CO W PRAWIE PISZCZY Fakty i Mity, nr 29 / 2014
Na 22 lipca
W Polsce zwykło się uważać, że za PRL-u dopuszczono się wielu nieprawości,
które przyszło nam naprawić w czasach demokracji. Uważam, że pogląd ten oparty jest
na nadużyciu, co udowodnię.
Po pierwsze, mniema się, że skoro w czasach PRL pozbawiano ludzi własności,
to obecnie należy ją zwracać. Dzięki temu poglądowi, po 1989 roku z domeny publicznej,
czyli naszego wspólnego majątku, utraciliśmy na rzecz prywatnych fortun wiele
nieruchomości, w tym szereg zabytkowych pałaców i zamków. Panuje przekonanie,
że to odbieranie majątków było niegodziwością, a właściwe jest naprawienie jej poprzez
zwroty nieruchomości i wypłacanie odszkodowań. Pogląd ten jest głupotą i bezczelnością.
Majątki ziemskie i wielkie fortuny nie powstawały w Polsce w sposób uczciwy.
Podkreślę: nigdy nie powstawały w sposób uczciwy. Fortuny ziemiaństwa i fabrykantów
budowano w oparciu o pracę chłopów pańszczyźnianych oraz (wyzysk) robotników,
którzy harowali non stop bez godziwego wynagrodzenia, ochrony zdrowia, urlopów,
zwolnień czy emerytur, a także dostępu do edukacji dla dzieci. Nie sposób uznać takiego
wykorzystywania za uczciwe w jakichkolwiek kategoriach. Nie zgadzam się również
z poglądem, że eksploatowano pracę ludzi ponad wszelką miarę, dlatego że w czasach,
gdy tak się działo, było to legalne. Legalne było wtedy również zagrabienie ziemi rdzennych
Amerykanów przez konkwistadorów, a także niewolnictwo (notabene nieróżniące się wcale
od pańszczyzny).
Uważam więc, że obecne rewindykacje stanowią piramidalne oszustwo historyczne.
Odebranie majątków po II wojnie światowej było wyrównaniem historycznej
niesprawiedliwości: okradani przez wieki chłopi i robotnicy otrzymali drobne odszkodowanie
za zbrodnię, którą wobec nich popełniono. Klasa potomków dawnych właścicieli dokonuje
obecnie kradzieży słusznie odebranych im majątków, a państwo, które jej w tym pomaga,
jest paserem.
Zwykło się także uważać, że nieprawą była Polska Ludowa, skoro wsadzała ludzi
do więzień za spiskowanie przeciwko ustrojowi i próby jego obalenia. Piętnuje się też
funkcjonariuszy ówczesnej policji politycznej. Uważam i to za nadużycie. Klasa feudalna
próbowała po II wojnie światowej obalić nowy ustrój spiskami i siłą. Był on jej obrzydliwy
nic ze względów wyższych (tj. z uwagi na umiłowanie demokracji), lecz wyłącznie z niskich
pobudek, czyli ze względu na odebrane majątki. Feudałowie nie mogli tęsknić do demokracji,
bo przedwojenny ustrój w Polsce był faszyzującą, oligarchiczną półdyktaturą, niemającą nic
wspólnego z systemem demokratycznym. Działania maiące na celu obalenie go były -
patrząc z perspektywy systemowej - próbami odzyskania odebranych majątków (niezależnie
od motywacji poszczególnych osób, które mogły być rozmaite). Nie widzę więc niczego
nagannego w zwalczaniu wrogów ustroju, chociaż dostrzegam nieprawość sposobu, w jaki
tę walkę uprawiano (mam tu na myśli niegodne zachowania poszczególnych funkcjonariuszy
aparatu bezpieczeństwa). Rozumiejąc potrzebę ochrony systemu, który bronił się tak jak
każdy inny (bronimy również obecnej liberalnej demokracji, słusznie albo nie uważając ją
za najlepszą możliwą formę ustrojową), nie widzę przy tym szczególnej różnicy pomiędzy
obrzydliwymi działaniami UB i równie wstrętnymi działaniami obecnej klasy panującej.
Mam tu na myśli na przykład ohydne zachowania niektórych funkcjonariuszy policji
politycznej z okresu rządów Ziobry-Kaczyńskiego. Są one aprobowane przez ogół sceny
politycznej, o czym świadczy na przykład polityczny sojusz Jarosława Gowina (minister
sprawiedliwości PO) i Zbigniewa Ziobry (minister sprawiedliwości PiS), zwany już
partią ,,Nieszczęścia Chodzą Parami". Formacja ideowa (byłej) Platformy połączyła się oto
z obozem (byłego) PiS, zapewne z daleka omijając cmentarz, na którym spoczywają prochy
zaszczutej z przyczyn politycznych Barbary Blidy.
Panuje również przekonanie o rzekomym prześladowaniu Kościoła katolickiego
w okresie PRL. To również pogląd głupi. Kościół nigdy nic był postrzegany równie mocno
jako poważna siła polityczna co za czasów Polski Ludowej. Każde pierdnięcie Episkopatu
budziło popłoch ówczesnej władzy, która z klerem się liczyła i głupio się doń mizdrzyła,
licząc na względy. Nic zmienia to jednak faktu, że duchowni popierdywali wówczas cichutko
i raczej aprobatywnie dla ustroju. Bezpośrednio po wojnie, a wiec w czasach najsroższego
stalinizmu, wybudowano albo odbudowano około 750 świątyń katolickich. Seminaria
produkowały księży, a katolickie media budowały swoją potęgę. Stawiam tezę, że Kościół
w okresie PRL miał się bodaj najlepiej w całej swojej polskiej historii. Nic okradał może
Polaków z majątku na taką skalę jak obecnie, ale za to cieszył się estymą, gdyż jego
obrzydliwa, średniowieczna mentalność nie była tak widoczna jak dziś.
W końcu zestawienie prymasa Stefana Wyszyńskiego z towarzyszem Wiesławem Gomułką
wypadało dla Kościoła korzystniej niż porównanie abpa Józefa Michalika z premierem
Donaldem Tuskiem. Zawsze niechętny prawom człowieka Kościół katolicki mógł wówczas
prezentować się jako ich obrońca: na tle towarzysza Zenona Kliszki były członek ZMP
Józef Glemp mógł uchodzić za Mariannę wiodącą polski lud na barykady w obronie swobód
obywatelskich. Śmierć kilku księży w okresie PRL uchodzi obecnie za symbol męczeństwa
na polskiej drodze do kapitalizmu i „demokracji". Uważam takie stawianie sprawy za głupie.
Gdyby Polska Ludowa rzeczywiście prześladowała Kościół tak bardzo, jak wstecznictwo
i zasługi kleru w angażowaniu się w antypolskie spiski oraz szerzenie przezeń ciemnoty
na to zasługiwały, to dzisiaj najstarszy polski ksiądz miałby zapewne 40 lat. Tymczasem taki
Józef Wesołowski, znany miłośnik tyłeczków dominikańskich małolatów, ma obecnie 66 lat,
a święcenia kapłańskie przyjął 42 lata temu z rąk świętego Karola Wojtyły, któremu później
wiernie służył w watykańskiej dyplomacji. Propaganda każe nam wierzyć, że świątobliwy
Papa nie wiedział o słabościach pana Józia. Cóż, wierzę więc.
Okres PRL-u zasługuje na rzetelną analizę i refleksję. W dalszym ciągu działa
Instytut Pamięci Narodowej, który za pieniądze z naszych podatków czyni wszelkie starania,
aby epokę tę pokazać jako okres nieustannej wojny władzy z obywatelami, jednej wielkiej
niesprawiedliwości oraz octu na półkach. Tymczasem Polska Ludowa miała podstawowe
dokonanie, do którego zapomnienia próbuje się nas nakłonić: naprawiła wielowiekowe
krzywdy ogółu Polaków doznane ze strony warstwy feudalnych „właścicieli Polski": kleru,
ziemiaństwa i fabrykantów. Pamiętajmy o tym w przededniu 70 rocznicy manifestu PKWN
(dawniej E. Wedel -jak to się wówczas żartowało...).
JERZY DOLNICKI