Od czego są bracia.
Regulus obserwuje zazdrośnie, jak jego starszy brat i starsi kuzyni krążą dookoła na nowych miotłach, śmiejąc się i przekrzykując nawzajem. Nie może latać z nimi. Ma tylko trzy lata. Nienawidzi tego. Nie może nic robić.
Robi kwaśną minę i już jest bliski płaczu, gdy Syriusz nurkuje w dół i zatrzymuje się przed nim.
— Hej, Reg! Wsiadaj! Przelecimy się! — Syriusz patrzy długo na grę, którą inni rozpoczęli, gdy on wylądował przy swoim małym bracie.
Regulus, zauważając to spojrzenie, czuje się winny. Uczucie nieznane dla trzylatka.
— Śiri, jeśteś pewien, że nie ces grać z nimi?
Syriusz uśmiecha się.
— Tak, jestem pewien.
— Ale… czemu? — Regulus wie, że jest wdzięczny bratu, jednak nie potrafi zrozumieć, czemu Syriusz jest dla niego miły. Nikt nie jest dla niego miły.
Syriusz oplata brata ramionami i odbija się od ziemi.
— Od czego są bracia?
Regulus chichocze i usadawia się naprzeciw niego, czując się bezpiecznym i ważnym.
* * *
Rozrzucone kawałki potrzaskanego szkła przecinają ciszę. Siedmioletni Regulus zastyga w miejscu, mając nadzieję, że hałas nikogo nie zaalarmował. Wierzy, że nikt nie przyłapie go na nocnej wyprawie po coś na ząb.
Gdzieś w posiadłości skrzypią drzwi. Regulus niezdarnie chowa się w zaciemnionym kącie.
— Coś się stłukło. — To nie pytanie. To stwierdzenie. Oskarżenie. Pomimo że jej głos jest spokojny, Regulus wie. Mama jest wściekła. Ktoś zostanie ukarany, a jej nie będzie obchodziło kto. Chłopiec bierze oddech, przygotowując się do wyznania prawdy.
— Przepraszam, mamo. To był wypadek. Nie zwróciłem uwagi. — Regulus marszczy brwi. Ten głos… nie należy do niego. On nic nie powiedział. Skoro to nie on…
Syriusz wyłania się z cienia i staje naprzeciwko matki. Regulus nie może się ruszyć, oddychać, spojrzeć w bok, gdy jego dziewięcioletni brat zostaje ukarany Cruciatusem za stłuczenie wazy.
Kiedy jest po wszystkim, Regulus podbiega do brata, płacząc i nienawidząc siebie za tę bezczynność.
— Czemu? — pyta drżącym głosem. — Czemu mnie kryłeś?
Syriusz wzrusza z nonszalancją ramionami, ignorując intensywny ból, rozchodzący się po barkach.
— Od czego są bracia?
Regulus uśmiecha się słabo i z trudem pomaga bratu wrócić do łóżka.
* * *
— Proszę, proszę, proszę. Czyż to nie Regulus Black? Stoisz przed poważną decyzją, chłopcze. Wybór tylko czeka. Zapamiętaj to, nie oferuję tego każdemu. Wybieraj rozważnie. Slytherin czy Gryffindor? Lew czy wąż? Zieleń lub czerwień? Odwaga czy przebiegłość? Co wybierasz, chłopcze?
Regulus mruga kilka razy. Kapelusz potrafi mówić?
— Oczywiście, że potrafię mówić — prycha kapelusz. — W końcu jestem TIARĄ PRZYDZIAŁU. A teraz, wybierz swój dom. Byle rozsądnie.
Cóż, był Slytherin, dom, w którym jego rodzina była od pokoleń. I Gryffindor. Dom zdrajców krwi.
Bellatrix, Andromeda, Narcyza. Syriusz. Jego rodzice. Jego serce. Wróć. Jego rodzice. Zabiliby go, gdyby nie trafił do Slytherinu.
To ostatecznie przeważyło szalę. Wolał żyć.
Slytherin, pomyślał. Proszę, wybieram Slytherin.
— Slytherin, co? Dom przebiegłych i ambitnych. Cóż, jeśli jesteś pewien… Czekaj! Powinieneś coś wiedzieć. Mam taką zasadę, że nigdy nie pozwalam uczniom wybierać domu. Sam rozumiesz, są za młodzi. Przypuszczam, że to wiesz. Jednak zrobiłam dla ciebie wyjątek. Twój brat prosił mnie, abym pozwoliła ci wybrać. Jak widać, wybrałeś odpowiednio. — Tiara urywa w zamyśleniu, po czym krzyczy. — SLYTHERIN!
Oszołomiony Regulus idzie do stołu Slytherinu w stronę Bellatrix, Andromedy, Narcyzy. Jego rodzice. Jedno słowo, pojawiające się w jego głowie. Syriusz, Syriusz, Syriusz.
Spogląda na brata, jednak ten siedzi do niego tyłem. Po kolacji Syriusz jest zaskoczony, widząc stojącego naprzeciw Regulusa.
— Czemu? — pyta Regulus. — Czemu dałeś mi ten wybór?
Syriusz śmieje się chłodno.
— Od czego są bracia?
Regulus obserwuje bezradnie jak Syriusz odwraca się i odchodzi, po czym wzrusza ramionami i szuka prefekta, który zaprowadzi go do pokoju wspólnego Slytherinu.
* * *
— WYNOŚ SIĘ Z DOMU, NIEWDZIĘCZNY BACHORZE! — Piskliwe, nieprzyjemne wrzaski matki rozbrzmiewają po całym domu, docierając do pokoju Regulusa, który kryje się tam, by uniknąć sprzeczki.
— NIE JESTEŚ JUŻ NASZYM SYNEM! WYNOCHA! WYNOCHA! WYNOCHA! — Dołącza tubalny głos ojca. Regulus może przysiąc, że czuje, jak jego uszy krwawią.
Stało się. Syriusz został wydziedziczony. Każdy wiedział, że to wkrótce nastąpi. Ale dokąd on się teraz uda? Ma przecież tylko trzynaście lat, do jasnej cholery. Nie mógłby nawet dobrze żyć na pierdolonej ulicy. Może Regulus mógłby go ukrywać w swoim pokoju. I poprosić Stworka, by przynosił jedzenie! I...
Jego myśli przerywa ciche pukanie do drzwi.
— Reg? Reg, mogę wejść? — Syriusz nie nazywał go „Reg” od lat.
— Właź. — Jego drzwi zawsze będą otwarte dla brata. Zawsze.
— Reg, odchodzę. Ta suka mnie wyrzuciła*. Chodź ze mną! Możemy mieszkać u Potterów. Nie będą mieli nic przeciwko! Nie daj sobie zatruć głowy tym pieprzeniem o czystokrwistości. Proszę, Reg. Pozwól mi cię ocalić. Ocal siebie!
Im bardziej Regulus chce iść z bratem, tym bardziej wie, że nie może. Nie jest dostatecznie silny, by sprzeciwić się rodzicom.
— Ja… ja nie potrafię. Po prostu… nie mogę. Przepraszam.
W oczach Syriusza błyska rozczarowanie, a potem smutek. Smutek, zmieszany ze zrozumieniem. Zrozumienie jest najgorsze. Syriusz nie potrafi zrozumieć. Nie jest tchórzem. Jest najsilniejszą i najodważniejszą osobą, jaką Regulus zna. Nie jest tchórzem. A Regulus owszem. Jest pieprzonym tchórzem. Ale nie Syriusz. Nie on.
Starszy brat przytula go w krótkim uścisku, ich pierwszym uścisku, a potem odwraca się ze smutkiem wymalowanym na twarzy.
— Żegnaj więc.
— Czekaj, Siri! Czemu? — Regulus jest bliski łez. — Czemu poprosiłeś mnie, bym poszedł z tobą?
Syriusz ze smutkiem mierzwi włosy.
— Od czego są bracia?
Regulus przylega do futryny, podczas gdy Syriusz schodzi po schodach i wychodzi z życia, które znał.
* * *
Zimny śmiech.
To sprawia, że Regulus nie odwraca się z kąta, w którym stoi. Bellatrix tam jest, a on wie, że kobieta robi coś, czego nie chciałby oglądać.
Ciepły śmiech.
— Co się stało, Bella? Straciłaś wprawę? Wiek robi swoje, jak widzę.
Och, nie.
Syriusz.
Nie słyszał tego głosu od trzech lat. Ale zawsze będzie pamiętał ten śmiech. Zawsze.
Seria łomotów. Ciało rzucone na ścianę. Wciąż i wciąż. Regulus opiera się ciężko o ścianę i zaciska oczy.
Są trzy opcje. A, może interweniować i uwolnić brata, biorąc na siebie gniew Bellatrix. B, może się odwrócić i iść tam, skąd przyszedł, udając, że nic się nie stało. Lub C, stać tu i dywagować nad pozostałymi dwiema opcjami.
Właśnie ma wybierać opcję C, kiedy w jego uszach rozbrzmiewa trzeci głos.
— Łapcia? Łapa? Syriusz? Syriusz! — Wykrztusza nowy głos, a potem krzyczy klątwę, której Regulus nigdy nie słyszał.
Jęk. Groźba. Warczenie.
Bellatrix sztywnym krokiem wycofuje się do kąta, mrucząc do siebie w złości. Coś o zemście i „pierdolonych zdrajcach krwi”. Jest nieświadoma, że jej kuzyn przywiera do ściany. Jej kroki wkrótce cichną, a Regulus wreszcie zdobywa się na odwagę, by rozejrzeć się dookoła.
James Potter.
James pierdolony Potter ocalił brata. Jego brata.
— Hej, stary, w porządku?
NIE!, chce krzyczeć Regulus. Czy on, do kurwy nędzy, wygląda w porządku?
— Taa — burczy Syriusz. Potter przyklęka, by pomóc rannemu przyjacielowi wstać. Regulus musi przyznać, że może, być może, James pierdolony Potter nie jest do końca głupi. Może udaje, że nic się nie stało, by nie urazić dumy Syriusza. Może.
— Um, dzięki, stary — mówi niezręcznie Syriusz. — Czemu…
James uśmiecha się ciepło w stronę przyjaciela.
— Od czego są bracia?
Regulus nigdy tak bardzo nie płakał.
* * *
Regulus wydaje z siebie szczekliwy śmiech, gdy wspomnienia zalewają jego umysł. Jest okropnym bratem. Zawsze to wiedział. Pierdolenie okropnym. Najgorszym. Pewnie wygrałby nawet medal w tej kategorii. Syriusz pomógł mu tak wiele razy, na różne sposoby. A co on zrobił w zamian? Nic. Absolutnie, kurwa, nic.
Patrzył na misę, stojącą naprzeciwko niego, jakby to była jej wina.
Od czego są bracia?
Cóż, w rzeczywistości… Ale Regulus chyba wie.
— Posłuchaj mnie, Stworku. Zignoruj wszystko, co po tym powiem. Chcę, żebyś trzymał mi miseczkę z tą cieczą. Nieważne, co będę mówił. Kiedy misa będzie pusta, połóż naszyjnik do środka i wracaj do domu. Pozbądź się naszyjnika. Nie obchodzi mnie jak. Możesz to dla mnie zrobić? — Wiedział, że ten głos musiał należeć do niego, jednak nie czuł, by jego wargi się poruszały. Ledwo zauważył, że Stworek potaknął swoją małą główką. — Dziękuję ci, Stworku. Bardzo dziękuję. Za wszystko.
Skrzat patrzył na swojego pana zaskoczony. Czy on właśnie podziękował? Chciał coś powiedzieć? Jednak Regulus nie dostrzegł wątpliwości Stworka.
To jest to. Koniec. Podjął decyzję. Nie ma odwrotu.
Ale w porządku. Ponieważ Regulus jest gotów oddać życie za swego brata. Pieprzyć to, mógłby umierać dzień po dniu, byleby jego duży brat mógł żyć choćby jeden dzień.
I właśnie od tego są bracia.