Około godziny 10 stanęłam przed gmachem sądu, niewiele, a bym się spóźniła na tak wyczekiwaną rozprawę. Otóż spór całkiem błahy z pozoru, stał się niemiłosiernie widowiskowym przedstawieniem. Przed budynkiem stało mnóstwo ludzi, wydawałby się mogło, ze rozprawa dotyczy co najmniej morderstwa, a nie kradzieży...... lalki. Nie zapracowani arystokraci nie wiedzący co zrobić z wolnym czasem mają różne kaprysy, zdawałoby się, że sami szukają powodu, dla którego mogliby się troszkę rozerwać. Mający niewyobrażalnie wysokie majątki wykłócają się o jakieś prawie bezwartościowe przedmioty, których mogliby mieć stokroć, jeśliby tylko zechcieli. Może to sentyment skierował ku wytoczeniu sprawy przez Krzeszowską, której to córki owa lalka była zabawką.
Na zabłoconych schodkach stało kilku mieszczan o nienagannych manierach, którzy wprowadzili niespełna kilkuletnią córkę oskarżonej, matkę oraz służącą Pani Krzeszowskiej - Mariannę, do sali rozpraw. Już na samym początku, zanim jeszcze usadowili kobiety, nawiązały się lekkie spory o jak najlepsze miejsca siedzące. Wymienieni powyżej mężczyźni usiedli w pierwszej ławce, razem z adwokatem. Pierwsza rozprawa dotyczyła lokatorów Pani Krzeszowskiej (tej samej, która wniosła skargę o lalkę). Kobieta chciała wyrzucić ich z niedawno nabytej przez siebie kamienicy.
Wreszcie nadszedł czas rozprawy, na którą czekałam z niecierpliwością. Na sali, pomimo ogólnego zamieszania dało odczuć się podenerwowanie w powietrzu... Do moich uszu doszły lamenty pani Misiewiczowej, która spodziewała się najgorszej kary dla swej pierworodnej. Sama oskarżona wydawała się być ostoją spokoju. W pewnym momencie podszedł do niej niejaki Pan Rzecki, który zamienił z nią kilka słów trzymając przy tym za rękę. Nie trzeba być wnikliwym obserwatorem, by zauważyć, że pałał do niej głębszym uczuciem. Adwokat Pani Stawskiej nie wyglądał zbyt zachęcająco - widać, ze z trudem opanowywał ziewanie. Matka oskarżonej wciąż modliła się w ławce myląc salę rozpraw z kościołem. Pomiędzy dwiema kobietami na sali, a mężczyzną nawiązała się mała sprzeczka, która szybko została opanowana. Pierwsze głos zabrała wnosząca skargę twierdząc, ze w dniu, kiedy oddaliła z pracy Panią Stawską z jej domu znikła cenna lalka, pamiątka po zmarłej córce. Zeznała również, iż prawdę poznała dzięki spostrzegawczości przyjaciela Maruszewicza, który „zobaczył z okna, że ta pani (która mieszka vis á vis niego) ma u siebie moją lalkę i dla niepoznaki przebiera ją w inną suknię”. Następnego dnia Pani baronowa udała się do domu oskarżonej, zabrała rzekomo swoją własność i wniosła skargę. Pan Maruszewicz potwierdził autentyczność zeznań, wydawał się być bardzo zmieszanym.... Potem do głosu dopuszczono mała Helenkę, która potwierdziła, iż pokazana jej lalka przypomina ta baronowej, tylko, ma zmienione ubranko i buciki. Przyjrzałam się dokładnie zabawce leżącej przed sędzia. Miała długie, czarne włosy, a naciśnięta w brzuszek przewracała oczyma i wydawała z siebie dziewki przypominające słowo „mama”. Matka, zapytana o cenę lalki odpowiedziała „Trzy ruble”, przez co została wyśmiana, gdyż kosztuje ona tak naprawdę 15.... Do głosu doszli Rzecki i Wokulski, którzy to sprzedali ową lalkę oskarżonej. Na dowód tego kazano rozpruć jej głowę, gdzie miała mieć wizytówkę firmy. I rzeczywiście, jak odczytał później Pan Maruszewicz pisało „Jan Mincel i Stanisław Wokulski”. A jak wiadomo, zabawka Krzeszowskiej była zakupiona w sklepie Lessera. Od pewnego czasu przyglądałam się uważnie służącej baronowej, która raz po raz się czerwieniła i bladła momentalnie. W końcu, wezwana przez sędziego przyznała się, iż to ona nie ukradła, a stłukła głowę lalce, której resztę ciała schowała na strychu.
Sprawa zakończyła się uniewinnieniem Pani Stawskiej, która to teraz mogła wznieść przeciwko Krzeszowskiej skargą o potwarz. Od początku wiedziałam, ze jest ona niewinna, tacy ludzie jak ona nie nadają się na złodziei, nawet nie umieją kłamać, a co dopiero kraść.... Rozprawa przypominała momentami teatr, zobaczyłam zarówno łzy, szczęście jak i nawet słyszałam modlitwy.... Ostatecznie uwieńczeniem całego spektaklu była porażka końcowa jednej z marionetek - Krzeszowskiej, która została zmuszona zejść ze sceny upokorzona i ośmieszona...