Rozdział 35 "Rodzina w komplecie"
***
Biegłeś, ale nie zdążyłeś
Daremnie szukając pomocy
Pytałeś o drogę.
Droga zaborcza,
Wieczna i nieskończona
Zaprowadziła Cię Tam,
Zabrała z mych objęć.
Pozwoliłeś cierpieć
Wylewać łez potok
Gubić się w myślach
Błagać o śmierć…
Sagittarius i Lily. Syriusz i Severus. Sethimus i Draco. Luke i Pansy. A na końcu Tom, jak zawsze samotnie, w cieniu par. Nie, żeby strasznie mu to przeszkadzało. Nie było mu to przeznaczone, wiedział, że kiedy nadejdzie jego czas- odejdzie... Sam, dumnie podążając do miejsca, z którego nie będzie chciał już wrócić. Nie potrzebował teraz nikogo do głębszej znajomości. Wiedział, że zraniłby wielokrotnie tego kogoś i siebie... Wolał iść przez życie godnie, sam. Wielkie indywiduum.
Sagittarius obejmował delikatnie swoją żonę. Kobieta o kasztanowych włosach uśmiechała się delikatnie, emanując niesamowitym urokiem osobistym. Była piękna i młoda... A jej mąż w niczym jej nie odstępował. Oboje z dumą patrzyli na swojego syna, z którym tak długo nie mieli żadnego kontaktu... Za którym tak tęsknili, tak żałowali, że nie dane było im go wychować... Że tak wiele przez nich wycierpieć... Ale takie było jego przeznaczenie- przeznaczenie ich wszystkich. Ból kształtuje charakter, hartuje ciało.
Sethimus natomiast gładził dłoń swojego wybranka. Już nie Luka czy Toma, a tego Jedynego, czyli Draco. Od początku byli sobie przeznaczeni i czuli to... A jednak chcieli oszukać przeznaczenie, z nieznanych powodów.
Teraz jednak przestali się opierać... Może dlatego że młody Snape osiągnął taką moc, że czuł się na siłach, aby wziąć odpowiedzialność nie tylko za siebie, a jeszcze za swojego chłopaka. Dojrzał, zmienił się... A minęło tak niewiele czasu...
Śmierć pokazała mu, co to znaczy cierpieć... Co to znaczy tęsknić... Życie jest bowiem za krótkie, żeby się zastanawiać... Trzeba działać, podejmować ryzyko... Inaczej nie da się osiągnąć sukcesu. Prawda, nie raz się jeszcze przewrócimy, ale tylko po to by potem wstać i ruszyć dalej przed siebie.
Severus nadal nie wierzył w to, co się stało. Jednego dnia stracił bratanka... Żeby potem mu go oddać, wraz z Sagittariusem, Lily i... Syriuszem... Jego ukochanym Syriuszem, bez którego życie straciło wszelkie barwy... Którego kochał... Któremu nie mógł wybaczyć, że go opuścił...
- Biali Magowie rosną w siłę... Im dłużej będziemy zwlekać, tym bardziej tracimy szansę na zwycięstwo. Są potężni, ale my nie jesteśmy słabi... Musimy pokazać to sobie, im i całemu światu!- zaczął przemowę Voldemort.- Musimy planować, jednak pamiętać że zawsze potrzebna jest jakaś spontaniczność. Nie ma takich akcji, które idą gładko jak plan przewidywał. Wtedy przydaje się trzeźwość myślenia i zdrowy rozsądek... Sagittarius teraz przedstawi wam plan... Plan, który może ocalić nas od śmierci, uwolnić od Białych Magów.
- Słuchajcie... Musimy podzielić się zadaniami, aby wszystko poszło w miarę szybko, sprawnie. Tom będzie wszystkiego nadzorował oraz pomagał nam w razie trudności. Lily i ja będziemy zdobywać popleczników, wymuszać na nich wierność. Severus i Syriusz zajmą się obroną Hogwartu oraz przygotowywaniem wszelkich pomocnych broni i eliksirów. Pansy i Luke... Wy musicie zdobyć wszelkie możliwe informacje o Białych Magach, a Draco i Sethimus będą musieli podjąć się najtrudniejszego... Zdobycia Białej Księgi- Sagittarius mówił wolno, zachowując poważny wyraz twarzy.
- Białej Księgi? Co to niby jest?- odezwał się pierwszy Draco. Wszystkich dręczyło to pytanie, nikt wcześniej o czymś takim nawet nie słyszał.
- Do tego właśnie zmierzam... Biała Księga to iście legendarny przedmiot, podstawa wiary Białych. Dzięki niej istnieją, ona daje im siły... Przynajmniej tak mówią mity i legendy... A więc mamy prawie pewność, że ona istnieje- kontynuował Strzelec.
- Prawie?- zmrużył oczy Sethimus .
- Prawie musi nam wystarczyć...
***
Po skończonej i bardzo owocnej naradzie Seth zabrał Draco do swojej sypialni. Ostatnio nie mieli zbyt dużo czasu, żeby ze sobą przebywać sam na sam. Niedawno się zeszli, a od tego czasu ciągle coś się działo. Ciągle.
- Może napijemy się czegoś? Jestem strasznie spragniony-zaproponował z uśmiechem młody Snape, siadając na brzegu łóżka. Za jego przykładem poszedł Draco, zasiadając go od tyłu, żeby móc spokojnie bawić się jego włosami.
- A co proponujesz? - uśmiechnął się szeroko blondyn, kładąc mu głowę na ramieniu.
- Myślę że szampan będzie odpowiedni- zadecydował szczęśliwy do granic możliwości brunet, zatapiając się w namiętnym pocałunku ze swoim chłopakiem.
***
W tym samym czasie Sagittarius i Lily leżeli obok siebie na jednym łóżku, przytulając się mocno do siebie. Tyle czasu minęło, odkąd ostatni raz widzieli ten świat. A on się mocno zmienił, choć niektóre rzeczy pozostały jakby nietknięte... Takie same jak dawniej.
- Co sądzisz o Sethu? Sądzisz, że podoła?- spytał ukochaną Snape.
- Jeżeli w niego wątpisz, to znaczy że już przegraliśmy- odparła cicho Lisica.
- Nie wątpię, tylko chcę poznać twój punkt widzenia... Wiesz że zawsze ceniłem twoje zdanie- zamruczał jej do ucha mężczyzna, gładząc ją delikatnie po piersiach.
- Musimy wierzyć i... czekać... Zrobiliśmy co mogliśmy, daliśmy mu wszystko, czego potrzebował, czego chciał... Teraz jego kolei, a nam pozostało jedynie wierne wspieranie go, najlepiej aż do końca- wyraziła swoją opinię kobieta.
- Myślę, aczkolwiek niechętnie, że masz rację... To może i jest nasza wojna, ale nie nasze zadanie... Szkoda, bo sam chętnie bym podjął to wyzwanie, odciążając przy okazji mojego syna...- rzekł z nutką zawodu w głosie Sagittarius.
- Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy? Wszyscy wiemy, jak bardzo palisz się do każdej przygody, nowego wyzwania... Pamiętaj jednak, że to nie twoje przeznaczenie, a Sethimusa. On zrodził się, przeznaczony by wypełnić to jedno, jedyne zadanie... Był dzieckiem-ratunkiem dla świata... Gdy je skończy, będzie mógł... musiał odejść. Taka kolej rzeczy, Śmierć niechętnie oddaje swoje ofiary- pokręciła głową Lily.
- Biedny chłopak... Całe życie przed nim... Nawet nie wie, że żyje tylko żeby zabijać... A potem odejść w cień, zostać legendą... Dlaczego akurat on, mój syn ?
- Im większą masz moc, tym większą płacisz za to cenę- odparła już bardzo cicho Lily.
***
Pansy siedziała okrakiem na Luku, obsypując go pocałunkami. Ciągle do niej nie dochodziło, że on żyje, naprawdę żyje. A wszystko dzięki Sethowi... Nigdy nie zamierzała zapomnieć tej zasługi swojemu bratu... Gdyby nie on... Nie, nie chciała nawet o tym myśleć.
- Czemu jesteś taka zamyślona? Co zaprząta twoją biedną, strapioną głowę?- pogładził dłonią jej policzek Malfoy.
- Myślę...- odparła szybko, wzruszając ramionami.
- Ależ o czym? Co jest w tej chwili takie ważne, że o tym myślisz, zamiast skoncentrować się... na nas?- uśmiechnął się szarmancko Luke, zamykając jej usta swoimi wargami.
- O Sethu... Jakoś nie mogę przestać... Coś mi w tym wszystkim nie gra... Nie wiem jeszcze co, ale na pewno się dowiem, możesz mi wierzyć. Wszystko to dzieje się za szybko, zwyczajnie nie nadążam...
- Nie przejmuj się, ja również...
- Luke, a co, jeśli on umrze? On nie może zginąć, nie może... Co ja bez niego zrobię ?- zaczęła łkać Pansy, wtulając się w pierś młodego mężczyzny.
- Nie umrze, zobaczysz... Obiecuję ci, że nie umrze... Tylko nie płacz- uspokajał ją delikatnie białowłosy, czule całując.- Jest silny, nie da się tak łatwo pokonać... Tylko musimy w niego wierzyć.
- Tak myślisz?
- Nie myślę. Ja wierzę.
***
Gdzieś daleko Biali Magowie rośli w siłę. Zbierali armię, żeby móc na nowo powstać z mocą większą, niż kiedykolwiek. Karmili się lękiem i krwią niewinnych.
Jednak ich przeciwnicy nie próżnowali. Wiedzieli, że zaczęła się walka na śmierć i życie, z której żywo wyjdą nieliczni.