Francis Fukuyama - amerykański politolog japońskiego pochodzenia. Jest również filozofem oraz futurologiem. Był zastępcą dyrektora Zespołu Planowania Politycznego Departamentu Stanu USA. Autor jednego z najgłośniejszych artykułów prognostycznych z dziedziny polityki ogłoszonego latem 1989 roku w prestiżowym czasopiśmie „National Interest” pt. „The End of History?”. Artykuł nie pozostał bez echa. Burza, jaka powstała w gremium politologów, socjologów, futurologów oraz pozostałych intelektualistów prawie z całego świata, skłoniła Fukuyamę do rozszerzenia swego artykułu. W 1992 roku wydał książkę pt. „The End of History and the Last Man”, tłumaczenie polskie ukazało się w 1996 roku i nosi apokaliptyczny tytuł „Koniec Historii”.
Z racji tego, że artykuł Francisa Fukuyamy ukazał się w roku 1989 a książka została wydana w roku 1992 możemy się zastanowić, czy przypadkiem impulsem dla Fukuyamy do napisania tegoż artykułu, a następnie książki nie było jakieś ważne wydarzenie historyczne, czy też polityczne. Odpowiedź nasuwa się sama. Niektórzy historycy wręcz oceniają, że wiek XX rozpoczął się w 1871 w Sali Lustrzanej w Wersalu - data zjednoczenia państw niemieckich - a zakończył się w roku 1989, kiedy to w Europie wschodniej zakończyła się era komunizmu, lub, jak kto woli „demokracji ludowej” i została obalona żelazna kurtyna. To niespodziewany i nagły upadek komunizmu był bodźcem dla Fukuyamy do napisania artykułu i później książki.
Autor w swej książce twierdzi, że rasa ludzka od zarania swych dziejów dążyła do pewnego stanu idealnego. Społeczeństwo dążyło do pewnego miejsca, do punktu na osi czasu, do krańca swego rozwoju cywilizacyjnego. Komunizm, jak i inne wszystkie niedemokratyczne sposoby zarządzania państwem jak np. feudalizm, czy monarchia absolutna były tylko jednym z etapów dojścia do tego miejsca. Dla Francisa Fukuyamy upadek komunizmu w Europie wschodniej, jak i rozpad ZSRR to właśnie metaforyczny koniec historii. Koniec historii w ujęciu takim, że społeczeństwo osiągnęło już maksymalny rozwój cywilizacyjny, jeżeli chodzi o instytucje polityczne, jak i o sam system polityczny. Dla Fukuyamy demokracja liberalna to najlepszy z dotąd znanych systemów demokratycznych i to do tego systemu politycznego społeczeństwo dążyło od niepamiętnych czasów. Jak sam autor stwierdza „Tylko demokracja liberalna nie jest obciążona fundamentalnymi wadami, sprzecznościami wewnętrznymi oraz niedostatkiem racjonalności czyli tym, co wiodło dawne ustroje do nieuchronnego upadku”.
Wielu czytelników „Końca historii” odczytało koncepcję Fukuyamy jako zakończenie nieustannych konfliktów zbrojnych i wojen. Moim zdaniem Fukuyama nie to miał na myśli. Uważam, że chciał tylko podkreślić zwycięstwo demokracji liberalnej nad innymi systemami i że na tym historia cywilizacji się skończy.
Francis Fukuyama w swej książce bardzo często odwołuje się do innego znanego myśliciela, mianowicie do G. W. F. Hegla, żyjącego na przełomie XVIII i XIX wieku. Warto, a raczej trzeba się zastanowić, dlaczego Fukuyama tak często odwoływał się do Hegla, który dzisiaj bardzo często nazywany jest ojcem Francisa Fukuyamy? Po krótkim zastanowieniu się i zmobilizowaniu szarych komórek do myślenia odpowiedź podobnie jak w wyżej postawionym przeze mnie pytaniu nasuwa się sama. Otóż Hegel, podobnie jak Fukuyama, doszedł do wniosku, że historia zmierza ku końcowi, ku swemu ostatecznemu przeznaczeniu. Należy jednak podkreślić, że ani Hegel ani Fukuyama nie twierdzą, jakby to mogło się wydawać, że koniec historii to apokalipsa i całkowity koniec istnienia rasy ludzkiej. Wręcz przeciwnie. Obaj uważają, że koniec historii to osiągnięcie pewnego stanu idealnego przez historię, stanu, do którego zmierzała ona od samego początku swego istnienia. Hegel był przekonany, że owy koniec historii, czyli dojście do najlepszego jej okresu to rok 1806. Hegel wspomniał o tym roku, ponieważ Napoleon pokonał wówczas armię pruską i nastąpił koniec istnienia Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Hegel te dwa ważne wydarzenia w dziejach historii XIX wieku odczytał w metaforyczny sposób jako koniec historii. Jego zdaniem po tych wydarzeniach miał zapanować okres, gdzie nastąpi kres ewolucji instytucji politycznych i ekonomicznych. Moim zdaniem z jednej strony miał rację z drugiej strony mocno się mylił. Wiemy dzisiaj, że ewolucja sytemu politycznego posuwała się cały czas naprzód, natomiast rację należy przyznać Heglowi co do tego, że około roku 1806 - data którą wyznaczył on jako metaforyczny koniec historii - nastąpiło przejście z jednej epoki w drugą.
Od ukazania się Końca historii na półkach polskich księgarni minęło już kilka lat. Wielu przeczytało tę pozycję z zainteresowaniem i na pewno posiada własne zdanie na temat przemyśleń Francisa Fukuyamy co do jego teorii końca historii i co do kresu rozwoju cywilizacyjnego i instytucjonalnego. Ja również z ogromnym zaciekawieniem przeczytałem tę książkę i również się do niej odpowiednio ustosunkowałem.
Fukuyama twierdzi, że najlepszy system polityczny to demokracja liberalna nieobciążona fundamentalnymi wadami i sprzecznościami. Uważa, że historia dążyła do tego momentu i na nim się zatrzyma. Ja również nie mam wątpliwości, co do tego, że demokracja liberalna to jedna z najlepszych metod sprawowania władzy. Jednak przyjrzyjmy się dokładniej, co to jest demokracja i jak ona jest rozumiana w różnych krajach współczesnego świata. Wg leksykonu politologii demokracja to słowo pochodzenia greckiego (démos - lud, krátos - władza, władza ludu). Demokracja to władza, na którą wpływ ma społeczeństwo. Innymi słowy jest to system, gdzie społeczeństwo wybiera swoich przedstawicieli na stanowiska, gdzie będą oni godnie ich reprezentować i podejmować decyzję w ich imieniu. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Podążajmy jednak dalej tym tropem. Zastanówmy się czy demokracja jest tak samo pojmowana i rozumiana we wszystkich rozwiniętych państwach industrialnych? Czy mówiąc o demokracji każdy ma to samo na myśli? Jakie są warunki istnienia demokracji i od czego one zależą? I czy jedynym determinantem demokracji jest wybieranie przez społeczeństwo swoich przedstawicieli w celu ich reprezentowania?
Pewien politolog powiedział, że do lat 40-tych XX wieku każdy wiedział, co to jest demokracja i albo ją ktoś lubił i szanował, albo po prostu nie lubił tego systemu. Dzisiaj natomiast większość ludzi szanuje demokrację, ale już nikt nie wie, czym ona jest. W tej wypowiedzi jest odrobina prawdy.
Zastanówmy się jednak nad pytaniem zadanym wyżej, - jakie są determinanty istnienia demokracji? Jedni mogą odpowiedzieć, że warunkiem koniecznym do istnienia tego sytemu jest „głos ludu”. Ale istnieje kontrargument na takie stwierdzenie. Przecież powszechnie wiemy, że w Iraku przed inwazją USA na reżim S. Husajna, odbywały się referenda, gdzie społeczeństwo mogło wyrazić swoje zdanie na temat obecnego prezydenta i nie zostało udowodnione, że wyniki były fałszowane. Czyli były tam referenda - element konieczny do istnienia demokracji bezpośredniej - chociaż wiemy, że Irak był reżimem kierowanym przez bezwzględnego dyktatora, który ma na swoim sumieniu setki tysięcy istnień ludzkich.
Ktoś inny może powiedzieć, że demokracja to system, gdzie decyduje wola większości i istnieje poparcie dla władzy sprawującej obecnie władzę. Tak zgadza się. Ale jak z kolei wyjaśnić poparcie w latach 30-tych XX wieku dla NSDAP i dla Hitlera w Niemczech. Poparcie dla tego systemu w wysokiej mierze niedemokratycznego było o wiele większe niż dla wcześniejszego systemu demokratycznego tam obowiązującego. Już Platon dawno temu zauważył, ze demokracja to zdegenerowany ustrój. W każdej chwili na scenie politycznej może pojawić się nowa partia, czy ugrupowanie polityczne, które wygra wybory, ale może doprowadzić kraj do ekonomicznego bankructwa, lub jak to dzisiaj może np. zmienić ustawę zasadniczą, tak, aby ich rządy mogły istnieć bez jakichkolwiek ograniczeń.
Fukuyma twierdzi, że demokracja liberalna zakończy „poszukiwania” nowych rozwiązań ustrojowych. Można z tego odczytać, że w takim razie demokratyczny system polityczny jest bardzo trwały i stabilny. Jednak stabilność demokracji to nie stabilność systemu politycznego. Doskonałym przykładem na to, że demokracja nie musi być wcale stabilna to przykład Białorusi. Dlaczego tam akurat nie udało się utrzymać tak pożądanego, zdaniem Fukuyamy, systemu demokratycznego? Może właśnie dlatego, że społeczeństwo tam wychowane przez kilkadziesiąt lat w systemie komunistycznym nie jest przyzwyczajone do systemów demokratycznych i nie zna zasad funkcjonowania tego systemu. Może, dlatego tam ten system upadł, bo ludzie po prostu nie chcą demokracji, może się jej boją, może boją się zmian. Przyzwyczaili się do życia w reżimie komunistycznym i było im w nim dobrze. Proszę mnie w tym momencie źle nie zrozumieć. Nie jestem w żadnej mierze zwolennikiem systemu komunistycznego - wręcz na odwrót - staram się jednak wyjaśnić pewne sytuacje, nad którymi dość długo się zastanawiałem i staram się podejść do tego problemu z różnego punktu widzenia.
Innym przykładem na to, że demokracja nie musi być wcale stabilna, jak to wyjaśnia autor recenzjonowanej tutaj książki, jest tzw. funkcjonalizm. Oznacza to, że demokracja najłatwiej będzie się rozwijała i będzie najbardziej stabilna tam, gdzie społeczeństwo jest w miarę zamożne i dobrze wykształcone. Podobnie również twierdzi Fukuyama, że to silna klasa średnia jest i będzie w pewnym stopniu stabilizatorem demokracji. Należy jednak tutaj zauważyć, że do lat 80-tych XX wieku 25% krajów zaliczanych do bogatych, to kraje niedemokratyczne. Należy również zwrócić uwagę, dlaczego kryzys końca lat 20-tych ubiegłego wieku przetrwało Królestwo Szwecji a Włochy nie.
Kolejnym czynnikiem stabilizującym demokrację, według znawców tego problemu ma być odsetek społeczeństwa utrzymującego się z rolnictwa i żyjącego na wsi. Im jest ono mniejsze tym demokracja ma być stabilniejsza. Ale w USA taki odsetek wynosi zaledwie około 3%, natomiast w Grecji aż prawie 40%. Więc jak to możliwe, że te dwa kraje, gdzie różnica omawianego odsetka jest tak znaczna, są krajami demokratycznymi?
Innym przykładem Fukuyamy, dzięki któremu demokracja liberalna będzie mogła się rozwijać i bezpiecznie rozprzestrzeniać, jest przyjmowanie przez państwa wchodzące na ścieżkę demokratyzacji, wzorców zachowań od państw, które już bardzo długo kroczą ową ścieżką. Jednak wystarczy sięgnąć do opracowań naukowych opisujących niestabilną i ciągle się zmieniającą sytuację polityczną w Ameryce Łacińskiej. Jednym z powodów tak niespokojnej tam sytuacji znawcy tego problemu widzą w przyjmowaniu rozwiązań ustrojowych właśnie z USA i innych krajów demokratycznych, które w żaden sposób nie mogą być dostosowane do warunków Ameryki Łacińskiej.
Bardziej złożona sytuacja zaistniała natomiast w Afryce, gdzie również na siłę chce się wprowadzić demokratyzację życia społecznego. Tutaj powstał problem dekolonizacji. Nowo powstałe kraje i ich granice w żaden sposób nie zwracają uwagi na tzw. granice etniczne, między ludami o odmiennej kulturze, które powstały na długo przed pojawieniem się białego człowieka na Czarnym Lądzie. Ludność zamieszkująca kraje afrykańskie również nie rozumie systemu demokratycznego, ponieważ nigdy nie byli w nim wychowywani. W 1990 roku Kenneth Kaunda - prezydent Zambii powiedział, że w jego kraju istnieje 73 różnych grup etnicznych i jakby chciał wprowadzić demokratyczny system wielopartyjny to do parlamentu weszłoby 73 partii politycznych i zarządzanie krajem byłoby niemożliwe.
Zdaniem Francisa Fukuyamy jak już pisałem na wstępie ludzkość i historia od niepamiętnych czasów dążyły do pewnego ostatecznego punktu. Do końca historii rozwoju politycznego i instytucjonalnego. Takim punktem w historii zdaniem Fukuyamy jest właśnie okres po upadku komunizmu w Europie wschodniej i po rozpadzie ZSRR. Teraz - jego zdaniem zacznie panować demokracja liberalna pozbawiona jakichkolwiek wynaturzeń. Autor uważa, że już nic się nie zmieni. Sytuacja polityczna, jeżeli chodzi o sprawowanie władzy pozostanie bez zmian. Moim skromnym zdaniem jako młodego politologa, który jednak uznaje w całej rozciągłości autorytet Fukuyamy, nic nie pozostaje bez zmian, wszystko się zmienia i ewoluuje, dopasowując do otoczenia. Kto wie jak za kilkadziesiąt czy nawet sto lat będzie wyglądała demokracja? Jeżeli teraz w wyborach parlamentarnych w Polsce bierze udział około 40% wyborców, to czy ten wybór jest demokratyczny? Któż to wie, czy w następnym stuleciu czynne i bierne prawo wyborcze nie będzie przysługiwało tylko osobom znającym się na polityce, którzy przejdą pomyślnie jakieś egzaminy uprawniające do wzięcia udziału w wyborach. Dlaczego by nie? Niech o losach państwa i o polityce decydują osoby wykwalifikowane, znający się na rzeczy. Przecież, aby zostać lekarzem trzeba pomyślnie ukończyć akademię medyczną, aby zostać prawnikiem należy zakończyć studia na wydziale prawa i dostać się na wybraną aplikację. Nawet, aby zostać załóżmy spawaczem okrętowym należy ukończyć odpowiedni kurs. Tylko, aby zostać politykiem nie należy niczego kończyć, zdawać, nie trzeba otrzymać pozytywnej oceny z jakiegoś egzaminu, należy tylko wygrać wybory.
Któż to wie czy tak właśnie nie będzie wyglądała demokracja liberalna XXII wieku? Ale czy nadal to będzie demokracja? Czy może jakiś inny model sprawowania władza, o którym jeszcze nie wiemy i do którego może zmierzamy? A następnie ludzkość stwierdzi, że taki system też jemu nie odpowiada i szukać będzie kolejnego, lepszego systemu? Czy tak będzie? Jednak na to pytanie odpowiedzą dopiero kolejne pokolenia, my się o tym nie dowiemy.
BIBLIOGRAFIA:
Francis Fukuyama, Koniec historii, Zysk i S-ka,
Peter Calvocoressi, Polityka międzynarodowa 1945-2000, Książka i Wiedza
Wojciech Roszkowski, Półwiecze-historia polityczna świata po 1945 roku, Wydawnictwo Naukowe PWN,
Studia z teorii polityki Tom II, red. Andrzej Czajkowski, Leszek Sobkowiak, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego
Stosunki międzynarodowe, red, Włodzimierz Malendowski, Czesław Mojsiewicz, Alta2
Leksykon politologii, red. A. Antoszewski, R. Herbut, Atla2
Encyklopedia politologii. Ustroje państwowe. Tom 2, red. W. Skrzydło, M. Chmaj, Zakamycze 2000
Samuel P. Huntington, Zderzenie cywilizacji, wydawnictwo literackie Muza Sa
1