PRZYGODY BOMBIKA - CZĘŚĆ 1 (NARODZINY BOMBIKA)
Pewnego razu w Afryce przyszedł na świat mały słonik. Rodzice dali mu na imię Bombik, ale począwszy od dnia narodzin przylgnęło do niego przezwisko. A to za sprawą czarnej łaty, jaką miał na grzbiecie za głową. Samo przezwisko wymyśliły złośliwe hieny, które siedząc w wysokiej trawie, przodowały w niewybrednych żartach:
-Słoń z kleksem, he he he he!
-Bombik ... Co za imię dla łaciatego słonia!
-Powinien raczej nazywać się plama, he, he, he, he, he...! Plama, tak, plama, he, he, he, he!
Bombik rósł, ale z każdym rokiem stawał się coraz bardziej smutny.
-Plama, pokaż plamę! - wyśmiewały go hieny. - Plama, gdzie można się opalić w takie ciapki?
Myślał, że inne zwierzęta interesują się tylko jego łatą. Czuł się bardzo samotny. Po pewnym czasie już tylko w rodzinie zwracano się do niego po imieniu, w końcu sam zaczął używać przezwiska zamiast własnego imienia.
-Zawsze będę tylko plamą. Nikt nie widzi mnie, Bombika. Wszyscy widzą tylko moją plamę! Jestem plamą na słoniowym honorze mojej rodziny...
Nocami, kiedy było mu najsmutniej, biegł do zwalonego przez burzę drzewa. Z kawałków drewna wystrugał sobie cymbałki oraz pałeczki. Kiedy chciał zapomnieć o wszystkich przykrościach, siadał i grał. A grał melodie tak piękne i tak smutne, że aż gwiazdy płakały ze wzruszenia.
-Naszego Bombika nie cieszą już nawet kolorowe kamyki, które zbiera od dawna. Ach, mężu, co robić ? - wzdychała mama.
-Nie wiem, droga żono, co zrobić, aby uwierzył, że nie jest gorszy od innych słoniątek. Tylko pozbycie się łaty może mu przynieść szczęście. Ale kto może usunąć łatę z grzbietu słonia ?! - zastanawiał się tata słoń i po chwili dodał:
-Ale, ale ... Zaraz, zaraz ... Hm, już wiem! Bambidu! Tak! Tru-tu-tu, tra-ta-ta, Bambidu radę da!
-Uspokój się … ! - przerwała mu żona. - … i powiedz, o co chodzi.
-Pamiętasz opowieści mojego pradziadka Bom-Bom o wielkim baobabie, który miał 4 tysiące lat ? I o tym, że pod tym drzewem mieszka ostatni mamut ?
-Sapiący Bambidu … - przypomniała sobie mama. - Pomógł pradziadkowi Bom-Bom odzyskać wzrok. Podobno jest jeszcze starszy niż baobab, pod którym mieszka.
-I dlatego jest najmądrzejszym zwierzęciem na świecie. - wtrącił tata. - Tylko on może wiedzieć, jak pozbyć się łaty z grzbietu naszego synka.
-Ale Bombik będzie musiał odnaleźć go sam. - zmartwiła się słonica. - Kto pragnie pomocy Bambidu, osobiście przychodzi do niego.
-Nie martw się. - pocieszał ją pan słoń. - Wśród pamiątek po moim pradziadku jest mapa z zaznaczoną drogą do wielkiego baobabu. Bombik jest mądrym słoniątkiem, na pewno da sobie radę.
Bombik postanowił natychmiast wyruszyć w drogę. Tak bardzo chciał pozbyć się łaty, że przezwyciężył strach przed podróżą w nieznane. Do plecaka włożył trochę bananów na drogę, pałeczki od swoich drewnianych cymbałków i starą mapę dziadka. Mapa była trochę dziwna, jakby narysowana na liściu.
-Do zobaczenia, mamusiu! Do zobaczenia, tatusiu! Wrócę bez mojej okropnej plamy. - odrzekł Bombik.
-Pozdrów Sapiącego Bambidu! - zawołał ojciec na pożegnanie. - I nie zapomnij mu powiedzieć, że jesteś prawnukiem słonia Bom-Bom.
-Do widzenia, synku! - krzyczała za nim mama. - Bądź ostrożny i wracaj, jak szybko się da, z łatą czy bez, czekamy na ciebie.
-Dobrze, mamo. - odpowiedział Bombik i wyruszył w drogę.
Wędrował przez siedem dni. Ósmego dnia wieczorem spotkał zgraję hien, które jak zwykle, zaczęły mu dokuczać.
-Plama! Plama! Plama! - krzyczały, z trudem powstrzymując śmiech.
-Już niedługo nie będziecie się miały z czego śmiać! - burknął pod nosem słonik.
-Ty, plama, czyżbyś znalazł jakąś pralnię dla słoni ? - zapytała jedna z hien.
-Idę do Sapiącego Bambidu. On pomoże mi pozbyć się plamy. - odparł spokojnie, na co hieny wybuchnęły śmiechem:
-Co ty wygadujesz ? Nie ma żadnego Bambidu, wszystkie mamuty wyginęły dawno temu ...
-To nieprawda! - krzyknął. - Wiem, gdzie on mieszka! Tatuś dał mi mapę, dzięki której znajdę ostatniego mamuta.
Bombik wyjął z plecaka starą mapę dziadka i pokazał hienom. Wtem jedna z nich wyrwała ją słoniątku.
-No i co ? Teraz już jej nie masz … ! - chichotały hieny i biegały po całej sawannie. - Plama miał mapę, a teraz ma figę z makiem ...!
Słonik biegł najszybciej jak potrafił, ale hieny oddalały się coraz bardziej i bardziej, aż zniknęły mu z oczu.
-I co ja teraz zrobię ? - rozpłakał się mały Bombik. - Bez mapy nie znajdę wielkiego baobabu i nie spotkam Sapiącego Bambidu ... !
Płakał długo, aż wreszcie zmęczony i bardzo nieszczęśliwy, zasnął. Miał piękny sen. Biegał po sawannie, bawiąc się z przyjaciółmi i nikt nie zauważał łaty na jego grzbiecie. Słońce wschodziło, gdy do jego uszu zaczęły dochodzić dziwne dźwięki:
-Uff …! Uff! Uff! Uff! Uff … Uff Uff!
Daleko na horyzoncie dostrzegł tylko zielony pagórek.
-Ciekawe … góra, która sapie. - pomyślał i ruszył w tym kierunku.
Sapanie stawało się coraz wyraźniejsze. Wreszcie Bombik dokonał nowego odkrycia.
-To nie jest wcale pagórek, to wielkie drzewo. - powiedział zdziwiony. - Sapiące drzewo ? Muszę je dokładnie obejrzeć.
-Uff! Uff! Uff! Uff! Uff …! - znowu usłyszał znajome dźwięki.
Poczuł, że od tego sapania aż trzęsie się ziemia. Ale to nie drzewo sapało. Pod ogromnym baobabem zobaczył jakieś wielkie zwierzę trochę podobne do słonia, ale dziwnie kudłate. Miało bardzo długie kły, które były mocno wygięte do góry.
-Sapiący Bambidu … znalazłem go! - krzyknął na cały głos.
-Uff! Kto ośmiela się zakłócać mój mamuci spokój? - zapytało zwierzę.
-Ja, Plama. - powiedział nieśmiało Bombik.
-Uff, znam te oczy! Takie same oczy miał kiedyś pewien słoń …
-To był mój pradziadek Bom-Bom! - przerwał mu Bombik.
-A więc znasz tę historię … - uśmiechnął się mamut. - Uff! Skoro przyszedłeś do mnie, musisz mieć jakiś problem, mój drogi …
-Och, tak. Jestem Plama. Wszyscy tak do mnie mówią. - powiedział słonik. - To przez tę okropną łatę. Przyszedłem do pana z prośbą, aby pomógł mi pan się jej pozbyć. Tylko pan wie, jak to zrobić.
-To będzie trudne zadanie. - odrzekł mamut.
Następnie odwrócił się trąbą do pnia wielkiego baobabu i ogromnymi kłami potrząsnął drzewem. Tuż obok Bombika nieoczekiwanie spadło kilka owoców i jeden liść.
-Czeka cię długa droga. - powiedział po chwili Bambidu. - Włóż owoce do plecaka. Liść pomoże ci wrócić do domu.
-Ale dokąd mam iść i po co ? - spytał Bombik i odpowiedzi usłyszał piosenkę, którą zaśpiewał mamut:
UFF! UFF! UFF! UFF! UFF!
KTO SIĘ PLAMY POZBYĆ CHCE
UFF! UFF! UFF! UFF! UFF!
MUSI DOBRZE O TYM WIEDZIEĆ, ŻE
UFF! UFF! UFF! UFF! UFF!
KIEDY PRZEJDZIE KROKI TRZY
UFF! UFF! UFF! UFF! UFF!
BĘDZIE WOLNY I SPEŁNIĄ SIĘ SNY.
PIERWSZY KROK: DOBROCIĄ DOTKNIJ INNYCH
DRUGI KROK: ZAPOMNIJ PLAMY SWEJ
TRZECI KROK: UŚMIECHNĄĆ SIĘ POWINNO SERCE TWE.
TO KONIEC TROSKI TWEJ!
Podczas wyliczania w piosence trzech kroków, mamut z całej siły tupnął nogą. W powietrze wzbiły się tumany kurzu, które okryły wszystko. Zrobiło się zupełnie ciemno … Powoli kurz opadł. Słonik był sam. Cała sawanna spowita była granatowym mrokiem. To dziwne miejsce Bombik nazwał Księżycową Krainą. Postanowił nie martwić o to, co powinien teraz zrobić.
-Pierwszy krok: dobrocią dotknij innych. - powtarzał sobie słowa piosenki, gdy nagle usłyszał jakiś płacz:
-Co za nieszczęście! Co ja teraz zrobię ?!
-To chyba żyrafa … jakaś dziwnie niebieska. To pewnie przez to światło księżyca - zastanawiał się Bombik i podszedł bliżej.
-Przepraszam, jakie nieszczęście? - spytał grzecznie.
-Nie będę mogła wystąpić podczas Święta Srebrnego Księżyca. - usłyszał.
-A co to za święto? I dlaczego nie możesz na nim wystąpić? - dopytywał się słonik.
-Wszystko przez hieny! W naszej krainie dzień trwa cały, noc także trwa cały rok. - opowiadała ze łzami w oczach pani Żyrafa. - Dzisiaj przypada połowa nocy. To Święto Srebrnego Księżyca. Z tej okazji odbywa się koncert na kroplach rosy. W każde święto gra inne zwierzę. W tym roku wybrano właśnie mnie. Ach, te hieny! Dzisiaj w nocy podczas próby przyczaiły się i ukradły kryształowe pałeczki! Koncert ma się rozpocząć już za chwilę, a ja nie mam, czym grać.
Bombik chciał jakoś pomóc Niebieskiej Żyrafie. Po chwili przypomniał sobie, że w plecaku ma pałeczki od swoich drewnianych cymbałków. Nie zastanawiał się długo. Zdjął plecak, wyjął je i podał płaczącej żyrafie, mówiąc:
-Nie są kryształowe, ale można nimi pięknie grać.
-Skąd je masz? - spytała zaskoczona żyrafa.
-Sam zrobiłem. Kiedy jest mi bardzo smutno, gram na moich drewnianych cymbałkach. Weź je, na pewno przegonią twój smutek, gdzie pieprz rośnie.
-A ty? Jak będziesz grał? - spytała cicho.
-Nie martw się, zrobię sobie nowe. - odrzekł mały słonik.
-Dziękuję, jesteś bardzo dobrym słonikiem. Uratowałeś nasze święto! - ucieszyła się żyrafa.
-Czy ona nie widzi mojej plamy … ? - zastanawiał się Bombik. - Dlaczego się ze mnie nie śmieje? A może to jakiś podstęp …!
-Chodź ze mną. - poprosiła nieśmiało. - Koncert na kroplach rosy jest przepiękny. Jesteś przecież muzykiem, więc, na pewno ci się spodoba.
Niedaleko od miejsca, w którym Bombik spotkał Niebieską Żyrafę było małe jeziorko. Na brzegu jeziorka rósł krzak. Jego gałęzie zwisały nad lustrem wody, a liście mieniły się tysiącami srebrnych iskierek. Wydawało mu się, że jest obsypany diamentami.
-Ależ to cudne … ! - westchnął Bombik.
-To krople rosy. - wytłumaczyła mu żyrafa.
Wokół jeziorka zebrało się wiele zwierząt. Niecierpliwiły się, bo koncert już miał się zacząć. W pewnym momencie głos zabrał stary nosorożec:
-O, idzie żyrafa! Czy wszystko w porządku? - zwrócił się do niej. - Przy koncertowym jeziorku widziano dzisiaj hieny, dlatego bardzo niepokoimy się o ciebie, droga żyrafo.
-Złośliwe hieny ukradły kryształowe pałeczki. - powiedziała żyrafa i wokół dały się słyszeć jęki zawodu, ale po chwili dodała:
- Na całe szczęście naszą krainę odwiedził Bombik i podarował nam pałeczki od swoich drewnianych cymbałków. Już nic nie zakłóci naszej radości. Możemy zaczynać koncert!
-Bombiku, dziękujemy! - powiedział stary nosorożec. - On jest wspaniały, ten … łaciaty słoń …
Bombik wstrzymał oddech i zamknął oczy. Przez chwilę był bardzo szczęśliwy, ale teraz czuł zbliżającą się katastrofę. W jednym momencie przykre wspomnienia odżyły i rozbiegły się w jego głowie jak oszalałe. Serce Bombika łomotało tak szybko, jakby chciało uciec.
-Hm, dobry i uczynny słoń, a do tego jeszcze oryginalny. - ciągnął dalej nosorożec. - Ten słoń jest po prostu niezwykły!
Wokół jeziorka słychać było ciche odgłosy zachwytu.
-Niezwykły słoń z piękną łatą! - dodał po chwili. - Brawo, Bombiku! … I jaki skromny …
I rozpoczęła się burza oklasków. Bombik nie chciał wierzyć własnym uszom! Zwierzęta zachwycały się właśnie nim … ! Podobała im się nawet jego łata … !
Nieśmiało otworzył oczy i wymknęła się z nich łezka, która zabłyszczała jak diamentowa rosa na koncertowym krzaku.
-Nie przeszkadza wam moja łata? - zapytał zdziwiony. - Nie jestem przez nią śmieszny?
-Najważniejsze jest … serce. - powiedział spokojnie nosorożec i dodał:
-Ty masz bardzo dobre serce … i dlatego … jesteś piękny. A zatem świętujmy odwiedziny Bombika.
A może tegoroczny koncert zagracie we dwoje?
-Zgódź się. - prosiła żyrafa. - Koncert na kroplach rosy gra się z nut zapisanych w sercu. Może go więc zagrać każdy, kto słucha swojego serca.
W tym momencie słonik poczuł, jak jego serce się uśmiecha, jakby w nim rozśpiewały się wszystkie dobre myśli. Pozwolił, aby ten uśmiech zagościł także na jego słoniowej buzi. Wszystkie zwierzęta umilkły. Powiał delikatny wietrzyk. I nagle krzew rozbłysnął tysiącami księżycowych iskierek, które mieniły się w kroplach rosy. Żyrafa powoli podniosła kopytko i drewnianą pałeczką delikatnie potrąciła liść. Zwierzęta grały jak natchnione. Ostatnia kropla, którą strącił Bombik, zabrzmiała westchnieniem: „Dobrze jest żyć!”.
-Tak wspaniałego koncertu jeszcze nigdy nie słyszeliśmy! - odezwał się stary nosorożec. - A teraz zapraszam wszystkich do tańca!
Zwierzęta zatoczyły krąg. Wśród śmiechów i radosnych śpiewów rozpoczęły wspólny taniec. W powietrze znowu wzbiły się tumany pyłu. Zrobiło się zupełnie ciemno. Kiedy kurz opadł, Bombik był sam. Ani śladu niebieskiej żyrafy, ani śladu koncertowego jeziorka, ani śladu Księżycowej Krainy. Ale wcale tego nie zauważył. Wciąż jeszcze pląsał z zamkniętymi oczami i nucił świąteczne piosenki. Kiedy otworzył oczy, zdziwił się bardzo. Stał przez chwilę i próbował zrozumieć, co się stało. Potem zdjął plecak, zajrzał do środka i wyliczał:
-Owoce baobabu, liść baobabu … a pałeczek nie ma … - uśmiechnął się. - A więc to wszystko prawda, byłem w Księżycowej Krainie! I ten liść … to mapa … taka sama, jaką mi ukradły hieny. Teraz mogę wrócić do domu!
I uradowany, ruszył w drogę powrotną. Kiedy ujrzał zgraję hien, goniących się po podwórku, podszedł do nich i zagadnął:
-Cześć, hieny! Piękny mamy dzień, prawda?
Hieny odwróciły się i zupełnie zaskoczone, zaczęły dopytywać się jeden przez drugiego. Bombik, widząc to, spytał w końcu:
-Co z wami?! Nie wiecie, że dobrze wychowane zwierzęta odpowiadają na pozdrowienia?!
-Ekhm, cześć …! - odpowiedziały z niedowierzaniem . - P-plama? T-to ty?
-Jestem Bombik! Słoń Bombik! - odparł Bombik już niegrzecznym tonem. - Dość waszych złośliwości! Na naszej sawannie nie ma miejsca dla takich łobuzów jak wy!
Po chwili odwrócił się tyłem i dodał:
- A moja łata … i tak jest najpiękniejsza na świecie! Dziękuję, Bambidu!
Bombik ruszył szczęśliwy do domu, a jego serce cały czas się uśmiechało. Co było potem? Spełnił się sen Bombika.
Opracował na podstawie bajki muzycznej
pt. „Bajka o łaciatym słoniu”
Piotr Paweł Zuga
Autor: ks. Bogusław Zeman SSP
Wydawca: Edycja św. Pawła