Granica - Zofia Nałkowska
I
Wiadomości o śmierci Zenona Ziembiewicza i nieszczęściu, jakie spotkało jego rodzinę, były zaskakujące i trudne do wyjaśnienia. Mężczyzna był osobą znaną w mieście i podziwianą ze względu na piękną, choć krótką karierę. Powszechnie uważano, że żył spokojnie i w sposób zorganizowany. Po śmierci jego romans z protegowaną żony, Justyną Bogutówną, oceniono jako skandal. Lokalna prasa donosiła, że dziewczyna, po tym jak przyznała się do winy, przebywa w więzieniu. Jej czyn i histeryczne zachowanie w biurze Ziembiewicza uznano za niepoczytalne, choć niektórzy wyrażali opinię, iż udaje obłęd.
Justyna była córką wdowy, która pracowała jako kucharka w okolicznych dworach. Po śmierci matki najpierw opiekowała się chorą osobą, a następnie - dzięki protekcji żony
Ziembiewicza, została zatrudniona jako sprzedawczyni. Ludzie postrzegali ją jako pracowitą, inteligentną i grzeczną.
Zenon natomiast był synem Joanny z Niemierów i Waleriana Ziembiewicza, rządcy
Boleborzy, majątku należącego do rodziny Tczewskich. Pan Walerian prowadził gospodarstwo uczciwie, lecz nieumiejętnie. Znany był z licznych romansów, których nie ukrywał przed żoną. Zenon każdego roku wracał na wakacje do domu, przywożąc doskonałe świadectwa. Coraz bardziej wstydził się rodziców, dostrzegając braki w wykształceniu matki i nieudolność ojca, który spędzał czas przede wszystkim na chodzeniu po łąkach i pilnowaniu chłopów. Kończąc edukację był już stałym bywalcem w domu pani Kolichowskiej przy ulicy Staszica, gdzie mieszkała również Elżbieta Biecka. W towarzystwie Elżbiety spacerował po ogrodzie, uświadamiając sobie, że szczęście, które przy niej odczuwał, miało również posmak cierpienia.
II.
Pani Cecylia Kolichowska odziedziczyła po mężu - rejencie kamienicę, która, jak się okazało, nie przynosiła spodziewanych zysków. Kobieta była zamężna dwukrotnie. Pierwszy mąż, socjalista Konstanty Wąbrowski, wielka miłość pani Cecylii, popełnił samobójstwo tuż przed wybuchem wojny. Drugie małżeństwo, ze starszym od niej o piętnaście lat Aleksandrem Kolichowskim, zawarła z rozsądku, mając nadzieję, że w ten sposób zapewni sobie spokojną starość. Rejent okazał się mężczyzną zaborczym, niewiernym i nie tak bogatym, jak przypuszczała. Po jego śmierci pani Kolichowska, rozgoryczona odkrytą prawdą, postarzała się znacznie i uważała się za sponiewieraną przez życie. Za wszelką cenę starała się dobrze prowadzić kamienicę, choć miała przez to nieustanne zmartwienia, związane z lokatorami. Część piwnic i strychu zamieniła na mieszkania, co wcale nie polepszyło jej sytuacji finansowej, ponieważ ludzie najczęściej nie płacili czynszu. Sama zajmowała niewielkie mieszkanie na parterze z wyjściem na ogród, z którego wyłącznie ona mogła korzystać. W salonie zgromadziła wszystkie meble, przeniesione z pokoi, które zajmowała wraz z mężem. Dla Zenona, który dostrzegał ogromną różnicę pomiędzy tym miejscem a ubogim salonem rodziców w Boleborzy, zagracone pomieszczenie było najpiękniejszym miejscem na świecie.
W salonie pani Kolichowskiej młody Ziembiewicz prawie każdego dnia spotykał się z Elżbietą Biecką, której udzielał korepetycji. Dziewczyna domyślała się, że jest w niej zakochany, lecz wzbudzał w niej jedynie złość i niechęć. Traktowała go źle, a kiedy chciał odejść, powstrzymywała go i kazała wrócić następnego dnia. Osoba Zenona wywoływała w niej wstręt, choć w niedzielę, kiedy zjawiał się wymyty i uczesany, dostrzegała, że i w nim jest coś ładnego. W tym czasie Elżbieta była zakochana miłością tragiczną i prawdziwą, którą obdarzyła mężczyznę żonatego i starszego od siebie. Jej wybrankiem został rotmistrz Awaczewicz, którego poznała w domu nauczycielki francuskiego, panny Julii Wagner. Awaczewicz najczęściej był na froncie i myśl, że w każdej chwili mógł zginąć, sprawiała, iż Biecka uważała swoją miłość za tragiczną, nie mając nadziei, że jej uczucia zostaną kiedykolwiek odwzajemnione.
III.
Pani Kolichowska była osobą samotną, skupioną przede wszystkim na prowadzeniu kamienicy. Niechętnie przyjmowała gości, a najczęściej odwiedzała ją przyjaciółka, pani Posztraska, wynajmująca jedno z mieszkań w domu Cecylii. Okazją do złożenia wizyty stawały się imieniny wdowy po rejencie, przypadające na 22 listopada. W tym dniu w salonie zjawiały się znajome pani domu, ubrane ubogo i dystyngowane. Pani Cecylia obserwowała je z przerażeniem, mając świadomość, że i ona zestarzała się. Elżbieta, obecna podczas spotkania, w milczeniu przysłuchiwała się rozmowom. Czuła się wyróżniona z tego grona dzięki swojej młodości i miłości do rotmistrza. Dla niej starość była kolejnym etapem młodości.
Tego roku, kiedy Biecka żyła swoimi uczuciami do Awaczewicza, starsze panie rozpoczęły dyskusję o służących. Pani Kolichowska uważała, że służba to tacy sami ludzie jak inni. Warkoniowa wspomniała o swojej służącej, Bogutowej, która w wieku czterdziestu lat urodziła dziecko, za co została zwolniona. Później kobieta znalazła zatrudnienie u hrabiny Tczewskiej, a jej córka, Justyna, bawiła się z dziećmi państwa. Potem rozmawiały o kochankach mężczyzn, które były dla nich wrogie i niepokonane. Zdradzanym żonom pozostawały jedynie wspomnienia o mężach i skromne emerytury. Elżbieta słuchała tych rozważań, czując pogardę. Była przekonana, że nie wyjdzie za mąż, a każdego mężczyznę, który ją pokocha, skrzywdzi. Miłość do Awaczewicza dodawała jej siły, aby mieszkać z ciotką, która jej nie kochała.
IV.
Wraz z nastaniem wiosny dozorca Ignacy usuwał deski, które zabezpieczały wejście do ogrodu pani Kolichowskiej. Chociaż lokatorzy mieli zakaz wchodzenia na teren prywatny właścicielki kamienicy, bardzo często w nocy ginęły kwiaty i owoce. Po każdej kradzieży pani Cecylia oskarżała dzieci lokatorów i urządzała awanturę, a przez cały kolejny tydzień użalała się nad swoim losem.
Elżbieta z okna swojego pokoju obserwowała podwórko i uwiązanego na łańcuchu psa Fitka, który ożywiał się jedynie na widok kucharki Michaliny, niosącej mu miskę z jedzeniem. Czasami widywała lokatorów z sutereny, którzy kierowali swe kroki do ukrytego za szopą wychodka. W niedzielę spotykali się na podwórku i prowadzili rozmowy. Mieszkańcy sutereny szybciej starzeli się i szybciej umierali niż ci, którzy wynajmowali mieszkania na wyższych piętrach kamienicy. Młoda Gołąbska siadywała zazwyczaj ze swoim synkiem, Stefankiem, a Marian Chąśba czytał zniszczoną książkę. Świat za oknem Biecka traktowała z obojętnością. Równie obojętnie spoglądała na fotografię matki, od której od kilku miesięcy nie otrzymała żadnej wiadomości.
Wszystko zmieniło się jednak pewnego czerwcowego dnia, w którym panna Wagner wezwała Elżbietę na lekcję francuskiego. Dziewczyna wiedziała, że spotka tam Awaczewicza. Mężczyzna otworzył jej drzwi i przez chwilę rozmawiała z nim, czując onieśmielenie i radość. Podczas lekcji obserwowała ukochanego. Po zajęciach rotmistrz zaproponował, że odprowadzi ją do domu, co najwyraźniej zaskoczyło nauczycielkę. Panna Julia zaczęła krzyczeć i płakać, zatrzymując Awaczewicza, a Elżbieta uciekła, by nie słyszeć awantury. Dopiero wówczas domyśliła się, jakie relacje łączyły mężczyznę i pannę Wagner. Zrozumiała też, dlaczego ciotka Cecylia, po odnalezieniu pewnych dokumentów w kasie rejenta, nie chciała uczestniczyć w pogrzebie męża i dlaczego matka odeszła od ojca. Na ulicy zatrzymał ją Zenon Ziembiewicz. Tego dnia była zadowolona z jego towarzystwa i nie czuła wstrętu. Po posiłku pożegnała chłopca, który wyszedł obrażony szybkim końcem wizyty. Potem udała się do swojego pokoju. Na podwórku dostrzegła Gołąbską, która była znów w ciąży Spojrzała na zdjęcie matki, uświadamiając sobie, że ta obca kobieta w rzeczywistości jest najbliższą jej osobą. Za oknem usłyszała rozpaczliwie wycie Fitka. Poszła do ciotki, prosząc ją, aby pozwoliła spuścić psa z łańcucha, ponieważ była przekonana, że Fitek zwariuje, jeśli przez całe życie będzie uwiązany. Pani Kolichowska odparła, że nikt nie lituje się nad nią, chociaż sama przypomina psa uwiązanego do kamienicy. Elżbieta wróciła więc do swojego pokoju i rozpłakała się. W tej chwili nie rozmyślała o Awaczewiczu, a największą tragedią stał się dla niej bezlitosny los psa.
V.
Do pierwszego spotkania Zenona i Justyny doszło w ogrodzie w Boleborzy. Dziewczyna miała wówczas dziewiętnaście lat i w niczym nie była podobna do otyłej i zniedołężniałej matki. Karolina Bogutowa po stracie pracy u Warkoniowej i narodzinach córki została zatrudniona jako kucharka w pałacu Tczewskich. Przez wiele lat nie usłyszała pochwały z ust państwa i nigdy nie przekraczała progu kuchni. W tym czasie Justynka spodobała się hrabiance Róży i została jej towarzyszką zabaw. Dzięki temu uzyskała powierzchowne wychowanie i słabą znajomość języka francuskiego. W wieku pięćdziesięciu lat Bogutowa zaczęła poważnie chorować i z trudem wypełniała swoje obowiązki w kuchni. Po kolejnych czterech latach stała się zupełnie nieprzydatna i zamieszkała u znajomego ogrodnika. Po stracie oszczędności, znalazła pracę u plenipotenta Czechlińskiego, a następnie w Boleborzy. Sprowadziła córkę, która stała się bardzo przydatna dla pani Ziembiewiczowej. Dom Ziembiewiczów, skromny i pozbawiony atrakcji towarzyskich, stał się dla kucharki symbolem jej upadku.
Zenon zainteresował się delikatną i grzeczną Justyną, choć początkowo starał się unikać dziewczyny. Skupiał się głównie na pisaniu rozprawy doktorska, a na Boleborzę patrzył oczami człowieka, posiadającego dyplom wyższej szkoły paryskiej. Dom rodziców stawał się dla niego egzotycznym miejscem, które traciło dla niego jakiekolwiek znaczenie.
VI.
Zenon pragnął jak najszybciej wrócić do Paryża, gdzie zostawił kochankę, Adelę. Czechliński, któremu spodobały się jego artykuły pisane z Francji, zaproponował mu pracę. Dla młodego Ziembiewicza, pragnącego żyć uczciwie, przyjęcie oferty plenipotenta byłoby równoznaczne ze sprzeniewierzeniem się własnym zasadom.
W jadalni przeczytał list od Karola Wąbrowskiego, syna Cecylii Kolichowskiej z pierwszego małżeństwa. Dowiedział się, że Adela zmarła 30 lipca w szpitalu de la Charite. Opuszczając Paryż wiedział, że kobieta wkrótce umrze, lecz miał nadzieję, że zdąży się jeszcze z nią zobaczyć. Kochanka, starsza od niego, od lat chorowała na gruźlicę. Pokochała go miłością bezgraniczną, której nie potrafił odwzajemnić. Przed wyjazdem do Boleborzy poprosił Karola, aby zaopiekował się Adelą i teraz poczuł żal, że przyjaciel nie napisał nic więcej poza tym jednym, krótkim zdaniem. Do pokoju nieoczekiwanie weszła Justyna. Bliskość dziewczyny stała się dla Zenona szczególnie bolesna w chwili, kiedy myślał o śmierci kochanki. Przez chwilę rozmawiali, a Bogutówna nie wydawała się być onieśmieloną obecnością panicza.
Nastał czas żniw i Zenon coraz częściej spotykał Justynę. Opowiadała mu wówczas o innych ludziach, jakby nie miała własnych zainteresowań. Życie w Boleborzy upływało monotonnie. Pan Walerian postarzał się i skupiał się wyłącznie na jedzeniu. Pani Ziembiewiczowa, nazywana zdrobniale „Żancią”, przez całe dni grywała na fortepianie. Wspólnie zasiadali do kolacji, na którą schodził również Zenon. Po posiłku pili zaparzaną przez panią domu herbatę, a młody Ziembiewicz obserwował rodziców. Ojciec, którego się wstydził, wydawał mu się groźny, natomiast z matką potrafił się porozumieć.
Przez jakiś czas Zenon zdołał opanować swoją słabość do Justyny. Pani Żancia, nieświadoma tego, że między młodymi coś zaczyna się dziać, chętnie opowiadała mu o swojej ulubienicy. Z czasem zaczął dostrzegać piękno Bogutówny, jej radość życia i oddanie, jakim go obdarzyła. Dziewczyna nieustannie szukała jego towarzystwa, mówiąc, że jest inny niż mężczyźni, których znała. Na jej pytanie, czy w przyszłym roku wróci do Boleborzy, odparł twierdząco, choć czuł, że nie może jej nic obiecać. Przed wyjazdem z majątku rodziców, Justyna została jego kochanką.
VII.
Przed wyjazdem z Boleborzy Zenon dowiedział się, że rodzice nie są w stanie pomóc mu finansowo, by mógł ukończyć ostatni rok nauki. W mieście spotkał się z Czechlińskim. Zobowiązał się do pisania artykułów z Francji, które miały być drukowane w regionalnym dzienniku. Wręczając plenipotentowi pierwszy artykuł, dostrzegł wychodzącego z cukierni Awaczewicza. Podczas rozmowy z Czechlińskim czuł, że właśnie zaprzedał swoją duszę, choć w pewnym stopniu zaufał mężczyźnie. Nagle zauważył Elżbietę Biecką. Nie widział jej od kilku lat i sądził, że opuściła miasto. Widok dawnej ukochanej wzruszył go, więc postanowił złożyć wizytę w domu Kolichowskiej, by przekonać się, czy nadal czuje coś do jej bratanicy.
Następnego dnia otrzymał od Czechlińskiego zaliczkę, dzięki której mógł wrócić do Paryża. Po południu ruszył na ulicę Staszica, czując niepokój i nadzieję. Zapamiętał Elżbietę jako pewną siebie młodą pannę, wyniosłą i oschłą. Justyna, łagodna i ciepła, stanowiła jej przeciwieństwo. Choć czuł się związany z Bogutówną, nie powiedział jej, że nie zamierza wracać do Boleborzy. Biecka powitała go serdecznie, mówiąc, że cieszy się z jego wizyty. Przeprosiła za nieobecność ciotki, wyjaśniając, że Kolichowska źle się czuje. Zenon zauważył, że kobieta zachowuje się niespokojnie i jest nerwowa. Dopytywała się, jakie zmiany zaszły w jego życiu, prawie wcale nie mówiąc o sobie. Wspomniała jedynie, że wiosną odwiedziła w Szwajcarii matkę. Ziembiewicz po raz pierwszy poczuł pogardę do Elżbiety, widząc w niej sztuczną kobietę, która niegdyś drwiła z niego, a teraz wydała mu się pusta. Wyznał, że przed laty był w niej zakochany. Odparła, że teraz nie miało to już znaczenia, ponieważ były to dziecięce uczucia. Słysząc, że w Paryżu zaprzyjaźnił się z Wąbrowskim, poprosiła, aby porozmawiał z Karolem i przekonał go do przyjazdu do matki, która była poważnie chora. Zenon starał się dowiedzieć, co Biecka robiła przez te lata. Wyjaśniła, że od jakiegoś czasu opiekuje się ciotką. Nagle zaczęła opowiadać o rodzinie, która mieszkała w piwnicy pod podłogą salonu. W niewielkim pomieszczeniu przebywały obecnie cztery dorosłe osoby i dziecko. Rodzina przed sześcioma laty została eksmitowana z mieszkania na piętrze za niepłacony czynsz. Kolichowska zlitowała się wówczas nad młodą Gołąbską, która chorowała po porodzie i pozwoliła zamieszkać im w piwnicy. Elżbieta od dwóch lat zastępowała panią Cecylię w obowiązkach i prowadziła meldunki w kamienicy, z którą czuła się zrośnięta. Zenon pożegnał się z kobietą i jak przed laty zapytał, czy może odwiedzić ją następnego dnia. Biecka zgodziła się. Na ulicy spotkał Awaczewicza i domyślił się, że rotmistrz idzie do Elżbiety.
VIII.
Pani Kolichowska postrzegała Elżbietę jako osobę bez serca, skupioną wyłącznie na własnym życiu i nie dostrzegającą nikogo poza sobą. Biecka często stawała w obronie lokatorów i pracowników, czym prowokowała kłótnie z ciotką. Pani Cecylia nie potrafiła zrozumieć zachowania bratanicy, które tłumaczyła jej młodym wiekiem, lecz żądała, aby Elżbieta zgadzała się z jej wolą i zagwarantowała jej spokojną starość. Kolichowska, niepogodzona z upływającym czasem, coraz bardziej podupadała na zdrowiu i miała kłopoty z poruszaniem. Najczęściej leżała w łóżku, rozmyślając o sprawach, których nie miała możliwości dokończyć i o synu, którego po raz ostatni widziała przed laty - w dniu, w którym zawoziła go do sanatorium. Pobyt za granicą zmienił Karola, który nie potrafił pogodzić się z faktem, że matka wyszła po raz drugi za mąż za człowieka nieodpowiedniego dla siebie. Po latach Cecylia zrozumiała, że poświęciła miłość dziecka, by żyć tak, jak pragnęła. Pustkę w sercu łagodziła obecność Elżbiety, którą kobieta szczerze polubiła. W pewien sposób uzależniła się od towarzystwa dziewczyny i z trudem zniosła jej wizytę u matki. W tym czasie odwiedzała ją Łucja Posztraska. Kolichowska wysłuchiwała opowieści starej przyjaciółki ze złością. Nie rozumiała miłości Łucji do męża, który nie pracował i przegrywał pieniądze wyłudzone od niej przez żonę. Martwiło ją także pojawienie się Awaczewicza, który stał się częstym gościem w jej domu i zabierał Elżbietę na wycieczki za miasto.
Po kilku tygodniach nieobecności Biecka wróciła ze Szwajcarii, co niezmiernie ucieszyło panią Cecylię. Staruszka domyśliła się, że Elżbieta będzie nadal mieszkała razem z nią. Natychmiast też zjawił się Awaczewicz, którego nie potrafiła polubić. Obawiała się, że rotmistrz, który rzekomo od dwóch lat starał się o rozwód, w końcu poślubi Biecką, która nie miała okazji widywać się z innymi mężczyznami. Wizyty Zenona Ziembiewicza, którego pamiętała jako pracowitego i poważnego ucznia, nie budziły jej obaw. Była świadoma, że młodzieniec niedługo wyjedzie za granicę i nie będzie mógł odebrać jej bratanicy.
Zenon przychodził do Bieckiej codziennie. Wyjawił jej prawdę o związku z Adelą i nie ukrywał faktu, iż w tym samym czasie spotykał się z innymi kobietami. Kiedy zauważył, że kobieta spochmurniała, usiłował wyjaśnić jej, że był wolny. Elżbieta, zapytana o Awaczewicza, odparła, że nie łączy ich przyjaźń, lecz rodzaj swoistego nawyku, który trwa już kilka lat. Rotmistrz opowiadał jej o innych kobietach i nie był w niej zakochany. Zenon zarzucił jej kłamstwo. Wówczas wyznała, że Awaczewicz był jej pierwszą, dziewczęcą miłością. Ziembiewicz na myśl, iż było to w czasach, kiedy był zakochany w Elżbiecie, poczuł upokorzenie i wstręt. Postanowił pożegnać się i ostatecznie zerwać wszelkie kontakty. Rzekł, że nigdy nie kochał innej kobiety poza nią. Biecka zatrzymała go, wyciągając ręce. Zenon zaczął ją całować. Potem, siedząc u stóp kobiety, opowiedział o związku z Justyną. Był przekonany, że uwikłał się w tę historię z nudów, lecz ta sprawa była już definitywnie zakończona. Miał też świadomość, że ta wizyta zmieniła wszystko między nim a Biecką i spełniły się jego młodzieńcze marzenia. Rozstanie z ukochaną na długie miesiące było trudnym przeżyciem i choć nie złożyli żadnych obietnic, byli pewni swoich uczuć. Przysięgli sobie jedynie to, że zawsze będą ze sobą szczerzy. W rok później odbył się ich ślub.
IX.
Wiosną stan zdrowia Karoliny Bogutowej pogorszył się tak bardzo, że musiała poddać się operacji. Pani Ziembiewiczowa wypłaciła jej pensję za pół roku, a pozostałą kwotę miała przesłać na wskazany adres. Justyna z żalem opuściła Boleborzę. Przez całą drogę do miasta opiekowała się matką. Nad rankiem pociąg dotarł na miejsce, lecz okazało się, że w przepełnionym szpitalu nie ma miejsca dla chorej. Bogutówna zostawiła matkę na korytarzu i udała się do Jasi Gołąbskiej, by zostawić u niej rzeczy. Po powrocie do szpitala dowiedziała się, że Bogutowa straciła przytomność i jest właśnie operowana. Przerażona Justyna rozpłakała się, zastanawiając się, co dalej ma robić. Po jakimś czasie z sali operacyjnej wyszli lekarze. Bogutówna usłyszała, że matka zmarła podczas zabiegu. Krzycząc, wbiegła do pomieszczenia. Potem patrzyła, jak posługacze wynoszą ciało kucharki do kostnicy.
Przez kilka godzin Justyna siedziała na ławce przed szpitalem. Jedna z zakonnic podeszła do niej, sugerując, że należy jak najszybciej zająć się pogrzebem. Kupiła więc trumnę i wróciła do kamienicy Kolichowskiej. Później w towarzystwie Gołąbskiej udała się na cmentarz. W drodze powrotnej odwiedziły groby dzieci Jasi, dla której śmierć była czymś najlepszym dla człowieka. Kobieta była przekonana, że Bóg wiedział, co robi, ponieważ nie dałaby rady samotnie wychować czwórki dzieci. Justyna rozmyślała o matce, słuchając opowieści przyjaciółki o trudach życia. Gołąbska mieszkała w tragicznych warunkach i od chwili, kiedy mąż od niej odszedł, musiała chodzić do urzędu, by prosić o pomoc finansową. Bogutówna zastanawiała się, co począć, ponieważ nie mogła zostać u Jasi, której rodzina żyła na skraju nędzy, zajmując niewielkie pomieszczenie na końcu piwnicy. W nocy śniła, że jest z matką w Boleborzy i Zenon ją całuje. Następnego ranka odbył się pogrzeb Karoliny Bogutowej.
X.
Zenon wrócił do kraju z dyplomem i świadomością, że zyskał szansę, by zorganizować na nowa swoje życie. Po krótkim odpoczynku w hotelu, zatelefonował do Elżbiety, pytając, czy nic się nie zmieniło. Następnie przeczytał swój artykuł w „Niwie” i wyruszył na spacer. Na ulicy, ze zdziwieniem, zauważył Justynę Bogutównę. Dziewczyna, płacząc, opowiedziała o śmierci matki. Zaproponował, aby poszli do Hotelu Polskiego, gdzie wynajmował pokój. Justyna początkowo odmówiła, tłumacząc, że musi wracać do domu, ponieważ dzięki pomocy siostry zakonnej, została zatrudniona do opieki nad chorą panią. W końcu uległa namowom Ziembiewicza. W pokoju ponownie wspominała matkę, a Zenon próbował ją pocieszyć, obejmując i całując. Obiecał też wypłacić zaległą wypłatę Bogutowej i kazał, aby Justyna przyszła do niego za dwa dni.
Bogutówna wyznała, że myślała o nim od dnia rozstania. Była przekonana, że teraz, kiedy wrócił, wszystko będzie dobrze. Zenon zamierzał wyjaśnić, że wiele rzeczy zmieniło się od wakacji w Boleborzy, lecz bliskość kochanki i jej szczere oddanie sprawiły, iż nie potrafił odsunąć jej od siebie. Uświadomił sobie, że rozstanie nie zmieniło jego stosunku do Justyny, która nadal miała swoje miejsce w jego życiu. Tego dnia ponownie została jego kochanką. Kiedy wyszła, wyraźnie uszczęśliwiona, pomyślał, że popełnił głupstwo. Sądził, że dzięki dziewczynie ukoił tęsknotę za Elżbietą. W Paryżu nie był wierny narzeczonej, lecz „przygody” z innymi kobietami nie miały dla niego większego znaczenia i tłumaczył je fizycznym popędem. Teraz jednak zarzucił sobie, że odnowił romans z Justyną, który do tej pory uważał za część swojego dawnego życia. Po wyjściu z hotelu spotkał się z Czechlińskim, który od kilku tygodni zajmował stanowisko starosty. Mężczyzna zaproponował mu pracę redaktora w „Niwie”. Nieoczekiwany awans sprawił, iż Zenon zapragnął jak najszybciej zabrać Biecką z kamienicy Kolichowskiej i zrobić wszystko, by była szczęśliwa.
Idąc do ukochanej, wspominał ich rozstanie i tęsknotę. Elżbieta czekała na niego w ogrodzie. Powitała go nie tak radośnie, jak tego oczekiwał, lecz po chwili gniewu jego uczucie rozbudziło się na nowo. Biecka opowiedziała mu o strachu, jaki odczuła w dniu ich pożegnania. Była przekonana, że nie wytrzyma rozłąki. Zenon obiecał, że już nigdy nie będą osobno. Kobieta wyjaśniła, iż tęsknota za nim była dla niej szczęściem, ponieważ mogła o nim myśleć i miała na kogo czekać. Ziembiewicz pocałował narzeczoną, myśląc o nocy, kiedy Justyna, po śmierci matki, śniła o nim pod podłogą salonu Kolichowskiej.
XI.
W poniedziałek Bogutówna przyszła do Zenona, aby odebrać część zaległej wypłaty matki. Ziembiewicz chciał tym razem definitywnie zakończyć ich znajomość. Justyna zaskoczyła go, przychodząc wcześniej. Sytuację komplikował dodatkowo fakt, że nie miał jeszcze zebranej całej kwoty. Dziewczyna była pochmurna, żaląc się na swoją pracodawczynię. Marzyła o tym, by pracować w sklepie. Zenon obserwował ją. Zauważył, że pobyt w mieście zmienił Justynę, która była blada i miała zniszczone dłonie. Jej ubranie było przepocone i przesiąknięte zapachem smażonego tłuszczu. Pomyślał o niej z niechęcią jako o służącej, która zanadto spoufalała się z nim. Po chwili przypomniał sobie dawną kochankę - miłą i dobrą, która poszłaby za nim wszędzie. Wyciągnął do niej ręce i poprowadził do łóżka. Po upojnych chwilach zapragnął, aby jak najszybciej opuściła jego pokój. Potem szybko udał się do redakcji. Jego biuro mieściło się w zaniedbanym pomieszczeniu, a praca nie spełniała początkowych oczekiwań. Każdego dnia zjawiali się u niego ludzie z żalami i różnymi propozycjami. Tym razem przyszła hrabina Tczewska w towarzystwie księdza Czerlona, proboszcza z Chązebnej. Hrabina poprosiła o wydrukowanie programu wykładów, które ksiądz Czerlon miał wygłosić pod tytułem O istocie doświadczenia religijnego. Zenon wyraził na to zgodę.
XII.
W dwa dni później wizytę w biurze Ziembiewicza złożył hrabia Wojciech Tczewski. Chciał napisać artykuł o kłusownictwie. Zenonowi osoba hrabiego kojarzyła się z Boleborzą, ponieważ to dla niego pracowali ludzie w polu, a ojciec ich pilnował. Na prośbę Czechlińskiego zamiast listu, w którym ktoś krytykował oszczędności w majątkach, należących do Tczewskich, zamieścił w gazecie artykuł hrabiego oraz sprawozdanie z otwarcia Agencji Gospodarczej Koła Pań, założonej przez hrabinę. Kronika wydarzeń lokalnych, pisana przez Mariana Chąśbę, wywoływała w Ziembiewiczu wstręt ze względu na złośliwy i żartobliwy sposób, w jaki przedstawiane były ludzkie tragedie. Mężczyzna z każdym dniem coraz bardziej czuł, że postępuje wbrew swoim zasadom, co budziło w nim niepokój. Pracował w redakcji wyłącznie dlatego, by jak najszybciej spłacić dług, zaciągnięty u Czechlińskiego na ostatni rok nauki. Chciał również urządzić mieszkanie, w którym zamieszkałby z Elżbietą. Później zamierzał żyć zgodnie z własnymi przekonaniami.
Popołudnia i wieczory spędzał z narzeczoną w salonie Kolichowskiej. W kamienicy założono w tym czasie centralne ogrzewanie, lecz Biecka martwiła się faktem, że rury nie zostały doprowadzone na strych, a lokatorzy, wynajmujący pomieszczenia w piwnicy nie mieli nawet wodociągu. Czasami wychodzili na zakupy i Zenon z radością pożyczał ukochanej pieniądze. Ich miłość stopniowo przeobrażała się we wzajemne zrozumienie. Pewnego dnia, spacerując za miastem, zawędrowali na teren nowo budowanego przedmieścia. Na jesieni zamierzali wynająć tu małe mieszkanie, które miało stać się ich wspólnym kątem.
Zenon dzielił czas między Justynę a Elżbietę. Bogutówna kojarzyła mu się z doznaniami zmysłowymi, natomiast narzeczona symbolizowała miłość idealną. Za zaistniałą sytuację obwiniał dziwny zbieg okoliczności po śmierci Bogutowej. Nie potrafił wyjaśnić kochance, że jest zaręczony ani rozstać się z nią w chwili, kiedy była zupełnie sama na świecie. Miłość do Elżbiety i szacunek, jakim ją darzył, sprawiały, iż nie potrafił przekroczyć granicy fizycznego zbliżenia. Miał też świadomość, że wielu mężczyzn znajduje się w podobnych układach, lecz bał się opinii innych. Nieustannie toczył wewnętrzną walkę i chciał zakończyć romans z Justyną, by tym samym ukoić niepokój. Zdołał zebrać pieniądze dla kochanki i postanowił ostatecznie z nią porozmawiać, wiedząc, że wraz z oddaniem długu rodziców nie będzie już powodu do kolejnych spotkań.
Bogutówna przyszła do Ziembiewicza w pierwszy dzień targowy, na początku miesiąca. W momencie, kiedy chciał poinformować ją o decyzji rozstania, oznajmiła, że spodziewa się jego dziecka. Zenon usiłował ją odsunąć od siebie. Justyna powiedziała, że cieszy się z ciąży i poradzi sobie ze wszystkim, gdyż w odróżnieniu od matki nie będzie skazana na samotne macierzyństwo. Jej słowa zirytowały mężczyznę. Poczuł niechęć do kochanki i żałował, że ją w ogóle poznał. W pewnej chwili zrzucił na nią winę za wszystko, co się między nimi wydarzyło. Chłodno odparł, iż pozostawia jej decyzję, co dalej robić. Nie chciał mieć nic wspólnego ani z nią, ani z dzieckiem. Bogutówna odeszła, zapewniając go, że nie musi się martwić, ponieważ coś może się zmieni.
XIII.
Pani Kolichowska nie zgadzała się na to, by podczas choroby zajmował się nią ktoś inny poza Elżbietą. Biecka pomagała jej w myciu, a staruszka poddawała się tej czynności biernie i niechętnie. Rozmyślała wówczas o tym, że jest zdana na pomoc innych, a starość odebrała jej wszystkie nadzieje. Elżbieta myślała natomiast o matce, która nigdy się nią nie opiekowała. Pamiętała dzień, w którym stała z matką na balkonie w Szwajcarii i dostrzegała w niej wyłącznie obcą kobietę, piękną i wykwintnie ubraną, czekającą na jednego z kochanków. Potem zaczęła sprzątać pokój ciotki, starając się, by wywołać uśmiech zadowolenia na twarzy pani Cecylii. Przyniosła śniadanie i nakarmiła ciotkę. Kiedy zamierzała wyjść, staruszka zapytała ją o Zenona, który od kilku dni nie odwiedzał narzeczonej. Biecka odparła, że przez ten czas Ziembiewicz przebywał za miastem. Nieobecność ukochanego wywoływała w niej paraliżujący strach i stawała się czymś groźnym. Przypomniała sobie ich ostatnie spotkanie, żałując, że nie posunęli się o krok dalej niż pocałunki. Z rozmyślań wyrwał ją pełen pretensji głos ciotki, która zarzuciła, że Elżbieta o niczym jej nie mówi i zapytała, czy zamierza poślubić Zenona. Biecka wyjaśniła, iż planują ślub, lecz zapewne nie nastąpi to szybko.
Zenon miał zjawić się po obiedzie. Elżbieta zaczęła rozmyślać o Ignacym, który od jakiegoś czasu chorował i ciotka nalegała, by umieścić go w szpitalu, a żonie dozorcy wypowiedzieć wynajem mieszkania. Biecka ubłagała ją, by pozwoliła pracować mężczyźnie do jesieni. Teraz chciała porozmawiać o wszystkim z narzeczonym, który myślał podobnie jak ona. Ziembiewiczowi zależało bowiem na ich wzajemnym zrozumieniu na wielu płaszczyznach. Każdego dnia chciał jak najszybciej odpracować godziny w redakcji, a świadomość, że to właśnie on decydował o wielu rzeczach, nauczyła go dystansu. Szybko zmienił swoje podstawy i miał wrażenie, że coraz bardziej odsuwa od siebie granicę odpowiedzialności moralnej. Częstym gościem w jego gabinecie stał się Maurycy Posztraski, którego poznał za pośrednictwem Elżbiety. Mężczyzna przynosił fragmenty wspomnień i wiersze, które Zenon najczęściej odrzucał. Dzięki pracy zawarł również znajomość z bratową hrabiny Tczewskiej, Olgierdową z Pieszni. Na jej zaproszenie wybrał się do Pieszni, gdzie zapoznał się ze sławnymi w całej okolicy rozporządzeniami społecznymi hrabiny.
XIV.
Wieczorem Zenon przyszedł do kamienicy Kolichowskiej. Na widok narzeczonej odczuł wzruszenie i ulgę, że przy niej będzie mógł być nareszcie sobą. Był jednak zdenerwowany i niechętnie opowiadał o pobycie w Pieszni. Po kolacji wyszedł z Elżbietą do ogrodu, a kobieta, szczęśliwa, przytuliła się do niego. Po chwili ciotka wezwała ją do siebie i poinformowała, że dziewczyna, mieszkająca u Gołąbskich, jest nadal niezameldowana.
Na tarasie Zenon wyznał Elżbiecie, że nadal nie zakończył definitywnie znajomości z Justyną. Narzeczona wysłuchała w milczeniu jego opowieści o ponownym spotkaniu z Bogutówną po powrocie do kraju. Ziembiewicz zarzucił jej, że jest w stosunku do niego wroga i obca. Starała się go przekonać, że dobrze zrobił, mówiąc jej o wszystkim. Potem zapytała, dlaczego odnowił romans. Mężczyzna pozostawił jej ostateczną decyzję, uświadamiając sobie, że jest wyłącznie takim człowiekiem, jakim widzą go inni. W końcu wyznał, że Justyna spodziewa się jego dziecka. Biecka wyrwała się z jego ramion, choć usiłował ją zatrzymać. Uległa jednak jego błaganiom, wiedząc, że jej płacz nic już nie zmieni w tej sytuacji. Za romans Zenona obwiniła przede wszystkim siebie i po raz pierwszy nie zaprotestowała, kiedy ukochany dążył do fizycznego zbliżenia. Na jego pytanie, czy nadal go kocha, odparła twierdzącą. A potem spytała o nazwisko i adres zamieszkania jego kochanki.
XV.
Kilka dni wcześniej Justyna zrezygnowała z pracy u chorej kobiety. Nie była zadowolona ze służby, ponieważ przez cały czas była głodna, a pracodawczyni nieustannie ją krytykowała. Po spotkaniu z Zenonem, uświadomiła sobie, że mężczyzna stał się jej obcy i nie chciał kontynuować ich związku. Postanowiła przede wszystkim myśleć o dziecku i chociaż obawiała się przyszłości, odczuwała radość i szczęście, które dodawało jej sił. Spakowała więc swoje rzeczy i przeprowadziła się do Jasi Gołąbskiej. Jakiś czas później poszła do Elżbiety, która miała ją zameldować w kamienicy. Tego dnia Biecka była zmartwiona nieoczekiwanym pojawieniem się Władysławy Niskiej z synkiem, której Wylamowa nie chciała przyjąć do mieszkania. Po awanturze Wylamowa zgodziła się, by Władysława wprowadziła się do jej pokoju. Elżbieta wezwała następnie do siebie Bogutównę, która od tygodnia mieszkała u przyjaciółki. Dziewczyna zachowywała spokój, co wytrąciło Biecką z równowagi. Patrzyła na kochankę Zenona, porównując ją do siebie. Justyna wydała się jej ordynarna i prosta. Nieoczekiwanie dla samej siebie zapytała Bogutównę, czy jest zakochana w Ziembiewiczu. Zaskoczona Justyna rozpłakała się, wyjaśniając, że nigdy nie dążyła do spotkań z mężczyzną. Kochała go, a on obiecywał jej, że po powrocie ze szkoły będą razem. Biecka, słysząc to, zobojętniała. Zapewniła dziewczynę, że jej pomoże. Po chwili oznajmiła, że Zenon jest już wolny, gdyż ona nie może go poślubić. Dodała też, że dziecko musi żyć. Justyna odpowiedziała, że niczego nie potrzebuje.
XVI.
Po spotkaniu z Czechlińskim i młodym hrabią z Pieszni, Zenon wrócił do swojego pokoju, gdzie zastał Justynę. Ostatni raz widział ją w dniu, kiedy oznajmiła mu, że jest w ciąży. Pomimo niechęci, spytał, jak się czuje i czy czegoś potrzebuje. Odpowiedziała, że chciałaby za jakiś czas podjąć pracę w sklepie i opowiedziała o rozmowie z Elżbietą. Ziembiewicz zareagował gniewem. Dziewczyna zarzuciła, że nie powiedział jej o zaręczynach, a jego narzeczona znała prawdę o ich romansie. Zenon zapragnął jak najszybciej skontaktować się z ukochaną, winiąc Bogutównę za to, że zamieszkała w kamienicy Kolichowskiej, co doprowadziło do jej spotkania z Biecką. Kiedy Justyna wyszła, natychmiast pobiegł do telefonu. Służąca pani Cecylii powiadomiła go, że Elżbieta wyjechała do Warszawy. Z trudem wierzył w to, co się wydarzyło. Chciał porozmawiać z narzeczoną o karierze, którą obiecywał mu Czechliński. Decyzję, co ma zrobić, pozostawiał ukochanej, wiedząc, że dla niej jest w stanie zrobić wszystko. Dzięki propozycji nowej pracy mieli rozpocząć wspólne życie. Dopiero teraz uświadomił sobie, że Elżbieta powiedziała Justynie, iż nie wyjdzie za niego. W jednej chwili poczuł ogromny zawód. Biecka przestała być dla niego ideałem, ponieważ kierowała się zazdrością. Nie ufała mu bezgranicznie i dlatego odbyła rozmowę z Bogutówną. Szukał usprawiedliwienia dla swojego postępowania, kiedy zjawił się Edward Chąśba z listem od Elżbiety. Kobieta pisała, że nie był z nią szczery i w zaistniałej sytuacji Justyna miała większe prawo, by z nim być. Informowała go również, że wyjeżdża do Warszawy do matki.
XVII.
Elżbieta starała się myśleć pozytywnie, choć świadomość, że zakończyła związek z Zenonem była dla niej bolesna. Zdecydowała się skorzystać z zaproszenia matki i opuściła miasto. Jej matka mieszkała w najlepszym hotelu w Warszawie, zajmując luksusowy apartament. Przez chwilę rozmawiały, a Niewieska wypytywała głównie o panią Cecylię. Kiedy do pokoju weszła hrabina Tczewska z Pieszni i młody mężczyzna, Elżbieta pożegnała się i wyszła. Wieczorem była z matką w teatrze, a po spektaklu wybrały się na wspólną kolację. Niewieska poruszyła temat zaręczyn z Zenonem, o których dowiedziała się od hrabiny. Na wiadomość, że córka zerwała z Ziembiewiczem, poprosiła, aby Elżbieta przemyślała jeszcze raz swoją decyzję.
XVIII.
Po dwóch miesiącach pobytu w Warszawie, Elżbieta przekonała się, że może żyć bez Zenona. Lato powoli mijało, a ona jeździła na spacery ze znajomymi matki i stroiła się w sukienki, które kupowała jej Niewieska. Dopiero wieczorem myślała o ukochanym i odczuwała rozczarowanie, podświadomie oczekując jakiejś wiadomości od niego. Z listu od Kolichowskiej dowiedziała się, że Ziembiewicz przestał przychodzić do kamienicy. Wraz z upływem czasu zaczęła coraz bardziej żałować, że taj pochopnie zrezygnowała z miłości, a sytuacja Justyny stała się dla niej nieważna. Po spotkaniach z matką wracała do kuzynki Kolichowskiego, u której się zatrzymała. Rozmowy z kobietą sprawiały, że zaczynała usprawiedliwiać zachowanie Zenona i winiła siebie, że opuściła go w chwili, kiedy powinni razem znaleźć rozwiązanie problemu z Bogutówną. Ostatecznie postanowiła wyjechać z matką za granicę.
Pewnego dnia zjawiła się wcześniej u matki. Miały razem jechać na dworzec po Niewieskiego. Nagle dostrzegła Zenona i poczuła tak ogromne szczęście, że przeraziła się potęgą tego uczucia. Wyjaśnił jej, że teraz już mogą być razem i dlatego tak długo zwlekał z odnalezieniem jej, ponieważ musiał zakończyć definitywnie sprawę z Justyną. Jednocześnie obiecał, że po powrocie do miasta wezmą ślub. Był zachwycony wyglądem narzeczonej. W kilka godzin później, Elżbieta, leżąc w ramionach ukochanego, pomyślała, że była szalona, zrywając zaręczyny. Wieczorem wybrali się na spotkanie z Niewieskimi. Matka Bieckiej zaprosiła ich na raut, a Ziembiewicz, ku zaskoczeniu narzeczonej, przyjął zaproszenie. Na przyjęciu Elżbieta obserwowała Zenona, który w towarzystwie stał się miły, rozmowny i uśmiechnięty. Przez cały czas rozmawiał z jej ojczymem, który dowiedział się o tym, że Czechliński załatwił pozytywnie awans Ziembiewicza. Biecka poczuła, że ponownie traci ukochanego i zaczęła żałować, że przedstawiła go znajomym matki. Jednakże, kiedy zostali sami, powróciła ich dawna bliskość i zrozumienie. Następnego dnia, podczas spektaklu w teatrze, Zenon wsunął na jej palec pierścionek zaręczynowy.
XIX.
Przed ślubem Zenona i Elżbiety Justyna, dzięki protekcji Bieckiej, została zatrudniona w sklepie bławatnym pana Torucińskiego. Ziembiewicz zwrócił się do narzeczonej z prośbą o pomoc Bogutównie, tłumacząc, że od dnia, w którym odbyła rozmowę z dziewczyną, zaangażowała się w tę sprawę. Elżbieta dopiero po chwili uświadomiła sobie, czego właściwie oczekuje od niej Zenon. Do tej pory była przekonana, że Justyna wyjechała z miasta przed ich powrotem z Warszawy. Postanowiła jednak, że tym razem będzie wspierała ukochanego, choć sama myśl o zaistniałej sytuacji sprawiała jej ból. Mężczyzna usiłował jej wytłumaczyć, że jego obowiązkiem jest pomoc Bogutównie, lecz wielu spraw nie może załatwić samodzielnie. Elżbieta z trudem opanowała się, czując zazdrość. Pomimo tego udała się do sklepu bławatnego i kiedy zjawiła się ponownie u narzeczonego, poinformowała go, że pan Toruciński zgodził się zatrudnić Justynę. Zenon poczuł wówczas ulgę, że nie musi już samotnie borykać się z problemami, związanymi z byłą kochanką. Biecka była przekonana, że pomoc Bogutównie w zdobyciu upragnionej posady zakończy ich kłopoty, lecz Ziembiewicz wiedział, że nie było to takie proste. Justyna w tym czasie mieszkała na Przedmieściu Chązebiańskim, u państwa Niestrzępów, a on pomagał jej finansowo. Coraz częściej wymyślała powody do kolejnych spotkań i stawiała wymagania. Zjawiała się u niego osobiście bądź przysyłała list, żaląc się na pogarszające zdrowie. Przed wyjazdem do Warszawy poszedł do niej, wytrącony z równowagi jej zachowaniem. Przekonał się, że nie czuje się gorzej niż zazwyczaj. Dziewczyna rozpłakała się i poprosiła o załatwienie pracy w sklepie.
Kolichowska, która tej jesieni czuła się lepiej, patrzyła na Ziembiewicza przychylniej, wiedząc, że to właśnie jemu zawdzięcza powrót Elżbiety do miasta. Narzeczeni zajęli się urządzaniem własnego domu, który niegdyś był siedzibą magnatów. Przed ślubem pojechali do Boleborzy, gdzie Zenon przedstawił rodzicom ukochaną. Biecka szybko polubiła panią Żancię, która stała się dla niej symbolem prawdziwej matki. Równie dobre wrażenie wywarła na starym Ziembiewiczu. Następnie skorzystali z zaproszenia Niewieskiej. Podróż na Południe odbyli przed objęciem przez Zenona stanowiska prezydenta miasta. Podczas wycieczki zwiedzili jedną ze stolic europejskich, podziwiając piękne domy dla robotników, luksusowe dzielnice i przedszkola dla dzieci. Nad morzem spędzili miesiąc, ciesząc się ze wspólnego szczęścia. Do kraju Elżbieta wróciła, będąc już w ciąży.
XX.
Praca w sklepie bławatnym początkowo cieszyła Justynę. Szybko nauczyła się odpowiednio zachwalać towar, zachęcając tym samym klientki do zakupów, a z czasem zastępowała panią Torucińską na kasie. Pewnego wieczoru przed sklepem czekał na nią Franek Borbocki, brat Jasi Gołąbskiej. Poprosił, aby Bogutówna odwiedziła siostrę, ponieważ przed południem zmarła jej córeczka, Jadwisia. Cztery miesiąca później zmarła Jasia, która po stracie dziecka poddała się chorobie. Po śmierci przyjaciółki Justyna zmieniła się - zaczęła izolować się od ludzi. U Torucińskiego, który był z niej bardzo zadowolony, pracowała do jesieni, lecz pod koniec września nie zjawiła się w sklepie. Wieczorem przyszła do niej Mańca z pytaniem, co się stało. Bogutówna odpowiedziała, że jest zmęczona i zaczęła płakać.
XXI.
W tym samym czasie z zagranicy wrócił Karol Wąbrowski. Na dworcu powitał go Zenon, informując, że ma syna. Wąbrowski zauważył, że przyjaciel jest szczęśliwy bądź czymś zmieszany. Ziembiewicz odparł, że spieszy się, po czym odwiózł go do kamienicy Kolichowskiej.
Pani Cecylia, która od rana oczekiwała z niecierpliwością syna, ujrzała przed sobą zupełnie obcego sobie, dorosłego mężczyzną. Przytuliła go, nie okazując uczuć i powiedziała, że na obiedzie będzie Elżbieta. Ziembiewiczowie mieszkali za miastem, a po śmierci pana Waleriana przeprowadziła się do nich również matka Zenona. Obecność syna rozbudziła w staruszce wspomnienia o pierwszym mężu, z którym zerwała wszelkie kontakty po tym, jak dowiedziała się, że za granicę wyjechał razem z kochanką. Przez wiele lat czekała na jakąś wiadomość od niego, aż do dnia, w którym dowiedziała się, że popełnił samobójstwo. Karol wyjaśnił, że kochanka ojca nadal mieszka w Paryżu razem z córką, a jego przyrodnią siostrą.
Po południu na obiedzie zjawiła się Elżbieta, który przywitała kuzyna chłodno. Ożywiła się nieco, kiedy Karol zaczął wypytywać ją o synka, Waleriana, który właśnie skończył trzy miesiące. W parę minut później przybył Zenon. Po posiłku Elżbieta odbyła rozmowę z Wąbrowskim, zarzucając mu, że nie odwiedzał matki. Karol wyjaśnił, że ze względu na stan zdrowia każda podróż sprawiała mu trudność. Wyjście Ziembiewiczowej, która spieszyła się do dziecka, sprawiło przykrość pani Cecylii. Kilka dni później Kolichowska z synem złożyła wizytę w domu Ziembiewiczów. Nagle Elżbieta zauważyła, że służąca, opiekująca się malcem, rozmawia z jakąś dziewczyną. Zaniepokojona, zakazała odjeżdżać wózkiem tak daleko od domu. Była pewna, że służąca okłamała ją, mówiąc, iż po raz pierwszy widziała nieznajomą. Podczas obiadu pani Żańcia wspominała męża, a Zenon i Karol rozmawiali o księdzu Czerlonie, który okazał się znajomym Wąbrowskiego. Elżbieta przez cały czas była niespokojna. Nie chciała podzielić się z mężem swoimi podejrzeniami. Następnego dnia dowiedziała się od służącej, że dziewczyna pojawiała się czasami przed ich domem, lecz prosiła, aby nikomu o tym nie wspominać. To utwierdziło Elżbietę w przekonaniu, że była to Justyna.
W parę tygodni później Zenon ponownie poprosił żonę o pomoc. Okazało się, że Justyna zrezygnowała z pracy w sklepie bławatnym i znów nękała go listami. Tym razem żądała, by załatwił jej posadę w cukierni Chązowicza. Na pytanie Elżbiety, czy wiedział, że Bogutówna pojawiała się w okolicy ich domu, odparł twierdząco i dodał, że muszą zgodzić się na warunki, jakie stawiała Justyna, ponieważ tylko dzięki temu nikt nie dowie się o jego romansie. Kilka dni później Bogutówna została zatrudniona w cukierni.
XXII.
W listopadzie na imieninach pani Kolichowskiej zjawiło się zaledwie parę osób. Zenon przywiózł żonę i matkę, zamienił kilka słów z Karolem i odjechał. Elżbieta podeszła do pani Tawnickiej, dziękując jej za pomoc w załatwieniu pracy dla Justyny. Przez chwilę przysłuchiwała się rozmowie Warkoniowej i pani Żanci o Bogutównie. Przypomniała sobie dzień, w którym Zenon przyjechał do Warszawy i oznajmił, że rozwiązał problem z kochanką. Nigdy nie dopytywała się, co stało się z dzieckiem Justyny. Po jakimś czasie wróciła z teściową do domu, rozmyślając o swojej ogromnej miłości do męża, która coraz bardziej kojarzyła się jej z cierpieniem. Nie potrafiła zapomnieć o romansie Zenona, a Bogutówna co jakiś czas pojawiała się w ich życiu, wzbudzając niepokój. W drodze powrotnej minęły fabrykę Hettnera, która wkrótce miała być zamknięta. W domu czekał na nią Marian Chąśba. Mężczyzna poprosił ją, by zajęła się sprawą Franka Borbockiego. Nie mogła jednak nic zaradzić, ponieważ Franek źle zachowywał się w więzieniu. Nagle zauważyła, że Marian bardzo zmienił się na twarzy. Pamiętała go z czasów, kiedy mieszkała w kamienicy ciotki, a on pracował i uczył się do matury. Po pięciu latach został zwolniony z fabryki za poglądy. Przez jakiś czas pracował także w „Niwie”, prowadząc kronikę „wydarzeń lokalnych”. Chąśba wymienił nazwisko Justyny i Elżbieta zapytała, czy to narzeczona Franka. Marian zaprzeczył, a ona odniosła wrażenie, że mężczyzna coś wie. Pożegnała się, nie obiecując, że pomoże, ponieważ zbyt wiele rzeczy zależało w tej chwili od Zenona. Po jakimś czasie Ziembiewicz wrócił do domu. Żona powitała go radośnie, jednocześnie odczuwając wewnętrzny niepokój. Dopiero podczas kolacji uspokoiła się, czując szczęście i bezpieczeństwo ich domu. Zenon przypomniał, że w sobotę jadą do Chązebnej na polowanie.
XXIII.
Każdego dnia pani Żancia wstawała wcześnie rano i spacerowała po parku, wspominając męża. Była dumna z pozycji towarzyskiej syna i czuła się szczęśliwą w jego domu. Śniadanie jadła samotnie, a po wyjeździe Zenona do pracy spędzała czas z synową i wnukiem. Zauważyła, że syn coraz bardziej przypomina pana Waleriana. Ostatnimi czasy polubił polowania, zapełniając swój gabinet myśliwskimi trofeami. Nie stronił także od picia, żyjąc niespokojnie, co wiązało się z odpowiedzialnością za podejmowane decyzje. Jego przyjaźń z Karolem Wąbrowskim rozluźniła się, choć Zenon wyznał mu prawdę o sytuacji z Justyną, żaląc się, że zawsze okazuje się, iż to właśnie on ponosi największą winę.
Pewnego dnia Karola odwiedził ksiądz Czerlon. Czerlon opowiedział o swoim pobycie za granicą i związku z siostrzenicą palacza z elektrowni, która miała wielu kochanków. Wąbrowski podziwiał fizyczną doskonałość przyjaciela. Pamiętał czasy, kiedy wspólnie wychodzili do jakiegoś lokalu w Paryżu i obserwował, jak Alfred tańczy z kobietami. Zaczęli rozmawiać o miejscu człowieka w świecie i ludzkim cierpieniu. Czerlon stwierdził, że dopiero teraz odnalazł spokój. Po spotkaniu przyjechała po niego limuzyna hrabiny Tczewskiej.
XXIV.
W miesiąc po polowaniu w Brominie w domu Elżbiety i Zenona odbył się raut. Tego samego dnia huta Hettnera została zamknięta i aresztowano kolejnych robotników. Ziembiewicz był niespokojny. Dzięki jego inicjatywie rozpoczęto budowę domów robotniczych na Przedmieściu Chązebiańskim i wyremontowano starą cegielnię. Starał się także uporządkować wybrzeże nad rzeką, co wywołało konflikt z radcami miejskimi, ponieważ zabiegał o rozwiązanie kontraktu na klub, który mieścił się w pobliżu rzeki. Lokalne gazety wychwalały projekty Zenona. Stopniowo jednak sprawy przybrały niekorzystny bieg. Dzierżawca budynku klubu wygrał proces sądowy, co obciążyło miasto kosztami odszkodowania. Jesienią cofnięto fundusze na rozbudowę domów robotniczych, wstrzymując prace. Robotnicy nie otrzymali wynagrodzenia. Ziembiewicz borykał się z kolejnymi problemami, a myśl o nieudanych projektach rozbudzała lęk. Bliskość Elżbiety nie uspokajała go, ponieważ wiedział, że i ona żyła w nieustannym niepokoju. Często też zarzucała mu, że zmienia się w towarzystwie innych ludzi.\
Elżbieta po raz pierwszy zauważyła zmiany w zachowaniu męża podczas obiadu u ciotki, wydanego z okazji przyjazdu Karola. Zenon skrytykował wówczas jej nadopiekuńczość w stosunku do synka i typowo kobiece zachowanie. Bezpodstawne uwagi zraniły ją, ponieważ Zenon wypowiadał je zawsze, kiedy zjawiała się pani Żancia lub ktoś ze służby. Gdy byli sami, nigdy jej nie krytykował. W towarzystwie, zazwyczaj małomówny i skupiony, stawał się wesoły, niespokojny i dominujący. Złościł się, kiedy pomagała biednym i wypominał znajomość z Marianem Chąśbą.
Tego dnia, w którym odbywał się raut, Ziembiewicz odwiedził Justynę. Od jakiegoś czasu znów przysyłała listy, dziwne i wzbudzające niepokój. Zastał ją siedzącą na łóżku. Dziewczyna nie zareagowała na jego widok. Chciał dowiedzieć się, dlaczego odeszła z pracy w cukierni, więc wyjaśniła, że nigdy jej się tam nie podobało. Zaczęła płakać, żaląc się, że płacze przez całe dnie. Zenon stwierdził, że Bogutówna wymaga opieki lekarskiej. Opuścił ją, czując wyrzuty sumienia, że zostawia ją samą w takim stanie. Po przyjęciu, przygnębiony, zaczął rozmawiać o sytuacji Justyny z żoną. Wyznał, że dziewczyna zachowuje się nienormalnie, lecz do tej pory nie przywiązywał większej wagi do jej apatii. Elżbieta dopiero teraz zrozumiała, że Bogutówna nie stanowi dla nich zagrożenia z zewnątrz, lecz jest od początku jej miłości do Zenona i niszczy ich emocjonalnie. Ziembiewicz uznał, że należy posłać do Justyny lekarza specjalistę. Żalił się, że inni mężczyźni miewają przygody z kobietami, lecz tylko on ponosi konsekwencje swojego romansu. Elżbieta usiłowała go usprawiedliwiać, co go jeszcze bardziej zdenerwowało. Odparł, że nie jest lepszy od innych, gdyż jest z żoną, a Bogutówna jest zupełnie sama, wśród obcych sobie ludzi.
Doktor Lefeld przebadał Justynę i uznał, że dziewczyna ma początki schizofrenii. Zalecił, aby brała lekarstwa, dobrze się odżywiała i przebywała w otoczeniu ludzi, którym ufa. Ziembiewiczowie zrozumieli, iż nie będą mogli stworzyć Bogutównie wymaganych przez lekarza warunków.
XXV.
Wraz z końcem zimy stan zdrowia pani Kolichowskiej znacznie pogorszył się. Elżbieta przyjeżdżała do niej codziennie, uspokajając, że Karol poradzi sobie ze swoim kalectwem. Wąbrowski spędzał czas przede wszystkim na pisaniu tekstów po francusku i rzadko zaglądał do pokoju matki. Kiedy wzywała go do siebie, najczęściej opowiadał o przyrodniej siostrze bądź razem wspominali jego ojca. Mijały kolejne tygodnie. Pewnej nocy pani Cecylia wezwała do siebie Elżbietę. Przez cały dzień była niespokojna, wspominając zmarłych krewnych. Kiedy Ziembiewiczowa zjawiła się, staruszka była już nieprzytomna. Zmarła kilka godzin później. Pogrzebem zajęła się pani Żancia. Wieczorem Elżbieta poszła do pokoju Karola i wyznała mu, że przez wiele lat broniła się przed uczuciami ciotki i nie zdążyła powiedzieć jej, że naprawdę ją kochała. Karol, który zdążył to zrobić, był spokojny.
XXVI.
Pewnej nocy Justyna budziła się co chwilę, pełna lęków i urojeń. Wydawało się jej, że znajduje się w mieszkaniu Jasi Gołąbskiej i widzi swą zmarłą matkę. Wiedziała, że dzieje się z nią coś niedobrego. Nad ranem przyśniło się jej dziecko, zdrowe i żywe, lecz po chwili zmarło. Obudziła się i płacząc, wspominała dzień, w którym poszła do akuszerki, by usunąć ciążę. Wyrzekła się dziecka, podobnie jak Zenon. Przez wiele godzin leżała w łóżku, rozmyślając o dziecku. Po południu przyszła do niej pani Niestrzępowa i kazała jej wstać. Justyna posłusznie podniosła się i zaczęła automatycznie krzątać się po pokoju. Znów wspominała wizytę u akuszerki. W nocy dostała okropnych boleści i kobieta musiała ją uciszać. Nad ranem poroniła i przez następne dwa tygodnie chorowała, leżąc w mieszkaniu akuszerki. Nie pamiętała, co wtedy działo się z nią. Potem zaczęła pracować w cukierni, lecz nie potrafiła zapomnieć o dziecku.
Wieczorem przyszedł do niej Zenon, lecz jego wizyty, ostatnimi czasy dość częste, nie miały już dla niej znaczenia. Mężczyzna prosił, aby nie przysyłała mu listów, w których opisywała swoje sny. Nalegał, by zgodziła się na leczenie w szpitalu, ale zaprotestowała, mówiąc, że ma myśli, które ją przerażają. Potem zjawiła się u niej pani Niestrzępowa, zapraszając na kolację. Justyna zastała u państwa Niestrzępów pana Podebraka, którego nie lubiła. Od właścicielki domu wiedziała, że mężczyzna w gniewie zabił żonę i jej kochanka, lecz sam nie zdążył popełnić samobójstwa. Następnego dnia do Bogutówny przyszedł lekarz i zaproponował, że przyśle kobietę, która z nią zamieszka. Justyna nie zgodziła się na to. Wieczorem znów zjawił się Zenon, nalegając na jej pobyt w szpitalu. Dziewczyna odpowiedziała, że coraz częściej myśli o tym, by skrzywdzić siebie lub jego.
W drodze powrotnej do domu Ziembiewicz przechodził obok nieukończonego osiedla dla robotników. Poczuł żal, że nie doprowadził projektu do końca. Uświadomił sobie, iż Justyna po raz pierwszy mu groziła. Wiedział, że w ciągu ostatnich dni wychodziła z domu i wracała z jakimiś zakupami. Elżbieta zdawała sobie sprawę z jego częstych wizyt u Bogutówny, lecz nigdy o tym nie rozmawiali.
Wieczorem samochód Zenona został zatrzymany przez policjanta. Okazało się, że tłum ludzi barykadował drogę. Ziembiewicz pojechał do magistratu, gdzie czekał już na niego Czechliński.
XXVII.
Po tragicznych wydarzeniach i strzałach przed ratuszem, dla Zenona nastały ciężkie dni. Robotnicy strajkowali i codziennie kogoś aresztowano. W więzieniu znalazł się również Marian Chąśba. W gazetach pisano o śmierci robotników. Ustalono, że pierwsze strzały padły ze strony Podebraka, choć coraz głośniej mówiono, iż to Ziembiewicz wydał rozkaz użycia broni. W tydzień później zmarł ranny Franek Borbocki. Zenon spędzał całe dnie w biurze. Pewnego dnia pokłócił się z Czechlińskim, zarzucając mężczyźnie, że całą odpowiedzialność chcą zrzucić na niego, a przecież decyzja o strzelaniu do robotników zapadła zanim zjawił się w ratuszu.
Ostatniego dnia doktor Lefeld poinformował Ziembiewicza, że Justyna usiłowała w nocy popełnić samobójstwo. Zenon pojechał do niej. Bogutówna zaczęła żalić się, że lekarz nie daje jej spokoju. Sprawiała wrażenie przytomniejszej, więc zapytał, czego właściwie chce. Odparła, że pragnie, aby pozwolono jej robić, co chce. Wówczas spytał, dlaczego mści się na nim. Wyjaśnił, że nie namawiał jej do usunięcia ciąży i była to wyłącznie jej decyzja, bo on nigdy nie zostawiłby jej bez pomocy, gdyby urodziła dziecko. Justyna odpowiedziała, że to on dał jej pieniądze na zabieg i gdyby nie to, dziecko by żyło. Zarzuciła, iż przyczynił się do jej nieszczęścia i szaleństwa, bo chciał się jej pozbyć. Po chwili dodała, że w nocy słyszy głosy umarłych, którzy nakazują, by go zabiła, gdyż tylko jego śmierć zakończy jej udrękę. Zenon natychmiast pojechał do lekarza, żądając, aby z Justyną zamieszkała pielęgniarka. Wieczorem wrócił do domu i zastał Elżbietę, trzymającą w ręku bibułki z wiadomością o pierwszym straconym robotniku. Ziembiewicz przeczytał kartki i zapewnił żonę, że to kłamstwo. Zarzucił jej, że nadal pozostała sentymentalną panienką, która mieszkała z ciotką. W gniewie wykrzyczał, że jakiś czas temu znaleziono ciało męża Jasi Gołąbskiej i o zbrodnię podejrzewano robotników. Elżbieta powiedziała, że zmarła ostatnia osoba, która mieszkała pod podłogą salonu Kolichowskiej. Zenon uznał, że wszyscy obwiniają wyłącznie jego osobę. Wtedy żona stwierdziła, że stał się człowiekiem, jakim nigdy nie chciał być. Po kłótni Ziembiewicz przesiedział wiele godzin w parku. Potem wrócił do domu i zwierzył się z kłopotów w pracy matce. Pani Żancia wyjaśniła mu, że ze względu na swoje stanowisko ma wielu wrogów. Zenon odparł, iż to wszystko jest jedynie iluzją, bo w rzeczywistości jest takim, jakim postrzegają go inni. Poszedł do Elżbiety i poinformował ją, że Justyna próbowała otruć się. Winą za wszystkie nieszczęścia obarczył żonę, ponieważ od jej rozmowy z Bogutówną sprawy przybrały niekorzystny bieg. Elżbieta broniła się, tłumacząc, że musiała poznać kobietę, dla której rezygnowała z własnej miłości. Ziembiewicz odparł, że kierowali się przede wszystkim własnym dobrem i swoje szczęście zbudowali na tragedii Bogutówny.
ZAKOŃCZENIE
Justynie udało się wejść do gabinetu Zenona i zaatakować go. Ziembiewicz kazał ją wpuścić. Sekretarka sądziła, że to jakaś biedaczka, która przyszła prosić o pomoc. W parę minut później rozległ się krzyk. Prezydent miasta leżał na podłodze, nieprzytomny, z twarzą poparzoną jakimś żrącym kwasem. Bogutówna usiłowała wyskoczyć przez okno, lecz powstrzymano ją i zamknięto w osobnym pokoju. Natychmiast też wezwano lekarza i Elżbietę.
Miasto zawrzało od plotek. Nikt nie przypuszczał, że Justyna była jakoś związana z prezydentem i podejrzewano, iż ktoś nakazał jej zamordowanie Ziembiewicza. Pani Niestrzępowa uważała, że Bogutówna jest wariatką. Elżbieta nie zeznawała, a opinia doktora Lefelda zakończyła ciąg artykułów w gazetach. Zenon został przewieziony do prywatnego mieszkania i wiadomo było już, że nie odzyska wzroku. Po tygodniu popełnił samobójstwo. Po jego śmierci Elżbieta wyjechała za granicę. Mały Walerian został pod opieką pani Żanci, która ma prośbę Karola Wąbrowskiego przeprowadziła się do kamienicy Kolichowskiej.
1