Neutralność światopoglądowa państwa
Powszechnie panuje opinia, antyklerykałowie już się o nią postarali, że państwo wypełniające, pośród innych swoich funkcji, również funkcje religijne, jest niesprawiedliwe wobec osób niewierzących. Faktycznie jest jednak całkowicie odwrotnie.
To państwo świeckie nie jest neutralne światopoglądowo, dyskryminując wierzących. Państwo świeckie wykorzystuje wiernych i związki wyznaniowe, do których oni należą. Ponadto instytucje religijne traktuje odmiennie od innych instytucji.
Gdy poruszana jest kwestia szeroko pojętego religijnego zaangażowania państwa, przeciwnicy takiego zaangażowania argumentują, że każdy z nas posiada własny światopogląd, który jest jego prywatną sprawą i nie ma powodu, by zakładać, że któryś taki światopogląd jest lepszy niż inny. Nie ma więc również powodów by ktokolwiek poza posiadaczem danego światopoglądu miał się jego światopoglądem kierować, zwłaszcza państwo. Jest to więc typowy argument liberalny: jeżeli tak samo ja mógłbym mieć pretensje do twojej wolności jak ty do mojej a nie ma sposobu na rozstrzygniecie, czy roszczenia któregoś z nas są bardziej zasadne niż drugiego, to lepiej będzie dla nas obojga, gdy każdy z nas zajmie się samym sobą. Wtedy każdy z nas poniesie odpowiedzialność za własny wybór, a sukcesy i porażki danej opcji nie rozłożą się między obie przeciwstawne opcje lecz dotyczyć będą tylko tej opcji, która dany efekt spowodowała, więc ostatecznie lepsza z nich przeważy nad drugą.
Kiedy idzie o wsparcie, zwłaszcza finansowe, państwa dla organizacji wyznaniowych, argument liberalny, w innych przypadkach zbywany, zyskuje rangę dogmatu. Zwłaszcza wśród największych wrogów liberalizmu, socjalistów. Przyjrzyjmy się jednak bliżej stanowisku świeckiemu. Faktycznie to właśnie państwo świeckie, a nie religijne, ingeruje w światopoglądowe decyzje obywateli. To nie państwo religijne szkodzi niewierzącym tylko państwo świeckie szkodzi wierzącym.
Po pierwsze państwo świeckie o wyższym od zera poziomie zobowiązań finansowych obywateli dyskryminuje ludzi wierzących i związki wyznaniowe, do których oni należą. Po drugie, nie ma powodu, aby państwo, jeżeli w ogóle obarczamy je jakimiś zadaniami, wśród spełnianych przez siebie funkcji, nie miało spełniać również funkcji religijnej.
Państwo świeckie nie jest neutralne
Przeanalizujmy tę sytuację w, najbardziej dla antyklerykałów interesującej, sferze finansowej, pamiętając jednak, że rozumowanie dotyczące tej sfery jest prosto przekładalne na inne sfery działalności ludzkiej.
Gdy analizujemy całość wydatków osoby swobodnie decydującej o swoich pieniądzach, to możemy pośród tych wydatków wyróżnić część przeznaczaną na jakiś określony cel. Oznaczmy sobie tę część wydatków jako x. Pozostałą część wydatków, przeznaczoną przez wolnych obywateli na inne cele, stanowić więc będzie 1-x (czyli 100%-x). Jeżeli tacy obywatele są opodatkowani, to część pieniędzy przez nich posiadanych zabierana jest przez państwo. Część ta wyznaczana jest przez poziom opodatkowania, który oznaczymy sobie jako y. Jeżeli państwo to ze swojej definicji musi w swoich wydatkach pomijać cel x, w istocie realizacja celu x będzie przez to państwo utrudniana a nie traktowana neutralnie. Jeżeli opodatkowane są w równym stopniu wszystkie pieniądze obywateli, zarówno te, które przeznaczają oni na cel x, jak i te, które przeznaczają oni na pozostałe cele (1-x), wtedy podatki stanowią y wydatków obywateli, czyli taką samą wielkość, jaką wynosi poziom opodatkowania. Jeżeli państwo nie realizuje celu x, to na cel x przeznaczane jest x - xy = x (1-y) dochodów. Natomiast na pozostałe cele przeznaczanych jest (1-x)(1-y) + (1-x)y + xy = (1-x) + xy dochodów. W takim wypadku różnica między ilością pieniędzy wydawanych na realizację celu x w przypadku ingerencji państwa bądź jej braku wynosi (x-xy) - x = - xy dochodów. Natomiast różnica między ilością pieniędzy wydawanych na realizację innych celów niż x w przypadku ingerencji państwa bądź jej braku wynosi ((1-x) + xy) - (1-x) = xy. Zatem państwo, nawet nie ingerując w prywatną realizację danego celu przez obywateli, a tylko ograniczając sferę prywatną obywateli poprzez nakładanie na nich finansowych zobowiązań, w istocie utrudnia im realizację tego celu. A utrudnienie to jest równe iloczynowi wielkości zobowiązań finansowych nakładanych na obywateli przez państwo i zaangażowania obywateli w realizację danego celu. W aspekcie finansowym zaangażowanie to mierzone jest odsetkiem dochodów obywateli (czy też danego obywatela), które byliby oni gotowi poświęcić na ten cel.
Ale powyższą analizę neutralności państwa przeprowadzoną dla aspektu finansowego działalności ludzkiej można zastosować również do pozafinansowych aspektów życia. Za majątek obywatela podstawmy jego wybory (tj. decyzje). Wybory są trudniejszą do uchwycenia kategorią niż pieniądze, ale jest nam ona potrzebna nie do wykonywania konkretnych obliczeń lecz jedynie do uchwycenia ogólnego schematu takich kalkulacji, śmiało możemy więc ją zastosować. Zatem wśród wyborów danej osoby jako x oznaczmy te wybory, w ramach których osoba podejmuje działanie bądź zaniechanie ze względu na dany cel, a przez 1-x pozostałą cześć wyborów, w ramach których osoba ta podejmuje działania bądź zaniechania ze względu na inne cele. Jeżeli państwo w swojej polityce wobec pozaekonomicznych działań obywateli (tak jak w przykładzie powyżej w swojej polityce finansowej) nie jest minimalne, czyli ingeruje w wolność wyboru swoich obywateli, nawet jeżeli ich wybory nie ingerują w żaden sposób w wolność wyboru innych obywateli, to państwo to odbiera swoim obywatelom część wolności wyboru. Tę część oznaczmy jako y. Jeżeli państwo z definicji musi w wydawanych przez siebie rozporządzeniach, prawach, ustawach, nakazach i zakazach pomijać realizację celu x, w istocie realizacja celu x będzie przez to państwo utrudniana a nie traktowana neutralnie. Jeżeli państwo nie realizuje celu x, to cel x realizowany za sprawą dokonywanych prywatnie wyborów stanowi następującą część wszystkich wyborów dokonywanych w tym państwie: x - xy = x (1-y). Natomiast pozostałe cele realizowane są przy pomocy części wszystkich wyborów równej: (1-x)(1-y) + (1-x)y + xy = (1-x) + xy. W takim wypadku różnica między ilością wyborów dokonywanych ze względu na realizację celu x w przypadku ingerencji państwa i w przypadku tej ingerencji braku wynosi (x-xy) - x = - xy wyborów. Natomiast różnica między ilością wyborów dokonywanych ze względu na realizację celów innych niż x w przypadku ingerencji państwa i w przypadku tej ingerencji barku wynosi ((1-x) + xy) - (1-x) = xy. Podobnie jak w wypadku fiskalnym tak i w niniejszym pozafiskalnym państwo utrudnia realizację danego celu, co do którego rzekomo miałoby pozostawać neutralne. A czyni to ono na poziomie równym iloczynowi (prawnej) ingerencji państwowej oraz zaangażowania obywateli w realizację tego celu.
Jeżeli więc państwo spośród wielu celów, jakie mogłoby realizować, nie ma prawa realizować pewnego celu, to, jeśli tylko realizuje poza tym celem jakiekolwiek inne cele, nie jest neutralne wobec realizacji tego celu, gdyż na te inne cele przeznacza środki wypracowane przez obywateli, jakie obywatele ci mogliby chcieć przeznaczyć na ów cel. Swój czas ludzie dzielą zazwyczaj między pracę zarobkową i inne aktywności. Część obu z tych dziedzin może być im ograniczana przez państwo. Jeżeli państwo z każdej pensji zabiera (na ZUS, w podatku dochodowym a, przy wydawaniu jej, w VAT-cie) 70% tej pensji, w istocie grabi obywatela z 70% czasu, jaki on pracował. Jednak to samo tyczy się działań w czasie wolnym, choć tu jest to trudniejsze do dostrzeżenia. Jeżeli państwo zabrania obywatelowi jeździć bez pasów, palić, chodzić nago, poślubić 4 świadome swoich działań osoby, wyciąć własne drzewo, kupić produkty modyfikowane genetycznie, umówić się na ustawkę itd., to tak naprawdę okrada go z jakiejś części pozagospodarczych działań, jakie ten obywatel ma prawo wykonać. Zarówno gospodarcze jak i pozagospodarcze działania mogą być wykonywane w różnych celach. Zapewnienie sobie wykształcenia, opieki zdrowotnej, zbawienia, emerytury czy emocji sportowych należą do tych celów. Brak realizacji któregoś z tych celów przez państwo przy jednoczesnym ograniczaniu wolności obywatela jest de facto ograniczaniem realizacji tego celu. Jedyną sytuacją, w której państwo nie realizujące danego celu jest wobec realizacji tego celu neutralne, jest sytuacja w której xy = 0, a taka sytuacja może zajść bądź w przypadku, kiedy x jest równe 0, bądź w przypadku, kiedy y jest równe 0, zatem bądź, kiedy państwo jest państwem minimum, bądź kiedy żaden z obywateli nie zamierza w choćby najmniejszym stopniu realizować celu x. Gdy państwo nie jest państwem minimum, jedynie obywatele, którym nie zależy na realizacji celu x nie tracą na neutralności państwa wobec tego celu.
Jak działa państwo faktycznie neutralne
Zatem, żeby państwo było neutralne wobec jakiegoś celu, powinno na ten cel przeznaczać taką część budżetu, jaka pochodzi z opodatkowania tych pieniędzy obywateli, które przeznaczyliby oni na ten cel, a także powinno uzależniać od realizacji tego celu tyle wprowadzanego przez siebie prawa, ile stanowi prawo ograniczające zasady, jakimi kierowaliby się obywatele ze względu na ten cel, gdyby prawo państwowe nie było prawem nadrzędnym wobec prawa stanowionego przez prywatne instytucje powołane do realizacji tego celu.
Od razu widać, że istnieje łatwiejszy sposób na neutralność państwa wobec danego celu. Jest nim rozdzielność państwa i instytucji realizujących ten cel. Rozdzielność taka oznacza jednak, wbrew temu, co się roi antyklerykałom, nie tylko brak wpływu owych instytucji na państwo lecz również bark wpływu państwa na te instytucje. Państwo mogłoby więc być neutralne wobec realizacji jakiegoś celu jedynie, rezygnując z jakiegokolwiek opodatkowywania środków przeznaczanych przez obywateli na ten cel, a także, rezygnując z jakiejkolwiek jurysdykcji w sprawach, w których obywatele chcą się poddać jurysdykcji instytucji realizujących ten cel. To byłaby neutralność państwa ze względu na ten cel realizowana za pomocą rozdzielności państwa i instytucji realizujących ten cel.
Neutralność a religia
Do tej pory świadomie unikałem pisania, jaki to miałby być cel. Zdecydowałem się tak postąpić, ponieważ chciałem, pokazując, że może to być jakikolwiek cel, wykazać, że dla dowiedzenia, iż jakiś cel nie powinien być realizowany przez państwo (w wymiarze wyższym niż xy), nie wystarczy odwołać się do potrzeby neutralności państwa. Neutralność ta bowiem nie różnicuje celów, ze względu na które miałaby być zachowana, tycząc się ich wszystkich w jednakowym stopniu, więc nie wymaga ich konkretyzacji, natomiast żeby wykazać, że państwo nie powinno angażować się w realizację danego celu, nie wystarczy żadna argumentacja nie odwołująca się do tego, jaki to konkretnie miałby być cel. I tak, aby wykazać, że państwo nie powinno angażować się religijnie ale powinno edukacyjnie, zdrowotnie, emerytalnie itd., nie wystarczy powołać się na zasadę neutralności, nie powie nam ona bowiem czemu państwo miałoby być neutralne pod jednym względem a pod innymi nie.
Część obywateli życzy sobie wydatków na sport, budowania stadionów, skoczni i torów wyścigowych oraz organizowania mistrzostw europy itd. Państwo tym obywatelom sprzyja. Nie liczy się przy tym z grupą akibiców a jedynie z różnymi odłamami i sektami kibiców. Czemu więc na życzenie większości czy nawet zdeterminowanej mniejszości, znacznie większej niż mniejszość kibiców, państwo nie miałoby w jakimś zakresie sponsorować działalności religijnej?
Dla porównania z religią celowo wybrałem sport, gdyż tak jak antyklerykałowie (niesprawiedliwie) traktują religię jako źródło wszelkiego zła, mimo że przez ogromną większość historii ludzkości stanowiła ona podstawę bytu każdego społeczeństwa, grupy i państwa oraz kultury, tak jako źródło wszelkiego zła można by potraktować sport. Mało osób zdaje sobie sprawę, do jak wielu nieszczęść przyczynił się sport. Kibice czterech głównych stajni rydwanów, niebiescy, biali, zieloni i czerwoni przyczynili się do nie mniej licznych wojen, buntów i zamieszek w Cesarstwie Bizantyjskim niż same władze tego państwa (wystarczy przypomnieć powstanie Nika). W wielu rejonach świata również dziś po meczach giną ludzie. Jednak brutalność sportu nie ma tu nic do rzeczy, to samo co sportu i religii tyczy się bowiem również religii i edukacji, religii i becikowego itd. Część obywateli życzy sobie państwowej edukacji a państwo im ulega, czemu wiec nie miałoby ulec wiernym, którzy życzą sobie finansowania lekcji religii, notabene nieobowiązkowej? Czemu mam się składać na edukację historyczną, plastyczną czy literacką, albo co gorsza seksualną, innych osób bądź ich dzieci, co więcej będąc przymuszony sam podlegać obowiązkowi oświatowemu w tych dziedzinach bądź edukować w tych dziedzinach swoje dzieci, ale nikt nie miałby zapłacić za moją lub moich dzieci edukację religijną, do której nikt inny nie jest przymuszany? Takiej dyskryminacji nie da się uzasadnić neutralnością państwa.
Trzeba sięgnąć po inne argumenty, które miałyby uzasadniać, dlaczego w wypadku jednej sfery życia obywateli państwo powinno w nią ingerować a w wypadku innej nie. To natomiast jest już zupełnie inna dyskusja. Nie sądzę, aby dało się dowieść tego, że religia była w historii zjawiskiem na tyle negatywnym, że państwo powinno się jej wystrzegać. Wręcz przeciwnie, mimo że jestem ateistą, uważam ją za jedno z najbardziej pozytywnych zjawisk (po instytucji rodziny, którą notabene wszędzie wspierała). Jednak, niezależnie od tego jak oceniamy zjawisko religii, sama neutralność państwa nie wystarczy dla uzasadnienia braku państwowego wsparcia w tej dziedzinie, podczas gdy wsparcie takie jest udzielane w innych dziedzinach życia.
Jak wyglądałaby neutralność religijna państwa
Ale gdybyśmy nawet uznali, że neutralność państwa powinna obowiązywać właśnie w dziedzinie religii, a nie obowiązywać w innych dziedzinach życia, to, jak wykazałem powyżej, neutralność ta nie oznacza, że z budżetu państwa nie są dotowane instytucje religijne, a ustawodawstwo państwowe nie kieruje się religijnymi przekonaniami obywateli. To, że „podatki płacimy wszyscy” nie znaczy, że „nie można z podatków ateistów finansować kościoła”, gdyż poprzez samo opodatkowywanie obywateli, kiedy pieniądze pochodzące z podatków przeznacza się wyłącznie na cele świeckie, zmienia się strukturę wydatków obywateli na taką, która jest zgodna ze strukturą wydatków ateistów a niezgodna ze strukturą wydatków ludzi wierzących. Neutralność religijna państwa oznacza jedynie jedno z dwóch, że:
1) instytucje religijne dotowane są z budżetu państwa w takiej wysokości, jaką stanowi ta część podatków, którą zostały obłożone te pieniądze obywateli, które zamierzali oni przeznaczyć na zaspokojenie swoich potrzeb religijnych; a prawo religijne stanowi taką część prawa państwowego, jaka część prawa państwowego unieważniła przepisy religijne religii jakie dobrowolnie wybrali sobie wierni, albo że
2) państwo zwalnia z podatków wszelką działalność religijną i nie wtrąca się w żadną dobrowolnie przyjętą przez wiernych jurysdykcję religijną.
W drugim wypadku mielibyśmy jednocześnie do czynienia z rozdziałem kościoła i państwa.
Warto zdać sobie sprawę co taka prawdziwa neutralność drugiego rodzaju by oznaczała, żebyśmy zrozumieli, jak bardzo obecnie państwo ingeruje w sprawy kościoła. Oznaczałaby ona nie tylko, że jeżeli obywatel zechce podczas mszalnej zbiórki przekazać kościołowi jakieś pieniądze, to od pieniędzy tych nie powinien obowiązywać kościoła żaden podatek, lecz oznacza ona również to, że zarabiając te pieniądze, które później przekaże kościołowi, obywatel nie powinien płacić od nich podatku dochodowego (czyli powinien móc odliczać je od niego) a pracodawca, wypłacając mu je, nie powinien odprowadzać od nich składki na ZUS, tylko składkę tę przekazać obywatelowi, by ten, również ją ofiarował kościołowi. Natomiast kościół, wydając potem te pieniądze, powinien być zwolniony z VAT-u w kupowanych przez siebie produktach, a transportując je, jego kierowcy powinni móc jeździć na paliwie bez akcyzy. Co więcej, obywatel wybierając dla swojego dziecka szkołę religijną, nieważne czy będzie to madrasa, gimnazjum salezjańskie czy cheder, powinien być zwolniony z płacenia podatków na edukację. Natomiast dotując kościelne przytułki, domy dla sierot czy hospicja, powinien być zwolniony z płacenia podatków na tego typu pomoc społeczną. Itd.
Ale sprawy finansowe to nie wszystko. Gdyby państwo przestrzegało swojej części obowiązków wynikających z rozdzielności państwa i kościoła, obywatel miałby też prawo zrezygnować w jakiejś dziedzinie (a więc również we wszystkich dziedzinach) z jurysdykcji świeckiej i poddać się w niej jurysdykcji kościelnej. Taki obywatel, zawierając związek małżeński w Kościele katolickim, nie mógłby się rozwieść, a deklarując się jako katolik, byłby karany (przez kościół) za poddanie się zabiegowi in vitro albo procederowi aborcji. Gdyby zdecydował się przyjąć muzułmański kodeks karny, za morderstwo byłby karany śmiercią, a gdyby był dorosłym Świadkiem Jehowy, nie miałby prawa przetoczyć sobie krwi.
Przypomnijmy jeszcze raz nasze rozumowanie, tym razem odnosząc je konkretnie do pozafinansowych działań kierowanych względami religijnymi. Jeżeli państwo nakazuje zapinanie pasów, służbę wojskową, głosowanie, wykonywanie aborcji czy eutanazji (lekarzom), meldowanie miejsca zamieszkania, a zakazuje poligamii, wycinania drzew, chodzenia nago, palenia, picia, brania narkotyków, to zabrania obywatelom części aktywności, jakie chcieliby oni podjąć. Wśród tych aktywności są zarówno takie, jakie obywatele chcieliby podjąć z pozareligijnych względów, jak i takie, które chcieliby oni podjąć z powodów religijnych (np. mormoni i muzułmanie chcieliby praktykować poligamię, a świadkowie Jehowy uniknąć głosowania). Jeżeli zakazy i nakazy państwa rozkładają się równomiernie wśród wszystkich aktywności jakie obywatele mogliby chcieć podejmować, czyli taki sam odsetek aktywności regulowanych religijnie jak aktywności regulowanych pozareligijnie sankcjonowany jest przez nadrzędne prawo państwowe, wtedy ingerencja państwa rzekomo neutralnego w prawo religijne w postaci zakazów i nakazów wynosi iloczyn odsetka państwowych zakazów i nakazów wśród wszystkich możliwych aktywności ludzkich i odsetka zaakceptowanych przez wiernych zakazów i nakazów religijnych wśród wszystkich możliwych aktywności ludzkich; np. jeżeli państwo zakazuje bądź nakazuje obywatelowi co ma on robić w co drugiej sytuacji (50%), a jego kościół w co dziesiątej (10%), to co dwudziesta sytuacja (5%), w jakiej znajdzie się ten obywatel, należeć będzie do takich, w których chciałby on postąpić tak jak nakazuje mu religia, ale państwo zmusi go do odmiennego zachowania.
Rozdzielność państwa i religii na świecie
Rozdzielność prawna państwa i religii w niektórych krajach faktycznie już teraz do pewnego stopnia funkcjonuje. W Indiach to jakie prawa i obowiązki obywatelowi przysługują, zależy częściowo od tego, jakie wyznanie on zadeklarował (muzułmanie mogą np. posiadać 4 żony). W Wielkiej Brytanii, w której od dawna każdych dwoje obywateli toczących cywilnoprawny spór mogło zdać się na prawo mojżeszowe, od niedawna każdych takich dwoje obywateli może również zdecydować się rozstrzygnąć sprawę w sądzie kierującym się shariatem. A Kenię wkrótce czeka referendum w sprawie konstytucji, w której m.in. zagwarantowano obywatelom możliwość rozstrzygania swoich cywilnych spraw w sądach islamskich.
Natomiast w innych krajach idea neutralności państwa i jego rozdzielności z religią realizowana jest poprzez prawne i finansowe spełnianie potrzeb religijnych obywateli tych krajów. W zależności od tego, jak w danym kraju religijni są obywatele i w jakim stopniu te potrzeby są spełniane, stopień spełniania tych potrzeb może być zbyt wysoki lub zbyt niski. Jeżeli obywatele, mając pełną możliwość decydowania o sobie i o swoich pieniądzach, kierowaliby się (i swoje portfele) większą ilością celów religijnych niż kieruje się ich państwo socjalne, to państwo to w zbyt małym stopniu realizowałoby potrzeby religijne obywateli. Jeżeli natomiast obywatele, mając pełną możliwość decydowania o sobie i o swoich pieniądzach, kierowaliby się mniejszą ilością celów religijnych niż kieruje się ich państwo, to państwo to w zbyt dużym stopniu realizowałoby potrzeby religijne obywateli.
Z tego punktu widzenia możemy spojrzeć na różne państwa świata. W Arabii Saudyjskiej stopień zaangażowania państwa, mimo że bardzo wysoki, jest porównywalny z zaangażowaniem religijnym obywateli. Jednak już w innych państwach Zatoki Perskiej, takich jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, Katar, Bahrajn, Oman czy Irak, zarówno za socjalisty Saddama jak i za jankesów, poziom zaangażowania religijnego państwa, mimo że również dosyć wysoki, jest niższy niż by sobie tego życzyli obywatele. Dzieje się tak z powodu wysokiego odsetka imigracji, hinduskiej i australijskiej, w tych państwach (w Bahrajnie emigranci stanowią 55% mieszkańców, w Katarze 66% a w ZEA aż 81%). Podobnie w innych państwach arabskich, tych leżących w Maghrebie, występuje zbytnia laickość. Tam jednak spowodowane jest to, podobnie jak u nas, salonowością elit oraz ich postkolonialną mentalnością, każącą poddańczo spoglądać ku Europie, wspieraną, inaczej niż u nas, autorytarnym charakterem władzy.
W Polsce poziom zaangażowania religijnego państwa z grubsza odpowiadałby zaangażowaniu religijnemu obywateli, był trochę za wysoki za życia Jana Pawła II a jest trochę za niski teraz, kiedy narasta antyklerykalna propaganda. Natomiast, co zaskakujące, poziom ten jest zbyt wysoki w Szwecji czy Dani, gdzie, mimo że do kościołów uczęszcza 1-2% obywateli, religia ma charakter państwowy, finansowana jest przez państwo i posiada przywileje prawne, takie jak rejestracja narodzin obywateli, również tych innych wyznań. Mimo tego państw skandynawskich nie spotyka antyklerykalna nagonka.
Plusy państw religijnych
Zdając sobie sprawę z błędów myślenia świeckiego, warto przychylniejszym okiem spojrzeć na państwa religijne. Państwa te często należą do bardzo represyjnych pod każdym względem: karzących śmiercią za gwałt czy też za (nie odrzucony w ciąg trzech dni od wyroku) ateizm, często leżą też w biednych i ogarniętych chaosem regionach świata, w których dochodzi do walk również na tle religijnym, nie zmienia to jednak faktu, że samo stosowanie w nich idei państwa w pewnym stopniu religijnego nie jest niesprawiedliwe, jest natomiast bardzo pożyteczne.
W państwach afrykańskich posiadających odsetek muzułmanów wyższy niż 50% wirusem HIV zarażonych jest średnio 1% mieszkańców, w pozostałych państwach afrykańskich, stosujących się do zachodniej polityki zapobiegania pandemii tego wirusa, zarażonych nim jest średnio 9% mieszkańców, korelacja między ilością muzułmanów w państwie a odsetkiem zarażonych wynosi 0,61, w statystyce określana terminem „wysoka” (dane za The World Factbook, obliczenia własne). Na AIDS w Afryce rocznie umierają 3 miliony osób, w ciągu dekady, w trakcie której rozpoczęto wojnę z islamem, umarła na tę chorobę populacja prawie dorównująca całej populacji Polski.
Nikt nie ma też większych zasług w likwidowaniu analfabetyzmu na świecie niż madrasy. Warto też przyjrzeć się ONZ-owskim wskaźnikom liczby gwałtów i morderstw na 100 tysięcy mieszkańców. Gdy porównać je dla nie ogarniętych wojnami podobnych ekonomicznie i regionalnie krajów, w państwach islamskich wskaźniki te wypadają kilku- kilkunastokrotnie lepiej. Z naszego punktu widzenia islamizm może wydawać się niesmaczny, ale zwalczanie go jedynie dla własnej wygody, kiedy gdzie indziej ratuje on życie, to czysta dekadencka fanaberia gówniar zrzeszonych w modnych ostatnio tzw. NGO-ach zajmujących się „prawami europejczyka”.