Czy rozwiedzeni mogą przystępować do Komunii św.
Rozwiedzeni, którzy zawarli ważny związek małżeński, nie przestają być małżonkami na mocy decyzji sądu cywilnego. Autorytet, który związał ich w jedno ciało jest dużo wyższej rangi i tylko Bóg ma prawo rozwiązać to, co sam związał. Jeśli małżeństwo zewnętrznie rozpadło się, nie znaczy to bynajmniej, że przestało istnieć, a więc w konsekwencji na rozwiedzionych nie przestają ciążyć zobowiązania, które na siebie przyjęli, składając słowa przysięgi małżeńskiej.
Związek może rozpaść się z winy obu albo tylko jednej ze stron. Strony mogą, mimo zewnętrznej rozłąki, żyć samotnie, nie wiążąc się z nikim. Zachowują wówczas wierność danej przysiędze i jeśli starają się żyć po chrześcijańsku, mimo separacji, nie ma przeszkód, by przystępowały do Komunii św. Problem zaczyna się jednak z rozwiedzionymi, którzy weszli w nowe związki. Nie są to związki małżeńskie, a zatem trwając w nich, dopuszczają się poważnego zła. Oczywiście, że często z obranej drogi nie ma powrotu, zwłaszcza gdy pojawiły się dzieci, jest wspólne życie, czasem bardzo zgodne i udane. Czy zatem Bóg im nie wybaczy, czy w ten sposób skazują się na definitywne potępienie i odrzucenie?
Osoby te, we własnym sumieniu, w porozumieniu ze spowiednikiem mogą uregulować swoje życie, zgodnie z wymogami Dziesięciorga Przykazań i w ten sposób, żyjąc w rodzinnej wspólnocie, połączeni więzami bratersko-siostrzanymi, osiągnąć upragniony cel pojednania z Bogiem i Kościołem. Przy wykluczeniu zgorszenia, możliwe jest ich przystępowanie do Komunii św.
Jakkolwiek możliwość taka istnieje, w praktyce okazuje się jednak bardzo trudna, nie jest łatwo bowiem osiągnąć taki stopień miłości czystej, by w faktycznym związku zewnętrznie bardzo przypominającym małżeństwo, uniknąć naruszenia zasad wierności małżeńskiej wynikających z poprzedniego związku. Jeśli do tego dojdzie konieczność wyeliminowania zgorszenia ludzi, słusznie wiele par boleje nad swoją sytuacją, nie mając siły naprawić swojego życia tak, jakby tego chcieli.
Czy jednak fakt niemożności przystąpienia do Komunii św. wyklucza ich ze wspólnoty Kościoła? Ależ nie. Osąd ich życia zostawiamy Panu Bogu, podobnie jak i sposób zbawienia, którego możliwości Pan Bóg ich z pewnością nie pozbawi. Choć nie mogą przyjąć Komunii św. pod postaciami Chleba eucharystycznego podczas Mszy św., to przecież razem ze wszystkimi jednoczą się z Chrystusem obecnym w Słowie Bożym, razem tworzą Lud Święty, mistyczne Ciało Jezusa, spotykają Chrystusa obecnego w osobie kapłana celebrującego Eucharystię, oddają cześć Bogu obecnemu pod świętymi postaciami. Ludzie tacy zawsze mogą uczestniczyć w modlitwie liturgicznej Kościoła, korzystają z wszelkich form głoszenia słowa Bożego, rekolekcji, misji, przyjmują kapłana, gdy przychodzi z błogosławieństwem kolędowym, posługują się sakramentaliami, (woda święcona, różaniec), mogą - a nawet powinni - troszczyć się o chrześcijańskie wychowanie swoich dzieci. Mogą zaangażować się w różne dzieła Kościoła (Caritas, grupy modlitewne). A zatem nikt nie wyłącza ich z korzystania ze środków zbawienia, jakimi dysponuje Kościół dla ich duchowego wzrostu, nawrócenia. Muszą jednak zdawać sobie sprawę, że ich sytuacja przed Bogiem nie jest uregulowana, że ciąży na nich słowo, które kiedyś wyrazili wobec Boga. Być może zrobili to nieopatrznie, ale to, co się stało, ma charakter nieodwołalny. Stali się jednym ciałem w poprzednim związku, często z sakramentalnych związków narodziły się dzieci. Nie można więc nigdy wymazać tego, co się dokonało.
Zatem w praktyce nie mogą przystąpić do spowiedzi i Komunii św.; trzeba to zrozumieć, zanim samemu będzie miało się żal do Kościoła. Trzeba też tym bardziej zdawać sobie sprawę, czym jest małżeństwo, jaka wiąże się z nim odpowiedzialność. W przypadku rozpadu małżeństwa człowiek ogranicza swój dostęp do sakramentów św., co jednak nie oznacza, że kończy się dlań możliwość pojednania z Bogiem, pozostaje ono dużo trudniejsze, ale zawsze możliwe.