Gdy nie zdasz egzaminu
Panie, to było ciężkie doświadczenie. Od wczoraj jestem wściekły. Kiedy zobaczyłem listę tych, którzy zdali...
Jakie to absurdalne: od wczoraj nawet nie modliłem się do Ciebie. Byłem całkiem wyprowadzony z równowagi. Musiałem obciążyć kogoś za to odpowiedzialnością. Dostało się kolejno każdemu...
Profesorowie - nie zrozumieli mnie i byli niesprawiedliwi...
Koledzy - zdali, a to znaczy, że mieli szczęście.
Pytania - wydały mi się łatwe, a w jednej chwili stały się idiotyczne.
Rodzice - mogli mnie byli zrozumieć, a nie wymagać...
Ty również, Panie - na pewno powinieneś był...
Proszę Cię więc o przebaczenie, bo zachowałem się okropnie, jak rozpieszczone dziecko.
Muszę Cię też prosić o wiele rzeczy.
Najpierw chciałbym poznać lepiej siebie. Umieć zmierzyć swoje siły we wszystkich dziedzinach.
Przed egzaminem byłem taki pewny siebie... No - myślałem - to w końcu pierwszy raz bym czegoś nie zdał!
Wracając po przeczytaniu wyników, czułem, że jestem skończony. Żałosny facet, który nie jest w stanie zrobić studiów...
W każdym razie była to tylko pycha. Widzę to teraz wyraźniej.
Nie mam jeszcze odwagi podziękować Ci, Panie, za łaskę, która towarzyszy tym ciężkim chwilom.
Nie, jeszcze nie. To zbyt świeże.
Ale teraz pomóż mi wykorzystać to ciężkie doświadczenie... Żebym poznał siebie, bez niechęci, ale i bez ufania sobie ślepo.
Spraw, żebym potrafił oceniać siebie rzeczowo i precyzyjnie.
Właśnie bez niechęci i bez złości zawiedzionego smarkacza.
Również bez tragizowania. Żebym był poważny.
Bez fałszywej ironii. To nic dobrego.
Bez odgrywania roli pozbawionego złudzeń czterdziestoletniego mężczyzny. To śmieszne... dla czterdziestoletnich mężczyzn. I myślę, że mają trochę racji.
O Panie, naucz mnie powoli prostoty.
Paul Geres "Modlitwy na trudne dni"