UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH
kazanie
Niewiele lat po śmierci Chrystusa rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan w Imperium Rzymskim. Św. Jan najmłodszy i ostatni z żyjących Apostołów został zesłany za rządów cesarza Domicjana na wyspę Patmos na Morzu Śródziemnym. Miał na niej tajemnicze objawienia, które spisał w Apokalipsie, ostatniej księdze Nowego Testamentu. W wielu fragmentach tej księgi Apostoł chciał pocieszyć i podtrzymać na duchu prześladowanych chrześcijan. Takim fragmentem jest wizja olbrzymiej liczby zbawionych w niebie.
Najpierw ujrzał w niej po 12 tysięcy opieczętowanych, to jest zbawionych z każdego z 12 pokoleń Izraela. Potem zaś ujrzał tłum, tak wielki, że nikt nie mógł go policzyć. Byli to zbawieni pochodzący z narodów pogańskich. Ta wizja wielkiego tłumu odnosi się niewątpliwie do czasów przyszłych, bo za czasów św. Jana nie było jeszcze tak wielu pogan nawróconych.
Olbrzymia rzesza zbawionych nie składa się tylko ze świętych w naszym współczesnym rozumieniu, to jest z kanonizowanych przez Kościół. Jest ich wprawdzie sporo, ale zmieściliby się bez trudu w bazylice św. Piotra w Rzymie.
Biorąc pod uwagę, że wizja odnosiła się do przyszłości, możemy przyjąć, że w tym niezliczonym tłumie, który ujrzał św. Jan, znajdowali się również nasi przodkowie, nasi dziadkowie, rodzice, krewni, przyjaciele, znajomi; ci wszyscy, którzy kiedyś w naszym kościele i w tysiącach innych świątyń klęczeli i modlili się.
Mamy nadzieję, że w tej nieprzeliczonej rzeszy nie brakło również i nas samych.
Dziś przyszliśmy do kościoła, aby uczcić wszystkich świętych, zarówno tych, których Kościół kanonizował w uroczysty sposób i których obrazy oraz rzeźby zdobią nasze świątynie, jak i tych zwykłych zbawionych z naszych rodzin i znajomych.
Przez przyjście na niedzielną Mszę św. i modlitwy chcemy ich uczcić i wyrazić im wdzięczność za to, że przekazali nam wiarę, uczyli nas modlitwy i swym przykładem wskazywali drogę do nieba. Oni na pewno są obecni wśród nas w sposób duchowy, dostrzegają nas i radują się z naszej obecności.
Wielu ludzi pyta, czy między tymi, którzy są już w niebie, a nami na ziemi są jakieś stosunki, czy wiemy coś o sobie i czy możemy w jakiś sposób sobie pomagać.
Świętej Teresie, młodej karmelitance, ciężko chorej na gruźlicę i przekonanej o zbliżającej się śmierci, czytała jej rodzona siostra Celina książkę o szczęściu świętych w niebie. Przyszła święta przerwała jej mówiąc:
- Nie to mnie pociąga.
- Cóż więc? Zapytała siostra.
- Miłość … powracać na ziemię, aby szerzyć miłość …
Do drugiej zaś swej siostry, rodzonej i zakonnej jednocześnie, Agnieszki, powiedziała:
- Moim niebem będzie czynić dobrze na ziemi.
Innym znów razem mówiła: „Po mojej śmierci będę spuszczać na ziemię deszcz róż”, to jest różnych łask, które pragnęła uprosić u Boga dla ludzi.
Już bliska śmierci mówiła z humorem: „Będę kradła, dużo rzeczy zniknie w niebie, bo ja wam przyniosę”.
Święta rzeczywiście spełniała tę obietnicę. Wielu chorych odzyskało zdrowie za jej przyczyną. Jeszcze więcej cudów uzdrowienia duszy, to jest nawróceń, dokonało się przez lekturę „Dziejów duszy”, jej życiorysu, napisanego przez nią samą. Oto jedno z tych nawróceń.
Profesor i rektor uniwersytetu Ching Hung-wu, gdy Japończycy opanowali Szanghaj, aby nie zostać aresztowanym przez nich, schronił się u swego przyjaciela, katolika. Mając wiele wolnego czasu czytał różne książki. Największe wrażanie zrobiły na nim „Dzieje duszy”. Powiedział, że „jeśli to jest katolicyzm, to i ja pragnę do niego należeć”. Nawrócił się i otrzymał chrzest 18 grudnia 1937 roku. Potem został ambasadorem Chin przy Stolicy Apostolskiej.
Wszyscy inni święci jak również nasi bliscy znajdujący się w niebie postępują podobnie jak św. Teresa. Widzą nasze potrzeby i proszą Boga, aby udzielił nam pomocy. Czynią to zwłaszcza wtedy, gdy ich o to prosimy. Zarówno im, jak i św. Teresie sprawia wielką radość świadomość, że Bóg wysłucha ich i naszych modlitw.
Nasze modlitwy i ich pomoc przez wstawiennictwo u Boga nazywamy świętych obcowaniem.
Bardzo łatwo jest zbanalizować i spłycić świętych obcowanie, zapominając o miłości i czci wzajemnej między nami a zbawionymi w niebie, a myśląc tylko po kupiecku o ich pomocy. Pobożność ludowa nawet wyspecjalizowała tę pomoc, przydzielając poszczególnym świętym odpowiednie jej rodzaje. I tak św. Antoni ma pomagać nam w odnalezieniu rzeczy zgubionych, św. Krzysztof w prowadzeniu samochodu, a św. Juda Tadeusz w sprawach trudnych i beznadziejnych.
Ci święci, być może, trochę z uśmiechem rozbawienia słuchają próśb płynących do nich z ziemi i wstawiają się za swymi petentami u Boga. Nie są jednak z pewnością zazdrośni o swą specjalność i gdy zwrócimy się do innego świętego, ten może ich wyręczyć i nam pomóc.
Modląc się do świętych, wciąż jednak winniśmy pamiętać, że prosimy ich tylko o wstawiennictwo, a łaski i pomoc daje zawsze sam Bóg. W sposób cudowny pomaga nam Bóg raczej rzadko. Z zasady posługuje się innymi ludźmi i środkami naturalnymi. Gdy ktoś np. modli się do św. Krzysztofa o szczęśliwą podróż samochodem, już samo skupienie uwagi i samo uspokojenie, jakie daje modlitwa zwiększa nasze szanse na uniknięcie wypadku.
Zabobonną natomiast formą modlitw o łaski za przyczyną świętych są tzw. Łańcuszki, czyli przepisywanie jakiejś modlitwy dziesiątki razy, rozsyłanie innym z poleceniem, aby czynili to samo pod groźbą wielkich kar, jeżeli tego nie uczynią.
Najczęściej spotykaną formą świętych obcowania są nasze modlitwy za dusze w czyśćcu. Nigdy nie wiemy z pewnością, kto tam się znajduje. Możemy jednak przypuszczać z dużym prawdopodobieństwem, że wielu z naszej najbliższej rodziny, krewnych czy przyjaciół musi przejść przez ten stan oczyszczenia. Niewielu z nas jest gotowych w chwili śmierci wejść bezpośrednio do nieba.
Teologia uczy, że okres zdobywania zasług na niebo kończy się wraz ze śmiercią. Potem już tylko poprzez cierpienie, polegające głównie na żalu, że nie kochaliśmy dostatecznie Boga i bliźnich, cierpienie będące ogniem tęsknoty za Bogiem, może człowiek w czyśćcu przygotować się do nieba.
My natomiast żyjący na ziemi możemy poprzez nasze dobre uczynki i modlitwy pomagać duszom w czyśćcu. Największą pomoc okazujemy im ofiarowując za nich Mszę św.
Prawie tysiąc lat temu we Włoszech małemu chłopcu Piotrowi umarli rodzice. Miał jednak jeszcze starszych braci. Jeden z nich, który odziedziczył gospodarstwo po rodzicach, zaopiekował się chłopcem. Drugi był księdzem, ale mieszkał daleko, stąd przy ówczesnym braku komunikacji prawie nie spotykał swych braci. Piotr codziennie musiał od rana do nocy strzec na pastwisku krów i owiec brata. Pewnego razu przejechał pobliską drogą jakiś nieznajomy pan karetą. Na tej drodze znalazł Piotr złotego dukata. Nie mógł odnaleźć przejeżdżającego pana, a i nie był pewny, czy dukat należał do niego. Ponieważ bardzo kochał swych zmarłych rodziców, zaniósł tę monetę do miejscowego proboszcza z prośbą o odprawienie Mszy św. za nich. Proboszcz widząc inteligentnego i pobożnego chłopca, postanowił pomóc mu w zdobyciu wykształcenia. Napisał też do dalekiego księdza, brata Piotra, w tej sprawie. Piotr skończył studia, został księdzem, potem biskupem i kardynałem, a po śmierci świętym. Jest nim św. Piotr Damiani. Przyszły święty później wiele razy wspominał, że dusze rodziców, za których dał dukata na Mszę św. wyprosiły mu możliwość nauki i powołanie kapłańskie. Ten przykład mówi, że nie tylko my możemy pomóc naszym bliskim w czyśćcu, ale oni również mogą wypraszać nam różne łaski u Boga.
Dzisiejsza uroczystość Wszystkich Świętych skłania nas do zastanowienia, czy czcimy ich naprawdę, starając się poznać ich życiorysy, zwłaszcza naszych patronów, i czy staramy się choć trochę ich naśladować w praktyce miłości Boga i bliźniego. Czy nie ograniczamy się tylko do zanoszenia próśb od czasu do czasu, gdy znajdujemy się w jakiejś potrzebie.
Natomiast jutrzejszy Dzień Zaduszny stawia nam pytanie, czy po złożeniu naszych bliźnich do grobu nie zapomnieliśmy o nich całkowicie. Gdyby doszło do tego zapomnienia, nasz umysł i serce stałyby się dla nich grobem w sensie duchowym.
Niech nie tylko kwiaty i świeczki stawiane raz do roku na ich grobach, ale również i nasze modlitwy i Msze św. o spokój ich duszy świadczą, że żywa jest nasza pamięć o nich.
3