- 1 -
Wojtek jest uczniem klasy szóstej. Już od półrocza, dotychczas wesoły, pogodny, dość dobrze uczący się Wojtek, zaczął zaprzątać umysły i serca nauczycieli, i pani katechetki. Coraz gorsze oceny; smutny a właściwie ponury wyraz twarzy nie pasowały do Wojtka. niestety, była to prawda. Owszem, Wojtek miał powody do smutku, ale by aż do takiego stopnia? W styczniu ciężko chorowała jego mama, na dodatek ojciec coraz częściej wracał pijany do domu. Na początku lutego chłopiec niespodziewanie oberwał aż sześć dwójek. W lutym, marcu, kwietniu nie zjawił się u spowiedzi i Komunii św. pierwszopiątkowej. W ogóle nie było go widać w kościele, a tym bardziej u Komunii św. Zbliżał się przyjazd Ojca św. do Polski. W maju, kiedy wszyscy przygotowywaliśmy się przede wszystkim duchowo na przybycie Papieża Kongres Eucharystyczny, koledzy niemal siłą przyprowadzili Wojtka a mnie. Przytuliłem go do siebie i powiedziałem tylko: "Opowiedz mi, Wojtku, o sobie". Chłopiec rozpłakał się i szlochając szeptał: "Proszę księdza, same nieszczęścia mnie spotykają, w domu ciągle awantury, mama taka schorowana, w dodatku te nieszczęsne dwóje... A jeszcze gdyby ksiądz znał moje grzechy... ja nie mam nadziei, że będzie lepiej". Dwie godziny trwała nasza rozmowa. Wojtek zrozumiał, że popełnił fatalny błąd - stracił nadzieję. Zapomniał także, że chory człowiek potrzebuje lekarza i odpowiedniego pokarmu. Chora była jego dusza, konieczny więc był mu Chrystus, przebaczający w sakramencie pokuty wzmacniający w Eucharystii. Na szczęście, "pięć przed dwunastą" Wojtek przystąpił do spowiedzi św. Do końca maja i w pierwsze dni czerwca codziennie przystępował do Komunii św. I stał się niemal cud: Choć mama nadal chorowała, ojciec, widząc często wracającego z kościoła Wojtka, coraz rzadziej zaglądał do kieliszka. Ale przede wszystkim Wojtek zyskał nadzieję, że jeszcze da się nadrobić zaległości w szkole i co ważniejsze: Jezus w sakramencie pokuty przebacza wszystko, nawet najcięższe grzechy.
Na przyjazd Ojca św. twarz Wojtka była znów pogodna. Otrzymał promocję do siódmej klasy, a niedawno napisał do mnie list z wakacji, w którym donosi, że często stara się przystępować do spowiedzi i Komunii św. - zło minęło - Wojtek ufał znowu Jezusowi.
Ks. Andrzejewski R., Nie traćcie nadziei, BK 1 /1987/, s. 4-5
- 2 -
Rok 1655, to ważny moment w dziejach naszej Ojczyzny. Wtedy to ogromne rzesze wojska szwedzkiego obległy twierdzę, w której czczony był cudowny obraz Matki Bożej, Jasną Górę. Niemal cała Polska legła już u stóp króla szwedzkiego, tylko garstka Polaków, szlachty, chłopów i mieszczan wraz z zakonnikami broniła się na Jasnej Górze. Siły ich coraz bardziej słabły wobec przeważającego naporu Szwedów. Dowódca szwedzki, Mueller, przekonany był o zwycięstwie, ale... szwedzkim. Jak czytamy w powieści H. Sienkiewicza "Potop", w krytycznym, beznadziejnym momencie, ojciec Kordecki wychodzi na wały obronne Jasnej Góry z monstrancją, unosząc w niej nad broniącymi się Jezusa Eucharystycznego, Jezusa pod postacią chleba. Błogosławi, odbywa procesję. Broniący Jasnej Góry czują, jak wzbiera w nich siła, odżywa nadzieja. Z jeszcze większą zawziętością bronią tego skrawka polskiej ziemi.
"Kórnik" - jak mówił o Jasnej Górze gen. Mueller - okazuję się twierdzą nie do zdobycia. Szwedzi odstępują. Na wieść o tym cała Polska podrywa się do walki i wkrótce już wojska szwedzkie zostają przepędzone z polskiej ziemi.
Ks. Andrzejewski R., Nie traćcie nadziei, BK 1 /1987/, s. 4-5
- 3 -
Wiele razy widziałem, jak kotka uciekała przed psem sąsiada. Pies był duży i groźny i nawet dorośli ludzie przechodzili koło niego z obawą. Lecz raz, gdy kocia mama miała małe dzieci, byłem świadkiem walki, jaka się rozegrała pomiędzy tymi zwierzętami. Pies zbliżył się do kociąt i wtedy kotka, która czuwała nad ich bezpieczeństwem, zagrodziła psu drogę swoim ciałem. Stanęła między psem a swoimi dziećmi ze zjeżoną sierścią, gotowa do walki na śmierć i życie. Pierwszy raz nie ulękła się psa. Więcej: Gdy pies szedł dalej ku kotkom, pierwsza rzuciła się do nierównej walki. Nie wiem, jak się ta walka toczyła, ale po chwili spostrzegłem, jak ten duży i groźny pies uciekł skomląc, z podwiniętym ogonem. Nigdy już nie zbliżył się do kotków i ich mamy. Szczerze podziwiałem kocią mamę, która dla ratowania swoich dzieci zaryzykowała życie w walce z psem.
Ks. Nieciecki A., Miłość odważna, BK 1 /1984/, s.18-19
- 4 -
W telewizji austriackiej nadawano niegdyś program "Kim jesteś?" Uczestnicy tego "show” mieli za zadanie przedstawić się widzą, jedynie za pomocą ruchów rąk, które są typowe dla wykonywanego przez nich zawodów. Zabawa przyniosła jednak coś więcej: Gesty rąk zdradzały także inne przeżycia. Niekiedy wyrażały strach. Innym razem dłonie najchętniej zwinęłyby się w pięść na znak obrony albo agresji.
Ks. Kalbarczyk A., Wiara jako dar i zadanie, BK 1-2 /1990/, s. 4
- 5 -
Było to zimą we Włoszech. Z autobusu powracał po pracy do domu
pewien robotnik. Droga była bardzo uciążliwa, śnieg bowiem sięgał po kolana, a w dodatku zacinał mroźny wiatr. "Psa by w taką pogodę nie wygnał, a tutaj człowiek musi" - wyrzekał, gdy nagle, gdzieś od strumyka, który mijał doszło go jakby żałosne skomlenie psa. "W taki czas i tutaj pies - powiada do siebie - chyba człowiek bez serca go wypędził. Nie można go tutaj tak zostawić, bo zginie marnie na tym zimnisku". I poszedł na poszukiwanie. Po chwili spostrzegł tuż nad wodą zupełnie malutkiego pieska. Biedaczyna dygotał cały z zimna. Robotnik nie namyślał się ani chwili. Wziął malucha na ręce, schował pod kurtkę, żeby się rozgrzał i przyniósł do domu.
Pieska nazwał Fido, co po polsku znaczy Wierny. Szczęśliwe czasy nastały teraz dla Fida. Jego pan bawił się z nim, zabierał na spacery. Fido za dobre serce odpłacał się swemu panu wielką wiernością. Codziennie rano odprowadzał go do autobusu, a wieczorem punktualnie przybiegał po niego na przystanek. Tak mijały dnie i miesiące. Aż tu pewnego, grudniowego wieczoru, kiedy Fido znowu przybiegł po swego pana na przystanek, ku swemu zdziwieniu nie zobaczył go wśród wysiadających. Położył się więc tuż obok autobusu i czekał... czekał całą noc. Kiedy nad ranem autobus odjechał, Fido smutno powrócił do domu. Wieczorem znowu pobiegł na przystanek, ale i tym razem na próżno. Jego pan nie wrócił już nigdy nie miał wrócić. Zginął bowiem przy pracy podczas bombardowania - było to w czasie wojny. Ale Fido tego nie wiedział i chociaż dobrzy ludzie tłumaczyli mu, że się swego pana już nie doczeka, stęskniony, wierny piesek każdego wieczoru przybiegał na nowo na przystanek. Czynił tak przez wiele lat. Nie przeszkadzał mu w tym ani mróz, ani śnieg, ani spiekota, ani deszcz. Fido stał się godnym swego imienia. /opowiadanie na podstawie kazania ks. Teodora Nogali/.
To był prawdziwy przyjaciel! Przyjaźń jest największym darem, jaki człowiekowi może dać nie tylko piesek, ale również drugi człowiek. Przyjaźnią obdarzył nas również sam Bóg. To Jego największy dar dla nas - dar przyjaźni.
Ks. Molenda B., Wiara jako dar i zadanie, BK 1-2 /1cJ90/, s. 6
- 6 -
Jacek wyśmiewał swego kolegę. Na spowiedzi przyrzekał, że już tak nie będzie. Teraz wracał z kościoła do domu. Jednak, wchodząc na klatkę schodową spotkał ofiarę swoich kpin. Jego kolega potknął się na schodach i rozsypał śmieci. Ta sytuacja wystarczyła, by Jacek zapomniał o swojej obietnicy. "Niezdara - poczwara - w śmieciach ubazgrana" - zaczął wykrzykiwać na cały głos. I znowu tak łatwo utonął..,"
Magda bardzo lubi się chwalić. Już obiecał Panu Jezusowi, że tego robić nie będzie. Ale w niedzielę spotkała Aśkę, która pokazała jej swoją nową torebkę, jaką babcia przywiozła dla niej aż z Turcji. Magda nie wytrzymała i zaraz musiała się pochwalić, że w domu to ma aż dwie takie tylko jeszcze ładniejsze. Zaczęła „tonąć" w swoim grzechu.
Ks. Molenda B., Wiara jako dar i zadanie, BK 1-2 /1990/, s. 6
- 7 -
Skandynawski pisarz, Peer Lagerkwist, napisał powieść o Barabaszu, który stanął przed sądem Piłata razem z Jezusem i który wtedy został ułaskawiony. Autor pisze, że żona tego Barabasza dotknięta była przykrym kalectwem: miała tak zwaną zajęczą wargę. Jak to się mówi: mała rzecz a wielki wstyd. Doznała z tego powodu wiele ludzkich złośliwości, przykrości. Bardzo z tego powodu cierpiała i aż się jej żyć nie chciała". Pewnego razu na swojej drodze życiowej spotkała Pana Jezusa. Klęka obok drogi, żeby poprosić o cud. Widzi przecież, jakich cudów dokonał Pan Jezus: ślepym przywraca wzrok, głuchym słuch, trędowatych oczyszcza, umarłych wskrzesza, więc cóż dla Niego znaczy taka drobnostka? Ale w ostatniej chwili robi się jej czegoś wstyd. Tyle cierpienia, tyle nieszczęść wokół niej, tyle ważnych spraw ludzie składają Chrystusowi do stóp, a ona z takim głupstwem, z tą swoją zajęczą wargą... A już Pan Jezus jest koło niej i zwraca się do niej z zapytaniem: "Czego chcesz, żebym cię uzdrowił?" A ona zawstydzona, nawet oczu nie śmie podnieść na Pana Jezusa, tylko odpowiada: "Nie, Panie. Chcę, żebyś tylko przeszedł obok mnie". I Pan Jezus przechodzi obok niej i nie uzdrawia jej. A jednak ta kobieta podnosi się z kolan z nową otuchą i z nowymi siłami do dalszego znoszenia swego kalectwa. Bo co się stało? Chrystus przeszedł obok niej ze swoją pociechą, ze swoim błogosławieństwem. To jej wystarczyło, to jej sprawiło więcej radości niż owa zajęcza warga przysparzała smutku.
Ks. Grzelak Cz., Ja jestem, nie bójcie się!, BK 1-2 /1993/, s. 8
- 8 -
W broszurce "Piłem", wydanej przez Wojewódzki Społeczny Komitet Przeciwalkoholowy w Gdańsku, są podane wypowiedzi alkoholików na temat powstania z nałogu pijaństwa. Jeden z nich wyznaje, że już w młodości popadł w nałóg pijaństwa, który coraz bardziej się pogłębiał i nie pozwalał mu na normalne przyzwoite życie. Doszło do tego, że pewnego razu ukradł pieniądze koleżance w biurze, bo potrzebne mu były na wódkę. Po upiciu się za te pieniądze wraca w nocy do domu. Po otwarciu drzwi widzi następujące zdarzenie, które sam opisuje: "Joanna (żona), Waldek i Haneczka (dzieci) klęczeli jak do modlitwy ze złożonymi rękami. Dochodziły mnie słowa ni to skargi, ni to modlitwy czy błagania. To było wszystko, co może wypowiedzieć kochająca osoba, szukająca u kogoś ratunku. Dzieci powtarzały jej słowa. Poczułem się tak, jakbym otrzymał potężny zastrzyk. Porzuciłem pijaństwo i stałem się znowu uczciwym człowiekiem, dobrym mężem i ojcem. Żona i dzieci szukały pomocy u Wszechmogącego Boga, który dał mi specjalną łaskę do powstania z nałogu".
Modlitwa na ustach matki i dzieci, oraz ich dłonie wyciągnięte w geście prośby o ratunek, przypominają historię tonącego Piotra z dzisiejszej Ewangelii.
KS. MARIAN BENDYK ŻYĆ EWANGELIĄ - A -
- 9 -
Trafny ze wszech miar jest początek dawno wydanej książki Fornariego o Chrystusie. Autor zaczyna ową historię w ten sposób: "Jezus przyszedł do nas Jak człowiek idący z daleka: początkowo Jego kroki zaledwie się słyszy, szelest ich zaledwie do nas dociera, potem staje się coraz wyraźniejszy, aż w pewnej chwili rozumie się, że Jego krok jest obecnością". Ta historia zbawienia rozgrywa się w każdym człowieku, którego życie znaczy obecność Boga na każdej ludzkiej drodze. Uświadomienie sobie Jezusowej obecności we wszystkim, co dotyczy nas, to pewność, bezpieczeństwo i pokój.
Ks. Jan Wnęk - JA JESTEM, NIE BÓJCIE SIĘ! BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2(131) 1993
- 10 -
On jednak, jak kiedyś do Piotra, wyciąga rękę i mówi: Przyjdź". Przyjdź i spróbuj znaleźć coś, co ukryła odpowiedź: jakiegoś Algierczyka na pytanie: "Kim jest dla ciebie Chrystus?" Odpowiedział: "Chrystus dla mnie to po przebudzeniu pierwsze spojrzenie na morze we wschodzącym słońcu. Chrystus to wszystko, co trzeba zrobić, żeby - dom wszedł w swój codzienny rytm. Chrystus to kartka Ewangelii przeczytana z samego rana, której echo unosić się będzie nad całą resztą dnia. Chrystus to przywitanie tych, których kocham i tych, którzy mi są mniej mili, tych, którzy mnie cieszą i tych, którzy mnie drażnią, tych, którzy mnie rozumieją i tych, którzy mnie nie rozumieją. Chrystus, to uśmiech moich dzieci: to posiłek, który im podaję, ta zadanie, które mi pokazują. Chrystus to z nadejściem wieczora pewność, że dla mnie Bóg jest Ojcem i że, ostatecznie, wszystko jest dobre. (Ks. Z. Trzaskowski, Zdać się na Boga). .- "Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się".
Ks. Jan Wnęk - JA JESTEM, NIE BÓJCIE SIĘ! BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2(131) 1993
- 11 -
Zdarza się nieraz, że człowiek o coś bardzo się modli, a Bóg nie wysłuchuje tej modlitwy. Niektórzy ludzie wtedy obrażają się na Boga i tracą w Niego ufność. Jednak modlitwa nigdy nie idzie na marne. Jeśli nie spełnia się to, o co prosimy, to przecież Bóg wie najlepiej, co człowiekowi potrzeba i spełnia to, co On uzna za słuszne. Bóg bardzo kocha człowieka i wszystko obmyślił najmądrzej dla człowieka i chce zawsze prowadzić nas drogą dobra. Jeśli nieraz trzeba przejść przez pewne trudności w życiu, to dla naszego dobra, którego może my w tej chwili nie rozumiemy. Bóg nieraz daje nam większe dobro od tego, o które prosimy.
Skandynawski pisarz, Peer Lagerkwist, napisał powieść o Barabaszu, który stanął przed sądem Piłata razem z Jezusem i który wtedy został ułaskawiony. Autor pisze, że żona tegoż Barabasza dotknięta była przykrym kalectwem: miała tak zwaną zajęczą wargę. Jak to się mówi: mała rzecz a wielki wstyd. Doznała z tego powodu wiele ludzkich złośliwości, przykrości. Bardzo z tego powodu cierpiała i aż się jej żyć nie chciało. Pewnego razu na swojej drodze życiowej spotkała Pana Jezusa. Klęka obok drogi, żeby poprosić o cud. Widzi przecież, jakich cudów Pan Jezus dokonuje: ślepym przywraca wzrok, głuchym słuch, trędowatych oczyszcza, umarłych wskrzesza, więc cóż dla Niego znaczy taka drobnostka? Ale w ostatniej chwili robi się jej czegoś wstyd. Tyle cierpienia, tyle nieszczęść wokół niej, tyle ważnych spraw ludzie składają Chrystusowi do stóp, a ona z takim głupstwem, z tą swoją zajęczą wargą... A już Pan Jezus jest koło niej i zwraca się do niej z zapytaniem: "Czego chcesz, żebym cię uzdrowił"? A ona zawstydzona, nawet oczu nie śmie podnieść na Pana Jezusa, tylko odpowiada: "Nie Panie. Chcę, żebyś tylko przeszedł obok mnie". I Pan Jezus przechodzi obok niej i nie uzdrawia jej. A jednak ta kobieta podnosi się z kolan z nową otuchą i z nowymi siłami do dalszego znoszenia swego kalectwa. Bo co się stało? Chrystus przeszedł obok niej ze swoją pociechą, ze swoim błogosławieństwem. To jej wystarczyło, to jej sprawiło więcej radości niż owa zajęcza warga przysparzała smutku.
Rzeczywiście, Pan Jezus przechodzi obok nas ze swoją mocą, ze swoim pokojem, ze swoim miłosierdziem. Nie zawsze sprawia cud, ale zawsze darzy nas siłą do przezwyciężenia trudności życiowych, zawsze wnosi w serca człowieka radość i pokój. On przecież przyszedł, aby ludzi wyzwolić z lęku i dlatego mówi do nas dzisiaj: Nie bójcie się, jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata!
Ks. Czesław Grzelak - JA JESTEM, NIE BÓJCIE SIĘ! BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2(131) 1993
- 12 -
Wartość człowieka mierzy się jego siłą, sprawnością fizyczną, urodą. Ludzie słabi, chorzy i szpetni usuwani są na margines życia, a niekiedy nawet poza margines. Człowiek stary, słaby, chory, upośledzony uważany jest za bezwartościowego. Jeśli swoją chorobą, niesprawnością, czy - po prostu - samą swoją obecnością zagraża dobrobytowi lub przyzwyczajeniom życiowym osób bardziej uprzywilejowanych, bywa postrzegany jako wróg, przed którym należy się bronić, albo którego należy wyeliminować (por. EV 1 2). Nawet jeśli jest on naszym bliskim krewnym.
Takie zachowanie nie jest dzisiaj tylko skutkiem grzechu pojedynczych ludzi, ale uwarunkowane jest obowiązującą modą. W reklamie, na okładkach błyszczących, kolorowych czasopism nie ma miejsca na otyłość, starość, chorobę, czy śmierć. Dzisiaj, aby się utrzymać na fali, trzeba udawać wiecznie zadowolonego nastolatka.
Sto lat temu, jeśli ktoś chciał być traktowany poważnie, zmuszony był sięgać po wszelkie możliwe przebrania, aby wydawać się starszym. Gazety roiły się od reklam zalecających cudowne maści przyspieszające pojawienie się zarostu. Młodzi lekarze próbowali nabrać tuszy i wkładali na nos okulary w złotej oprawie nawet jeśli mieli doskonały wzrok. Inaczej pacjenci nie mieliby do nich zaufania. Ludzie wiedzieli, że mądrość zdobywa się z wiekiem, a starość zasługuje na szacunek, gdyż "wieńcem starców jest wielkie doświadczenie" (Syr 25, 6)...
We współczesnej kulturze zwyciężyło przeciwne przekonanie. To młodzi są nieomylni, a starzy - zacofani. Do nich musi dopasować się świat, nawet szkoła. "Zastanawiam się - pisał Federico Fellini - co się takiego mogło stać, jaki zły urok padł na naszą generację, że zaczęliśmy nagle patrzeć na młodych jak na zwiastunów nie wiedzieć jakiej absolutnej prawdy. (...) Tylko jakiś zbiorowy obłęd mógł sprawić, żeśmy zaczęli uważać piętnastoletnich wyrostków za depozytariuszy wszystkich prawd".
Ten swoisty kult młokosa pociąga za sobą bardzo konkretne konsekwencje. Nagle wszyscy zaczęli udawać nastolatków. Ubierają się w dżinsy, czytają komiksy, słuchają muzyki rockowej. Nie byłoby nic w tym złego, że pan z brzuszkiem udaje własnego syna, a poważna matrona przypomina z tyłu nieco zreformowanego kociaka, może co najwyżej byłoby to nieco śmieszne. Ale co w istocie oznacza kult młodości? ... Młody, w końcu to ten, kto jest niedoświadczony, który dopiero zaczyna, ciągle eksperymentuje.
Kult dzieciaka rodzi dla świata konkretne zagrożenia. Politycy, aby zyskać aplauz, upodabniają się do rockowych gwiazdorów. Zrzucają wagę, zakładają błękitne szkła kontaktowe, tańczą disco-polo, aby przypodobać się bezmyślnej masie. W ten sposób dobre intencje, których nie brak dzieciakom, bywają wykorzystywane do niecnych celów.
Ks. Piotr Mazurkiewicz - NIE POKŁADAJMY UFNOŚCI W CIELE! BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2 (137) 1996
- 13 -
Japoński pisarz Shusaku Endo w "Milczeniu" (wydanym w r. 1971) opisuje prześladowania chrześcijan japońskich w XVII wieku. Bardzo dobrze rozwijające się chrześcijaństwo zostało przyhamowane. - Japończycy stosowali okrutne tortury np. tortura wrzątku, kiedy obnażonych chrześcijan polewano wrzątkiem, czekając aż wypowiedzą "korobu" tzn. wyrzekam się Chrystusa. Jeśli ktoś wyrzekł się Chrystusa odwiązywano go i puszczano wolnym. Albo kazano deptać tzw. fumije. Były to deseczki, w które był wstawiony obraz Jezusa lub Matki Bożej. Żądano deptania i plucia. Chodziło o znak wyrzeczenia się wartości, które kryją się pod fumije. Do dziś można oglądać fumije w muzeach japońskich, co świadczy, jak wielu było poddanych takim strasznym torturom. Najgorsza była tortura jamy. Do wykopanych głęboko rowów zawieszano głowami w dół, z naciętymi uszami i nosami, przywiązanych za nogi do belek chrześcijan. Nieraz w jednym rowie wisiało bardzo wiele chrześcijan i jęki wydobywały się i były słyszalne daleko. Co pewien czas przychodził japoński bugjo i czekał na słowo "korobu". Jeśli ktoś takie słowo wyrzekł, został uwolniony. Jeśli w jakiejś wiosce schwytano ukrywanego misjonarza, całą wioskę przywiązywano do słupów w merzu, aż do skonania.
Ostre prześladowania zmusiły chrześcijan do ukrywania wszystkiego, co był jakimś przejawem ich wiary. Otóż podczas tych tortur załamał się psychicznie przełożony misji katolickiej o. Perreyra, który od wielu lat wysyłał płomienne listy do Europy o trwaniu przy Chrystusie. I wówczas kilku kapłanów z Europy, nie mogąc pogodzić się z myślą, że ojciec Perreyra, autor takich listów, ugiął się przed poganami, porzucając Boga i swój Kościół, postanowiło udać się na wyspy japońskie. I wyruszają. To Co widzą, przeżywają w Japonii, w czasie poszukiwań o. Perreyry, opisują w listach wysyłanych do Europy. I powieść Endo od tego się zaczyna, jest zbudowana z listów. W listach tych pojawiają się pytania o Boga. "Dlaczego, Panie, doświadczasz tych Japończyków, tych biednych wieśniaków uciskiem i torturami? Nie, Kichijiro wyraził to, co jest szczególnie straszne, co jest jeszcze straszniejsze. Milczenie Boga. Chociaż dwadzieścia lat minęło, odkąd zaczęły się prześladowania, chociaż jęk wiernych rozlega się wszędzie po tej japońskiej czarnej ziemi, chociaż płynie czerwona krew kapłanów, a wieże kościołów walą się w gruzy, Bóg, wobec tych zbyt okrutnych ofiar, które sam sobie składa, nadal milczy! Nie! Nie wolno mi przypuścić, że w głupich słowach Kichijiro zawierało się takie pytanie" (str. 87). Oto najtrudniejsze pytania: dlaczego Bóg milczy? Dlaczego się nie odzywa? Dlaczego dopuszcza zło" cierpienie? Te pytania były, są i będą stawiane zawsze. Jest dobrze, że z tymi pytaniami się zwracamy do Boga. Jest źle, jeśli od razu pragniemy odpowiedzi czytelnej i ostatecznej. Bóg nie milczy, każe nam się zastanawiać, przez całe życie dojrzewać do pełni. Jest źle, jeśli stawiamy pytania i od nich uciekamy. Jeśli potrafimy postawić groźne pytanie, to znaczy, że potrafimy potrudzić się nad znalezieniem odpowiedzi.
Wiara w Boga ma nam dopomóc w tym trudzie. Natomiast jeśli tylko stawiamy pytania i od nich uciekamy, to znaczy że nie chcemy brać odpowiedzialności ani za pytania przez nas wymyślone, ani za odpowiedzi, których nie ma, ale które by mogły być. Bóg uzdolnił nas do pytań, daje też rozsądek i umiejętności, aby dawać na nie pełne odpowiedzi.
Ks. Franciszek Lianecki - PYTANIA A NASZA WIARA W BOGA Współczesna Ambona - Kielce 1984 Rok XII Nr 5
- 14 -
Robert grał w piłkę. Potknął się i złamał nogę. Leczenie tej nogi było bardzo trudne i długie. Pani doktor musiała się bardzo trudzić, aby ją wyleczyć.
Robert po wyjściu ze szpitala kupił dwie wiązanki kwiatów. Jeden bukiet zaniósł do kaplicy szpitalnej, ofiarował go Panu Jezusowi. Podziękował Mu za to; że został uleczony. Bowiem podczas choroby przyjaciele częsta przewozili go na wózku do kaplicy i tutaj wiele modlił się o swoje zdrowie.
Drugi bukiet pobiegł wręczyć pani doktor. Z radością rzucił się jej na szyję i podziękował za dwumiesięczną opiekę nad nim, za niemal matczyną troskę o jego zdrowie.
Podoba wam się postawa Roberta? Bardzo ładnie zrobił, że pamiętał jak wiele dobrego otrzymał od Pana Jezusa i od pani doktor i że okazał im za to swą wielką wdzięczność.
Dkn Jan Jagiełka - "DZIĘKUJCIE ZAWSZE ZA WSZYSTKO..." (Ef 5, 20) Współczesna Ambona - Kielce 1984 Rok XII Nr 5
- 15 -
W 1979 roku pewien turysta z Polski przebywał na wakacjach w Grafing koło Monachium. Tam - zaś jednego popołudnia udał się do pobliskiego lasu, gdzie na małej polanie zobaczył grupkę bawiących się dzieci. Siedziały na rozciągniętym kocu, rozmawiały ze sobą lub też biegały po lesie. Podczas rozmowy z owym turystą trudno im było odgadnąć, z jakiego kraju pochodzi. Przystąpiły do posiłku, dzieliły się więc ciastkami, cukierkami i owocami. Jak zwykle na trawie pojawiły się odpadki i papiery. Kiedy miały wracać do domu, starannie pozbierały te śmieci, włożyły do torby i zabrały ze sobą, aby je wrzucić do specjalnego pojemnika. Zaskoczyło to obcokrajowca, bo ciągle miał żywo w pamięci liczne śmieci porozrzucane po polskich lasach, szczególnie koło miejsc parkingowych, przy drogach leśnych i na skraju lasów, w źródliskach potoków i samych potokach.
Podróżujący po Podkarpaciu w sobotę przed Niedzielą Palmową łatwo zauważy przedświąteczne porządki we wszystkich gospodarstwach, we wszystkich obejściach. Ludzie sprzątają po zimie, chcąc na Wielkanoc oczyścić swoje siedziby ze wszystkich brudów, odpadków, nieczystości. W dniach poprzedzających największe w chrześcijańskim kalendarzu święto, w pośpiechu i chyłkiem, żeby nikt nie widział, wywożą te nieczystości do lasu lub wrzucają do rzeki, zapominając jakby o tym, że Bóg wszystko widzi. Widzi jak w przeddzień Jego święta bezcześci się te Jego wspaniałe dzieła. Czy zastanawiasz się nad tym, przyjacielu, który kilka dni później zaśpiewasz: "Bóg wszechmocny, Bóg natury, wyższy nad wszystkie twory..." Nie wyrzuciłbyś tych śmieci przecież sąsiadowi przez ogrodzenie, a zanieczyszczasz nimi dziedzictwo Boga. Przez cały rok każdy powinien szanować dzieło Boga Stwórcy. Bóg dał ludziom tylko w dzierżawę ten piękny świat, z przyrodą niby jeden wielki park czy ogród. Bóg jest jego właścicielem.
Ks. Jan Twardy - ZNAKI MOCY BOŻEJ WEZWANIEM DO WIARY Współczesna Ambona 1999
- 16 -
W jednym z lutowych numerów "Dziennika Lubelskiego" można było przeczytać relację z dramatu, jaki stał się udziałem pewnego człowieka. Oto żona pod wpływem zaburzenia psychicznego, powstałego na tle obsesji dotyczącej niepewności jutra grożącego bezrobocia i utraty poczucia sensu, pod nieobecność męża zabija troje dzieci, a sama popełnienia samobójstwo. Można wyobrazić sobie rozmiar tragedii tego - człowieka i rozpad w gruzy, po ludzku sądząc, całego życia. Ale nie trzeba przytaczać tak drastycznych przykładów, wystarczy porozmawiać z sąsiadami, kolegami, przyjaciółmi, by uzmysłowić sobie, jak płynna jest ta rzeczywistość, w której żyjemy, jak wielkimi wiatrami jest poruszana.
Ks. Sylwester Laskowski - NIEWIERZĄCY WIERZĄCY Współczesna Ambona 1993
- 17 -
Jean Paul Sartre w swojej krótkiej autobiografii pt. "Słowa" opowiada, jak utracił wiarę. Między innymi mówi tak: "Do niewiary nie przywiodły mnie sprzeczności dogmatyczne, lecz życie. Bo przecież wierzyłem - co dnia klękając w koszuli na łóżku odmawiałem, złożywszy ręce, swój pacierz, alem o Bogu myślał coraz rzadziej. Kilka lat utrzymywałem jeszcze z Wszechmocnym stosunki oficjalne; prywatnie zaprzestałem składania Mu wizyt... A On coraz rzadziej na mnie spoglądał. W końcu odwrócił oczy".
Najgorsze w życiu człowieka jest to, że stan niewiary, oddalenia się od Boga uznał on za właściwy naturze ludzkiej, a każde zaś przepowiadanie wiary za atak na własną osobę. Może dlatego, by nie usłyszeć, uwierzyć i nawrócić się, rezygnując zarazem z łatwego dotychczasowego życia.
Ks. Sylwester Laskowski - NIEWIERZĄCY WIERZĄCY Współczesna Ambona 1993
- 18 -
"NIE BÓJCIE SIĘ!"
Krocz na przekór twym lękom
Idź ku twemu Panu
On czeka na ciebie
On cię bierze
Pod swoje skrzydło jutrzenki.
Krocz na przekór nocy
Przebij się do dnia
Na twoich śladach
Zobaczysz sam
Zapalającą się światłość.
Krocz na przekór wichrowi
Rozbij w pył huragan
A Duch ciszy
Z dala od hałasu
Powie ci Słowo.
Krocz na przekór morzu
Kształtuj nowy świat
Niech miłość
Każdego dnia
Napełnia radością ziemi.
Ks. S. Wronka Góra Boża i złowrogie morze s. 111 Materiały Homiletyczne Lipiec/Sierpień nr 158.
- 19 -
Torturowany przebacza temu, który go wydał.
Lekarz Glaukos wydany przez Greka Chilona, podzielił los chrześcijan skazanych za czasów Nerona na spalenie żywcem. Chilon, spacerując po ogrodach cesarskich, zobaczył płonącego na palu, już na pół zwęgloną, ale jeszcze żywą ofiarę. Wstrząśnięty do głębi tym widokiem, wznosi oczy do góry i woła: „Glaukosie, w imię Chrystusa proszę, przebacz mi”. Usłyszał odpowiedź: „Przebaczam”./H. Sienkiewicz, Quo vadis/.
Ks. Fryczowski J., Spowiedź pojednanie z bliźnimi, BK 6(100) /1978/, s. 257