Elżbieta Lisowska
katechetka
Przedstawienie teatralne p.t.
„ O ZŁYM I DOBRYM ZACHOWANIU ”
- interpretacja wierszy poetów polskich.
Julian Tuwim - „O Grzesiu kłamczuchu i jego cioci”
CIOCIA: - Wrzuciłeś, Grzesiu, list do skrzynki, jak prosiłam ?
GRZESIU: - List, proszę cioci? List? Wrzuciłem, ciociu miła!
CIOCIA: - Nie kłamiesz, Grzesiu? Lepiej przyznaj się, kochanie!
GRZESIU: - Jak ciocię kocham, proszę cioci, że nie kłamię!
CIOSIA: - Oj, Grzesiu, kłamiesz! Lepiej powiedz po dobroci!
GRZESIU : - Ja miałbym kłamać? Niemożliwe, proszę cioci!
CIOCIA: - Wuj Leon czeka na ten list, więc daj mi słowo.
GRZESIU : - No, słowo daję! I pamiętam szczegółowo:
List był do wuja Leona,
a skrzynka była czerwona,
a koperta… no, taka… tego…
nic takiego nadzwyczajnego,
a na kopercie - nazwisko
i Łódź… i ta ulica z numerem,
i pamiętam wszystko:
że jak wrzucałem ten list do skrzynki,
to przechodził tatuś Halinki.
i jeden oficer tez wrzucał,
wysoki - wysoki,
taki wysoki, że jak wrzucał, to kucał,
i jechała taksówka… i powóz…
i krowę prowadzili… i trąbił autobus,
i szły jakieś trzy dziewczynki,
jak wrzucałem ten list do skrzynki…
NARRATOR: - Ciocia szeroko otworzyła oczy ze zdumienia:
CIOCIA: - Oj, Grzesiu, Grzesiu!
Przecież ja ci wcale nie dałam żadnego listu do wrzucenia !…
Jan Brzechwa - „Samochwała”
NARRATOR: Samochwała w kącie stała i tak wciąż opowiadała:
SAMOCHWAŁA: Zdolna jestem niesłychanie,
najpiękniejsze mam ubranie,
moja buzia tryska zdrowiem,
jak coś powiem, to już powiem,
jak odpowiem, to roztropnie,
w szkole mam najlepsze stopnie,
śpiewam lepiej niż w operze,
świetnie jeżdżę na rowerze,
znakomicie muchy łapię.
Wiem, gdzie Wisła jest na mapie.
Jestem mądra, jestem zgrabna,
wiotka, słodka i powabna,
a w dodatku, daje słowo,
mam rodzinę wyjątkową:
Tato mój do pieca sięga,
moja Mama - taka tęga,
moja siostra - taka mała,
a ja jestem - samochwała.
Jan Brzechwa - „Mucha”
Z kąpieli każdy korzysta,
a mucha chciała być czysta.
W niedzielę kąpała się w smole.
A w poniedziałek - w rosole,
we wtorek - w czerwonym winie,
a znowu w środę - w czerninie,
a potem w czwartek - w bigosie,
a w piątek - w tatarskim sosie,
w sobotę - w soku z moreli…
Co miała z takich kąpieli?
Co miała? Zmartwienie miała,
bo z brudu lepi się cała,
a na myśl jej nie przychodzi,
żeby wykąpać się w wodzie.
Jan Brzechwa - „Kłamczucha”
KŁAMCZUCHA: - Proszę Pana, proszę Pana,
zaszła u nas wielka zmiana:
Moja starsza siostra Bronka
zamieniła się w skowronka,
siedzi cały dzień na buku
i powtarza: „Kuku, kuku!”
PAN: - Pomyśl tylko, co ty pleciesz!
To zwyczajne kłamstwo przecież.
KŁAMCZUCHA: - Proszę Pana, proszę Pana,
rzecz się stała niesłychana:
zamiast deszczu u sąsiada
dziś padała oranżada,
i w dodatku całkiem sucha.
PAN: - Fe, nieładnie! Fe, kłamczucha!
KŁAMCZUCHA: - To nie wszystko, proszę Pana!
U stryjenki wczoraj z rana
abecadło z pieca spadło,
całą pieczeń z rondla zjadło,
a tymczasem na obiedzie
miał być lew i dwa niedźwiedzie.
PAN: - To dopiero jest kłamczucha!
KŁAMCZUCHA: - Proszę Pana, niech Pan słucha!
Po południu na zabawie
utonęła kaczka w stawie.
Pan nie wierzy? Daję słowo!
Sprowadzono straż ogniową,
przecedzono wodę sitem,
a co ryb złowiono przy tym!
PAN: - Fe, nieładnie!
Któż tak kłamie?
Zaraz się poskarżę mamie!
Jan Brzechwa - „ Skarżypyta”
SKARŻYPYTA: - Piotruś nie był dzisiaj w szkole,
Antek zrobił dziurę w stole,
Wanda obrus poplamiła,
Zosia zębów nie umyła,
Jarek zgubił klucz, a Wacek
zjadł ze stołu cały placek.
NAUCZYCIEL: - Któż się ciebie o to pyta?!
SKARŻYPYTA: - Nikt, ja jestem skarżypyta.
Jan Brzechwa - „Leń”
NARRATOR: - Na tapczanie siedzi leń, nic nie robi cały dzień.
LEŃ: - O, wypraszam to sobie!
Jak to ja nic nie robię?
A kto siedzi na tapczanie?
A kto zjadł pierwsze śniadanie?
A kto dzisiaj pluł i łapał?
A kto się w głowę podrapał?
A kto dziś zgubił kalosze?
O! Proszę!
NARRATOR: - Na tapczanie siedzi leń, nic nie robi cały dzień.
LEŃ: - Przepraszam! A tranu nie piłem?
A uszu dzisiaj nie myłem?
A nie urwałem guzika?
A nie pokazałem języka?
Anie chodziłem się strzyc?
To wszystko nazywa się nic?
NARRATOR: - Na tapczanie siedzi leń, nic nie robi cały dzień.
Nie poszedł do szkoły, bo mu się nie chciało,
nie odrobił lekcji, bo czasu miał za mało,
nie zasznurował trzewików, bo nie miał ochoty,
nie powiedział „dzień dobry”, bo z tym za dużo roboty,
nie napoił Azorka, bo za daleko jest woda,
nie nakarmił kanarka, bo czasu mu było szkoda;
miał zjeść kolację - tylko ustami mlasnął,
miał położyć się spać - nie zdążył - zasnął.
Śniło mu się , że nad czymś ogromnie się trudził;
tak zmęczył się tym snem, że się obudził.
Maria Konopnicka - „Stefek Burczymucha”
NARRATOR: - O większego trudno zucha,
jak był Stefek Burczymucha…
STEFEK: - Ja nikogo się nie boję!
Choćby niedźwiedź… to dostoję!
Wilki?… Ja ich całą zgraję powybijam i pokraję!
Te hieny, te lamparty, to są dla mnie czyste żarty!
A pantery i tygrysy na szyk wezmę u swej spisy!
Lew !… Cóż lew jest?! - Kociak duży!
Naczytałem się podróży!
I znam tego jegomości, co zły jest, kiedy pości.
Szakal, wilk?… Straszna nowina!
To jest tylko większa psina!…
( Brysia mijam zaś z daleka, bo nie lubię, gdy kto szczeka! )
Komu zechcę, to dam radę!
Zaraz za ocean jadę
i nie będę Stefkiem chyba,
jak nie chwycę wieloryba!
NARRATOR: - I tak przez dzień boży cały
zuch nasz trąbi swe pochwały.
Aż raz usnął gdzieś na sianie…
Wtem się budzi niespodzianie.
Patrzy, aż tu jakieś zwierzę
do śniadania mu się bierze.
Jak nie zerwie się na nogi,
jak nie wrzaśnie z wielkiej trwogi!
Pędzi jakby chart ze smyczy…
STEFEK: - Tygrys, tato! Tygrys! - krzyczy.
TATA: - Tygrys?
NARRATOR: - Ojciec się zapyta.
STEFEK: - Ach lew może!… Miał kopyta.
Straszne! Trzy czy cztery nogi…
TATA: - Gdzie to było?
STEFEK: - Tam na sianie.
Właśnie porwał mi śniadanie…
NARRATOR: - Idzie ojciec, służba cała,
patrzą… a tu myszka mała,
polna myszka siedzi sobie
i ząbkami serek skrobie!…
Jan Brzechwa - „Kwoka”
NARRATOR: - Proszę Pana, pewna kwoka
traktowała świat z wysoka
i mówiła z przekonaniem:
KWOKA: - Grunt - to dobre wychowanie!
NARRATOR: - Zaprosiła raz więc gości, by nauczyć ich grzeczności.
Osioł pierwszy wszedł, lecz przy tym
w progu garnek stłukł kopytem.
Kwoka wielki krzyk podniosła:
KWOKA: - Widział kto takiego osła?!
NARRATOR: - Przyszła krowa. Tuż za progiem
zbiła szybę lewym rogiem.
Kwoka gniewna i surowa, zawołała:
KWOKA: - A to krowa!
NARRATOR: - Przyszła świnia prosto z błota.
Kwoka złości się i miota:
KWOKA: - Co też pani tu wyczynia?
Tak nabłocić! A to świnia!
NARRATOR: - Przyszedł baran.
Chciał na grzędzie siąść cichutko w drugim rzędzie,
grzęda pękła. Kwoka wściekła coś o łbie baranim rzekła
i dodała:
KWOKA: - Próżne słowa, takich nikt już nie wychowa.
Trudno… Wszyscy się wynoście!
No i poszli sobie goście.
NARRATOR: - Czy ta kwoka, proszę pana,
była dobrze wychowana?
Maria Konopnicka - „W szkole”
CHŁOPCZYK: - Ej, ty szkoło, nudna szkoło!
Wcale w tobie niewesoło.
Tu rozmyślasz o zabawce,
a tu siedź kamieniem w ławce
i patrz w książkę z drobnym drukiem.
GŁOS: - Ale brzydko być nieukiem!
CHŁOPCZYK: - Rozwinęły się już drzewa,
lada wróbel sobie śpiewa,
lada motyl sobie leci,
gdzie mu kwiatek się zakwieci,
a ty w szkole… w zimie, w lecie!
GŁOS: - Ale głupim źle na świecie!
CHŁOPCZYK: - Ławka twarda, niegodziwa.
Czasem aż mnie coś podrywa,
żeby chociaż kilka chwilek
jak ptak bujać, jak motylek,
żeby wybiec w łąkę, w pole…
GŁOS: - Próżniak, kto się nudzi w szkole!
Maria Konopnicka - „Sposób na laleczkę”
CÓRKA: Moja mamo, z tą laleczką
nie wytrzymam chyba dłużej!
Ciągle stoi przed lusterkiem,
ciągle tylko oczki mróży.
To się muska, to się puszy,
to sukienki wciąż odmienia,
a co zniszczy kapeluszy!
Same, same utrapienia.
Ni do książki, ni do igły,
tylko różne stroi miny,
już doprawdy, proszę mamy,
nie wytrzymam i godziny!
Klapsów chyba dam jej kilka
albo w kącie ja postawię;
dzień jest przecież do roboty,
a ta myśli o zabawie!
NARRATOR: Na to mama:
MAMA: Już ja tobie
podam sposób na laleczkę;
usiądź sobie tutaj przy mnie
i do ręki weź książeczkę.
Nie zaglądaj przez dzień cały do lusterka,
ucz się ładnie, a zobaczysz,
aż tych minek chęć odpadnie.
Chcesz poprawić swą laleczkę,
pracuj pilnie, pracuj szczerze…
Bo ci powiem, moja Julciu,
ona z ciebie przykład bierze!
6