Kamil Kaliciński
„Powstanie Listopadowe - przyczyny, przebieg i tragiczne skutki”
Od kilkudziesięciu lat w polskiej nauce trwa spór dotyczący słuszności wybuchu powstania listopadowego skierowanego przeciwko jednemu z zaborców - konkretnie Rosji.. Niektórzy historycy stawiają tezę, że walka była koniecznością wynikającą z tragizmu sytuacji: prześladowania, więzienia, zsyłki na Syberię. Inni twierdzą, iż powstanie doprowadziło do niepotrzebnego rozlewu krwi, a jego skutki polityczne były tak tragiczne, iż należy je potępić. Konflikt wyraźnie zarysował się również na płaszczyźnie ideologicznej wewnątrz szeroko pojętego ruchu narodowego. Szkole Dmowskiego antypowstaniowej, pełnej ideałów i „chłodnego” myślenia przeciwstawia się politykę pro rewolucyjną Piłsudskiego. W niniejszej pracy postaram się pokrótce wykazać, iż choć powstańcom (oprócz głównych spiskowców) należy się hołd za ich męstwo i poświęcenie, to sam akt wplątania narodu w krwawą walkę należy kategorycznie potępić.
Sytuacja przed powstaniem
Sytuacja w Królestwie Kongresowym przed wybuchem powstania nie była najgorsza. Terytorialnie stanowiło ono państwo europejskie średniej miary, na które składała się część okrojonego Księstwa Warszawskiego (bez Poznańskiego, bez Krakowa i Torunia wraz z Ziemią Chełmińską).
Na czele Królestwa stał rząd w postaci Rady Administracyjnej, składającej się z pięciu ministrów Polaków oraz dokooptowanego Rosjanina Nowosilcowa. Władzę ustawodawczą sprawował sejm złożony z króla i z dwóch izb: senatu i izby poselskiej. Podstawą prawną życia Kongresówki była konstytucja, opracowana głównie przez Polaków, przy współudziale cara Aleksandra, przychylnego sprawie polskiej. Kukiel pisał o konstytucji: „ Była to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza z konstytucji wówczas istniejących ograniczająca władzę monarszą, dająca poważne prawo reprezentacji narodowej, prawa wyborcze znacznej liczbie obywateli oraz gwarancje wolności obywatelskiej i praworządności. Była nieporównanie bardziej liberalna niż konstytucja Księstwa” Jedyną niedogodnością znajdującą się w konstytucji mógłby być zapis mówiący o tym, że Królestwo Polskie jest na zawsze połączone z Cesarstwem rosyjskim.
Teoretycznie liberalny system władzy w Królestwie był złudzeniem. Faktyczną władzę posiadał rezydujący w Warszawie książę Konstanty, brat cesarski. Nominalnie był on naczelnym wodzem wojsk polskich. W rzeczywistości wtykał nosa we wszystkie sprawy. Z usposobienia Konstanty należał do ludzi bardzo brutalnych. i samowolnych. Był także mistrzem w wyszkoleniu wojska, zwłaszcza formalnym. W armii wprowadził zasady bardzo srogie, przechodzące ludzką świadomość. Bicie i opluwanie publiczne, a także degradowanie ze stopni stało się powszechnością. Wielu oficerów i żołnierzy dotkniętych na honorze popełniło z jego powodu samobójstwo. Z czasem jednak metody księcia przyniosły efekt. Wojsko polskie po klęskach z 1812-1813 roku, po utracie dyscypliny, odzyskało karność i bojowość. W trakcie pokoju armia liczyła 30-40 tys. żołnierzy. Dodatkowo na Litwie istniał korpus litewski, będący wojskiem polskim. Wszystko to sprawiało, że nasza armia mogła być cennym narzędziem w polityce międzynarodowej a co za tym idzie w odzyskaniu niepodległości.
Po kilkuletnim pobycie w Warszawie książę Konstanty uległ ogromnej. zmianie. Pod namową generałów wycofał w końcu surowe kary cielesnej nękające polskich żołnierzy. Duży wpływ na zachowania księcia miał ślub z Polką, dzięki któremu przywiązał się bardziej do Polski i polskiego społeczeństwa, co w niedługim czasie udowodni
Gospodarczo Królestwo Kongresowe także wyglądało w miarę dobrze. Początkowo sytuacja była tragiczna. Pochód Napoleona na Moskwę w 1812 r., a następnie kontrofensywa Rosjan spustoszyły polskie ziemie. Dodatkowo nie mieliśmy dostępu do morza, a Prusy bardzo utrudniały eksport, narzucając wysokie bariery celne. Chłopi polscy byli głodni. Sytuacja uległa zdecydowanej poprawie, gdy w 1821 ministrem skarbu został Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki, umiejętny administrator. Za cel postawił sobie budowanie Królestwa jako samodzielnego państwa. W dążeniu do zrealizowania swych zamiarów był bezwzględny. Ustanowił nowe podatki i ściągał je bez skrupułów. Wygrał wojnę celną z Prusami. Askenazy tak pisał o nim: „ Zastał kasy puste, zastał skarb przywalony deficytem, zostawił aktywa pięćdziesiąt milionów”. W 1825 r. Lubecki utworzył Towarzystwo Kredytowe Ziemskie, przez co uzdrowił stosunki kredytowe i umożliwił rozwój gospodarki rolnej. Zakładając w 1828 r. Bank Polski otworzył wielką akcję inwestycyjną na rzecz uprzemysłowienia kraju. Pod koniec rządów nowego ministra skarbu, Królestwo było krajem kwitnącym gospodarczo i przewyższało niejedno państwo leżące na zachód.
Pomimo iż sytuacja w Kongresówce nie była najgorsza, Polacy żywili wielką niechęć do zaborcy. Ta złość do Rosji znacznie przewyższała nienawiść do Prus czy Austrii. Wynikało to z faktu, iż to Rosjanie pokonali Napoleona i towarzyszące mu wojska Księstwa Warszawskiego w ostatniej wojnie, przez co sprawa niepodległości spełzła na niczym. To głównie lub wyłącznie z Rosją walczono w powstaniu Kościuszki, wojnie 1792 czy konfederacji barskiej. W końcu Królestwo podlegało carowi, a Konstatny i Nowosilcow byli symbolami obcego ucisku. W całym Królestwie, jak i na wschodzie w Wilnie, zaczęło się roić od spisków. Ich dążenia były patriotyczne, jednakże podkład często wolnomularski lub spokrewniony - węglarski (węglarze- tajna, antychrześcijańska organizacja międzynarodowa pochodzenia włoskiego). Po wykryciu wielu tajnych stowarzyszeń nastąpiły represje: kary więzienne i zsyłki na Syberię. Drogo za działalność „wywrotową” przypłacił Waldemar Łukasiński, współzałożyciel Wolnomularstwa Narodowego (1819) oraz Towarzystwa Patriotycznego (1821). Skazany na 9 lat więzienia, faktycznie spędził w nim całe życie.
Sytuacja Królestwa dodatkowo pogorszyła się nieco po śmierci Aleksandra, gdy tron w Petersburgu objął jego dużo młodszy brat Mikołaj I. Nowy car miał poglądy inne od brata. Sprawa polska była mu obojętna. Uważał Polskę za kraj podbity, a pomysły Aleksandra nad utrwaleniem niepodległości za mrzonki. Nie chcąc jednak naruszać formalnych zobowiązań, a także za namową Konstantego, ogłosił 25 grudnia proklamację skierowaną do Królestwa Polskiego, zapewniając w niej, że instytucje nadane przez Aleksandra zostaną zachowane. Konstytucja również miała być przestrzegana. Niestety o przyłączeniu Litwy do Królestwa car nie chciał nawet słyszeć. Na próżno Konstanty dopominał się o wypełnienie woli zmarłego brata, a sama jego wicekrólewska władza na Litwie i w Kongresówce stała pod znakiem zapytania.
Rewolucja Lipcowa
W lipcu 1830 roku miało miejsce wydarzenie, które wywarło jeśli nie jedyny to bardzo znaczący wpływ na wybuch powstania listopadowego. We Francji nastąpiła rewolucja, obalająca dotychczasowe rządy konserwatywnego Karola X ze starszej linii Burbonów. Na jego miejsce wprowadzono Ludwika Filipa, przypuszczalnie wolnomularza. Anglia i Austria uznały przewrót. Odmienne przekonanie panowało w Rosji. Car Mikołaj I planował uderzyć wraz z wojskami Królestwa na Francję i przywrócić tam porządek. Aby do tego nie doszło potrzebna była jakaś dywersja, która zapobiegnie interwencji.
Czy możliwe jest, że polscy rewolucjoniści wywołali wojnę „na zamówienie” przyjaciół z zagranicy lub sami z poczucia solidarności bratniej poczuli się zobowiązani do udzielenia pomocy ? Jest to teoria ryzykowna, ale niekoniecznie fałszywa. Wciąż trwa spór między historykami o przyczyny powstania. Jędrzej Giertych swego czasu napisał: „Polska odegrała w powstaniu listopadowym rolę owcy, którą się zrzuca z sań na pożarcie goniącemu te sanie stadu wilków. Francuzi radzi byli, że Mikołaj ma teraz kłopot z Polakami i że polska „straż przednia” rzuciła się na rosyjską „siłę główną” [...]” Dowodami na to stwierdzenie są słowa z 1831 r. min. francuskiego Cazimir Periera, który oskarżył Lafayette`a o zachęcanie Polaków do powstania. Podobnie w 1832 r. wypowiedział się sekretarz stanu spraw zagranicznych Anglii lord Palmerston, przemawiając w Izbie Gmin. Dodatkowo polscy spiskowcy żywili wielki entuzjazm do przewrotu lipcowego i mieli nadzieję, że w przyszłości uda się przeprowadzić rewolucję ogólnoeuropejską. Jakie uczucia towarzyszyły powstańcom dobrze charakteryzują słowa pieśni „Warszawianka” Mowa w niej jest o„orle białym” wpatrzonym w „tęczę Francji” i podnieconym „słońcem lipca” (chodzi o rewolucję lipcową). Ponadto skierowane jest obwieszczenie do Polski: „dziś twój triumf albo zgon”. Wynika stąd, że powstańcy zaryzykowali bytem Królestwa wraz z jego mieszkańcami po to by ratować francuską rewoltę. Najdobitniej takie postępowanie skarcił Dmowski pisząc: „Wolno każdemu, może być obowiązkiem, zaryzykować wszystko, co jest jego osobistą własnością, oddać majątek, przynieść życie w ofierze. Ale bytu Polski ryzykować, jej przyszłości przegrywać nie wolno ani jednostce, ani organizacji, ani całemu pokoleniu. Bo Polska nie własnością tego czy innego Polaka [...[ Należy ona do całego łańcucha pokoleń, wszystkich tych, które były i które będą. Człowiek, który ryzykuje byt narodu jest jak gracz, który siada do zielonego stołu z cudzymi pieniędzmi.
Noc Listopadowa
Powstanie wybuchło w nocy 29 listopada. Całe przedsięwzięcie było dziełem spisku węglarskiego w wojsku Królestwa Polskiego, a szczególnie w Szkole Podchorążych (na czele spisku stanął podporucznik Piotr Wysocki). To młodzi wywołali wojnę, jednakże za nimi stali starsi. Wszystkich łączyły koła Towarzystwa Patriotycznego. Szczególną rolę odegrał Joachim Lelewel, naczelnik od 1822 r. wileńskich karbonariuszy (węglarzy). Panuje przekonanie, iż był on człowiekiem wplątywanym w wir wydarzeń wbrew jego woli. W rzeczywistości miał ogromne powiązania z braćmi z zagranicy, a swoim autorytetem skutecznie wpływał na młodych podchorążych.
Od samego początku powstaniu przyświecały cele bardziej prywatne niż narodowe. Jak już wyżej wspomniano spisek zawiązał się w Szkole Podchorążych. Podchorążowie to byli kandydaci na oficerów. Ich marzeniem było awansować. Niestety lata mijały a oni wciąż pozostawali na tych samych stopniach. Uważali, że wszczynając wojnę awansują Można im współczuć niespełnienia życiowych aspiracji, jednak to nie powód by rozpoczynać krwawą walkę. Drugim motywem również karygodnym stał się strach młodych rewolucjonistów, gdy spisek został wykryty. Konstanty ociągał się ze złożeniem raportu Mikołajowi I. W końcu musiał to zrobić. Prosił w nim jednakże o pobłażliwość dla winnych. Tymczasem car zarządził na 17 października mobilizację wojsk rosyjskich wraz armią Królestwa i korpusem litewskim. 6 listopada komunikat ukazał się w gazetach. Wydarzenia nabierały rozpędu. 13 listopada zarządzono mobilizację wojska polskiego z terminem na 22 grudnia.21 i 26 listopada na zebraniu u Lelewela, na którym obecni byli Zaliwski, Bronicki i Wysocki, zdecydowano, że powstanie rozpocznie się z datą 10 grudnia. Nazajutrz tj. 27 listopada okazało się, że car nakazał aresztowania wszystkich spiskowców. Na gwałt postanowiono rozpocząć przewrót 29 listopada. Szkoda, że tym młodym awanturnikom nie przyszło do głowy uciekać na zachód i uwolnić kraj od swych wichrzycielskich zamiarów.
Głównym celem powstańców było zabicie Konstantego, opanowanie Warszawy, a następnie wezwanie kraju do boju. Niestety plan całego przedsięwzięcia został przygotowany tragicznie. Przede wszystkim na samym początku nie przygotowano nowej władzy oraz wodza, którzy mieliby przejąć ster w państwie. Nie pozyskano również doświadczonych starszych oficerów służby czynnej, poza kilkoma kapitanami. Kiedy wybuchnie powstanie dojdzie do paradoksalnej sytuacji, iż młodzi zamiast przyjąć godnie odpowiedzialność za swój czyn, będą prosić autorytety polskiej armii przeciwne powstaniu o dalsze pokierowanie przewrotem. Ci co odmówią zostaną na miejscu rozstrzelani. Powstańcy być może mieli dobre chęci, ale jak mówi przysłowie „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”. Nie jest nowością, że rewolucje wywołują niżsi w hierarchii wojskowej. Jednak zwykle ci co dokonują tak odważnego czynu, biorą władzę w swoje ręce i kierują kraj w odpowiednim kierunku. U nas nawet tego zabrakło.
Samo powstanie przebiegało z góry inaczej niż było zamierzone na początku. Hasłem rozpoczęcia walki miało być podpalenie kilku budynków w Warszawie. Uczyniono to niestety za wcześnie, toteż większość spiskowców nie zauważyła znaku. Na nieszczęście powstańców podpalone budynki zaobserwowała rosyjska gwardia konna i wszczęła alarm. Objęta spiskiem Szkoła Podchorążych nie zdołała zaskoczyć trzech pułków kawalerii rosyjskiej. Uderzenie na Belweder, o którym pisze się z takim podziwem także nie wypadło za dobrze. Na zbiórkę cywilnych spiskowców zebrało się tylko kilkanaście osób. Dowództwo nad akcją sprawował Wojciech Nabielak. Plan był następujący: zająć pałac Belwederski i zabić Konstantego. Uderzenie przebiegło pomyślnie, gdyż Belweder nie miał straży. Konstantego jednak nie udało się zabić, gdyż się ukrył. Zamiast niego zginął gen. Gendre`a.
Przez następne kilka godzin, kiedy walki się uspokoiły, rozpoczęła się rozpaczliwa próba pozyskania przez powstańców polskiej generalicji. Starsi i wyżsi hierarchią dowódcy zdawali sobie sprawę z faktu porażki i ewentualnych tragicznych skutków. Gdy powstańcy spotykali się z odmową pomocy, rozstrzeliwali generałów, a wcześniej ich dowódców. Tak zginęli generałowie Hauke, Trębicki, Blumer, Siemiątkowski, Nowicki oraz Stanisław Potocki. Wszyscy oni byli wielkimi patriotami i doświadczonymi dowódcami. Siemiątkowski był zdolnym oficerem z czasów napoleońskich. Stanisław Potocki, powszechnie lubiany brał udział w powstaniu kościuszkowskim. Trębecki wychowawca piechoty, często wysyłany na manewry zagraniczne, uważany był za najwybitniejszego przedstawiciela polskiej generalicji. Cała trójka przypłaciła życiem za to, że nie chciała przyłożyć ręki do tego fatalnego w skutkach czynu. Na Haukego i Blumera prawdopodobne jest, że wyroki śmierci zapadły jeszcze przed wybuchem powstania. Węglarze mścili się za Łukasińskiego, w którego procesie rolę przewodniczącego sądu oraz oskarżyciela pełnili wyżej wymienieni. Niektórym, jak np. generał Chłopicki udało się uniknąć kary za odmowę pomocy, dzięki czemu mogli udowodnić swój talent wojskowy w czasie zbliżającej się wojny.
Późną nocą po skończonych walkach obie armie: powstańcza oraz Konstantego wraz z kilkoma oddziałami polskimi stały naprzeciw siebie. Konstanty mógł stłumić przewrót. Jego siła wojskowa była o wiele większa. Uważał jednak, że to Polacy muszą sami rozwiązać ten problem.
Wczesnym rankiem, 30 listopada zebrała się Rada Administracyjna. Z rokowań wyłoniły się znaczące różnice między Radą a Konstantym. Dwa obozy poróżniły się. Do Rady Administracyjnej dokooptowano kilka osób, w tym Chłopickiego. Można było mieć nadzieję, że rząd będzie dążyć do ugody z Mikołajem. Konstanty pisał listy do brata, w których prosił o wybaczenie i amnestię dla spiskowców. Niestety wydarzenia poszły innym torem. 4 grudnia komitet wykonawczy Rady przyjął nazwę Rządu Tymczasowego. Chłopicki został mianowany wodzem naczelnym, na co odpowiedział zamachem stanu. 5 grudnia ogłosił się „dyktatorem” i zamierzał przywrócić porządek w kraju, oddając władzę królowi Mikołajowi. Niestety o żadnych o ugodach nie mogło być już mowy. Odezwą z 17 grudnia car żądał zdania się na łaskę, a od Chłopickiego wymagał by sam załatwił sprawę, najlepiej rozstrzeliwując spiskowców. 18 grudnia zebrał się sejm. Dwa dni później zaakceptowano „noc listopadową” jako rewolucję narodową. Chłopickiego ponownie wybrano wodzem, jednakże u jego boku przydzielono „Radę Najwyższą” z Czartoryskim. Chłopicki będąc w opozycji do Rady i społeczeństwa ogarniętego zapałem wojennym, 17 stycznia zrzekł się dyktatury. Pozostał jednak nadal wodzem naczelnym wojsk. 19 stycznia ponownie zebrał się sejm by w sześć dni później podjąć uchwałę o detronizacji Mikołaja I oraz pozbawienia dynastii Romanowów prawa do polskiego tronu. Sejm powołał ponadto pięcioosobowy Rząd Narodowy z Czartoryskim na czele. Władzę nad wojskiem przydzielono Radziwiłłowi. Jego doradcą stał się Chłopicki i to on sprawował faktyczną władzę.
Aktem z 25 stycznia Królestwo Polskie zerwało unię personalną z Rosją. Automatycznie wypowiedziano tym sposobem wojnę zaborcy. Francja, a raczej rewolucja lipcowa zostały uratowane. Cała armia rosyjska była teraz skierowana na Królestwo Kongresowe.
Wojna 1831
Zanim zaczniemy omawiać szczegółowo etapami wojnę między Polską a Rosją 1831-ego roku, należy stwierdzić dwie rzeczy.
Po pierwsze istnieje wyraźna różnica pomiędzy wypadkami z „nocy listopadowej” a rozpoczęciem działań wojennych. O ile samemu powstaniu można było być przeciwnym, a jego inicjatorów karcić za popełnione błędy, o tyle w walkach 1831 roku obowiązkiem każdego członka narodu było wziąć udział. Znakomitym przykładem jest tutaj gen. Chłopicki, wcześniejszy przeciwnik powstania, który po proklamowaniu wojny z Rosją uświadomił sobie sprawę z niemożności odwrotu oraz konieczności mężnej obrony.
Drugą ważną sprawą jest nierówny bilans siłowy obu krajów. Maleńka, niepodległa Polska liczyła zaledwie 4 mln. ludności, podczas gdy Rosja aż 50 milionów. Królestwo nie mogło wystawić za dużej armii. Stosunek sił wojskowych był jak 1 do 10. Zarządzono powołanie wysłużonych żołnierzy oraz masy ochotników. Niestety wielką trudnością było uzbrojenie. Dawniej czerpano je wraz z amunicją z Rosji. Niestety zaniedbano przy tym rozbudowę własnego przemysłu zbrojeniowego. Sprowadzanie broni z zagranicy należało do rzeczy praktycznie niemożliwych, gdyż Prusy konfiskowały większą część transportu. W związku z tym powstały ludwisarnie w Warszawie i w Kieleckim, gdzie odlano kilkadziesiąt dział, a z czasem zaczęto produkować karabiny. Jednak i tak duża część tworzonych oddziałów musiała walczyć wyposażona w kosy i broń myśliwską.
Rosja także przygotowywała się do wojny. Wodzem naczelnym wojsk mianowano marszałka Iwana Dybicza, wcześniej dowodzącego armią rosyjską w wojnie z Turcją. Zgromadził on na froncie Kowno-Drohiczyn 115 tys. ludzi oraz 336 dział., które następnie poprowadził wzdłuż linii Białystok - Łomża - Wyszków - Warszawa. Królestwo przeciwko tej sile mogło wystawić zaledwie 57. tys wojska polskiego wraz ze 140 działami.
Odpowiadając na posunięcia Dybicza, Chłopicki postanowił się wycofać do linii Wisły i Narwii. Chciał skupić główną masę polskiej armii na przedpolach Warszawy i tam stoczyć bitwę obronną. W trakcie odwrotu doszło do kilku pomyślnych dla nas potyczek. 14 lutego pod Stoczkiem gen. Dwernicki na czele grupy polskiej jazdy pobił rosyjską dywizję generała Gejsmara. 19 lutego pod Dobrem gen. Skrzynecki odniósł zwycięstwo nad korpusem litewskim, który po „nocy listopadowej” został przejęty przez nową kadrę oficerską złożoną z Rosjan. Nierozstrzygniętą bitwę stoczył 19 lutego pod Wawrem gen. Żymirski.
25 lutego miała miejsce największa i najważniejsza bitwa wojny 1831 roku. Z samego rana armia Dybicza zaatakowała główną część armii polskiej pod Grochowem, na przedpolach Pragi. Centralnym miejscem walk była Olszynka Grochowska, która parokrotnie przechodziła z rąk do rąk. W końcu jednak została zdobyta przez Rosjan. Mimo, iż była to kluczowa pozycja Polaków, Rosjanie musieli się wycofać. Ponieśli ciężkie straty: 9400 zabitych przy 7300 polskich. Plan Dybicza o rozgromieniu polskiej armii i triumfalnym wkroczeniu do Warszawy nie powiódł się. Bitwa pod Grochowem uchodzi za bitwę nierozstrzygniętą, jednakże z punktu strategicznego była ona zwycięska dla nas. O wiele mniejsza armia polska pokonała nieprzyjaciela we wszystkich potyczkach i nie wpuściła go do stolicy.
W bitwie na przedpolach Warszawy ciężkie rany odniósł Chłopicki. Na jego miejsce sejm powołał gen. Skrzyneckiego. Wybór niestety nieszczęśliwy, gdyż mimo osobistej odwagi, miał on marne kwalifikacje dowódcze. Prawdziwym talentem strategicznym był za to szef sztabu Skrzyneckiego gen. Ignacy Prądzyński. Teoria walki Prądzyńskiego polegała na akcjach zaczepnych, a następnie stoczeniu jednej decydującej bitwy. Uważał, że polski naród nie wytrzyma wojny obronnej opierającej się na wyczerpaniu sił przeciwnika. Była to taktyka ryzykowna, jednak jak się później okaże mogła przynieść zwycięstwo.
Po bitwie pod Grochowem inicjatywa przeszła w ręce polskie. 31 marca i 3 kwietnia gen. Skrzynecki pobił rosyjskie korpusy pod Wawrem i Dębem Wielkim. W trzeciej bitwie pod Iganiami 10 kwietnia dowództwo sprawował gen. Prądzyński. Był to dla nas najwspanialszy okres wojny, niosący nadzieję na zwycięstwo.
Sytuacja Rosjan z dnia na dzień wyglądała coraz gorzej. Wojsko zaczynały atakować choroby, zwłaszcza cholera. W niedługim czasie wybuchła epidemia. Większość zdobyczy z początkowego okresu działań była utracona. Dodatkowo w połowie marca doszło do rozszerzenia się powstań na tyłach Rosjan. Wybuchło powstanie na Żmudzi, które objęło znaczne obszary Litwy i Białorusi. Do walki garnęły się wszystkie warstwy społeczne. Królestwo przysłało posiłki pod wodzą Adama Giełguda, Dezyderego Chłapowskiego oraz Henryka Dembińskiego. Nie udało się niestety opanować Wilna. Walki ustały po przegranej bitwie na Ponarskich Górach 19 czerwca.. Część wojsk polskich musiała przekroczyć granicę pruską i złożyć broń. Tylko oddziałowi gen. Henryka Dembińskiego udało się powrócić do Warszawy. Akcja powstańcza na mniejszą skalę objęła również Wołyń i Podole. Korpus gen. Józefa Dwernickiego odniósł 19 kwietnia zwycięstwo pod Boremlem. Wkrótce jednak przyparty przez Rosjan do granicy austriackiej, został zmuszony do jej przekroczenia i złożenia broni. Dywizje generałów Sierawskiego i Chłapowskiego, wysłane w ślad za Dwernickim, dotarły tylko na Lubelszczyżnę.
Mimo, iż powstania robiły duże zamieszanie na tyłach armii rosyjskiej, główne siły polskie pozostały bierne. Zawinił przede wszystkim gen. Skrzynecki, który nie chcąc narażać wielkiej części wojska, liczył na interwencję dyplomatyczną mocarstw. W początkach maja pod wpływem wzrastającego niezadowolenia z jego działań przyjął plan Prądzyńskiego, zakładający uderzenie na gwardie rosyjskie rozłożone w okolicach Łomży, a oddalone od głównej siły Dybicza. Mimo, iż działania przebiegały prawidłowo i przeważające polskie wojska były w styczności bojowej z pozbawioną pomocy armią rosyjską, Skrzynecki nie wydał rozkazu o rozpoczęciu ataku. Gwardie rosyjskie zyskały czas na wycofanie się. Armia polska została natomiast zagrożona przez nadciągające siły Dybicza. W trakcie odwrotu 26 maja doszło do drugiej co do ważności bitwy pod Ostrołęką. Walka była bardzo dramatyczna. Szczególnym bohaterstwem odznaczyła się konna artyleria Józefa Bema. Niestety szansę na zwycięstwo w bitwie zaprzepaszczono. Zawinił przede wszystkim gen. Skrzynecki, który mimo dużej osobistej odwagi, chęci narażania życia, był człowiekiem pozbawionym talentu strategicznego. . Prądzyński miał plan wciągnięcia wroga w zasadzkę. Z braku władzy nie mógł swojego założenia wprowadzić w czyn.
Od bitwy pod Ostrołęką rozpoczęła się coraz większa degradacja Królestwa Polskiego. Porażka zbliżała się nieubłaganie. Gen. Skrzynecki uważał, że pozostaje już tylko ugadanie się z nieprzyjacielem. Nie dopuszczał myśli o jakiejś dużej, decydującej bitwie. Przy całkowitej bierności polskiego dowództwa, w początkach lipca nowy wódz carski Iwan Paszkiewicz (Dybicza dosięgła epidemia cholery) przeprowadził swą armię przez północne Mazowsze i zbudowawszy przy pomocy pruskiej mosty przeprawił się przez Wisłę. Skrzynecki pozostał obojętny na te działania, co przyniosło zmianę na jego stanowisku. Sejm mianował gen. Dembińskiego nowym wodzem naczelnym. Niestety i on zawiódł, wycofując wojska do Warszawy i stosując taktykę poprzednika. Armia rosyjska nie atakowana przez nikogo, poruszała się w bardzo szybkim tempie, tak że w końcu stanęła nad Bzurą. Fronty się odwróciły. Teraz Warszawa była zagrożona od zachodu i tylko cud mógł ją ocalić.
6 i 7 września miała miejsce decydująca bitwa o stolicę. Przewaga Rosjan była przygniatająca: 80 tys. ludzi wraz z 390 działami przeciwko 35 tys. i 220 działom polskim. Dodatkowo, stan rzeczy pogarszał upadek polskiego ducha związany z nikłymi szansami na zwycięstwo. Rosjanie uderzyli od zachodu, od Woli, a nie jak przewidywano od południa. Wielkim bohaterstwem wykazał się Józef Słowiński, generał inwalida, który bronił się na szańcach woli do upadłego. Niestety Rosjanie zdobyli fortyfikacje. Drugi dzień przyniósł kolejne niepowodzenia w obronie, co w konsekwencji oznaczało kapitulację. Wojsko polskie wraz z członkami rządu i sejmu przeniosło się na prawy brzeg Wisły, chroniąc się w Płocku.
Klęska w bitwie warszawskiej zakończyła właściwie działania wojenne. Nowy wódz naczelny gen. Maciej Rybiński mimo oporu sejmu myślał już tylko o kapitulacji i ugadaniu się z Mikołajem I. Żądania cara były jednak zbyt wysokie. Wybrano drogę przekroczenia granicy i złożenia broni. Generał Ramorino, wysłany wcześniej na południe Królestwa (nie brał udziału w bitwie o Warszawę) w końcu września wraz ze swoim 200 tysięcznym korpusem przekroczył granicę galicyjską i został przez Austriaków rozbrojony. Podobnie uczynił korpus gen. Różyckiego w Kieleckiem 5 października główne siły armii polskiej przekroczyły granicę pruską, gdzie natychmiast uległy rozbrojeniu. Do 9 października bronił się jeszcze Modlin, a do 21 października Zamość.
Skutki wojny i końcowe wnioski
Czy Królestwo Polskie miało jakiekolwiek szanse wygrać wojnę ? Niektórzy ludzie twierdzą z przekonaniem, iż w wojnie 1831 roku istniała realna nadzieja na pokonanie okupanta. Podają oni przy tym korzyści jakie odnieślibyśmy w wyniku zwycięstwa: utrwalenie niepodległości Królestwa, zwiększenie terytorium mniej więcej o połowę obszaru z dostępem do morza w okolicach Żmudzi i Kurlandii oraz wzrost liczby mieszkańców do 8 milionów. Trzeba przyznać, że wizje jakie roztaczają ci fantaści są zaiście piękne. Mówią o tym, że mogliśmy pokonać wroga i jeszcze na tym zyskać. Niestety twierdzenia tych „historyków” są obłudne i szkodliwe dla polskiej nauki. Trzeba być kompletnie pozbawionym zmysłu politycznego by patrzeć na konflikt Polski i Rosji tak jakby tylko te dwa kraje istniały na świecie. Jest faktem niezaprzeczalnym, że w razie realnej możliwości porażki Rosji, Prusy i Austria użyłyby siły by stłumić powstanie. Na przełomie 1830-1831 roku na granicy Królestwa stacjonowały cztery pruskie korpusy gen. Gneseinau.. Nie ma wątpliwości, że gdyby Mikołaj I poprosił o pomoc Prusy by jej natychmiast użyczyły. Najlepiej całą sytuację opisał Przewalski pisząc: „Była to epoka, gdy był już gotowy pruski plan wkroczenia w granice Królestwa Polskiego dla okupowania go w obrębie słynnej linii Knesebecka (...) Formalny memoriał pióra Gneisenaua do Króla Fryderyka Wilhelma III, powstały w połowie kwietnia (1831) zaraz po bitwach pod Dębem Wielkim i Iganiami, projektujący natychmiastowe wkroczenie z korpusami 5 i 6, czyli 51 tys. ludzi i 140 dział, za którymi miałby w drugim rzucie podążyć korpus I” Nawet najlepiej przygotowana armia polska nie poradziłaby sobie z taką ilością wrogów. W wojnę włączyłaby się jeszcze zapewne Austria, gdyż Metternich jeszcze żył.
Przypatrzmy się teraz uważnie jakże fatalne skutki przyniosło powstanie listopadowe dla Polski i jej narodu.
Najgorszym następstwem wojny było przerwanie ciągłości istnienia państwa polskiego, które od chrztu liczyło 865 lat. Celowo nie biorę pod uwagę okresu 1795-1807, czyli 12 lat, gdyż jest to okres bardzo krótki i praktycznie ludność po tej przerwie mogła nadal pełnić te same funkcje w państwie. Dzięki powstaniu Polska zniknęła na 90 lat, a późniejsze odrodzone państwo musiało być tworzone jako twór nowy. Trudno jest mówić o kontynuowaniu tradycji polskiego bytu państwowego w tak nikłym szczątku politycznym jakim do 1846 było wolne miasto Kraków, albo tym bardziej w posiadającej w latach 1866-1918 szczupły zakres samorządności Galicji, opartej bardziej na tradycji instytucji austriackich. Podsumowując „zachował się tylko naród, ale nie zachowało się państwo” (Giertych).
Także ciągłość instytucji jaką jest wojsko uległa przerwaniu. Armia, która była kontynuacją drużyn piastowskich, rycerstwa jagiellońskiego, która za Chrobrego i Krzywoustego biła cesarzów niemieckich, która pod Płowcami i Grunwaldem zwyciężała Krzyżaków, a pod Chocimiem i Wiedniem Turków. Armia mająca blisko tysiącletnią tradycję przestała istnieć. Pułki zostały rozwiązane a sztandary zabrane do Moskwy.
Trzecim ważnym następstwem jest ograniczenie polskości na polskich ziemiach wschodnich. Przed powstaniem odrębność ziem polsko-ruskich była szanowana przez państwo rosyjskie. Ludność tamtych terenów posługiwała się językiem polskim bez żadnych problemów. Kijów, który za czasów Sobieskiego odpadł do Polski, a nawet Odessa, która nigdy nasza nie była, były miastami z języka pół polskimi. Szkoły Komisji Edukacyjnej i kuratoria wileńskie odegrały znaczącą rolę w krzewieniu polskości. Prawie wszyscy ziemianie, a także inteligencja i mieszczaństwo byli lub czuli się Polakami . Być może po kilkupokoleniowej polonizacji Ruś prawobrzeżna uległaby duchowemu i kulturalnemu spolszczeniu. Niestety w wyniku wybuchu powstania dalsza działalność szkół stała się niemożliwa, ponieważ większość zamknięto. Prawosławni Polacy stali się Rosjanami, a polszczyzna ograniczyła się do szlachty.
Jeszcze lepiej niż na Rusi południowej, sytuacja wyglądała na Rusi północnej, czyli Litwie. Polskość wśród wszystkich warstw społecznych była tam tak mocno zakorzeniona, że nawet klęska powstania listopadowego i następujące po nim represje nie zdołały odebrać tej ziemi charaktery wyraźnie polskiego. Dopiero powstanie styczniowe, a po nim masowe wywózki setek wsi i zaścianków sprawiły, iż polskość praktycznie wykorzeniono.
Do wielkiej straty narodowej trzeba również zaliczyć kasatę cerkwi unickiej na ziemi wschodniej. Wcielono ją do cerkwi prawosławnej w 1839, 8 lat po powstaniu. Na ziemi chełmskiej przetrwała do 1874 r., usunięta po powstaniu styczniowym.
Na powstaniu listopadowym niewątpliwie skorzystała przede wszystkim Francja, uratowana od interwencji Mikołaja I. Czy ludzie, którzy wmawiali narodowi, iż dłużej w niewoli rosyjskiej wytrzymać nie można i pchnęli ten naród w wir ciężkiej wojny nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji ? Istniały przecież inne możliwości rozwiązania sprawy francuskiej. Można było zdać się na Konstantego, któremu bardzo zależało na jak największej suwerenności Królestwa, gdyż w tym leżał jego przyszły los. Jeżeli mediacje by się nie powiodły w najgorszym wypadku należało iść się bić wraz z Mikołajem. Oczywiście przekraczając granice Królestwa car pewnikiem ograniczyłby naszą suwerenność, zwiększyłby ilość wojsk stacjonujących, jednakże mimo wszystko nadal istniałoby państwo, które w przyszłości mogłoby odegrać ważna rolę. Wracając z frontu francuskiego armia polska mogłaby zaatakować Prusy i tam wywołać powstanie. Nie byłby to krok głupi, zwłaszcza, że Prusy w tamtym okresie za mocne nie były. Korzyści z tego przedsięwzięcia na pewno osiągnęlibyśmy większe, gdyż uzyskalibyśmy dostęp do morza a także odzyskalibyśmy jedną z naszych dzielnic. Tego właśnie chciał naród. Rzeczpospolitej trójzaborowej, a nie Królestwa Polskiego o większej niepodległości.
Niestety spiskowcy wybrali inną drogę rozwiązania konfliktu. Można powiedzieć, że zacni z nich byli ludzie, ale marni politycy. Metoda walki poprzez wszczynanie powstań i ofiarnej walki przynajmniej raz na pokolenie będzie praktykowana przez cały wiek XIX i przyniesie ogromne szkody. Dopiero polityk wielkiego formatu jakim był śp. Roman Dmowski na konferencji w Wersalu uzyska dla Polski drogą pokojową więcej niż wszystkie powstania razem wzięte. Udowodni tym sposobem, że realne patrzenie na sprawy międzynarodowe to droga jaką powinien podążać nasz naród.