Baśń o trzech braciach i królewnie(Pizdolonie)


Baśń o trzech braciach i królewnie

Mrok wieczorny, babcia siwa przy kominku głową kiwa.
Nos jak haczyk, okulary, coś pierdoli babsztyl stary.
Snuje bajdy niestworzone o królewnie Pizdolonie,
O trzech braciach, jak niewielu, o matuli ich z burdelu
Opowiada stare dzieje, a na dworze wicher wieje.
Siądźcie społem panny, smyki, młodojebce, stare pryki,
I nastawcie dobrze uszy, choć na dworze śnieżek prószy.
W domu ciepło i wygodnie - zostaw pan w spokoju spodnie,
Bo się wnet zawoła mamy. Cyt, uwaga, zaczynamy.

Za lasami, za górami, za morzami, za rzekami,
Żył przed bardzo wielu laty król potężny i bogaty.
Dobrotliwy, szczodrobliwy, lecz niezmiernie rozżalony,
Z racji córki Pizdolony, która chociaż dobra, mila,
Niepomiernie się kurwiła. I dawała bez wyboru:
I rycerzom, panom dworu i kucharzom, i stolarzom,
Czasem nawet i malarzom. W każdej chwili,
W każdym czasie wciąż myślała o kutasie.
Próżno mówił jej król stary, ze we wszystkim trzeba miary,
Nie wypada bowiem pannie tak się dupczyć nieustannie.
Na nic się to wszystko zdało,
Bo królewnie wciąż za mało. Wszyscy byli wyjebani.
Nawet ksieza-kapelani. Raz ja tak swedziala dupa
ze zgwalcila i biskupa, a ze ten ja zerznal marnie,
poszla dawac pod latarnie

Aż z burdeli wszystkich w mieście do samego króla wreszcie
od kurewskiej całej nacji przyszły kurwy w delegacji.
Ta najbardziej rozjebana, padłwszy przed nim na kolana,
Z trudem wielkim tłumiąc łkanie rzecze:
"Królu nasz i Panie - ty panując od lat wielu
byłeś ojcem dla burdelu. Upadają obyczaje -
Twoja córka dupy daje na ulicy, bez pieniędzy,
Przez co wpycha nas do nędzy.
Nikt nas dziś już nie pierdoli, bo darmochę każdy woli"

Król, na łzy kurewskie czuły, kazał dać ze swej szkatuły
Każdej kurwie po dukacie,
Po czym zamknął się w komnacie i tam siedział przez dzień cały,
Aż mu jaja posiwiały. Król choć płakał ze zmartwienia,
Zamknął córkę do więzienia by się więcej nie puszczała.
Tam codziennie dostawała, prócz świetnego utrzymania
Tysiąc świec do branslowania, wazeliny beczkę calą,
Lecz jej ciągle było mało. Ciągle płacze, ciągle krzyczy:
"to za mało dla mej piczy".

W nocy zaś przywołał swego astrologa nadwornego,
By ten, patrząc w gwiezdne szlaki znalazł wreszcie sposób jaki,
By królewnę można było, dobrowolnie, czy tez siła,
Wrócić znów do cnoty granic, lub gdy to się nie zda na nic
- niech przynajmniej w swojej sferze obłapników sobie bierze.

Więc astrolog,wziąwszy lupę, zajrzał raz królewnie w dupę,
Wielkim cyrklem pizdę zmierzył, poczym zamknął się na więzy.
Tak był w pracy pogrążony, taki przy tym roztargniony,
ze szukając gwiazd na niebie w roztargnieniu srał pod siebie.
Kręcił, wiercił teleskopem, w końcu wrócił z horoskopem.
I rzekł: "Smutna wieść niestety objawiły mi planety -
Ze królewny nic nie wstrzyma, , na jej szal lekarstwa nie ma,
Chyba, ze się znajdzie jaki tęgi jebaka nad jebaki,
Który trak ja zerznie pięknie, ze królewnie pizda pęknie,
Na kawałki się rozwali, żywym ogniem się zapali.
Wówczas będzie Pizdolona z czaru swego wyzwolona
I stanie się znów prawiczka z malusieńką, ciasna piczka".

Wszystkim było ogłoszone, ze kto zbawi Pizdolone,
Ten otrzyma za podziękę pół królestwa i jej rękę.
Wiec zjeżdżają się jebacze, czarodzieje, zaklinacze,
Rycerze i królewicze, by królewnie zerżnąć picze.
Każdy sil swoich próbuje i choć tęgie mieli chuje,
Na nic się to wszystko zdało, bo jej ciągle było mało.

A tymczasem heroldowie w całym kraju w piśmie, w mowie
Wieści dziwne rozgłaszali coraz dalej, dalej, dalej.
Aż dotarły hen, daleko gdzie za siódma górą, rzeka,
Stała sobie stara chatka, w niej mieszkała stara matka
Ze synami swymi trzema, którym równych w świecie nie ma.
Każdy dzielny, tęgi, zwinny, ale każdy z nich był inny.
I w tym nie ma nic dziwnego - każdy z ojca był innego,
Bo w młodości swojej czasie matka strasznie
Puszczała się.

Syn najstarszy miał chuj długi i gruby na kształt maczugi,
A po bokach jego były jak postronki grube żyły,
Jakieś więzy, jakieś guzy, jaja miał jak dwa arbuzy.
A ze ciągle mu bez mała ta ogromna pyta stała
Chujogromem go nazwano.
Pizdoliza nosił miano syn następny, bo lizanie
Stawiał wyżej nad jebanie. I nie było mistrza w świecie
By prześcignąć go w minecie.

Cieszą matkę takie dzieci, lecz niestety smuci trzeci,
Który rodu był zakałą, bo miał kuśkę całkiem małą.
Cienka, krotka, na kształt glisty i nie palił się do pizdy.
Dobrze, ze z matczynej woli raz na miesiąc popierdoli.
A ze mało tak obłapia, bracia mieli go za gapia.
No i matka nawet czasem nazywała go głuptasem.

Tak im słodka życie idzie - ani w zbytku, ani w bidzie -
Starsze bowiem dwa chłopaki zarabiały w sposób taki,
Ze cnotliwe starsze panie brały ich na utrzymanie,
A i matka chociaż stara, dala dupy za talara.

Lecz najmłodszy, głupek przecie choć podobał się niewiastom,
Dawał dupy pederastom I ku matki wielkiej
Złości, nie brał nic od swoich gości,
Aż dotarła i w ich strony wieść o losie Pizdolony.
Na pieniądze wnet łakoma, wola matka chujogroma
I tak rzecze:"Ty mój synu idź, dokonaj tego czynu".
Olbrzym wnet posłuchał matki, zaraz włoży czyste gatki,
Wymył chuja i bez zwłoki raźno ruszył w świat szeroki.
A gdy przybył do stolicy, zaraz poszedł do ciemnicy
Gdzie się święcą rozkraczona branslowala Pizdolona.
Pyta dawno mu stanęła, wiec się ostro wziął do dzieła
I za pierwszym sztosem leci błyskawicznie drugi, trzeci,
Czwarty piąty, aż nareszcie wyrżnął sztosów
Tysiąc dwieście i utracił sile całą.

A królewnie wciąż za mało. Tak był przy tym osłabiony,
Ze zleźć nie mógł z Pizdolony i musiały dworskie ciury
Ściągnąć go za dupę z dziury do szpitala zamkowego.

A królewna ciągle krzyczy: to za mało dla mej piczy".
Prędko, prędko baśń się baje, nie tak prędko kutas staje.
Baśń się baje, czas ucieka, chujogroma matka czeka
I już martwic się zaczyna - cos nie widać skurwysyna.

Aż ja doszły straszne wieści. Powtrzymujac łzy boleści,
Pizdoliza matka wzywa i w te słowa się odzywa:
Bratu rzecz to nie dowiary! Nie udały się zamiary,
Kutas zmarniał mu niestety, idź wiec ty - spróbuj minety".
I Pizdoliz wnet bez zwłoki ruszył prędko w świat szeroki.
W końcu zaszedł do stolicy, tam się udał do ciemnicy
Gdzie się święcą rozkraczona branslowala Pizdolona.

Zaraz ja za dupę złapie i minete tego chlapie.
Język jego na kształt węża, to się spręża, to rozpręża,
To się wije jak sprężyna, w pizdę wwiercać się zaczyna,
Kreci na kształt kołowrotka, to od zewnątrz, to od środka.
Doba wciąż za doba mija, on jęzorem wciąż wywija.
Aż utracił sile cala.

A królewnie wciąż za mało.
Tak był przy tym osłabiony, ze zleźć nie mógł z Pizdolony,
Wiec i jego dworskie ciury ściągnęły za dupę z dziury
I wyniosły omdlałego do szpitala zamkowego.
A królewna ciągle krzyczy: to za mało dla mej piczy.

Prędko, prędko baśń się baje, nie tak prędko kutas staje.
Baśń się baje, czas ucieka, Pizdoliza matka czeka
I już martwic się zaczyna, bo nie widać skurwysyna.
Ze złości zaciska zęby, ze dwóch synów, niby dęby,
Losy wzięły jej zdradziecko....
"Jedno mi zostało dziecko i do tego całkiem głupie"!

Głuptak miał to wszystko w dupie.
Raz w niedziele, po jedzeniu chciał pochrapac sobie w cieniu.
Cos mu jednak spać nie daje, cos go gryzie w jaje.
Patrzy - a tu mała menda, co po jajach mu się szwenda.
Głuptak już rozpinał gacie, by ja otruć w sublimacie,
Gdy w tem menda nieszczęśliwa ludzkim głosem się odzywa:
"Czemu pragniesz mojej zguby?, Nie zabijaj chłopcze luby.
Menda tez stworzenie boże,. Ze inaczej żyć nie może,
I ze czasem w jajo utnie, niegubze jej tak okrutnie".
Głuptak myśli - Cóż to złego, przecież nie zje mnie całego.
Nie potrzebna mi twa zguba, idź wiec z Bogiem mendo luba".

A tu nagle menda znika i zmienia się w czarownika.
Czarownika - czarodzieja i do swego dobrodzieja,
Co się w strachu z miejsca zrywa, w takie słowa się odzywa: "Ze litości miałeś względy dla bezdomnej słabej mendy,
żeś jej darował życie, wynagrodzę cię sowicie.
Dam ci ja wskazówki pewne jak spierdolić masz królewnę.
Sil twych mało tu potrzeba-dam ci kondoma samojeba,
Który ma te dziwna sile, ze gdy włożysz na swoja żyle
I rozkażesz, on za ciebie sztos za sztosem
Ciągle jebie czarodziejska mocą cudna. Ale zdobyć go jest trudno.
Dupa strzeże go zaklęta na przechodniów wciąż wypięta
Z której mocą złego ducha ustawicznie ogień bucha.
I, czy z bliska, czy z daleka żarem swoim wszystko spieka.
I w tym mocnym, wielkim żarze dupa się całować każe.
Lecz gdy powiesz do niej słowa: niech się ogień w dupie schowa,
Sama się pocałuj właśnie" wnet ogień w dupie zagaśnie.
I powoli, z dobrej strony kondom zabrać się ci pozwoli.
Za twa dobroć ja ci mogę do tej dupy wskazac drogę.
Weź ten kłębek z sobą razem, on ci będzie drogowskazem.
Rzuć na ziemie i idź wszędzie gdzie się kłębek toczyć będzie.
Lecz pamiętaj zawsze świecie czarodziejskie to zaklęcie."

Tu czarownik, niby mara, zniknął, rozwiał się jak para.
Głuptak wstaje ucieszony, bierze kłębek rozbawiony
I nie mówiąc nic nikomu po kryjomu znika z domu.

Prędko, prędko baśń się baje, nie tak prędko kutas staje.
Głuptak idzie, nie ustaje, coraz nowsze mija kraje.
Gdy sto granic minął słupy, zaszedł właśnie aż do dupy,
Z której wieczny ogień tryska. A podszedłszy do niej z bliska,
Rozzazonej nad pojecie czarodziejskie swe zaklęcie
Głuptak z całej mocy wrzaśnie: "sama się pocałuj właśnie!"
Wtedy dupa zawstydzona puściła go do kondoma.
Wiec z kondomem ucieszony, pędzi wnet do Pizdolony.
A gdy przyszedł do stolicy, zaraz poszedł do ciemnicy,
Gdzie się święcą rozkraczona braslowala Pizdolona.

Wkłada kondom, niecierpliwy, A tu patrzcie - czary, dziwy!
Chuj, co zawsze był jak z ciasta, na sto chujów się rozrasta.-
Każdy gruby jak ta bela , każdy picze jej rozdziera,
Każdy twardy jak ze stali, każdy długi na sto cali.
Wszystkie chuje z całej siły na królewnę uderzyły.
Każdy w pizdę jej się wwierca, każdy końcem sięga serca,
Każdy jej się w piczy grzebie, każdy jebie, jebie, jebie!
Aż królewna Pizdolona, rozjebana, spierdolona,
Od jebania ledwie żywa krzyczy:"cipa się rozrywa".

Takie przy tym tarcie było, ze się w dupie zapaliło.
By ugasić pożar ciała, straż zamkowa przyjechała
Z toporami, z bosakami z sikawkami i kubłami
Słowem z całym inwentarzem używanym przy pożarze.
I po długiej ciężkiej pracy ugasili żar strażacy.
Tak została Pizdolona z czaru swego wyzwolona
I znów stała się prawiczka z malusieńka ciasna piczka.
Głuptas dostał zaś w podzięce pół królestwa i jej ręce.
Król był taki ucieszony z wyzwolenia Pizdolony,
Ze pomimo swej starości kapucyna ciął z radości
Bez ustanku tydzień cały aż mu jaja odsiwialy,
Mimo, ze już nie był młody.
Potem zaraz sprawił gody głuptakowi z Pizdolona.
Mnie na gody zaproszono, więc - jak mówię -
Też tam byłem, jadłem piłem pierdoliłem.
Bawiłem się z nimi społem aż zasnąłem gdzieś pod stołem.

Oto co sprawiła menda - na tym kończy się legenda.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Baśń o trzech braciach i królewnie pizdolinie
Baśń o trzech braciach i królewnie
Baśń o Trzech Braciach i Królewnie
Baśń o trzech braciach i królewnie
12 Baśń o Trzech Braciach i Królewnie
ALEKSANDER FREDRO Baśń o Królewnie Pizdolonej
Rozdział! Opowieść o trzech braciach
O trzech braciach, Apele ekologiczne
Rozdział 21 Opowieść o trzech braciach
Królewna Pizdolina
O trzech braciach i o żywej wodzie Ewa Szelburg Zarembina
Baśń o królewnie na drewnianych nóżkach
bracia grimm krolewna sniezka
o królewnie i trzech synach
Klasycyzm epoki Poniatowskiego Zamek Królewski i Łazienki
12 Księga II Królewska

więcej podobnych podstron