Ostrożnie z tą planetą, panie prezydencie
Diana Liverman jest wybitnym ekologiem. Spędziła prawie ćwierć wieku w Stanach Zjednoczonych zanim, rozczarowana narastającą wrogością wobec ochrony środowiska naturalnego, wróciła do swojej rodzinnej Anglii, gdzie pełni funkcję doradcy rządu. Oto jej słowa przestrogi.
"Kiedy w roku 1980 przyjechałam na studia podyplomowe do Kalifornii, Stany Zjednoczone były światowym liderem w dziedzinie ochrony środowiska, zarówno pod względem zaawansowania badań, jak i konkretnych zasad polityki opartych na wynikach tych badań. Dziś, niemal ćwierć wieku później, badania nad stanem środowiska w Stanach stały się przedmiotem cięć budżetowych i niechęci opinii publicznej. Media również niemal nie wykazują zainteresowania kwestiami ekologicznymi.
"Nie jest to wina amerykańskich naukowców. Ponad tysiąc badaczy przybyło na prelekcję głównego doradcy naukowego rządu brytyjskiego, Davida Kinga w zeszłym tygodniu w Seattle, jednego z najbardziej surowych krytyków anty-ekologicznej polityki tej administracji. W artykule opublikowanym niedawno w czasopiśmie Science pisał on: „Zmiany klimatyczne to najpoważniejsze zagrożenie dzisiejszego świata, poważniejsze niż terroryzm. Podejście rynkowe do ochrony środowiska, popierane przez administrację Busha, nie wystarczy. Rynek nie może zdecydować, kiedy zagrożenia przekroczą granicę, poza którą podejście rynkowe nie wystarczy; nie może też stworzyć międzynarodowej ramy, w której byłoby miejsce dla wszystkich zainteresowanych”.
"Na razie są to jednak głosy na puszczy. Co więcej, wygląda na to, iż administracji udało się przekonać opinię publiczną, iż sprawy ochrony środowiska nie zasługują na zbyt wiele uwagi. Jeszcze w roku 2000 73% Amerykanów deklarowało troskę o globalne ocieplenie. Trzy lata później liczba ta spadła do 58%. Kiedy 83% Brytyjczyków deklaruje sprzeciw wobec amerykańskiej decyzji, aby nie ratyfikować Protokołu z Kioto, zaledwie 44% Amerykanów podziela ich opinię. Co więcej, jedynie 15% mieszkańców USA wiążę spalanie węgla oraz ropy z globalnym ociepleniem. Dlaczego? Wielu może źle reagować na krytykę ich kraju. Inni są zdania, iż dostosowanie się do zmian będzie bardzo łatwe.
"Miałam tego przykład w rozmowach z moimi znajomymi z Arizony. „Nie ma takiego klimatu, który byłby nie do zniesienia przy odpowiedniej klimatyzaji i nawadnianiu pól” - twierdzili. I faktycznie, wydawać się im może, iż mają raję - w Arizonie nawet obory są chłodzone potężnymi agregatami. Ale wystarczy przejechać przez granicę Meksyku, aby przekonać się, jak niszczący może byc klimat, gdy zabraknie pieniędzy i technologii na opanowanie go, gdy latem plony wysychają na pniu, a zwierzęta hodowlane zdychają.
"W roku 2000 w Stanach Zjednoczonych podjęto odważną próbę odpowiedzi na pytania, jak zmiany klimatyczne mogłyby wpłynąć na poszczególne regiony kraju. Republikanie potraktowali jednak ten raport jako spadek po kandydaturze Ala Gore'a i zrobili wszystko, aby umniejszyć jego znaczenie. Posunęli się nawet do osobistych ataków na jego autorów, wytaczając im federalny proces sądowy zarzucający, iż zastosowali nieodpowiednie metody i posłużyli się niedostateczymi danymi.
" Chociaż proces zakończył się polubownie, wielu naukowców wydało tysiące dolarów na adwokatów. Jeśli chodziło o zastraszenie świata nauki, udało się to znakomicie. Co więcej, czasopisma publikujące przedtem informacje o zmianach klimatycznych ostatnio bardzo niechętnie widzą takie materiały, obawiając się kolejnego kosztownego procesu.
Jednocześnie prawicowym politykom udało się przekonać zwyczajnych Amerykanów, że dbałość o sprawy ekologii oznacza ogromne wyrzeczenia, jest zamachem na ich prawa do użytkowania ziemi, i że setki innych spraw ma większe znaczenie niż ekologiczne abstrakcje.
" Nie wszystko wygląda jednoznacznie ponuro. Są politycy, do których zaczyna docierać powaga problemu. Na przykład John Cain, republikanin z Arizony, stanął na czele inicjatywy zmierzającej do ograniczenia ilości wydalanego do atmosfery dwutlenku węgla Jednak inicjatywa ta, mimo poparcia przedstawicieli obydwu, upadła.
"Wielka Brytania, najbliższy sojusznik Stanów Zjednoczonych, ma wyjątkową możliwość wpłynięcia na USA w tej dziedzinie. Kolejnym sprawdzianem będzie spotkanie na szczycie G8 w czerwcu. Przekonamy się, czy powiodą się naciski dyplomatyczne. Czasu nie ma wiele. Jak powiedział David King, „nie stać nas na czekanie”.
(opracowanie T.P.)
Copyright © 2003-2005, missionpharaoh.com. All rights reserved.