Livingstone J B Zbrodnia w Lindenbourne by簉ols

J.B. LIVINGSTONE



ZBRODNIA W LINDENBOURNE



(T艂umacz: MARIA BOBROWSKA)


Rozdzia艂 l


Nie oznakowany w贸z Scotland Yardu mkn膮艂 po wilgotnych od deszczu drogach hrabstwa Sussex. Nadinspektor Scott Marlow i emerytowany inspektor Higgins omawiali na tylnym siedzeniu szczeg贸艂y wa偶nej misji, z kt贸r膮 udawali si臋 do najbardziej presti偶owego miejsca 艣wiata kultury.

Pomimo dawno przekroczonej pi臋膰dziesi膮tki inspektor Higgins wci膮偶 cieszy艂 si臋 m艂odym wygl膮dem i wspania艂膮 kondycj膮. Doskonale uszyty smoking, w kt贸rym wybra艂 si臋 w t臋 podr贸偶, znakomicie podkre艣la艂 jego wrodzon膮 dystynkcj臋. Siwiej膮cy posiadacz szpakowatego w膮sa by艂 cenionym agentem Scotland Yardu, nikt jednak nie potrafi艂 odwie艣膰 go od decyzji o wcze艣niejszej emeryturze. Inspektor postanowi艂 po艣wi臋ci膰 si臋 uprawie ogrodu r贸偶anego, ciekawej lekturze i rozmy艣laniom podczas d艂ugich spacer贸w w okolicach The Slaughterers1, gdzie mie艣ci艂 si臋 jego dom.

Nadinspektor Scott Marlow po raz kolejny poprawi艂 marynark臋 od smokingu, kt贸ra opina艂a si臋 na jego poka藕nym brzuchu. W wypo偶yczalni zapewne pomylono rozmiary. Wiemy s艂uga policji Jej Kr贸lewskiej Mo艣ci, wielbiciel El偶biety II, nie czu艂 si臋 najlepiej w tym eleganckim stroju, kt贸ry bezlito艣nie uwydatnia艂 jego tusz臋.

Pierwszy letni deszczyk zrosi艂 wioski malowniczo rozrzucone wzd艂u偶 drogi. Trawa urzeka艂a soczyst膮 zieleni膮. Przyroda z nadziej膮 oczekiwa艂a na o偶ywcze promienie s艂o艅ca.

- Jestem prawdziwie zak艂opotany - wyzna艂 nadinspektor.

- Nie widz臋 powodu - odpar艂 Higgins. - Przecie偶 ju偶 nie po raz pierwszy zapewnia pan ochron臋 wa偶nej osobisto艣ci.

- To prawda... ale do tej pory chodzi艂o o polityk贸w, ludzi interesu, dyplomat贸w... zwyk艂ych obywateli, a teraz... ten Pietro Giovanni...

Pietro Giovanni by艂 najs艂ynniejszym barytonem tego stulecia.

- Nie lubi pan artyst贸w, nadinspektorze?

Scott Marlow wykrzywi艂 usta.

- Ci ludzie nie uznaj膮 偶adnych zasad moralnych. Arty艣ci... C贸偶 to znaczy?

Higgins wola艂 zmieni膰 temat, obawiaj膮c si臋, 偶e dyskusja mo偶e zmierza膰 w niepo偶膮danym kierunku.

- Czego si臋 pan obawia ze strony Pietra Giovanniego?

- Ja mia艂bym si臋 kogo艣 obawia膰? - 偶achn膮艂 si臋 nadinspektor. - To nieprawda. Ale nie lubi臋 obcowa膰 z tego typu lud藕mi. Rozumie mnie pan, Higgins? Jestem pewien, 偶e podziela pan moje zdanie! Przyznam, 偶e d艂ugo waha艂em si臋, czy poprosi膰 pana o pomoc.

Higgins pob艂a偶liwie machn膮艂 r臋k膮.

- Trzeba sobie pomaga膰, m贸j drogi Marlow. Prawd臋 m贸wi膮c Higgins nie tolerowa艂 jednego: nieproszonych go艣ci. Wysoki 偶ywop艂ot chroni艂 jego posiad艂o艣膰 przed potencjalnymi intruzami. Higgins jednak - o czym Scott Marlow nie wiedzia艂 - 偶ywi艂 bezgraniczny podziw dla oper Mozarta. Ta muzyka sprawia艂a, 偶e zapomina艂 o bezece艅stwach tego 艣wiata, i pozwala艂a mu cho膰 troch臋 wierzy膰, ze ziemia wydaje czasami doskona艂e owoce. Zamek w Lindenbourne, do kt贸rego si臋 w艂a艣nie udawali, by艂 jednym z najwa偶niejszych o艣rodk贸w mozartowskich. Z powodu pomy艂ki swojej gospodyni Higgins nie otrzyma艂 biletu na jedyne przedstawienie Don Juana. w kt贸rym tytu艂ow膮 rol臋 mia艂 zagra膰 wielki w艂oski baryton Pietro Giovanni, a w obsadzie figurowa艂y nazwiska najs艂ynniejszych 艣piewak贸w. Scott Marlow. nienawyk艂y do przebywania w tak znamienitym, obcym sobie 艣rodowisku, poprosi艂 Higginsa, 偶eby zechcia艂 mu towarzyszy膰. Nie robi艂 sobie wielkich nadziei, wiedz膮c, 偶e inspektor niech臋tnie zmienia swoje plany. Tymczasem, ku jego wielkiemu zdziwieniu, Higgins uleg艂 jego namowom.

- Dzi臋kuj臋, 偶e przyj膮艂 pan moj膮 propozycj臋. Nigdy tego nie zapomn臋. Wierz臋, 偶e dzi臋ki panu uda mi si臋 unikn膮膰 gaf. Moja kariera...

- Prosz臋 si臋 nie obawia膰, nadinspektorze.

Scott Marlow nie by艂 typem karierowicza, niemniej jednak gor膮co pragn膮艂 znale藕膰 si臋 pewnego dnia w osobistej ochronie kr贸lowej El偶biety II. Musia艂 wi臋c dba膰 o swoj膮 zawodow膮 reputacj臋.

- W jaki spos贸b zacz臋艂a si臋 ta sprawa, nadinspektorze?

- Pietro Giovanni jest przyjacielem ministra spraw zagranicznych. Podczas jednego z bankiet贸w Giovanni zwierzy艂 si臋 mu, 偶e wielokrotnie gro偶ono mu 艣mierci膮. Artysta to bagatelizowa艂, ale minister bardzo si臋 tym przej膮艂, zw艂aszcza gdy si臋 dowiedzia艂, 偶e Pietro Giovanni b臋dzie gwiazd膮 najbli偶szego sezonu w Lindenbourne. Gdyby dosz艂o do jakiego艣 skandalu...

Przes膮dny Scott Marlow nie odwa偶y艂 si臋 doko艅czy膰 my艣li. W Anglii liczy艂y si臋 cztery wydarzenia: turniej tenisa w Wimbledonie, Derby Day2, fina艂 pucharu pi艂ki no偶nej na Wembley i festiwal w Lindenbourne. Gromadz膮c elit臋 kulturaln膮, ten ostatni nale偶a艂 bez w膮tpienia do najbardziej wyrafinowanych, spokojny przebieg przedstawienia by艂 wi臋c wysoce po偶膮dany. Chocia偶 od samego pocz膮tku festiwal w Lindenbourne przyci膮ga艂 takie s艂awy jak Leopold Simoneau, Tereza Berganza, Joan Sutherland czy Kiri Te Kanawa, nigdy nie zdarzy艂o si臋, aby zgromadzi艂 tak znakomit膮 obsad臋. Wiecz贸r mia艂 by膰 retransmitowany przez BBC.

- Czy Pietro Giovanni wie o naszym przybyciu?

- Absolutnie nie - odpar艂 Scott Marlow, nie kryj膮c zatroskania. - Nasza misja jest... poufna. Nie mo偶emy rzuca膰 si臋 w oczy.

Nadinspektor podkre艣li艂 s艂owa 鈥渕y鈥 i 鈥渘asza鈥. Tymczasem Pietro Giovanni interesowa艂 Higginsa tylko o tyle, 偶e inspektor liczy艂 na wyj膮tkowe wykonanie tytu艂owej roli Don Juana. Je艣li decydowa艂 si臋 opu艣ci膰 swoj膮 przytuln膮 rezydencj臋, to wy艂膮cznie po to, by rozwi膮zywa膰 niezwyk艂e zagadki albo by pom贸c przyjacielowi. Dbanie o przysz艂o艣膰 ludzko艣ci nie le偶a艂o w jego kompetencjach.

S艂o艅ce nie艣mia艂o przebi艂o si臋 przez deszczowe chmury, dodaj膮c i艣cie rajskiego blasku 鈥渃zarodziejskiemu ogrodowi鈥. Zamek Lindenbourne i przylegaj膮cy do niego park by艂y otoczone 艂膮kami i pastwiskami. Min臋艂o ju偶 pi臋膰dziesi膮t lat od dnia, w kt贸rym rozmi艂owany w sztuce operowej w艂a艣ciciel zamku po raz pierwszy zaprosi艂 muzyk贸w i 艣piewak贸w do swojej posiad艂o艣ci. Wkr贸tce to prywatne przedsi臋wzi臋cie przybra艂o wymiar narodowy, by nast臋pnie przekszta艂ci膰 si臋 w wydarzenie na skal臋 mi臋dzynarodow膮.

Scott Marlow z trudem wydosta艂 si臋 z samochodu, jako 偶e przyciasny smoking kr臋powa艂 mu ruchy.

- Chod藕my - zarz膮dzi艂 Higgins. - Czy wszystko jest gotowe?

- Zastosowa艂em si臋 dok艂adnie do pa艅skich instrukcji.

Inspektor sprawdzi艂, czy nie zapomniano walizki z ubraniami. W Lindenbourne trzeba by膰 przygotowanym na wszelkie okoliczno艣ci.

Szofer wyj膮艂 z baga偶nika wiklinowy kosz. By艂 tam zimny kurczak, termos i przeno艣na lod贸wka z butelk膮 francuskiego szampana, kryszta艂owe kieliszki i szkocki pled. Policjanci poszli przodem, zmierzaj膮c powoli w stron臋 posiad艂o艣ci.

Ku zdziwieniu Scotta Marlowa m臋偶czy藕ni byli odziani w szyte na miar臋 smokingi, a panie przywdzia艂y wieczorowe toalety. Jedwabie, mu艣liny i satyna tworzy艂y symfoni臋 czerni, bladego fioletu, r贸偶u i 偶贸艂cieni. Niekt贸re damy okry艂y ramiona etolami z norek. Wytworne towarzystwo spacerowa艂o po zamkowym ogrodzie.

- Wybierzemy miejsce na piknik - powiedzia艂 Higgins.

- Piknik? Ale... nie mam na to najmniejszej ochoty!

Nadinspektor umilk艂, skarcony wzrokiem Higginsa, i potulnie pod膮偶y艂 za nim a偶 na skraj 艂膮ki. Festiwalowi go艣cie wymieniali uwagi dotycz膮ce niezwyk艂ych artystycznych prze偶y膰, kt贸re mia艂y si臋 wkr贸tce sta膰 ich udzia艂em.

Szofer roz艂o偶y艂 pled i postawi艂 na nim wiklinowy kosz i pojemnik z lodem.

- Przyjdziemy tu podczas antraktu - stwierdzi艂 Higgins. - Teraz mo偶emy p贸j艣膰 do baru.

- Ale po co? - zdziwi艂 si臋 Scott Marlow. - Czy musimy?

- To rytua艂 - przerwa艂 mu Higgins.

- Czy tutaj si臋 du偶o pije?

- W pewnym sensie tak, nadinspektorze, ale nie nale偶y tego podkre艣la膰.

Melomani kierowali si臋 ma艂ymi grupkami w stron臋 zamku. Policjanci do艂膮czyli do ostatniej grupy, kt贸ra wesz艂a do baru. Panowa艂y w nim takie przeci膮gi, 偶e by艂 potocznie nazywany 鈥渄rog膮 wiod膮c膮 do zapalenia p艂uc鈥, jednak mi艂o艣nicy Mozarta nie zwracali uwagi na takie detale. Inspektorowi uda艂o si臋 zaj膮膰 do艣膰 bezpieczne miejsce, pod wielkim obrazem przedstawiaj膮cym jednego z kasztelan贸w Lindenbourne ze skrzypcami w r臋ku.

Nie do艣膰, 偶e Scott Marlow czu艂 si臋 niezr臋cznie w smokingu, to jeszcze nie wiedzia艂 teraz, co ma zrobi膰 z lampk膮 szampana, kt贸r膮 w艂a艣nie mu wr臋czono. Nadinspektor marzy艂 o whisky i o swoim biurze w Scotland Yardzie.

- Musimy odnale藕膰 re偶ysera, m贸j drogi Higgins.

- Niew膮tpliwie tak.

Higgins zapomnia艂 ju偶 o 鈥渕isji鈥. Wzorem ubieg艂ych lat pogr膮偶y艂 si臋 w 艣wiecie muzyki, kt贸r膮 by艂y przesi膮kni臋te mury zamku Lindenbourne, i przygotowywa艂 si臋 z w艂a艣ciwym prawdziwym wielbicielom Mozarta skupieniem na duchow膮 uczt臋, jak膮 niew膮tpliwie mia艂 by膰 Don Juan.

- Minister dyskretnie go uprzedzi艂 - stwierdzi艂 nadinspektor. - Prosz臋, 偶eby przej膮艂 pan inicjatyw臋.

Policjanci udali si臋 do sektora administracyjnego. Festiwal w Lindenbourne sta艂 si臋 prawdziwym przedsi臋biorstwem. Przepustki Scotland Yardu otwiera艂y przed nimi kolejne drzwi, w ko艅cu znale藕li si臋 w biurze re偶ysera. Ujrzeli niskiego, nieco nerwowego m臋偶czyzn臋, odzianego w przepisowy smoking. W sezonie operowym Jonathan Kelwing spa艂 tylko po kilka godzin na dob臋. Na jego barkach spoczywa艂 ca艂y ci臋偶ar materialnej organizacji festiwalu.

- Scotland Yard - wycedzi艂 wyra藕nie niezadowolony, nie wstaj膮c zza biurka. - Uprzedzono mnie. Czego panowie ode mnie oczekuj膮? Mam bardzo ma艂o czasu na rozmow臋. Za mniej wi臋cej trzy godziny rozpoczyna si臋 najwa偶niejsze przedstawienie sezonu. Czy zdaj膮 sobie panowie z tego spraw臋?

- Czy przyby艂 ju偶 Pietro Giovanni? - spyta艂 Higgins.

- Jest tutaj od trzech dni. Jak zwykle odm贸wi艂 udzia艂u w pr贸bach. Znalaz艂em mu nocleg kilka kilometr贸w st膮d. Powinien przyby膰 w ka偶dej chwili.

Nadinspektor Marlow przygl膮da艂 si臋 zdobi膮cym 艣ciany fotografiom nieznanych mu s艂ynnych artyst贸w.

- Woleliby艣my nie traci膰 go z oczu, dop贸ki nie opu艣ci Lindenbourne - u艣ci艣li艂 Higgins. - Odpowiadamy za jego bezpiecze艅stwo. Oczywi艣cie z zachowaniem dyskrecji i nie bez pa艅skiego przyzwolenia.

- Nie b臋dziecie mieli panowie du偶o pracy! - wykrzykn膮艂 re偶yser. - Jak tylko Pietro Giovanni tutaj przyb臋dzie, natychmiast uda si臋 do szatni, gdzie zajm膮 si臋 nim charakteryzatorki i garderobiane. Wejdzie na scen臋, wykona po raz pierwszy w swojej karierze rol臋 Don Juana, zje na zamku kolacj臋 i uda si臋 do Londynu, sk膮d odleci do Mediolanu, gdzie wyst臋puje za dwa dni. Stale b臋dzie otoczony t艂umem ludzi. Panowie mog膮 albo wys艂ucha膰 opery, albo wr贸ci膰 do Scotland Yardu. Przypuszczam, 偶e nie nale偶膮 panowie do wielkich mi艂o艣nik贸w muzyki.

Scott Marlow mia艂 ochot臋 potwierdzi膰, ale Higgins go uprzedzi艂.

- Mam nadziej臋, 偶e ten Don Juan b臋dzie mia艂 rytm Busha, werw臋 Giuliniego i g艂臋bi臋 Friscaya3. W贸wczas Pietro Giovanni b臋dzie m贸g艂 w pe艂ni wyrazi膰 sw贸j talent.

Re偶yser spojrza艂 na inspektora ze zdziwieniem - ten wyb贸r dyrygent贸w 艣wiadczy艂 o znawstwie tematu.

Zadzwoni艂 telefon.

- Prosz臋 mi wybaczy膰. - Re偶yser podni贸s艂 s艂uchawk臋. Nagle zblad艂. - Pietro Giovanni znikn膮艂 - wyj膮ka艂.



Rozdzia艂 II


Jonathan Kelwing siedzia艂 nieruchomo. Znikni臋cie 艣piewaka oznacza艂o kl臋sk臋 sezonu, a nawet stawia艂o pod znakiem zapytania istnienie festiwalu.

- Trzeba co艣 zrobi膰 - uzna艂 Scott Marlow.

- Doskona艂y pomys艂 - popar艂 go Higgins. - Gdzie mieszka Pietro Giovanni?

Re偶yser nie odpowiedzia艂 od razu, tak jak gdyby jego m贸zg pracowa艂 na zwolnionych obrotach.

- W gospodzie 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮鈥 w Gemfield, trzy kilometry st膮d. To renomowany rodzinny hotel dla specjalnych go艣ci.

- Kto pana powiadomi艂? - zapyta艂 Higgins.

- Dyrygent, Lovro Ferenczy. Wszyscy arty艣ci s膮 gotowi, przebrani w kostiumy. Brakuje tylko najwa偶niejszej osoby.

Re偶yser wyj膮艂 chusteczk臋 z kieszeni smokingu i otar艂 艂z臋.

- Niech si臋 pan nie martwi - pocieszy艂 go Higgins. - Mo偶e si臋 sp贸藕ni.

- Nie, na pewno nie - j臋kn膮艂 Kelwing. - Kaza艂em zadzwoni膰 do gospody. Wyjecha艂 ponad godzin臋 temu! To straszne!

- Powiadomi臋 Scotland Yard - oznajmi艂 nadinspektor wojowniczym tonem. - Otoczymy teren i szybko go odnajdziemy.

Machinalnie poprawiwszy marynark臋, kt贸ra nieub艂aganie podnosi艂a mu si臋 na brzuchu, Scott Marlow wyszed艂 z biura re偶ysera.

呕al by艂o patrze膰, jak Jonathan Kelwing prze偶ywa znikni臋cie artysty.

- To katastrofa... B臋d臋 zmuszony odwo艂a膰 przedstawienie... Co艣 takiego si臋 jeszcze nigdy nie zdarzy艂o! Ten Giovanni jest potworem. Zrobi膰 mi co艣 takiego...

Inspektor m贸g艂 jedynie poradzi膰 re偶yserowi, 偶eby czeka艂 na rozw贸j wypadk贸w. Sam nie bardzo wiedzia艂, co zrobi膰, by Pietro Giovanni przyby艂 do Lindenbourne na czas. Chocia偶 nie by艂 specjalnie wierz膮cy, tym razem zda艂 si臋 na opatrzno艣膰.

- Niech si臋 pan we藕mie w gar艣膰 - powiedzia艂. - Wszystko mo偶e si臋 jeszcze u艂o偶y膰.

- U艂o偶y膰? Pan sobie ze mnie 偶artuje? Mam uwierzy膰 w to, 偶e drzwi si臋 nagle otworz膮 i pojawi si臋 w nich Pietro Giovanni?

W tej samej chwili drzwi otworzy艂y si臋 z impetem i stan膮艂 w nich wysoki m臋偶czyzna odziany w czarny kostium. W ge艣cie powitania zdj膮艂 wielki kapelusz z bia艂ym pi贸ropuszem. Re偶yser zerwa艂 si臋 zza biurka.

- Pietro... Pietro Giovanni. Ale... pan... Przecie偶 pan znikn膮艂!

Wspania艂y, pewny siebie 艣piewak rozsiad艂 si臋 w fotelu, krzy偶uj膮c przed sob膮 nogi w sk贸rzanych butach si臋gaj膮cych a偶 do po艂owy uda. Na jego twarzy rysowa艂a si臋 oboj臋tno艣膰.

- Nie przejmuj si臋 takimi drobiazgami, Jonathanie. Sam decyduj臋 o moim 偶yciu, zar贸wno prywatnym, jak i scenicznym. Dzisiejszy wiecz贸r przejdzie do historii. Reszta ma艂o mnie interesuje. Nie mia艂em ochoty przebiera膰 si臋 ze wszystkimi, nic poza tym. Prosz臋 mnie zaprowadzi膰 do garderoby, wezwa膰 charakteryzatork臋 i wyda膰 polecenie, 偶eby nikt nie przeszkadza艂 mi przed rozpocz臋ciem opery.

Higgins niecz臋sto spotyka艂 osoby, kt贸re zachowywa艂yby si臋 r贸wnie swobodnie, na kt贸rych skupia艂yby si臋 wszystkie spojrzenia. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e w艂oski baryton stanie si臋 jednym z najwi臋kszych Don Juan贸w w historii opery.

Pietro Giovanni wsta艂. Nie oczekiwa艂 odpowiedzi. Zrezygnowany Kelwing otworzy艂 drzwi i wyszed艂 pierwszy.

- Chwileczk臋 - wtr膮ci艂 inspektor. - Czy to prawda, 偶e gro偶ono panu 艣mierci膮, panie Giovanni?

Artysta obr贸ci艂 g艂ow臋, 偶eby zobaczy膰 zuchwa艂ego autora pytania.

- To nie pa艅ska sprawa.

- Reprezentuj臋 Scotland Yard. Mam zaj膮膰 si臋 pa艅sk膮 ochron膮.

- Moj膮... moj膮 ochron膮!

艢piewak roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no. Re偶yser nie wiedzia艂, jak ma si臋 zachowa膰, a Higgins spokojnie czeka艂 na koniec tego ataku weso艂o艣ci.

- Niech pan pos艂ucha. Niezale偶nie od tego, czy pan jest inspektorem Scotland Yardu, czy nie, ja sam dbam o swoje bezpiecze艅stwo. Co do pogr贸偶ek, to moja sprawa! 艢mier膰 nigdy mnie nie przera偶a艂a i tego wieczoru si臋 to nie zmieni! 呕egnam pana.

Pietro Giovanni wypchn膮艂 re偶ysera na zewn膮trz. Po chwili pojawi艂 si臋 nadinspektor Marlow.

- Teren b臋dzie otoczony mniej wi臋cej za godzin臋 - wyja艣ni艂. - Nikt nie zdo艂a si臋 wydosta膰 z naszej sieci.

- Niech pan odwo艂a akcj臋 - odpar艂 Higgins. - Nasza gwiazda si臋 odnalaz艂a.


Kiedy zabrzmia艂y pierwsze akordy pos臋pnej uwertury Don Juana, nadinspektor z trudem powstrzyma艂 ziewanie. By艂 g艂odny i marzy艂 o podw贸jnej whisky, kt贸ra doda艂aby mu odwagi do wys艂uchania ca艂ej opery.

Skupiony Higgins roz艂o偶y艂 na kolanach partytur臋 i w艂osko-angielskie libretto. Policjant贸w spotka艂 niezwyk艂y zaszczyt zasiadania w prywatnej lo偶y re偶ysera, sk膮d mogli podziwia膰 scen臋 i bacznie 艣ledzi膰 emocje rysuj膮ce si臋 na twarzach artyst贸w. Inspektor nigdy przedtem nie zajmowa艂 tak dogodnego miejsca. Wiecz贸r zapowiada艂 si臋 wspaniale. Jonathan Kelwing mia艂 ogl膮da膰 przedstawienie zza kulis, czuwaj膮c nad najdrobniejszymi detalami.

- Kiedy ujrzymy Pietra Giovanniego? - spyta艂 nadinspektor znu偶ony uwertur膮.

- Prawie od razu po podniesieniu kurtyny - odpar艂 Higgins. - Ale prosz臋 艣ciszy膰 g艂os.

Na szcz臋艣cie lo偶a by艂a na tyle odizolowana od sali, 偶e mogli swobodnie wymienia膰 ciche uwagi.

- Czy naprawd臋 musimy tutaj siedzie膰, Higgins? Mo偶e mogliby艣my p贸j艣膰 do baru... Pietra Giovanniego b臋d膮 pilnowa膰 setki ludzi.

Higgins nie da艂 po sobie pozna膰, 偶e uwa偶a uwagi nadinspektora za wysoce nie na miejscu. Nie straci艂 nadziei, 偶e chocia偶 na kr贸tki czas wprowadzi koleg臋 ze Scotland Yardu w 艣wiat mozartowski.

- M贸j drogi Marlow, nie jeste艣my amatorami. Musimy wype艂ni膰 sumiennie nasze zadanie. Dla chwa艂y Jej Kr贸lewskiej Mo艣ci.

Argument by艂 przekonywaj膮cy. Nadinspektor wymrucza艂 niewyra藕ny protest w chwili, gdy s艂u偶膮cy Don Juana, Leporello, rozpoczyna艂 pierwsz膮 wielk膮 ari臋 opery, w kt贸rej uskar偶a艂 si臋 na sw贸j los. Potem wybuch艂a gwa艂towna sprzeczka pomi臋dzy Don膮 Ann膮 a Don Juanem, kt贸ry, udaj膮c jej narzeczonego, usi艂owa艂 j膮 zha艅bi膰. Nagle wyr贸s艂 przed nim Komandor, ojciec Doni Anny. Wynios艂y, srogi starzec wyzwa艂 Don Juana na pojedynek.

Wyci膮gaj膮c szpad臋 z pochwy, uwodziciel obdarzy艂 lekcewa偶膮cym i pogardliwym wzrokiem n臋dznego przeciwnika, kt贸ry o艣mieli艂 si臋 zagrodzi膰 mu drog臋. Higgins zauwa偶y艂, 偶e Giovanniemu lekko zadr偶a艂 g艂os. To z pewno艣ci膮 efekt tremy.

Szpady Don Juana i Komandora si臋 skrzy偶owa艂y. Po kr贸tkiej walce ojciec Doni Anny pad艂 z r臋ki uwodziciela. G艂os umieraj膮cego Komandora by艂 tak przepe艂niony b贸lem, 偶e nawet Scott Marlow si臋 wzruszy艂.

Kiedy Komandor wyda艂 ostatnie tchnienie. Don Juan sk艂oni艂 si臋 przed nim, zdejmuj膮c kapelusz, zupe艂nie tak jak to uczyni艂 w biurze re偶ysera. Intryga zosta艂a zawi膮zana. Zrozpaczona Dona Anna op艂akiwa艂a zmar艂ego ojca. 鈥淛e艣li mnie nie zabijesz - obieca艂a 艣mia艂kowi, kt贸ry wtargn膮艂 do jej pokoju, 偶eby j膮 zha艅bi膰 - nie licz na to, 偶e kiedykolwiek pozwol臋 ci uciec!鈥 Don Ottavio przyrzek艂 uroczy艣cie pom艣ci膰 jej ojca i zidentyfikowa膰 morderc臋. Powr贸ci do niej dopiero z g艂ow膮 winnego.

- Starzec by艂 wielce nieostro偶ny - zauwa偶y艂 Scott Marlow, kt贸remu Higgins wyja艣nia艂 decyduj膮ce momenty akcji. - W jego wieku nie powinno si臋 stawa膰 do pojedynku.

- Komandor kocha艂 swoj膮 c贸rk臋 ponad wszystko -odpar艂 Higgins. - Mi艂o艣膰 przewa偶y艂a nad rozs膮dkiem.

Atmosfera zdawa艂a si臋 rozlu藕nia膰, kiedy Don Juan i Leporello spotkali pi臋kn膮 dam臋, kt贸rej uwodziciel, przyci膮gni臋ty przez odor di femina, z艂o偶y艂 p艂omienn膮 deklaracj臋. Na jego nieszcz臋艣cie owa dama okaza艂a si臋 Don膮 Elvir膮, ma艂偶onk膮, kt贸r膮 opu艣ci艂 i kt贸ra go wsz臋dzie szuka艂a. Zamiast prosi膰 j膮 o przebaczenie Don Juan kaza艂 swojemu s艂u偶膮cemu wyrecytowa膰 d艂ug膮 list臋 swoich mi艂osnych podboj贸w, pogr膮偶aj膮c tym samym w rozpaczy zakochan膮 kobiet臋, kt贸ra przysi臋g艂a przed Bogiem, 偶e si臋 zem艣ci.

- Ten Don Juan jest sko艅czonym 艂ajdakiem - oburzy艂 si臋 Scott Marlow, wierny rygorystycznym zasadom wiktoria艅skiej moralno艣ci.

- Kocha 偶ycie - odpar艂 Higgins.

- Uwodz膮c tysi膮ce kobiet? To niedopuszczalne. Co by si臋 sta艂o, gdyby...

Protest nadinspektora zag艂uszy艂y weso艂e akcenty wiejskiego 艣wi臋ta. Masetto i Zerlina przygotowywali uroczysto艣膰 weseln膮. Nag艂e pojawienie si臋 Don Juana, oczarowanego urod膮 m艂odej Zerliny, zak艂贸ci艂o ich plany. Don Juan nie szcz臋dzi艂 urodziwej wie艣niaczce czu艂ych s艂贸w. Na szcz臋艣cie w sam膮 por臋 pojawi艂a si臋 Dona Elvira, ostrzegaj膮c dziewczyn臋 przed uwodzicielem. Nadinspektor przyj膮艂 jej zjawienie si臋 z ulg膮.

A偶 do ko艅ca pierwszego aktu wszechobecny Don Juan dawa艂 o sobie zna膰, nawet je艣li nie by艂o go na scenie. W finale uwodziciel wyda艂 wspania艂e przyj臋cie, maj膮c nadziej臋, 偶e pod os艂on膮 nocy i korzystaj膮c z pija艅stwa biesiadnik贸w, uda mu si臋 znikn膮膰 z Zerlin膮. W艣r贸d go艣ci by艂y jednak pewne, zamaskowane osoby. Nieostro偶ny, niecierpliwy Don Juan poci膮ga za sob膮 Zerlin臋, kt贸ra wzywa pomocy. Przy艂apany, pr贸buje wm贸wi膰, 偶e winnym jest jego s艂u偶膮cy Leporello. Nagle wyrasta przed nim pi臋ciu oskar偶ycieli: Masetto, kt贸remu Don Juan pr贸bowa艂 porwa膰 narzeczon膮; Zerlina, kt贸ra przezwyci臋偶ywszy strach, nie waha si臋 go wyda膰; Dona Anna, kt贸ra rozpozna艂a g艂os mordercy swojego ojca, a tak偶e Dona Elvira i Don Ottavio. Wszyscy zdejmuj膮 maski i zgodnym ch贸rem wydaj膮 bezlitosny werdykt: 鈥淲szystko wiemy! Dr偶yj, dr偶yj, 艂otrze! Ca艂y 艣wiat dowie si臋 wkr贸tce o twojej odra偶aj膮cej zbrodni. Pos艂uchaj g艂osu zemsty, kt贸ra ci臋 nie ominie! Jeszcze dzi艣 piorun spadnie na twoj膮 g艂ow臋!鈥

Urywane, gwa艂towne frazy na艣laduj膮ce ha艂as ognia piekielnego zako艅czy艂y pierwszy akt.

- Jeszcze troch臋 szampana, nadinspektorze?

- Nie, dzi臋kuj臋.

Podczas antraktu Higgins i Marlow udali si臋 na obowi膮zkowy piknik w ogrodzie zamkowym. Re偶yser Jonathan Kelwing jeszcze raz zapewni艂 policjant贸w o podj臋tych 艣rodkach bezpiecze艅stwa: Pietro Giovanni pozostanie w pomieszczeniach dla artyst贸w a偶 do rozpocz臋cia drugiego aktu. Nadinspektorowi nie przypad艂 zbytnio do gustu szampan 鈥淰euve Cliquot鈥, kt贸ry pochodzi艂 z piwnicy Higginsa. Trunek wydawa艂 mu si臋 md艂y, ale nie odwa偶y艂 si臋 poprosi膰 o podw贸jn膮 whisky. W wiejskiej scenerii policjanci spo偶ywali sandwicze z kurczakiem. Scott Marlow uwa偶a艂 kl臋cz膮c膮 pozycj臋 za wielce niewygodn膮 i z podziwem patrzy艂, jak znakomicie radz膮 sobie damy w wieczorowych sukniach. Higginsowi, sta艂emu bywalcowi festiwali w Lindenbourne, r贸wnie偶 nie brakowa艂o wrodzonej godno艣ci.

- Ta opera nie ma sensu - uzna艂 Scott Marlow. - Wszyscy wiedz膮, 偶e Don Juan jest zbrodniarzem, a nikt go nie powstrzymuje. Ja ju偶 dawno po艂o偶y艂bym kres jego poczynaniom.

- Zbrodniarz... troch臋 pan przesadza, nadinspektorze. Zamordowa艂, to prawda, ale w pojedynku, do kt贸rego zmusi艂o go poczucie godno艣ci. Je艣li chodzi o reszt臋... Kt贸偶 m贸g艂by mu czyni膰 wyrzuty, 偶e darzy nami臋tno艣ci膮 pi臋kne kobiety ?

Nadinspektor zakrztusi艂 si臋 i odstawi艂 kieliszek nerwowym ruchem, wylewaj膮c troch臋 szampana na spodnie. By艂 oburzony.

- Ale偶, Higgins! Ten cz艂owiek jest ca艂kowicie niemoralny!

- Kt贸偶 to mo偶e os膮dzi膰? Nie brakuje mu ani uroku, ani pot臋gi. Pietro Giovanni wcieli艂 si臋 w t臋 posta膰 doskonale. Jego g艂os brzmi idealnie.

Scott Marlow wola艂 nie wypowiada膰 si臋 w kwestiach technicznych.

- Mo偶e przeczekaliby艣my w barze do ko艅ca opery?

- Nie ma pan ochoty dowiedzie膰 si臋, jak si臋 to zako艅czy, nadinspektorze?

- Przyznam, 偶e...

- A wi臋c wracajmy na miejsca.

Scott Marlow si臋 podda艂. W ko艅cu sytuacja nie by艂a zupe艂nie beznadziejna. Przede wszystkim pierwsz膮 po艂ow臋 opery mia艂 ju偶 za sob膮, a poza tym misja przedstawia艂a si臋 niezwykle 艂atwo, poniewa偶 osoba, kt贸rej mieli pilnowa膰, nigdy nie by艂a sama. Za dwie godziny nadinspektor zostanie zwolniony z tego przykrego obowi膮zku s艂u偶bowego i b臋dzie m贸g艂 wr贸ci膰 do Scotland Yardu.

Pocz膮tek drugiego aktu wyda艂 si臋 mu r贸wnie skandaliczny jak pocz膮tek pierwszego. Don Juan na艣miewa艂 si臋 ze szczerej mi艂o艣ci Doni Elviry, podstawiaj膮c swojego s艂u偶膮cego, a potem napastuj膮c nieszcz臋snego Masetta. kt贸rego omal nie pozbawi艂 偶ycia. Nadinspektor podziela艂 z艂o艣膰 Zerliny, kt贸ra m贸wi艂a o Don Juanie: 鈥淛estem rozw艣cieczon膮 tygrysic膮, lwem! Nie b臋dzie dla niego lito艣ci鈥. Rozumia艂 Masetta, kt贸ry posun膮艂 si臋 jeszcze dalej: 鈥淐hc臋 go zabi膰, po膰wiartowa膰!鈥 Kiedy na cmentarzu kamienny pos膮g Komandora da艂 Don Juanowi do zrozumienia, 偶e kara go nie ominie, Marlowa przesz艂y dreszcze.

Higgins odczuwa艂 zadziwiaj膮cy niepok贸j. Pomimo doskona艂ej techniki g艂osowej Pietro Giovanni wyda艂 mu si臋 mniej 偶arliwy ni偶 w pierwszym akcie. Jego obecno艣膰 by艂a ledwie zaznaczona. G艂os artysty dr偶a艂 niekiedy w niskich rejestrach, wiele fraz muzycznych by艂o nier贸wnych.

- To wszystko 藕le si臋 sko艅czy - uzna艂 nadinspektor, gdy kamienny pos膮g przyj膮艂 skinieniem g艂owy zaproszenie Don Juana na kolacj臋.

- R贸wnie偶 si臋 tego obawiam - doda艂 Higgins, zauwa偶aj膮c ze zdumieniem, 偶e Giovanni po prostu skr贸ci艂 duet z Leporellem, kiedy wychodzili z cmentarza.

W kolejnej ods艂onie Dona Elvira wyrazi艂a rozpacz z powodu niespe艂nionego uczucia do Don Juana i dosz艂o do gor膮czkowej wymiany zda艅 pomi臋dzy Ottaviem i Ann膮 w sprawie decyzji o ich 艣lubie. Artystka doskonale wokalizowa艂a, wykonuj膮c ostatni膮, niezwykle trudn膮 wielk膮 ari臋, w kt贸rej 艣piewa艂a o swojej mi艂o艣ci i od艂o偶eniu daty 艣lubu.

- Ma niez艂y g艂os - stwierdzi艂 Scott Marlow. - Musz臋 przyzna膰, 偶e g贸ruje nad niekt贸rymi modnymi piosenkarkami.

- Niech pan nie przywi膮zuje zbytniej wagi do samej wirtuozerii - pouczy艂 go 偶yczliwie Higgins. - Najwa偶niejsze jest frazowanie.

Nadinspektor nie zd膮偶y艂 poprosi膰 Higginsa o wyja艣nienia. Rozpocz臋艂a si臋 scena ko艅cowego bankietu. Don Juan siedzia艂 za suto zastawionym sto艂em. Leporello podkrad艂 kawa艂ek dziczyzny i ukry艂 si臋 za swoim panem.

Niepok贸j Higginsa wzrasta艂. Nie do艣膰, 偶e Pietro Giovanni zapomnia艂 przy艂apa膰 s艂u偶膮cego na gor膮cym uczynku, ale na dodatek wsta艂, k艂ad膮c r臋k臋 na piersi. Zak艂opotanego Leporella uratowa艂o pojawienie si臋 Doni Elviry, kt贸ra jeszcze raz b艂aga艂a Don Juana o zmian臋 trybu 偶ycia. Jego muzyczna odpowied藕, g艂osz膮ca pochwa艂臋 kobiety i dobrego wina, by艂a pozbawiona zaci臋cia i wigoru.

Odepchni臋ta, wzgardzona Elvira opu艣ci艂a sal臋 bankietow膮. Nagle krzykn臋艂a. Nadinspektor podskoczy艂. S艂ycha膰 by艂o odg艂osy ci臋偶kiego st膮pania.

Kamienny pos膮g Komandora przyby艂 na zaproszenie Don Juana.

G艂osy ojca Doni Anny i uwodziciela przeplata艂y si臋 ze sob膮, ale 艣piew Pietra Giovanniego nie dominowa艂 w tym wokalnym pojedynku. Pomimo doskona艂ej orkiestry i re偶yserii Higgins czu艂 si臋 coraz bardziej zak艂opotany. Chwilami ledwie rozpoznawa艂 muzyk臋 Mozarta.

Komandor zaprosi艂 Don Juana na kolacj臋 w za艣wiatach i wyci膮gn膮艂 ku niemu d艂o艅. Uwodziciel przyj膮艂 zaproszenie, ale jego twarz 艣ci膮gn臋艂a si臋 w bolesnym grymasie.

Zanim zacz膮艂 艣piewa膰 ch贸r i zanim pojawi艂y si臋 piekielne otch艂anie. Don Juan osun膮艂 si臋 na scen臋, puszczaj膮c d艂o艅 Komandora. G艂臋boki g艂os starca przeszed艂 w pomruk zdumienia. Z widowni dobieg艂y krzyki. Orkiestra zamilk艂a. Muzycy z niedowierzaniem spogl膮dali po sobie.

Higgins zrozumia艂, 偶e Pietro Giovanni w艂a艣nie umar艂 na jego oczach.



Rozdzia艂 III


- Scotland Yard - oznajmi艂 Scott Marlow. - Prosz臋 zrobi膰 przej艣cie i niczego nie dotyka膰!

Policjanci weszli na scen臋, odsuwaj膮c artyst贸w pochylonych nad cia艂em Pietra Giovanniego. Nag艂a 艣mier膰 s艂ynnego barytona przerwa艂a wykonanie fina艂owej sceny opery. Inspektor Higgins wyj膮艂 przybory do pisania, z kt贸rymi nigdy nie rozstawa艂 si臋 podczas 艣ledztwa: czarny notes i starannie zaostrzony o艂贸wek marki 鈥淪taedtler鈥.

Re偶yser Jonathan Kelwing by艂 roztrz臋siony. Jak do tej pory jedynym skandalem, jakiego by艂 tu 艣wiadkiem, by艂 wyst臋p w operze Verdiego m艂odej obna偶onej osoby. W opinii Higginsa by艂o to zreszt膮 bardzo nieudane przedstawienie.

Inspektor nie lubi艂 widoku trup贸w, zazwyczaj pozostawia艂 ogl臋dziny zw艂ok lekarzowi s膮dowemu. Tym jednak razem przezwyci臋偶y艂 niech臋膰 i pochyli艂 si臋 nad cia艂em artysty, dla kt贸rego rola Don Juana okaza艂a si臋 ostatni膮 w karierze. Pietro Giovanni wydawa艂 si臋 mniejszy ni偶 za 偶ycia. Jego twarz wykrzywia艂 bolesny grymas, bez 艣ladu znikn臋艂a duma i godno艣膰. Otwarte oczy patrzy艂y nieruchomo w dal.

Jak na profesjonalist臋 przysta艂o, Higgins zna艂 niemal偶e na pami臋膰 dziesi臋膰 tom贸w Podr臋cznika zbrodni sir M. B. Mastera, do kt贸rego, jak s膮dzi艂, agenci Scotland Yardu nie przyk艂adali nale偶ytej wagi. Trzeci tom zawiera艂 tablice ilustruj膮ce przypadki 艣mierci wywo艂anej spo偶yciem substancji toksycznych. Inspektor nie mia艂 w膮tpliwo艣ci: Pietro Giovanni zosta艂 otruty. Jego 艣mierci towarzyszy艂y prawdopodobnie wielkie cierpienia. Tylko cz艂owiek o wyj膮tkowej energii m贸g艂 w tych okoliczno艣ciach wype艂ni膰 swoje zadanie a偶 do ko艅ca.

Czarny aksamitny kostium mieni艂 si臋 w 艣wietle jupiter贸w. Na szyi zmar艂ego b艂yszcza艂 cieniutki z艂oty 艂a艅cuszek. Do jednego z oczek, wi臋kszego od pozosta艂ych, przyczepiony by艂 stary z艂oty kluczyk. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie m贸g艂 stanowi膰 cz臋艣ci kostiumu scenicznego Don Juana. Skoro Pietro Giovanni nie rozsta艂 si臋 z nim nawet podczas przedstawienia, kluczyk 贸w musia艂 by膰 dla niego bardzo cenny. Bez w膮tpienia kry艂 w sobie wielk膮 tajemnic臋. Higgins delikatnie otworzy艂 zapi臋cie, zabra艂 kluczyk i wsun膮艂 go do prawej kieszeni spodni.

Podni贸s艂 si臋, zaintrygowany. W swoim czarnym notesie naszkicowa艂 u艂o偶enie zw艂ok. Podszed艂 do niego Scott Marlow i zacz膮艂 mu szepta膰 do ucha, zupe艂nie jakby znajdowali si臋 jeszcze w lo偶y.

-Co pan zamierza zrobi膰, Higgins? Czy powinni艣my zatrzyma膰 wszystkich aktor贸w?

- Ale偶 sk膮d! Mamy do czynienia z plejad膮 gwiazd. Musimy post臋powa膰 delikatnie, nadinspektorze.

- Delikatnie - powt贸rzy艂 Marlow, u艣wiadamiaj膮c sobie nagle, 偶e ca艂a ta sprawa mo偶e odbi膰 si臋 niekorzystnie na jego karierze. Gdyby w wyniku jakiego艣 b艂臋du zas艂u偶y艂 na cho膰by najmniejsz膮 nagan臋, m贸g艂by nigdy nie dost膮pi膰 zaszczytu s艂u偶by w osobistej ochronie Jej Kr贸lewskiej Mo艣ci El偶biety II. Najrozs膮dniej by艂o wi臋c zda膰 si臋 na wypr贸bowan膮 metod臋: pozwoli膰 dzia艂a膰 Higginsowi.

Inspektor podszed艂 do re偶ysera, kt贸ry dwoi艂 si臋 i troi艂, 偶eby uspokoi膰 roztrz臋sionych artyst贸w. Jedynie Komandor, zapewne z powodu makija偶u, kt贸ry upodabnia艂 go do kamiennego pos膮gu, wydawa艂 si臋 niewzruszony.

- Prosz臋 powiedzie膰 wszystkim, 偶e czekamy na nich w pokoju artyst贸w - powiedzia艂 Higgins do re偶ysera. - Przeprowadzimy rutynowe 艣ledztwo. Nadinspektorze, niech pan powiadomi Scotland Yard, 偶eby zabrali cia艂o.

- Atak serca w samym finale - j臋kn膮艂 Jonathan Kelwing. - To koniec festiwalu.

Higgins pokr臋ci艂 si臋 jeszcze przez chwil臋 za kulisami, zagl膮daj膮c we wszystkie zakamarki. Zszed艂 ze sceny dopiero w momencie, gdy na miejsce przyby艂a ekipa dochodzeniowa i grupa piel臋gniarzy. Potem w towarzystwie nadispektora uda艂 si臋 do pokoju artyst贸w. By艂 to obszerny pok贸j go艣cinny utrzymany w stylu regencji. Gdy policjanci weszli do 艣rodka, zastali tam atmosfer臋 przygn臋bienia. Re偶yser p贸艂le偶a艂 w fotelu, a Lovro Ferenczy, dystyngowany sze艣膰dziesi臋cioletni dyrygent o wysokim czole i starannie przystrzy偶onej bia艂ej brodzie chodzi艂 tam i z powrotem.

- A... gdzie s膮 inni? - spyta艂 Scott Marlow.

- Poszli do siebie, 偶eby si臋 przebra膰 - odpar艂 Kelwing z艂amanym g艂osem. - Napijecie si臋 czego艣, panowie?

- P贸藕niej - odpar艂 Higgins ku rozpaczy Marlowa. - Mistrzu, mog臋 zada膰 panu kilka pyta艅?

Lovro Ferenczy zatrzyma艂 si臋 i opar艂 o wiktoria艅ski marmurowy kominek ozdobiony fotografiami mistrz贸w, kt贸rzy dyrygowali operami w Lindenbourne. Ferenczy'ego zaliczano do grona najbardziej znacz膮cych wsp贸艂czesnych dyrygent贸w mozartowskich. Gdy zako艅czy艂 karier臋, rzadko pojawia艂 si臋 publicznie, chyba 偶e na wydarzeniu takiej rangi jak festiwal w Salzburgu lub w Lindenbourne. W ma艂ym 艣wiecie wielkiej muzyki ka偶dy wiedzia艂, 偶e pod jego batut膮 pragn臋艂y wyst膮pi膰 najlepsze orkiestry. Obdarzony by艂 doskona艂ym s艂uchem i niezwyk艂膮 pami臋ci膮 muzyczn膮. Gdy kierowa艂 orkiestr膮, g艂osy instrument贸w nak艂ada艂y si臋 na siebie i, nie zatracaj膮c swej odr臋bno艣ci, tworzy艂y niemal idealn膮 harmoni臋. Oszcz臋dny w ruchach i niezwykle precyzyjny, dyrygowa艂 najcz臋艣ciej z zamkni臋tymi oczami, poniewa偶 chcia艂, 偶eby muzyka wydobywa艂a si臋 przede wszystkim z jego wn臋trza. Z pochodzenia Czech, ale bezpa艅stwowiec, m贸wi艂 z lekkim akcentem, kt贸ry dodawa艂 jego wypowiedziom specyficznego uroku.

- S艂ucham pana, inspektorze.

- Przede wszystkim, mistrzu, chcia艂bym powiedzie膰, jak bardzo nadinspektor Marlow i ja jeste艣my szcz臋艣liwi, 偶e mo偶emy pana pozna膰. Pa艅ska sztuka jest jedn膮 z najczystszych rado艣ci naszej egzystencji.

- Dzi臋kuj臋, inspektorze.

Scott Marlow u艣miechn膮艂 si臋 z wysi艂kiem. Uwa偶a艂, 偶e Higgins ma talent do prawienia komplement贸w.

- Czy zna艂 pan dobrze Pietra Giovanniego, mistrzu? - spyta艂 Higgins, rozgl膮daj膮c si臋 bacznie woko艂o. Mia艂 zwyczaj dok艂adnie ogl膮da膰 przedmioty w pomieszczeniu, w kt贸rym przebywa艂, musn膮艂 wi臋c palcem kraw臋dzie szaf, pog艂adzi艂 sk贸r臋 foteli, przejrza艂 si臋 w lustrach.

- Dzisiejszego wieczoru zobaczy艂em go po raz pierwszy, inspektorze. Nie mieli艣my wcze艣niej okazji si臋 spotka膰. Pan Giovanni 艣piewa艂 w艂osk膮 oper臋 romantyczn膮, w kt贸rej ja nie gustuj臋. Mozarta wykonywa艂 po raz pierwszy.

- To pan przydzieli艂 mu t臋 rol臋?

- Nie - wtr膮ci艂 si臋 Jonathan Kelwing. - To ja. By艂em przekonany, 偶e warto dokona膰 tego eksperymentu.

- Pan Kelwing uwa偶a艂 nawet, 偶e b臋dzie to wydarzenie muzyczne dziesi臋ciolecia - u艣ci艣li艂 dyrygent. - Potrafi艂 mnie przekona膰.

- Czy偶 nie mia艂em racji? S艂ysza艂 go pan? To by艂o wspania艂e! - o偶ywi艂 si臋 Kelwing. - On 艣piewa jak...

Re偶yser przerwa艂, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e Pietro Giovanni ju偶 nie 偶yje. Jego zapa艂 zgas艂.

- Czy nie zauwa偶y艂 pan na scenie czego艣 szczeg贸lnego? - zwr贸ci艂 si臋 Higgins do Lovra Ferenczy'ego.

- Dyrygowa艂em z zamkni臋tymi oczyma, inspektorze.

- Co pan s膮dzi, mistrzu, o interpretacji Pietra Giovanniego?

Dyrygent, zak艂adaj膮c r臋ce na plecach, koncentrowa艂 si臋 przez chwil臋.

- Cz臋艣ciowo znakomita... ku mojemu zdziwieniu! Umiej臋tnie wcieli艂 si臋 w rol臋 i do艣膰 zr臋cznie dostosowa艂 si臋 do stylu mozartowskiego. Pope艂ni艂 tylko kilka ma艂ych pomy艂ek w pierwszym akcie. Potem troch臋 si臋 popsu艂o... Frazowanie sta艂o si臋 mniej pewne, zabrak艂o niekt贸rych kwestii. By艂em mocno zdziwiony jego zachowaniem pod koniec sceny na cmentarzu. Musia艂 zapomnie膰 tekstu. Zwr贸cony twarz膮 do Komandora, z trudem dotrwa艂... do tragicznej 艣mierci.

Higgins by艂 podobnego zdania. Obserwacje dyrygenta pokrywa艂y si臋 z jego w艂asnymi. Podczas drugiego aktu co艣 musia艂o si臋 wydarzy膰. Co艣 wystarczaj膮co powa偶nego, 偶eby przeszkodzi膰 takiemu profesjonali艣cie, jakim by艂 w艂oski 艣piewak.

Scott Marlow przenosi艂 czujny wzrok z re偶ysera na dyrygenta. Chcia艂 ich przes艂ucha膰, ale wola艂, 偶eby Higgins przygotowa艂 grunt.

- Po co te wszystkie pytania? - wtr膮ci艂 si臋 re偶yser.

- Zapomina pan, panie Kelwing - odpowiedzia艂 mu stanowczym g艂osem Marlow - 偶e zmar艂y otrzymywa艂 pogr贸偶ki i 偶e przybyli艣my tutaj, by zapewni膰 mu ochron臋. - A mo偶e, pana zdaniem, zmar艂 naturaln膮 艣mierci膮?

Jonathan Kelwing chwyci艂 si臋 kurczowo za oparcie fotela, zaskoczony ostrym tonem nadinspektora. Z min膮 oskar偶yciela Scott Marlow poprawi艂 po艂y marynarki, kt贸ra unios艂a mu si臋 do po艂owy brzucha.

- Ja... ja tego nie powiedzia艂em... ale nic nie wskazuje jeszcze, 偶e...

- Zgadzam si臋 z panem - przyzna艂 Higgins. - Laboratorium Scotland Yardu da nam wkr贸tce odpowied藕. Czy pomimo to pozwoli nam pan prowadzi膰 dochodzenie?

Higgins wygl膮da艂 dobrodusznie, m贸wi艂 tonem wzbudzaj膮cym zaufanie, jakby zwraca艂 si臋 do starego przyjaciela. Re偶yser nieco si臋 uspokoi艂.

- Ale偶 oczywi艣cie, inspektorze! Prosz臋,, tylko o dyskrecj臋. Te wielkie gwiazdy, pan rozumie... wra偶liwo艣膰 artyst贸w... reputacja festiwalu...

- Gdy chodzi o ujawnienie prawdy, nie mo偶na zawraca膰 sobie g艂owy takimi detalami - wycedzi艂 Scott Marlow.

Dyrygent wreszcie usiad艂, ale Higgins nadal przemierza艂 salon wzd艂u偶 i wszerz. Zatrzyma艂 si臋 przed sask膮 porcelan膮, przedstawiaj膮c膮 Don Juana uwodz膮cego m艂od膮 kobiet臋.

- Czy wszyscy arty艣ci przebywali tutaj podczas antraktu? - spyta艂.

- Tak - odpar艂 re偶yser. - A tak偶e mistrz Ferenczy i ja.

- Czy wydarzy艂o si臋 wtedy co艣 szczeg贸lnego?

Higgins opar艂 si臋 o kominek, sprawdzaj膮c jednocze艣nie, czy czubek jego o艂贸wka si臋 nie st臋pi艂.

- Mia艂 miejsce drobny, nieistotny incydent - wyzna艂 re偶yser.

- Jakiego rodzaju, panie Kelwing?

- A wi臋c... Pietro Giovanni zszed艂 w艣ciek艂y ze sceny. Kiedy pojawi艂 si臋 tutaj, rycza艂... rycza艂 co艣 w rodzaju: 鈥淜to艣 chcia艂 mnie zabi膰!鈥

Scott Marlow zamar艂.

- Mo偶e pan to potwierdzi膰, mistrzu? - spyta艂 Higgins dyrygenta.

- Pietro Giovanni by艂 rozgniewany, to prawda. Mo偶na nawet powiedzie膰, 偶e wy艂 ze z艂o艣ci. Wezwa艂 mnie, 偶eby oznajmi膰, 偶e kto艣 chcia艂 pozbawi膰 go 偶ycia.

- Upar艂 si臋, 偶eby ka偶dy obejrza艂 jego ran臋 - doda艂 z wahaniem re偶yser.

Nadinspektor, czerwony z gniewu, zwr贸ci艂 si臋 do mego szorstkim tonem.

- Pietro Giovanni by艂 powa偶nie ranny, a pan nie uzna艂 za konieczne natychmiast nas o tym powiadomi膰?

- Nie przesadzajmy! - zaprotestowa艂 re偶yser. - Giovanni odegra艂 ca艂膮 t臋 komedi臋 z powodu b艂ahego skaleczenia w kciuk lewej r臋ki, kt贸rego dozna艂, gdy wydobywa艂 szpad臋 z pochwy.

- Ach! - wykrzykn膮艂 Scott Marlow. - Wi臋c to on pr贸bowa艂 kogo艣 zabi膰!

Re偶yser i dyrygent za偶enowani skierowali wzrok w inn膮 stron臋.

- Chodzi o pojedynek z Komandorem - szepn膮艂 Higgins nadinspektorowi. - Przypomina pan sobie pocz膮tek opery, kiedy Don Juan rani 艣miertelnie starca, kt贸ry broni honoru c贸rki...

Marlow obci膮gn膮艂 marynark臋, 偶eby doda膰 sobie animuszu.

- Za艂贸偶my. A wi臋c sk膮d ta rana?

- Zwyk艂a niezr臋czno艣膰 Giovanniego - wyja艣ni艂 re偶yser. - Ale ca艂y 艣wiat musia艂 si臋 dowiedzie膰 o tym, co mu si臋 przydarzy艂o!

Higgins wzi膮艂 w r臋ce chi艅sk膮 waz臋 z wizerunkiem medytuj膮cego m臋drca na tle zachodu s艂o艅ca.

- Czy rzuca艂 jakie艣 oskar偶enia? - zapyta艂 艂agodnym tonem.

Re偶yser roz艂o偶y艂 i z艂o偶y艂 r臋ce w nerwowym ge艣cie, zastanawiaj膮c si臋 przez chwil臋.

- Nie... nie s膮dz臋... ale nie rozumiem tego pytania! Skaleczy艂 si臋 sam!

- A pan, mistrzu - Higgins odwr贸ci艂 si臋 do Lovra Ferenczy'ego - czy mo偶e pan powiedzie膰 co艣 na ten temat?

- Nie - odpar艂 dyrygent. - Pan Giovanni wezwa艂 mnie do garderoby. Nie panuj膮c nad nerwami, za偶膮da艂, 偶ebym pomin膮艂 ostatni膮 scen臋 i zako艅czy艂 w momencie, gdy Don Juana poch艂ania piekielny ogie艅.

- Czy wyrazi艂 pan zgod臋?

- To nieuzasadnione 偶膮danie wywo艂a艂o og贸ln膮 dezaprobat臋. Poza tym pan Kelwing, kt贸ry wyre偶yserowa艂 przedstawienie, i ja sam uwa偶amy, 偶e scena ta jest niezb臋dna dla znaczenia dzie艂a. Wszyscy bohaterowie dramatu s膮 na scenie i wyci膮gaj膮 mora艂 z prze偶ytej przygody. Z艂o zawsze musi zosta膰 ukarane. Tak chcia艂 Mozart.

- Podzielam pa艅skie zdanie - skomentowa艂 Higgins. - Niestety, Pietro Giovanni nie spodziewa艂 si臋, 偶e spotka go tak nieoczekiwana satysfakcja.

Inspektor zwr贸ci艂 si臋 ponownie do re偶ysera, podczas gdy Scott Marlow ogl膮da艂 chi艅sk膮 waz臋, zastanawiaj膮c si臋, czy najlepszy agent Scotland Yardu nie znalaz艂 w niej jakiej艣 cennej wskaz贸wki.

- Powr贸膰my do tego skaleczenia, panie Kelwing. Przypuszczam, 偶e kto艣 proponowa艂 panu Giovanniemu pomoc?

- A tak, rzeczywi艣cie. Je艣li dobrze pami臋tam, Ruben Cannino, wielki amator bia艂ej broni, chcia艂 obejrze膰 ran臋, ale zosta艂 brutalnie odepchni臋ty. Taki sam los spotka艂 Graziell臋 Canti. Chcia艂a przy klei膰 plaster, ale okaza艂o si臋, 偶e Giovanni jest alergikiem. George Chairman wzruszy艂 tylko ramionami, Gert Glinder zaproponowa艂 wezwanie lekarza. Marylin O'Neill, kt贸ra uko艅czy艂a biologi臋, chcia艂a zdezynfekowa膰 ran臋 naturaln膮 substancj膮. Pietro Giovanni odm贸wi艂. Rozgniewany sir Brian Hall otworzy艂 podr臋czn膮 apteczk臋, wyj膮艂 z niej kompres i poda艂 go Giovanniemu, ale ten odsun膮艂 r臋k臋 i kompres upad艂 na ziemi臋. W ko艅cu pozwoli艂 si臋 obejrze膰 Audrey Simonsen, kt贸ra zastosowa艂a jaki艣 艣rodek odka偶aj膮cy. Chcia艂em si臋 dowiedzie膰, czy to jest skuteczne. Odpowiedzia艂a, 偶e tak. Rzeczywi艣cie, Giovanni wkr贸tce si臋 uspokoi艂.

Nandinspektor Marlow by艂 przyt艂oczony lawin膮 nazwisk gwiazd, kt贸rych nigdy przedtem nie s艂ysza艂. Higgins zna艂 je wprawdzie od dawna, ale pomimo to postanowi艂 zanotowa膰 tragiczn膮 obsad臋 Don Juana z Lindenbourne:


Pietro Giovanni - Don Juan George

Chairman - Komandor

Marylin O'Neill - Dona Anna

Sir Brian Hall - Don Ottavio

Audrey Simonsen - Dona Elvira

Gert Glinder - Leporello

Graziella Canti - Zerlina

Ruben Carmino - Masetto

Orkiestra i ch贸r pod dyrekcj膮 Lovra Ferenczy'ego

Re偶yseria - Jonathan Kelwing


Higgins nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e na tej najbardziej niesamowitej li艣cie podejrzanych, jak膮 kiedykolwiek wpisa艂 do czarnego notesu, znajdowa艂 si臋 winny - lub winni.

- Czy p贸藕niej Pietro Giovanni si臋 uspokoi艂?

Re偶yser i dyrygent skin臋li twierdz膮co g艂owami.

- Tak - odpar艂 Jonathan Kelwing. - Wyda艂 si臋 nagle bardzo zm臋czony. Wypi艂 troch臋 wody i usiad艂 w fotelu, oddalaj膮c wszystkich gestem r臋ki. Odprawi艂 charakteryzatork臋, kt贸ra przysz艂a sprawdzi膰, czy nie trzeba dokona膰 poprawek. Kiedy ponownie wchodzi艂 na scen臋, odzyska艂 wigor. Wym贸wi艂 jedno tylko s艂owo: avanti!

- Powiedzia艂 pan, 偶e skaleczy艂 si臋 w kciuk lewej r臋ki - stwierdzi艂 Higgins. - Czy to oznacza, 偶e by艂 lewor臋czny?

- Rzeczywi艣cie - potwierdzi艂 re偶yser.

- Czy w艣r贸d wykonawc贸w s膮 inni lewor臋czni?

Kelwing zastanawia艂 si臋 przez chwil臋.

- Nie... nie s膮dz臋.

Drzwi pokoju artyst贸w otworzy艂y si臋 i pojawi艂 si臋 w nich wysoki m臋偶czyzna z przypr贸szonymi siwizn膮 w艂osami, ubrany w nieskazitelny trzycz臋艣ciowy garnitur koloru antracytu. Z wy偶szo艣ci膮 spojrza艂 po zebranych.

- Panowie mnie potrzebuj膮?

W ten oto spos贸b Komandor wkroczy艂 do akcji.



Rozdzia艂 IV


- Niech pan usi膮dzie, panie Chairman - poprosi艂 Higgins.

Kiedy George Chairman, odtw贸rca roli Komandora, przeszed艂 obok Scotta Marlowa, ten nie m贸g艂 opanowa膰 lekkiego dr偶enia. Troch臋 si臋 ba艂, gdy na scen臋 wkroczy艂 偶ywy pos膮g, ale ten, kt贸ry u偶yczy艂 mu g艂osu, robi艂 nie mniejsze wra偶enie.

Zanim 艣piewak usadowi艂 si臋 wygodnie w g艂臋bokim fotelu, Higgins zapisa艂 w notesie, 偶e je艣li Pietro Giovanni by艂 rzeczywi艣cie jedynym lewor臋cznym w zespole, nikt inny nie m贸g艂by si臋 skaleczy膰, wyci膮gaj膮c szpad臋 z pochwy.

- Je艣li nie ma pan do mnie pyta艅, chcia艂bym wyj艣膰 - powiedzia艂 dyrygent.

- Nie b臋d臋 pana zatrzymywa艂. Ale prosz臋 nie opuszcza膰 Lindenbourne przed zako艅czeniem 艣ledztwa.

Higgins spojrza艂 na Marlowa, kt贸ry kiwn膮艂 g艂ow膮 z aprobat膮. Jonathan Kelwing podskoczy艂.

- Chyba panowie nie m贸wi膮 powa偶nie! Nie zamierzacie zatrzyma膰 tutaj osobisto艣ci, kt贸re maj膮 zobowi膮zania na ca艂ym 艣wiecie!

- W艂a艣nie 偶e tak, prosz臋 pana - przerwa艂 mu nadinspektor pewnym g艂osem.

W艣ciek艂y Kelwing podszed艂 do drzwi.

- Przypuszczam, 偶e ja r贸wnie偶 mog臋 wyj艣膰? Mam par臋 pilnych spraw do za艂atwienia.

- Niestety - o艣wiadczy艂 Higgins - obawiam si臋, 偶e musz臋 pana zatrzyma膰 jeszcze jaki艣 czas. Za pa艅skim pozwoleniem, oczywi艣cie. Pana obecno艣膰 mo偶e u艂atwi膰 przebieg 艣ledztwa.

- 艢ledztwa? - zdziwi艂 si臋 George Chairman. Jego lodowaty g艂os zmrozi艂 zebranych. - Jakiego 艣ledztwa? Co to znaczy?

Dyrygent ulotni艂 si臋, natomiast zbulwersowany re偶yser usiad艂 z powrotem. Dobrze zna艂 Chairmana. Artysta by艂 dumny i wynios艂y - ciekawe, jak odbierze postawienie go w roli podejrzanego.

- To znaczy - odpar艂 Higgins - 偶e Scotland Yard stawia hipotez臋 zab贸jstwa i 偶e wszyscy, kt贸rzy przebywali w garderobie podczas antraktu, mog膮 by膰 podejrzani o pope艂nienie zbrodni.

Inspektor uprzedzi艂 fakty, wyci膮gaj膮c nieco pochopne wnioski. Wiedzia艂 jednak z d艂ugiego do艣wiadczenia, 偶e nigdy nie nale偶y lekcewa偶y膰 intuicji.

George Chairman zacisn膮艂 szcz臋ki. Jego wzrok spos臋pnia艂. Scott Marlow cofn膮艂 si臋.

- Morderstwo? Jakie morderstwo?

- Chodzi o zamordowanie Pietra Giovanniego, panie Chairman.

Na twarzy 艣piewaka pojawi艂 si臋 tak pogardliwy u艣miech, 偶e Marlow mia艂 ochot臋 zapa艣膰 si臋 pod ziemi臋.

- To absurdalne, inspektorze. Jeszcze nikt nie zosta艂 zamordowany na scenie operowej. Ten nieszcz臋sny Giovanni zmar艂 na atak serca. To si臋 zdarza.

Os膮d. Stanowczy, nieodwo艂alny. Nadinspektora ogarn臋艂y w膮tpliwo艣ci. A je艣li George Chairman ma racj臋? Re偶yser wygl膮da艂 jak nowo narodzony. W jego serce wst膮pi艂a nadzieja. Je艣li nie by艂o morderstwa, nie b臋dzie skandalu. Tylko niezwyk艂a 艣mier膰, godna wielkiego artysty u szczytu kariery. Imponuj膮ce.

- Panie Kelwing - odezwa艂 si臋 Higgins - czy m贸g艂by pan odszuka膰 pochw臋 i szpad臋 Pietra Giovanniego? Laboratorium Yardu powinno zbada膰 te przedmioty.

Re偶yser ruszy艂 w kierunku masywnej garderoby, kt贸ra pomimo rozmiar贸w nie zdominowa艂a obszernego pomieszczenia.

- Nic prostszego. S膮 w tej szafie. Sam je tutaj w艂o偶y艂em. To historyczna szpada, nale偶a艂a do jednego z moich przodk贸w i jestem do niej bardzo przywi膮zany.

Kelwing otworzy艂 garderob臋, przykucn膮艂 i zacz膮艂 szpera膰, odsuwaj膮c skrzynie wype艂nione rozmaitymi rekwizytami i kostiumami. Kiedy si臋 podni贸s艂, by艂 blady i dr偶a艂y mu r臋ce. Nie o艣mieli艂 si臋 spojrze膰 na Higginsa.

- Nie rozumiem... by艂y tutaj, przysi臋gam. I szpada, i pochwa...

- To znikni臋cie specjalnie mnie nie dziwi - powiedzia艂 Higgins z u艣miechem. - Czy te przedmioty mog艂y si臋 gdzie艣 zapodzia膰?

- Z pewno艣ci膮... Na strychu jest magazyn rekwizyt贸w. Je艣li pan pozwoli, zaraz tam p贸jd臋.

- By艂bym panu niezmiernie wdzi臋czny.

Re偶yser opu艣ci艂 garderob臋 niepewnym krokiem.

- S膮dz臋 - powiedzia艂 Higgins do Marlowa - 偶e b臋dzie pan musia艂 poprosi膰 laboratorium, 偶eby pospieszyli si臋 z wykonaniem analiz.

- Prosz臋 si臋 nie martwi膰. Scotland Yard wie, co do niego nale偶y.

- Nie przecz臋 - u艣miechn膮艂 si臋 inspektor - niemniej jednak zale偶y mi, 偶eby pan to uczyni艂 w interesie 艣ledztwa.

Czuj膮c niewyra藕nie, 偶e Higgins ma ju偶 by膰 mo偶e jak膮艣 koncepcj臋, nadinspektor pos艂usznie wsta艂. Wychodz膮c, rzuci艂 przelotne spojrzenie na George'a Chairmana, kt贸ry siedzia艂 nieruchomo w fotelu niczym marmurowy pos膮g.

Kiedy zamkn臋艂y si臋 drzwi, Higgins z satysfakcj膮 stwierdzi艂, 偶e osi膮gn膮艂 sw贸j cel: zale偶a艂o mu na rozmowie w cztery oczy z Komandorem. Inspektor zna艂 si臋 na ludziach - artysta nie zdoby艂by si臋 na publiczne zwierzenia.

- Wola艂bym, 偶eby nie zabra艂o nam to du偶o czasu, inspektorze. Jestem zm臋czony. Chcia艂bym co艣 zje艣膰 i po艂o偶y膰 si臋 spa膰.

- Niech si臋 pan nie obawia, panie Chairman, b臋d臋 tak zwi臋z艂y jak to tylko mo偶liwe. Ale chyba pan rozumie, 偶e w przypadku zbrodni...

- Jakiej zbrodni? - o偶ywi艂 si臋 艣piewak. - Co za bzdury! Giovanni by艂 hulak膮, cz艂owiekiem bez zasad, chcia艂 wszystkiego w 偶yciu spr贸bowa膰. Spotka艂a go 艣mier膰, na jak膮 zas艂u偶y艂. Nawet zbyt pi臋kna... Nikt nie b臋dzie si臋 dziwi膰. Zapewne we藕mie mnie pan za starego idiot臋, ale wierz臋 jeszcze w sprawiedliwo艣膰. Ten, kto oddaje si臋 rozpu艣cie, b臋dzie srogo ukarany przez niebiosa. I to jest s艂uszne.

Higgins 偶ywi艂 podobne przekonania, jednak dzia艂a艂 na polecenie Scotland Yardu i nie mia艂 prawa snu膰 tego typu rozwa偶a艅, nawet je艣li nie by艂y pozbawione racji.

- Chcia艂bym, 偶eby si臋 pan nie myli艂, panie Chairman. U艂atwi艂oby mi to dochodzenie. Obawiam si臋 jednak, 偶e moja hipoteza jest w艂a艣ciwa. Czy wie pan, 偶e 艣ledz臋 pa艅sk膮 karier臋 od ponad dwudziestu lat?

Odtw贸rca roli Komandora pozosta艂 niewzruszony.

- Chwa艂a panu za to, inspektorze. Musz臋 jednak pana uprzedzi膰, 偶e jestem nieczu艂y zar贸wno na komplementy, jak na krytyk臋. Moja kariera nie ma 偶adnego znaczenia, liczy si臋 tylko muzyka. S艂u偶臋 jej najlepiej jak potrafi臋 od dwudziestu lat, to prawda. Pragn臋 po艣wi臋ci膰 jej m贸j talent a偶 do ostatniego tchu. Dlatego te偶 nie op艂akuj臋 艣mierci Pietra Giovanniego. Kiedy kto艣 przegapia fis, kiedy niedok艂adnie wykonuje wiele istotnych fraz drugiego aktu Don Juana Mozarta, kiedy pope艂nia powa偶ne b艂臋dy, nie zas艂uguje, 偶eby 偶y膰.

R贸wnie偶 tym razem Higgins nie m贸g艂 zaprzeczy膰. Nie usz艂y jego uwagi niewybaczalne uchybienia w艂oskiego 艣piewaka.

- Jest pan Irlandczykiem, je艣li si臋 nie myl臋?

- Urodzi艂em si臋 w Dublinie, pi臋膰dziesi膮t trzy lata temu - odpar艂 George Chairman. I jestem z tego dumny.

- Mieszka pan w Londynie, prawda?

- Czy偶by zna艂 pan wszystkie tajemnice mojego 偶ycia prywatnego, inspektorze?

Higgins wykona艂 niewyra藕ny gest r臋k膮.

- Jestem daleki od tego... ale jak偶e m贸g艂bym okazywa膰 oboj臋tno艣膰 wobec najlepszego Komandora ostatnich dwudziestu lat? Krytyka jest jednomy艣lna w ocenie pana kariery i podzielam jej podziw. Nie lubi艂 pan zbytnio Pietra Giovanniego, zgodnie z tym co mog艂em przeczyta膰 w specjalistycznych periodykach. Uwa偶a艂 go pan za 艣piewaka belcanto, niezdolnego do poprawnego wykonania dzie艂 Mozarta. Odnosz臋 wra偶enie, 偶e nie ceni艂 go pan ani jako artysty, ani jako cz艂owieka.

George Chairman podni贸s艂 si臋 i stan膮艂 w oknie wychodz膮cym na 鈥渃zarodziejski ogr贸d鈥 zamku Lindenbourne. Blask ksi臋偶yca o艣wietla艂 granitowe postacie bohater贸w oper Mozarta: Cherubina z Wesela Figara, Komandora z Don Juana, Despin臋 z Cosi fan tutte, Papagena z Czarodziejskiego fletu. Nocna cisza spowija艂a u艣pion膮 wie艣, nie艣wiadom膮 dramatu, kt贸ry rozegra艂 si臋 w murach czcigodnego zamku w Lindenbourne.

- Ma pan 艣wi臋t膮 racj臋, inspektorze.

Higgins doceni艂 szczero艣膰 swojego rozm贸wcy.

- Panie Chairman, czy widzia艂 pan ran臋 Pietra Giovanniego?

- Ma pan na my艣li to n臋dzne zadra艣ni臋cie? By艂em oburzony t膮 jego manifestacj膮, inspektorze. Widzia艂em wielu rannych podczas wojny. Cierpieli z godno艣ci膮.

Drzwi otworzy艂y si臋 z hukiem i do pokoju wbieg艂 zdyszany cz艂owiek. Mia艂 zaczerwienion膮, spocon膮 od wysi艂ku twarz. Higgins rozpozna艂 niemieckiego barytona Gerta Glindera, kt贸ry gra艂 Leporella, s艂u偶膮cego Don Juana.

- Prosz臋 szybko p贸j艣膰 ze mn膮 - rzuci艂 m臋偶czyzna. - Audrey Simonsen umiera!


Rozdzia艂 V


Higgins natychmiast zrozumia艂, 偶e nie chodzi o kiepski 偶art. Zostawi艂 George'a Chairmana i wyszed艂 z Gertem Glinderem, kt贸ry zaprowadzi艂 go na pierwsze pi臋tro zamku.

Niemiecki 艣piewak by艂 szczup艂ym trzydziestoletnim m臋偶czyzn膮 o zwinnych ruchach i sumiastych w膮sach. Sylwetk膮 uderzaj膮co przypomina艂 Pietra Giovanniego. Szybko pokonywa艂 schody, wzywaj膮c po drodze re偶ysera, pozosta艂ych artyst贸w, policj臋, lekarza.

Drzwi pokoju Audrey Simonsen by艂y otwarte. M艂oda Dunka, odtw贸rczyni roli Doni Elviry, le偶a艂a na 艂贸偶ku. Mia艂a na sobie d艂ug膮 sukni臋 z ciemnoczerwonego aksamitu.

- Prosz臋 spojrze膰, inspektorze! - wykrzykn膮艂 Gert Glinder, wymachuj膮c na p贸艂 pustym opakowaniem po 艣rodkach nasennych. - Pr贸bowa艂a pope艂ni膰 samob贸jstwo! Jeszcze oddycha... gdybym nie przyby艂 w por臋...

Zaalarmowany wo艂aniem o pomoc re偶yser zszed艂 ze strychu, spotykaj膮c na schodach nadinspektora Marlowa, kt贸ry przebywa艂 w salonie na parterze. Higgins zbli偶y艂 si臋 do pi臋knej, jasnow艂osej Audrey Simonsen, kt贸rej ciep艂y g艂os i magiczny u艣miech urzek艂y go podczas przedstawienia. Wiotka, zwiewna, przepe艂niona wewn臋trznym 艣wiat艂em artystka odegra艂a rol臋 Doni Elviry z niezwyk艂ym talentem.

- Szybko, nadinspektorze! Musimy wywo艂a膰 torsje.

Podczas gdy przera偶ony re偶yser pobieg艂 szuka膰 lekarza, Higgins i Marlow zaj臋li si臋 udzieleniem pierwszej pomocy.

- Audrey Simonsen jest uratowana - oznajmi艂 re偶yser.

By艂o ju偶 po p贸艂nocy. Higgins i Scott Marlow, siedz膮c w garderobie i gasz膮c pragnienie wod膮 mineraln膮, nie bez trwogi oczekiwali na werdykt lekarza.

Artystom polecono uda膰 si臋 do swoich pokoj贸w i zakazano opuszcza膰 zamek. Ostatni ciekawscy wyjechali z Lindenbourne, dowiedziawszy si臋, 偶e festiwal zosta艂 przerwany a偶 do odwo艂ania. Zacz臋艂y kr膮偶y膰 najbardziej niesamowite plotki. M贸wiono o licznych zbrodniach, o widmie 偶膮dnym krwi, o powrocie Kuby Rozpruwacza. Jonathanowi Kelwingowi ledwie uda艂o si臋 powstrzyma膰 pierwszych wys艂annik贸w prasy brukowej. Nie mia艂 jednak z艂udze艅. Wkr贸tce trzeba b臋dzie zaspokoi膰 ciekawo艣膰 dziennikarzy.

Nadinspektor obgryza艂 paznokcie. Rutynowa misja przekszta艂ca艂a si臋 w skandaliczn膮 afer臋. Higgins powinien podj膮膰 energiczne dzia艂ania, szybko zdemaskowa膰 winnego i rozbroi膰 bomb臋, kt贸ra w ka偶dej chwili mog艂a eksplodowa膰 powa偶nym skandalem.

- Odwieziono j膮 do szpitala?

- To nie b臋dzie konieczne - odpar艂 re偶yser. - Szybko stanie na nogi. Interweniowali艣my na czas.

- Czy odnalaz艂 pan szpad臋?

- Nie, inspektorze. Chyba znikn臋艂a... nie potrafi臋 sobie tego wyt艂umaczy膰.

-Wszystko jest jasne, panie Kelwing, chodzi przecie偶 o 艣lady zbrodni.

- Je艣li to by艂a zbrodnia - zaoponowa艂 re偶yser, zapalaj膮c nerwowo papierosa.

- Z pewno艣ci膮 tak - oznajmi艂 pos臋pnie Scott Marlow. - B臋dziemy wiedzie膰 wi臋cej jutro rano.

- Ach... - westchn膮艂 Kelwing, rozumiej膮c, 偶e jego nadzieje s膮 p艂onne. - Ale dlaczego pope艂niono tak odra偶aj膮cy czyn? Dlaczego tutaj, w Lindenbourne, podczas najspokojniejszego na 艣wiecie festiwalu? To musia艂o by膰 dzie艂o szale艅ca, maniaka!

- Je艣li dobrze zapami臋ta艂em pa艅skie s艂owa, wszyscy arty艣ci, z wyj膮tkiem Pietra Giovanniego, mieszkali tutaj?

- Zgadza si臋, inspektorze.

- Nikt nie mo偶e opu艣ci膰 zamku, Marlow?

- Od godziny dwudziestej drugiej jest strze偶ony przez umundurowanych policjant贸w. Polecenia s膮 rygorystyczne. Nikomu nie wolno wyj艣膰 bez mojej zgody.

- Doskonale. Panie Kelwing, czy by艂by pan tak uprzejmy i zawi贸z艂 mnie do gospody 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮?鈥

Re偶yser spojrza艂 na zegarek.

- O tej godzinie? Pan chyba 偶artuje!

- Nie mamy czasu do stracenia. Zastanawiam si臋, czy klucz do tej zagadki nie le偶y w tajemniczym znikni臋ciu Pietra Giovanniego w drodze mi臋dzy gospod膮 a Lindenbourne. Je艣li jest tam co艣 do odkrycia, warto, 偶eby艣my wiedzieli o tym pierwsi.

Jonathan Kelwing by艂 wyra藕nie zak艂opotany.

- W艂a艣cicielka gospody, panna Lipyncott, nie pochwali takiego post臋powania. Przestrzega konwenans贸w i ja...

- W drog臋 - przerwa艂 mu Higgins.

- Scotland Yard nie ma zwyczaju czeka膰 - doda艂 wynio艣le Scott Marlow.

Re偶yser niech臋tnie na艂o偶y艂 nieprzemakalny p艂aszcz. Gdy Higgins by艂 ju偶 na zewn膮trz, nadinspektor poci膮gn膮艂 Kelwinga za r臋kaw.

- Prosz臋 mi powiedzie膰, panie Kelwing... Podczas gdy pan uda si臋 do gospody, a ja b臋d臋 czuwa艂 nad zamkiem, czy by艂oby mo偶liwe, 偶eby podano mi posi艂ek i co艣 na pokrzepienie?

- Kuchnie i bar s膮 zamkni臋te. 艢niadanie o si贸dmej trzydzie艣ci.

Odwracaj膮c si臋 plecami do nadinspektora, re偶yser uda艂 si臋 w kierunku swojego bentleya. Scott Marlow zosta艂 sam, czerwony ze z艂o艣ci.


Bentley, prowadzony nerwowo przez Kelwinga, jecha艂 szybko w stron臋 Gemfield. Higgins, otulony w wiosenny p艂aszcz w pepitk臋, obserwowa艂 z rozrzewnieniem zielone 偶ywop艂oty okalaj膮ce gospodarstwa rozrzucone wzd艂u偶 w膮skiej drogi. Jak偶e nie doceni膰 talentu angielskiego ogrodnika, kt贸ry wzorem swych przodk贸w wymodelowa艂 idealne geometryczne formy w ligustrach, tujach i wawrzynach? Inspektor r贸wnie偶 sp臋dza艂 d艂ugie godziny nad doskonaleniem sposobu przycinania 偶ywop艂ot贸w otaczaj膮cych jego rezydencj臋. Nic nie cieszy艂o go bardziej ni偶 zadbany 偶ywop艂ot. Chroni膮c przed wiatrem, t艂umi膮c ha艂asy, strzeg膮c intymno艣ci ogrodnika, 偶ywop艂ot stanowi艂, zdaniem Higginsa, jedn膮 z najpi臋kniejszych ozd贸b cywilizacji.

Gospoda 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮鈥 by艂a po艂o偶ona nieopodal strumyka i otoczona p艂acz膮cymi wierzbami. Starannie przystrzy偶ony trawnik prowadzi艂 do wej艣cia niemal niewidocznego pod dzik膮 winoro艣l膮. Okna z ma艂ymi szybami nadawa艂y starej posiad艂o艣ci nostalgiczny urok miejsca, gdzie warto zatrzyma膰 si臋 na d艂u偶ej.

- Uprzedzam pana - powiedzia艂 re偶yser, zatrzymuj膮c samoch贸d - wywo艂a pan prawdziw膮 burz臋. Panna Lipyncott jest bardzo szanowana w okolicy. Reputacja Scotland Yardu...

- Prosz臋 si臋 o to nie martwi膰, panie Kelwing

Nad wej艣ciem 艣wieci艂a latarnia. Higgins poci膮gn膮艂 za sznurek i cisz臋 nocy zak艂贸ci艂 d藕wi臋k dzwonka. Kilka sekund p贸藕niej w przedsionku zapali艂o si臋 艣wiat艂o. Drzwi uchyli艂a starsza pani, odziana w niezwykle elegancki blador贸偶owy kostium.

- Scotland Yard, jak si臋 domy艣lam? Czeka艂am na pana.

Re偶yser, kt贸ry ukry艂 si臋, 偶eby nie by膰 艣wiadkiem awantury, teraz podszed艂 bli偶ej.

- Dobry wiecz贸r, panie Kelwing. Czy tragiczna 艣mier膰 pana Giovanniego sprawi艂a, 偶e zapomnia艂 pan o elementarnych zasadach dobrego wychowania?

Zmieszany re偶yser poczu艂 na sobie niezadowolony wzrok Higginsa, kt贸ry czeka艂, a偶 re偶yser go przedstawi.

- Prosz臋 mi wybaczy膰, panno Lipyncott... Przedstawiam pani inspektora Higginsa.

Inspektorze, oto panna Lipyncott, w艂a艣cicielka najlepszego hotelu w okolicy.

- To zbytnia uprzejmo艣膰 z pana strony... Prosz臋 wej艣膰.

Higgins pochyli艂 si臋, puszczaj膮c re偶ysera przodem.

Czy to nie pocieszaj膮ce - pomy艣la艂 - 偶e s膮 jeszcze ludzie, kt贸rzy ho艂duj膮 dawnym obyczajom? Zachowuj膮c tradycje, hamuj膮 rozw贸j barbarzy艅stwa鈥.

Panna Lipyncott wprowadzi艂a go艣ci do wypieszczonego salonu gromadz膮cego tyle starych foteli, kom贸d, obraz贸w i bibelot贸w, 偶e nie wiadomo by艂o, na czym najpierw zatrzyma膰 wzrok. Ca艂o艣膰 by艂a jednak utrzymana w dobrym gu艣cie i pachnia艂a spokojn膮 prowincj膮, kt贸rej obcy by艂 niepok贸j wsp贸艂czesnego 艣wiata.

Na niskim stoliku sta艂 czajniczek z herbat膮 i trzy fili偶anki. Higgins poczu艂 nag艂y niepok贸j w 偶o艂膮dku. Herbata by艂a jedynym napojem, kt贸rego nie znosi艂, a nie m贸g艂 si臋 nikomu do tego przyzna膰.

Panna Lipyncott wla艂a gor膮cy nap贸j do fili偶anek.

- Sypiam tylko jedn膮, dwie godziny - wyzna艂a.- Tego wieczoru nie zamierza艂am wcale k艂a艣膰 si臋 do 艂贸偶ka. Telefon nie przestawa艂 dzwoni膰 i gospod臋 po艣piesznie opu艣ci艂o trzech klient贸w, oburzonych wydarzeniami na festiwalu. To przywilej wieku, panowie: nie potrzebuj臋 ani czyta膰 gazet, ani s艂ucha膰 radia, 偶eby wiedzie膰 o wszystkim.

- Dzi臋kujemy bardzo za tak urocze przyj臋cie - powiedzia艂 Higgins, szukaj膮c wzrokiem jakiej艣 ro艣liny doniczkowej, 偶eby dyskretnie wla膰 do niej zawarto艣膰 fili偶anki. - Pani hotel jest jednym z najbardziej zachwycaj膮cych miejsc, jakie dane mi by艂o odwiedzi膰. Tyle subtelno艣ci, tyle smaku, tyle pieczo艂owicie nagromadzonych skarb贸w...

Stara panna upi艂a 艂yk herbaty, 偶eby ukry膰 wzruszenie. Ten inspektor nale偶a艂 z pewno艣ci膮 do bardzo znamienitego rodu.

- Okropna nowina musia艂a by膰 dla pani pewnym szokiem, panno Lipyncott.

Higgins podni贸s艂 fili偶ank臋 do ust. Szcz臋艣liwie zauwa偶y艂 wielk膮, niezbyt cenn膮 waz臋 z ko艅ca wieku. B臋dzie m贸g艂 pozby膰 si臋 k艂opotu.

- Och, inspektorze! Prze偶y艂am ju偶 tyle dramat贸w! By艂am pewna, 偶e pana Giovanniego spotka co艣 z艂ego.

- Czy zauwa偶y艂a pani co艣 szczeg贸lnego?

- Pan Giovanni nie by艂 d偶entelmenem. Niekiedy nie potrafi艂 zachowa膰 umiaru... Jeszcze troch臋 herbaty?

- Za chwil臋.

Panna Lipyncott by艂a urzeczona Higginsem, natomiast na re偶ysera nie zwraca艂a uwagi. Inspektor czu艂, 偶e musi post臋powa膰 ostro偶nie, 偶eby podtrzyma膰 jej sympati臋 i uzyska膰 jak najwi臋cej informacji.

- Czy Pietro Giovanni nie zachowywa艂 si臋 wobec pani z nale偶ytym szacunkiem?

- Ale偶, inspektorze, w takiej sytuacji natychmiast bym si臋 go pozby艂a. To ja decyduj臋, komu wynaj膮膰 pokoje, i sama ustalam czas go艣ciny.

- Gdyby ka偶dy post臋powa艂 tak jak pani, Anglia by艂aby rajem.

Panna Lipyncott pog艂adzi艂a medalion z portretem zmar艂ego podczas wojny przyjaciela z dzieci艅stwa. Przypomina艂 nieco tego inspektora ze Scotland Yardu.

- Wczoraj wydarzy艂 si臋 niemi艂y incydent. Z艂o偶y艂 mu wizyt臋 jeden z koleg贸w.

Dosz艂o mi臋dzy nimi do ostrej wymiany zda艅, czym zak艂贸cili spok贸j moich pensjonariuszy. Gdy zamierza艂am ju偶 interweniowa膰, pan Giovanni wyp臋dzi艂 swojego go艣cia.

- Czy mo偶e go pani opisa膰?

- M艂ody cz艂owiek, tego samego wzrostu co pan Giovanni, 藕le ubrany, w膮saty.

- To Gert Glinder - powiedzia艂 re偶yser ponurym g艂osem.

- Ile czasu tutaj pozosta艂? - spyta艂 Higgins.

- Nie d艂u偶ej ni偶 dziesi臋膰 minut, inspektorze. Przyjecha艂 i odjecha艂 czerwonym samochodem, kabrioletem.

Higgins podrapa艂 si臋 po brodzie.

- Od jak dawna Pietro Giovanni przebywa艂 u pani?

- Od trzech dni, inspektorze. To nie by艂 jego pierwszy pobyt tutaj. Pan Giovanni sp臋dzi艂 tu weekend sze艣膰 miesi臋cy temu. Przyznaj臋, 偶e na pocz膮tku by艂am nim zauroczona, zachowywa艂 si臋 jak d偶entelmen.

Higgins spowa偶nia艂.

- Zadam pani bardzo osobiste pytanie, panno Lipyncott. Oczywi艣cie mo偶e pani odm贸wi膰 odpowiedzi w imi臋 tajemnicy s艂u偶bowej. Potrafi臋 to zrozumie膰.

Higgins mia艂 oczy z ty艂u g艂owy. Jak kot na czatach - wed艂ug chi艅skiej astrologii urodzi艂 si臋 zreszt膮 pod tym znakiem - dostrzega艂 wyra藕nie najmniejsze zmiany w ludziach. Ta umiej臋tno艣膰 cz臋sto pozwala艂a mu dostrzec cienk膮 granic臋 mi臋dzy prawd膮 i k艂amstwem. Tym razem wyczu艂 intuicyjnie, 偶e re偶yser jest tak przej臋ty, jakby co艣 mia艂o mu za chwil臋 spa艣膰 na g艂ow臋.

Panna Lipyncott walczy艂a ze sob膮. Tajemnice hotelu nale偶a艂y tylko do niej. Nikt nigdy nie mia艂 do nich dost臋pu. By艂a jednak sk艂onna zrobi膰 wyj膮tek.

- Prosz臋 pyta膰, inspektorze, jestem gotowa.

Higgins milcza艂 d艂u偶sz膮 chwil臋.

- Czy nie dostrzeg艂a pani nic nietypowego, wr臋cz nieodpowiedniego w zachowaniu Pietra Giovanniego?

Stara panna zastanowi艂a si臋.

- Nie, nic takiego nie dostrzeg艂am. Przykro mi. Sprawia艂 wra偶enie zaniepokojonego, zatrwo偶onego, ale nie mog臋 poda膰 panu konkretnego przyk艂adu. Mo偶e jego pok贸j... chcia艂by pan go zobaczy膰?

- Nie 艣mia艂em o to prosi膰.

Higgins docenia艂 po艣wi臋cenie w艂a艣cicielki gospody. Otwiera艂a przed nim, w pewien spos贸b, drzwi swojego intymnego 艣wiata.

- P贸jdziemy na pierwsze pi臋tro, inspektorze. Pan Giovanni zajmowa艂 najwi臋kszy pok贸j w hotelu. Po jego wyje藕dzie osobi艣cie zamkn臋艂am pok贸j na klucz. Prosz臋 nie robi膰 ha艂asu. Go艣cie maj膮 prawo do odpoczynku.

- Oczywi艣cie. Prosz臋 tu na nas poczeka膰, panie Kelwing.

Wychodz膮c z salonu, Higgins niezwykle zr臋cznie wyla艂 zawarto艣膰 fili偶anki do wazy, kt贸r膮 wcze艣niej sobie upatrzy艂.

艢liwkowa we艂niana wyk艂adzina na schodach t艂umi艂a kroki. 艢ciany korytarza by艂y obite tkanin膮 przedstawiaj膮c膮 popisy wolty偶erki. Panna Lipyncott w艂o偶y艂a klucz do zamka pokoju numer l. Ku jej zdziwieniu nie zazgrzyta艂. Drzwi si臋 otworzy艂y.

Stara panna nie mog艂a powstrzyma膰 krzyku przera偶enia. Zas艂ab艂a i osun臋艂a si臋 w ramiona Higginsa, kt贸rego oczom ukaza艂 si臋 straszny widok.


Rozdzia艂 VI

Pok贸j Pietra Giovanniego by艂 doszcz臋tnie zdemolowany. W艂amywacz wyrzuci艂 na dywan zawarto艣膰 kom贸d i szaf, rozpru艂 materac, rozdar艂 fotele. Widok by艂 przera偶aj膮cy, najpierw jednak trzeba si臋 by艂o zaj膮膰 w艂a艣cicielk膮 gospody. Higgins nie bardzo wiedzia艂, co pocz膮膰. Pierwotny pomys艂 po艂o偶enia jej na korytarzu wyda艂 mu si臋 niew艂a艣ciwy. Wzywaj膮c na pomoc re偶ysera, ryzykowa艂 obudzenie go艣ci i wywo艂anie zam臋tu. Gdy zastanawia艂 si臋 nad najlepszym rozwi膮zaniem, panna Lipyncott odzyska艂a przytomno艣膰.

- To straszne! Moje meble, moja po艣ciel...

Wspieraj膮c si臋 na opieku艅czym ramieniu inspektora, odwa偶y艂a si臋 przekroczy膰 pr贸g spl膮drowanego pokoju. Jaka艣 przemo偶na si艂a pcha艂a j膮 do porz膮dkowania i uk艂adania. Higgins nie mia艂 odwagi przeszkodzi膰 jej w tym dziele. Rozejrza艂 si臋 woko艂o, ale nie spodziewa艂 si臋 osi膮gn膮膰 wielkich rezultat贸w. W艂amywacz przetrz膮sn膮艂 wszystko. Jednak czy znalaz艂 to, czego szuka艂?

Inspektor podszed艂 do najwi臋kszego z trzech okien. Jedna z szyb by艂a wybita. Okiennice zosta艂y otwarte od zewn膮trz. Uchylaj膮c je, Higgins stwierdzi艂, 偶e pn膮cy si臋 wzd艂u偶 muru bluszcz zosta艂 naderwany w wielu miejscach. Teraz ju偶 wiedzia艂, w jaki spos贸b z艂odziej dosta艂 si臋 do 艣rodka. Musia艂 przej艣膰 przez ogr贸d, wspi膮膰 si臋 po murze, chwytaj膮c si臋 bluszczu oplataj膮cego drewniane okiennice, wybi膰 szyb臋 i otworzy膰 okno. Wr贸ci艂 t膮 sam膮 drog膮.

Jaki skarb posiada艂 Pietro Giovanni? Czy by艂o to zwi膮zane ze z艂otym kluczykiem, kt贸ry nosi艂 na szyi i kt贸ry Higgins zr臋cznie ukry艂 dla potrzeb 艣ledztwa? Kolejne pytania bez odpowiedzi. Inspektora uderzy艂y 艣lady po艣piechu. By膰 mo偶e z艂odziej mia艂 bardzo ma艂o czasu na dzia艂anie po 艣mierci Giovanniego.

Oburzona panna Lipyncott, zbieraj膮c resztki wazy, mamrota艂a co艣 pod nosem. Nie odchodz膮c od okna, Higgins czeka艂 cierpliwie, a偶 w艂a艣cicielka gospody zako艅czy te dora藕ne porz膮dki. Nagle zauwa偶y艂 obecno艣膰 dziwnego przedmiotu, zakleszczonego mi臋dzy lekko wysuni臋tym coko艂em a murem. Przykucn膮艂 i delikatnie wyci膮gn膮艂 贸w przedmiot. By艂a to kwadratowa mosi臋偶na sprz膮czka.

Mr贸wcza praca panny Lipyncott dobiega艂a ko艅ca. Pok贸j zmar艂ego 艣piewaka niemal偶e odzyska艂 normalny wygl膮d.

- Jestem zbulwersowana, inspektorze. To pierwszy akt wandalizmu pope艂niony w tej gospodzie od czasu jej za艂o偶enia przez moj膮 praprababk臋. Czu艂am, 偶e ten Pietro Giovanni nie jest ca艂kiem uczciwym cz艂owiekiem. I... musz臋 wyzna膰 panu co艣 okropnego.

- Nikt, opr贸cz pani i mnie, nie dowie si臋, co si臋 tutaj sta艂o - uspokoi艂 j膮 Higgins. - Nic nie zaszkodzi reputacji pani przybytku.

Panna Lipyncott nie kry艂a wzruszenia.

- Wiedzia艂am, 偶e mog臋 mie膰 do pana zaufanie, inspektorze... Tak jak panu powiedzia艂am, mam problemy z za艣ni臋ciem. Sp臋dza艂am kolejn膮 bezsenn膮 noc na wspominaniu minionych lat. W gospodzie nie pali艂o si臋 ju偶 偶adne 艣wiat艂o. Oko艂o drugiej nad ranem us艂ysza艂am lekki ha艂as: kto艣 szed艂 korytarzem, pr贸buj膮c nie zwr贸ci膰 na siebie uwagi. Wsta艂am, w艂o偶y艂am peniuar, uchyli艂am drzwi mego pokoju, jedyne w gospodzie, kt贸re nie skrzypi膮. Kto艣 wszed艂 do pana Giovanniego. Czeka艂am oko艂o kwadransa, a potem zobaczy艂am, jak wychodzi stamt膮d smuk艂a kobieta w d艂ugim czarnym p艂aszczu z kapturem, kt贸ry nasun臋艂a na g艂ow臋. Prawdziwy kostium teatralny. Posz艂am za ni膮. Przesz艂a przez ogr贸d i posz艂a na pole w pobli偶u opuszczonej kaplicy, oko艂o kilometra st膮d. By膰 mo偶e nawet wesz艂a do 艣rodka. Nagle ogarn膮艂 mnie strach. Wola艂am wr贸ci膰 do gospody.

- Dobrze pani zrobi艂a - pochwali艂 j膮 Higgins.

Panna Lipyncott spu艣ci艂a wzrok.

- Nocna schadzka w mojej gospodzie... zdaje pan sobie spraw臋, inspektorze?

- Doskonale pani膮 rozumiem. - Wsp贸艂czucie Higginsa poruszy艂o serce starej panny. - Pani informacje by艂y dla mnie bardzo cenne. Dzi臋kuj臋 w imieniu Scotland Yardu.

W艂a艣cicielka gospody u艣miechn臋艂a si臋 skromnie.

- Jestem uwa偶ana za najlepiej poinformowan膮 osob臋 w okolicy... ale to z pewno艣ci膮 przesada. Zawsze b臋dzie pan u mnie mile widziany, inspektorze.

- Jestem bardzo wzruszony. Prosz臋 mi wybaczy膰, ale musz臋 si臋 z pani膮 po偶egna膰. Obowi膮zki mnie wzywaj膮.

- Niech pan idzie, inspektorze, i niech B贸g ma pana w opiece.

Higgins zszed艂 do salonu, gdzie wyczerpany emocjami Jonathan Kelwing drzema艂 w fotelu. Inspektor obudzi艂 go delikatnie.

- Chod藕my, drogi przyjacielu. Wracamy do Lindenbourne.

W drodze powrotnej Higgins notowa艂 skrupulatnie najistotniejsze elementy zeznania panny Lipyncott. Gdy wysiadali z bentleya, pokaza艂 re偶yserowi sprz膮czk臋 od buta, kt贸r膮 znalaz艂 w pokoju Giovanniego.

- Czy rozpoznaje pan ten przedmiot?

Jonathan Kelwing, z trudem opanowuj膮c senno艣膰, otworzy艂 szeroko oczy.

- Oczywi艣cie... to sprz膮czka od m臋skich but贸w... but贸w scenicznych, to znaczy, chcia艂em powiedzie膰...

- Czy odtw贸rcy m臋skich r贸l w Don Juanie nosili podobne?

- Tak... czarne buty, wzorowane na obuwiu z XVIII wieku. Mieli je przynajmniej George Chairman, Gert Glinder, sir Brian Hall i sam Pietro Giovanni. Ruben Carmino, kt贸ry 艣piewa艂 parti臋 wie艣niaka i Masetta, mia艂 inne buty.

- Dzi臋kuj臋, panie Kelwing. Prosz臋 si臋 po艂o偶y膰. Jutro b臋d臋 potrzebowa艂 pa艅skiej pomocy.

Re偶yser nie protestowa艂. Poszed艂 prosto do swojego pokoju na parterze, obok garderoby.

Higgins nie my艣la艂 o spaniu. Do艣膰 ciep艂y wiecz贸r sprzyja艂 nocnym medytacjom. Po raz pierwszy w 偶yciu inspektor m贸g艂 rozkoszowa膰 si臋 samotn膮 przechadzk膮 po 鈥渃zarodziejskim ogrodzie鈥 Lindenbourne, miejscu, gdzie zazwyczaj mi艂o艣nicy Mozarta gaw臋dzili do p贸藕na, wymieniaj膮c uwagi na temat wys艂uchanej opery. Tego wieczoru Lindenbourne by艂o odizolowane od reszty 艣wiata, strze偶one przez policj臋 Jej Kr贸lewskiej Mo艣ci. Inspektor ruszy艂 wysypan膮 偶wirem alej膮, wzd艂u偶 kt贸rej ci膮gn膮艂 si臋 szpaler r贸偶anych krzew贸w. Min膮艂 pos膮g Papagena, ptasznika z Czarodziejskiego fletu, i przysiad艂 na kamiennej 艂awce, zwr贸cony twarz膮 do zielonego, ligustrowego labiryntu.

Czu艂 si臋 znakomicie w tej samotni, zamieszkanej przez tysi膮ce u艣miechni臋tych cieni, zaludnionej duchami mi艂o艣ci lub nostalgii. Zjawy, kt贸re tutaj 偶y艂y, mia艂y talent Mozarta i 艣piewa艂y w ciszy ogrodu utkanego z ksi臋偶yca i rosy.

Nagle przywo艂a艂a go do rzeczywisto艣ci posta膰 wy艂aniaj膮ca si臋 zza pos膮gu Komandora. Bia艂a sylwetka przesuwa艂a si臋 powoli, bez celu, jakby unoszona podmuchami wiatru. Do wyrwanego z zadumy Higginsa dotar艂o wreszcie, 偶e posta膰 o艣wietlona bladym 艣wiat艂em ksi臋偶yca jest rzeczywist膮 kobiet膮. By艂a to Audrey Simonsen, odtw贸rczyni roli Doni Elviry i niedosz艂a samob贸jczyni.

艢piewaczka oddala艂a si臋 w stron臋 艂膮ki. Mia艂a na sobie tylko zwiewny peniuar, pod kt贸rym rysowa艂y si臋 czaruj膮ce kszta艂ty. Inspektor opatuli艂 si臋 szczelniej p艂aszczem, nie mog膮c poj膮膰, jak komu艣 mo偶e by膰 do tego stopnia ciep艂o. Wola艂by nadal snu膰 rozwa偶ania w 鈥渃zarodziejskim ogrodzie鈥, ale jego samotno艣膰 zosta艂a zak艂贸cona, a poza tym nie m贸g艂 pozwoli膰, aby m艂oda dama odbywa艂a po nocy samotne spacery.

Pod膮偶aj膮c 艣ladem artystki, przeszed艂 obok pos膮gu Komandora i wkr贸tce j膮 dogoni艂. S艂ysz膮c za sob膮 kroki, Audrey Simonsen odwr贸ci艂a g艂ow臋.

Na widok policjanta wyda艂a lekki okrzyk przestrachu, ale nie cofn臋艂a si臋. Du艅ska sopranistka by艂a jedn膮 z najpi臋kniejszych kobiet, jakie Higginsowi zdarzy艂o si臋 pozna膰 w swojej karierze 艣ledczego. Jedwabiste z艂ote loki l艣ni艂y w blasku ksi臋偶yca. 艁agodne rysy twarzy roz艣wietla艂 czasem nie艣mia艂y u艣miech. Urzeka艂y doskona艂e proporcje m艂odego, kobiecego cia艂a. Pi臋kna Dunka mog艂aby uwie艣膰 najbardziej wybrednego m臋偶czyzn臋. W wieku dwudziestu pi臋ciu lat Audrey Simonsen by艂a niezr贸wnan膮 odtw贸rczyni膮 Mozarta - jej ciep艂o brzmi膮cy g艂os zapowiada艂 艣wietn膮 karier臋.

- Czy mog臋 by膰 pani w czym艣 pomocny, panno Simonsen? - spyta艂 艂agodnym g艂osem Higgins.

S艂ysz膮c swoje nazwisko, kobieta nieco si臋 uspokoi艂a. Za艂o偶ywszy r臋ce na piersi, bacznie przygl膮da艂a si臋 rozm贸wcy. Waha艂a si臋 przez chwil臋.

- Ale... kim pan jest?

- Inspektor Higgins ze Scotland Yardu.

Jej g艂os brzmi r贸wnie delikatnie, gdy m贸wi i gdy 艣piewa, co jest rzadko艣ci膮 u 艣piewaczek鈥, pomy艣la艂 Higgins, po czym przywo艂a艂 si臋 do porz膮dku. Nie powinien zapomina膰, 偶e Audrey Simonsen figurowa艂a na li艣cie podejrzanych.

- Scotland Yard - zdziwi艂a si臋. - Ale dlaczego... tutaj...

- Mo偶e przeszliby艣my si臋 troch臋 po ogrodzie, panno Simonsen? Chyba 偶e jest pani zimno?

Przez twarz m艂odej kobiety przemkn膮艂 cie艅.

- Nie, od dawna nie jest mi zimno.... mo偶e dlatego, 偶e czuj臋 ch艂贸d w sercu.

Higgins uj膮艂 j膮 pod r臋k臋. Drzewa, zaro艣la, 偶ywop艂oty i trawniki 鈥渃zarodziejskiego ogrodu鈥 Lindenbourne by艂y niemymi i bezstronnymi 艣wiadkami spotkania tej dziwnej pary.

-Wie pani zapewne, panno Simonsen, 偶e pan Giovanni nie 偶yje.

M艂oda kobieta pr贸bowa艂a wyswobodzi膰 rami臋.

- Widzia艂am, jak Pietro umiera na scenie, tak jak wszyscy moi koledzy. A przecie偶 prosi艂am go po raz kolejny, 偶eby si臋 zmieni艂, ale mnie nie pos艂ucha艂.

Higgins uzna艂, 偶e du艅ska sopranistka myli rol臋 Doni Elviry ze swoim 偶yciem prywatnym, ale wola艂 to przemilcze膰. By膰 mo偶e ta mieszanina mia艂a jakie艣 znaczenie.

- Dlaczego chcia艂a pani odebra膰 sobie 偶ycie, panno Simonsen?

艢piewaczka przez d艂u偶sz膮 chwil臋 nie podnosi艂a wzroku.

- Nie mam po co 偶y膰, inspektorze.

- Trudno mi w to uwierzy膰. Pani wygl膮d 艣wiadczy raczej o ca艂kiem wyj膮tkowej 偶ywotno艣ci. Nie sprawia pani wra偶enia osoby, kt贸ra kilka godzin temu pr贸bowa艂a si臋 otru膰.

Audrey Simonsen pu艣ci艂a gwa艂townie rami臋 inspektora. Na jej pi臋knej twarzy malowa艂a si臋 w艣ciek艂o艣膰, 艣piewaczka jednak wcale nie sta艂a si臋 przez to mniej urocza.

- Oskar偶a mnie pan o fa艂szyw膮 pr贸b臋 samob贸jstwa? Myli si臋 pan. Po prostu zemdla艂am, zanim zd膮偶y艂am za偶y膰 wystarczaj膮c膮 porcj臋 艣rodk贸w nasennych. To prawda, inspektorze, jestem wyj膮tkowo 偶ywotna. Nie mog艂am usiedzie膰 na miejscu od dnia moich narodzin. Obudzi艂am si臋 jak膮艣 godzin臋 temu i nie chcia艂am sprawia膰 wra偶enia chorej. Dlatego wola艂am przespacerowa膰 si臋 w ciszy po tym pi臋knym ogrodzie. To mi pozwala zapomnie膰 troch臋 o moim cierpieniu. Czy wygl膮dam na k艂amczuch臋?

W szczero艣膰 s艂贸w Audrey Simonsen nie zw膮tpi艂by nikt opr贸cz Higginsa, kt贸ry nie zapomina艂, 偶e ma do czynienia ze znakomit膮 aktork膮.

- Nie powiedzia艂bym - odpar艂 wymijaj膮co.

- Mam tylko jeden sekret, inspektorze. Kocha艂am Pietra Giovanniego. Jego ju偶 nie ma. Dlatego nie mam po co 偶y膰. Teraz wie pan o mnie wszystko. Dobranoc panu.

Audrey Simonsen obr贸ci艂a si臋 plecami do Higginsa i skierowa艂a si臋 w stron臋 zamku. Inspektor odprowadzi艂 j膮 wzrokiem, po czym pod膮偶y艂 jej 艣ladem. Zaczyna艂o mu by膰 zimno.

Podni贸s艂 g艂ow臋, 偶eby przyjrze膰 si臋 urokliwej rezydencji. Zamek Lindenbourne by艂 niewielk膮, harmonijnie skonstruowan膮 budowl膮. Inspektora zaskoczy艂 pewien szczeg贸艂. W jednym z okien pierwszego pi臋tra dostrzeg艂 nik艂e 艣wiat艂o. Kt贸ry艣 z artyst贸w nie m贸g艂 spa膰. Higgins zaznaczy艂 po艂o偶enie pokoju w swoim czarnym notesie, aby 艂atwo zidentyfikowa膰 nocnego marka. Pozdrowi艂 oboj臋tnego policjanta, kt贸ry pilnowa艂 g艂贸wnego wej艣cia do zamku.

Inspektor uwa偶a艂 ten nadz贸r za zbyteczny - Audrey Simonsen wysz艂a innymi drzwiami. Arty艣ci musieli zna膰 tysi膮c i jeden sposob贸w, 偶eby wychodzi膰 i wraca膰 niepostrze偶enie do zamku. Jednak obecno艣膰 umundurowanych policjant贸w uspokaja艂a nadinspektora Marlowa.

Wewn膮trz panowa艂a cisza starych, wiekowych rezydencji magnackich. Pozbawiony festiwalowych go艣ci zamek sprawia艂 nieco tajemnicze, wr臋cz niepokoj膮ce wra偶enie. Higgins by艂 spragniony. Mo偶e w barze znajdzie si臋 co艣 do picia. Wszed艂 do pogr膮偶onej w p贸艂mroku galerii zbroi. Wzd艂u偶 艣cian sta艂o z pi臋膰dziesi膮t szacownych metalowych os艂on, kt贸re lepiej lub gorzej chroni艂y baron贸w, ksi膮偶膮t i rycerzy. Po艣rodku galerii inspektor us艂ysza艂 bardzo wyra藕ne skrzypienie, tu偶 przy uchu. Stan膮艂. Czy kto艣 go 艣ledzi? Obejrza艂 si臋, ale nie dostrzeg艂 niczego w ciemno艣ciach. Nie brakowa艂o tu zreszt膮 zakamark贸w, gdzie mo偶na si臋 by艂o ukry膰.

Chyba 偶e... pomys艂 by艂 dziwaczny, ale Higgins nie opar艂 si臋 ch臋ci sprawdzenia. Znajdowa艂 si臋 dok艂adnie naprzeciwko najwi臋kszej zbroi. Musia艂a nale偶e膰 do prawdziwego olbrzyma. Idealny punkt obserwacyjny dla kogo艣, kto chcia艂 wszystko widzie膰 z ukrycia! Inspektor cichutko podszed艂 do zbroi i przy艂o偶y艂 ucho do metalu. Us艂ysza艂 jaki艣 ochryp艂y g艂os. Nie pomyli艂 si臋 wi臋c. Staj膮c na palcach, podni贸s艂 gwa艂townie he艂m, kt贸ry opad艂 ze szcz臋kiem.

- Prosz臋 stamt膮d wyj艣膰! - rozkaza艂.

Z metalowego korpusu wydoby艂o si臋 co艣 na kszta艂t lekkiego, ulotnego pi贸ropusza bia艂ego dymu, kt贸ry rozp艂yn膮艂 si臋 natychmiast w p贸艂mroku.

Zdziwiony Higgins chwyci艂 jedno z drewnianych krzese艂 znajduj膮cych si臋 galerii, stan膮艂 na nim i zajrza艂 do wn臋trza zbroi. Nikogo. 鈥淛eszcze jeden duch鈥, zamrucza艂 pod nosem z niezadowoleniem. Nadal by艂 jednak przekonany, 偶e kto艣 go obserwuje. Podczas gdy spisywa艂 spostrze偶enia na temat tajemniczego ducha na potrzeby swojego prywatnego archiwum, nocn膮 cisz臋 przerwa艂 pot臋偶ny m臋ski g艂os.

Zaintrygowany inspektor skierowa艂 si臋 w stron臋, sk膮d 贸w pi臋kny g艂os dochodzi艂. Opu艣ci艂 galeri臋 zbroi, min膮艂 bar i doszed艂 do wiktoria艅skiego saloniku.

Znajdowa艂y si臋 tam dwie znajome mu osoby, kt贸re zachowywa艂y si臋 w spos贸b raczej szokuj膮cy. Ze szklank膮 w r臋ce, oparty o 艣cian臋, z nogami na inkrustowanym stole, hiszpa艅ski baryton Ruben Carmino 艣piewa艂 na ca艂y g艂os ari臋 Masetta. Siedz膮ca naprzeciwko niego w艂oska sopranistka Graziella Canti, odtw贸rczyni roli Zerliny, narzeczonej Masetta, dusi艂a si臋 ze 艣miechu. Graziella Canti by艂a r贸wnie wiotka, co Ruben Carmino gruby. Licz膮ca sobie osiemna艣cie wiosen 艣piewaczka mia艂a twarz usian膮 艂obuzerskimi piegami i zabawny nosek. Na jasne czo艂o opada艂y niesforne ciemne loki. Tchn臋艂a weso艂o艣ci膮 i ch臋ci膮 zabawy. Odziana w r贸偶owe bawe艂niane spodnie i koszul臋 koloru lawendy z obszernym dekoltem, Graziella Canti mog艂aby prawdopodobnie uwie艣膰 samego diab艂a. Ruben Carmino, ciemnow艂osy Hiszpan, mia艂 na sobie czarne spodnie i bia艂膮 koszulk臋 z kr贸tkimi r臋kawami, podkre艣laj膮c膮 jego pot臋偶ne bicepsy.

- Prosz臋 mi wybaczy膰, 偶e przerywam zabaw臋 - powiedzia艂 Higgins z u艣miechem - ale szukam wody.

Z twarzy Rubena Carmino znikn膮艂 entuzjazm. Graziella Canti przesta艂a si臋 艣mia膰. Obydwoje, pomimo wzgl臋dnie zaawansowanego stanu upojenia, rozpoznali posta膰, kt贸rej pojawienie si臋 nie wr贸偶y艂o nic dobrego.

- Higgins ze Scotland Yardu - przedstawi艂 si臋 inspektor. - Prowadz臋 艣ledztwo w sprawie dziwnej 艣mierci Pietra Giovanniego.

- Dlaczego dziwnej? - rzuci艂a w艂oska sopranistka.

Higgins, dostrzeg艂szy butelk臋 bourbona i szklank臋, obs艂u偶y艂 si臋 sam, gwa艂c膮c nieco regu艂y go艣cinno艣ci. By艂 jednak przekonany, 偶e jego rozm贸wcy nic mu nie zaproponuj膮.

- Stawiamy hipotez臋 zab贸jstwa.

Zaskoczona Graziella Canti unios艂a d艂o艅 do ust, 偶eby st艂umi膰 okrzyk.

- Ten 艂ajdak otrzyma艂 to, na co zas艂u偶y艂 - powiedzia艂 pogodnie Ruben Carmino.

Higgins z wra偶enia zastyg艂 w p贸艂 ruchu.

- 呕a艂uj臋 tylko jednego - ci膮gn膮艂 pot臋偶ny Hiszpan - tego, 偶e nie udusi艂em go w艂asnymi r臋koma. Gdybym pozna艂 dobroczy艅c臋, kt贸ry nas uwolni艂 od tego typa, z przyjemno艣ci膮 pogratulowa艂bym mu i zaprosi艂 na uroczyst膮 kolacj臋.

- Ruben zbytnio si臋 podnieca, gdy chodzi o poczucie sprawiedliwo艣ci - w艂膮czy艂a si臋 w艂oska sopranistka. - Jego s艂owa wyprzedzaj膮 my艣li, inspektorze.

- Wcale nie - upiera艂 si臋 Hiszpan. - Jestem troch臋 pijany, to prawda, ale z rado艣ci. Nie wycofuj臋 tego, co powiedzia艂em.

- Prosz臋 go nie s艂ucha膰, inspektorze.

Urocza sopranistka zbli偶y艂a si臋 do Higginsa i wzi臋艂a go pod rami臋. Tego wieczoru najlepszy agent Scotland Yardu spotyka艂 si臋 ju偶 z trzeci膮 kobiet膮...

- Staram si臋 nie s艂ucha膰, panno Canti, ale nie mam wyboru. Niech mi zreszt膮 b臋dzie wolno pogratulowa膰 wam doskona艂ego wyst臋pu. Rzadko zdarza si臋 s艂ysze膰 r贸wnie 偶yw膮 i ba艂amutn膮 Zerlin臋 oraz r贸wnie przekonuj膮cego i sympatycznego Masetta.

Policzki Grazielli Canti zar贸偶owi艂y si臋. Troch臋 mocniej opar艂a si臋 na ramieniu policjanta. Ruben Carmino wypi艂 kolejny 艂yk bourbona.

- Nie przypuszcza艂em, 偶e policjanci znaj膮 si臋 na muzyce - skomentowa艂.

- Kt贸偶 mo偶e twierdzi膰, 偶e zna Mozarta? By膰 mo偶e Pietro Giovanni, kt贸ry odwa偶y艂 si臋 zagra膰 tak膮 rol臋?

Ruben Carmino spos臋pnia艂.

- Niech ten 艂ajdak gnije w grobie.

- Dlaczego nienawidzi go pan a偶 do tego stopnia? - spyta艂 Higgins.

- Poniewa偶... poniewa偶 nie mia艂 偶adnego poczucia moralno艣ci - odpar艂 ze w艣ciek艂o艣ci膮 Hiszpan.

W艂oszka odesz艂a na bok, chowaj膮c twarz w d艂oniach, 偶eby ukry膰 szloch.

- Czy pani to potwierdza?

Graziella Canti bez s艂owa wybieg艂a z pokoju.

- Pa艅ska towarzyszka jest bardzo wra偶liw膮 os贸bk膮 -oceni艂 Higgins.

- Ma swoje powody - odpar艂 Ruben Carmino. - Kiedy by艂o si臋 ofiar膮 szanta偶u ze strony takiego potwora jak Giovanni, mo偶na mie膰 nadwer臋偶one nerwy. Prosz臋 mi wybaczy膰, inspektorze. Musz臋 pocieszy膰 moj膮 narzeczon膮.

Ruben Carmino obdarzy艂 Higginsa wynios艂ym, nieco pogardliwym spojrzeniem. Wsta艂, po偶egna艂 si臋 i troch臋 si臋 zataczaj膮c, znikn膮艂.

Inspektor zaczyna艂 powoli odczuwa膰 zm臋czenie. Bez w膮tpienia nie straci艂 czasu tej d艂ugiej nocy, kiedy wielu bohater贸w dramatu pokaza艂o mu si臋 z nieznanej strony.

Wstaj膮c, u艣wiadomi艂 sobie straszn膮 rzeczywisto艣膰 - zapomnia艂 poprosi膰 re偶ysera o pok贸j dla siebie.


Rozdzia艂 VII


- Ale偶, nadinspektorze, to niemo偶liwe! Absolutnie niemo偶liwe! Lindenbourne jest strze偶one przez policj臋, pan jest tutaj na miejscu i...

- Pa艅skie protesty na nic si臋 nie zdadz膮 - powiedzia艂 oschle Scott Marlow. - Fakty m贸wi膮 same za siebie.

Nadinspektor by艂 wyczerpany po nieprzespanej nocy. Jego 艂o偶e z baldachimem mia艂o tak historyczny materac, 偶e powinno by膰 wy艂膮czone z u偶ytku od ponad wieku.

- Czy sprawdzi艂 pan w salonie, w...

- Sprawdzili艣my wsz臋dzie. Nigdzie go nie ma. Higgins znikn膮艂.

Marlow nie by艂 w stanie prze艂kn膮膰 艣niadania. Nawet zielony groszek z mi臋t膮 w s艂odkim sosie, za kt贸rym przepada艂, wyda艂 mu si臋 niestrawny.

Znikni臋cie Higginsa oznacza艂o prawdziw膮 katastrof臋. Scott Marlow czu艂 si臋 na tyle 藕le w tym artystycznym 艣rodowisku, 偶e najch臋tniej wsiad艂by do pierwszego poci膮gu do Londynu, 偶eby znale藕膰 si臋 jak najszybciej w swoim biurze w Scotland Yardzie. Nie m贸g艂 jednak zachowa膰 si臋 w ten spos贸b. Jego kariera by艂aby sko艅czona.

- Higgins nigdy nie oddala si臋 podczas 艣ledztwa. Traktuje swoj膮 prac臋 niezwykle profesjonalnie.

- Nie w膮tpi臋, nadinspektorze - odpar艂 roz偶alony re偶yser - ale nie mog臋 nic wi臋cej zrobi膰!

- Uwa偶am pana za osobi艣cie odpowiedzialnego za znikni臋cie Higginsa - ostrzeg艂 Scott Marlow. - Jest pan ostatni膮 osob膮, kt贸ra go widzia艂a wczoraj wieczorem.

- Co to oznacza? O co usi艂uje mnie pan oskar偶y膰? - oburzy艂 si臋 Jonathan Kelwing.

Nadinspektor lekko si臋 zmiesza艂. Nie m贸g艂 postawi膰 Kelwingowi 偶adnego konkretnego zarzutu. To, 偶e re偶yser poprzedniego wieczora pozbawi艂 go whisky, nie stanowi艂 niestety wystarczaj膮cego powodu oskar偶enia.

Zadzwoni艂 telefon.

Re偶yser i nadinspektor wymienili spojrzenia. Przeczekali cztery dzwonki. Ura偶ony Kelwing za艂o偶y艂 r臋ce na piersiach i przesta艂 si臋 interesowa膰 czymkolwiek. W艣ciek艂y Scott Marlow podni贸s艂 s艂uchawk臋.

- M贸wi nadinspektor Marlow.

- Dzie艅 dobry - odpowiedzia艂 ciep艂y g艂os Higginsa. - Czy dobrze pan spa艂?

Marlow os艂upia艂 ze zdumienia.

- Nadinspektorze? Jest pan tam?

Dochodz膮c do siebie, Marlow zda艂 sobie w ko艅cu spraw臋, 偶e po drugiej stronie s艂uchawki jest naprawd臋 Higgins.

- Panie Higgins... gdzie pan jest?

- W gospodzie 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮鈥. Wyja艣ni臋 to panu. Zjem 艣niadanie i wracam. Ma艂y spacer dobrze mi zrobi. I jeszcze co艣, m贸j drogi Marlow, prosz臋 postara膰 si臋 dla mnie o ostatnie wydanie 鈥淭imesa鈥.


Ciep艂e s艂o艅ce lata zalewa艂o 艣wiat艂em 鈥渃zarodziejski ogr贸d鈥 w Lindenbourne. Posiad艂o艣膰 zdawa艂a si臋 pogr膮偶ona we 艣nie. Policjanci w mundurach Scotland Yardu zachowywali si臋 bardzo dyskretnie. Wi臋kszo艣膰 artyst贸w wylegiwa艂a si臋 w 艂贸偶kach, z wyj膮tkiem George'a Chairmana, kt贸ry, jak zwykle, wcze艣nie rano pracowa艂 nad swoim g艂osem. Higgins i Marlow wyznaczyli sobie spotkanie pod pos膮giem Komandora. Nadinspektor zamieni艂 przyciasny smoking na troch臋 niemodny garnitur z szarej flaneli. Przekorny Higgins w艂o偶y艂 kremowe spodnie i granatowy blezer z wyhaftowanym herbem rodu - krocz膮cym z艂otym lwem. Popelinow膮 koszul臋 zdobi艂a karminowa muszka. Przypr贸szone siwizn膮 skronie i szpakowaty w膮s przydawa艂y mu dystynkcji. Scott Marlow niezmiennie by艂 pod wra偶eniem tej niewymuszonej elegancji, zastanawiaj膮c si臋, dlaczego najlepszy agent Scotland Yardu wykazuje tak ma艂e zainteresowanie tytu艂ami i honorami. Nie m贸g艂 zrozumie膰, dlaczego Higgins wybra艂 wcze艣niejsz膮 emerytur臋 i zacisze swojego domu, rezygnuj膮c z najwy偶szego stanowiska.

- Ba艂em si臋, 偶e pan znikn膮艂. - Scott Marlow wr臋czy艂 inspektorowi 鈥淭imesa鈥.

- Tak te偶 by艂o - odpar艂 Higgins, bior膮c gazet臋. - Ale nie mia艂em wyboru. Gdzie bym spa艂 w Lindenboume? Mia艂em lepsze zaj臋cie. Sp臋dzi艂em noc w pokoju Pietra Giovanniego. Czy偶 to nie by艂 znakomity pomys艂?

Nadinspektor omal si臋 nie zakrztusi艂.

- Nie chce pan chyba powiedzie膰, 偶e odwa偶y艂 si臋 pan....

- Nie trzeba ba膰 si臋 艣mierci, nadinspektorze. Ona wykonuje bezb艂臋dn膮 prac臋. Sprawa, kt贸r膮 si臋 zajmujemy, jest bardzo tajemnicza. Dlatego musimy zastosowa膰 wyj膮tkowe 艣rodki.

Marlow zadr偶a艂.

- Wyj膮tkowe 艣rodki... S膮dzi pan, 偶e powinni艣my wezwa膰 posi艂ki?

Higgins zatrzyma艂 wzrok na stuletnim krzewie r贸偶y, jej 偶ywa czerwie艅 przypomina艂a mu 鈥淪zkock膮 ksi臋偶niczk臋鈥, now膮 odmian臋, nad kt贸r膮 obecnie pracowa艂.

- Nie to mia艂em na my艣li, nadinspektorze. S膮dz臋, 偶e musimy zda膰 si臋 na nasze zmys艂y. Ofiara nie by艂a przeci臋tnym cz艂owiekiem. Morderca musi mie膰 wyj膮tkow膮 osobowo艣膰. Niestety, wszyscy podejrzani r贸wnie偶 s膮 osobami nietuzinkowymi.

Scott Marlow by艂 zwolennikiem nieco innych metod.

- Je艣li rzeczywi艣cie pope艂niono zbrodni臋 - powiedzia艂 - winny ju偶 zdradzi艂 si臋 swoim zachowaniem.

- Ach tak? - zdziwi艂 si臋 Higgins. - Kt贸偶 to taki, pana zdaniem...?

- Re偶yser Jonathan Kelwing, oczywi艣cie. Zauwa偶y艂 pan, 偶e to on wyre偶yserowa艂 t臋 oper臋? Szukajmy zawsze re偶ysera, inspektorze. Ten cz艂owiek poci膮ga za sznurki, prosz臋 mi wierzy膰. Teraz trzeba to tylko udowodni膰.

Higgins milcza艂. Scott Marlow zazwyczaj nie wysuwa艂 tak 艣mia艂ych i precyzyjnych hipotez. Musia艂 by膰 g艂臋boko przekonany o swoich racjach.

Nadinspektor odnotowa艂 z satysfakcj膮 brak sprzeciwu ze strony kolegi. Mo偶e tym razem znalaz艂 rozwi膮zanie zagadki przed Higginsem.

Z otwartych okien na pierwszym pi臋trze dobieg艂 dono艣ny 艣piew.

- George Chairman pracuje - zauwa偶y艂 Higgins.

Do g艂臋bokiego g艂osu odtw贸rcy roli Komandora do艂膮czy艂 wysoki, nale偶膮cy do sopranistki. Higgins rozpozna艂 niezr贸wnany g艂os Marylin O'Neill, wspania艂ej australijskiej 艣piewaczki. Wielka gwiazda sztuki operowej, ch艂odna, nieprzenikniona, do kt贸rej nie uda艂o si臋 zbli偶y膰 偶adnemu dziennikarzowi i kt贸rej 偶ycie prywatne by艂o okryte niemal ca艂kowit膮 tajemnic膮.

- Co pan s膮dzi o moim pomy艣le, m贸j drogi Higgins? - spyta艂 Marlow, przekonany, 偶e jest na bardzo dobrej drodze.

Inspektor nie mia艂 czasu na odpowied藕, jako 偶e zbli偶a艂 si臋 do nich postawny m臋偶czyzna odziany w trzycz臋艣ciowy garnitur w stylu ksi臋cia Walii. Policjanci rozpoznali sir Briana Halla, s艂ynnego angielskiego tenora, odtw贸rc臋 roli Don Ottavia. Bardzo zamo偶ny, jedynak z rodziny bankier贸w, uchodzi艂 za najbardziej rasowego z wykszta艂conych Brytyjczyk贸w, rzadko akceptuj膮cego wyst臋py poza granicami w艂asnego kraju. To umi艂owanie Anglii nie przeszkodzi艂o mu wspina膰 si臋 po szczeblach s艂awy i sta膰 si臋 najwybitniejszym tenorem mozartowskim swojego pokolenia. Czterdziestoletni 艣piewak dumnie obnosi艂 si臋 ze swoim arystokratycznym pochodzeniem.

- Prosz臋 mi wybaczy膰, je艣li przerywam rozmow臋. Pozwol膮 panowie, 偶e si臋 przedstawi臋: sir Brian Hall. Zazwyczaj unikam tak nachalnych kontakt贸w, prosz臋 mi wierzy膰, ale zmuszaj膮 mnie do tego okoliczno艣ci.

W g艂osie angielskiego tenora nie zabrak艂o kwa艣nej nuty. Nie czuj膮c si臋 najlepiej w towarzystwie tak wysoko postawionych os贸b, nadinspektor Marlow wola艂 pozostawi膰 inicjatyw臋 swojemu koledze.

- Scotland Yard jest do pa艅skich us艂ug - powiedzia艂 uprzejmie Higgins.

- Policja Jej Kr贸lewskiej Mo艣ci nale偶y do najpi臋kniejszych ozd贸b cywilizowanego 艣wiata - oceni艂 sir Brian Hali. - Nie przypuszcza艂em jednak, 偶e pewnego dnia spotkam jej przedstawicieli na festiwalu w Lindenbourne. Jest w tym co艣... szokuj膮cego.

- Zapewniamy pana, 偶e nadinspektor Scott Marlow i ja doskonale zdajemy sobie z tego spraw臋, sir. Ale 艣mier膰 cz艂owieka jest r贸wnie偶 nieco nie na miejscu...

Usta sir Briana Halla wykrzywi艂 grymas dezaprobaty.

- Ach, tak panowie uwa偶acie? Wiele czyta艂em na temat obu wojen 艣wiatowych. Kiedy s艂u偶y艂em mojemu krajowi w jego wspania艂ej armii, widzia艂em, jak umieraj膮 ludzie. Czynili to z honorem. Nie dostrzeg艂em w tym cienia z艂ego smaku.

- 艢mier膰 wielkiego artysty - powiedzia艂 Higgins - ma w sobie co艣 przejmuj膮cego, nie uwa偶a pan?

- Czy ma pan mo偶e na my艣li Pietra Giovanniego?

- Rozumiemy si臋, sir - zapewni艂 Higgins.

- Ciesz臋 si臋, inspektorze. Nie zaskocz臋 pana, je艣li powiem, 偶e Giovanni nie by艂 typem cz艂owieka, z kt贸rym ch臋tnie przestawa艂em.

Scott Marlow zakas艂a艂.

- A jednak - zauwa偶y艂 z wahaniem - by艂 pan do tego zmuszony... mam na my艣li spektakl... I nawet pom贸g艂 mu pan podczas antraktu, kiedy zrani艂 si臋 w r臋k臋.

Sir Brian Hali zmierzy艂 nadinspektora spojrzeniem entomologa.

- Kto panu o tym powiedzia艂?

- Re偶yser Jonathan Kelwing - wtr膮ci艂 si臋 Higgins. - Doda艂 nawet, 偶e otworzy艂 pan apteczk臋, 偶eby wyj膮膰 kompres, i poda艂 go Giovanniemu.

Sir Brian Hali popatrzy艂 w stron臋 鈥渃zarodziejskiego ogrodu鈥, tam, gdzie wznosi艂y si臋 pos膮gi bohater贸w oper Mozarta.

- Zgadza si臋. To by艂 naturalny odruch. Nale偶臋 do wielu organizacji humanitarnych, inspektorze. Cierpienie jest zawsze niesprawiedliwe, kimkolwiek by艂aby ofiara. Wyrzeczenie si臋 przemocy jest dla mnie rodzajem religii.

- Trudno tego nie pochwali膰, sir. Czy zgodzi艂by si臋 pan na ma艂y spacer, w czasie gdy nadinspektor Marlow zadzwoni do laboratorium Scotland Yardu?

- Z wielk膮 przyjemno艣ci膮, inspektorze.

Spojrzenie, kt贸rym Higgins obdarzy艂 Marlowa, r贸wna艂o si臋 ze 艣cis艂ym poleceniem, nie pozbawionym pewnej dozy zaufania, kt贸re nadinspektor tak bardzo ceni艂. Higgins mia艂 racj臋: laboratorium sp贸藕nia艂o si臋 z wynikami analiz. Co艣 si臋 艣wi臋ci艂o.

- Prosz臋 mi wybaczy膰, panowie. - Marlow wykona艂 niezr臋czny uk艂on. - Wzywaj膮 mnie obowi膮zki.

- Rozkaz to rozkaz, m贸j przyjacielu - oznajmi艂 sir Brian Hall i nie zwracaj膮c wi臋cej uwagi na nadinspektora, obr贸ci艂 si臋 w stron臋 Higginsa. - To pa艅ski herb rodzinny? - spyta艂, wskazuj膮c wzrokiem z艂otego lwa na granatowym blezerze inspektora.

- Tak, sir. Dok艂adnie studiuj臋 histori臋 rodziny, 偶eby przekaza膰 kompletne drzewo genealogiczne dla Royal Society.

Sir Brian Hali i Higgins szli spokojnym krokiem w stron臋 jeziora, w kt贸rym tu i 贸wdzie p艂ywa艂y butelki po szampanie.

- Od razu wiedzia艂em, 偶e nale偶ymy do tego samego 艣wiata, inspektorze.

- To zbyt wielki zaszczyt dla mnie, sir. Czy mog臋 pana na chwil臋 przeprosi膰? Musz臋 natychmiast co艣 sprawdzi膰.

Nie czekaj膮c na odpowied藕, Higgins roz艂o偶y艂 鈥淭imesa鈥, szukaj膮c drobnych og艂osze艅. Z 偶alem pomy艣la艂 o czasach, gdy anonse by艂y drukowane na pierwszej stronie. Najpierw zdumiony, potem rozw艣cieczony takim zachowaniem rozm贸wcy arystokrata by艂 ju偶 got贸w odej艣膰, jednak lektura zaj臋艂a Higginsowi tylko kilka chwil.

- Prosz臋 mi wybaczy膰, sir- powiedzia艂, sk艂adaj膮c gazet臋 - ale nie mog臋 zaniedba膰 偶adnego szczeg贸艂u.

- Od kiedy to Scotland Yard czerpie swoje informacje z 鈥淭imesa鈥? - ironizowa艂 odtw贸rca roli Don Ottavia, unosz膮c z wy偶szo艣ci膮 podbr贸dek.

- Prawda niekiedy rzuca si臋 w oczy, jest w zasi臋gu r臋ki, a my nie potrafimy jej dostrzec.

- Dajmy spok贸j taniemu filozofowaniu, inspektorze. Musz臋 z panem pom贸wi膰.

Poranek by艂 zachwycaj膮co 艣wie偶y. Para rudzik贸w fruwa艂a wok贸艂 pos膮gu Cherubina, a dostojny 艂ab臋d藕 majestatycznie przemierza艂 tafl臋 jeziora, pozostawiaj膮c za sob膮 drobne zmarszczki fal.

- Ten kompres - zacz膮艂 Higgis. - Czy wyj膮艂 go pan z apteczki?

- Ale... chyba to ju偶 panu wyja艣ni艂em!

- Jestem cz艂owiekiem skrupulatnym. - Higgins zapisa艂 co艣 w czarnym notesie. - Jaka by艂a reakcja Pietra Giovanniego, kiedy pr贸bowa艂 mu pan pom贸c?

Arystokrata my艣la艂 chwil臋.

- Impulsywna i nieprzyjemna. Odepchn膮艂 mnie. S膮dz臋 nawet, 偶e mia艂 zamiar mnie uderzy膰.

-To dziwne, sir... Czy byli艣cie por贸偶nieni?

- Absolutnie nie - odpar艂 szybko 艣piewak. - Ten Giovanni by艂 osobnikiem raczej nieokrzesanym, niezdolnym do kontrolowania swoich reakcji.

- Nie przyj膮艂 wi臋c 偶adnej pomocy?

- Nie.... S膮dz臋, 偶e zaj臋艂a si臋 nim Audrey Simonsen... ale nie jestem pewien.

- To drobny szczeg贸艂 - zauwa偶y艂 z u艣miechem Higgins. - To miejsce jest naprawd臋 wspania艂e. Powiedzia艂bym wr臋cz, 偶e 艣piew ptak贸w inspiruje muzyka Mozarta. Chcia艂 wi臋c pan ze mn膮 porozmawia膰?

Arystokrata spojrza艂 na Higginsa ze zdziwieniem. Policjanci ze Scotland Yardu nie uchodzili za romantyk贸w.

- A tak, inspektorze.... Chcia艂em panu powiedzie膰, 偶e zaistnia艂a sytuacja bardzo przeszkadza mnie, a tak偶e pannie O'Neill. Nasza reputacja, nasza ranga, wymogi naszego zawodu nie toleruj膮 tego przymusowego odosobnienia. Lindenbourne jest niew膮tpliwie uroczym miejscem, ale obawiam si臋, 偶e znienawidz臋 je w tych warunkach. Tak wi臋c prosi艂bym pana o natychmiastowe zwr贸cenie nam swobody ruch贸w.

Higgins podziwia艂 gr臋 promyk贸w s艂o艅ca na bladozielonej tafli jeziora. Jaka szkoda, 偶e t臋 sielank臋 zak艂贸ci艂a zbrodnia. Jednak czy偶 sam Mozart nie umie艣ci艂 nag艂ej 艣mierci w swej operze?

- Rozumiem pana, sir, ale niestety nie mog臋 si臋 na to zgodzi膰. To by艂oby co艣... nieodpowiedzialnego.

Sir Brian Hali zatrzyma艂 si臋, staj膮c twarz膮 do Higginsa. 鈥淲 dawnych czasach - pomy艣la艂 inspektor - spoliczkowa艂by mnie, 偶eby sprowokowa膰 pojedynek鈥.

- Nieodpowiedzialnego? Co to znaczy?

Inspektor stwierdzi艂, 偶e spojrzenie arystokraty zawiera tyle buntu, co u ka偶dego zwyk艂ego cz艂owieka, kt贸remu przeszkodzono w realizacji jego pragnie艅.

- To oznacza, sir, 偶e policja Jej Kr贸lewskiej Mo艣ci musi prowadzi膰 艣ledztwo w sprawie morderstwa. Wed艂ug najbardziej prawdopodobnej hipotezy musia艂o ono zosta膰 pope艂nione przez osoby znajduj膮ce si臋 na ocenie w towarzystwie Pietra Giovanniego.

- To wierutne bzdury, inspektorze! - wybuchn膮艂 艣piewak. - Nie ma pan 偶adnego dowodu, 偶adnego 艣ladu. Nie wiadomo nawet, czy Giovanni...

Przerwa艂 mu odg艂os ci臋偶kich krok贸w. Nadchodzi艂 zdyszany Marlow.

- Mam wyniki z laboratorium - oznajmi艂. - Pietro Giovanni zosta艂 otruty.

Rozdzia艂 VIII


Scott Marlow z zadowoleniem odnotowa艂 wyraz szoku na twarzy arystokraty. Higgins zachowa艂 oboj臋tno艣膰.

- Teraz jest pan przekonany, sir? - spyta艂. - Czy zgodzi si臋 pan pozosta膰 do dyspozycji Scotland Yardu a偶 do zako艅czenia 艣ledztwa?

- Je艣li to mo偶e panu pom贸c...

Sir Brian Hall odszed艂 na bok, 偶eby ukry膰 targaj膮ce nim emocje.

-Dlaczego z艂o偶y艂 pan pro艣b臋 w imieniu panny O'Neill, sir? Czy偶by co艣 jej dolega艂o?

Anglik odwr贸ci艂 si臋, dotkni臋ty do 偶ywego.

- Prosz臋 niczego nie insynuowa膰, inspektorze!

Marlow oddali艂 si臋 dyskretnie.

- Gdzie偶bym 艣mia艂, sir. Nie odpowiedzia艂 pan na moje pytanie - odpowiedzia艂 spokojnie Higgins.

艢piewak z艂agodnia艂.

- Nie kryj臋 podziwu i szacunku dla panny O'Neill, kt贸r膮 uwa偶am za najznamienitsz膮 sopranistk臋 mozartowsk膮 wszech czas贸w. Nie brak jej urody, osobistego uroku, szlachetno艣ci...

G艂os sir Briana Halla zamar艂 na chwil臋.

- Musz臋 co艣 panu wyzna膰, inspektorze. Poprosi艂em Marylin O'Neill o r臋k臋. Uwa偶am teraz, 偶e nasze losy s膮 nierozerwalne. Prosz臋 mi wybaczy膰.

Przerywaj膮c rozmow臋, 艣piewak pod膮偶y艂 w stron臋 zamku, odprowadzany badawczym spojrzeniem Scotta Marlowa, kt贸ry czeka艂, a偶 arystokrata si臋 oddali.

- Zachowuje si臋 butnie, a nie m贸wi przy tym nic konkretnego. Pan wierzy w t臋 histori臋 mi艂osn膮?

- W tej dziedzinie, nadinspektorze, nigdy nie ma pewno艣ci. Prosz臋 to sprawdzi膰.

- Ja? Ale jak?

-Wyspecjalizowane czasopisma. Taki 艣lub jak ten nie przechodzi niezauwa偶ony w brukowej prasie. Sensacyjne wie艣ci rozchodz膮 si臋 szybko. Dok艂adne przestudiowanie tej pi臋knej literatury upewni nas o tym.

- Je艣li panu na tym zale偶y, Higgins...

Szczerze powiedziawszy, 艣wiadom, 偶e Marylin O'Neill chroni swoje 偶ycie prywatne, Higgins bardzo w膮tpi艂, 偶eby nadinspektor znalaz艂 jak膮kolwiek cenn膮 wskaz贸wk臋. Trzeba go jednak by艂o czym艣 zaj膮膰. Daleko od biura Scotland Yardu i od zatrutego powietrza Londynu Scott Marlow kr臋ci艂 si臋 jak nied藕wied藕 w klatce, zdradzaj膮c pocz膮tki depresji. Poniewa偶 Higgins zamierza艂 wkr贸tce nada膰 nowy bieg temu skomplikowanemu 艣ledztwu, potrzebowa艂 ca艂kowitego spokoju ducha.

- Co m贸wi膮 analizy, m贸j drogi Marlow?

- Rzadka substancja. Rodzaj trucizny indyjskiej o niemo偶liwej do wym贸wienia nazwie, kt贸ra ma t臋 w艂a艣ciwo艣膰, 偶e dzia艂a z op贸藕nieniem od dw贸ch do pi臋ciu godzin. Jedynie w przypadku natychmiastowej interwencji, mo偶na by艂o uratowa膰 Giovanniego. A on przebywa艂 na scenie prawie cztery godziny...

- Cztery godziny?

- Tyle trwa艂a opera, czy偶 nie? - obruszy艂 si臋 Scott Marlow, przypominaj膮c sobie niedawne m臋czarnie.

- Wszystko zale偶y od momentu, w kt贸rym Giovanni zosta艂 otruty.

- Przecie偶 by艂o to wtedy, gdy zadrasn膮艂 si臋 w kciuk lewej r臋ki, wyci膮gaj膮c szpad臋!

- Chyba 偶e truj膮ca substancja zosta艂a zaaplikowana podczas antraktu, kiedy rannemu udzielano pomocy.

Gdyby ta hipoteza zosta艂a sformu艂owana przez innego policjanta, nadinspektor wzruszy艂by tylko ramionami.

- Po co wszystko komplikowa膰, Higgins? Re偶yser umie艣ci艂 trucizn臋 na ga艂ce szpady, kt贸r膮 spi艂owa艂 w taki spos贸b, 偶eby Giovanni si臋 zadrasn膮艂. Niech pan odnajdzie szpad臋, znajdziemy 艣lady tej 艣miertelnej substancji i zatrzymamy winnego.

- Niestety, szpada i pochwa znikn臋艂y, chocia偶 Jonathan Kelwing osobi艣cie w艂o偶y艂 je do szafy w garderobie artyst贸w.

Nadinspektor triumfowa艂.

- Sam pan widzi, Higgins!

Zak艂adaj膮c r臋ce na plecach, Higgins przyspieszy艂 roku. Marlow nie kry艂 rozradowania.

- Po kolei, drogi nadinspektorze. Nie twierdz臋, 偶e pan nie ma racji, ale zanim przyst膮pimy do dzia艂ania, trzeba najpierw zrozumie膰 mechanizm zbrodni i motywy, kt贸rymi kierowa艂 si臋 morderca. Czy by艂by pan tak mi艂y i dowiedzia艂 si臋 najwa偶niejszych szczeg贸艂贸w z 偶ycia Giovanniego? Jego przesz艂o艣膰 niezmiernie mnie interesuje. Nasz dzia艂 dokumentacji powinien posiada膰 wszystko, co trzeba.

- Komputer bardzo u艂atwi to zadanie, ale... czy pana zdaniem Giovanni m贸g艂 pope艂ni膰 samob贸jstwo i upozorowa膰 morderstwo, 偶eby skierowa膰 podejrzenia na otoczenie?

- Na tym etapie 艣ledztwa nie mo偶emy niczego wykluczy膰 - odpar艂 Higgins. - Szczerze m贸wi膮c nie widz臋 powodu, dla kt贸rego taki cz艂owiek jak Pietro Giovanni mia艂by rezygnowa膰 z 偶ycia. Musia艂bym lepiej go zna膰, 偶eby wi臋cej powiedzie膰 na ten temat.

- Zajm臋 si臋 tym - zapewni艂 nie bez dumy nadinspektor, przekonany, 偶e jego pobyt w Lindenbourne dobiega ko艅ca.

Gdy tylko stanie si臋 jasne, co powodowa艂o re偶yserem, zagadka b臋dzie wyja艣niona. Higgins powinien uruchomi膰 swoj膮 intuicj臋. On, Scott Marlow, odkry艂 to, co najwa偶niejsze.

Inspektor zatrzyma艂 si臋, rozgl膮daj膮c si臋 woko艂o.

- Czy co艣 pan zgubi艂, Higgins?

- Czy widzia艂 pan cho膰by jednego kota, odk膮d tu jeste艣my, nadinspektorze?

- Nie...

- To dziwne... W tych starych rezydencjach zazwyczaj nie brakuje kot贸w. Chod藕my. Mo偶e si臋 czego艣 dowiemy.

Wchodz膮c do hollu, Higgins natkn膮艂 si臋 na Graziell臋 Canti. Zaskoczona 艣piewaczka spojrza艂a z przestrachem na dw贸ch policjant贸w i wybieg艂a na zewn膮trz.

- Mo偶na by powiedzie膰, 偶e ucieka przed nami! - wykrzykn膮艂 Scott Marlow, coraz bardziej poirytowany dziwacznymi zachowaniami artyst贸w.

- Chyba 偶e ucieka przed sob膮 - doda艂 Higgins. - Chod藕my do re偶ysera.

Jonathan Kelwing siedzia艂 przy swoim biurku, otoczony trzema telefonami, kt贸re nie przestawa艂y dzwoni膰. Dziennikarze n臋kali go bez chwili przerwy, a on nie wiedzia艂, co ma im powiedzie膰. Przerwanie festiwalu w Lindenbourne stawa艂o si臋 wydarzeniem mi臋dzynarodowym, jednym z tych skandali, kt贸re - z braku wa偶niejszych w sezonie letnim - trafiaj膮 na pierwsze strony gazet. Wielu reporter贸w by艂o prze艣wiadczonych, 偶e Pietro Giovanni uda艂 z艂e samopoczucie na scenie, 偶eby by艂o o nim g艂o艣no. Jednak dlaczego policja da艂a si臋 na to nabra膰 i dlaczego Lindenbourne by艂o zamkni臋te dla publiczno艣ci na czas nieokre艣lony? Jonathan Kelwing wymy艣li艂 epidemi臋 grypy, og贸lne zatrucie pokarmowe, kaprys gwiazdy... Te marne wyja艣nienia nie przekonywa艂y nikogo.

- Czy mo偶emy spokojnie z panem porozmawia膰? - wtr膮ci艂 Higgins pomi臋dzy dwoma telefonami.

Re偶yser popatrzy艂 na inspektora z przestrachem.

- Spokojnie... Powiedzia艂 pan: spokojnie?

Na twarzy Kelwinga malowa艂o si臋 zm臋czenie.

-Nie zmru偶y艂em oka tej nocy, prasa napastuje mnie od 艣witu, jestem na skraju wyczerpania, a pan mi m贸wi o spokoju?

Telefon znowu zadzwoni艂. Re偶yser podni贸s艂 s艂uchawk臋 i od艂o偶y艂 j膮 na biurko, pozwalaj膮c rozm贸wcy wykrzykiwa膰 w pr贸偶ni臋. Przejecha艂 d艂oni膮 po czole.

- Od艂o偶ymy nasz膮 rozmow臋 na p贸藕niej - zgodzi艂 si臋 Higgins. - Tylko jedno pytanie, panie Kelwing: czy nienawidzi pan kot贸w?

- Przepraszam?

- Prosz臋 odpowiedzie膰 - nakaza艂 Scott Marlow, cho膰 nie wiedzia艂, dok膮d Higgins zmierza.

Tymczasem inspektor pomy艣la艂 czule o swoim wiernym towarzyszu, syjamskim kocie Trafalgarze, kt贸ry nieraz wspiera艂 swego pana rad膮, gdy chodzi艂o o najbardziej zawi艂e tajemnice.

Zadzwoni艂 drugi telefon, Jonathan Kelwing nie zwr贸ci艂 na niego uwagi.

- Koty... Nie lubi臋 ich specjalnie, nie mog臋 te偶 powiedzie膰, 偶ebym ich nienawidzi艂... Ale dlaczego...

- Nie uwa偶a pan, 偶e to dziwne, i偶 w Lindenbourne nie ma ani jednego kota?

Jonathan Kelwing by艂 zmieszany.

- Owszem... to znaczy... by艂y... ale...

- Ale? - podj膮艂 Scott Marlow agresywnym tonem.

- Nie 偶yj膮.

- Jak do tego dosz艂o? - spyta艂 zaintrygowany Higgins.

Re偶yser zawaha艂 si臋.

- Trzy dni temu odnaleziono pi臋膰 martwych kocur贸w, mniej wi臋cej w tym samym miejscu, z drugiej strony jeziora. Wed艂ug weterynarza zwierz臋ta zosta艂y... otrute.

Higgins zadr偶a艂 ze zgrozy. Nie przywi膮zywa艂 zbytniej wagi do s艂贸w swojej gospodyni Mary, kt贸ra twierdzi艂a, 偶e zabicie zwierz臋cia jest gorsze od zamordowania cz艂owieka, ale czasami trudno si臋 by艂o z ni膮 nie zgodzi膰.

- Otrute? - wykrzykn膮艂 Scott Marlow. - I dopiero teraz pan nam o tym m贸wi?

Jonathan Kelwing zrobi艂 si臋 purpurowy.

- Nie mog臋 my艣le膰 jednocze艣nie o tysi膮cu drobiazg贸w. Jest te偶 troch臋 zbitych naczy艅 w kuchniach, wyrwany kawa艂ek trawnika...

- Prosz臋 za艂atwi膰 ekshumacj臋 tych zwierz膮t w celu przeprowadzenia sekcji - wtr膮ci艂 gro藕nie Higgins. Re偶yser by艂 przera偶ony.

- To niemo偶liwe.

- Jak to, niemo偶liwe? - zdumia艂 si臋 Scott Marlow.

- Zosta艂y... zosta艂y spalone.

- Przez kogo?

- Przeze mnie - wyja艣ni艂 Jonathan Kelwing zgaszonym g艂osem. - Na wsi post臋puje si臋 w ten spos贸b, 偶eby zapobiec zarazie.

Re偶yser unika艂 wzroku policjant贸w.

- Prosz臋 by膰 tak uprzejmym - nakaza艂 Higgins - i przygotowa膰 jedno pomieszczenie w zamku do naszej dyspozycji. Ulokujemy tam nasze biuro.

- Oczywi艣cie, inspektorze. Proponuj臋 pok贸j, kt贸ry by艂 przeznaczony dla Pietra Giovanniego, a w kt贸rym nie chcia艂 zamieszka膰. To najpi臋kniejszy pok贸j w zamku. Znajduje si臋 na pierwszym pi臋trze, za galeri膮 obraz贸w. Czy chc膮 panowie, 偶ebym im towarzyszy艂?

- Nie widz臋 potrzeby - odpar艂 Higgins, udaj膮c, 偶e nie widzi zaniepokojonej miny Scotta Marlowa. - Do zobaczenia, panie Kelwing.

Zostawiwszy re偶ysera sam na sam z dzwoni膮cymi telefonami, Higgins i Marlow udali si臋 w stron臋 g艂贸wnej klatki schodowej zamku.

- Wszystko jasne - stwierdzi艂 nadinspektor. - Re偶yser wypr贸bowa艂 trucizn臋 na kotach i spali艂 trupy, 偶eby zatrze膰 艣lady. Poza tym drwi sobie z nas! Proponowa膰 nam na biuro pok贸j ofiary! Trzeba go aresztowa膰 i zmusi膰 do m贸wienia.

- To nie s膮 uczciwe metody - zaprotestowa艂 Higgins, nieco zdumiony pochopnymi wnioskami kolegi. Scott Marlow zazwyczaj by艂 sk艂onny do pewnej rezerwy i poszukiwa艂 dowod贸w. - Przed panem du偶o pracy, m贸j drogi Marlow. Od uzyskanych przez pana wynik贸w zale偶y powodzenie 艣ledztwa. Niech si臋 pan rozgo艣ci w tym pokoju, a ja p贸jd臋 si臋 nieco rozejrze膰.

- Prosz臋 mi wierzy膰, Higgins, wina Jonathana Kelwinga nie ulega w膮tpliwo艣ci.

- Strze偶my si臋 oczywisto艣ci, nadinspektorze. To by by艂o zbyt proste.

- Kelwing odgrywa przed nami komedi臋 - upiera艂 si臋 Marlow. - To niedosz艂y aktor, jak wszyscy re偶yserzy. Udaje, 偶e jest zawalony prac膮, 偶eby usprawiedliwi膰 swoje przeoczenia.

Higgins nie zaprzeczy艂.

Galeri臋 obraz贸w stanowi艂o oko艂o czterdziestu przeci臋tnych p艂贸cien przedstawiaj膮cych portrety kasztelan贸w z Lindenbourne, w艂a艣cicieli ziemskich o pucu艂owatych, u艣miechni臋tych twarzach. Pok贸j przeznaczony dla Pietra Giovanniego, pomimo imponuj膮cych rozmiar贸w sprawia艂 raczej przyt艂aczaj膮ce wra偶enie. 艢ciany i sufit by艂y obite materi膮 w wielkie niebieskie kwiaty. Sto艂y i fotele przykryte pokrowcami, 艂o偶e z baldachimem o podw贸jnych zas艂onach. Ca艂o艣膰 tworzy艂a atmosfer臋 ci臋偶k膮, prawie usypiaj膮c膮. 鈥淣erwy nadinspektora zostan膮 tu ukojone鈥 - uzna艂 Higgins.

- Chce pan, 偶ebym rozlokowa艂 si臋 tutaj? - zaniepokoi艂 si臋 Scott Marlow.

- Tutaj b臋dzie si臋 pan czu艂 swobodnie, drogi nadinspektorze - oznajmi艂 pocieszaj膮co Higgins. - Licz臋, 偶e uzyska pan informacje, kt贸rych potrzebujemy. Ma pan woln膮 drog臋... do pana nale偶y wzbogacenie akt.

Gdy nadinspektor chwyta艂 za s艂uchawk臋 obit膮 b艂臋kitnym aksamitem, Higgins zamkn膮艂 delikatnie drzwi pokoju. Mia艂 teraz zupe艂n膮 swobod臋 post臋powania i m贸g艂 podj膮膰 niezb臋dne kroki.

Przynajmniej tak s膮dzi艂, kiedy, schodz膮c po schodach, us艂ysza艂 g艂os Pietra Giovanniego 艣piewaj膮cego Ari臋 szampana z Don Juana Mozarta.



Rozdzia艂 IX


Higgins pod膮偶y艂 za tym ciep艂ym, m臋skim g艂osem. Zapuka艂 do drzwi pokoju, z kt贸rego dobiega艂 艣piew. Nie otrzymawszy odpowiedzi, pozwoli艂 sobie wej艣膰.

Rozci膮gni臋ty na 艂贸偶ku, twarz膮 w stron臋 okna, Gert Glinder, niemiecki odtw贸rca roli Leporella, 膰wiczy艂 z zapa艂em fragmenty arii. Higgins taktownie zakas艂a艂.

Zorientowawszy si臋 wreszcie, 偶e nie jest sam, 艣piewak odwr贸ci艂 g艂ow臋.

- Inspektor! Co... co za niespodzianka!

- Wzi膮艂em pana za Pietra Giovanniego - wyzna艂 Higgins. - Ma pan taki sam g艂os... zw艂aszcza gdy 艣piewa pan t臋 ari臋.

Gert Glinder zamkn膮艂 gor膮czkowo partytur臋 otwart膮 na stronie Arii szampana i wrzuci艂 j膮 zamaszystym gestem do szuflady komody, przytrzaskuj膮c sobie palce.

- Dobrze wiem - powiedzia艂 Higgins - 偶e Leporello jest sobowt贸rem Don Juana i 偶e maj膮 tak zbli偶on膮 barw臋 g艂osu, i偶 mogliby si臋 wymienia膰...

- Zgadza si臋 - potwierdzi艂 ciep艂o Gert Glinder. - Mi艂o mie膰 do czynienia ze znawc膮.

W艂a艣ciciel g臋stych czarnych w膮s贸w by艂 odziany niedbale. Rozpi臋ta koszula, podwini臋te r臋kawy, sprane d偶insy, zniszczone sk贸rzane buty. Sprawia艂 wra偶enie cz艂owieka skrytego, zdradza艂 tak偶e pewne oznaki s艂abej psychiki, jednak w g艂臋bi jego czarnych rozbieganych oczu iskrzy艂a si臋 偶ywa inteligencja, kontrastuj膮ca z nieco zniewie艣cia艂ym, cho膰 pot臋偶nym cia艂em.

- Czy dobrze pan spa艂 tej nocy, panie Glinder?

- Doskonale, inspektorze. Zmog艂y mnie emocje. Spa艂em jak zabity.

- Zapomnia艂 wi臋c pan wy艂膮czy膰 艣wiat艂o?

Spaceruj膮c po 鈥渃zarodziejskim ogrodzie鈥, Higgins zapami臋ta艂 dok艂adnie umiejscowienie jedynego okna zamku, w kt贸rym w nocy pali艂o si臋 艣wiat艂o. To by艂o okno niemieckiego 艣piewaka.

- A tak... zapomnia艂em... to mi si臋 cz臋sto zdarza.

Wahanie 艣piewaka nie umkn臋艂o uwagi Higginsa.

Na nocnym stoliku Gert Glinder roz艂o偶y艂 liczne fotografie s艂ynnych odtw贸rc贸w roli Don Juana. Nie by艂o w艣r贸d nich Pietra Giovanniego.

- Czy by艂 pan w dobrych stosunkach z Giovannim?

Niemiec rozsiad艂 si臋 w fotelu. Spr臋偶yny j臋kn臋艂y pod jego ci臋偶arem. Opieraj膮c 艂okcie o uda i chowaj膮c twarz w d艂oniach, unika艂 wzroku Higginsa.

- W doskona艂ych. Byli艣my najlepszymi przyjaci贸艂mi.

- Nigdy nie dochodzi艂o mi臋dzy wami do sprzeczek?

- Nigdy.

Higgins wyjrza艂 przez okno. S艂o艅ce sta艂o w zenicie. Zapowiada艂 si臋 pi臋kny letni dzie艅. Uczestnicy festiwalu zostali pozbawieni wspania艂ego pikniku.

- Dlaczego pok艂贸ci艂 si臋 pan z Giovannim w gospodzie 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮?

艢piewak zacisn膮艂 z臋by. A wi臋c panna Lipyncott ich 艣ledzi艂a.

- Nieistotny szczeg贸艂 interpretacyjny. Troch臋 si臋 unie艣li艣my.

- Jaki szczeg贸艂? Bardzo si臋 interesuj臋 trudnymi problemami muzycznymi.

- Chodzi艂o o legato.

- W jakim fragmencie?

- Kiedy... kiedy 艣piewamy razem pod koniec sceny na cmentarzu, gdzie pos膮g Komandora przemawia po raz pierwszy.

- Ceni臋 pana profesjonalizm - oznajmi艂 Higgins. - To wszystko brzmia艂oby bardzo pi臋knie, gdyby nie pewien szkopu艂...

Gert Glinder podskoczy艂.

- Jaki?

- Nie wierz臋 panu, panie Glinder.

Niemiecki 艣piewak zerwa艂 si臋 na nogi i zbli偶y艂 si臋 do Higginsa, kt贸ry wodzi艂 wzrokiem po suficie.

- Nie pozwalam panu...

- Niech pan usi膮dzie, panie Glinder.

艢piewak waha艂 si臋, jak膮 postaw臋 przyj膮膰, nic mu jednak nie przysz艂o do g艂owy, wi臋c usiad艂 z powrotem. Higgins nadal lustrowa艂 pok贸j, niczego nie dotykaj膮c.

- Wszyscy aktorzy, kt贸rzy odtwarzaj膮 rol臋 Leporella, marz膮 o tym, 偶eby sta膰 si臋 Don Juanami - zaznaczy艂 inspektor. - Dotyczy to nie tylko pana. Przed chwil膮 艣piewa艂 pan Ari臋 szampana, brawurowy fragment z partii Don Juana. W rzeczywisto艣ci, panie Glinder, pa艅skie stosunki z Giovannim uk艂ada艂y si臋 bardzo 藕le. Nie chcia艂 pan pozosta膰 w drugoplanowej roli. Od dawna by艂 pan praktycznie s艂u偶膮cym Giovanniego, nosi艂 mu pan walizki podczas podr贸偶y, zaspokaja艂 jego zachcianki. Ka偶dy na pana miejscu by si臋 zbuntowa艂.

Higgins urwa艂. Du偶o wymy艣li艂, co nieco wydedukowa艂 z 鈥渙ficjalnej鈥 kariery dw贸ch 艣piewak贸w, o kt贸rej czyta艂 w swoich ulubionych periodykach muzycznych.

Jego s艂owa wywar艂y odpowiednie wra偶enie.

- To prawda - wyzna艂 Niemiec. - Mia艂em do艣膰 roli s艂u偶膮cego i pod艂ego traktowania. Pietro by艂 strasznym despot膮. Nie szcz臋dzi艂 mi upokorze艅. A przecie偶 m贸j g艂os brzmi r贸wnie pi臋knie. Potrafi臋 za艣piewa膰 parti臋 Don Juana.

- Dzi臋kuj臋 za szczero艣膰 - odpar艂 z uznaniem Higgins. - Przypuszczam, 偶e zdaje pan sobie spraw臋 z nast臋pstw tego, co pan powiedzia艂.

- Wymog艂em na nim obietnic臋. To by艂 pow贸d naszej k艂贸tni w gospodzie. Oznajmi艂em mu, 偶e nasza... nasza przyja藕艅 b臋dzie definitywnie zako艅czona, je艣li nie za艂atwi dla mnie szybko g艂贸wnej roli. Proponowa艂 mi pieni膮dze. Odm贸wi艂em. Uni贸s艂 si臋, ale w ko艅cu si臋 zgodzi艂. Dla mnie jego 艣mier膰 jest katastrof膮.

Gert Glinder, patrz膮c z ukosa, obserwowa艂 reakcj臋 policjanta. Higgins ani drgn膮艂.

- Mo偶e mi pan wierzy膰, inspektorze. Powiedzia艂em panu ca艂膮 prawd臋. Jest wielu innych, kt贸rym mog艂oby zale偶e膰 na jego 艣mierci.

- Komu na przyk艂ad? - spyta艂 Higgins oboj臋tnym tonem.

Niemiec zwleka艂 z odpowiedzi膮.

- Jestem za偶enowany t膮 rozmow膮... ale czuj臋 si臋 zmuszony wyzna膰... To mnie kr臋puje, inspektorze, bardzo mnie kr臋puje...

- Rozumiem pa艅skie wahania - powiedzia艂 Higgins ojcowskim tonem. - Niestety, trzeba, 偶eby podzieli艂 si臋 pan ze mn膮 swoimi spostrze偶eniami. To najlepszy spos贸b, 偶eby wykluczy膰 pana z kr臋gu podejrzanych.

Gert Glinder szuka艂 odpowiednich s艂贸w.

- Sprzecza艂em si臋 z nim, ale w g艂臋bi duszy lubi艂em go jak brata. Nie mo偶na tego powiedzie膰 o pozosta艂ych kolegach, kt贸rzy 艣piewali Don Juana. Niekt贸rzy go wr臋cz nienawidzili. Nie byli lepsi od niego, ale mu zazdro艣cili. Tylko on by艂 prawdziw膮 gwiazd膮.

- Mo偶e mieli powa偶niejsze powody - wtr膮ci艂 Higgins.

- Mo偶liwe... ale Chairman to stary gadu艂a, Marylin O'Neilljest kobiet膮 zarozumia艂膮, Simonsenjest szalona, sir Brian pretensjonalny. 呕e nie wspomn臋 o Rubenie Carmino i Grazielli Canti...

- Dlaczego nie chce pan o nich m贸wi膰, panie Glinder?

Higgins wykazywa艂 niezwyk艂e opanowanie. Niejeden zatwardzia艂y grzesznik chcia艂by mie膰 w nim spowiednika. Niemiec troch臋 si臋 uspokoi艂. M贸wi艂 teraz z wi臋ksz膮 swobod膮.

- Graziella Canti jest ma艂膮 ladacznic膮. W wieku osiemnastu lat 艣piewa膰 parti臋 Zerliny w Lindenbourne... to nie jest przypadkowe! Ma talent, zgoda, ale gdyby Pietro Giovanni nie narzuci艂 jej Jonathanowi Kelwingowi...

- Wiele wielkich karier rozpoczyna艂o si臋 w ten spos贸b - przypomnia艂 Higgins.

- Graziella powinna by膰 mniej niewdzi臋czna lub bardziej ostro偶na - ironizowa艂 Gert Glinder. - Pietro zaskoczy艂 j膮 w sytuacji... dwuznacznej w towarzystwie Rubena Carmino. Ta ma艂a idiotka nie powinna by艂a tak szybko zdradza膰 swojego protektora. Pietro Giovanni m贸g艂 przekre艣li膰 jej wielk膮 karier臋 jednym poci膮gni臋ciem. Jego 艣mier膰 jest dla niej b艂ogos艂awie艅stwem. Wiedzia艂a, 偶e m贸g艂by si臋 okrutnie zem艣ci膰.

Drobnym starannym pismem Higgins skrupulatnie zanotowa艂 uzyskane informacje. Ku wielkiemu zdziwieniu niemieckiego 艣piewaka inspektor gotowa艂 si臋 do wyj艣cia.

- Ju偶 pan idzie, inspektorze? Mam wiele innych rzeczy do opowiedzenia, o Charimanie, o Marylin O' Neill.o...

- Wszystko w swoim czasie - przerwa艂 mu Higgins. - Wol臋 i艣膰 drobnymi kroczkami. Doskonale mi si臋 z panem wsp贸艂pracowa艂o. Nie omieszkam znowu si臋 z panem spotka膰.

Pozostawiaj膮c zdumionego Glindera, Higgins wr贸ci艂 do biura re偶ysera. Jonathan Kelwing kontynuowa艂 batali臋 z telefonami.

- Gdzie mog臋 znale藕膰 pann臋 Canti? - spyta艂 inspektor, korzystaj膮c z kr贸tkiej chwili ciszy.

- Ach, j膮! - westchn膮艂 re偶yser. - Na pewno opala si臋 na tarasie, pomimo mojego zakazu. Dochodzi si臋 tam od zewn膮trz, od strony szk艂arni. Pan...

Zadzwoni艂 telefon. Tym razem atakowa艂 w艂oski dziennikarz.

W powietrzu unosi艂a si臋 wo艅 kwiat贸w. Wra偶liwy nos Higginsa wyczuwa艂 subteln膮 mieszank臋 narcyz贸w i lilii, kt贸re zdobi艂y rabaty przed lewym skrzyd艂em zamku. Dobudowane na pocz膮tku dziewi臋tnastego wieku, w stylu gotyckim, nie burzy艂o harmonii starej posiad艂o艣ci. Inspektor wszed艂 na kamienne schody, cz臋艣ciowo pokryte winoro艣l膮, 偶eby doj艣膰 do ukrytego tarasu otoczonego balustrad膮. Zaledwie znalaz艂 si臋 tam, poczu艂 si臋 zmuszony odwr贸ci膰 wzrok.

M艂oda Graziella Canti za偶ywa艂a k膮pieli s艂onecznej, przekraczaj膮c, niestety, granice przyzwoito艣ci. Pi臋kna W艂oszka zdj臋艂a stanik swojego mikroskopijnego bikini, wystawiaj膮c opalone ju偶 piersi do s艂o艅ca.

Higgins chrz膮kn膮艂 kilka razy wystarczaj膮co dono艣nie, 偶eby zwr贸ci膰 na siebie uwag臋 艣piewaczki. W艂oszka otworzy艂a oczy, obr贸ci艂a g艂ow臋 i krzykn臋艂a na widok inspektora, kt贸ry taktownie podziwia艂 b艂臋kit nieba. B艂yskawicznym ruchem na艂o偶y艂a stanik i zakry艂a nieco uroki, kt贸rymi tak hojnie obdarzy艂a j膮 natura.

- Inspektor! Pan mnie szuka艂?

Wsta艂a. Zdaniem Higginsa bikini by艂o niezwykle sk膮pe. Wysmuk艂e cia艂o m艂odej W艂oszki przypomina艂o greck膮 rze藕b臋. Inspektor, ze wzgl臋d贸w zawodowych, musia艂 przyjrze膰 si臋 swojej rozm贸wczyni. Nie dostrzeg艂 w niej niczego podejrzanego.

- Jakie pi臋kne lato - zachwyci艂 si臋, my艣l膮c jednocze艣nie z nostalgi膮 o deszczowych mg艂ach, kt贸re jesieni膮 spowija艂y jego rezydencj臋. - To t艂umaczy, sk膮d si臋 bior膮 najbardziej gwa艂towne uczucia.

- Gwa艂towne? - zaniepokoi艂a si臋 Graziella Canti, cofaj膮c si臋 o krok i opieraj膮c o murek okalaj膮cy taras. - Co pan chce przez to powiedzie膰?

Higgins powoli zbli偶y艂 si臋 do niej.

- Chc臋 porozmawia膰 o uczuciach, jakimi pani darzy艂a Pietra Giovanniego. By艂 pani... protektorem, zdaje si臋?

艁adn膮 buzi臋 W艂oszki wykrzywi艂 grymas w艣ciek艂o艣ci.

- Wstr臋tne plotki! Kto si臋 o艣mieli艂...

Higgins popatrzy艂 dziewczynie prosto w oczy.

- Czy by艂a pani kochank膮 Pietra Giovanniego, panno Canti?

Pytanie by艂o celne. Graziell臋 Canti zamurowa艂o. Nie spodziewa艂a si臋 tak nag艂ego ataku.

- Nie... nie. On... on mi pom贸g艂, to wszystko.

- Czy nie zaskoczy艂 pani w towarzystwie Rubena Carmino?

M艂oda W艂oszka zblad艂a. Ten Higgins by艂 chyba demonem.

- Tak, rzeczywi艣cie... W艣ciek艂 si臋 nie na 偶arty. Ruben chcia艂 go uderzy膰. Powstrzyma艂am go. Wyzna艂am Giovanniemu, 偶e Ruben i ja... 偶e to trwa od miesi臋cy. Ba艂am si臋 Pietra. Popatrzy艂 na mnie, jakby mnie widzia艂 po raz pierwszy. - Skoro tak - powiedzia艂 - drogo mi za to zap艂acisz. Mo偶esz uwa偶a膰 swoj膮 karier臋 za sko艅czon膮鈥. Ruben go zel偶y艂. Stan臋艂am mi臋dzy nimi. Pietro rzuci艂 pogardliwe spojrzenie Rubenowi i wyszed艂. By艂am przera偶ona.

Higgins niemal mia艂 ochot臋 j膮 pocieszy膰.

- Czy zdaje sobie pani spraw臋, 偶e zalicza si臋 pani do grona podejrzanych, panno Canti? Podaje mi pani doskona艂y motyw swojej zbrodni.

Graziella Canti podskoczy艂a.

- Mojej zbrodni? Mojej zbrodni? Ale偶 to potworne ! Nigdy nie by艂abym zdolna...

Pi臋kna sopranistka podesz艂a szybko do Higginsa i uj臋艂a go pod rami臋.

- Inni mieli lepsze powody ni偶 ja, inspektorze...

Higgins zachowa艂 nale偶yty dystans.

- Czy zechce mi pani poda膰 jakie艣 nazwiska, panno Canti?

W艂oszka spu艣ci艂a wzrok i wzi臋艂a g艂臋boki oddech, kt贸ry prawie rozsadzi艂 jej pier艣.

- Na kilka godzin przed przedstawieniem Don Juana Ruben otrzyma艂 telegram. Wtedy, zrozumia艂, 偶e...

Nie ko艅cz膮c, rozp艂aka艂a si臋 i zbieg艂a po kamiennych stopniach.



Rozdzia艂 X


Rubena Carmino nie by艂o w pokoju. Upewniwszy si臋, 偶e re偶yser nadal miota si臋 mi臋dzy dzwoni膮cymi telefonami, Higgins postanowi艂 przeszuka膰 zamek, 偶eby odnale藕膰 hiszpa艅skiego 艣piewaka.

Zajrza艂 przez uchylone drzwi do pokoju artyst贸w.

Siedz膮cy w kucki m臋偶czyzna szpera艂 w szafie, w kt贸rej, wed艂ug re偶ysera, mia艂a si臋 znajdowa膰 艣miertelna szpada. Przerwa艂, gdy dostrzeg艂 Higginsa.

- Szuka pan czego艣, panie Carmino? - spyta艂 inspektor.

- Niczego takiego... porz膮dkowa艂em troch臋.

Hiszpan by艂 ubrany tak jak poprzedniego wieczoru. Higgins patrzy艂 z podziwem na tego niezwykle silnego m臋偶czyzn臋.

- Czy nie zgubi艂 pan przypadkiem pewnego telegramu? - spyta艂 z u艣miechem wsp贸lnika.

Wyprostowawszy si臋 z trudem, Ruben Carmino przez chwil臋 nie m贸g艂 z艂apa膰 oddechu. Zacisn膮艂 wargi. Skrzy偶owa艂 pot臋偶ne ramiona.

- Kto panu o tym powiedzia艂? - spyta艂 rozw艣cieczony.

- M贸j zaw贸d polega na tym, 偶eby prawie wszystko wiedzie膰, panie Carmino. O czym by艂a mowa w telegramie?

Odtw贸rca roli Masetta trzasn膮艂 z impetem drzwiami szafy.

- Moje 偶ycie prywatne nie powinno pana obchodzi膰.

Sta艂 nieruchomo, twarz膮 do szafy, jakby chcia艂 uderzy膰 w ni膮 g艂ow膮.

- Obawiam si臋, 偶e jednak tak - zaoponowa艂 pokojowym tonem Higgins. - Pok艂贸ci艂 si臋 pan ze zmar艂ym, panie Carmino. Sam mi pan zdradzi艂, 偶e Pietro Giovanni pr贸bowa艂 odebra膰 panu narzeczon膮. Wydaje mi si臋, 偶e ten cz艂owiek nie ba艂 si臋 nikogo.

艢piewak wzruszy艂 ramionami.

- Giovanni by艂 zwyk艂ym tch贸rzem. Nawet nie musia艂em pokazywa膰 mu zaci艣ni臋tej pi臋艣ci, 偶eby si臋 go pozby膰.

- Sk膮d przyszed艂 ten tajemniczy telegram?

Hiszpan wybuchn膮艂. Up贸r Higginsa doprowadza艂 go do sza艂u.

- To nie ma 偶adnego zwi膮zku z Pi臋trem Giovannim!

Inspektor przeszed艂 si臋 po garderobie, sprawdzaj膮c, czy wszystko jest na swoim miejscu.

- Chcia艂bym panu wierzy膰, panie Carmino, ale uprzedzam pana: nie b臋dzie trudno ustali膰 nadawc臋. Otrzymamy tekst tej depeszy.

W s艂owach Higginsa nie by艂o 偶adnej gro藕by - raczej rodzaj przyjacielskiej rady.

- Zgoda, zgoda - ust膮pi艂 Ruben Carmino. - Ten telegram...

Zmarszczy艂 gniewnie czo艂o. Nie potrafi艂 ukry膰 targaj膮cych nim emocji.

- Sk膮d zosta艂 wys艂any?

- Z La Scali w Mediolanie.

- Mia艂 pan tam wkr贸tce za艣piewa膰?

- Tak. Przyrzeczone mi rol臋 Leporella w Don Juanie, kt贸rego przygotowuje La Scala. Moja pierwsza du偶a rola.

Higgins zapisa艂 te szczeg贸艂y w czarnym notesie. Mia艂 nadziej臋, 偶e Ruben Carmino nie b臋dzie zbyt rozmowny, poniewa偶 czubek o艂贸wka troch臋 si臋 st臋pi艂 i trzeba by straci膰 kilka cennych sekund, 偶eby go zaostrzy膰. Tymczasem nic nie powinno przerwa膰 tego wyznania.

- Je艣li dobrze zgaduj臋 - powiedzia艂 - telegram zwiastowa艂 z艂膮 nowin臋. Odebrano panu t臋 rol臋?

Ruben Carmino, z trudem ukrywaj膮c zatroskanie, przytakn膮艂 skinieniem g艂owy.

- Bez dodatkowych wyja艣nie艅?

Hiszpan westchn膮艂 ci臋偶ko.

- Pietro Giovanni sprawi艂, 偶e odm贸wiono mi pierwszoplanowych r贸l we wszelkich obsadach.

Higgins wiedzia艂, 偶e wielkie gwiazdy wykorzystuj膮 sw膮 ogromn膮 w艂adz臋 za kulisami spektakli. Pietro Giovanni jawi艂 si臋 jako zr臋czny taktyk. Producentom i re偶yserom oper za bardzo na nim zale偶a艂o, 偶eby nie po艣wi臋ci膰 g艂owy Rubena Carmino. Post臋puj膮c w ten spos贸b, Giovanni skazywa艂 Hiszpana na zapomnienie, mo偶e nawet na bezrobocie.

- Panna Canti nie otrzyma艂a przypadkiem identycznego telegramu? - spyta艂 Higgins.

Oczy Rubena Carmino rozb艂ys艂y. I ruszy艂 wielkimi krokami w stron臋 drzwi.

- Prosz臋 pami臋ta膰 o jednym, inspektorze - powiedzia艂, nie odwracaj膮c g艂owy. - Kobiety zawsze potrafi膮 si臋 wypl膮ta膰.

W chwili gdy Higgins wychodzi艂 z garderoby, drog臋 zagrodzi艂a mu Audrey Simonsen. Dr偶a艂a z oburzenia.

- Musz臋 panu powiedzie膰 o powa偶nym incydencie, inspektorze. Ukradziono mi sukni臋! Kto艣 wszed艂 do mojego pokoju i wykrad艂 sukni臋 z szafy!

- Mog艂aby mi j膮 pani opisa膰?

- Czarna wieczorowa suknia z tafty, z dekoltem, u do艂u poszerzana. Nie rozumiem...

- Prosz臋 si臋 uspokoi膰, panno Simonsen. Znajdziemy j膮. Czy domy艣la si臋 pani, kto m贸g艂 by膰 z艂odziejem?

Jasnow艂osa artystka zamy艣li艂a si臋. Na jej czole pojawi艂a si臋 rozkoszna zmarszczka.

- Nie mam poj臋cia. Jest pan pewien, inspektorze, 偶e Scotland Yard jest naprawd臋 tak skuteczny, jak si臋 o tym m贸wi?

Higgins u艣miechn膮艂 si臋 uspokajaj膮co.

- Czy ta suknia przedstawia艂a dla pani jak膮艣 szczeg贸ln膮 warto艣膰, panno Simonsen? Czy przywo艂ywa艂a jakie艣 szczeg贸lne wspomnienia?

Du艅ska sopranistka zastanawia艂a si臋 chwil臋.

- Nie, lubi艂am j膮, to wszystko. W艂o偶y艂abym j膮 mo偶e jeszcze raz, mo偶e dwa...

Jej spojrzenie si臋 o偶ywi艂o.

- A gdyby tak przeszuka膰 wszystkie pokoje?

Higgins sta艂 si臋 nagle gro藕ny, jak profesor udzielaj膮cy reprymendy niezdyscyplinowanemu uczniowi.

- Nie m贸wi pani powa偶nie, panno Simonsen. Nie przypuszcza pani chyba, 偶e win臋 mo偶e ponosi膰 jeden z pani koleg贸w?

Jasne oczy posmutnia艂y. Higgins nie potrafi艂 rozszyfrowa膰 uczu膰, kt贸re skrywa艂a dusza Audrey Simonsen, nie wiedzia艂, czy to nienawi艣膰, czy trwoga.

- Ma pan racj臋, inspektorze. Jestem 艣mieszna. Prosz臋 mi wybaczy膰. Nie czuj臋 si臋 jeszcze zbyt dobrze. Lepiej zrobi臋, jak poszukam jej sama. Mo偶e w艂o偶y艂am j膮 gdzie indziej.

Higgins odprowadzi艂 艣piewaczk臋 spojrzeniem. Pomimo dr臋cz膮cego j膮 niepokoju zachowa艂a naturaln膮 szlachetno艣膰, kt贸ra musia艂a wzbudza膰 respekt. Inspektor nie m贸g艂 zrozumie膰, jak Pietro Giovanni m贸g艂 pozosta膰 oboj臋tny na wdzi臋ki takiej kobiety.

- Robi pan post臋py, m贸j drogi Marlow? - spyta艂 Higgins ciep艂ym g艂osem.

Nadinspektor podskoczy艂 na krze艣le. Zdrzemn膮艂 si臋 na chwil臋.

- Ach, to pan, Higgins... Tak, osi膮gn膮艂em znaczny post臋p. Postawi艂em pytania centralnemu komputerowi. Szybko znajdzie potrzebne mi informacje. Nie odchodz臋 od telefonu. A pan, czy pan ma co艣 nowego?

Higgins zrobi艂 skruszon膮 min臋.

- Niestety nic! Drepcz臋 w miejscu.

Scott Marlow nie lubi艂 widoku zak艂opotanego Higginsa, ale tym razem sam poczu艂 si臋 odpowiedzialny za zako艅czenie 艣ledztwa.

- Niekiedy trzeba si臋 uciec do nowoczesnych metod, m贸j drogi Higgins Wiem, 偶e nie jest pan do nich przychylnie ustosunkowany, ale w takich przypadkach jak ten, s膮 one decyduj膮ce. Mog臋 pana zapewni膰, 偶e jeszcze tego wieczoru Jonathan Kelwing sp臋dzi noc w wi臋zieniu.

Inspektor nie zaprotestowa艂.

- Mam do pana pro艣b臋, Higgins... Je艣li pan b臋dzie przechodzi膰 ko艂o baru, mo偶e m贸g艂by pan przynie艣膰 mi co艣 do picia? Umieram z pragnienia.

- Oczywi艣cie, nadinspektorze. Zam贸wi臋 panu wod臋 sodow膮. Ja id臋 do ogrodu poczyta膰 鈥淭imesa鈥.

Scott Marlow uzna艂, 偶e najlepszy agent Scotland Yardu, zwyci臋偶ony przez komputer, rezygnuje z dochodzenia.


Re偶yser, opu艣ciwszy biuro na kilka minut, wyda艂 rozporz膮dzenia kucharzowi, 偶eby poda艂 posi艂ek go艣ciom. Higgins zjad艂 w ogrodzie, siedz膮c na pledzie. Arty艣ci dali do zrozumienia, 偶e sytuacja sta艂a si臋 nie do zniesienia i 偶e czuj膮 si臋 jak wi臋藕niowie. Nieszcz臋sny re偶yser, broni膮c sprawiedliwo艣ci i prawdy, wym贸g艂 na nich przynajmniej dwudniow膮 zw艂ok臋, 偶eby u艂atwi膰 zadanie policji. Oczywi艣cie, odszkodowania przyznane przez Lindenbourne b臋d膮 na miar臋 poniesionych strat.

Higgins roz艂o偶y艂 przed sob膮 kilkana艣cie wycink贸w prasowych. Dotyczy艂y tego samego og艂oszenia, kt贸re ukaza艂o si臋 w 鈥淭imesie鈥 w dniach poprzedzaj膮cych tragiczne przedstawienie:

Dam 100 000 funt贸w temu, kto zwr贸ci mi WA Praga 29.10.1787.鈥

Na pierwszy rzut oka nie by艂a to jedna z najczytelniejszych informacji opublikowanych przez szacownego 鈥淭imesa鈥. Wiadomo艣膰 ta mia艂a jednak szczeg贸lne znaczenie dla Higginsa, kt贸ry zauwa偶y艂 j膮 po raz pierwszy jedena艣cie dni przed przedstawieniem Don Juana w Lindenbourne.

- Pocz臋stuje mnie pan szampanem, inspektorze?

Odziana w bia艂e kr贸ciutkie szorty i w przezroczyst膮 wyci臋t膮 bluzk臋, urocza Graziella Canti, krocz膮c boso po trawniku, zbli偶y艂a si臋 bezszelestnie do Higginsa.

- Z przyjemno艣ci膮, panno Canti.

M艂oda W艂oszka zwinnym ruchem usadowi艂a si臋 obok inspektora w taki spos贸b, 偶eby uwydatni膰 zgrabne nogi. Higgins poda艂 jej lampk臋 鈥淒om Perignon鈥, pochodz膮cego z osobistych rezerw re偶ysera.

Graziella Canti rzuci艂a okiem na dziwn膮 dokumentacj臋 zgromadzon膮 przez Higginsa.

- Zbiera pan og艂oszenia drobne, inspektorze? Higgins podetkn膮艂 jej pod nos jeden z wycink贸w.

- Czy ten tekst co艣 pani m贸wi? - spyta艂.

Graziella Canti przeczyta艂a kilka razy tajemnicze zdanie wydrukowane wielokrotnie w 鈥淭imesie鈥.

- Nic z tego nie rozumiem.

Higginsa zdziwi艂aby inna odpowied藕. Zebra艂 wycinki i starannie w艂o偶y艂 je do notesu. Graziella Canti z rozkosz膮 wypi艂a odrobin臋 szampana.

- Pad艂am ofiar膮 kradzie偶y - oznajmi艂a z powag膮. - Kto艣 w艂ama艂 si臋 do mojego pokoju. Boj臋 si臋, inspektorze. Potrzebuj臋 ochrony.

- Co pani ukradziono, panno Canti?

- Nici i ig艂y. Lubi臋 szy膰. To mnie odpr臋偶a.

- Czy podejrzewa pani Rubena Carmino?

Graziella Canti otworzy艂a szeroko oczy i wybuchn臋艂a 艣miechem.

- Rubena? Nie by艂by zdolny pos艂ugiwa膰 si臋 ig艂膮! Nie podejrzewam nikogo. Ta kradzie偶 wydaje mi si臋 tym bardziej dziwna, 偶e posiadam co艣 o wiele bardziej cennego.

艁adna W艂oszka omdlewaj膮cym gestem odrzuci艂a w艂osy do ty艂u, 偶eby nastawi膰 twarz do s艂o艅ca. Wsun臋艂a r臋k臋 pod bluzk臋, wyci膮gn臋艂a kartk臋 papieru i poda艂a j膮 Higginsowi. Kartka zawiera艂a kr贸tkie zdanie:

Kiedy si臋 zdecydujesz ? Wiesz, 偶e od tego zale偶y nasza mi艂o艣膰.鈥

- Nie jestem ciekawska - wyja艣ni艂a Graziella Canti - ale znalaz艂am t臋 wiadomo艣膰 pod drzwiami pokoju Marylin O' Neill. Papier by艂 zmi臋ty. Z pewno艣ci膮 wypad艂 z przepe艂nionego kosza. Zachowa艂am go bez specjalnego powodu. Po zab贸jstwie Pietra Giovanniego te kilka s艂贸w mo偶e nabra膰 szczeg贸lnego znaczenia...

- Szczeg贸lnego znaczenia? - zdziwi艂 si臋 Higgins. - Jakiego?

Graziella Canti u艣miechn臋艂a si臋 przewrotnie.

- Panie inspektorze... Wszyscy wiedz膮, 偶e wielce czcigodny sir Brian Hall jest szale艅czo zakochany w niedost臋pnej Marylin O' Neill. Przypu艣膰my, 偶e jest ona autork膮 tej wiadomo艣ci...

- Przypu艣膰my - zgodzi艂 si臋 Higgins. - Co pani z tego wnioskuje?

Dziewczyna strz膮sn臋艂a 藕d藕b艂o trawy, kt贸re przyklei艂o si臋 jej do lewej 艂ydki.

- Wnioskuj臋 z tego, 偶e oczekiwa艂a konkretnego czynu ze strony sir Briana.

- Co pani chce przez to powiedzie膰?

- Pozostawiam to panu, inspektorze... to pa艅ski zaw贸d, nie m贸j. Dzi臋kuj臋 za wybornego szampana.

Zerwa艂a si臋 i pobieg艂a w stron臋 zamku.

Higgins pomy艣la艂, 偶e zdecydowanie wola艂by gra膰 Mozarta na pianinie w wypieszczonym salonie swojej rezydencji, ani偶eli spotyka膰 si臋 z najlepszymi wykonawcami oper boskiego muzyka. Kr贸tko m贸wi膮c, urocza W艂oszka oskar偶a艂a po prostu sir Briana Halla o zamordowanie Pietra Giovanniego.

Inspektor w艂o偶y艂 kieliszki, porcelanowy talerz i srebrne sztu膰ce do obszytego sk贸r膮 koszyka. Ledwie to zrobi艂, wyros艂a przed nim wysoka sylwetka Gerta Glindera.

- Chcia艂bym zaprosi膰 pana na kaw臋, inspektorze. Chyba 偶e woli pan herbat臋?

Higgins ch臋tnie przysta艂 na pierwsz膮 propozycj臋. Niemiecki 艣piewak kaza艂 poda膰 czyst膮 kolumbijsk膮 kaw臋 o mocnym aromacie na stole ogrodowym, ustawionym przed schodami.

Pot臋偶ne cia艂o Gerta Glindera wydawa艂o si臋 jeszcze bardziej mi臋kkie ni偶 poprzednio. Wok贸艂 jego ust b艂膮ka艂 si臋 zagadkowy u艣miech. Jego spojrzenie by艂o wyj膮tkowo przenikliwe.

- Przypomnia艂em sobie co艣, inspektorze.

- Bardzo si臋 ciesz臋, panie Glinder. Pami臋膰 ludzka ma nieprzebrane mo偶liwo艣ci. Trzeba nauczy膰 si臋 艣wiadomie j膮 wykorzystywa膰.

Sznur dzikich g臋si pojawi艂 si臋 na niebie. By艂a to najgor臋tsza godzina dnia.

- Czy wie pan, 偶e Pietro Giovanni zgodzi艂 si臋 po艣lubi膰 Audrey Simonsen?

Gert Glinder czeka艂 na gwa艂town膮 reakcj臋 ze strony policjanta. By艂 troch臋 rozczarowany jej brakiem, ale nie przeszkodzi艂o mu to kontynuowa膰 kwa艣nym tonem:

- Prawdziwe szale艅stwo. Wyjechali razem do Nowego Meksyku, znale藕li ma艂o dociekliwego mera i dw贸ch przypadkowo napotkanych na ulicy 艣wiadk贸w. Przy pierwszej k艂贸tni Giovanni zostawi艂 Audrey.

- Kiedy odby艂 si臋 ten 艣lub? - spyta艂 Higgins.

- Dok艂adnie pi臋膰 miesi臋cy temu. Od tamtej pory Audrey nie odst臋powa艂a go na krok. M贸wi艂 jej sto razy, 偶e ju偶 jej nie chce, 偶e ten 艣lub by艂 zwyk艂ym 偶artem, 偶e powinna odej艣膰 z jego 偶ycia. S膮dz臋, 偶e wkr贸tce wpad艂a w rozpacz, nawet je艣li nadal uwa偶a艂a si臋 za jego legaln膮 ma艂偶onk臋.

- Wydaje mi si臋, 偶e mo偶na jej wsp贸艂czu膰.

Gert Glinder roze艣mia艂 si臋 szyderczo.

- Wsp贸艂czu膰? Audrey to prawdziwa tygrysica. Zgodzi艂a si臋 cierpie膰, ale nie zaakceptowa艂a istnienia rywalki.

- Na pewno ma pan na my艣li czaruj膮c膮 Graziell臋 Canti?

- Pan 偶artuje, inspektorze? Graziella by艂a przelotn膮 mi艂ostk膮. Pietro polowa艂 na rzadsz膮 zwierzyn臋...

Higginsa zaszokowa艂o to my艣liwskie por贸wnanie, ale nie da艂 tego po sobie pozna膰.

- W przeddzie艅 przedstawienia - ci膮gn膮艂 Gert Glinder, zni偶aj膮c g艂os - Pietro Giovanni przyby艂 do zamku. By艂a pierwsza w nocy. Nie spa艂em. Mia艂em trem臋. Patrzy艂em przez okno i nagle zobaczy艂em, jak idzie przez ogr贸d. Wsz臋dzie rozpozna艂bym jego cie艅. Us艂ysza艂em, 偶e wchodzi po g艂贸wnych schodach, staraj膮c si臋 nie narobi膰 ha艂asu. Uchyli艂em drzwi i zobaczy艂em, jak puka do pokoju... Marylin O' Neill. Otworzy艂a. Wszed艂. Ich rozmowa trwa艂a przynajmniej kwadrans. Widzia艂em, jak wraca艂 t膮 sam膮 drog膮, przez ogr贸d. Ale nie tylko ja go 艣ledzi艂em. Za wierzb膮 kto艣 si臋 ukrywa艂.

Gert Glinder niezwykle zr臋cznie potrafi艂 dawkowa膰 informacje. Cieszy艂 si臋, 偶e Higgins notuje.

- Kt贸偶 to by艂, panie Glinder?

- Najbardziej zazdrosna kobieta na 艣wiecie. Audrey Simonsen.



Rozdzia艂 XI


- Nie zwalcza艂a Grazielli Canti - wyja艣ni艂 niemiecki 艣piewak. - Ale Marylin O'Neill... Prawowita ma艂偶onka Pietra Giovanniego nie mog艂a znie艣膰 istnienia takiej rywalki. Mia艂a kilka mo偶liwo艣ci: zabi膰 j膮, pope艂ni膰 samob贸jstwo albo...

- Albo? - powt贸rzy艂 Higgins, uwa偶ny na ka偶dy szczeg贸艂.

Gert Glinder z zak艂opotaniem opu艣ci艂 wzrok.

- Wie pan r贸wnie dobrze jak ja, co si臋 sta艂o, inspektorze. Przebywa艂em w garderobie, kiedy zraniony Pietro za偶膮da艂 pomocy. Odepchn膮艂 wszystkich, opr贸cz Audrey. Wiedzia艂, 偶e ona kocha go do szale艅stwa i nie zrobi mu krzywdy. Obawiam si臋, 偶e gorzko si臋 pomyli艂.

- Oskar偶a wi臋c pan Audrey Simonsen o otrucie Pietra Giovanniego?

Gert Glinder poblad艂 z gniewu. Raptownie wsta艂, zaciskaj膮c usta. Trz膮s艂 si臋 z oburzenia.

- Nigdy nie powiedzia艂em nic podobnego, inspektorze. Nie jestem nawet pewien, czy o tym pomy艣la艂em. Chcia艂em tylko przyczyni膰 si臋 do post臋pu w 艣ledztwie, pragn膮艂em, 偶eby wyja艣niono wszystkie okoliczno艣ci tragicznej 艣mierci mojego przyjaciela.

- To si臋 panu chwali - odpar艂 Higgins, po raz drugi nape艂niaj膮c fili偶ank臋 kaw膮. Ura偶ony Niemiec oddali艂 si臋.

Inspektor poprawi艂 muszk臋, kt贸ra stale przekrzywia艂a si臋 na lew膮 stron臋. Na jego czole perli艂 si臋 pot. W Lindenboume panowa艂 upa艂 nie do zniesienia. Pr贸偶no by szuka膰 na niebie najmniejszej chmury. Od wielu godzin nie spad艂a kropla deszczu. Z艂y los uwzi膮艂 si臋 na to operowe sanktuarium.

Nadesz艂a pora sjesty. Wszyscy go艣cie zamku z rado艣ci膮 korzystali z tego popo艂udniowego odpoczynku, nie wy艂膮czaj膮c Scotta Marlowa, kt贸ry g艂臋boko zasn膮艂 przy telefonie. Tylko Higgins nie by艂 w stanie odpoczywa膰. Czu艂 si臋 osaczony przez sprzeczne informacje. Kto k艂ama艂, a kto m贸wi艂 prawd臋? Trudno by艂o teraz dokona膰 takiego podzia艂u.

Inspektor mia艂 wra偶enie, 偶e wymyka mu si臋 najwa偶niejszy szczeg贸艂. Zachowanie jednego z artyst贸w bardzo go zdziwi艂o, ale nie umia艂 powiedzie膰 dlaczego.

W ogrodzie panowa艂a niczym nie zm膮cona cisza. 艁ab臋dzie spa艂y z g艂owami schowanymi w pi贸rach. Wody w jeziorze nie m膮ci艂 najmniejszy podmuch wiatru. Na pobliskiej 艂膮ce pas艂o si臋 rozleniwione upa艂em byd艂o. Gdyby Higgins mia艂 talent Tumera, ch臋tnie uwieczni艂by ten widok na p艂贸tnie.

Nagle przysz艂a mu do g艂owy pewna my艣l.

Jonathan Kelwing spa艂 z g艂ow膮 na biurku. Obok niego sta艂a w po艂owie opr贸偶niona szklanka whisky, opakowanie 艣rodk贸w uspokajaj膮cych i przepe艂niona popielniczka. Higginsowi by艂o przykro, 偶e musi obudzi膰 re偶ysera, ale trzeba by艂o pchn膮膰 naprz贸d dochodzenie. Delikatnie potrz膮sn膮艂 go za rami臋.

Wyrwany ze snu m臋偶czyzna omal nie spad艂 z krzes艂a.

- Ach, to pan... prosz臋 mi wybaczy膰. Mam stargane nerwy. Te przekl臋te telefony wreszcie umilk艂y... ale nie na d艂ugo... Lindenbourne jest zrujnowane, zrujnowane...

- Ale偶 nie, panie Kelwing. Wydarzenie artystyczne tej rangi, nie znika tak po prostu. To tylko nieudany sezon, nic poza tym. Kiedy znajdziemy morderc臋, z艂e duchy opuszcz膮 zamek i na nowo zago艣ci w nim muzyka.

Jonathan Kelwing spojrza艂 na Higginsa wzrokiem pe艂nym nadziei.

- Naprawd臋 tak pan uwa偶a?

- Mam zwyczaj m贸wi膰 to, co my艣l臋 - potwierdzi艂 powa偶nym g艂osem Higgins. - Czy ma pan mo偶e pod r臋k膮 fotografie 艣piewak贸w zaproszonych do udzia艂u w Don Juanie?

Re偶yser natychmiast przyj膮艂 profesjonaln膮 postaw臋.

- Press-booki? Oczywi艣cie. Ka偶dy artysta ma sw贸j album. Chce pan je zobaczy膰?

Jonathan Kelwing wr臋czy艂 Higginsowi opas艂e albumy ze zdj臋ciami Pietra Giovanniego, George'a Chairmana, sir Briana Halla, Marylin O'Neill i Audrey Simonsen. Pierwsi trzej arty艣ci mieli ponad trzysta fotografii z ich najwa偶niejszych wyst臋p贸w, kobiety oko艂o dwustu. Gert Glinder mia艂 ich nieco mniej, to samo dotyczy艂o Rubena Carmino. Najmniej fotografii posiada艂a, z uwagi na kr贸tk膮 karier臋, Graziella Canti. Higgins otworzy艂 album Marylin O'Neill.

- Czy mog臋 panu pom贸c? - spyta艂 re偶yser.

- Nie s膮dz臋 - odpar艂 Higgins, wertuj膮c albumy strona po stronie.

Rozczarowany re偶yser wychyli艂 do dna szklank臋 whisky i zamkn膮wszy oczy, usadowi艂 si臋 wygodnie w swoim fotelu. Inspektor by艂 pe艂en podziwu dla delikatnej urody australijskiej sopranistki. W ci膮gu dziesi臋ciu lat kariery Marylin O'Neill za艣piewa艂a wszystkie wielkie arie mozartowskie z jednakowym powodzeniem. Jednak 偶adna z fotografii pi臋knej odtw贸rczyni roli Doni Anny nie wywo艂a艂a u niego reakcji, kt贸rej oczekiwa艂. Przeszed艂 wi臋c do zdj臋膰 George'a Chairmana i prze艣ledzi艂 przebieg jego wspania艂ej kariery operowej. Dopiero po obejrzeniu kilkudziesi臋ciu fotografii sir Briana Halla wpad艂 na w艂a艣ciwy trop. Zdj臋cia przedstawia艂y arystokrat臋 w garniturze b膮d藕 w stroju scenicznym na tle zamku. Higgins widzia艂 ju偶 te portrety w magazynach muzycznych. Gdzie艣 w zakamarkach jego pami臋ci kry艂 si臋 pewien niezwyk艂y szczeg贸艂, kt贸ry teraz jasno sobie u艣wiadomi艂: sir Brian mia艂 zwyczaj podpiera膰 si臋 eleganck膮 lask膮. Stanowi艂a cz臋艣膰 jego wizerunku. Kiedy artysta spacerowa艂 po parku Lindenboume w towarzystwie Higginsa, nie mia艂 ze sob膮 tej laski.

Higgins od艂o偶y艂 press-booki na miejsce i wyszed艂 po cichu z biura re偶ysera.


Inspektor wiedzia艂, gdzie znajdzie Audrey Simonsen. Schroni艂a si臋 w cieniu najstarszej z wierzb p艂acz膮cych okalaj膮cych jezioro. Jej bia艂y str贸j doskonale harmonizowa艂 z ciep艂膮 zieleni膮 li艣ci. Higgins zasta艂 artystk臋 pogr膮偶on膮 w my艣lach, z oczyma utkwionymi w dal.

Zbli偶y艂 si臋 do niej powolnym krokiem. By艂a czwarta po po艂udniu. Na zachodzie pojawi艂a si臋 nieregularna bia艂a chmura, przecinaj膮c jednolity b艂臋kit nieba.

Dopiero z bliska Higgins m贸g艂 nale偶ycie oceni膰 jedwabisto艣膰 jasnych w艂os贸w m艂odej kobiety. Jej twarz, tak blada po pr贸bie samob贸jczej, nabra艂a teraz kolor贸w. My艣lami by艂a jednak gdzie indziej, oboj臋tna na wszystko. Audrey Simonsen przypomina艂a Higginsowi lunatyka, kt贸rego nale偶y 艂agodnie wyrwa膰 ze 艣wiata snu.

Usiad艂 wi臋c obok niej, opieraj膮c si臋 o pie艅 wierzby ostro偶nie, by nie zmi膮膰 spodni. Audrey Simonsen nawet na niego nie spojrza艂a.

- Przykro mi, 偶e si臋 pani narzucam, pani Giovanni.

S艂ysz膮c to nazwisko, Audrey Simonsen ockn臋艂a si臋. Spojrza艂a na Higginsa zbulwersowana.

- To pan ju偶 wie?

- Wiem wiele na pani temat, panno Simonsen.

- Ach...

Pi臋kna Dunka na nowo pogr膮偶y艂a si臋 w ot臋pieniu. 鈥淛ej rozpacz jest prawie nieuleczalna - pomy艣la艂 Higgins - albo doskonale gra鈥.

- Chcia艂bym, 偶eby mi pani opowiedzia艂a, co naprawd臋 zdarzy艂o si臋 podczas antraktu, kiedy Pietro Giovanni wszed艂 do garderoby.

Mo偶e odm贸wi - rozwa偶a艂 Higgins - albo postanowi milcze膰. Mo偶e woli nic nie m贸wi膰 i pogr膮偶y膰 si臋 we wspomnieniach, w kt贸rych Pietro Giovanni jeszcze 偶yje?鈥

Jednak 艂agodny g艂os sopranistki odezwa艂 si臋 bardzo wyra藕nie. Znowu by艂a z powrotem w 艣wiecie 偶ywych.

- Pietro by艂 w艣ciek艂y. Twierdzi艂, 偶e pad艂 ofiar膮 zamachu, a przecie偶 zwyczajnie skaleczy艂 si臋 w kciuk, wydobywaj膮c szpad臋 z pochwy. Zachowa艂 si臋 w ohydny spos贸b wobec tych, kt贸rzy chcieli mu pom贸c. Brutalnie odepchn膮艂 sir Briana, kt贸ry zaproponowa艂 mu kompres i prawie obrazi艂 Marylin O'Neill, podaj膮c膮 mu zio艂owy 艣rodek uspokajaj膮cy. Nie lepiej potraktowa艂 Graziell臋 Canti, kt贸ra da艂a mu plaster. Nawet Ruben Carmino nie m贸g艂 si臋 do niego zbli偶y膰. George Chairman nie zwraca艂 na Pietra uwagi. Gert Glinder miota艂 si臋, wzywaj膮c lekarza.

Higginsowi podoba艂a si臋 ta wyczerpuj膮ca wypowied藕, pozwalaj膮ca mu posegregowa膰 informacje, kt贸re ju偶 posiada艂.

- A pani, panno Simonsen, co pani zrobi艂a?

W chwili gdy pi臋kna Dunka mia艂a w艂a艣nie odpowiedzie膰, inspektor us艂ysza艂 dziwny szelest. Kto艣 przechodzi艂 w pobli偶u. Zatrzyma艂 si臋 i obserwowa艂 ich, ukryty za 偶ywop艂otem. Higgins i jego rozm贸wczyni rozmawiali zbyt cicho, by mo偶na by艂o ich us艂ysze膰. Dlatego inspektor postanowi艂 nie zwraca膰 uwagi na natr臋ta. Domy艣la艂 si臋, kto nim jest.

Wida膰 by艂o, 偶e Audrey Simonsen dokonuje znacznego wysi艂ku, 偶eby przywo艂a膰 scen臋, o kt贸rej z pewno艣ci膮 wola艂aby zapomnie膰.

- Ja... ja chcia艂am mu pom贸c. Pietro mnie wprawdzie zostawi艂, ale nadal go kocha艂am. To ja opatrzy艂am mu ran臋. Nie sprzeciwi艂 si臋. Mia艂 do mnie zaufanie.

Higgins nie by艂 mi艂o艣nikiem p艂acz膮cych wierzb. Wola艂 pot臋偶ne d臋by albo proste buki, musia艂 jednak przyzna膰, 偶e temu najstarszemu drzewu w Lindenbour-ne nie brakowa艂o szlachetno艣ci.

- Co mu pani poda艂a, panno Simonsen?

- Co?

S艂owa uwi臋z艂y jej w gardle, zupe艂nie jakby sama zadawa艂a sobie to pytanie.

- Wod臋 utlenion膮, inspektorze. To najlepszy 艣rodek odka偶aj膮cy. Rana by艂a male艅ka. Wi臋cej by艂o strachu ni偶 b贸lu. Pietro przywi膮zywa艂 du偶膮 wag臋 do sprawno艣ci fizycznej. Nienawidzi艂 choroby i cierpienia. My艣l, 偶e jego niezr贸wnana 偶ywotno艣膰 mog艂aby kt贸rego艣 dnia si臋 zmniejszy膰, by艂a dla niego nie do zniesienia. Dlatego wywo艂a艂 taki skandal z powodu tego skaleczenia.

- Czy zachowa艂a pani butelk臋 z wod膮 utlenion膮?

- Butelk臋...? Oczywi艣cie. W moich przyborach toaletowych. - G艂os kobiety dr偶a艂 lekko. - Chce pan j膮 zobaczy膰?

- Nic nas nie nagli - odpar艂 Higgins. - To miejsce jest tak przyjemne, 偶e niemal偶e mo偶na by tu zapomnie膰 o pod艂o艣ciach natury ludzkiej. Ale zgin膮艂 cz艂owiek, kto艣 go zamordowa艂... i dop贸ki nie odnajdziemy mordercy, Lindenbourne nie zazna spokoju. To by by艂o ze szkod膮 dla naszych operowych przedstawie艅.

Zdumiona s艂owami inspektora Audrey Simonsen schowa艂a twarz w d艂oniach, z pewno艣ci膮 po to, by ukry膰 nap艂ywaj膮ce do oczu 艂zy.

- B艂aga艂am Pietra, 偶eby si臋 zmieni艂 - oznajmi艂a, 艂kaj膮c. - Gdyby mnie pos艂ucha艂, wci膮偶 by 偶y艂.

Higginsa, kt贸ry dyskretnie notowa艂, na d藕wi臋k ostatnich s艂贸w 艣piewaczki opanowa艂o dziwne uczucie. Podczas 艣ledztwa zdarza艂y si臋 niekiedy takie momenty jak ten, kiedy prawda objawia艂a si臋 z niebywa艂膮 ostro艣ci膮, pozwalaj膮c odkry膰 tajemnic臋. Inspektor u艣wiadomi艂 sobie, 偶e w艂a艣nie otrzyma艂 klucz, kt贸rego do tej pory szuka艂 na pr贸偶no. Wystarczy艂o znale藕膰 drzwi, kt贸re 贸w klucz otwiera艂.

- Chcia艂bym zada膰 pani bardzo osobiste pytanie - powiedzia艂 艂agodnie. - Czy pozwoli pani?

S艂o艅ce p贸藕nego popo艂udnia nieco przygas艂o. Z艂ote w艂osy Audrey Simonsen tworzy艂y jasn膮 wysepk臋 na tle zielonych li艣ci wierzby. Inspektor mia艂 ochot臋 przerwa膰 w tym miejscu przes艂uchanie, 偶eby nie pog艂臋bia膰 b贸lu tej kobiety. Jednak jako przedstawiciel Scotland Yardu, nie m贸g艂 sobie pozwoli膰 na s艂abo艣膰.

- Niech pan pyta, inspektorze - odpar艂a m艂oda Dunka, tak s艂abym g艂osem, 偶e inspektor ledwie j膮 us艂ysza艂.

- Bardzo pani kocha艂a Pietra Giovanniego. A przecie偶 wiedzia艂a pani, 偶e by艂 niewierny.

Wymowne milczenie Audrey Simonsen wystarczy艂o za odpowied藕.

- Nawet tutaj, w Lindenbourne, prawda?

- Jego przyjaciel, Gert Glinder, nie omieszka艂 wyjawi膰 mi wszystkich jego podboj贸w, 偶eby mnie upokorzy膰. - Pi臋kna sopranistka z trudem panowa艂a nad sob膮. - Przypuszczam, 偶e w ten spos贸b chcia艂 mnie na zawsze od niego odsun膮膰. Ale prawdziwa mi艂o艣膰 zniesie wszystko, inspektorze, z bo偶膮 pomoc膮. To z Boga czerpi臋 si艂臋. To prawda, 偶e nawet tutaj Pietro zachowa艂 si臋 w spos贸b godny pogardy. To on narzuci艂 re偶yserowi t臋 ma艂膮 Graziell臋 Canti. 鈥淲y艂owi艂鈥 j膮, jak sam powiedzia艂, w prowincjonalnej operze. Chcia艂 z niej zrobi膰 swoj膮 now膮 kochank臋... Gdyby nie Ruben Carmino, na pewno by mu si臋 to uda艂o. Ma艂a uleg艂aby mu w zamian za obietnic臋 wielkiej kariery.

- Czy Pietro Giovanni mia艂 du偶y wp艂yw na to, co dzia艂o si臋 za kulisami opery? - spyta艂 Higgins.

Audrey Simonsen u艣miechn臋艂a si臋 blado.

- Pietro by艂 najbardziej wp艂ywowym cz艂owiekiem opery. Nikt nie o艣mieli艂 si臋 wej艣膰 mu w drog臋. Wystarczy艂o jego nazwisko, by zape艂nia艂y si臋 sale. By艂 r贸wnie偶 cz艂owiekiem interesu. Zasiada艂 w radach administracyjnych najwi臋kszych oper 艣wiata, decyduj膮c o losach poszczeg贸lnych artyst贸w. Niczego nie zarzucam tej ma艂ej W艂oszce... zarekomendowanej przez Pietra. By艂a pewna, 偶e otrzyma wkr贸tce wa偶ne kontrakty.

Higgins wola艂 powstrzyma膰 si臋 od uwag na temat 艣rodowiska artystycznego, coraz bardziej przekonany, 偶e 偶ycie w jego rezydencji w Slaughterers, z dala od 艣wiata, od zgie艂ku, od ludzkich nieprawo艣ci, by艂o najdoskonalsze z mo偶liwych. Niestety, dom by艂 daleko, a on nie zako艅czy艂 jeszcze jednego z najtrudniejszych przes艂ucha艅 w swojej karierze.

Teraz musia艂 zada膰 prawdziwie niedyskretne pytanie, kt贸re wystawi Audrey Simonsen na ci臋偶k膮 pr贸b臋.

- Podziwiam pani wytrwa艂o艣膰. Nie uwa偶a艂a pani Grazielli Canti za niebezpieczn膮 rywalk臋, niech tak b臋dzie, A co z Marylin O' Neill?

Higgins nie widzia艂 jeszcze nigdy r贸wnie wielkiego przera偶enia wypisanego na twarzy kobiety. Audrey Simonsen raptownie wsta艂a i oddali艂a si臋 po艣piesznie w g艂膮b parku. Inspektor patrzy艂, jak znika mi臋dzy wysokimi topolami. Gdyby pr贸bowa艂 j膮 zatrzyma膰, da艂by 艣wiadectwo z艂ego smaku i pope艂ni艂 b艂膮d zawodowy. Jej milczenie by艂o bardziej wymowne ni偶 jakiekolwiek pogmatwane wyja艣nienia.

Nieopodal us艂ysza艂 szelest poruszonego 偶ywop艂otu. Szpieg opuszcza艂 swoje stanowisko. Higgins przejrza艂 czarny notes, w kt贸rym przybywa艂o notatek, pozbawionych jednak my艣li przewodniej. Ale dzi臋ki rozmowie z Audrey Simonsen m贸g艂 wreszcie dokona膰 podzia艂u na to, co istotne i co drugorz臋dne.

Nie mia艂 jednak czasu rozpocz膮膰 tej precyzyjnej pracy. Jego uwag臋 zwr贸ci艂 niezwykle interesuj膮cy widok. Przed pos膮giem Komandora, przy wej艣ciu do 鈥渃zarodziejskiego ogrodu鈥, spacerowali sir Brian Hall i niedost臋pna Marylin O' Neill.


Rozdzia艂 XII


Marylin O' Neill wspiera艂a si臋 na ramieniu sir Briana Halla. W prawej r臋ce arystokrata trzyma艂 s艂ynn膮 eleganck膮 lask臋, zawsze widoczn膮 na oficjalnych zdj臋ciach. Sir Brian by艂 ubrany w kasztanowy garnitur z czesanej we艂ny, Marylin O' Neill w艂o偶y艂a obszerny fio艂kowy kapelusz z szerokim rondem i d艂ug膮 blador贸偶ow膮 sukni臋 z jedwabiu. Patrz膮c, jak dumnie kroczy u boku brytyjskiego arystokraty, Higgins zrozumia艂, dlaczego ta kobieta o pi臋knej, zimnej, niemal nadludzkiej urodzie sta艂a si臋 tak wielk膮 gwiazd膮 sceniczn膮, szanowan膮 i podziwian膮 przez wszystkich. Po wcieleniu si臋 w rol臋 subtelnej Hrabiny w Weselu Figara, wynoszon膮 pod niebiosa przez mi臋dzynarodow膮 krytyk臋, Marylin O' Neill kontynuowa艂a triumfaln膮 karier臋, staj膮c si臋 najbardziej wyrazist膮 Don膮 Ann膮 swojego pokolenia. Higgins, kt贸ry s艂ysza艂 wszystkie najwa偶niejsze odtw贸rczynie tej roli, musia艂 przyzna膰, 偶e by艂 ol艣niony wyst臋pem Marylin O' Neill podczas festiwalu w Lindenbourne. Wykreowana przez ni膮 Dona Anna 艂膮czy艂a w sobie naturalny wdzi臋k i kobiec膮 subtelno艣膰, zgodnie z oczekiwaniami wymagaj膮cego Mozarta.

Marylin O' Neill i sir Brian tworzyli niezwykle dobran膮 par臋. Mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e stanowi膮 cz臋艣膰 ponadczasowej dekoracji teatralnej. Tego letniego popo艂udnia spacerowali z pewn膮 duchow膮 elegancj膮, kt贸ra stawia艂a ich ponad zwyk艂ych 艣miertelnik贸w. Czy偶 nie by艂 to przywilej tych, kt贸rzy 偶yli przygodami bohater贸w Mozarta?

Higgins, kt贸ry nigdy nie mia艂 dost膮pi膰 tego zaszczytu, zadowala艂 si臋 uprawianiem swojej sztuki inspektora Scotland Yardu, szcz臋艣liwy, 偶e mo偶e wreszcie spotka膰 t臋, kt贸r膮 nazywano 鈥淕ret膮 Garbo opery鈥. Sir Brian zna艂 ju偶 Higginsa na tyle dobrze, 偶e inspektor m贸g艂 swobodnie zwr贸ci膰 si臋 do niego bez obawy pope艂nienia wi臋kszej niezr臋czno艣ci.

Wyszed艂 wi臋c na spotkanie spaceruj膮cej pary, zachodz膮c im drog臋 w taki spos贸b, 偶eby nie mieli w膮tpliwo艣ci, 偶e spotkanie jest zamierzone.

- Inspektor! - zdziwi艂 si臋 nieco sir Brian Hali, utkwiwszy w Higginsie nieszczere i raczej pogardliwe spojrzenie. - Chce pan z nami porozmawia膰?

- To nieoczekiwane spotkanie, sir, jest dla mnie niezwyk艂ym zrz膮dzeniem losu. Pozwoli pan, 偶e oddam pok艂on utalentowanej, uroczej kobiecie.

W odpowiedzi Marylin O' Neill poda艂a Higginsowi d艂o艅 do uca艂owania. Z uwagi na schorowany kr臋gos艂up inspektor schyli艂 si臋 powoli.

Marylin O' Neill mia艂a niemal nieskazitelne rysy. Jej wargi rozchyla艂 ciep艂y, a zarazem nostalgiczny u艣miech. Higgins ujrza艂 w niej wra偶liw膮 istot臋, nie pozbawion膮 jednak silnej osobowo艣ci.

- Mi艂o mi pana pozna膰, inspektorze. Ubolewam nad tragedi膮, kt贸ra pogr膮偶y艂a Lindenbourne w 偶a艂obie. 呕ycz臋 panu, 偶eby jak najszybciej odnalaz艂 pan winnego tej zbrodni. M贸j narzeczony i ja chcieliby艣my uda膰 si臋 niezw艂ocznie do Mediolanu.

Higgins szed艂 u boku dwojga wybitnych artyst贸w, dostosowuj膮c si臋 do ich kroku.

- Zar臋czyli艣my si臋 sze艣膰 miesi臋cy temu, w kameralnym gronie - u艣ci艣li艂 sir Brian.

- To wspania艂a nowina - odpar艂 Higgins. - Wasz 艣lub b臋dzie jednym z najwi臋kszych wydarze艅 roku.

- Nic nas nie nagli, inspektorze - oznajmi艂a Marylin O' Neill stanowczym tonem.

Sir Brian Hall zdawa艂 si臋 nie pochwala膰 zbytnio zdania swej towarzyszki. Twarz mu si臋 艣ci膮gn臋艂a, po chwili jednak obdarzy艂 ukochan膮 bladym u艣miechem.

- Nie chcia艂bym si臋 pani naprzykrza膰 - powiedzia艂 Higgins, zwracaj膮c si臋 do Marylin O' Neill - ale pragn膮艂bym dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej o tym, co wydarzy艂o si臋 podczas antraktu.

Arystokrata otworzy艂 usta, 偶eby zaprotestowa膰, ale jego towarzyszka dyskretnie 艣cisn臋艂a go za rami臋, nakazuj膮c mu milczenie.

- Powinien pan by膰 bardziej bezpo艣redni, inspektorze - odpar艂a 艣mia艂o. - By艂am 艣wiadkiem sceny, gdy Pietro Giovanni wszed艂 do garderoby, pokazuj膮c wszystkim zranion膮 d艂o艅. Zaproponowa艂am, 偶e obejrz臋 ran臋. Odm贸wi艂.

- Dlaczego, pani zdaniem?

- Inspektorze - wtr膮ci艂 si臋 sir Brian Hali - to pytanie jest nieodpowiednie.

- Poniewa偶 nikomu nie ufa艂 - doda艂a Marylin O' Neill.

- Jakie lekarstwo pani posiada艂a?

Sir Brian Hali obserwowa艂, jak promienie s艂o艅ca muskaj膮 wierzcho艂ki topoli. S艂o艅ce znika艂o powoli za horyzontem, ust臋puj膮c miejsca ci臋偶kim, burzowym chmurom.

- Zwyk艂y roztw贸r arniki - odpar艂a 艣piewaczka. - Jestem zwolenniczk膮 leczenia zio艂ami. Moja matka nauczy艂a mnie tego, ten spos贸b zawsze okazywa艂 si臋 skuteczny. Cz臋sto podczas pr贸by co艣 si臋 wydarza. Arnika jest niezawodna w takich przypadkach. 艁agodzi b贸l i nie pozostawia 艣lad贸w na sk贸rze. To r贸wnie偶 doskona艂y 艣rodek antydepresyjny.

- Amika jest tak偶e trucizn膮 - zaznaczy艂 Higgins.

- Nie w tej postaci, inspektorze. W ka偶dym razie Pietro Giovanni jej nie u偶y艂 i zreszt膮 nie potrzebowa艂. To by艂o tylko skaleczenie.

Troje spacerowicz贸w pod膮偶a艂o g艂贸wn膮 alej膮 鈥渃zarodziejskiego ogrodu鈥. 呕wir cichutko chrz臋艣ci艂 pod ich stopami.

- Odnalaz艂 pan swoj膮 s艂ynn膮 lask臋, sir - odezwa艂 si臋 Higgins.

Angielski tenor straci艂 na chwil臋 pewno艣膰 siebie.

- Odnalaz艂em? Co pan chce przez to powiedzie膰?

- Nie mia艂 jej pan podczas naszej pierwszej rozmowy.

- Zapomnia艂em... to wszystko.

Marylin O' Neill prowadzi艂a ich w stron臋 jeziora.

- Je艣li wolno, sir, chcia艂bym obejrze膰 ten wspania艂y przedmiot.

Oburzony arystokrata zwr贸ci艂 si臋 do swojej towarzyszki.

- To mi si臋 wydaje 艣mieszne. Moja droga, musimy wraca膰. Zanosi si臋 na burz臋.

- Proponuj臋 raczej, 偶eby艣my na chwil臋 usiedli na kamiennej 艂awce, pod pos膮giem Don Juana - nalega艂 Higgins. - B臋dziemy tam mogli spokojnie wyja艣ni膰 kilka szczeg贸艂贸w, kt贸re zwr贸ci艂y moj膮 uwag臋.

Sir Brian Hall ch臋tnie zaprotestowa艂by przeciwko temu, co jego zdaniem by艂o nadu偶yciem w艂adzy, ale australijska sopranistka przysta艂a na propozycj臋 inspektora.

- Pa艅ska laska, sir - poprosi艂 Higgins, siadaj膮c obok Anglika.

Sir Brian Hall niech臋tnie zastosowa膰 si臋 do tego polecenia. Higgins wa偶y艂 lask臋 w d艂oni. Zna艂 dobrze ten typ lasek, dlatego spr贸bowa艂 odkr臋ci膰 ga艂k臋. Pr贸ba zako艅czy艂a si臋 pomy艣lnie. Wydoby艂 okaza艂e ostrze, kt贸rego b艂yski zata艅czy艂y na li艣ciach pobliskiej topoli.

- Wspania艂a, sir - oceni艂. - Niecz臋sto spotyka si臋 tak doskonale zachowane stare ostrze. Musi pan je cz臋sto czy艣ci膰...

Marylin O' Neill poprawi艂a kapelusz. Os艂upia艂y sir Brian zareagowa艂 dopiero po chwili.

- Do czego pan zmierza, inspektorze?

- Jak pan to robi, 偶e ostrze si臋 tak b艂yszczy? - ci膮gn膮艂 Higgins. - Sam pan je poleruje?

Arystokrata uni贸s艂 dumnie podbr贸dek, tak jakby zwraca艂 si臋 do niezbyt rozgarni臋tego podw艂adnego.

- Nie wiem, czy zdaje pan sobie spraw臋, 偶e pami膮tki rodzinnej tej warto艣ci nie powierza si臋 s艂u偶膮cym. Sam konserwuj臋 to ostrze. Nikt go nie dotyka. Nawet Ruben Carmino, wielki mi艂o艣nik bia艂ej broni i doskona艂y florecista, m贸g艂 je obejrze膰 tylko z daleka. Nie przypuszcza pan nawet, jaki spotyka pana przywilej. Co za czasy!

Higgins schowa艂 ostrze do pochwy, przywracaj膮c lasce niewinny wygl膮d.

- Czy pos艂u偶y艂 si臋 ju偶 pan t膮 lask膮 przeciwko jakiemu艣 napastnikowi, sir?

- Tylko raz - odpar艂 sir Brian. - 呕eby odstraszy膰 dw贸ch chuligan贸w, w Pary偶u. Zmykali co si艂 w nogach.

- Domy艣lam si臋, 偶e dopiero co pan j膮 wyczy艣ci艂... mo偶e nawet dzisiaj rano?

Odpowied藕 utkn臋艂a sir Brianowi w gardle, szybko jednak odzyska艂 r贸wnowag臋.

- Nie... czyszcz臋 j膮 produktem na bazie oliwy co tydzie艅... Wykona艂em t臋 czynno艣膰 przed przybyciem do Lindenbourne, gdzie planowa艂em sp臋dzi膰 najwy偶ej trzy, cztery dni przed wyjazdem do Mediolanu.

- Nie zabra艂 wi臋c pan tego produktu ze sob膮, sir?

- Nie, inspektorze.

Higgins przesun膮艂 si臋 troch臋, 偶eby zwr贸ci膰 si臋 do Marylin O' Neill.

- Pani r贸wnie偶 mia艂a jecha膰 do Mediolanu, panno O' Neill?

- Tak, 偶eby ponownie za艣piewa膰 parti臋 Doniii Anny w nowej re偶yserii La Scali.

- Czy wiedzia艂a pani, co kryje laska sir Briana? Po raz pierwszy Marylin O' Neill spojrza艂a Higginsowi prosto w oczy. Inspektor z zachwytem przypatrywa艂 si臋 niezwykle szlachetnym rysom jej twarzy. Gdyby nie by艂 zmuszony kontynuowa膰 przes艂uchania, z przyjemno艣ci膮 odda艂by si臋 kontemplacji jej urody.

- Oczywi艣cie, inspektorze. Wszyscy o tym wiedz膮 w naszym 艣rodowisku.

Trudno zgadn膮膰 - pomy艣la艂 Higgins - czy ona mnie bierze za niezr臋cznego policjanta, czy przekazuje mi informacj臋鈥. Inspektor sk艂ania艂 si臋 ku tej drugiej wersji, tak wielki szacunek budzi艂a w nim rozm贸wczyni.

Powia艂 ciep艂y wietrzyk, poruszaj膮c delikatnie li艣膰mi drzew i unosz膮c d贸艂 r贸偶owej sukni Marylin O' Neill.

- Powinni艣my wraca膰 - powiedzia艂 sir Brian Hali. - Herbata dobrze nam zrobi.

Wsta艂, podaj膮c rami臋 swojej towarzyszce.

- Chwileczk臋 - wtr膮ci艂 Higgins, zagl膮daj膮c do czarnego notesu. - Czy mog艂aby mi pani wyjawi膰 tre艣膰 rozmowy, kt贸r膮 odby艂a pani z Giovannim w przeddzie艅 przedstawienia?

Sir Brian skamienia艂. Jego twarz niepokoj膮co zblad艂a. Popatrzy艂 na Marylin O' Neill jak umieraj膮cy, kt贸ry szuka ostatniej pociechy.

- Moja droga, prosz臋 natychmiast zaprzeczy膰, prosz臋, to ohydne oszczerstwo..

.Marylin O' Neill wzi臋艂a sir Briana pod rami臋 i wsta艂a z gracj膮 kr贸lowej.

- Informacja, kt贸r膮 posiada inspektor, jest prawdziwa, m贸j przyjacielu. Pogardzam donosicielem, ale nie mo偶na zaprzecza膰 faktom.

- Ale jak, ale jak mogli艣cie...

Narzeczeni zachowywali si臋 tak, jakby byli sami.

- Pietro Giovanni wtargn膮艂 do mojego pokoju. Zapewniam ci臋, 偶e nie oczekiwa艂am jego wizyty i 偶e nie mia艂am najmniejszej ochoty na rozmow臋 z nim, cho膰by kr贸tk膮. Znasz mnie na tyle dobrze, 偶eby wiedzie膰, 偶e nie spotykam si臋 dobrowolnie z tego typu osobami.

W g艂osie Marylin O' Neill zabrzmia艂a nuta trwogi, kiedy wymawia艂a ostatnie s艂owa. Czy chcia艂a co艣 przekaza膰 sir Brianowi? W ka偶dym razie arystokrata zrezygnowa艂 z zadawania dalszych pyta艅. Higgins poczu艂 si臋 zmuszony do ponownej ingerencji w 艣wiat pi臋knej Australijki.

- Prosz臋 mi wybaczy膰, 偶e nalegam, panno O' Neill, ale wydaje mi si臋 wa偶ne...

- Nie zapomnia艂am o pa艅skim pytaniu, inspektorze - odpar艂a z pogodnym u艣miechem, zauwa偶aj膮c wreszcie obecno艣膰 Higginsa. - Pietro Giovanni przyby艂, 偶eby z艂o偶y膰 mi propozycj臋.

Sir Briana opanowa艂 strach. Na niebie gromadzi艂y si臋 ciemne chmury. Zanosi艂o si臋 na burz臋.

- Pietro Giovanni chcia艂, 偶ebym mu 鈥減artnerowa艂a鈥, wed艂ug jego w艂asnego wyra偶enia, w operach Donizettiego i Beliniego. Wyja艣ni艂am mu, 偶e nie mam zamiaru zmarnowa膰 kariery w艂oskim belcanto. Bardzo go to rozz艂o艣ci艂o. Natychmiast kaza艂am mu wyj艣膰 z mojego pokoju. Czy ta odpowied藕 pana zadowala, inspektorze?

- Cz臋艣ciowo - odpar艂 enigmatycznie Higgins.

W oczach Marylin O' Neill pojawi艂 si臋 przelotny b艂ysk niepokoju.

- Jest zimno - powiedzia艂a. - Wracajmy, m贸j drogi.

Sir Brian Hali, nadal blady, podda艂 si臋 woli swojej towarzyszki, kt贸ra zmusi艂a go do spokojnego, godnego marszu, jakby nic si臋 nie sta艂o, jakby Lindenbourne by艂o tylko muzycznym rajem.

Pierwsze krople deszczu zab臋bni艂y na zamkowych schodach.


Higgins by艂 z艂y na siebie. Pogr膮偶ony w my艣lach, nie zd膮偶y艂 schroni膰 si臋 na czas przed deszczem. Gdy dotar艂 do zamku, by艂 przemokni臋ty do suchej nitki. Jego muszka zmieni艂a si臋 w wilgotn膮 szmatk臋. Nie m贸g艂 si臋 przebra膰. Jego rzeczy znajdowa艂y si臋 w gospodzie. Tylko cudem m贸g艂 unikn膮膰 przezi臋bienia, tym bardziej 偶e nie pomy艣la艂 o zabraniu leku przeciwgrypowego.

Pomimo z艂ego nastroju pomy艣la艂 z niepokojem o nadinspektorze Marlowie, kt贸ry nie dawa艂 znaku 偶ycia.

Stara posiad艂o艣膰 by艂a pogr膮偶ona w ciszy. Higgins wszed艂 na pi臋tro i uda艂 si臋 do pokoju, gdzie pracowa艂 Marlow. Nadinspektor wymy艣la艂 komu艣 przez telefon.

- To nies艂ychane! - krzycza艂. - Skandaliczne! Jeszcze pan o mnie us艂yszy!

Z w艣ciek艂o艣ci膮 od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

- Ach, Higgins, gdyby pan wiedzia艂!

Zdawa艂 si臋 zrozpaczony. Musia艂o wydarzy膰 si臋 co艣 dramatycznego.

- S艂ucham - powiedzia艂 spokojnie Higgins, chc膮c doda膰 mu odwagi.

Nadinspektor zakry艂 twarz, nie mog膮c znie艣膰 spojrzenia kolegi.

- To by艂 Scotland Yard... Od samego rana nie mog艂em si臋 niczego dowiedzie膰.

Higgins zaniepokoi艂 si臋 nie na 偶arty.

- Co si臋 sta艂o, drogi Mariow?

- To straszne, Higgins... Zepsu艂 si臋 komputer.


Uspokoiwszy nadinspektora, zmuszonego pozosta膰 przy telefonie, Higgins skierowa艂 si臋 do biura re偶ysera. Kiedy zszed艂 na d贸艂, jego uwag臋 zwr贸ci艂 metaliczny ha艂as. Dochodzi艂 z galerii zbroi. Inspektor wyt臋偶y艂 s艂uch. Huk si臋 nasili艂. Mo偶na by przysi膮c, 偶e zbroje walczy艂y ze sob膮.

Zaintrygowany Higgins wszed艂 do galerii. Burza rozszala艂a si臋 na dobre. Mimo wczesnej pory by艂o prawie ciemno.

Nagle wszystkie 艣wiat艂a w zamku zgas艂y. Ku przera偶eniu Higginsa jedna ze zbroi stan臋艂a przed nim, gotowa przygnie艣膰 go swoim ci臋偶arem.


Rozdzia艂 XIII


Nieoczekiwane natarcie zaskoczy艂o Higginsa. Nigdy dot膮d nie zosta艂 zaatakowany przez 艣redniowieczn膮 zbroj臋, nie wiedzia艂, co robi膰. Dzi臋ki b艂yskawicznej reakcji cudem unikn膮艂 przygniecenia przez metalow膮 konstrukcj臋, kt贸ra zwali艂a si臋 z 艂oskotem na kamienn膮 posadzk臋. W tym samym momencie zygzaki b艂yskawic przeci臋艂y niebo. Huk uderzaj膮cego pioruna zag艂uszy艂 ha艂as upadaj膮cego czcigodnego eksponatu.

Przykro, 偶e tak pi臋kna zbroja rozpad艂a si臋 na tysi膮c kawa艂k贸w鈥 - pomy艣la艂 Higgins. Przykucn膮艂, 偶eby przyjrze膰 si臋 z bliska metalowej masie i sprawdzi膰, czy nie ma nikogo wewn膮trz.

Negatywny wynik tych poszukiwa艅 prowadzi艂 do dw贸ch wniosk贸w: albo kto艣 popchn膮艂 zbroj臋 od ty艂u, 偶eby wys艂a膰 inspektora do szpitala, albo by艂 to duch, kt贸ry chcia艂 si臋 wydosta膰 ze swego przybytku. Ka偶dy na miejscu inspektora obstawa艂by przy pierwszym rozwi膮zaniu, ale Higgins nauczy艂 si臋 wystrzega膰 pochopnych wniosk贸w.

- Inspektorze? Jest pan ranny?

W migotliwym 艣wietle pochodni oczom Higginsa ukaza艂a si臋 wysoka sylwetka. Inspektor podni贸s艂 si臋 z trudem. By艂 zzi臋bni臋ty i dokucza艂 mu b贸l kr臋gos艂upa. Niemiecki 艣piewak Gert Glinder sprawia艂 wra偶enie ducha b艂膮dz膮cego po mrocznych korytarzach Lindenbourne.

- Jestem ca艂y i zdrowy, panie Glinder.

Zdziwiony Niemiec podszed艂 bli偶ej.

- Co si臋 sta艂o?

- Zbroja upad艂a na posadzk臋 - wyja艣ni艂 Higgins. - Bez w膮tpienia by艂a 藕le umocowana na cokole. Przybywa pan w por臋.

Twarz Gerta Glindera by艂a ledwie widoczna w p贸艂mroku.

- Przechodzi艂em t臋dy przypadkiem - wyja艣ni艂. - Poniewa偶 boj臋 si臋 ciemno艣ci, zabra艂em ze sob膮 pochodni臋.

Migocz膮ce b艂yski ta艅czy艂y na gro藕nych 艣redniowiecznych zbrojach, rzucaj膮c niepokoj膮ce cienie.

- Czy pan mnie przypadkiem nie 艣ledzi艂, panie Glinder?

艢piewak podskoczy艂. Pochodnia wy艣lizgn臋艂a mu si臋 z r膮k. Chwyci艂 j膮 w ostatniej chwili.

- Oczywi艣cie, 偶e nie, inspektorze! To zwyk艂y przypadek, zapewniam pana...

- Niech pan przestanie k艂ama膰 - odezwa艂 si臋 nagle powa偶ny g艂os dochodz膮cy z drugiej strony galerii, od strony baru.

Na 艣cianie pojawi艂 si臋 cie艅 sylwetki George'a Chairmana.

- Ja k艂ami臋? O co panu chodzi, panie Chairman?

Komandor uczyni艂 krok naprz贸d. Chybotliwe 艣wiat艂o pochodni na chwil臋 o艣wietli艂o jego surow膮 twarz.

- Jest pan z艂ym, godnym pogardy cz艂owiekiem, Gert, i wie pan o tym bardzo dobrze. - George Chairman cedzi艂 s艂owa. - Niech pan zaprzestanie tej ob艂udnej gry. Zaprowadzi pana donik膮d.

Chairman odwr贸ci艂 si臋 powoli. Nie mia艂 nic wi臋cej do powiedzenia.

- Niech pan zachowa swoje gro藕by dla siebie - odpar艂 oburzony Gert Glinder. -Wszystko widzia艂em i nic nie powiedzia艂em. Nie b臋d臋 d艂u偶ej milcza艂.

George Chairman stan膮艂. Gert Glinder skierowa艂 pochodni臋 w jego stron臋, przez co o ma艂o nie poparzy艂 Higginsa. Inspektor s膮dzi艂, 偶e sama fizyczna obecno艣膰 odtw贸rcy Komandora wystarczy, 偶eby niemiecki baryton zamilk艂.

Jednak Gert Glinder odwa偶y艂 si臋 przem贸wi膰 ze 艣ci艣ni臋tym gard艂em.

- Jest pan starym zarozumialcem, Chairman. Patrzy pan na wszystkich z g贸ry, poniewa偶 uwa偶a si臋 pan za kogo艣 wa偶nego. Jestem pewien, 偶e nie powiedzia艂 pan inspektorowi Higginsowi o za偶artej k艂贸tni z moim przyjacielem Pietrem Giovannim.

Gert Glinder urwa艂 w p贸艂 s艂owa, zabrak艂o mu tchu. Dr偶a艂 z oburzenia. Higgins oczekiwa艂, 偶e George Chairman, kt贸ry ca艂y czas sta艂 plecami do swojego rozm贸wcy, zaprotestuje, jednak odtw贸rca roli Komandora milcza艂. Pot臋偶na b艂yskawica przeci臋艂a niebo, o艣wietlaj膮c na kilka sekund galeri臋 pos膮g贸w.

Gert Glinder kontynuowa艂 dr偶膮cym g艂osem:

- To si臋 dzia艂o u pana, w Londynie, w pa艅skiej rezydencji wype艂nionej starociami. Przyjecha艂em po Pietra. Pa艅ska gospodyni otworzy艂a mi drzwi. By艂 pan z Pietrem w salonie. Nazwa艂 go pan ohydnym typem, drapie偶nikiem, bandyt膮 bez czci i wiary. Pietro pana zwymy艣la艂. Przyrzek艂 mu pan, 偶e znajdzie brakuj膮ce dowody i wy艣le go do wi臋zienia.

Gert Glinder spogl膮da艂 k膮tem oka na Higginsa, oczekuj膮c gratulacji albo aprobaty.

- Pogardzam panem - odpar艂 Chairman st艂umionym g艂osem.

Rozw艣cieczony brakiem reakcji ze strony inspektora, niemiecki 艣piewak rzuci艂 pochodni臋 na ziemi臋 i znikn膮艂. Pochodnia trzaska艂a z艂owrogo na kamiennej posadzce. George Chairman wreszcie postanowi艂 si臋 odwr贸ci膰. Higgins, wydobywaj膮c czarny notes i o艂贸wek, usiad艂 na pustym cokole.

- Mam nadziej臋, inspektorze, 偶e nie da艂 pan wiary s艂owom tego nieszcz臋snego typa.

Higgins notowa艂 w 艣wietle dogasaj膮cej pochodni.

- Jakie 鈥渟tarocie鈥 mia艂 na my艣li Gert Glinder? - spyta艂. - Czy偶by pan by艂 kolekcjonerem?

George Chairman dostojnym krokiem przemierza艂 galeri臋 wzd艂u偶 i wszerz, jakby czas si臋 dla niego zatrzyma艂. Na zewn膮trz grzmia艂o bez przerwy.

- Posiadam wiele cennych przedmiot贸w, to prawda.

-Wszystkie zwi膮zane z muzyk膮, je艣li dobrze sobie przypominam obszerny artyku艂, kt贸ry by艂 im po艣wiecony w biuletynie Kr贸lewskiego Towarzystwa Muzycznego?

George Chairman zamy艣li艂 si臋.

- Z upodobaniem gromadzi pan unikaty - ci膮gn膮艂 inspektor. - Klawesyny, skrzypce, partytury...

- Zgadza si臋, inspektorze. Ale te bezcenne skarby s艂u偶膮 przede wszystkim muzyce. Korzystaj膮 z nich 艣piewacy, muzykolodzy i muzycy. M贸j dom jest otwarty dla profesjonalist贸w, kt贸rzy chc膮 pog艂臋bi膰 wiedz臋.

Pochodnia dogasa艂a.

- Z jakiego okresu pochodz膮 pa艅skie manuskrypty?

- G艂贸wnie z osiemnastego wieku - odpar艂 bez wahania George Chairman.

- Co to s膮 za dzie艂a? - wypytywa艂 inspektor.

- Oratoria, sonaty, koncerty... c贸偶 jeszcze? Je艣li to pana interesuje, z przyjemno艣ci膮 poka偶臋 je panu w najbli偶szym czasie. Nic nie cieszy mnie bardziej ni偶 satysfakcja znawcy.

- Bardzo dzi臋kuj臋 - ucieszy艂 si臋 Higgins. - Jakie zarzuty wysuwa艂 pan przeciwko Giovanniemu?

Zadane oboj臋tnym tonem pytanie zaskoczy艂o 艣piewaka. Przystan膮艂 na chwil臋.

- Wi臋c jednak uwierzy艂 pan donosicielowi? - oburzy艂 si臋. - Jak pan mo偶e mie膰 zaufanie do tego Glindera?

Za oknami panowa艂 mrok. Nad Lindenboume k艂臋bi艂y si臋 masy burzowych chmur. W oddali zahuka艂a sowa. Odtw贸rca roli Komandora wpatrywa艂 si臋 w czerwonawy, pe艂gaj膮cy p艂omie艅 pochodni. Jej blask podkre艣la艂 naturaln膮 surowo艣膰 jego rys贸w, upodobniaj膮c go do istoty z za艣wiat贸w.

- Polegam tylko na faktach - sprostowa艂 inspektor. - Ma艂o wa偶ne, kogo darz臋 sympati膮. Je艣li to oszczerstwo, szybko obr贸ci si臋 przeciwko autorowi. Nie lubi艂 pan Pietra Giovanniego... dlaczego wi臋c go艣ci艂 go pan u siebie?

George Chairman przygl膮da艂 si臋 pochodni, jakby zawiera艂a ona odpowied藕 na postawione przez Higginsa pytanie.

- Zrobi艂em to w dobrej wierze, inspektorze. Zaprosi艂em go na weekend, 偶eby porozmawia膰 o problemach interpretacyjnych w Don Juanie Mozarta. Widzia艂em tak wiele rzekomych gwiazd, kt贸re wcielaj膮c si臋 w posta膰 Don Juana, ponios艂y ogromn膮 pora偶k臋, gdy na scenie przed nimi pojawia艂 si臋 Komandor... Pietro Giovanni starannie si臋 przygotowa艂 do tej prze艂omowej roli w jego karierze. Przynajmniej tak przypuszcza艂em.

W g艂osie Komandora da艂o si臋 s艂ysze膰 cie艅 smutku.

- Czym pana rozczarowa艂? - spyta艂 Higgins.

- Ch臋膰 zysku i w艂adzy: to go w艂a艣nie poci膮ga艂o. Poprzez muzyk臋 szuka艂 s艂awy i fortuny. I to u Mozarta, w jego Don Juanie, o艣miela艂 si臋 szuka膰 klucza do materialnego sukcesu! U Mozarta, kt贸rego muzyka nawo艂uje do duchowej odnowy! Prawdziwym winowajc膮, inspektorze, jest sam Mozart. To on zabi艂 Pietra Giovanniego.

Higgins by艂 pod wra偶eniem s艂贸w George'a Chairmana. W艂a艣nie otrzyma艂 nowy, wa偶ny element tajemniczej uk艂adanki. Mo偶e ta burzowa noc przyniesie odpowied藕 na dr臋cz膮ce go pytania.

- Prosz臋 nie zapomina膰, panie Chairman, o udziale zbrodniczej r臋ki...

- Jakie to ma znaczenie, inspektorze?

Chairman dogasi艂 nog膮 pochodni臋, pogr膮偶aj膮c galeri臋 zbroi w ciemno艣ciach. Ten szybki i dok艂adny gest zaskoczy艂 Higginsa.

Kamienna posadzka zadudni艂a od ci臋偶kich krok贸w. 艢piewak oddala艂 si臋 w g艂膮b galerii, w stron臋 g艂贸wnych schod贸w.

Kiedy zapad艂a cisza, Higgins wci膮偶 sta艂 bez ruchu, rozwa偶aj膮c informacje stanowi膮ce 鈥渟urowiec鈥 dochodzenia. Rozwi膮zanie, przeczuwa艂 to, by艂o zarazem bliskie i dalekie. Trzeba by艂o pozwoli膰 wydarzeniom toczy膰 si臋 w艂asnym torem i formu艂owa膰 logiczne wnioski, w przeciwnym razie 艣ledztwo grozi艂o pora偶k膮. Inspektor pr贸bowa艂 na艣ladowa膰 spos贸b my艣lenia swojego kota, syjamczyka Trafalgara: udawa膰, 偶e 艣pi, przymkn膮膰 oczy na to, co zbyteczne, skoncentrowa膰 energi臋 i cierpliwie czeka膰 na pojawienie si臋 lepszej idei.

W chwili gdy Higgins zamyka艂 notes, w ca艂ym zamku zapali艂o si臋 艣wiat艂o.

Inspektor ch臋tnie by jeszcze pomedytowa艂, ale w jego stron臋 spieszy艂 zdyszany, purpurowy z wysi艂ku Marlow.

- Min膮艂em na schodach George'a Chairmana - wykrztusi艂 nadinspektor. - Powiedzia艂, 偶e tu pana znajd臋.

Scott Marlow nie kry艂 poruszenia.

- Zwyci臋stwo! Higgins, zwyci臋stwo! Komputer zosta艂 naprawiony! Dzwoniono ze Scotland Yardu.

- To doskona艂a wiadomo艣膰 - przerwa艂 mu zamy艣lony Higgins - Czego si臋 pan dowiedzia艂?

Nadinspektor nagle przycich艂.

- A wi臋c... nie wiem, od czego zacz膮膰.

- Od najgorszego, m贸j drogi Marlow. Trzeba zawsze na koniec zachowa膰 to, co najlepsze.

- Niczego si臋 nie mog艂em dowiedzie膰 na temat... sentymentalnych zwi膮zk贸w sir Briana Halla i Marylin O' Neill. Komputer nie rejestruje informacji pochodz膮cych z prasy brukowej.

Wstydliwy komputer jest z艂ym narz臋dziem dla policjanta鈥 - uzna艂 Higgins, niezbyt zdziwiony tym, 偶e po raz kolejny technika zawodzi.

- To niewa偶ne, nadinspektorze.

- Doskonale - westchn膮艂 Marlow. - Natomiast o karierze Pietra Giovanniego mam dok艂adne informacje. A wi臋c... urodzi艂 si臋 w Rzymie, w rodzinie muzycznej, rozpocz膮艂 nauk臋 gry na fortepianie, oko艂o pi臋tnastego roku 偶ycia odkry艂 w sobie talent wokalny. Staranne wykszta艂cenie sceniczne i teatralne. Niezwykle pracowity. Zadebiutowa艂 w wieku osiemnastu lat. Podr贸偶e po ca艂ym 艣wiecie, zw艂aszcza do Ameryki Po艂udniowej, gdzie stawia艂 pierwsze kroki, zanim zacz膮艂 wyst臋powa膰 na wa偶niejszych scenach w g艂贸wnych rolach opery w艂oskiej. To pouczaj膮ce, prawda?

- Pasjonuj膮ce - zapewni艂 Higgins, kt贸ry zna艂 te fakty, jak ka偶dy czytelnik 鈥淭imesa鈥. - To wszystko?

- Niezupe艂nie. Przykry incydent, sze艣膰 lat temu... Powa偶ny wypadek samochodowy w Stanach Zjednoczonych. Zosta艂 zarejestrowany przez komputer, poniewa偶 Pietro Giovanni by艂 ubezpieczony w Lloydsie.

Higgins si臋 o偶ywi艂.

- Prosz臋 o szczeg贸艂y, nadinspektorze.

Scott Marlow spojrza艂 do notatek.

- Giovanni zosta艂 uznany winnym wypadku. By艂a ofiara 艣miertelna. Odebrano mu prawo jazdy. Nic poza tym.

- Nazwisko ofiary? - spyta艂 Higgins, z uwag膮 s艂uchaj膮c s艂贸w nadinspektora.

Policzki Marlowa przybra艂y kolor ceg艂y. Przeoczy艂 ten fakt.

- Natychmiast zadzwoni臋.

- Niech si臋 pan, nadinspektorze, przy okazji dowie czego艣 o pozosta艂ych artystach - poleci艂 Higgins.

Po wyj艣ciu z galerii zbroi Scott Marlow poszed艂 do pokoju, kt贸ry s艂u偶y艂 mu za biuro.

Higgins nie musia艂 d艂ugo czeka膰. Po chwili zadyszany nadinspektor powr贸ci艂. By艂 bardzo poruszony. Z trudem wybe艂kota艂 kilka s艂贸w.

- Ofiara, kobieta, nazywa艂a si臋... O' Neill.



Rozdzia艂 XIV


- Trzeba natychmiast przes艂ucha膰 Marylin O' Neill - ci膮gn膮艂 Marlow. - Wszystko zrozumia艂em, Higgins. Chcia艂a si臋 zem艣ci膰 za 艣mier膰 matki.

- A co pan zrobi z naszym re偶yserem?

Scott Marlow bezradnie podrapa艂 si臋 po brodzie.

- To on jest morderc膮, jestem tego pewien... to nie mo偶e by膰 nikt inny. Musieli si臋 porozumie膰. Poprosi艂a go, 偶eby zamordowa艂 Giovanniego, i on si臋 zgodzi艂.

- Z jakiego powodu, nadinspektorze?

To pytanie nieco Marlowa zmrozi艂o, ale go nie zniech臋ci艂o.

- Znajd臋 to, Higgins, znajd臋.

- Mamy pilniejsze sprawy. - Inspektor nie przestawa艂 przygl膮da膰 si臋 艣cianom korytarza galerii zbroi.

K艂ad艂 r臋k臋 na ka偶dym kamieniu. Starannie bada艂 najdrobniejsz膮 chropowato艣膰, dotyka艂 wyst臋p贸w w murze. Zaintrygowany Marlow przygl膮da艂 mu si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋.

- Czy pan co艣 zgubi艂, Higgins?

- Raczej kogo艣, je艣li tak mo偶na powiedzie膰... Ch臋tnie wierz臋, 偶e z za艣wiat贸w przybywa Komandor, ale nie odtw贸rca jego roli, George Chairman.

Nie chc膮c pozostawia膰 nadinspektora w zatrwa偶aj膮cej niepewno艣ci, Higgins wyja艣ni艂 mu, 偶e widzia艂, jak George Chairman pojawia si臋 znik膮d. W 艣cianie musi by膰 przej艣cie. Higginsa rzadko myli艂a pami臋膰 wzrokowa.

- M贸j drogi Higgins - zaprotestowa艂 gwa艂townie Marlow - jeste艣my obydwaj bardzo zm臋czeni. Powinni艣my napi膰 si臋 czego艣 i po艂o偶y膰 spa膰.

- Prosz臋 popchn膮膰 ten cok贸艂 w moj膮 stron臋 - poprosi艂 inspektor. - Musz臋 na niego wej艣膰, 偶eby dosi臋gn膮膰 kraw臋dzi 艣ciany.

Scott Marlow wykona艂 polecenie. Pow膮tpiewa艂 w sens tej pr贸by. Higgins wkr贸tce przekona si臋 o swojej pora偶ce.

- To dziwne - powiedzia艂 inspektor. - Jestem mimo wszystko przekonany...

艢wiat艂o ponownie zgas艂o, pogr膮偶aj膮c galeri臋 w niemal ca艂kowitej ciemno艣ci. Rozleg艂 si臋 huk. Jedna ze zbroi z 艂oskotem upad艂a na kamienn膮 posadzk臋. Co艣 przera藕liwie zachrz臋艣ci艂o. Nadinspektor us艂ysza艂 suchy szcz臋k, po czym nasta艂a cisza.

- Higgins? Jest pan tam?

呕adnej odpowiedzi. Zaniepokojony Marlow wyci膮gn膮艂 z kieszeni zapalniczk臋. Nik艂y p艂omyk o艣wietli艂 pole bitwy: obok rozci膮gni臋tej naposadzce zbroi le偶a艂a halabarda, tu偶 obok coko艂u, na kt贸ry przed chwil膮 wszed艂 inspektor.

- Niech pan si臋 poka偶e, Higgins...

Scott Marlow by艂 zmuszony uzna膰, 偶e inspektor znikn膮艂. Mo偶e go porwano?! Nie chc膮c niczego zaniedba膰, uni贸s艂 zbroj臋, obawiaj膮c si臋, 偶e przygniot艂a Higginsa. Nie by艂o pod ni膮 nikogo.

- Nadinspektorze...

Z oddali do uszu policjanta dobieg艂 grobowy g艂os. Marlow zadr偶a艂. Prawdopodobnie halucynacja.

- Nadinspektorze, jestem tutaj...

Ten sam g艂os, podobny do g艂osu Higginsa mrozi艂 krew w 偶y艂ach Marlowa. Nadinspektor chyba zrozumia艂: jaki艣 upi贸r porwa艂 Higginsa i przemieni艂 go w ducha.

- Jestem po drugiej stronie muru, panie Marlow. Niech pan podniesie halabard臋.

Scott Marlow mia艂 ochot臋 wzi膮膰 nogi za pas. Spojrza艂 jednak na halabard臋. Schyli艂 si臋, by przyjrze膰 si臋 z bliska dziwnemu przedmiotowi, kt贸ry wydawa艂 mu si臋 r贸wnie gro藕ny jak jadowity w膮偶.

- Niech pan j膮 chwyci i uniesie do g贸ry - nalega艂 g艂os zza grobu.

Nadinspektor zorientowa艂 si臋, 偶e halabarda jest w rzeczywisto艣ci d艂ugim, gi臋tkim pr臋tem, kt贸rego dolny koniec by艂 przymocowany do posadzki. Chwyci艂 j膮 dr偶膮c膮 r臋k膮, gotowy do ucieczki. Poczu艂 ch艂贸d metalu. Przyci膮gn膮艂 halabard臋 do siebie.

Zgrzyt ocieraj膮cych si臋 o siebie kamieni przyprawi艂 go o dreszcz.

- Moje gratulacje - powiedzia艂 Higgins, wychodz膮c z ciemno艣ci. - Uda艂o si臋 panu.

Otworzywszy ze zdumienia usta, Scott Marlow zobaczy艂, 偶e mur si臋 rozst臋puje, 艣ciana obraca, i wy艂ania si臋 zza niej inspektor.

- Gdzie... gdzie pan si臋 podziewa艂?

- Szcz臋艣liwy przypadek - wyja艣ni艂 Higgins. - Kiedy znowu zgas艂o 艣wiat艂o, straci艂em r贸wnowag臋 i chwyci艂em si臋 halabardy. P艂yta poruszy艂a si臋 na zawiasach, w chwili, gdy upada艂em do przodu. Kiedy si臋 podnosi艂em, 艣ciana zasun臋艂a si臋 za mn膮. I to pan mnie wyzwoli艂, m贸j drogi Marlow. Odkry艂em jedno z pi臋kniejszych, tajnych przej艣膰 Anglii, je艣li nie ma w tym przesady.

Scott Marlow wraca艂 powoli do siebie.

- Po tych emocjach musimy si臋 pokrzepi膰.

- Niech pan zostanie przy halabardzie - poleci艂 Higgins. - Sprawdz臋, dok膮d prowadz膮 te schody.

- Ale... trzeba kogo艣 uprzedzi膰...

- Tylko nie to, m贸j drogi Marlow! Nikt nie powinien wiedzie膰, 偶e my wiemy. Rozumie pan?

Na wszelki wypadek nadinspektor potwierdzi艂. Higgins by艂 zbyt uparty, 偶eby zrezygnowa膰 ze swojego planu. Tak wi臋c Scott Marlow po偶yczy艂 mu zapalniczk臋.

Przeszukiwanie trwa艂o tylko kilka minut. Powr贸ciwszy do galerii, Higgins poruszy艂 halabard膮, 偶eby znowu zasun膮膰 bok 艣ciany. System by艂 r贸wnie skuteczny, co szybki.

- Czy znalaz艂 pan co艣? - spyta艂 nadinspektor.

- Piwniczk臋 z siedzeniami i klawesynem. Bardzo wygodna sala koncertowa. Bez w膮tpienia kaprys jednego z dawnych w艂a艣cicieli zamku.

- Zapytajmy o to re偶ysera i...

Widz膮c pob艂a偶liwy wzrok Higginsa, Marlow zrozumia艂, 偶e pope艂nia powa偶ny b艂膮d.

- Nie s膮dzi pan, nadinspektorze, 偶e je艣li re偶yser wie o istnieniu tej piwnicy, a nic nam o niej nie powiedzia艂, jego reakcja mo偶e by膰 dziwna?

Marlow nie kaza艂 sobie tego powtarza膰. Higgins mia艂 racj臋.

- Kt贸ra godzina? - spyta艂 inspektor.

- Zbli偶a si臋 dwudziesta - odpar艂 Scott Marlow, patrz膮c na zegarek,

- Mo偶emy wi臋c bez przeszk贸d odwiedzi膰 wielk膮 dam臋. - Proponuj臋 z艂o偶y膰 kurtuazyjn膮 wizyt臋 Marylin O' Neill.

Wychodz膮c z galerii zbroi i o艣wietlaj膮c drog臋 p艂omieniem zapalniczki, policjanci skierowali si臋 w stron臋 holu, w kt贸rym znajdowa艂y si臋 g艂贸wne schody.

Nagle o艣lepi艂o ich silne 艣wiat艂o.

- Inspektorze! To pan? - spyta艂 zatrwo偶ony, kobiecy g艂os.

Audrey Simonsen, dr偶膮c膮 r臋k膮, skierowa艂a pochodni臋 w stron臋 policjant贸w ze Scotland Yardu. Mia艂a na sobie granatowy szlafrok. Jasne w艂osy sp艂ywa艂y lokami na ramiona.

- Tak, to ja - odpar艂 Higgins. - Niech pani b臋dzie tak mi艂a i przestanie nas o艣lepia膰.

Pi臋kna Dunka przesun臋艂a pochodni臋. Hol zamku, zazwyczaj tak go艣cinny, zaludni艂 si臋 teraz niepokoj膮cymi cieniami. Scott Marlow zastanawia艂 si臋, czy za obiciami nie ma jakich艣 tajemnych przej艣膰, czy ka偶dy stopie艅 wielkich schod贸w nie kryje jakiej艣 zapadni.

- Nie rozumiem! - wykrzykn臋艂a rozdra偶niona Audrey Simonsen. - Boj臋 si臋.

Nadinspektor doskonale rozumia艂 jej strach.

- Czego si臋 pani boi? - spyta艂 Higgins, gotowy ukoi膰 nerwy m艂odej sopranistki.

- Czarna suknia, kt贸r膮 mi ukradziono... znalaz艂a si臋! Kto艣 wszed艂 do mojego pokoju, kiedy si臋 k膮pa艂am, i powiesi艂 j膮 w szafie. Zobaczy艂am j膮 od razu, gdy szuka艂am peniuaru.

To re偶yser鈥 - pomy艣la艂 Scott Marlow, kt贸ry nie rozumia艂 wprawdzie, o jak膮 sukni臋 chodzi, ale by艂 za to przekonany, 偶e tylko Jonathan Kelwing zna艂 zamek wystarczaj膮co dobrze, 偶eby bez przeszk贸d si臋 po nim porusza膰.

W holu pojawi艂 si臋 re偶yser, w rozpi臋tym ko艂nierzyku, z rozwichrzonymi w艂osami i m臋tnym spojrzeniem.

Nadinspektor nie da艂 mu czasu na wyja艣nienia.

- Gdzie pan by艂, panie Kelwing, i co pan tutaj robi?

- Drzema艂em w moim biurze... Wydawa艂o mi si臋, 偶e s艂ysz臋 ha艂as, i przyszed艂em zobaczy膰...

- Nie by艂 pan przypadkiem na pi臋trze? - spyta艂 nadinspektor.

- Ale偶 sk膮d! - zaprotestowa艂 re偶yser.

- Mo偶e to pan udowodni膰? Czy ma pan 艣wiadk贸w? - ci膮gn膮艂 bezlito艣nie Scott Marlow.

- 艢wiadk贸w... - powt贸rzy艂 os艂upia艂y re偶yser. - Ale o co chodzi...?

Nadinspektor zamrucza艂 co艣 pod nosem. Nie bardzo wiedzia艂, co powinien odpowiedzie膰. Wola艂 zreszt膮 poczeka膰 na ostateczne dowody, 偶eby przyst膮pi膰 do ataku.

Audrey Simonsen podesz艂a do Higginsa.

- Proszono mnie, 偶ebym wyst膮pi艂a do pana z pro艣b膮, inspektorze - wyszepta艂a. Jej ciep艂y g艂os wystarczy艂, 偶eby zatrzyma膰 przy niej tysi膮c Don Juan贸w.

Higgins podszed艂 bli偶ej schod贸w, domy艣laj膮c si臋, 偶e nasta艂 czas zwierze艅.

- Graziella Canti i Ruben Carmino poprosili mnie, 偶ebym wstawi艂a si臋 za nimi, inspektorze... nie mog膮 znie艣膰 przyt艂aczaj膮cej atmosfery tego zamku. Chcieliby wyj艣膰 na romantyczny wieczorny spacer.

Higgins zrobi艂 smutn膮 min臋.

- Przykro mi, 偶e musz臋 pani odm贸wi膰, panno Simonsen. Zasady okre艣lone przez Scotland Yard musz膮 by膰 jednakowe dla wszystkich. Widzia艂em tak wielu zbrodniarzy, kt贸rzy wykorzystywali najmniejszy b艂膮d, 偶eby uciec...

Pi臋kna Dunka podskoczy艂a.

- Zbrodniarzy? To znaczy, 偶e pan ich podejrzewa o morderstwo?

- Podejrzenie to niew艂a艣ciwe s艂owo - u艣ci艣li艂 Higgins. - Panna Canti jest m艂od膮, urocz膮 osob膮. By艂a niezwykle wyrazist膮 Zerlin膮; Ruben Carmino odda艂 znakomicie zapa艂 i powag臋 Masetta.

W oczach Audrey Simonsen pojawi艂o si臋 zdziwienie.

- Nie odpowiedzia艂 pan na moje pytanie, inspektorze.

Higgins utkwi艂 w niej 艂agodne, ale stanowcze spojrzenie.

- Jest pani tego pewna?

Du艅ska sopranistka sprawia艂a wra偶enie schwytane go w pu艂apk臋 motyla. 艢wiadoma, 偶e walczy na pr贸偶no, obrzuci艂a Higginsa pe艂nym wyrzutu spojrzeniem i o艣wietlaj膮c sobie drog臋 pochodni膮, wbieg艂a na pi臋tro.

R贸wnie偶 re偶yser opu艣ci艂 hol. Poniewa偶 wyda艂 ju偶 dyspozycje odno艣nie podania kolacji w pokojach, jego praca tego dnia by艂a zako艅czona.

- Powinienem by艂 za艂o偶y膰 mu kajdanki - z艂orzeczy艂 Scott Marlow.

- Wszystko w swoim czasie - odpar艂 Higgins. - Zanim wyja艣nimy rol臋 poszczeg贸lnych bohater贸w tego dramatu, by艂oby ryzykowne zatrzymywa膰 kogokolwiek.

Scott Marlow ch臋tnie poprosi艂by koleg臋 o wyja艣nienia, ale nie zd膮偶y艂, bowiem inspektor poda艂 mu kandelabr stoj膮cy na marmurowej komodzie.

Charakterystycznym, pe艂nym godno艣ci i spokoju krokiem inspektor w towarzystwie Marlowa zacz膮艂 wchodzi膰 po schodach na pi臋tro.

Nadinspektor uwa偶a艂, 偶e Higgins by艂 materia艂em na wielkiego szefa i zas艂ugiwa艂 na kierownicze stanowisko w Scotland Yardzie. Inspektor jednak uparcie odmawia艂 awans贸w, kt贸re oddali艂yby go od pracy w 鈥渢erenie鈥 i odsun臋艂y od samych 艣ledztw. 鈥淪koro Higgins przeszed艂 na wcze艣niejsz膮 emerytur臋 - pomy艣la艂 Scott Marlow - to nie tylko dlatego, jak sam twierdzi艂, 偶eby cieszy膰 si臋 swoim domem, strzy偶eniem trawnika, starymi drzewami, spacerami i lektur膮 dobrych autor贸w, ale po to, 偶eby samemu dobiera膰 sprawy kryminalne鈥. Higgins dobrze wiedzia艂, 偶e Scotland Yard, w pewnych szczeg贸lnie delikatnych sytuacjach, skorzysta z jego us艂ug, przeznaczaj膮c mu tylko skomplikowane i zawi艂e przypadki, jedyne, kt贸re ceni艂. W g艂臋bi duszy Higgins by艂 osob膮 nie daj膮c膮 si臋 zaszufladkowa膰, niepoprawnym orygina艂em, dla kt贸rego hierarchie, cho膰by nawet policyjne, nie mia艂y 偶adnego znaczenia. Chocia偶 ta postawa szokowa艂a nadinspektora, 偶ywi艂 podziw dla profesjonalizmu kolegi, kt贸ry konsekwentnie pod膮偶a艂 艣cie偶k膮 prawdy, nawet je艣li stosowane przez niego metody by艂y niekiedy sprzeczne z elementarn膮 logik膮.

Higgins delikatnie zapuka艂 do drzwi Marylin O' Neill, przekazawszy kandelabr Marlowowi.

- Kto tam?

- Higgins w towarzystwie nadinspektora Marlowa. Czy mogliby艣my z pani膮 porozmawia膰?

Szcz臋kn膮艂 obracany w zamku klucz. Marylin O' Neill otworzy艂a drzwi.

Higgins sta艂 przez chwil臋 w progu. Przywi膮zywa艂 wielk膮 wag臋 do wra偶enia, jakie wywiera艂o na nim miejsce, kt贸re widzia艂 po raz pierwszy. Chcia艂 si臋 podda膰 atmosferze, kt贸ra panowa艂a w pokoju 艣piewaczki. Okna przestronnej komnaty by艂y zas艂oni臋te ci臋偶kimi granatowymi storami z aksamitu. 艁o偶e z baldachimem, wielka orzechowa szafa, szkockie fotele, delikatne biurko w stylu regencji tworzy艂y troch臋 surow膮 ca艂o艣膰, z艂agodzon膮 nieco ciep艂ymi kolorami perskiego dywanu, kt贸rego centralnym motywem by艂 feniks.

- Naprawd臋 chce pan wej艣膰, inspektorze?

Otrz膮saj膮c si臋 z zamy艣lenia, Higgins nachyli艂 si臋, by uca艂owa膰 d艂o艅, kt贸r膮 poda艂a mu pi臋kna Australijka. Mia艂a na sobie wieczorow膮 sukni臋 z zielonej tafty. Scott Marlow wymamrota艂 pod nosem 鈥渄obry wiecz贸r鈥 i w艣lizgn膮艂 si臋 do pokoju za inspektorem.

- Niech mi b臋dzie wolno, panno O' Neill, pogratulowa膰 pani urody - powiedzia艂 Higgins z przekonaniem. W tym czasie Marlow zd膮偶y艂 wybra膰 strategiczne miejsce za fotelem, zza kt贸rego obserwowa艂 pomieszczenie o艣wietlone blaskiem 艣wiec.

- Mam zwyczaj ubiera膰 si臋 w ten spos贸b co wiecz贸r - wyja艣ni艂a Marylin O' Neill - nawet wtedy, gdy przebywam w areszcie domowym. Zawar艂am rodzaj paktu z sam膮 sob膮. Warto, prawda?

- Z pewno艣ci膮 - przyzna艂 Higgins, my艣l膮c o ubraniowych zobowi膮zaniach, kt贸re narzuca艂a mu przy ka偶dej kolacji jego gospodyni, Mary.

- Czy to co艣 pilnego, inspektorze?

Higgins kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Raczej tak. Nadinspektor Marlow w wyniku ci臋偶kiej i cierpliwej pracy uzyska艂 niepokoj膮c膮 wiadomo艣膰.

Marylin O'Neill obrzuci艂a nadinspektora wynios艂ym spojrzeniem, na kt贸re odpowiedzia艂 wymuszonym u艣miechem.

- Przejd藕my do rzeczy, inspektorze - nakaza艂a.

- Przypuszczam, 偶e ta 鈥渋nformacja鈥 dotyczy mnie?

- Czy mog艂aby pani opowiedzie膰 nam o swoich rodzicach? - spyta艂 Higgins niemal uszczypliwie.

Marylin O' Neill m臋偶nie znios艂a ten atak. Wpatrywa艂a si臋 przez chwil臋 w inspektora, usi艂uj膮c przejrze膰 intencje, kt贸re kry艂y si臋 za tym na poz贸r banalnym pytaniem.

- Wiedzia艂am, 偶e dowie si臋 pan w ko艅cu prawdy - powiedzia艂a powa偶nym tonem.

Podesz艂a do biurka, wzi臋艂a kluczyk z per艂owej szkatu艂ki, otworzy艂a szuflad臋 i wyj臋艂a z niej czarn膮 teczk臋. Obok niej Higgins dojrza艂 miniaturowy rewolwer, inkrustowany z艂otem i srebrem, o kolbie z ko艣ci s艂oniowej.

Marylin O' Neill wr臋czy艂a teczk臋 Higginsowi.

- Tutaj jest to, czego pan szuka, inspektorze. Nie b臋dzie pan musia艂 przeszukiwa膰 mojego pokoju.

Higgins podszed艂 do Scotta Marlowa, 偶eby przejrze膰 dokumenty w blasku 艣wiec. Odkry艂 plik wycink贸w prasowych, relacjonuj膮cych 艣miertelny wypadek, kt贸rego ofiar膮 by艂a matka Marylin O' Neill. To Pietro Giovanni prowadzi艂 jaguara, w kt贸rym podr贸偶owali rodzice m艂odej 艣piewaczki. Pijany, straci艂 kontrol臋 nad p臋dz膮cym z nadmiern膮 pr臋dko艣ci膮 pojazdem. Po zderzeniu z ci臋偶ar贸wk膮 zjecha艂 z szosy, kozio艂kuj膮c wielokrotnie, zanim si臋 zatrzyma艂. On wyszed艂 bez szwanku, ale pani O' Neill zgin臋艂a na miejscu, 艂ami膮c kr臋gos艂up, a jej m膮偶 dozna艂 licznych z艂ama艅 i powa偶nego wstrz膮su m贸zgu.

- Pani ojciec nadal 偶yje? - spyta艂 Higgins, wzruszony okoliczno艣ciami tragedii.

- Je艣li tak mo偶na powiedzie膰 - odpar艂a Marylin O' Neill smutnym g艂osem. - Nigdy nie odzyska艂 艣wiadomo艣ci. Czasem mnie rozpoznaje, kiedy sk艂adam mu wizyt臋 w pensjonacie w Los Angeles, gdzie b臋dzie przebywa艂 do ko艅ca 偶ycia. M贸j przybrany ojciec by艂 cz艂owiekiem interesu, inteligentnym, wysportowanym, tryskaj膮cym 偶yciem. To, co go spotka艂o, jest gorsze ni偶 艣mier膰.

- Pani biologiczny ojciec zmar艂 dawno temu? - spyta艂 Higgins st艂umionym g艂osem, obawiaj膮c si臋, 偶e otworzy by膰 mo偶e nie zabli藕nion膮 ran臋.

Jednak na twarzy Marylin O' Neill, o艣wietlonej 艂agodnym blaskiem 艣wiec, malowa艂 si臋 pogodny u艣miech.

- Nie zna艂am go. Zmar艂 w obozie koncentracyjnym w Niemczech. Moim prawdziwym ojcem jest cz艂owiek, kt贸rego Pietro Giovanni sprowadzi艂 do roli 偶ywego trupa.

Scott Marlow by艂 zaskoczony gwa艂towno艣ci膮, kt贸ra kry艂a si臋 za ostatnimi s艂owami 艣piewaczki. Jej nieprzyjaciele mogli odczuwa膰 strach przed ni膮. W jego przekonaniu by艂a gotowa na wszystko, by ugasi膰 trawi膮cy j膮 ogie艅.

- Domy艣lam si臋, 偶e to pani matka? - spyta艂 Higgins, wskazuj膮c stoj膮c膮 na biurku po偶贸艂k艂膮 fotografi臋 w z艂otej ramce.

- Tak, to ona. Mia艂am wtedy roczek. Zdj臋cie zosta艂o zrobione w Sydney.

Na zdj臋ciu by艂a m艂oda blondynka ze wspania艂ym bobasem w ramionach. Higginsa uderzy艂o niezwyk艂e podobie艅stwo Marylin O' Neill do jej matki. Powstrzyma艂 si臋 od zadania banalnego pytania, kt贸re cisn臋艂o mu si臋 na usta. To nie Marylin O' Neill mia艂a na nie odpowiedzie膰, ale oficjalne dokumenty.

- Czy ma pan mo偶e lup臋, nadinspektorze? Zak艂opotany Marlow wymamrota艂 co艣 niezrozumiale, natomiast Marylin O' Neill otworzy艂a szerzej szuflad臋 i wydoby艂a z niej lup臋 ze srebrn膮 r膮czk膮.

- Czy to panu wystarczy, inspektorze?

- W zupe艂no艣ci, panno O' Neill. Czy zbiera pani znaczki?

- Nie. Ale lubi臋 studiowa膰 oryginalne partytury w najdrobniejszych szczeg贸艂ach. Mozart jest bardzo wymagaj膮cy. Nie znosi po艂owicznych rozwi膮za艅.

- Doskonale to rozumiem - odpar艂 Higgins, ogl膮daj膮c pod lup膮 fotografi臋, a nast臋pnie, ku wielkiemu zdziwieniu Marylin O' Neill, notuj膮c w swoim notesie seri臋 cyfr.

- Czy m贸g艂by mi pan wyja艣ni膰, inspektorze...

Higgins obdarzy艂 pi臋kn膮 artystk臋 surowym spojrzeniem.

- A czy pani mog艂aby mi wyt艂umaczy膰 obecno艣膰 tej broni?

Scott Marlow pochyli艂 si臋, 偶eby lepiej obejrze膰 cudowne dzie艂o rusznikarza, kt贸re niezale偶nie od swej urody, by艂o gro藕n膮 broni膮. Mog艂o wystrzeli膰 pi臋膰 male艅kich, 艣mierciono艣nych kul.

- To bardzo proste - odpar艂a sopranistka oboj臋tnie. - To jest prezent od sir Briana. Bardzo prze偶y艂 napad w Pary偶u. Uwa偶a, 偶e osoby publiczne powinny mie膰 zapewnione minimum bezpiecze艅stwa.

- Czy pos艂u偶y艂a si臋 ju偶 pani t膮 broni膮?

- Nigdy, inspektorze. I nigdy nie zamierzam zrobi膰 z niej u偶ytku. Zar贸wno ja, jak m贸j narzeczony nie uznajemy przemocy.

Marlow ch臋tnie przyjrza艂by si臋 z bliska rewolwerowi, ale Higgins odda艂 go Marylin O'Neill. Artystka zamkn臋艂a szuflad臋, w艂o偶ywszy najpierw do niej czarn膮 teczk臋. Inspektor podszed艂 do okna. Po szybach sp艂ywa艂y strugi deszczu.

- Jak nie nienawidzi膰 cz艂owieka, przez kt贸rego tak pani ucierpia艂a... A propos, panno O'Neill, dlaczego nie by艂o pani w samochodzie w chwili wypadku?

To pytanie zaskoczy艂o 艣piewaczk臋. Higgins, chocia偶 sta艂 do niej ty艂em, wyczu艂, 偶e przez chwil臋 opanowa艂 j膮 niepok贸j.

- Zosta艂am z przyjaci贸艂mi. Nie mia艂am ochoty przebywa膰 w towarzystwie Pietra Giovanniego. By艂 ode mnie sporo starszy i nie pochwala艂am jego zachowania. Chocia偶 by艂am pocz膮tkuj膮c膮 艣piewaczk膮, a on cieszy艂 si臋 ju偶 pewn膮 renom膮, nie potrzebowa艂am od niego 偶adnej pomocy. Moi rodzice my艣leli inaczej. Byli nim zauroczeni, przyj臋li zaproszenie na kolacj臋 w luksusowej restauracji, 偶eby rozmawia膰 o mojej karierze.

- Dzi臋kuj臋 za szczero艣膰, panno O'Neill. Pozwoli pani, 偶e ju偶 p贸jdziemy.

Australijska sopranistka milczeniem wyrazi艂a zgod臋. Higgins wyszed艂 pierwszy. Scott Marlow wymrucza艂 鈥渄obranoc鈥. Inspektor uzna艂, 偶e znalaz艂 kolejny fragment 艣miertelnej uk艂adanki Lindenbourne.

Schodz膮c na parter, Higgins us艂ysza艂 w oddali znan膮 ari臋, gran膮 na klawesynie. Kto艣 gra艂 Uwertur臋 Don Juana Mozarta.



Rozdzia艂 XV


Pos臋pne akordy Uwertury Don Juana by艂y tak przyt艂umione, 偶e pomimo wyrobionego s艂uchu Higgins nie m贸g艂 si臋 zorientowa膰, sk膮d dochodz膮. Marlow, kt贸ry nic nie s艂ysza艂, zastanawia艂 si臋, czyjego kolega nie pad艂 ofiar膮 halucynacji.

- T臋dy - rzek艂 nagle inspektor i poszed艂 przodem.

Nadinspektor pod膮偶a艂 kilka krok贸w za nim, o艣wietlaj膮c drog臋 kandelabrem. Weszli w w膮ski korytarz. Wzd艂u偶 艣cian sta艂y stare meble. Korytarz prowadzi艂 do niskich drzwi, zwie艅czonych kamienn膮 arkatur膮 zdobion膮 li艣膰mi akantu.

Higgins pchn膮艂 drzwi. Policjanci przest膮pili pr贸g pomieszczenia w chwili, gdy klawesynista wykonywa艂 ostatnie akordy Uwertury. Inspektor pozna艂 dyrygenta Lovra Ferenczy'ego, ubranego w klasyczny granatowy smoking. Blady ksi臋偶yc o艣wietla艂 obszern膮 sal臋 koncertow膮 przez male艅kie, wysoko umieszczone zakratowane okienka. Po艣rodku sta艂 osiemnastowieczny klawesyn. Wzd艂u偶 艣cian rozmieszczono imponuj膮ce biblioteczki z drewna mahoniowego, kt贸rych p贸艂ki by艂y zape艂nione partyturami i dzie艂ami po艣wi臋conymi muzyce.

- Dobry wiecz贸r, panowie - powiedzia艂 poruszony dyrygent. W jego uszach brzmia艂y jeszcze d藕wi臋ki wykonanego przed chwil膮 utworu.

- Znakomita aran偶acja na instrument klawiszowy - powiedzia艂 z uznaniem Higgins. - Nie zna艂em jej. To miejsce jest urocze.

Scott Marlow nie podziela艂 tej opinii. Postawi艂 ci臋偶ki kandelabr na klawesynie. Jak na jego gust by艂o tu zbyt du偶o ksi膮偶ek, zbyt du偶o partytur. Ten nadmiar by艂 przyt艂aczaj膮cy.

- To pierwszy muzyczny salon Lindenbourne - wyja艣ni艂 Lovro Ferenczy. - Tutaj narodzi艂 si臋 festiwal. Przedsi臋wzi臋cie zgo艂a nierealistyczne, bez szansy powodzenia. Ale muzyka sprawi艂a ju偶 tyle cud贸w...

- Jak udaje si臋 panu gra膰 w ciemno艣ciach? - zdziwi艂 si臋 Scott Marlow.

Dyrygent u艣miechn膮艂 si臋.

- Mam zwyczaj dyrygowa膰 z zamkni臋tymi oczami, ciemno艣膰 mi nie przeszkadza.

Higgins przygl膮da艂 si臋 z zainteresowaniem nagromadzonym w bibliotece skarbom. G艂adzi艂 d艂oni膮 oprawione w ciemn膮 sk贸r臋 tomy, z zachwytem charakterystycznym dla wielbicieli starych wolumin贸w przechowuj膮cych ca艂ymi latami zar贸wno my艣li autor贸w, jak i spojrzenia kolejnych czytelnik贸w.

- Je艣li mnie pami臋膰 nie myli - zaznaczy艂 inspektor - pierwsze przedstawienie Don Juana Mozarta odby艂o si臋 w Pradze?

- Ale偶 oczywi艣cie! - odpar艂 偶ywo Lovro Ferenczy.

- Prosz臋 mi wybaczy膰 moj膮 niewiedz臋 - wyt艂umaczy艂 si臋 Higgins, odwracaj膮c si臋 w jego stron臋. - Dopiero od niedawna chodz臋 na przedstawienia Mozarta i wiele mam jeszcze do odkrycia.

- Wszyscy jeste艣my w tej samej sytuacji, inspektorze. Ju偶 od czterdziestu lat gram Mozarta i zaledwie zaczynam go poznawa膰.

Higgins na chybi艂 trafi艂 wyj膮艂 jeden z tom贸w. By艂 to egzemplarz Pami臋tnik贸w Lorenza Da Ponte, kt贸ry napisa艂 libretto do Don Juana.

- Praga jest fascynuj膮cym miastem - powiedzia艂, wertuj膮c. - W czasach gdy przebywa艂 w niej Mozart, alchemicy produkowali tam jeszcze z艂oto.

Scott Marlow 偶ywi艂 obaw臋, 偶e Higgins wda si臋 w niesko艅czon膮 debat臋, wype艂nion膮 informacjami pochodz膮cymi nie wiadomo sk膮d, jednak inspektor przerwa艂, odk艂adaj膮c dzie艂o na swoje miejsce. Dyrygent cierpliwie go obserwowa艂.

- Czy w godzinach poprzedzaj膮cych przedstawienie nie zauwa偶y艂 pan niczego nienormalnego, panie Ferenczy?

Zr贸wnowa偶ony, raczej powolny tak w wypowiedziach, jak i w gestach, Lovro Ferenczy nat臋偶y艂 pami臋膰.

- Naprawd臋 nic, inspektorze... poza rzekomym znikni臋ciem Pietra Giovanniego.

Higgins podziwia艂 klawisze i elegancj臋 starego instrumentu. Gdyby nie obecno艣膰 mistrza pokroju Lovra Ferenczy'ego, o kt贸rym m贸wiono, 偶e potrafi z wirtuozowskim talentem gra膰 na wszystkich instrumentach, ch臋tnie zagra艂by sonat臋 Scarlattiego albo preludium Bacha.

- Przykro mi, 偶e musz臋 zada膰 panu to pytanie - powiedzia艂 skruszonym g艂osem - ale... czy nie zaobserwowa艂 pan jakich艣 zatarg贸w mi臋dzy odtw贸rcami Don Juana?

R贸wnie偶 tym razem Lovro Ferenczy zastanawia艂 si臋 d艂u偶sz膮 chwil臋, zanim udzieli艂 odpowiedzi.

- Trudno by艂oby zaprzeczy膰, inspektorze... Dostrzeg艂em ten sam fenomen we wszystkich operach 艣wiata. Lindenbourne nie stanowi tu wyj膮tku. Wielcy arty艣ci maj膮 cz臋sto trudny charakter, niespokojny... Zachowanie niekt贸rych z nich pozostawia wiele do 偶yczenia. Zazwyczaj wszystko powraca do normy na scenie.

- Ale nie tym razem - zauwa偶y艂 Higgins. - Jeden z nich wystarczaj膮co nienawidzi艂 Pietra Giovanniego, 偶eby go zamordowa膰. Czy nic pana nie zaniepokoi艂o w zachowaniu kt贸rego艣 ze 艣piewak贸w?

W pe艂gaj膮cym blasku 艣wiec Lovro Ferenczy sprawia艂 wra偶enie rozgniewanego.

- Chcia艂bym, 偶eby pan wiedzia艂, inspektorze, 偶e nie mieszam si臋 nigdy w sprawy innych ludzi, zw艂aszcza gdy chodzi o gwiazdy sztuki operowej. Spotykam si臋 z nimi tylko na stopie zawodowej, w ramach pr贸b, i to mi w zupe艂no艣ci wystarcza.

Lovro Ferenczy po艂o偶y艂 r臋ce na klawiaturze i po kilku sekundach g艂臋bokiej koncentracji zagra艂 pierwsze takty przejmuj膮cej Fantazji cis-moll Mozarta. Najs艂ynniejszy z wielkich dyrygent贸w mozartowskich zatraci艂 poczucie rzeczywisto艣ci. Cudowne d藕wi臋ki boskiej muzyki zaw艂adn臋艂y ca艂kowicie jego wra偶liw膮 dusz膮. Sprawy ludzkie ju偶 go nie interesowa艂y.

Higgins dyskretnie da艂 znak Scottowi Marlowowi, 偶e nale偶y zostawi膰 dyrygenta sam na sam z muzyk膮.

Policjanci znale藕li si臋 z powrotem w mrocznym holu. Zanosi艂o si臋 na d艂u偶sz膮 przerw臋 w dop艂ywie pr膮du. Burza rozp臋ta艂a si臋 na dobre.

- Dobrze by by艂o, gdyby艣my napili si臋 czego艣 przed snem - odezwa艂 si臋 nadinspektor, kt贸remu atmosfera zamku zaludnionego gro藕nymi zbrojami i fanatycznymi muzykami podoba艂a si臋 coraz mniej.

Zamy艣lony Higgins udawa艂, 偶e nie s艂yszy.

- Musimy co艣 sprawdzi膰, m贸j drogi Marlow. Odnosz臋 wra偶enie, 偶e wiele tajemniczych nici splot艂o si臋 ze sob膮 i naszym zadaniem b臋dzie je rozplata膰. Ale najpierw musimy co艣 sprawdzi膰.

Nadinspektor niech臋tnie us艂ucha艂 rozkazu Higginsa. Nie rozumia艂, sk膮d jego kolega czerpie t臋 niespo偶yt膮 energi臋. Kiedy pracowa艂 鈥渨 terenie鈥, zdawa艂 si臋 nie odczuwa膰 zm臋czenia.

- Inspektor otworzy艂 cicho drzwi biura re偶ysera. Us艂yszeli g艂o艣ne chrapanie. Jonathan Kelwing spa艂 g艂臋boko, z nogami na biurku, z g艂ow膮 opart膮 na lewym ramieniu, od czasu do czasu wzdrygaj膮c si臋 lekko.

- Udaje - wyszepta艂 Scott Marlow.

- Nie s膮dz臋 - odpar艂 Higgins. - Teraz przygotujmy si臋 na ma艂y spacer.

- Gdzie mamy i艣膰? - zaniepokoi艂 si臋 nadinspektor.

- Na spotkanie diab艂a albo Boga, m贸j drogi Marlow. Zobaczymy na miejscu, kogo tam zastaniemy.

Pomimo nalega艅 Marlowa Higgins upar艂 si臋, 偶eby nie bra膰 samochodu. Chcia艂 opu艣ci膰 Lindenbourne w absolutnej ciszy. Ha艂as silnika postawi艂by wszystkich na nogi. Min膮wszy posterunek policyjny, ruszyli w stron臋 wsi. Burza si臋 oddala艂a, deszcz wreszcie przesta艂 pada膰, ale nadal nie by艂o elektryczno艣ci.

Higginsowi dokucza艂 lekki szum w uszach i b贸l gard艂a. By艂 pewien, 偶e nie uniknie zazi臋bienia, nie mia艂 ednak czasu rozczula膰 si臋 nad sob膮, tak jak to robi艂 u siebie, przed weso艂o buzuj膮cym kominkiem, z pledem narzuconym na ramiona i syjamczykiem Trafalgarem na kolanach.

Higgins lubi艂 nocne w臋dr贸wki. W takich chwilach nawet najl偶ejsze dr偶enie muskanego wiatrem 偶ywop艂otu by艂o przejmuj膮ce. Gdy ucich艂 zgie艂k dnia, zagadkowa natura rozpo艣ciera艂a pe艂n膮 mrocznych tajemnic paj臋czyn臋.

- Niech mi pan wreszcie powie, dok膮d idziemy - zaprotestowa艂 nadinspektor, kt贸ry nie znosi艂 fizycznego wysi艂ku.

Z r臋koma za艂o偶onymi z ty艂u, otulony zbyt obszernym prochowcem, Higgins wytrwale pod膮偶a艂 do celu wyprawy, kt贸r膮 uwa偶a艂 za konieczn膮. Nadinspektor, kt贸ry nie zabra艂 z domu odpowiedniego odzienia, znalaz艂 w zamkowej garderobie ma艂o twarzowy p艂aszcz. Zabra艂 te偶 olbrzymi parasol z fantazyjn膮 r膮czk膮 w kszta艂cie klucza wiolinowego, w艂asno艣膰 jednego z kasztelan贸w, amatora ciekawostek.

- Uwa偶am, drogi Marlow, 偶e zab贸jstwo Pietra Giovanniego jest rezultatem bardzo z艂o偶onych pobudek. Ale nie jestem jeszcze zupe艂nie pewien. By膰 mo偶e rozwi膮zanie jest bardzo proste. Nasza pielgrzymka da nam odpowied藕 i z pewno艣ci膮 pozwoli unikn膮膰 kolejnego morderstwa.

Przez olbrzymi膮 chmur臋 przebi艂 si臋 ksi臋偶yc, jakby chcia艂 swym blaskiem pom贸c Higginsowi.

- Rzeczywi艣cie re偶yser jest zdolny znowu kogo艣 zabi膰 - uzna艂 Scott Mariow. - Ten 艂otr jest doskona艂ym aktorem. Spos贸b, w jaki pozby艂 si臋 Pietra Giovanniego, dowodzi, do czego jest zdolny.

- Nie b臋d臋 zaprzecza艂 - odpar艂 Higgins. - Ale j aki by艂 jego motyw? W tym miejscu natrafiamy na przeszkod臋...

- My艣la艂em o tym - stwierdzi艂 Scott Mariow z powag膮. - Jonathan Kelwing musi by膰 zakochany w ma艂ej W艂oszce, Grazielli Canti. Zabi艂 rywala, 偶eby zdoby膰 pann臋,

Higgins okaza艂 autentyczne zdumienie. Nadinspektor zazwyczaj nie przeprowadza艂 tak wnikliwych analiz. Niew膮tpliwie tak niesamowitych przeobra偶e艅 dokona艂a w nim muzyka Mozarta.

- Niech pan nie zapomina, 偶e Ruben Carmino, odtw贸rca roli Masetta, jest oficjalnym narzeczonym Grazielli Canti. W operze Masetto nie opuszcza swojej Zerliny.

- Nie jeste艣my w operze! - zaprotestowa艂 Scott Marlow. - Ruben Carmino porozumia艂 si臋 z re偶yserem

Nietrudno mi sobie wyobrazi膰, jak podaje Giovanniemu trucizn臋, kt贸r膮 dostarczy艂 mu Kelwing.

- Ta hipoteza nie pokrywa si臋 z zeznaniami r贸偶nych 艣piewak贸w na temat tego, co si臋 wydarzy艂o podczas antraktu.

- Sk艂amali!

- Skoro tak - zako艅czy艂 pogr膮偶ony w zadumie Higgins - to znaczy, 偶e wszyscy s膮 winni...

- Jonathan Kelwing na pewno pope艂ni艂 jaki艣 b艂膮d - mrucza艂 Scott Marlow. - Wkr贸tce do tego dojdziemy.

- Je艣li B贸g pozwoli - zaznaczy艂 inspektor, kt贸ry mia艂 zwyczaj zwraca膰 si臋 do opatrzno艣ci w przypadkach spornych.

Nieopodal wzbi艂a si臋 w powietrze bia艂a sowa. Wspania艂y ptak, rozwijaj膮c ogromne skrzyd艂a, pofrun膮艂 oci臋偶ale w stron臋 spr贸chnia艂ego d臋bu.

- Zbli偶amy si臋 do celu. Zalecam panu daleko id膮c膮 ostro偶no艣膰, nadinspektorze. My艣l臋, 偶e b臋dziemy sami, ale trzeba by膰 gotowym na wszystko.

Mariow dotkn膮艂 kolby rewolweru. Niedom贸wienia Higginsa mog艂y zaniepokoi膰 nawet najbardziej nieustraszonego 艂owc臋 przyg贸d.

- Przewiduje wi臋c pan u偶ycie przemocy...?

Inspektor zboczy艂 z drogi i wszed艂 na pole. Zr臋cznie omija艂 nier贸wno艣ci terenu, ogrodzenia i niewielkie rowy. Pewnym krokiem, nawyk艂y do d艂ugich spacer贸w po wsi, zmierza艂 do celu, kt贸ry sobie wyznaczy艂.

Zatrzyma艂 si臋 przed stosem ociosanych kamieni. W tym miejscu znajdowa艂a si臋 zapewne niegdy艣 poga艅ska kapliczka.

- Niczego pan nie s艂ysza艂? - spyta艂.

Nadinspektor nadstawi艂 ucha.

- Nie, niczego...

- To ciekawe - powiedzia艂 Higgins, g艂adz膮c si臋 z zak艂opotaniem po brodzie. - Jestem prawie pewien, 偶e kto艣 nas 艣ledzi. Czy wierzy pan w znaki, panie Marlow?

Coraz bardziej niespokojny nadinspektor rozejrza艂 si臋 woko艂o, ale niczego nie dostrzeg艂.

- W znaki... Co pan ma na my艣li?

- Na przyk艂ad spotkanie z bia艂膮 sow膮. Jestem przes膮dny. Jeszcze troch臋 wysi艂ku i rozwik艂amy t臋 zagadk臋.

Scott Marlow zastanawia艂 si臋, czy Higgins nie pad艂 ofiar膮 przem臋czenia. Nie m贸g艂 jednak tego przemy艣le膰, poniewa偶 jego nieustraszony kolega przyspieszy艂 kroku.

Wreszcie dotarli do celu. Nadinspektor dojrza艂 w ciemno艣ci kontury 艣redniowiecznej kaplicy. Masywna budowla by艂a okolona rz臋dem buk贸w. Policjanci podeszli bli偶ej. Kaplica sk艂ada艂a si臋 z kruchty z szeregiem niewielkich rzymskich arkad, obni偶onej nawy, ledwie zaznaczonego transeptu i absydy ozdobionej w膮skimi witra偶ami. Kaplica by艂a w stanie rozk艂adu. Szczyt portalu grozi艂 zawaleniem, pr贸g by艂 poro艣ni臋ty mchem.

- To wszystko wymaga艂oby powa偶nego remontu - oszacowa艂 Marlow, z trudem kryj膮c opanowuj膮cy go niepok贸j.

- Nie mamy czasu na takie rozwa偶ania - rzuci艂 Higgins, bacznie przygl膮daj膮c si臋 licznym celtyckim krzy偶om ustawionym po obu stronach alei prowadz膮cej do portalu.

- To miejsce przypomina cmentarz - powiedzia艂 nadinspektor st艂umionym g艂osem.

- I tak te偶 jest. Ko艣cio艂y by艂y niegdy艣 budowane po艣r贸d zmar艂ych.

Obok bardzo zniszczonej studni wznosi艂 si臋 ponad trzymetrowy kamienny krzy偶. Scott Marlow zapomnia艂 o g艂odzie.

- Tym razem - oznajmi艂 Higgins, nastawiaj膮c ucha - nie mam w膮tpliwo艣ci... Kto艣 nas 艣ledzi...

Marlow us艂ysza艂 r贸wnie偶 kroki. Gwa艂townym ruchem wyci膮gn膮艂 rewolwer i wycelowa艂 go w stron臋 wielkiego krzy偶a.

- Niech pan uwa偶a - zwr贸ci艂 mu uwag臋 Higgins. - Mo偶e nas pan zrani膰.

Inspektor w trakcie swojej d艂ugiej kariery pos艂ugiwa艂 si臋 tylko jedn膮 broni膮: starannie zaostrzonym o艂贸wkiem marki 鈥淪taedtler鈥. Ten na poz贸r niewinny przyrz膮d niejednokrotnie okazywa艂 si臋 wystarczaj膮co skuteczn膮 broni膮.

Nadinspektor zacisn膮艂 palce na kolbie rewolweru, 偶eby doda膰 sobie odwagi.

- Musimy obej艣膰 ten krzy偶 - uzna艂 Higgins.

- Czy to konieczne?

Poniewa偶 Higgins nie zawaha艂 si臋 podj膮膰 ryzyka, nadinspektor czu艂 si臋 zmuszony udzieli膰 mu pomocy. Higgins obszed艂 powoli krzy偶. Marlow wola艂 patrze膰 mu przez rami臋.

Wok贸艂 krzy偶a by艂o pusto.

Zerwa艂 si臋 gwa艂towny wiatr.

- Kto m贸wi艂? - zaniepokoi艂 si臋 Scott Marlow. - Kto tu jest?

Higgins zmarszczy艂 brwi.

- Niczego nie s艂ysza艂em.

- A ja tak. To dochodzi艂o stamt膮d.

Nadinspektor pokaza艂 w stron臋 ko艣cio艂a.

- Musimy tam wej艣膰 - powiedzia艂 zdecydowanym tonem Higgins.

Kilkoma susami dotar艂 do zbutwia艂ych, drewnianych drzwi, w kt贸rych tylko cudem trzyma艂 si臋 jeszcze zardzewia艂y zamek.

- Chwileczk臋 - wtr膮ci艂 Scott Marlow. - Czy nie by艂oby lepiej przeszuka膰 okolic臋?

- Kto nie ryzykuje, ten nie zyska, nadinspektorze.

Higgins pchn膮艂 drzwi, kt贸re ponuro zaskrzypia艂y.

Wn臋trze starego ko艣cio艂a by艂o jeszcze bardziej zniszczone ni偶 jego fasada. Kamienn膮 posadzk臋 pokrywa艂y okruchy kamieni i gruz. Kolumny by艂y pokryte napisami. Ze wspania艂ych fresk贸w pozosta艂y smutne fragmenty. G艂owice kolumn by艂y zagipsowane przez obrazoburc贸w. Brak krzese艂 i kl臋cznik贸w nadawa艂 tej spustoszonej 艣wi膮tyni przygn臋biaj膮cy wygl膮d.

- Jak tu zimno - poskar偶y艂 si臋 Scott Marlow, kt贸ry czu艂 si臋 tak, jakby zszed艂 do grobowca.

Wi臋c to w tym smutnym miejscu schroni艂a si臋 pi臋kna Audrey Simonsen鈥 - u艣wiadomi艂 sobie Higgins, zaintrygowany tym ponurym widokiem. 鈥淐zego tak naprawd臋 mog艂a tutaj szuka膰?鈥

Nadinspektor, sprawdziwszy, 偶e wewn膮trz nie ma nikogo podejrzanego, schowa艂 rewolwer. Ju偶 od lat nie wst臋powa艂 do 艣wi膮tyni. Podziwia艂 spok贸j Higginsa i determinacj臋, z jak膮 ten przyst膮pi艂 do przeszukiwania kaplicy.

- Nie mamy tutaj czego szuka膰 - oznajmi艂 g艂o艣no, 偶eby doda膰 sobie odwagi.

- Myli si臋 pan - odpar艂 Higgins, staj膮c przed o艂tarzem umieszczonym po艣rodku transeptu, przy wej艣ciu do zdewastowanej absydy.

Granitowy o艂tarz sta艂 na cokole podtrzymywanym przez cztery masywne filary. Higgins przykl臋kn膮艂 zafascynowany.

- Czy m贸g艂by mi pan po艣wieci膰 zapalniczk膮, Marlow?

Nadinspektor rzuci艂 najpierw okiem w stron臋 przedsionka. Nie mia艂 ju偶 w膮tpliwo艣ci, 偶e kto艣 obserwuje ich z ukrycia.

- Prosz臋 o艣wietli膰 czwarty filar.

Nadinspektor wykona艂 polecenie, zastanawiaj膮c si臋, co tym razem przysz艂o Higginsowi do g艂owy.

- Czy pan r贸wnie偶 widzi r贸偶nic臋 mi臋dzy tym i pozosta艂ymi trzema filarami?

Marlow przyjrza艂 si臋 uwa偶nie.

- To oczywiste, Higgins... Trzy pozosta艂e s膮 pokryte kurzem, a ten l艣ni jak wypolerowany pens.

Higgins pokiwa艂 z uznaniem g艂ow膮. Marlow dowi贸d艂, 偶e posiada zalety doskona艂ego 艣ledczego.

- Skoro tak, powinni艣my, m贸j drogi Marlow, pomanewrowa膰 przy tym czwartym filarze, tak jak to uczyni艂a osoba, kt贸ra by艂a tu przed nami.

Ich wysi艂ki nie da艂y jednak rezultatu. Higgins przesun膮艂 r臋k膮 po kamieniu. U g贸ry dotkn膮艂 czego艣 w rodzaju wystaj膮cego k贸艂ka.

Mog艂em o tym pomy艣le膰 wcze艣niej鈥 - zarzuci艂 sobie.

K贸艂ko by艂o ruchome. Inspektor przekr臋ci艂 je, wprawiaj膮c w ruch mechanizm, kt贸ry obr贸ci艂 p艂yt臋 o艂tarza.

Zdumiony Marlow ujrza艂 du偶e wg艂臋bienie. Granitowy o艂tarz by艂 wydr膮偶ony. Wewn膮trz znajdowa艂 si臋 pod艂u偶ny metalowy relikwiarz.

- Nic nadzwyczajnego - skomentowa艂 Higgins. - Dawniej przechowywanie relikwii fundator贸w nie nale偶a艂o do rzadko艣ci. O艂tarze s艂u偶y艂y cz臋sto za schowki.

- Co jest wewn膮trz?

- Zgodnie z tradycj膮 szcz膮tki.

Scott Marlow zblad艂.

- To by by艂o zbezczeszczenie grobu. Musieliby艣my uzyska膰 specjalne zezwolenie Scotland Yardu.

Higgins oddali艂 si臋 nieco od o艂tarza, kt贸ry zaczyna艂 si臋 przesuwa膰.

- Gdyby si臋 trzyma膰 litery prawa, ma pan ca艂kowicie racj臋, nadinspektorze. Ale wyst膮pienie z tak膮 pro艣b膮 b臋dzie trwonieniem cennego czasu i wystawi na niebezpiecze艅stwo niejedno 偶ycie. W imi臋 naszej starej przyja藕ni, czy zgodzi si臋 pan pope艂ni膰 nielegalny czyn w interesie 艣ledztwa?

Scott Marlow stan膮艂 przed jednym z najtrudniejszych dylemat贸w w swojej karierze. Nigdy nie sprzeniewierzy艂 si臋 regulaminowi, kt贸ry by艂 dum膮 Scotland Yardu. Po raz pierwszy Higgins poprosi艂 go o podobn膮 przys艂ug臋. By艂o tylko jedno rozwi膮zanie.

- Nie mog臋 si臋 zgodzi膰, Higgins. Ale odwr贸c臋 si臋 i nie b臋d臋 patrzy艂.

Podczas gdy nadinspektor wykonywa艂 p贸艂obr贸t, Higgins wydoby艂 relikwiarz, a potem wyj膮艂 z kieszeni z艂oty kluczyk, kt贸ry zdj膮艂 z szyi Pietra Giovanniego.

Scott Marlow us艂ysza艂 wyra藕nie obr贸t klucza w zamku, podnoszon膮 i chwil臋 p贸藕niej opuszczan膮 pokryw臋. Kiedy si臋 odwr贸ci艂, kamie艅 by艂 znowu na swoim miejscu, a Higgins trzyma艂 gruby plik papier贸w zwi膮zany wst膮偶k膮.

- Nie dosz艂o do sprofanowania grobu - oznajmi艂 inspektor z u艣miechem - poniewa偶 relikwiarz nie zawiera艂 偶adnych szcz膮tk贸w. Nie pogwa艂cili艣my wi臋c prawa, m贸j drogi Marlow.

Twarz nadinspektora si臋 rozja艣ni艂a. Po raz kolejny przekona艂 si臋, 偶e warto by艂o zaufa膰 Higginsowi.

- A... te dokumenty?

Higgins zdj膮艂 wst膮偶k臋 i po艂o偶y艂 plik papier贸w na o艂tarzu. Kiedy go niezwykle delikatnie rozwin膮艂, Scott Marlow zbli偶y艂 p艂omie艅 zapalniczki.

- Nie tak blisko - zaleci艂 Higgins.

Nadinspektor ujrza艂 zapisane nutami pi臋ciolinie.

- Partytura... Dlaczego kto艣 j膮 tutaj schowa艂?

- Poniewa偶 jest niezwykle cenna - odpar艂 Higgins.

- A... do kogo nale偶y?

Higgins zamy艣li艂 si臋 g艂臋boko.

- Do zab贸jcy, do re偶ysera? - spyta艂 o偶ywionym g艂osem Marlow, czuj膮c, 偶e zbli偶aj膮 si臋 do rozwi膮zania zagadki.

Inspektor milcza艂 przez d艂u偶sz膮 chwil臋. Ksi臋偶yc nieci艂 przez rozbite witra偶e, s膮cz膮c blade 艣wiat艂o do wn臋trza opuszczonej 艣wi膮tyni.

- Do zab贸jcy - powiedzia艂 do siebie. - Ale czy jest tylko jeden zab贸jca?


Rozdzia艂 XVI


Drzwi gospody 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮鈥 otworzy艂y si臋, zanim Higgins zd膮偶y艂 nacisn膮膰 dzwonek. W progu sta艂a panna Lipyncott w bladozielonym kostiumie.

- Dobry wiecz贸r, inspektorze. Zostawi艂am dla pana porcj臋 ciep艂ego kurczaka z mi臋t膮.

- Bardzo dzi臋kuj臋 - odpar艂 Higgins, wzruszony trosk膮 gospodyni.

Spojrzenie panny Lipyncott sta艂o si臋 nagle ch艂odne i pe艂ne rezerwy.

- Kto jest z panem, inspektorze?

Scott Marlow cofn膮艂 si臋 o krok.

- M贸j kolega, nadinspektor Marlow.

- Prosz臋 wej艣膰, inspektorze.

Higgins nie mia艂 wyboru. Przepraszaj膮c wzrokiem Scotta Mariowa, wszed艂 do 艣rodka. U艣wiadomiwszy sobie nagle, 偶e ryzykuje powr贸t na piechot臋 do Lindenbourne, nadinspektor odwa偶y艂 si臋 przem贸wi膰.

- Umieram z pragnienia... Czy m贸g艂bym si臋 czego艣 napi膰?

Panna Lipyncott zmierzy艂a go surowym wzrokiem.

- Moja gospoda nie jest poczekalni膮 dworcow膮. Dobranoc panu.

Drzwi gospody zosta艂y zamkni臋te.

Higgins zdj膮艂 p艂aszcz przeciwdeszczowy, ale waha艂 si臋, czy zawiesi膰 go na wieszaku.

- Pan jest przemoczony! - wykrzykn臋艂a panna Lipyncott.

Po za偶yciu 艣rodka przeciw grypie Higgins przebra艂 si臋 i zszed艂 do jadalni, gdzie panna Lipyncott przyjmowa艂a tylko nielicznych wybra艅c贸w, z kt贸rymi pozostawa艂a w za偶y艂ych stosunkach.

Higgins zjad艂 kurczaka z mi臋t膮 i po艂贸wk臋 grejpfruta. Zdecydowanie bardziej odpowiada艂o mu francuskie wino muscadet, kt贸re gospodyni wydoby艂a z piwnicy.

- Doskona艂e - pogratulowa艂. - Wspaniale pani gotuje. :

- To nic takiego, inspektorze - odpar艂a, oblewaj膮c si臋 rumie艅cem.

Parkiet w jadalni l艣ni艂. Pok贸j by艂 umeblowany skromnie, ale wygodnie.

- Bez pani wsp贸艂pracy - wyzna艂 Higgins - nie by艂bym zdolny rozwi膮za膰 tej zagadki. Mam do pani jeszcze wiele pr贸艣b.

Panna Lipyncott by艂a zachwycona.

- Prosz臋 m贸wi膰, inspektorze.

Rozkoszuj膮c si臋 ostatnim 艂ykiem muscadeta, Higgins przedstawi艂 plan akcji.

- Chcia艂bym powierzy膰 pani opiece wyj膮tkowy dokument. Tylko tutaj b臋dzie bezpieczny. Czy zgodzi si臋 pani przechowa膰 go a偶 do zako艅czenia 艣ledztwa?

Stara panna zmarszczy艂a czo艂o.

- Bardzo ch臋tnie, ale...

- Obawia si臋 pani w艂amywacza, kt贸ry wtargn膮艂 do pokoju Pietra Giovanniego? Prosz臋 si臋 nie martwi膰. Nie wr贸ci.

Zapewnienie Higginsa by艂o dla gospodyni wystarczaj膮ce - taki cz艂owiek jak on nie oszukiwa艂 kobiet.

- Jeszcze co艣 - ci膮gn膮艂 inspektor. - Musz臋 wys艂a膰, pocz膮wszy od jutra rana, pewn膮 liczb臋 telegram贸w za granic臋 i zadzwoni膰 w kilka miejsc. Zamek w Lindenbourne wydaje mi si臋 ma艂o stosownym miejscem do tej pracy. Czy mog艂aby mi pani poleci膰 jaki艣 spokojny k膮t?

Panna Lipyncott, kt贸ra zamierza艂a w艂a艣nie przygotowa膰 zio艂ow膮 herbatk臋, u艣miechn臋艂a si臋 rado艣nie.

- Nic prostszego, inspektorze: tutaj. Ju偶 od dawna prowadz臋 urz膮d pocztowy.

Dostrzegaj膮c podziw i zdumienie na twarzy go艣cia, wja艣ni艂a, 偶e znaj膮c wszystkich w okolicy i ciesz膮c si臋 doskona艂膮 reputacj膮, zosta艂a wybrana, podobnie jak jej prababka i babka, na oficjalnego 艂膮cznika ze 艣wiatem sewn臋trznym. Ch臋tnie zgodzi si臋 zosta膰 wsp贸lniczk膮 inspektora Scotland Yardu, pod warunkiem, 偶e tajemnica pozostanie mi臋dzy nimi.

- Mo偶e pan liczy膰 na moj膮 dyskrecj臋, tak jak ja licz臋 na pa艅sk膮, inspektorze - wyszepta艂a.

Higgins wypi艂 orze藕wiaj膮c膮 herbatk臋 zio艂ow膮.

- Ju偶 czas, 偶eby si臋 uda膰 na spoczynek, inspektorze. Ale najpierw mam dla pana ma艂膮 niespodziank臋.

Panna Lipyncott po艂o偶y艂a na stole szczelnie zamkni臋t膮 ampu艂k臋.

- Znalaz艂am to w pokoju Pietra Giovanniego. Ten przedmiot by艂 przyklejony plastrami pod 艂贸偶kiem. Pomy艣la艂am, 偶e to pana zainteresuje.

Higgins zwa偶y艂 w r臋ku ampu艂k臋 i obejrza艂 j膮 dok艂adnie.

- Ciekawe znalezisko, panno Lipyncott. Jutro zwr贸c臋 si臋 z tym do laboratorium. Analiza zawarto艣ci winna nam dostarczy膰 cennych informacji.

Gospodyni zar贸偶owi艂a si臋 z zadowolenia. Sama czu艂a, 偶e dokona艂a istotnego odkrycia, ale potwierdzenie tego faktu przez inspektora Scotland Yardu bardzo jej pochlebia艂o.

- Czy Pietro Giovanni lubi艂 koty? - spyta艂 Higgins.

- Nienawidzi艂 ich. Postawi艂 warunek: 偶adnych kot贸w w gospodzie. To nie stanowi艂o problemu - hoduj臋 tylko chi艅skie rybki.

Higgins 偶yczy艂 gospodyni dobrej nocy i uda艂 si臋 do pokoju zmar艂ego 艣piewaka. W gospodzie zapanowa艂a absolutna cisza. Inspektor pomy艣la艂, 偶e musi by膰 jedynym go艣ciem, kt贸rego w艂a艣cicielka gospody przyj臋艂a pod sw贸j dach od czasu dramatycznej 艣mierci Giovanniego.

Wzi膮艂 od艣wie偶aj膮cy prysznic, po czym usadowi艂 si臋 wygodnie w 艂贸偶ku, podk艂adaj膮c pod kark dwie poduszki. Bardzo mu brakowa艂o jego domu i Trafalgara, teraz, gdy mia艂 przeanalizowa膰 zebrane podczas 艣ledztwa informacje. Jednak nie by艂o czasu na nostalgi臋. Higgins otworzy艂 czarny notes i pogr膮偶y艂 si臋 w lekturze.


- Ju偶 pan wsta艂, inspektorze? - zdziwi艂a si臋 ubrana w prosty be偶owy kostium panna Lipyncott. Zegar w ma艂ym saloniku pokazywa艂 si贸dm膮 rano.

Inspektor mia艂 na sobie elegancki, doskonale uszyty garnitur z per艂owoszarej flaneli, z kt贸rym doskonale harmonizowa艂a muszka w nieco ciemniejszym odcieniu szaro艣ci.

- Przygotowa艂am panu herbat臋, inspektorze. Niezwykle rzadka indyjska mieszanka.

Higgins, kt贸rego czeka艂 bardzo pracowity dzie艅, nie spodziewa艂 si臋, 偶e jego 偶o艂膮dek zostanie z samego rana wystawiony na tak ci臋偶k膮 pr贸b臋. Jak uciec przed przekl臋tym napojem, kt贸ry przyprawia艂 go o md艂o艣ci? Nie dostrzeg艂 w pobli偶u 偶adnej ro艣liny doniczkowej, do kt贸rej m贸g艂by wyla膰 herbat臋.

- Czy posiada pani formularze telegram贸w? - spyta艂 uprzejmie.

- Poszukam... ale najpierw podam panu herbat臋.

-Ale偶... Prosz臋 si臋 nie trudzi膰,

Uroczy cz艂owiek鈥 - pomy艣la艂a panna Lipyncott.

Higgins posmarowa艂 grzank臋 marmolad膮. W momencie gdy gospodyni wychodzi艂a z pokoju, wla艂 nieco herbaty do fili偶anki. Ten kamufla偶 powinien wystarczy膰.

Poranek up艂yn膮艂 pracowicie. Higgins zredagowa艂 telegramy, chc膮c wys艂a膰 je do wielu kraj贸w Europy z pro艣b膮 o piln膮 odpowied藕. Wtajemniczona panna Lipyncott uzna艂a t臋 strategi臋 za wielce pomys艂ow膮.

Potem inspektor zadzwoni艂 do swojego starego przyjaciela, pu艂kownika sir Arthura Mac Crombiego, kt贸ry wiedzia艂 wi臋cej o ostatniej wojnie 艣wiatowej ni偶 wszystkie archiwa razem wzi臋te.

- To偶 to Higgins! - zagrzmia艂 pu艂kownik, rozpoznaj膮c g艂os inspektora. - Czy potrzebuje pan mojej pomocy?

- Bardziej ni偶 kiedykolwiek, sir Arturze. Czy ten numer co艣 panu m贸wi?

Higgins g艂o艣no wyrecytowa艂 cyfry, kt贸re zapisa艂 w czarnym notesie. Chocia偶 pu艂kownik si臋 do tego nie przyznawa艂, by艂 nieco g艂uchy.

- Czy przed numerem nie ma litery? - spyta艂.

- Owszem, ale prawie zamazana... Mo偶e M albo K.

- M, oczywi艣cie. Interesuje si臋 pan tym smutnym okresem, Higgins?

- Jedynie w ramach 艣ledztwa, pu艂kowniku.

- Przypuszczam, 偶e chce si臋 pan dowiedzie膰, co ten numer znaczy?

- Powinien by艂 pan zatrudni膰 si臋 w Scotland Yardzie, pu艂kowniku.

- A pan m贸g艂 raczej p贸j艣膰 drog膮 jedynie s艂usznej kariery, w szeregach armii - odburkn膮艂 sir Arthur. - Niech pan chwil臋 poczeka... sprawdz臋 na mojej li艣cie.

Kwadrans p贸藕niej pu艂kownik zaspokoi艂 ciekawo艣膰 Higginsa.

- Tak 艂atwo si臋 pan nie wywinie, stary anarchisto... musi mi pan opowiedzie膰 t臋 histori臋 w szczeg贸艂ach. W najbli偶szy wtorek u mnie na kolacji. To rozkaz.

Kiedy pu艂kownik od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, Higgins uzna艂, 偶e przyjdzie mu zap艂aci膰 wysok膮 cen臋 za niekt贸re informacje. Gospodyni starego pu艂kownika mia艂a chorobliw膮 sk艂onno艣膰 do przyrz膮dzania niestrawnych da艅. Pu艂kownik by艂 jednak tak skuteczny, 偶e zas艂ugiwa艂 na niejakie po艣wi臋cenie.

Od艂o偶ywszy s艂uchawk臋, inspektor wymrucza艂: 鈥淭ego si臋 w艂a艣nie spodziewa艂em... nie powiedzia艂a mi wszystkiego... ale mo偶e nie wiedzia艂a...鈥

Drugi telefon stwarza艂, z racji odleg艂o艣ci, pewne i problemy. Inspektor uzna艂 za konieczne poradzi膰 si臋 pani domu.

- 呕eby zatelefonowa膰 na antypody - zauwa偶y艂a . - godzina jest ma艂o stosowna.

- Ma pani racj臋 - zgodzi艂 si臋 Higgins. - Dlatego poprosz臋, 偶eby oddzwoniono tutaj pod wiecz贸r. Tam b臋dzie oko艂o dziesi膮tej rano. S艂u偶by administracyjne b臋d膮 mia艂y czas, 偶eby przejrze膰 akta. Oczywi艣cie ten telefon nie mo偶e zadzwoni膰 w Lindenbourne. Mam nadziej臋, 偶e b臋d臋 tutaj, ale jest mo偶liwe, 偶e nieprzewidziane okoliczno艣ci zatrzymaj膮 mnie w zamku. Gdyby tak si臋 sta艂o, czy mog艂aby pani zanotowa膰 odpowied藕?

Panna Lipyncott zgodzi艂a si臋 z niemal ekstatycznym wyrazem szcz臋艣cia w oczach. Nie czu艂a si臋 bardziej podekscytowana nawet w okresie, gdy rywalizowali o ni膮 dwaj pu艂kownicy armii indyjskiej.

S艂o艅ce zalewa艂o 艣wiat艂em zamek Lindenbourne. Strzeg膮cy wej艣cia do posiad艂o艣ci umundurowani policjanci Scotland Yardu przypominali pos膮gi z 鈥渃zarodziejskiego ogrodu鈥. Po skromnym posi艂ku spo偶ytym w towarzystwie panny Lipyncott, kt贸ra rozwodzi艂a si臋 nad niezapomnianymi czasami krynolin, pojazd贸w konnych i wiejskich festyn贸w, Higgins uda艂 si臋 na piechot臋 do zamku.

Pogr膮偶ony w my艣lach, nie dostrzega艂 urok贸w, jakie roztacza艂a wie艣 mieni膮ca si臋 kolorami lata. Po raz pierwszy od dnia 艣mierci Giovanniego uzna艂, 偶e jest bliski rozwi膮zania zagadki. Zebrane do tej pory elementy zacz臋艂y uk艂ada膰 si臋 w logiczn膮 ca艂o艣膰.

Kiedy wszed艂 do zamkowego holu, by艂a godzina sjesty. Zapuka艂 do drzwi biura re偶ysera. 呕adnej odpowiedzi. Wszed艂 do 艣rodka. W pokoju nie by艂o nikogo. Higgins podszed艂 do okna, sk膮d roztacza艂 si臋 widok na trawnik, gdzie zazwyczaj odbywa艂y si臋 pikniki. Grupa artyst贸w rozgrywa艂a w艂a艣nie parti臋 krokieta. Inspektor dostrzeg艂 George'a Chairmana, Audrey Simonsen, sir Briana Halla i Marylin O' Neill, kt贸ra obserwowa艂a przebieg gry. Dyrygent Lovro Ferenczy, siedz膮c na kamiennej 艂awce, czyta艂 partytur臋. Nieco dalej re偶yser Jonathan Kelwing dyskutowa艂 z urocz膮 w艂osk膮 sopranistk膮 Graziell膮 Canti.

Scena by艂a bardzo pouczaj膮ca. Higgins odnotowa艂 swoje obserwacje w notesie.


Pok贸j dyrygenta, usytuowany na ko艅cu korytarza, s膮siadowa艂 z pokojem Gerta Glindera, odtw贸rcy roli Leporella. Przez dwa w膮skie okna s膮czy艂o si臋 blade 艣wiat艂o. Ponure pomieszczenie przypomina艂o nieco klasztorn膮 cel臋. By艂 to najstarszy pok贸j w zamku. Jonathan Kelwing zachowa艂 oryginalne proste umeblowanie, pochodz膮ce z epoki, kiedy Lindenbourne by艂o tylko skromnym, prowincjonalnym dworem. Na marmurowej posadzce sta艂o niskie czere艣niowe 艂贸偶ko, dwa proste krzes艂a i ci臋偶ka, masywna d臋bowa szafa.

Klamka w stylu gotyckim powoli si臋 obr贸ci艂a. Do pokoju cicho jak kot wszed艂 nieoczekiwany go艣膰. Bez wahania podszed艂 do szafy, otworzy艂 j膮 i wyj膮艂 sk贸rzany kuferek. Pomanipulowa艂 przy zamku. W 艣rodku le偶a艂y trzy pa艂eczki dyrygenta. Intruz je wzi膮艂 i wyszed艂.


- Prosz臋 wej艣膰 - powiedzia艂 Scott Marlow, gdy zapukano do drzwi.

Higgins wszed艂. Nadinspektor ton膮艂 w stosie fiszek, kt贸rych nie mia艂 czasu uporz膮dkowa膰. Sprawia艂 wra偶enie zm臋czonego jeszcze bardziej ni偶 poprzedniego dnia.

- P贸藕no poszed艂em spa膰 - wyja艣ni艂. - Musia艂em wr贸ci膰 pieszo z tej przekl臋tej gospody. Poza tym znowu by艂y problemy z komputerem. Ale zdoby艂em informacje. Niech pan sam zobaczy.

Marlow poda艂 Higginsowi gruby plik fiszek dotycz膮cych Jonathana Kelwinga. Inspektor uwa偶nie przeczyta艂 informacje, ale nie dowiedzia艂 si臋 niczego nowego.

- Co pan o tym my艣li, m贸j drogi Marlow?

Nadinspektor wygl膮da艂 na roz偶alonego.

- Przeanalizowa艂em najdrobniejsze szczeg贸艂y z 偶ycia re偶ysera... nic szczeg贸lnego. Nigdy nie opu艣ci艂 Lindenbourne. Jest synem i wnukiem re偶ysera. Kawaler, protestant, doskona艂a reputacja... same bana艂y. Jaki demon pchn膮艂 go do pope艂nienia zbrodni?

Higgins doskonale rozumia艂 udr臋ki nadinspektora.

- Ja natomiast mam co艣 nowego.

- Naprawd臋? - spyta艂 zaintrygowany Marlow.

- Oto narz臋dzie zbrodni - powiedzia艂 kr贸tko Higgins, k艂ad膮c na biurku zamkni臋t膮 ampu艂k臋 znalezion膮 przez pann臋 Lipyncott.

Zaskoczony nadinspektor milcza艂 przez chwil臋.

- Znalaz艂 j膮 pan u re偶ysera?

- Czy m贸g艂by j膮 pan dostarczy膰 do laboratorium? Chcia艂bym bardzo szybko otrzyma膰 wyniki analiz.

- Natychmiast si臋 tym zajm臋 - zapewni艂 Marlow.

Skoro Higgins nie chcia艂 odpowiedzie膰 na jego pytanie, to znaczy, 偶e mia艂 ku temu powody. Marlow je zna艂: wina re偶ysera. Zapewne inspektor nie dopuszcza艂 my艣li, 偶e to on, Scott Marlow, tak szybko odnalaz艂 morderc臋.

Podczas gdy nadinspektor wysy艂a艂 jednego ze swoich ludzi z kuriersk膮 przesy艂k膮, Higgins podszed艂 do okna. Obserwowanie by艂o jego ulubionym zaj臋ciem. Spogl膮danie z ukrycia na to, co dzia艂o si臋 na zewn膮trz, mog艂o niekiedy dostarczy膰 interesuj膮cych spostrze偶e艅. R贸wnie偶 tym razem si臋 nie rozczarowa艂. Zauwa偶y艂, 偶e na terenie do gry w krokieta nie by艂o ani Niemca Gerta Glindera, ani Hiszpana Rubena Carmino.

Higgins widzia艂 r贸wnie偶 taras, na kt贸ry przychodzi艂a si臋 opala膰 Graziella Canti. Jej miejsce zajmowali teraz dwaj 艣piewacy: Gert Glinder i Ruben Carmino, pogr膮偶eni w dyskusji, 偶ywio艂owej, je艣li s膮dzi膰 po nerwowych gestach Hiszpana. Zdenerwowany Niemiec przerwa艂 rozmow臋.

Zdyszany, ale zadowolony z siebie nadinspektor oznajmi艂 Higginsowi, 偶e umundurowany policjant odjecha艂 na motorze do Londynu. Laboratorium zbada zawarto艣膰 ampu艂ki w trybie pilnym. Scott Marlow mia艂 si臋 jeszcze upewni膰 telefonicznie.

- Czy widzia艂 pan gdzie艣 re偶ysera? - zapyta艂 tajemniczo Higgins.

- Uciek艂, prawda? - zapyta艂 Marlow z nadziej膮 w g艂osie.

- Sprawd藕my - zaproponowa艂 Higgins.

Nadinspektor, odzyskuj膮c m艂odzie艅czy . wigor, zbieg艂 ze schod贸w. Higgins, kt贸ry nie tolerowa艂 po艣piechu w 偶adnych okoliczno艣ciach, zachowa艂 w艂asne tempo. Marlow wtargn膮艂 do biura re偶ysera. Bacznie rozejrza艂 si臋 woko艂o, przejrza艂 akta, rozsun膮艂 zas艂ony.

- Nie ma go - stwierdzi艂 roz偶alony, kiedy Higgins stan膮艂 na progu.

Inspektor po艂o偶y艂 palec na ustach, prosz膮c o zachowanie ca艂kowitej ciszy. Scott Mariow nie widzia艂 wprawdzie takiej potrzeby, ale podda艂 si臋 temu nakazowi i poszed艂 za Higginsem prosto do galerii zbroi.

- Za p贸藕no - westchn膮艂 Higgins, kiedy ujrza艂 na korytarzu Jonathana Kelwinga.

Widz膮c zaci臋ty, agresywny wyraz twarzy nadinspektora, re偶yser wyra藕nie si臋 przestraszy艂.

- Panowie...panowie mnie szukali?

- Zgadza si臋 - przerwa艂 mu Scott Marlow. - Gdzie si臋 pan ukrywa艂?

- Ale偶... nigdzie! - oburzy艂 si臋 re偶yser. - By艂em w saloniku. Naprawia艂em fotel.

- Ach tak - wycedzi艂 Marlow.

Inspektor rozejrza艂 si臋 bacznie, jakby przeczuwa艂, 偶e kto艣 niedyskretny pods艂uchuje ich rozmow臋.

- Jest pewien delikatny problem, kt贸rego nie potrafimy rozwi膮za膰, panie Kelwing. My艣l臋, 偶e pan mo偶e nam w tym pom贸c.

Re偶yser zmarszczy艂 brwi.

- Jestem do pa艅skiej dyspozycji, inspektorze.

Od zachodu nadci膮ga艂y g臋ste chmury.

- Chodzi o ig艂臋 i nici - powiedzia艂 Higgins. - Pan zna wszystkie zakamarki tego zamku. Czy wiadomo co艣 panu o tej kradzie偶y?

Scott Marlow nie rozumia艂, dlaczego jego kolega wi膮偶e ten incydent z re偶yserem, ale ufa艂 mu, tym bardziej 偶e na twarzy Jonathana Kelwinga pojawi艂o si臋 najpierw zdziwienie, a po chwili z艂o艣膰.

- Pan sobie ze mnie 偶artuje, inspektorze! Zmagamy si臋 ze zgraj膮 sfrustrowanych artyst贸w, kt贸rzy mi gro偶膮 ruin膮, b臋d臋 zmuszony podpisa膰 wyrok 艣mierci na Lindenbourne, a pan mi m贸wi o igle i niciach! Wszyscy upadli na g艂ow臋, daj臋 s艂owo!

- Niech pan lepiej odpowie na pytanie - wtr膮ci艂 si臋 Marlow. - Gdzie pan ukry艂 te nici i ig艂臋?

- Nie jestem krawcem. Czeka na mnie ze sto telefon贸w. Niech pan lepiej znajdzie morderc臋 Pietra Giovanniego i niech ten koszmar wreszcie si臋 sko艅czy.

- Czy zechce nas pan zaprowadzi膰 do pokoju Gerta Glindera i uczestniczy膰 w charakterze 艣wiadka w rewizji? - spyta艂 Higgins.

- Ale偶...to nielegalne!

- Chod藕my! - zarz膮dzi艂 Scott Marlow.

Jonathan Kelwing niech臋tnie uda艂 si臋 za policjantami. G艂o艣no protestowa艂, powo艂uj膮c si臋 na fakt, 偶e nigdy w Lindenbourne nie zdarzy艂o si臋, 偶eby pok贸j wielkiego artysty by艂 przeszukiwany przez policj臋. Scott Marlow zapuka艂, zanim wszed艂. W pokoju nie by艂o nikogo.

Higgins nie traci艂 czasu na daremne przeszukiwania. Podszed艂 prosto do 艂贸偶ka 艣piewaka i wzi膮艂 partytur臋 Don Juana.

Cienka metalowa ig艂a z czarn膮 nici膮 znajdowa艂a si臋 wewn膮trz dzie艂a. Higgins chwyci艂 j膮 delikatnie chusteczk膮 opatrzon膮 szlacheckim herbem. Re偶yser znowu wpad艂 w z艂o艣膰.

- Czy m贸g艂by mi pan wyt艂umaczy膰, dlaczego marnuje m贸j cenny czas? Czeka mnie ogrom pracy, pr贸buj臋 uratowa膰, co si臋 jeszcze da, a pan doprowadza mnie do rozpaczy t膮 艣mieszn膮 rewizj膮!

- Nigdy nie nale偶y lekcewa偶y膰 detali - sprzeciwi艂 si臋 ch艂odno Higgins. - Mo偶e pan odej艣膰, panie Kelwing. Dzi臋kuj臋 za wsp贸艂prac臋.

R贸wnie zbity z tropu co Scott Marlow, Jonathan Kelwing uczyni艂 krok w stron臋 drzwi, czekaj膮c, 偶e Higgins go powstrzyma.

Poniewa偶 inspektor milcza艂, re偶yser wycofa艂 si臋 w milczeniu i szybko wyszed艂.

- Czego chce pan dowie艣膰? - spyta艂 zaniepokojony Marlow, obserwuj膮c, jak Higgins pieczo艂owicie sk艂ada chusteczk臋 z ig艂膮 w 艣rodku.

- Musz臋 si臋 jeszcze czego艣 dowiedzie膰. Niech pan si臋 zwr贸ci o pomoc do komputera, m贸j drogi Marlow. Jestem pewien, 偶e nie powiedzia艂 panu wszystkiego.

W czasie gdy nadinspektor zmaga艂 si臋 z nowoczesn膮 technik膮, Higgins zszed艂 na parter. Wychodz膮c na zewn膮trz, stwierdzi艂, 偶e partia krokieta jeszcze si臋 nie sko艅czy艂a. Brakowa艂o tylko Grazielli Canti. Glinder i Carmino kontynuowali burzliw膮 dyskusj臋 w alei prowadz膮cej do 鈥渃zarodziejskiego ogrodu鈥.

Inspektor uda艂 si臋 w kierunku tarasu, przeczuwaj膮c, 偶e urocza sopranistka wybra艂a opalanie zamiast sportu. Nie myli艂 si臋. Graziella Canti korzysta艂a z ciep艂ych promieni s艂o艅ca, r贸wnie偶 tym razem p贸艂naga. Higgins skierowa艂 wzrok ku niebu i dyskretnie zakas艂a艂.

Tym razem Graziella Canti nie okazywa艂a skr臋powania. Pewna siebie, z min膮 m艂odej dzikuski, nie kry艂a irytacji.

- Obudzi艂 mnie pan, inspektorze! O co tym razem panu chodzi?

- Bardzo mi przykro. B臋d臋 m贸wi艂 zwi臋藕le. Ukradziono pani ig艂臋 z czarn膮 nici膮?

- Tak, zgadza si臋... - odpar艂a dziewczyna zaintrygowana.

- Czy przypadkiem nie odnalaz艂a pani zguby?

- Nie, ale kto艣 przyni贸s艂 mi do pokoju podobny zestaw.

Niebo pokry艂o si臋 chmurami, podobnie jak poprzedniego dnia. W powietrzu wisia艂a burza.

- Czy wie pani, kto uczyni艂 pani t臋 przys艂ug臋, panno Canti?

- Nie ma w tym nic tajemniczego, inspektorze: Jonathan Kelwing.


Rozdzia艂 XVII


Tego letniego, burzowego popo艂udnia Higgins postanowi艂 przyj膮膰 taktyk臋 starego chi艅skiego m臋drca Lao-Cy: nie dzia艂a膰. Uzna艂, 偶e dobro 艣ledztwa wymaga, aby czeka膰 cierpliwie na rozw贸j wydarze艅, w nadziei, 偶e morderca pope艂ni jaki艣 b艂膮d.

S艂o艅ce skry艂o si臋 za czarnymi chmurami. Powietrze by艂o duszne i wilgotne. Inspektor zmusi艂 si臋 jednak do powolnego spaceru po 鈥渃zarodziejskim ogrodzie鈥, gdzie w towarzystwie kamiennych postaci nale偶膮cych do 艣wiata oper Mozarta rozwa偶a艂 mo偶liwe rozwi膮zania zagadki tej zbrodni. Winny, niewinny... Ka偶dy z bohater贸w dramatu z Lindenbourne nale偶a艂 niew膮tpliwie do jednej z tych dw贸ch kategorii. Pietro Giovanni, kt贸ry o艣mieli艂 si臋 wcieli膰 w posta膰 Don Juana, tego Don Juana, przed kt贸rego pos膮giem Higgins w艂a艣nie medytowa艂, czy偶 naprawd臋 by艂 tylko ofiar膮?

Nagle pojawi艂a si臋 Audrey Simonsen. Odtw贸rczyni roli Donni Elviry wysz艂a na spotkanie inspektora. Mia艂a na sobie czarn膮 plisowan膮 sp贸dnic臋 i czerwone bolerko. Na jej twarzy malowa艂a si臋 powaga. St膮pa艂a ci臋偶ko, jakby d藕wiga艂a na ramionach ci臋偶ar przeznaczenia.

- Musz臋 z panem porozmawia膰, inspektorze.

- Czy chcia艂aby pani, 偶eby艣my poszli w stron臋 jeziora? - zaproponowa艂 spokojnym tonem Higgins.

Od spokojnej tafli wody bi艂 orze藕wiaj膮cy ch艂贸d. Dwoje spacerowicz贸w przez chwil臋 sz艂o w milczeniu. Weszli na 艣cie偶k臋 wij膮c膮 si臋 wzd艂u偶 jeziora ku po艂udniu i dochodz膮c膮 do uj艣cia rzeki, wzburzonego pr膮dami tworz膮cymi spirale wok贸艂 ma艂ej trawiastej wysepki.

Audrey Simonsen patrzy艂a prosto przed siebie, jakby szuka艂a na horyzoncie kogo艣 niewidzialnego, zdolnego j膮 wesprze膰.

- Nie powiedzia艂am panu ca艂ej prawdy, inspektorze - wyzna艂a wreszcie.

- To mnie nie dziwi - pocieszy艂 j膮 Higgins. - Pami臋膰 ludzka pod膮偶a niekiedy kr臋tymi 艣cie偶kami.

- Przysz艂am tutaj - ci膮gn臋艂a pi臋kna Dunka - 偶eby wyrzuci膰 flakon wody utlenionej, kt贸rym pos艂u偶y艂am si臋, 偶eby opatrzy膰 ran臋 Pietra.

Para 艂ab臋dzi przep艂yn臋艂a w milczeniu, pozostawiaj膮c za sob膮 srebrzyst膮 bruzd臋.

- To by艂a noc mojego nieudanego samob贸jstwa. Straci艂am g艂ow臋, nie wiedzia艂am ju偶, czy chc臋 偶y膰, czy umrze膰. To by艂a niem膮dra reakcja. Wyobrazi艂am sobie, 偶e mog臋 by膰 podejrzewana... 偶e powstan膮 przypuszczenia, 偶e zast膮pi艂am wod臋 utlenion膮 trucizn膮.

G艂os Audrey Simonsen dziwnie si臋 za艂amywa艂, brzmia艂a w nim to trwoga, to zn贸w spok贸j.

- Nawet gdybym uzna艂, 偶e ten gest by艂 nieprzemy艣lany - powiedzia艂 Higgins - nie uwierzy艂bym pani. Jest pani zbyt inteligentna, panno Simonsen, 偶eby podzieli膰 si臋 ze mn膮 nieu偶yteczn膮 rewelacj膮.

Pi臋kna Dunka podskoczy艂a.

- Co znaczy...?

- Niech pani nie udaje, panno Simonsen - szorstko ofukn膮艂 j膮 inspektor. - Sp贸jrzmy prawdzie w oczy. Skoro wrzuci艂a pani ten flakon do jeziora, to oznacza, 偶e naprawd臋 zawiera艂 trucizn臋.

Audrey Simonsen na d艂u偶sz膮 chwil臋 pogr膮偶y艂a si臋 w milczeniu. Higgins skorzysta艂 z tego, by podziwia膰 wodny spacer pary 艂ab臋dzi, oboj臋tnych na ludzk膮 niedol臋.

- Zgoda, inspektorze. We flakonie by艂a trucizna. Nie przeznaczy艂am jej dla Pietra, ale dla siebie. Nigdy nie wyrz膮dzi艂abym mu najmniejszej krzywdy, nawet je艣li nie pochwala艂am jego post臋powania.

- A jednak obawia艂a si臋 pani, 偶e mo偶e by膰 oskar偶ona o morderstwo.

- Rzeczywi艣cie. Mia艂am powody.

- Czy m贸g艂bym je pozna膰?

Kobieta rzuci艂a Higginsowi ch艂odne spojrzenie.

- Nie, inspektorze. Prosz臋 nie liczy膰 na to, 偶e kogokolwiek oskar偶臋. Brzydz臋 si臋 donosicielstwem. Niech pan my艣li, co chce.

Higgins dostrzeg艂, 偶e cz臋艣膰 posiad艂o艣ci od strony uj艣cia rzeki jest zaniedbana.

Uczestnicy festiwalu nie zapuszczali si臋 tutaj. Blisko brzegu, ukryta w wysokiej trawie, drzema艂a odrapana z farby drewniana barka.

- Czy Pietro Giovanni lubi艂 koty?

Audrey Simonsen szeroko otworzy艂a oczy.

- Koty? Nienawidzi艂 ich!

- Z jakiego powodu?

- Jak wielu wielkich artyst贸w, Pietro by艂 przes膮dny. Tymczasem kiedy po raz pierwszy wszed艂 na scen臋, omal nie zosta艂 o艣mieszony. Zza kulis wybieg艂 kot przemkn膮艂 przed nim w momencie, gdy Pietro intonowa艂 ari臋. Publiczno艣膰 zacz臋艂a si臋 艣mia膰. Trzeba by艂o spu艣ci膰 kurtyn臋, schwyta膰 kocura i przywr贸ci膰 spok贸j. Od tamtego wieczoru Pietro obsesyjnie nienawidzi艂 kot贸w.

Opu艣ciwszy brzeg jeziora, dwoje spacerowicz贸w kroczy艂o wypiel臋gnowanymi alejami 鈥渃zarodziejskiego ogrodu鈥. Kto艣 obcy m贸g艂by przypuszcza膰, 偶e to romantyczna przechadzka dwojga wielbicieli Mozarta, rozpami臋tuj膮cych niezapomniane koncerty. Higgins 偶a艂owa艂, 偶e rzeczywisto艣膰 jest zupe艂nie inna. Czu艂, 偶e Audrey Simonsenjest spi臋ta.

- Mam do pani pro艣b臋 - powiedzia艂 uroczystym tonem. - Czy mog艂aby mi pani powierzy膰 czarn膮 sukni臋, kt贸r膮 pani skradziono i kt贸r膮 pani odzyska艂a?


Higgins uzna艂, 偶e wieczorowa suknia, kt贸r膮 Audrey Simonsen dyskretnie przynios艂a do nadinspektora Marlowa, jest bardzo elegancka. Marlow, wisz膮c przy telefonie, zmaga艂 si臋 ze strajkiem personelu dzia艂u komputerowego. Pracownik odpowiedzialny za katalogi zablokowa艂 dost臋p do wszelkich informacji. By膰 mo偶e by艂 po艣r贸d nich dow贸d na win臋 re偶ysera.

- Chwilami, m贸j drogi Higgins, ta planeta staje si臋 nie do zniesienia.

- Post臋p jest naszpikowany kaprysami, nadinspektorze. Zdarzy艂o mi si臋 mie膰 problemy z nowoczesn膮 temper贸wk膮. Powr贸ci艂em do scyzoryka. Wszystko zale偶y od umiej臋tnego post臋powania. Niech wi臋c pan trzyma koniec tej sukni.

Higgins dotkn膮艂 palcem wskazuj膮cym szw贸w i szybko zauwa偶y艂, 偶e jeden z nich jest stosunkowo gruby. Rozpru艂 szew, delikatnie wydobywaj膮c w膮ski pasek papieru, na kt贸rym wypisano d艂ug膮 seri臋 cyfr i du偶ych liter.

- Mo偶na by przysi膮c, 偶e to jaki艣 kod - oceni艂 Scott Marlow.

- Trudno temu zaprzeczy膰 - potwierdzi艂 Higgins.

- Ale dlaczego schowano go tutaj?

Inspektorowi by艂o przykro, 偶e zniszczy艂 pi臋kn膮 sukni臋, ale rezultat go zadowoli艂.

- Dlaczego? - powt贸rzy艂 w zamy艣leniu. - Dlatego, 偶e w艂a艣ciciel tego dokumentu nie ma pami臋ci do cyfr. Dlatego, 偶e chcia艂 przechowa膰 sw贸j skarb w bezpiecznym miejscu. Czy pozwoli pan, 偶e skorzystam z pa艅skiego telefonu?

Marlow niewiele rozumia艂 z wyja艣nie艅 inspektora.

- Higgins wybra艂 numer.

- Hartnell? Tutaj Higgins. Mam do pana pro艣b臋, to pilne... Tak, to w艂a艣nie to. Na jutro wiecz贸r? Doskonale... Podaj臋 panu adres. Prosz臋 si臋 postara膰... Je艣li s膮 braki, zobaczymy p贸藕niej. B臋d臋 wdzi臋czny za po艣piech.

P贸藕niej Higgins zadzwoni艂 do wa偶nej osobisto艣ci:

Watsona B. Petticotta, jednego z szef贸w Banku Anglii oraz swego szkolnego kolegi, z kt贸rym ci膮gle utrzymywa艂 kontakty. Watson B. Petticott, szanowana posta膰 z kr臋gu premiera i jego wp艂ywowych polityk贸w, mia艂 pewien sekret, ukryte i nie spe艂nione marzenie: pragn膮艂 zosta膰 inspektorem policji, r贸wnie przenikliwym jak Sherlock Holmes, z dala od ekonomicznych problem贸w i finans贸w publicznych. Higgins by艂 dla niego wzorem cz艂owieka idealnego, 偶yj膮cego najbardziej pasjonuj膮c膮 z egzystencji. Kiedy jego przyjaciel prosi艂 go o pomoc podczas 艣ledztwa, Watson B. Petticott nie m贸g艂 tej pro艣bie odm贸wi膰.

- Higgins? Kto zosta艂 zabity? - spyta艂 z ekscytacj膮 w g艂osie.

- Pietro Giovanni.

- 艢piewak?

- Tak.

- Bajeczne! Co za skandal! Czy wiesz ju偶, kto jest winny?

- A wi臋c...

- To na pewno kobieta - o艣wiadczy艂 stanowczo Watson B. Petticott. - Ten typ by艂 jednym z najwi臋kszych podrywaczy, jakich wyda艂a nasza planeta. Mam nadziej臋, 偶e zwracasz si臋 do mnie o pomoc?

Higgins odczyta艂 litani臋 cyfr przedzielonych wielkimi literami.

- Numery skrytek sejfowych - wyja艣ni艂 natychmiast Watson B. Petticott. - W wi臋kszo艣ci szwajcarskich.

Higgins by艂 nieco za偶enowany.

- Nie chcia艂bym ci sprawia膰 k艂opot贸w, Watsonie, ale...

- Daj spok贸j! - zaprotestowa艂 ostro bankier. - My, profesjonali艣ci, musimy sobie pomaga膰. Gdyby tajemnice skrytek istnia艂y naprawd臋, jak odpowiedzialni za finanse narodowe mogliby rz膮dzi膰? Zatelefonuj臋 do ciebie za jak膮艣 godzin臋, 偶eby ci powiedzie膰, co si臋 w tych sejfach znajduje. Oczywi艣cie, niczego ci nie przekaza艂em, a ty niczego nie s艂ysza艂e艣. W zamian za to przyjdziesz do mnie na kolacj臋 w najbli偶szy czwartek i wszystko mi opowiesz. Przyrzekasz?

- Przyrzekam - odpar艂 Higgins, my艣l膮c o tym, 偶e jego 偶o艂膮dek b臋dzie wystawiony na ci臋偶k膮 pr贸b臋 przez kuchark臋 Watsona B. Petticotta, Walijk臋, kt贸rej specjalno艣ci膮 by艂 kogut w winie i szarlotka z gorzk膮 czekolad膮. Jednak czy偶 mo偶na odm贸wi膰 cz艂owiekowi honoru?

Watson B. Petticott by艂 punktualny jak zwykle. Wszystkie skrytki zawiera艂y te same dokumenty i skandalizuj膮ce fotografie, zwi膮zane z prywatnym 偶yciem Pietra Giovanniego.


Re偶yser sam poda艂 herbat臋 go艣ciom na stopniach zamku. Tego p贸藕nego popo艂udnia niemal wszystkich ogarn臋艂o s艂odkie rozleniwienie. Nie zamieniono ani s艂owa. Czas si臋 zatrzyma艂. George Chairman zdawa艂 si臋 pogr膮偶ony w my艣lach. Audrey Simonsen, wpatrzona w horyzont, 艣ciska艂a w d艂oniach pust膮 fili偶ank臋. Ruben Carmino nie przestawa艂 wodzi膰 wzrokiem za t膮, kt贸r膮 kocha艂. Urocza W艂oszka z kolei by艂a niezwykle nerwowa. Sir Brian Hall tkwi艂 godnie u boku narzeczonej, wynios艂ej Australijki, Marylin O' Neill. Gert Glinder by艂 nad膮sany.

Arty艣ci nie zwracali na siebie uwagi, pogr膮偶eni we w艂asnych my艣lach.

Brakowa艂o jedynie dyrygenta Lovra Ferenczy'ego, kt贸ry, obawiaj膮c si臋 nadchodz膮cej burzy, wsta艂 z kamiennej 艂awki i poszed艂 w stron臋 zamku z partytur膮 w r臋ku. Skinieniem g艂owy po偶egna艂 艣piewak贸w i zagadn膮艂 Higginsa, kt贸ry sta艂 oparty o jeden z filar贸w.

- Czy m贸g艂bym z panem porozmawia膰, inspektorze?

- Jestem do pa艅skiej dyspozycji, mistrzu.

Weszli do holu. Higgins pomy艣la艂 o m臋kach Scotta Marlowa, kt贸ry od ponad godziny negocjowa艂 z przedstawicielem strajkuj膮cych, 偶eby wydosta膰 komputerowe pliki.

- Pad艂em ofiar膮 dziwnej kradzie偶y, inspektorze.

Dyrygent zazwyczaj niezwykle spokojny, nie m贸g艂 opanowa膰 wzburzenia.

- Co si臋 sta艂o, mistrzu?

- Tajemnicze w艂amanie... Ukradziono mi pa艂eczki dyrygenta, kt贸re przechowywa艂em w ma艂ym kuferku.

- Czy przedstawia艂y dla pana szczeg贸ln膮 warto艣膰?

- Nie, 偶adnej... To by艂y zwyczajne narz臋dzia pra-;y. Nie rozumiem przyczyny tej kradzie偶y.

- S膮dz臋, 偶e uda nam si臋 to wyja艣ni膰 - oznajmi艂 tajemniczo Higgins.

- Czy podejrzewa pan kogo艣? - spyta艂 dyrygent.

- Przyrzekam panu, 偶e odnajd臋 pa艅skie pa艂eczki. Ale mam do pana pytanie, kt贸re od dawna nie daje mi spokoju: co pan s膮dzi o Don Juanie, kt贸ry jest wprawdzie frywolny, niemniej jednak zakochany w Doni Ansie i zauroczony Don膮 Elvir膮?

Pierwsze krople deszczu zmusi艂y artyst贸w do powrotu na zamek.

- Zadowalam si臋 muzyk膮 Mozarta -odpar艂 Lovro Ferenczy. - Reszta to tylko kiepska literatura.

Re偶yser Jonathan Kelwing nie wiedzia艂 ju偶, co ma robi膰. Graziella Canti wyla艂a herbat臋 na sukni臋 i wzywa艂a pomocy. Audrey Simonsen szuka艂a r臋cznika, dzwoni艂 telefon.

Gert Glinder podszed艂 do Higginsa. Pomimo niezaprzeczalnej m臋sko艣ci trzydziestolatka, kt贸rego podobie艅stwo do zmar艂ego Pietra Giovanniego zdawa艂o si臋 wzrasta膰 z up艂ywem czasu, emanowa艂a z niego niepokoj膮ca s艂abo艣膰.

- Powinien pan przeczyta膰 ten dokument, inspektorze - powiedzia艂, wsuwaj膮c list do lewej r臋ki Higginsa. - Audrey Simonsen zgubi艂a go w Amsterdamie, gdzie pojecha艂a za Pietrem, kt贸ry 艣piewa艂 w operze Verdiego.

U艣miechaj膮c si臋 ironicznie, Glinder uda艂 si臋 do swego pokoju. Rozleg艂y si臋 pierwsze grzmoty. Higgins przeczyta艂 list. Pismo by艂o nier贸wne, nerwowe.


Nie zebra艂am si臋 jeszcze na odwag臋, 偶eby Ci臋 zabi膰. Wol臋 umrze膰. Moje 偶ycie jest pasmem udr臋k. Ty r贸wnie偶 pewnego dnia poczujesz ogie艅 艣miertelnej trucizny rozp艂ywaj膮cej si臋 w twoich 偶y艂ach.


Przed Higginsem stan膮艂 re偶yser.

- Inspektorze, trzeba natychmiast co艣 zrobi膰! To nie mo偶e d艂u偶ej trwa膰!

Higgins popatrzy艂 na Kelwinga z pewn膮 doz膮 dezaprobaty. Re偶yser by艂 nieogolony i nie zmieni艂 koszuli.

- Czy zechcia艂by mi pan pokaza膰 katalog festiwalu, panie Kelwing?

Re偶yser os艂upia艂. W艂a艣nie zasygnalizowa艂 temu inspektorowi dramatyczn膮 sytuacj臋, w kt贸rej nie mo偶e si臋 odnale藕膰, a ten pyta o jakie艣 b艂ahostki.

- Niech pan pos艂ucha, inspektorze...

- Pos艂ucham pana ch臋tnie - przerwa艂 mu Higgins - kiedy przejrz臋 ten katalog.

Rozw艣cieczony re偶yser poszed艂 do swojego biura, wzi膮艂 katalog festiwalu i wr臋czy艂 go Higginsowi, kt贸ry otworzy艂 go na stronie zawieraj膮cej fotografi臋 Audrey Simonsen, odtw贸rczyni roli Doni Elviry. Tak jak inni 艣piewacy, zredagowa艂a dedykacj臋 dla publiczno艣ci, umieszczon膮 obok swojego portretu. Por贸wnuj膮c podpisy Higgins nie mia艂 najmniejszej w膮tpliwo艣ci: autork膮 listu by艂a Audrey Simonsen.

- Gdzie s膮 schowane buty, kt贸re nosili 艣piewacy podczas przedstawienia?- spyta艂, przeszywaj膮c re偶ysera gro藕nym spojrzeniem.

Jonathan Kelwing zmiesza艂 si臋.

- A wi臋c...

- Niech mi pan nie m贸wi, panie Kelwing, 偶e znikn臋艂y tak jak szpada i pochwa!

Re偶yser zmiesza艂 si臋 jeszcze bardziej.

- Niestety tak... Ruben Carmino postawi艂 mi to samo pytanie co pan, dzi艣 rano. Poszli艣my razem do magazynu rekwizyt贸w i stwierdzili艣my, 偶e wszystkie m臋skie buty znikn臋艂y.

- To przykre - odpar艂 Higgins. - Wiele przedmit贸w znika bez 艣ladu. Czy偶by w tym zamku grasowa艂 jaki艣 duch?

- O ile wiem, nie - odpar艂 Jonathan Kelwing, wzruszaj膮c ramionami. - To pana jedyna hipoteza, inspektorze?

- Prawd臋 m贸wi膮c nie, panie Kelwing. Ale w tym stadium 艣ledztwa nie nale偶y lekcewa偶y膰 偶adnego tropu.

Wida膰 by艂o, jak w re偶yserze ro艣nie z艂o艣膰. Wreszcie wybuchn膮艂.

- Z kogo pan sobie 偶artuje, inspektorze? Nie mog臋 d艂u偶ej zatrzymywa膰 tej plejady gwiazd, kt贸re 偶膮daj膮 ode mnie rujnuj膮cych odszkodowa艅! 呕eby zap艂aci膰 tym ludziom, b臋d臋 zmuszony sprzeda膰 kolekcj臋 starych instrument贸w, cenne dzie艂a z biblioteki, meble i w ko艅cu nawet zamek! Scotland Yardowi nie grozi plajta... mo偶e si臋 艣mia膰 z upadku Lindenbourne!

Pierwsza b艂yskawica przeci臋艂a niebo.

- Prosz臋 si臋 uspokoi膰 - powiedzia艂 zimno Higgins. - Mozart o偶ywi艂 Lindenbourne, Mozart zamordowa艂 Giovanniego, Mozart Lindenbourne uratuje.

Zostawiaj膮c re偶ysera w niepewno艣ci, inspektor wszed艂 na g贸r臋 do Scotta Marlowa, kt贸ry oczekiwa艂 na rezultat nowego g艂osowania strajkuj膮cych.

- Czy mog臋 znowu skorzysta膰 z pa艅skiego telefonu, nadinspektorze?

Marlow wygl膮da艂 na wyczerpanego.

Higgins wybra艂 numer gospody 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮鈥. Panna Lipyncott natychmiast podnios艂a s艂uchawk臋.

- M贸wi Higgins. Czy otrzyma艂a pani telefon, na kt贸ry czekamy? Tak? Nie, prosz臋 nic nie m贸wi膰. Natychmiast jad臋.

Samoch贸d Scotland Yardu, prowadzony przez Marlowa, by艂 na miejscu kwadrans p贸藕niej. Nadinspektor zosta艂 w wozie, nie pr贸buj膮c nawet przekroczy膰 progu gospody.

Gdy Higgins wreszcie wyszed艂, z r臋koma za艂o偶onymi na plecach, sprawia艂 wra偶enie bardzo skupionego. Burzowe niebo przybra艂o kolor atramentu.

- Muzyka Mozarta nie zna granic - powiedzia艂 Higgins, wsiadaj膮c. - Oto dlaczego Pietro Giovanni zosta艂 zamordowany.


Rozdzia艂 XVIII


Deszcz by艂 tak rz臋sisty, 偶e dr贸偶ka wiod膮ca z gospody do zamku zosta艂a zalana w mgnieniu oka. Scott Marlow musia艂 stan膮膰 przed g艂臋bok膮 rozpadlin膮, kt贸rej nie da艂o si臋 objecha膰. Zaparkowa艂 na poboczu, zdecydowany przeczeka膰 ulew臋.

- Rzadko si臋 spotyka tak diabolicznego zab贸jc臋 jak ten re偶yser - zauwa偶y艂.

- Na tyle diabolicznego, 偶eby dzia艂a膰 w pojedynk臋? - zapyta艂 Higgins, obserwuj膮c strugi sp艂ywaj膮ce po szybach. Ta pogoda przypomina艂a mu zimne i mgliste poranki w Slaughterers, kiedy po 艣niadaniu udawa艂 si臋 na spacer do pobliskiego lasu.

Marlow, kt贸ry nie rozpatrywa艂 tego aspektu problemu, pomy艣la艂, 偶e Higgins ma racj臋. Wniosek? Jeden z artyst贸w musia艂 pom贸c w zab贸jstwie. Nie zdziwi艂o to nadinspektora, kt贸ry wiedzia艂 wystarczaj膮co du偶o o niemoralno艣ci tych ludzi i degradacji ich obyczaj贸w. Pozostawa艂o zidentyfikowa膰 wsp贸lnika Jonathana Kelwinga.

- S膮dz臋, 偶e mo偶emy rusza膰, m贸j drogi Marlow.

Jad膮c bardzo powoli, bez przeszk贸d dojechali do celu. Znowu nie by艂o pr膮du, zamek Lindenbourne przypomina艂 ponure widmo. Nadinspektor poczu艂 ucisk w do艂ku na my艣l o bezpiecze艅stwie londy艅skiego biura, kt贸rego nie powinien by艂 nigdy opuszcza膰.

Wia艂 porywisty wiatr. Policjanci z trudem otworzyli drzwi samochodu. Szybko weszli na schody i schronili si臋 w wielkim holu. Pomimo niewielkiej odleg艂o艣ci dziel膮cej ich od zamku, byli zupe艂nie przemoczeni.

W pogr膮偶onym w ciemno艣ciach zamku panowa艂a przyt艂aczaj膮ca cisza. Marlow po艣piesznie zapali艂 艣wieczki tr贸jramiennego 艣wiecznika. 艢wiat艂o doda艂o im troch臋 otuchy.

- To ciekawe - zaobserwowa艂 Higgins. - Mo偶na by przysi膮c, 偶e nie ma tutaj 偶ywej duszy.

Niepok贸j Scotta Marlowa wzr贸s艂.

- Re偶yser uciek艂 - wymamrota艂. - Mog艂em si臋 spodziewa膰.

Rzuci艂 si臋 do biura Jonathana Kelwinga. Nie pytaj膮c Higginsa o s艂uszno艣膰 swojego post臋powania, pobieg艂 nast臋pnie na pi臋tro, otwieraj膮c pokoje jeden po drugim. Puste. Scott Marlow grzmia艂. Wszyscy skorzystali z ich nieobecno艣ci, 偶eby uciec. Policjanci zobowi膮zani do pilnowania zamku zapami臋taj膮 sobie bur臋, jak膮 im sprawi. Wszed艂 bez pukania do pokoju dyrygenta, w przekonaniu, 偶e go nie zastanie. Lovro Ferenczy, siedz膮c na krze艣le z wysokim oparciem, czyta艂 partytur臋.

- Pan... pan, jest tutaj? - zdziwi艂 si臋 nadinspektor.

- Wedle wszelkiego prawdopodobie艅stwa tak - odpar艂 dyrygent, zaskoczony tym nag艂ym wtargni臋ciem.

- Niech si臋 pan st膮d nie rusza. Dla pewno艣ci zamykam pana.

Lovro Ferenczy wsta艂 zirytowany.

- Ale jakim prawem...?

Scott Marlow wyj膮艂 klucz z zamka, wyszed艂 i zamkn膮艂 drzwi od zewn膮trz, nie bacz膮c na gwa艂towne protesty dyrygenta.

Higgins cierpliwie czeka艂 w holu.

- Jest tylko dyrygent - oznajmi艂 zagniewany Scott Marlow. - Inni wyjechali.

Higgins wpatrywa艂 si臋 w gwiazdy, jakby szuka艂 nich odpowiedzi na t臋 now膮 zagadk臋.

- Prosz臋 uprzedzi膰 ludzi, nadinspektorze. Niech nie pozwol膮 nikomu wej艣膰 na teren zamku. Pan niech stanie na warcie w holu.

Scott Marlow zmarszczy艂 brwi.

- Co pan zamierza zrobi膰, Higgins?

- Znale藕膰 naszych go艣ci, oczywi艣cie.

Higgins ani przez chwil臋 nie uwierzy艂 w masow膮 ucieczk臋 artyst贸w. Widz膮c, 偶e dwaj policjanci wyjechali z zamku samochodem, postanowili skorzysta膰 z okazji, by spotka膰 si臋 potajemnie, z dala od niewygodnych 艣wiadk贸w.

W zamku istnia艂o idealne po temu miejsce. Inspektor by艂 dobrej my艣li. Pomimo ciemno艣ci szybko znalaz艂 drog臋 do galerii zbroi. Bez wahania zatrzyma艂 si臋 przed halabard膮 i poruszy艂 ni膮 w taki spos贸b 偶eby uzyska膰 dost臋p do schod贸w prowadz膮cych do podziemi.

Ostro偶nie schodzi艂 po kamiennych stopniach. W miar臋 jak szed艂, smuga 艣wiat艂a stawa艂a si臋 coraz wyra藕niejsza. W po艂owie drogi wyra藕nie us艂ysza艂 g艂osy. Usadowi艂 si臋 mo偶liwie najwygodniej, nie chc膮c traci膰 rozmowy, na kt贸r膮 nie by艂 zaproszony.

- Ju偶 od p贸艂 godziny jeste艣my tutaj za namow膮 re偶ysera - powiedzia艂 g艂os George'a Chairmana, odtw贸rcy roli Komandora - a nie posun臋li艣my si臋 ani o krok.

Migotliwe p艂omienie 艣wiec tworzy艂y 艣wietliste aureole nad g艂owami uczestnik贸w trybuna艂u, siedz膮cych na kamiennych 艂awach wzd艂u偶 艣cian. W g艂臋bi znajdowa艂 si臋 szanowany przez wszystkich George Chairman. Po lewej stronie re偶yser. Troch臋 dalej Ruben Carmino, Graziella Canti i Gert Glinder. Po prawej stronie siedzia艂a Marylin O' Neill, sir Brian Hall i Audrey Simonsen.

- Obecna sytuacja nie mo偶e tak d艂u偶ej trwa膰 - zaznaczy艂 nerwowo Jonathan Kelwing. - Dzi臋kuj臋, 偶e zechcieli艣cie wzi膮膰 pod uwag臋 przysz艂o艣膰 Lindenbourne.

- Nie tylko pieni膮dze i kariera si臋 licz膮 - powiedzia艂a Marylin O' Neill. - Nasze 偶ycie to przede wszystkim muzyka.

- Niech pani m贸wi za siebie - w艂膮czy艂 si臋 Gert Glinder kwa艣nym tonem. - Szlachetne uczucia jeszcze nikogo nie wykarmi艂y. Nie zostan臋 ani dnia d艂u偶ej w Lindenboume, czy Scotland Yard tego chce, czy nie.

- Prosz臋 zachowa膰 zimn膮 krew - zaznaczy艂a z naciskiem jasnow艂osa Audrey Simonsen. - Policja nie pozwoli nam wyjecha膰, dop贸ki nie znajdziemy rozwi膮zania, kt贸re ich zadowoli.

- Dlatego te偶 musimy przyj膮膰 jedn膮 wersj臋 - oznajmi艂 stanowczo sir Brian Hali.

- Zag艂osujmy - zaproponowa艂 Ruben Carmino, poparty przez Graziell臋 Canti.

Zebrani popatrzyli po sobie. Cisza by艂a wymowna.

- Kto 偶a艂uje 艣mierci Pietra Giovanniego? - spyta艂 uroczy艣cie George Chairman.

Nikt nie zabra艂 g艂osu.

- Skoro tak - ci膮gn膮艂 George Chairman - nie udawajmy, 偶e op艂akujemy 艣mier膰 tego znienawidzonego przez wszystkich cz艂owieka, kt贸ry powa偶nie zaszkodzi艂 ka偶demu z tu obecnych. - Czy zgadzacie si臋 podj膮膰 decyzj臋, kt贸ra umo偶liwi nam opuszczenie Lindenbourne?

Wszyscy pokiwali g艂owami.

- Trzeba wi臋c przyst膮pi膰 do najwa偶niejszego - oznajmi艂 George Chairman powa偶nym g艂osem Komandora. Uczestnicy trybuna艂u zadr偶eli, s艂ysz膮c g艂os, kt贸ry nieub艂aganie mia艂 ich postawi膰 twarz膮 w twarz z rzeczywisto艣ci膮.

- Jedno z nas zabi艂o Pietra Giovanniego - powiedzia艂 irlandzki 艣piewak. - Ka偶dy z pewno艣ci膮 wyrobi艂 sobie pogl膮d na to, kto jest morderc膮. Proponuj臋 zatem, 偶eby艣my zapisali jego nazwisko na kartkach. Zobaczymy, kogo wy艂oni wi臋kszo艣膰.

Ka偶de wypowiedziane przez niego s艂owo 艣widrowa艂o bole艣nie uszy zgromadzonych.

- O co poprosimy tego, kt贸rego w ten spos贸b wy艂onimy? - spyta艂 Gert Glinder, sceniczny Leporello.

- 呕eby odda艂 si臋 w r臋ce policji - wtr膮ci艂a Marylin TNeill. - Ale dostarczymy mu nast臋pnie alibi, 偶eby go uniewinni膰. Zab贸jca Pietra Giovanniego powinien uj艣膰 s膮dom. Sta艂 si臋 narz臋dziem boskiej sprawiedliwo艣ci.

Odby艂a si臋 tajna narada. Nie trwa艂a d艂ugo. Procedura zaproponowana przez George' a Chairmana zosta艂a zatwierdzona. 艢piewak rozwin膮艂 kartki.

- Ka偶dy, 艂膮cznie ze mn膮, zadowoli艂 si臋 zapisaniem w艂asnego nazwiska - wyjawi艂 zniech臋cony. - Ta metoda do niczego nie prowadzi.

- Niech sprawca sam si臋 ujawni - za偶膮da艂 Ruben Tirmino. - Jest nam to winien. Pomo偶emy mu si臋 z tego wygrzeba膰.

Nikt si臋 nie odezwa艂. Zapad艂a nieprzyjemna cisza.

- Pozostaje nam tylko jedno wyj艣cie - zadeklarowa艂a Graziella Canti, cudowna odtw贸rczyni roli Zerliny. - Poniewa偶 panu Kelwingowi tak bardzo zale偶y na przetrwaniu festiwalu w Lindenboume, niech we藕mie odpowiedzialno艣膰 na siebie. Jest idealnym winnnym. Je艣li si臋 ujawni, Scotland Yard b臋dzie go uwa偶a艂 za zab贸jc臋.

Wszystkie spojrzenia skierowa艂y si臋 na re偶ysera. Jonathan Kelwing wsta艂, poblad艂y ze z艂o艣ci. Jego oczy ciska艂y iskry.

- Ta propozycja jest nierozumna... Nie jestem winny... Nikogo nie zabi艂em...

- To nieistotne - wtr膮ci艂 Gert Glinder. - Graziella ma racj臋. To pan powinien si臋 ujawni膰. Jest pan cz艂owiekiem osiad艂ym, nie musi pan ani podr贸偶owa膰, ani przestrzega膰 warunk贸w kontrakt贸w. Przedstawienie Don Juana w Mediolanie jest wa偶ne dla nas wszystkich. Musimy stawi膰 si臋 tam na pr贸bach.

- Zgadzam si臋 ca艂kowicie z moimi kolegami - zadeklarowa艂a Audrey Simonsen. - Ta strategia wydaje mi si臋 doskona艂a.

Jonathan Kelwing wygl膮da艂 na przera偶onego. Nikt nie stan膮艂 w jego obronie.

- To niewiarygodne... Jestem niewinny, nie b臋d臋 k艂ama艂!

Ruben Carmino wsta艂 i podszed艂 do re偶ysera.

- Niech pan si臋 we藕mie w gar艣膰. Wszyscy jeste艣my w tej samej sytuacji i chcemy sobie pom贸c. Nie chodzi o to, by pana po艣wi臋ca膰, ale 偶eby wsp贸lnie znale藕膰 wyj艣cie.

Kelwing by艂 wstrz膮艣ni臋ty uporem Hiszpana, kt贸rego fizyczna moc robi艂a na nim spore wra偶enie.

- Je艣li zgodzi si臋 pan nam pom贸c - oznajmi艂 sir Brian Hall z przekonaniem - podejmiemy niezb臋dne 艣rodki. Ka偶dy z nas podpisze deklaracj臋, w kt贸rej ujawnimy, 偶e zmusili艣my pana do przyznania si臋 do winy, 偶eby m贸c opu艣ci膰 Lindenbourne i wype艂ni膰 kontrakty.

- Ta strategia wydaje si臋 respektowa膰 interesy ka偶dego z nas - os膮dzi艂 George Chairman.

- Wcale nie! - zaprotestowa艂 re偶yser, w nag艂ym porywie rozpaczy. - Scotland Yard po艣le mnie do wi臋zienia!

- Zgadza si臋 - odezwa艂 si臋 Higgins, staj膮c u do艂u schod贸w.



Rozdzia艂 XIX


- Zreszt膮 nie p贸jdzie pan do wi臋zienia sam - ci膮gna艂 Higgins. - Ktokolwiek z艂o偶y艂by fa艂szywe zeznania, do艂膮czy艂by do pana.

Pojawienie si臋 inspektora zmrozi艂o zebranych. Re偶yser przysun膮艂 si臋 do 艣ciany, jakby chcia艂 wtopi膰 si臋 w kamie艅.

- Wasz trybuna艂 jest nielegalny - oznajmi艂 Higgins. nie kryj膮c niezadowolenia- - Zachowujecie si臋 w nieodpowiedzialny spos贸b. Czy naprawd臋 s膮dzicie, 偶e oszukacie Scotland Yard? Najwy偶sza pora wyja艣ni膰 t臋 afer臋.

Nigdy Lindenbourne nie by艂o 艣wiadkiem r贸wnie przedziwnej procesji jak ta, kt贸ra wesz艂a na schody piwnicy. Higgins przepu艣ci艂 artyst贸w przodem. George Chairman szed艂 pierwszy, Jonathan Kelwing zamyka艂 poch贸d.

Re偶yser odwr贸ci艂 si臋 do Higginsa.

- Inspektorze, chcia艂bym z panem pom贸wi膰.

- P贸藕niej.

Nagle rozleg艂 si臋 krzyk. Przera偶ona Audrey Simonsem zderzy艂a si臋 z luf膮 rewolweru wycelowan膮 przez Scotta Marlowa. S艂ysz膮c ha艂asy w galerii, nadinspektor przybieg艂, 偶eby zaprowadzi膰 porz膮dek.

Gdy powr贸ci艂 spok贸j, Higgins kaza艂 wszystkim uda膰 si臋 do sali, gdzie wystawiano opery festiwalu Lindenbourne, tej samej, w kt贸rej Pietro Giovanni prze偶y艂 ostatnie godziny. Nie by艂o na 艣wiecie drugiej takiej sceny operowej, surowe kamienne 艣ciany dawnej kaplicy przekszta艂conej w sal臋 widowiskow膮 zdobi艂y wielkie draperie z motywami kwiatowymi.

Higgins poleci艂 Mariowowi zapali膰 艣wiece. Pozbawiona szmer贸w publiczno艣ci i magii muzyki sala przypomina艂a grobowiec zamieszkany przez niepokoj膮ce widma. Inspektor, kt贸ry zaczyna艂 si臋 do nich przyzwyczaja膰, wszed艂 pierwszy na pokryt膮 czerwonym dywanem alej臋 prowadz膮c膮 na scen臋.

Nagle zabrzmia艂 ciep艂y i dono艣ny g艂os Pietra Giovanniego.

Arty艣ci os艂upieli. Higgins wszed艂 na scen臋.

- Ale偶... on 偶yje! - wykrzykn臋艂a Audrey Simonsen ze 艂zami w oczach.

- To tylko p艂yta - oznajmi艂 ch艂odno George Chairman, r贸wnie nieczu艂y jak Komandor, kt贸rego rol臋 niejednokrotnie odgrywa艂.

Inspektor sam uciszy艂 wybitny g艂os, kt贸ry, powracaj膮c z za艣wiat贸w, zasia艂 g艂臋boki niepok贸j w sercach koleg贸w, bacznie obserwuj膮cych krz膮taj膮cego si臋 na scenie Higginsa.

- Prosz臋 zaj膮膰 miejsca.

Zaproszenie brzmia艂o jak rozkaz.

- M贸j drogi Marlow, czy m贸g艂by pan uwolni膰 Lovra Ferenczy'ego? Chcia艂bym, 偶eby wszyscy bohaterowie dramatu byli tutaj obecni.

Sprowadzony przez nadinspektora dyrygent nie m贸g艂 si臋 zdecydowa膰, czy ma by膰 oburzony, czy zdziwiony.

- Co si臋 dzieje? - spyta艂, rzucaj膮c niespokojne spojrzenia.

- Zgromadzili艣my si臋 tutaj, 偶eby pozna膰 tajemnic臋 Lindenbourne - zadeklarowa艂 Higgins. - Zabawimy si臋 w teatr. Prosz臋 usi膮艣膰.

Re偶yser usiad艂 za George'em Chairmanem. Po jego prawej stronie Marylin O' Neill, sir Brian Hali i Audrey Simonsen. Po drugiej stronie przej艣cia Gen Glinder, Ruben Carmino i Graziella Canti. Przed nimi, w pierwszym rz臋dzie, blisko sceny, Scott Marlow i Lovro Ferenczy.

Dzi臋ki jednemu z tych przypadk贸w, kt贸re s膮 specjalno艣ci膮 losu, zaproszeniu inspektora towarzyszy艂 huk grzmotu. Rozp臋ta艂a si臋 burza, echo napawaj膮cych groz膮 akord贸w, kt贸re towarzyszy艂y zst膮pieniu Don Juana w piekieln膮 otch艂a艅.

Nadinspektor Marlow poczu艂 si臋 nieswojo. Ten teatr, bez aktor贸w i bez przedstawienia, robi艂 dziwne wra偶enie. Z niecierpliwo艣ci膮 czeka艂, 偶eby Higgins przedstawi艂 dowody winy re偶ysera.

Inspektor zacz膮艂 chodzi膰 po scenie.

- Zawsze nale偶y powr贸ci膰 do miejsca zbrodni - wyja艣ni艂. - Pietro Giovanni otrzymywa艂 pogr贸偶ki, ale nie wierzy艂 w niebezpiecze艅stwo. Myli艂 si臋. Scotland Yard chcia艂 mu zapewni膰 ochron臋, ale on odm贸wi艂. Gdy przebywa艂 tutaj, my艣leli艣my, 偶e jest bezpieczny. Grubo si臋 pomylili艣my. Pierwsze pytanie, jakie sobie zostawi艂em, brzmia艂o: 鈥淜to grozi艂 Giovanniemu? Jedna, czy wiele os贸b? Czy to by艂o w dobrych, czy z艂ych intencjach?鈥 Sadystyczny morderca mia艂by w tym przyjemno艣膰, ale r贸wnie偶 przyjaciel, nie chc膮c si臋 ujawni膰, m贸g艂 pr贸bowa膰 go ostrzec. Nie potrafi艂em odpowiedzie膰 na to pytanie, a偶 do dzisiejszego dnia.

- Nikt nie pragn膮艂by przyj艣膰 z pomoc膮 temu potworowi - wtr膮ci艂 Ruben Carmino. - Je艣li morderca nape艂ni艂 go trwog膮, tym lepiej.

Na sam膮 my艣l o zmar艂ym porywczy odtw贸rca roli Masetta zacisn膮艂 pi臋艣ci.

- Przykro, 偶e musz臋 pana rozczarowa膰, panie Carmino. S膮dz臋, 偶e Pietro Giovanni nigdy nie ba艂 si臋 艣mierci. Kiedy si臋 skaleczy艂, wyci膮gaj膮c szpad臋 z pochwy w momencie pojedynku z Komandorem, jego g艂os nieco zadr偶a艂. Zwyk艂e zadra艣ni臋cie w lewy kciuk. Uznano, 偶e jest przeczulony na swoim punkcie. W rzeczywisto艣ci kontakt sk贸ry z trucizn膮 by艂 bardzo bolesny.

- Uwa偶a艂, 偶e to zamach - oznajmi艂a poruszona Audrey Simonsen. - Podczas antraktu, kiedy zaproponowali艣my mu pomoc, o艣wiadczy艂: 鈥淐hciano mnie zabi膰鈥.

- Nie myli艂 si臋, panno Simonsen. Pietro Giovanni by艂 jedynym lewor臋cznym w zespole. Chocia偶 narz臋dzie zbrodni znikn臋艂o w tajemniczych okoliczno艣ciach, podobnie jak wiele innych przedmiot贸w zwi膮zanych z t膮 spraw膮, jestem przekonany, 偶e trucizna zosta艂a umieszczona w ga艂ce szpady. Szpad臋 kto艣 ukrad艂, prawda, panie Kelwing?

Uwaga wszystkich skierowa艂a si臋 na re偶ysera, siedz膮cego za George'em Chairmanem.

- To prawda, inspektorze - potwierdzi艂 Jonathan Kelwing niepewnym g艂osem. - Skradziono j膮 z garderoby.

- To bardzo przykre, 偶e tak wspania艂a bro艅 nie stanowi ju偶 dziedzictwa artystycznego Lindenbourne - stwierdzi艂 Higgins. - Ale mo偶e znajdzie si臋 pewnego dnia.

Marlow, kt贸ry dobrze zna艂 Higginsa, by艂 pewien, 偶e inspektor odkry艂 ten niezwykle cenny dow贸d. Jednak dlaczego nie przekaza艂 go do laboratorium?

- Szpada jest tylko dodatkowym elementem - u艣ci艣li艂 inspektor. - Prawdziwe narz臋dzie zbrodni znajduje si臋 w r臋ku nadinspektora Marlowa.

Scott Marlow zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, czy Higgins przypadkiem w艂a艣nie nie oskar偶a go o pope艂nienie zbrodni. Potem u艣wiadomi艂 sobie, 偶e kolega robi aluzj臋 do ampu艂ki przes艂anej do laboratoryjnej ekspertyzy.

Szcz臋艣liwie, centralne laboratorium Yardu nie strajkowa艂o.

- Pietro Giovanni zosta艂 otruty - oznajmi艂 pe艂nym powagi g艂osem, kieruj膮c oskar偶ycielskie spojrzenie na re偶ysera, kt贸ry schroni艂 si臋 za George'em Chairmanem. - Zab贸jca u偶y艂 toksycznej substancji pochodzenia indyjskiego, kt贸rej sk艂ad zosta艂 zbadany przez centralne laboratorium Scotland Yardu. Czy mam poda膰 dawki?

- Dzi臋kuj臋 - przerwa艂 mu Higgins, kt贸rego powolny, rytmiczny ch贸d przyprawia艂 Marlowa o zawr贸t g艂owy. - Ampu艂ka znaleziona w pokoju Pietra Giovanniego w gospodzie 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮鈥 zawiera艂a t臋 sam膮 substancj臋, kt贸rej u偶yto do otrucia arysty. To mi pozwoli艂o zrozumie膰, w jaki spos贸b wybitny baryton zosta艂 zamordowany.

Wszyscy wstrzymali oddech. Higgins powiedzia艂, 鈥渏ak鈥, ale nie wyja艣ni艂, 鈥渄laczego鈥, i nie wymieni艂 偶adanego nazwiska.

Bez w膮tpienia鈥 - pomy艣la艂 Scott Marlow - re偶yser za艂amie si臋, widz膮c, 偶e odkryto jego machinacje鈥.

- Dlaczego Pietro Giovanni mia艂 w swoich baga偶ach tak niebezpieczn膮 trucizn臋? 呕eby otru膰 koty.

Graziella Canti wyda艂a okrzyk przera偶enia.

- Dwie osoby, panna Lipyncott i Audrey Simonsen, potwierdzi艂y i wyja艣ni艂y mi t臋 chorobliw膮 nienawi艣膰, kt贸r膮 czu艂 do kot贸w. Traktowa艂 je jako z艂膮 wr贸偶b臋 dla swojej kariery i nie znosi艂, 偶eby wa艂臋sa艂y si臋 w pobli偶u. W gospodzie nic mu nie grozi艂o. W zamku wyko艅czy艂 wszystkie kocury, kt贸re tam przebywa艂y. W tym przypadku niestety r贸wnie偶 brakuje dowod贸w, poniewa偶 pan Kelwing spali艂 szcz膮tki tych nieszcz臋snych zwierz膮t.

- Tylko przez wzgl膮d na higien臋! - zaprotestowa艂 re偶yser.

Scott Marlow dotkn膮艂 ch艂odnej stali swoich fetyszy, pary kajdank贸w, kt贸re zawsze mia艂 ze sob膮. Truciciel chyba zaczyna艂 rozumie膰, 偶e nie uniknie sprawiedliwo艣ci.

- Pocz膮tkowo s膮dzi艂em - kontynuowa艂 Higgins, oboj臋tny na protesty re偶ysera - 偶e zbrodnicza r臋ka wypr贸bowa艂a trucizn臋 na kotach, 偶eby przekona膰 si臋 o jej skuteczno艣ci. Ale by膰 mo偶e istnia艂o prostsze wyja艣nienie. A je偶eli Pietro Giovanni sam sobie wymierzy艂 sprawiedliwo艣膰? A je艣li pope艂ni艂 samob贸jstwo?

- To niemo偶liwe! - krzykn臋艂a Audrey Simonsen w przyp艂ywie emocji. - Pietro kocha艂 偶ycie! Nigdy nie podni贸s艂by na siebie r臋ki.

- Chyba 偶e co艣 mu chodzi艂o po g艂owie - odezwa艂 si臋 Gert Glinder z ob艂udnym u艣miechem.

- Co?

- Mo偶e chcia艂 sprawi膰, 偶eby艣my wszyscy byli podejrzani o morderstwo, co mog艂oby przekre艣li膰 nasze kariery.

Ta hipoteza zasia艂a niepok贸j w艣r贸d zebranych. Scott Marlow pomy艣la艂, 偶e winny wymyka mu si臋 z r膮k.

- Pa艅ska analiza nie ma solidnych podstaw, panie Glinder - odpar艂 spokojnie Higgins. - Cz艂owiek kochaj膮cy 偶ycie, sukces, pot臋g臋, nie pozbawia si臋 偶ycia po to tylko, by odegra膰 si臋 na ludziach, kt贸rych nienawidzi. Doszed艂em do wniosku, 偶e technika tego morderstwa wymaga艂a niebywa艂ej inteligencji. Pi臋tro Giovanni zosta艂 zamordowany za pomoc膮 w艂asnej trucizny, tej, kt贸r膮 prawdopodobnie przywi贸z艂 ze swoich licznych podr贸偶y do Ameryki Po艂udniowej. On, bezlitosny morderca kot贸w, zosta艂 zg艂adzony broni膮, kt贸rej u偶ywa艂, 偶eby si臋 ich pozby膰.

G艂臋bokie przekonanie Higginsa przem贸wi艂o do wyobra藕ni zebranych.

- Widzia艂em, tak jak wy wszyscy, jak Pietro Giovanni umiera na scenie - kontynuowa艂 Higgins. - Ka偶dy z was potwierdzi艂, 偶e artysta by艂 doskona艂y w pierwszej cz臋艣ci opery, a pope艂nia艂 coraz wi臋cej b艂臋d贸w w drugiej, po antrakcie. Wiedz膮c, w jaki spos贸b zosta艂 zamordowany, zada艂em sobie pytanie, w kt贸rym momencie podano mu trucizn臋. Z pewno艣ci膮 w chwili, gdy wydobywa艂 szpad臋, ale co si臋 sta艂o podczas antraktu? Czy nie dobito rannego w pokoju artyst贸w?

George Chairman zabra艂 g艂os w imieniu koleg贸w.

- Gwarantuj臋 za honorowe zachowanie obecnych tu os贸b. Niekt贸re z nich pr贸bowa艂y nawet nie艣膰 Giovanniemu pomoc.

Scott Marlow podszed艂 do Komandora.

- Czy nie straci艂 pan z oczu Jonathana Kelwinga? Czy nie m贸g艂 on zrobi膰 czego艣, czego pan nie zauwa偶y艂?

Re偶yser wcisn膮艂 si臋 g艂臋biej w fotel, pr贸buj膮c uciec przed oskar偶ycielskim wzrokiem nadinspektora.

- Je艣li chodzi o mnie, nie stwierdzi艂em nic nienormalnego - za艣wiadczy艂 irlandzki 艣piewak.

Przepytani przez Scotta Marlowa pozostali arty艣ci udzielili identycznych odpowiedzi. Nikt nie widzia艂, 偶eby re偶yser zbli偶y艂 si臋 do Giovanniego.

- Dok艂adnie przeanalizowa艂em o艣wiadczenia dotycz膮ce tego, co si臋 sta艂o w garderobie - podj膮艂 Higgins. - Pokrywaj膮 si臋 ze sob膮 i potwierdzaj膮 w doskona艂y spos贸b. Tak doskona艂y, 偶e w m贸j umys艂 wkrad艂a si臋 w膮tpliwo艣膰: czy nie ustalili艣cie wsp贸lnego alibi?

- To absurd - zaprotestowa艂 Gert Glinder. - A偶 tak dobrze si臋 nie rozumiemy, 偶eby to zrobi膰.

Higgins stan膮艂 przed odtw贸rc膮 roli Leporella.

- A jednak wystarczaj膮co dobrze si臋 rozumieli艣cie, 偶eby wyznaczy膰 pana Kelwinga na winnego... Dzi臋ki niemu mogliby艣cie opu艣ci膰 Lindenboume i znikn膮膰. Ale ta teoria zak艂ada pana czynny udzia艂, panie Kelwing. - Inspektor zwr贸ci艂 si臋 do re偶ysera. - Z pewno艣ci膮 uzgodni艂 pan z artystami, 偶eby por臋czyli za swoje fa艂szywe zeznania.

Scott Marlow triumfowa艂. Za kilka chwil wydob臋dzie kajdanki.

- To... to nieprawda, inspektorze! Ca艂kowita nieprawda! Nigdy nic podobnego nie uzgodni艂em! Przysi臋gam, 偶e wszystko przebiega艂o tak, jak oni utrzymuj膮!

Jonathan Kelwing chwyci艂 si臋 por臋czy fotela, na kt贸rym siedzia艂 George Chairman.

- Mam powody, 偶eby panu wierzy膰 - powiedzia艂 Higgins pojednawczo. - Spos贸b, w jaki zachowa艂 si臋 pan w piwnicy, dowodzi, 偶e nie by艂 pan w zmowie z innymi 艣wiadkami.

Jonathan Kelwing dyskretnie westchn膮艂 z ulg膮. Scott Marlow nie tai艂 rozczarowania.

- Czy pomy艣la艂 pan, panie Kelwing, 偶e m贸g艂by pan wpa艣膰 w pu艂apk臋? Gdyby obecnym tutaj wielkim artystom uda艂o si臋 uczyni膰 z pana koz艂a ofiarnego. z pewno艣ci膮 nigdy nie podpisaliby listu uniewinniaj膮cego pana.

George Chairman nie kry艂 oburzenia.

- Protestuj臋 przeciwko tym twierdzeniom, inspektorze. Da艂em s艂owo. Ten list zawiera艂by wszystkie nasze podpisy.

Niski, basowy g艂os irlandzkiego 艣piewaka, kt贸ry sprawia艂, 偶e dr偶a艂y ca艂e sale, mia艂 w sobie moc przekonywania.

- Chcia艂bym w to wierzy膰, panie Chairman. Ale dok艂adna rola odegrana przez niekt贸rych z was pozostaje nadal niejasna.

Higgins ostro偶nie zszed艂 ze sceny. W膮skie drewniane schody by艂y raczej strome. Skierowa艂 si臋 w stron臋 g艂贸wnego przej艣cia, mijaj膮c Scotta Marlowa i dyrygenta, i zatrzyma艂 si臋 przed Rubenem Carmino.

- Je艣li mnie pami臋膰 nie myli. Pietro Giovanni nie lubi艂 pana zbytnio?

Hiszpan napi膮艂 mi臋艣nie, niczym gladiator gotowy stawi膰 czo艂o gro藕nemu przeciwnikowi. Scott Marlow pomy艣la艂, 偶e nie chcia艂by by膰 na miejscu Higginsa. Gdyby 艣piewaka ponios艂a z艂o艣膰, mog艂oby doj艣膰 do r臋koczyn贸w. George Chairman usiad艂, nie troszcz膮c si臋 o los Rubena Carmino. Sir Brian Hall czule 艣ciska艂 praw膮 d艂o艅 Marylin O' Neill. Audrey Simonsen wydawa艂a si臋 pogr膮偶ona w g艂臋bokim zamy艣leniu. Jonathan Kelwing jeszcze g艂臋biej zapad艂 si臋 w fotel. Gert Glinder, niemiecki baryton, maksymalnie odsun膮艂 si臋 od swojego s膮siada, jakby ten by艂 zad偶umiony. Natomiast Graziella Canti przytuli艂a si臋 do Hiszpana, jakby chcia艂a go chroni膰 przed atakami inspektora.

- Nienawidzi艂em Giovanniego i nigdy tego nie ukrywa艂em.

- Zr臋czne przedstawienie fakt贸w - skomentowa艂 Higgins. - Demonstruj膮c swoj膮 niech臋膰, uwa偶a si臋 pana za zbyt ewidentnego morderc臋, aby rzeczywi艣cie zosta膰 za niego uznanym.

Ruben Carmino chwyci艂 si臋 por臋czy fotela z tak膮 si艂膮 偶e o ma艂o ich nie wyrwa艂.

- Winnego czego? Oskar偶a mnie pan o morderstwo?

Podczas gdy 艣piewaka coraz bardziej ponosi艂y nerwy, inspektor by艂 niewzruszony.

- Dlaczego chcia艂 pan przy艂o偶y膰 kompres na ran臋 Pietera Giovanniego? - spyta艂.

- Naturalny odruch...

Rubenowi Carmino zabrak艂o s艂贸w. Graziella Canti przytuli艂a si臋 do niego mocniej.

- Ch臋膰 udzielenia pomocy znienawidzonemu cz艂owiekowi dowodzi pi臋kna duszy, panie Cannino. Czy zmar艂y nie pr贸bowa艂 przypadkiem ukra艣膰 panu narzeczonej?

Zaczerwieniona Graziella po艂o偶y艂a d艂o艅 na ustach swojego porywczego narzeczonego.

- To nasze 偶ycie prywatne, inspektorze... Nie zamierzamy go wystawia膰 na widok publiczny.

Higgins obdarzy艂 urocz膮 artystk臋 smutnym spojrzeniem.

- Nie ma innego wyj艣cia, panno Canti... tym bardziej 偶e sama pani zacz臋艂a.

- Niech pan nie pr贸buje nas prowokowa膰, inspektorze! - zawo艂a艂 Ruben Carmino. - To prawda, ten 艂ajdak Giovanni uwodzi艂 Graziell臋. Ale sama przyzna艂a si臋 do tego.

Urocza sopranistka sprawia艂a wra偶enie zawstydzonej.

- Czy nie pope艂nili艣cie powa偶nego b艂臋du, demonstruj膮c wasze... wasze wzajemne uczucie w spos贸b zbyt ostentacyjny?

Ruben Carmino wypr臋偶y艂 pier艣, dumny jak matador.

- Nie musia艂em kry膰 swoich uczu膰. Pietro Giovanni mnie nie przera偶a艂.

- By艂 pan gotowy bi膰 si臋 z nim, 偶eby zatrzyma膰 pann臋 Graziell臋 Canti przy sobie?

- Tak - oznajmi艂 z dum膮 Hiszpan. - Uciek艂 przede mn膮.

- Niezupe艂nie, panie Carmino.

Tym razem aluzje Higginsa wywo艂a艂y w艣ciek艂o艣膰 odtw贸rcy roli Masetta. Jego m臋sko艣膰 zosta艂a wystawiona na po艣miewisko. Zmarszczy艂 czo艂o i wygl膮da艂. jakby chcia艂 rzuci膰 si臋 na inspektora, 偶eby go pochwyci膰 swoimi ogromnymi r臋kami, jednak w por臋 pohamowa艂a go Graziella Canti.

- Jest zazdrosny o sw贸j honor, tak samo jak o mnie! - wyja艣ni艂a.

- Pietro Giovanni - zaznaczy艂 inspektor - zaj膮艂 tylko strategiczn膮 pozycj臋, 偶eby celniej pana zaatakowa膰. Czy nie otrzyma艂 pan telegramu z wie艣ci膮, 偶e nie dostanie pan oczekiwanej roli w najbli偶szym przedstaweniu Don Juana w La Scali w Mediolanie?

Napi臋ty, prawie zmartwia艂y Ruben Carmino wygl膮da艂 teraz jak zepsuty automat.

- Ta niepokoj膮ca wiadomo艣膰 - powt贸rzy艂 z naciskiem Higgins - dotar艂a do pana przed przedstawieniem Don Juana w Lindenbourne.

Gert Glinder z zak艂opotaniem spogl膮da艂 na Rubena Carmino. Czeka艂 na protest, ale sceniczny Masetto nie o艣mieli艂 si臋 zaprzeczy膰.

- Pietro Giovanni zniszczy艂 panu karier臋, panie Carmino. W Lindenbourne wyst膮pi艂 pan po raz ostatni w wa偶nej roli. Rozpaczliwej roli, kt贸ra mog艂a pana doprowradzi膰 do pope艂nienia szale艅czego czynu, pozbawienia 偶ycia tego, kt贸ry niszczy艂 pana przysz艂o艣膰.

- Nie, inspektorze, nie...

- Ha艂a艣liwie 艣wi臋towa艂 pan 艣mier膰 Giovanniego - przypomnia艂 Higgins. - By艂o to dla pana szcz臋艣liwe wydarzenie. Przypadek, do kt贸rego dosz艂o w sam膮 por臋.

Scott Marlow obserwowa艂 ca艂膮 t臋 scen臋 z niepokojem. Je艣li Ruben Carmino by艂 morderc膮, re偶yser by艂 niewinny. Jednak Higgins nie dostarczy艂 jeszcze 偶adnego dowodu.

- Czy nie jest pan wielkim amatorem bia艂ej broni, panie Carmino?

- Bra艂em udzia艂 w zawodach...

- Czy mia艂 pan w r臋ku szpad臋 sir Briana Halla?

- Nigdy... odm贸wi艂 nawet pokazania mi jej.

Sir Brian Hall nie wtr膮ci艂 si臋 do dyskusji. Rozmowa zdawa艂a si臋 go nie dotyczy膰. Ca艂膮 uwag臋 skupia艂 na Marylin O' Neill.

- Czy nie czy艣ci艂 pan historycznej szpady u偶ytej przez Giovanniego w operze?

Czo艂o 艣piewaka zmarszczy艂o si臋 gniewnie.

- Oczywi艣cie, 偶e nie...

- Czego szuka艂 pan w szafie garderoby, do kt贸rej pan Kelwing w艂o偶y艂 szpad臋 po przedstawieniu? - spyta艂 Higgins.

- Niczego szczeg贸lnego...

- Niczego szczeg贸lnego wi臋c pan nie znalaz艂... - pow膮tpiewa艂 Higgins.

Hiszpan kiwn膮艂 twierdz膮co g艂ow膮.

- A je艣li ukry艂 pan szpad臋 zawieraj膮c膮 艣mierteln膮 trucizn臋?

- Nie zabi艂em tego przekl臋tego uwodziciela! - zawy艂 Ruben Carmino, wstaj膮c, czerwony z w艣ciek艂o艣ci. Graziella Canti uczepi艂a si臋 jego prawego ramienia, pr贸buj膮c go uspokoi膰.

- W jaki spos贸b trafi艂a pani do obsady tej opery. panno Canti? - spyta艂 Higgins, nie bacz膮c na gniew Hiszpana.

Ruben Carmino, zaskoczony tym pytaniem, spojrza艂 na swoj膮 towarzyszk臋 z niepokojem. M艂oda W艂oszka pu艣ci艂a rami臋 kochanka.

- Przypuszczam, 偶e m贸j talent wystarczy艂, inspektorze.

- To dziwne - wyszepta艂 Gert Glinder. - Wiemy. 偶e panna Graziella zosta艂a zarekomendowana przez samego Giovanniego.

Ruben Carmino podni贸s艂 pi臋艣膰, zdecydowany uderzy膰 szyderc臋.

- Wystarczy - rozkaza艂 Higgins gro藕nym tonem. - Prosz臋 si臋 uspokoi膰, panie Carmino.

Tak jak potrafi艂 przyjmowa膰 rol臋 艂agodnego i subtelnego spowiednika, tak samo umia艂 stawa膰 si臋 nie cierpi膮cym sprzeciwu autorytetem. Hiszpan opu艣ci艂 r臋k臋, rzuciwszy jedynie w kierunku Niemca mordercze spojrzenie.

- Pietro Giovanni nie by艂 cz艂owiekiem bezinteresownym. Czego oczekiwa艂 od pani, pannoj Canti, w zamian za t臋 pierwsz膮 wielk膮 rol臋?

Hiszpan z trudem pohamowa艂 gniew. Graziella Canti przyj臋艂a postaw臋 ma艂ej, przera偶onej dziewczynki.

- S膮dz臋, 偶e bardzo mnie ceni艂... Uwodzi艂 mnie, ale nigdy mnie nie dotkn膮艂.

- Nie bardzo pani ufa艂 - przypomnia艂 Higgins. - Nie chcia艂 nawet przyj膮膰 od pani plastra. Pod pretekstem alergii, jak przypuszczam?

Delikatna buzia W艂oszki posmutnia艂a.

- To mo偶liwe. Ju偶 nie pami臋tam. Pietro nie ufa艂 nikomu.

Niesforny nosek, piegi i czarne loki czyni艂y z Grazielli Canti istot臋 pe艂n膮 dziewcz臋cego wdzi臋ku.

- Bardzo go pani rozczarowa艂a, afiszuj膮c si臋 z Rubenem Carmino. Nie mog膮c znie艣膰 tej niewierno艣ci, oznjmi艂, 偶e pani kariera zako艅czy si臋 w Lindenbourne, 偶e Zerlina b臋dzie pani pierwsz膮 i ostatni膮 rol膮. Ujawniaj膮c mi to z niezwyk艂膮 spontaniczno艣ci膮, panno Canti da艂a mi pani doskona艂y pow贸d, 偶eby pani膮 podejrzewa膰.

Graziella Canti obdarzy艂a Higginsa czaruj膮cym u艣miechem.

- Ani przez chwil臋 o tym nie pomy艣la艂am, inspektorze.

- Niekt贸rzy, mordercy - podj膮艂 Higgins - s膮dz膮, 偶e oczyszcz膮 si臋 z zarzut贸w, wyjawiaj膮c motyw swojej zbrodni. Wystarczaj膮co nienawidzi艂a pani Giovanniego, 偶eby go zabi膰, prawda?

W艂oszka przybra艂a niezwykle powa偶n膮 min臋.

- To prawda, inspektorze. Ale tego nie zrobi艂am.

- Pani zachowanie mnie zdziwi艂o, panno Canti. Mia艂a pani zwyczaj ucieka膰, kiedy poruszane tematy stawa艂y si臋 k艂opotliwe. Ruben Carmino wyjawi艂 mi, 偶e Pietro Giovanni pani po偶膮da艂. Dlaczego temu zaprzecza膰?

W odpowiedzi W艂oszka si臋 nad膮sa艂a.

- Czy naprawd臋 nie wie pani - spyta艂 Higgins - kto ukrad艂 pani nici i ig艂臋?

Ruben Carmino chcia艂 przyj艣膰 Grazielli Canti z pomoc膮, ale, zdezorientowany pytaniami Higginsa, nie wiedzia艂, jak si臋 za to zabra膰. Scott Marlow by艂 r贸wnie bezradny.

- O niczym nie wiem i nie interesuje mnie to! - zaprotestowa艂a nerwowo. - Prosz臋 mnie zostawi膰 w spokoju!

Ukry艂a twarz w d艂oniach.

- Zada艂em sobie pytanie - ci膮gn膮艂 Higgins 艂agodnym tonem - czy ta ig艂a nie pos艂u偶y艂a do uk艂ucia Giovanniego, 偶eby zaaplikowa膰 mu dodatkow膮 porcj臋 trucizny. Oczywi艣cie, nie ma pani nic do powiedzenia na ten temat?

Graziella Canti by艂a za艂amana.

- Dlaczego skierowa艂a pani podejrzenie na Rubena Carmino, wyjawiaj膮c mi istnienie telegramu, kt贸ry k艂ad艂 kres jego karierze?

Hiszpa艅ski 艣piewak pos艂a艂 swej kochance rozgniewane spojrzenie.

- Zrobi艂a艣 to?

Graziella Canti wsta艂a nagle i skry艂a si臋 za Higginsem.

- Zrobi艂a艣 to... - powt贸rzy艂 Ruben Carmino, zaciskaj膮c pi臋艣ci.

- Prosz臋 po raz ostatni - za偶膮da艂 Higgins - niech si臋 pan uspokoi. Zapewne wyobra偶a pan sobie, 偶e Graziella Canti zdradzi艂a pana, 偶eby oczy艣ci膰 si臋 z podejrze艅? Ja r贸wnie偶 przyjmowa艂em t臋 hipotez臋. Ale pa艅ska pi臋kna przyjaci贸艂ka jest zbyt inteligentna, 偶eby wykaza膰 si臋 podobn膮 naiwno艣ci膮. Manewr by艂 bardziej subtelny. Panna Canti chcia艂a mnie przekona膰, 偶e pana nie kocha, 偶e jest zdolna pana zadenuncjowa膰jako potencjalnego morderc臋, poniewa偶 by艂a przekonana, i偶 nie zabi艂 pan swojego rywala.

W艣ciek艂o艣膰 Rubena Carmino opad艂a. Graziella Canti odwa偶y艂a si臋 wr贸ci膰 na miejsce.

- Skoro panna Canti wybra艂a t臋 taktyk臋 - wyja艣ni艂 inspektor - to nie bez powodu. Musia艂a ukry膰 niebezpieczn膮 prawd臋.

Higgins przerwa艂. Wszyscy czekali na to, co powie.

Atmosfera sta艂a si臋 nagle napi臋ta.

- Panno Canti, panie Carmino, czy nie zaplanowali艣cie wsp贸lnie morderstwa cz艂owieka, kt贸ry chcia艂 zniszczy膰 wasze kariery?


Rozdzia艂 XX


- Pan chyba oszala艂! - wykrzykn膮艂 Ruben Carmino, przyciskaj膮c Graziell臋 Canti do siebie.

- Myli si臋 pan - powiedzia艂a dziewczyna ze 艂zami o oczach.

Ku og贸lnemu zdziwieniu inspektor odwr贸ci艂 si臋 od W艂oszki, przeszed艂 na drug膮 stron臋 sali, min膮艂 Audrey Simonsen i zatrzyma艂 si臋 przed sir Brianem Hallem. Dostojny arystokrata, odziany w garnitur w pepitk臋, pos艂a艂 inspektorowi d艂ugie, badawcze spojrzenie.

- Mam do pana kilka pyta艅, sir - powiedzia艂 Higgins z niemal ujmuj膮cym u艣miechem.

- Jestem do pa艅skiej dyspozycji - odpar艂 ch艂odno Anglik.

Inspektor podrapa艂 si臋 w podbr贸dek, jakby waha艂 si臋 przed postawieniem pierwszego pytania.

- Jest pan bardzo powa偶nie zainteresowany pann膮 O' Neill, sir.

Rozw艣cieczony arystokrata spojrza艂 na Higginsa ze szczerym zdziwieniem.

- Nie pozwalam panu w to w膮tpi膰, inspektorze.

- Wcale w to nie w膮tpi艂em, sir, tym bardziej 偶e wasze zar臋czyny zosta艂y oficjalnie og艂oszone. Ale dlaczego op贸藕nia膰 艣lub, kt贸remu nic ani nikt nie przeszkadza?

Gdyby brytyjski arystokrata mia okazj臋 偶y膰 kilka wiek贸w wcze艣niej, z pewno艣ci膮 spoliczkowa艂by Higginsa, 偶eby go sprowokowa膰 do pojedynku i pom艣ci膰 wykpiony honor.

Niewzruszona Marylin O'Neill nie zwraca艂a na inspektora uwagi.

- Uczucia, kt贸rymi darz臋 pann臋 O'Neill, dotycz膮 tylko nas samych. Nie maj膮 偶adnego zwi膮zku z pa艅skim 艣ledztwem - o艣wiadczy艂 stanowczo sir Brian Hall.

- Tylko ja o tym decyduj臋 - oznajmi艂 Higgins.

Scott Marlow, czuj膮c pod palcami stal kajdank贸w, zastanawia艂 si臋, dlaczego jego kolega niepotrzebnie traci tak du偶o cennego czasu. Nie spuszcza艂 z oka re偶ysera. Jonathan Kelwing nadal ukrywa艂 si臋 za George'em Chairmanem, jakby 艣piewak m贸g艂 ochroni膰 go przed atakami policjant贸w.

- Zastanawiam si臋 - kontynuowa艂 Higgins - czy nie zamordowa艂 pan Giovanniego przez zazdro艣膰.

Sir Brian Hall nie zareagowa艂 od razu. Otworzy艂 szeroko usta ze zdumienia, z trudem 艂api膮c powietrze.

- Moja droga - powiedzia艂 wreszcie - ...s艂ysza艂a艣 podobne oszczerstwo...

Marylin O'Neill pozosta艂a nieczu艂a niczym pos膮g z marmuru.

- Czy nie mo偶na sobie wyobrazi膰 - ci膮gn膮艂 Higgins - 偶e widzia艂 pan, jak Giovanni zjawia si臋 w zamku i wchodzi do pokoju pana narzeczonej? Przygn臋biony, wyszydzony, nieszcz臋艣liwy, powzi膮艂 pan jedyn膮 s艂uszn膮 decyzj臋: zlikwidowa膰 ohydnego rywala.

Zdany na 艂ask臋 losu sir Brian Hall szuka艂 wzroku tej, kt贸r膮 kocha艂. Wynios艂a Marylin O' Neill, nie wym贸wiwszy s艂owa, uj臋艂a jego praw膮 d艂o艅.

- Dwa 艣lady mnie zaniepokoi艂y - ci膮gn膮艂 Higgins. - Najpierw zaproponowa艂 pan Giovanniemu kompres. Potem pr贸bowa艂 pan ukry膰 istnienie pa艅skiej laski-szpady.

Aluzja Higginsa rozsierdzi艂a sir Briana Halla.

- Ukry膰 j膮? Nigdy, przenigdy! Sk膮d wysnu艂 pan te niedorzeczno艣ci?

- Podczas naszej pierwszej rozmowy, sir, nie mia艂 pan ze sob膮 laski, z kt贸r膮 si臋 pan nigdy nie rozstaje. 呕ebym o niej zapomnia艂? Nie tylko. Czy przypadkiem nie wyczy艣ci艂 pan ostrza nas膮czonego trucizn膮?

Inspektor pomy艣la艂, 偶e sztywny Anglik za chwil臋 zemdleje.

- Trucizna, trucizna - wyj膮ka艂 sir Brian Hali. - Jak mo偶e pan m贸wi膰 podobne potworno艣ci?

U艣miechaj膮c si臋 szeroko, Higgins nie dawa艂 za wygran膮.

- Sam mi pan wyja艣ni艂, sir, 偶e nie powierza艂 pan nikomu pa艅skiej szpady, cennej pami膮tki rodzinnej. Zastanawiam si臋, czy nie podsun膮艂 jej pan Giovanniemu. Potem ukry艂 pan szpad臋 - rekwizyt teatralny. Nast臋pnie pa艅ska w艂asna szpada, starannie wyczyszczona, znowu si臋 pojawi艂a.

Wystraszony 艣piewak patrzy艂 na Higginsa, jakby ten by艂 diab艂em. Nadinspektor nie mia艂 ju偶 w膮tpliwo艣ci, 偶e mechanizm zbrodni zosta艂 wyja艣niony.

- Po co, sir, wyzna艂 mi pan, 偶e Ruben Carmino jest wielkim mi艂o艣nikiem bia艂ej broni, je艣li nie po to, 偶eby zwr贸ci膰 podejrzenia na niego i odwr贸ci膰 moj膮 uwag臋 od roli, jak膮 pan odegra艂?

Gert Glinder u艣miechn膮艂 si臋 ironicznie. Ruben Carmino, widz膮c, 偶e zosta艂 definitywnie uniewinniony, przytuli艂 mocniej Graziell臋 Canti.

- Pope艂nia pan b艂膮d - powiedzia艂a Marylin O' Neill z niewzruszonym spokojem. - Sir Brian nie m贸g艂by oczzerni膰 kogokolwiek. Jest mu to obce. Poza tym jest bezwarunkowym zwolennikiem braku przemocy i hojnie wspiera wielkie akcje humanitarne.

Stanowczo艣膰, z jak膮 pi臋kna sopranistka broni艂a arystokraty, poruszy艂a Scotta Marlowa.

- Prosz臋 nie zapomina膰, panno O'Neill, 偶e sir Brian pobi艂 si臋 z chuliganami w Pary偶u i nie zawaha艂 si臋 u偶y膰 swojej laski-szpady.

- W obronie koniecznej, inspektorze. Nie dosz艂o do rozlewu krwi - odpar艂a spokojnym tonem gwiazda. - Pan post膮pi艂by tak samo. M贸j narzeczony jest cz艂owiekiem niezdolnym do najmniejszej pod艂o艣ci. Ma szlachetne serce. Nigdy nie zabi艂by nawet najwi臋kszego wroga. Prosz臋 przesta膰 go niepokoi膰.

Higgins odczu艂 prawdziwy podziw dla szczerego oddania, z jakim ta urocza kobieta broni艂a narzeczonego. Jednak pracownik Scotland Yardu nie mia艂 prawa kierowa膰 si臋 emocjami.

- Je艣li post臋puj臋 w ten spos贸b, panno O' Neill - usprawiedliwi艂 si臋 - to po to, 偶eby poruszy膰 sumienie mordercy. Nie mam innych mo偶liwo艣ci, 偶eby zmusi膰 go do przyznania si臋, i b臋d臋 prawdopodobnie zmuszony kontynuowa膰 przes艂uchanie do skutku.

Te s艂owa, wym贸wione bez najmniejszej z艂o艣liwo艣ci, zasia艂y niepok贸j w艣r贸d artyst贸w. Ka偶dy czu艂, 偶e nie ominie go osobista ciekawo艣膰 inspektora, i zastanawia艂 si臋, czy obok niego nie siedzi morderca. Higgins, wykona艂 dwa kroki na prawo od sir Briana Halla, zatrzymuj膮c si臋 przedjasnow艂os膮 Dunk膮, Audrey Simonsen, odtw贸rczyni膮 roli Doni Elviry. Artystka mia艂a na sobie sukni臋 w odcieniu ciep艂ej zieleni, kt贸ra podkre艣la艂a blado艣膰 jej cery. Z opuszczon膮 g艂ow膮, oczyma wpatrzonymi w dal, skry艂a si臋 na bezludnej wyspie swojej rozpaczy.

- Prosz臋 mi wybaczy膰, 偶e wyrywam pani膮 z zamy艣lenia - powiedzia艂 Higgins, zwracaj膮c si臋 do niej z pewn膮 czu艂o艣ci膮 - ale chcia艂bym si臋 dowiedzie膰, dlaczego przysz艂a pani do mnie prosi膰 o pozwolenie opuszczenia zamku przez Rubena Carmino i Graziell臋 Canti. Czy by艂a pani z nimi w zmowie?

Audrey Simonsen wolno unios艂a g艂ow臋. Nie rozumia艂a s艂贸w Higginsa.

- Gdy odm贸wi艂em, pani uciek艂a. Dlaczego?

- Poniewa偶 obieca艂a nam, 偶e jej si臋 uda - wyja艣i艂a Graziella Canti. - By艂o jej przykro, 偶e niczego nie wsk贸ra艂a. Audrey jest kobiet膮 serdeczn膮, inspektorze. Nie ma w tym nic podejrzanego.

M艂oda W艂oszka, kt贸ra nabra艂a pewno艣ci siebie, czu艂a wsparcie swojego towarzysza, ruszy艂a z zapa艂em na pomoc du艅skiej sopranistce.

- Dzi臋kuj臋, 偶e mi to pani wyja艣ni艂a, panno Canti. Ale nadal nie rozumiem - zauwa偶y艂 Higgins, posy艂aj膮c Audrey Simonsen badawcze spojrzenie - dlaczego sz艂a pani za nami, za nadinspektorem i za mn膮, kiedy udali艣my si臋 do opuszczonej kaplicy.

Pi臋kna Dunka wygl膮da艂a jak zahipnotyzowana. Nie wym贸wi艂a ani s艂owa.

- Kto艣 szed艂 naszym 艣ladem. Osoba zwinna, lekka, - poruszaj膮ca si臋 bezszelestnie. Pomy艣la艂em o pani, kiedy tu偶 przed nami przefrun臋艂a bia艂a sowa. Przypomnia艂a mi bia艂膮 dam臋, kt贸ra pojawi艂a si臋 przede mn膮 w nocy w 鈥渃zarodziejskim ogrodzie鈥, w kostiumie scenicznym. wprost z gospody 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮鈥.

Wzrok Audrey Simonsen by艂 nieruchomy.

- Panna Lipyncott widzia艂a, jak pani wchodzi艂a do pokoju Giovanniego - wyjawi艂 inspektor. - Kiedy pani wysz艂a i skierowa艂a si臋 w stron臋 kaplicy, gospodyni posz艂a za pani膮. Czego tam pani szuka艂a?

- Zamierza艂am si臋 modli膰, inspektorze - odpar艂a powa偶nym tonem Audrey Simonsen. - Modli膰 si臋 do Boga, 偶eby odda艂 mi Pietra, 偶eby pozwoli艂 mu zrozumie膰, 偶e tylko ja potrafi臋 go kocha膰.

- Czy szuka艂a pani w tej kaplicy czego艣 szczeg贸lnego?

- Powiedzia艂am panu, inspektorze: chcia艂am ukoi膰 serce, uratowa膰 moj膮 mi艂o艣膰. Ale B贸g mnie nie wys艂ucha艂. Postanowi艂 ukara膰 Pietra, wzywaj膮c go do siebie.

Z twarzy kobiety emanowa艂 przedziwny blask. W jej mistycyzmie by艂a poruszaj膮ca moc.

- Co zasz艂o mi臋dzy wami podczas rozmowy w gospodzie?

- B艂aga艂am go na kolanach, 偶eby zmieni艂 偶ycie. Powiadomi艂am go, 偶e powzi臋艂am decyzj臋 i 偶e moje przeznaczenie jest jasno zarysowane. Albo uda mi si臋 go przekona膰, 偶eby mnie zn贸w pokocha艂, albo pojawi臋 si臋 na scenie po raz ostatni.

- To szanta偶 samob贸jczy, panno Simonsen.

Sopranistka skoncentrowa艂a si臋, sk艂adaj膮c r臋ce jak do modlitwy.

- Jak pan chce, inspektorze. Zabrak艂o mi argument贸w. Pietro rzeczywi艣cie wiedzia艂, 偶e po艂o偶臋 kres swemu 偶yciu, je艣li nadal b臋dzie odrzuca艂 moj膮 mi艂o艣膰.

- Dlaczego pani nas 艣ledzi艂a?

- Nie 艣ledzi艂am. Sz艂am znowu do kaplicy. To miejsce wywiera艂o na mnie niesamowite wra偶enie. Czu艂am si臋 blisko Boga, daleko od 艣wiata cierpie艅.

- W jaki spos贸b odkry艂a pani t臋 艣wi膮tyni臋?

- Przypadkowo. Kiedy wysz艂am z gospody, by艂am zrozpaczona. Sz艂am prosto przed siebie. Kiedy zobaczy艂am kaplic臋, uzna艂am, 偶e to bo偶y znak.

Serce Audrey Simonsen by艂o przepe艂nione szczerym b贸lem. M贸wi艂a o swoim cierpieniu jak grzesznik, kt贸ry powierza spowiednikowi ci臋偶ar nie do ud藕wigni臋cia.

- By艂a pani prawowit膮 ma艂偶onk膮 Pietra Giovanniego, prawda?

- Tak, inspektorze, i by艂am z tego powodu r贸wnie dumna, co nieszcz臋艣liwa. Teraz, gdy on nie 偶yje, nie pozostaje mi nic innego, jak pod膮偶y膰 za nim.

Higgins przeszed艂 kilka krok贸w, by po chwili powr贸ci膰 do Audrey Simonsen.

- Chcia艂bym pani wierzy膰, panno Simonsen, ale dlaczego za偶y艂a pani 艣rodki nasenne, skoro, wed艂ug pani w艂asnych s艂贸w, posiada艂a pani 艣mierteln膮 trucizn臋?

Audrey Simonsen zakry艂a oczy r臋kami, 偶eby ukry膰 艂zy, kt贸re wzbiera艂y w niej na wspomnienie strasznych chwil.

- Nie wiem, inspektorze... Nie wiem, dlaczego post膮pi艂am w ten spos贸b, dlaczego uciek艂am przed 艣mierci膮.

Higgins rozwin膮艂 kartk臋 papieru.

- Pan Glinder by艂 uprzejmy przekaza膰 mi ten dokument, panno Simonsen. Jest w nim wiadomo艣膰 pisana przez pani膮 do Giovanniego: 鈥淭y r贸wnie偶, pewnego dnia- stwierdzi艂a pani - poczujesz ogie艅 艣miertelnej trucizny rozp艂ywaj膮cej si臋 w twoich 偶y艂ach鈥. Czy zna pani autora tego listu?

M艂oda kobieta pokiwa艂a twierdz膮co g艂ow膮.

- Jestem przekonany, 偶e kocha艂a pani bezgranicznie Pietra Giovanniego - powiedzia艂 Higgins. - Z tak膮 pasj膮, 偶e jego kolejne podboje rani艂y bole艣nie pani serce. A jednak pomimo jego zainteresowania Graziell膮 Canti by艂a pani przekonana, 偶e mo偶e jeszcze uratowa膰 wasz zwi膮zek. To by艂aby tylko kolejna kochanka. Ale kiedy zobaczy艂a pani, 偶e m膮偶 wchodzi do pokoju Marylin O'Neill...

- Nie! - zaj臋cza艂a Audrey Simonsen, gryz膮c palce. 偶eby st艂umi膰 krzyk.

- ... zrozumia艂a pani, 偶e ta rywalka b臋dzie o wiele bardziej niebezpieczna od pozosta艂ych. Giovanniemu uda si臋 j膮 zdoby膰, ale tym razem ryzykowa艂, 偶e sam ulegnie i zapomni o pani na zawsze. To by艂o ponad pani si艂y. Pozostawa艂o tylko jedno wyj艣cie: zamordowa膰 ukochanego m臋偶czyzn臋, 偶eby nie nale偶a艂 do innej. Podczas antraktu Pietro Giovanni przysta艂 tylko na pani pomoc. By艂a pani jedyn膮 istot膮, do kt贸rej mia艂 zaufanie. Wiedzia艂, 偶e zbyt go pani kocha, 偶eby wyrz膮dzi膰 mu krzywd臋.

Spojrzenie Audrey Simonsen upewni艂o Higginsa, 偶e by艂a to ca艂kowita prawda.

- A jednak pola艂a pani ran臋 艣mierteln膮 trucizn膮, a nie wod膮 utlenion膮.

Scott Marlow nie wierzy艂 w艂asnym uszom. Marylin O鈥 Neill i sir Brian Hall wygl膮dali na przera偶onych. Graziella Canti krzykn臋艂a.

- Nie, inspektorze, nie - zaprotestowa艂a s艂abo Audrey Simonsen.

Higgins nie zachowywa艂 si臋 jak oskar偶yciel, by艂 jednak zmuszony kontynuowa膰 to trudne przes艂uchanie.

- W nocy, gdy si臋 spotkali艣my - ci膮gn膮艂 - powraca艂a pani znad jeziora usytuowanego za 鈥渃zarodziejskim ogrodem鈥. Unikn臋艂a pani 艣mierci, ale sama mi pani wyzna艂a, 偶e wrzuci艂a do jeziora flakon zawieraj膮cy trucizn臋, kt贸r膮 pani przeznaczy艂a dla siebie. Czy mo偶e to pani wiarygodnie wyja艣ni膰, panno Simonsen? Najpierw sk艂ama艂a mi pani przez zatajenie, nast臋pnie pr贸bowa艂a mi wm贸wi膰, 偶e flakon, kt贸rego si臋 pozby艂a, zawiera艂 tylko wod臋 utlenion膮, wreszcie zdecydowa艂a si臋 pani powiedzie膰 prawd臋. To trucizna znalaz艂a si臋 w wodach jeziora. Trucizna, kt贸rej laboratorium Yardu nie b臋dzie mog艂o zbada膰, 偶eby j膮 por贸wna膰 z substancj膮 znalezion膮 w ciele Pietra Giovanniego.

Nawet George Chairman, kt贸ry opiera艂 sw贸j os膮d tylko na konkretach, by艂 zaniepokojony. Gert Glinder wyra藕nie bawi艂 si臋 ca艂膮 sytuacj膮. Czy偶 chorobliwie zazdrosna Audrey Simonsen nie by艂a idealn膮 winn膮?

- Na swoje usprawiedliwienie powiedzia艂a pani tylko jedno - uzna艂 Higgins z 偶alem. - Stwierdzi艂a pani, 偶e post膮pi艂a tak, 偶eby nie ryzykowa膰 oskar偶enia o morderstwo. Czy偶 nie by艂 to szczyt makiawelizmu, panno Simonsen?

- Nie, inspektorze, nie - odpar艂a za艂amana kobieta.

Rozpacz Audrey Simonsen by艂a przejmuj膮ca. Nadinspektor Marlow 偶a艂owa艂, 偶e b臋dzie zmuszony aresztowa膰 tak 艂adn膮 os贸bk臋, ale wina sopranistki wydawa艂a si臋 coraz bardziej oczywista. Banalna sprawa zazdro艣ci, tyle 偶e dotyczy艂a dwojga s艂ynnych artyst贸w.

- Intryguje mnie pewien szczeg贸艂 - przyzna艂 Higgins. - Tajemnicze znikni臋cie, potem odnalezienie czarnej sukni. Na mojej pytanie zareagowa艂a pani spontanicznie. Nie wiedzia艂a wi臋c pani, 偶e w jednym ze szw贸w ukryto dokument.

Higgins przeszed艂 na drug膮 stron臋 sali i stan膮艂 przed Gertem Glinderem, na kt贸rego spojrza艂 surowym wzrokiem.

- Nikt o tym nie wiedzia艂. Opr贸cz pana, panie Glinder, poniewa偶 to pan ukrad艂 ni膰 i ig艂臋 Grazielli Canti, 偶eby zaszy膰 sukni臋, kt贸r膮 wyni贸s艂 pan z pokoju Audrey Simonsen. Zr臋cznie ukry艂 pan bardzo cienki zwitek papieru, po czym odni贸s艂 pan sukni臋 z powrotem.

Na twarzy scenicznego Leporella odmalowa艂 si臋 niepok贸j.

- Zwyk艂e wymys艂y - wymamrota艂.

- Niech pan nie wpada we w艂asne sid艂a, panie Glinder - zaznaczy艂 Higgins. - Osobi艣cie znalaz艂em nici i g艂臋 w pa艅skim pokoju, ukryte w partyturze Don Juana Czego dotyczy艂 ukryty przez pana kod?

- Sprawy osobiste... pieni膮dze ulokowane za granic膮.

- Na pierwszy rzut oka brzmi to wiarygodnie. Na pana nieszcz臋艣cie otrzyma艂em bardziej szczeg贸艂owe informacje. Sejfy, kt贸rych dotyczy ten kod, nie zawiera艂y ani z艂ota, ani akcji, ale fotografie, listy i informacje dotycz膮ce prywatnego 偶ycia Pietra Giovanniego. Znakomity materia艂 do szanta偶u. M贸g艂 pan ujawni膰 publicznie skandale, z czym nawet taki cz艂owiek jak Pietro nie umia艂by walczy膰. Zna艂 pan Giovanniego od wielu lat, panie Glinder. Staj膮c si臋 kim艣 w rodzaju s艂u偶膮cego, zawsze gotowego zadowoli膰 jego kaprysy, wiedzia艂 pan o nim wszystko. Od jakiego艣 czasu mia艂 pan do艣膰 pozostawania w jego cieniu. Chcia艂 pan r贸wnie偶 stan膮膰 z przodu sceny i odegra膰 rol臋, kt贸rej ka偶da nuta, ka偶dy gest by艂 panu znajomy: rol臋 Don Juana. Przekona艂em si臋 o tym, s艂uchaj膮c, jak wspaniale 艣piewa pan Ari臋 szampana, niezwykle skomplikowany technicznie fragment, kt贸rego obawiaj膮 si臋 najlepsi odtw贸rcy roli Don Juana.

- Po prostu chcia艂em za艣piewa膰 co艣 wyj膮tkowego - zaprotestowa艂 Gert Glinder.

- Nie ma pan racji, broni膮c si臋 tak nieumiej臋tnie, panie Glinder. Ostro si臋 pan pok艂贸ci艂 z Giovannim, pa艅skim rzekomym przyjacielem, w gospodzie 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮鈥. Panna Lipyncott by艂a 艣wiadkiem tej sprzeczki. Jaki by艂 jej prawdziwy pow贸d?

- Problem interpretacyjny, powiedzia艂em ju偶 panu.

- Nie, panie Glinder. Tego dnia wy艂o偶y艂 pan karty. Za偶膮da艂 pan od Giovanniego, 偶eby u偶y艂 swych wp艂yw贸w i umo偶liwi艂 panu otrzymanie roli Don Juana. W przeciwnym razie mia艂 pan przekaza膰 jego akta do prasy i zrujnowa膰 jego nieskazitelny obraz. Brzydzi艂 si臋 szanta偶em. Nie mia艂 o panu najlepszego zdania. W艣ciek艂 si臋 na sam膮 my艣l o przyznaniu panu takiego przywileju. Nie spodziewa艂 si臋 pan takiej reakcji. U艣wiadomi艂 pan sobie, 偶e je艣li go pan nie zabije, on uczyni to pierwszy.

- To 艣mieszne! - wykrzykn膮艂 Niemiec, wykrzywiaj膮c usta.

Nadinspektor Marlow znowu dotkn膮艂 kajdanek.

- Dlaczego zapisa艂 pan t臋 litani臋 cyfr i liter na papierze? Oto pytanie, kt贸re mi nie dawa艂o spokoju - wyzna艂 Higgins. - Jedno z wyja艣nie艅: przezorno艣膰 powodowana s艂ab膮 pami臋ci膮. Nie mia艂 pan jednak problem贸w z pami臋ci膮, panie Glinder, z tym 偶e by艂a ona zaj臋ta innymi cyframi: tymi z 鈥渒atalogu鈥 Leporella. w kt贸rym s艂u偶膮cy Don Juana wylicza mi艂osne podboje swojego pana w r贸偶nych krajach. Ale by艂 drugi motyw, kt贸ry uwa偶am za pod艂y: ch臋膰 skierowania podejrze艅 na Audrey Simonsen. Pietro Giovanni nie 偶yje, odra偶aj膮ca dokumentacja, kt贸r膮 pan zgromadzi艂, stawa艂a si臋 trudniejsza do negocjacji i mog艂a obci膮偶y膰 pana powa偶nymi podejrzeniami. Lepiej wi臋c by艂o ukry膰 kod, wiedz膮c, 偶e je艣li zostanie ujawniony, pa艅ska du艅ska kole偶anka b臋dzie uwa偶ana za jego w艂a艣cicielk臋. Ta pod艂a strategia 艣wiadczy o wielkim tch贸rzostwie, panie Glinder.

Gert Glinder wsta艂. Czuj膮c na sobie gniewny wzrok inspektora, usiad艂 z powrotem.

- Nie ma pan 偶adnego dowodu...

- Prosz臋 nie zapomina膰 - ci膮gn膮艂 Higgins - 偶e wr臋czy艂 mi pan list, w kt贸rym Audrey Simonsen grozi艂a Giovanniemu, przynajmniej na poz贸r, otruciem. Decyduj膮cy element do obrazu, kt贸ry postanowi艂 pan namalowa膰, 偶eby stworzy膰 portret idealnego winnego.

- Chcia艂em tylko pom贸c sprawiedliwo艣ci, inspektorze - powiedzia艂 艣piewak s艂odkim g艂osem.

- Tak jak chcia艂 pan pom贸c pa艅skiemu wielkiemu przyjacielowi Giovanniemu podczas antraktu, wzywaj膮c lekarza, kt贸ry nie przyjdzie. Po艣wi臋ci艂 pan sporo czasu na denuncjowanie przyjaci贸艂, na szerzenie pom贸wie艅, a nawet na 艣ledzenie mnie.

Niemiec chwyci艂 por臋cze fotela i pochyli艂 si臋 do przodu, napinaj膮c mi臋艣nie.

- Ja mia艂bym pana 艣ledzi膰?

- Panie Glinder! - oburzy艂 si臋 Higgins. - Naprawd臋 pan s膮dzi, 偶e pana nie zauwa偶y艂em, gdy ukry艂 si臋 pan za 偶ywop艂otem, 偶eby pods艂ucha膰 rozmow臋 z Audrey Simonsen, albo kiedy z okna swojego pokoju obserwowa艂 pan zachowanie koleg贸w? 艢ledzi艂 mnie pan nawet w galerii zbroi, jednak pa艅ska metoda jest niew艂a艣ciwa. Brakuje panu dyskrecji i zostawia pan kompromituj膮ce 艣lady. Czy zna pan to?

Higgins pokaza艂 niemieckiemu 艣piewakowi kwadratow膮 mosi臋偶n膮 sprz膮czk臋 od buta.

- Wcale nie - odpar艂 bardzo szybko Gert Glinder. - Chc臋 powiedzie膰: tego nie.

Scott Marlow zaintrygowany t膮 niejasn膮 odpowiedzi膮, przysun膮艂 si臋 bli偶ej Higginsa. Obawia艂 si臋, 偶e Niemiec rzuci si臋 do ucieczki.

- Odkry艂em t臋 sprz膮czk臋 w pokoju, kt贸ry Pietro Giovanni zajmowa艂 w gospodzie 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮鈥. By艂a w艂asno艣ci膮 w艂amywacza, kt贸ry zgubi艂 j膮, uciekaj膮c. But teatralny nale偶y do jednego z m臋skich odtw贸rc贸w Don Juana. Ruben Carmino jest poza podejrzeniami, poniewa偶 nosi艂 chodaki wie艣niaka. Z艂odziej mia艂 ma艂o czasu, nie zd膮偶y艂 si臋 przebra膰. Wystarczy艂o wi臋c, 偶ebym obejrza艂 obuwie sceniczne noszone przez George'a Chairmana, sir Briana Halla i pana, panie Glinder, 偶eby domy艣li膰 si臋, kim by艂 w艂amywacz. Niestety, buty znikn臋艂y. Szuka艂 ich pan, panie Carmino, kiedy zaskoczy艂em pana na szperaniu w garderobie.

Hiszpan znowu odepchn膮艂 Graziell臋 Canti i stan膮艂 twarz膮 w twarz z inspektorem.

- Wcale nie, chcia艂em... chcia艂em...

Ruben Carmino nie potrafi艂 napr臋dce wymy艣li膰 偶adnego wyt艂umaczenia. Higgins by艂 mu za to wdzi臋czny.

- Podejrzewa艂 pan Gerta Glindera o jakie艣 ciemne sprawki, panie Carmino, i szuka艂 pan dowod贸w. Na pewno widzia艂 pan, jak wraca samochodem z gospody, by艂 zaintrygowany t膮 wieczorn膮 eskapad膮 kr贸tko po 艣mierci Pietra Giovanniego.

Mrukliwy Hiszpan przyzna艂 Higginsowi racj臋.

- To prawda, inspektorze, ale nie o艣mieli艂bym si臋 oskar偶y膰 kolegi, dop贸ki nie b臋d臋 pewny. Widzia艂em, jak Gert Glinder zdejmowa艂 obuwie, wchodz膮c do zamku. Chcia艂em zrozumie膰, dlaczego, ale nie mog艂em znale藕膰 jego but贸w od kostiumu. Re偶yser r贸wnie偶 nie potrafi艂 ich odnale藕膰.

Higgins zwr贸ci艂 si臋 w stron臋 Gerta Glindera.

- Przypuszczam, 偶e pozby艂 si臋 pan wszystkich but贸w, 艂膮cznie z tymi, na kt贸rych brakowa艂o sprz膮czki? Nie wrzuci艂 ich pan przypadkiem do jeziora?

Niemiec rozsiad艂 si臋 w fotelu, krzy偶uj膮c nogi. Odzyska艂 pewno艣膰 siebie.

- Nie wiedzia艂em, 偶e inspektor Scotland Yardu ma tyle wyobra藕ni. Pa艅ska teoria jest zabawna. Czy wymy艣li艂 pan r贸wnie偶 inne historie?

- Jeszcze przynajmniej jedn膮, kt贸rej pan nie zaprzeczy - odpar艂 Higgins. - Pa艅ska o偶ywiona rozmowa z Rubenem Carmino na tarasie.

Gert Glinder wzruszy艂 ramionami.

- Banalna dyskusja mi臋dzy przyjaci贸艂mi.

Ruben Carmino czu艂 si臋 zmuszony wtr膮ci膰 do dyskusji.

- Poprosi艂em Gerta, 偶eby si臋 wi臋cej nie kr臋ci艂 ko艂o Grazielli.

- Jeste艣 za艣lepiony zazdro艣ci膮 - odpar艂 niemiecki 艣piewak. - Zachowaj sobie swoj膮 narzeczon膮.

Higgins stan膮艂 mi臋dzy obydwoma m臋偶czyznami, czuj膮c, 偶e Hiszpan jest gotowy przej艣膰 do r臋koczyn贸w.

- Celem tej konfrontacji nie jest por贸偶nienie was, panowie. Mam nadziej臋, 偶e nie odgrywacie przede mn膮 wspania艂ej komedii i nie byli艣cie wsp贸lnikami zbrodni.

Ruben Carmino i Gert Glinder popatrzyli na siebie z niedowierzaniem.

- Ja, ja mia艂bym by膰 wsp贸lnikiem tego prostaka? - powiedzia艂 drwi膮co Niemiec.

- Odwo艂asz te s艂owa - sykn膮艂 Ruben Carmino, podnosz膮c pi臋艣膰, podczas gdy Graziella Canti zawis艂a mu na szyi.

- Koniec tego przedstawienia - oznajmi艂 Higgins stanowczo. - Nast臋pnym razem nadinspektor Marlow uprzedzi swoich ludzi.

Marszcz膮c gniewnie czo艂o, Ruben Carmino zdecydowa艂, 偶e nie b臋dzie zwraca艂 uwagi ani na Gerta Glindera, ani na inspektora. Od tej pory b臋dzie si臋 zajmowa艂 tylko Graziella Canti.

- Jeszcze nie sko艅czy艂em - ci膮gn膮艂 Higgins. - Nast臋pny epizod dotyczy szczeg贸lnie pana, panie Glinder. Na szyi zmar艂ego znalaz艂em z艂oty kluczyk. Oczywi艣cie, zamierza艂em powierzy膰 go Scotland Yardowi jako dow贸d rzeczowy, ale wcze艣niej odkry艂em jego przeznaczenie. S艂u偶y艂 do otwarcia rodzaju relikwiarza wewn膮trz ruchomego o艂tarza kaplicy, do kt贸rej Audrey Simonsen uda艂a si臋 na modlitw臋. Zawiera艂 bezcenny skarb: manuskrypt Don Juana, granego po raz pierwszy w Pradze. Oto co w艂amywacz przyszed艂 ukra艣膰 z pokoju Pietra Giovanniego. Oto czego pan szuka艂 na pr贸偶no, panie Glinder.

Spok贸j niemieckiego 艣piewaka ust膮pi艂 miejsca przera偶eniu.

- Nie wiedzia艂em o istnieniu tego manuskryptu - zaprotestowa艂, bledn膮c

- K艂amie pan - odpar艂 Higgins. - Wiedzia艂 pan doskonale, 偶e pa艅ski przyjaciel Pietro Giovanni ukrad艂 ten skarb szanowanemu cz艂owiekowi. Czy to si臋 zgadza, panie Chairman? - Higgins przeszed艂 na drug膮 stron臋 sali i stan膮艂 przed odtw贸rc膮 roli Komandora.


Rozdzia艂 XXI


George Chairman ani drgn膮艂.

- Z pewno艣ci膮 doszed艂 pan do tego wniosku podczas naszej rozmowy w galerii zbroi, inspektorze? - zapyta艂 grobowym tonem.

- Rzeczywi艣cie - odpar艂 Higgins. - Gert Glinder by艂 艣wiadkiem gwa艂townej sprzeczki, do jakiej dosz艂o mi臋dzy panem a Giovannim w pana londy艅skim domu. Oskar偶y艂 go pan o kradzie偶, a nie ma pan zwyczaju rzuca膰 s艂贸w na wiatr. Co m贸g艂 ukra艣膰 wielki 艣piewak, ryzykuj膮c swoj膮 karier臋? Wiedz膮c o pa艅skiej bogatej kolekcji i czytaj膮c drobne og艂oszenie, kt贸re wielokrotne ukaza艂o si臋 w 鈥淭imesie鈥, uda艂o mi si臋 wyja艣ni膰 t臋 zagadk臋: 鈥淒am 100.000 funt贸w temu, kto zwr贸ci mi W.A. Praga 29.10.87鈥. W.A. to skr贸t imion Mozarta: Wolfgang Amadeusz. Praga 29.10.87, data pierwszego przedstawienia Don Juana w Pradze, w listopadzie 1787. Nie m贸g艂 pan udowodni膰 winy Pietra Giovanniego, ale nie w膮tpi艂 pan, 偶e to on dopu艣ci艂 si臋 tej kradzie偶y. Kiedy dowiedzia艂 si臋 pan, 偶e b臋dziecie partnerami w Lindenbourne, przekaza艂 mu pan wiadomo艣膰 anonimowo, za po艣rednictwem 鈥淭imesa鈥. Giovanni musia艂 przysta膰 na t臋 propozycj臋, poniewa偶 przyby艂 z trzydniowym wyprzedzeniem do gospody 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮鈥, z cennym manuskryptem w baga偶ach. Schowa艂 go w kaplicy, kt贸r膮 odkry艂 podczas poprzedniego pobytu. Giovanni by艂 gotowy zaakceptowa膰 t臋 korzystn膮 transakcj臋, kt贸ra pozwoli艂aby mu uwolni膰 si臋 od mrocznej przesz艂o艣ci. Kiedy spyta艂em pana o pa艅skie zbiory, panie Chairman, nie wspomnia艂 pan o cennej kolekcji manuskrypt贸w, 偶eby nie uczyni膰 aluzji do Don Juana.

Zapanowa艂a ca艂kowita cisza. Os艂upia艂y Scott Marlow nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e ten powa偶ny cz艂owiek o szlachetnym obliczu m贸g艂 by膰 zab贸jc膮.

- Pa艅ska rekonstrukcja jest niezwykle szczeg贸艂owa, inspektorze - odpar艂 George Chairman z pogodnym u艣miechem. - Brakuje tylko jednego detalu.

- Pods艂uchuj膮c pa艅sk膮 rozmow臋 z Pi臋trem Giovannim, Gert Glinder musia艂 us艂ysze膰, 偶e zarzuca艂 mu pan kradzie偶 manuskryptu Don Juana. Czeka艂 tylko na odpowiedni膮 okazj臋, 偶eby wej艣膰 w posiadanie tego skarbu i sprzeda膰 go panu. Po 艣mierci Giovanniego uda艂 si臋 napr臋dce do gospody, przekonany, 偶e 艣piewak ukry艂 manuskrypt w swoim pokoju. To by艂 b艂膮d, panie Glinder. Pietro Giovanni by艂 bardziej przezorny, ni偶 pan sobie wyobra偶a艂. Po艣piesznie przetrz膮sn膮艂 pan pok贸j, wiedz膮c, 偶e musi dzia艂a膰 szybko. Powr贸ciwszy do zamku, u艣wiadomi艂 pan sobie, 偶e brakuje sprz膮czki u jednego z but贸w. By艂 pan wi臋c zmuszony ukry膰 wszystkie buty. Spiesznie uda艂 si臋 pan do swego pokoju. Przechodz膮c obok pokoju Audrey Simonsen, zauwa偶y艂 pan otwarte drzwi. Bez wahania zbieg艂 pan na d贸艂, by mnie powiadomi膰 o jej omdleniu, co doskonale ukry艂o pa艅sk膮 zadyszk臋, ale dzi臋ki temu uratowa艂 jej pan 偶ycie. Z tego powodu wiele zostanie panu wybaczone, panie Glinder.

Niemiecki 艣piewak wola艂 zachowa膰 milczenie. Obawia艂 si臋, 偶e je艣li zabierze g艂os, jedynie pogorszy sytuacj臋.

- Z pa艅skiego punktu widzenia - kontynuowa艂 Higgins, zwracaj膮c si臋 do George'a Chairmana, kt贸ry przys艂uchiwa艂 si臋 s艂owom inspektora bez 偶adnych emocji - 艣mier膰 Giovanniego by艂a sprawiedliw膮 kar膮. Jego rozwi膮z艂e 偶ycie musia艂o si臋 zako艅czy膰 w spos贸b .-tragiczny. To pan przewodniczy艂 trybuna艂owi, kt贸ry zebra艂 si臋 w podziemiach. Kiedy wyszed艂 pan stamt膮d, przygotowawszy zebranie, przewr贸ci艂 pan zbroj臋, kt贸ra o ma艂o mnie nie przygniot艂a, i us艂ysza艂 moj膮 rozmow臋 z Gertem Glinderem. Nie ukrywa艂 pan zreszt膮, 偶e jardzi艂 Giovannim jako cz艂owiekiem, nawet je艣li jako 艣piewak mile pana zaskoczy艂.

George Chairman podni贸s艂 oczy ku g贸rze.

- Niech pan to powie wprost, inspektorze. Przypuszczam, i偶 oskar偶a mnie pan, 偶e zamordowa艂em Pietra Giovanniego?

Scott Marlow by艂 zafascynowany osobowo艣ci膮 艣piewaka. Mia艂 w oczach scen臋 pojedynku mi臋dzy Don Juanem i Komandorem. W operze pierwszy zabija艂 drugiego, przebijaj膮c mu serce szpad膮. Czy偶 rzeczywisto艣膰 nie odwr贸ci艂a r贸l?

- Nie wypowiedzia艂em w moim 偶yciu ani jednego k艂amstwa - oznajmi艂 George Chairman. - Nie zabi艂em Giovanniego.

Higgins poczu艂, 偶e Irlandczyk nie z艂o偶y 偶adnego innego o艣wiadczenia. 艢cisn膮wszy mocniej kajdanki w prawej d艂oni, nadinspektor Marlow czeka艂 na znak swojego kolegi. Jednak inspektor obszed艂 fotel, na kt贸rym siedzia艂 George Chairman, i usiad艂 obok re偶ysera Jonathana Kelwinga.

- Nie zapomnia艂em o panu, panie Kelwing - powiedzia艂 ujmuj膮cym tonem. - Mo偶e zorientowa艂 si臋 - in, 偶e m贸j kolega, nadinspektor Marlow, uwa偶a艂 pa艅skie zachowanie za bardzo dziwne?

Re偶yser patrzy艂 przed siebie, unikaj膮c wzroku Higginsa.

- Mam nawet przeczucie - ci膮gn膮艂 policjant - 偶e Scott Marlow uwa偶a pana za winnego morderstwa.

Tym razem dotkni臋ty do 偶ywego Kelwing odwa偶y艂 si臋 zaprotestowa膰.

- Jestem niewinny! Zupe艂nie niewinny!

- Niech pan si臋 uspokoi - odpar艂 Higgins. - Rozumiem doskonale pa艅skie przepracowanie, zwi膮zane z powa偶nymi problemami, z kt贸rymi musi si臋 pan upora膰. Przechodzi pan od fazy ekscytacji do depresji, co nie s艂u偶y r贸wnowadze wewn臋trznej.

- Pan Kelwing jest najlepszym z aktor贸w - o艣wiadczy艂 Scott Marlow, spogl膮daj膮c na re偶ysera z wyrazem niemal dzikiej rado艣ci w oczach.

- To przecie偶 pan wybra艂 Pietra Giovanniego do roli Don Juana? - zapyta艂 Higgins.

Zniecierpliwiony Kelwing powiedzia艂 艂ami膮cym si臋 g艂osem.

- Tak... wiedzia艂em, 偶e to jest 艣mia艂e przedsi臋wzi臋cie, ale by艂em pewien, 偶e tak wielki 艣piewak jak on odniesie sukces i 偶e rozs艂awi festiwal w Lindenbourne.

- Wcale w to nie w膮tpi臋 - przyzna艂 Higgins ale Pietro Giovanni mia艂 trudny charakter.

Przez smutn膮 twarz Jonathana Kelwinga przemkn膮艂 cie艅 u艣miechu.

- Ach, to! Nie by艂o mowy o pr贸bach... Nawet za偶膮da艂, 偶eby zako艅czy膰 oper臋 scen膮 zst膮pienia do piekielnych otch艂ani. Jego niezno艣ny spos贸b bycia by艂 powszechnie znany w 艣rodowisku operowym. Spodziewa艂em si臋 licznych trudno艣ci, ale przygoda by艂a tego warta. Zosta艂em nie藕le ukarany za moj膮 naiwno艣膰.

- Pana zdaniem Pietro Giovanni zrani艂 si臋 przez zwyk艂膮 niezr臋czno艣膰, wykluczy艂 wi臋c pan z g贸ry w膮tek kryminalny. Potem uzna艂 pan, 偶e ta zbrodnia by艂a dzie艂em szale艅ca lub maniaka. Czy ma pan mo偶e jakie艣 przypuszczenia na temat to偶samo艣ci mordercy, panie Kelwing?

- Niestety nie, inspektorze... Nie mia艂em nikogo konkretnego na my艣li.

Scott Marlow uzna艂 za stosowne wkroczy膰 do akcji.

- Wszelkie poszlaki wskazuj膮 na pana - oznajmi艂 stanowczym tonem. - To pan kaza艂 spali膰 trupy kot贸w, 偶eby uniemo偶liwi膰 ustalenie zastosowanej trucizny; to pan nie przestawa艂 艣ledzi膰 mojego kolegi i mnie samego, 偶eby 偶aden element dochodzenia nie umkn膮艂 pana uwagi, to pan udawa艂, 偶e 艣pi, lub zr臋cznie si臋 ukrywa艂... 偶e nie wspomn臋 o wielu innych dowodach pa艅skiej winy.

Jonathan Kelwing obr贸ci艂 si臋 w stron臋 Higginsa. Odwa偶y艂 si臋 odeprze膰 atak.

- Wiele innych dowod贸w? Prosz臋 wi臋c je wymieni膰! Prosz臋 je wymieni膰!

Nadinspektor Marlow nie spodziewa艂 si臋 takiego obrotu sprawy. Higgins przyszed艂 mu z pomoc膮.

- To pan, panie Kelwing, zani贸s艂 ni膰 i ig艂臋 pannie Canti, po tym jak zg艂osi艂a kradzie偶?

- To prawda, inspektorze. Spe艂nianie 偶ycze艅 moich go艣ci nale偶y do moich obowi膮zk贸w.

- Oczywi艣cie nie wiedzia艂 pan o kradzie偶y sukni Audrey Simonsen ani o zagini臋ciu manuskryptu?

Rozgniewany re偶yser spu艣ci艂 wzrok.

- Niestety, nie wiedzia艂em o tych wyst臋pkach. Zadziwiaj膮 mnie i rani膮 g艂臋boko. Opera jest moim 艣wiatem. Nie s膮dzi艂em, 偶e tej klasy arty艣ci s膮 do tego zdolni. Dlatego nie 偶a艂uj臋, 偶e zaproponowa艂em George'owi Chairmanowi zwo艂anie trybuna艂u, 偶eby podj膮膰 pr贸b臋 uratowania Lindenbourne. Pan i nadinspektor o ma艂o zreszt膮 mnie nie zaskoczyli艣cie, kiedy rozstawia艂em kandelabry w podziemiach. Us艂ysza艂em, jak pan m贸wi: 鈥淶byt p贸藕no鈥. W tym trybunale pok艂ada艂em ca艂膮 nadziej臋. Wysz艂a z tego tylko maskarada... Prosi膰 mnie, mnie, 偶ebym przyzna艂 si臋 do pope艂nienia zbrodni!

- Przyznaje si臋 pan? - spyta艂 Scott Marlow.

Jonathan Kelwing podskoczy艂.

- Ale偶 nie! Nie mia艂em 偶adnego powodu, 偶eby zamordowa膰 najwi臋ksz膮 gwiazd臋 mojego spektaklu!

Scott Marlow mia艂 czas na zastanowienie si臋. Postanowi艂 ruszy膰 do ataku.

- Ale偶 tak, mia艂 pan. By艂 pan zakochany w Grazielli Canti. Wraz z ni膮 uknu艂 pan diabelski plan, 偶eby pozby膰 si臋 tego, kt贸ry uwodzi艂 uwielbian膮 przez pana kobiet臋. Wci膮gn臋li艣cie do spisku Rubena Carmino, 偶eby osi膮gn膮膰 cel.

Wystraszony Kelwing spojrza艂 w stron臋 Hiszpana, kt贸ry wpatrywa艂 si臋 zdumionym wzrokiem w narzeczon膮. Higgins nie czeka艂 na s艂owa protestu. St艂umionym g艂osem postawi艂 re偶yserowi pytanie.

- Dlaczego powiedzia艂 mi pan, 偶e mi臋dzy Gertem Glinderem a Pietrem Giovannim dosz艂o do ostrej sprzeczki w gospodzie 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮鈥?

Re偶yser wygl膮da艂 na za艂amanego.

- Niech pan oka偶e rozs膮dek - poradzi艂 mu Scott Marlow. - S膮d zazwyczaj pob艂a偶liwie traktuje zbrodni臋 pope艂nion膮 w afekcie.

- Przysi臋gam, 偶e jestem niewinny - wyszepta艂 Kelwing - i nie wiem, kim jest morderca... Przysi臋gam na festiwal w Lindenbourne, jedyny sens mego 偶ycia...

Ku og贸lnemu zdziwieniu Higgins przesta艂 si臋 interesowa膰 re偶yserem, omin膮艂 znowu George'a Chairmana i zatrzyma艂 si臋 przed urocz膮 Marylin O'Neill, niezr贸wnan膮 odtw贸rczyni膮 roli Doni Anny.

- Czy wierzy pani w win臋 re偶ysera, panno O'Neill?

Australijska 艣piewaczka odziana w malwowy, jedwabny kostium, pos艂a艂a mu d艂ugie spojrzenie. Higgins delektowa艂 si臋 t膮 chwil膮. Niecz臋sto zdarza艂o si臋 skromnemu policjantowi sta膰 si臋 przedmiotem zainteresowania tak znakomitej 艣piewaczki.

- Ten problem przekracza moje kompetencje, inspektorze.

Jej g艂os brzmia艂 ciep艂o i serdecznie. Higginsowi zrobi艂o si臋 przykro, 偶e musi dr膮偶y膰 ten temat.

- Z obecnych tu os贸b pani najwi臋cej wycierpia艂a z powodu Pietra Giovanniego - oznajmi艂. - To on jest odpowiedzialny za kalectwo pani ojca i 艣mier膰 matki w wypadku samochodowym. To wydarzenie wywar艂o na pani膮 taki wp艂yw, 偶e do tej pory przechowuje pani wycinki prasowe relacjonuj膮ce t臋 tragedi臋. S膮dz臋, 偶e te tragiczne prze偶ycia utkwi艂y g艂臋boko w pani sercu i 偶e nigdy nie wybaczy艂a pani zab贸jcy.

Jasne spojrzenie Marylin O'Neill by艂o niezm膮cone.

- Ma pan racj臋, inspektorze. Kt贸偶 m贸g艂by ukry膰 podobne cierpienia?

- Zgadzam si臋 z tym, panno O' Neill. Ca艂kowicie respektuj膮c pani b贸l, musia艂em jednak sprawdzi膰, czy m贸j tok rozumowania jest w艂a艣ciwy. Pani 偶ycie prywatne jest bez zarzutu. 呕adnych plotek, 偶adnych pom贸wie艅, 偶adnych artyku艂贸w w prasie brukowej. Godne szacunku zar臋czyny z angielskim lordem. A jednak wydarzy艂 si臋 ten... incydent. Niespodziewana wizyta, kt贸r膮 z艂o偶y艂 pani cz艂owiek, kt贸rego nienawidzi艂a pani najbardziej na 艣wiecie: Pietro Giovanni.

Gdyby Higgins nie mia艂 do艣wiadczenia w najbardziej trudnych przes艂uchaniach, nie zauwa偶y艂by poruszenia artystki, kt贸ra z trudem panowa艂a nad nerwami.

- Ju偶 panu odpowiedzia艂am na to pytanie, inspektorze.

- Zanotowa艂em pani o艣wiadczenie - przyzna艂 inspektor - i rozumiem, dlaczego nie przysta艂a pani na jego propozycj臋. Nie chcia艂a pani zmarnowa膰 swego talentu, 艣piewaj膮c belcanto w towarzystwie Giovanniego. S艂ysza艂em, jak pani oznajmi艂a w podziemiach: 鈥淣ie tylko pieni膮dze i kariera si臋 licz膮. Nasze 偶ycie to przede wszystkim muzyka鈥. Nie w膮tpi臋 ani przez moment w pani szczere uczucia dla sir Briana Halla, kt贸ry jest godny pani jako muzyk i jako m臋偶czyzna. Ale nie powiedzia艂a mi pani wszystkiego, panno O'Neill. Jestem pewien, 偶e Pietro Giovanni by艂 od dawna w pani zakochany, 偶e przekona艂 pani rodzic贸w o g艂臋bi swych uczu膰 i 偶e gorliwie pani z daleka asystowa艂. Wasze muzyczne spotkanie w Lindenbourne dawa艂o mu wymarzon膮 okazj臋, 偶eby utwierdzi膰 si臋 w swoim 偶arliwym uczuciu i przekona膰 pani膮 do po艣lubienia go. Stworzyliby艣cie najbardziej b艂yskotliw膮 par臋 w 艣wiecie opery. Nie mog艂a pani sobie wyobrazi膰 wi臋kszej zniewagi od cz艂owieka, kt贸remu gor膮co 偶yczy艂a pani 艣mierci. 艢mierci, o kt贸r膮 prosi艂a pani swojego narzeczonego, sir Briana Halla, w prezencie 艣lubnym, je艣li wierzy膰 zdaniu, kt贸re napisa艂a pani w li艣cie przekazanym mi przez Graziell臋 Canti: 鈥淜iedy si臋 zdecydujesz? Wiesz, 偶e od tego zale偶y nasza mi艂o艣膰鈥. Dop贸ki Giovanni 偶y艂, wasze szcz臋艣cie wydawa艂o si臋 niemo偶liwe. Gdy o艣mieli艂 si臋 wtargn膮膰 do pani pokoju i z艂o偶y膰 pani bezwstydn膮 propozycj臋 ma艂偶e艅stwa, sir Brian musia艂 zrozumie膰, 偶e ten zaborczy cz艂owiek nie zostawi pani w spokoju, dop贸ki nie dopnie swego.

Ani Marylin O'Neill, ani sir Brian Hall nie zaprotestowali. Najbardziej rozczarowany by艂 Scott Marlow, zmuszony przyzna膰, 偶e nie posiada艂 偶adnego wystarczaj膮cego dowodu przeciwko re偶yserowi i 偶e nowym argumentom, kt贸re wytoczy艂 Higgins, nie brakowa艂o sp贸jno艣ci.

- R贸偶ne poszlaki o ma艂o mnie nie zmyli艂y - przyzna艂 Higgins. - Lubi艂a pani czyta膰 partytury przez lup臋. panno O' Neill. Czy wiedzia艂a pani o kradzie偶y pope艂nionej przez Giovanniego i czy chcia艂a go pani ukara膰 r贸wnie偶 za ten czyn? Pani ma艂y rewolwer, tak dyskretny, tak 艣mierciono艣ny... zastanawia艂a si臋 pani, czy go u偶y膰. Wola艂a pani, 偶eby to sir Brian Hall wype艂ni艂 t臋 misj臋. Wreszcie pani znajomo艣膰 ro艣lin lekarskich. Nie zbli偶y艂a si臋 pani do Giovanniego podczas antraktu, a wyci膮g z arniki, kt贸rym pani dysponowa艂a rzeczywi艣cie jest doskona艂ym lekarstwem na urazy. To wszystko wyda艂o mi si臋 drugorz臋dne. By艂o co艣 o wiele wa偶niejszego. Jako cz艂onek trybuna艂u wyrazi艂a pani 偶yczenie, 偶eby morderca nie umkn膮艂 sprawiedliwo艣ci.

Tym razem - pomy艣la艂 Scott Marlow - nie ma w膮tpliwo艣ci. Marylin O' Neill zleci艂a morderstwo narzeczonemu. Sir Brian Hali posun膮艂 si臋 do zbrodni, 偶eby m贸c po艣lubi膰 ukochan膮 kobiet臋鈥.

S膮siad Marylin O' Neill, George Chairman, by艂 przyt艂oczony tymi rewelacjami. Audrey Simonsen skry艂a twarz w d艂oniach, nie mog膮c znie艣膰 widoku sir Briana Halla, mordercy cz艂owieka, kt贸rego tak kocha艂a. Z twarzy Gerta Glindera znikn膮艂 szyderczy u艣miech. Ruben Carmino i Graziella Canti przestali si臋 czule 艣ciska膰.

- Marylin O' Neill nie ma nic wsp贸lnego z t膮 zbrodni膮 - o艣wiadczy艂 poruszony sir Brian Hall. - Sam podejmowa艂em decyzj臋, ona nie by艂a wtajemniczona. Nigdy nie poprosi艂a mnie o zamordowanie Giovanniego. Rzeczywi艣cie widzia艂em, jak wchodzi do jej pokoju. Nie mog艂em znie艣膰 my艣li, 偶e m贸g艂by plami膰 honor mojej narzeczonej.

Odwa偶ne publiczne wyst膮pienie arystokraty k艂ad艂o kres tajemniczej aferze z Lindenbourne. Re偶yser Jonathan Kelwing nie kry艂 ulgi.

- Gdzie pan ukry艂 mordercz膮 szpad臋? - spyta艂 Higgins.

- Wrzuci艂em j膮 do jeziora.

Inspektor obr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i wolnym krokiem poszed艂 w kierunku sceny.

- Marylin O' Neill rzeczywi艣cie nie ma nic wsp贸lnego z t膮 zbrodni膮 - zako艅czy艂 sw贸j wyw贸d. - I pan r贸wnie偶 nie. Prawdziwy morderca jeszcze si臋 nie ujawni艂. Czy mam racj臋, mistrzu?



Rozdzia艂 XXII


Higgins stan膮艂 przed Lovrem Ferenczym. Czo艂o dyrygenta przeci臋艂a g艂臋boka zmarszczka. Os艂upia艂y Scott Marlow rozejrza艂 si臋 po sali, po czym skupi艂 uwag臋 na dyrygencie, kt贸rego darzy艂 nie mniejszym respektem ni偶 George'a Chairmana. Najwi臋kszy z 偶yj膮cych wielkich mozartowskich dyrygent贸w, z twarz膮 okolon膮 bia艂膮 brod膮, z pe艂n膮 godno艣ci postaw膮, nie m贸g艂 nale偶e膰 do 艣wiata zbrodni.

- Czy 偶yczy pan sobie, mistrzu, 偶ebym ujawni艂 pa艅ski motyw? - zapyta艂 Higgins. Dyrygent przera藕liwie zblad艂.

- Bardzo pana prosz臋, inspektorze... je艣li naprawd臋 pozna艂 pan prawd臋, prosz臋 nie wystawia膰 mnie na t臋 pr贸b臋.

W jego oczach kry艂 si臋 strach.

- Prosz臋 p贸j艣膰 ze mn膮, mistrzu.

Scott Marlow zaprotestowa艂.

- Chyba nie zamierza pan wyj艣膰, Higgins... Jest straszna pogoda... I on m贸g艂by uciec!

Lovro Ferenczy wsta艂. Jego r臋ce dr偶a艂y lekko.

- Niech si臋 pan niczego nie obawia, nadinspektorze. Nie wyjd臋 poza obr臋b Lindenbourne. Ma pan moje s艂owo.

- Znam Lovra Ferenczy'ego od wielu lat - wtr膮ci艂 George Chairman. - To cz艂owiek honoru. R臋cz臋 za jego obietnic臋.

Marlow nie sprzeciwia艂 si臋 d艂u偶ej.

Deszcz przesta艂 pada膰, ale niebo przecina艂y chwilami pot臋偶ne b艂yskawice. Dwaj m臋偶czy藕ni zeszli po stopniach zamku, kieruj膮c si臋 w stron臋 鈥渃zarodziejskiego ogrodu鈥. Lovro Ferenczy straci艂 sw贸j legendarny spok贸j.

- Co spowodowa艂o, 偶e zacz膮艂 mnie pan podejrzewa膰? - zapyta艂.

- Mozart, mistrzu. George Chairman o艣wiadczy艂, 偶e prawdziwym morderc膮 by艂 nie kto inny, tylko sam autor Don Juana. M贸wi艂 to oczywi艣cie jako Komandor, ale ten symboliczny os膮d skierowa艂 mnie na w艂a艣ciw膮 drog臋. Wiedziony dziwnym przeczuciem uzna艂em, 偶e klucz do tej zagadki tkwi w operze. Z konieczno艣ci zainteresowa艂em si臋 panem, poniewa偶 dyrygowa艂 pan zar贸wno orkiestr膮, jak i odtw贸rcami Don Juana, i dzi臋ki temu by艂 pan uprzywilejowanym 艣wiadkiem zbrodni. Obserwowa艂em pana. Nie spotyka艂 si臋 pan z nikim, usprawiedliwiaj膮c si臋 umi艂owaniem samotno艣ci, nie wykazywa艂 pan zainteresowania artystami. Jednak targa艂 panem wewn臋trzny niepok贸j, czego dowodz膮 tragiczne dzie艂a, kt贸re gra艂 pan na klawesynie w bibliotece, przenosz膮c si臋 my艣lami ponad ziemskie sprawy. Podczas antraktu zachowa艂 pan neutralno艣膰. W 偶adnym momencie nie zaj膮艂 si臋 pan w taki czy inny spos贸b Pietrem Giovannim. Nie rozsiewa艂 pan plotek, nie rzuca艂 pan podejrze艅 na nikogo, nie zauwa偶y艂 pan nic nienormalnego w zachowaniu kogokolwiek.

Pomimo k艂臋bi膮cych si臋 na niebie czarnych, burzowych chmur, nieliczne gwiazdy rozja艣nia艂y mroki nocy. Rozm贸wcy szli bardzo powoli.

- Ta neutralno艣膰 nie przys艂u偶y艂a si臋 panu - ci膮gn膮艂 Higgins. - Uwydatni艂a jedynie incydent, kt贸ry przem贸wi艂 na pa艅sk膮 niekorzy艣膰: tajemnicze, bardzo teatralne znikni臋cie Giovanniego mi臋dzy gospod膮 a zamkiem. Nietrudno by艂o to zrozumie膰: gdyby, przez fantazj臋 artysty, kt贸ra by艂a w jego stylu, zdecydowa艂 si臋 nie za艣piewa膰 w Lindenbourne, pana plan leg艂by w gruzach. Natychmiast zaalarmowa艂 pan re偶ysera, 偶膮daj膮c, 偶eby jak najszybciej rozpocz臋to poszukiwania pa艅skiej przysz艂ej ofiary. Audrey Simonsen r贸wnie偶 bardzo mi pomog艂a, wyja艣niaj膮c, dlaczego Pietro Giovanni nie m贸g艂 unikn膮膰 艣mierci. 鈥淏艂aga艂am Pietra Giovanniego, 偶eby zmieni艂 偶ycie - oznajmi艂a mi - gdyby mnie pos艂ucha艂, jeszcze by 偶y艂鈥. Zab贸jc膮 by艂 wi臋c cz艂owiek o niezwyk艂ym poczuciu moralno艣ci, przekonany, 偶e Pietro Giovanni nigdy si臋 nie zmieni.

Czarodziejski ogr贸d鈥 by艂 pogr膮偶ony w ciszy. Dwaj m臋偶czy藕ni szli powolnym krokiem.

- Pa艅ska teza opiera艂a si臋 na chwiejnych fundamentach, inspektorze.

- To prawda, mistrzu, a偶 do chwili, gdy wreszcie uprzytomni艂em sobie pow贸d, kt贸ry wywo艂a艂 we mnie prawdziwy niepok贸j podczas fina艂owej sceny pa艅skiego Don Juana. Pietro Giovanni osun膮艂 si臋 na ziemi臋, temu nie da si臋 zaprzeczy膰, ale kry艂o si臋 za tym co艣 bardziej subtelnego. Pope艂ni艂 pan niespotykany b艂膮d muzyczny: gwa艂towne przyspieszenie tempa. Dyrygent tej klasy co pan nigdy nie pope艂ni艂by podobnej pomy艂ki bez szczeg贸lnej intencji. U艣wiadomi艂em sobie, ze chcia艂 pan zespoli膰 艣mier膰 Giovanniego ze 艣mierci膮 postaci, w kt贸r膮 si臋 wcieli艂. Dzi臋ki funkcji, jak膮 pan pe艂ni艂, zajmowa艂 pan niezwykle dogodne miejsce, by -艣ledzi膰 rozw贸j agonii, kt贸rej sam artysta nie podejrzewa艂. U艣wiadomiwszy sobie, 偶e sprawy przybra艂y zbyt szybki obr贸t, przyspieszy艂 pan tempo... i przeoczy艂 ten fakt, gdy poprosi艂em pana o podanie listy niezr臋czno艣ci muzycznych, kt贸re zak艂贸ci艂y przedstawienie.

- Wspania艂a analiza, inspektorze. Nie spodziewa艂em si臋, 偶e 艣ledztwo b臋dzie prowadzone przez wielbiciela Mozarta.

- Od chwili gdy nabra艂em pewno艣ci, 偶e jest pan zamieszany w to morderstwo, pr贸bowa艂em nakre艣li膰 pana osobowo艣膰. Przypominaj膮c sobie to, co o panu czyta艂em, zda艂em sobie spraw臋, 偶e ca艂e pana 偶ycie by艂o po艣wi臋cone muzyce Mozarta. 呕aden inny kompozytor nie znajdowa艂 艂aski w pana oczach, z wyj膮tkiem Bacha i Monteverdiego. Pa艅ska biografia streszcza艂a si臋 w pa艅skiej pracy. A jednak, 偶eby dobrze dyrygowa膰 Mozartem, trzeba wyczuwa膰 jego ducha mi臋dzy nutami, pozna膰 najwi臋ksze rado艣ci i najwi臋kszy b贸l. Tajemnica musia艂a tkwi膰 tylko w pa艅skiej przesz艂o艣ci, tylko w tym mrocznym okresie poprzedzaj膮cym pana przybycie do Stan贸w Zjednoczonych, pod koniec drugiej wojny 艣wiatowej. Jest pan, mistrzu, bezpa艅stwowcem czeskiego pochodzenia. Dlaczego nie zareagowa艂 pan, gdy m贸wi艂em o Pradze?

Opu艣ciwszy 鈥渃zarodziejski ogr贸d鈥, m臋偶czy藕ni skierowali si臋 w stron臋 jeziora.

- Poniewa偶 niekt贸re wspomnienia s膮 zbyt bolesne, inspektorze. Przypuszczam, 偶e mnie pan rozumie...

- Teraz tak - odpar艂 Higgins - ale musia艂em wys艂a膰 telegramy, 偶eby sprawdzi膰 stany cywilne niekt贸rych bohater贸w dramatu... z wyj膮tkiem pa艅skiego, niedost臋pnego. Pana tajemnic臋 zdradzi艂a fotografia. Zdj臋cie ukochanej matki Marylin O' Neill. Zauwa偶y艂em tajemniczy numer na jej r臋ce. Hipoteza, kt贸ra przysz艂a mi na my艣l, zosta艂a potwierdzona przez mojego przyjaciela, pu艂kownika Mac Crombiego. Chodzi艂o o numer obozowy. Telefonuj膮c do Australii, dowiedzia艂em si臋, 偶e O'Neill jest nazwiskiem adopcyjnego ojca Marylin. Jej matka, jedna z ocalonych z obozu w Mauthausen, by艂a Czeszk膮, podobnie jak pan. Poniewa偶 poprosi艂 mnie pan, 偶ebym nie przedstawia艂 mojej teorii w obecno艣ci Marylin, mistrzu, znaczy to, 偶e jest pan jej ojcem, kt贸ry, jak ona s膮dzi, nie 偶yje.

Id膮c wzd艂u偶 brzegu jeziora, Higgins i Lovro Ferenczy doszli do rw膮cego nurtu rzeki.

- Marylin jest rzeczywi艣cie moj膮 jedyn膮 c贸rk膮 - wyzna艂 dyrygent. - Moja 偶ona i ja wiedzieli艣my, 偶e zostaniemy aresztowani, a wi臋c rozdzieleni na zawsze. By艂a w ci膮偶y. Przeczuwaj膮c najgorsze, z艂o偶yli艣my przysi臋g臋: je艣li jedno z nas prze偶yje i pozostanie bez wie艣ci o drugim d艂u偶ej ni偶 trzy lata, ma zapomnie膰 i zacz膮膰 nowe 偶ycie. Nie mia艂em z艂udze艅, jednak prze偶y艂em. Przez lata na pr贸偶no podejmowa艂em szale艅cze poszukiwania, z nadziej膮, 偶e nazi艣ci mo偶e j膮 oszcz臋dzili. Bez rezultatu. A偶 nagle pi臋膰 lat temu prze偶y艂em niesamowity szok, dyryguj膮c Czarodziejskim Fletem w Salzburgu: jedna z trzech s艂u偶膮cych Kr贸lowej Nocy by艂a sobowt贸rem mojej 偶ony! T膮 wspania艂膮 艣piewaczk膮, kt贸rej wr贸偶ono bajeczn膮 karier臋, by艂a... Marylin O'Neill, moja c贸rka.

G艂os Lovra Ferenczy'ego za艂ama艂 si臋.

- Chcia艂em dowiedzie膰 si臋 o niej wszystkiego. Okaza艂o si臋, 偶e jest Australijk膮, 偶e przyby艂a ze swoj膮 matk膮 na antypody, maj膮c roczek. Moja 偶ona wysz艂a ponownie za m膮偶. Uszanowa艂em przysi臋g臋. Nie chcia艂em burzy膰 jej szcz臋艣cia. Jednak wszystkimi dost臋pnymi 艣rodkami, bez jej wiedzy, wspiera艂em karier臋 mojej c贸rki. To nie by艂o zreszt膮 trudne, by艂a niezwykle utalentowana.

- I pojawi艂 si臋 Pietro Giovanni...

- Tak, inspektorze. Nie 偶ywi臋 ani zaufania, ani podziwu dla tych, kt贸rych mieni膮 si臋 鈥渁rtystami鈥. To s膮 na og贸艂 ludzie 藕li i godni pogardy, pe艂ni pychy. A Giovanni przewy偶sza艂 wszystkich. Na dodatek rz膮dzi艂a nim chorobliwa ambicja. Chcia艂 wszystko zdoby膰. Dowiedzia艂em si臋, jak膮 rol臋 odegra艂 w 艣mierci... matki Marylin, i dosz艂y mnie s艂uchy, 偶e poprzysi膮g艂 sobie, i偶 uczyni z mojej c贸rki swoj膮 偶on臋.

- Dlaczego si臋 pan nie ujawni艂 i nie odda艂 prawdziwego ojca swojej c贸rce?

- Poniewa偶 postanowi艂em zabi膰 Giovanniego. Zbrodniczy plan dawno powsta艂 w mojej g艂owie, inspektorze. Nie by艂o 偶adnego innego sposobu, 偶eby uchroni膰 j膮 przed nieszcz臋艣ciem. Pomimo si艂y, jak膮 posiada, nie by艂aby w stanie mu si臋 oprze膰. Szed艂em ich 艣ladami. Kiedy Giovanni po艣lubi艂 Audrey Simonsen i kiedy moja c贸rka zar臋czy艂a si臋 z sir Brianem Hallem, kt贸rego bardzo ceni臋, mia艂em nadziej臋, 偶e los oszcz臋dzi mi posuni臋cia si臋 do ostateczno艣ci. Ale Pietro Giovanni zdradzi艂 swoj膮 偶on臋 dwa dni po 艣lubie i im bardziej ros艂a s艂awa mojej c贸rki, tym bardziej zale偶a艂o mu na tym, 偶eby j膮 zdoby膰. Kiedy dowiedzia艂em si臋, 偶e b臋d膮 razem 艣piewa膰 oper臋 Mozarta w Lindenbourne, omal si臋 nie rozchorowa艂em. Wyst臋puj膮c w operze Mozarta, ten mroczny samochwa艂a m贸g艂 umocni膰 si臋 w swojej pysze. A gdyby nawet Marylin uda艂o si臋 jeszcze raz odsun膮膰 go od siebie, nie zawaha艂by si臋 z艂ama膰 jej kariery, upokorzy膰 j膮 i uzale偶ni膰 od siebie. Giovanni by艂 jednym z najbardziej wp艂ywowych ludzi w 艣rodowisku operowym. Kiedy okaza艂o si臋, 偶e wybranym dzie艂em jest Don Juan, poczu艂em, 偶e nadszed艂 wreszcie moment, 偶eby uratowa膰 moj膮 c贸rk臋. Wiedzia艂em wszystko o Giovannim, o jego zainteresowaniach, o jego awersji do kot贸w, o truciznach, kt贸re wozi艂 ze sob膮, 偶eby zabija膰 je wsz臋dzie tam, gdzie stawa艂y na jego drodze. Odczuwam prawdziw膮 sympati臋 dla tych zwierz膮t, inspektorze. To mi podsun臋艂o pomys艂 ukarania go jego w艂asn膮 broni膮.

- To pan pisa艂 listy z pogr贸偶kami?

- Tak, inspektorze. Mia艂em nadziej臋, 偶e odwiod膮 go od przyjazdu do Lindenbourne. Ale ten cz艂owiek nie ba艂 si臋 niczego. B贸g nie pozwoli艂 mi unikn膮膰 tej zbrodni. Moja c贸rka nigdy si臋 nie dowie, kim naprawd臋 by艂em: jej ojcem i morderc膮. Wyjawi膰 prawd臋, zanim pozb臋d臋 si臋 Giovanniego, r贸wna艂oby si臋 wystawieniu jej szcz臋艣cia na niebezpiecze艅stwo. 艢wiadomo艣膰, 偶e jej ojciec jest morderc膮, z艂ama艂aby jej serce.

Dwaj m臋偶czy藕ni zbli偶yli si臋 do brzegu, gdzie ukryta w wysokiej trawie, ko艂ysa艂a si臋 na wodzie stara, odrapana barka. Ksi臋偶yc, wychodz膮c zza chmur, o艣wietli艂 ma艂膮 wysepk臋 po艣rodku rzeki.

- Zaintrygowa艂 mnie jeszcze inny szczeg贸艂 - doda艂 Higgins. - Najbli偶sze przedstawienie Don Juana. Obecnym tu gwiazdom bardzo na nim zale偶a艂o, ka偶dy mia艂 nadziej臋 tam zab艂ysn膮膰. Nikt nie powiedzia艂 mi, kto b臋dzie dyrygowa膰. Nazwisko dyrygenta nie by艂o wi臋c jeszcze znane. Telegram z La Scali pozwoli艂 mi uchyli膰 r膮bka tajemnicy. Czy chodzi艂o o pana, mistrzu?

- To by艂 pi臋kny plan, inspektorze... .

- Nie by艂o w nim miejsca dla Giovanniego - u艣ci艣li艂 Higgins.

- Nigdy nie sta艂by si臋 wielkim Don Juanem, inspektorze. Nie mia艂 duszy. Werwa, technika, prezencja sceniczna nie wystarcz膮. Trzeba si臋 urodzi膰 z darem perfekcyjnego frazowania, czyst膮 barw膮 g艂osu, trzeba odda膰 si臋 w s艂u偶b臋 muzyki, a nie pos艂ugiwa膰 si臋 ni膮 dla w艂asnych cel贸w. Pietro Giovanni roz艂o偶y艂by to przedstawienie, odsuwaj膮c wi臋kszo艣膰 artyst贸w, kt贸rzy przybyli do Lindenbourne, 偶eby odby膰 pewnego rodzaju pr贸b臋. Nie wiedzieli, 偶e b臋d臋 nimi dyrygowa膰 w La Scali i 偶e obserwowa艂em ich dok艂adnie, 偶eby skorygowa膰 ich ostatnie b艂臋dy i przygotowa膰 idealnego Don Juana. Ten potw贸r Giovanni zajmowa艂 si臋 tylko sob膮, swoimi pasjami, troszczy艂 si臋 tylko o swoj膮 s艂aw臋. Nie interesowa艂 go Mozart. Odsun膮艂by Rubena Carmino, Audrey Simonsen, Gerta Glindera, sir Briana Halla, moj膮 c贸rk臋... wszystkich tych, kt贸rzy nie艣wiadomie przygotowywali si臋 w Lindenbourne do odtworzenia tego dzie艂a w Mediolanie. Byli bliscy perfekcji. Giovanni wszed艂 w 艣wiat Mozarta tylko po to, by uwie艣膰 moj膮 c贸rk臋. Jego intencje nie by艂y szczere. 呕eby 偶y膰 Mozartem, inspektorze, nie mo偶na by膰 splamionym od 艣rodka.

Dwaj m臋偶czy藕ni zeszli na brzeg. Silny wiatr ko艂ysa艂 wysok膮 traw膮.

- Muzyka Mozarta nie zna granic, mistrzu. To mi pozwoli艂o zrozumie膰, 偶e Pietro Giovanni pod膮偶a艂 za pa艅sk膮 c贸rk膮 po ca艂ym 艣wiecie. Ponadto przekona艂em si臋, 偶e by艂 tak wp艂ywowym cz艂owiekiem, 偶e ka偶da znacz膮ca opera chcia艂aby go widzie膰 w swojej obsadzie.

Lovro Ferenczy, ze zm臋czon膮, postarza艂膮 twarz膮 popatrzy艂 Higginsowi prosto w oczy.

- Wi臋c ju偶 teraz pan wie, dlaczego by艂em zmuszony zabi膰... dlaczego nie chc臋, 偶eby moja c贸rka si臋 dowiedzia艂a, 偶e jej ojciec jest morderc膮.

Higgins chcia艂by by膰 Bogiem, cho膰 przez chwil臋, 偶eby rozgrzeszy膰 tego cz艂owieka, cofn膮膰 czas, pozwoli膰 ojcu wzi膮膰 c贸rk臋 w ramiona i unie艣膰 j膮 daleko od tego 艣wiata. By艂 jednak tylko skromnym policjantem ze Scotland Yardu, bez szczeg贸lnych, boskich kompetencji.

- Czy m贸g艂bym zada膰 panu jedno pytanie, inspektorze?

- Bardzo prosz臋, mistrzu.

- Czy wie pan, kto ukrad艂 moje pa艂eczki?

- Ja sam, mistrzu. Nielegalny czyn, przyznaj臋. Chcia艂em wystawi膰 pana na pr贸b臋, zobaczy膰, czy sam mi pan o tym powie, czy te偶 przera偶ony pope艂nion膮 przez siebie zbrodni膮, b臋dzie wola艂 przemilcze膰 ten fakt, 偶eby nie skupia膰 na sobie uwagi. Zachowa艂 si臋 pan w spos贸b niezwykle naturalny, poniewa偶 nie jest pan zwyk艂ym morderc膮. Jednak nie udzieli艂 mi pan odpowiedzi, gdy zapyta艂em, czy pochwala pan uczucie Don Juana dla Doni Anny. Pa艅skie milczenie pana zdradzi艂o.

Lovro Ferenczy podni贸s艂 oczy ku niebu. Blady sierp ksi臋偶yca o艣wietla艂 srebrzystym blaskiem skryte w p贸艂mroku korony drzew.

- Mo偶e lepiej by by艂o, gdybym si臋 zdradzi艂 inspektorze...

Higgins przybra艂 nagle zak艂opotan膮 min臋.

- Pozostaje powa偶ny problem, mistrzu, dla tego, kto pragnie uwiarygodni膰 fakty... Czy m贸g艂by mi pan wyja艣ni膰, w jaki spos贸b pozby艂 si臋 pan 艣miertelnej szpady?

- Mog臋 zrobi膰 wi臋cej, inspektorze. Mog臋 j膮 panu pokaza膰. Oczywi艣cie tylko ja wiem, gdzie si臋 znajduje. W ten spos贸b b臋dzie pan mia艂 konkretny dow贸d mojej winy.

Energicznym krokiem Lovro Ferenczy przeszed艂 przez traw臋 i zszed艂 do 艂贸dki.

- Niech pan tu przyjdzie - powiedzia艂 stanowczym tonem.

Higgins by艂 zmuszony p贸j艣膰 艣ladem dyrygenta. Nie lubi艂 ani wody, ani 偶eglowania, ale Lovro Ferenczy ju偶 rozwi膮za艂 sznur, kt贸rym 艂贸d藕 by艂a umocowana do palika. Jego uszu dobieg艂y odg艂osy pospiesznych krok贸w. Dyrygent mocnym zamachem wiose艂 wyrwa艂 艂贸d藕 z jej ro艣linnego wi臋zienia. Inspektor musia艂 usi膮艣膰, by nie straci膰 r贸wnowagi.

Na skarpie pojawi艂 si臋 Scott Marlow w towarzystwie dw贸ch policjant贸w. Us艂ysza艂 plusk wiose艂, ale nie widzia艂 艂odzi, kt贸ra dop艂yn臋艂a do po艂owy drogi mi臋dzy wysp膮 a sta艂ym l膮dem. Wszystko znikn臋艂o w g臋stej mgle.

- Higgins! Higgins! Gdzie pan jest? Jeste艣my tutaj, idziemy! Niech pan nie pozwoli mu uciec!

Scott Marlow krzycza艂 na ca艂e gard艂o, 偶eby uspokoi膰 koleg臋, kt贸remu zapewne grozi艂o niebezpiecze艅stwo. Dwaj policjanci na pr贸偶no szukali drugiej 艂贸dki.

Lovro Ferenczy przesta艂 wios艂owa膰. 艁贸d藕 zatrzyma艂a si臋, potem wolno obr贸ci艂a. Higgins ujrza艂 podnosz膮c膮 si臋 sylwetk臋.

- Z艂o偶y艂em szpad臋 po艣rodku wyspy, inspektorze, na p艂askim kamieniu. Chcia艂bym panu podzi臋kowa膰, 偶e niczego pan nie wyjawi艂 mojej c贸rce. Teraz musz臋 odej艣膰. 呕al mi Mediolanu. Ale jestem przekonany, 偶e Mozart pokieruje innymi dyrygentami i innymi 艣piewakami. Prosz臋 mnie nie zatrzymywa膰. Jest angielskie przys艂owie, kt贸re m贸wi: 鈥淯艣miechaj si臋, a 艣wiat b臋dzie si臋 u艣miecha艂 z tob膮. Gdy p艂aczesz, p艂acz sam鈥. Spr贸buj臋 troch臋 si臋 u艣miechn膮膰. 呕egnam, inspektorze.

Lovro Ferenczy odrzuci艂 daleko wios艂a i zsun膮艂 si臋 do wody jak zm臋czony w臋drowiec u kresu d艂ugiej w臋dr贸wki.



Rozdzia艂 XXIII


W po艂udnie policjanci ze Scotland Yardu przerwali rozpocz臋te rano poszukiwania. Nie mo偶na by艂o odnale藕膰 cia艂a Lovra Ferenczy'ego. Albo ugrz臋z艂o w rzecznym mule, albo zosta艂o uniesione przez pr膮d. Pomimo awersji do wody, inspektor upar艂 si臋, 偶eby uda膰 si臋 na wysp臋, gdzie rzeczywi艣cie znalaz艂 zbrodnicz膮 szpad臋.

Rano wszyscy arty艣ci opu艣cili Lindenbourne. Scott Marlow poinformowa艂 ich o przypadkowej 艣mierci Lovra Ferenczy'ego, odmawiaj膮c podania dodatkowych wyja艣nie艅. Nie m贸g艂 zreszt膮 tego zrobi膰. Higgins nie zgodzi艂 si臋 ujawni膰 tre艣ci rozmowy z morderc膮 Pietra Giovanniego.

W zamku pozosta艂a jeszcze Audrey Simonsen, niezapomniana Dona Elvira z Don Juana z Lindenboume. Podczas gdy jej szofer czeka艂 na ni膮 u wej艣cia do posiad艂o艣ci, podesz艂a do wozu Scotland Yardu.

- Zale偶a艂o mi na zobaczeniu si臋 z panem, zanim nasze drogi si臋 rozejd膮 - powiedzia艂a do Higginsa, kt贸ry w艂a艣nie poprawia艂 muszk臋. - Otrzyma艂am wspania艂膮 wieczorow膮 sukni臋 od Hartnella. Nie przymierzy艂am jej i nigdy jej nie w艂o偶臋. Ale b臋dzie moj膮 najcenniejsz膮 pami膮tk膮. B臋dzie mi przypomina膰 niespe艂nion膮 mi艂o艣膰, kt贸ra mo偶e zi艣ci si臋 w za艣wiatach. Przeprowadzi艂am ma艂e 艣ledztwo, 偶eby dowiedzie膰 si臋 kto, dostarczy艂 mi ten prezent. To m贸g艂 by膰 tylko pan, inspektorze.

- To drobiazg, panno Simonsen. To Scotland Yard zniszczy艂 pani sukni臋, Scotland Yard powinien wi臋c by艂 to naprawi膰. Niech mi b臋dzie wolno 偶yczy膰 pani du偶o szcz臋艣cia.

Higgins pochyli艂 si臋, 偶eby uca艂owa膰 d艂o艅, kt贸r膮 mu poda艂a pi臋kna Dunka.


Samoch贸d Scotland Yardu jecha艂 powoli w kierunku gospody 鈥淧od Faszerowan膮 G臋si膮鈥.

- Dlaczego nie odnaleziono zw艂ok? - zrz臋dzi艂 Scott Marlow. - Wyda艂em polecenie, 偶eby oczyszczono dno i przeszukano teren wzd艂u偶 rzeki. Zmar艂y nie znika tak sobie, do licha!

- Kt贸偶 to wie - odpar艂 zamy艣lony Higgins. - Muzyka Mozarta sprawia, 偶e istoty staj膮 si臋 przezroczyste, prawie niematerialne.

Scott Marlow wola艂 nie porusza膰 si臋 po tym niepewnym gruncie, wiedz膮c, 偶e Higginsowi zdarza艂o si臋 oddawa膰 tego typu marzeniom.

- Prosz臋 mi powiedzie膰, Higgins... - rozpocz膮艂 zak艂opotanym tonem.

- S艂ucham, m贸j drogi Marlow. .

- Czy Lovro Ferenczy nie da艂 panu 偶adnej wskaz贸wki mog膮cej wyja艣ni膰 jego zbrodni臋?

- Tylko jedn膮: samego Mozarta. Don Juan musia艂 umrze膰. To jest zapisane w partyturze. Je艣li chodzi o reszt臋, wiem tyle samo, co pan. Ju偶 od dawna nie cieszyli艣my si臋 tak pi臋knym latem, nie s膮dzi pan?

Kiedy dotarli do gospody, ujrzeli na progu pann臋 Lipyncott odzian膮 w dopasowany b艂臋kitny kostium. Scott Marlow wola艂 pozosta膰 za kierownic膮. Higgins zapewni艂 go, 偶e d艂ugo nie zabawi.

- Prosz臋 wej艣膰, inspektorze - powiedzia艂a z u艣miechem w艂a艣cicielka gospody. - Czy jest pan zadowolony z moich us艂ug?

- By艂a pani wspania艂a - odpar艂 Higgins z przekonaniem.

Ma艂y salonik pachnia艂 艣wie偶ym woskiem. Na Haskim stoliku sta艂 czajniczek, dwie fili偶anki, obwi膮zana sznurkiem paczuszka i list.

Panna Lipyncott poda艂a paczk臋 Higginsowi.

- Oto cenny skarb, kt贸ry zostawi艂 pan u mnie na przechowanie, inspektorze.

Higgins odebra艂 z czci膮 manuskrypt Don Juana Mozarta, kt贸ry spieszno mu by艂o wr臋czy膰 George'owi Chairmanowi.

- Pewien starszy pan, bardzo uprzejmy i bardzo wytworny, przekaza艂 mi ten list dla pana.

- Czy mia艂 bia艂膮 brod臋?

- Tak, inspektorze. Widzia艂am go ju偶 kiedy艣. S膮dz臋, 偶e to muzyk.

Higgins otworzy艂 kopert臋. Zawiera艂a testament Lovra Ferenczy'ego, w kt贸rym dyrygent przekazywa艂 ca艂y sw贸j maj膮tek festiwalowi w Lindenbourne, przepraszaj膮c re偶ysera za wyrz膮dzon膮 krzywd臋. Do tego zapisu by艂 dodany tylko jeden warunek: 偶eby Marylin O'Neill co roku mog艂a 艣piewa膰 Mozarta.

Panna Lipyncott podnios艂a czajniczek.

- Prosz臋 si臋 nie obawia膰, inspektorze. To jest kawa. Zorientowa艂am si臋, 偶e nie lubi pan herbaty... zreszt膮 moje ro艣liny doniczkowe r贸wnie偶!

Higgins wygl膮da艂 na zawstydzonego.

- Mam nadziej臋, 偶e powr贸ci pan do mojej gospody, inspektorze. Tak rzadko mo偶na spotka膰 takich ludzi jak pan.... niech mi b臋dzie zatem wolno ofiarowa膰 panu ten skromny prezent. Ten drobiazg by艂 w艂asno艣ci膮 mojego znajomego, pu艂kownika armii indyjskiej.

Higgins wzi膮艂 z r膮k panny Lipyncott niezwyk艂ej urody przyrz膮d do wyg艂adzania w膮s贸w, wykonany z masy per艂owej. Przejrzawszy si臋 w 艣ciennym lustrze, zorientowa艂 si臋, 偶e jego szpakowatym w膮som troch臋 brakuje do stanu ca艂kowitego 艂adu. Uchybienie, kt贸re mog艂a zauwa偶y膰 jedynie ta stara dama, wychowana w poszanowaniu tradycji.

Inspektor uzna艂 za stosowne natychmiast zaprowadzi膰 porz膮dek w swoim wygl膮dzie.

- Je艣li wolno zauwa偶y膰 - powiedzia艂a panna Lipyncott, patrz膮c na Higginsa okiem r贸wnie krytycznym, co pe艂nym podziwu - jest pan teraz doskona艂ym Don Juanem.


Kiedy Higgins powr贸ci艂 do samochodu, ciep艂e promienie s艂o艅ca muska艂y korony drzew, ukrywaj膮c przed 艣wiatem opuszczon膮 kaplic臋. Wsuwaj膮c prezent do kieszeni marynarki, inspektor poczu艂, 偶e co艣 mu zawadza. Zapomnia艂, 偶e zabra艂 ze sob膮 pa艂eczki dyrygenta.

Komu je teraz odda膰? Stawa艂y si臋 ju偶 wspomnieniem cienia na zawsze pogr膮偶onego w wodach jeziora Lindenbourne. 鈥淜t贸偶 inny - pomy艣la艂 Higgins - mia艂 prawo go s膮dzi膰, je艣li nie b贸g tych, kt贸rzy kochaj膮 Mozarta鈥?


1 Zab贸jcy

2 Wy艣cigi konne w Epsom.

3 Busch, Giulini, Friscay: trzej wielcy dyrygenci orkiestr mozartowskich.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Livingstone, J B Zbrodnia w Lindenbourne
Jacq Christian Zbrodnia w Lindenbourne (ps Livingstone J B )
Kwalifikacja prawna zbrodni katynskiej
De Sade D A F Zbrodnie mi艂o艣ci
Ofiary zbrodniarzami
Konwencja w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludob贸jstwa eng
ZBRODNIA I ZBRODNIARZ, matura, matura ustna, MOTYWY, WORD
Zbrodni i kary Fiodora Dostojewskiego
Odpowiedzialno艣膰 Lady Makbet za zbrodni臋 jej m臋偶a
艁ojek Magdziarz Is Jihad a Living Tradition in Islam
TEMAT 9 - ZBRODNIA KATY艃SKA, Konspekty, KO-Ksztalcenie Obywatelskie
zbrodnia i kara zagadnienia, Dokumenty - g艂贸wnie filologia polska, J臋zyk polski - liceum
Konsekwencje zbrodni w literaturze, Szko艂a, J臋zyk polski
ZDRADY I ZBRODNIE c5 bbYD c3 93W