa w sprawach duchowych głęboko ich dotyczących, ważnych lub pilnych.
— Dar pośredniczenia? Myślałam, że to dar proroctwa.
— To nie to samo, Anno, co słyszenie moich słów przeznaczonych dla was wszystkich lub dla wielu wtedy, kiedy Ja objawiam moje zamiary lub wasze zadanie w moich planach. Twoje pośrednictwo w moich spotkaniach z poszczególnymi osobami polega na służeniu swoją osobą dla ułatwienia im rozmowy ze Mną, objaśnienia niejako, iż jest ona możliwa, prosta i powinna być bezpośrednia, szczera, „normalna" — taka, jaką wiodą ze sobą ludzie bliscy, ufający sobie. Chcę, żebyście nie tylko słuchali Mnie, lecz pytali bez obawy i poczucia swojej małości, tak jak dzieci rozmawiają z ojcem, kiedy są małe i dalekie od obłudy, lęków i wartościowania, jakie uznaje „świat". Ty sama pomagaj Mi w przekonywaniu was, że jestem wam bliski i sprawy wasze obchodzą Mnie. A znaleźć Mnie jest tak łatwo i tak spragniony jestem waszej bezpośredniości. Tak chcę was wspomóc, zwłaszcza teraz, kiedy bardzo słabi jesteście i świat wokół was jest tak skażony kłamstwem, fałszem i obłudą. Trudno wam poruszać się w nim, a Ja przychodzę, aby ułatwić wam decyzje, wyjaśnić wątpliwości, wspomóc was, zachęcić, podtrzymać i przekonać o mojej stałej trosce o was. Uczyłem tego przez trzy lata waszych stałych spotkań ze Mną. „Zielony zeszyt" ma służyć wam jako dowód i przykład mojego z wami bliskiego i poufałego przestawania. (Notatki ze spotkań modlitewnych grupy domowej, o których mówi Pan, zawierające również Jego słowa, zebraliśmy w zeszycie mającym zieloną plastikową okładkę, i taką też roboczą nazwę — „Zielony zeszyt" —- przyjęliśmy na oznaczenie tych zapisków. Pan podchwycił to używając naszego określenia). Alicja może, jeśli zechce, otrzymać go, przepisać i wykorzystać w swoich kontaktach z młodzieżą, a także udostępniać kopie innym grupom. Teraz już czas.
Nic z tego, co wam dawałem, nie jest zbyteczne. Każdy tekst służy innym osobom i grupom. „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" przeznaczyłem całemu światu, jak i niektóre z moich „Słów". Inne — dla konkretnych krajów, środowisk lub czasów, zwłaszcza kilku następnych lat, i one powinny być rozesłane teraz. O tym pomyślcie. I tutaj „Zielony zeszyt" jest nauką mojego dialogu z wami dla tych, którzy nie słyszą bezpośrednio twojego tłumaczenia. Właśnie tu wam to mówię, abyście korzystali z moich darów, aby one służyły wam i umacniały was — bo po to je otrzymaliście.
A teraz przystąpmy do odpowiedzi. Mojej małej córeczce (która chce pójść do zakonu) powiedz, iż Matka moja od dzisiejszego dnia objęła ją swoją specjalną opieką i nic nie stanie się z nią, czego bym Ja nie dopuścił dla jej nauki. To, co przekazałaś jej, mówiłaś z mojej woli, a Ja twoje słowa potwierdzam. Jest cała w moim sercu, niech więc swobodnie i radośnie układa swój każdy dzień, ćwicząc się w znoszeniu tego, co jej doskwiera, umacniając stałość w przeciwnościach, dziękując Mi zawsze: bo wszystkim Ja kieruję dla jej dobra, by stała się mocną, dzielną, zdecydowaną na wszystko i pomimo wszystko — gdyż taką ją mieć pragnę. Nikt Mi jej nie odbierze, jeśli ona chcieć tego będzie wytrwale i wiernie. Dzień i noc wierność wzrasta w ciszy i pokoju duszy, która ufność złożyła we Mnie.
Chcę, aby syn mój (kleryk V roku) wiedział, że przystąpił do walki o dusze z tym, który je zniewala. Dlatego Ja chcę być jego tarczą i puklerzem. Chcę być stale z nim, bo Mnie na każdym moim zagubionym dziecku zależy. I szukam serc gorących i rąk ochoczych w tym dziele. Jednak walka jest trudna, dlatego nie samych was poślę, a przed wami pójdę, jeśli zechcecie zjednoczyć się ze Mną.
Zbliż się, synu mój, bardziej. Poznaj moją wierną przyjaźń i zaufaj jej. Zdaj się na Mnie. Mną się posługuj. Mnie proś, żebym szedł tam, gdzie sam iść nie możesz. Mnie zapraszaj do rozmów, na spotkania i tam, gdzie widzisz trudności. Chcę być twoim nauczycielem i wodzem w walce o dusze ludzkie. Ucz się słyszeć Mnie, bo Ja chcę tęgo. Razem dokonamy rzeczy, z którymi sam nie poradziłbyś sobie. Ja chcę być twoją radą, światłem i rozeznaniem. Wszystko inne wyłoni się w tobie z ufnej, przyjacielskiej, stałej współpracy ze Mną. Najpierw przyjaźń, zrozumienie i poleganie na Mnie, potem tego rezultaty. Taka jest droga.
A o twego ojca nie lękaj się. Ja go powołałem do istnienia, kocham go i strzec będę. Zaufaj Mi.
Wy macie być żywym Mną, stale obecnym
16 VIII 1986 r., sobota, Śląsk
Modliliśmy się w siedmioosobowej grupie.
— Moje dzieci drogie! Cieszę się, że teraz jesteście ze Mną, że chcecie posłuchać waszego Ojca. Chciałbym wam wytłumaczyć pewne sprawy.
Pamiętajcie, że Ja kocham jednakowo, bezgranicznie każdego człowieka i nigdy żaden nie schodzi z moich oczu, zwłaszcza zaś ci, którzy potrzebują Mnie bardziej, którzy są słabi, podatni na kuszenie szatana, i ci, o których nikt nie myśli, nikt ich nie kocha, nie potrzebuje. Dlatego pragnę, abyście troszczyli się o nich, a nie żebyście się o nich martwili.
Kto Mnie zrozumie, wie, że Ja obejmuję moją miłością każdego człowieka, a moja miłość nie ma porównania z waszą. Dlatego pamiętajcie zawsze, że nikt przeze Mnie nie jest opuszczony. I polegajcie na mojej miłości do tych, na których wam zależy. Natomiast boli Mnie — a was obciąża w moich oczach — wasza obojętność. I tego od mojego ludu wymagam, aby okazywał czynną i nieustanną troskę o los bardziej upośledzonych, słabszych, upadających.
Waszym zadaniem nie jest jałowy smutek ani opłakiwanie, ani „zamartwianie się", a czynna troska, współczucie pragnące wspomagać i zapobiegać złu. Wy, opierając się na mojej miłości do was i do tych, których pragnę ratować, macie działać czynem, słowem, myślą pełną miłosierdzia, wzywającą Mnie ku pomocy i przedstawiającą Mi wszystkie krzywdy ludzkie, choroby i cierpienia. Jeśli daję wam doświadczyć w waszym otoczeniu, czym jest cierpienie z powodu niedoli bliskich, to po to, abyście Mnie natarczywie i z pełni serca swojego prosili o pomoc, tak jak prosi się najbliższego przyjaciela mogącego uczynić wszystko na prośby tego, który pokłada w nim nadzieję.
Pragnę, aby wasza wrażliwość wzrastała, abyście chcieli i potrafili w przyszłości otoczyć moją miłością i Mnie na ręce składać każdego człowieka, który sam tego zrobić nie potrafi. Chcę, abyście wszyscy tu obecni uczyli się odpowiedzialności za słabszych od was i mniej rozumiejących i tak, jak dorośli biorą w opiekę zabłąkane dzieci, roztaczali nad nimi moją opiekę.
Same to widzicie, dzieci, nie ma tu miejsca na zmartwienia, a na nadzieję i zaufanie. Jednak konieczna jest wam świadomość mojej stałej czynnej współpracy z każdym z was. Chcę, abyście mówili Mi o każdym, o kogo prosicie, tak jak gdybym nic o nim nie wiedział, tak jak dzieci przychodzą do ojca mówiąc mu o wszystkim, co je porusza, będąc pewne, że ojciec przyjmie od nich ich troskę i zaradzi sam lub wspólnie z nimi.
Powiedzcie, dzieci, czy to rozumiecie.
Myślimy o tym i rozmawiamy. Po dłuższej przerwie w modlitwie Pan zwraca się do kleryka martwiącego się swoim zbłąkanym bratem, który próbując różnych dróg w życiu i ulegając różnym nałogom, trafił w końcu do więzienia.
— Tobie, synu, mówię, że moja nauka jest dla każdego inna. Nie wszystkich prowadzę drogą prostą i jasno wytyczoną. Czasami chcę, aby człowiek sam zrozumiał, że wartości, które wybrał sobie, są negatywne i żeby je sam chciał odrzucić. Bardzo wielu z was idzie ku Mnie poprzez kosztowanie wielu goryczy, ale Ja czuwam, żeby nie otruli się śmiertelnie tym, co sobie wybrali. Zostawiam im czas.
Dając wam wolność woli, dałem również prawo do pomyłek i błędów. Nikt z was nie jest od nich wolny. Inaczej uroślibyście w pychę i zagubili się. Pozwólcie innym przejść przez próby. Nie dziwcie się, że potykają się i upadają, bo i z wami tak było.
Ale miłość wasza powinna im towarzyszyć. I każdy z waszych chwiejących się i słabych braci powinien wiedzieć, że zawsze — cokolwiek by zrobił — spotka się w was ze Mną samym, Ojcem miłosiernym, Samarytaninem, Matką. W was staję na drodze każdego człowieka, ażeby miał się na kim oprzeć, gdy odczuje potrzebę. Bo wy jesteście moim Ciałem. Wy macie być żywym Mną, stale obecnym, wciąż czujnie oczekującym, aby podnieść i przytulić do serca zrozpaczonego człowieka.
Jeśli złączycie się szczerą i głęboką przyjaźnią ze Mną, będzie to normalną, stałą waszą predyspozycją. Będziemy razem i moc moja zawsze potrafi uzupełnić wasze braki. Potrzeba Mi przyjaciół, którzy Mnie rozumieją.
Potrzebuję współpracowników, którzy sami zechcą służyć sobą
3 IX 1986 r., środa, Warszawa
— Zrobiłam to, czego Ty, Ojcze, życzyłeś sobie. (...) Co chcesz, Panie, przekazać o. Janowi?
— Przekaż, Anno, ojcu Janowi, że Ja toruję mu drogę, jak obiecałem. Zależy Mi na dzieciach moich w Rosji i proszę, by zatroszczył się o to osobiście. Chodzi Mi o wszystkich. Bądźcie spokojni. Gdy wy czynicie, co możecie, Ja czuwam nad całością moich spraw, ale i nad każdym, kto otrzymuje moje słowa. Cieszę się z każdego waszego kroku i niech ojciec Jan pewien będzie, że gdybym nie chciał, nie spotkałbym go z tymi, którym przekazał moje „Słowa". Ufam jego roztropności, a raduje Mnie jego gorliwość. I Ja sam podsuwam mu pomysły i drogi. Czyż tak nie zrobiłem? (...)
Ja nie potrzebuję biernych czytelników, a współpracowników, którzy sami zechcą służyć sobą i swoimi możliwościami moim planom. Jakżeż inaczej liczyć na nich mogę? Dlatego syn mój nie powinien się krępować prosząc o pomoc w tym, czego sam zrobić nie może. Przecież nie dla siebie, a dla Mnie prosić będzie.
Teraz, córko, kończę rozmowę z tobą, a kiedy będziecie razem, mówić pragnę jeszcze do Jana, mojego syna i przyjaciela w dziele moim. Niech tak rozmawia ze Mną, bo bliższego ode Mnie przyjaciela nie ma i pragnę, by dzielił się ze Mną swoimi troskami, wtedy kiedy przez twoje pośrednictwo doradzić mu mogę, wytłumaczyć i wyrazić mu moją miłość i zrozumienie.
4 IX 1986 r., czwartek, Warszawa
Rano zatelefonował Tadek. Będzie w Warszawie przejazdem i przyjdzie do mnie o w pół do czwartej.
— Czego życzysz sobie, Ojcze, dla Tadeusza?
— Zaproś Mnie, Anno, na rozmowę, a sam powiem mu, czego pragnę dla niego i jego wspólnot. Musi jednakże zachowywać dyskrecję w sprawie twojej osoby i nie działać samodzielnie w nie swoich sprawach.
Moje słowa udostępniam wielu, lecz nie dla sensacji, a dla głębokiego nawrócenia błądzących i jak najszybszego i poważnego skorzystania przez nich z moich środków pomocy; nigdy zaś dla budowania własnej popularności czy też zadowalania własnej pychy (tych, którzy się moimi słowami posługują).
Aby ze Mną współpracować, trzeba przejść przez niejedną śmierć: śmierć miłości własnej, pewności siebie, pychy i zachłanności własnego ja i nauczyć się służyć prawdziwie. Tego właśnie was uczę w mojej księdze przyjaźni („Pozwólcie ogarnąć się Miłości") i tą drogą prowadzę was ku sobie, oczyszczając i uświęcając w czasie i wedle waszej rzeczywistej woli służenia Mi. Gdyż teraz powołuję wszystkich ludzi dobrej woli do świadczenia o Mnie w świecie pozbawionym ideałów, zatrutym i żyjącym w kłamstwie. Dlatego wasze osobiste nawrócenie jest Mi potrzebne. Świadczyć ma o Mnie wasza postawa i czyny, nie zaś słowa, bo świat pełen jest pustych słów.
To przekaż Tadeuszowi i o resztę pytajcie Mnie.
Człowiek, ażeby potępić się, musi zabić w sobie wszelki cień miłości
8 IX 1986 r., poniedziałek, Warszawa
Przeczytałam nekrolog o śmierci Adama Borysa, dowódcy batalionu „Parasol" w Powstaniu Warszawskim, którego nie znałam, ale zapytałam Pana:
— Czym mogę pomóc Adamowi Borysowi?
— Moja córko, nie martw się o niego. Ja sam się o niego zatroszczyłem i jest już ze Mną. Nie od razu, lecz po krótkim przygotowaniu zabrałem go, bo wielu moich ukochanych synów prosiło za niego.
— Przecież on chyba nie był święty? (w znaczeniu: był człowiekiem zwykłym, jak my wszyscy)
— Gdyby wasza nieskazitelność była warunkiem wstępu do mego królestwa, byłoby ono puste. Ale Matka moja, Królowa nieba i wasza Królowa w wieczności ma niezliczoną ilość poddanych, bo Ja dałem wam warunek możliwy do spełnienia — miłość. Miłością jest kochanie Mnie aż do śmierci, najczęściej aż do „śmierci za przyjaciół swoich", bo w każdym z nich żyję Ja. Wtedy nie mogę odrzucić nikogo, kto naśladował Mnie, a tylko — jeśli jest potrzeba — oczyszczam go i oświecam. Wiesz teraz, ile milionów moich dzieci tą drogą, drogą ofiary z największego dobra otrzymanego ode Mnie — z życia, doszło do domu Miłości, swojej prawdziwej ojczyzny i swego źródła.
Ja was zazdrośnie strzegę i nie oddam nieprzyjacielowi nikogo z was, jeśli jest w nim chociaż odrobina Mnie samego — Miłości bezinteresownej, darzącej, ofiarnej, bezmiernie szczodrej i gorącej. Człowiek, ażeby potępić się, musi zabić w sobie wszelki cień miłości, czyli zerwać nawet najcieńszą nić więzi pomiędzy sobą a Bogiem, który jest Miłością. Musi mieć świadomą wolę odrzucenia miłości, najczęściej mieć wolę nienawiści bliźniego — swego brata i przyjaciela, jakim jest dlań każdy człowiek — wolę zniszczenia i zabicia duszy bliźniego lub jego ciała.
Ciało zniszczyć jest łatwo, a w przypadku obrony własnej lub bliźnich, zwłaszcza zależnych od waszej opieki, nie możecie przeciwstawiać się konieczności obrony (odpowiadam ci, bo znów pytasz o wojny twojego narodu; Ja sam znam powody i oceniam je, bo obrona bliźnich jest również miłością Mnie, w nich żyjącego). Owszem czujecie, że obowiązkiem waszego sumienia jest przeciwstawiać się zbrodni i bronić się przed śmiercią, a nawet kosztem siebie bronić innych, słabszych lub bezbronnych. I w tym przejawia się miara waszej ofiarnej miłości: miara pełna, bo oddająca wszystko, co otrzymaliście — życie — dla dobra innych ludzi. Bóg, Miłość sama, przyznaje się wtedy do miłości człowieczej, bo żył w niej.
Lecz nienawiść obraca się częściej ku zniszczeniu ducha ludzkiego, bo kieruje nią nieprzyjaciel, duch nieśmiertelny, władca duchów ciemności i tych, którzy przez odrzucenie miłości stają się jego ofiarami na wieczność. Nieprzyjaciel działa nieustannie na wszystkich frontach słabości ludzkiej. Jeśli tak spojrzysz na historię, zrozumiesz, jak wielką liczbę dusz wiodą na zatracenie rządy państw napastniczych, chociażby zwyciężały, a jak ogromną szansą zyskania nieba jest dla ich ofiar śmierć.
Szatan wie o tym i dlatego stara się wykorzystać stan „pokoju", bo wtedy zbiera dla siebie plony większe. Poprzez wszystkie grzechy człowieka, zwłaszcza przez chciwość, pożądanie oczu i serc, a w Kościele moim przez pychę, obojętność, nieczułość i egoizm zyskuje sobie zwolenników, którzy stają się bezwolnymi ofiarami. Przez nałogi, które prowadzą do nienawiści siebie samego, aż do zabijania siebie, przez perwersje i pochwałę swobody czynienia grzechu zabija sumienie, ten kompas człowieka, który mu dałem. Przez chciwość i żądzę władzy niszczy głodem i wojną małe i słabe narody, rujnując ich gospodarkę, uzależniając je od ciągłych pożyczek, handlując bronią. Tak że bicz głodu, lęku i zniewolenia wciąż wisi nad ziemią. To są „pokojowe" działania szatana, po stokroć groźniejsze dla dusz ludzkich niż wojna.
Teraz osądźcie sami, czy słusznie czynicie mi wyrzuty za stan waszego narodu. Oszczędziłem mu wiele, a to, co czynicie (zabójstwa dzieci, alkoholizm, kradzieże, zdrada Boga), czynicie z własnego wyboru. Z drugiej strony narody bogate i syte wciąż przez te czterdzieści lat grzęzły w zbrodnię i szala mojej sprawiedliwości już się przechyliła. Tam władze służą planom nieprzyjaciela — przez odrzucenie praw moich — i tam szatan ma swobodę działania, bo wola ludzka wybrała bożki podane przez niego dla przynęty. Dlatego też tam przystąpi do swoich żniw, a was bronię Ja sam w swojej mocy.
Zobaczysz to, Anno, własnymi oczyma.
— Tacy jesteśmy grzeszni, brudni i ślepi...
— Tu (w Polsce), dziecko, wierzycie Mi i dlatego będę mógł was oczyścić i napełnić moimi łaskami.
Przestraszyłam się, że zmarnujemy je, bo odrzucimy. Pan od razu dodał:
— Nie odrzucicie ich, zwłaszcza w dniach grozy.
Umarłem, abyś ty nie musiała tak cierpieć
19 IX 1986 r., Mazury
Byłam załamana swoją słabością, brakiem woli i brakiem miłości do Boga — w ogóle swoim stanem ducha.
— Wiem, córko, że kochasz Mnie. Wiem. Bardziej od ciebie znam cię. Jesteś przecież moja, bo moja myśl, mój zamiar, moje „chcę" powołało cię do istnienia. I widzę, że pomimo wszystko, co cię ode Mnie odciąga, ty wciąż powracasz, a tym mówisz Mi, że jestem dla ciebie ważny, a nawet, że jestem tym Jedynym, który cię kocha, strzeże i oczekuje — i ty o tym wiesz. Póki żyjesz, to się nie zmieni, bo Ja nie porzucam nigdy żadnego z moich dzieci. To one odchodzą i zapominają o Mnie i wydaje im się, że mogą żyć beze Mnie. A przecież każde z was żyje z mojej czujnej, nieustającej, darzącej opieki; ci, którzy nienawidzą Mnie, równie jak ci, którzy oddają Mi życie.
Chciałbym, Anno, ażeby nie zajmowała cię własna twoja słabość i nędza. Ja obiecałem ci, że doprowadzę cię do naszego domu i we właściwym czasie dam ci pomoc potrzebną ku temu, ażeby wola twoja — umocniona we Mnie — uzupełniona została moją łaską. Teraz, córko moja, walczysz nie tylko ze słabością swoją, ale z niewidzialnym wrogiem, który zna ciebie i usiłuje odsunąć cię ode Mnie wszelkimi sposobami. Jego wpływowi przeciwstawić się może tylko to, co jest w człowieku wolne, a więc moje. Co w tobie, dziecko, jest wolne?
— Chyba miłość do Polski. Tylko to.
— Nie, Anno. To miłość do mojego planu uczynienia narodu twojego moim przyjacielem i sługą, moim posłańcem do wszystkich ludów świata, zwiastunem mojego pojednania się z wami, przebaczenia i współdziałania. Twój rozum ocenił moje plany, a wola zapragnęła służyć. Całym sercem przylgnęłaś do zamiarów moich i oddałaś Mi dla nich — siebie.
Miłość do twojego narodu Ja dałem ci: jak ziarno zasadziłem je w twojej duszy, lecz to ty nie dałaś mu zginąć. Dziesiątki lat pielęgnowałaś je i troskliwie chroniłaś, aż stało się kłosem pełnym i dojrzałym. Wtedy Ja przyszedłem po moją własność i moją wszechmocą uczyniłem je pokarmem dla świata. Jan to zrozumiał prędzej niż ty.
Chcę, żebyś wiedziała, że Ja nie oceniam was wedle waszych słabości i win, a wedle waszej miłości. Przeciwnie, jeśli w słabości swojej potraficie obronić w was moje dary i pomimo niej nie odrzucicie ich, nie skalacie i nie zaniedbacie, a zrobicie wszystko, co możecie, by rosły w was i owocowały, Mnie samemu oddajecie chwałę i cześć, a Ja wzruszam się i otwieram wam moje serce — tym bardziej, im słabsi byliście, bo to was kosztowało więcej bólu, łez i trudu niż takie same działania silnych. Ty, córko moja, nie zawiodłaś Mnie, i Ja ciebie nie zawiodę. Nie odwrócę się od ciebie nigdy. Umocnię cię i przemienię, Ja sam. Wiem, że nie masz na to siły. Dla Mnie ważna jest twoja miłość. Obiecałem ci, że wiele jeszcze przez ciebie dokonam. Bądź tego pewna.
Z każdym inaczej rozmawiam. Każdy widzi Mnie innym — wedle potrzeb swojej duszy. Mogę przejawić się jako moc, majestat nieskończony, nieskalana czystość, doskonałość niepojęta, mądrość nieogarniona, sprawiedliwość władcy i Pana wszystkiego, który w prawdzie rozlicza dłużników swoich. Mogę objawić się, jakim zechcę, bo jestem tym wszystkim i wszelka rozmaitość rodzi się z mojej pełni istnienia.
Dla ciebie chcę być — i jestem — dobrocią i miłosierdziem. Jestem ci przyjacielem najbliższym, jedynym i wiernym. Miłość moja do ciebie zaprowadziła Mnie na krzyż. Umarłem, abyś ty nie musiała tak cierpieć. I mówię ci o tym teraz, ażebyś nie czuła się przeznaczoną na cierpienie. Proszę cię, Anno, uwierz Mi, pragnę prawdziwej przyjaźni, zawierzenia twojego, ufności we Mnie, który cię osłaniam i bronię. Nie podejrzewaj Mnie o chęć zadania ci bólu. Uwierz Mi, że cię rozumiem, znam twoje lęki i nie pogłębię ich. Wyzwalać cię pragnę ze wszystkich zagrożeń i niepokojów. Chcę cię uczynić szczęśliwą, dać ci pokój mój i moją radość podzielać z tobą. Pomóż Mi w tym, dziecko. Nie zamykaj się przede Mną. Chciej przyjąć moje dary, bo one czekają na ciebie. Chciej uwierzyć w moją hojność i moje najgorętsze pragnienie ulżenia ci, dania ci tego wszystkiego, co cię nasyci, i dania ci Mnie samego w bliskości i szczęściu wzajemnej miłości. Uwierz Mi, Anno.
22 IX 1986 r., poniedziałek, Mazury
— Czym mogę Ci służyć, Ojcze?
— Moje dziecko! Chcę przekazać jeszcze wiele przez ciebie, ale dopiero po twoim powrocie do domu. Teraz jest już czas na działanie, i w Warszawie dowiesz się, jak wyglądają sprawy, które rozpoczęłaś przed wyjazdem. Stosownie do tego będziemy działać. Tutaj pragnę, abyś powróciła do szczerej i serdecznej zażyłości ze Mną, abyś pytała o wszystko to, co niepokoi cię — a Ja ci odpowiem.
— Jesteś bardzo cierpliwy wobec mnie, Panie.
— Jestem nieskończenie dobry i cierpliwy. Chcę przekonać cię, że wszystko, co przeżywasz, interesuje Mnie i że cieszę się, jeśli Mnie pytasz. Wiem, że niepokoi cię, że czujesz oddalenie od Matki mojej, Królowej waszej. Odpowiem ci jutro.
Maryja może wyprosić każdemu z was niebo, jeśli oddacie Jej siebie
23 IX 1986 r., wtorek, Mazury
Pan mówił o Maryi, która usiłuje każdego człowieka doprowadzić do Boga.
— Maryja, Matka ludzkości, a więc i twoja, usiłuje każdego człowieka doprowadzić do Boga, uszczęśliwić go — i uszczęśliwić Jezusa. Ona zna miłość Jezusa do człowieka, gdyż podziela ją, tak jak podzielała Jego mękę, będąc obecną na Golgocie. Maryja wie, że szczęście człowieka zapewnić może tylko Bóg i dlatego każdy, kto powierzy się Jej pomocy i zaufa Jej, może być pewien, że nie zginie, gdyż Ona zadba o niego — a możliwości Maryi są nieograniczone, bowiem prośbami swymi włada miłosierdziem Pana. Maryja zjednoczona z Bogiem w całej pełni swej Osoby podziela Jego pragnienia i szczęściem Jej jest służenie Bogu.
Rozumiesz, że będąc w życiu ziemskim Matką Boga-Człowieka, Zbawcy całej ludzkości, i służąc Mu swoim życiem (aż do współudziału w męce krzyżowej) i do końca życia służąc Jego dziełu, zespalając je (Kościół) z Nim w nieustannym orędownictwie, uwielbieniu i dziękczynieniu, stała się pełnią miłości macierzyńskiej, czyli miłości opiekuńczej, troskliwej, zawsze obecnej, ofiarnej i bezinteresownej — a Bóg tę pełnię utrwalił w wieczności. Obdarzył człowieka, istotę stworzoną (wolną, lecz bezgranicznie oddaną, kochającą, wierną, z własnego wyboru żyjącą dla Boga i tylko dla spełnienia Jego zamiarów dla ludzkości), prawem współdziałania ze sobą — w wieczności.
Maryja otrzymała nieograniczone możliwości służenia Bogu w dziele ratowania i uświęcania każdego człowieka aż do końca istnienia ludzkości. Nikt poza Nią nie ma takiego nasycenia nieskończonego szczęścia służenia Umiłowanemu zawsze i wszędzie, gdzie wolna wola ludzka pragnie Jej pomocy. Jest Ona rzeczywistą pośredniczką pomiędzy grzechem, słabością i nędzą człowieczą a nieskończonością Świętości Bożej, bo jest człowiekiem, a jednocześnie Osobą pogrążoną w Bogu bez reszty i skupiającą w sobie jak w soczewce wszystko, co Boże, a nic własnego, co by tę Świętość Najświętszą skalać lub umniejszyć mogło — a znaczy to, że Chrystus Pan powierzył Jej macierzyńskiej miłości prawo do skutecznych próśb za ludzkość. Jest tą, która zachwyca Boga i posiada Jego miłość. Ona przekonuje Jego serce — Jego litość i zmiłowanie — i uzyskuje Jego miłosierdzie. Ona wyprosić może każdemu z was niebo — jeśli oddacie Jej siebie (jako swobodny wybór woli i serca) i nie cofniecie swego zawierzenia. Wtedy Maryja przyoblecze was we własną czystość i przyprowadzi Synowi jako dar upragniony. Maryja spotyka człowieka z Bogiem i pozostaje na boku ciesząc się szczęściem Syna i szczęściem człowieka. Jest jak kochająca matka, która oddała synowi jego oblubienicę i żyje ich szczęściem, nie zakłócając ich spotkania.
Wszyscy, którzy przedstawiają Maryję jako przeciwstawienie Jezusa lub jako kobietę ziemską — prostą, ograniczoną i niczego nie rozumiejącą — działają pod wpływem sugestii szatana, który nienawidzi Maryi, jako człowieka przez Boga wyniesionego najwyżej w swojej piękności, a więc zajmującego (według szatana) jego miejsce, które utracił. Jest to oczywista nieprawda, gdyż szatan nigdy nie był jedynym, a tym bardziej niepokalanym — z wyboru własnej woli. Maryja-człowiek ustanowiona jest przez Boga ponad wszystkimi bytami duchowymi Królową nieba, i żaden z nich równać się z Nią nie może. Wszystkie służą Jej, bo w zamierzeniu Bożym miały być sługami Boga — i są (te, które z wdzięcznością i zachwytem swoje stworzone istnienie przyjęły). Natomiast Maryja (która w zamierzeniu Bożym miała być Matką ziemską Osoby Jezusa, a więc przeniknięta została przez Boga w Trójcy Jedynego, gdy Bóg połączył naturę swoją z naturą człowieka) uznała się całkowicie „służebnicą Pańską" i była nią aż do śmierci, nigdy nie naruszywszy — w wolności rozumu i woli — zjednoczenia z Bogiem. I ono trwa w wieczności.
Maryja jest pierwszą i jest koroną ludzkości, i do Niej dołączają coraz to nowe, zjednoczone z Bogiem byty ludzkie, powiększając liczbę domowników Pana, tworząc rosnące królestwo miłości żyjące w wieczności Boga, w Nim.
Przez Maryję zbawienie przyszło na świat i przez Nią przychodzi nadal miłość i miłosierdzie Boga, który nimi powodowany odkupił ludzkość oddawszy się jako Jezus, Bóg-Człowiek, na śmierć ofiarną
.
16 X 1986 r., czwartek, Warszawa
— Przede wszystkim dziękuję Ci, Ojcze, za tę 94-letnią staruszkę, której amputacja nogi udała się, i która już jest w domu, bo gdyby umarła, to byłby ciężki cios dla dobrego człowieka, jakim jest chirurg, który ją operował. Proszę Cię, pomóż im (jemu i jego żonie) i wskaż, czego byś Ty sam chciał od nich.
Dziękuję Ci bardzo za wysłuchanie naszych modlitw, za to, że ten umierający na raka pacjent jego żony poprosił wczoraj o księdza, czego długo uczynić nie chciał. Prosiłam Cię o to przedwczoraj wieczorem, a inni od dawna. Dzięki Ci za to, że ratujesz nawet tych, którzy Cię całe życie odrzucali i obywali się bez Ciebie. Za Twoją miłość do nas dziękuję Ci.
— Wytłumacz synowi mojemu, że pragnę, aby nie ujawniał cię bez potrzeby, że wkrótce będziesz zbyt zajęta w moich sprawach, a Ja nie dałem ci daru prowadzenia ludzi i kierowania sumieniami ludzkimi ani daru przewidywania przyszłości ludzkiej. Dałem ci dar współpracy ze Mną w sprawach twojego narodu i moich planów dla świata (do których pragnę współpracy twojego narodu), jako też w sprawach służby mojego Kościoła w tym dziele.
Ty przekazujesz tylko moje słowa, a nic nie organizujesz ani nie działasz publicznie, bo tego od ciebie nie wymagam. Siły swoje musisz skupić na przesyłaniu mojej woli tym, którzy rzeczywiście i poważnie pragną Mi służyć w tym dziele i mają odpowiednią ku temu wiedzę, umiejętność i doświadczenie, aby samodzielnie działać i móc innych zapoznawać z moimi życzeniami, tak jak czyni to Jan. Słowem przekazywać możesz to tylko, co Ja chcę przez ciebie przekazać, a co przyjąć mogą jedynie ludzie dojrzali, odpowiednio przygotowani, wierzący Mi głęboko i dość pokorni, aby przyjąć tę drogę mojej współpracy z wami. Dla innych będzie to tylko ciekawostka, sensacja lub szukanie własnej korzyści (np. znaczenia, popularności, możności działania), a to by im zaszkodziło i moje plany mogło zniweczyć lub zniekształcić.
Pragnienia moje może poznać wielka liczba ludzi, lecz poprzez niewielu, a ty, nie chciałbym, abyś brała w tym udział. Masz swój czas Mnie oddawać, bo to jest twoja droga: ścisła i ustalona przyjaźń ze Mną, do której Ja chętnie dopuszczam te dzieci moje, które sam w niej mieć pragnę, tak jak syna mego, Jana. Pragnę więc, aby Mnie zrozumiał.
17 X 1986 r., piątek, Warszawa
— Pokaż te słowa mojemu synowi. Błogosławię mu i pomagam, lecz nie zawsze powodzenie towarzyszy w służbie mojej, bo Ja cenię tylko wysiłek i wytrwałość waszą. Tym raduje się moje serce. Nie zrażajcie się więc i dalej to róbcie, co możecie, a Ja jestem z wami w waszej służbie.
Chciałbym, aby Kościół mój na ziemi stawał się święty
11 XI 1986 r., wtorek, Warszawa
— Jadę do wydawnictwa, Panie...
— Życzeniem moim jest, aby nauki moje zawarte w „Zielonym zeszycie" służyły wam, a zwłaszcza młodzieży, przy czym pragnąłbym nauczyć bezpośredniości w rozmowie ze Mną młodzież z seminariów duchownych diecezjalnych i zakonnych obojga płci, bo pragnę także córki moje z nowicjatów, jak również studiujące na uczelniach katolickich wprowadzić w życie w przyjaźni ze Mną jak najszybciej — ponieważ to oni właśnie kierować będą rozwojem życia wewnętrznego dusz następnych pokoleń. Oni zatem powinni przyjaźń ze Mną zawrzeć jak najszybciej.
Daję wam coraz więcej łask, mnożę dary moje, niech więc otworzą się serca na przyjęcie ich, abym was zawstydzić nie musiał, bo pierwej przyjmuje je prostota ludu mego, a powinniście wy, którzy życie swoje Mnie oddajecie, a bronicie się przed zbliżeniem ku Mnie — Jezusowi, Zbawicielowi waszemu, który wciąż oczekuje na pełne nawrócenie swojego Kościoła. Jeśli nie zapragniecie mojej obecności i przyjaźni, będziecie odrzucać i opóźniać moje zbliżenie z całym ludem ziemi, moim ludem, odkupionym moją Krwią, pominę was. Ja mogę wszystko przemienić w was i chcę tego! Chcę, aby Kościół mój na ziemi stawał się święty, a wy utrudniacie działanie moje przez niedowiarstwo, cynizm, pychę i oziębłość serc, które wcale Mnie nie pragną, zadowalając się urzędniczym usługiwaniem.
Mówię Ci to, synu, bo wiem, że Mnie zrozumiesz. Czasu jest już bardzo mało. Dlatego spieszcie się i gotujcie, abym nie pominął was, poruszając lud mój bez waszej pomocy; bo jeśli nie zobaczę obudzenia waszych serc, uczynię tak. Słowa mojej przyjaźni („Pozwólcie ogarnąć się Miłości") dawaj synu już, zwłaszcza sąsiadom waszym. Pragnę, by dotarły jak najszybciej na wschód, północny wschód i południe. Oni też muszą mieć czas na przełożenie ich i przygotowanie się na to, co nadchodzi. Zanim więc książka wyjdzie, wysyłaj, synu, odbitki. (...) Bądźcie więc wierni regule waszej i gorący, a resztę mieć będziecie z łaski mojej i nic wam nie zabraknie. Ja pragnę ogarnąć miłością cały świat, wziąć go w ramiona jak dziecko strwożone i chore, uzdrowić i uchronić przed ostateczną katastrofą, ku której się posuwa. Pomagajcie Mi w tym ochoczo i całą swoją osobą. Tego spodziewam się po was.
Błogosławię cię, synu, i wspomogę. Pewien bądź mojej pomocy, rady i podtrzymania.
21 XI 1986 r., piątek, Warszawa
— Ojcze, na spotkaniu modlitewnym powiedziałeś jedno zdanie dla mnie, że potrzebuję pokoju wewnętrznego i Ty mi go dajesz, i że chcesz, abym pamiętała, że Ty mnie kochasz taką, jaka jestem teraz (w tej chwili, godzinie, dniu, w tym stanie ducha — złym — i ze wszystkimi moimi słabościami). I to tylko było mi potrzebne, żebym odzyskała pokój. Dzięki Ci za Twoją miłość i pomoc!
Jutro przyjadą do mnie goście. Czy Ty pragniesz im coś przekazać?
— Tak, córko, dlatego zacznijcie spotkanie od rozmowy ze Mną, a Ja sam wam wszystko, co trzeba, wytłumaczę.
Chcę, ażeby „Słowa" moje dotarły jak najszybciej do tych, którzy zagrożeni są i to, co Ja im daję, jest jak gdyby kołem ratunkowym, którego będą się mogli uchwycić w czasie nawałnicy. Inaczej zginą, bo Ja i tylko Ja jestem wam ratunkiem wobec grozy szalejącego zła i ze Mną tylko wytrzymać możecie napór nieprzyjaciela i ostać się. Inaczej porwie was jego wicher i wtedy podzielicie los narodów, których byt rozsypie się i pozostaną ruiny i nędza. Mówię tu o niektórych narodach ZSRR, bo tereny dawniej wasze (Białoruś, Wileńszczyzna, Grodzieńszczyzna itd.) pragnę oszczędzić, a to ze względu na cierpienia i śmierć wielu tysięcy ludzi w czasie ostatniej wojny, poprzedniej i wielu prześladowań. Proszą też za nich i ci słudzy moi, którzy poszli na śmierć z miłości do nich, Andrzej (Bobola), Jozafat (Kuncewicz) i wielu innych, o których nie pamiętacie ani ich nie znaliście. Tu zaś są przy Mnie i wiele dla Mnie znaczą ich prośby i ich krew złączona z moją.
Jestem przy każdym, kto Mnie nie odrzuca
11 XII 1986 r., czwartek, Warszawa
— Dziecko, posłuchaj moich rad. Wyobrażaj Mnie sobie jako przyjaciela, który jest obecny w twoim domu. Właśnie taki obraz chciałbym utrwalić przed oczyma twojej duszy. Boga — słusznie — nie wyobrażaj sobie, ale Ja po to stałem się człowiekiem, aby z wami pozostać aż do skończenia świata, ażeby być z każdym z was jako przyjaciel. Jestem Jezusem — człowiekiem, będąc jako Osoba w pełni chwały Ojca. Nie odrzuciłem mojego człowieczeństwa, mojego przez nie braterstwa z wami, tak prawdziwego, jak prawdziwa była moja Krew wylana za was i moja długa, straszna męka i śmierć. Nie były one „czasowo nałożone", choć jako Jezus żyłem w określonym czasie. Przecież chciałem być z każdym z was w każdym czasie i na każdym miejscu ziemi. I nikt z was nie jest „skrzywdzony", że Mnie już tu nie widzi, bo Ja jestem teraz bardziej przy tobie i każdym, kto Mnie nie odrzuca, niż byłem wtedy jako Jezus — ograniczony ciałem fizycznym. Teraz przenikam was i nasycam — bo natura Boga jest ponad wszelką materią, przestrzenią i czasem.
Każdego z was chcę zachęcić do osobistej rozmowy ze Mną
17 XII 1986 r., środa, Warszawa
— Moja córko, jestem przy tobie. Dlaczego wydaje ci się tak trudne odezwanie się do Mnie? Ja czekam na twoją decyzję zwrócenia się do Mnie. Ja, twój Bóg, Przyjaciel i Ojciec uzależniam się tak od twojego wyboru, on bowiem mówi Mi, czy rzeczywiście pragniesz rozmowy, czy twoja miłość jest dość silna, by zdobyć się na wysiłek rozmowy ze Mną.
— Tak nie powinno być. Powinnam wyrywać się ku Tobie, cieszyć się z tej możliwości i korzystać z każdej wolnej chwili, a tymczasem jakże mi trudno.
— I sądzisz, Anno, że to dowód braku miłości z twojej strony, prawda?
— Tak.
— Nie, dziecko. To dowód, że tak bardzo jesteś atakowana. Szatan stara się nie dopuszczać cię do Mnie, odciąć od mojej pomocy, gdyż wie, że mówiąc ze Mną jesteś pod osłoną mojej mocy i wtedy jest bezradny. Dopuszczam to, abyś dobrze poznała własną słabość a jego agresywność i wolę szkodzenia ci. Lecz kiedy zwracasz się do Mnie, on nic ci uczynić nie może, aby przerwać więź pomiędzy nami. Ja zaś mogę ożywić władze twojej duszy i wspomóc cię.
— Chyba nie tylko wtedy?
— Nie, zawsze, kiedy wzywasz Mnie, ale dla ciebie najłatwiejszym wezwaniem jest rozmowa. A i Ja chcę jej, gdyż jest to mój dar: nie tylko dla ciebie, a dla wielu ludzi, którzy czytając zaczynają pojmować moją żywą, bliską obecność i łatwość rozmowy ze Mną. Ukazuję im to. Temu też służy przekazywanie moich słów w modlitwie wspólnej lub rozmowie.
Chcę dotrzeć do każdego z was, każdego zbliżyć do siebie, ośmielić i zachęcić do osobistej rozmowy ze Mną. To jest moja metoda przywoływania ku przyjaźni prawdziwej w zrozumieniu i bliskości wzajemnej. Mów, że łatwo Mnie usłyszeć, gdyż teraz jest moją wolą, abyście żyli jak najbliżej Mnie, przy moim sercu, pod moją opieką, bo czekają was dni ciężkie.
— Czy mówisz o nas, Polakach?
— Mówię ci o całej ludzkości, natomiast twoi rodacy powinni tym skwapliwiej korzystać z mojego miłosierdzia, iż powołuję ich do współdziałania w budowaniu pierwszych zarysów widomego mego królestwa na ziemi (jako życia całej wspólnoty narodu wedle moich praw), o które uczyłem was modlić się do Ojca niebieskiego: „Przyjdź królestwo Twoje, jako w niebie tak i na ziemi". A więc jest to możliwe, gdyż tylko to wskazywałem wam, co leży w zamiarach moich dla was. Lecz na ziemi uzależnione jest od waszego pragnienia, waszej pracy, waszej zdecydowanej woli życia wedle moich wskazań. Ponieważ żyjecie społem — nie w samotności i odosobnieniu — dlatego budować musicie wspólny dom, gdzie całej rodzinie ludzkiej żyć się będzie godniej w pokoju, miłości wzajemnej i bezpieczeństwie. Taki jest mój zamiar i, jak wiesz, pragnąłem wprowadzić go w czyn poprzez lud Izraela, który przygotowywałem doń przez wieki nauki, strzegąc go i wykazując pomyłki i błędy, ratując w niebezpieczeństwie i obdarzając błogosławieństwem. Dlatego nie wyginął. Dlatego i wy (Polacy) żyjecie.
Chciałem oszczędzić wam, ludzkości, wieków cierpienia, lęku i nieszczęścia, lecz odmówiliście Mi. Ludowi mojemu izraelskiemu chodziło o władzę, sławę, bogactwo i zemstę i do dzisiaj to jest ich celem, chociaż nie wszystkich. Pragnęli własności nie mojej, a księcia tego świata, i za nim się opowiedzieli — wykluczając Syna Bożego i Jego Ewangelię miłości. Teraz roznieśli te swoje pragnienia na całą ziemię i ludzkość bardziej niż kiedykolwiek przesycona jest pychą, pożądaniem bogactwa, żądzą władzy i zniewolenia innych narodów i nienawiścią wzajemną. Wybierając własność księcia tego świata, tym samym oddali się jemu — ale otrzymali jeszcze strach, osamotnienie, pustkę wewnętrzną i wszelaki duchowy głód. On zaś zadbał o to, aby Mnie usunąć z ich serc, oderwać ich ode Mnie. I tak się stało.
Największym ze wszystkich głupstw ludzkich jest pycha człowieka. Ludzkość teraz jest ciemniejsza, głupsza, bardziej zepsuta i bardziej bezwstydna, niż była w czasach Izraela, kiedy wierzyła w bożki, lecz podporządkowywała się prawom moralnym swoich religii. Dziś podporządkowała się woli szatana i on im narzuca prawa swoje na obraz swój. Zwłaszcza państwom najsilniejszym, bo przez ich broń będzie zabijał i niszczył. Oglądasz codziennie obraz jego działania, widoczny jak pieczęć na czynach ludzkich: pycha, pogarda, lekceważenie praw i umów ludzkich, wszelakie zbrodnie, kupczenie krwią i śmiercią, lęk, głód, choroby, cierpienia niepewności jutra i strachu przed śmiercią, cześć dla mamony — a nad ziemią rozlega się szyderczy śmiech szatana, jego wyzwanie dla Mnie. Wydaje mu się, że nie zechcę ratować tych, którzy Mnie zdradzili, odrzucili i nienawidzą Mnie.
A Ja jestem Miłością — bezinteresowną i wierną. Dbam o wszystko, co sam powołałem do bytu. A tym bardziej się troszczę, im stworzenie moje słabsze jest i bardziej bezbronne. Wy nimi jesteście, dzieci moje. Dlatego dopóki choć jeden człowiek ufa Mi i wzywa pomocy mojej — będę z nim i nie dam mu zginąć. Jeśli zaś znajdzie się choć jeden naród, który uznaje Mnie i pragnie Mnie — przyjdę i na nim odbuduję królestwo moje, chociażby był tak mały, słaby i bezsilny jak wy.
Jeśli jako naród zawierzycie Mi...
24 XII 1986 r., Wigilia Bożego Narodzenia, Warszawa
— Wiesz, Ojcze, że oczekujemy spełnienia Twoich obietnic, lecz nic nie wskazuje na możliwości pokojowej przemiany. Przecież Rosja nie pozwoli na swobodny wybór celów innych niż użytecznych jej. Wiemy też, że nienawidzą nas i zniszczą całkowicie, gdy znajdą pretekst. Jak Ty to chcesz zrobić, abyśmy wyszli cało ze światowej rzezi? A opady radioaktywne (stront i mutacje)? Nie wierzę już w brak wojny. Za dużo zgromadzono środków, za dużo głupoty męskiej, braku wyobraźni i odpowiedzialności. Szatan naprawdę robi z ludźmi, co chce — przez ich pychę i arogancję, a także mordercze instynkty.
— Moja córko. W tym dniu, kiedy obchodzicie pamięć narodzenia Jezusa, nic cię nie powinno martwić i dziwić. Czyż ten fakt nie był najbardziej nieprawdopodobny? Bóg przyszedł was wybawić przez miłość — sam. Cudowniejszą sprawą było aż takie ogołocenie się Boga niż objawienie się mocy i potęgi Jego, gdyż to, co dla was jest niemożliwe, jest stałą właściwością natury Boga Nieograniczonego.
Ja działam, jak chcę, i prawa, które sam nadałem, mogę zawiesić lub zmienić, gdy to zamierzę — zwłaszcza dla dobra moich dzieci, które proszą o ratunek i ufają Mi. Nic innego nie potrzeba Mi, jak tylko waszej dobrej woli. O to starajcie się. Jeśli jako naród zawierzycie Mi, resztą zajmę się Ja sam wedle mojego dla was miłosierdzia.
30 XII 1986 r., wtorek, Warszawa
— Dziękuję Ci, Ojcze za Twoje odwiedziny: za Mszę świętą u mnie w domu w pierwszym dniu Świąt i za to, że pozostałeś ze Mną przez cały ten czas. Przez to zrozumiałam, że nikt inny nie jest mi potrzebny, kiedy Ty jesteś. Od drugiego dnia Świąt choruję. Dziś jest jeszcze gorzej (38 stopni i ból głowy), a sąsiedzi z góry znowu noc w noc zaczynają hałasować od pierwszej do trzeciej, czwartej nad ranem. Strasznie mnie to męczy, bo leżę i czekam, kiedy znowu coś stuknie. Przyjmuję to jako Twój krzyż, a czy powinnam prosić o zdjęcie go?
— Już ci odpowiedziałem, córko. Jeśli prosiłabyś za innych, to czyż ty nie jesteś pierwszym z bliźnich twoich? Teraz czas, żeby inni pomyśleli o tobie. Proście wspólnie i pamiętajcie, że Ja nie lubuję się w cierpieniu. Jestem z wami i słucham was.
31 XII 1986 r., koniec roku, godz. 2345, Warszawa
— Pragniesz zapytać Mnie, co przeznaczyłem ci na nadchodzący rok. Radość, Anno, wiele radości dla całego twojego kraju. Dlatego gotujcie się, aby godnie Mi służyć. Pragnę wyzwolić was, oczyścić i otoczyć opieką. Nie bójcie się przyszłości, lecz przygotowujcie się. Ja będę z wami. To mów wszystkim przyjaciołom naszym.
Tobie zaś polecam, jeśli zechcesz Mnie usłuchać, abyś była zawsze przy Mnie jako ta, która zna i podziela pragnienia moje co do udziału twojej ojczyzny, której zawierzyłem, w planach uratowania ludzkości. Chcę, abyś umiała je wytłumaczyć i abyś pośredniczyła w rozmowach ze Mną. Bądź stale przy moim sercu, córko, bo tego dla ciebie zapragnąłem powołując cię do istnienia. Wtedy wszystko ci mówić będę wedle potrzeby czasu.
Teraz daję ci moje błogosławieństwo i do serca mojego tulę, abyś uzyskała zdrowie, radość i siły.
O godzinie 24 otworzyłam Pismo święte na Księdze Jeremiasza (31, 33-38). Jest to dla mnie na ten rok; jak zwykle tekst dotyczy nas wszystkich.