Eksperymenty Ebbinghausa
Ebbinghaus eksperymentował na własnej osobie. Uczył się na pamięć zbiorów bezsensownych zbitek liter (np. CAG, GIF, WAW - samogłoska pomiędzy dwiema spółgłoskami) i próbował przypomnieć je sobie po upływie określonego czasu (jednego dnia, dwóch dni, tygodnia, miesiąca roku itp.).
Metodą uczenia się było mechaniczne powtarzanie. Badacz najpierw przyglądał się całemu zbiorowi, następnie odczytywał po kolei sylaby bezsensowne tak długo, aż potrafił cały zbiór wyrecytować z pamięci w odpowiednim porządku.
Metodą mierzenia ilości zapamiętanej informacji było sprawdzanie, jak wiele prób potrzeba, aby ponownie nauczyć się na pamięć całej listy. Na przykład po upływie jednego dnia badacz brał listę sylab, które poprzedniego dnia pamiętał i sprawdzał jak wiele razy musi ją ponownie przeczytać, aby nauczyć się jej na pamięć. Zwykle było tak, że tych prób potrzebował mniej (zaoszczędzał ilość prób). Owo zaoszczędzenie było miarą "ilości zapamiętania". Np. jeśli badacz musiał 10 razy przeczytać listę aby zapamiętać ją za pierwszym razem i 5 razy aby zapamiętać ją bezbłędnie następnego dnia, to wskaźnik oszczędności wynosił 50%. W ten sposób Ebbinghaus był w stanie zmierzyć jaki procent informacji przechowywała jego pamięć po upływie określonego czasu.
Wykazał, że ilość przypominanych informacji spada gwałtownie tuż po zakończeniu procesu zapamiętywania. Potem następuje dalsza, znacznie wolniejsza utrata danych pamięciowych.
Wyniki jego badań obrazuje krzywa zapominania.
Znaczenie badań Ebbinghausa
Eksperymenty Ebbinghausa dotyczyły zapominania i zapamiętywania materiału bezsensownego. Badacz wybrał taki właśnie materiał do zapamiętywania, bowiem wierzył, że tylko w ten sposób można zbadać "czystą pamięć". Materiał sensowny mógłby, wg niego, być lepiej lub gorzej zapamiętany nie ze względu na "czyste" właściwości pamięci, ale ze względu na skojarzenia, osobisty sens informacji dla zapamiętującej osoby, emocje, wzbudzane przez pewne np. słowa itp. W związku z tym - wg Ebbibnghausa - odpowiednie badania nie oddawałyby prawdziwego funkcjonowania pamięci, bo wyniki zanieczyszczone byłyby także przez myślenie, kojarzenie, znaczenie emocjonalne itp.
U podłoża takiego paradygmatu badawczego leżało przekonanie o tym, że istnieje tylko jeden rodzaj pamięci u człowieka. Skłaniało to także do myślenia, że "sensowność" zapamiętywanych informacji jest zmienną zakłócającą w eksperymentowaniu z pamięcią.
Późniejsze badania nad pamięcią (zapoczątkowane w latach 50. XX wieku) wykazały, że zapamiętywanie materiału bezsensownego przebiega inaczej niż informacji posiadających sens. Dzisiaj wiadomo także, że ludzie posiadają wiele rodzajów pamięci. W życiu, poza laboratorium psychologicznym, człowiek prawie nigdy nie zapamiętuje informacji bezsensownych lecz dane sensowne. Zapamiętywanie i zapominanie takich informacji przebiega często w inny sposób niż to wykazał Ebbinghaus (szerzej zobacz zapominanie).
Eksperyment Rosenhana − eksperyment amerykańskiego psychologa Davida Rosenhana z 1972 r. sprawdzający adekwatność i rzetelność diagnoz medycznych psychiatrów. Został opublikowany w czasopiśmie Science w artykule On being sane in insane places (O byciu zdrowym w niezdrowych miejscach)[1].
Badanie składało się z dwóch części. W pierwszą część zaangażowani byli asystenci Rosenhana, którym polecono symulowanie halucynacji celem uzyskania dostępu do szpitali psychiatrycznych. Wykorzystano w tym celu różne szpitale w pięciu stanach USA. Druga część polegała na próbie wyszukiwania przez personel medyczny "fałszywych pacjentów", którzy mieli zostać wysłani do placówek przez Rosenhana. W pierwszej części lekarze nie byli w stanie wykryć, że "pacjenci" są w rzeczywistości zdrowymi uczestnikami eksperymentu. W drugiej części personel uznał dużą liczbę prawdziwych pacjentów za symulantów. Badanie to jest uznawane za ważny głos w krytyce diagnozowania psychiatrycznego (zob. antypsychiatria). Zdaniem Rosenhana, różnica między stanem zdrowia i zaburzeniem psychicznym jest co najmniej bardzo trudna do ustalenia.
Badanie z fałszywymi pacjentami
W ramach badania ośmiu "pseudopacjentów" (wybranych przez Rosenhana jako zróżnicowaną grupę zdrowych osób) próbowało uzyskać dostęp do szpitali psychiatrycznych. W fazie diagnozowania medycznego stwierdzili (niezgodnie z prawdą), że słyszą wewnętrzne głosy, najczęściej niezrozumiałe, a czasem interpretowane jako słowa "pusty", "dziurawy". Były to jedyne symptomy na jakie "pacjenci" skarżyli się lekarzom. Oprócz fałszywych imion i nazwisk oraz szczegółów dotyczących zatrudnienia, wszystkie personalne informacje ujawnione psychiatrom były prawdziwe. W przypadku hospitalizacji, pseudopacjenci mieli "zachowywać się normalnie" i twierdzić, że czują się dobrze i nie słyszą już żadnych głosów.
Pseudopacjentami byli: student psychologii, trzech psychologów, pediatra, psychiatra, malarz i gospodyni domowa. Żadne z nich nigdy nie przejawiało problemów ze zdrowiem psychicznym. Zostali poproszeni, by przez cały czas zachowywali się normalnie, nie zdradzając żadnych objawów psychopatologicznych (nie licząc zeznania o słyszeniu głosów podczas fazy diagnozowania). "Pacjenci" mieli pozostać w szpitalu do czasu, aż psychiatrzy uznają ich za zdrowych.
Okazało się, że cała grupa została zakwalifikowana do leczenia szpitalnego, siedmiu z diagnozą schizofrenii, jeden z diagnozą zaburzeń maniakalno-depresyjnych. W trakcie hospitalizacji żaden członek personelu medycznego nie zorientował się, że są oni "fałszywymi pacjentami", chociaż takie podejrzenia przejawiali inni, prawdziwi, pacjenci: trzydziestu pięciu z ogólnej liczby stu osiemnastu pacjentów wyraziło podejrzenie, że uczestnicy eksperymentu są w rzeczywistości zdrowi psychicznie.
W przypadku wszystkich uczestników uznano, że zostali oni wyleczeni wskutek hospitalizacji. Ich pobyt w szpitalu trwał od siedmiu do pięćdziesięciu dwóch dni, ze średnią dziewiętnastu dni.
Personel medyczny opisywał zachowanie pacjentów w kategoriach psychopatologicznych. Przykładem jest sporządzanie notatek w ramach badania, co psychiatrzy zinterpretowali jako "kompulsywne pisanie" ze źródłem patologicznym. Jednocześnie, prawdziwi pacjenci interpretowali to samo zachowanie jako dowód na to, że pseudopacjenci prowadzą badania lub są dziennikarzami. Psychiatrzy nie zgodzili się na wypuszczenie ze szpitala "pacjentów" przed stwierdzeniem, że są oni wyleczeni. Warunkiem dokonania takiego stwierdzenia było przyjęcie do wiadomości przez "pacjentów" że są chorzy psychicznie. Podawano im także leki antypsychotyczne.
Błędne wykrywanie nieistniejących pseudopacjentów
Po opublikowaniu przez Rosenhana wyników badania, pracownicy pewnego znanego szpitala psychiatrycznego stwierdzili, że w ich placówce taka błędna diagnoza byłaby niemożliwa. Celem udowodnienia, Rosenhan uzgodnił z nimi, że podczas 3-miesięcznego okresu wyśle swoich kolejnych pseudopacjentów, którzy będą starali się uzyskać dostęp do szpitala. W wyniku eksperymentu z ogólnej liczby stu dziewięćdziesięciu trzech nowych pacjentów za uczestników badania Rosenhana uznano czterdziestu jeden, natomiast czterdziestu dwóch następnych uznano za "podejrzanych". W rzeczywistości Rosenhan nie wysłał żadnego pseudopacjenta i wszystkie przypadki "wykrycia" symulantów były nieadekwatne.
Eksperyment Sherifa
Osoba badana była umieszczona w bardzo ciemnym pomieszczeniu, w którym na ścianie wyświetlano pojedynczy, nieruchomy punkt światła. W takich warunkach człowiek ma złudzenie, że punkt ten jest w ruchu (więcej zobacz: efekt autokinetyczny). Sherif prosił badanych o oszacowanie odległości, o jaką przesuwa się ów punkt. Osoby badane nie wiedziały, że w rzeczywistości punkt ten jest nieruchomy. Indywidualne szacunki mieściły się w granicach od 2,5 cm (1 cal) do 25 cm (10 cali). Rozpiętość indywidualnych oszacowań była duża.
Właściwy eksperyment polegał na łączeniu badanych w trzyosobowe grupy, w których obserwowali punkt światła. Następnie proszono ich o oszacowanie odległości o jaką przesuwał się punkt. Okazało się, że gdy ludzie byli w grupie, oszacowania były uśrednione i przyjęte przez wszystkich członków grupy jako własne. Nie pojawiały się różnice między badanymi w ocenianiu przesunięcia punktu.
Interpretacja
To zjawisko nazywane jest konformizmem informacyjnym - badani dostosowywali swoje oszacowania do normy wypracowanej przez grupę, rezygnując z indywidualnych ocen, milcząco zakładając, że zdanie wypracowane przez grupę jest bardziej adekwatne niż ich indywidualne oceny. W sytuacji niepewności i braku obiektywnych danych źródłem informacji o rzeczywistości staje się zachowanie innych ludzi.
Dodatkowe wyniki
W badaniu uzyskano dodatkowe wyniki.
Gdy z grupy usuwano jedną osobę, następnie wprowadzono nową, okazywało się, że podporządkowywała się ona wcześniej wypracowanej normie. Po kilku takich zmianach grupa składała się już z nowych osób mimo to obowiązywała nadal ta sama, "stara" norma. Interpretuje się to zjawisko jako ilustrację przekazywania norm grupowych z pokolenia na pokolenie.
Osoby, które należały do grup były następnie badane indywidualnie po upływie dłuższego czasu od zakończenia pierwszego eksperymentu. Okazało się, że nadal "wyznają" normę grupową - twierdzą, że punkt światła przesuwa się o tę samą odległość, co twierdziła grupa. Ten wynik interpretuje się jako objaw zaakceptowania normy grupowej i włączenie jej do własnego systemu norm (zobacz też: identyfikacja (psychologia), introjekcja, internalizacja, naśladowanie).
Wpływ eksperymentu
Zjawisko dopasowywania indywidualnych przekonań do przekonań i norm obowiązujących w grupie jest objawem konformizmu. Badani dopasowywali się do zdania wypracowanego przez grupę, bowiem byli w warunkach dużej niepewności. Solomon Asch twierdził, że w sytuacji pewności, czyli wtedy, gdy badani byliby pewni swoich spostrzeżeń takie zjawisko nie zachodzi. W związku z tym skonstruował jeden z bardzo słynnych eksperymentów psychologicznych, który dał nieoczekiwane wyniki - zobacz eksperyment Ascha.