Halina Słaby
filologia polska
rok II, gr. N3
Rafał Wojaczek „Martwy język”
Rafał Wojaczek jest, obok Andrzeja Bursy czy Edwarda Stachury, jednym z polskich poètes maudits - poetów przeklętych. Krótkie, burzliwe życie pełne alkoholowych ekscesów
i naznaczone piętnem choroby psychicznej w połączeniu z brutalną, wręcz wulgarną choć pełną ekspresji poezją, przyczyniły się do zaistnienia legendy związanej z jego osobą. Nazywano go nawet czasem Rimbaudem znad Odry. Edward Kolbus pisał o Wojaczku: Powiedzieć o Wojaczku, że był poetą, jednym z najtragiczniejszych i najbardziej kontrowersyjnych prekursorów rodzimej kontestacji - to dużo i mało zarazem. Dużo - bowiem wyraża się w tych słowach prawie wszystko, co mogło mieć i chyba miało najistotniejszy wpływ na dramaturgię zdarzeń, tak w sensie artystycznych jak i społecznych jej uwarunkowań. Mało - gdyż tak ścisłe powiązanie nie tuzinkowej w końcu biografii poety
z uprawianą przezeń twórczością, jak ma to miejsce w przypadku Wojaczka, rodzi pokusę
i stwarza nieograniczone wręcz możliwości mnożenia przymiotników jeszcze bliżej
i precyzyjniej dookreślających sytuację poety.
Rafał Wojaczek urodził się 6 grudnia 1945 roku w Mikołowie, był więc - jak to określił Adam Zagajewski - rówieśnikiem Polski Ludowej. Pochodził z rodziny nauczycielskiej. Miał dwóch braci, z których młodszy, Andrzej, został aktorem. Do szkoły podstawowej i średniej uczęszczał w rodzinnej miejscowości, jednak z powodu częstych konfliktów z nauczycielami zmuszony był przenieść się do liceum w Katowicach, a potem
w Kędzierzynie. Najprawdopodobniej wtedy zaczął pić i dość szybko popadł w uzależnienie. Interesował się harcerstwem, fotografią i żeglarstwem, jako szesnastolatek uzyskał patent sternika. Jako piętnastolatek podjął pierwszą nieudaną próbę samobójczą. W przyszłości miało ich niestety być więcej. Zmarł śmiercią samobójczą, zażywszy środki nasenne w nocy z 10 na 11 maja 1971 roku. Pochowano go we Wrocławiu na cmentarzu św. Wawrzyńca.
Wojaczek zaczął pisać najprawdopodobniej około 17. roku życia (najwcześniejszy jego wiersz Wyrok na mnie już zapadł datowany jest na 1962 rok), jednak jego oficjalny debiut poetycki przypada na rok 1965, kiedy to jego wiersze ukazały się w pierwszym numerze Poezji. Po ukazaniu się debiutanckiego tomiku Sezon pojawiły się głosy zarzucające Wojaczkowi udziwnienia gramatyczne, murzyńskość składni i łączenie turpizmu z wrzaskliwym erotyzmem, ekshibicjonizmem czy pornografią. Równocześnie jednak dostrzegano w tych wierszach niezwykły autobiografizm poety, zwracano uwagę na nowatorstwo języka i fakt, że poezja ta cała była w swej istocie poszukiwaniem. Poszukiwaniem prawdy o transcendencji, sensu, istoty rzeczy, a wreszcie - poszukiwaniem siebie samego. Jego wiersze to przede wszystkim poetycki - choć czasem zupełnie sprozaizowany - zapis bólu spowodowanego odczuciem wyizolowania ze świata, stanów psychicznych, jakie były jego udziałem, wszechobecna fascynacja biologią i fizjologią, wyrażona przede wszystkim poprzez drastyczne obrazy ludzkiej cielesności, obsesja brzydoty i śmierci.
Twórczość i osoba Artura Rimbauda zajmuje szczególne miejsce w łańcuchu poetyckich inspiracji Wojaczka. Fascynacja tym francuskim symbolistą miała kilka płaszczyzn. Pierwszą z nich był poziom biografii poety. Wojaczek nie tylko interesował się życiem Rimbauda, wierząc w reinkarnację, wierzył, że jest jego kolejnym wcieleniem. Jak wynika z relacji przyjaciół, bardzo przeżył informację, że ma identyczny rozmiar stopy,
a nawet - per analogiam - próbował być homoseksualistą. Sam świadomie kreował swoją osobę na poète maudit. Drugi, głębszy poziom, dotyczy twórczości. Wojaczek szukał w niej inspiracji, chciał podjąć jej twórczą kontynuację. Już sam tytuł pierwszego tomu wierszy jest wyraźną aluzją do Sezonu w piekle. Podobnych nawiązań jest więcej: wiersz Fotografia zawiera motto z Poranka odurzenia, Piosenka z najwyższej wieży jest nie tylko nawiązaniem czy odniesieniem (Rimbaud napisał dwa takie utwory), ale daleko idącym wzbogaceniem. Być może również motyw murzyna zaczerpnął poeta ze spuścizny literackiej swego poprzednika. Co istotne, zabiegi tego rodzaju były też dla Wojaczka sposobem na określenie własnej przynależności poetyckiej.
Tym, co najbardziej zwraca uwagę w lirykach polskiego Rimbauda, jest specyficzny język. Wiele tu słów potocznych, wręcz wulgarnych, zwłaszcza tych związanych z fizjologią ludzkiego ciała. Zdarza się jednak zupełnie inaczej, szczególnie wtedy, gdy wypowiada się jako kobieta. Pojawia się wówczas pewnego rodzaju czułość, poetyzmy, obrazy, choć nadal dosłowne, łagodnieją. Podobnie jest w wierszach dotyczących pisania i bycia poetą. Wyobraźnia poetycka Wojaczka ma przede wszystkim charakter językowy. Język jest dla niego przede wszystkim tworzywem, które można przekształcać i którym można manipulować. Znane wyrażenia i zwroty często pojawiają się w zaskakujących kontekstach, w nietypowych zestawieniach, jak to ma miejsce np. w wierszu Sezon, gdzie czytamy: Tylko drzewa się ruszają niepospolite ruszenie drzew. Tym, co go interesuje najbardziej, jest próba dotarcia za pomocą słowa do istoty opisywanej rzeczy. Poezja staje się nie tyle sztuką obrazowania, co sztuką słowa samego w sobie.
Warto też zwrócić uwagę, że przy całym swoim nowatorstwie Wojaczek jest tradycjonalistą, szczególnie w zakresie konstrukcji wierszowej. We wszystkich czterech tomach bardzo często występują tak klasyczne dla wiersza polskiego strofy jak dystych (Inna bajka, Polonia restituta, Na odwrocie starego wiersza) strofa czterowersowa (Modlitwa szarego człowieka, Mówię do ciebie cicho) oraz takie gatunki jak sonet (Ojczyzna), piosenka, list czy ballada (cykl Piosenka bohaterów, Ballada bezbożna, List spod celi I i II). Nieobce są mu także zabawy rymami (Na jednym rymie, Żeńskie rymy nocy lipcowej).
Martwy język - analiza i interpretacja
Palcami ustalam
rysy mojej twarzy
Dwa palce wsadzam w usta
i przydaję twarzy uśmiechu
Jest to uśmiech rozdzierający
przetłuszczoną skórę
Jest to uśmiech od ucha do ucha
wypełniony zwojami języka
To jest martwy język
Martwy język pochodzi z debiutanckiego tomu Rafała Wojaczka pt. Sezon i przynależy do pokaźnej grupy utworów poruszającej w rozmaitych kontekstach i na różnych poziomach motyw języka rozumianego jako organ bądź narzędzie komunikacji międzyludzkiej. (Dość często zdarza się, że oba te znaczenia występują równocześnie.) Inne wiersze o tej tematyce to np. Mówię, dziwię się, Piszę miłość.
Przynależy do liryki bezpośredniej - podmiot liryczny mówi wprost o sobie i o tym, co się z nim dzieje czy też, mówiąc bardziej dosłownie - co sam ze sobą robi. Opisując krok po kroku czynności, jakich dokonuje na swoim ciele, poeta nadaje im nową, nadzwyczajną rangę, nowy, metaforyczny sens. W posłowie do Wierszy Wojaczka Tadeusz Pióro zauważa, że we wczesnych wierszach Wojaczek często poszukuje weryfikacji własnego istnienia. Bardzo często odbywa się to właśnie na płaszczyźnie nie tyle rozumowej czy emocjonalnej (myślę/czuję, więc jestem), ale na płaszczyźnie zmysłów. W tym wypadku owa weryfikacja dokonuje się już w pierwszym dystychu i ma charakter stricte fizyczny. Podmiot liryczny zachowuje się tutaj jak osoba niewidoma, zupełnie jakby sądził, że poznanie dotykowe może być głębsze i dokładniejsze niż choćby wzrokowe. Kolejny dwuwers to już nie poznawanie, ale kształtowanie ciała według własnej woli, nadawanie mu pożądanej formy - przynajmniej na płaszczyźnie dosłownej. (Na poziomie metaforycznym „przydawanie twarzy uśmiechu” byłoby po prostu zachowaniem konwencjonalnym dopasowanym do jakiejś sytuacji.)
W następnej strofie skala stosowanej wobec samego siebie przemocy wzrasta. Mowa tu
o uśmiechu rozdzierającym skórę, a więc niewątpliwie związanym z bólem, który - idąc dalej za słowami T. Pióry - jest najbardziej oczywistym aspektem tego procesu (weryfikacji).
Można podejrzewać, że opisywane przez podmiot liryczny deformowanie własnego ciała nie jest dla niego niczym nowym. Łatwo przecież wyobrazić sobie człowieka stojącego przed lustrem i robiącego różne grymasy. Tym razem jednak finisz owej „zabawy” jest co najmniej zaskakujący. Ostatni, jakby oderwany od całości wers niesie ze sobą przerażającą konstatację: to jest martwy język - stwierdza podmiot mówiący, choć przecież sam żyje, czego dowodzą podejmowane czynności. Okazuje się, że własne, znane i niejako oswojone ciało jest obce i przerażające. Paradoksalne zestawienie martwego języka z żywym ciałem staje się kolejnym dowodem na to, że poezja Wojaczka jest w istocie poezją wyobcowania odczutego i przeżytego na poziomie najściślej cielesnym i najgłębiej osobistym.
Świat przedstawiony w poezji Wojaczka to w istocie świat zwyczajny, przeciętny, „masowego" porządku, wypracowanych racji i praw powszechnie obowiązujących. Innymi słowy to świat wartości pod panowaniem Rozumu. Egzystencja w zastanym świecie sprowadza się do wegetacji, biologicznego trwania, staje się krucjatą chleba i piwa. Podmiot liryczny zdaje sobie sprawę, że jutro będzie takie samo i pojutrze, i wszystkie inne dni. Parafrazując Camusa można powiedzieć: normalność tradycyjna to dla niego szczególny przypadek nienormalności. Ta myśl miażdży go, pod wpływem braku perspektywy rodzi się świadomość własnej obcości:
Zjechałem tu nie w porę / Sezon jeszcze nie otwarty (...)