d'not forget

ęłęó<użyta piosenka Red Hot Chili Peppers "don't forget me "-zaleca się przy czytaniu>

Pomieszczenie płonęło pożądaniem i namiętnością, ściany dawno już pochłonęły duszone pocałunkami krzyki i jęki kochanków. Biała pościel zmięta odrzucona na bok. Ciszę mąciły jedynie dwa, równe oddechy pełne spełnienia. Pokój jeszcze przed chwilą wrzący emocjami zapadał w spokojny sen. Blondyn leżał nieruchomo, zmróżonymi oczami wpatrując się w sufit. Powoli wstał i pełnymi wdzięku kocimi ruchami ruszył w kierunku łazienki. Usłyszał za sobą szelest kołdry. Zatrzymał się, nie odwracając nawet głowy w stronę łóżka
-O, Śpiąca królewna się wreszcie obudziła, witaj znowu, Potter- mruknął i wyciągnął się jak kot. Tak.. młody Malfoy miał w sobie wiele z dzikiego kota.
-"Potter"? Nie mógłbyś być milszy?- warknął czarnowłosy Gryfon zwlekając się z łóżka i okręcając prześcieradło dookoła bioder. Miał znacznie więcej wstydu niż Malfoy- za co zresztą w duchu dziękował- nagie ciało Dracona niewątpliwie było warte eksponowania.
- Mam mówić Harruś? Hareńko? Może per "skarbie" od razu?- rzucił przez ramię Malfoy z lekką kpiną i zrobił kilka kroków w kierunku łazienki. Potter podszedł w jego kierunku zatrzymując go, kładąc dłonie na biodrach Dracona.
- Może po prostu Harry, hm?- szepnął do ucha Ślizgona. Ten prychnął lekceważąco, uwalniając się od silnych rąk Gryfona
-Czy to, że się z tobą przespałem oznacza ze musisz być moim bogiem?- znów ruszył w kierunku łazienki
-Dla ciebie to był tylko sex? Pieprzenie jak jakieś prymitywne zwierzęta?- warknął Potter i przyciągnął do siebie Dracona za rękę. Nie wyrywał się
-Tak- rzucił mu prosto w twarz Ślizgon- właśnie tak, Potter- drzwi łazienki zamknęły się za Malfoyem. Gryfon ze zdenerwowaniem uderzył pięścią w drzwi
-Cholera! Wyłaź stamtąd! Trzeba to załatwić! Draco! Malfoy!- krzyczał raz po raz uderzając o drzwi łazienki. Niestety nie dawało to rezultatów. Szybko znalazł więc swoje ubrania i opuścił tani, przydrożny motel .Za drzwiami łazienki Malfoy siedział z kolanami pod brodą, z plecami ciasno stykającymi się z chłodną ścianą. Wyraz twarzy nie zmienił się, wciąż odległy, bez emocji, jednak wargi zaciskały się coraz mocniej. W końcu po bladej twarzy przebiegł skurcz bólu. Malfoy szybko przemieścił się nad toaletę i zwymiotował. Podniósł głowę znad muszli, poprawiając spocone włosy. Zwymiotował raz kolejny. Odpłynął całkowicie, przewieszony przez ubikację.

Potter był wściekły. Wściekły że dał się tak omotać przez to lodowe spojrzenie szarych oczu.
Że, kurwa, naprawdę pokochał tego pieprzonego drania. Leżał bez ruchu na łóżku coraz mocniej zaciskając wargi. Znienawidził go. O ile można przejść w tak skrajne uczucia. Coś, ukryte głęboko w jego podświadomości wiedziało, że Malfoy coś czuł, że nie był tylko wrednym cynikiem. To coś wiedziało również, że młody Malfoy miesza teraz swoje zmysły szarpiąc żołądek nad toaletą. Gdyby Gryfoni nie byli tak odważni, pełni wiary i siły, zapewne by się rozpłakał, ale nie pozwolił sobie na to. Coś chyba jeszcze mu z honoru zostało. Cokolwiek. Gdyby nie był bohaterem upiłby się, zapewne. Ale był tym Złotym, Wspaniałym Chłopcem Grifindoru, odważnym i dzielnym. Jutro mu powie, powie na pewno, co czuje.
Niech przynajmniej wie, że dla niego to nie była zabawa.. Wiedział, że powrót do szkoły nie będzie łatwy. Znów patrzeć mu w oczy te zimne, lodowe oczy. Podróż pociągiem była ciągłym pasmem uciekania przed wzorkiem bądź tez przed samą osobą Malfoya. Chwilę wytchnienia dał mu tylko sen. Jednak nie taki, jakiego potrzebował, nie taki, który dawał na tyle odetchnąć by zapomnieć o tych przeklętym draniu. Śnił snem niepewnym, krótkim i czujnym, urwanym zbyt szybko. Obudził się z męczącym poczuciem winy, pojawiającym się nie wiadomo skąd. Zasnął na siedząco, kark mocno go bolał, zimne powietrze wdzierało się przez niedomknięte okno. Już wiedział że się przeziębił. Wstał powoli, rozciągając zastałe mięśnie. Zmienił tylko koszulę i wyszedł z dormitorium. Już był spóźniony- nie na śniadanie oczywiście- na nie w ogóle nie zdążył. Siedział więc na eliksirach ze ściśniętym od głodu żołądkiem i gardłem- coś go dławiło, jakieś niemiłe, niezależne od niego uczucie. Dopiero po chwili zauważył że w Sali czegoś brakuje- a w zasadzie kogoś. Miejsce w ławce przy biurku Snape'a które zwykle ostentacyjnie zajmował Malfoy- było puste. Blondyna nie było też widać w innych miejscach. Jakieś ciche przeczucie mówiło mu też, że Dracona nie ma w skrzydle szpitalnym- ze po prostu nie ma go w Hogwarcie. Potterowi nie podobało się to przeczucie. Zdecydowanie nie. Wciągnął głęboko powietrze i wypuścił je, równie wolno, nie wpuszczając kolejnego łyku. Oczy powoli zaczęły mu łzawić. Wpuścił powietrze- zdecydowanie za mało jak na potrzeby organizmu- i zbyt szybko je wypuścił. Oczy podeszły mu do góry, i Potter opadł bezwładnie na posadzkę. Obudził się w skrzydle szpitalnym- najlepszy sposób na nawianie z eliksirów. Podniósł się. Nie widział w zasięgu wzroku Pani Pomfrey- korzystając z tego wymknął się ze Skrzydła Szpitalnego. Nie miał pojęcia jak dowiedzieć się gdzie jest Malfoy. Zdecydował się przemknąć do dormitorium Slitherinu. Może coś tam ciekawego usłyszy. Wszedł powoli do lochów pod peleryną niewidką. Wśliznął się do dormitorium ślizgonów. Przy kominku siedział Blaise, którego Pancy próbowała podrywać, jednak on był widocznie zainteresowany innym Ślizgonem. W końcu zbulwersowany odepchnął silnie dziewczynę
-Kurwa, mała zdziro, Malfoya nie ma to już się przystawiasz? Ty masz choć trochę wstydu? On choruje a ty pieprzysz się z kim popadnie, spierdalaj do niego do Manor Malfoy albo do cholery daj spokój i jemu i mnie!- warknął i wstał, odchodząc. Piękny Ślizgon poszedł za nim. Pancy była wyraźnie niepocieszona, a Harry dowiedział się wszystkiego co było mu niezbędne. Równie niepostrzeżenie jak się tam pojawił, tak teraz znikł. Jutro idą do Hogsmeade- wtedy przeteleportuje się i pogada z Malfoyem, choćby miał mieć szlaban do końca życia na cokolwiek by mu Snape nie wymyślił. Wrócił szybko do Skrzydła Szpitalnego. Jego nieobecność nie została zauważona. Resztę dnia przeleżał faszerowany proszkami uspokajającymi i herbatkami z ziół. Na noc mógł już wrócić do swojej sypialni. Czuł się zmęczony- dawno nie spał spokojnym, głębokim snem. Jednak tej nocy również nie było mu to dane- ale cóż mogło się stać Malfoyowi, że aż musiał opuścić Hogwart i - czemu nie jest w św. Mungu tylko w rezydencji Malfoyów? To pytanie dręczyło go, dręczyło nieustannie kołacząc się po głowie. Po rozpalonej głowie. Czuł, że bierze go gorączka, jednak nie mógł pójść do skrzydła szpitalnego. Na pewno zatrzymaliby go tam na następny dzień a przecież jutro jadą do Hogsmeade, a on musi zobaczyć się z Malfoyem- zobaczyć Malfoya- podpowiedział głosik w jego głowie- już nie możesz wytrzymać. Pragniesz chociaż zobaczyć te błyszczące, lodowate oczy. Harry potrząsnął głową wypędzając głosik ze swoich myśli
-Zaczynam wariować- mruknął, gdy minęła kolejna godzina a on nie mógł spokojnie usnąć. Za każdym razem gdy zamykał oczy widział, czuł to wszystko czego pamiętać nie chciał. Rano czuł się niesamowicie zmęczony, bo niewyspanie spotęgowało ból głowy. Nie ruszył nawet śniadania- dzisiejszy dzień nie był po to by jeść śniadanie, tylko żeby pojechać, porozmawiać…pocałować?- Potter strzelił się w czoło. Na co on właściwie liczył? Że Draco rzuci mu się na szyję? Jego niedoczekanie. Dla Malfoy'a to nie było niczym ważniejszym. Harry zostawił swoje śniadanie nietknięte. Wychodząc na dwór nałożył jedynie czarny płaszcz i szalik w barwach domu- i tak już gorzej czuć się nie będzie. Miał tego pecha, że gdy wszyscy byli w Hogsmeade i chronili się przed ulewą, która rozpętała się niespodziewanie- to on, Harry, musiał w tym czasie szukać wśród posępnej dzielnicy bogaczy rezydencji państwa Malfoyów. W dodatku to zadanie utrudniał mu wciąż padający na okulary deszcz i gorączka rozpalająca od środka, utrudniająca koncentrację i utrzymanie równowagi. Przewrócił się. Czuł pod palcami zmokłe liście, klejące się do palców, próbował wstać, jednak nogi miał jak z waty. Zacisnął zęby i podniósł się, Opierając się o ogrodzenie. Ogrodzenie wielkiej willi. Manor Malfoy. Harry rozpoznał przez półprzymknięte powieki herb rodowy Malfoyów wyryty nad drzwiami frontowymi. Obraz miał lekko zamglony lecz był pewien że się nie pomylił, lecz może to była jedynie halucynacja- nie mógł być pewien. Furtka pisnęła pod naporem i Harry wszedł na teren Manor Malfoy. Był to stary, zabytkowy budynek bez zbędnych zdobień. Harremu wydawało się że dwa węże na oplatające filary- jedyne zdobienie- uśmiechały się do niego złowieszczo. Potter naprawdę musiał mieć wysoką gorączkę. Zastukał kołatką w drzwi. Spocona dłoń ślizgała mu się po metalowej powierzchni. Po chwili drzwi się otworzyły. Harry nie był pewny czy to Draco stoi w drzwiach. Nie, to na pewno był Draco- te śliczne lodowe oczy…
-Potter?- bardziej stwierdził niż zapytał, ze zdziwieniem podnosząc jedną brew. Przyjrzał mu się uważnie- Wchodź. - powiedział wpuszczając gościa do środka i zamykając za nim drzwi. Harry nic nie mówił. Dał poprowadzić się do ciepłego pokoju, posadzić przy rozpalonym kominku, okryć kocem, włożyć w ręce kubek gorącej herbaty.
- Masz gorączkę, coś ty wymyślił żeby włóczyć się w taką pogodę?- Westchnął Malfoy siadając naprzeciwko Pottera. Ten obrzucił go spojrzeniem szklistych od gorączki oczu
-A jak myślisz, po co tu przyszedłem?- mruknął ledwo zrozumiale. Draco stanął przed nim
-Chwilowo mnie to nie obchodzi. Nie kiedy jesteś w takim stanie. Chodź- powiedział, pomagając Harremu wstać. Zaprowadził go na piętro do jednego z pokoi. Potter siadł na łóżku
-Czyżbyś się o mnie martwił?- uśmiechnął się blado. Malfoy zdjął z niego mokry szalik i płaszcz, a później resztę garderoby której nie oszczędził deszcz.
-Chciałbyś- mruknął z lekkim rozbawieniem, rozpinając guziki bluzki Pottera. Gdy chłopak był już jedynie w bieliźnie, położył go do łóżka, i oprócz kołdry przykrył go jeszcze kocem.- Miłych snów, Potter- mruknął i wychodząc zgasił światło.
Harry obudził się z niemiłym przeczuciem, że nie leży w swoim łóżku. Powoli otworzył oczy. No, tak, przeklęte Manor Malfoy. Nie wiedział czym go nafaszerował wczoraj Draco razem z herbatą, ale czuł się o wiele lepiej. Wstał by przekonać się, że nie ma na sobie swoich ubrań, ani nigdzie w pobliżu ich nie widać. Nałożył więc na siebie czarny, puchaty szlafrok przewieszony przez oparcie krzesła. Zszedł na dół, by zastać tam Malfoya siedzącego przy stole w wielkiej marmurowej sali. Czytał gazetę i jadł śniadanie. Nic szczególnego, lecz mimo to wyglądał przy tym ślicznie, tak codziennie, Harry chyba nie znał sytuacji w której Malfoy mu się nie podobał. Podszedł do niego.
- Dzień dobry, Draco- mruknął jeszcze zaspany.
-Witam śpiąca królewno- odpowiedział z lekkim, typowym dla Malfoyów uśmiechem. Skinieniem głowy wskazał Potterowi miejsce obok, gdzie stał talerz z tostami i ciepła kawa. Harry zaczął jeść, co jakiś czas przyglądając się gospodarzowi.
-Ile spałem?- zapytał w końcu, przerywając ciszę, choć wcale nie było to krępujące, drażniące milczenie.
- Jak wczoraj przyszedłeś i padłeś to teraz do ósmej spałeś. I tak nieźle jak na stan w jakim byłeś- poinformował go, popijając kawę- radzę ci się ubrać, bo znowu się rozchorujesz, twoje ubrania powinny być już przyniesione przez skrzata do tego pokoju w którym spałeś.- Harry kiwnął głową na potwierdzenie i wstał od stołu, zabierając ze sobą tost grubo posmarowany dżemem, wpychając go na siłę w zapchane usta. Malfoy roześmiał się
-Jak dzieciak -mruknął, kręcąc głową. Po jakimś czasie Harry znów pojawił się na schodach, tym razem bez tosta, ale za to ubrany.
- W zasadzie to nie przyjechałem tu żeby wylegiwać się w twoim łóżku i jeść śniadanie- powiedział Potter- Chciałem porozmawiać.- Malfoy wstał od stołu i wskazał mu ręką pokój obok. Był to mały salonik z kominkiem, przed którym wczoraj grzał się Harry. Draco usiadł na tym samym fotelu co wczoraj, Potter także. Siedzieli naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy. Malfoy zaczął pierwszy.
- Więc o czym chciałeś porozmawiać?- spytał głosem całkowicie wypranym z emocji. Harry znał dobrze ten ton. Zbyt dobrze.
- W zasadzie to.. chciałem ..chciałem ci coś powiedzieć. Bo.. nie my możemy tego tak zostawić.. bo..- plątał się Harry. Malfoy westchnął
-Po pierwsze- jakie znowu "my"? Po drugie, mów do rzeczy- powiedział ty swoim kamiennym głosem. Gryfon mocniej zacisnął wargi. Wziął głęboki oddech
- Ja.. ja ciebie kocham, Draco- wydusił z siebie, nie patrząc swemu rozmówcy w oczy.
W perfekcyjnej masce Dracona coś drgnęło, coś pękło. Jednak nie zmienił tonu głosu.
-I żeby mi to powiedzieć wlokłeś się tu w taką pogodę?- spytał nadal spokojnie Draco. Potter wypuścił powietrze głośno, ze zdenerwowaniem. Urażony odwrócił głowę do boku
-Nie obchodzi cię to?- spytał z urazą. Draco westchnął i podszedł do Harrego, kucnął przed nim, kładąc dłonie na kolanach Pottera.
- Obchodzi czy nie, to nieistotne- powiedział cicho, wargi delikatnie mu drżały. Harry odważył się spojrzeć mu w twarz. Zaniepokoił się
-Draco, coś jest nie tak, prawda?- zapytał troskliwym głosem, dotykając wierzchem dłoni policzka Malfoya. Ten cofnął się by nie czuć ciepłego dotyku. Wstał
- Nie. Po prostu nie możemy…- powiedział szeptem. Oparł się na prostej ręce o ścianę, głowę zwiesił w dół, zamilkł. Harry wstał z fotela i dotknął jego drżących pleców
-Draco…?- spytał zaniepokojony, wtedy Malfoy zgiął się w pół i zwymiotował. Harry podtrzymał go. Nie pytał. Zaprowadził go do umywalki w rogu pokoju. Zabrał z niej kubki po wczorajszej herbacie. Malfoy krztusił się wymiocinami. Harry puścił go dopiero, gdy Draco odchyli głowę do tyłu i odkręcił wodę w kranie. Lała mu się po twarzy, szyi, ściekając po klatce piersiowej bądź do umywalki. Gdy odwrócił się jego twarz była sucha.
-Powiesz mi?- spytał Harry. Malfoy prychnął
-Nie ma co mówić. Zresztą.. i tak nie zrozumiesz…- dokończył szeptem Malfoy. Potter poczuł ucisk w żołądku.
-Draco! Nie możesz tak ze mną postępować. Nie rozumiesz że ja się martwię? Może i nie rozumiesz, miałeś średnio opiekuńczych rodziców… ale… mi naprawdę zależy na tobie.- powiedział coraz ciszej co chwilę. Wyglądał jakby miał się za chwilę rozpłakać.
-Chcesz? Chcesz to zobaczyć? Więc chodź- powiedział i nie czekając na odpowiedź wyszedł. Harry poszedł za nim. Od małego saloniku drzwi prowadziły do małego składziku, gdzie oprócz śmieci była na ścianie zawieszona duża szafka. Malfoy zaciskając zęby otworzył ją na oścież i cofnął się, by Potter mógł dobrze widzieć. Harry zobaczył mnóstwo fiolek, pudełek, aplikatorów, szklanych szkatułek. Wszystko pełne leków- tabletek, eliksirów.. Cofnął się odruchowo.
-Chciałeś wiedzieć?- proszę bardzo- patrz do woli- warknął Malfoy. Harry odwrócił się przodem do niego i zacisnął palce na jego szczupłych ramionach
- Draco, ale co ci jest i …- patrzył się w te lodowe oczy- i powiedz że będzie dobrze i.. i że będziemy razem- wydusił z siebie. Malfoy cofnął się krok do tyłu, uwalniając się od uścisku Pottera.
-Ja umieram- powiedział cicho, acz spokojnie, jakby już się pogodził z tym faktem. Harry przez chwilę nie mógł nic powiedzieć.- idź do domu- poprosił łagodnie, trochę z rezygnacją.
-Chcę być z tobą!- krzyknął do Malfoya kierującego się w stronę schodów. Chłopak zatrzymał się.
-Nic nie rozumiesz. Tak nie można. Ja tak nie mogę, a tobie to nawet nie wolno. Nie wolno ci zostać przy mnie- powiedział, nie odwracając się nawet w stronę Harrego. Może po prostu chciał ukryć łzy.
-Powiedz chociaż że mnie kochasz- rzucił całkiem niespodziewanie Potter. Draco westchnął
-Tego tym razem mi nie wolno- odpowiedział i zaczął wchodzić po schodach. Harry szybkim krokiem podszedł do niego, nie było ciężko, gdyż Malfoy szedł bardzo powoli. Złapał go za ramię i odwrócił w swoją stronę. Draco miał na policzkach mokry ślad, który pozostawiła łza
-Draco, sam widzisz…- zaczął, lecz Ślizgon mu przerwał
- Nie rób z tego tragedii ani tym bardziej taniego romansidła. Po prostu wyjdź stąd i zapomnij o mnie. Ułóż sobie życie z kim tam tylko chcesz…- tym razem Potter nie dał mu dokończyć
- Co ty wmyślasz! Ty tu będziesz sam.. odchodził… a ja mam układać życie z kimś innym? Nie chcę bez ciebie!- krzyknął Potter. Malfoy przewrócił oczami
-Nie histeryzuj. Masz szesnaście lat, jeszcze zdążysz pięć razy o mnie zapomnieć i przypomnieć sobie z powrotem. - zaczął iść dalej, był już na szczycie schodów. Harry wszedł za nim.
- Mówisz jakby ci nie zależało. Może w tamtą noc nic do mnie nie czułeś, ale przynajmniej ci zależało. Jak na głupim zwierzęciu do pieprzenia ale zależało- rzucił gniewnie. Malfoy strzelił go z otwartej dłoni w twarz.
-Nigdy więcej tak nie mów- szepnął mrużąc oczy. Harry utracił swoją pewność siebie, opuścił głowę. Wtedy Draco delikatnie trzymając dłonią za brodę podniósł jego spojrzenie na swoje oczy i pocałował Pottera w usta. Nieśmiało, jakby bojąc się, że jeden pocałunek rozpęta lawinę, że nie będę w stanie nad tym zapanować. Pocałunek był krótki, zbyt krótki i Harry był niepocieszony gdy Draco odsunął swoje usta. Przyciągnął go do siebie ponownie, kładąc dłoń na karku.
- Skoro to ma być nasze ostatnie spotkanie…- szepnął Malfoyowi w usta- czy mogłoby się trochę przeciągnąć? -uśmiechnął się smutno.

I'm an ocean in your bedroom
make you feel warm
make you want to re-assume
now we know it all for sure

I'm a dancehall dirty breakbeat
make the snowfall
up from underneath your feet
not alone, I'll be there
tell me when you want to go

I'm a meth lab first rehab
take it all off
and step inside the running cab
there's a love that knows the way

I'm the rainbow in your jail cell
all the memories of
everything you've ever smelled
not alone, I'll be there
tell me when you want to go

sideways falling
more will be revealed my friend
don't forget me, i can't hide it
come again get reignited

Leżeli przy sobie, ciasno splecieni, chłonąc nawzajem swoje ciepło. Moment bolesnego rozstania wisiał nad nimi gdzieś odległy, zbyt bardzo realny. Zbytnio spragnieni siebie, by tak po prostu wstać i odejść, trwali nieruchomo. Pierwszy odezwał się Harry.
- Pozwól mi zostać- szepnął. Ślizgon czuł na karku jego ciepły oddech. Draco dotknął wargami jego ramienia.
-To boli. Nie proś więcej- powiedział równie cicho. Odważył się na pierwszy krok, siadł na brzegu łóżka spuszczając nogi w dół.
-Nigdy mi tego nie powiedziałeś, proszę, powiedz…- szepnął Gryfon. Draco odwrócił głowę w jego stronę. Wzrok miał spuszczony na białą pościel
- O to również nie proś- Draco wstał. Jak zwykle wstał pierwszy. Gryfon chyba myślał że mniej mu zależy, że mniej go pragnie, że nie czuje tego ciężaru w klatce piersiowej. Jednak to Ślizgoni twardo stąpają po ziemi i nie ufają marzeniom. Dlatego zawsze odchodzi, by nie trwać w złudzeniu. By przerwać piękne chwile podtrzymywane jedynie nadzieją. Niczym więcej. -Jeśli odpowiem, że nie mogę ci tego powiedzieć to łatwiej ci będzie odejść?- spytał cicho Draco
-Ale tak nie jest, prawda?- Harry usiadł na łóżku, wbijając wzrok w te lodowe oczy, które teraz go odrzucały.
-Odejdź, żebym nie musiał cię ranić- powiedział zirytowany. Potter wstał i zaczął się ubierać. Draco podszedł do niego i w milczeniu pomógł mu zapinać guziki koszuli.
Rozeszli się w ciszy ostatniego, skradzionego pocałunku. Bez gorzkich słów pożegnania nie mówiąc "Żegnaj" ani tym bardziej "do zobaczenia". Bo nie było słów, które nie wywołałyby łez lub zbędnej nadziei. Rozeszli się więc w milczeniu.

Harry nie spał, jak zwykle. Chłodne, zimowe powietrze wplatało się w jego włosy, wdzierało do płuc. Śnił, i to nie raz o tamtej jesieni. Teraz był z Hermioną i nie wiedział co by odpowiedział, gdyby ktoś spytał czy ją kocha. Oczywiście nie kochał, wiedział, że ją ranił, ale jego też zraniono. No i przecież miał sobie z kimś ułożyć życie. Nawet kosztem własnego szczęścia. Ostatnio zaskakująco często wracał pamięcią do Draco. Czasem, gdy się uczył myślał, co się teraz dzieje w Manor Malfoy. Tęsknił, cholera, nie chciał się czasem przed samym sobą przyznać, ale tęsknił. Znów o tym myślał. Myślał, by odwiedzić Malfoya. Nie całkiem wiedział, co mu powie, ale przynajmniej go zobaczy. Te piękne lodowe oczy.
-Mam tego dość, pieprzę to- warknął i uderzył pięścią w parapet. I co z tego, że był środek nocy? Szybko i w miarę cicho nałożył buty, wziął płaszcz, szalik i pelerynę niewidkę. Jednym z przejść wymknął się do Hogsmeade, a stamtąd bez trudu teleportował się wprost pod bramę rezydencji Malfoyów. Zastukał w drzwi kołatką, jednak w otwartych drzwiach zamiast Dracona zobaczył małego skrzata domowego o wyłupiastych oczach i przestraszonej minie. Harry przerwał ciszę
-Przepraszam… szukam Draco. Draco Malfoya- powiedział w miarę uprzejmie. Skrzat skinął główką
-Panicza Malfoya już tu nie ma - Harremu za chwilę odebrało oddech- Jest w szpitalu- po tych słowach Potter z ulgą odetchnął. Grzecznie, jak na Gryfona przystało podziękował i wyszedł. W szpitalu było wciąż jasno na korytarzach, sale były szczelnie odizolowane, by nie wpadało do nich żółte światło lamp. Oczywiście nie można było wchodzić do sal o tej godzinie, jednak przekupił młodą pielęgniarkę swoim nazwiskiem. Cicho zamknął za sobą drzwi do sali, w której stało tylko jedno łóżko. Łóżko Draco Malfoya. Chłopak nie spał- Potter był tego pewien. Gdy tylko Harry zbliżył się do niego, odwrócił głowę by spojrzeć na gościa. Na ustach Draco pojawił się cień delikatnego, smutnego uśmiechu.
-Wiedziałem, że sobie nie podarujesz i prędzej czy później przyjdziesz- szepnął. Harry siadł przy łóżku i pogłaskał Ślizgona po chłodnym policzku. Lodowe oczy patrzyły na niego uważnie
- Wiem, nie powinienem, ale bardzo tego potrzebowałem, myślę, że jak zwykle bardziej niż ty- tu Potter również się uśmiechnął.
-Ale to dobrze, że jesteś. Ty zrozumiesz.- zaczął cicho Malfoy, wygrzebał spod poduszki cienką fiolkę- Kumpel mi to załatwił. Dolej to do kroplówki
-To…- Harrego zamurowało. Draco dotknął czubkami palców jego włosów, po czym odsunął na bok niesforny kosmyk.
-Tak, to trucizna, ale co to za życie, przecież rozumiesz…- szepnął, dotykając palcami jego ust. Potter uśmiechnął się z goryczą
-A gdzie dla mnie?- spytał z prostotą
-O tobie też pomyślałem- powiedział wyjmując drugą fiolkę. Jednak zatrzymał rękę w połowie drogi do dłoni Harrego- Ale nie tak szybko. Najpierw musisz zabić bandę tych skurwysynów mojego ojca, którzy zabrali nam zbyt wiele- powiedział, po czym podał fiolkę Harremu. Chłopak posłusznie wlał zawartość pierwszej do kroplówki.
-Dobrze, obiecuję- szepnął, głaszcząc jasne włosy Dracona i patrząc jak topi się lód w jego oczach.
not alone, I'll be there
tell me when you want to go



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Angela Boord [Strange Horizons] Forget Me Not (v1 0) [rtf]
Zaj III Karta statystyczna NOT st
PTSD-not, Kliniczna
Inne zaburzenia odżywiania - Eating Disorder Not OtherWise Specified, PSYCHOLOGIA, PSYCHODIETETYKA
Wytrzymałość materiałów1 2 not
Have Not Sample Vehicles
100108 nmea 0183 sentences not recommended for new designs
Japan and the Arctic not so Poles apart Sinclair
Have Not The Bestiary
prostytucja not, Patologia społeczna Prostytucja
SHSBC015 NOT KNOW
Why the Nazis and not the Communists
To Localize or not to Localize, That Is the Question
Report noT ?danie zjawiska rezonansu elektromagnetycznego
Carsen Taite Do Not Disturb (docx)
To read or not to read Terms & Conditions
oranges are not the only fruit DM5LMHJZRQBXBNMNYC2KP5AZ4CEO2MWZFYKL56Y