"Pod lawiną zagadek"
Obecna sytuacja w biologii pod wieloma względami przypomina tę, jaka w astronomii istniała przed Newtonem. Teoria ewolucji, głosząca iż w jej przebiegu wygrywają jednostki najbardziej dostosowane, jest przecież - co przyznają dziś otwarcie niektórzy z najbardziej odważnych genetyków (w tym Gregory Bateson) - zwykłą tautologią. Podstawowa zasada Darwina sprowadza się bowiem do stwierdzenia, że w procesie ewolucyjnym wygrywa ten, kto najlepiej wykorzysta daną sytuacje, a takie sformułowanie zawiera się w pojęciu gry i zwycięzcy.
W rzeczywistości dowody na słuszność darwinizmu, przytaczane w nielicznych, popierających go książkach, są przykładami hodowli, a nie samorzutnej ewolucji. Już w 1985 roku australijski genetyk Michael Denton w pracy "Ewolucja - kryzys teorii" przypomniał, że Darwin obiecywał demonstracje procesu dowodzącego, jak z jednego gatunku powstaje inny. Do dziś jednak - o czym dobrze wiemy - nie przedstawiono najmniejszego nawet śladu takiego fenomenu. Denton pisze: Prawdę mówiąc jest tak, że im szczegółowiej badamy złożoność żywych organizmów - sięgając od mikroskopowego poziomu komórki do białek lub DNA - tym wyraźniejsze są różnice między podstawowymi gatunkami, i tym mniej faktów zdaje się przemawiać za przypadkowymi mutacjami.
W kontekście przytoczonego cytatu ciekawa wydaje się reakcja poważnego komentatora naukowego, Pierre'a Lentina. Choć wykonywany przezeń zawód i pozycja powinny skłaniać go do spokojnej oceny faktów, nieoczekiwanie daje upust czystym emocjom. "Przeczytawszy to, co napisał Michael Denton - gorączkuje się Lentin - czujemy się bezradni, przybici i zniechęceni. Usiłuje on zburzyć jedną z najpiekniejszych konstrukcji myśli ludzkiej (...). Czyżby darwinizm był teorią fałszywą? Jeśli założymy, że tak, znajdziemy się w tym samym punkcie, co sto lat temu. Można oszaleć!"
Teorie naukowe nie mają być piękne, lecz prawdziwe. System ptolemejski ze swoimi epicyklami był bardzo elegancki i pomysłowy, a w dodatku przetrwał półtora tysiąca lat - ale ostatecznie okazało się że to Arystarch i Kopernik mieli racje. Zarzutów i pytań pod adresem neodarwinizmu jest znacznie więcej. Warto zauważyć, że nawet tak niewiarygodnie obfity zbiór faktów przeczących teorii materializmu ewolucyjnego (czyli obecnego paradygmatu biologii i antropologii), jaki w "Zakazanej Archeologii" zebrali Michael A.Cremo i Richard L.Thompson nie wyczerpuje tematu. Zabrakło w nim między innymi słynnego "złotego łańcuszka", znalezionego w 1891roku. w Szkocji pośród złóż węgla liczących 350 milionów lat, jak również "gwoździa" o długości 18centymetrów, wydobytego ze skały w październiku 1572 roku w Peru (o czym doniósł wicekról tej prowincji w Madrycie) - skały te mogą mieć nawet półtora miliarda lat! Warto też przypomnieć o idealnie obrobionej "metalowej kostce", jaką w 1885 roku odkryto w jednej ze śląskich kopalń, w pokładach węgla liczących sobie ponad 300 milionów lat.
Jak skomentować tego rodzaju zjawiska? Peruwiański gwóźdź był używany na długo przed pojawieniem się wszelkich znanych nam form życia zwierzęcego. A jeśli dodać do tego znalezione w pobliżu ozdoby z platyny która topis się w temperaturze 1770 stopni Celsjusza - trzeba przyjąć, że obszar ten miał naprawdę niezwykłych mieszkańców... albo gości.
Nie istnieje inne wytłumaczenie niż to, że planeta nasza była celem wielokrotnych odwiedzin z kosmosu i że przybywające na Ziemię istoty przypadkiem - lub może umyślnie - zostawiały tu różne przedmioty. Co więcej, jeśli prawdą jest, że niektóre kosmiczne rasy są człekokształtne, to właśnie do nich mogą należeć odnajdywane w pokładach sprzed kilku milionów lat szkielety, nie różniące się od szkieletów współczesnych.
Z przekazów mediumicznych uzyskanych przez Phyllis Schlemmer wynika, że świat przyrody w swej obecnej postaci powstał przed około 20 milionami lat, kiedy "na Ziemie przybyli wysłannicy, aby naszą planetęprzygotować na przyjęcie życia rozumnego". Z kolei Plejadanie, przemawiający rzekomo przez Barbarę Marciniak, twierdzą, że pierwsze pozaziemskie kolonie istniały na Antarktydzie i na terenie obecnej pustyni Gobi już pół miliona lat temu (ich pogrzebane pod ziemią pozostałości znajdują się tam podobno do dziś).
Według "spirytystycznej sagi", jaką stanowią komunikaty Phyllis Schlemmer, operacja genetyczna, polegająca na stworzeniu z Ziemian krzyżówki wielu ras kosmicznych, rozpoczęła się około 35 tysięcy lat przed naszą erą. Potwierdza to, jak się wydaje, najstarszy kalendarz egipski (datowany na rok 4421 przed naszą erą.), który przedstawia cykle roczne sięgające 32 tysiące lat wstecz. Początek liczenia czasu zbiega się więc z hipotetycznym początkiem cywilizacji!
Naturalnie przekazy medialne nie mogą stanowić argumentu w sporach naukowych. A jednak profesor Remy chauvin, który nie ma nic wspólnego ze spirytyzmem, broni tezy, że wielu znalezisk i wydarzeń sprzed tysięcy lat da się wyjaśnić jedynie istnieniem niezwykle rozwiniętej cywilizacji, która musi obejmować duże obszary naszego globu. Przypomina on, że starożytne cywilizacje Sumerów, Egipcjan, Celtów i Majów znały długość roku z dokładnością do trzech dziesięciotysięcznych dnia, a Chaldejczycy obliczyli długości roku syderycznego z dokładnością do dwóch sekund.
Wagę przedstawionego problemu uzmysłowi nam kilka przykładów. W swej ostatniej książce wielki badacz i podróżnik Thor Heyerdahl pisze: My, nowocześni ludzie, znajdujemy się pod tak silnym wpływem teorii ewolucji Darwina, że wierzymy, iż człowiek przez 5 tysiącami lat był o 5 tysięcy lat bliżej stadium małpy. W celu dojścia do prawdy musimy zrewidować nasz pogląd (...) Podczas lektury starych tekstów sumeryjskich najbardziej uderzył mnie fakt, że w rzeczywistości Sumerowie nie różnili się od nas tak bardzo, jak sądzimy.
Heyerdahl podaje, że mieli oni wielkie okręty, które nazywali statkami bogów. Kimkolwiek byli owi bogowie, napewno potrafili mierzyć odległość.
Od lat wiemy, że turecka mapa Hadżi Ahmeda z 1559 roku ukazuje linię brzegową obu Ameryk, którą poznano dwa wieki później. Istnieją też mapy Antarktydy - Piri Reisa z 1517 roku i Orontiusa Finaensa z 1532. Gdy porówna się je z mapami współczesnymi, ujrzymy zarysy rzek i głębokich fiordów, które obecnie są ukryte pod lodem.
Znana jest także mapa Ptolemeusza, na której Europę Północną pokrywają białe strefy. Według współczesnej rekonstrukcji ostatniego zlodowacenia, zarysy tych stref nakładają się na obszary zalegania resztek lodowca. A zatem obraz przedstawiony na mapie Ptolemeusza odnosi się do czasów ósmego tysiąclecia przed naszą erą!
Znany historyk geografii Charles Hapgood stwierdził znamienną prawidłowość: im dalej sięgamy w przeszłość, tym kunszt wykonania map wydaje się wyższy. Jego zdaniem, w bardzo odległych czasach istniała ogarniająca cały świat cywilizacja, której kartografowie posługiwali się trygonometrią przestrzenną i przyrządami umożliwiającymi dokładne określenie długości i szerokości geograficznej. Sztuka ta z biegiem czasu uległa zapomnieniu...ustępując miejsca wielce niedoskonałej kartografii greckiej.
A jednak w książkach o odkryciach geograficznych - nie mówiąc już o podręcznikach historii - ciągle nie mówi się o tak szokujących faktach.
Można się za to przekonać, jak przed 15 tysiącami lat nasi przodkowie uczyli się krzesać ogień i malować na ścianach podobizny zwierząt.
Zadajmy podstawowe pytanie, które dziś stawia sobie wielu badaczy: Czy początek cywilizacji śródziemno-morskiej ma jakiś związek z końcem cywilizacji atlantyckiej?
W Przekazach Phyllis Schlemmer czytamy: Stało się to w czasi zagłady atlantydy. Podczas przesunięcia skorupy ziemskiej powstała głęboka szczelina w powierzchni i mieszkańcy Atlantydy uciekli w głąb planety (...) Nie chcieli doświadczać braku harmonii (...) Zycie pod powierzchnią stało się dla nich bodźcem rozwoju intelektualnego i społecznego (...) Ta cywilizacja zlokalizowana jest pod dnem Zatoki Meksykańskiej (...) Wydarzenia w Trójkącie Bermudzkim to skutek uboczny prac prowadzonych pod powierzchnią Ziemi.
Wypada przypomnieć, że w 1968 roku amerykański lotnik Robert Brush niedaleko wyspu Bimini w archipelagi Bahama odkrył znajdujące się pod wodą megalityczne ruiny. Wkrótce też ustalono, że najstarsze z elementów tej rozległej budowli mogą liczyć sobie nawet 10 tysięcy lat. Jeszcze ciekawsze okazało się rozplanowanie konstrukcji. Odkryto, że odpowiada ono opisowi stolicy Atlantów zamieszczonemu w dziele Platona, które stało się źródłem mitu o zatopionym kontynencie. Niektórzy klimatolodzy sądzą, że poziom wód Atlantyku podniósł się pod koniec zlodowacenia o około 300 metrów. Czy własnie to było powodem zatopienia mitycznego miasta?
Zdaniem Heyerdahla, początek kalendzarza Majów wyznaczony na rok 3113 przed naszą erą. nieprzypadkowo zbiega się zaledwie o trzy lata wcześniejszym początkiem liczenia czasu starożytnych Hindusów. To własnie wtedy na Ziemi miał nastąpic bliżej nieokreślony wielki przełom klimatyczny, a może i geologiczny. Wzdłuż Islandii, na dnie Atlantyku wytworzyła się rozpadlina biegnąca daleko przez podwodne pasmo górskie. W Afryce powstała Sahara, zaś u zachodznich wybrzeży Ameryki Płudniowej - kluczowy dla klimatu ziemi prąd El Nino, który do brzegów Peru i Ekwadoru dostarcza wielkie masy wód tropikalnych.
_______________________________