Ślizgońska Metoda
Snarry
Tytuł: Ślizgońska Metoda (The Slytherin Method)
Autor: ArtemisLiCa
Link do oryginału: http://www.foreverfandom....ize=0&chapter=1
Tłumacz: Wiana
Beta: Yennefertari
Ostrzeżenia: Tak sobie pomyślałam, że może powinnam ostrzec przed facetami w ciąży? Nie, raczej nie... dlaczego miałabym psuć niespodzianki? <devil>
1. Punkt zwrotny
Harry Potter stał na środku pomieszczenia z dłońmi zaciśniętymi w pięści i oddychając ciężko. Było mu gorąco i jego ciało trzęsło się od siły jego wściekłości. Tym razem posunęli się cholernie zdecydowanie za daleko! Harry przesuwał piorunujące spojrzenie od jednego członka Zakonu do kolejnego, podczas gdy dyskusja toczyła się wokół niego. Dumbledore, siedzący spokojnie u szczytu stołu i ssący cytrynowego dropsa, nie został oszczędzony bardziej niż ci, którzy stali i krzyczeli na siebie.
Ktoś mógłby pomyśleć, że do tej pory Harry powinien przyzwyczaić się już do tego, że ci ludzie czuli się zobowiązani do decydowania o tym jak powinno się toczyć jego życie. Wydawać by się mogło, że do tej pory Harry powinien już przywyknąć do bycia manipulowanym i przewodzonym. Dla jego własnego dobra, oczywiście. Można by pomyśleć, że będzie już zrezygnowany by pozwalać by jego los był decydowany za niego, czasami nawet na jego oczach. Tak jak teraz. Do pewnego stopnia to było prawdą. Gdzieś był szaleniec próbujący go zabić, toczyła się wojna i umierali ludzie. Chłopak rozumiał, że Zakon starał się wygrać tę wojnę. Zaakceptował, że to znaczyło iż czasami był dla nich niczym więcej jak pionek w szachach. Nie lubił tego, ale to zaakceptował. Nawet zaakceptował bycie ignorowanym przy tych okazjach, kiedy próbował sam podjąć jakąś decyzję, ponieważ zrozumiał, że nie zawsze posiadał wszystkie informacje dostępne dla innych członków Zakonu. (Kolejny z wielu przykładów innych ludzi kontrolujących jego życie. Jeżeli miał pokonać Voldemorta, to chyba powinien mieć wszystkie dostępne informacje, prawda?)
To jednak było czymś innym. Tym razem ci gnoje przekroczyli granicę. Jeżeli o niego chodziło, gdy tylko pokona Voldemorta jego życie będzie jego. Jego by robić cokolwiek co tylko chce z nim zrobić. A ci ludzie mieli czelność myśleć, że mogą kontynuować z urządzaniem mu życia po tym jak już nie będzie Voldemorta. Cóż, nie ma pieprzonej mowy! GÓWNO mnie obchodzi czego ludzie będą potrzebować od „Chłopca - Który - Przeżył” po tym jak uratuję cały pieprzony czarodziejski świat. Gówno mnie obchodzi czego symbolem ludzie chcą bym został po śmierci Voldemorta. Po pozbyciu się Voldemorta mój pieprzony obowiązek zostanie wypełniony! NIE BĘDĘ żył całego mojego popieprzonego życia by zadowalać resztę pieprzonego czarodziejskiego świata!
Podczas gdy Harry stał tak, zgrzytając zębami by powstrzymać się przed krzyczeniem i bez ruchu by kogoś nie zaatakować, członkowie Zakonu ignorowali go. Nawet Dumbledore nie raczył zerknąć na niego gdy od czasu do czasu wtrącał jakąś uwagę do dyskusji. Co najprawdopodobniej było szczęściem, ponieważ gdyby dać Harry'emu obiekt, chłopak mógłby po prostu stracić kontrolę i dać upust swojemu ekstremalnemu niezadowoleniu spowodowanemu kierunkiem, którym to spotkanie dążyło. Wściekłość Harry'ego rosła, gdy myślał o wszystkich swoich poprzednich, bezowocnych próbach przejęcia kontroli nad swoim życiem. Szczęka go bolała od trzymania jego wewnętrznej diatryby za zębami.
Wędrujące spojrzenie Gryfona w końcu zatrzymało się na jedynym członku Zakonu, który zdawał się w ogóle nie interesować tematem dyskusji. Gdy Harry stał wpatrując się w Severusa Snape'a, w jego głowie zaczęła się kształtować idea. To był bardzo dziwny pomysł, ale Harry czuł, że okoliczności wymagały bardzo zdesperowanych działań. Pomysł dalej rozwijał się, gdy Harry analizował znudzony wyraz twarzy Snape'a.
Żadna z poprzednich prób Harry'ego przejęcia kontroli nad jego życiem się nie powiodła. Ale przecież wszystkie z poprzednich prób były dość - Gryfońskie - w ich raczej bezpośrednim podejściu. Harry zastanawiał się czy bardziej - Ślizgońska - metoda mogłaby być odpowiedzią na jego problem. Im dłużej to rozważał, tym bardziej lubił ten pomysł.
Oczywiście, Harry nie był Ślizgonem i nie potrafił tego zrobić bez odrobiny pomocy, ale musi posiadać chociaż zalążki Ślizgońskości w sobie, inaczej tiara nie chciałaby umieścić go w Slytherinie. A skoro to był jej pierwszy wybór, Harry wywnioskował, że z odrobiną wysiłku z jego strony będzie mógł stać się całkiem niezłym Ślizgonem.
Niespodziewanie Snape obrócił głowę i popatrzył na Harry'ego, unosząc jedną brew. Harry po prostu uśmiechnął się i patrzył jak Snape zmrużył oczy. Harry uśmiechnął się na to jeszcze szerzej. Tak, Ślizgońska metoda może być właśnie tym, czego potrzebował.
2. Odwracanie uwagi
Harry stał na peronie 9 ¾ i czekał na pojawienie się Rona i Hermiony. Rozglądał się po tłumie i starał się nie myśleć o tym, co się wydarzyło na ostatnim spotkaniu Zakonu. Tym razem było więcej na temat wojny, jednak na końcu członkom wciąż udało się spędzić trochę czasu na dyskutowaniu tematu, o którym Harry zaczął myśleć jako „po Voldemorcie”.
- Harry! - Głos Hermiony wybił się ponad gwar na dworcu.
Harry obrócił się i zobaczył ją biegnącą w jego stronę, ciągnącą ze sobą Rona. Gdy już do niego dotarli, Hermiona rzuciła się na niego i go przytuliła. Harry wymienił z Ronem spojrzenia.
- Sorki, kumplu. Usłyszała jak Mama i Tata rozmawiali o tym jak spędziłeś całe swoje wakacje u… AŁ! - Ron pochylił się gdy Hermiona szturchnęła go łokciem w bok.
- Tak mi przykro Harry! Nawet nic o tym nie wiedziałam!
- W porządku, Hermiono. Cieszę się, że mogłaś spędzić trochę czasu z rodzicami z daleka od tego co się tutaj dzieje. Jak było na Florydzie? - Harry zaczął iść, kierując się w stronę pociągu.
- Było fajnie. U ciebie w porządku, Harry? Dlaczego nie wysłałeś do mnie sowy?
- Odwiedziłaś wiele plaż? - Harry wyszczerzył się i wszedł do pociągu.
- Doprawdy, Harry! Ja się tobą zamartwiam, a ty mnie pytasz o plaże! - Hermiona prychnęła i przeszła obok Harry'ego do pierwszego pustego przedziału.
Gdy zamknęli drzwi i zajęli swoje siedzenia, Harry popatrzył na dwójkę swoich najlepszych przyjaciół. Zastanawiał się kiedy podejmą temat…
Harry został wyrwany ze swoich rozmyślań przez głos Hermiony.
- Harry, naprawdę jesteś pewny, że wszystko w porządku?
- Tak, Hermiono. Zakon dostał informację o tym, że Śmierciożercy planują atak na dom mojej ciotki w moje urodziny, więc Dumbledore zadecydował, że będzie bezpieczniej jeżeli opuszczę zabezpieczenia nieco wcześniej. I tak nie działałyby po moich urodzinach, więc naprawdę nie było żadnego powodu by tam zostawać. To nie było tak jak wcześniej, gdy musiałem tam być by zaklęcia mogły się odnowić. Poza tym Numer 12 jest wykorzystywany przez Zakon i jego członkowie pojawiają się w nim cały czas. Najprawdopodobniej jest najbezpieczniejszym miejscem, w którym mogłem być.
- Przykro mi, że musiałeś być tam sam, kumplu. Nie wiem dlaczego Dumbledore nie pozwolił ci spędzić wakacji z nami! Sam powiedziałeś, że zaklęcia ochronne i tak po twoich urodzinach nie miały już znaczenia.
- Dumbledore nie uważał by dobrym pomysłem było bym teraz opuszczał kraj, Ron. - Harry westchnął. Miło by było pojechać z Weasley'ami do Rumunii. Z poczuciem, że niedługo wojna osiągnie punkt kulminacyjny, wiele ludzi spędziło wakacje z daleka od Anglii ze swoją rodziną. Harry nie mógł ich za to winić. Sam by to zrobił, gdyby tylko miał rodzinę.
- I on ma całkowitą rację! Doprawdy, Ron, z Sam - Wiesz - Kim próbującym się dobrać do Harry'ego i tak wieloma ludźmi będącymi za granicą to byłoby bardzo złym pomysłem dla Harry'ego by być w tak niezabezpieczonym miejscu!
- Wiem, Hermiono! Po prostu uważam, że to nie w porządku, że Harry musiał spędzić wakacje samotnie. - Ron uniósł dłonie przed siebie, jakby chroniąc się przed atakiem. Następnie zwrócił się do Harry'ego. - Słyszałem rodziców, jak rozmawiali o planach przygotowanych na czas, gdy już Voldemort zginie. To prawda, Harry?
Harry rozważył swoje opcje podczas czasu na Grimmauld Place. Wiedział, że będzie musiał znaleźć sposób na odwrócenie uwagi Hermiony i Rona. Już postanowił, że oni zdecydowanie nie będą mu pomagać z jego nowym planem.
- Oh, też o tym słyszałam! Co zamierzasz zrobić, Harry? Uważam, że to wspaniały pomysł. - Hermiona miała zdecydowanie za dużo wiary w Dumbledore'a. Była znana z brania strony Dumbledore'a niemalże w każdym temacie i wiele razy w przeszłości popierała Dumbledore'a zamiast Harry'ego, gdy chłopak próbował podejmować swoje własne decyzje. Tak więc żadnej pomocy ze strony Hermiony w tym temacie.
- Dobry pomysł? Daj spokój, Hermiono! To szaleństwo a ten starzec to wariat jeżeli to zaproponował! Nie uważasz, że Harry powinien mieć możliwość wyboru? - Ron, z drugiej strony mógł popierać Harry'ego w jego pragnieniu podejmowania własnych decyzji, jednak nie był zbyt dobry w utrzymywaniu czegoś w tajemnicy. W gniewie potrafił wygadać wszystko. Jest również odrobinę nierozgarnięty jeżeli chodziło o decydowanie o tym czego nie powinien mówić. I, podczas gdy Harry ufał mu na tyle by powierzyć mu swoje życie, Ron nie miał zbyt dobrego bilansu gdy chodziło o niezachwialną lojalność. Dodaj do tego jego uprzedzenie do Ślizgonów i Ron najprawdopodobniej i tak odmówiłby Harry'emu pomocy w jego nowym planie.
- Oczywiście to jest decyzją Harry'ego. Po prostu uważam, że to byłoby dobrym sposobem by pomóc ludziom przez pokłosie wojny. Wiesz, dać im trochę nadziei, coś czego mogliby wyglądać! Poza tym pomyśl o możliwościach, które będzie miał jeżeli zgodzi się przez to przejść! - Hermiona się zarumieniła.
- Cóż, tak. Rety, chciałbym być na twoim miejscu, Harry! Gdy pomyślę o tym kogo… - Ron przerwał i przełknął głośno, gdy zauważył złowrogie spojrzenie Hermiony.
Harry z całych sił zmusił się by ukryć swój gniew. Gdy dwójka zauważyła jego milczenie, oboje zarumienili się zawstydzeni. Znali Harry'ego wystarczająco dobrze by wiedzieć, że najprawdopodobniej nie był zadowolony z planów, które Zakon szykował.
Niestety wiedzieli również, że Harry nie zgodzi się na to ot tak po prostu. Wiedział, że nie będzie w stanie przekonać ich, że był w porządku, więc będzie musiał wymyślić coś, by trzymać ich z daleka od odkrycia jego planów. Hermionę najlepiej będzie rozproszyć jakimiś poszukiwaniami. To nawet nie jest taki zły pomysł. Więcej informacji na pewne konkretne tematy mogłoby być przydatne. Zwłaszcza jeżeli chodziło o różnice pomiędzy czarodziejskim i Mugolskim prawem. Więc, jeżeli zatrudni Hermionę do badań i może zasugeruje, że całkowicie polega na jej pomocy, nie będą myśleć, że ma zaplanowane coś innego.
Tylko, że Ron będzie najprawdopodobniej oczekiwał od niego, że będzie użalał się i wściekał co nieco tak jak w przeszłości. Może… tak, to może zadziałać.
- Najpierw muszę zabić Voldemorta. Nie wydaje mi się, że powinienem martwić się tym teraz. Jakkolwiek, byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś mogła poszukać czegoś na ten temat, Mionko. Nie jestem obeznany w czarodziejskim prawie i chciałbym wiedzieć trochę więcej o nim. Przez większość czasu jednak po prostu nie chcę o tym myśleć. Dopóki nie pozbędę się Voldemorta, mam po prostu zbyt dużo innych problemów do rozwiązania. To znaczy, i tak mogę nie przeżyć tej wojny. I nie zapominajmy, że tego roku zdajemy OWTM-y. - Harry usiadł wygodnie i zignorował spojrzenie, które posłał mu Ron. Tylko obserwował, podczas gdy Ron jęknął i zakrył twarz dłońmi, gdy Hermiona nakręciła się i mówiła o planach naukowych i testach praktycznych, i ważności OWTM-ów w ich dalszym życiu.
3. Szlaban
Harry siedział w Wielkiej Sali i przesuwał swoje jedzenie po talerzu. Był wdzięczny temu, że Hermiona zajęła się Prorokiem Codziennym, który właśnie przybył, a Ron całą swoją uwagę poświęcił posiłkowi. Zdecydowanie tego ranka nie miał dobrego humoru. To był już trzeci tydzień semestru i Harry zaczynał się robić sfrustrowany.
- Uh, Arry? - Powiedział Ron z buzią pełną jedzenia.
- Ta? - Harry obrócił się, by popatrzeć na swojego przyjaciela. Musiał ukryć grymas niesmaku, gdy zauważył ilość jedzenia, jaką Ron włożył w swoje usta.
- Dlaczego posyłasz Snape'owi złowrogie spojrzenia? Nawet nie mieliśmy wczoraj Eliksirów.
- Oh. Uh. - Harry nawet nie zauważył, że wpatrywał się w Snape'a. - Po prostu nie jestem dziś w nastroju. Nie ma nikogo lepszego do obwiniania za chandrę, prawda? - Zdawał sobie sprawę z absurdalności tego wytłumaczenia, lecz miał nadzieję, że było zbyt wcześnie rano dla Rona, by to zauważył. Błagał również w myślach, aby Hermiona go nie usłyszała. Dziewczyna nie uwierzyłaby w to i nie przestałaby próbować wyciągnąć z niego prawdy, dopóki nie dałby jej wytłumaczenia, które mogłaby zaakceptować. Nie potrzebował jej zadręczaniem dodatkowo podsycać swojej frustracji.
- Ta. - Ron przytaknął i wrócił do swojego posiłku.
Harry próbował skupić wzrok na swoim jedzeniu, jednak nie potrafił oprzeć się pokusie zerknięcia na Snape'a jeszcze raz. Kiedy to zrobił, dostrzegł, że profesor również patrzył na niego. Mistrz Eliksirów natychmiast uniósł jedną brew i posłał w kierunku Gryfona jedno ze swoich Spojrzeń. Harry odkrył, że nie potrafił zrezygnować z posłania mu jeszcze jednego spojrzenia przed wróceniem do śniadania.
Potter był niesamowicie sfrustrowany, ponieważ odkrył wadę w swoim planie. Nie wydawała się aż tak znacząca, gdy przebywał na Grimmauld Place w wakacje. Potrzebował pomocy Ślizgona, a najbardziej - cóż, Ślizgońskim - Ślizgonem, jakiego Harry znał, był Snape. Oczywiście, we wczesnych stopniach planowania, Harry zaniedbał wzięcie pod uwagę wojny, roli Snape'a jako szpiega, faktu, że Mistrz Eliksirów go nienawidził i, co najważniejsze, braku powodu, dla którego ten chciałby mu się w jakikolwiek sposób przysłużyć. Harry miał całkowitą pewność, że gdyby potrafił obejść ostatnią kwestię, byłby w stanie znaleźć sposób na rozwiązanie reszty problemów.
Osoba, która miałaby mu pomóc, nie musiała go wcale lubić. Harry również nie musiał przepadać za osobą, którą skłoni do tej pomocy, a zważywszy na fakt, że do zrealizowania swojego planu potrzebował Ślizgona, było to wielce prawdopodobne, gdyż nie potrafił wskazać żadnego, do którego czułby chociaż nić sympatii. Ani tym bardziej któregoś, który lubiłby jego.
Harry przeniósł swoją uwagę na stół Ślizgonów. Gdy tak przeglądał uczniów przy nim siedzących, w myślach odrzucał każdego jeden po drugim. Wtem się zatrzymał, wpatrując w tył jasnej, blond głowy. Przypuszczalnie moja druga, po Snape'ie, najlepsza szansa. Wciąż muszę jednak obejść brak motywacji do pomocy. To jednak powinno być łatwiejsze od znalezienia powodu, dla którego Snape miałby mi pomóc. Gdy Draco Malfoy wstał, aby wyjść z Wielkiej Sali, Harry powrócił do swojego śniadania, tym razem je jedząc. Resztę posiłku spędził pogrążony głęboko w rozmyślaniach.
*********************************************
Prawie miesiąc później, Harry schodził po schodach, zmierzając do lochów. Udało się mu dziś rano spóźnić na Eliksiry - nie żeby Snape nie potrzebował jakiegoś dodatkowego powodu niż zwykle, by dać Potterowi szlaban. Harry dotarł do sali Eliksirów i wszedł do środka. Zauważył, że drzwi do biura Snape'a nie były do końca zamknięte i usłyszał głosy dochodzące z pomieszczenia. Zmarszczył brwi i sprawdził czas tylko po to, by odkryć, że był ponad godzinę za wcześnie. Wszystko przez swoją próbę ucieczki przed Hermioną i Ronem.
Poddając się ciekawości, Gryfon przemieścił się w stronę drzwi tak cicho, jak tylko potrafił. Ledwo udało mu się powstrzymać przed głośnym wciągnięciem powietrza, gdy zajrzał do gabinetu Mistrza Eliksirów.
- Co tu robisz, Lucjuszu?
- Chciałem o czymś z tobą porozmawiać.
- Co może być tak ważne, by sprowadzić cię do Hogwartu? Lucjuszu, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z ryzyka? Rozumiesz, że jestem jedynym, który wie po której stronie naprawdę stoisz? Nawet Albus wierzy, że jesteś lojalny Mrocznemu Panu. Wszyscy myślą, że jestem jedynym szpiegiem…
- Wiem, że jestem w Hogwarcie. Więcej, zdaję sobie sprawę z tego, w co ludzie wierzą na temat mojej lojalności, biorąc pod uwagę mój wysiłek włożony, aby podtrzymać pozory. Może mógłbyś przerwać obrażanie mojej inteligencji na wystarczająco długo, bym mógł wreszcie wyjaśnić ci powód mojej wizyty. - Cholera, Lucjusz Malfoy był jeszcze lepszy w tym całym unoszeniu brwi i protekcjonalnym spojrzeniu niż Snape! Zdecydowanie Ślizgoński talent.
- Bardzo dobrze, Lucjuszu. Wyjaśnij. - Zjadliwy sarkazm. Kolejny Ślizgoński talent.
- Powiedz mi Severusie. Rozważałeś sprawę, którą omawialiśmy ostatnim razem?
- Powiedz mi, że nie zaryzykowałeś swojego życia i przykrywki lojalnego Śmierciożercy zakradając się do Hogwartu tylko po to, żeby kontynuować tamtą dyskusję! - Wywarczone ostrzeżenie posłało dreszcze wzdłuż kręgosłupa Harry'ego.
- Oczywiście, że nie! Jednakże, decyzja musi zostać podjęta i trzeba wszystko zaplanować. Jeszcze przed końcem wojny, Severusie. Próbujesz omijać ten temat za każdym razem, gdy się pojawia, a wiesz, że nie mamy zbyt wielu okazji, by rozmawiać bezpiecznie. Więc, zanim przejdziemy do powodu mojej wizyty, przedyskutujemy to. - Dla kontrastu, ostrzeżenie Lucjusza Malfoy'a było lodowate i wyraźne.
- Nie oczekuję przeżycia tej wojny, Lucjuszu. Jaki więc jest sens w czynieniu planów na przyszłość po wojnie?
- A co, jeżeli uda ci się przeżyć? Nie mogłeś przetrwać tak długo jako szpieg, bez umiejętności robienia planów awaryjnych!
- W porządku! Jeżeli przeżyję tę cholerną wojnę, skorzystam z twojej propozycji. Czy teraz możemy przejść do powodu tego wspaniałego spotkania?
- Udało mi się zdobyć coś, na co polowałeś od jakiegoś czasu. Pomyślałem, że najlepiej będzie jeżeli dostarczę ci to tak szybko, jak tylko będę mógł. Przyniosłem ile tylko mogłem. - Lucjusz wręczył Snape'owi dużą fiolkę. Co może być w środku?
- Czy to jest to, co myślę? - Lucjusz przytaknął. Severus popatrzył na fiolkę spoczywającą w jego dłoni. - Z taką ilością powinienem być w stanie pracować. Mimo wszystko, czy musiałeś ryzykować przychodzenie tutaj, by mi to dać?
- Nie będziemy w stanie spotkać się przez następne tygodnie. Nie wydawało mi się, byś miał z tego jakikolwiek użytek, po tak długim czasie.
- Co wiesz? - Pytanie było ostre.
- Nic użytecznego. Podsłuchałem jak Mroczny Pan mówił, że nie będzie zwoływał kolejnego spotkania przez jakiś czas. Najprawdopodobniej pracuje nad kolejnym planem zabicia tego brzdąca, Potter'a.
- Nawet jeśli, nie wydaje mi się, że poprosi cię byś brał w tym udział. Ile to już razy nie udało ci się zabić Potter'a?
- Trzy. I mówię ci, że nie zabicie bachora jest trudniejsze niż ci się wydaje. Zwłaszcza nie zdradzając moich prawdziwych przekonań.
- Mogę cię zapewnić, że wierzę, iż ciężko jest powstrzymać się przed zabiciem go. Muszę się z nim męczyć znacznie częściej niż ty, pamiętasz? - Harry wciąż był zbyt zszokowany wiedzą, że Lucjusz Malfoy tak naprawdę nie starał się go zabić, by być zdenerwowanym lub obrażonym z powodu ostatniej uwagi.
Harry przegapił ostatnie słowa wymienione przez mężczyzn, ale na szczęście zauważył, gdy zaczęli kierować się w stronę drzwi. Przemieszczając się tak szybko i cicho, jak było to możliwe, Harry opuścił salę. Niepewny, jak Lucjuszowi Malfoy'owi udało się dostać do Hogwartu niezauważonym, a przez to nie wiedząc, w którą stronę się uda po opuszczeniu klasy, Harry pobiegł z powrotem po schodach do góry, zanim przeszedł przez pierwsze otwarte drzwi, na które się natknął. Pomieszczenie okazało się być pustą klasą.
Po odczekaniu czasu, który wydał się mu właściwy, Harry sprawdził godzinę, tylko po to, by odkryć, że zaraz spóźni się na swój szlaban. Harry, któremu dopiero ledwo co udało się złapać oddech, pospieszył z powrotem w dół do lochów. Wpadł do sali Eliksirów i zatrzymał się w drzwiach, oddychając ciężko.
- Widzę, że otrzymanie dzisiejszego szlabanu nie wpłynęło na twoje opieszałe zachowanie, panie Potter. Być może odrabianie szlabanu również jutro bardziej ci pomoże? - Snape stał tuż obok swojego biurka i, tak, była też brew. Harry jęknął. - Wyczyścisz bardzo dokładnie każde stanowisko pracy. Bez różdżki.
Snape odwrócił się i usiadł za biurkiem, by sprawdzać kartkówki, podczas gdy Harry znów jęknął i poszedł po sprzęt do sprzątania. Chłopak naprawdę chciał pomyśleć o tym, czego się właśnie dowiedział, jednak wolał nie ryzykować, gdy Snape był w tym samym pomieszczeniu. Zamiast tego skierował swoje myśli na powód, dla którego za pierwszy razem tak wcześnie przyszedł na swój szlaban.
3/70 na www.snarry.nmj.pl