Kim jest Jezus? - Hiob
My, chrześcijanie, wierzymy, że Jezus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Kościół nas uczy, że jest On Boską Osobą mającą dwie natury: Ludzką i Boską. Jednak wiele osób, nawet nie negując faktu, że Jezus jest postacią historyczną i żył naprawdę tysiącami Palestynie przed dwoma tysiącami lat, nie zgadza się z taką interpretacją postaci Jezusa z Nazaretu. Celem tego tekstu jest wykazanie, że właśnie taka interpretacja jest jedyną możliwą do zaakceptowania. Każda inna jest nielogiczna i wewnętrznie sprzeczna.
W całej historii ludzkości tylko dwie osoby wywoływały pytanie: „Kim on tak naprawdę jest?” w takim stopniu. Byli to Budda i Jezus. Wszyscy się zgadzają się, że byli to ludzie żyjący w pewnym okresie historycznym, prawdziwe historyczne postaci. Ten fakt jest raczej dobrze udokumentowany i jeżeli nie negujemy faktu, że Aleksander Wielki, czy Juliusz Cezar są prawdziwymi osobami, nie możemy negować istnienia Buddy, czy Jezusa.
Ale w przypadku tych osób, założycieli dwóch spośród głównych religii, ich wyznawcy uważali i nadal uważają ich za coś więcej niż wielkich myślicieli, filozofów, nauczycieli. Wielu z nich uważa ich za Bogów. Mamy jednak jedną zasadniczą różnicę: Budda sam wyraźnie powiedział, że jest tylko człowiekiem, nie Bogiem. Jezus wielokrotnie ukazywał swym uczniom fakt, że Nim jest.
Warto zauważyć, że zarówno buddyści, jak i chrześcijanie wierzą, że ich nauczyciele byli prawdomówni. Ciekawe więc jak ci buddyści, którzy Buddę uważają za Boga są w stanie pogodzić fakt, że on sam wyraźnie mówił, że Bogiem nie jest? Ale my, jako chrześcijanie, nie mamy takiej sprzeczności. Przypatrzmy się kilku wybranym wersetom, wskazującym na Jego Bóstwo:
Ja i Ojciec jedno jesteśmy. (J10,30)
Odpowiedział mu Jezus: Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: Pokaż nam Ojca? (J 14,9)
Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Zanim Abraham stał się, Ja jestem. (J 8,58)
Skoro więc rzekł do nich: Ja jestem, cofnęli się i upadli na ziemię. (J 18,6)
Te dwa ostatnie wersety wymagają może wyjaśnienia. „Ja Jestem”, „JHWH” w hebrajskim zapisie Biblii, to imię jakie Bóg objawił Mojżeszowi, gdy ukazał mu się w płonącym krzaku. Słowa z ósmego rozdziału Ewangelii Jana wyraźnie wskazują, że Jezus podaje tu Imię Boga za swoje. Tak też to zrozumieli słuchający Go Żydzi i natychmiast chcieli Go ukamienować. Cytat z rozdziału 18., to scena z Ogrodu Oliwnego, gdzie uzbrojona banda przyszła pochwycić Jezusa. Na sam dźwięk słów „ Ja Jestem” padli na ziemię. Biblia nie mówi nam, czy to z szacunku, czy z powodu mocy tego Imienia. Pewno to drugie, bo szacunku dla Jezusa oni nie mieli żadnego. Tak czy inaczej jednak opis tej sceny wskazuje wyraźnie, że nie możemy odczytać słów Jezusa „Ja Jestem” jako tylko zwykłą odpowiedź na stwierdzenie, że Go szukają.
Ważna jest też reakcja Jezusa na stwierdzenia innych. Nigdy nie zaprzeczył On, gdy Jego uczniowie nazywali Go Bogiem. Wystarczy przypomnieć słowa Natanaela, czy Piotra w Cezarei Filipowej, czy Tomasza ze sceny spotkania z Jezusem po zmartwychwstaniu:
Odpowiedział Mu Natanael: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela! (J 1,49)
Odpowiedział Szymon Piotr: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. (Mt 16,16)
Tomasz Mu odpowiedział: Pan mój i Bóg mój! (Jn 20,28)
Jezus nauczał, że to On jest naszym zbawieniem. Powiedział:
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. (J 14,6b)
Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. (J 11,25b)
Budda przeciwnie, nauczał, żeby nie patrzeć na niego, ale na jego “dharma”, nauczanie. Jezus mówił: „Ja jestem światłością świata”, Budda: „Sami macie w sobie światło poznania”.
Budda, Konfucjusz, Mahomet nie czynili cudów, nie uzdrawiali, nie przywracali umarłych do życia. Jezus tak, z największym ze znaków, własnym Zmartwychwstaniem. Do tego Jezus odpuszczał grzechy i zmieniał imiona ludzi. Każdy współczesny mu Żyd wiedział, że tylko Bóg może to uczynić. O ile więc widzimy jasno, że Budda jest założycielem nie tyle religii, co jakiejś filozoficznej drogi życia, opartej na przemyśleniach wielkiego myśliciela, to z Jezusem jest zupełnie inna sprawa. Albo jest On Bogiem, albo…
Każdy, kto czyta Ewangelie zgadza się, że Jezus był dobrym, mądrym człowiekiem i Jego nauczanie odznaczało się niezwykłą głębią. Zgadzają się z tym nawet niewierzący i wyznawcy innych religii. Mahometanie uważają Go za Proroka, a Gandhi uważał Go za największego moralistę w historii ludzkości. Wynika z tego, że był On człowiekiem godnym zaufania.
Ale jak był On rzeczywiście takim człowiekiem, to szczególnie powinniśmy mu zaufać, gdy mówił o sobie. Nikt przecież nie wiedział lepiej od Niego, kim On jest. Jedynie osoby z zaburzeniami psychicznymi myślą o sobie, że są kimś, kim nie są w rzeczywistości. W pewnym sensie właśnie taki fakt pokazuje nam, jak bardzo „normalny” jest człowiek: Im bardziej jego opinia o nim samym jest niezwykła, tym mniej „normalny” się nam on wydaje.
Gdybym ja napisał tutaj, że jestem najlepszym kierowcą ciężarówki na świecie, nikt by mnie nie uważał za wariata. Najwyżej za kogoś, kto ma wygórowane mniemanie o sobie i problemy z cechą skromności. Gdybym powiedział, że jestem najlepszym pisarzem, to już wielu by się postukało po głowie. Jakbym oświadczył, że jestem Napoleonem, byłby to niemalże dowód na moją psychiczną chorobę. No, a gdybym powiedział, że jestem Bogiem, zaraz bym został zapakowany w kaftan bezpieczeństwa. Czemu więc apostołowie uwierzyli Jezusowi? A za nimi ponad miliard katolików i setki milionów chrześcijan innych denominacji? Właśnie dlatego, że historyczny Jezus był godnym naszego zaufania.
Podobnie zjawisko zresztą wystąpiło w przypadku Buddy. Jego oświadczenie, że wszystko jest złudzeniem, że nasze wszystkie myśli nas zwodzą, że jedyne, co złudzeniem nie jest, i co jest realne, (z wyjątkiem pustki i nicości) jest nienazywalne i nieopisywalne, także jest dość ekstremalną nauką i trudną do przyjęcia. Fakt, że została ona mimo to przyjęta przez wiele osób za prawdziwą, wynika właśnie z tego, że Budda był człowiekiem świętym i godnym zaufania.
W baśni CS Lewisa „The Lion, the Witch and the Wardrobe” (Nawiasem mówiąc wspaniała książka, napisana podczas wojny dla dzieci wysiedlonych z Londynu na wieś, aby uniknęły niebezpieczeństw. Polecam także dorosłym. Zapewne jest też wydana po polsku) Lucy odkryła w szafie przejście do krainy Narnia. Gdy opowiedziała o tym rodzeństwu, nie uwierzyli jej. Peter, starszy brat Lucy opowiedział o tym staremu, mądremu profesorowi. Ten zapytał Petera, czy Lucy jest kłamczuchą. Brat odpowiedział, że na pewno nie. Może to zagwarantować, bo zna ją bardzo dobrze. -Czy zatem jest ona wariatką? Ma zaburzenia psychiczne? -Nie, na pewno nie, odpowiedział Peter. -A więc zostaje tylko jedna możliwość, odpowiedział profesor. Lucy musi mówić prawdę.
Ponieważ Peter znał Lucy lepiej, niż otaczający go wszechświat, wydawało się rozsądnjejsze w jego sytuacji uwierzyć Lucy i zmienić swe wyobrażenie o wszechświecie, niż odwrotnie. Ponieważ my wiemy o Jezusie i Jego prawdomówności więcej niż o tym, co może, a czego nie może zrobić Bóg, wydaje się także rozsądniejsze uwierzenie Jezusowi i zmienienie naszych wyobrażeń o tym, co Bóg może uczynić, niż odwrotnie.
Jeżeli jednak odrzucimy możliwość, że Jezus jest Bogiem, jaka nam zostaje alternatywa? Wtedy musielibyśmy przyjąć, że Ewangelie kłamią. Że tradycyjne chrześcijaństwo jest mitem, bajką, może zmyśloną historią. Ale wtedy nasuwają się pytania, na które naprawdę nie ma żadnych logicznych odpowiedzi. Oto siedem z nich:
1. Jeżeli Ewangelie kłamią, to kto je zmyślił i w jakim celu? Apostołowie? A co uzyskali dzięki temu? Męczeńską śmierć? Raczej mało atrakcyjna nagroda za kłamstwo. Kłamcy zawsze kierują się motywami przynoszącymi im jakieś korzyści. Apostołowie, patrząc po ludzku, nie odnieśli żadnych za to, że poszli za Jezusem.
2. Czemu tysiące pierwszych chrześcijan umierało za wiarę, jeżeli wiedzieli, że to kłamstwo? Wrogowie chrześcijaństwa, aby je zniszczyć w zarodku, potrzebowali zeznań tylko jednego, lub kilku świadków, którzy potwierdziliby, że to oszustwo. Serce kłamcy, jak zauważył Pascal, jest zmienne. Nie byłoby to takie trudne. Tymczasem tysiące osób były torturowanych, rzucanych lwom na pożarcie, krzyżowanych i mordowanych na inne sposoby i nic. Ani horror, ani strach, ani przekupstwo nie mogło spowodować, że ludzie ci odeszliby od Jezusa. Dlaczego? Bo wiedzieli, że to, co Jezus głosił i czego nauczał jest Prawdą.
3. Mówiąc o lwach… Co powodowało, że ludzie ci szli na śmierć szczęśliwi, ze śpiewem i radością w oczach? Co spowodowało, że taka postawa zarażała innych, powodowała zazdrość i zmieniła świat? To święci, nie teologowie nawracają świat. Ale święci nie są kłamcami, ani kłamcy nie zostają świętymi.
4. Jeżeli byłoby to nie tyle świadome kłamstwo, co wynik halucynacji, czy mit przypadkiem wzięty za prawdę, to musimy zapytać: Kto tej halucynacji uległ? Kto uwierzył w ten mit? Żydzi? Hmmm. Transcedentalny Bóg przez stulecia uczy Naród Wybrany, żeby nie mylić Go z pogańskimi wyobrażeniami bożków będących materialnymi rzeczami, stworzeniami zaledwie. I ten Wybrany Naród, który także oddawał życie za swego transcedentalnego Boga, o czy możemy przeczytać choćby w Księdze Machabejskiej, nagle ulega złudzeniu, halucynacji i zaczyna mylić jednego ze swych współbraci z Bogiem?
5. A jeżeli to nie Żydzi, ale poganie wymyślili ten mit, to jak on się znalazł w Nowym Testamencie? Spośród 27 Ksiąg NT, 25 napisali Żydzi.
6. Jeżeli fakt Bóstwa Jezusa miałby być tylko mitem, to ktokolwiek go zaczął, nie mógł uczynić tego za życia tych, co znali Jezusa. Naoczni świadkowie Jego życia i nauczania natychmiast by to oprotestowali. Tymczasem świadectwa wiary w Bóstwo Jezusa sięgają czasów najwcześniejszych, pierwszego wieku. Wynika z tego, że ci świadkowie Jego życia także w to wierzyli. Wiara w bóstwo Buddy nie zaczęła się przed upływem paru stuleci od jego śmierci.
7. Zostaje wreszcie świadectwo najwybitniejszych umysłów w historii ludzkości. Paweł z Tarsu, Jan, umiłowany uczeń Jezusa, Justyn, Klemens Aleksandryjski, Jan Damasceński, Orygen, Augustyn, Jan Chryzostom, Anzelm, Tomasz Aquinas, Bonawentura, Ockham, Mikołaj z Kuzy, Kajetan, Luter, Kalwin, Kepler, Ignacy Loyola, Dante, DaVinci, Michał Anioł, Descartes, Pascal, Leibniz, Kopernik, Newton, Kirkegaard, Newman, Pasteur, Kasper, Marcel, Galileusz, Tołstoj, Chesterton, Dostojewski, T.S. Eliot, C. S. Lewis, Karol Wojtyła i wielu, wielu innych. Każdy z nich znacznie przewyższa mnie intelektualnie, ale żaden z nich nie wątpił w Bóstwo Jezusa.
Mówiąc o świętym Tomaszu… Zauważył on, że jak Bóg nie stał się człowiekiem, to stała się rzecz dużo bardziej nieprawdopodobna. Mianowicie nawrócenie się całego świata przez największe kłamstwo w historii. Powstanie ideałów chrześcijańskich, przyjęcie innego sposobu życia, bezinteresownej miłości bliźniego i radykalne dążenie do świętości z powodu jakiegoś niezrozumiałego mitu. Tym bardziej, że nauka Jezusa, chrześcijaństwo, wcale nie jest prosta do przyjęcia i nie daje żadnych doczesnych korzyści.
W przeciwieństwie do Islamu, który naucza, że to przemoc i wycięcie w pień niewiernych daje zbawienie, prawdziwe chrześcijaństwo jest religią nastawiania drugiego policzka. Służenia innym. Przesłanie, które powinno wywołać co najwyżej uśmiech politowania. Powinno umrzeć z pierwszym pokoleniem jego zwolenników. Nie umarło jednak i zostało przyjęte przez cały cywilizowany świat. Wytłumaczenie tego czym innym, niż Łaską jest, z ludzkiego punktu widzenia, niemożliwe. Ale jak to Łaska Boga umożliwiła przyjęcie chrześcijaństwa, to to także potwierdza, że Jezus musiał być Bogiem.
PS. Przeczytałem ponownie ten tekst i przyszedł mi do głowy jeszcze jeden werset potwierdzający fakt, że Jezus jest Bogiem. Jak zapewne pamiętacie, była taka scena, gdy do Jezusa przyniesiono paralityka na łożu i z powodu tłumu spuszczono go przed Pana przez odsunięty sufit. Co Jezus wtedy powiedział? :
„Odpuszczają ci się twoje grzechy”
Oczywiście uczeni w Piśmie się oburzyli, bo wiedzieli doskonale, że żaden człowiek nie może odpuszczać grzechów. Może to uczynić tylko Bóg. Ale Jezus rzeczywiście odpuścił grzechy paralitykowi i dodatkowo dla potwierdzenia tego faktu, jako widzialny znak, uzdrowił go z fizycznego kalectwa. Mógł to zrobić dokładnie dlatego, i tylko dla tego, że jest Bogiem. Oto cała ta scena, jak ją opisuje Święty Marek, rozdział 2,1-12:
Gdy po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę. Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy.
A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, prócz jednego Boga? Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów - rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu! On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego.