Terroryści niezręczni - protestanckie organizacje paramilitane w Irlandii Północnej 10.06.2005 15:24
KACPER RĘKAWEK
Jeśli każemy komukolwiek wskazać jedną organizację terrorystyczną operującą w Europie w ostatnich czterdziestu latach, to możemy być w pewni, że w większości przypadków pytany wskaże IRA - Irlandzką Armię Republikańską (Irish Republican Army). Co ciekawe, skomentuje to jeszcze ironicznym uśmiechem, gdy zaznaczymy, że chodzi nam o organizację pochodzącą z Irlandii Północnej. Większość obserwatorów wydaje się bowiem zgadzać, że IRA to jedyny „terrorystyczny” aktor na scenie politycznej (piszę politycznej, a nie paramilitarnej, gdyż nadanie tej akurat grupie takiego statusu ma podkreślać jej siłę) tej części Zjednoczonego Królestwa.
Istotnie, dalsza egzystencja IRA, już nawet nie jej rozbrojenie, stanowi kluczowy element dla przyszłości politycznej Irlandii Północnej. To jej zniknięcie całkowicie warunkuje dalszy polityczny postęp procesu pokojowego, który od jesieni 2002 roku jest w stagnacji. Co ciekawe, rzecz ma się zupełnie inaczej z protestanckimi organizacjami paramilitarnymi, w praktyce terrorystycznymi, których istnienie nie stanowi takiego problemu. Wielu nawet nie zdaje sobie sprawy z ich istnienia, co może dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę ich aktywność, ilość ofiar, jakie spowodowały, czy nawet liczbę członków. Skoro jednak nikt tak głośno nie nalega ich rozbrojenie, to może rzeczywiście nie ma się czym przejmować? Być może należy się więc zgodzić z Johnnym Adairem, słynnym „Wściekłym Psem” i jednym z „brygadierów” Ulster Defence Association (UDA - Stowarzyszenie Obrony Ulsteru), który komentując fakt zrabowania przez IRA w grudniu zeszłego roku 26,5 miliona funtów z centrali Northern Bank, miał stwierdzić, że „to właśnie odróżnia Provos (od Provisional IRA - dosł. Tymczasowa IRA, tak nieoficjalnie nazywa się organizacja, jaką my znamy pod szyldem IRA) od lojalistycznych organizacji paramilitarnych, które są w stanie, co najwyżej ukraść drobniaki z budki z frytkami i hamburgerami”?
Adair być może miał i rację określając w ten sposób swoich niedawnych pobratymców, którzy kazali jemu, jego rodzinie i przyjaciołom wynieść się z Irlandii Północnej niewiele ponad 2 lata temu (zainteresowanych tematyką walk wewnętrznych w Ulster Defence Association odsyłam do rodziału „Mad Dogs and Ulstermen” książki The Armed Peace autorstwa Briana Rowana), ale nie zmienia to faktu, że pewne fakty przeczą jego słowom. Wystarczy przytoczyć pewne statystyki, które najpełniej obrazują „skuteczność” protestanckich organizacji paramilitarnych, by stać się zwolennikiem zupełnie innej tezy. Oto bowiem w czasie północnoirlandzkich „kłopotów” życie straciło 3 289 osób. Dwie największe organizacje protestanckie, wspomniana już UDA, zwykle używając nom de guerre Ulster Freedom Fighters (UFF - Bojownicy o Wolność Ulsteru) Ulster Volunteer Force (UVF - Oddział Ochotników Ulsteru) odpowiadają za śmierć dokładnie 647 z nich, co stanowi niemal 20 procent wszystkich zabitych. Do tego należy jednak doliczyć kolejne 282 osoby zabite przez członków innych grup paramilitarnych, najczęściej powiązanych z dwoma powyższymi lub też stanowiącymi tzw. „przykrywkę” dla akcji największych grup, np. Protestant Action Force to w rzeczywistości UVF. Tym samym liczba ofiar protestantów wzrasta do 28 procent wszystkich zabitych w czasie „kłopotów”. To ciągle zdecydowanie mniej niż 50 procent, za które odpowiada sama IRA, ale chociażby już więcej od liczby ofiar, które poniosły śmierć w wyniku akcji ETA od 1968 roku aż po dzień dzisiejszy.
Opisując północnoirlandzkich protestanckich paramilitarystów należy też pamiętać, że UDA to w praktyce najliczniejsza organizacja terrorystyczna Europy. W szczytowym okresie popularności (na początku lat 70-tych) jej liczebność mogła nawet sięgnąć 50 000 osób zaangażowanych w działalność paramilitarną tzn. obronę własnych ulic, dzielnic przed atakami IRA. Oczywiście nie oznacza to, że wszyscy ci ludzie byli gotowi do akcji stricte terrorystycznych, które to przeprowadzała „elita” organizacji, czyli bardzo nieliczni Ulster Freedom Fighters (UFF). Nie zmienia to faktu, że rezerwuar rekrutów dla UFF był rzeczywiście imponujący, co może stanowić kolejny argument dla przeciwników smutnej dla UDA i UVF tezy Johnnyego Adaira.
Trzeba jednak przyznać, że przez lata konfliktu w świadomości zainteresowanych utrwalił się dość specyficzny obraz protestanckich organizacji paramilitarnych. Steve Bruce, jeden z najbardziej znanych badaczy tej problematyki, nazwał ich nawet w swoim dziele The Red Hand. Protestant Paramilitaries in Northern Ireland „niezręcznymi” terrorystami. Już sam fakt, że określił ich mianem „propaństwowych terrorystów”, którzy są jedynie w stanie reagować na kampanie swoich „antypaństwowych” przeciwników i teoretycznie nie mają prawa bytu podczas nieaktywności tych drugich, mówi bardzo wiele na temat organizacji takich jak UDA i UVF. Istotnie, protestanccy terroryści prawdopodobnie w ogóle nie zaistnieliby, gdyby nie sam fakt istnienia IRA i jej „odrodzenie” pod postacią Provisional IRA pod koniec 1969 roku. Inną kwestią jest co prawda powód, dla którego IRA mogła się tak „odrodzić”, gdyż tu nie bez winy są protestanccy decydenci Irlandii Północnej i ich traktowanie katolickiej mniejszości.
Za IRA stoi ideologia, nieistotne jak realistyczna i oddziaływująca na nas - zagranicznych obserwatorów tego konfliktu, republikanizmu. Inaczej rzecz ma się z UVF i UDA, bo jaką mogą one mieć ideologię? Lojalność wobec Ulsteru? To za mało, by skontrować system wierzeń, jaki swoim zwolennikom proponują republikanie. Nie dość, że nie powiodły się próby stworzenia „własnego” systemu wierzeń, to jeszcze nie udało się także żadnej z protestanckich organizacji paramilitarnych zaadoptować na północnoirlandzkie potrzeby jakiejkolwiek innej ideologii. Flirt UVF z socjalizmem można bowiem uznać za zakończony, choć ich reprezentacja polityczna niewątpliwe jest partią socjalistyczną. Wystarczy jednak zapytać, co poszczególni członkowie organizacji myślą o zwiększonym państwowym interwencjonizmie i redystrybucji dochodu narodowego, by zorientować się, że polityka sensu stricte nie odgrywa w UVF wielkiej roli. Dawniej głównym zajęciem było mordowanie katolików, dziś to zapewnienie sobie profitów z działalności kryminalnej i nieustanne „wojny domowe” z Loyalist Volunteer Force (LVF - Lojalistyczny Oddział Ochotniczy), rozłamowcami z UVF. Nie inaczej ma się rzecz z UDA, która pod koniec lat 70-tych skłaniała się ku stworzeniu programu, w którym fundamentalnym postulatem była...niepodległość dla Ulsteru. Nie trzeba dodawać, że i z tego dość ambitnego projektu nie pozostało z biegiem lat niemalże nic, a dziś ta organizacja rozpaczliwie próbuje odbudować swoją reputację nadszarpniętą poprzez najzwyczajniejsze wykorzystywanie powierzanych jej funduszy nie na walkę z IRA a na budowę kryminalnych imperiów swoich „komendantów”.
Fundamentalnym problemem dla protestanckich organizacji paramilitarnych był fakt, że ich baza rekrutacyjna, pomimo wspomnianych pięćdziesięciu tysięcy UDA, okazała się na dłuższą metę niewystarczająca dla rozwinięcia struktur, które chociażby miała IRA. Irlandzka Armia Republikańska mogła bowiem rekrutować ludzi wywodzących się ze wszystkich klas społecznych, co prowadziło do sytuacji, w której Provisionals stali się szalenie dobrze zorganizowaną i wręcz profesjonalną organizacją terrorystyczno - kryminalną obudowaną dodatkowo organizacjami wspierającymi oraz mającą swoją polityczną reprezentację w partii Sinn Fein[1]. Protestantom nigdy się to nie udało, a było to efektem tego, iż UDA i UVF mogły rekrutować swoich członków spośród tzw. lojalistów, czyli ludzi stawiających swą lojalność dla protestanckiego Ulsteru ponad swoją brytyjskość, czyli głównie członków klasy robotniczej. Nie należy tym ludziom ujmować jakichkolwiek zdolności, ale taka sytuacja owocowała tym, że dla lojalistycznych terrorystów pewne formy aktywności terrorystycznej, kryminalnej czy nawet politycznej były zwyczajnie nieosiągalne. Po prostu nie mieli oni odpowiedniej bazy intelektualnej, która stałaby za ich działaniami, na której brak nie mogli narzekać republikanie. Stąd powiedzenie, że podczas politycznych rozmów z członkami IRA dziennikarzom trudno było nadążyć za ich tokiem rozumowania ze względu na jego skomplikowanie i złożoność, co pozostawało w totalnym kontraście z sytuacją, gdy rozmówcą był ktoś z UDA lub UVF - wtedy podobno ciężko było w jego wywodach znaleźć jakikolwiek sens...
Innym problemem był fakt, że nawet nie wszyscy spośród lojalistów byli skłonni przyłączyć się do paramilitarnych organizacji często prowadzonych przez ich sąsiadów czy też kolegów. Nie było z tym problemu w pierwszej połowie lat 70-tych, kiedy to Brytyjczycy i północnoirlandzka policja miały masę problemów ze zwalczaniem IRA i opanowaniem sytuacji w całej prowincji, która na dobrą sprawę stanęła w obliczu wojny domowej. Sprawy przybrały jednak inny obrót po zawieszeniu broni z 1975, kiedy to organizacje paramilitarne na dobrą sprawę przestały być potrzebne do walki z IRA. Zresztą już wcześniej ich przydatność w tej dziedzinie była mocna wątpliwa, choć pozwalały one na uspokojenie nastrojów wśród lojalistów, którzy mieli poczucie, że odpowiadają na przemoc republikanów.
Odtąd jednak wielu z potencjalnych rekrutów, którzy bardzo chcieli walczyć z IRA, zwyczajnie nie wstępowało do UDA lub UVF, lecz próbowało swoich sił w policji i w wojsku, które wydawały się znacznie bardziej efektywne i co więcej - działały, przynajmniej w teorii, choć wielu republikanów, by się z tym nie zgodziło, w ramach prawa.
Brak cennych rekrutów nie okazał się jedynym problemem dla protestanckich terrorystów. Kolejnym był również brak odpowiedniej klasy liderów, takich na jakich chociażby mógł liczyć oryginalny, powstały w 1912 roku UVF, będący wielką organizacją paramilitarną sprzeciwiającą się nadaniu autonomii dla Irlandii w ramach Korony Brytyjskiej. Klasa średnia i najbogatsi Irlandczycy Północni nie mieli tym razem najmniejszej ochoty na prowadzenie nowych organizacji paramilitarnych, które identyfikowały się tym razem głównie z Ulsterem, a dopiero w drugiej kolejności ze Zjednoczonym Królestwem. Tymczasem, cała populacja tamtejszych unionistów (zwolenników pozostania w ramach ww. państwa) pokładała swoją nadzieję w tym, że to mieszkańcy Wielkiej Brytanii nie stracą zainteresowania „zamorską prowincją” ich państwa.
To, że Brytyjczycy nie mieli zamiaru ustępować republikanom zadowoliło unionistów oraz doprowadziło do sytuacji, kiedy to organizacje paramilitarne reprezentujące radykalnych lojalistów zostały bardzo dalece zinfiltrowane przez służby bezpieczeństwa. Pod koniec lat 70-tych UDA i UVF traciły bardzo na znaczeniu i wydawało się, że nic już nie będzie w stanie doprowadzić do ich „odrodzenia” . Co więcej, wielu z ich dowódców nie miało zamiaru planować zbyt wielu akcji, gdyż to przyciągało uwagę sił bezpieczeństwa. Woleli więc kierować energię swoich „oddziałów” w stronę działań kryminalnych i czerpać z tego profity, co do pewnego stopnia tolerowali Brytyjczycy.
Operacyjna strona działań lojalistów pozostawiała zwłaszcza w początkach ich działalności wiele do życzenia. Często ich „ataki” ograniczały się do mordowania pierwszych napotkanych katolików, najczęściej zupełnie niewinnych ludzi, którzy stanowią przytłaczającą większość ich ofiar. Inaczej miała się rzecz z IRA, której ok.. 50 procent ofiar stanowili żołnierze i policjanci. Nie należy jednak zapominać, że republikanom znacznie łatwiej jest znaleźć cele, czyli np. umundurowanych żołnierzy. Lojaliści nie mieli tego komfortu i często mordowali zwykłych katolików ze zwyczajnej desperacji i chęci odpowiedzenia na działalność IRA. Takie działania odstręczały od nich jednak wielu potencjalnych zwolenników i rekrutów, którzy mogliby nawet zaakceptować mordowanie republikanów, ale nie wybranych losowo katolików (nie należy stawiać znaku równości między tymi dwoma grupami), co uznawane było za tzw. „sekciarskie morderstwa” (sectarian murders - popełnione tylko z powodu wyznania ofiary).
Nie lepiej było z działalnością polityczną w wykonaniu protestanckich organizacji paramilitarnych. Sukcesy „ich” partii nie mogą się równać z tymi, które stały się udziałem Sinn Fein czy chociażby Irish Republican Socialist Party, reprezentantki Irish National Liberaton Army (INLA), drugiej największej republikańskiej organizacji terrorystycznej. Partie będące sojusznikami czy tez reprezentantkami UDA i UVF działały już pod różnymi nazwami, ale nawet na chwilę obecną tylko jedna z nich, Progressive Unionist Party (PUP), będąca politycznym głosem UVF, ma tylko jednego deputowanego w zawieszonym północnoirlandzkim Zgromadzeniu. Niestety, obie organizacje dość szybko przekonały się, że nawet lojalistyczny elektorat jest niechętny do głosowania na ich kandydatów, którzy po swoich paramilitarnych wyczynach mogli nawet być lokalnymi bohaterami, ale nie zmieniało to faktu, że niesamowicie ciężko było im uzyskać sukces w jakichkolwiek wyborach. Krótko mówiąc, lojaliści uznali, że inni ludzie powinni ich bronić, a inni powinni zyskiwać zaufanie polityczne. Nie znaczy to jednak, że grono „polityków” działających w organizacjach paramilitarnych nie było w stanie przygotować bardzo ciekawych pomysłów na polityczne rozwiązanie kryzysu w Irlandii Północnej. Wiele z nich, które znalazły się chociażby w dokumentach UDA, która była przecież organizacją legalną, Beyond the Religious Divide i Common Sense, zostało potem wykorzystanych w...Porozumieniu Wielkopiątkowym. Konstruktywną rolę podczas negocjacji tego porozumienia odegrały również partie reprezentujące UDA i UVF, wspomniana już PUP oraz Ulster Democratic Party (UDP), choć nieliczne i nie aż tak popularne, to jednak reprezentujące sektor społeczeństwa (członków organizacji paramilitarnych), który musiał zgodzić się na to Porozumienie, by mogło ono w ogóle funkcjonować.
Pomimo tych wszystkich problemów terroryści - lojaliści działają jednak nadal. Bardzo źle wypadają w raportach sporządzanych przez Niezależną Komisję Monitorującą, ciało powołane w celach monitorowania działalności organizacji paramilitarnych w Irlandii Północnej. To oni odpowiadają za większość tzw. „paramilitary style shootings and assaults”, choć to tzw. dysydenccy republikanie z RIRA i CIRA wydają się głównym terrorystycznym zagrożeniem dla prowincji. Lojaliści są także bardzo zaangażowani w działalność kryminalną i to w dodatku taką, o której wie niemal każdy mieszkaniec „lojalistycznej” dzielnicy, czyli handel narkotykami, piractwo, haracze od pubów, klubów itp. Tu znowu swoją wyższość wykazują Provos, którzy nie stronią od powyższych form aktywności, ale większość dochodów generują poprzez oszustwa podatkowe i legalnie działające firmy „sympatyzujące” z ruchem republikański. Nie powinniśmy się jednak temu dziwić - przecież lojaliści to niezręczni terroryści...
Kacper Rękawek, Uniwersytet Łódzki.
_____________
1. Więcej na ten temat czytelnik znajdzie w artykule mojego autorstwa - “Od rozbrojenia do...” zamieszczonym w kwietniowym numerze “MMS Komandos”.