Poszukiwanie umysłu Boga Nexus Listopad - grudzień 2012
Poszukując zrozumienia natury Wszechświata nauka zatoczyła koło, tworząc teorię
samoorganizującego się wszechświata, która do złudzenia przypomina koncepcję
hermetyków wywodzącą się ze starożytnego Egiptu..
Stephen Hawking zakończył swój wydany w roku 1988 bestseller A Brief History of Time
(Krótka historia czasu) stwierdzeniem, że kiedy fizyka znajdzie długo poszukiwaną wielką
jednolitą teorię pola, to „poznamy umysł Boga". Mimo iż od tamtego czasu podobno żałuje
tego stwierdzenia i w roku 2010 ogłosił, że „Bóg nie stworzył wszechświata", jego pierwotne
stwierdzenie było świadomym lub nieświadomym powtórzeniem zasadniczego wyzwania
historycznej rewolucji naukowej.
Jej wszyscy wspaniali pionierzy, od Kopernika po Newtona, byli motywowani przez
przekonanie, że odkrywając, jak działa wszechświat, będą nie tylko odkrywać boski projekt,
ale także przybliżać ludzkość do boskości. Nauka była dla nich przede wszystkim
duchowym wyzwaniem. I, biorąc pod uwagę zgromadzone dowody, dokładnie tym powinna
być obecnie.
Mimo dość rozpaczliwego ukrywania się za ścianą radykalnego racjonalizmu, z którego
większość z nich jest znana, zaskakujące jest to, że sami kosmologowie i fizycy kwantowi
odkryli, iż umysł Boga może być znacznie bliżej, niż sądzimy. Sama nauka skutecznie
udowodniła, że nasz wszechświat nie jest wszechświatem przypadkowym.
Co więcej, pokazała, że jest on dosłownie zaprojektowany dla życia, co sugeruje istnienie
projektanta... Ponieważ jednak nauka ma w pewnym sensie skrępowane pod tym
względem ręce, pozwolimy sobie to wyjaśnić.
Sensacyjny wniosek mówiący, że wszechświat wydaje się być pomyślany, zaczął być
formułowany wraz ze słynną „zasadą antropiczną" przedstawioną środowisku naukowemu
pod koniec lat 1970. w ważnym artykule autorstwa brytyjskich kosmologów Bernarda Carra
i Martina Reesa opublikowanym przez magazyn Naturę. Martin Rees, obecnie lord Rees
i zarazem Królewski Astronom, a do roku 2010 przewodniczący Royal Society, spotkał się
ostatnio z dezaprobatą wielu swoich kolegów, przyjmując nagrodę Fundacji Templetona
w wysokości miliona funtów przyznaną mu za „wyjątkowy wkład w potwierdzenie
duchowego wymiaru życia". Jest to dość wyjątkowe wyróżnienie jak na naukowca głównego
nurtu i, oczywiście, niezwykle kontrowersyjne.
Wszechświat Projektanta
W swoich podstawowych założeniach zasada antropiczna mówi, że wszelkie dane
kosmologiczne wykazują, iż prawa fizyki są w niezwykłym stopniu dokładnie takie,
jakie są potrzebne dla bioprzyjaznego wszechświata. Według Paula Daviesa, autora książki
The Goldilocks Enigma (Zagadka Złotowłosej), warunki są, tak jak owsianka z opowieści
o trzech misiach i Złotowłosej, „po prostu odpowiednie" dla organicznego życia.
Potrzebuje ono dokładnie naszego rodzaju wszechświata: względnie stabilnego,
z galaktykami i gwiazdami, co wcale nie było nieuniknione - gdyby okoliczności były
nieznacznie inne, materia połączyłaby się lub wszechświat byłby podziurawiony czarnymi
dziurami, co uniemożliwiłoby formowanie się ciał niebieskich. Życie wymaga określonych
pierwiastków chemicznych, głównie węgla, do których wytworzenia potrzeba gwiazd,
a następnie rozproszenia ich w eksplozjach supernowych. Potrzebuje także planet, na których
części składowe mogą zostać połączone, by mogły rozwinąć się żyjące istoty.
To wszystko wymaga nie tylko posiadania przez cząstki elementarne i energie określonych
wartości, ale także bardzo precyzyjnych zależności między nimi. Carr i Rees zauważyli,
że jakakolwiek zmiana praw fizyki sprawiłaby, że bioprzyjazny wszechświat byłby
niemożliwy. Jednakże, jak pisze Hawking, „seria zadziwiających przypadków" sprawiła,
że prawa fizyki są „systemem, który jest odpowiednio dostrojony" do wytworzenia
warunków sprzyjających życiu. Freeman Dyson, amerykański fizyk brytyjskiego
pochodzenia, pisze, że są „liczne przypadki, które zdają się współdziałać w celu uczynienia
wszechświata miejscem nadającym się do zamieszkania". Z kolei Paul Davies zauważa,
że prawa fizyki są tak „sprytnie i wyraźnie zaaranżowane", że pozwalają na tworzenie
i rozpraszanie niezbędnych dla życia pierwiastków, przez co wydaje się, że żyjemy
we „wszechświecie projektanta".
Co jest jeszcze bardziej zdumiewające, to to, że te wszystkie wartości zostały „ustawione"
przez Wielki Wybuch. Gdyby warunki początkowe wszechświata były, powiedzmy, większe
i bardziej wybuchowe lub mniejsze i mniej wybuchowe, to również prawa fizyki byłyby inne,
stąd życie wydaje się być integralną częścią projektu od samego początku.
Jednym z pierwszych do zapoznania się przykładów dostrojenia z lat 1950. jest formowanie
się węgla - kluczowego składnika dla organicznego życia - który podobnie jak wszystko,
z wyjątkiem trzech najprostszych pierwiastków, jest tworzony wewnątrz gwiazd.
Naukowcy już dawno zrozumieli, że zgodnie z powszechną wiedzą węgiel w ogóle nie
powinien istnieć (lub powinien być bardzo rzadki). Nawet ogromne temperatury i ciśnienie
w gwiazdach nie powinny generować energii potrzebnej do formowania się stabilnych
atomów. Ale teraz wiemy, że istnieje szczęśliwy traf - efekt kwantowy znany jako rezonans -
który wytwarza „impuls" wzmacniający energię do odpowiedniej wartości. Dzieje się tak
tylko w przypadku węgla.
Uczony, który opracował ten proces, niezależny brytyjski astronom i matematyk Fred
Hoyle, był tak zaskoczony tym zbiegiem okoliczności, że nazwał go „zwodniczym
przypadkiem". W wykładzie z roku 1957 stwierdził:
Gdyby to był problem czysto naukowy i nie dotykał kwestii religijnych, to nie wierzę, żeby jakikolwiek
naukowiec, który badał dowody, nie wyciągnął wniosku, że prawa fizyki jądrowej zostały celowo
zaprojektowane pod kątem skutków, które tworzą one wewnątrz gwiazd. Jeśli tak jest, to moje
wyraźnie rzadkie dziwne przypadki są częścią głębszego wzorca, jeśli nie, to ponownie cofamy się
do monstrualnego ciągu zbiegów okoliczności.
Najświeższy, niedawno odkryty przykład odpowiedniego dostrojenia jest chyba najbardziej
fascynujący. Odnosi się on do „energii próżni", siły powstającej z „cząstek wirtualnych",
które wypełniają pustą przestrzeń międzygwiezdną i mają ogromny wpływ na wszechświat,
gdyż wyznaczają jego tempo rozrastania się, co z kolei określa, jak bardzo jest on
bioprzyjazny. Gdyby wszechświat rozszerzał się za szybko, to grawitacja nie byłaby zdolna
do tworzenia galaktyk, planet i gwiazd, a gdyby rozszerzał się za wolno, to materia zostałaby
przyciągnięta z powrotem i zamieniła w „wielką miazgę", zanim życie zdołałoby
wyewoluować. Nasz wszechświat rozszerza się jednak w ramach tego krytycznie wąskiego
zakresu, który pozwala mu na bycie bioprzyjaznym. Dopiero niedawno odkryto, że ten zakres
jest cienki jak opłatek.
To wszystko zależy od tempa rozszerzania się określonego przez równowagę między
negatywną i pozytywną energią cząstek wirtualnych. W połowie lat 1990. kosmologowie
mogli w końcu policzyć tę równowagę dzięki nowym, lepszym danym uzyskanym
z Teleskopu Hubble'a. Okazało się, że energia negatywna równoważy wszystko, z wyjątkiem
nieskończenie małej ilości pozytywnej wynoszącej 10120.
Przerażające jest to, że gdyby ta liczba była o jedno miejsce po przecinku mniejsza - 10119
- to wszechświat rozszerzałby się za szybko, nie istniałyby gwiazdy ani planety. To jedno
miejsce po przecinku jest różnicą pomiędzy istnieniem i nieistnieniem życia. Czołowy
amerykański fizyk teoretyczny Leonard Susskind napisał: „Wydaje się to absurdalnym
przypadkiem i nie mamy pojęcia, dlaczego zaistniał. W całej fizyce brak podobnego
przykładu właściwego dostrojenia". Laureat Nagrody Nobla, fizyk teoretyczny Steven
Weinberg, powiedział w roku 1993, że jeśli nadzwyczajna równowaga energii próżni
zostałaby potwierdzona, to „rozsądny byłby wniosek mówiący, że nasze własne istnienie
odgrywa istotną rolę w wyjaśnieniu, dlaczego wszechświat jest taki, jaki jest". I dalej
stwierdził: „Jeśli ma to jakieś znaczenie, to mam nadzieję że tak nie jest". Niestety,
z przykrością dla Weinberga zostało to potwierdzone.
Uważamy, że jest to jak wygrana na loterii. Gdyby padły nasze liczby, moglibyśmy myśleć,
że jesteśmy bystrzy lub że było nam przeznaczone wygrać, ale oczywiście byłby to tylko
przypadek. Jeszcze niedawno astrofizycy przypuszczali, że tak było z życiem,
że odpowiednie warunki zaistniały przez przypadek. Zasada antropiczna pokazuje jednak,
że ta gra wydaje się być ustawiona, tak jakby tylko nasze numery weszły do maszyny.
Nie mogliśmy przegrać. Te wszystkie „zbiegi okoliczności" biorące udział w odpowiednim
dostrojeniu są tak niezwykłe, jak wygrywanie na loterii tydzień po tygodniu przez wiele lat.
To było nie do pomyślenia dla większości naukowców, ponieważ sugerowało istnienie
twórcy, i w rezultacie zaczęli desperacko szukać ucieczki z tej pułapki. W pewnym
momencie Susskind wystąpił z koncepcją wieloświata (multiverse) mającą być odpowiedzią
na antropiczna zagadkę. Według tej teorii istnieją miliardy, a być może nawet nieskończenie
wiele, wszechświatów, każdy z własnymi prawami fizyki (jako że warunki w momencie
wielkiego wybuchu były dla każdego z nich inne). W większości z nich nie ma życia,
ale ponieważ zamieszkujemy jeden z niewielu tych, które je mają, jesteśmy pod zwodniczym
wrażeniem przypadku, który postrzegamy jako strzał w dziesiątkę.
Hipoteza wieloświata zmienia w rzeczy samej nieprawdopodobne w nieuniknione.
W tej koncepcji jest tak, jakby nasze numery brały udział w kilku miliardach gier
jednocześnie. W tej sytuaq'i musimy przynajmniej raz trafić. Teoria wieloświata pozwoliła
odetchnąć z ulgą naukowcom, którzy czuli dyskomfort z powodu zasady antropicznej.
Jest jednak poważny problem z teorią wieloświata, a także z innymi podobnie
egzotycznymi teoriami, takimi jak teoria strun i M-teoria. Brak bowiem jakiegokolwiek
dowodu na prawdziwość którejkolwiek z nich. Jak na ironię fundamentalnym aspektem
koncepcji wieloświata jest oczywisty brak na nią dowodu, ponieważ interakcja pomiędzy
wszechświatami jest z definicji niemożliwa. Z drugiej strony jest to także wygodne,
ponieważ sprawia, że ta teoria jest niemożliwa do obalenia. Jak napisał w roku 2007 Carr,
wieloświat „jest wysoce spekulatywny i... obecnie niemożliwy do zbadania. I taki może
pozostać na zawsze..."
Jest jeszcze gorzej. To, że wieloświat jest niemożliwy do zbadania, oznacza, że narusza
jedną z kardynalnych zasad nauki, która mówi, że każda hipoteza powinna być możliwa
do zbadania za pomocą eksperymentu lub obserwacji. Koncepcja wieloświata jest
w najlepszym wypadku ciekawą spekulacją - możliwą, ale nie dającą się udowodnić
odpowiedzią na zagadkę zasady antropicznej. Mimo to większość fizyków uznaje ją
za upragnioną odpowiedź na ich modły. Jeśli w ogóle się oni modlą.
Łatwo zrozumieć, dlaczego tak jest. Na przykład Hawking przyznał, że jest to prosty wybór
między inteligentnym projektem (który nasuwa niewygodne pytanie o projektanta)
i wieloświatem. Hawking jest oczywiście orędownikiem tej drugiej koncepcji, podobnie jak
większość jego kolegów lubiących uchodzić za nowoczesnych i nowatorskich, omamionych
magią równań, nawet jeśli do niczego one nie prowadzą lub nie są w stanie czegokolwiek
dowieść.
Antynauka wieloświata
Jedną z kluczowych zasad każdej innej dziedziny nauki jest to, że jest ona warunkowa,
jest konsensusem opartym na najlepszych danych uznającym, że przyszłe odkrycia mogą
doprowadzić do poważnych korekt. Tutaj natomiast mamy solidne dane bezpośrednio
wskazujące na wszechświat konstruktora, a mimo to przytłaczająca większość naukowców
woli zaakceptować całkowicie spekulatywną i niemożliwą do zweryfikowania teorię
wieloświata, licząc, że pewnego dnia znajdą sposób na jej udowodnienie. Innymi słowy,
przyjmują ją na wiarę. Ich wiara w nie zaprojektowany wszechświat nie pozwala im dostrzec
przytłaczających dowodów potwierdzających, że jest on w rzeczywistości zaprojektowany
i że sama nauka obecnie na to wskazuje.
Zasada antropiczna została konceptualnie podzielona na „słabszą" wersję (wszechświat
sprawia złudne wrażenie, że jest tak zaprojektowany, aby mogło zaistnieć inteligentne życie)
i „mocniejszą" wersję (wszechświat został zaprojektowany dla nas, czego dowodem jest jego
istnienie). John Archibald Wheeler (1926-2008) był jednym z najwybitniejszych
współczesnych amerykańskich fizyków teoretycznych, który odkrył czarne dziury i stworzył
koncepcję tuneli czasoprzestrzennych, a także „partycypacyjną zasadę antropiczną".
Wheeler rozwinął tę koncepcję jako logiczną ekstrapolację innego dziwnego aspektu fizyki
kwantowej, którego implikacje odważyło się badać niewielu fizyków. Przyjmuje się,
że akt obserwacji zdarzeń na poziomie kwantowym prowadzi nieuchronnie do ich zmiany.
Rezultat danego eksperymentu często zależy od wyboru przez badacza sposobu obserwacji -
w praktyce często przypisują oni określone wartości cząstkom subatomowym.
Jest to najlepiej widoczne w słynnym doświadczeniu z dwiema szczelinami, w którym
eksperymentator może „wybrać", czy wiązka światła zachowa się jak cząsteczka, czy jak
fala, nawet jeśli udział w tym bierze tylko jeden foton. Choć może wydawać się to dziwne,
fundamentalną zasadą teorii kwantowej jest to, że foton nie podąża jedną ścieżką, ale każdą
możliwą ścieżką jednocześnie. Istnieją one jako seria prawdopodobieństw („funkcje falowe")
i gdy jest dokonywana obserwacja, funkcja falowa „zapada się" i foton przyjmuje określoną
pozycję. Jak stwierdził Wheeler: „Każdym fotonem rządzą prawa prawdopodobieństwa
i zachowuje się on jak chmura, dopóki nie zostanie wykryty... Akt pomiaru jest aktem
przekształcającym niepewność w pewność". W szerszej skali każda cząsteczka
we wszechświecie istnieje jako funkcja falowa, „czekając" na nadanie jej określonej wartości
poprzez akt jej obserwacji.
Wheeler wykazał, że nie jest to tylko kwestia eksperymentatora determinującego poprzez
obserwację, jak cząstka zachowuje się w danym momencie. W doświadczeniu z dwiema
szczelinami wybór tego, jak foton jest obserwowany po przejściu przez szczelinę, daje ten
sam efekt. W rzeczywistości obserwator wybiera to, w jaki sposób cząstka zachowała się
w przeszłości - być może zaledwie kilka mikrosekund temu, ale w każdym bądź razie
w przeszłości („przyczynowość wsteczna").
Początkowo propozycja Wheelera była traktowana jako eksperyment myślowy, ponieważ
nie było odpowiedniej technologii pozwalającej na dokonanie wyboru w tak małym odstępie
czasu, gdy foton był „w locie". W roku 2006 francuscy naukowcy opracowali jednak
odpowiednią technikę i okazało się, że Wheeler miał rację.
Potem zdał sobie sprawę, że ten sam efekt może być osiągnięty w przypadku światła
z odległej gwiazdy, w którego przypadku obserwator na Ziemi „wybierałby" zachowanie
fotonu w momencie rozpoczęcia jego podróży tysiące, a może nawet miliony lat temu.
Efekt obserwatora musi być naprawdę kosmiczny w skali. Następnie rozwinął ideę
„wszechświata partycypującego", zgodnie z którą obserwując wszechświat, w rzeczywistości
tworzymy go nie tylko teraz, ale i w przeszłości. Krótko mówiąc, determinujemy warunki
początkowe ustalone przez wielki wybuch. Fizycy nie odkrywają praw fizyki, ale je tworzą.
Jak zauważył: „Przeszłość wszechświata nie jest bardziej wiarygodna od tej, którą nadajemy
jej dokonywanymi teraz pomiarami!" W wypowiedzi przypominającej kwestie z serialu Star
Trek oznajmił: „Uczestniczymy w tworzeniu nie tylko tego, co jest tutaj i w pobliżu, ale
także tego, co jest daleko i było dawno temu".
W wizji Wheelera ludzka świadomość (a także będących gdzie indziej żywych istot) jest
integralną częścią kosmicznej ewolucji. Wielki wybuch tworzy cząstki subatomowe,
z których budowane są galaktyki, gwiazdy i planety. Życie formuje się na planetach
i ewoluuje, by wytworzyć inteligentne, świadome istoty, które poprzez aktywną obserwację
manifestują sam wielki wybuch - „mechanizm genezy". (Wheeler wykazał tym samym,
że to obala koncepcję wieloświata - jeśli świadomość jest potrzebna do wytworzenia świata,
to tylko taki wszechświat jak nasz, ze świadomymi, żywymi istotami, może istnieć).
Innymi słowy, istnieje wzajemna relacja między umysłem i wszechświatem - na swój
sposób ludzka świadomość jest potrzebna do jego ukończenia: wszechświat ewoluuje
od punktu początkowego do jakiegoś punktu końcowego i umysł odgrywa kluczową rolę
w tym procesie. Bernard Carr skomentował to następująco: „Wheeler zaproponował bardziej
radykalną interpretację [zasady antropicznej], w której wszechświat nie powstaje w ściśle
określony sposób, dopóki nie powstanie obserwator, który może go postrzegać. W tym
przypadku istnienie wszechświata zależy od życia".
Choć dla przeciętnego czytelnika może to wydać się trochę ekscentryczne, logika Wheelera
ma sens i w przeciwieństwie do teorii wieloświata jej przewidywania zostały zbadane
eksperymentalnie i zyskały akceptację innych prominentnych fizyków, w tym samego
Stephena Hawkinga, który napisał w The Grand Design (Wielki Projekt): „To raczej my
tworzymy historię naszymi obserwacjami, a nie historia nas". Jeśli Wheeler ma rację,
to odgrywamy rolę w wielkim projekcie dającym się wywieść z zasady antropicznej.
I jeśli przez „projektanta" rozumiemy „Boga", to przynajmniej częściowo jesteśmy Bogiem
lub mamy udział w boskim umyśle.
Powrót do przyszłości
Być może najdziwniejszym i najbardziej satysfakcjonującym aspektem tego jest to,
jak partycypujący wszechświat Wheelera współgra z wierzeniami starożytnych, na co zwrócił
uwagę austriacki astrofizyk Erich Jantsch (1929-1980). Opierając się na licznych dowodach
na celowość kosmosu, opracował koncepcję „samoorganizującego się wszechświata", bardzo
podobną do koncepcji Wheelera. Według niego wszechświat determinuje poprzez swoje
składniki swoją własną ewolucję. Jantsch napisał: „Bóg nie jest twórcą, ale umysłem
wszechświata". Potwierdził, że samoorganizujący się wszechświat został opisany przez wiele
mistycznych systemów religijnych, a w szczególności przez „najstarszy zapisany
światopogląd - filozofię hermetyczną".
Bingo! W trakcie swoich poszukiwań wskazaliśmy tę samą tradycję w naszej ostatniej
książce The Forbidden Universe (Zakazany wszechświat) jako źródło inspiracji wszystkich
wielkich przedstawicieli rewolucji naukowej: Kopernika, Keplera, Galileusza, Williama
Harveya, Williama Gilberta, Isaaca Newtona, a nawet domniemanego arcyracjonalisty
Francisa Bacona.
System hermetyczny jest metafizyczną i magiczną filozofią i kosmologią zawartą
w kolekcji tekstów znanych jako Hermętica, których autorstwo przypisuje się legendarnemu
egipskiemu nauczycielowi, Hermesowi Trismegistosowi („Hermes Po Trzykroć Wielki").
Te pisma, z których przetrwało zaledwie około dwudziestu, zostały spisane w Egipcie
w okresie dominacji Grecji, po III wieku p.n.e.
Zostały stracone głównie dla Europy, która rozprawiła się z pogańską nauką,
gdy chrześcijaństwo stało się religią państwową Imperium Rzymskiego w IV wieku n.e.
Przetrwały natomiast na Środkowym Wschodzie, gdzie stały się fundamentami
średniowiecznej nauki arabskiej, dzięki czemu Europa odkryła je ponownie w połowie
XV wieku za sprawą człowieka pracującego dla wielkiego patrona nauki Cosimo
de'Mediciego. Było to wydarzenie, które w rzeczywistości zapoczątkowało Renesans.
Jak pokazaliśmy w The Forbidden Universe, Hermetica nie tylko okazała się siłą napędową
stojącą za rewolucją naukową w XVI i XVII wieku, ale także - w nieco ekscytujący sposób -
prezentuje kosmologię, która bardzo pasuje do przedstawionej przez Wheelera i Jantscha.
(To może nie być całkowicie przypadkowe, gdyż wielkim filozoficznym wzorem dla
Wheelera był Gottfried Wilhelm Leibniz [ 1646-1716], człowiek o niezwykłym umyśle
żyjący w tych samych czasach, co Newton, który podobnie jak on był przesiąknięty tradycją
hermetyzmu, mimo iż przyjęło się bagatelizowanie jego zainteresowania sprawami
ezoterycznymi).
Hermetica również sławiła wszechświat jako emanację umysłu Boga, deklarując: „...musisz
myśleć o Bogu w taki sposób, jakby posiadał wszystko - kosmos, samego siebie, wszechświat
- jak myśli w sobie". Amerykański historyk nauki Ernest Lee Tuveson tak oto podsumowuje
fundamentalną zasadę hermetyzmu: „świat pochodzi od boskiej inteligencji i jako całość,
w której każda część jest jej zasadniczym składnikiem, wyraża wielki Umysł". Współczesny
specjalista od hermetyzmu, amerykański filozof Glenn Alexander Magee, pisze: „Hermetycy
nie tylko utrzymują, że Bóg wymaga kreacji, ale i to, że specyficzne stworzenie, człowiek,
odgrywa kluczową rolę w samourzeczywistnianiu się Boga. Hermetyzm utrzymuje,
że człowiek może poznać Boga i że ludzka wiedza o Bogu jest niezbędna dla Jego
dopełnienia". Wróćmy jednak do partycypującego wszechświata Wheelera...
W kosmologii hermetyzmu, wszechświat jest Bogiem, wszystko w nim jest emanacją Jego
umysłu, zaś ludzkie istoty odgrywają niezbędną rolę w samourzeczywistnieniu się Boga.
U Wheelera świadomość odgrywa fundamentalną rolę w urzeczywistnianiu wszechświata.
Skąd twórcy traktatów hermetycznych czerpali swoje inspiracje? Renesansowi zwolennicy
ich systemu filozoficznego wierzyli, że zawierał on najwyższą wiedzę starożytnych egipskich
cywilizacji, w tym samych budowniczych piramid. W późniejszych wiekach pojawił się
bardziej krytyczny pogląd mówiący, że te teksty mogły być napisane w Egipcie, lecz oparte
zostały na greckich ideach. Ostatnie badania wykazały jednak, że te hermetyczne teksty,
mimo iż napisane dla greckich odbiorców, rzeczywiście zawierają tradycyjne egipskie
koncepcje religijne i kosmologiczne. W rzeczywistości wiele wskazuje na to, że wywodzą się
one z najbardziej starożytnego znanego egipskiego kultu - religii Heliopolis - jak to
przedstawiono w Tekstach Piramid, najstarszych magicznych tekstach na świecie.
A ponieważ była to faktycznie religia budowniczych wielkich piramid w Gizie,
to potwierdzałoby to wierzenia renesansowych hermetyków.
W swoim złożonym i bardzo symbolicznym systemie także Teksty Piramid wykazują wiele
podobieństw z koncepcją partycypującego wszechświata Wheelera. Według teologii
Heliopolis kosmos jest emanacją wypływającą z boga-stwórcy, Atum, rozszerzającą się
z jednego punktu do świata materialnego. Wiąże się to jednak także z przepływem od nas
samych z powrotem do momentu stworzenia. Jak to ujmuje specjalista od religii Heliopolis,
amerykański antropolog Karl Luckert, Atum nie tylko „wydycha" wszechświat, ale także
„wdycha”. Możemy potrzebować Atum/Boga, ale on także potrzebuje nas.
Tak więc zamiast pętać siebie samych teorią strun i zatracać się w syrenim uwodzeniu
nie istniejącego wieloświata, może lepiej byłoby, gdyby naukowcy przeczytali Hermeticę.
Podążyliby w ten sposób tropem intelektualnych gigantów. Należy ich jednak ostrzec: jak
pokazuje sama nauka, w grę wchodzi kreatywna świadomość. Przyjmijcie to do wiadomości.
Trzeba też podkreślić, że chociaż ten „bóg" nie wykazuje żadnego podobieństwa
do małostkowego tyrana ze Starego Testamentu, on/ona/ono nie jest zbyt trudny do
odnalezienia. Wystarczy rozpocząć poszukiwania od lustra.
O autorach:
Lynn Picknett i Clive Prince są znanymi badaczami zagadek przeszłości i autorami
poczytnych książek, w których przedstawiają wyniki swoich poszukiwań. Współpracują
ze sobą od 22 lat. Ich wspólna kariera zaczęła się od książki Turin Shroud (Całun Turyński).
Potem napisali jeszcze siedem innych, z których ostatnia nosi tytuł The Forbidden Universe
(Zakazany wszechświat). Najbardziej znana jest jednak The Templar Revelation (Rewelacje
templariuszy) z 1997 roku, która zainspirowała Dana Browna do napisania The Da Vinci
Code (Kod Leonarda do Vinci). Mieszkają w południowej części Londynu. Prowadzą także
stronę internetową zamieszczoną pod adresem www.picknettprince.com.
Przełożył Mateusz Szemiot