Język żyrafy
Nie wierzę, że można uczyć się z lęku przed karą, z poczucia winy czy obowiązku. To krótkotrwała motywacja. Przymus i lęk to nie jest środowisko sprzyjające nauce - mówi w rozmowie z Aliną Gutek EWA ORŁOWSKA, mama Kuby (20 lat) i Olka (15), nauczycielka i dyrektorka warszawskiego gimnazjum, propagatorka metody porozumiewania się bez przemocy według Marshalla Rosenberga, współzałożycielka Stowarzyszenia Porozumienie bez Przemocy.
Na czym polega idea porozumienia bez przemocy?
Na takim kontakcie dwóch osób, w którym zaspokojone są potrzeby zarówno jednej, jak i drugiej strony. Uczciwość i empatia to są dwie ważne jakości, które oświetlają cały program tego porozumienia. Uczymy równolegle dwóch umiejętności: jak mówić, żebyśmy byli słuchani, i jak słuchać siebie i innych, żeby docierać do tego, co w tym momencie ważne. Celem porozumienia jest znalezienie strategii, które zaspokoją potrzeby obu osób.
Zacznijmy od słuchania, bo z tym wszyscy - i rodzice, i nauczyciele - mamy wielki problem.
Słuchać można z chęcią zrozumienia dziecka, otwartością na to, co nam komunikuje, albo z wewnętrznym zamknięciem się, z takim oporem, trzymaniem się kurczowo swoich przekonań. Jeżeli naprawdę jesteśmy zainteresowani tym, co dzieje się w sercu dziecka, jeżeli rzeczywiście obchodzą nas zarówno jego problemy, potrzeby, jak i to, co ono wtedy czuje, mamy szansę na zaskarbienie jego zaufania, a to pierwszy krok do porozumienia.
Drugim jest odpowiednie mówienie.
Tak. Warto wiedzieć, jakich dobierać słów, aby wzmacniać kontakt, i z jakich zrezygnować, aby kontaktu nie blokować. Chcę jednak podkreślić, że porozumienie bez przemocy to nie sztuczki i techniki, ale podmiotowy, pełen empatii i wzajemnego szacunku kontakt z drugim człowiekiem. W takim kontakcie słowa są ważne, ale przecież kiedy z kimś łączy nas przyjaźń, możemy użyć swobodnie pewnych słów i one przyjaciela nie zranią, choć z inną osobą ta sama wypowiedź nie byłaby odpowiednia.
Jakie słowa mogą być przeszkodą w osiągnięciu porozumienia z dzieckiem?
Osądy moralne, porównania, które też są formą osądu, czy wypieranie się odpowiedzialności. Kiedy mówię: „Jaś jest leniwy”, w gruncie rzeczy daję wyraz temu, że robi inaczej, niż ja uważałabym za właściwe. Ten osąd jest więc ukrytym (tragicznym jak mówi Rosenberg) wyrażeniem moich potrzeb. Moje potrzeby są tu tak głęboko ukryte, że nie ma widoku na ich zaspokojenie. A Jaś jest leniwy i koniec, klamka zapadła. Jaś musi przestać się lenić, ale do czego konkretnie się to odnosi? Słowo „musisz” jest także barierą w kontakcie z drugą osobą. Mówienie: „musisz, powinieneś, należy”, nie daje okazji do wymiany, już na wstępie budzi opór dziecka czy dorosłego. Przypomnijmy sobie sytuacje, w których to do nas mówiono w taki sposób. Potrzeba samostanowienia o sobie jest powszechna. Gdy słyszę, że muszę, że ktoś wie lepiej, co mam robić, natychmiast ustawiam się na nie.
Ale czasami rzeczywiście coś dziecko powinno, musi. Na przykład odrobić lekcje.
Zamiast mówić: „Musisz się nauczyć”, możemy powiedzieć: „Widzę, że się nie uczysz, czy możesz powiedzieć mi, co cię powstrzymuje”. Albo: „Kiedy widzę cię od godziny przy grze komputerowej, to jestem zła, bo potrzebuję, żebyśmy dotrzymywali naszych umów. Czy możesz mi powiedzieć, co ci nie pozwala odrobić zadania?”, albo: „Chciałabym, żebyś się uczył, bo wierzę, że to najlepszy sposób na zbudowanie szczęśliwego życia. Czy możesz mi powiedzieć, co ty o tym sądzisz?”. Albo: „Czy jest coś, co mogę zrobić, żeby ci pomóc w odrobieniu tego zadania?”.
Chodzi o to, żeby dziecko samo chciało chcieć?
Tak. W porozumieniu bez przemocy istotne jest budzenie wewnętrznej motywacji, a nie zmuszanie czy stwarzanie sytuacji, w której dziecko działa tylko wtedy, gdy jest motywowane z zewnątrz. Nie wierzę, że można uczyć się z lęku przed karą, dlatego że jest się posłusznym, z poczucia winy czy obowiązku. To krótkotrwała motywacja. Przymus i lęk to nie jest środowisko sprzyjające nauce. Ponieważ nie chcemy stale kontrolować, chcemy wychowywać dojrzałych ludzi - stawiamy na samodyscyplinę. W szkole bez przemocy młody człowiek uczy się od autorytetów nie ze strachu, ale w atmosferze szacunku, nie z poczucia winy, ale dlatego, że podoba mu się wymiana - jest wysłuchany i on też coś daje od siebie. Od posłuszeństwa przechodzimy do odpowiedzialności. Na to potrzeba czasu i pracy nad naszymi nawykami.
Wszyscy często reagujemy nawykowo, powielamy znane nam schematy wychowawcze. Z czego na pewno trzeba zrezygnować?
Jeśli chcemy odejść od przemocy, zrezygnujmy z osądów, którymi szafujemy na lewo i prawo. Każdemu z nas zdarza się wejść do pokoju dziecka i powiedzieć: „Jak ten twój pokój wygląda! Jak zwykle masz wszystko rozwalone. Jesteś potwornym bałaganiarzem”. To są słowa bardzo silnie nacechowane oceną. Mówimy, choć nie wprost, że martwimy się tym, co widzimy, i obawiamy, czy damy radę przygotować nasze dziecko do dobrego życia. Natomiast młody człowiek na skutek wcześniejszego treningu słyszy to, czego w rzeczywistości nie powiedzieliśmy, na przykład: „znowu jestem niedobry”. I wtedy porozumienie odjeżdża od nas w zawrotnym tempie. Słowo „bałagan” też bywa ryzykowne - nastolatek może uważać, że wszystko jest jak należy.
Co mi zatem pozostaje?
Stwierdzenie faktu. Choć to może wydawać się nieco przesadne, warto zamiast etykiety „bałagan” dać konkretny opis: „ ubrania na środku pokoju”. Staram się uważać na słowa, bo jesteśmy wytrenowani - i my, i dzieci - w pewnych schematach, które ukierunkowują dalszy rozwój wypadków. Mój syn student wrócił z kolejnego egzaminu i powiedział: „Wieczorem wychodzę”. Zapytałam go: „A kiedy masz ostatni egzamin?”. Na co zareagował obronnie: „Dlaczego uważasz, że ja zawsze powinienem się uczyć, nie przesadzaj, nawet tata powiedział, że powinienem mieć trochę wolnego”. Zobaczmy, co się stało? Zapytałam go o kolejny egzamin, a on usłyszał, właśnie na skutek treningu pewnych schematów, że nie dam mu prawa do odpoczynku od nauki. W pierwszej chwili chciał wyjść i trzasnąć drzwiami, był wściekły, że nie uznaję jego potrzeby do odpoczynku. Powstrzymał się i za chwilę wróciliśmy do rozmowy na ten temat. Wyjaśniłam mu moją intencję, co pozwoliło nam zachować nieobciążony kontakt. Zabrało nam to trochę czasu, ale było warto.
Proszę o coś dziecko, a ono odpowiada: „Nie zrobię tego”. Co wtedy?
W porozumieniu bez przemocy zwracam się z prośbą i liczę się z tym, że usłyszę „tak” lub „nie”. Bo prośba zakłada także odmowę. Zawsze jest jednak jakaś tej odmowy przyczyna. W porozumieniu bez przemocy słucham empatycznie, czyli tak naprawdę badam to, co się dzieje z dzieckiem. Jeśli proszę o coś, a dostaję „nie”, to znaczy, że stoją za tym ważne potrzeby. Jeśli moim celem jest spotkanie z dzieckiem, to jestem zainteresowana, co je powstrzymuje przed spełnieniem mojej prośby. Pytam: „Słuchaj, nie chcesz tego zrobić, ale czy mógłbyś mi powiedzieć, co ci nie pozwala?”. Mówię tutaj oczywiście o bardzo poprawnej reakcji, która jest trudna, ale wierzę, że powinniśmy się jej uczyć, bo nawyki są niezwykle mocno zakorzenione w naszej świadomości. Naprawdę coś niezwykłego się dzieje, kiedy używamy języka bez przemocy, kiedy nie idziemy skrótem myślowym, ale sprawdzamy, słowo po słowie, czy rzeczywiście mówimy to, co chcemy przekazać, i docieramy na spotkanie z drugą osobą.
Pomyślmy zatem, zanim coś powiemy?
Tak, ale przede wszystkim uważnie słuchajmy. Sama odkrywałam na warsztatach porozumienia bez przemocy, jak ważna to sprawa. Słuchanie drugiego człowieka w chwili, gdy mówi o czymś bardzo bolesnym, może mieć wręcz terapeutyczny charakter. Słuchający w pełni podąża za mówiącym, na chwilę zostawia siebie, zamyka swój sklepik i idzie z wizytą. W codziennym życiu czasami nie potrafimy zamknąć swojego sklepiku, przełączamy uwagę z drugiej osoby na siebie. W porozumieniu bez przemocy nauczyłam się, że najbardziej pomocna jest empatia. Dobre rady tylko po wysłuchaniu i to na wyraźne życzenie osoby mówiącej.
Chcę przekazać dziecku trudny komunikat. Jak to zrobić?
Warto wtedy skorzystać ze wskazówek Marshala Rosenberga. Pierwsze, co możemy zrobić, to powiedzieć, co zobaczyliśmy, usłyszeliśmy, o czym nie ma co dyskutować, bo to fakt. Na przykład: „Widzę ubrania na środku pokoju”. Mój młodszy syn miał dziewięć lat, kiedy spotkałam się z porozumieniem bez przemocy. Nie przedstawiałam mu żadnej teorii, wystarczyły trzy rozmowy tak naprawdę nakierowane empatycznie na niego, żeby znienacka potrafił przełączać się z siebie na mnie i zapytać: „A co u ciebie, mamo, dzisiaj?”.
Zobaczyłam, usłyszałam, przedstawiłam fakty. Co dalej?
Potem zwracam uwagę na swoje uczucia i potrzeby. Mówię na przykład: „Jestem rozdrażniona, kiedy w domu jest bałagan”. To trudne, bo nikt nie uczył nas rozpoznawać uczuć i mówić o nich. Dalej Rosenberg proponuje: Pokażmy, jakie jest wyjście z tej niekomfortowej sytuacji. Powiedzmy, co druga osoba może zrobić, aby uczynić nasze życie bardziej szczęśliwym. Unikajmy ogólnych uwag typu: „Chciałabym, żebyś był bardziej rozważny, odpowiedzialny, żebyś mnie szanował”. Nawet dorosły nie wie, co zrobić w tej chwili, żeby okazać nam szacunek. Nasze prośby powinny być konkretne i odnosić się do tego, co można zrobić w danym momencie. Na przykład: „Proszę, powieś ubrania w szafie”.
A jeżeli dziecko nie zareaguje?
Powtarzam: to znaczy, że kryje się za tym jakaś jego niezaspokojona potrzeba. Prawdziwy kontakt dwóch osób to magiczna sprawa. Właściwie zawsze mam do wyboru trzy decyzje: słucham drugiej osoby, chcę się z nią podzielić tym, co się dzieje ze mną, albo - jeżeli jestem w takim stanie, że wolałabym zostać sama ze sobą - daję empatię sobie, przyglądam się swoim potrzebom i emocjom. A często nie wiemy, czego potrzebujemy. Kiedy odkrywam, co czuję, czego potrzebuję, mogę zdecydować, co robić - czy poświęcić sobie więcej czasu, czy podzielić się z drugą osobą tym, co się dzieje ze mną, wtedy mogę przełączyć się już na odbiór. Niestety, w dzisiejszym świecie częściej jesteśmy nadajnikami, nie mamy czasu dla innych. To samo dotyczy nauczycieli. A poświęcanie uczniowi empatycznego czasu jest tak naprawdę oszczędzaniem tego czasu. Bo jeśli teraz dam mu uwagę, to w przyszłości będziemy mogli szybciej wejść w kontakt i rozwiązywać problemy.
Jakie poza tym widzi pani korzyści płynące z porozumienia bez przemocy?
Mnie takie podejście daje radość. Nie cieszy mnie bowiem odwoływanie się tylko do obowiązku i zewnętrznego motywowania. Potrzebuję przepływu informacji, emocji między mną a uczniami czy moimi dziećmi. Interesuje mnie, jak dzisiaj mogę przyczynić się do tego, żeby młodzi ludzie osiągali swoje cele, i jak ich wspierać, żeby potrafili korzystać ze swojej mądrości. W porozumieniu bez przemocy posługujemy się metaforą żyrafy i szakala. Szakal to język agresji, osądów i etykiet, świat zewnętrznej motywacji i posłuszeństwa. Żyrafa o długiej szyi i wielkim sercu to metafora świata bez przemocy, świata empatii, współpracy, wewnętrznej motywacji i odpowiedzialności. Porozumienie bez przemocy stawia na żyrafy.
Cztery kroki pomocne w porozumiewaniu się bez przemocy:
1. Mówić, co widzimy, słyszymy. Nie oceniać. („Widzę rozrzucone ubrania”.)
2. Ujawniać swoje uczucia. („Źle się czuję w nieposprzątanym pokoju”.)
3. Przedstawiać swoje potrzeby. („Chciałabym, abyśmy dotrzymywali umów”.)
4. Pokazywać wyjście z sytuacji. Unikać ogólnych stwierdzeń. („Czy mógłbyś powiesić ubrania w szafie?”)
Lektura dla rodziców i nauczycieli:
M.B Rosenberg, „Porozumienie bez przemocy”, Santorski&Co, Warszawa 2003
T. Widstrand, „Porozumienie bez przemocy, czyli język żyrafy w szkole”, Centrum Metodyczne Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej, Warszawa 2005
Krótki kurs PBP na stronach Wydawnictwa Szkolnego PWN, Ewa Orłowska
www.wszpwn.com.pl
„Jak szakal z żyrafą”, „Polityka” nr 29/2002
Strona fundacji :www.fpbp.most.org.pl
Strona amerykańska: www.cnvc.org