A może BUDAPESZT już się zaczął, tylko my o tym nie wiemy?
"Były to rozruchy, perfidnie wygenerowane przez prowokatorów, których wraz ze swoimi współbandytami stale skomlącymi o „terrorystycznym zagrożeniu ze strony skrajnej prawicy“, którego nie ma! — osobiście wynajął Premier"
"(...)w tłumie byli zakapturzeni, wyglądający na demonstrantów policjanci w cywilu, którzy na tłum wpływali podniecająco, wzywając go do gwałtu(...)"
"Prawnicy absolutnie niezależni od polityki, wyciągnęli z tych zamieszek zupełnie inne wnioski, niż zamówieni przez Premiera członkowie Komitetu, którego spostrzeżenia można krótko określić tak: wszyscy są winni. A więc faktycznie nikt."
(...)prowokatorzy policyjni (takich bandytów „policjantami“ nazywać nie można, do nich pasuje raczej o wiele trafniejsze określenie „hitlerowski gestapowiec“, „stalinowski enkawudowiec“, czy też „eksbolszewicki terrorysta“) najpierw w cywilnym przebraniu prowokowali, do oporu podjudzali świętujący tłum, a następnie wkraczali do akcji ich nie lepsi umundurowani współprzestępcy, nie posiadający na swoich mundurach absolutnie żadnych przepisowych numerów i znaków rozpoznawczych. Niezidentyfikowani bandyci w niby policyjnych mundurach, prowadzili iście gestapowską nagonkę na bogu ducha winnych bezbronnych przechodniów oraz uczestników uroczystego wiecu opozycyjnej partiiFIDESZ, dotkliwie bijąc i raniąc ich, a nawet wielu niewinnym wybijając oko. Bestialsko katowali leżących bezwładnie na ziemi bezbronnych, strzelali do bogu ducha winnych, spokojnych i speszonych przechodniów(...)
Wszystko to przypominało raczej sceny z hitlerowskich łapanek i bestialskich pacyfikacji w okupowanej Warszawie. Bezprzykładny skandal, któremu Unia powinna wreszcie w radykalny sposób położyć kres! Jedno jedyne określenie pasuje do tych cynicznych bandytów Premiera Ferenca Gyurcsánya: moralnie zepsuci terroryści, zagrażający całej Europie, praworządności i demokracji!
Tacy sami bandyci, jak ich chlebodawca, bo nie tylko bardzo wielu naocznych świadków, ale także miliony telewidzów stwierdziło, że genezę tego bezprzykładnego bandytyzmu wywołały te zamieszki, które miały miejsce kilka dni wcześniej, kiedy “spontanicznie“ zajęto gmach telewizji publicznej.
Były to rozruchy, perfidnie wygenerowane przez prowokatorów, których wraz ze swoimi współbandytami stale skomlącymi o „terrorystycznym zagrożeniu ze strony skrajnej prawicy“, którego na Węgrzech nie ma! — osobiście wynajął Premier Gyurcsány.(...)
Bo do dnia dzisiejszego nikt, absolutnie nikt jeszcze nie potrafi dać odpowiedzi na pytanie: skąd wzięli się pod telewizją kibice dwóch wrogich drużyn piłkarskich: Ferencvárosa oraz Újpestu i stanowili twardy rdzeń zamieszek?! Ludzie, którzy nigdy nie podali i nie podadzą sobie ręki, teraz nagle ni stąd ni z owąd w bratniej komitywie atakowali gmach telewizji, podjudzani przez cywilnych prowokatorów policyjnych, spośród których kilku w międzyczasie już zadenuncjowano! Raz zaczęty bandytyzm ciągnie za sobą dalsze, coraz bezczelniejsze i podlejsze prowokacje gyurcsányowskie.
Wkrótce zakończy swoją pracę Cywilny Komitet Prawny, który powstał w interesie zbadania krwawych budapeszteńskich wydarzeń z dnia 23 października 2006 roku i według oczekiwań 23 lutego przekaże opinii publicznej swój raport — podkreśliła profesorka prawa karnego i Prezes Komitetu doc.dr Krisztina Morvai. Prawnicy absolutnie niezależni od polityki, wyciągnęli z tych zamieszek zupełnie inne wnioski, niż zamówieni przez Premiera członkowie Komitetu Gönczöla, którego spostrzeżenia można krótko określić tak: wszyscy są winni. A więc faktycznie nikt.
Poseł do Parlamentu Europejskiego doc.dr Krisztina Morvai
— Dla nas nie było uspokajające to, że zagadnienie odpowiedzialności badała taka komisja która jest mocno przywiązana do rządu — podkreśliła na wstępie doc.dr Krisztina Morvai z Uniwersytetu im.Lóránda Eötvösa w Budapeszcie. — Dlatego nas siedmiu powołało dożycia taką organizację cywilną. Początkowo skupiliśmy się tylko na wydarzeniach z 23 października, ale okazało się, że jest to niemożliwe, bo istnieje organiczny związek między 18 września (dzień szturmu „motłochu“ przeciwko gmachowi TV publicznej), z wydarzeniami których genezą była przemowa w Balatonöszöd (Premier Gyurcsány przyznał się tu przed gronem swoich współprzestępców z eksbolszewickiej partii socjalistycznej, że „kłamaliśmy rano i wieczorem, w dzień i w nocy, kłamaliśmy latami i nic nie robiliśmy, wybory wygraliśmy oszustwem!“...) z 23-ego października. Po oblężeniu gmachu TV publicznej policja ukrzepiła się już w grupową siłę, nastąpiła cała seria rozpędzania tłumu wraz z samowolnymi aresztowaniami, policyjną brutalnością, krwawo pobitą młodzieżą.
Wyreżyserowano przez premiera Ferenca Gyurcsánya "napad" na gmach Telewizji Węgierskiej w Budapeszcie. Po wdarciu się "demonstrantów" do środka, prowokatorzy ograbili bufet telewizyjny i wspólnie spożywali posiłek z ...policjantami!
— Wysłuchaliśmy takich młodych, których pobito. Pewnej dziewiętnastoletniej studentce z głowy lała się krew, przez osiem dni była w areszcie i nie pozwolono jej umyć się tak długo, aż nie zawleczono jej przed sąd. Wydarzenia z 23 października zbadaliśmy z minuty na minutę, z godziny na godzinę. Ludzi uwięziono tak, że nie istniały podstawy prawne zastosowania tymczasowego aresztu. Dwieście ludzi trafiło w ten sposób do aresztu, a już w osiemdziesięciu procentach przypadków sąd drugiej instancji prawomocnie stwierdził, że postępowanie policji naruszyło prawo. W kręgach sądowych krążą takie informacje, że zwolnieni zostaną ci sędziowie, którzy ogłosili uniewinniające wyroki.
Na nasze zapytanie, że w ogóle kto i na jakiej to zasadzie podjęto rozporządzenia policyjne o zamknięciu kordonem policyjnym i płotem placu przed Parlamentem, które doprowadziły do zamieszek, Minister Sprawiedliwości i Organów Porządkowych odpowiedział, że to decyzja komendanta stołecznej policji gen. Pétera Gergényiego. Niesłychana rzecz, że minister używając żargonu policyjnego, depcze konstytucyjne prawa na największym naszym święcie narodowym.
— Podczas święta narodowego prawo o zebraniach-wiecach jest nieważne. Innymi słowami zaproszono cały naród, a potem postawiono kordon...
— Wiele osób skazano wyłącznie na podstawie zeznania policjantów, trafili za kraty na podstawie zeznań wbudowanych w tłum, wyglądających na demonstrantów, zamaskowanych kapturami policjantów-prowokatorów. Na marginesie tego należy wyjaśnić: jakie jest zadanie policji w praworządnym państwie podczas imprezy masowej? Podczas zebrań-wieców zadaniem policji jest obrona i zabezpieczenie prawa o zebraniach-wiecach, czyli obrona demonstrantów. Zwykło się wbudowywać cywilnych policjantów w tłum, ale tylko po to, ażeby szybko i fachowo można było zdenuncjować i odizolować prowokatorów, ażeby nie zakłócali imprezy. Jest to olbrzymia różnica w stosunku do tego, że w tłumie byli zakapturzeni, wyglądający na demonstrantów policjanci w cywilu, którzy na tłum wpływali podniecająco, wzywając go do gwałtu.
— Podczas wysłuchiwania relacji już lały się nam łzy, kiedy jednogłośnie i wielokrotnie relacjonowano takie zdarzenia, że dla przykładu studenci czy studentki z zawiązanymi oczyma musieli klękać w otoczeniu strażników z podniesionymi pałkami gumowymi, którzy trzaskali nimi i powtarzali w kółko: „no to teraz błagaj o życie!“ Byli tacy rodzice, którzy mdleli na rozprawie swoich dzieci, kiedy swoje dzieci zobaczyli pokrwawione, a na dodatek wszystkiego cuchnące, bo całymi dniami nie pozwalano im umyć się! Jest rzeczą frapującą, że w urzędowych raportach dotychczas o tym nie padła mowa, że przemilczają to! (Wśród członków komisji Gönczöla oraz doradców Premiera Gyurcsánya aż mnoży się od wysokiej rangi byłych esbeków! — przyp. tłum.) Według litery prawa postępowanie policyjne może jedynie tak długo trwać, aż nie osiągnie celu. Wbrew temu, ludzi goniono i prześladowano, pędzono za nimi do klatek schodowych, młodych wywlekano z pomieszczeń na kubły śmieciowe. Noc 20-go września w stolicy był prawdziwym polowaniem na ludzi, podczas którego pobijano bogu ducha winnych przechodniów.
— Czy wasze badania zajmowały się także zagadnieniem odpowiedzialności?
— Drugim naszym zadaniem było badanie zagadnienia praworządności. Konkretnie pytaliśmy się, kto wydawał rozkaz używania grupowej siły, kto wydawał rozkaz na poganianie tłumu w kierunku wiecu partii opozycyjnej? Pytaliśmy się także tego, czy rząd dawał jakiekolwiek instrukcje? Chwilowo nie ma odpowiedzi. Chcielibyśmy osiągnąć, ażeby grupy tych, których prawa naruszono, otrzymali moralne i materialne zadośćuczynienie. No i oczywiście najważniejszą rzeczą jest: takie przypadki nigdy więcej nie mogły powtórzyć się. Bo jeżeli chirurdzy wyciągają komuś z pleców dwadzieścia gumowych pocisków, wówczas jest rzeczą jednoznaczną, że uciekał, czyli postępowanie względem niego było nieproporcjonalne do wymogów sytuacji, czyli było bezprawne. Jeżeli komuś wybiją lub wystrzelą oko, jest wówczas jednoznaczne, że broń tą używano wbrew wszelkim normom zawodowym i międzynarodowym. Wyjaśnieniem prawdy chcielibyśmy osiągnąć zrehabilitowanie niewinnych i sanację będących w toku postępowań. Oczywiście trzeba dokonać ostrą różnicę między ofiarami i elementami awanturniczymi, a względem kogo jest umotywowane wszczęcie postępowania karnego lub administracyjnego, trzeba je przeprowadzić. Ale jest rzeczą interesującą, że akurat tego nie spotkaliśmy.
— Czy wyjaśnienie rzeczywistości może wspomóc prewencję?
— Zagadnienie prewencji jest bardzo ważne, szczególnie ze względu na zbliżający się termin święta narodowego 15 marca. Prawda, że bardzo niepokojące są wiązane z tym wiadomości. Prosto z mostu zapytaliśmy się przywódców policyjnych, czy chcą zastosować takie środki przymusu, jakie miały miejsce 23 października? Czy można znów liczyć na atak konnicy, wywijanie szablami, a jak przedstawia się sprawa z pociskami gumowymi? Również i te pytania służą prewencję. Ale naszą najważniejszą dewizą jest przejrzystość i sukcesywne informowanie społeczeństwa cywilów. Bo bez cywilnej kontroli demokratyczna policja nie może działać. Niespostrzeżenie trafiliśmy w taką sytuację, w której byliśmy w latach sześćdziesiątych-siedemdziesiątych. Kraj nasz znów poszeptuje. Po szesnastu latach, w wolnym kraju mówimy poszeptując, strzelamy oczami, boimy się. O tym mów ta historia. O zastraszaniu ludzi. Społeczeństwo musi powrócić do korzeni. Bo w końcu upadek komuny to nie tylko wymiana Trabantów na Ople i Fordy, ale przede wszystkim wolne życie w wolnym kraju. Celem Komisji jest pomoc w przywróceniu demokracji, praworządności i uszanowania praw człowieka. Jeżeli problemy zostaną zmiecione pod stół, może to nie udać się. Ale straszne jest takie informowanie tłumów, którego celem jest cyniczne wodzenie za nos społeczeństwa i przepłukiwanie mózgów.
— Zadecydowaliśmy, że powołamy do życia fundację i będziemy kontynuować pracę w interesie obrony praw człowieka.
LINK DO CAŁOŚCI MATERIAŁU:
Doc.dr Krisztina Morvai Poseł Parlamentu Europejskiego
Sytuacja w 2006r., kiedy wykorzystano patriotyczne święto, by za pomocą prowokacji użyć je do rozprawy z prawicą i w 2007r. wyglądała tak :
"Rząd oskarża opozycję o zamiar wywołania zamieszek 15 marca - w dniu węgierskiego Święta Niepodległości. Opozycja obawia się prowokacji władz. Od upadku komunizmu nastroje Węgrów nie były tak złe jak teraz. Czekają ich bolesne reformy
Programy informacyjne węgierskiej telewizji publicznej przypominają peerelowski „Dziennik telewizyjny”. Żadnej krytyki władz, żadnych niewygodnych pytań do ministrów, tylko doniesienia o wielkich sukcesach i ambitnych planach (...). Ta propaganda sukcesu kłóci się jednak z faktami: kiedy w 2002 r. prawicowy premier Viktor Orban oddawał władzę, Węgry były gospodarczym liderem Europy Środkowej, dziś natomiast wloką się w ogonie wyścigu ekonomicznego.(...) Od upadku komunizmu nie było tak złych nastrojów.(...)
Większość mediów zarówno państwowych, jak i komercyjnych (gdzie dominują sympatycy opcji lewicowo-liberalnej) o kłopoty obwinia jednak nie rząd, lecz prawicową opozycję, która przedstawiana jest jako awanturnicza i nieodpowiedzialna. Dziennikarze powtarzają argumentację premiera Gyurcsanya, który mówił: - Węgry nie rozwijają się, ponieważ opozycja nie chce współpracować"
"Doc.dr Krisztina Morvai uważa, że przykład Węgier może być przestrogą dla innych krajów, gdyż pokazuje, do czego może dojść, gdy postkomuniści dwa razy z rzędu wygrają wybory. Tracą wtedy wszelkie hamulce i zrywają z pozorami praworządności, traktując państwo jak swój folwark."
[23 października 2006 roku, w dniu święta narodowego upamiętniającego powstanie 1956 r., Morvai z dwójką dzieci wzięła udział w patriotycznej manifestacji. Była świadkiem brutalnej rozprawy sił porządkowych z tłumem. Widziała funkcjonariuszy bijących gumowymi pałami bezbronne osoby, w tym kobiety i starców. Ona sama wraz z dziećmi została wepchnięta do jakiejś klatki schodowej, gdzie spędziła całą noc. Nazajutrz premier Gyurcsany oświadczył, że policjanci zachowali się wzorowo i jest z nich zadowolony.
Po tym doświadczeniu Krisztina Morvai, która wcześniej nie zajmowała się polityką, postanowiła stanąć na czele pozarządowej instytucji: Obywatelskiego Komitetu Prawników. Jego celem było wyjaśnienie kwestii odpowiedzialności za użycie przemocy podczas zajść ulicznych w Budapeszcie 19 - 20 września i 23 października 2006 r.]
==========================================================
ANEKS
(We wrześniu 2011r) (...)Adam Michnik, wybrał się do Moskwy szukać sojuszników i oto mamy pierwsze rezultaty tej wizyty. W wywiadzie na portalu RIAnowosti, przeprowadzonym przy okazji promocji zbioru artykułów naczelnego GW, „Antysowiecki rusofil”, dowiadujemy się, iż „dziś nacjonalizm doskonale czuje się w Polsce i w Rosji … i .. na Węgrzech” i ma on być „najwyższym stadium komunizmu”.
Michnik skarży się, że „już kilka lat ich krytykuje”, a FIDESZ i Orbán „są tam teraz u władzy”. Fakt, niespotykany skandal. Michnik oburza się też do Rosjan, „że i w Polsce słychać głosy, iż w Polsce też trzeba iść w ślady Węgier Orbána”.
Od naczelnego GW Rosjanie dowiadują się, iż „teraz „Solidarność” przekształciła się w maleńką grupkę konserwatywno-katolickich ludzi na marginesie, wykorzystujących nacjonalistyczną retorykę”.
Następnie Michnik zgadza się, że GW znalazła się w sprawie Smoleńska po tej samej stronie barykady co Rosja i wystawia laurkę Putinowi:
„- Być może Putin w swoim życiu zrobił wiele nienajlepszych rzeczy, ale nie jest winny katastrofy smoleńskiej! Po tej katastrofie zachowywał się bardzo godnie”.
Jednym z osiągnięć III RP jest dla Michnika „brak antyrosyjskich pogromów”, strach przed którymi spędzał mu sen z powiek. Ale zło nie śpi, nacjonalizm bowiem już się nie czai i występuje z otwartą przyłbicą, więc Michnik bije na larum, uświadamiając liberalnych Rosjan od Putina:
„… u nas główna partia opozycyjna „Prawo i Sprawiedliwość” jest czymś pośrednim między waszym Żirinowski a Rogozinem. I ta partia przez dwa lata rządziła Polską! Polacy mają krótką pamięć - już zapomnieli, że PiS rządził nami zaledwie cztery lata temu. Było to, mówią wprost, nieprzyjemne.”
Naczelny GW bardzo boi się, ale w końcu pociesza się: „jeszcze jest szansa, jeszcze jest nadzieja” i wzywa:
„W ogóle powinniśmy już dawno w Rosji i Polsce stworzyć koalicję przeciwko kłamcom i idiotom. Przecież mamy wspólny problem: u nas i u was jest kupa polityków, których zawodem jest demonizowanie sąsiadów i przedstawianie swego narodu jako niewinnej ofiary.”
Z pewnością Putin jest dla Adama Michnika doskonałym koalicjantem przeciwko „polskiemu nacjonalizmowi”.
WAWEL | 13.11.2011