Tytuł : In Your Dreams
Autorka : Duj
Liczba rozdziałów : 32
Adres : .net/s/3413147/1/In_Your_Dreams
Mamy nadzieję, że przypadnie wam do gustu...
Angel & Kroolik
Rozdział 1 Małe komplikacje
Hermiona Granger siedziała na najwyższym stopniu schodów na Grimmauld Place 12, tajnej siedziby Zakonu Feniksa, która była jej domem na czas wakacji, już trzeci raz z rzędu. Dom! To było straszne i okropne miejsce, jednak zupełnie bezpieczne na wypadek ataku z zewnątrz i wewnątrz. Miała przynajmniej taką nadzieję, wyrzucili wszystkie zaklęte niebezpieczne przedmioty podczas pierwszych wakacji w tym miejscu. Poza tym wraca do szkoły w tym tygodniu. Zwykle była to dla niej pokrzepiająca myśl.
Ale nie tym razem. Jej głowa spoczywała pomiędzy szczeblami balustrady, a krzaczaste, splątane i nieujarzmione brązowe włosy okalały jej twarz. Książka leżała otwarta na jej kolanach, ale nie czytała. Czekała. Wkrótce kolejne spotkanie Zakonu dobiegnie końca, a ona będzie zmuszona zbiec na dół, by odnaleźć pewną osobę nim wyjdzie. Mowa była tutaj o pewnym Mistrzu Eliksirów, który uczył ją obecnie w Hogwarcie, a mianowicie chodzi o profesora Severusa Snape'a.
Westchnęła i potarła czoło. Nie chciała z nim rozmawiać. Ale kto by chciał? Był jak kłujący krzak ciernisty, a jego język ciął niczym piła łańcuchowa. W ciągu tych sześciu lat nauki ani razu jej nie pochwalił pomimo najwyższych ocen. Zamiast tego szukał okazji, by rzucić jej jakąś kąśliwą uwagę, krytykował, gdy mówiła słownikowe regułki lub pomagała Nevillowi. Kiedy nie miał się, do czego przyczepić ignorował ją, jakby zupełnie nie istniała.
Stronniczy, zastraszający wszystkich, wybuchowy mężczyzna! Nie żeby kiedykolwiek powiedziała coś takiego głośno. Nauczyciele byli dawcami wiedzy i zasługiwali na bezwzględny szacunek tak długo, jak wykonywali swoją pracę - co dosadnie zwalniało Trelawney i Umbridge. Niesamowicie się z tego cieszyła. Ale w duchu musiała przyznać sama przed sobą, że Snape na zawsze pozostanie Snapem. Rozdaje tak samo punkty Ślizgonom, jak odejmuje innym domom, zwłaszcza Gryfonom. Jeśli jest coś, co bardziej nienawidzi od Domu Lwa to są to zapewne niektórzy uczniowie należący do niego, szczególnie ona i jej przyjaciele - Ron- najlepszy kumpel, jego siostra Ginny, biedny i ciamajdowaty Neville i na czele tej gromadki najlepszy przyjaciel Harry. W oczach profesora Harry był w równym stopniu winny bycia Chłopcem-Który-Przeżył, co osławionym synem Jamesa Pottera- parsknęła. I na dodatek bycie chrześniakiem Syriusza Blacka w niczym mu życia nie ułatwiało.
Nigdy nie usłyszała całej historii, ale najwyraźniej, profesor przez wszystkie swoje szkolne dni nienawidził się z Jamesem i Syriuszem, wojowali ze sobą obrzucając się klątwami. Dręczyciele należeli do grupy czterech żartownisiów, podczas gdy Severus był samotnikiem. Była pewna, że trafnie odgadła, kto najgorzej w tych potyczkach wypadał z powodu przewagi liczebnej. Często zdarzało się, że do tej „wojny" włączali również swojego przyjaciela wilkołaka, Remusa Lupina, którego profesor eliksirów zwykł nazywać niedoszłym zabójcą- zacisnęła wargi. To nie było fair winić Harry'ego za to, co stało się przed jego urodzeniem, ale nikt nigdy nie podejrzewał profesora o to, że gra fair.
Przełknęła ślinę i zacisnęła zęby. I jak niby ona ma znaleźć słowa, by wyjaśnić mu, że jedyną szansą, by przeżył następne trzy miesiące jest… O, zapomnij o tym! Nikt nie jest na tyle odważny, by powiedzieć mu coś takiego!
Wstała i szybko chwyciła zapomnianą książkę nim ta zsunęła się jej z kolan. Nie byłoby mądrze pozwolić spaść jej po schodach. Obudziłoby to portrety rodzinne, które rozjuszone zaczęłyby obrzucać wszystko i wszystkich przekleństwami i wyzwiskami, zwłaszcza portret pani Black, który krzyczał najgłośniej. Zanim zamknęła książkę, zaznaczyła miejsce, gdzie skończyła i usiadła z powrotem. Nie ma sensu udawać, że zachowanie tego dla siebie ma jakiś sens, nie po śmierci Voldemorta, dwa lata temu. Znowu miały miejsca zabójstwa i porwania. Urodzeni w rodzinach mugoli czarodzieje, jak ich nie-magiczni rodzice stali się głównym celem. Ministerstwo było bezużyteczne, infiltrowane od środka przez śmierciożerców i ich zwolenników, pozostał tylko ostatni filar sprawiedliwości- Zakon i jego trzy podpory- Harry, symboliczny przywódca, ale i ostateczna broń, profesor Dumbledore- głowa Zakonu i dyrektor Hogwartu, no i oczywiście Snape- śmierciożerca-szpieg. Jego informacje były bezcenne, a osoba nie do zastąpienia.
Poza tym, jej sen doprowadzał ją do szaleństwa. Co noc to samo, ciągle gorzej. Tyle, że jest to coraz bardziej przerażające. Nie może jeszcze raz przeżywać tego wszystkiego, po prostu nie może.
Gdyby tylko nadal mogła nie wierzyć we wróżbiarstwo zignorowałaby to, ale od trzeciego roku nauki dowiedziała się, że istnieją prawdziwe przepowiednie. Musieli walczyć ze śmierciożercami rok temu w Ministerstwie Magii, by przeszkodzić w zdobyciu przez Voledmorta przepowiedni dotyczącej Harry'ego. Instynktownie wiedziała, że sen, który śni od trzech tygodni przemawia do niej jak prawdziwa przepowiednia. Ale gdyby tylko nie zrezygnowała z zajęć byłaby bardziej pewna swojej tezy. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że zapomniała o czymś niezwykle istotnym, ale jej egzemplarz „Demaskowania Przyszłosci" był w domu jej rodziców. Nie spodziewała się, że będzie jej jeszcze kiedykolwiek potrzebny.
Ciche kliknięcie zamka na dole przerwało ciszę. Zerwała się i zbiegła na dół, wślizgując się na korytarz. Stanęła wprost przed swoim celem. Jak zwykle był pierwszy w drzwiach. Wyciągnęła rękę przed siebie, by odzyskać równowagę. Jeszcze jeden krok, a zderzyłaby się z nim. Zachłysnęła się powietrzem, gdy rzucił jej piorunujące spojrzenie znad swojego haczykowatego, dużego nosa.
- Z drogi, panno Granger- syknął.
Patrzyła na jego szczupłą, ziemistą twarz otoczoną cienkimi czarnymi włosami, przełknęła ciężko.
- Panie profesorze, muszę z panem porozmawiać na osobności.
Na piętrze wyżej dwie rude głowy i jedna czarna wychyliły się zza drzwi swoich sypialni. Hermiona nie musiała spoglądać w górę, by wiedzieć, że Ginny, Ron i Harry podsłuchują. Uciekła od nich pod pretekstem, że chce być sama. Doskonała wymówka, możliwa do przyjęcia, Grimmauld Place było niezwykle zatłoczone. Teraz jednak wiedzieli swoje i będą oczekiwali wyjaśnień. Miała już przygotowane odpowiednie kłamstwo.
Jej nauczyciel wyprostował się, spoglądając na nią spode łba. Znajdujący się za nim członkowie zakonu cofnęli się w drzwiach, patrząc z zaskoczeniem i dezaprobatą.
- Naprawdę? Czyżbyś tak bardzo zmęczyła swoich… przyjaciół?- przeciągnął ostatnie słowo z przesłodzoną złośliwością- …swoją irytującą obecnością, że teraz musisz szukać nowych ofiar, aby narzucać im swoje towarzystwo?
Ręce Hermiony zacisnęły się na jej szatach. Wzięła głęboki oddech.
- Wolałabym wyjaśnić to w mniej publicznym miejscu, Profesorze.
Skierował swoje kroki ku wyjściu, a ona przewidując jego ruch stanęła mu na drodze. Reszta obecnych zebrała się wkoło nich, nasłuchując. Omiótł ją oczami od góry do dołu z pogardą wymalowaną na twarzy.
- Przypuszczam, że twój mózg musi być już tak przeciążony, że utracił zdolność rozróżniania pomiędzy nauczycielem, a powiernikiem. Twoje problemy są mi całkowicie obojętne.
Z góry dobiegł przytłumiony syk oburzenia. Hermiona wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- To pilne!
Wąskie usta wykrzywił grymas, a jego głos obniżył się do groźnego szeptu.
- Nie ma wątpliwości, że może to poczekać do rozpoczęcia semestru, kiedy będę mógł rozprawić się z tobą za twoje impertynenckie zachowanie.
Zagryzła wargę i odwróciła wzrok od tego srogiego spojrzenia, napotkała niebieskie oczy i dobrotliwy uśmiech dyrektora. Na szczęście miała plan awaryjny.
-Profesorze Dumbledore?- zaczęła błagać.
- Jestem niezwykle ciekaw, co mi pani ma do powiedzenia panno Granger- machnał zachęcająco ręką- Severusie, dołączysz do nas?
Mroczniejszy mężczyzna zmarszczył brwi i zacisnął wargi powodując, że stały się niewidoczne. Wiedział, kiedy dyrektor prosi, a kiedy rozkazuje.
-Jak sobie pan życzy, dyrektorze- wszedł za nimi do małego bocznego pokoiku, od razu rzucając zaklęcie Imperturbable, by uniemożliwić podsłuchiwanie.
Profesor Dumbledore usadowił się na krześle, wyciągając jednocześnie torebkę cukierków, które zaraz im zaproponował. Oboje odmówili ruchem ręki.
- A więc?- twarz Snape'a zdawała się teraz składać wyłącznie z haczykowatego nosa i ust wykrzywionych w grymasie.
Hermiona przełknęła ślinę. Godziny, które poświęciła na układaniu sobie tej rozmowy poszły na marne. Nie pamiętała teraz nic z tego, co miała powiedzieć.
- Nie masz nic do powiedzenia?- zapytał- Dobrze więc, omówimy zatem marnowanie cennego profesorskiego czasu w przyszłym tygodniu, panno Granger.
Z wysiłkiem zaprzestała lustrowania pokoju w poszukiwaniu inspiracji i napotkała zachęcający błysk w oczach dyrektora. Łatwiej będzie skierować słowa do niego.
-Profesor Snape – wyszeptała. - Profesor Snape jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Obiekt jej troski prychnał.
- Nawet twoje bezsensowne paplanie nie jest w stanie zanudzić mnie na śmierć, a może nagle odkryłaś, że szpiegowanie jest niebezpieczne?
Zbita z pantałyku, zwróciła się w jego stronę.
- Nie! Od trzech tygodni śni mi się pańska śmierć. Wydaje mi się, że to proroczy sen. Jeśli jest prawdziwy, będzie pan martwy pod koniec semestru, chyba, że...
Był na wpół odwrócony, więc jego twarz skrywał mrok. Wszystko, co mogła dojrzeć to wysoka, złowieszcza, pogrążona w myślach sylwetka z włosami tak czarnymi jak jego szaty. Dyrektor również zapatrzył się na niego, a karmelek wypadł niezauważenie ze zdrętwiałych nagle dłoni i wpadł z powrotem do torby, podczas gdy druga ręka zacisnęła się na papierowej torebce w nagłym, miażdżącym spazmie.
- Chyba, że...-starszy mężczyzna zachęcił ją, by kontynuowała.
- Chyba, że ożeni się pan z uczennicą. Bezzwłocznie.
Nastąpił moment ciszy.
- Zadurzenie w nauczycielu, panno Granger? Czy powinienem czuć się zaszczycony?
Ramiona dziewczyny opadły w rezygnacji, zaczęła studiować wzory na podłodze. Leżał tam czerwono-czarno-kremowy dywan, kiedyś musiał być niezwykle okazały. Miała ochotę wczołgać się pod niego i zostać tam przez następne 10 lat.
- Ten sam sen od trzech tygodni?- głos dyrektora był przenikliwy.
Oblizała usta nerwowo.
- Nie do końca. Zawsze kończy się w tym samym momencie, widzę jak trumna jest zasypywana ziemią, ale on jest coraz dłuższy i dłuższy...ponieważ za każdym razem pojawiam się trochę wcześniej i widzę więcej.
Znowu zerknęła na milczącą postać w ciemnym kącie. Wyglądał na zupełnie wytrąconego z równowagi i niezdolnego do dalszych obelg. To było dziwne, dziwne i przerażające zarazem.
- Ostatniej nocy, widziałam jak ktoś kopał ciało ... przez długi czas - pociągnęła nosem i zasłoniła rękami oczy. - Zawsze słyszę jego głos, który mówi mi, że mogłam go uratować- znowu siąknęła. - Sądzę, że może być to Linia Przeznaczenia...
Dumbledore gładził ręką swoją długą, siwą brodę. Zmarszczki na jego twarzy były bardziej głębsze i obwisłe niż kiedykolwiek pamiętała. Teraz i on wpatrywał się w nieruchomy, czekający cień.
- To brzmi niezwykle prawdopodobnie- zgodził się z nią - ale profesor Snape także powinien o tym śnić.
Hermiona westchnęła. To było właśnie to- oczywiście zapomniała o najważniejszej rzeczy. Było to teraz takie oczywiste.
- Severusie- dodał dyrektor- Czy masz mi coś do powiedzenia.
Nastała długa cisza. Wreszcie profesor Snape pochylił głowę.