MUSZLA I DROGA
Czy drogi prezent naprawdę dużo kosztuje? I czy jest on wiele wart tak dla obdarowującego, jak i obdarowanego?
*
- „Kiedy zjawisz się na tej wysepce, musisz mieć trochę małych prezentów dla miejscowych dzieci - pouczała swoją następczynię ustępująca misjonarka na jednej z wysp polinezyjskich - mogą to być jakieś gadżety, ale zyskasz sobie nimi sympatię dzieci i ich rodziców”. Siostra Rita kupiła więc trochę tych niezbyt kosztownych prezencików, jakoś zmieściła je w jednej ze swoich dwóch walizek i wyruszyła łodzią ze stolicy na wyspie Bora Bora do wysepki z misją. Wioślarz był dla niej tak miły, że obdarowała go ładnym brelokiem i wisiorkiem z aniołkiem dla jego dziecka. I rzeczywiście, kiedy zjawiła się na wyspie, na nabrzeżu powitała ją grupka dzieci spoglądając na jej walizki, które nader chętnie poniosły ku jej trzcinowej chatce. Siostra zwlekała trochę z rozdaniem prezentów, bo chciała się jakoś zaznajomić, porozumieć, coś usłyszeć od nich, samej coś powiedzieć, zwłaszcza, że dzieci niezbyt dobrze mówiły po francusku, a ona słabo w ich narzeczu. W końcu otworzyła walizkę z prezentami i zaczęła je rozdawać zaczynając od najmłodszych. Jakże one się cieszyły! Takiej radości siostra Rita nigdy nie widziała u dzieci w europejskich obdarowywanych często bardzo kosztownymi prezentami. Czuła się coraz szczęśliwsza, uszczęśliwiając tych malców stosunkowo małym kosztem. Modliła się tylko po cichu, by starczyło dla wszystkich. Niestety, zabrakło czegoś właśnie dla największego chłopca, który tę jej walizkę przytaszczył. Szukała w drugiej i po kieszeniach czegoś na prezent, ale jak na złość nic takiego już nie miała. Chłopiec patrzył na nią uważnie i zapytał: „Czy nie masz żadnego prezentu dla mnie?” I wtedy mu odpowiedziała: „Widzisz, to ja chcę być dla was prezentem od Pana Boga.” I zmierzwiła pieszczotliwie czarną czuprynę chłopca, przygarnęła go do siebie i spojrzała mu z bliska czule w oczy. Ale już młodsze zaczęły się garnąć do niej, a chłopiec gdzieś znikł. Wieczorem zastanawiała się, czy nie odszedł urażony, a może zagniewany. Rano tym uważniej wypatrywała go, ale nigdzie go nie było, a ona nawet jego imienia nie zapamiętała. Około południa stanął nagle przed nią i uśmiechając się wręczył jej muszlę. Tak pięknej nie widziała jeszcze w życiu, choć znała się trochę na muszlach. Ta była jakimś unikatem, a w środku zagrzechotała mała różowa perełka. - „Gdzie znalazłeś coś tak cudnego?” - zapytała rozpromieniona i wzruszona. Chłopiec wskazał w stronę skalistego wybrzeża i powiedział: „Chyba tylko ja znam takie miejsce, gdzie morze raz na jakiś czas wyrzuca taką muszlę. Trzeba iść stąd piętnaście mil i długo szukać w załomach skalnych. Jeśli ty jesteś prezentem, to ja chciałem, by ta muszla ci powiedziała, że jesteś cenna.” Siostra Rita czując jak wzruszenie chwyta ja za gardło, wyjąkała: „Dziękuję… Zachowam ją do końca życia… Ale czy musiałeś aż tak daleko po ten prezent dla mnie iść?” Chłopcu zabłysły oczy, gdy powiedział: „Bo właśnie ta długa droga to część prezentu.”
*
Może właśnie pieniądze, za które tak łatwo kupuje się coraz więcej i coraz droższych prezentów, odbierają im właśnie głębszą wartość i radość z otrzymania i obdarowania? Bo dar powinien kosztować… niekoniecznie określoną kwotę.