Tarnowskie Góry, 2008.12.09
Instytut Maszyn i Urządzeń
Energetycznych Politechniki
Śląskiej
ul. Konarskiego 22
44-100 Gliwice.
Opowieść o losie polskiej energetyki zgotowanym jej przez jednego agenta SB.
Część trzydziesta trzecia
Powody pozostawienia polskich kotłów rusztowych w stanie zacofania technicznego
z okresu pierwszych lat istnienia Peerelu.
C. O skutkach pozbawienia przez agenta SB przemysłu kotłowego Peerelu jedynego przyszłego konstruktora rusztów.
Część piąta: Wprowadzenie do zorientowania odnośnie stopnia „nabijania w butelkę” użytkowników kotłów rusztowych działaniem spowodowanym otwarciem przez inż. J. Kopydłowskiego w latach osiemdziesiątych 20-go wieku przysłowiowej „Puszki Pandory”.
W przeanalizowanych w przeszłości wielu sprawozdaniach z badań kotłów rusztowych z paleniskiem warstwowym inż. J. Kopydłowski nie natknął się na żadne, w którym wydajność nominalna (znamionowa ) kotła była przekroczona więcej niż o 15 %, to znaczy osiągała 115 % tej wydajności. Sprawozdań z badań kotłów, w których ta wydajność w ogóle nie była osiągana, było natomiast co niemiara.
Wcale się więc z tego powodu nie dziwi dotychczasowemu sceptycznemu podejściu naukowców z IMiUE Politechniki Śląskiej do osiągania przez kotły zmodernizowane z wyposażaniem ich w polskie palenisko narzutowe do 300 % ich wydajności nominalnej (patrz rys. 11). Oczywiście przy bardzo wysokiej sprawności, a w szczególności przy bardzo niskim współczynniku nadmiaru powietrza i odpowiadającej mu bardzo niskiej zawartości tlenu w spalinach odprowadzanych do atmosfery (patrz rys. 12 i 14).
Byłby jednak bardzo ciekaw ich kolejnej reakcji na fakt możliwości przekraczania o tyle samo wydajności nominalnej przez kotły z zachowanym paleniskiem warstwowym, dzięki zastosowaniu w nich rusztu „nieco zmodernizowanego” przez inż. J. Kopydłowskiego (patrz rys. 16). Jeśli znowu z tego powodu powiedzą dodatkowo, że paleniska z takim rusztem to również „szmelc”, to biorąc pod uwagę ich naukowy autorytet nie pozostanie już nic innego, jak przestawienie polskiej energetyki przemysłowej i ciepłownictwa całkowicie z węgla na olej i gaz. Zwłaszcza na olej, bo przecież ropa jest chwilowo tak bardzo tania, a o potanieniu z tego powodu gazu ziemnego dla odbiorcy krajowego jakoś nic nie słychać.
To wszystko oczywiście tylko żarty, ponieważ użytkownicy kotłów rusztowych liczą się obecnie wyłącznie ze zdaniem wielu „wypuszczonych z owej puszki”, którzy korzystając z pochodzącej sprzed około dwudziestu lat dokumentacji „nieco zmodernizowanych” rusztów autorstwa inż. J. Kopydłowskiego, „nabijają ich w butelkę” tym bardziej im bardziej nieudolnie z niej korzystają. Z potęgowaniem tego nabijania dokonywanymi przez nich „udoskonaleniami” pierwotnych rozwiązań konstrukcyjnych jego autorstwa.
Powtórzmy: Przez prawie 40-ści pierwszych lat istnienia Peerelu tysiące kotłów rusztowych nie tylko nie przekraczało swojej nominalnej wydajności, lecz przeważnie w ogóle jej nie osiągało. Możliwość następnego jej przekraczania w szczególnych przypadkach o 200 % nawet przez kotły z paleniskiem warstwowym, każdego powinna więc wprawić w zdumienie.
Za czyją absolutnie nie mogłoby się to stać sprawą, to chyba wystarczyłoby wiedzieć że:
1. Z początkiem lat sześćdziesiątych 20-go wieku ówczesna dyrekcja CBKK uznała, że działalność konstrukcyjną tego biura pod produkcję kotłów rusztowych należy uznać za spełnioną i dalsze zajmowanie się nimi przekazano do ówczesnej pracowni kotłów małych (za które uważano wtedy głównie pochodzące swoją konstrukcją z okresu Wojen Napoleońskich kotły płomienicowe: leżące i stojące, lub jak kto woli: poziome i pionowe).
Z ówczesnym jej kierownikiem wiąże się taka oto historia:
Inż. J. Kopydłowskiemu, w którego indeksie z czterech lat był tylko jeden stopień dostateczny - ze względu na stwierdzoną jego nieprzydatność do budowy polskiego socjalizmu - na Politechnice Śląskiej nie pozwolono kontynuować studiów magisterskich. Dzięki „Październikowi” udało mu się to jednak rok później. Ponieważ pracował już wtedy jednocześnie w CBKK, jego PROFESOR z kotłów Zdzisław Ficki, zapytał go kiedyś czy pracuje tam jeszcze Ludwik K. Na odpowiedź twierdzącą, usłyszał wtedy:
„Co ten Osioł tam robi? On u mnie chciał zdać na inżyniera zawodu. Kiedy mu jednak powiedziałem aby coś policzył na suwaku logarytmicznym, to odpowiedział mi, że inżynier nie musi umieć się nim posługiwać. Załatwiłem go jednak w końcu na ułamkach piętrowych.”
2. Do takiej to pracowni, przemianowanej już chyba wtedy na zakład kotłów przemysłowych, trafił późniejszy absolwent Politechniki Śląskiej w osobie mgr inż. Józefa Wasylowa, który technikę konstruowania kotłów - absolutnie nie wyniesioną z Politechniki, bo jakimże to cudem - mógł tam tylko pobierać od średniego personelu technicznego po ogólniakach i wieczorowych technikach mechanicznych. Z jakim efektem, to jednym z dowodów może być fakt, że kiedy w tym zakładzie został kierownikiem pracowni kotłów rusztowych, to kotłami rusztowymi (poza wyposażonymi w palenisko narzutowe) zajmowała się mgr inż. Aniela Kopydłowska, jako kierownik pracowni kotłów na olej opałowy i gaz.
3. W Biurze Techniki Kotłowej jego prawą ręką jest natomiast mgr inż. Karol Machura, który po studiach najpierw trafił w CBKK do owego zakładu kotłów przemysłowych, później dość szybko przeniósł się do ZBP „Energochem” zajmując się tam wszystkim, tylko nie kotłami. Następnie zmienił ten zakład na BP „Proerg”, gdzie trafił pod kierownictwo inż. J. Kopydłowskiego, starając się tam również zajmować wszystkim innym, byle nie konstruowaniem kotłów. Po całkowitym skompromitowaniu się podjęciem się samodzielnie zadania opracowania projektu wstępnego kotłowni obecnej SFW ENERGIA - co musiał w końcu zrobić w całości za niego inż. J. Kopydłowski - na koniec 1978 r. powrócił z powrotem do CBKK, aby dołączyć do mgr inż. Józefa Wasylowa, a ściśle do średniego personelu technicznego zajmującego się tam konstruowaniem kotłów z krajowym paleniskiem narzutowym. Po powstaniu tego biura dobierali się oczywiście w każdy możliwy sposób do dokumentacji inż. J. Kopydłowskiego. Z jakim skutkiem, to użytkownicy przez nich „w butelkę nabijani” sami zorientować się przecież nie są w stanie.
4. Wszyscy pozostali otrzymywali dokumentację na wcześniejsze rozwiązania techniczne inż. J. Kopydłowskiego bezpośrednio od niego, lub od zakładów w których te jego rozwiązania znajdowały zastosowanie. Najpierw w postaci dokumentacji załączanej do zgłoszenia projektu wynalazczego modernizacji kotła, a później jako zleconej mu do wykonania, jako prowadzącemu działalność gospodarczą jako osoba fizyczna.
Jeśli chodzi o tych wszystkich pozostałych, to w większości są to realizujący wcześniej od połowy lat osiemdziesiątych 20-go wieku przebudowę kotłów z zastosowaniem polskiego paleniska, narzutowego, czyniąc to źle, lub jeszcze gorzej. Kiedy natomiast sam inż. J. Kopydłowski nieopatrznie naprowadził ich na znacznie łatwiejszą dla nich działalność polegającą na przebudowie kotłów z zachowaniem w nich paleniska warstwowego, hurmem się na to przestawili. Z jakimi skutkami, to przecież w tym użytkownicy tych kotłów sami zorientować się nie mogą. Są to jednak, jak jeden mąż, ludzie nie mający pojęcia o technice kotłowej. Do najbardziej aktywnych „nabijaczy w butelkę” należy przykładowo były główny mechanik w zakładzie mleczarskim. Część z nich inż. J. Kopydłowski poznał dawno temu osobiście. Z żadnym jednak z nich nie udawało mu się nawet nawiązać technicznej rozmowy, w której wynikałoby, że rozumie co się do niego mówi.
5. W ich działalności długi czas wyjątkowo czynnie uczestniczył prof. dr hab. inż. Stanisław Mańkowski. Żyje jeszcze będący już na emeryturze płk inż. Henryk Musiał, którego jako ówczesnego głównego energetyka z warszawskiego Bemowa - gdzie w połowie lat osiemdziesiątych 20-wieku modernizowane były kotły typu WLM2,5-2 z zastosowaniem paleniska narzutowego - inż. J. Kopydłowski musiał uprzedzać, że aby liczyć na otrzymywanie od niego telefonicznych porad technicznych, najpierw musi spowodować aby Mańkowski stracił się z kotłowni.
Sam prof. dr hab. inż. Stanisław Mańkowski rozmawiał z nim po raz pierwszy przez telefon dopiero w styczniu 2008 r. Z przebiegu rozmowy wynikało, że chodziło mu głównie o poinformowanie że on nie jest projektantem. Wiele lat do takiej świadomości musiał więc dochodzić.
Do osiągania z modernizacji kotłów takich efektów, jak to wynika z rys. 11 i 16, potrzeba jednak doskonałej znajo- mości całego ciągu technologicznego kotłowni. Od doprowadzenia do niej węgla, po odprowadzanie stałych odpadów paleniskowych oraz spalin do komina. W tym, doskonałych umiejętności konstruowania wszystkich zespołów konstrukcyjnych samego kotła, znajomości wszystkich procesów związanych z wymianą ciepła od spalin do wody i pary w rurach, a przede wszystkim doskonałej znajomości procesu spalania węgla w palenisku, ze wszystkimi jego uwarunkowaniami: rozwiązaniem samej komory paleniskowej, konstrukcją rusztu, instalacji powietrza wtórnego, doprowadzeniem powietrza pod ruszt (z maksymalnym zminimalizowaniem jego działania dynamicznego) oraz właściwościami spalanego węgla.
Do tego potrzeba całego tłumu prawdziwych specjalistów, lub jednego genialnego umysłu.
Powojenna polska energetyka mogła liczyć jedynie na to drugie.
„Nabijanie w butelkę” użytkowników kotłów rusztowych polega przede wszystkim na tym, że te same efekty racjonalnym działaniem modernizacyjnym, które inż. J. Kopydłowski przewidział dla każdego typu kotła i jego odmiany, można by uzyskać wielokrotnie niższym nakładem środków finansowych. Abstrahując oczywiście od rozwiązań całkowicie chybionych, jako kontynuacji tak debilnych, jak wyposażanie wcześniej kotłów rusztowych w palenisko fluidalne.
(-) Jerzy Kopydłowski
Do wiadomości: 1. Raciborska Fabryka Kotłów „RAFAKO” ul. Łąkowa 31, 47-300 Racibórz 2. Sędziszowska Fabryka Kotłów „SEFAKO” ul. Przemysłowa 9, 28-340 Sędziszów 3. Fabryka Palenisk Mechanicznych, ul. Towarowa 11, 43-190 Mikołów 4. Zakłady Urządzeń Kotłowych „Stąporków” ul. Górnicza 3, 26-220 Stąporków 5. Krajowa Agencja Poszanowania Energii ul. Mokotowska 35; 00-560 Warszawa |
6. Redakcja Energia i Budynek, ul. Świętokrzyska 20 00-002 Warszawa, 7. Polska Dziennik Zachodni, Z-ca Redaktora Naczelnego Stanisław Bubin.
Także kilkudziesięciu PT Użytkowników kotłów z polskim lub krajowym paleniskiem narzutowym oraz mających te kotły na stanie i wielu innych.
|
Przez co poza energetyką zawodową dysponuje ona kotłami o konstrukcjach pochodzących sprzed wojny i sięgających w zakresie kotłów o małych wydajnościach okresu wojen napoleońskich.
Terminu technicznego „palenisko warstwowe”, tak samo ja „palenisko narzutowe” nie znajdzie się w żadnym wydawnictwie książkowym, ponieważ pochodzą one od inż. J. Kopydłowskiego.
Nie zmieni to jednak jego przeświadczenia, że rozpowszechnianiem z tego powodu swojego zdania, że paleniska narzutowe „to szmelc” to jednak chyba nieco przesadzili.
Wcześniej, z bardzo monotonnym świadectwem maturalnym, bo z samymi piątkami, nie miał prawa studiować na Politechnice Wrocławskiej ze względu na swoje „sanacyjne pochodzenie”, gdzie i tak los by sprawił, że studiowałby na tym samym roku z ówczesnym agentem - jeszcze wówczas UB; z tego powodu także więc nie wiadomo jak długo. Inż. J. Kopydłowski długo nie mógł zrozumieć dlaczego kilku absolwentów Politechniki Wrocławskiej, którzy jednocześnie z nim rozpoczęli pracę w CBKK, traktowali go jak przysłowiowego „zawszonego”, a sam prof. Teodor Wróblewski będąc w CBKK wyraźnie unikał styczności z nim.
Tego musiał nie być świadom naukowiec z IMiUE Politechniki Śląskiej, polecający mgr inż. Józefa Wasylowa do modernizacji kotłów typu WR10-011 w Elbląskim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej. Imiennie dyrektorowi d/s technicznych inż. Krzysztofowi Żachowskiemu, z jednoczesnym stwierdzeniem - na jego uwagę, że takimi modernizacjami podobno zajmuje się także inż. J. Kopydłowski : „Panie Dyrektorze, inżynier Kopydłowski to bardzo schorowany człowiek.” Ta telefoniczna rozmowa miała oczywiście miejsce w 2007 r., kiedy to inż. J. Kopydłowski po 15-stu latach sam doczekał się wymaganego koniecznego „remontu” polegającego na wszczepieniu mu czterech bajpasów, sztucznej zastawki i rozrusznika serca. Wcale jednak nie z powodu wymagania takiego „remontu” usunął się on jednak wcześniej w przysłowiowy „cień”, lecz wyłącznie po to aby nie przyczyniać się do coraz bardziej awanturniczej pseudo modernizacyjnej działalności, zasilaniem jej coraz bardziej udoskonalaną techniką konstruktorską, pod bezmyślne jej wykorzystywanie. Uważając się za prawego człowieka, nie może także przykładowo współpracować z kimś, kto na zwróconą mu uwagę, że powinien dopilnować prawidłowego wykonania urządzeń potrafił odpowiedzieć: „ja nie mam na to czasu.”
3