Chłopi - streszczenie szczegółowe Tom II, streszczenia lektur, chłopi


Tom II

Zima

I

Losy Hanki i Antka mieszkających w rozwalającej się chałupie Bylicy.

„Nadchodziła zima(...)” Hanka próbowała rozpalić ogień w kominie, lecz mokre drzewo uniemożliwiało jej szybkie zakończenie pracy. W izbie panowały przejmujące zimno i wilgoć. Po drugiej stronie sieni, z izby zajmowanej przez Hankę z rodziną każdego ranka dochodziły kłótnie i krzyki. Od trzech tygodni, odkąd małżeństwo zamieszkało u Bylicy, Antek nawet nie rozmawiał z Hanką, przesiadując całymi dniami w karczmie. Nie martwił się, że nie mają pieniędzy i jedzenia (prócz gotowanych ziemniaków z solą), nie chciał nawet chodzić po opał do lasu. Bardzo się zmienił. Cały czas nękały go myśli o Jagusi, niczym opętanie, z którym nie mógł sobie poradzić. Choć wcześniej nie brał pod uwagę opuszczenia Lipiec, teraz pomysł wydał mu się sensowny, dlatego oznajmił żonie, że „idzie w świat”. Stanąwszy na drodze, rozglądał się po polach, a w chwilę potem usłyszał dzwoneczki sań i zobaczył pasażerów tego pojazdu… Borynę z Jagną! Za nimi jechały kolejne sanie. Ujrzawszy ukochaną, stanął jak skamieniały, po czym poszedł do karczmy z pytaniem, dokąd jechał ojciec. Usłyszał od Jankiela, że Maciej podążał do sądu, ponieważ prawuje się o stratę krowy. W karczmie siedzieli nabywcy poręby lasu na Wilczych Dołach. Ich widok jeszcze bardziej rozwścieczył mężczyznę. Zaczął zamawiać kolejne kwaterki gorzałki. Dopiero gdy był już kompletnie pijany, a Żyd żądał zapłaty za alkohol, wybiegł z karczmy i krzyczał, że zabije każdego, kto stanie mu na drodze (nawet Jankiela).

II

Żona Antka znajduje sobie i mężowi posadę. Młynarz zatrudnia go w tartaku.

Hanka siedziała w izbie, a dzieci bawiły się na łóżku pod pierzyną. Rozglądała się po biednym pomieszczeniu, wspominając wybielone ściany, podłogę z desek, ciepłą i czystą izbę u Borynów. Była zła, ponieważ pokłóciła się przed chwilą z siostrą, a powoli, z dnia na dzień, wszystkie obowiązki należące do Antka spadały na jej wątłe barki. Z żalem przypominała sobie słowa szwagra o tym, że Jagustynka wszystkie domowe obowiązki wykonywała za Jagnę, która wylegiwała się w łóżku do południa, popijając herbatę, gdy tymczasem Maciej stale się do niej przymilał i kupował, co tylko chciała.

Żona Antka wzięła pieniądze za sprzedaną Żydom krowę i poszła do karczmy oddać dług Jankielowi, od którego brali podstawowe artykuły spożywcze na kredyt. Chodziła też po wsi z nadzieją, że znajdzie u kogoś pracę dla męża. Zawitała do organistów, u których rozpłakała się, pierwszy raz mówiąc o panującej w domu biedzie, o utracie sił i chęci do życia. Organistowie wysłuchali zapłakanej Borynowej, a gospodyni dała jej pracę (uprzędzenie wełny), za którą obiecała mąkę i kaszę. Worki z wełną mieli przynieść Hance parobcy.

Po wyjściu na drogę Antkowa nie wiedziała, gdzie iść w poszukiwaniu zajęcia dla męża. Zobaczywszy Nastkę, idącą do młyna z kolacją dla pracującego tam Mateusza, dowiedziała się o dobrze płatnej „robocie”. Z nowymi siłami poszła prosić młynarza o jakieś zajęcie dla Antka. Młody Boryna został przyjęty do pracy przy obróbce drewna, lecz przedtem Hanka usłyszała, że cała wieś plotkowała o jej mężu - uganiającym się za Jagną i migającym się od obowiązków. Podziękowała i opuściwszy młyn, cały czas myślała o usłyszanych słowach. Gdy wróciła do domu, zastała tam już trzy worki wełny przyniesione przez parobków. W jednym z nich znalazła bochen chleba, kawał słoniny i pół garnka kaszy. Zrobił sytą kolację, a po położeniu dzieci spać przędła wełnę prawie do świtu. Ciągle myślała o Antku i Jagnie, wskutek czego ogarnął ją żal. Nadal tak bardzo przecież kochała męża, a on ją tak boleśnie odtrącał. Przez cały następny dzień była spokojniejsza. Jej mąż wrócił dopiero wieczorem, zmęczony i zmarnowany.

W nocy Antek obiecał żonie, że nie „pójdzie w świat”, na co usłyszał o propozycji pracy u młynarza w tartaku (Hanka nie przyznała się, że to ona prosiła w imieniu męża o posadę - za bardzo się go bała). Nie zapewnił, że zacznie pracę, miał się zastanowić. Kobieta przytuliła się do niego, lecz on mógł myśleć jedynie o Jagnie.

III

Antek pracuje całymi dniami, unikając kontaktu z otoczeniem, a w końcu wdaje się w bójkę z Mateuszem (rozpowiadającym o swym przeszłym związku z Jagną) i pokonuje go.

Nazajutrz Antek podjął pracę u młynarza, który nakazał mu posłuszeństwo wobec Mateusza, jego prawej ręki w tartaku. W porze obiadowej, gdy wszyscy poszli jeść do młynicy, Antek pozostał na mrozie, nie chcąc słyszeć śmiechu i być ofiarą poniżania wywołanego nagłą biedą. Zjadł suchy chleb, który popił wodą z rzeki.

Zmęczony i przemarznięty skończył pracę o zmroku. Zaraz potem dotarł do domu, nie mając już sił na nic, tylko na sen. Ostatnio odzwyczaił się od ciężkiej roboty. Położywszy się pod pierzynę, od razu zasnął. Żona chodziła boso po izbie, by nie zbudzić go stukającymi trepami. I tak mijały Antkowi i Hance kolejne dni: „I czy mróz choćby i największą skrzytwą prażył, czy zawierucha dęła i biła wichurą i śniegiem, że oczów nie było można ozewrzeć, czy odwilż przychodziła, że trzeba było stać dnie całe w rozmiękłym śniegu, a przykry, wilgotny ziąb w kości właził, czy śniegi sypały, że topora własnego mało co widział - trzeba było zrywać się do dnia, bieżyć i dnie długie pracować, aż gnaty trzeszczały i każda żyła z osobna pruła się z utrudzenia, a śpieszyć się do tego, bo cztery piły tak zeżerały drzewo, że ledwie mogli nastarczyć i Mateusz poganiał”. Boryna nie znosił Mateusza rozpowiadającego swoich o miłostkach z Jagną. Obserwował go - sprawnego i silnego, w imieniu młynarza doglądającego pracy (w zamian za dodatkowe pieniądze). Ludzie czekali chwili, kiedy między nimi dojdzie do bójki. Z dnia na dzień w rywalach rosła nienawiść, w dodatku obaj mieli się za najsilniejszych chłopów we wsi. W gruncie rzeczy Mateusz nie był złym człowiekiem, miał jednak świadomość swej siły i oddziaływania na kobiety. W przeciwieństwie do Antka, który krył się z uczuciem do Jagny, rozpowiadał o tym wszem i wobec.

W porze obiadowej kobiety pojawiły się z dwojakami. Choć wszyscy poszli do młynicy, Antek z Hanką weszli do izby młynarczyka (znajomego Boryny), ponieważ mężczyzna stronił od ludzi. Zastali tam paru chłopów z przyległych wiosek czekających na zmielenie zboża. Antek zjadł przyniesiony posiłek: kapustę z grochem i kluski ziemniaczane z mlekiem. W tym czasie żona czule wpatrywała się w niego. Mimo iż „zmizerniał” od pracy na mrozie, dla niej cały czas był tak samo przystojny. Rozmawiali o domu.

Po wyjściu żony Antek przysłuchiwał się słowom, które padały z ust chłopów. Mówili, że dwa tygodnie temu powrócił z dalekich krajów brat dziedzica. Nie chcąc mieszkać we dworze, przeniósł się do borowego do lasu, gdzie sam sobie gotuje, gra na skrzypkach, a co najdziwniejsze - wypytuje mieszkańców Lipiec o niejakiego Kubę, który wyniósł go rannego z pola bitwy na swych plecach. Słysząc to Boryna powiedział, że u nich pracował niegdyś Kuba, były parobek dziedzica, lecz teraz nie żyje.

Do pogorszenia stosunków miedzy Mateuszem i Antkiem przyczynił się młynarz, który dał temu drugiemu podwyżkę za dobrą pracę. Borynie jednak było wszystko jedno. Nie ucieszył go nawet gest młynarza. Całe dnie spędzał w pracy, do domu wracając jedynie na wieczorny sen. Zrobił się jeszcze bardziej milczący. Pieniądze oddawał Hance. W niedzielę odmawiał pójścia na mszę, bojąc się przypadkowego spotkania z Jagną. Nie obchodziły go sprawy wsi, smutki czy radości sąsiadów, żył poza nimi, jakby obcy. Niedawno, gdy przypadkowo spotkał kowala, który tłumaczył się z uczestnictwa w weselu, groźnie kazał mu zejść z drogi, czym wprawił szwagra w osłupienie.

Pewnego dnia Mateusz opowiadał chłopom o Jagusi, za którą rzekomo uganiał się po polach. Śmiał się ze wszystkich mężczyzn Borynów, którzy skamleli pod jej drzwiami (tak podobno mówiła do niego Jagna). Antek przypadkowo to usłyszał. Otworzył drzwi, skoczył na Mateusza i chwyciwszy go za gardło i za pas, wyniósł na dwór, przerzucił przez płot graniczący z potokiem i wrzucił do wody. W jednej chwili zgromadziła się duża liczba ludzi, którzy wyciągnęli zakrwawionego Mateusza. Chcieli posyłać po księdza. Tymczasem Antek usiadł spokojnie przed kominem i grzał sobie ręce. Gdy ludzie wrócili z dworu, zagroził: „Kto ino będzie mnie szargał i nastawał na mnie, każdemu tak zrobię albo jeszcze lepiej!”. Wszyscy milczeli, patrząc jedynie z podziwem na Antka, który pierwszy dał radę Mateuszowi.

Następnego dnia Boryna nie poszedł do pracy myśląc, że jest już zwolniony. Zmienił zdanie dopiero, gdy po śniadaniu przyszedł po niego młynarz mówiąc, by wracał i zajął miejsce Mateusza, dopóki ten nie wyzdrowieje. Wpierw jednak wynegocjował taką stawkę, jaką otrzymywał poprzednik. Hanka nie zdawała sobie sprawy z wydarzeń poprzedniego dnia.

IV

We wsi trwają przygotowania do świąt Bożego Narodzenia, podczas których Jagna zakochuje się w Jasiu - synu organistów. Po wigilijnej kolacji wszyscy idą razem na pasterkę; po niej Antek potajemnie umawia się z macochą na spotkanie.

Po paru dniach mgieł i wilgoci znowu przyszedł mróz i śnieg przywalił pola. W każdej chałupie robiono porządki: posypywano sienie i podłogi świeżym igliwiem, pieczono chleby i świąteczne strucle. Zbliżały się Gody Pańskiego Dzieciątka - święto cudu i zmiłowania Jezusowego nad światem. Trwały przygotowania do świąt. Boryna wraz z Pietrkiem (parobkiem przyjętym na miejsce Kuby) wybrał się do miasta po zakupy. W izbie Jagna przy pomocy matki zagniatała ciasto. Kobiety piekły chleby, a Józka ozdobiła ściany kolorowymi wycinankami. Roch poszedł z Jambrożym do kościoła przystrajać ołtarz, a do Borynów zawitali kolędnicy: Jaś (syn organistów) z młodszym bratem przynieśli opłatek. Gospodyni położyła go na talerzyku przed pasyjką, dając za nią Jasiowi garnek siemienia lnianego i sześć jajek. Mimo że rozmawiała z Jasiem wesoło i życzliwie, ten cały czas się czerwienił. Opowiedziała mu o śmierci Kuby, co spowodowało, że młodzieniec się rozpłakał, zmartwiony o duszę zmarłego (skonał przed przybyciem księdza). Syn organisty opowiadał o wizycie u Antka, u którego panowała ogromna i wyniszczająca bieda.

Po tej rozmowie Jaś opuścił towarzystwo, a gdy został sam, wciąż przed oczami miał piękną Jagnę. Choć słyszał już o jej wpływie na okolicznych mężczyzn, nie zdawał sobie sprawy, że będzie kolejną ofiarą. Tymczasem Jagna również rozmyślała, zaskoczona urodą dziecka organistów. Wspominała również Antka, przywołanego przez Jasia. Przez trzy miesiące widziała go jedynie raz, a nadal była pod jego urokiem, nadal nosiła go w sercu. Coraz bardziej denerwowały ją zaloty męża, o względy którego nie zabiegała zupełnie, była tylko bardziej rozdrażniona. Po wyjściu młodego organisty posprzątała izbę i oporządziła krowy, co nie zdarzało się jej zbyt często, by potem długo płakać, co stało się powodem domysłów o jej błogosławionym stanie. Dominikowa po cichu przeliczała grunty, które Jagna miała zyskać dla dziecka, a Boryna się cieszył…Jagna po chwili wyprowadziła wszystkich z błędu.

W dzień Wigilii, podczas suto przygotowanej wieczerzy, wyczekiwano pierwszej gwiazdki. W każdej chałupie od wschodu stawiano snop zboża i pod obrus wkładano siano. Także w Borynowej izbie pielęgnowano tradycję. Gospodarz podzielił opłatek miedzy wszystkich. Z powodu całodniowego postu byli bardzo głodni: „Najpierw był buraczany kwas, gotowany na grzybach z ziemniakami całymi, a potem przyszły śledzie w mące obtaczane i smażone w oleju konopnym, później zaś pszenne kluski z nnakiem, a potem szła kapusta z grzybami, olejem również omaszczona, a na ostatek podała Jagusia przysmak prawdziwy, bo racuszki z gryczanej mąki z miodem zatarte i w makowym oleju uprużone, a przegryzali to wszystko prostym chlebem, bo placka ni strucli, że z mlekiem i masłem były, nie godziło się jeść dnia tego”. Do wieczerzy dołączyła Jagustynka, bezskutecznie czekająca pod chałupą dzieci z nadzieją, że zaproszą ją na poczęstunek. Po posiłku Jagna częstowała kawą z cukrem, Roch czytał nabożną książkę.

Dominikowa zaprowadziła wszystkich do obory, do krów. Jagna za radą matki obdzieliła inwentarz opłatkiem, po czym wrócili do izby. W niedługich czasie do Borynów przyszli kowalowie z dziećmi, z którymi wybierali się na pasterkę. Zięć poinformował, że wójt wzywa Dominikową do rodzącej żony, wskutek czego towarzystwo się zmniejszyło. Gdy domownicy usłyszeli sygnaturkę kościelną wzywającą na pasterkę, ubrali się i wyszli, w domu zostawiając jedynie Jagustynkę.

Ludzie ze wszystkich stron zmierzali do kościoła, który wypełnił się po brzegi. Antek wśród zebranych ujrzał ojca z rodziną i Jagnę; ku której udało mu się przepchać. Ona również go ujrzała: „Siedziała sztywno jak i drugie kobiety, w książkę patrzała, ale ani jednej litery nie rozeznała, ni kart nawet, nic, bo te jego oczy smutne, oczy żałosne, oczy parzące blaskami stały przed nią, jaśniały jak gwiazdy, świat cały przysłoniły, że zatraciła się całkiem, przepadła zgoła - a on wciąż klęczał, słyszała jego krótki i gorący oddech i czuła tę moc słodką, tę moc straszną, jaka biła od niego, szła jej prosto do serca, krępowała niby powrozami i przejmowała strachem a słodkością, dreszczem, od którego rozum odchodził, miłowania krzykiem tak potężnym, że trzęsła się w niej każda kosteczka, a serce tłukło się jako ten ptak, gdy mu dla swawoli skrzydła przybiją do ściany!...”. Antek szeptał, by któregoś dnia wyszła na spotkanie pod „bróg” (stóg siana). Od żaru jego słów prawie zemdlała. Potem radosny stał na mrozie. Nabierał w ręce śnieg, który połykał łapczywie, by w końcu pobiec w pole…

V

Lipeccy chłopi przychodzą do Boryny radzić się w sprawie lasu. Maciej odmawia uczestnictwa w kolejnej naradzie, wykręcając się jutrzejszym wyjazdem do rodziny w ważnej sprawie (obawia się dziedzica, ponieważ liczy na odszkodowania za krowę).

Borynowie wrócili z pasterki dopiero nad ranem. Jagna do południa leżała w łóżku, nie mogąc zasnąć, ponieważ cały czas myślała o Antku. Gdy w końcu wstała, poszła do matki, której jednak nie spotkała (była u rodzącej wójtowej).

Dom Borynów odwiedziła Nastka, którą Jagustynka zapytała o zdrowie Mateusza. Dopiero teraz domownicy dowiedzieli się o bójce Antka z bratem dziewczyny. Jagna po cichu zapytała o powód walki, a poznawszy go - przekonała się, iż Antek miłuje ją tak samo, jak ona jego. W głowie huczały jej słowa kochanka, by wyszła wieczorem pod bróg. Dopiero teraz dostrzegła starość męża, poczuła rodzące się do niego obrzydzenie. Samotnie poszła na wieczorne nieszpory, licząc na spotkanie Antka, lecz w kościele zobaczyła jedynie wychudzoną Hankę.

Do Macieja jako do pierwszego gospodarza we wsi przyszedł Kłąb z sąsiadami z propozycją, by przystąpił do ich grupy. Chłopi dowiedzieli się, że sprzedany przez dziedzica las lada dzień wytną rębacze. Krzyczeli, że nie mogą na to pozwolić. Boryna zaproponował napisanie skargi na dziedzica do komisarza, lecz chłopi nie chcieli tak długo czekać na odpowiedź. Choć zaprosili Macieja na jutrzejszą naradę, odmówił tłumacząc, iż musi jechać do Woli, do krewniaków kłócących się miedzy sobą o gospodarkę (tak naprawdę podróż była wymówką, ponieważ nie chciał wszczynać kolejnej walki z dworem, cały czas mając nadzieję na odszkodowanie w sprawie krowy). Nazajutrz Boryna ubrał się odświętnie i skierował wóz w stronę Woli (musiał tam jechać, by chłopi nie domyślili się niczego), co niewymownie ucieszyło Jagnę (nieświadomą podstępu). Zamierzała wyjść na spotkanie: „Rwała się już jej dusza do wylotu, śmiały się oczy, wyciągały ręce, prężyła pierś i ognie błyskawicami upalnymi chodziły po niej i słodką męka oblewały... Ale z nagła, niespodziewanie chwycił ją dziwny lęk i ścisnął za serce, że zmilkła, przycichła w sobie (…)”.

Zmieniła zdanie. Szybko poprosiła męża, by zabrał ją ze sobą - i w kilka minut później już jechali razem.

VI

Borynom składa wizytę nieznajomy (pan Jacek, poszukujący informacji o zmarłym Kubie). Maciej nie jest pewien wierności małżonki (najpierw podejrzewa Mateusza), a gdy znajduje zapaskę Jagny i rzuca jej pod nogi - w jego głowie pojawiają się pierwsze przypuszczenia co do romansu żony z Antkiem.

Witek poinformował Borynę o przyjeździe dziedzica, który udał się do młynarza. Maciej wiedział, że odbywała się tam narada w sprawie lasów z udziałem wójta, sołtysa, kowala i młynarza, na którą nikt go nie zawołał, mimo że był pierwszym gospodarzem we wsi. Założywszy kożuch i czapkę, wyszedł z domu.

Do Jagny i Witka przyszedł jakiś nieznajomy człowiek pytając, czy to dom Borynów i czy może się ogrzać. Uzyskawszy przyzwolenie, usiadł, stając się obiektem bacznej obserwacji młodej gospodyni. Gość był stary i przygarbiony, ubrany w pański ubiór. Siedział zamyślony. W chwilę później przyszły również sąsiadki, chcąc nasycić swoje plotkarskie oczy widokiem obcego.

Wraz z nadejściem wieczoru sąsiadki zrezygnowały z przyglądania się i poszły, a wówczas nieznajomy zapytał Jagnę, czy służył u nich Jakub Socha, którego szukał od powrotu po wszystkich wsiach. Wtedy okazało się, że obcy to brat dziedzica, którym Kuba bardzo się niegdyś opiekował. Tak oto wyjaśnił się powód dziwnej wizyty. Gość dowiedział się, że niestety, Kuba umarł jesienią. Witek opowiedział mu o dobrym sercu Sochy i naukach, jakie dzięki niemu poznał, obiecując pokazanie grobu zmarłego. Przy pożegnaniu brat dziedzica zapowiedział kolejne odwiedziny i prosił Jagnę, by przekazała mężowi jego dane - Jacek z Woli. Wieczorem w końcu doszło do potajemnego spotkania zakochanych. Jagna usłyszała słowa o tęsknocie, miłości, pożądaniu. Zaczęli się z Antkiem przytulać i całować namiętnie pod znajomym brogiem. Czułą schadzkę przerwało wołanie Boryny. Antek uciekł w stronę ogrodu, a jego ukochana pobiegła w kierunku podwórka, nieświadomie gubiąc po drodze zapaskę (chustkę) w przejściu. Rozgorączkowaną twarz potarła śniegiem, nazbierała drzewa i weszła do izby. W chwilę potem usłyszała wyrzuty męża, który szukał jej w oborze. Skłamała, że poszła po drzewo do szopy, lecz Maciej jej nie uwierzył, podejrzewając ponowne schadzki z Mateuszem. Po przyjściu Nastki gospodarz zaczął pytać o niego, lecz podejrzenia rozwiał fakt, że brat dziewczyny leżał bardzo chory.

Widząc nieufność męża i chcąc zmienić temat, Jagna zaczęła opowiadać o wizycie Jacka z Woli. Podczas kolacji dołączył do nich Roch z pytaniem, czy prawdą jest, że dziedzic nie zatrudni lipieckich chłopów przy rąbaniu lasu. Zdziwiony Boryna odparł, że nie jest wtajemniczony w te plany, ponieważ chłopi nie zawołali go na naradę, za co do tej pory czuł do nich ogromny żal. Zapowiedział, że póki dziedzic nie porozumie się z ludźmi, nie pozwolą mu wyciąć ani jednego drzewa. Po kolacji gospodarz poszedł sprawdzić obejście. Wrócił po chwili z ośnieżoną zapaską Jagny w ręku. Rzucił chustkę pod nogi żony, mówiąc, że znalazł ją przy przełazie (wąskim przejściu między sadem a szopą nakrytym dachem z rosnących gałęzi drzew, wówczas pokrytych śniegiem). Przerażona Jagna szybko znalazła wymówkę- to pies wynosi wszystko z domu. Boryna nic nie odpowiedział. Nie uwierzył w te tłumaczenia…

VII

Na wieczorze tanecznym w karczmie Antek porywa do tańca Jagnę, czym rozpoczyna awanturę z ojcem. Po groźbach Maciej, nie umiejąc poradzić sobie z narastającym gniewem, mówi żonie przykre słowa.

Po adwencie i Godach ludzie zbierali się w karczmie, gdzie planowano tańce. Dowiedzieli się tam o propozycji dziedzica, który dawał pieniężne zadatki gotowym pracować przy wyrębie lasu, najczęściej mieszkańcom okolicznych wsi. Powszechnie odczuwano to jako niesprawiedliwość, ponieważ lipczanom nie starczało na jedzenie. Zima była sroga, w chałupach panowała bieda, a wszyscy odliczali dni do wiosny, łudząc się wizjami nieokreślonego zarobku. Postępowanie dziedzica sprawiło, że czuli się oszukani. Wybrali się po radę do Kłąba i księdza, lecz niestety, nie

otrzymali tam pomocy.

W karczmie zebrała się prawie cala wieś, grzejąc się przy cieple kominka. W jednym kącie siedzieli muzykanci, a pod ścianami przy stołach popijający gorzałkę. Pojawił się nawet Mateusz, wprawdzie jeszcze nie całkiem zdrowy po pobiciu, lecz już zdolny do samodzielnego poruszania się. Zdziwił Antka przeprosinami za złe słowa o Jagnie przyznając, że kłamał i obiecując nieprzeszkadzanie w szczęściu zakochanym. Zaczęli wspólnie pić i gawędzić, jakby żadna awantura nie miała miejsca. Antek żalił się, że nie może spać ani jeść, ponieważ stale myśli o ukochanej, dla której zrobiłby wszystko. Temat miłości skończył się, gdy dosiedli się inni mężczyźni. Zaczęto się zastanawiać, czy nie zawrzeć z dziedzicem ugody, jednak przeciwni temu byli gospodarze, bowiem zwykli chłopi (bezrolni) nie mieliby możliwości zarobku przy wyrębie.

W karczmie przebywał także brat dziedzica - Jacek. Prawdą okazały się wszelkie krążące na temat jego dobrego serca historie: pomagał mieszkańcom wiosek, dziewczęta uczył przyśpiewek i pieśni. W pewnym momencie grono gości powiększyli Boryna, Jagna, Józka i Nastka. Maciej przywitał się z nielicznymi gospodarzami - bogatsi chłopi bawili się na chrzcinach dziecka wójta. Mimo że Macieja proszono na ojca chrzestnego, urażony postępowaniem gospodarzy w sprawie niedawnej narady - odmówił.

Kiedy Antek ujrzał Jagnę,: „(…)zaś już nie spuszczał oczów z Jagusi, stała właśnie przy szynkwasie, chłopaki się do niej sypnęli zapraszać do tańca, odmawiała pogadując wesoło, a ukradkiem przebierając oczami wskróś ludzi - taka urodna widziała się dzisiaj, że choć naród już był napity, a spoglądali na nią z podziwem. Ponad wszystkie piękniejsza (…) żadna ani się równała z Jagną, żadna. Przenosiła wszystkie urodą, strojem, postawą i tymi modrymi, jarzącymi ślepiami, jako róża przenosi one nasturcje a malwy, a georginie, a maki, że zgoła podlejsze się przy niej widzą, tak ci ona przenosiła wszystkie i nad wszystkie panowała. Przystroiła się też dzisiaj kiej na jakie wesele; wełniak wdziała gorącożółty w zielone a białe pasy, stanik zaś z modrego aksamitu, dziergany złotą nitką i głęboko, do pół piersi wycięty, a na koszuli cieniuśkiej, która bieluchną fryzką burzyła się suto koło szyi i przy dłoniach, zawiesiła rzędy korali, bursztynów i onych pereł, na włosach miała chusteczkę jedwabną, modrawą, w różowy rzucik farbowaną, a końce od niej puściła na plecy”. Jankiel zaprowadził starego Borynę do alkierza, gdzie przebywał już kowal, który opuścił chrzciny najwcześniej. Tymczasem Antek podszedł do Jagny, objął ją wpół i porwał to tańca. Podczas pląsów nie zwracali uwagi na bacznie obserwujących ich i szepczących ludzi: „Ale Antkowi już było wszystko jedno dzisiaj, skoro jeno poczuł ją przy sobie, skoro przycisnął do się, że aż się prężyła i przywierała te lube modre oczy, to się już był całkiem zapamiętał! Radość w nim grała i takie wesele, jak kieby się ten zwiesnowy dzień w nim zrobił. Zapomniał o ludziach i świecie całym, krew w nim zawrzała i moc wstała taka harda, nieustępliwa, aż mu piersi rozpierało! A Jaguś też była całkiem jakby utopiona w lubości i w zapamiętaniu! Unosił ją jak ten smok, nie opierała się temu, bo jakże, mogłaby to, kiej kręcił nią, ponosił, przyciskał, że chwilami mroczało w niej i traciła z pamięci świat wszystek, a grało w niej takim weselem, młodością, uciechą, że już nic nie widziała, ino te jego brwie czarne, te oczy przepaściste, a te wargi czerwone, ciągnące!”.

Tańczyli już z godzinę, a zostali sami na parkiecie. Inni nie mogli dotrzymać szybkiego tempa, za to otoczyli ich kołem. Antek cały czas rzucał pieniądze muzykantom, by w chwilach przerwy fundować wszystkim gorzałkę. Gdy po jakimś czasie pojawił się Boryna, zaalarmowany przez obecne kobiety, zbliżył się do tańczącej pary i głośno powiedział żonie: „- Do domu! - (…) gdy nadlecieli, i chciał ją chycić za rękę, ale w ten mig Antek zakręcił w miejscu i poniósł dalej, że próżno chciała się wyrwać. Podskoczył wtedy Boryna, rozwalił koło, wyrwał ją z Antkowych ramion, nie popuścił i nie spojrzawszy nawet na syna wiódł z karczmy”. Antek wybiegł. Dogoniwszy ojca z macochą przy stawie, usłyszał, by nie zaczepiał ludzi i odszedł (Jagna w tym czasie uciekła do domu). Nieprzytomny ze złości, pijany doleciał do ojca z krzykiem, by puścił do niego Jagnę, i z pięściami, gotów do bicia. Gdy Boryna ponownie poradził, by odszedł, bo w przeciwnym razie „zakatrupi go jak psa”, Antek otrzeźwiał, słysząc słowa ojca i widząc jego oczy. Zszedł z drogi. Maciej poszedł do domu.

Młody zalotnik dopiero w karczmie zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Ktoś posłał po Hankę. Ludzie rozchodzili się do domów, a Jankiel zamykał lokal. Żona prosiła, by Antek wrócił z nią do domu, na co usłyszała: „- Idź sama, nie pójdę z tobą! Mówię ci, odejdź! - krzyknął groźnie, a potem nagle, nie wiada laczego, nachylił się do niej i w samą twarz powiedział: - Żeby mnie w kajdany skuli, w lochu zamknęli, wolniejszym bym był niźli przy tobie, słyszysz, wolniejszym!”. Wyszła z płaczem.

Po chwili także i on opuścił karczmę. Chodził bez celu dookoła stawu, a ze względu na dokuczliwe zimno w końcu całkowicie wytrzeźwiał. W głowie huczały mu słowa ojca, którego się bał, a serce ściskała mu rozpaczliwa miłość do Jagny. Mijając kościół, zobaczył jakąś postać leżącą krzyżem na śniegu pod figurką i płaczącą z prośbą o miłosierdzie Boże. Podszedł, myśląc, iż to jakiś wędrowiec. Była to Hanka, wyglądająca i zachowująca się dziwnie. Podniósł ją ze śniegu i chwyciwszy jej ciężarne ciało pod boki, powiedział, że pójdą razem do domu. Kobieta nie opierała się. Całą drogę szli w milczeniu przerywanym jedynie płaczem Hanki.

VIII

Po potańcówce w domu Borynów panuje zła atmosfera. Zawstydzony Maciej usprawiedliwia przez ludźmi postępowanie żony, która nadal spotyka się z pasierbem.

W domu u Borynów po zajściu w karczmie było cicho i smutno. Schorowany Maciej leżał w łóżku, wszystko ściskając w sobie. Nie powiedział żonie ani jednego złego słowa. Nie skarżył się nawet Dominikowej, która codziennie smarowała mu bolące boki gorącym olejem, tłumacząc córkę przez Boryną. Całą winą obarczyła jego, ponieważ poszedł pić do alkierza, zostawiając młodą i potrzebującą zabawy Jagnę wśród tańczących par. Mówiła: „- Nic to innego, tylko wątroba się wama zapiekła albo macica opadła! - rzekła Dominikowa, smarując mu boki gorącym olejem” Jagna od kilku dni była blada, odmawiała jedzenia, cierpiała na bezsenność. Nie mogła nawet pracować, cały czas czuła na sobie wzrok leżącego męża. Nie miała też z kim porozmawiać, ponieważ matki często nie było w domu. Parę razy po kryjomu, choć z wielki strachem sprawdzała, czy pod brogiem nie czekał Antek, zawsze bezskutecznie. Po paru dniach Maciej wstał z łóżka i chodził z sąsiedzkimi wizytami, pierwszy zaczynając rozmowę o potańcówce w karczmie. Wszystko obracał w żart, chcąc zapewnić sąsiadów, że nic się nie stało. Nikt jednak nie wierzył jego słowom, ponieważ wiedziano, iż był najpoważniejszym gospodarzem we wsi, człowiekiem dumnym, czasem nieprzyjemnym. Plotkowano, że tłumaczy całe zajście w obawie, że wezmą go „na języki”. Jedynie sołtys Szymon powiedział, co myśli naprawdę: „- Baj baju, chłop śliwy rwie, a ino ich dwie! Ludzkie gadanie jest jak ten ogień, nie przygasicie pazurami, sam się musi wypalić! A to wam jeno przypomnę, com był rzekł przed ślubem: jak stary bierze młodą, złego nie odegna i święconą wodą!”, czym ogromnie rozzłościł Borynę

Odtąd wiele się zmieniło…Maciej znowu wszystkiego pilnował i wszystko trzymał w garści jak dawniej. Nie opuszczał obejścia na krok, przebywał w izbie nawet wieczorami, stale pilnując Jagusi, której świąteczne ubrania zamknął w skrzyni, a klucz nosił przy sobie. Domowe obowiązki zlecił Józce, odbierając tym samym żonie rolę gospodyni. Ponieważ Jagna stale żaliła się matce na takie traktowanie, Dominikowa próbowała ponownie rozmawiać z zięciem, ale usłyszała, że jej córka była panią do tej pory, robiła, co chciała, ale nie uszanowała przywilejów, dlatego nadszedł czas na zmiany. Boryna kategorycznie oznajmił również, że nie życzy sobie powrotu do tego tematu. Choć niejednokrotnie słyszał w nocy płacz żony, wiedział, że tylko cierpliwością i wytrwałością wywoła jakieś zmiany.

Pewnego wieczoru Jagustynka poradziła Jagnie, by nie dopuszczała do siebie męża, co było według niej doskonałym sposobem na wychowanie każdego mężczyzny. Po długich namysłach wieczorem dziewczyna w obecności kowala, Nastki, Rocha powiedziała do męża, by dał jej klucze do skrzyni, ponieważ chce przewietrzyć ubrania. Zawstydzony Boryna spełnił jej prośbę, a gdy potem wyciągnął rękę, by oddała klucze, usłyszał harde słowa Jagny, że w skrzyni są jej ubrania i sama będzie ich pilnować. Od tego wieczoru u Borynów rozpoczęła się prawdziwa wojna. Kłótniom, które słyszała cała wieś, nie było końca. Małżonkowie prześcigali się we wzajemnych złośliwościach. Jagna wieczorami przenosiła się do izby po drugiej stronie sieni, a w niedzielę, odświętnie ubrana, podążała samotnie do kościoła. Dumny i bogaty, lecz jednocześnie i zmęczony gospodarz coraz częściej, by uchronić się przed nowymi plotkami, ustępował żonie.

Podczas kolędy ksiądz powiedział Borynie, że zna przebieg zajścia w karczmie. Kazał wybaczyć niewinnej Jagnie, oskarżając o wszystko Antka. Zobaczywszy oswojonego boćka, którym opiekował się Witek, zachwycił się nim. Boryna obiecał, że Witek zaniesie ptaka na plebanię. Mimo całodziennego płaczu wieczorem chłopak oddał boćka.

Ulegając namowom księdza, Maciej próbował zmienić postępowanie względem żony, lecz spokój i radość nie zawitały już do ich domu. Jagna znienawidziła męża, coraz częściej wychodząc pod bróg do Antka. W schadzkach pomagali jej Witek i Jagustynka. Chłopak wywoływał Jagnę z domu, mszcząc się w ten sposób na Borynie za oddanie boćka. Przywiązał się do Jagny, która nie krzyczała na niego i podsuwała lepsze jedzenie. Rola Jagustynki, nielubiącej bogaczy za ciężkie i nędzne życie, polegała zaś na tym, że kryła dziewczynę mówiąc, iż jest u matki lub w obejściu. Gdy tylko Antek wracał z pracy, stara kobieta przekazywała mu wieści od ukochanej, przynosząc z kolei dziewczynie plotki na jej temat, krążące po wsi. Nie była jednak uczciwa - pewnego dnia powiedziała Maciejowi, że Antek chodzi po wsi grożąc, że spali ojca. Odtąd Boryna ze strachu obchodził budynki gospodarcze nawet w nocy, stale pilnując obejścia. Stał się bardzo milczący i zamknięty. Tak mijały zimowe dniPewnego dnia wójt przyniósł Borynie wezwanie na rozprawę sądową wyznaczoną na następny dzień. Namawiał go przy tym, nie pierwszy raz zresztą, by przyłączył się do niego, młynarza i kowala. Oni już podpisali umowę ze dworem, dotyczącą pozwolenia na zwożenie drzewa do tartaku (potem przerabiali je na deski i sprzedawali w mieście), na czym Maciej mógłby zarobić nawet sto rubli. Usłyszawszy to, Boryna wypomniał, że ludzie mają do nich żal za podpisanie z dziedzicem ugody uniemożliwiającej prostym chłopom zarobek. Wójtowi, obruszonemu i zniesmaczonemu oskarżeniami, udało się w końcu namówić Borynę do spółki. Umówili się na spotkanie następnego dnia (po powrocie Boryny z sądu) u młynarza, by ustalić szczegóły umowy. Po wyjściu wójta Maciej udał się na podwórze, poszukując Jagny, którą zobaczył powracającą od strony przełazu. Na pytanie, gdzie była, odburknęła jakieś słowo, po czym poszła do chałupy. Później, gdy rodzina szykowała się do spania, Boryna zgodził się, by żona z Józką poszły nazajutrz do Kłąbów z kądzielą, choć wcześniej im zabraniał. Był zdecydowanie w dużo lepszym humorze.

IX

Hanka, mimo zamieci i zaawansowanej ciąży, udaje się ze swym ojcem do lasu po drewno na opał. W drodze powrotnej spotyka powracającego z sądu Macieja. Godzą się. We wsi wybucha pożar.

Chociaż od rana panowała zamieć, Hanka wybrała się z ojcem i wiejskimi komornicami po susz do lasu. W chałupie było przeraźliwie zimno, nie było czym rozpalić ognia - to zmusiło do wędrówki największych biedaków ze wsi. Mimo że Hanka była w ciąży, nie żaliła się nikomu na swój los, znosząc głód i zimno. Tymczasem jej mąż siedział w ciepłej karczmie, gdzie przepijał pieniądze. Słów, które niegdyś tam od niego usłyszała, nie wybaczyła nigdy. Ostatnie miesiące pozostawiły ślad na jej ciele - schudła, zapadła się.

Doszli do lasu: „Bór był stary, ogromny, wyniosły; sosna stała przy sośnie nieprzeliczoną ciżbą, gęstwą nieprzebraną, a tak śmigłą, prostą i mocarną, że widziały się kiej te wielgachne słupy z opleśniałej miedzi, majaczące w mroku szarozielonych sklepień nieprzejrzanymi rzędami - posępne, lodowe brzaski biły z dołu od śniegów, zaś w górze, przez strzępiaste konary, niby wskroś zdziurawionych strzech, świtało niebo białawe i mętne. Wichura przewalała się górą, że czasami cichość się czyniła jakby w kościele, kiedy to z nagła organy zmilkną i śpiewy ustaną, a jeno szemrzą wzdychy ostatnie, tupoty, pogasłe brzmienia pacierzów i te przytajone, konające nuty - bór stawał wtedy nieruchomy, oniemiały, jakby wsłuchany w grzmotliwą wrzawę, w ten dziki krzyk pól tratowanych, co rwał się gdziesik ze świata i niósł wysoko, daleko, że tylko jękliwym świegotem drgał po lesie”.

Hanka nazbierała w płachtę tyle drewna, ile mogła udźwignąć na plecach. Tymczasem ojciec przewiązał sznurkiem pęk suszu i wlókł go za sobą. Wracali do wioski, pozostawiwszy zbierające chrust kobiety w lesie. Droga nie była łatwa - zapadali się w śnieg po kolana, wiatr dmuchał tak, iż nie wiedzieli, w którą stronę iść. Dotarli w końcu do drogi, robiąc postój pod świętym krzyżem Chrystusowym, by po chwili ruszyć znowu: „(…)ciężar ją przygniatał, sęki wpijały się w plecy i chociaż przez zapaskę i kaftan, a wgniatały się w żywe mięso, ramiona ją strasznie bolały, a zaś ten węzeł płachty, zakręcony w kij, wrzynał się w gardziel i dusił, szła coraz wolniej i ciężej”. Hanka prosiła Boga, by dodał jej sił i bezpiecznie zaprowadził do domu. Płakała i traciła nadzieję, coraz głębiej zapadając w zaspy, przewracając się i podnosząc z wielkim ciężarem na plecach. Już nie miała sił wygrzebywać się ze śniegu, gdy nagle usłyszała dzwoneczki u sań, którymi jechał Boryna w towarzystwie Witka i Jambrożego (wracali z sądu). Gdy mijali kobietę, Maciej zatrzymał się i zaproponował synowej podwiezienie, ponieważ w błogosławionym stanie nie powinna się przemęczać. Poinformował, że Bylicę, który siedział pod drzewem i płakał z wyczerpania, drugimi saniami zabrał Bartek. Boryna z litością patrzył na skuloną synową, dziwiąc się jej spokojowi i zmianie, która w niej zaszła od momentu ostatniego spotkania. Gdy przyznał się do spostrzeżeń, Hanka odpowiedziała, że zawdzięcza wszystko biedzie. Po przywiezieniu do chałupy Boryna szepnął synowej, by go odwiedziła, za co ucałowała teścia w rękę. Za chwilę pojawił się również Bylica na drugich saniach. Hanka natychmiast rozpaliła ogień, nakarmiła dzieci, a ojciec zachwalał postępowanie Boryny, prosząc, by córka pogodziła się z Maciejem. Gdy Bylica zasnął, wyglądała nadejścia męża. Postanowiła, że choćby Antek zabronił jej pójść do Boryny - nie posłucha. Usłyszany wrzask sprawił, że wybiegła przez izbę i zobaczyła ogień pośrodku wsi. Z naprzeciwka biegł zakrwawiony Antek, bez czapki, z osmoloną twarzą i dzikim spojrzeniem w oczach. Wciągnął ją do izby, mimo że chciała sprawdzić, czy to nie jest ogień z pola jego ojca…

X

Na wieczorze kądzieli u Kłębów Roch opowiada o jastrzębiu, koniu i innych zwierzętach. Potem następuje kolejna schadzka kochanków.

Tego samego dnia, kiedy Boryna pojechał saniami do sądu, Jagna z Józką i Nastką poszły wieczorem do Kłąbów na „pszęślicową wieczornicę”, w której uczestniczyło wiele osób. Panowała radosna atmosfera, słychać było furkoczące wrzeciona. Po przyjściu Mateusza i Rocha (teraz mieszkał i uczył u Kłąbów) wszyscy czekali na wizytę przebranych dzieci ze wsi (był to kolejny tradycyjny zwyczaj).

Roch, wysłuchawszy próśb dziewcząt, opowiadał zebranym historie o królach, wojnach, górach, leniwym koniu. Ta ostatnia szczególnie przypadła wszystkim do gustu, ponieważ traktowała o odkupieniu winy i przebaczeniu. W trakcie tych opowieści pojawił się Antek, lecz Jagna udawała, że go nie widzi. Potem zebrani zaczęli śpiewać religijne pieśni, którym na fleciku wtórował Mateusz. Było już bardzo późno. Gdy nikt nie patrzył, kochankowie wymknęli się niepostrzeżenie. Antek w sieni chwycił Jagnę za rękę i poprowadził daleko za stodoły.

XI

W czasie upojnych chwil w brogu zakochani zostają wyśledzeni i podsłuchani przez Borynę, który zastawia i podpala wyjście ze stogu siana, czekając na zewnątrz z widłami. Jagnie i Antkowi udaje się uciec

.Dobiegli do zasp, leżących daleko od wsi. Upadli zmęczeni i sczęśliwi, aż zaparło im dech w piersiach. Przytuleni: „Byli spowici jeszcze w czarodziejską tęczę cudów i marzeń, że płynęli jakby z korowodem tych dziwów, wywołanych przed chwilą, przez baśniowe kraje szli, na wskróś tych scen nadludzkich, wszystkich stawań, wszystkich cudów, przez najgłębsze kręgi zdumień i oczarowań. Jawy kołysały się w cieniach, po niebie błądziły, wyrastały z każdym spojrzeniem oczu, przez serca płynęły, aż chwilami przytajali oddechy, zamierali z trwogi i przywarci do siebie, oniemieli, zalękli, wpatrywali się w bezdenną, skłębioną głąb marzenia, aż rozkwitały im dusze w kwiat zdumień, w prześwięty kwiat wiary i modlitewnych uniesień, że padali na samo dno podziwu i niepamięci”. Momentami powracali do przytomności, a Jagna mówiła wtedy, ze pójdzie za ukochanym na koniec świata, ponieważ opętał ją miłością. Antek mówił to samo… Ogarnął ich szał namiętności. Noc była mroźna i ciemna, ale nie dla nich. „I porwani miłosną wichurą, oślepli na wszystko, oszaleli, wyzbyci z pamięci stopieni z, sobą jako dwie żagwie płonące, nieśli się w tę noc nieprzejrzaną, w pustkę i głuchą samotność, by oddawać się sobie na śmierć, do dna dusz, pożeranych wieczystym głodem trwania... Nie mogli już mówić, tylko nieprzytomne krzyki rwały się im gdziesik aż z samych trzewiów, tylko szepty zduszone, porwane a strzeliste jak wytryski ognia, słowa błędne i opite szałem, spojrzenia żrące do szpiku, spojrzenia struchlałe obłąkaniem, spojrzenia huraganów walących na siebie, aż przejął ich taki straszny dygot żądzy że zwarli się z dzikim skowytem i padli... nieprzytomni zgoła. . . Świat się wszystek zakołował i runął wraz z nimi w ogniste przepaście...”. Gdy śnieg, na którym leżeli, zmiękł, Antek: „Ogarnął ją sobą i rozgrzewał takimi całunkami, aż oboje wnet zabaczyli o całym świecie, objęli się krzepko w pas i poszli jakąś dróżką, która się im sama nawinęła pod nogi; szli kołysząc się ciężko ruchem drzew, pokrytych nadmiarem kwiatów i kolebiących się cicho w pszczelnym brzęku...”. Wracali przytuleni i nieprzytomni za szczęścia. Za Borynową stodołą przycupnęli, Antek tulił ukochaną płaczącą ze szczęścia. Schowali się jednak do brogu (weszli w stóg siana przez otwór tuż nad ziemią), słysząc jakieś głosy. „Cień jakiś oderwał się od ścian i przygarbiony posuwał się po śniegach, był coraz bliżej, wyrastał, zatrzymywał się co mghienie i znowu szedł... skręcił za bróg od pola, przyczołgał się prawie pod otwór i nasłuchiwał długo... Potem przesunął się do przełazu i zniknął pod drzewami... Nie wyszło i Zdrowaś, kiej się znowu pokazał wlekąc za sobą wielgachną wiązkę słomy, przystanął na mgnienie, posłuchał i skoczył do brogu, przytkał wiązką dziurę...trzasnęła zapałka i ogień w mig rozbłysnął po słomie, zatrzepał się, tysiącem jęzorów błysnął i po chwili buchnął krwawą płachtą, ogarniając całą ścianę brogu... Boryna zaś przygięty, straszny kiej trup, czatował z widłami w ręku”. W jednej chwili poczuli, że pali się bróg - dym wdzierał się do środka stogu. Antek w ciemności nie mógł znaleźć wyjścia, bo było zastawione. Udało mu się je otworzyć, do czego użył całej swej siły. Gdy wydostał się na zewnątrz, natknął się na czekającego ojca trzymającego w ręku widły. Maciej chciał go uderzyć, lecz nie trafił dokładnie, a syn uciekł. Wtedy Boryna rzucił się do brogu, lecz żony już tam także nie było - uciekła. Oszalały zaczął krzyczeć: „-Gore! Gore!”, czym szybko sprowadził ludzi na ratunek.

XII

Ludzie oglądają spalone zgliszcza, szepcząc imię podpalacza (Antka). Boryna wygania Jagnę z domu, a Hanka dowiaduje się o schadzce męża w spalonym brogu. Gdy powraca od teścia z zapasami jedzenia, pierwszy raz przeciwstawia się Antkowi.

Takiego wydarzenia jak minionej nocy w Lipcach jeszcze nie było. Bróg był doszczętnie spalony, a ogień jeszcze nie zgasł, cały czas się tlił. Ktoś z pogorzeliska wyjął kawałek szmaty, w której ludzie rozpoznali zapaskę Jagusi. Plotkowali, że sprawcą pożaru był Antek, stale odgrażający się po wsi, że spali ojca. O wszystko obwiniali parę kochanków. Boryna nie brał udziału w oględzinach resztek brogu. Już rozniosła się wieś o tym, że pobił żonę i wygnał do matki. Przyjechał pisarz ze strażnikiem i zajęli się badaniem przyczyny pożaru. Do siebie zaprosił ich Maciej, a zdziwieni ludzie pytali, czemu nie aresztowano Antka.

Nadszedł marcowy dzień ostatków. W karczmie grali muzykanci, gospodynie smażyły pączki… W jednym z domów jednak nie pielęgnowano zwyczaju. Od nocy pożaru, gdy Hanka dowiedziała się od Weronki o wszystkich jego szczegółach, przestała się odzywać. Nie spała, przestała jeść, straciła chęć do życia. Nie wiedziała, co się działo wokół, popadła w apatię. Opiekę nad dziećmi przejęła jej siostra, ponieważ Antek całymi dniami była nieobecny.

Kobieta: „Dopiero trzeciego dnia jakoś przebudziła się; przecknęła jakby ze snu strasznego, ale tak zmieniona, że kieby zgoła inna podniesła się z tej martwicy, twarz miała szarą, popielną zgoła, porytą zmarszczkami, postarzałą o lata, a tak przystygłą, że jakoby ją kto z drzewa wyrzezał, jeno oczy gorzały bystro a sucho i usta zacinały się mocno, opadła przy tym do cna z ciała, że szmaty wisiały na niej kiej na kołku. Powstała znowu do życia, ale i na wnątrzu przemieniona, bo choć dawną duszę miała jakby zetloną na proch, to w sercu poczuła jakąś dziwną, nie odczuwaną dawniej moc, nieustępliwą siłę życia i walki, hardą pewność, że przemoże i weźmie górę nad wszystkim”. Podziękowała za pomoc Weronce, którą zdziwiła nagłą zmianą zachowania. Przestała narzekać na męża, na los, co było jej dotychczasowym zwyczajem.

W środę popielcową Hanka poszła z obiecanymi odwiedzinami do teścia, któremu padła do nóg. Bardzo długo rozmawiali, a na koniec wizyty Boryna kazał Józce przyszykować synowej i wnukom jedzenie (trzeba było zawieźć je na sankach, tak hojny się okazał). Dał też trochę pieniędzy i poprosił, by przychodziła częściej. Po powrocie Hanka zastała w domu ponurego męża, który zagroził, że jeśli nie odda ojcu otrzymanych rzeczy, wyrzuci wszystko za drzwi. W momencie, gdy doskoczył z zamiarem uderzenia, wstąpiła w nią taka siła, że chwyciła za maglownicę, gotowa się bronić. Usłyszała: „- Tanio cię kupił, glonkiem chleba jak tego psa - mruknął ponuro”, na co odparła hardo: „- Jeszcześ taniej nas i siebie przedał, bo za Jagniną kieckę! - wykrzyknęła bez namysłu, że zwinął się jakby nożem pehnięty, ale Hanka jakby się naraz wściekła, zalały ją wspomnienia krzywd, że buchnęła nagłym, wezbranym potokiem wypominków i żalów wiecznie tajonych, nie darowała mu już nic, nie przepomniała ani jednej przewiny, ani jednego zła, a jeno biła w niego zapamiętałością kieby tymi cepami, żebych mogła - zabiłaby na śmierć w tej minucie!...”. Te słowa spowodowały, że Antek przestraszył się odmienionej żony; nie widział jej jeszcze w takim stanie. Od czasu pożaru pił nieustannie, tracąc pracę. Miał za kompanów najgorszych awanturników ze wsi. Wspólnie wszczynali awantury, dlatego ludzie skarżyli się księdzu i wójtowi. Aby zapłacić rachunki w karczmie, Antek sprzedał nawet ostatnią jałówkę. Nie przestał jednak schadzek z Jagną. Odbywały się teraz w stodole u Dominikowej. Pewnego dnia, gdy dowiedział się, że ukochana wróciła do męża, był zdruzgotany. Nie został o tym uprzedzony, mimo że poprzedniego wieczoru spotkali się tak jak zawsze. Choć chodził stale nieopodal podwórza ojca, nie widział Jagny już od paru dni. Mając jeszcze nadzieję na spotkanie na nieszporach, poszedł nawet do kościoła, lecz i tam jej nie ujrzał. Usłyszał za to kazanie traktujące o wyrodnych synach, podpalających rodziców. Ksiądz patrzył wprost na niego… Nakazał wiernym, by przepędzali „zbója”, ponieważ w przeciwnym razie popełnią grzech.

Po opuszczeniu kościoła zrozumiał swój grzech i winę. Wszędzie, dokąd wchodził, ludzie wychodzili lub odwracali od niego głowę, a Gołębowa - matka Mateusza - otwarcie wypędziła Antka z chałupy i wyklęła go. Wszyscy potępili Antka. Rozumiał powody, lecz nie potrafił pohamować rosnącej złości na ojca, któremu poprzysiągł zemstę.

XIII

Choć Boryna przyjmuje żonę z powrotem do domu, traktuje ją oschle (jak dziewkę do pracy). Kochankowie zrywają romans, a chłopi ruszają na bitwę w obronie lasu przed wyrębem. W czasie ostrej walki miedzy lipczanami a ludźmi dziedzica Antek staje w obronie pobitego przez borowego ojca i zabija pracownika dziedzica.

W Lipcach panowała bieda. Ludziom skończyły się zapasy jedzenia, a Jankiel również nie chciał dawać więcej na kredyt - sam był coraz biedniejszy…Dziedzic dotrzymał słowa i do pracy przy wyrębie lasu nie zatrudnił żadnego chłopa z wioski. Wraz z odwilżą pojawiły się choroby. Ospa zabrała dwoje dzieci wójta, żniwa zbierały także tyfus i gorączka.

Odkąd Boryna z powrotem przyjął Jagnę, zmienił się nie do poznania. Przestał ją pilnować, mimo że wiedział o kolejnych schadzkach z Antkiem (którego nadal kochała). Nie awanturował się, nie wypominał niczego, za to traktował ją jak prostą dziewkę do pracy. Mimo ciągłych umizgów żony i propozycji zgody po przyłapaniu na zdradzie coś w nim pękło. Jagna, nie czując ciężaru popełnionego grzechu, zmęczona sytuacją w domu, nieraz chciała wrócić do matki, lecz ta nakazała jej żyć przy mężu grożąc, że nigdy córki nie przyjmie. Plotkowano, że Boryna zmienił zapis sporządzony przed ślubem, lecz były to jedynie domysły. Codziennie odwiedzała go Hanka, którą bardzo

polubił. Pozwalał, by wnuki, które tak naprawdę pokochał dopiero teraz, zostawały na noc.

Jagna nadal kochała Antka, lecz uczucie umierało. Po pamiętnej nocy pożaru spotykała się z nim już nie z miłości, lecz przymusu, żalu i rozpaczy. Czuła się zawiedzona, myślała, że jest inny, a okazał się jedynie zawziętym i grzesznym człowiekiem (sama nie czuła się winna współudziału w nieprzyzwoitym postępowaniu). W dniu, w którym doszło do kłótni między kochankami, spotkali się za stodołą. Antek całował ukochaną i przytulał, a gdy powiedziała, że musi wracać, poczuł niepokój. Domyślił się, że już nie chciała z nim być, odtrącając tak, jak wszyscy. Wyrzucił z siebie: „- A to ci jeszcze powiem, bo swoją głupią głową nie miarkujesz, że jeślim na takie psy zeszedł, to i bez ciebie, bez to, żem cię miłował, rozumiesz, bez to! Za cóż to mnie ksiądz wypomniał i wygnał z kościoła kiej zbója, za ciebie! Za cóż to wieś cała mnie odstąpiła kiej parszywego, za ciebie! Wycierzpiałem wszyćko, przeniosłem, nawet i na to nie pomstowałem, że ci stary mojego rodzonego grontu zapisał tylachna... A tobie się już mierzi że mną, wywijasz się kiej ten piskorz, cyganisz, uciekasz, bojasz się mnie i patrzysz na mnie jak wszystkie, kiej na tego mordownika i najgorszego! Innego ci już potrza, innego! rada byś, bych parobki za tobą ganiały kiej te psy na zwiesnę, ty!... - krzyczał zapamiętale i te wszystkie krzywdy, złoście, jakimi się karmił od dawna, jakimi jeno żył, zwalał na jej głowę, ją winił o wszystko, ją przeklinał za to, co przecierpiał, aż w końcu brakło mu już głosu i taka go złość porwała, że rzucił się do niej z pięściami, ale opamiętał się w ostatniej chwili, pchnął ją tylko na ścianę i spiesznie poszedł”. Choć biegła, rzucając się mu na szyję - nie chciał już z nią rozmawiać. Jagna czuła, że spotkała ją krzywda i niesprawiedliwość. Wieczorem wieś obiegła wiadomość o rozpoczęciu wyrębu chłopskiego lasu. Ludzie zebrali się w karczmie, pomstując na dziedzica, który wyciął im już pół boru. Antek z Mateuszem poszli do Kłąba, u którego trwała akurat narada gospodarzy. Aż do następnego dnia nikt jednak nie znał wyników spotkania. Nazajutrz Antek bił w dzwony na dzwonnicy, czym wywołał ogólny popłoch. Mateusz z Kobusem wzywali wszystkich, by wspólnie szli bronić lasu. Drogi wypełniły się ludźmi niosącymi kosy, cepy, siekiery. Wszyscy kierowali się do karczmy, gdzie czekali gospodarze. Kowal z młynarzem, którzy mieli w tym własny interes, odradzali mieszkańcom Lipiec obronę lasu i uczestnictwo w proteście. Podobnie twierdzili Roch z księdzem. Gdy w końcu przemówił Boryna (niegdysiejszy sołtys), ludzie usłyszeli: „- Narodzie chrześcijański, Polaki sprawiedliwe, gospodarze a komorniki! Krzywda się nam wszystkim stała, krzywda równa, jakiej ni ścierpieć, ni podarować! Dwór las nasz tnie, dwór nikomu z naszych roboty nie dawał, dwór cięgiem na nas nastaje i do zaguby wiedzie!... Bo i nie spamiętać mi tych krzywd, tych fantowań, tych szkód, a utrapień, jakie cały naród ponosi! Podawalim do sądu - co mu kto zrobi! Jeździlim ze skargą - na darmo. Ale miarka się przebrała, tnie nasz bór! Pozwolim to, na to, co?”. Mężczyźni, kobiety i starsze dzieci ustawili się w rzędy i ruszyli za prowadzącym pochód.

Boryną.

Na Wilczych Dołach tego dnia pracowało około czterdziestu chłopów z okolicznych wiosek. Rębacze zobaczyli na dróżce sanie z jadącym Maciejem, a za nim ogromny tłum. Po chwili stał już przed nimi rosły Boryna prosząc, by odeszli z nie swojego lasu. Pracownicy, zebrawszy sprzęt, odgrażając się odeszli. Boryna zadecydował, że w kilku pójdą na rozmowę do dziedzica. Mieli mu powiedzieć, by z wycinką poczekał aż do wyroku sądu (nie wiadomo było, jaka część boru należy do chłopów). Nagle od strony dworu wyłonili się powiadomieni przez parobka o zajściu jego mieszkańcy. Za nimi powracali rębacze. Gdy dworscy dojeżdżali konno do reprezentacji Lipiec, rządca zaczął bić kobiety batem po głowach. Ludzie już chcieli uciekać, lecz nie Boryna - on pierwszy ruszył do walki, a za nim towarzysze, ramię przy ramieniu. Zaczęła się zawzięta bitwa.

Macieja wypatrzył borowy, który po chwili doskoczył do niego, po drodze powalając Mateusza i innych. Siłowali się niczym dwa niedźwiedzie. Świadkiem tego był ukryty za drzewem Antek, który wyciągnął fuzję… celując w ojca! Nie mógł jednak strzelić. Nagle usłyszał krzyk Macieja z prośbą o ratunek. To borowy uderzył go z całej siły w głowę. Antek rzucił natychmiast fuzję i podbiegł do ojca, który: „(…) jeno charczał, krew zalewała mu twarz, głowę miał prawie na pół rozłupaną, żyw był jeszcze, ale już oczy zachodziły mu mgłą i kopał nogami”. Syn przytulił ranną głowę ojca do piersi i zaczął krzyczeć wniebogłosy, czym sprowadził zaniepokojonych ludzi. Borynę położono na gałęziach. Tymczasem Antek sprawiał wrażenie chorego umysłowo: „Naraz ucichł, przypomniał sobie z nagła wszystko i rzucił się do borowego z krzykiem przerażającym i z takim szaleństwem w oczach, że borowy się zląkł i zaczął uciekać, ale czując, że go tamten dogania, odwrócił się raptem i strzelił mu prawie prosto w piersi, nie trafił go jedak jakimś cudem, tyle jeno, że twarz osmalił, a Antek zwalił się na niego jak piorun. Próżno się bronił, próżno wymykał, próżno przywiedziony rozpaczą i strachem śmiertelnym o zmiłowanie prosił - Antek porwał go w pazury kiej ten wilk wściekły, zdusił za gardziel; aż grdyka zachrzęściała, uniósł do góry i tłukł nim o drzewa potąd, póki ostatniej pary nie puścił. A potem jakby się zapamiętał, że już nie wiedział, co robił; rzucił się w bitkę, a tam, kędy się zjawił, serca truchlały, ludzie uciekali ze strachem, bo straszny był, umazany ojcową krwią i swoją, bez czapki, z pozlepianym włosem, siny kiej trup, okropny jakiś a tak nadludzko mocny, że prawie sam jeden zmordował i pobił tę resztę dających opór, aż musieli go w końcu uspokajać i odrywać, boby zabijał na śmierć...”.

Bójka się skończyła. Kobiety opatrywały rannych, nieprzytomnego Borynę ułożono na saniach. Antek szedł obok i przytrzymywał głowę ojcu, tak, że gdy ten otworzył oczy, patrzył na syna: „(…) jakby sobie nie wierząc, aż głęboka, cicha radość rozświeciła mu twarz, poruszył ustami parę razy i z największym wysiłkiem szepnął: - Tyżeś to, synu?... Tyżeś?... I omdlał znowu”.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Chłopi - streszczenie szczegółowe Tom I, streszczenia lektur, chłopi
Chłopi - streszczenie szczegółowe Tom III, streszczenia lektur, chłopi
Chłopi - streszczenie szczegółowe Tom IV, streszczenia lektur, chłopi
Chlopi, Streszczenia lektur, Streszczenia lektur
Chłopi streszczenie, Lektury matura
Chłopi, krótkie streszczenia lektur
Makbet - streszczenie szczegółowe, streszczenia lektur
Lalka - streszczenie szczegółowe, TOM I
Ludzie bezdomni (I+II), streszczenia lektur
Lalka - streszczenie szczegółowe, język polski - liceum, streszczenia lektur
Potop straszczenie szczegółowe, język polski - liceum, streszczenia lektur
Streszczenie Krzyżaków TOM I i II(dawidziom378chomikuj pl)
streszczenie krzyżacy tom II
Ludzie bezdomni - streszczenie szczegółowe, język polski - liceum, streszczenia lektur
Inny świat streszczenie szczegółowe, JĘZYK POLSKI - OPRACOWANIA I STRESZCENIA LEKTUR
streszczenie tom II i III

więcej podobnych podstron