Rozdział
1
-
Snape! Musimy porozmawiać – Remus Lupin stanął naprzeciw
czarnowłosego mężczyzny, starając się wyglądać na o wiele
bardziej pewnego, niż czuł się w rzeczywistości. Niestety,
stojący przed nim Mistrz Eliksirów od razu wyczuł niepewność
rozmówcy.
-
Lupin. Powinieneś wiedzieć, że nie mam zwyczaju marnować mojego
cennego czasu na rozmowy z wilkołakami – odparł, a jego głos był
niebezpiecznie niski.
-
Chciałem ci tylko coś przekazać. Zostało zaczarowane, by pojawić
się u mnie właśnie dziś i jestem zobowiązany ci to oddać. Od
niej – dodał, wyciągając ku niemu list.
-
Od kogo, Lupin? – warknął Snape, zabierając kopertę.
-
Lily. Pachnie nią. Wciąż pamiętam… jej zapach. Taki piękny…
radosny. W każdym bądź razie, miałem ci to przekazać. Miłego
dnia – dodał na pożegnanie i oddalił się. Snape posłał za nim
spojrzenie pełne pogardy, po czym zerknął na trzymany w ręce list
i również poszedł w swoją stronę.
***
-
Chłopcze! Czy ty nawet gotować nie potrafisz? – warknął Vernon
Dursley, waląc pięścią w stół. Harry przewrócił oczami i
odwrócił się w stronę wuja by nałożyć mu więcej bekonu na
talerz.
Z
pewnością lepiej od ciebie.
-
Przepraszam, wujku – westchnął, kładąc talerz naprzeciwko
Dursleya.
-
Idiota. Myślisz, że nie widzę jakim tonem się do mnie zwracasz?
Ja ci pokażę!
Pokażesz
mi co? Jak dużo bekonu potrafisz wepchnąć na raz w swoje obleśne
usta?
Myśl
ta wydawała się uzasadniona, kiedy mężczyzna zaczął dosłownie
wchłaniać w siebie kolejne kawałki bekonu, jednocześnie krzycząc
na Harry’ego, po czym przełknął wszystko na raz, nieomal się
przy tym dusząc.
Harry
westchnął, zabierając talerz z powrotem.
Wydajesz
biliony funtów rocznie. Dlaczego nie możesz kupić głupiej
zmywarki do naczyń? No tak, przecież wtedy ja nie będę mógłbym
myć naczyń. Zastanawiam się co będziesz robił, kiedy zabije mnie
Voldemort. Merlinie zachowaj, jeśli choć raz zrobisz coś dla
siebie.
-
Chłopcze! Dałeś mi za mało bekonu! Mam ci przypomnieć, czym to
grozi…?- wuj Vernon zamilkł złowieszczo, nie kończąc zdania,
ale uniesiona groźnie ręka jasno wyrażała jego intencje.
-
Przykro mi wujku, ale usmażyłem wszystko co było – odrzekł
Harry, starając się nie patrzeć na wuja z nienawiścią.
-
Następnym razem kup więcej! - krzyknął Dursley. Uniosał rękę i
uderzył Harry’ego w twarz. Chłopiec nie poruszył się –
jedynie lekko się wzdrygnął. Nie mógł nic zrobić, nikt nie mógł
mu pomóc. Zamknął oczy.
Czuł
jak okulary zjeżdżają mu z twarzy, a potem słyszał jak
roztrzaskują się na podłodze. Mimo to, ręka wuja uderzała go w
twarz raz po razie.
Ty
tłusty sukinsynu. Nienawidzę cię, chciałbym być starszy. Gdybym
był rok starszy, przekląłbym cię w trzy dupy. Przekląłbym cię
w całe stado dup. Odnalazłbym w księgach takie zaklęcie, które
zrobiłoby z ciebie jedną wielką dupę. A gdyby mi się to nie
udało, sam bym je wynalazł. Cholernie cię nienawidzę.
Po
kolejnych trzech uderzeniach, Harry nie był już w stanie
kontrolować własnych myśli, co spowodowało, że zaczął myśleć
o czymś co stłumił w sobie już dawno temu. Myśl, która
prześladowała go za każdym razem, gdy pobity przez wuja zapadał w
sen.
Gdzie
jest mój ojciec?
888
Snape
szybko powrócił do swoich kwater, po czym rzucił na mieszkanie
wszystkie możliwe zaklęcia ochronne. Dopiero wtedy zaczął
krzyczeć, najgłośniej jak tylko mógł. Wyładowawszy całą
wściekłość, spojrzał na list.
To,
że nie był fałszywy, nie ulegało najmniejszej wątpliwości. I
nie chodziło o to, że bez trudu rozpoznawał odręczne pismo Lily.
Lupin nie oddałby mu tego, gdyby nie był pewien wiarygodności
listu. Wilkołak wyczuł zapach Lily, ale też charakteryzowała go
obrzydliwie gryfońska uczciwość. Nawet za czasów szkolnych, Lupin
nigdy nie kłamał.
I
nigdy nie zrobiłby niczego co mogłoby kogokolwiek zranić, ani tym
bardziej nie byłbyw stanie kogoś zranić.
Zatem
list z pewnością był prawdziwy. Od Lily. Przez chwilę wąchał
list, mając nadzieję, że jeszcze raz poczuje jej zapach. Niestety,
ten przywilej miał tylko Lupin. Rozerwał kopertę.
Severusie,
To
koniec. Dobrze wiesz dlaczego. Stałeś się Śmierciożercą. I nie
ma znaczenia, że nie byłeś nim kiedy mi się oświadczyłeś.
Byłeś jednym z nim, już wtedy kiedy się ze mną spotykałeś.
Nigdy Ci tego nie zapomnę. Jak mogłeś? Na Merlina, znowu się
rozpłakałam.
Nienawidzę
płakać, ani czuć się tak okropnie. Po prostu tęsknię za naszymi
rozmowami. Wciąż Cię kocham, ale podejrzewam, że Ty mnie niestety
nie. I że ten stan trwa już od dłuższego czasu . Tak bardzo
brakuje mi naszych rozmów.
Wiesz,
że poślubiłam Jamesa. Tylko parę tygodni po tym, jak…
zerwaliśmy. Nie, nie zdradzałam Cię z nim i nie zrobiłam Ci tego
na złość. Wyszłam za niego ponieważ jest moim najlepszym
przyjacielem i mnie kocha. Tak samo jak ja jego. I myślę, że mu
się podobam.
Ale
wyszłam za niego z jeszcze jednego powodu. Byłam w ciąży,
Severusie. Z Tobą. On… wygląda, a raczej wyglądał tak jak Ty.
Pomijając oczy i nos, to odziedziczył po mnie. Sprawiasz, że się
uśmiecham, choć nawet Cię tu nie ma. Wciąż słyszę twój głos,
mówiący:
“Miejmy
nadzieję, że nasz potomek nie będzie miał mojego nosa, bo możemy
nie doczekać się następnego pokolenia.”
Zawsze
kochałam Twój śmiech, choć tak rzadko mogłam go usłyszeć.
Nie
wygląda już jak Ty. Ale stan ten utrzyma się tylko do jego
szesnastych urodzin. Do tego czasu wszystkie Twoje cechy zostaną
zastąpione cechami Jamesa. Czar przestanie działaś dzisiaj, w jego
szesnaste urodziny, nie od razu, ale stopniowo. Przemiana będzie
dokonywać się przez następne dwa tygodnie.
Kocham
Cię, Severusie, chciałbym żebyśmy się do siebie odzywali.
Lily
Severus
Snape zadrżał . Harry Potter? Harry Potter miał być jego synem?
Jasna cholera! Nie, zachowaj spokój, Severusie. Idź do
Dumbledore’a. Nie, nie mów nikomu. Idź do Dumbledore’a!
Bądź
rozsądny, Severusie. Idź do Dumbledore’a.
888
Harry
zamrugał i rozejrzał się dookoła. Ciemno. Być może była już
noc. Nie, to nie noc. Ciemność spowodowana była przez to, że
pomieszczenie, w którym przebywał, nie posiadało okien. I mieściło
się pod schodami.
To
jest doprawdy śmieszne. Dlaczego do cholery, się tutaj znalazłem?
Nie usmażyłem wystarczająco bekonu! Przepraszam, Boże Wszystkich
Bekonów, ukarz mnie nie dając jedzenia i zamykając w ciasnym
schowku na kilka dni.
Chłopiec
westchnął z rozpaczą i poczuł ból. Twarz. Czuł, że jest teraz
napuchnięty i przeszył go lęk na myśl o spojrzeniu w lustro. Mimo
wszystko mógł myśleć. Jak zawsze. Sen był dobrą alternatywą.
888
-
Severusie, musisz zabrać go od tych ludzi – powiedział
Dumbledore, przerywając ciężką ciszę, która zapadła po
słowach, które właśnie usłyszał od swojego Mistrza Eliksirów.
-
Co? Ale dlaczego?! – wykrzyknął z przerażeniem Snape.
-
Tutaj będzie bezpieczniejszy. W Hogwarcie jest chroniony magią
krwi. A wiesz przecież, że Voldemort wciąż go szuka, nawet teraz,
gdy sobie tutaj spokojnie rozmawiamy. Chce pozbyć się chłopca –
wyjaśnił ze znużeniem dyrektor.
-
Dumbledore, to, że jestem ojcem chłopca nie oznacza jeszcze, że
zmieni się mój stosunek do niego. Potter jest aroganckim
smarkaczem. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego – odrzekł ze
złością Snape.
-
Porozmawiamy o tym, jak wrócisz, Severusie. I tak i tak musiałbyś
go stamtąd zabrać. Właśnie miałem z tobą o tym porozmawiać. To
jednak wszystko zmienia.
-
Będę na czas. Spodziewaj się Pottera jutro – odparł ponuro
Snape, wiedząc, że i tak nie wygra z argumentami Albusa.
Rozdział
2
Harry
został wypuszczony, by skorzystać z łazienki i przyrządzić
śniadanie. Potem miał wypielić ogródek i później mógł liczyć
na lunch. To „później” nie zostało sprecyzowane, jednak Harry
był pewny, że zanim nastąpi czeka go straszna robota.
Na
śniadanie nie miał co liczyć.
Dokonując
oględzin obrażeń twarzy w łazienkowym lustrze, Harry doszedł do
wniosku, że wygląda gorzej niż się czuje. Jego prawe oko było
obrzmiałe i napuchnięte, widział nim niewyraźnie, mimo że miał
na nosie okulary sklejone taśmą izolacyjną.
Lewe
nie wyglądało tak źle, choć okalał je wciąż wielki siniak.
Nienawidził myśli o pokazaniu się w tym stanie światu i dziękował
Merlinowi, że nikt z czarodziejskiego świata nie może go teraz
zobaczyć.
Był
tak bardzo zły.
W
końcu Harry zrozumiał, że nie dostanie żadnego śniadania ani
obiadu, co zmusiło go do zrobienia czegoś o czym myślał już
dłuższego czasu. Radził sobie w ten sposób już wcześniej, a
teraz potrzebował tego bardziej niż kiedykolwiek.
Pospieszył
do ogrodu i niepostrzeżenie wszedł do szopy na tyłach. Rozglądnął
się pod pozorem wzięcia łopaty i szybko znalazł ukryte papierosy
Dudleya. Wziął kilka, wepchnął je do kieszeniu i wyszedł.
Po
chwili mógł już stawić stawić czoła czekającemu go dniu .
Pielenie
ogródka było żmudnym zajęciem i Harry zdecydował, że powinien
pomyśleć o czymś innym. Ron, Hermiona, Seamus, Neville.
Jego
przyjaciele. Czy miał ich wielu? Czy przyjaźniliby się z nim jeśli
nie byłby Harrym Potterem? Jeśli miałby całkiem innych rodziców?
Jeśli wychowałby się w całkiem innych warunkach? Jeśli miałby
rodziców jak wszyscy?
Może.
Jednak to niczego nie zmienia i zastanawianie się nad tym nie wróci
mu rodziców. Wolałby nie mieć przyjaciół a rodziców. Jednak
jest jak jest. Oprócz Syriusza nie miał nikogo bliskiego na
świecie. Był Remus, oczywiście. I Państwo Weasley. Wszyscy
Weasleyowie. Harry postanowił do nich napisać.
W
końcu jakoś wydostanie się z tego piekła.
-
Potter! – wuj Vernon przywołał go siebie. – Potrzebujemy kilku
artykułów spożywczych. Harry’emu chciało się krzyczeć. Jednak
nim zdążył cokolwiek pomyśleć dostał już pieniadze i listę
zakupów.
Idąc
do sklepu, Harry zapalił zwędzone papierosy ukradzioną zapalniczką
i zaciagnął się oddychając z ulgą. Pamiętał czasy zanim
poszedł do Hogwartu. Kiedy Josie pracowała w tym małym sklepiku
spożywczym. Dawała mu zawsze słodkie drożdżówki, musiała
wiedzieć jak było. Oczywiście, nigdy nie powiedziała niczego.
Harry był naprawde wdzięczny za te bułeczki i niechętnie
akceptował fakt, że uwielbia patrzeć na nią za każdym razem, ale
nigdy nie pomyślał, że była zbyt wystraszona i głupia, żeby
powiedziec komuś, jak bardzo Harry był zagłodzony.
Cudownie
-pomyślał Harry biorąc kolejnego papierosa. Czuł się
niesamowicie zrelaksowany, jego kroki stały się wolniejsze,
zadziwiające jak bardzo papierosy mogą pomagać.
Doszedł
do sklepu, zgniótł peta o ziemię i wszedł do małego
pomieszczenia. To nie był jeden z tych sklepów, gdzie Dursleyowie
zwykli robić zakupy, ale oczywiście potrzebowali tylko kilku
produktów.
Chleb
Jajka
Bekon
„Typowe,
chce bekonu, oczywiście. Tłusty bydlak.”
Tak
naprawdę nie chciał bekonu, tylko natrzeć spuchnietą twarz
Harry’ego. Szesnastolatek pochylił nisko głowę, kiedy wyszukiwał
bekon, jajka i chleb i położył je na ladzie.
Starsza
pani, która go obsługiwała wzdrygnęła się przestraszona.
„Święty
Brutus. Wkurzające…”
-
Dzień dobry. – uśmiechnął się radośnie. Sprzedawczyni skinęła
mu głową. Spojrzała w twarz chłopca i pisnęła. Harry
wyszczerzył się w odpowiedzi, ale prawie natychmiast się skrzywił,
to bolało.
-
Proszę się nie martwić. Uderzyłem się drzwiami.
„Wiele
razy, kiedy byłem młodszy.”
-
Mmmm.- odmruknęła sceptycznie staruszka. Suka. Westchnął.
-
Nie zawsze jest dobrze słuchać wszystkiego co mówią ludzie.
Miłego dnia, życzę. - powiedział, zapłacił za zakupy i wziął
torbę.
Starsza
pani przyglądała mu się , kiedy wychodził i zamknęła za nim
delitaknie drzwi.
Ośrodek
Wychowawczy Świętego Brutusa dla Młodocianych Recydywistów? Co do
cholery? Jest w ogóle miejsce, które się tak nazywa? Kto chciałby
nazwać tak szkołę? Nie wspominając, że jeśli ktoś miałby być
„młodocianym recydywistą” czemu miałby być puszczany do domu
na wakacje? Ponadto, nigdy nie obraziłem nikogo czymkolwiek. Dudley
znęca się nad młodszymi, przeklina i został przyłapany na
kradzieży. Ja mówię „proszę” i „dziękuję”, przytrzymuję
drzwi przed starszymi ludźmi i zawsze robię zadania domowe,
wykluczając momenty, kiedy mój wuj zbije mnie tak, że nie jestem w
stanie utrzymać pieprzonego pióra. A mimo to, wszyscy oni wierzą,
że jestem recydywistą.
Harry
westchnął, decydując się odłożyć kolejnego papierosa, ponieważ
zostało mu już tylko dziesięć. Wszedł do chłodnego pokoju i
dyskretnie porównał kolor swojej skóry do Dudleya. Był o wiele
bardziej opalony.
Nigdy
tego nie przyznawał, ale gdy pracował w ogrodzie bez koszuli,
zwracał uwagę dziewczyn z sąsiedztwa. Nie był gruby, za to bardzo
umięśniony, co było raczej skutkiem ciagłej pracy w ogrodzie niż
gry w quidditcha. Jak o tym pomyśleć, wygląda na to, że gracze
mają lepszą kondycję psychiczną, ale czemu? Wszystko co robią,
to siedzenie na miotłach.
Wypakował
zakupy i nagle stwierdził, że nie ma co ze sobą zrobić. Nie
czułby się dobrze siedząc w pobliżu wujostwa, wiedząc, że nie
minęłoby dużo czasu, a naraziłby się robiąc coś nie tak.
Cokolwiek,
do cholery, bym zrobił.
-
Dud, herbaty? – spytał kuzyna. Dudley skinął głową, a Harry
wziął czajnik. Z przyzwyczajenia nalewał zawsze tyle wody, żeby
starczyło dla wszystkich Weasleyów. Jego ręce były zgrubiałe od
ciagłej pracy, pokryte zadrapaniami i bliznami, na prawej dłoni
głęboko wryły się słowa: „Nie będę opowiadać kłamstw”.
Czerwona
skóra sprawiała wrażenie, jakby uległ poważnym poparzeniom w
dzieciństwie. Blizna rozciągająca się w poprzek dłoni, była
pamiątką z walki w Departamencie Tajemnic.
Nieoczekiwanie
poczuł wielką gulę w gardle. Skutecznie zmuszał się, by nie
myśleć o swoim ojcu chrzestnym przed 12:56, ale teraz to
wspomnienie tak mocno go uderzyło. Przerażony tym, Harry wziął
głeboki oddech i zajął się na powrót robieniem herbaty.
Harry
wlał herbatę do dzbanka, pozostawił do zaparzenia i właśnie miał
położyć go na kuchennym stole, kiedy rozległ się dzwonek u
drzwi. Przewrócił oczami.
Otworzę.
Oczywiście,
choćby nawet nie chciał, nie miał wyboru. Już dawno zdążył się
do tego przyzwyczaić. Tym bardziej się zdziwił, gdy to ciotka
Petunia poszła otworzyć. A jeszcze większą niespodzianką było,
gdy wydyszała.
-
Ty chłopcze… Idź zrobić herbatę.-Harry wzruszył ramionami.
-
Dobrze - Poszedł do kuchni.
Nic
wielkiego. Ja tylko robię herbatę. Wydaje mi się, że zrobiłem
już dosyć, muszę tylko przelać to wszystko do dużego dzbanka. To
było o wiele łatwiejsze niż magia.
Westchnął,
robił tak, ponieważ był to mugolski zwyczaj. Wziął dzbanek,
odrócił się i prawie go upuścił. Ostatni człowiek, którego
teraz chciał zobaczyć, jego znienawidzony profesor eliksirów, stał
tuż przed nim.
Harry
odruchowo złapał dzbanek.
-
P-Profesorze - wydusił, położył dzbanek z herbatą na stole i
wyciągnął filiżanki. – Cukier, mleko, śmietanka?
Jąkam
się? Dlaczego do cholery mówię takie głupoty? To nie w porządkul.
To wszystko jest nie w porządku. Dlaczego, do cholery Snape jest
tutaj? Dobrze, że pamietałem żeby schylić głowę, nie widział
jeszcze mojej twarzy.
-
Jestem tu, aby cię zabrać, Potter. Nie chcę niczego w mojej
herbacie, poradzę sobie. Nie jesteś służącym. – powiedział
Mistrz Eliksirów z ironią w głosie.
Oczywiście,
że jestem, krwawy bydlaku. Spójrz na mnie. Zobacz jak jestem
ubrany. Czy nigdy nie zastanawiałeś się, dlaczego chodzę tylko w
szkolnej szacie? Hmm, myśląc o tym, powinienem poprosić Hermionę
żeby wzięła mnie na zakupy do mugolskiego Londynu, jak tylko będę
miał dostęp do swoich pieniędzy.
-
Nie, sir.- wymamrotał, starając się zasłaniać twarz włosami.
Dobrze, że urosły mu przez lato. Snape uśmiechnął się
złośliwie.
Nienawidzę
cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię.
-
Potter! – krzyknął Dursley. Harry podskoczył i poparzył się
wrzatkiem, który właśnie wlewał do kubka Dudleya. Nie krzyknął
jednak, wytarł jedynie mokre ręce o spodnie i zacisnął zęby.
Snape
obserował wszystkie jego czynności.
-
Tak, sir? - spytał. Starał się aby jego głos zabrzmiał
całkowicie neutralnie. Wuj nie mógłby go teraz uderzyć, ale na
pewno zapamiętałby, żeby zrobić to później. Snape zabierał go
stąd. Mimo to Harry wciąż nie chciał okazywać całkowitego braku
szacunku.
-
Dlaczego, do cholery jest tutaj ten profesor?- krzyknął wuj.
-
Nie mam pojęcia, sir.
Zniknijcie
siniaki. Zniknijcie. Proszę, nie chcę by Snape zobaczył mnie z
tymi stłuczeniami. Proszę, zniknijcie. Proszę.
-
Jestem tu, by zabrać Pottera. Ustalono, że będzie bezpieczniejszy
w Hogwarcie – odpowiedział Snape.Twarz Vernona przybrała kolor
purpury, Petunia zbladła, a Dudley wrzasnął i upuścił swój
kubek.
Harry
schylił się, żeby pozbierać skorupy. Ostrożnie wyrzucał je
kosza, ale małe drobinki szkła były wszędzie i w pewnym momecie
Harry skaleczył się.
Na
Boga, to naprawdę mój zły dzień!
-
Dlaczego będzie tam bezpieczniejszy? To jakieś oskarżenie?
Chłopcze! Co ty naopowiadałeś tym dziwakom?! – wrzeszczał wuj
Vernon. Harry westchnął.
-
Nic, sir. Nie mówiłem im nic o was. – odpowiedział spokojnie.
Ty
hipokryto! Jak śmiesz oskarżać mnie o jakieś nadużycia wobec
mojego siostrzeńca? Ja tylko podbijłem mu oczy kilka razy podczas
wakacji! Ja tylko go głodzę! Nie nazwałbym tego nadużyciem!
– pomyślał złośliwie Harry.
-
Masz cholerne szczęscie, że im nic nie powiedziałeś! Bo, gdybym
pomyślał, choć przez chwilę, że było inaczej…- Vernon natarł
na Harry’ego, który na niego nie patrzył.
-
Jakkolwiek uwielbiam patrzeć jak cudowny i sławny Potter jest
dręczony przez mugoli, ale mam napięty harmonogram i Dumbledore
oczekuje na spotkanie z nami – powiedział Snape znudzonym głosem.
-
Sławny?- sapnął Vernon.
-
I bogaty. Odziedziczył dwa spadki po bardzo bogatych czarodziejach i
jego majatek, składa się z dużej ilości złota. Obecnie jest
więc, jak to nazywacie w waszych świecie, milionerem. –
poinformował go Snape.
-
Słucham? Chłopcze! Nigdy nie mówiłeś nam, że masz jakieś
pieniądze! – krzyknął Dursley. Snape posłał mu złośliwy
uśmieszek.
-
Musimy iść. Potter, weź swoje rzeczy – powiedział Snape,
wstając.
-
Nie mogę.- mruknął Harry.
-
Czemu, Potter? Jesteś tak bezczelny, że myślisz, że ktoś zrobi
to za ciebie? – zadrwił szyderczo Snape.
Tak,
jestem. Nigdy nie robię nic, tutaj. Siedzę i jestem obsługiwany
przez wszystkich wkoło. Oczywiście.
-
Są zamkniete w piwnicy, sir.- odpowiedział spokojnie. Snape
parsknął zirytowany, i rzucił „Alohomora” na zamknięte drzwi.
-
Weź je, i cokolwiek tam jeszcze ci potrzeba. - rozkazał. Harry
skinął głową i wziął swój kufer a nastepnie wszedł na góre
by zabrać Hedwigę. Kiedy wrócił, zastał Snape mówiącego
Dursleyom o jego pieniądzach.
-
Tak, rodzina Pottera i jego ojca chrzestnego była dobrze sytuowana,
jednak za żadne skraby nie jestem w stanie powiedzieć czemu. Zatem,
dostał dwa spadki. Po Blacku i po Potterach.- mówił.
Nawet
o tym nie myśl, Harry.
-
Wziąłem swoje rzeczy, profesorze.- powiedział szybko Harry. Snape
przyjrzał się mu sceptycznie, ale nic nie odpowiedział.
-
Stój! Chcę wiedzieć jak dużo pięniędzy Harry’ego dostaniemy!
Jako…opiekunowie. – warknął Vernon.
-
Nic. Nie jesteście już jego opiekunami i w świetle prawa nigdy
nimi nie byliście. Od teraz Harry Potter nie istnieje w mugolskim
świecie. I jeśli nie chcesz, żeby zostały zarzucone ci jakieś
oskarżenia, jego tu nie było. - odburknął Snape , chwycił
Harry’ego za przegub i wyszli.
Rozdział
3
Harry’emu
zakręciło się w głowie i po chwili zobaczył, że wylądowali
przed wrotami Hogwartu.
Więc
tak odczuwa się teleportację... Hm, to coś jakby naprawdę
przyjemne uczucie. Jakbyś właśnie zjadł lody. Lody, Boże, ja
chcę lody! Jedzenie – cokolwiek. Jestem cholernie głodny.
Przestań jęczeć, Harry. Wytrzymywałeś tygodnie. To tylko dwa
dni.
–
Potter, lepiej się pospieszmy. Dumbledore nas oczekuje. Im wcześniej
to załatwimy, tym lepiej – warknął Snape, kierując się w
stronę zamku. Harry podążył za nim, nabierając pewności, że
pozostanie w tyle przez cały czas.
Stanęli
przed chimerą i Snape wypowiedział hasło, po czym weszli.
Dumbledore uśmiechnął się do Harry’ego, który nie odrywał
wzroku od swoich stóp.
–
Zanim przejdziemy do meritum sprawy, Dumbledore, chciałbym zwrócić
się ze skargą. Nie życzę sobie znosić takiego stosunku chłopca
do mnie. Odmawia patrzenia na mnie – powiedział Snape z
szyderstwem.
Ty
bydlaku. Oślizgły, tłusty, cholerny donosicielu. Tak cholernie cię
nienawidzę. Chciałbym, żebyś nie żył!
–
Harry – Dumbledore zwrócił się do chłopca delikatnym głosem.
Harry westchnął, podniósł głowę i spojrzał z wściekłością.
Dumbledore zachłysnął się, Snape’a zatkało. Przez chwilę
panowała kompletna cisza.
–
Co ci się stało? – Snape w końcu doszedł do siebie.
–
Uderzyłem się drzwiami – warknął Harry. Snape prychnął.
–
Nie kłam, Potter. Obaj znamy legilimencję – powiedział. Harry
popatrzył na mężczyzn ze złością.
–
Czemu więc w ogóle pytacie? Myślę, że to jest oczywiste. Mój
głupi mugolski wuj – oto, co się stało! Zadowoleni? Schował
twarz w dłoniach i niespodziewanie odwrócił się do kominka.
Chciałbym,
żeby był tu Syriusz.
Oddychanie
wydawało mu się w tej chwili bardzo trudne. Rozkoszował się
ciszą, która zapadła w gabinecie. Milczał przez kilka minut i
nikt się nie odzywał. Kiedy był już pewien, że może znów
mówić, odwrócił się z powrotem.
–
Dlaczego tu jestem? – spytał. Dumbledore przyglądał mu się
bacznie.
–
Odkryliśmy, że twój ojciec nie umarł – odpowiedział. Harry
gapił się na niego zszokowany. Dumbledore nie mógłby kłamać w
takiej sprawie.
–
Co?! On żyje? Gdzie jest? – wykrztusił wreszcie.
–
W tym pokoju – odrzekł miękko Dumbledore. Harry odwrócił się
do Snape’a, który patrzył gdzieś przed siebie, potem spojrzał
na Dumbledore’a i znów na Snape’a.
–
Pieprz się – powiedział cichym głosem, przepełniony złością.
Dumbledore nie upomniał go.
–
Harry, wiem, że jesteś zszokowany…
–
Raczej nie mogę uwierzyć – poprawił go chłopiec. – Dlaczego
moja mama chciałaby… z nim? – spytał.
–
Ponieważ go kochała – odpowiedział Dumbledore.
–
Dlaczego? To przecież tłusty, oślizgły, stary dupek, który
traktuje mnie jak śmiecia. W sumie traktuje tak cały Gryffindor.
Dlaczego dla niej miałby być inny? – warknął.
–
Ona była z Ravenclawu – odezwał się niespodziewanie Snape.
–
Z Ravenclawu? – spytał zaskoczony Harry. Snape uśmiechnął się
do niego szyderczo.
–
Na Merlina, Potter! Jeśli miałbyś choć trochę rozumu,
wiedziałbyś, że w bibliotece znajdują się roczniki, także te z
1950 – warknął.
–
Więc moja mama była z pewnością genialna, skoro trafiła do
Ravenclawu. W takim razie wygląda na to, że tępotę odziedziczyłem
po tobie! – krzyknął Harry, zanim zdążył pomyśleć. Sekundę
później dotarło do niego, co właśnie powiedział. W pokoju
zapadła cisza.
–
Przepraszam. Nie to miałem na myśli. To znaczy – tak pomyślałem,
ale nie miałem zamiaru powiedzieć tego głośno. Chciałem
powiedzieć… Och…
Dumbledore
żachnął się. Snape wyglądał na rozbawionego.
–
Nie zamierzasz mnie przeprosić za myślenie o mnie jako o kretynie?
– spytał.
–
Nie – odpowiedział Harry, znów zły. – Nie lubię cię, nie
szanuję cię. Ty mnie nienawidzisz!– dodał.
–
Nie zaprzeczam. Dla mnie jest to jednak gorsze niż dla ciebie. –
odwarknął.
–
Gorsze dla ciebie?! Dorastałem jako sierota, zamknięty w pieprzonej
komórce pod schodami, później uczyłem się wszystkiego o
Hogwarcie od podstaw, dowiedziałem się, że jestem sławny za coś,
czego nie pamiętam, w świecie, o którym nigdy nie słyszałem! I
jakby tego było mało dowiaduję się, że człowiek, który
nienawidzi mnie najbardziej na świecie, może zaraz po Voldemorcie,
jest, na Boga, moim ojcem! I ŚMIESZ TWIERDZIĆ, ŻE TO JEST GORSZE
DLA CIEBIE!? – zakończył, krzycząc. Snape zgromił go
spojrzeniem.
–
Harry, Severusie, oczywiście przed wami jeszcze dużo pracy nad
waszymi wzajemnymi relacjami, ale to nie jest odpowiedni czas na to.
Swoimi animozjami wyrządzacie szkodę sobie i Zakonowi. Obaj
jesteście ważni w tej wojnie. I chcę, abyście zachowywali się
uprzejmie wobec siebie w obecności innych. Harry, od dzisiaj
będziesz mieszkał u Severusa w lochach – zdecydował Dumbledore.
–
Prędzej umrę – warknął chłopak. Snape znów obrzucił go
wściekłym spojrzeniem.
–
To da się zaaranżować, Potter – stwierdził szyderczo. Harry
patrzył na niego nienawistnie.
–
Tak, ponieważ ty nie masz problemów z zabijaniem ludzi –
odparował. Ujrzał furię i coś jeszcze, przemykające przez twarz
Snape’a.
–
Sugerowałbym ci, Potter, jeśli nie chcesz doświadczyć bolesnego
lata, POWŚCIĄGNIĘCIE SWOJEGO JĘZYKA! – krzyknął.
Ulubiona
gadka, co, Snape? Kiedy pragnąłem mieć tatę przez te wszystkie
lata, zdecydowanie nie byłeś nim ty! Pragnąłem miłego człowieka,
który by mnie kochał! Wolałbym mieć martwego ojca, niż ciebie w
jego roli!
–
Świetnie – odpowiedział Harry. To zaskoczyło profesora Snape’a,
który oczywiście oczekiwał kolejnych ciętych komentarzy. Na
moment znów zapadła cisza, po czym odezwał się Dumbledore,
wstając.
–
Domowe skrzaty zaniosą twoje rzeczy do komnat Severusa. Severusie,
powinieneś zabrać Harry’ego do Madame Pomfrey. Harry, chciałbym
cię widzieć jutro rano, aby porozmawiać – nie był to rozkaz,
jednak ton jego głosu jasno wskazywał, że nie życzy sobie już
żadnych dyskusji.
–
Chodź, Potter – powiedział Snape, powiewając peleryną, gdy
odpuszczał gabinet. Harry westchnął, rzucanie ripost mogłoby go
tylko wpędzić w większe kłopoty. Podążył za swoim „ojcem”.
–
Potter, powinno być dla ciebie jasne, że jesteś gościem w moim
domu i nie masz prawa dotykać żadnej mojej rzeczy. Zabraniam ci
węszyć, nie możesz…
–
Wiesz, jakoś wolę słuchać ciszy, niż ciebie. Kiedy panuje cisza,
nikt mi nie rozkazuje. Nikt nie mówi mi, że właśnie mam ojca,
którego nie miałem całe życie i który, kiedy się już zjawił,
nienawidzi mnie, ponieważ myślał, że jestem synem kogoś innego.
Kiedy jest cicho nie słucham CIEBIE. – warknął Harry.
Snape
milczał.
To
jest cholernie zagmatwane. Co, do cholery? Dlaczego, do diaska, moja
mama go kochała? Czemu, do wszystkich diabłów, to wszystko ma coś
wspólnego ze mną? Okay, zachowaj spokój, myśl racjonalnie. Nie
lubię Snape’a. On mnie nie lubi. Ale kochał moją mamę.
–
Dostrzegasz we mnie moją mamę? – spytał na głos. Nie chciał
powiedzieć dokładnie tego, po prostu tak wyszło. – Nie, w
porządku, nie musisz odpowiadać – dodał szybko.
–
Myślę, że to w porządku, Potter. Masz prawo o niej wiedzieć.
Tak, widzę podobieństwo. W twoich oczach – odpowiedział. Harry
spojrzał na niego.
–
Więc dlaczego zawsze łączyłeś mnie z moim ojcem? To znaczy, z
Jamesem? –zaryzykował kolejne pytanie. Snape skrzywił się.
–
Co mówiłeś o ciszy, Potter? – odparował. Harry odczytał to
jako „przestań zadawać pytania, zanim cię otruję” i ponownie
zamilkł.
–
Jak dowiedziałeś się, że jesteś moim ojcem? Wiedziałeś o tym
od dawna, tylko zdecydowałeś się powiadomić mnie o tym teraz? –
spytał Harry chwilę później.
–
Jeśli wiedziałbym, że Lily miała ze mną dziecko, nigdy nie
zostałbym szpiegiem dla Zakonu i nigdy nie musiałbym zabierać cię
od Dursleyów – odpowiedział Snape. Harry skrzywił się, bardzo
podobnie jak Mistrz Eliksirów.
–
Cudownie. Teraz mnie nienawidzisz, ale nie czułeś tego, kiedy byłem
niemowlęciem. Teoretycznie, ma się rozumieć – mruczał,
przyspieszając kroku. Snape wyprzedził go, udając, że nie chce
słyszeć, co mówi Harry.
–
Potter, kochałem twoją matkę i myślę, że powinniśmy
przynajmniej spróbować być dla siebie uprzejmi, dla niej –
powiedział ze złością. Harry wzruszył ramionami.
–
W porządku. Zachowuję się całkowicie uprzejmie prosząc
grzecznie, byś pozwolił mi rozkoszować się chwilą ciszy w drodze
do skrzydła szpitalnego – powiedział spokojnie. Snape rzucił mu
groźne spojrzenie, ale nie odezwał się.
–
Wciąż nie odpowiedziałeś mi, w jaki sposób się dowiedziałeś –
stwierdził oschle Harry. Snape spojrzał na niego.
–
List – odpowiedział krótko. – Z zaklęciem czasowym. – Oczy
Harry’ego rozszerzyły się.
–
Poczekaj! To jest od niej? – krzyknął, wyciągając list z
kieszeni. Snape przyjrzał się pergaminowi.
–
Skąd to wziąłeś?
–
Był na moim biurku. Po prostu włożyłem go do kieszeni, myśląc,
że to od jednego z moich przyjaciół. Nie wiedziałem, a ty kazałeś
mi wziąć swoje rzeczy – odpowiedział.
–
Tak, to od niej– powiedział miękko Snape. Harry milczał.
Mam
list od mojej mamy! Muszę się dowiedzieć, co tam jest napisane!
Ale, oczywiście, nie mogę czytać tego tutaj. Mogę sobie wyobrazić
radość Snape’a, jeślibym zaczął szlochać nad listem od mamy
na środku korytarza. Eliksiry ze Slytherinem: ”Masz chusteczkę,
Potter, na wypadek, gdyby moje instrukcje przypominały ci odręczne
pismo mamusi.”
Reszta
drogi minęła im w ciszy. Kiedy dotarli do skrzydła szpitalnego,
pani Pomfrey nigdzie nie było widać.
–
Dzień dobry – odezwał się Harry. Pomfrey wyszła ze swojego
gabinetu i lekko się zachłysnęła, kiedy zobaczyła Harry’ego.
–
Dobrze, Potter. Usiądź. Co tym razem robiłeś? Ratowałeś
Weasleya? Walczyłeś ze smokiem? Z wampirami? – spytała. Harry
zaśmiał się.
–
Chciałbym – odpowiedział – Obawiam się, że to tylko mugol.
Bardzo duży mugol. – Pani Pomfrey uniosła brew.
–
Wdaliśmy się w bójkę, co, Harry? – spytała. Harry pokazał jej
język.
–
To jedyna rzecz, w której jestem dobry – odpowiedział.
Pielęgniarka dała mu maść na stłuczenia do nałożenia na twarz.
Harry wiedział, jak zadziała. Wchłonie się w skórę, a on będzie
wyglądał jak nowy. – Co ja bym bez pani zrobił? – spytał,
całując ją w rękę. Pomfrey spiorunowała go wzrokiem.
–
Nie chcę cię tu znów widzieć, Potter – powiedziała. Harry
uśmiechnął się szeroko.
–
Na pewno pani chce. Ale, na tę chwilę, do widzenia. Jestem tu przez
resztę lata, może zechciałaby pani nauczyć mnie kilku
uzdrawiających zaklęć? – spytał. Pielęgniarka spojrzała na
niego zachwycona.
–
Nikt jeszcze nie prosił mnie o uczenie – odpowiedziała. Harry
posłał jej uśmiech.
–
Oczywiście, zawsze musi być ten pierwszy raz. Chciałbym umieć się
uleczyć. Lub kogoś bliskiego. Może nawet moje dzieci – dodał.
Jeśli
dożyję do tego czasu.
Snape
utkwił w nim spojrzenie. Po chwili jednak odwrócił wzrok, a Harry
obrócił się ku drzwiom.
–
Niech pan prowadzi, profesorze – powiedział, otwierając drzwi.
Snape znów spojrzał na niego z drwiną.
Tacy
mężczyźni jak on szybko się starzeją. Zastanawiam się, czy on
się kiedykolwiek uśmiechał. Przypuszczam, że tak. Nie wyobrażam
sobie, jak można zakochać się w kimś, kto nigdy się nie śmieje.
Wątpię, by moja mama była innego zdania. Właściwie jej nie znam,
ale Remus i… Remus ją znał.
–
Potter, pokój gościnny, czyli TWÓJ pokój, jest tam. –
powiedział, wskazując drzwi.
Super.
Harry
wszedł do pokoju i zobaczył, że wszystko się zmieniło. To nie
było to, czego oczekiwał, ale było doskonałe. Ściany pomalowano
na srebrno i złoto, co było dziwne, jako że kolory te były
jednymi z podstawowych kolorów Slytherinu i Gryffindoru. W rogach
można było zauważyć Znicze, które fruwały, zamiast pozostawać
nieruchome. Było tam trochę ciemno, ale można było zapalić
światło. W ciemności wygląda lepiej, zdecydował.
–
Potter. Tu jest twój kufer – powiedział Snape, upuszczając jego
bagaż na podłogę. Nagle Harry uświadomił sobie, że jest głodny.
Właściwie to umierał z głodu.
–
Ee, masz jakieś jedzenie? Czuję się trochę… głodny –
powiedział, patrząc na swoje stopy. Snape rzucił mu piorunujące
spojrzenie.
–
Kiedy ostatnio jadłeś, Potter? – spytał. Harry wzruszył
ramionami.
–
Nie wiem, wczoraj? Śniadanie. Tak, więc co z tym jedzeniem? –
spytał ponownie.
–
Zjedz coś lekkiego, Potter. Kuchnia jest na prawo. Jeśli nie umiesz
gotować, sugerowałbym nauczenie się. W szafce jest książka
kucharska. Czegokolwiek będziesz potrzebował, pojawi się to w
lodówce lub w trzeciej szafce. Naczynia są w drugiej. Sztućce w
pierwszej szufladzie. – poinstruował go Snape.
Myślisz,
że nie umiem gotować? Potrafię zrobić wszystko, do cholery!
Właściwie kocham gotować, jeśli nie robię tego dla Dursleyów.
Gotowanie jest prawie tak fajne jak latanie. Udowodnię, że potrafię
gotować. Ale myślę, że nie teraz. Jestem zbyt głodny. Hm, może
przygotuję coś pysznego i zatruję to… Hej, to jest dobry pomysł!
–
Dzięki. Wiem jak zaspokoić głód, proszę pana – odpowiedział
spokojnie, wchodząc do kuchni. Przyrządził sobie krem grzybowy i
położył go na stole, nakładając sobie do ust tak szybko, jak
potrafił. Snape wszedł i popatrzył na niego wilkiem.
-
Czy ktoś uczył cię kiedykolwiek manier przy stole, chłopcze? –
zadrwił. Harry potrząsnął głową, nie przestając pałaszować.
Snape parsknął. Chłopiec wyszczerzył się w odpowiedzi – jego
miska była pusta.
–
Chcesz trochę? – spytał. Snape wzruszył ramionami, a Harry wziął
talerz i nalał do niego zupy. Snape spojrzał na niego podejrzliwie.
–
Nie jest zatrute.
Na
razie.
Widocznie
mężczyzna uwierzył mu, gdyż poczęstował się łyżką zupy. Po
chwili kolejną.
–
Dobre, Potter – stwierdził.
–
Też byś się szybko uczył, gdyby zagrażała ci wizja lania –
powiedział Harry pesymistycznie. Snape uśmiechnął się
sadystycznie.
–
Może zacznę tak robić na Eliksirach – rzekł. Harry odwarknął:
–
Może gdybyś spróbował mnie uczyć, dowiedziałbyś się, że
jestem dość dobry z Eliksirów. Właściwie jeślibyś spojrzał
teraz na cokolwiek, co robiłem w tamtym roku, zobaczyłbyś, że
każdy z moich eliksirów był bliski ideału albo stwierdziłbyś,
że moje eseje były właściwie takie same jak Hermiony, tylko
dodałem kilka rzeczy, które znalazłem w książce. Jednak ona
dostała W, a ja, do jasnej cholery, O! – krzyczał, nagle
rozwścieczony tym wszystkim.
Muszę
stąd wyjść. Potrzebuję zapalić.
–
Wychodzę. Wrócę później, przejdę się wokół jeziora –
powiedział, robiąc dwa kroki do drzwi i zatrzasnął je za sobą.
Szedł wzburzony, skręcił za róg, kipiąc ze złości i w końcu
wyszedł frontowymi drzwiami. Nimi także trzasnął. Zaczął biec i
po chwili usiadł za wielkim drzewem, zapalając papierosa.
Moje
życie jest takie popieprzone. Nie wiem, wolałbym być chyba z
Dursleyami. W końcu zabawnie było im ubliżać. To nie jest takie
śmieszne ze Snape’em, który zawsze potrafi sprowadzić mnie do
parteru. Nienawidzę go. Jest moim ojcem… Muszę z nim mieszkać.
Jejku, myślę, że będę potrzebował więcej papierosów.
Harry
wyjął kolejną fajkę.
–
Spacer czy trucie się? – Usłyszał szyderczy głos za sobą.
–
To i to – odpowiedział, przeklinając nierówny oddech.
–
Doceniam, że wyszedłeś na zewnątrz. Palenie jest zabronione w
zamku.
–
Dobrze, będę wychodził zawsze, jak będę chciał zapalić. Myślę,
że da się to ustalić. I owszem, wykorzystuję fakt, że jestem
niezbędny w tej pieprzonej wojnie, do własnych celów. Zupełnie
jak James, zgodzisz się, prawda? – odpowiedział.
–
Nie. Bardziej jak ja i twoja matka – odrzekł Snape.
–
Pieprz się – warknął Harry, nie mogąc znieść bycia
porównywanym do Snape’a.
–
Nie wyrażasz się jak Gryfon.
–
Mówię jak ja. Wstydzisz się mnie, TATO? –warknął kpiąco.
–
Nie jestem twoim tatą – odwarknął gniewnie Snape.
–
Nie jesteś, racja. Jesteś tłustym bydlakiem, z którym nie mam nic
wspólnego.
–
Gdzie nauczyłeś się tak „przyzwoitej” angielszczyzny? –
zadrwił Snape.
–
Z pewnością nie od mojego ojca. – I odszedł, wyjmując z
powrotem papierosy, po raz pierwszy marząc, by jego ojciec był
martwy.
***
Kiedy
Harry wrócił do komnat Snape’a, nie zastał go tam. Natychmiast
poszedł do swojego pokoju.
Najdroższy
Harry,
Mój
synku. Mój piękny synku. Nie potrafię tego skończyć. Będziesz
miał szesnaście lat, kiedy to przeczytasz. Prawie na pewno nie będę
juz wtedy żyła. Jeśli nie, będziesz wiedział, że James nie jest
twoim ojcem. Mimo to, kocha Cię. W tej właśnie chwili, podkrada Ci
groszek (nienawidzisz groszku… przynajmniej nie teraz) i bierze Cię
do kąpieli. Dołączam Ci jego zdjęcie, kiedy Cię myje, więc
będziesz mógł zobaczyć, jak ślicznie razem wyglądacie.
Musisz
wiedzieć, że on Cię kocha, mój synku. Jesteś JEGO dzieckiem.
Severus, nic dziwnego, nienawidził Cię, kiedy się dowiedział.
Jest dobrym człowiekiem i musisz ignorować jego wrogość. Jeśli
mogłabym cofnąć czas, wolałabym się w nim nie zakochać i nie
zajść w ciążę.
Nie
chcę Cię okłamywać. Gdyby nie Severus, nigdy nie cierpiałabym
wiedząc, że mój mąż, a wcześniej partner, myślał o mnie jako
skalanej czymś paskudnym. James jest tym jedynym (wbrew powszechnemu
mniemaniu) i będę szczęśliwa spędzając resztę mojego życia z
nim. A on będzie szczęśliwy spędzając resztę swojego życia z
Tobą.
Ale
tu jest różnica, Harry. Nigdy nie miałeś ojca. Zawsze będziesz
chciał go mieć. Jako matka proszę cię, byś dał mu szansę.
Jeśli tego nie zrobisz, nie będę Cię potępiać. Mimo to proszę
– nie martw się o Jamesa. On też chce napisać do Ciebie liścik.
Jest w załączeniu. Kocham Cię.
Mama
Harry!
Na
Merlina, jesteś słodki. Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię.
Teraz ta niewiarygodna część. Wiem, że jesteś synem Snape’a.
Biologicznym. Okay, nie jestem takim gadułą jak Lily (ona nazywa to
elokwencją) – to na moje usprawiedliwienie (jakkolwiek chcesz to
nazwać, będzie brzmiało głupio, a może nawet obraźliwie).
Jesteś
moim synem, tak – Snape’a też. Kąpię Cię i kocham Cię… I
podkradam Twój groszek, kiedy mama nie patrzy. Czytam Ci bajki i
łaskoczę Twoje paluszki. Kocham Cię i nigdy nie przestanę.
Ale
muszę pogodzić się z faktem, że mogę umrzeć. Mogę. Jeśli tak
się stanie, nie znienawidzę Cię, jeśli zdecydujesz się dać
szansę Snape’owi. Myślę, że on był dość rozgarnięty, żeby
pokochać Lily, a Lily go lubi, więc…
Ty
wiesz. Cokolwiek zdecydujesz, zawsze będę Twoim tatusiem. I kto
wie? Może będziesz miał szczęście i dostaniesz dwóch ojców.
Kocham Cię, dzieciaku.
Tata…
Tatuś… James… Facet, który nie wie, jak ma się nazwać.
Harry
popłakał się, kiedy zobaczył zdjęcie, przedstawiające mały
kawałek twarzy Jamesa i siebie, pochylającego się do przodu i
patrzącego z zainteresowaniem. Wytarł oczy wiedząc, jak wygląda,
ale mimo to wciąż płakał, kiedy wychodził z pokoju.
Nie
pomyślał tylko, że Snape będzie w salonie, kiedy on tam wejdzie.
Snape’owi wystarczyło jedno spojrzenie na jego czerwone i
podpuchnięte oczy, by przybrać swój charakterystyczny, szyderczy
ton.
–
Och, weź się w garść, Potter.
Dzięki,
tato.
Rozdział
4
Nie
mogło być lepiej. Następnego dnia miało nastąpić odczytanie
testamentu Syriusza, więc Harry, Remus i Dumbledore spotkali się w
gabinecie dyrektora. Oczywiście Snape nie został zaproszony.
–
Remus, Harry… Jak sie macie? – powitał ich Dumbledore, kiedy
weszli do pokoju. Remus zapewnił, że „Wszystko w porządku”,
podczas gdy Harry zaledwie rzucił rozgoryczone spojrzenie.
Do
diaska, byłoby dużo lepiej, gdybym nie mieszkał ze Snape’em w
lochach, ale to cię nic nie obchodzi, głupi, zniedołężniały
starcze.
–
Możemy to już załatwić, Albusie? – spytał Remus. Dumbledore
skinął głową.
–
Oczywiście. Syriusz dał mi najnowszy odpis swojego testamentu
ostatniego lata. Chciałbym pominąć wszystkie oficjalne sprawy,
gdyż jestem pewien, iż obaj macie dużo ciekawsze rzeczy do
zrobienia. Remusie, dostałeś połowę pieniędzy ze skrytki rodziny
Blacków oraz połowę ze skrytki osobistej Syriusza.
Remus
wpatrywał się w niego oszołomiony.
–
Harry, ty otrzymasz resztę, włączając dom. Pieniądze zostaną
przeniesione do skrytki Potterów. Może warto byłoby spotkać się
ze swoimi przyjaciółmi i zabrać ich na zakupy… – powiedział
Dumbledore, a w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki.
–
Dobrze, proszę pana. Mogę już wyjść? – spytał Harry.
Dumbledore spojrzał na niego z lekkim smutkiem, ale skinął głową
na znak zgody. Remus poszedł za nim, szybko zamykając drzwi.
–
Harry, twoje zachowanie było raczej niegrzeczne – powiedział z
lekką naganą. Harry wzruszył ramionami.
–
Przykro mi, profesorze, ale w tej chwili naprawdę mnie to nie
obchodzi – odpowiedział.
–
Harry, przestałem być twoim profesorem dawno temu. Może mógłbyś
mówić mi Remus? – spytał. Harry potrząsnął głową.
–
Nie musisz powtarzać – odpowiedział zasmucony. – Lubiłbyś
mnie, Remusie, nawet jeśli nie byłbym Harrym Potterem? – spytał.
–
Oczywiście, Harry. Jesteś synem mojego najlepszego przyjaciela.
Harry
przerwał mu rozłoszczony.
–
Nie. Chodziło mi o to, co byłoby, gdybym nie był Harrym Potterem.
Gdybym był kompletnie kimś innym. Jeśli byłbym Ronem Weasleyem,
wciąż byś mnie lubił? – spytał.
–
Oczywiście. Lubię Rona, lubię ciebie.
–
A gdybyś nie lubił mojego taty? Jeślibyś go nienawidził? –
kontynuował Harry, przyspieszając kroku. Remus podbiegł, by się z
nim zrównać. – Jeśli byłbym Harrym Blackiem, byłbyś dla mnie
tak miły, jak byłeś na trzecim roku?
–
Harry…
–
A jeśli nazywam się Harry Snape? Wciąż mnie lubisz, Remusie? Nie
nazywam się Potter. James nie jest moim biologicznym ojcem. To Snape
nim jest. – Harry zatrzymał się. Remus także, a chłopiec wyjął
papierosy z kieszeni, zapalił i szybko wziął cztery rozpaczliwe
wdechy.
–
Snape jest twoim ojcem? Snape jest…? – Remus przerwał. – Tak,
Harry. Wciąż cię kocham. Możliwe, że nie kochałbym cię na
początku, na twoim trzecim roku, ale teraz tak. Kochałem Lily i
Jamesa, ale kocham także ciebie, Harry, jako oddzielną osobę –
powiedział. Harry skinął odruchowo.
–
Dzięki, Remusie – stwierdził.
Remus
uściskał go, po czym wyjął mu z ręki papierosa. Harry szybko
chwycił go z powrotem, ostatni raz się zaciągnął i wyrzucił na
ziemię. Wyszczerzył się do Remusa, który skrzywił się lekko.
–
Wiesz, że to jest szkodliwe.
–
Nie jest aż tak złe. Lubię to. Jakkolwiek, rzucę palenie, jeśli
pokonam Voldemorta – powiedział. Remus potrząsnął głową i
wyciągnął rękę.
–
Przykro mi, ale Chłopiec, Który Przeżył, nie umrze na raka płuc.
Daj mi je – rzekł. Harry spojrzał na niego niedowierzająco, ale
Remus nie cofnął ręki. Chłopiec wyjął ostatnie trzy papierosy i
położył je na wyciągniętej dłoni.
–
Dyktator – wymamrotał. Remus zaśmiał się, łamiąc papierosy na
pół i wyrzucając je.
–
Wiesz, że mogę zdobyć więcej – powiedział Harry. Były
profesor przyjrzał mu się uważnie.
–
Jeśli pozwoliłbym ci palić to mugolskie świństwo, twoja matka by
mnie zabiła. James także – odparł poważnie Remus.
–
Możesz nazywać go moim tatą. Wiesz, że nim jest. Snape jest moim
ojcem, ale nigdy nie będę go tak nazywać. To James jest moim tatą.
–
W porządku. Muszę już iść, Harry, a i ty powinieneś już
wracać. Powinieneś skontaktować się z Ronem i Hermioną, iść z
nimi na zakupy. I powiedzieć im o Snape’ie – dodał. Harry
przystanął.
–
Powinienem im powiedzieć? – spytał zdenerwowany.
–
Nie, ale gdybym był na twoim miejscu, tak właśnie bym postąpił.
Oni cię kochają – odpowiedział wilkołak.
–
Pa, Remusie. – Harry pomachał mu na pożegnanie. Remus zaśmiał
się głośno, schodząc w dół ścieżki. Harry powlókł się w
stronę zamku.
Ron
i Hermiona nie znienawidzą mnie. Lubią mnie za to, kim jestem, nie
za to, jakich mam rodziców. Nie znienawidzą mnie. Nie znienawidzą
mnie. Skontaktuję się z nimi i zapytam, czy nie chcieliby iść na
Pokątną. Wszystko będzie w porządku.
Harry
wszedł do mieszkania, powtarzając w myślach tę mantrę i podszedł
prosto do kominka w swoim pokoju. Wrzucił w płomienie troszkę
proszku Fiuu i powiedział: “Nora”.
–
Halo? – zawołał, widząc parę nóg w kuchni. Przed nim pojawiła
się twarz Charliego, który natychmiast wyszczerzył się do
Harry’ego.
–
Witaj, Harry. Mam zawołać Rona? – spytał. Harry skinął głową.
–
Tak, dzięki – odparł. Fiukanie wciąż wydawało mu się dość
niewygodne.
–
RON! – Stuk, stuk, stuk, stuk. Ktoś zszedł ze schodów, a potem:
–
Czego chcesz?
–
Harry do ciebie fiuka – odpowiedział Charlie i Ron schylił się
do kominka.
–
Hej, Harry! Gdzie jesteś? Dursleyowie nie są podłączeni do sieci
Fiuu – zauważył Ron.
–
To trochę długa historia, opowiem ci innym razem. Chciałbyś
wybrać się na Pokątną za, powiedzmy, dwa dni?
Ron
zapytał panią Weasley o pozwolenie.
–
Ok, mogę – odpowiedział. Harry skinął głową, czując się
okropnie niewygodnie.
–
W porządku, do zobaczenia – powiedział i podniósł się. Doszedł
do wniosku, że nigdy nie polubi fiukania. Tylko jak teraz porozumieć
się z Hermioną? Pisanie listu nie miało sensu, nie dojdzie
wystarczająco szybko. Będzie musiał zapytać Snape’a.
–
Profesorze? – zaczął ostrożnie. Snape siedział w fotelu,
czytając jakąś głupią książkę o eliksirach. Odpowiedział,
nie podnosząc wzroku:
–
Czego chcesz, Potter?
–
Chciałbym wiedzieć, czy w Hogsmeade jest może mugolski telefon? –
spytał Harry.
–
Mugolski, czyli inny niż magiczny? – zadrwił Snape. Harry nic nie
odrzekł, ale mantra “nienawidzę cię” znów powróciła. –
Tak, Potter. Jest tam jeden płatny telefon.
–
Dobrze, wychodzę do Hogsmeade.
–
Potrzebujesz pozwolenia od nauczyciela – odpowiedział Snape.
–
Mam to gdzieś. Pieprz się, będę robił, co będę chciał –
warknął Harry i wyszedł. Po drodze wpadł na Dumbledore’a i na
jego twarzy pojawił się bardzo snape’owy grymas. Szybko się go
pozbył.
–
Profesorze, czy mógłbym iść do Hogsmeade? – zapytał.
–
Oczywiście, Harry, są wakacje. Nie musisz pytać o pozwolenie –
odpowiedział dyrektor. Harry uśmiechnął się do niego.
–
Dziękuję, profesorze. – Chłopiec odwrócił się z wyrazem
triumfu na twarzy.
***
–
Halo? Mogę rozmawiać z Hermioną? – zapytał Harry. Usłyszał
zduszony krzyk i po chwili Hermiona podniosła słuchawkę.
–
Halo?
–
Hermiona? Mówi Harry – zaczął. Dziewczyna pisnęła.
–
Harry! Co u ciebie? Kto pozwolił ci skorzystać z telefonu? –
spytała.
–
Dzwonię z płatnego. Chciałbym się dowiedzieć, czy mogłabyś
spotkać się ze mną i Ronem na Pokątnej za dwa dni? To bardzo
ważne.
–
Tak, pewnie, Harry. Będę tam. Gdzie się umówimy?
–
Ee, pod lodziarnią Floriana Fortescue o dwunastej? – zapytał.
–
Jasne. Na razie – powiedziała, kończąc rozmowę. Harry odwiesił
słuchawkę i podążył do Hogwartu, przeklinając się w duchu, że
nie uzgodnił z Ronem, o której mają się spotkać.
***
Dwa
dni minęły szybko i Harry chodził w tę i z powrotem po pokoju,
nie chcąc pokazywać się zbyt wcześnie, ale kiedy zegar wybił
dwunastą, wszedł do kominka i po chwili był w Dziurawym Kotle.
Naciągając mocniej kapelusz i pochylając głowę, wszedł do
ogródka lodziarni i przysiadł się do stolika, przy którym już
czekali na niego przyjaciele.
–
Harry, jak się czujesz? – zagadnęła natychmiast Hermiona.
–
Nie martwcie się zbytnio o mnie. Jeszcze nie musicie. Jest coś, o
czym muszę wam powiedzieć – zaczął.
Przyjaciele
spojrzeli na niego zaniepokojeni. Harry wziął głęboki oddech.
Dlaczego
powinienem im mówić? Mogą dowiedzieć się tylko ode mnie.
Przecież
nie zranię ich, nic nie mówiąc. W sumie będzie to najlepsze
wyjście. Wtedy nie będą wiedzieli i nie znienawidzą mnie. Tak…
–
Jestem synem Snape’a. To chciałem wam powiedzieć.
Ron
i Hermiona aż zachłysnęli się ze zdumienia. Po chwili Ron
wybuchnął śmiechem.
–
Dobre, Harry. Dałem się nabrać! – krzyknął.
–
Dlaczego miałbym kłamać? – zapytał Harry. Po chwili oparł
głowę o stolik i zaczął nią uderzać raz za razem. Hermiona
podniosła go.
–
Przestań. To nie koniec świata – powiedziała.
–
Tak… to nie znaczy, że teraz ktokolwiek będzie patrzył na ciebie
inaczej. Chcę powiedzieć, że jesteś wciąż Harrym. A my wciąż
cię lubimy i w ogóle – dodał Ron. Harry westchnął.
–
Dzięki. Ja… no więc… Odziedziczyłem skrytkę Blacków i
Potterów… Chcecie iść na zakupy? – zapytał. Hermiona gapiła
się na niego z niedowierzaniem. – Ja stawiam. Możecie sobie
kupić, co chcecie.
–
Skrytkę Blacków i Potterów? – powtórzył w końcu Ron.
–
Tak.
–
Masz pojęcie, ile tam jest złota?
Harry
potrząsnął głową, a wtedy dwoje jego najlepszych przyjaciół
natychmiast zawlokło go do Gringotta.
Harry
zbliżył się do goblina.
–
W czym mogę pomóc?
Wow,
wygląda groźnie.
–
Właściwie to chciałbym dostać wyciąg ze skrytek rodzin Blacków
i Potterów. Obie należą do mnie. I proszę pamiętać, że połowa
zawartości skrytki nr 711 powinna zostać przekazana Remusowi
Lupinowi, to samo dotyczy skrytki rodziny Blacków.
–
To zostanie załatwione za pomocą magii. Panie Potter, tutaj proszę.
– Włożył mu do ręki trzy skrawki papieru, ale Harry nie
popatrzył na nie. Wrócił do swoich przyjaciół
–
Spójrz na to! – krzyknął Ron. Harry zaczął czytać na głos.
Skrytka
Potterów:
5
136 424 galeonów
9
995 612 syklów
24 134 654
knutów
Skrytka
Blacków:
2
444 674 galeonów
4
634 745 syklów
10
545 543 knutów
Skrytka
nr 734:
456
galeonów
2
643 syklów
4
754 knutów
–
Wow – wydusiła w końcu Hermiona.
–
To zbyt dużo pieniędzy dla jednego dziecka – powiedział Harry,
wpatrując się w kawałek pergaminu.
–
Wow – powtórzył za Hermioną Ron, a na twarzy Harry’ego pojawił
się szeroki uśmiech.
–
Dobra, Snape nie przyjdzie po mnie przed drugą. Chcecie iść na
zakupy? – spytał. Dwie osoby zgodnie pokiwały głowami.
***
Około
drugiej wszyscy byli niesamowicie zmęczeni. Wykupili chyba wszystko,
co było do kupienia. Harry nie kupował papierosów, ponieważ
naprawdę nie podobała mu się wizja umierania z powodu raka płuc.
Nie musiał już tłumić głodu, więc zdecydował, że rzuci
palenie.
–
Chciałabym wiedzieć, ile wydaliśmy – powiedziała Hermiona,
patrząc na wszystkie rzeczy, które potraktowali zaklęciem
zmniejszającym, by móc je unieść. Harry zaśmiał się,
wzruszając ramionami.
–
Kogo to obchodzi. Nie miałem tyle zabawy od wieków – odparł.
Nagle Ron i Hermiona umilkli, a Harry przewrócił oczami.
–
Tak, wróciłem – powiedział, wstając i odwracając się twarzą
do swojego profesora.
Sukinsyn.
–
Skontaktujesz się z nami gdybyś czegoś potrzebował, dobrze,
Harry? – powiedział zmartwiony Ron. Hermiona wykręcała sobie
ręce.
–
Och, przestańcie. W Hogwarcie jest mu o wiele lepiej niż w domu
mugoli. JA go przynajmniej nie biję – zaszydził Snape. Hermiona
odwróciła się do Harry’ego, przerażona, a Ron się zachłysnął.
Twarz Snape’a zawirowała Harry’emu przed oczami.
–
Po co to powiedziałeś? – wysyczał. Snape spojrzał na niego,
lekko zdziwiony.
–
Nigdy im nie mówiłeś? – spytał.
–
Nie! Nigdy. Nikomu o tym nie mówiłem! – krzyknął Harry. Oczy
Hermiony rozszerzyły się.
–
Harry…
–
Nie przejmujcie się tym. Później pogadamy. – Chłopiec odwrócił
się i ciężkim krokiem opuścił sklep ze Snape’em, depczącym mu
po piętach.
–
Potter…
–
Nienawidzę cię! Czemu jesteś takim bydlakiem? – krzyczał Harry,
a kiedy weszli do salonu, trzęsły mu się ręce.
–
Przysięgam, Harry, że, mimo iż cię nienawidzę, nigdy nie
powiedziałbym tego, gdybym wiedział – powiedział Snape poważnym
tonem.
–
Mimo to nie powinieneś był poruszać tej kwestii – sprzeczał się
Harry. – Wspaniale, teraz moi najlepsi przyjaciele wiedzą, że nie
potrafię nawet poradzić sobie z moim mugolskim wujem.
–
Jeśli to coś pomoże, Harry, to powinno skutecznie obniżyć ego
Czarnego Pana – powiedział Snape, a kąciki jego ust lekko
zadrżały. Harry uśmiechnął się słabo.
–
Tak… zakładam, że tak – odpowiedział.
***
MUGOLE
ZNĘCAJĄCY SIĘ NAD CHŁOPCEM, KTÓRY PRZEŻYŁ!
Harry
Potter był widziany razem z dwójką przyjaciół w ogródku
Lodziarni Floriana Fortescue. Kłócił się on ze swoim profesorem.
Ze sprzeczki tej wynikało, iż jego mugolski wuj znęcał się nad
nim przez całe życie. Nasi reporterzy odkryli zdjęcia, które
potwierdzają tę rewelację. Patrz strona 4.
Harry
przeszedł do strony czwartej, ale nie czytał artykułu, tylko ze
zdziwieniem wpatrywał się w zdjęcia. Jedno z nich przedstawiało
go w wieku czterech lat, z sińcami pod oczami. Kolejne, kiedy miał
siedem lat, ze śladem ręki na policzku. Następne, w wieku lat
dziesięciu, zanim jeszcze poszedł do Hogwartu, z takim samym
śladem.
I
jedno zdjęcie z szesnastoletnim Harrym, patrzącym wilkiem spod
kurtyny czarnych włosów, tak, że widać było jedynie podbite i
podpuchnięte oczy. Chłopak poczuł mdłości i chwycił gazetę.
–
Patrz! – zawył – Zobacz co narobiłeś! – Pokazał gazetę
Snape’owi, który wziął ją od niego zaciekawiony. Szyderczy
uśmiech zagościł na jego twarzy, gdy oglądał fotografie.
–
Mnie na pewno nie możesz za to winić – powiedział, gdy skończył
oglądać zdjęcia.
–
A kogo jeszcze miałbym winić?
–
Może reportera, który to opublikował? – spytał.
–
Ten reporter już może czuć się zwolniony! I nie tylko! Zatrudnię
mordercę, by go upolował, odrąbał mu głowę i pogrzebał żywcem.
I każę mu nagrać krzyki tego gnoja – odpowiedział Harry i
wyszedł, zastanawiając nad tym, co zamieści w wyjcu.
Redakcja
„Proroka”
–
Spójrz, dostaliśmy wyjca! – krzyknął ktoś. List wybuchł i
głos Harry’ego Pottera rozdarł powietrze. Słyszeli go wszyscy,
nawet mimo zatykania uszu palcami.
JAK
ŚMIAŁEŚ?! TO MOJA SPRAWA I NIGDY NIKOMU O TYM NIE MÓWIŁEM.
LEDWIE DOWIEDZIELI SIĘ MOI PRZYJACIELE, A TY TO OPUBLIKOWAŁEŚ?
GDYBY TO CIEBIE BIŁ WŁASNY WUJ, CHCIAŁBYŚ, ŻEBY KAŻDY O TYM
WIEDZIAŁ? PEWNEGO DNIA TWOJA GAZETA BĘDZIE TEGO BARDZO ŻAŁOWAĆ!
I
papier sam się zapalił, by po chwili obrócić się w popiół.
Wszyscy patrzyli po sobie. Nikt się nie przejmował. W końcu byli
dziennikarzami. A to należało do ich pracy.
***
Harry
został zalany setkami listów od zatroskanych matek. Palił je,
podczas gdy Snape naśmiewał się z niego. Tydzień później, dwa
tygodnie od urodzin Harry’ego, zafiukał do niego Ron. Harry
powitał przyjaciela.
–
Cześć, Ron – powiedział. Ron cofnął się.
–
Harry, kumplu. TY… ty… wyglądasz jak Snape – wykrztusił.
Harry zerwał się na równe nogi.
–
CO? – krzyknął. Sięgnął przez ogień i pociągnął Rona do
salonu.
–
Hej! – Ron i Snape krzyknęli zgodnie. Harry zignorował ich i
wyciągnął Rona na zewnątrz.
–
Harry, co…?
–
Wyglądam jak Snape? Jak Snape? – wysapał.
–
Tak, ale nie jest to złe. Znaczy się…wyglądasz dobrze, Harry.
Ok, zaczynam gadać jak Hermiona. Masz… – Przyjaciel wzruszył
ramionami. – Jego ciało, tę tajemniczość i proste włosy. Ostry
podbródek…usta… Ale nadal masz fantastyczne oczy i ostatecznie,
nie masz jego nosa. Wyglądasz zadziwiająco. W sumie powiedziałbym,
że masz… to COŚ, Harry.
–
To COŚ? – krzyknął tamten.
–
To COŚ. No wiesz… jesteś, ee, przystojny, staruszku.
–
Wolałbym być obrzydliwie brzydki, niż wyglądać jak Snape. Idę
ufarbować włosy.
–
NIE! – krzyknął przestraszony Ron.
–
Czemu?
–
Ponieważ wyglądasz w porządku. Nie jesteś właściwie zbyt
podobny do Snape’a… Tylko nie krzyw się i nie miej takiej
okropnej miny – poradził. Harry pokiwał głową.
–
W porządku. Ee… chyba powinieneś już wracać. Przepraszam –
powiedział, czerwieniąc się.
–
Hej, zachowałbym się tak samo, gdyby ktoś powiedział mi, że
wyglądam jak Snape. – Ron zaśmiał się. Harry zaprowadził go z
powrotem do salonu i Ron wszedł do kominka, by wrócić do Nory.
Snape spiorunował Harry’ego wzrokiem.
–
Nigdy więcej nie przyprowadzaj tu swoich kretyńskich przyjaciół,
Potter – warknął.
–
Będę robił, co będę chciał. Ja też tu mieszkam – odwarknął
Harry.
–
To moje mieszkanie..
–
I moje!
–
Nie prowokuj mnie, Potter! – krzyknął Snape.
–
Bo co? Zbijesz mnie? Rzucisz na mnie urok? Wyślesz do łóżka bez
kolacji? – szydził Harry. – Błagam, tatusiu. Już będę
grzeczny. Obiecuję!
–
Nie jestem twoim tatusiem, Potter! – Snape wypowiedział to zdanie
jak truciznę. Zabrzmiało to tak, że Harry zadrżał.
–
Nie jesteś, wiem o tym! I to jest powód, dla którego nie muszę
cię słuchać! – krzyknął, zanim zatrzasnął za sobą drzwi
pokoju. Snape walnął pięścią w ścianę. Wyglądało na to, że
Harry zrobił to samo.
Harry
wyjął ze swojego kufra album ze zdjęciami i położył go na
podłodze. Zaczął przerzucać zdjęcia, kiedy przerwał mu jakiś
głos.
–
Harry? – To była Hermiona. W jego kominku.
–
Wszystko w porządku? – Przeszła przez kominek i uściskała go.
–
Nie powinnaś tu być – ostrzegł ją przyjaciel. Panna Idealna
potrząsnęła tylko głową.
–
Co się stało? – spytała, wyjmując mu z rąk album.
–
Wszystko się okropnie pochrzaniło. Wiesz, że ja chciałem tylko
mieć ojca? Znaczy się, to wszystko, czego tak naprawdę zawsze
pragnąłem. Kogoś, kto dbałby o mnie i kochał mnie. Miałem go,
ale on umarł. I to jest właśnie najbardziej popieprzone. Spójrz.
Popatrz na to zdjęcie.
Podał
jej tę fotografię, która przedstawiała go w kapeli, z Jamesem,
chlapiącym go wodą, co wywoływało piski Harry’ego. Sam pluskał
wodą tak, jak to robią małe dzieci. Po twarzy Harry’ego zaczęły
spływać łzy. Hermiona przygarnęła go do siebie.
–
Wszystko było o wiele łatwiejsze, kiedy myślałem, że jest moim
ojcem. I że umarł. Później, kiedy Dursleyowie mnie bili, mogłem
udawać, że wszystko jest w porządku, ponieważ gdyby mój tata tam
był, nie chciałby, by oni mnie krzywdzili i nie pozwoliłby na to
Dursleyom. A teraz to jest okropne, ponieważ zawsze myślałem, że
mój tata – mój tatuś – kochałby mnie, wiesz? A teraz
dowiaduję się, że jest nim ten obrzydliwy Nietoperz i cały mój
świat się wali. Wiesz, kiedy ostatnio płakałem, zanim nastał ten
rok? Kiedy miałem siedem lat, rozumiesz? Świadomie płakałem.
–
Co masz na myśli, mówiąc „świadomie”? – spytała Hermiona.
–
Czasami, gdy słyszałem dementorów, mdlałem, a później wstawałem
z mokrą twarzą, ale nie płakałem. Wiesz, kiedy płakałem? Ja…
kiedy miałem siedem lat. A tego lata popłakałem się aż trzy
razy! Trzy razy! Pierwszy raz po śmierci Syriusza. A Syriusz? Co on
by sobie o mnie pomyślał? Kochał mnie, ponieważ przypominałem mu
trochę Jamesa.
–
Kochał cię, jako ciebie. Nie jako Jamesa – zaprzeczyła
dziewczyna.
–
Nie. On tak bardzo nienawidził Snape’a... Jeśli dowiedziałby
się, że jestem choć w najmniejszym stopniu podobny do Snape’a, a
nie Jamesa, nie polubiłby mnie nawet w połowie tak, jak dawniej. Co
by sobie o mnie pomyślał?
–
Harry…
–
I popłakałem się, czytając list od mojej mamy. Wiesz, ona
napisała do mnie... Mam list, pisany ręką mojej mamy. To jest
cudowne, Hermiono. Spójrz, spójrz na to. – Chłopiec wyjął list
spod okładki albumu. – Kto by płakał, czytając list? List, w
którym wciąż powtarza się “kocham cię”? I list od Jamesa.
Powiedział, że kocha mnie nawet, jeśli jestem synem Snape’a. Kto
by płakał?
I
Hermiona rozpłakała się. Przytuliła mocno Harry’ego.
–
Harry, oni cię kochali. James cię kochał. Masz tak wielu ludzi,
którzy cię kochają. Nie potrzebujesz Snape’a. Nie jest twoim
ojcem. Jedynie biologicznym. Tak jak Dursleyowie nie są tak naprawdę
twoją rodziną, mimo że teoretycznie są z tobą spokrewnieni. Nie
potrzebujesz Snape’a – szlochała.
–
Dziękuję, Hermiono. Musisz już iść. Jeśli znajdzie cię tutaj,
zabije mnie – powiedział Harry, popychając ją w stronę kominka.
Przyjaciółka zniknęła bez słowa, a Harry długo leżał w ciszy,
aż w końcu płacz utulił go do snu.
***
–
Profesorze? Powinien pan przyjść. Ze Snape’em jest… źle –
wydyszał Harry, zatrzymując się naprzeciw Dumbledore’a. Dyrektor
spojrzał na niego zaniepokojony, ale pozwolił Harry’emu
zaprowadzić się do łóżka, gdzie leżał Snape, oddychając
ciężko.
–
Severusie…
–
Dyrektorze. Przykro mi. Oni wiedzą – wydyszał Snape.
Cholera!
Wiedzą, że jestem synem Snape’a. Cholera!
–
Co wiedzą, Severusie? – spytał Dumbledore, kładąc delikatnie
rękę na czole nauczyciela. Snape odepchnął dłoń dyrektora.
–
Wiedzą, że jestem szpiegiem.
Och,
mogło być gorzej, jeśli o mnie chodzi.
–
Severusie…
–
Próbowali mnie zabić dziś w nocy. Miałem niewiarygodne szczęście,
że udało mi się uciec. Oni po mnie wrócą, Albusie –
powiedział. Dumbledore potrząsnął głową.
–
Postawimy straże. Nikomu nie uda się ciebie złapać, Severusie.
Przysięgam, że zapewnimy ci najlepszą możliwą ochronę, mój
chłopcze – uspokoił go. Snape skinął głową i ponownie zapadł
w sen.
–
Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak szybko zasnął – mruknął
Harry, kiedy Dumbledore zamykał drzwi. Oczy starca zamigotały i
mrugnął do chłopca. Harry wiedział, że Snape będzie bezpieczny,
ale musiał przyznać, że nawet w połowie go to nie cieszyło.
Rozdział
5
Resztę
lata Harry spędził z panią Pomfrey, swoje konwersacje ze Snape’em
ograniczając do pytań o godzinę i próśb o podanie soli. Kiedy
więc zobaczył podjeżdżające pod zamek powozy, poczuł wielką
radość, ale też niepokój.
Od
rozmowy z Hermioną nie widział się z żadnym z przyjaciół. Dwa
tygodnie samotności ze Snape’em w pustym zamku raczej nie były
zabawne dla Harry’ego, którego jedynym zajęciem stało się
czytanie książek o eliksirach, kiedy profesora nie było w pobliżu,
lub nauka u pani Pomfrey.
Z
powozu wyszli Ron i Hermiona, a Harry wydał radosny okrzyk i
podbiegł do nich. Z szerokim uśmiechem wziął oboje w objęcia.
–
Cześć, strasznie się stęskniłem!
–
Wow, Harry – powiedziała Hermiona, która ostatnim razem, zbyt
zajęta pocieszaniem przyjaciela, nie spostrzegła zmian w jego
wyglądzie.
–
Proszę, nie mów, że wyglądam jak…on – przerwał jej Harry. –
I w ogóle nie mówcie nic na ten temat. To tajemnica. Może nas
wpędzić w kłopoty.
–
Nie mamy zamiaru, Harry. A ja chciałam ci powiedzieć, że
fantastycznie wyglądasz. Nowe szaty i… No, po prostu fantastycznie
– dodała zmieszana Hermiona. Harry znów ją objął, kątem oka
widząc, że podchodzą do nich inni Gryfoni.
–
Dzięki, Hermiono – powiedział. Koledzy otoczyli go.
–
Harry? Jak minęły wakacje? – dopytywał się zatroskany Seamus. –
Wszystko w porządku? Serce Harry’ego opadło do żołądka.
Czytali „Proroka”.
–
Tak, Harry, dobrze się czujesz?
–
Biedny Potter. Jego mugolscy krewni go nienawidzą. Są całkiem
rozgarnięci – rozległ się za nimi znajomy głos przeciągający
samogłoski. Wszyscy się odwrócili, poza Harrym, który przewrócił
oczami i powoli okręcił się wokół własnej osi.
–
To było żałosne, Malfoy – odpowiedział, wyglądając na
rozczarowanego. – Całe lato próbowałem wymyślić, co mi powiesz
i zawsze dochodziłem do “Biedny Potter” i “Twoi krewni są
rozgarnięci“. To nie było nawet niestosowne.
–
Co z tego, Potter? Jak możesz nawet przypuszczać, że pokonasz
Czarnego Pana, jeśli nie potrafisz poradzić sobie z mugolami? –
zaszydził blondyn. Harry uśmiechnął się z wyższością.
–
Właściwie to już pokonałem Voldemorta kilka razy, więc, szczerze
mówiąc, chyba wystarczająco nadwyrężyłem jego wielkie ego.
Pomyśleć, że nie jest w stanie pokonać chłopca, który nie
potrafi poradzić sobie nawet z mugolami. Żałosne – odpowiedział
mu, używając gestykulacji Snape’a, co, jak odkrył, było teraz
jego zaletą.
Harry
odwrócił się od Ślizgona, powiewając szatami zupełnie jak Snape
i kierując się ku Wielkiej Sali. Gryfoni podążyli za nim,
szeptając między sobą o wymianie zdań między Harrym a Draconem.
Gdzieniegdzie dało się słyszeć chichoty.
*
* *
–
Straszne. Okropne. Wiesz co dziś mamy pierwsze? – jęknął Ron,
kiedy Harry podawał mu bekon. Chłopak potrząsnął głową.
–
Nie. Jeszcze nie patrzyłem na plan lekcji. Nie mów mi, chcę
spokojnie zjeść swój bekon – odrzekł. Hermiona przysiadła się
do nich, uśmiechając do Harry’ego, który teraz jadł znacznie
więcej, niż kiedy powrócił do szkoły.
–
Dzień dobry, Hermiono.
–
Eliksiry! – zawył Ron, nie mogąc się już dłużej powstrzymać.
– Mamy Eliksiry.
Harry
odłożył swój piąty kawałek bekonu i westchnął.
Dzięki,
Ron, za zepsucie mi dnia i pozbawienie apetytu.
–
Mogłeś poczekać, aż skończę – powiedział zrezygnowany. Ron
posłał mu przepraszający uśmiech, a Harry, ponownie wzdychając,
wstał od stołu.
–
Chyba powinniśmy już iść.
–
Poczekaj. Obaj zdajecie OWTMa z eliksirów? – zapytała zdziwiona
Hermiona. Ron i Harry zatrzymali się. Kiedy jeszcze raz spojrzeli na
swoje rozkłady zajęć, Ron wydał radosny okrzyk.
–
Ha! To jest twój plan, Hermiono! Zastanawiałem się, czemu mam tyle
lekcji! – krzyknął radośnie, oddając jej plan, a zabierając
swój. Harry wyglądał na rozczarowanego.
–
Tak, ale JA niestety mam eliksiry. Myślę, że Dumbledore powiedział
Snape’owi, żeby mnie wziął. Sam nie wiem – stwierdził.
–
Rany! Byłam tak wszystkim zaabsorbowana tego lata, że całkiem
zapomniałam was zapytać! Jak poszły wam SUMy? – zapiszczała
Hermiona. Ron wzruszył ramionami.
–
Dostałem dziewięć, co mnie satysfakcjonuje – odparł.
–
Ja dostałem jedenaście – odpowiedział Harry – co mnie
zaskoczyło, ale w końcu z Astronomii każdy zaliczył, więc
przypuszczam, że ma to sens. Mimo to sadzę, że nie dostałbym
tyle, gdybym nie był Harrym Potterem – dodał przygnębiony.
–
Harry! Jestem pewna, że na nie zasłużyłeś! – krzyknęła
oburzona dziewczyna.
–
My nawet nie musimy pytać, żeby wiedzieć, że dostałaś dwanaście
– zażartował Ron, chcąc rozładować atmosferę. Pomogło –
Hermiona zarumieniła się, a Harry zachichotał.
–
Dobra, chodźmy Hermiono. Lepiej, żebyśmy się nie spóźnili na
Eliksiry. Do zobaczenia, Ron. – Przyjaciel pomachał im na
pożegnanie i pogrążył się w rozmowie z Seamusem, podczas gdy
Harry i Hermiona podążyli do lochów.
–
Nie będzie tak źle – pocieszyła go Hermiona. – To znaczy,
powinien czuć się zobowiązany być dla ciebie milszym…
–
Nie rozumiesz, Hermiono. Cholera, ja też tego nie rozumiem. On nie
zacznie by dla mnie milszy! Powiem więcej, będzie jeszcze gorszy.
Tylko poczekaj, a zobaczysz. Zobaczysz – odrzekł Harry. Panna
Prefekt uniosła brwi, ale nie skomentowała, gdyż właśnie zbliżył
się do nich Malfoy.
–
Zgubiłeś się Potter? Chyba nie będziesz chodził na Zaawansowane
Eliksiry? – zadrwił. Harry wzruszył ramionami.
–
To, czy będę czy nie będę na nie chodził, jeszcze się okaże,
Draco. Wydaje mi się jednak, że będę – odpowiedział. Hermiona
stłumiła w sobie śmiech, a Malfoy spojrzał zaskoczony.
–
Jak mnie nazwałeś?
–
Draco. To twoje imię, czyż nie? O ile nie zostałem wprowadzony w
błąd. Tak naprawdę nazywasz się John Smith, ale myślisz, że to
zbyt nudne? – spytał spokojnie Harry.
–
Nie, Potter. Mam na imię Draco, ale zawsze wydawało mi się, że
nie masz o tym pojęcia, to wszystko – odparował arystokrata. W
porównaniu do ich poprzednich kłótni, ta wymiana zdań mogła
wydawać się nawet przyjacielska.
–
W porządku. Nie jesteś wyłącznie Malfoyem. Tak jak ja nie jestem
tylko Potterem. To jedynie mała część tego, kim jestem. Mała
część – odpowiedział Harry.
–
Bardzo mała – wymamrotał potwierdzająco Draco. Przez jedną
straszną sekundę Harry myślał, że on wie, ale po chwili
zrozumiał, że przecież sam o tym właśnie mówił. Hermiona
posłała mu uśmiech.
–
Mieszkanie z… nim… rozwinęło cię, Harry. Jesteś o wiele
lepszy w besztaniu Malfoya – powiedziała. Harry wyszczerzył się
do niej.
–
Masz rację. Może powinniśmy dodać to do listy plusów, co zmieni
wynik na jeden do miliona – odpowiedział, uśmiechając się
kpiąco. Hermiona przewróciła oczami. Nie miała jednak czasu
odpowiedzieć, gdyż w następnej chwili drzwi do klasy otworzyły
się z hukiem i wszyscy weszli do środka.
–
Ten rok będzie szczególnie trudny. Zakładam, że wielu z was
opuści tę klasę jeszcze przed końcem tygodnia. Trzeba być
brutalnym, ale też wymagającym. W tym semestrze będziecie pracować
z partnerami. JA wam ich przydzielę – syknął Mistrz Eliksirów,
kiedy wszyscy zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu partnerów.
Każdy stracił natychmiast całą pewność siebie, a Harry
rozejrzał się po klasie, myśląc, kogo też przydzieli mu Snape.
W
klasie było dwoje Krukonów – Terry Boot i Padma Patil; dwoje
Puchonów – Hanna Abbott i Ernie Macmillan; on i Hermiona
(wyglądało na to, że byli jedynymi Gryfonami na tyle głupimi, by
kontynuować lekcje z Nietoperzem); Draco Malfoy, Pansy Parkinson,
Millecenta Bulstrode i Blaise Zabini.
–
Malfoy z Granger – zaczął Mistrz Eliksirów. Hermiona i Malfoy
byli najlepsi w klasie. Naturalnym było więc, że zostali
zobligowani do wspólnej pracy, ale raczej ich to nie uszczęśliwiło.
– Boot z Abbott. Patil z Parkinson. Bulstrode z Macmillanem i
Zabini z Potterem.
Mogło
być gorzej. Zabini nie dbał o swoje stopnie, więc nie ustawał w
wysiłkach, by zniszczyć eliksir Harry’ego. Jednak wysiłek ten
szedł na marne, gdyż Harry wciąż był o krok przed nim. Dlatego
też, kiedy Złoty Chłopiec wlał do fiolki swój prawie idealny
eliksir (Harry nie na darmo przeczytał te wszystkie książki o
eliksirach), Blaise zaoferował, że zaniesie go na biurko Snape’a.
Natychmiast też posłał mu pełen wyższości uśmieszek, kiedy
„przypadkowo” upuścił fiolkę. Zadowolony Harry z kpiną
obserwował, jak radość na twarzy Zabiniego zmienia się w
zaskoczenie, kiedy buteleczka nie roztrzaskała się.
–
Jest coś takiego jak zaklęcie nietłukące – poinformowała
Ślizgona Hermiona, podnosząc fiolkę Harry’ego i kładąc ją na
biurku obok swojej i Malfoya. Harry posłał jej rozbawiony uśmiech,
a dziewczyna mrugnęła porozumiewawczo, z samozadowoleniem godnym
Malfoya.
–
Potter! Zostań po lekcji! – warknął nagle Snape.
Jak
on mógł to powiedzieć? Nie ma prawa mnie tu zatrzymywać!
Protestuję! PROTESTUJĘ!
–
Dobrze, proszę pana – odpowiedział Harry. Ślizgoni zachichotali
, a reszta potraktowała go zmartwionymi spojrzeniami. Wszyscy wyszli
z klasy i Harry zbliżył się do biurka.
–
Tak, Profesorze? – zapytał.
–
Potter. Dyrektor życzy sobie, abyśmy… “poprawili nasze
relacje”. – Snape wzdrygnął się, kiedy to wypowiedział, a
Harry poczuł dokładnie to samo. – Dlatego też będziesz się ze
mną spotykał w każdy czwartek na wyrównawczych Eliksirach…
–
Och, proszę, co za żałosne kłamstwo! To znaczy, daj spokój.
Nigdy nie dajesz zajęć wyrównawczych, a jeśli nawet, to czemu
miałbyś udzielać korepetycji komuś, kto jest w klasie OWTMów?
Przecież właśnie powiedziałeś, że wyrzucasz takich uczniów z
klasy – sprzeczał się Harry.
–
W porządku, Gryfonie. Masz jakiś lepszy pomysł?
–
Przepraszam, ale Gryfoni nie kłamią. Rzecz jasna, jeśli nie byłbym
Gryfonem, spowodowałbym wypadek na lekcji i musiałbyś mi dać
szlaban w każdy czwartek do końca roku. Oczywiście to TY jesteś
Ślizgonem, więc intrygę pozostawiam właśnie tobie –
odpowiedział Harry.
–
Potter, to nie jest zły pomysł.
–
Kto mówił, że jest zły? W końcu Tiara chciała mnie umieścić w
Slytherinie. Może dlatego, że jestem dobry w wymyślaniu kłamstw?.
Kto wie, prawda?
Jakoś
sobie daję radę…
–
Dobrze, Potter. Spowodujesz wypadek. A teraz zejdź mi z oczu –
warknął Snape.
–
I pomyśleć, że oczekiwałem uścisku na pożegnanie – zauważył
zgryźliwie Harry, odwracając się i trzaskając drzwiami.
Dlaczego
on jest takim bydlakiem? Chciałbym, żeby był martwy. Może będę
miał szczęście i Voldemort go zabije.
Harry
rzucił swoją torbę i zaczął nakładać sobie jedzenie na talerz.
Ron obdarzył go przyjaznym uśmiechem.
–
Zła lekcja?
–
Jeśli czujesz się choć trochę lepiej, niż ja wyglądam, proszę,
przez wzgląd na mnie, udawaj, że nie – odpowiedział mu Harry.
Ron uśmiechnął się lekko i zaczął siekać wieprzowinę na swoim
talerzu. Harry wyszczerzył się do niego i również zaczął kroić
mięso.
–
Mówiłem ci już, jak bardzo cię kocham, Ron? – zapytał. Ron
uśmiechnął się szeroko.
–
Niewystarczająco często – odrzekł. – Co się stało?
–
Nic, później wam powiem – powiedział znacząco. Ron pojął
aluzję i skinął w odpowiedzi, a Harry przełknął ostatni kęs.
–
Chodźmy – Hermiona i Ron podążyli za nim. Doszli nad jezioro,
Harry usiadł i zaczął czegoś szukać.
–
Zamierzasz nam powiedzieć? – Hermiona przerwała w końcu
milczenie. Chłopiec wydał potwierdzający pomruk i zaczął
przekopywać swoje kieszenie.
–
Dumbledore…– zaczął – chce żebyśmy – Mam!
– poprawili nasze relacje ze Snape’em – dokończył strapiony.
–
Relacje? Coś jak…wspólne robienie różnych rzeczy?
–
I rozmawianie – dodał Harry. Wziął do ust połówkę papierosa,
którą znalazł w kieszeni i zapalił ją swoją zapalniczką.
–
Harry, to jest szkodliwe – skrzywiła się Hermiona. – Nie
wspominając…
–
…o łamaniu reguł i uzależnieniu. Wiem o tym, Hermiono. Też byś
paliła, gdyby Snape był twoim ojcem – przerwał jej Harry. Ron
potrząsnął głową.
–
On jest bardzo mądry, Harry. Może nie będzie tak źle –
zauważyła rozsądnie przyjaciółka. Ron spojrzał na nią z
niedowierzaniem, ale Harry posłał dziewczynie uśmiech.
–
Tak, Hermiono. Może podczas tych pogaduszek zaczniemy się
dogadywać, ja odkryję, że kocham eliksiry, a Snape zrozumie, że
nienawidził mnie tylko dlatego, że przypominałem mu moją mamę,
potem obaj odkryjemy, że zawsze chcieliśmy być razem, ja zacznę
nazywać go Papą, a on będzie wichrzył moje włosy i czytał mi
gazetę. Staniemy się harmonią, dopełniając się nawzajem –
niczym biel i czerń! Wiesz co, Hermiono? Jakoś w to wątpię –
zakończył kpiąco. Dziewczyna wzruszyła jedynie ramionami, a Harry
wziął kolejnego papierosa.
–
Czemu masz tylko połówki papierosów? – zapytała nagle Hermiona.
–
Remus mi je połamał – odparł obojętnie Harry.
–
Harry! Remus powiedział ci, żebyś przestał, a ty mimo to nie
zrobiłeś tego? – krzyknęła zbulwersowana Panna Prefekt.
–
Ostatni raz, później rzucam. Obiecuję – odpowiedział Harry,
strzepując popiół. – Naprawdę tego potrzebowałem, Hermiono.
Wybaczysz mi? – Hermiona niechętnie westchnęła.
–
Przypuszczam, że gdybym była w twoich butach…*
–
Proszę, nie mieszaj ich do tego. Nie pasowałyby – zażartował,
pokazując jej swoją stopę. Hermiona zaśmiała się, popychając
go. Harry zachwiał się i upadł, co wywołało śmiech obojga
przyjaciół.
Czemu
oni wciąż są moimi przyjaciółmi?
–
Nienawidzę was – powiedział nadąsany, ale w kąciku jego ust
pojawił się uśmiech.
–
No wiesz, Harry. My też cię nienawidzimy – odpowiedziała
Hermiona. Chłopak wyszczerzył zęby i Złota Trójca zgodnie
podążyła na Transmutację.
*
* *
Harry
rozejrzał się po klasie, zanim umieścił w swoim kociołku dwa
sztuczne ognie Filibustera. Wybuchło, a Harry dodał kolejne. Kilka
osób krzyknęło, a po chwili już wszyscy uchylali się przed
deszczem eliksiru. Merlin wiedział, co ten eliksir powodował.
Harry
z dumą obserwował swoje dzieło, zanim Snape zarządził spokój i
wszyscy usiedli, a Mistrz Eliksirów podszedł do chłopaka. Ten
starał się wyglądać na wystraszonego, kiedy profesor obnażył
zęby i spojrzał na niego z prawdziwą wściekłością.
Wow.
On albo jest naprawdę zły, albo jest dobrym aktorem. A może zawsze
się złości, a teraz po prostu to pokazuje. A może pełen jest
zagadek bez odpowiedzi. Poczekaj – przecież to Snape. To
oczywiste, że jest pełen zagadek!
–
Co ty sobie myślisz? – zażądał odpowiedzi profesor. Harry
zbladł, słysząc to pytanie. Nie był całkiem pewny Snape’a, ale
tak naprawdę czuł się już tym wszystkim zmęczony.
–
Dobrze, mogę to wytłumaczyć, profesorze. Myślę, że potrzebuję
lepszych szkieł, bo przeczytałem, że składnikiem są fajerwerki,
a nie ogon ognistej salamandry**, rozumie pan? Proszę zobaczyć…
–
ZAMKNIJ SIĘ! Nie będziesz zakłócał spokoju na moich lekcjach!
Szlaban, Potter. Aż DO ODWOŁANIA! – krzyknął Snape, pieniąc
się. Harry naprawdę by się zmartwił, gdyby usłyszał to od wuja
Vernona.
–
To raczej niedorzeczne, profesorze. Nie planowałem żyć tak długo
– wszedł mu w słowo Harry.
–
Codziennie wieczorem. Do końca roku – ciągnął Snape, teraz już
spokojny.
–
Brzmiałoby wspaniale, gdybym nie potrzebował trochę czasu na
odrabianie zadań domowych, profesorze – dodał Harry.
–
ZAMNKNIJ SIĘ, POTTER! Każdy wieczór przez następne dwa tygodnie,
a później każdy czwartek do końca roku! – krzyknął.
–
Każdy…
–
Ani słowa, Potter – syknął – albo wyślę cię z powrotem do
twoich mugolskich krewnych. – To był cios poniżej pasa. Wściekły
Harry wrzucił rzeczy do torby, zarzucił ją na ramię i wybiegł z
klasy.
–
Sądzę, że to nie było konieczne, profesorze – odezwała się
Hermiona słabym głosem..
–
Nikt ani nie potrzebuje, ani tym bardziej nie życzy sobie
wysłuchiwania twojej opinii, Granger. Wynocha z klasy, wszyscy!
Uczniowie
rzucili się do drzwi.
*
* *
Po
wyjściu z klasy Harry pobiegł do komnat Snape’a, chcąc zabrać
ze swojego byłego pokoju list od mamy i album ze zdjęciami.
Dumbledore prosił go, by nie wyprowadzał się całkowicie ze
swojego
pokoju. Zostawił więc rzeczy, które w rękach kolegów z
dormitorium mogły wprawić go w zakłopotanie.
Wypowiedział
hasło i usiadł na podłodze, jeszcze raz czytając listy od
rodziców. Miał nadzieję, że to choć trochę poprawi mu nastrój,
ale czytanie sprawiło tylko, iż poczuł się jeszcze gorzej. Listy
przypominały mu, że rodzice są tym, czego zawsze pragnął i że
został ich pozbawiony zbyt wcześnie.
Teraz
zaś jest z tym nieczułym mężczyzną, który nie jest zdolny do
miłości czy jakichkolwiek innych uczuć. A jeśli nawet posiada
jakieś uczucia, nigdy nie pokocha Harry’ego. W końcu chłopak
spędził zbyt dużo czasu na narażaniu się Snape’owi. Nie robił
tego celowo, ale teraz było już zbyt późno, żeby to zmienić.
Snape postanowił go nienawidzić od samego początku. Harry
nienawiść nauczyciela tłumaczył sobie zawsze szkolną
przeszłością Jamesa i Smarkerusa. Teraz jednak okazało się, że
to nie to było tak naprawdę przyczyną nienawiści Snape’a do
chłopaka Potterów. Snape po prostu nienawidził Harry’ego za jego
charakter.
Mimo
to musiał przyznać, że chciałby, aby Snape zobaczył w nim kogoś
więcej niż Chłopca, Który Przeżył. Jednak już po chwili Harry
oddalił od siebie tę myśl. Może gdyby miał sześć albo siedem
lat, mógłby marzyć o czymś podobnym. Ale teraz miał lat
szesnaście, całe życie wychowywał się bez ojca i… Nie – już
go nie potrzebował. Jeśli nie potrafił myśleć o Snape’ie
inaczej niż jako o Mistrzu Eliksirów, którego nienawidzi, nie miał
najmniejszych szans, by myśleć o nim jako o kimś bliskim.
Snape
nie był jego ojcem. Był nikim innym, jak jego znienawidzonym
profesorem. Harry zabrał wszystkie swoje rzeczy, przeciwstawiając
się woli Dumbledore’a i raz na zawsze opuszczając kwatery
Snape’a. Nie chciał mieć już nic wspólnego z tym człowiekiem.
***
Harry
wszedł do gabinetu Snape’a punktualnie o ósmej. Mistrz Eliksirów
wskazał mu biurko, a zdziwiony chłopak zobaczył pióro i pergamin.
Zdania?
Zdania?! Każe mi pisać zdania? To jest niesprawiedliwe! Dał mi
szlaban za zakłócanie porządku, bo mieliśmy…hej! Jeśli będę
siedział nic nie mówiąc, a jedynie pisząc to, co mi każe, nie
będę… pogłębiał więzi… z nim.
Usiadł
i zaczął pisać “Nie będę wkładał sztucznych ogni do
eliksiru”, co bawiło go za każdym razem, gdy kończył zdanie i,
mimo że tłumił to w sobie, zawsze, gdy stawiał kropkę, czuł
przemożną chęć wybuchnięcia śmiechem.
Jakieś
dwie godziny później Harry nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
Snape obrzucił go chłodnym spojrzeniem. Złoty Chłopiec zataczał
się ze śmiechu, łzy spływały mu po policzkach, a jedną ręką
przytrzymywał się biurka, żeby nie upaść. W końcu Mistrz
Eliksirów powrócił do swojej pracy, a Harry przestał się śmiać.
Poczuł zakłopotanie.
–
Przepraszam za to, profesorze – powiedział. Snape nie popatrzył
na niego.
–
Twoja matka również nie potrafiła nigdy powstrzymać się od
śmiechu, Potter – odparł obojętnie. A Harry, mimo całej
nienawiści do „ojca” musiał przyznać, że w pewien sposób
takie działanie może budować więź między nimi.
Rozdział
6
Dwa
tygodnie szlabanu, z kimś kogo nienawidzimy najbardziej na świecie,
nie jest raczej przyjemnym doświadczeniem i nie daje motywacji to
wstawania z łóżka każdego ranka. Może właśnie dlatego,
drugiego dnia, drugiego tygodnia męki ze Snapem, Harry zachorował.
Chłopiec
nie pamiętał kiedy ostatnio był chory. Pewnie, przez te wszystkie
lata zdarzało mu się mieć katar czy przeziębienie, ale nigdy nie
chorował na tyle poważnie, by musiał opuszczać lekcje, a już na
pewno nigdy nie czuł się tak jak teraz. Obudził się rano i
zauważył, że światło słoneczne wywołuje okropny ból głowy.
–
Proszę, zasuńcie zasłony – wymamrotał, zasłaniając twarz
poduszką.
–
Harry, wstawaj. Harry? – Ron potrzasnął nim lekko. Harry odwrócił
się do przyjaciela, ukazując zaróżowioną i spoconą twarz.
–
Któragodziina? – wyjąkał. Ron położył mu rękę na czole.
–
Chłopaki, on ma gorączkę - stwierdził. Dean, Seamus i Neville
spojrzeli na niego zdziwieni, a Ron się zaczerwienił.
–
No co, jak się ma szóstkę rodzeństwa, chyba wie się takie
rzeczy? – powiedział obronnie. –Idę po McGonagall albo po Madam
Pomfrey, kogokolwiek. Dajcie mu mokry ręcznik na czoło i idźcie po
Hermionę – dodał wybiegając z dormitorium.
Trzeba
przyznać, że Ron był uzdolniony. Zawsze, gdy któreś z jego
rodzeństwa zachorowało, pomagał mamie w opiece. Ron przykładał
rękę do czoła i wiedział dokładnie jaką ktoś ma temperaturę.
Normą było około 360C, a Harry miał co najmniej 41. Najmłodszy
syn państwa Weasleyów jeszcze nigdy nie czuł u kogoś tak wysokiej
gorączki i prawie poparzył sobie rękę, kiedy dotknął czoła
przyjaciela.
Dlatego
też chłopak biegł do skrzydła szpitalnego tak szybko jak tylko
potrafił, i kiedy zobaczył przed sobą któregoś z profesorów,
nie zdążył wyhamować.
Bang!
Ron upadł na tyłek. Szybko wstał i zmartwiony zwrócił się do
nauczyciela.
–
Profesorze, szybko, Har… – w tym momencie umilkł, gdyż właśnie
zrozumiał kim jest stojący przed nim nauczyciel. Snape był być
może idealną osobą do pomocy, zważywszy na to, że warzył
wszystkie eliksiry w szkole, ale Ron wiedział, że Harry nigdy nie
przebaczy mu jeśli zabierze Nietoperza do Wieży Gryffindoru i
pokaże mu przyjaciela w tym stanie.
–
Weasley, co się stało? – zażądał odpowiedzi Snape. Ron nie
wiedział co robić. Z drugiej strony Harry powinien być zadowolony,
gdyż w tej chwili może być bliski śmierci, zważywszy na jego
wysoką gorączkę. Cała sytuacja była naprawdę niebezpieczna.
Życie albo śmierć.
–
Profesorze, chodzi o Harry’ego – wydusił w końcu.
–
Czemu myślisz, że miałbym choć małą chwilkę dla…
–
Wcale tak nie myślę, profesorze. Wiem, że nie dba pan o niego, ale
Harry ma bardzo wysoką temperaturę i…
–
Potter dostał gorączki i wszyscy muszą się o tym dowiedzieć,
tak?
–
Nie, on naprawdę potrzebuje jakiegoś eliksiru na zmniejszenie
temperatury. Ma 41oC, właśnie szedłem do pani Pomfrey, ale wtedy
zderzyłem się z panem. Nie wiem czy pan wie, ale ludzie umierają
przy tak wysokiej gorączce! – Ron skończył drżącym głosem.
–
W porządku, prowadź Weasley – powiedział Snape, przywołując
kilka eliksirów ze swojego gabinetu. Ron popędził po schodach i
dalej korytarzem, co chwilę oglądając się za siebie, żeby
sprawdzić, czy nauczyciel nadąża za nim i za każdym razem dziwiąc
się, że Snape depcze mu po piętach.
–
Musy świstusy – wydyszał Ron. Snape wymamrotał coś o strasznie
bzdurnych hasłach. Wszyscy, którzy nie poszli na śniadanie
obserwowali jak Ron prowadzi Snape’a(!)schodami do dormitorium.
–
Gdzie leży Potter? – spytał profesor wchodząc. W pokoju byli
wszyscy chłopcy i Hermiona. Koledzy Harry’ego siedzieli na swoich
łóżkach przyglądając się z niepokojem Hermionie, która
wyczarowała zimny ręcznik i przyłożyła go czoła przyjaciela.
–
W porządku, widzę. Nie jestem idiotą. Daj mu do wypicia każdy z
tych eliksirów co dwie godziny, dopóki temperatura nie wróci do
normy, nie zapomnij o tym i nie zostawiaj go samego. Te eliksiry są
bardzo mocne i bardzo niebezpieczne, jeśli się je przedawkuje.
–
A czy on nie powinien znaleźć sie w skrzydle szpitalnym,
profesorze? – spytała zaniepokojona Hermiona. Snape przyjrzał się
jej uważnie.
–
Niewątpliwie, panno Granger, ale jeśli myślisz, że jestem tym
kimś kto go tam zabierze, to jesteś w błędzie – odpowiedział i
opuścił pokój powiewając szatą, podczas gdy Harry mamrotał coś
o swojej mamie.
888
Pół
godziny później Złoty Chłopiec Gryffindoru leżał w czystym,
białym łóżku, pod ciepłą kołdrą. Nad nim stała pani Pomfrey.
Harry rozejrzał się nieprzytomnie.
–
Cholera – wymamrotał – Co ja tu robię?
Poppy
uśmiechnęła się do niego, a chłopak odpowiedział tym samym.
–
Witam, panią. Jak zwykle jest pani radosna.
–
Jesteś chory, Potter – przerwała mu pielęgniarka, ignorując
pochlebstwo. – Bardzo chory. Potrzebujesz snu.
–
Jasne – odpowiedział i ponownie zasnął.
888
Snape
nigdy by się nie przyznał do tego, że był, być może, odrobinę
zaniepokojony o Pottera. Nie znaczyło to, że zależało mu na
chłopcu. W każdym razie, nie całkiem. Chodziło mu o to, że
teraz, gdy Potter jest słaby, Czarny Pan mógłby przejąć nad nim
większą kontrolę niż zazwyczaj.
A
Snape nie chciał raczej by takie coś się wydarzyło. To właśnie
było powodem dla którego Postrach Hogwartu siedział teraz przy
łóżku Harry’ego. Snape pomyślał, że mógłby nawet trochę
polubić Pottera, gdyby ten był zawsze taki jak teraz. Śpiący, bez
całej swojej bezczelności i arogancji. Wydawał się tak delikatny,
kiedy rzucał sie we śnie mrucząc coś o gigantycznych pająkach.
Gdyby
Czarny Pan dowiedział sie o stanie Harry’ego mogłoby wydarzyć
się wiele złego. Właściwie, stałyby się naprawdę straszne
rzeczy. Ale Voldemort nie dowie się, nie, dopóki Snape może temu
zapobiec. Lucjusz poinformował go o spotkaniu, które miało się
odbyć następnej nocy, a Snape zamierzał przekonać swojego
“mistrza” o epidemii, która opanowała szkołę i o tym, że
Dumbledore przetrzymuje Pottera pod kwarantanną, dlatego też
chłopak nie zachorował. Snape powiedziałby, że to tylko kwestia
czasu zanim Potter zachoruje, ponieważ nikt nie jest w stanie się
obronić. Nikt.
A
to usatysfakcjonowałoby Czarnego Pana.
Snape
oderwał się na chwilę od swoich rozmyślań gdyż Potter zaczął
się niespokojnie rzucać. Chłopak mówił coś, spanikowany.
–
Błagam, wuju Vernonie, przepraszam, przepraszam, przepraszam… –
to było wszystko, co wyłapał Snape. Mistrz Eliksirów obejrzał
się wokoło. Chłopiec najwyraźniej odczuwał ból, a koszmar tylko
pogarszał sytuację. Snape niepewnie położył rękę na czole
Harry’ego, gładząc lekko jego włosy, a później blady policzek.
Wszystko
to zabrało mu może z pięć sekund, nawet mniej, ale Harry
natychmiast się uspokoił. Severus zaniepokoił się reakcją
chłopca. Poczuł się dziwnie. To było… niepokojące. Snape
ciężko wstał i opuścił skrzydło szpitalne, jak zwykle
powiewając czarną szatą.
Dlaczego
miałby się martwic koszmarami tego chłopaka?
888
Następnego
dnia była sobota i do Harry’ego przyszli jego przyjaciele,
przynosząc mu przy okazji lekcje. Chłopiec przywitał ich z
uśmiechem i chciał usiąść na łóżku, ale pani Pomfrey
stanowczo zabroniła mu wstawać. Ron z Hermioną przysunęli do jego
łóżka dwa krzesła i usiedli. Harry uśmiechnął się jeszcze
szerzej, a Hermiona podała mu jego książki.
–
Jak się czujesz? – spytał z troską Ron.
–
Lepiej. Dzięki tobie. Naprawdę powinieneś pomyśleć o karierze
uzdrowiciela, Ron. Mówię ci, masz do tego talent – odpowiedział
Harry. Jego przyjaciel zaczerwienił się, ale nie zaprzeczył, że
chciałby być uzdrowicielem.
–
Słuchaj, przepraszam, że wziąłem Snape’a…
–
Zapomnij o tym. Nawet tego nie pamiętam – przerwał mu Harry.
Hermiona postanowiła zmienić temat.
–
Jak spędzasz czas? – spytała.
–
Chorowanie jest okropne. Całą noc miałem koszmary. Najpierw śnił
mi się Voldemort, ta zasłona i cmentarz, już od dawna nie miałem
takich koszmarów. O zasłonie nie śniłem od lipca, a cmentarz śnił
mi się ostatni raz w tamtym roku w lipcu albo w sierpniu. A później
miałem sen o Dursleyach…
–
Dlaczego nie poprosiłeś o Eliksir na sen? – dopytywała się
Hermiona.
–
Tu jest właśnie coś, co o czym muszę wam powiedzieć. Kiedy
zacząłem śnić o Dursleyach, poczułem na czole czyjąś rękę,
to było szalone. Tak jakby ten ktoś chciałby mnie w ten sposób
uspokoić. A ten dotyk był dla mnie nieznany, a jednocześnie bardzo
znajomy, tak jakbym znał go od zawsze. Dłoń na moim czole była
zimna i sucha i pachniała, tak jakby, przyprawami czy czymś
podobnym. – powiedział Harry i zamknął oczy próbując przywołać
raz jeszcze tamto uczucie.
–
Jak myślisz, Harry, kto to był? – zastanawiała się Hermiona.
–
To jest właśnie najdziwniejsze. Myślę – nawet jestem prawie
pewny, że to był… James. – odparł chłopak. Ron spojrzał na
niego jak na wariata, a w spojrzeniu Hermiony czaiło się
współczucie. Harry potrząsnął głową – To była męska ręka
i nie znam żadnego człowieka, który by tak sie o mnie troszczył.
Jedynie moi przyjaciele, a Dumbledore… on ma szczupłe dłonie.
–
Ale, Harry…
–
On nie żyje, wiem, nie jestem szalony. Pomyślałem, że mi się to
po prostu przyśniło, albo wiecie…. Potrzebowałem go i dlatego to
poczułem. Nigdy nie mieliście takiego wrażenia? Gdy bardzo kogoś
potrzebowaliście i wtedy poczuliście jego obecność, tak jakby
naprawdę tam był? Oni przychodzą kiedy ich ktoś potrzebuje.
Jasne
było, że jego przyjaciele nigdy nie mieli takiego uczucia, ale mimo
to przytaknęli mu z uśmiechem. Harry westchnął.
–
Jestem zmęczony. Proszę, zostawcie mnie samego.
Hermiona
spojrzała na Rona porozumiewawczo.
–
Harry…
–
Wiem, że to nie wasza wina, ale po prostu… naprawdę chcę pobyć
trochę sam. Proszę, zostawcie mnie.
Hermiona
znów spojrzała na Rona i wzruszyła ramionami, kiedy Harry odwrócił
się do ściany. Zanim wyszli, położyła mu rękę na plecach.
–
Przyjdziemy po obiedzie – powiedziała miękko. Chłopak skinął
głową, ale się nie odezwał. Pozostał w tej pozycji przez długi
czas, czując się okropnie przez to jak potraktował przyjaciół,
przez to, że ich nienawidził i im zazdrościł.
Oni
nigdy nie czuli się tak jak on. Nie czuli się samotni i
wystraszeni. Nigdy nie czuli, że nie mają nikogo, kto mógłby ich
chronić. Że nie ma na świecie choć jednej osoby, która by się o
nich martwiła. Jego przyjaciele nie potrafili sobie nawet wyobrazić
kogoś, kto udaje, że ma kogoś takiego, byleby tylko poczuć się
lepiej.
To
uczucie było tak prawdziwe, jak żadne inne. To był z pewnością
James, jego tatuś, ta wizja była tak wyraźna. Wtedy był tego tak
pewien, a teraz? Teraz wydawało mu się, że wszystko to było
jedynie żałosnym, dziecinnym wymysłem, czymś z czego już dawno
powinien wyrosnąć.
Bez
względu na to, jak głęboko się o tym przekonywał, nadal nie mógł
się pozbyć uczucia, że to jednak było prawdziwe. A przez to czuł
się jeszcze bardziej żałośnie.
888
Dumbledore
wezwał go do siebie kilka dni później, gdy chłopak zaczął już
powracać do zdrowia. Idąc do gabinetu dyrektora, pół godziny po
obiedzie, Harry czuł, że wkracza na niepewny grunt. Miejsce, które
kiedyś dawało mu poczucie bezpieczeństwa, ostatnio zaczęło być
dla niego strefą tortur. Z Dumbledorem nigdy nie możesz być
niczego pewny.
Śmierć
albo bohaterskie proroctwo, 200 punktów, dodatkowa nagroda za
zasługi dla szkoły, czy też Snape jest twoim ojcem? Szczerze
mówiąc, wolałby, żeby wszystko to raczej się nie wydarzyło.
Dlatego, kiedy stanął przed drzwiami gabinetu dyrektora, czuł
ucisk strachu w dołku. Zapukał. Wszedł i zobaczył Dumbledora
siedzącego za biurkiem.
–
Harry, usiądź, proszę – powiedział starzec, wskazując na
kanapę. Harry usiadł, zastanawiając się do czego to wszystko
zmierza. – Rozumiem, że zabrałeś kiedyś resztę swoich rzeczy z
mieszkania Severusa?
–
Kilka tygodni temu, proszę pana. – odrzekł Harry.
–
Po tym, jak wyraźnie powiedziałem ci, żebyś tego nie robił? –
spytał Dumbledore. Harry westchnął.
–
Profesorze, przepraszam, że nie wykonałem pańskiego polecenia i
obiecuję, że to sie już więcej nie powtórzy. Chciałbym z
powrotem przenieść moje rzeczy, ale nie potrafię. Nie potrafię
żyć z tym człowiekiem. Nie potrafię pogodzić się z faktem, że
on jest moim ojcem. Nawet gdy próbuję, mam świadomość, że tak
nie jest. Wydaje mi się, że moje życie jest już wystarczająco
zagmatwane, profesorze.
–
Harry, rozumiem, że jesteś w trudnej sytuacji. Nie znacie się
nawzajem…
–
I nigdy się nie poznamy.
–
Obaj potrzebujecie rodziny. Wiem, że masz Weasleyów, Harry, ale oni
nie są twoją rodziną. To nie twoja krew. Harry, nie mówię ci
tego, by cię zranić. – rzekł Dumbledore.
–
Wiem, profesorze. Wiem, że chce pan dla mnie jak najlepiej i bardzo
to doceniam. Wiem, że Weasleyowie nie są moją rodziną i nie chcę
by nią byli. Kocham ich, ale… nie chciałbym z nimi mieszkać.
James i Lily Potter – to moja rodzina. Martwi czy nie, zawsze nią
będą. – odpowiedział chłopiec szczerze.
–
Masz rację, Harry. Martwi czy nie, nadal są twoją rodziną. Ale
wciąż masz Severusa, a on nie jest martwy.
–
Profesorze, na to jest już za późno. Obaj się nienawidzimy. A
pozostawienie u niego moich rzeczy tylko pogarsza sprawę, Nie chcę
z nim rozmawiać, a już na pewno nie chcę zacieśniać naszych
więzi - dodał Harry. – Może pan, dyrektorze, jest zbyt
zaślepiony pragnieniem zrobienia z nas prawdziwej rodziny, by
zobaczyć, że to się nigdy nie stanie?
–
Dlaczego nie?
–
Ponieważ to jest niemożliwe. Ponieważ nie chcę być rodziną,
mieszkać albo być blisko z człowiekiem, który będzie mi groził
wysłaniem do Dursleyów, bo tylko tak może mnie poniżać.
–
Tak do ciebie powiedział, Harry? – zapytał cicho Dumbledore.
–
Nieważne. Obaj udajemy. Chodzę tam w każdy czwartek, profesorze,
ale tylko dlatego, że muszę. Każdy kto zna Snape’a nigdy nie
chciałby mieć z nim szlabanu, a już na pewno nie ja. Nie mogę
obiecać, że będę zacieśniał nasze więzi i nie chcę zostawiać
w jego mieszkaniu jakichkolwiek moich rzeczy. Nigdy nie będziemy
rodziną.
–
Po prostu chciałem…
–
Profesorze, sądzi pan, że nigdy nie chciałem mieć rodziny? Że
każdego dnia, kiedy byłem młodszy, nie pragnąłem, by mój tata
albo jakiś daleki zaginiony krewny, przyszedł mnie uratować? Ale
teraz to już przeszłość. I tak bardzo, jak chciałem mieć ojca,
tak bardzo dobrze wiem, że ten człowiek nim dla mnie nigdy nie
będzie.
–
W porządku, Harry. Możesz już odejść. Proszę, daj mu szansę. –
Dumbledore westchnął.
–
Już dałem. A on rzucił mi nią w twarz. – Harry wyszedł.
Zastanawiając
się, dlaczego wszystko musi być tak trudne, Dumbledore otworzył
szufladę biurka i wyjął kolejną paczkę cytrynowych dropsów.
888
1
października miał być pierwszym oficjalnym dniem, wznowienia
„zacieśniania więzi” między Snapem a Harrym. Chłopak
wzdrygnął się na samą myśl o tym. Dopiero teraz zauważył, że
nazywa to “zacieśnianiem więzi” tylko dlatego, że tak
powiedział za pierwszym razem. A przecież nazywanie tego jakoś
inaczej nic by nie zmieniło.
I
Harry wiedział, że wszystko to jest bezsensowne.
Dlatego,
kiedy stukał do drzwi gabinetu Snape’a, wyobrażał sobie, jak
będzie pisał piórem na pergaminie zatytułowanym “Nie chciałbym
być Severusem Snapem”. Zastukał jeszcze raz i odwrócił się z
zamiarem odejścia, kiedy usłyszał głos Dumbledore'a.
Cholera,
co jest? Głupi, zniedołężniały starzec! Merlin wie, co ja teraz
zrobię! Tak… zawsze marzyłem o spędzaniu nocy u Snape’a,
wymieniając z nim sztuczne uprzejmości, pod okiem Dumbledore’a!
–
Witaj, Harry – powiedział Dumbledore przytrzymując otwarte drzwi,
podczas gdy chłopak wolno wszedł do gabinetu.
Myśl,
Harry, myśl. Nie możesz zrobić niczego, co byłoby zbyt sztuczne.
Pamiętaj, musisz jakoś wybrnąć z tej cholernej sytuacji.
–
Dobry wieczór, profesorze – odpowiedział. Odwrócił się do
Snape’a.
–
Witaj, ojcze – uprzejmy głos. Szybko zerknął na Mistrza
Eliksirów. Tamten pojął i odkłonił się Harry’emu.
–
Witaj, synu – odparł i obaj uścisnęli sobie dłonie. Dumbledore
zamrugał, zmieszany.
–
Co się dzieje? – spytał.
–
Tamtej nocy, kiedy opuściłem pana gabinet, poszedłem porozmawiać
z moim ojcem. Chciałem dać mu szansę. Obaj zgadzamy się, że to
Jamesa mógłbym nazywać tatą, zaś nazywanie tak Severusa raczej
nie pasuje. Uzgodniliśmy, że zostaniemy przy ojcu. Trochę trudno
to wytłumaczyć, ale profesor Snape nie jest raczej człowiekiem, do
którego można mówić “tato”. Ojciec jest bardziej na miejscu –
zakończył Harry lekko chichocząc.
Brr!
Nazwałem go ojcem! Dotykałem jego ręki! Łeee! Proszę, nabierz
się na to, Dumbledore. Proszę, proszę, proszę!
–
Więc dlaczego wyglądałeś na takiego niezadowolonego, kiedy
powiedziałem, że chcę dziś wam towarzyszyć, Severusie? –
spytał podejrzliwie dyrektor. Snape może i był dobrym kłamcą,
ale kłamanie Albusowi Dumbledorowi, w którego oczach zamigotały
znajome iskierki, było czymś bardzo trudnym.
Podda
się. Wszystko zepsuje! Idiota!
–
To przez to, że chcieliśmy zacząć poznawać się nawzajem raczej
bez udziału osoby trzeciej, profesorze – wtrącił szybko Harry. –
Pana obecność trochę utrudnia sprawę, ale jestem pewien, że
jakoś sobie poradzimy, nieprawdaż, ojcze?
Snape
w milczeniu skinął głową.
–
Nie, w porządku. Przyszedłem tu aby mieć pewność, że się
nawzajem nie pozabijacie. Jednak skoro wszystko idzie tak dobrze,
mogę już was opuścić. Dobranoc, chłopcy. Gratuluję wam, że
potraficie zostawić dawne waśnie za sobą – powiedział
Dumbledore i wyszedł.
–
Potter…
–
Tak, ojcze? – odparł, jednocześnie mamrocząc cicho – “On
wciąż tam może być”. Po czym rzucił na drzwi zaklęcie
wyciszające i kilka ochronnych. Gdy skończył, opadł na fotel,
wyjmując z torby książki do transmutacji, zaklęć i eliksirów.
–
Potter, to było…
–
Niezbyt gryfońskie? – zadrwił chłopak. Snape spiorunował go
wzrokiem.
–
Chciałem powiedzieć – głupie. Jeśli dyrektor się dowie…
–
Nie może się dowiedzieć, dopóki nie ukończę szkoły. Potem nie
będziemy się musieli już nigdy więcej widywać. W końcu dzięki
mnie zyskaliśmy na czasie. Dlatego, czy mógłbyś już przestać na
mnie wrzeszczeć i pozwolił zająć się zadaniami domowymi? –
dokończył zgryźliwie Harry, po czym otworzył książkę do
transmutacji i zaczął czytać. Snape nie odzywał się już więcej
i chłopak w ciszy mógł dokończyć esej na zaklęcia,
transmutację, a nawet eliksiry. Punktualnie o 11:00 wyszedł z
gabinetu „ojca” i pospieszył do Wieży Gryffindoru, gdzie
czekali na niego przyjaciele.
Odkąd
wyzdrowiał, jakoś udawało mu się unikać rozmowy z nimi – pod
pretekstem złego samopoczucia i nadrabiania zaległości. Ale teraz
nie mógł się już dłużej wymigiwać.
–
Harry…– zaczęła Hermiona, kiedy usiadł i spojrzał na nich
wyczekująco.
–
Przepraszam, że tak was ostatnio potraktowałem. To przez to, że
byłem… zazdrosny – powiedzenie tego było trudne dla Harry’ego.
–
Zazdrosny? O co? – spytał Ron marszcząc brwi.
–
O to, że oboje macie rodzinę. Macie przy sobie ludzi, którzy
martwią się o was i opiekują kiedy jesteście chorzy. A ja? Co ja
mam? Okropne, nierealne wizje o martwym człowieku, który już nigdy
nie powróci – westchnął kończąc. Hermiona wybuchnęła płaczem
i objęła go za szyję. Zdziwiony Harry poklepał ją niezręcznie.
–
Hermiono… – dziewczyna puściła go i usiadła z powrotem na
kanapie, wycierając oczy.
–
Jak poszło ze Snapem? – spytała. Chłopak westchnął.
–
Zła wiadomość jest taka, że muszę tam nadal przychodzić. Ale
jest też dobra – nadrobiłem dziś wszystkie zaległości. W końcu
dopisałem kolejne dwa cale do tego zadania z eliksirów. –
odpowiedział.
–
Co? Nawet go nie zacząłem, przecież mamy na to jeszcze trzy dni! –
zawył zdegustowany Ron.
–
Chcesz powiedzieć, że nawet z nim nie rozmawiałeś? – dopytywała
się Hermiona, ignorując Rona.
–
Nie do końca. Snape szydził ze mnie jak zwykle, ale, gdy
powiedziałem, że chcę zrobić moje zadania domowe, dał mi spokój
– odrzekł Harry.
–
Jeden zero dla ciebie, Harry! – wykrzyknął uradowany Ron. Harry
wyszczerzył się do niego. Hermiona zmarszczyła brwi, jednakże nic
nie powiedziała, za co chłopak był bardzo wdzięczny. Mimo to nie
mógł się pozbyć przeczucia, że to jeszcze nie koniec jego
kłopotów. Szybko jednak oddalił od siebie te myśli, pozwalając
sobie na luksus spokoju.
Rozdział
7
–
Potter, mogę cię prosić na słówko? – rozległ się głos
profesor McGonagall. Wszyscy opuszczali klasę po właśnie
skończonej lekcji Transmutacji. Harry zawrócił, jednocześnie
prosząc przyjaciół by szli na lunch bez niego.
-
Coś nie tak, pani profesor? – spytał lekko zaniepokojony.
-
Tak, obawiam się, że tak, panie Potter. Twoja ostatnia praca jest…
zbyt dobra. Imponująco dobra. Nie potrafię tego wyjaśnić. I
myślę, Potter, choć chciałabym się mylić, że być może
otrzymałeś jakąś… dodatkową pomoc? – zakończyła znacząco.
Twarz Harry’ego pozostała bez wyrazu.
–
Eee… nie, pani profesor – odparł. Nauczycielka westchnęła.
–
Harry, wiem, że masz dużo na głowie, ale tego się po prostu nie
da wytłumaczyć – powiedziała.
–
Wytłumaczyć co, pani profesor? Moje stopnie są lepsze, co z tego?
–
Potter, w każdy wtorek i piątek masz treningi Quidditcha. Oprócz
tego w każdy czwartek musisz odrabiać szlaban z profesorem Snapem.
Nie uczysz się w soboty, wiem o tym, gdyż często widzę jak
spędzasz cały ten dzień na zewnątrz. Więc, powiedz mi jak to się
dzieje, że masz o wiele mniej czasu niż w zeszłym roku, a mimo to
twoje eseje są dziesięć razy lepsze? Jak znajdujesz na to czas?
–
Co pani sugeruje? – spytał, mimo, że był już pewien, że wie, o
co chodzi nauczycielce.
–
Kto ci napisał ten esej, panie Potter? – zażądała odpowiedzi.
Harry poczuł jak ucieka zeń powietrze.
–
Co?! Pani profesor, ja… nie jestem oszustem! – wykrzyknął.
–
Proszę się uspokoić, panie Potter. Nauczam w tej szkole o wiele
dłużej, niż żyjesz. Pamiętam twoich rodziców. Potrafię wyczuć
oszustwo na odległość i bardzo chciałabym wierzyć w to, że…
–
Nie musi pani, ponieważ nie oszukiwałem! – przerwał jej
zdesperowany Harry.
–
Uspokój się, Potter, nie urodziłam się wczoraj. Nie ma
możliwości, żebyś mógł napisać ten esej na czas, a tym
bardziej żebyś zrobił to lepiej niż kiedykolwiek przedtem.
Potter, zarzut oszustwa jest bardzo poważnym wykroczeniem. Jesteś
tego świadom, prawda?
-
Tak - odpowiedział cicho – Tak, oczywiście, że tak. Oszukiwanie
grozi wyrzuceniem ze szkoły, a w ostateczności zawieszeniem w
prawach ucznia na miesiąc. A to oznacza powrót do domu. -
McGonagall spojrzała na niego ze smutkiem.
-
To był twój wybór, Harry. - stwierdziła delikatnym tonem. Chłopak
potrząsnął głową, ale natychmiast się zreflektował i zapadł
się w fotelu rękami obejmując głowę. McGonagall usiadła za
biurkiem. Kilka razy zerknęła na Gryfona, zastanawiając się czy
płacze.
Rozległo
się pukanie i do gabinetu weszli Ron i Hermiona.
-
Pani profesor, co się stało? – spytała od razu Hermiona,
zerkając na Harry’ego.
-
Może pan Potter sam odpowie na to pytanie – McGonagall uniosła
brwi. Harry spojrzał na swoich przyjaciół. Twarz chłopca była
biała, ale jednocześnie malował się na niej niesamowity spokój.
-
Zostałem oskarżony o oszukiwanie.
-
Oszukiwanie?! Harry! - krzyknął Ron. – Dlaczego miałbyś być
tak głupi? Przecież wiesz, jaka kara grozi za oszukiwanie! Dlaczego
ktokolwiek miałby cię o to oskarżać?
Hermiona
przyglądała mu się w skupieniu czekając na odpowiedź.
-
Nie wiem – wyszeptał chłopak.
-
Dosyć, Potter! Zostałeś przyłapany! Przestań zaprzeczać! –
krzyknęła zdenerwowana McGonagall.
-
Pani profesor…
-
Widziałaś, żeby pan Potter odrabiał lekcje? – nauczycielka
zwróciła się do Hermiony. Dziewczyna potaknęła.
-
Właściwie to tak…
-
Dłużej niż zazwyczaj? – dopytywała się dalej profesor.
-
Nie, raczej krócej, bo musiał chodzić na szlabany z profesorem
Snape’em, ale…
-
Więc jak wytłumaczysz to, że jego eseje są dużo lepsze niż
kiedykolwiek przedtem, panno Granger? – spuentowała nauczycielka.
Hermiona rzuciła szybkie spojrzenie na Harry’ego, a potem z
powrotem skierowała wzrok na McGonagall. Harry wstał.
-
W porządku, więc zostanę wyrzucony ze szkoły, pani profesor? Czy
zawieszony w prawach ucznia? – spytał obojętnie.
-
Nie wyrzucimy cię, Harry… – odparła McGonagall.
-
Ależ proszę, wyrzućcie mnie.
-
…my…że co?
-
Chcę zostać wyrzucony. Oszukiwałem, więc powinienem zostać
wyrzucony. – Harry patrzył na nauczycielkę z determinacją.
To
było idealne rozwiązanie. Nie musiałbym się borykać ze Snape’em,
Dumbledorem, sławą czy czymkolwiek. Kupiłbym sobie małe
mieszkanie w Londynie albo Surrey, albo… gdziekolwiek. Znajdę
sobie jakąś pracę w mugolskim świecie. Byłoby naprawdę
świetnie. Nie musiałbym się martwić o pieniądze, nic nie
łączyłoby mnie z tym miejscem.
-
O czym ty mówisz? - McGonagall patrzyła na niego zszokowana.
-
Harry! Dobrze wiesz, że nie oszukiwałeś! Nie możesz prosić o
wyrzucenie, tylko dlatego, że przeżywasz trudny okres! To minie! –
zakrzyknęła piskliwie Hermiona. McGonagall spojrzała na nią.
-
Co tu się dzieje? – spytała groźnym tonem.
-
Hermiono, zamknij się. Pani profesor. Oszukiwałem. Proszę zabrać
mnie do dyrektora i przedstawić powód wydalenia – Harry mówił
błagalnym głosem.
-
Harry nie oszukiwał. A ja mogę to udowodnić! – krzyknęła
Hermiona.
-
Och, proszę zamknij się! Przyznałem się do oszukiwania…
-
Co się tutaj dzieje? – przerwał im jedwabisty głos.
Harry
zbladł jeszcze bardziej i odwrócił się.
-
Zostałem przyłapany na oszukiwaniu, profesorze – odparł. Snape
uniósł brew – I profesor McGonagall właśnie mówiła o
wyrzuceniu mnie ze szkoły.
Proszę
zróbcie to! Po prostu mnie wyrzućcie! I wszystko wreszcie się
skończy.
-
Jestem pewien, że nikt nie wyrzuciłby naszego Zbawiciela –
mruknął Snape, piorunując Harry’ego wzrokiem.
-
Mam już cholernie dość traktowania mnie inaczej niż innych, tylko
dlatego, że jestem Chłopcem – Który – Przeżył! Po prostu
chcę zostać wyrzucony! Oszukiwałem, od początku nauki w
Hogwarcie! Proszę, pani profesor, wyrzućcie mnie!
-
Nie zrobimy tego, panie Potter – odezwał się szorstko Snape. –
Panno Granger, proszę zamknąć drzwi. Hermiona pospieszyła wykonać
polecenie, podczas gdy Ron stał cicho z ustami otwartymi ze
zdziwienia. McGonagall spojrzała na Harry, który potrząsał w
rozpaczy głową, później na Hermionę, właśnie zamykającą
drzwi. I na Rona, oszołomionego i czekającego na rozwój wypadków.
-
Dobrze, wyjaśnicie mi w końcu, o co tu chodzi? - zażądała.
-
Jeśli jej powiesz, nigdy więcej się do ciebie nie odezwę. Nie waż
się jej mówić! – krzyknął Harry. Chłopak nie miał kompletnie
pojęcia co robić. Czuł, że sytuacja zmierza ku katastrofie.
Spojrzał na swoich przyjaciół.
-
Zaufałem wam. Zaufałem wam obojgu. A wy chcecie powiedzieć
wszystko McGonagall? – krzyknął.
Snape
uśmiechnął się szyderczo.
-
Oni nie powiedzą. Bo ja to zrobię - odparł.
-
Co mi powiesz? – dopytywała się coraz bardziej zdenerwowana
profesor.
-
Przestań! Nie możesz jej tego powiedzieć! Ja nie żartuję! To
także moje życie, to także moja tajemnica! – krzyczał Harry
bezskutecznie próbując zatrzymać wyznanie Snape’a. Ten jednak
spojrzał na niego z diabelskim uśmieszkiem.
-
Minerwo, Harry nie…
-
Dumbledore się dowie! Ona mu powie! A wtedy będzie chciał nas
obserwować, kiedy my… - przerwał Harry, chwytając się
ostatniego argumentu.
-
O co chodzi? – spytała znowu McGonagall.
-
Potter odrabiał swoje prace domowe w czwartkowe noce, kiedy był u
mnie, ponieważ Dumbledore chciał abyśmy rozwijali nasze relacje
jako ojciec i syn. – powiedział Snape. McGonagall opadła na
fotel, a Harry chwycił swoją torbę i zarzucił ją na ramię.
-
W porządku, wszystko się wyjaśniło. Nie zostanę wyrzucony, nie
oszukiwałem. Odchodzę. – powiedział. Hermiona chwyciła go za
rękę.
-
Co masz na myśli mówiąc „odchodzę”? - spytała.
-
Opuszczam szkołę. Opuszczam Świat Czarodziejów. Odchodzę.
Nienawidzę tego miejsca, nienawidzę tu wszystkiego. A najbardziej
nienawidzę ciebie – Harry spiorunował Snape’a z jawną
nienawiścią. Tamten odpowiedział tym samym.
-
Bardzo melodramatyczne jak na ciebie Potter. Dlaczego nie zapiszesz
tego w swoim pamiętniczku? Dla lepszego efektu powinieneś uronić
trochę łez. To byłoby takie gryfońskie – zaszydził.
-
A dlaczego ty nie weźmiesz prysznica? – odgryzł się Harry.
To
nie było najmądrzejsze…
-
Jeśli chcesz odejść Potter, to po prostu to zrób...
-
Nie odchodzę. Nie jestem na tyle bezmyślny i nieodpowiedzialny.
Ludzie mnie potrzebują. Jak chociażby Ron i Hermiona. Muszę się
kształcić. I chcę cię uszczęśliwiać.
-
Najbardziej uszczęśliwiłoby mnie to, że nie musiałbym już nigdy
więcej oglądać twojej twarzy, Potter.
Ta
deklaracja była raczej niefortunna, zważywszy na to, że Snape
widział tę twarz ilekroć spoglądał w lustro. Harry i on byli do
siebie bardzo podobni, jeśli nie liczyć ich różnych nosów,
blizny i zielonych oczu Harry’ego.
-
Obawiam się, że to niemożliwe, profesorze, ale mogę zrobić coś
lepszego. Już nigdy więcej się do ciebie nie odezwę. I opuszczam
klasę Eliksirów. Pieprzę zostanie aurorem. Nie chcę żyć, ciągle
narażony na utratę życia!
Z
tymi słowami odwrócił się i wyszedł trzaskając drzwiami.
Mgliście słyszał jeszcze głos McGonagall mówiącej: „Co się
tu do diabła dzieje!”
Nie
mogę w to uwierzyć. Przy odrobinie szczęścia, właśnie na zawsze
uwolniłem się od Snape’a. McGonagall dowiedziała się, że Snape
jest moim ojcem. Byłem bliski wywalenia, czego naprawdę chciałem.
Nie wiem, czy mam w ogóle ochotę odzywać się do moich dwóch
najlepszych przyjaciół i tylko Merlin wie, jak bardzo się
wygłupiłem przed opiekunką mojego domu i jednocześnie profesor
Transmutacji. Mogę oficjalnie stwierdzić, że moje życie właśnie
się spieprzyło.
-
Potter – jakiś głos wdarł się w jego myśli. Stał naprzeciwko
Lucjusza Malfoya. Harry potknął się, jednocześnie sięgając po
różdżkę. Nie miał jej.
-
Byłeś tak zamyślony, że nawet nie zauważyłeś jak ci ją
zabrałem – Malfoy trzymał jego różdżkę, bezmyślnie ją
obracając w palcach.
Wstrętny,
śmierdzący skurwysynu. Kur.. mać, oddawaj mi różdżkę, morderco
mugoli!
-
Petrificus
Totalus
– Śmierciożerca spetryfikował chłopaka jego własną różdżką.
Harry upadł, zimny i zesztywniały. Teraz mógł tylko patrzeć i
słuchać. To było nawet ciekawym doświadczeniem.
-
Twoja różdżka przeciwko tobie, Potter. Jak się z tym czujesz, co?
Harry
spróbował się bezskutecznie ruszyć, podczas gdy Malfoy
wypowiedział jakieś słowa i skierował się w stronę ukrytego
przejścia, które się przed nimi ukazało. Dopiero wtedy chłopak
zauważył, że unosi się w powietrzu.
-
Czarny Pan będzie zaszczycony mogąc cię zobaczyć. Planuje to od
jakiegoś czasu.
Dlaczego
tego nie zobaczyłem? Przez to, że zacząłem trochę ćwiczyć
Oklumencję. To strasznie. Dlaczego tego nie zobaczyłem?
-
Tak, Lord chce przeprowadzić mały eksperyment z twoim udziałem.
Chce zobaczyć jak długo można wytrzymać pod klątwą Crucjatusa
zanim zacznie się konać. Na twoim miejscu, zacząłbym się bać,
Potter – zaszydził.
Cholera.
Moi przyjaciele nie będą wiedzieli co się dzieje. Może kapną się
dopiero rano. Cholera, cholera, cholera!
Reszta
drogi minęła im w milczeniu. Harry zaczynał być już znudzony
wiszeniem w powietrzu, więc pozwolił błądzić swoim myślom. Nie
mógł zrobić nic, by polepszyć swoją sytuację. A ucieczce nie
było mowy dopóki nie dowie się, gdzie zmierzają.
Zaklęcie
oszałamiające powoli przestawało działać i Harry uświadomił
sobie, że może już kontrolować własne usta.
-
Mogę iść? - spytał.
-
Zamknij się.
-
Nie, poważnie. Przysięgam, że nie będę próbował uciekać,
jeśli pozwolisz mi iść. To będzie wyglądało o wiele mniej
podejrzanie. – mówił dalej Harry – Jestem Gryfonem. My zawsze
dotrzymujemy naszych obietnic.
Malfoy
przez chwilę rozważał jego słowa, poczym cofnął zaklęcie i
Harry upadł na ziemię.
Dobrze…
-
Dokąd zmierzamy? – spytał uśmiechając się z wdziękiem. Malfoy
przyglądał mu się przez chwilę.
Zawsze
utrzymuj pozytywny stosunek do świata. Szczególnie w obecności
Śmierciożerców. To naprawdę ich wkurza.
-
Do domu Riddlów. Jesteś naprawdę uprzywilejowaną osobą, Potter –
odpowiedział w końcu Lucjusz.
No
tak, wycieczka do domu faceta, który chce mnie zabić od zawsze była
moim skrytym pragnieniem. I do tego tortury do utraty zmysłów to
bułka z masłem. Życie jest piękne…
-
Wspaniale. Gdzie to jest? - spytał
-
Dowiesz się wkrótce – odpowiedział mu Malfoy. Następne kilka
kroków Harry przeszedł w ciszy.
-
Jak myślisz, kto z nas będzie bardziej narażony na klątwy
Voldemorta, ty czy ja? – spytał nagle.
-
Ty będziesz narażony na moje klątwy jeśli się w końcu nie
zamkniesz - warknął Lucjusz.
-
W porządku - odparł radośnie Harry.
Cholera!
Cholera! ZarazumręZarazumręZarazumrę! W porządku, uspokój się.
Spokój. Wszystko będzie dobrze. Voldemort cię nie zabije. Jesteś
za młody, żeby umierać. Za młody!
Lucjusz
chwycił go za rękę i poczuł szarpnięcie w okolicach żołądka.
Cholera.
888
Harry
nie był pewny jak długo tu przebywał. Siedział tutaj, pozbawiony
różdżki, czekając na przyjście kogokolwiek. Próbował myśleć
nad jakimś planem ucieczki, ale nie miał przy sobie nawet szelek.
Czytał
kiedyś o robieniu świstokilków, ale jeszcze nie był na tyle
zdesperowany. Jeszcze… Nic się nie działo. Ktoś mógł go
jeszcze znaleźć. Ron i Hermiona z pewnością zawiadomią kogoś o
jego zniknięciu. Dumbledore może go odnaleźć.
Hogwart
Kiedy
następnego ranka Ron wstał z łóżka, był wielce zaskoczony
widząc, że łóżko jego przyjaciela jest puste, ale pomyślał, że
Harry mógł wstać wcześniej i opuścił dormitorium, żeby uniknąć
rozmowy z nim. I mimo że, nie była to zbyt przyjemna myśl, Ron
doszedł do wniosku, że nic na to nie poradzi.
Ale
kiedy znalazł Hermionę i zeszli do Wielkiej Sali, zrozumiał, że
Harry’ego tam nie było. Ron zbagatelizował jednak i ten fakt i
spokojnie zabrał się do jedzenia. Był pewny, że zobaczy się z
przyjacielem na Transmutacji.
Ale
kiedy Harry nie pojawił się na Transmutacji, Ron zaczął się
niepokoić. McGonagall nie skomentowała nieobecności Pottera,
myśląc pewnie, że jest ona spowodowana wczorajszymi wydarzeniami.
A
kiedy Harry nie pojawił się również na Zaklęciach, Ron
zrozumiał, że coś jest nie tak.
Dwór
Riddle'ów
-
Pan Potter. Nie wierzę, że nie zostaliśmy sobie oficjalnie
przedstawieni – do pokoju weszła Narcyza Malfoy. Po chwili Harry
poczuł, że może się swobodnie poruszać. Knebel zniknął, a on
sam mógł wstać. Wymagało to od niego wiele wysiłku, przy czym
nie mógł przestać się trząść. W tej chwili naprawdę żałował,
że Snape został wykryty jako szpieg. Nienawidził go, ale dobrze
wiedział, że nauczyciel przyszedłby mu na pomoc, gdyż tak
rozkazał mu dyrektor.
-
Cóż, jestem Harry Potter. Miło mi cię poznać. – powiedział
wyciągając do niej rękę. Pani Malfoy uśmiechnęła się drwiąco
i Harry miał wrażenia, że właśnie doznaje déja vu – ten sam
uśmiech widział kiedy miał jedenaście lat.
-
Wkrótce nie będzie ci tak miło. Crucio!
- krzyknęła. Zaklęcie go zaskoczyło. Harry krzyknął z bólu i
zaczął się wić na podłodze. Nie miał pojęcia jak długo
znajdował się pod działaniem klątwy. Wiedział tylko, że nie
może oddychać.
Hogwart
-
Widzę, że Potter nie raczył zaszczycić nas swoją obecnością -
zaszydził Snape podczas sprawdzania listy obecności. Słysząc to
Hermiona uniosła rękę.
-
Panie profesorze, właściwie to… Harry nie był widziany przez
cały dzień. Rano nie było go w dormitorium i nie przyszedł na
śniadanie. Nie zjawił się również na Transmutacji i Zaklęciach
– powiedziała patrząc w skupieniu na nauczyciela.
-
Być może unika swoich wścibskich przyjaciół – odrzekł zimno
Mistrz Eliksirów. – To, gdzie przebywa Potter nie jest moim
zmartwieniem. Hermiona nie mogła uwierzyć, jak ten mężczyzna nie
dba o Harry’ego. A przecież to właśnie troski potrzebował jej
przyjaciel – czegoś, czego nie mógł doświadczyć od nikogo na
całym świecie, włączając własnego ojca.
-
Ma pan rację, profesorze – odparła szybko i Snape kontynuował
sprawdzanie obecności. Był pewien, że Potter spędza właśnie
wspaniały dzień w Hogsmeade. To by do niego pasowało.
Dwór
Riddle'ów
Harry
leżał na podłodze. Jego ciałem wstrząsały dreszcze. Aż do tej
chwili chłopak miał nadzieję, że jego przyjaciele przybędą mu
na ratunek. Ale właśnie sobie coś uświadomił. Wychodząc z
gabinetu McGonagall mówił o odejściu z Hogwartu. Powiedział to
zanim to został porwany.
Powiedziałem
im, że odchodzę. I odszedłem. Pewnie myślą, że siedzę teraz w
Dziurawym Kotle albo gdzieś w Hogsmeade. Nie wierzę. Nikt nie
przyjdzie mi na ratunek. I na Merlina, sam jestem temu winny!
Musiał
coś wymyślić i to szybko. Voldemort będzie torturował go dopóki
nie wyda ostatniego tchnienia. Nie miał szans na lekką śmierć od
Avady. Czekało go coś o wiele gorszego. Chciał opuścić Hogwart i
teraz musi za to gorzko zapłacić.
Harry
starał się przypomnieć sobie wszystkie rzeczy, które kiedykolwiek
czytał i które teraz mogłyby mu się przydać, by obmyślić plan
ucieczki. Przyrzekł sobie, że jeśli uda mu się uciec, to zrobi
sobie najszybciej jak to będzie możliwe licencję aportacyjną, a
także będzie zawsze miał przy sobie świstoklik.
Musiał
przyznać, że Moody miał rację z tą “Stałą czujnością”.
Hogwart
Nieobecność
Harry’ego na kolacji wywołała u jego przyjaciół wyraźną
panikę. Chłopiec nie zjadł obiadu, nie przyszedł na lekcje, nie
zaglądał do kuchni. I nikt go nie widział. Co mogło oznaczać
tylko jedno – Harry naprawdę odszedł. I o tym musieli powiadomić
dyrektora.
Dlatego
też po kolacji wybrali się do gabinetu Dumbledore`a. Jak wielkie
było ich zaskoczenie, gdy zastali tam również Snape’a. Stojąc
pod drzwiami mogli wyraźnie słyszeć jak Mistrz Eliksirów mówi
zaniepokojonym głosem:
-
Nadal mam na ręce Mroczny Znak, mimo że zostałem zdemaskowany. I
właśnie teraz Znak się aktywował. Oznacza to, że Sam-Wiesz-Kto
wzywa swoich Śmierciożerców na spotkanie. Niezwykłe spotkanie.
Czyli nic innego jak tortury kogoś. – powiedział Snape.
Dumbledore przez chwilę wahał się z odpowiedzią.
-
Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś, Severusie. – odrzekł w
końcu. Hermiona miała wrażenie, że Snape czeka na jakieś
rozwinięcie tej wypowiedzi, ale nie mogli dłużej czekać.
Dlatego
też zapukała do drzwi. Natychmiast ukazał się w nich twarz
Snape’a.
-
Panna Granger, pan Weasley, co wy…
-
Chodzi o Harry’ego, panie profesorze – przerwał mu Ron – On
naprawdę odszedł. Nikt nie widział go od wczorajszego popołudnia.
Zniknął zaraz po Transmutacji.
-
Obawiam się, że to może oznaczać najgorsze. Chłopak wpadł w
ręce Czarnego Pana. – odrzekł Snape.
-
W takim razie nie ma go od blisko 30 godzin. Harry może być już
martwy, panie profesorze – wyszeptała zrozpaczona Hermiona. Snape
z niezadowoleniem poczuł, że jego głowa wypełnia się dziwnymi i
na pewno niechcianymi myślami. Natychmiast je od siebie odsunął.
-
Dyrektorze, muszę wracać do warzenia eliksiru. Nie zamierzam tracić
czasu na szukanie tego irytującego bachora. Powiedziałem ci
wszystko, co wiem – rzekł i pośpiesznie odszedł, dobrze wiedząc,
że nie musi pilnować dziś żadnych eliksirów.
Rozdział
8
Dwór
Riddle’ów
Harry
przez ostatnie trzy dni, każdą sekundę, podczas której był
przytomny, spędzał na rozmyślaniach o ucieczce. Był pewien, że w
końcu ktoś zrozumie co się stało. Nawet jeśli nikt nie będzie
wiedział gdzie dokładnie przebywa.
Zaczął
sobie przypominać, że czytał kiedyś książkę o sztuce
aportacji, i było tam też coś o robieniu świstoklika. Jednak
aportacja bez licencji była czymś bardzo, bardzo trudnym, a
zrobienie świstoklika niewykonalne bez użycia różdżki. Co
oznaczało, że powinien rozbroić torturujących go ludzi, zanim
zdążyli rzucić na niego jakiekolwiek zaklęcia i odebrali mu
różdżkę.
A
ponieważ to już się stało, właściwie znajdował się w sytuacji
bez wyjścia.
Gabinet
Dumbledore'a
Hermiona
szlochała cicho, a siedzący obok niej Ron, nie wyglądał dużo
lepiej. Widać było, że od dawna nie spał, a jego twarz była
śmiertelnie blada. Żadne z nich nie poszło dziś na zajęcia.
Zamiast tego zdecydowali się udać do gabinetu Dumbledore’a, gdzie
obserwowali aurorów, którzy pojawiali się co jakiś czas w kominku
dyrektora. Zjawiła się też pani Weasley, przynosząc im coś do
jedzenia.
Snape
przez cały dzień uczył w lochach i ani razu do nich nie zajrzał.
Hermiona wytarła zapłakane oczy i pociągnęła nosem, Ron zaś
objął ją ramieniem i zaczął całować jej włosy.
-
Nie martw się, Miona. Harry’emu nic nie będzie – przemawiał do
niej kojąco. Dziewczyna ze złością podarła na strzępy trzymaną
w ręce chusteczkę.
-
Nie mogę uwierzyć, że ten tłusty dupek nawet nie pofatygował się
tutaj przez cały dzień – powiedziała. Ron spojrzał na nią
zaskoczony. Wyzwiska nie były w stylu Hermiony, ale postanowił nie
komentować. Zamiast tego odparł :
-
Harry’ego to nie obchodzi. Nie potrzebuje Snape’a, ponieważ ma
przyjaciół, którzy się o niego troszczą, Hermiono.
Dziewczyna
potrząsnęła głową.
-
Ale on jest… jego tatą – powiedziała, zniżając głos. Ron
wzruszył ramionami.
-
Wiesz, myślę, że oni raczej nie są przykładem normalnej rodziny
- odrzekł. Hermiona przytaknęła, ale tak naprawdę żadne z nich
nie było do końca pewne stosunku Harry'ego, do jego ojca.
Kwatery
Snape’a
Snape
wypił kolejną szklankę, a raczej butelkę, Ognistej Whisky. Minęła
dziewiąta, a Harry… jego syn… jego Harry nadal nie został
odnaleziony. Od trzech dni i sześciu godzin. Severus nie miał
pojęcia, co mógłby zrobić. Czuł się taki bezradny. I nawet nie
wiedział czemu tak jest. Nic tego nie tłumaczyło. Podjudzał
Harry’ego. Ranił go, szydził z niego. Po prostu nienawidził tego
chłopaka. Ale teraz, kiedy Harry zaginął, Snape zrozumiał jak
bardzo zdążył pokochać swojego syna.
Dwór
Riddle’ów
Harry
leżał, dysząc ciężko. Nie był w stanie usłyszeć tego, co
syczała mu do ucha Bellatrix Lestrange. Jej słowa rozbrzmiewały w
jego głowie, jednak niewystarczająco głośno, by mógł je
zrozumieć. Dlatego Harry pozwolił swoim myślom swobodnie błądzić.
Dziwnym
trafem, pierwszą rzeczą jaka przyszła mu na myśl, był jego
ojciec. Pamiętał jak bardzo pragnął go mieć, kiedy przebywał u
Dursleyów. Gdy podrósł, zawsze unikał myślenia na ten temat,
tylko czasami pozwalając wypływać tym myślom na wierzch. Ale
teraz nie mógł się ich pozbyć. Zapragnął zobaczyć Snape’a.
Chciałby z nim porozmawiać, usłyszeć jego głos, ten jeden raz.
Ostatnią
rzeczą, jaką zarejestrował zanim na powrót pogrążył się w
ciemności był to, że jego marzenie z dzieciństwa się spełniło
i gdzieś między sierpniem a październikiem, przystojny,
uśmiechnięty rycerz w lśniącej zbroi, który miał mu przybyć na
ratunek, zmienił się w mrocznego, tłustowłosego dupka z orlim
nosem i nabrzmiałą twarzą, który istniał naprawdę.
Gabinet
Dumbledore’a
-
Jesteśmy choć o krok bliżej znalezienia go? – Pani Wesley
rzuciła zmartwione spojrzenie na swojego najmłodszego syna,
pogrążonego w niespokojnym śnie w fotelu przed komnikiem. Obok
niego siedziała, również uśpiona, Hermiona. Dyrektor potrząsnął
głową.
-
Wciąż nie mamy pojęcia gdzie może być – wyszeptał. -
Voldemort jest bardzo dyskretny jeśli chodzi o jego kryjówki i
wydaje mi się, że bez szpiega nie mamy szans na odnalezienie
chłopaka. Ale nie możemy się poddać. Harry jest naszą jedyną
nadzieją. Nigdy bym sobie nie wybaczył, jeśli…
-
Nie myśl o tym, Albusie. Znajdziemy go. Zawsze mu się udawało –
przerwała Molly. Dumbledore uśmiechnął się na myśl, jak bardzo
Ronald Wealsey przypominał swoją matkę.
-
Mam nadzieję, że się nie mylisz, Molly. Ze względu na nich i na
nas. Nie wspominając już o jego ojcu. – Ostatnie zdanie
Dumbledore wypowiedział jedynie w myślach, więc pani Weasley nie
mogła go usłyszeć. Sam dyrektor już od dłuższego czasu
zachodził w głowę nad reakcją Snape’a na całą sytuację.
-
Panno Granger, Panie Weasley – zwrócił się do nich przyciszonym
głosem, potrząsając nimi jednocześnie. – Musicie wziąć udział
w dzisiejszej kolacji. Będę zmuszony poinformować całą szkołę,
że Harry nie został odnaleziony. – Oboje skinęli głowami na
znak zgody.
Kwatery
Snape’a
Snape
spacerował bez celu po swoim mieszkaniu. Nie powinien czuć tego, co
właśnie czuł. Harry nie mieszkał z nim, nie zostawił nawet
jednej rzeczy w swoim byłym pokoju. Mimo to, Snape znalazł się
właśnie w pomieszczeniu, które przez ostatnie tygodnie lata
należało do jego syna. Siedział na brzegu łóżka i właśnie
wtedy to zobaczył. Coś wystawało z szuflady. Otworzył ją
ostrożnie. Przed nim leżał stary album ze zdjęciami. Nie mógł
wiedzieć, że Harry niemal zwariował szukając tego albumu, i że
nie miał pojęcia gdzie jest .
Jedynym
co widział w tej chwili były zdjęcia jego syna. James trzymający
Harry’ego na rękach. Lily z Harrym. Jego syn jako jedenastolatek.
We wrześniu… Snape dopiero teraz zobaczył, jak bardzo byli już
wtedy do siebie podobni…
Jedno
ze zdjęć upadło na podłogę. Schylił się , by je podnieść i
ujrzał zdjęcie Harry’ego jako niemowlaka siedzącego w wanience.
Mężczyzna zatrzasnął album i pospieszył, by przebrać się do
obiadu.
Musiał
się pojawić mimo wszystko.
Dwór
Riddle’ów
Mijał
właśnie czwarty dzień – przynajmniej tak wynikało z obliczeń
Harry’ego. Do pomieszczenia, gdzie przebywał, wszedł Malfoy.
Oznaką tego, było to, że Harry poczuł niesamowitą furię, która
ogarnęła całe jego ciało. Poczuł też nagły przepływ magii w
żyłach. I wtedy zrozumiał. Miał w sobie moc.
Jeżeli
pozwoli wydostać się swojej magii na zewnątrz, może mieć szansę.
Nie mógł powstrzymać uśmiechu radości, gdy ujrzał Malfoya
trzymającego w rękach jego własną różdżkę. Zamknął oczy i
oczyścił umysł. Kiedy otworzył je z powrotem zobaczył Malfoya,
miotającego się dziko po pokoju. W ścianie naprzeciwko widniała
natomiast wielka dziura.
Podczas
wakacji czytał coś o naturalnej magii i nic nie wydawało mu się
teraz przydatne, niż właśnie ta wiedza. Nigdy wcześniej tego nie
próbował, ale zaistniała sytuacja doskonale nadawała się na
pierwszy raz. Malfoy został rzucony na przeciwległą ścianę i
natychmiast stracił przytomność. Harry podszedł do niego i
odebrał mu swoją różdżkę, po czym potraktował śmierciożercę
zaklęciem oszałamiającym. Przy okazji rzucił na siebie wszystkie
znane mu zaklęcia tarczy i szybko ściągnał but z nogi Malfoya.
Wskazał na niego różdżką.
-
Portus – zielone światło. Nie zadziałało. - Portus –znowu
zielone światło. Harry skupił się na obrazie Wielkiej Sali.
Wyobraził ją sobie bardzo dokładnie – Portus – zielono.
Spróbował skupić się na obrazie korytarza przy Wielkiej Sali.
Tam
będzie jedzenia. Jedzenie i woda, i ludzie. O ile się nie mylił,
był właśnie czas kolacji.
Nie,
nie mógł teraz pozwolić błąkać się swoim myślom. Musiał się
skupić. Wyobraził sobie schody prowadzące na tamten korytarz, tak
jasno jak tylko potrafił. – Portus – tym razem pojawiło się
niebieskie światło. Harry poczuł szarpnięcie w pępku, po czym
gwałtownie stracił grunt pod nogami.
Wylądował
na twardej posadzce, wstał powoli i skierował się ku drzwiom
Wielkiej Sali. Dumbledore właśnie otwierał usta, gdy Harry stanął
w drzwiach i zachwiał się.
Wszyscy
znieruchomieli, nikt nie spodziewał się pojawienia
Chłopca-Który-Przeżył.
I
nikt nie spodziewał się, że Snape przeskoczy przez stół
nauczycielski i pobiegnie, pozostawiając za sobą głuche echo
kroków, do swojego syna i przytuli go, zamykając w pełnym ciepła
uścisku. Nikt nie spodziewał się, że Harry wpadnie w jego objęcia
i wypowie słowo, które nigdy nie opuściłoby jego ust, gdyby był
bardziej przytomny:
-
Tatusiu.
Skutek
tego jednego słowa wyszeptanego słabym głosem w szatę
ściskającego go mężczyzny, był nieprzewidywalny. W jednej chwili
wydarzyło się kilka rzeczy. Snape zorientował się, że wszyscy
przypatrują mu się uważnie, więc obrzucił ich groźnym
spojrzeniem, przyciągając Harry’ego bliżej siebie.
Ron
i Hermiona rzucili się biegiem do Harry’ego i bardzo szybko
zostali zahamowani zatrzymani przez Snape’a. Wszyscy zaczęli mówić
jednocześnie, a Dumbledore pomógł Harry’emu pokuśtykać do
Skrzydła Szpitalnego, które wydawało mu się teraz odległe o
tysiące kilometrów.
Harry
nie miał siły myśleć o czymkolwiek, a w jego głowie kołatała
się tylko jedna myśl.
Wróciłem
i w końcu jestem z moim tatą.
Gdy
dotarli do Skrzydła Szpitalnego, natychmiast pojawiła się pani
Pomfrey. Umieściła go w jego stałym łóżku i chłopiec zasnął
natychmiast, jak tylko przyłożył głowę do poduszki.
Pielęgniarka
podłączyła pacjenta pod kroplówkę – używała jej jedynie przy
stanach krytycznych (Harry miał tą przyjemność już trzykrotnie,
więcej niż jakikolwiek inny uczeń w dziejach Hogwartu).
Ron
i Hermiona podążyli za obojgiem nauczycieli. Niezauważeni przez
nikogo usiedli i wlepili załzawiony wzrok w Harry’ego. Wstali
dopiero wtedy, gdy nadeszła pani Pomfrey niosąc z tuzin eliksirów,
i ukryli się w drzwiach. Harry otworzył zaczerwienione oczy i
zobaczył Poppy, umieszczającą właśnie Eliksir Wzmacniający w
jego kroplówce. Chłopak odzyskał już świadomość i w tym
momencie był całkowicie rozbudzony. Zobaczył wszystkich i posłał
im senny uśmiech.
-
Dzień dobry – powiedział cicho. Dumbledore uśmiechnął się
szeroko, a w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. Snape
zgromił go spojrzeniem, co spowodowało , że pani Pomfrey wycofała
się na zaplecze. Dumbledore położył mu rękę na ramieniu i
również wyszedł.
Harry
niezręcznie usiadł nie podnosząc wzroku, patrząc na swoje ręce.
Czuł, że na twarzy wykwitł mu niechciany rumieniec. Snape
przemówił pierwszy.
-
Jestem… jestem szczęśliwy widząc cię tutaj – powiedział.
Harry podniósł głowę i spojrzał na niego.
-
Dziękuję - wyszeptał.
-
Martwiłem się o ciebie – przyznał łagodnie Snape.
-
Możemy zacząć wszystko od nowa? – wyszeptał Harry. Jego głos
brzmiał raczej jak głos sześcioletniego dziecka niż normalnego
szesnastolatka. Mistrz Eliksirów uniósł kąciki ust, co mogło być
czymś w rodzaju uśmiechu.
-
Myślę, że tak – niepewnie położył swoją rękę na czole
Harry’ego. Ku jego zdziwieniu chłopiec uśmiechnął się.
-
Wtedy… To byłeś ty. Byłem taki pewien, że to był James.
Wstydziłem się, że wyobrażam sobie kogoś, kogo nie ma tylko po
to, żeby polepszyć sobie samopoczucie. A to przez cały czas byłeś
ty – mruknął, skupiając się na dotyku ojca.
Snape
nie odpowiedział, bojąc się, że nie potrafi wymyślić nic, co
nie brzmiałoby zbyt sentymentalnie. Oczy Harry’ego zaczęły się
z wolna zamykać. Zasypiając, wymruczał jeszcze coś, co Snape nie
był pewien czy dobrze usłyszał, czy tylko sobie wyobraził. W
każdym razie brzmiało to mniej więcej jak: „Naprawdę jesteś
moim tatą”.
888
Kiedy
Harry się obudził, ostatnim co pamiętał było niebieskie światło
świstoklika. Rozejrzał się w dookoła i to, co zobaczył
zaskoczyło go i wypełniło niesamowitą radością. Był w
Hogwarcie!
Wróciłem!
Wróciłem! Nie wierzę, w końcu wróciłem! Ja żyję!
Chwilę
szukał swoich okularów, założył je na nos, cały czas
zastanawiając się, jak długo już tu leżał. Czuł się już
bardzo dobrze, więc…. Jakaś ręka odsłoniła zasłony okalające
jego łóżko i Harry ujrzał uśmiechniętą twarz Rona Weasleya.
-
Jak długo byłem nieprzytomny? - spytał.
-
Dziś minie blisko tydzień – odparł przyjaciel. – Naprawdę się
o ciebie martwiliśmy. Hermiona przytaknęła:
-
Myśleliśmy, że już nigdy cię nie znajdziemy, Harry. A wtedy ty
pojawiłeś się w Wielkiej Sali… - chłopak przerwał jej w
połowie zdania:
-
Kiedy pojawiłem się w Wielkiej Sali? Chciałem powiedzieć… Sam
to zrobiłem? – spytał. Hermiona popatrzyła na niego nie
odpowiadając.
-
Tak, Harry. To stało się tak… nagle - odparł Ron. Harry
rozejrzał się wokoło z duszą na ramieniu.
Przecież
nadal się nic go nie obchodzę. A teraz pewnie nienawidzi mnie
jeszcze bardziej. Z mojej winy..
-
Mój… ekhm… Profesor Snape… nie ma go tu, prawda? – spytał.
Hermiona rzuciła Ronowi szybkie spojrzenie .
-
Teraz go tu nie ma, ale musisz wiedzieć Harry, że był tu cały
czas. Wyszedł stąd tylko dlatego, że Dumbledore mu kazał. Bronił
się zresztą zaciekle – odparła, po czym spytała:
–
Nie pamiętasz… nic z wczorajszego dnia?
Harry
potrząsnął głową.
-
Nie, czemu pytasz?
-
Ekhem… cóż… yyy…
-
O co chodzi? – spytał. Nie wiedząc czemu nagle ogarnęła go
złość. Hermiona odchrząknęła.
-
Przyszedłeś tutaj i zemdlałeś w ramionach Snape’a –
odpowiedziała. Powiedziała to bardzo szybko. Wbrew jej
oczekiwaniom, Harry nie zaczął wariować. Chwycił się jedynie za
głowę i spojrzał na przyjaciółkę, przygotowany na najgorsze.
-
Możesz mi opowiedzieć wszystko po kolei?
-
Cóż… potknąłeś się w drzwiach i wiesz… nikt się nie
ruszał. Wszyscy byli zaszokowani twoim pojawieniem się. A wtedy
Snape przeskoczył stół nauczycielski, podbiegł do ciebie i
uściskał cię ze wszystkich sił, jakby już nigdy nie chciał cię
zostawić, a ty osunąłeś się prosto w jego ramiona i
powiedziałeś… ekhm …
-
Co – dopytywał się – co powiedziałem?
-
Powiedziałeś… “Tatusiu” – wyszeptała Hermiona. Harry
wyglądał na przerażonego.
-
Nazwałem go tatusiem? Przy całej szkole? – spytał słabo.
-
Wiesz, wszyscy myśleli, że mówisz od rzeczy. Właściwie to byli
pewni, że myślisz o Jamesie, bo wydaje ci się, że cofnąłeś się
do przeszłości. Wiesz, z powodu traumatycznych przeżyć i szoku
jakiego doznałeś – powiedziała.
-
To oczywiście nie są ich słowa – Ron i Harry wymienili znaczące
spojrzenia. a Hermiona oblała się rumieńcem.
-
Co potem zrobił Snape? – spytał Harry, wracając do tematu.
-
Przytulił cię i poszedł z tobą do Skrzydła Szpitalnego.
-
Pamiętam… Pamiętam to była jego ręka. Pamiętacie jak
powiedziałem wam, że wtedy jak byłem chory James przyszedł do
mnie? To nie był James… to był on – powiedział Harry, próbując
zebrać myśli.
-
Harry, ja… - w tym momencie usłyszeli trzask otwieranych drzwi i
ujrzeli zmierzającego w ich kierunku Mistrza Eliksirów. Mężczyzna
wyglądał na zmęczonego i wymiętego, co było bardzo dziwne jak na
niego. Snape zatrzymał się, kiedy zobaczył, że Harry obudził
się.
Dużo
łatwiej było mu otoczyć opieką i miłością nieprzytomne
dziecko, a ten nastolatek, który go nienawidził sprawiał, że
wszystkie te uczucia stawały się niezręczne. Tym razem to Harry
odezwał się pierwszy.
-
Cześć – powitał go.
-
Nie powinieneś wstawać – powiedział w końcu Snape. Harry
uśmiechnął się.
-
Czuję się już dosyć dobrze – odrzekł. Snape delikatnie pomógł
mu ponownie się położyć.
-
Mimo to powinieneś jeszcze leżeć. Byłeś nieprzytomny przez cały
tydzień. Twoje mięśnie nie są jeszcze przyzwyczajone do ruchu –
rzekł surowo. Harry przewrócił oczami.
-
W porządku. Znaczy się, dobrze, proszę pana.
-
Nie musisz mówić do mnie „proszę pana” – powiedział cicho
Snape. Te słowa nie były raczej zbyt bliskie do polepszenia ich
relacji ojciec – syn, ale rokowały dobre nadzieje na przyszłość.
Rozdział
9
Kiedy
trzy dni później Harry wszedł do Wielkiej Sali, wszyscy umilkli.
Ron i Hermiona idący po jego bokach zatrzymali się, ale Harry szedł
dalej, więc po chwili z powrotem do niego dołączyli. W Wielkiej
Sali nadal panowała cisza, podczas gdy Harry usiadł za stołem i
obrócił się do Seamusa.
-
Możesz mi podać bekon? - spytał. Te cztery słowa przerwały tamę
milczenia i po chwili Wielka Sala wypełniła się setką szeptów,
niczym trawa zajmuje się ogniem w upalne sierpniowe dni. Potter mógł
wyłowić urywki typu "On nazwał Snape'a…" i "Oczywiście
musiał być zdezorientowany". Chłopak uśmiechnął się i
podziękował koledze, który wpatrywał się w niego wyczekująco.
-
Nie chcesz nam o czymś powiedzieć? - spytał w końcu tamten. Harry
spojrzał na niego i uniósł brew w zdziwieniu, co było tak bardzo
snape’owskie, że nawet Hermiona i Ron spojrzeli na niego ze
zdumieniem. Chociaż Hermiona pomyślała sobie, że w końcu po
dwóch miesiącach przebywania ze Snape'em każdy przejąłby jakieś
jego nawyki. No, ale mimo wszystko musiała przyznać, że Harry
wyglądał teraz dokładnie tak jak Snape.
-
O czym miałbym wam mówić? – spytał, udając zakłopotanego.
Teraz już wszyscy mu się przyglądali.
Podoba
mi się to. Udaję, że nie wiem o co chodzi, a to doprowadza ich do
szału i sprawia, że nie wiedzą co zrobić. Niech mnie, naprawdę
zamieniam się w Snape'a. Zachowuję się jak Ślizgon.
-
Jeszcze się pyta! - krzyknął niecierpliwie Seamus. Ale zanim
zdążył cokolwiek dodać, Harry usłyszał za sobą inny głos.
Piękny, melodyjny głos.
-
O tym, czy Snape jest twoim prawdziwym ojcem? - spytała Ginny ze
słodkim uśmiechem i miną, która mówiła: " ładny plan,
głuptasie"
Cholera.
W takim razie przechodzimy do planu B.
-
Ach, to. Tak, to prawda - odparł spokojnie Harry.
Oświadczenie
chłopca wywołało wśród Gryfonów duże poruszenie.
Dobrze,
że Dumbledore pozwolił mu ujawnić całą prawdę. Oczywiście jego
ojciec nie uważał tego za zbyt dobry pomysł i nie chciał, żeby
wszyscy się dowiedzieli o więzi łączącej go z Potterem. Jednak
Harry sprzeciwił się temu i, mimo że Snape nie był zadowolony,
Dumbledore zgodził się, przyjmując wyjaśnienie chłopca – “Wie
pan jak bardzo nienawidzę okłamywać moich przyjaciół”
W
sumie była to prawda, więc jego ojciec nie mógł już więcej się
sprzeciwiać. Naprawdę
nienawidzę ich okłamywać. Nie
wspominając, że to był jego jedyny argument, jaki mu wtedy
przyszedł na myśl.
Harry
postanowił przerwać ciszę, która zaległa przy stole Gryffindoru.
-
Podaj mi marmoladę, Neville, mam na nią ogromną ochotę.
-
Poczekaj, więc on jest…? - wyjąkał Dean, wciąż będąc w
szoku. Harry przytaknął.
-
Jasne. Neville? Podasz mi tę marmoladę? - spytał ponownie.
MARMOLADA!
Po prostu podaj mi tę cholerną marmoladę - spokój, zachowaj
spokój.
-
Snape jest twoim ojcem. Jak się z tym czujesz? Dlaczego nikomu o tym
nie powiedziałeś? Nazywasz go "tatusiem"? - Dean zasypał
go gradem pytań. Parvati i Lavender zachichotały gwałtownie
słysząc to ostatnie. Harry zaczerwienił się lekko i postanowił
wreszcie zakończyć temat.
-
Neville, podasz mi tę marmoladę? Tak, Snape jest moim ojcem i czuję
się z tym dobrze. Może zacznę od początku. Snape zabrał mnie od
Dursleyów w moje urodziny, które były jedną wielką porażką -
wujostwo zafundowało mi podbite oko w prezencie... Doskonale,
nieprawdaż? Och, przestańcie się krzywić. Po tym jak Snape mnie
zabrał, przybyliśmy tutaj. Do Dumbledore'a. A ten powiedział mi:
"Twój ojciec żyje". Nigdy tego nie zapomnę. Nigdy.
Oczywiście miałem wątpliwości, ale pomyślałem sobie, że
dyrektor nie mógłby kłamać w tak ważnej kwestii. Więc spytałem
go, gdzie jest mój rzekomo żyjący ojciec.
-
I okazało się, że chodzi o Snape'a, prawda? - wtrąciła Ginny.
-
Byłem wściekły. Dumbledore kazał mi spędzić resztę wakacji ze
Snape’em. A potem musiałem się z nim spotykać w każdy czwartek,
udając, że odrabiam ten głupi szlaban. Nigdy z nim nie
rozmawiałem. Wtedy nie był dla mnie ojcem. Nienawidziłem go.
Neville, marmolada?
-
Więc co cię wtedy opętało, że powiedziałeś do niego "Tatusiu"
- Tym razem Dean nie zdołał powstrzymać parsknięcia przy ostatnim
słowie.
A
co ty byś, cholera zrobił, gdybyś parę sekund przedtem sam
wyczarował Świstoklik, zaraz po tym jak pokonałeś Lucjusza
Malfoya i odzyskałeś swoją różdżkę. Gdybyś wreszcie uwolnił
się od tortur Voldemorta i po trzech dniach bez jedzenia i picia
pojawił się w Wielkiej Sali? Więc Dean, zamknij się do cholery i
nie wspominaj o tym nieszczęsnym “tatusiu”
-
Myślę, że to stało się podczas tych trzech dni, kiedy zostałem
porwany przez Voldemorta. To wtedy zrozumiałem, że tak naprawdę
nie nienawidzę Snape’a. A jeśli chodzi o tego „tatusia”…
nie, nie zwracam się do niego w ten sposób. Wtedy byłem strasznie
zdezorientowany, zagłodzony prawie na śmierć i wykończony zarówno
pod względem psychicznym jak i magicznym. Nie wspominając, że od
trzech dni nie mogę sobie przypomnieć nic, co wydarzyło się zaraz
po moim pojawieniu się w Wielkiej Sali. Mogę dostać wreszcie tę
marmoladę?
-
Och…cóż, yyy… przepraszam – wymamrotał w końcu Dean.
-
Jestem gotowy wybaczyć ci, jeśli w końcu podasz mi tę cholerną
marmoladę!
888
Opowieść
Harry’ego szybko obiegła cały zamek i w rezultacie przed ostatnią
lekcją (a miała to być Transmutacja) wszyscy spoglądali z troską
na Chłopca-Który-Przeżył. Zarobił dzięki temu trochę
dodatkowych punktów. Kiedy zadzwonił dzwonek, McGonagall poprosiła
go na słówko. Harry stanął naprzeciwko biurka nauczycielki i
obdarzył ją lodowatym spojrzeniem, które dorównywało spojrzeniu
Draco Malfoya, a może nawet jednemu z tych słynnych spojrzeń jego
ojca.
-
Nie zamierza pani znów oskarżyć mnie o oszukiwanie, pani profesor?
– spytał sarkastycznie. Policzki McGonagall pokryły się
czerwienią, a Harry nie mógł powiedzieć, by wprawiło go to w
jakiekolwiek zażenowanie.
-
Nie, Potter. Chciałabym cię przeprosić – odparła, zaciskając
usta.
-
Przepraszam, że straciłem nad sobą panowanie, pani profesor. Ale
myślę, że gdyby mnie pani bezpodstawnie nie oskarżyła,
zachowywałbym się o wiele spokojniej - mruknął.
-
Potter, powinieneś z kimś porozmawiać. Z kimś, kto może ci
naprawdę pomóc – powiedziała McGonagall, kładąc mu rękę na
ramieniu.
-
O kim pani myśli? Pani?- prychnął. Jego słowa poruszyły surową
nauczycielkę, ale Harry’emu było to już teraz obojętne. Prawdę
mówiąc, wszystko było mu ostatnio obojętne. Nie dbał o to, co
ludzie wiedzieli. Nie dbał o to, jak się czuli. Zupełnie go to nie
obchodziło. Już nie. Zbyt wiele było bowiem rzeczy, o które
miałby się martwić, więc najlepiej jak nie będzie się troszczył
w ogóle.
-
Potter, myślałam o twoim ojcu - odparła, krzyżując ramiona.
-
Tak jakby on chciał kiedykolwiek ze mną rozmawiać – mruknął do
siebie Harry i sięgnął po torbę. – Cóż, pani profesor.
Dziękuję za pomoc, jak zwykle się przydała. Mogę już odejść?
– spytał zimno.
-
To, że masz trudny okres nie zwalnia cię od okazywania szacunku
nauczycielom, Potter.
-
Nie obchodzi mnie to, pani profesor. Chcę zostać wyrzucony, a ty
nigdy tego nie zrobisz, bez względu jak źle bym się zachowywał.
Nie może pani mnie wyrzucić, bo jestem jedyną osobą, która może
zabić Voldemorta. Więc szczerze? Będę robił co mi się k…
żywnie podoba – odpowiedział beztrosko chłopak.
-
Panie Potter! Szlaban! Jutro wieczorem w moim gabinecie. Nic,
powtarzam nic, nie upoważnia cię do zwracania się do nauczyciela w
taki sposób. Będę musiała porozmawiać o tym z twoim ojcem.
-
Dziwię się, że myśli pani, że jego to coś obchodzi – odparł
z goryczą Harry. – Nie dbam o to, co oboje myślicie na mój
temat. Nie widzi pani? Jestem już dorosły.
-
Wciąż jesteś dzieckiem. Szesnastoletnim chłopcem – powiedziała
cicho.
-
I ile już razy pokonałem Voldemorta? Za pierwszym razem byłem
tylko niemowlęciem. Potem jeszcze raz, gdy miałem jedenaście,
dwanaście, trzynaście, czternaście i piętnaście lat! A ostatni
raz był zaledwie tydzień temu. Sześć razy! Sześć! Nie jestem
“chłopcem”, pani professor – jego głos był ostry. Patrzył
prosto w oczy swojej nauczycielki i zaciskał gniewnie pięści.
Twarz McGonagall odzwierciedlała jego uczucia.
Ktoś
zapukał do drzwi.
-
Minerwo, zabrałaś przez przypadek moje papiery… coś się stało?
- Do klasy weszła Sprout. Harry zamknął oczy i wziął głęboki
oddech.
-
Nic ważnego, pani profesor. Właśnie wychodziłem. Przyjdę jutro o
siódmej, profesor McGonagall – z tymi słowami Harry opuścił
klasę i skierował się do Wieży Gryffindoru.
Wyminął
siedzących w Pokoju Wspólnym Hermionę i Rona. Oboje przyjaciele ze
zdziwieniem patrzyli jak chłopak idzie do dormitorium, wspinając
się po dwa schodki naraz. Po czym zamrugali, gdy wszyscy
podskoczyli, na dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.
Harry
rzucił czar wyciszający i zbudował osłony, tak jak nauczył się
od Snape'a. Dopiero wtedy zaczął wyładowywać swoją złość.
Kopał ubrania i tłukł pięścią w ścianę, próbując uwolnić
furię, która go wypełniała.
W
końcu podniósł swoją torbę z książkami i wyszedł z
dormitorium, kierując swoje kroki w stronę puchatego fotela, który
był teraz zawsze zarezerwowany dla niego. Hermiona uniosła pytająco
brew.
-
Co się stało?
Nie
twój interes! Po prostu się odczep!
-
Wyładowałem swoją złość na kilku martwych przedmiotach, zamiast
na was – odparł i uśmiechnął się do niej. Ron zamrugał.
-
Wyglądasz przerażająco, stary. Jak Snape, gdyby się uśmiechał –
Weasley wzdrygnął się. Harry spojrzał na niego spokojnie.
-
Co zatem proponujesz, Ron? Może powinienem nauczyć się bycia
uroczym, czy raczej mam się już nigdy nie uśmiechać? A może mam
zamknąć się w lochach? – zaszydził. Przyjaciel wzdrygnął się
ponownie na te słowa. Harry przewrócił oczami. – Nie bądź
głupi, Ron. - Po czym schylił się po swoją torbę i opuścił
ich.
-
To tyle, jeśli chodzi o nie wyładowywanie złości na nas –
westchnął Ron.
-
Och, Ron! Naprawdę, jesteś okropnym palantem! Chodzi o jego ojca.
To jego tata. Jakbyś się czuł, gdyby ktoś cały czas wzdrygał
się i szydził na każdą wzmiankę o twoim ojcu?
Ron
nie odpowiedział.
-
Jasne. Właśnie o to mi chodziło.
Harry
podszedł do Ginny i jej przyjaciółek, które zajęte były
uczeniem się… czegoś. Stanął dokładnie za siostrą Rona, a na
jego ustach pojawił się psotny uśmieszek.
-
Mogę do was dołączyć? – szepnął do ucha niczego nie
podejrzewającej dziewczyny. Ginny podskoczyła, a jej przyjaciółki
zaczerwieniły się i zachichotały. Harry naprawdę lubił tę
reakcję u kobiet. Tak jak u Dursleyów, jak i w Hogwarcie.
-
Harry – dziewczyna przewróciła oczami. – Jasne. W końcu
wróciły ci jakieś ludzkie odczucia i opuściłeś mojego brata,
co? – spytała
-
Tylko na trochę. – odrzekł, siadając i wyjmując z torby
podręcznik do Eliksirów. Ginny prychnęła, a kilka z jej
przyjaciółek znowu zachichotało. – Co robicie?
-
Transmutacja. McGonagall to prawdziwa wiedźma. A ty? - spytała.
Chłopak westchnął dramatycznie.
-
Praca domowa z Eliksirów - odrzekł. Dziewczyny znowu zachichotały.
-
Chcesz uszczęśliwić tatusia, co Harry? – spytała jedna z nich.
Spojrzał na nią unosząc brew.
-
Nigdy się od tego nie uwolnię, co? - westchnął. – Nawet jeśli
Snape nie byłby moim ojcem, i tak musiałbym napisać ten esej. No
ale jakoś nie mam ochoty go rozłościć. Chyba się ze mną
zgodzicie, prawda? A tak w ogóle, to jak się nazywacie? - spytał.
-
Ups, przepraszam, Harry. Belle to ta z blond włosami, Carrie ma dwa
warkocze, a Sally jest tą, która ci dokucza. Nie musisz się tym
przejmować, ona tak zawsze. To jej sposób na zwrócenie na siebie
uwagi – Ginny posłała mu rozbawiony uśmiech. - Poznajcie
Harry’ego Potter – dokończyła, zwracając się do dziewcząt.
-
Harry Potter? O czym ty mówisz? - spytała Sally. – Myślałam, że
teraz to Harry Snape.
-
Cóż, myliłaś się – odparł krótko Harry.
-
O czym jest twój esej? – zainteresowała się Belle.
-
Ehem… właściwości Millicsota i jej użycie w Veritaserum -
odparł. – A wy czym konkretnie się zajmujecie?
-
Próbujemy dowiedzieć się jak przetransmutować poduszeczkę na
igły w jeżozwierza – odpowiedziała smętnie Ginny. Harry
prychnął.
-
Nic prostszego, chodzi o P*. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale
Transmutacja jest albo bardzo prosta albo bardzo trudna. Wszystko
zależy od tego, jak dużo myślisz o przemianie. Jeśli zamkniesz
oczy i skoncentrujesz się tak mocno, że poczujesz jakby mózg miał
ci zaraz wyparować, nic się nie wydarzy. Ale jeśli pomyślisz o
głupim podobieństwie między przedmiotami, które chcesz
transmutować, i lekko się na tym skupisz, jednocześnie pozwalając
by twoje myśli trochę się rozproszyły, transmutacja będzie
perfekcyjna.
-
Co?
-
Więc, chcecie przetransmutować poduszeczkę na igły w jeżozwierza,
tak? Jakie jest podobieństwo między nimi? – spytał.
-
Nie ma żadnego! – zawyła Sally, uderzając głową w stół.
Harry i Ginny zachichotali.
-
A właśnie, że jest. Litera P. O tym właśnie mówiłem. Obie
nazwy zaczynają się na „p”. To małe, głupie podobieństwo,
ale podobieństwo. Spróbuj skupić się na literce „p”.
-
Dzisiejszy odcinek "Ulicy Sezamkowej" sponsoruje literka P
i cyferka 9 – odezwała się nagle głębokim głosem Carrie. Harry
wybuchnął śmiechem, zasłaniając sobie buzię ręką, a
dziewczyny wymieniły spojrzenia.
-
Przepraszam za nią. Ona zawsze mówi takie dziwne rzeczy. Ale
przeważnie się nie odzywa. – powiedziała w końcu Ginny.
-
Co nie znaczy, że jest głucha. Urodziłaś się w rodzinie mugoli?
– spytał chłopak. Carrie uniosła brew.
-
Nie – odrzekła sarkastycznie – Znam „Ulicę Sezamkową"
bo lubię podczytywać myśli innych i wykorzystywać na chybił
trafił frazy, których nie rozumiem, ale które fajnie pasują do
kontekstu.
-
Ile masz lat?
-
Zgadnij. Merlinie, jeśli jesteś naszą jedyną nadzieją, powinnam
teraz popełnić samobójstwo – dziewczyny zaczęły ją gwałtownie
uciszać, a Ginny rzuciła Harry’emu zaniepokojonego spojrzenie,
jakby myślała, że tamten wpadnie w złość. Zamiast tego chłopak
roześmiał się.
-
Super. Lubię ją. Nieustraszona.
-
Zdobyłam twoją aprobatę, mogę teraz umrzeć szczęśliwa –
odpowiedziała tamta, patrząc na niego wzrokiem żony ze Stepford.
-
Po prostu zachowujesz się arogancko? – spytał, nie mogąc
uwierzyć, że gdzieś jeszcze może być osoba bardziej sarkastyczna
niż jego ojciec, nawet jeśli jej sarkazm miał na celu raczej
rozmieszać.
-
Nie mam nic oprócz sarkazmu. To trzyma mnie przy zdrowych zmysłach,
a jednocześnie denerwuje wszystkich wokół. Zresztą to zabawne
patrzeć jak ludzie się peszą.
-
Mogę się założyć, że tak jest. Chciałbym to zobaczyć. Więc,
gdzie spędziłaś dzieciństwo? - spytał.
-
W Surrey.
-
Ja też!
-
Wiem. Chodziliśmy do jednej szkoły.
-
CO?!
-
Z pewnością byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że ten
kościsty dzieciak, który zawsze był prześladowany przez większe
dzieciaki i własną rodzinę, który dzielił lunch z nauczycielami,
który nie miał żadnych przyjaciół i zawsze był wybierany do
drużyny ostatni, jest sławny i popularny tutaj.
-
Dzięki za opowiedzenie wszystkim tajemnic, które ukrywałem przez
sześć lat – odrzekł zgryźliwie.
-
W czym problem? Czyżbyś nie lubił przypominać sobie o tamtych
czasach?
-
Nie, skądże znowu. Uwielbiam, gdy ktoś mi o nich przypomina. W
sumie, to były jedne z najlepszych dni w moim życiu – odparł
sarkastycznie.
-
Po prostu nie wiedziałam, że nigdy nikomu o tym nie mówiłeś –
głos dziewczyny był teraz poważny. Harry wzruszył ramionami.
-
To nie jest raczej coś, czym dzielisz się w rozmowie przy obiedzie,
prawda? Nie chcę litości ani niczego w tym stylu. To był długi
okres. Nauczył mnie jak sobie radzić. Wszystkiego. Nauczył mnie
też jak przetrwać bez jedzenia – odpowiedział, szczerząc się
do niej – Widzisz, jakie to okazało się użyteczne?
-
To chore, Harry. Nie powinieneś się z tego śmiać – wtrąciła
cicho Ginny.
-
A co chcesz niby żebym robił, Gin? Chcesz żebym wypłakiwał się
przed wami wszystkimi, opowiadając jak ciężkie jest moje życie? A
może żebym stanął na środku korytarza i wykrzyczał światu, jak
bardzo nienawidzą mnie moi krewni?
-
Jeśli miałbyś poczuć się przez to lepiej, czemu nie?
-
Cóż, wątpię. Śmiech to jedyne co mi pozostało I chciałbym
żebyście przestały się nade mną litować – westchnął. – A
tak w ogóle to i tak już tam nigdy nie wrócę.
-
Jeśli już o tym wspominasz, to dziś jest czwartek. Nie powinieneś
być czasami u Snape’a ? – spytała Carrie. Harry wzruszył
ramionami.
-
Chyba nie pójdę - odparł.
-
Harry, idź – przekonywała go Ginny. – I postaraj się nie być
cały czas takim palantem.
-
Jak zawsze masz rację Gin Gin. – odrzekł Harry, pakując się. –
Panie, miło było was poznać. Może następnym razem nie będę
taki beznadziejny, prawda Ginny?
-
No tak, wina leży po stronie twoich krewnych. Nigdy nie nauczyli cię
dobrych manier – odparła Ginny, mrugając do niego. Harry
wyszczerzył się.
-
Kurczę, myślę, że ona mnie rozumie - ogłosił.
-
Po prostu już idź, głupolu. – odrzekła czule. Harry puścił
jej oczko i oddalił się.
Merlinie,
Ron mnie zabije. Właśnie spędziłem pół godziny flirtując z
Ginny Weasley. Jego małą siostrzyczką. Ale, do cholery! Ta
dziewczyna jest naprawdę fajna. Idealna. Och nie… chyba się
zakochałem! W Ginny… o, cholera!
Harry
zastukał w ciężkie drzwi i po chwili usłyszał szorstkie “wejść”.
Westchnął, był pewny, że McGonagall rozmawiała już ze Snapem.
Mimo to, pchnął drzwi i wszedł. Snape odłożył gazetę, kiedy
chłopiec usiadł.
-
Widziałem się z Minerwą – powiedział, a jego głos był tak
beztroski, jakby rozmawiali o pogodzie.
-
Tak? - odparł Harry, starając się brzmieć równie beztrosko.
Snape spojrzał na niego, unosząc brew.
-
Tak. W sumie miała mi do powiedzenia całkiem ciekawe rzeczy o
tobie. Jestem dosyć zaniepokojony dowiedziawszy się o nich.
Harry
wzruszył ramionami.
-
Co ci powiedziała?
-
Powiedziała mi, że zachowywałeś się lekceważąco i obraźliwie
w stosunku do niej, po tym jak zaoferowała ci swoją pomoc. I
przeklinałeś w jej obecności. W to ostatnie ani trochę nie
wątpię, zważywszy, że przeklinałeś już przy mnie i dyrektorze
– dodał, posyłając mu groźne spojrzenie.
-
Byłem bezczelny i zamierzam tak się zachowywać, dopóki inni
traktują mnie tak samo lekceważąco.
-
Na szacunek trzeba sobie zasłużyć, Harry! – powiedział Snape
ostro.
-
Zasłużyć sobie? Uratowałem Ginny Weasley przed Tomem Riddle’em!
Uratowałem dwóch najlepszych przyjaciół z rąk Śmierciożerców!
Stanąłem już niejednokrotnie sam przeciwko Voldemortowi - kiedy
miałem czternaście lat, a potem kiedy miałem piętnaście!
Uratowałem przepowiednię, która mogła zniszczyć naszą jedyną
nadzieję na jego pokonanie! Przez całe sześć lat odkąd tu jestem
zachowuję szacunek względem innych, bez względu na bezczelne
krętactwa Dumbledore’a! Zostałem zostawiony na jedenaście lat u
Dursleyów! U ludzi, którzy zamykali mnie tygodniami w ciemnej
komórce, nie pozwalając wychodzić nawet do łazienki! Czy to choć
w najmniejszym stopniu nie daje mi prawa, bym mógł sam o sobie
decydować? Nie zasługuję na szacunek?! - dokończył krzycząc.
-
Harry, tak czy nie, wciąż jesteś chłopcem…
-
Który stawał twarzą w twarz z Sam-Wiesz-Kim więcej razy, niż
ktokolwiek inny! Nie dbałem o mój wiek przez te wszystkie lata!
Wszyscy skupiacie się na moim wieku, jakby to miało jakieś
znaczenie! Chcę wiedzieć co się dzieje! Chcę dostawać jakieś
ostrzeżenia o tym co się stanie jeśli Voldemort mnie dopadnie!
-
Wszyscy jesteśmy tu po to, by cię chronić, ponieważ możesz mi
wierzyć bądź nie, niektórym ludziom w tej szkole zależy na
tobie, podczas gdy ty dbasz tylko o siebie. Tylko ty, a niech piekło
pochłonie innych! - Snape był teraz wściekły.
-
Kto inny będzie o mnie dbał, jeśli nie ja sam? Wychowałem się ze
świadomością, że musze sam o siebie zadbać, jeśli nie chcę
umrzeć! Myślisz, że wszystko się zmieniło bo jakiś zdziwaczały
staruszek powiedział mi, że jestem sławny? Kto się o mnie
troszczył, kiedy Rita Skeeter pisała te wszystkie obraźliwe
artykuły na mój temat? Kto martwił się o mnie, kiedy Ginny
Weasley była w Komnacie? Na Merlina, nikt nawet nie zauważył, że
zostałem porwany! Kto martwił się o mnie, kiedy mnie głodzono i
bito? Kto więc troszczy się o mnie teraz?! – krzyczał chłopak.
-
Ja – odrzekł Snape równie wysokim głosem. To jedno słowo
uspokoiło Harry’ego. Zamarł, z szeroko otwartymi ustami.
Zamrugał. Snape patrzył na swoje ręce, wyraźnie zmieszany.
Chłopiec usiadł.
-
Harry, ja…
-
Nie. Masz rację. Mam kogoś, komu na mnie zależy. Teraz mam ciebie,
ale myślisz, że łatwo przyzwyczaić się do tej myśli? Po tylu
latach? Nie chcę by ludzie oferowali mi pomoc. Wiesz co powiedziała?
“Harry, myślę, że potrzebujesz kogoś z kim mógłbyś
porozmawiać, kogoś kto mógłby ci naprawdę coś poradzić”. –
Westchnął i wyjął z torby kilka książek.
-
Co w tym złego, Harry? – spytał delikatnie Snape. Harry spojrzał
na niego ostrym wzrokiem.
-
Co w tym złego? Już nie potrzebuję pomocy. Potrzebowałem jej
kiedy miałem jedenaście, dwanaście lat. Kiedy przybyłem tutaj
potrzebowałem kogoś bliskiego, kogo mógłbym poprosić o pomoc.
Kogoś, komu mógłbym zaufać.
-
Miałeś dyrektora, Harry. I opiekunkę twojego Domu – odpowiedział
Snape. Harry westchnął.
-
Nie mówię, że nie. Ale to było tak, że oni myśleli, że jeśli
będę potrzebował pomocy, po prostu o nią poproszę. Pierwszą
rzeczą, której nauczyłem się mieszkając u Dursleyów była
zasada – nigdy nie zadawać pytań. Nie prosić o nic. Nigdy. Jak
po latach takiego traktowania, miałem przypuszczać, że ktoś może
się o mnie troszczyć? Po prostu zdecydowałem, że tak naprawdę
nikomu na mnie nie zależy i zachowywałem się tak, jakby wszystko
było dobrze. Zadziałało. Mam szesnaście lat, jestem zdrowy,
zależny tylko od siebie. I właśnie teraz moja opiekunka proponuje
mi pomoc. Przykro mi, ale już jej nie potrzebuję.
-
Powiedziała również, że mówiłeś, że myślisz, że mimo
wszystko nie zależy mi na tobie – drążył dalej Snape. Jego głos
był delikatny, siedział teraz na krześle naprzeciwko chłopca.
-
Nie powiedziałem nic takiego. Spytałem ją tylko dlaczego myśli,
że się o mnie troszczysz. Twoje zachowanie po moim wyjściu ze
szpitala i powrocie na lekcji, nie świadczy o tym, że nadal ci
zależy – odrzekł buntowniczo Harry.
-
Zawsze będę się o ciebie troszczył tak jak potrafię, Harry.
Trochę czasu może nam zająć zrozumienie tego, ale przecież nam
na sobie zależy. Prawda?
Harry
spojrzał na niego i wzruszył ramionami.
-
Jesteś moim ojcem.
-
Byłem nim od miesięcy. Wciąż ci na mnie nie zależy –
stwierdził rzeczowo Snape.
-
Ale teraz jest inaczej – odparł szorstko Harry.
-
Co masz na myśli?
-
Nie potrafię tego powiedzieć, a ty nie możesz mnie do tego zmusić.
-
Nie chcę zmuszać cię do mówienia czegokolwiek, Harry. Ale zależy
nam na sobie, tak?
-
Nie. Nie zależy mi na nikim – odpowiedział w końcu, zabierając
się do eseju na Transmutację, jednak ręce zatrzęsły mu się,
kiedy pisał pierwsze zdanie. Snape cofnął się lekko, zdziwiony i
odrócił się sztywno wracając do biurka.
-
Jak chcesz, Potter– odpowiedział tylko. Harry skończył szybko
swój esej z Transmutacji i opuścił lochy bez słowa pożegnania.
Zależy
mi na tobie, ojcze. Zależy tak bardzo, że to aż boli. I nigdy nie
zależało mi na nikim innym, tak jak na tobie. Ale nie. Nie mogę ci
tego powiedzieć. Każdy na kim mi zależało cierpi albo umiera. A
jeśli cię stracę, ojcze, jeśli cię stracę, równie dobrze mogę
umrzeć. Powiedziałem Syriuszowi, że coś dla mnie znaczy. I co?
Umarł. Odszedł na zawsze.
888
Następnego
dnia, pierwszą lekcją jaką miał były Eliksiry. Harry zaspał,
więc zrezygnował ze śniadania i popędził do lochów. Wszedł do
klasy dokładnie pół minuty po dzwonku.
-
Panie Potter. Spóźniłeś się – powiedział Snape, patrząc na
listę obecności. Wszyscy wstrzymali oddech, czekając na reakcję
Harry’ego. Niektórzy też być może chcieli się przekonać, czy
to prawda, że ta dwójka stała się rodziną.
-
Przepraszam, proszę pana. Zaspałem - odparł Harry ostrożnie.
-
Sugerowałabym, Potter, abyś zainwestował w lepszy budzik, gdyż
następnym razem twój dom może stracić dwadzieścia punktów –
skomentował złośliwie Snape. Harry nie zripostował jego słów,
jedynie popatrzył na nauczyciela wilkiem. Tamten zaś skończył
sprawdzanie obecności, powiedział im by dobrali się w pary i
uwarzyli Eliksir Marzeń Sennych.
-
Czy ktoś z was, oprócz Granger, wie na czym polega działanie tego
eliksiru?
-
Eliksir Marzeń Sennych ujawnia obserwatorom, to o czym śniła dana
osoba, poprzez ukazywanie mar postaci lub rzeczy wokół jej głowy –
odrzekł Harry.
-
Tak, Potter, ale ponieważ odezwałeś się poza kolejnością,
będziesz pierwszym na którym przetestujemy ten eliksir –
odpowiedział Snape, uśmiechając się złośliwie. Harry wiedział,
że jest to cena, jaką musi zapłacić, za to, że powiedział, iż
nie chce od Snape’a żadnej troski. Wszystko jednak było tego
warte i chłopak był gotów zapłacić za swoje wcześniejsze
wyznanie o wiele więcej.
-
Dobrze, proszę pana.
Harry
wziął swoje rzeczy i położył na biurku Zabiniego. Ku jego
zdziwieniu Ślizgon wyciągnął do niego rękę.
-
Potter. Przez najbliższe dwa lata będziemy wspólnie pracować, a
to oznacza, że będziemy musieli sobie nawzajem pomagać przy
warzeniu eliksirów. Ślizgoni nie lubią rozmawiać z Gryfonami.
Wiem o tym, ale myślę, że skoro jesteś synem Snape’a, w pewien
sposób stałeś się jednym z nas.
-
Yyy… Blaise, nie wiem gdzie przed chwilą byłeś, ale musiało cię
chyba ominąć to, że Snape traktuje mnie nie lepiej niż uporczywy
kamyk w bucie.
-
Teraz może tak, ale na Merlina! Potter, powinieneś widzieć wyraz
jego twarzy, gdy pojawiłeś się w Wielkiej Sali – odparł Blaise
– Zostaniemy przyjaciółmi?
-
Jasne, przyjaciele. Czemu nie? Ale nie planujesz czasami zostać
Śmierciożercą? – spytał z rezerwą Harry.
-
Wierz mi albo nie – nie każdy Ślizgon planuje taką przyszłość.
-
Wiem. Także Gryfoni i Krukoni wchodzili na tę ścieżkę. Wychodzi
na to, że jedynie Puchoni są niewinni – zaśmiał się Harry,
kończąc. – Tylko chciałem się upewnić. Ostrożność nigdy nie
zawadzi.
-
Szczególnie jeśli jesteś osobą, którą Czarny Pan, tak bardzo
pragnie zabić. Założe się, że to będzie dla ciebie pestka.
-
To że mam szczęście, nie oznacza, że jestem silny – odparł
Harry. Blaise przytaknął.
-
Też prawda. Dobra, zabierajmy się do warzenia tego eliksiru,
Potter.
-
Mam zamiar go sknocić. Nie chcę żeby cała klasa widziała o czym
śnię - powiedział Harry.
-
Nie możesz. Źle uwarzony staje się trucizną
-
Cholera.
-
Dlaczego, Potter? Dlaczego nie chcesz pokazać swoich snów? O kim
śnisz, co? – zapytał niedwuznacznie Zabini.
-
Między innymi o Voldemorcie.
-
Cholera.
Zabrali
się do pracy i tak jak obiecał Snape, na koniec lekcji, Harry
wystąpił na środek klasy, by przetestować swój eliksir.
-
Naprawdę nie chcę tego robić, profesorze. Nie możesz poprosić
kogoś innego? – błagał cicho Harry. Snape nic nie odpowiedział.
- Profesorze, moje sny są bardzo prywatne. Błagam.
Snape
znów nic nie odrzekł.
Hermiona
uniosła rękę.
-
Profesorze, jeśli Harry nie chce tego robić, nie powinien pić
eliksiru…
-
Proszę się nie odzywać, panno Granger – warknął Snape. -
Potter, pij.
Harry
obniżył głos, tak, że nikt nie mógł go teraz usłyszeć i
zaczął szybko mówić.
-
Proszę, ojcze, proszę. Nikt nie może zobaczyć tych snów,
szczególnie osoby, którym wystarczająco nie ufam…
-
Bardzo dobrze, Potter! Wracaj na miejsce i przestań zachowywać się
jak dziecko. Przyjdziesz do mnie po lekcji i przetestujesz eliksir! –
warknął Snape.
Ulga,
że jednak nie musiał wypić eliksiru opuściła go jednak, gdy
tylko zadzwonił dzwonek i wszyscy ruszyli do wyjścia. Snape zamknął
drzwi.
-
Jesteś sukinsynem.
-
Najwidoczniej, twoim ojcem jestem tylko wtedy, kiedy czegoś ode mnie
potrzebujesz – odrzekł Snape. Harry załamał się.
-
Jesteś moim ojcem. I… wiem, że to co mówiłem było okropne, ale
ja po prostu nie potrafię się o ciebie troszczyć. I nie chcę
żebyś ty troszczył się o mnie – powiedział i usiadł na
krześle ojca. Snape westchnął i oparł się o biurko.
-
Nie wybiera się rodziny, Harry. To nie mój wybór, że muszę się
o ciebie troszczyć. Tak naprawdę, walczyłem z tym. Ale cię
kocham, Harry.
-
Ja ciebie też, ojcze. Nigdy jeszcze tego nikomu nie mówiłem.
-
Ja powiedziałem to tylko twojej matce. A ona umarła piętnaście
lat temu – odrzekł Snape.
-
Przepraszam za moje zachowanie.
-
Wciąż jesteś dzieckiem, czy ci się to podoba, czy nie. To
normalne, że zachowujesz się buntowniczo i niedojrzale. Mimo to,
oczekuję, że przeprosisz Minerwę.
-
Kurczę, ktoś mówi mi co mam robić. Z jednej strony czuję się
podekscytowany wiedząc, że rodzic zabrania mi czegoś, a z drugiej
chcę protestować – Harry wybuchnął śmiechem. Snape położył
mu rękę na ramieniu.
-
Do czasu. Podekscytowanie wkrótce zniknie – zakpił pocieszająco.
-
Kiedyś powiem ci po prostu “nie”. Ale teraz, jestem o wiele
bardziej zadowolony mając ojca. Jestem pewny, że będzie nam ze
sobą dobrze. W końcu obaj jesteśmy sarkastyczni i mamy to samo
poczucie humoru - Harry znów się zaśmiał.
-
Tak, i obaj jesteśmy zafascynowani eliksirami.
Harry
prychnął, a Snape widząc to zaniósł się śmiechem. Po chwili
otworzył drzwi i delikatnie wypchnął swojego syna.
-
Idź. Mam dużo roboty – powiedział.
-
Dupek.
-
Smarkacz.
Kiedy
Harry przyszedł na lunch, na jego twarzy widniał wielki uśmiech.
Usiadł obok Hermiony, która patrzyła na niego z niepokojem.
-
Co się stało? Eliksir był prawidłowy? – spytała. Przyjaciel
uśmiechnął się do niej, nakładając sobie kawałek strucli.
-
Nie mam pojęcia. Nie testowałem go.
-
Dlaczego był taki chamski względem ciebie? – dopytywała się
dziewczyna.
-
Bo powiedziałem mu różne okropne rzeczy, ale teraz wszystko jest
już w porządku. Obaj mówimy sobie okropne rzeczy, chcąc zranić
się nawzajem. Zamiast czułych słówek obdarzamy się obraźliwymi
epitetami. Nie jesteśmy w stanie mówić do siebie miłych rzeczy,
Hermiono.
-
Nie rozumiem.
-
Nigdy nie byłem synem, a on nigdy nie był ojcem, i nie szczególnie
mamy teraz ochotę zacząć zwracać się do siebie słowami w stylu
“kocham cię, tatusiu”. Nie teraz, kiedy mam szesnaście lat i po
tym, co było w przeszłości. Budujemy wzajemne zrozumienie. Być
może kiedyś nam się uda.
-
Więc? - spytał Ron, z ustami pełnymi ziemniaków.
-
Czyli zaczniemy troszczyć się o siebie nawzajem. Jesteśmy rodziną.
Reszta nie ma znaczenia. Oboje byliśmy zbyt długo samotni i to, co
się stało ma dobry wpływ na nas obu. Snape nie jest kimś, kto
lubi okazywać publicznie swoje uczucia. Myślę, że ja także
dziwnie się czuję, kiedy przytula mnie ktoś inny niż Hermiona czy
twoja mama, ponieważ nikt inny tego nigdy nie robił.
-
Chcesz powiedzieć, że moja mama, była pierwszą osobą, która cię
przytuliła? - zapytał Ron.
-
Nie. Jeśli, to była Hermiona, zaraz po tym jak została
odpetryfikowana. – odpowiedział Harry – Ale nie o to chodzi. Ja
i ojciec potrafimy być ze sobą blisko, mimo że nawzajem na siebie
naskakujemy i nie przytulamy się, bo to wcale nie sprawia, że
czujemy się lepiej.
-
Wiesz co, Harry? To co mówisz ma chyba sens, ale bardzo pokręcony –
powiedział w końcu Ron.
-
Nie zrozumiecie tego. Tylko ja i Snape jesteśmy w stanie to pojąć.
Ale nic nie szkodzi. Ważne, że jest nam ze sobą dobrze. Tylko to
się liczy.
Chłopak
skończył swój wywód. Poczuł na sobie czyjś wzrok i odwrócił
się, by zobaczyć Ginny i jej przyjaciółki patrzące na niego z
lekkim zdziwieniem. Po chwili jednak wszyscy zgodnie zachichotali, a
Ginny jedynie potrzasnęła głową. Uśmiechnął się.
Życie
było piękne.