Wrota Atlantydy - droga wśród gwiazd
Portal informacyjny zaginionego imperium
Sprzeczności
Od czasów Platona wiedza o Ziemi, historia i archeologia (ta ostatnia poparta osiągnięciami fizyki i chemii) tak dalece się rozwinęły, że jeśli podane przez niego fakty o Atlantydzie są prawdziwe, to powinny zostać potwierdzone przez te dyscypliny wiedzy, przynajmniej w ogólnych zarysach. Tymczasem dzieje się wręcz odwrotnie - są one sprzeczne ze współczesną wiedzą. Wiarygodność większości z nich podważa podana w tekście data wojny między najeźdźcami zza Słupów Heraklesa a stawiającymi opór sojusznikami z wybrzeży Morza Śródziemnego z Grecją na czele, zakończonej zwycięstwem obrońców i niedługo potem zagładą Atlantydy i wojsk sojuszniczych. Miało się to dziać około dziewięć tysięcy pięćset lat p.n.e.
Pisze Platon, że "... ta cała potęga zjednoczona próbowała raz jednym uderzeniem ujarzmić wasz i nasz kraj i całą okolicę Morza Śródziemnego". Należy to chyba rozumieć w ten sposób, że Atlantydzi chcieli podporządkować sobie wschodnie wybrzeża. Nad zachodnimi - do Egiptu na południu i Półwyspu Apenińskiego na północy - już przecież panowali. Skoro podjęli potężną wyprawę zbrojną, to zapewne dlatego, że spodziewali się zaciekłego oporu ze strony mieszkańców tych wybrzeży. Wydaje się to logiczne, ale jedenaście i pół tysiąca lat temu mieszkańcy tych terenów byli tak nieliczni, że nie można mówić o jakimkolwiek sensownym oporze zbrojnym z ich strony. Tym mniej wiarygodnie wygląda fakt, że mimo wszystko najeźdźcy zostali powstrzymani, a prawdopodobnie nawet rozgromieni.
Kapłan egipski, jak pisze Platon, obwieścił Solonowi, że państwo greckie uformowało się wcześniej niż egipskie, i to o cały tysiąc lat, a przecież nie ma w tej chwili najmniejszych wątpliwości, że było akurat odwrotnie. Państwo egipskie istniało już wtedy, kiedy w Grecji nie było jeszcze Greków!
Z opisu samej wyspy, jej stolicy i organizacji państwa można się dowiedzieć, że do celów zdobniczych masowo używano metali, takich jak: złoto i srebro. Występują one w przyrodzie w sanie wolnym. Mogły je więc znać najprymitywniejsze nawet plemiona w najbardziej zamierzchłej przeszłości. Rozpoznawanie ich w otaczającej przyrodzie, zauważenie "właściwości estetycznych", a nawet nagromadzenie spoej ilości samorodków, to tylko jedna strona zagadnienia. Druga - to wytwarzanie z nich określonych wyrobów. Do tego potrzebne są już specjalistyczne narzędzia: od małych młotków aż do pieców, tygli i form do odlewania posągów. Wykonany ze złota posąg Posejdona stojący w świątyni sięgał przecież głową sklepienia.
Jeszcze bardziej niewiarygodna jest sprawa owego tajemniczego orichalku. Jeśli to był mosiądz we współczesnym tego słowa znaczeniu, to Atlantydzi musieli znać cynk. Ten metal w przyrodzie w stanie wolnym nie występuje, a to oznacza, że znali rudę przydatną do jego pozyskiwania i opanowali technikę jego wytopu.. Niewiele zmieni sytuację fakt, że mógł to być naturalny mosiądz, wytapiany z rudy zawierającej zarówno miedź, jak i cynk. Trzeba było przecież rozpoznać złoże tej rudy, wydobyć ją i poddać procesowi wytopu. Także cyna, o której pisze Platon wyraźnie pisze, że stopioną pokryto mur, musiała być wytapiana z odpowiednich rud.. Do tego należy jeszcze dodać konieczność posiadania całego zaplecza dla tej metalurgii - tzn. odpowiednich służb geologicznych do poszukiwania rud, organizacji i ich wydobycia i transportu. Przy tym należy pamiętać, że to wszystko miało się dziać w epoce kamiennej, w której - według ustaleń archeologii - posługiwano się prymitywnymi narzędziami kamiennymi. Podany w "Kritiasie" opis Atlantydy najprawdopodobniej odnosi się do czasu tuż przed jej zagładą; jej rozwój musiał więc rozpocząć się wiele stuleci wcześniej!
O długim okresie wcześniejszego rozwoju może świadczyć także posiadanie pisma i spisanego prawa.
Najbardziej nieprawdopodobną wręcz rewelacją jest wzmianka, iż królowie własnoręcznie musieli upolować ofiarnego byka "bez pomocy żelaza". Czyżby znano wówczas także żelazo?! Wprawdzie, może to być przejęzyczenie Platona, jako że w jego czasach do polowania używano broni wykonanej z żelaza. Może więc należałoby o rozumieć "bez pomocy broni". Chociaż z drugiej strony, jeśli przyjąć, że ówcześni ludzie posiadali umiejętności wytapiania cynku i cyny, to wytapianie żelaza przestaje być tak bardzo nieprawdopodobne.
Opis założeń architektonicznych stolicy, obwarowanej potężnymi murami z gładzonego kamienia oraz naprzemiennymi pierścieniami ziemnymi i wodnymi, z szerokimi i wysokimi mostami nad wodą i krytymi żeglownymi kanałami (tunelami) brzmi niewiarygodnie, nawet gdyby odnosił się do późniejszych, młodszych epok historycznych. Fakt, że wznoszono mury z "kamienia ciosowego" wskazuje, że umieli na dużą skalę wydobywać, obrabiać i transportować kamienny budulec. Wykorzystywali różne kamieniołomy, jako że Kritias mówi o mozaikowych murach z kamieni białych, czerwonych i czarnych. Nawet gdyby rewelacje o zaawansowanej metalurgii były prawdziwe, co znacznie ułatwiłoby wydobywanie i obróbkę kamienia, to i tak pozostaje trudny do wyobrażenia ogrom prac budowlanych, organizacja pracy i nadzoru. Przygotowywanie budulca wymagało przecież doskonałego nadzoru technicznego w procesie wydobywania, cięcia i obróbki (gładzenia), a wznoszone mury ktoś musiał najpierw zaprojektować, a potem kontrolować realizację projektu Nad tymi działaniami musiała więc czuwać odpowiednio wyszkolona kadra ludzi, których współcześnie nazywa się inżynierami. Niejako automatycznie nasuwa się wniosek, że )najprawdopodobniej w stolicy) istniały odpowiednie szkoły, przygotowujące wysoko kwalifikowanych fachowców.
Ówcześni inżynierowie byli także potrzebni do zaprojektowania i nadzorowania wykonawstwa kanałów, zarówno tych wchodzących w skład obwarowania sztucznej wyspy z pałacem i świątynią, jak i tegó łączącego je z morzem, a przede wszystkim monstrualnego kanału wzdłuż brzegów równiny, zbierającego wodę spływającą z gór, zasilającego olbrzymią sieć węższych kanałów irygacyjnych, obejmującą całą równinę. Wykopanie 13 kilometrów sześciennych ziemi i jej rozplantowanie - ilu ludzi musiało te pracę wykonywać i przez ile lat?
Platon nie podaje szerokości ani wysokości murów okalających pierścienie ziemne i wodne, i trudno byłoby wyliczyć, jaka mogła być objętość choćby tylko tych murów, ale można by postawić analogiczne pytania, tzn. ilu ludzi musiało pracować przy wydobywaniu kamieni, ich przygotowaniu, transporcie z kamieniołomu na miejsce budowy i przy samym układaniu muru? Ile lat je wznoszono, ilu ludzi było zajętych ich ustawiczną konserwacją, ilu pełniło przy nich ciągłą straż?
Istnienie tak wielkiej i trudnej do wyobrażenia sobie sieci kanałów nawadniających sugeruje być może, że na Atlantydzie już w tak zamierzchłych czasach kwitło wysoko postawione rolnictwo. Trzeba tu bowiem podkreślić, że - sądząc z opisu - równina nawadniana była wodą przepływającą. Z wielkiego kanału u podnóża okalających ją gór woda spływała do sieci węższych kanałów, przepływała przez nie i w końcu spływała do morza. Było to więc nawadnianie, które można określić jako bardzo nowoczesne! Gdyby powiem polegało tylko na doprowadzeniu wody, bez jej odpływu, to po pewnym czasie nawadniany teren uległby zasoleniu i stał się nieprzydatny dla uprawy roślin.
Jeśli tak było naprawdę, można w pełni zgodzić się ze stwierdzeniem, że ludzie mieli pod dostatkiem pożywienia, a liczne zwierzęta dzikie i udomowione - paszy. Nie określono, o jakie zwierzęta chodzi, ale na pewno była to, sądząc z opisu armii, olbrzymia liczba koni, którą można szacować na minimum około 150 000 sztuk.
Siły zbrojne, obojętne w jakim okresie dziejów, charakteryzują się tym, że zwykle szybciej lub wolniej muszą się przemieszczać. Wynik działań wojennych w znacznej mierze zależy właśnie od szybkości przemieszczania się samej armii, jak i jej najszerzej rozumianego zaplecza. Nie dziwi więc informacja, że swą mobilność armia Atlantydy zawdzięczała masowemu wykorzystaniu koni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że według udokumentowanych badań archeologicznych koń został udomowiony około 5 tysięcy lat temu! Jakie więc mogły być konie w armii Atlantydy sześć i pół tysiąca lat wcześniej?
Skoro mowa o armii, to oprócz wyposażenia, o jej sile w znacznym stopniu decyduje liczebność. Z informacji podanych przez Platona łatwo można wyliczyć, że armia lądowa wraz z marynarzami liczyła na pewno ponad milion ludzi! Gdyby brać pod uwagę tylko teren równiny (przyjmijmy, że około 170 tysięcy kilometrów kwadratowych), wtedy byłoby to chyba niemożliwe. Z drugiej jednak strony, Atlantyda była imperium i można przyjąć, że zmuszano do służby także mieszkańców kolonii. Platon zaznacza tu dość wyraźnie: "A z gór i reszty kraju zbierano ludzi ilość nieprzeliczoną..."
Jeśli taką liczebność armii uznać za wiarygodną, wtedy trzeba się także zgodzić z tym, że było to imperium bardzo rozległe. Ten fakt może wyjaśnić celowość utrzymywania tak licznej armii.
Pomimo tych wszystkich sprzeczności z danymi archeologiczno-historycznymi wiarygodność platońskiego przekazu o Atlantydzie wzrosłaby znacznie, gdyby udało się zlokalizować teren, na którym znajdowała się przed katastrofą. Więcej nawet, być może to, co udałoby się tam znaleźć, byłoby na tyle przekonywujące, że należałoby dać wiarę Platonowi, a nie archeologii. Jest to jednak tylko czyste "teoretyzowanie", bo najpierw trzeba to miejsce ustalić, a z tym, niestety, uporano się od czasów Platona po dzisiejszy dzień.
O rozmiarach Atlantydy można wnosić na podstawie wielkości tej urodzajnej równiny, nawet jeśli zajmowała ona prawie całą jej powierzchnię. Była to duża wyspa i w związku z tym tak nagłe i całkowite jej zniszczenie, jak już o tym była mowa, mogło być spowodowane tylko zderzeniem z Planetoidą o średnicy kilkunastu kilometrów.
Wtedy jednak cała wyspa i wszystko, co się na niej znajdowało, uległo totalnemu zniszczeniu, a w konsekwencji zlokalizowanie miejsca jej położenia prawdopodobnie nie dałoby praktycznie żadnych znalezisk. Trwałą pozostałością po takim zderzeniu byłby odpowiednio wielki, bardzo charakterystyczny krater, tzw. meteorytowy. Oczywiście, odnalezienie krateru w miejscu wskazanym przez Platona samo przez się podnosiłoby wiarygodność jego przekazu. Wyspa miała znajdować się na Oceanie Atlantyckim, mniej więcej na wprost Cieśniny Gibraltarskiej i tu przede wszystkim poszukiwano jej pozostałości. Dno oceanu zostało już jednak na tyle dokładnie przebadane, że zgodnie z aktualnym stanem wiedzy, w tym rejonie nie ma krateru meteorytowego odpowiedniej wielkości i wieku (tzn. w skali geologicznej bardzo młodego, jako że 10 czy 15 tysięcy lat można porównać z krótką chwilą).
Gdyby brać pod uwagę przypuszczenie, że zatonięcie wyspy było skutkiem ruchów tektonicznych, a więc nie nastąpiło nagle, to wprawdzie są w tym rejonie Atlantyku takie w miarę płytkie obszary, w których można by lokalizować Atlantydę, ale pogrążyły się one w wodzie nieporównanie wcześniej.
Wreszcie, brano także pod uwagę możliwość, że istniejące w tym rejonie wyspy są pozostałościami Atlantydy. Niestety ich budowa geologiczna, ukształtowanie dna i inne uwarunkowania geologiczne taką możliwość wykluczają.
Skoro więc w żaden sposób, jak dotąd, nie udało się jednoznacznie potwierdzić relacji Platona o istnieniu i zagładzie wysoko zorganizowanego państwa - wyspy Atlantydy, wypada tę relację "włożyć między bajki". Platon jednak nie był bajkopisarzem; jego opis mówił o realiach, które nie były aż tak kontrowersyjne, gdyby zostały umieszczone w czasie o kilka tysiącleci późniejszym.
Trzeba jednak podkreślić, że jest w tekście Platona sprzeczność, która zdecydowanie przemawia na rzecz prawdziwości jego relacji. Kiedy Kritias oznajmił, że kiedyś przed Słupami Heraklesa (patrząc od strony Atlantyku) znajdowała się duża wyspa, mówił dalej tak:
"Ci, którzy wtedy podróżowali do innych wysp, mieli z niej przejście do innych wysp. A z wysp była droga do całego lądu, leżącego naprzeciw, który ogranicza tamto prawdziwe morze. Bo to, co jest po wewnętrznej stronie tego wejścia, o którym mówimy, to się okazuje zatoką o jakimś ciasnym wejściu. A tamto morze jest prawdziwe i ta ziemia, która je ogranicza całkowicie i najsłuszniej może się nazywać lądem stałym".
Skoro wyspa leżała na Atlantyku, naprzeciw Słupów Heraklesa, a za nią miało być "prawdziwe morze" i poprzez wyspy można było dotrzeć do lądu ograniczającego tamto morze, to nic dziwnego, że ten ląd identyfikuje się z kontynentem amerykańskim. Skąd więc Platon mógł wiedzieć o kontynencie za Atlantykiem? Jeśli nawet, jak się od pewnego czasu przypuszcza, docierali tam Europejczycy znacznie wcześniej przed Kolumbem, to i tak było to wiele setek lat później niż kiedy Platon pisał swoje Dialogi.